56. Przebudzenie się ze snu o zyskaniu błogosławieństw

Autorstwa Yifan, Chiny

Gdy miałam 28 lat, zachorowałam na astmę alergiczną. Za każdym razem, gdy mój stan się zaostrza, nie mogę oddychać i mam takie duszności, że zaczyna mi się kręcić w głowie. W nocy nie mogę się nawet położyć. Muszę siedzieć prosto, opierać się o coś i po prostu wytrzymać tak aż do rana. W tamtym czasie często trafiałam do szpitala na leczenie, a cierpienie spowodowane chorobą wyczerpywało mnie fizycznie i psychicznie. Pamiętam, że kiedyś byłam poważnie chora i nie mogłam oddychać. Po ponad dziesięciu dniach w szpitalu mój stan nadal się nie poprawił. Pomimo kroplówki i podawanego tlenu wciąż się dusiłam i byłam zlana potem. Szpital, w którym przebywałam, nie mógł mnie dalej leczyć, więc zorganizowano moje przeniesienie do większej placówki. Gdy moja rodzina niosła mnie na noszach do wejścia, zemdlałam. W tamtym momencie pomyślałam, że to może być mój koniec, ale po dziesięciu dniach doraźnego leczenia mój stan się ustabilizował. Po wypisaniu ze szpitala wracałam do zdrowia w domu. Każdego dnia bardzo na siebie uważałam, bojąc się, że nawet najmniejsze potknięcie może wywołać u mnie nawrót choroby. Pewnego dnia poszłam do lekarza, który stwierdził: „Twoja choroba stanowi jedno z czterech największych wyzwań medycznych na świecie. Dobrze, że jej objawy można kontrolować, ale nie ma szans na wyleczenie. Powinnaś zawsze mieć przy sobie doraźne leki, ponieważ zbyt późna reakcja może zagrażać życiu”. Słowa lekarza mnie przygnębiły. Jak to możliwe, że w tak młodym wieku zachorowałam na taką chorobę? Ilekroć wracałam myślami do tego momentu, kiedy mój stan był krytyczny i otarłam się o śmierć, trzęsłam się ze strachu. Przez następne ponad dziesięć lat szukałam wszędzie pomocy medycznej, ale nikt nie potrafił znaleźć przyczyny mojego problemu, a z biegiem lat moje ciało stało się strasznie słabe. Udręka spowodowana chorobą sprawiła, że straciłam wszelką nadzieję. W 2009 roku moja mama podzieliła się ze mną Bożą ewangelią w dniach ostatecznych. Czytając słowa Boże, zrozumiałam, że jest to ostatni etap Bożego dzieła zbawienia ludzkości. To, że mogłam przyjąć za życia Boże dzieło w dniach ostatecznych, było wielkim błogosławieństwem! Pomyślałam: „Jeśli tylko moje dążenia będą właściwie ukierunkowane, uleczenie mojej choroby będzie dla Boga drobnostką. Może nawet uda mi się zobaczyć piękno królestwa!”. To było niczym oaza na pustyni, dzięki której odzyskałam w życiu nadzieję. Potem zaczęłam wykonywać swoje obowiązki w kościele. Powoli zaczęłam czuć, że moja choroba nie jest już tak poważna jak wcześniej. Choć nadal miałam częste nawroty, radziłam sobie z nimi za pomocą leków. W sercu nieustannie dziękowałam Bogu i byłam jeszcze bardziej zmotywowana do wykonywania swoich obowiązków. Pewnego razu spotkałam siostrę, która od dawna wierzyła w Boga. Powiedziała, że wcześniej cierpiała z powodu tej samej choroby co ja, ale gdy odnalazła Boga i zaczęła wykonywać swoje obowiązki w kościele, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, wyzdrowiała. Pomyślałam: „Skoro Bóg mógł uzdrowić ją, z pewnością może uzdrowić także mnie. Po prostu jeszcze nie zapłaciłam wystarczająco wysokiej ceny i nie jestem tego godna. Gdy tylko poniosę większe koszty, Bóg mnie nie zawiedzie”.

Później wzięłam na siebie obowiązki związane z pracą z tekstami. Myślałam: „Możliwość wykonywania tych obowiązków to Boża łaska i wywyższenie, więc muszę wkładać w to całe serce. Być może Bóg dostrzeże moją gotowość płacenia ceny i ulży mi w cierpieniu. Bóg jest wszechmogący i być może całkowicie mnie uzdrowi”. Z takim nastawieniem każdego dnia pracowałam od świtu do zmierzchu, a moje wysiłki przynosiły też pewne rezultaty. W 2017 roku, ponieważ po długim stosowaniu niektóre leki stały się mniej skuteczne, a dobre lekarstwa były dla mnie za drogie, mogłam polegać jedynie na lekach hormonalnych, aby utrzymać chorobę pod kontrolą i móc dalej wykonywać swoje obowiązki. Myślałam: „Przez te wszystkie lata moja choroba mnie nie ograniczała i nadal wykonywałam swoje obowiązki. Być może Bóg dostrzeże poniesione przeze mnie koszty i pewnego dnia mnie uzdrowi. Wtedy będę mogła wykonywać swoje obowiązki jak normalna osoba. Czyż to nie byłoby cudowne?”. Gdy tak sobie o tym marzyłam, moja choroba nie tylko nie ustąpiła, ale wręcz się zaostrzyła. Ponieważ przez jakiś czas przyjmowałam leki hormonalne, z czasem pojawiły się skutki uboczne, a moje ciało zaczęło puchnąć. Widząc mój stan, kierownik nie miał innego wyjścia, jak tylko odesłać mnie do domu na leczenie. Poczułam się bardzo zniechęcona i nieszczęśliwa. Pomyślałam: „Moja choroba stała się bardzo poważna. Nie wiem nawet, czy dożyję jutra, nie wspominając już o podziwianiu w przyszłości pięknych scen królestwa Bożego”. Gdy o tym myślałam, po twarzy bezwiednie spływały mi łzy, a w sercu zaczęłam się skarżyć: „Boże! Przez wszystkie te lata bez względu na pogodę wykonywałam swoje obowiązki, znosząc liczne trudności i płacąc cenę, a moja praca przyniosła też rezultaty, więc dlaczego mnie nie ochroniłeś? Jeśli teraz umrę, czy wszystkie poniesione przeze mnie koszty nie pójdą na marne? Boże, czy wykorzystujesz tę chorobę, żeby mnie zdemaskować i wyeliminować? Gdybym wiedziała, że tak się stanie, skupiłabym się na leczeniu swojej choroby i dbaniu o swoje ciało. Wtedy bym tak nie skończyła”. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej skrzywdzona się czułam. Potem nie jadłam i nie piłam słów Bożych ani się nie modliłam. Każdego dnia żyłam w zamroczeniu, jakbym była chodzącym trupem. Czułam się naprawdę oddalona od Boga, jakby Bóg mnie opuścił. Bardzo się bałam, więc się pomodliłam: „Boże, wiem, że mój stan jest niewłaściwy, ale nie mam pojęcia, jaką naukę powinnam z tego wyciągnąć. Proszę, oświeć mnie i poprowadź, abym zrozumiała swój problem”.

Pewnego dnia przeczytałam następujące słowa Boże: „Kiedy ludzie zaczynają wierzyć w Boga, który z nich nie ma własnych celów, motywacji i ambicji? Nawet jeśli część z nich wierzy w istnienie Boga i dostrzega istnienie Boga, ich wiara w Boga nadal zawiera te motywacje, a ich ostatecznym celem w wierze w Boga jest otrzymanie Jego błogosławieństw i tego, czego pragną. Ludzie w swych doświadczeniach życiowych często myślą sobie: »porzuciłem swoją rodzinę i karierę dla Boga, a co On mi dał? Muszę to podsumować i potwierdzić: czy otrzymałem ostatnio jakieś błogosławieństwa? W tym czasie dużo dałem z siebie, wysilałem się i wysilałem, i wiele wycierpiałem – czy Bóg dał mi w zamian jakieś obietnice? Czy pamiętał moje dobre uczynki? Jaki będzie mój koniec? Czy mogę otrzymać Boże błogosławieństwa?…«. Każdy człowiek stale dokonuje takich kalkulacji w swoim sercu i kieruje do Boga żądania wynikające z tych motywacji, ambicji i transakcyjnej mentalności. To znaczy, że w swoim sercu człowiek nieustannie sprawdza Boga, nieustannie wymyśla plany dotyczące Boga i nieustannie spiera się z Bogiem o swój wynik, a także próbuje wydobyć od Boga oświadczenie i sprawdzić, czy Bóg może dać mu to, czego chce, czy nie. Człowiek jednocześnie dąży do Boga i nie traktuje Go jak Boga. Człowiek zawsze stara się targować z Bogiem, nieustannie stawia Mu wymagania i nawet naciska na Niego na każdym kroku, próbując wziąć kilometr po otrzymaniu centymetra. W tym samym czasie, gdy człowiek próbuje targować się z Bogiem, również spiera się z Nim, a są nawet ludzie, którzy, gdy spotykają ich próby lub znajdują się w pewnych sytuacjach, często stają się słabi i zniechęceni, opuszczają się w pracy i przepełniają ich skargi na Boga. Człowiek, od czasu, gdy po raz pierwszy zaczął wierzyć w Boga, uznał Boga za róg obfitości, szwajcarski scyzoryk, a samego siebie uznał za największego wierzyciela Boga, tak jakby domaganie się błogosławieństw i obietnic od Boga było jego nieodłącznym prawem oraz obowiązkiem, a ochrona człowieka, dbanie o niego i zaopatrywanie go były obowiązkami, które powinien wypełniać Bóg. Takie jest podstawowe zrozumienie »wiary w Boga« wszystkich tych, co wierzą w Boga, i takie jest ich najgłębsze zrozumienie pojęcia wiary w Boga(Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg II, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). „Związek człowieka z Bogiem oparty jest wyłącznie na czystej korzyści własnej. To związek pomiędzy biorcą a dawcą błogosławieństw. Upraszczając, jest to relacja pomiędzy pracownikiem i pracodawcą. Pracownik ciężko pracuje jedynie po to, by otrzymać wynagrodzenie przyznawane przez pracodawcę. W takiej opartej na interesach relacji nie ma bratniego przywiązania, tylko transakcja. Nie ma kochania i bycia kochanym, wyłącznie jałmużna oraz litość. Nie ma zrozumienia, a tylko bezradne, stłumione oburzenie i oszustwo. Nie ma zażyłości, jedynie przepaść nie do przebycia. Teraz, gdy sprawy zabrnęły tak daleko, kto jest w stanie zmienić ich bieg? Ilu ludzi jest zdolnych naprawdę zrozumieć, jak zgubna stała się ta relacja? Wierzę, że gdy ludzie zanurzają się w radości płynącej z błogosławieństwa, nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak żenująca i odrażająca jest taka relacja z Bogiem(Dodatek 3: Człowiek może dostąpić zbawienia jedynie pod Bożym zarządzaniem, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Bóg obnażył mój prawdziwy stan. Poczułam się przybita, przygnębiona, zawstydzona i upokorzona. Przez te wszystkie lata wiary w Boga nawet gdy cierpiałam z powodu choroby, wstawałam wcześnie i pracowałam do późna, aby wykonywać swoje obowiązki, i choć wydawało się, że jestem lojalna wobec Boga, biorę pod uwagę Jego intencje i staram się Go zadowolić, moim prawdziwym zamiarem było wykorzystanie ponoszonych kosztów i osiągnięć jako karty przetargowej, aby Bóg mnie uzdrowił. Postrzegałam je jako zasługi, które mają zapewnić mi zbawienie i wejście do królestwa Bożego. Wszystko, co robiłam, miało na celu zyskanie błogosławieństw i korzyści. Próbowałam dobijać targu z Bogiem. Tak naprawdę nie wypełniałam swoich obowiązków, aby zadowolić Boga. Myślałam o swojej nieuleczalnej chorobie i o tym, jak lata bólu i cierpienia sprawiły, że straciłam chęć do życia. Jednak gdy byłam pogrążona w bólu i rozpaczy, usłyszałam Bożą ewangelię, a widząc władzę i moc Boga, zaczęłam pokładać w Nim swoje nadzieje. Zwłaszcza gdy poznałam siostrę, która po odnalezieniu Boga wyzdrowiała, uznałam, że dopóki w ramach wykonywania obowiązków będę gotowa znosić cierpienie, Bóg mnie nie zawiedzie. Wierzyłam, że nie tylko mnie uzdrowi, ale zaprowadzi mnie także do swojego królestwa, abym cieszyła się życiem wiecznym, dlatego przyjmowałam każdy obowiązek, jaki wyznaczył mi kościół, podporządkowywałam się, brałam leki, żeby radzić sobie z chorobą, i zawsze wykonywałam swoje obowiązki na czas. Jednak kiedy mój stan się pogorszył zamiast się polepszyć i stanęłam nawet w obliczu groźby śmierci, natychmiast zwróciłam się przeciwko Bogu, mając poczucie, że jest wobec mnie niesprawiedliwy. Żyłam w stanie zniechęcenia, narzekając na Boga i opacznie Go rozumiejąc. Nie czytałam słów Bożych, nie modliłam się i żałowałam poniesionych wcześniej kosztów. Patrząc na siebie w świetle obnażających słów Bożych, zdałam sobie sprawę, że moja relacja z Bogiem opiera się na czysto egoistycznym interesie i przypomina relację między pracownikiem a pracodawcą. Moja harówka i poświęcenia miały na celu uzyskanie korzyści od Boga. Wykorzystywałam Go i oszukiwałam. Nigdy tak naprawdę nie traktowałam Boga jak Boga. Przypomniałam sobie ciężką chorobę, na którą cierpiałam w wieku dwudziestu kilku lat. Wiedziałam, że bez Bożej ochrony już dawno bym umarła. Jak inaczej mogłabym dalej żyć? To Bóg dał mi drugie życie i pozwolił mi dotrwać do tego momentu. Jednak zamiast okazać wdzięczność, wykorzystałam poniesione koszty, aby żądać od Boga łaski i błogosławieństw. Byłam naprawdę pozbawiona człowieczeństwa i niegodna Bożego zbawienia. Pomyślałam o Pawle. Chociaż ciężko pracował i się poświęcał, nie robił tego, aby wykonywać swoje obowiązki, ale aby zyskać błogosławieństwa i koronę. Ostatecznie, w swoim buncie stwierdził: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8). W ten sposób obraził Boże usposobienie. Gdybym nie okazała skruchy, nie zmieniła się i nadal żądała od Boga błogosławieństw i łaski, ostatecznie zostałabym przez Niego odrzucona z pogardą i wyeliminowana, tak jak Paweł. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, poczułam jeszcze większy żal. Nienawidziłam siebie za to, że przez tyle lat wierzyłam w Boga, nie dążąc do prawdy. Kroczyłam niewłaściwą ścieżką dążenia do błogosławieństw. Pomodliłam się do Boga: „Boże, przez wszystkie te lata wiary w Ciebie nie okazywałam Ci żadnej miłości i nie starałam Ci się odwdzięczyć. Usiłowałam Cię tylko wykorzystać. Byłam całkowicie pozbawiona człowieczeństwa! Boże, pragnę się przeciwko sobie zbuntować i przestać próbować dobijać z Tobą targu”.

Później, dzięki lekom i inhalacjom, udawało mi się w miarę dobrze kontrolować chorobę. W kwietniu 2022 roku zaczęłam ponownie wykonywać obowiązki związane z pracą z tekstami i doceniałam fakt, że mam taką możliwość. W tamtym czasie robiłam to najlepiej, jak potrafiłam, i wkładałam w to całe serce, a rezultaty mojej pracy były całkiem dobre. Wiedziałem, że to Boża łaska i ochrona. W mgnieniu oka nadszedł wrzesień 2023 roku, a moja astma nagle się nasiliła. Leki i zastrzyki okazały się nieskuteczne, więc nie miałam innego wyjścia, jak udać się na leczenie do szpitala. Po wielu trudnościach mój stan w końcu się ustabilizował, jednak wkrótce astma znów się nasiliła. Mogłam tylko wdychać, ale nie mogłam wydychać, przez co miałam zawroty głowy i byłam skołowana. Miałam poczucie, że moje życie jest nieustannie zagrożone. Nie miałam innego wyjścia, jak wrócić do domu i dojść do siebie. Myśl o powrocie sprawiła, że poczułam się wyjątkowo zniechęcona i zrozpaczona. Nie mogłam powstrzymać łez. Myślałam: „Tak ciężko pracowałam, wykonując swoje obowiązki, zniosłam tak wiele cierpienia i zapłaciłam ogromną cenę. Dlaczego więc moja choroba ciągle powraca? Dlaczego mój stan jest coraz gorszy? Dlaczego Bóg nie bierze pod uwagę mojej gotowości do wykonywania obowiązków, nie chroni mnie i nie uzdrawia? Czy Bóg nie widzi mojego serca?”. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej skrzywdzona się czułam. Uważałam, że Bóg traktuje mnie niesprawiedliwie. Myśląc o przyszłości, byłam całkowicie pozbawiona nadziei. Nie tylko moja choroba najprawdopodobniej nie zostanie uleczona, ale moje nadzieje na zbawienie i wejście do królestwa stały się jeszcze bardziej nikłe. W tamtym czasie jedna z sióstr znalazła dla mnie fragment słów Bożych dotyczących mojego stanu: „Gdy Bóg zsyła na kogoś chorobę, mniej lub bardziej poważną, Jego celem nie jest to, żebyś docenił wszystkie aspekty bycia chorym, szkody, jakie choroba ci wyrządza, niedogodności i trudy przez nią powodowane i wszelkiego rodzaju uczucia, jakie z niej wynikają – Jego celem nie jest to, żebyś docenił chorobę, doświadczając jej na własnej skórze. Jego celem jest to, żebyś wyniósł naukę z choroby, żebyś nauczył się, jak uchwycić intencje Boga, żebyś poznał swoje zepsute skłonności, jakie ujawniasz, i błędne postawy, jakie przyjmujesz wobec Boga, gdy chorujesz, i nauczył się, jak podporządkować się suwerennej władzy i zarządzeniom Boga, tak byś mógł osiągnąć prawdziwe podporządkowanie się Bogu i wytrwać w świadectwie – to jest absolutnie kluczowe. Bóg chce cię zbawić i oczyścić poprzez chorobę. Z czego chce On cię oczyścić? Chce oczyścić cię ze wszystkich twoich nadmiernych pragnień i żądań wobec Boga, a nawet z twoich różnych przejawów wyrachowania, osądów i intryg, które czynisz za wszelką cenę, by przetrwać i pozostać przy życiu. Bóg nie domaga się, żebyś robił plany i wydawał osądy, oraz nie pozwala, byś miał wobec Niego jakieś wygórowane pragnienia; On wymaga jedynie, byś Mu się podporządkował i byś poprzez praktykę i doświadczenie podporządkowania się poznał własne nastawienie do choroby i do tych stanów ciała które od Niego pochodzą, a także byś poznał własne osobiste życzenia. Gdy poznasz te rzeczy, wtedy docenisz, jakie korzyści przynoszą ci ta choroba lub te symptomy cielesne przygotowane przez Boga; wtedy docenisz, jak bardzo są one pomocne w zmianie twojego usposobienia, w dostąpieniu zbawienia i we wkroczeniu w życie. Dlatego w sytuacji, gdy zapadasz na jakąś chorobę, nie wolno ci ciągle zastanawiać się, w jaki sposób od niej się uwolnić, uciec lub ją odrzucić. (…) Nie możesz mówić: »Jeśli wyjdę z tej choroby, to uwierzę, że stało się to dzięki wielkiej mocy Boga, ale jeśli się nie wyleczę, to będę miał żal do Boga. Dlaczego Bóg zesłał na mnie tę chorobę? Dlaczego mnie nie uzdrowił? Dlaczego na mnie spadła ta choroba, a nie na kogoś innego? Ja jej nie chcę! Dlaczego muszę umrzeć w tak młodym wieku? Jak to jest, że innym ludziom udaje się przeżyć? Dlaczego?«. Nie pytaj dlaczego, jest to rozporządzenie Boga. Nie ma tu powodu i nie powinieneś dociekać dlaczego. Takie dociekanie to buntownicza mowa i nie jest to pytanie, które istota stworzona powinna stawiać. Nie pytaj dlaczego, nie ma żadnego powodu. Bóg tak to zaplanował i zaaranżował. Jeśli pytasz dlaczego, można jedynie powiedzieć, że jesteś zbyt buntowniczy, zbyt zawzięty. Gdy coś powoduje twoje niezadowolenie lub gdy Bóg robi coś nie po twojej myśli i nie pozwala, żeby było tak, jak ty chcesz, stajesz się nieszczęśliwy, rozgoryczony i stale pytasz dlaczego. Bóg zatem pyta cię: »Dlaczego nie wypełniasz dobrze swojej powinności jako istota stworzona? Dlaczego nie wykonujesz lojalnie swoich obowiązków?«. A ty jak na to odpowiesz? Mówisz: »Nie ma żadnego powodu, taki już jestem«. Czy to jest do przyjęcia? (Nie). Do przyjęcia jest to, że Bóg mówi do ciebie w ten sposób, ale nie jest do przyjęcia, żebyś ty tak mówił do Boga. Zajmujesz niewłaściwą pozycję i zanadto brakuje ci rozumu(Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Boga zyskałam pewne zrozumienie Jego intencji. Bóg nie chciał, abym żyła w chorobie i dogłębnie poznawała, czym jest cierpienie z nią związane, ani abym z niepokojem szukała ucieczki przed nią. Chorobę można leczyć, ale to, czy da się ją całkowicie wyleczyć i czy będzie ona stanowiła zagrożenie dla mojego życia, nie zależy od ludzi. Wszystko podlega suwerennej władzy Boga i wynika z predestynacji. Musiałam się temu podporządkować, zastanowić się nad tym, jakie zepsute skłonności i błędne poglądy ujawniłam w swojej chorobie, a także szukać prawdy, aby się ich wyzbyć. Taki rozum powinnam posiadać. Pomyślałam o tym, że w swojej chorobie nie jestem w ogóle podporządkowana Bogu. Gdy mój stan się pogorszył i nie mogłam wykonywać swoich obowiązków albo gdy moje życie było zagrożone, zamiast szukać prawdy, zaczęłam się skarżyć, że Bóg nie bierze pod uwagę mojego cierpienia i ponoszonych kosztów i że mnie nie chroni. Uważałam, że jest niesprawiedliwy. Chociaż dzięki wcześniejszym doświadczeniom zyskałam pewne zrozumienie swojego błędnego nastawienia, które polegało na próbie dobijania targu z Bogiem, nie zaszła we mnie prawdziwa przemiana. Bóg znał moje braki i niedociągnięcia. Poprzez nawrót mojej choroby ponownie obnażył moje godne pogardy intencje, którymi kierowałam się w swojej wierze w Niego. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak głęboko zakorzenione są moje zamiary związane z uzyskaniem błogosławieństw. Nawrót mojej choroby zawierał w sobie dobrą intencję Boga i miał na celu oczyszczenie mnie z zepsucia i nieczystości. Ja jednak nie rozumiałam dzieła Boga i skarżyłam się, że jest niesprawiedliwy. Opacznie Go rozumiałam, myśląc, że poprzez moją chorobę zamierza mnie wyeliminować. Uzmysłowiłam sobie, że po tylu latach wiary, wciąż zupełnie nie znam Boga. Byłam naprawdę słaba, żałosna i ślepa! Teraz zrozumiałam, że choć na pierwszy rzut oka bardzo cierpiałam z powodu choroby, za tym wszystkim kryła się żmudna intencja Boga, że było to Boże zbawienie dla mnie, i że miało to skłonić mnie do refleksji i poznania samej siebie w chorobie. Gdyby nie to, nadal miałabym błędne nastawienie w swoich dążeniach, coraz trudniej byłoby mi spełnić wymagania Boga i ostatecznie wkroczyłabym na ścieżkę bez powrotu. Gdy sobie to uświadomiłam, moje serce się rozjaśniło. Przestałam skarżyć się na Boga i opacznie Go rozumieć.

Później pomyślałam o następujących słowach Bożych: „Sprawiedliwość nie oznacza bynajmniej bezstronności czy racjonalności; nie jest egalitaryzmem ani dawaniem ci tego, na co zasłużyłeś za swoją pracę, nie jest to też zapłata za wykonaną pracę czy też za włożony wysiłek. Nie jest to sprawiedliwość, lecz tylko uczciwe i rozsądne postępowanie. Bardzo niewielu ludzi jest w stanie poznać sprawiedliwe usposobienie Boga. Załóżmy, że Bóg zniszczył Hioba po tym, jak Hiob niósł o Nim świadectwo: czy byłoby to sprawiedliwe? W gruncie rzeczy tak. Czemu nazywamy to sprawiedliwością? Co ludzie uważają za sprawiedliwość? Jeśli coś jest zgodne z pojęciami ludzi, wówczas bardzo łatwo jest im powiedzieć, że Bóg jest sprawiedliwy; gdy jednak uważają, że coś nie jest zgodne z owymi pojęciami – jeśli nie są w stanie tego zrozumieć – wówczas trudno jest im powiedzieć, że Bóg jest sprawiedliwy. Gdyby Bóg zniszczył wtedy Hioba, ludzie nie mówiliby, że jest sprawiedliwy. Tak naprawdę jednak, bez względu na to, czy ludzie zostali zepsuci, czy nie, i czy zostali zepsuci dogłębnie, czy też nie – czy Bóg musi się usprawiedliwiać, gdy ich niszczy? Czy musi wyjaśniać im, na jakiej podstawie to robi? Czy Bóg musi mówić ludziom o prawach, które wprowadził? Nie ma takiej potrzeby. Według Boga człowiek zepsuty i skłonny do opierania się Mu nie ma żadnej wartości; cokolwiek Bóg z nim uczyni, będzie właściwe i zgodne z Bożymi ustaleniami. Gdyby Bóg był z ciebie niezadowolony i gdyby powiedział, że nie ma z ciebie pożytku po twoim świadectwie, i gdyby dlatego cię zniszczył, czy to byłoby Jego sprawiedliwością? Tak, również to byłoby Jego sprawiedliwością. Możesz nie być w stanie tego teraz zrozumieć z perspektywy faktów, ale musisz zrozumieć to doktrynalnie. Jak sądzicie – czy zniszczenie szatana przez Boga jest wyrażeniem Jego sprawiedliwości? (Tak). A gdyby Bóg pozwolił szatanowi pozostać? Nie odważycie się tego powiedzieć, prawda? Istotą Boga jest sprawiedliwość. Choć nie jest łatwo zrozumieć, co Bóg czyni, wszystko, co czyni, jest sprawiedliwe; tylko ludzie tego nie rozumieją. Kiedy Bóg oddał Piotra szatanowi, co odpowiedział Piotr? »Ludzkość nie jest w stanie pojąć, co czynisz, ale we wszystkim, co czynisz, zawierają się Twoje dobre intencje; we wszystkim tym jest sprawiedliwość. Jakże mam nie wychwalać Twojej mądrości i uczynków?«. Powinniście już rozumieć, że Bóg nie niszczy szatana w czasie, gdy zbawia człowieka, by ludzie mogli jasno zobaczyć, jak szatan ich zepsuł i do jakiego stopnia ich zepsuł, a także jak Bóg ich oczyszcza i zbawia. Ostatecznie, kiedy ludzie już zrozumieją prawdę, wyraźnie ujrzą wstrętną twarz szatana i dostrzegą jego potworny grzech polegający na zepsuciu ich, Bóg zniszczy szatana, ukazując im swą sprawiedliwość. W określeniu czasu zniszczenia szatana przez Boga zawarte są Boże usposobienie oraz mądrość. Wszystko, co Bóg czyni, jest sprawiedliwe. Chociaż być może ludzie nie potrafią tego dostrzec, nie powinni wydawać arbitralnych osądów. Jeśli coś, co Bóg czyni, nie wydaje się ludziom rozsądne lub jeśli mają jakiekolwiek pojęcia na ten temat i wówczas mówią, że Bóg nie jest sprawiedliwy, to oni sami są najbardziej nierozsądni(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże uświadomiły mi, że nie rozumiałam sprawiedliwego usposobienia Boga. Uważałam, że Jego sprawiedliwość to uczciwość i rozsądek, jakie postrzega zepsuta ludzkość. Myślałam, że skoro wierzę w Boga, płacę cenę i ponoszę koszty, to On powinien uleczyć moją chorobę i obdarzyć mnie łaskami i błogosławieństwami. Gdy sprawy układały się zgodnie z moimi pojęciami, uważałam, że Bóg jest sprawiedliwy, ale gdy mi nie błogosławił, a sprawy szły wbrew moim wyobrażeniom i pojęciom, myślałam, że jest niesprawiedliwy. Oceniałam sprawiedliwe usposobienie Boga wyłącznie na podstawie tego, czy zyskałam błogosławieństwa i korzyści, co jest całkowicie sprzeczne z prawdą. Moje zapatrywania były naprawdę wypaczone! W rzeczywistości, niezależnie od tego, jak wielu rzeczy ktoś się wyrzeka, jakie koszty ponosi po odnalezieniu Boga, jak wiele cierpi lub jaką cenę płaci, jest to wszystko, co powinna robić istota stworzona. Jeśli chodzi o to, jak Bóg nas traktuje – czy obdarza nas łaską i błogosławieństwami, czy uzdrawia ciało z choroby – jest to Jego prerogatywa, a zepsuta ludzkość nie ma prawa od Niego żądać, aby zrobił to czy tamto. Ludzie powinni to przyjąć i się podporządkować, ponieważ taki rozum powinni mieć. Ja jednak byłam tak zadufana w sobie, że domagałam się, aby z powodu poniesionych przeze mnie kosztów Bóg mnie uzdrowił. Czy nie próbowałam stawiać Bogu niewłaściwych żądań? Czy przekonanie, że skoro się poświęcam i ponoszę koszty, Bóg musi dopilnować, aby wszystko w moim życiu szło gładko, i mnie uzdrowić, a jeśli tego nie robi, jest niesprawiedliwy, nie było jedynie wyrazem moich własnych pojęć i pobożnych życzeń? Bez względu na to, czy Bóg mnie uzdrowi, czy nie, będzie to wynikało z Jego sprawiedliwości. Bez względu na to, jak poważna jest moja choroba, nawet jeśli Bóg pozwoli mi umrzeć, będzie to wynikało z Jego sprawiedliwości. Nie mogłam postrzegać sprawiedliwego usposobienia Boga z perspektywy swoich osobistych interesów, ale raczej z perspektywy Jego istoty. Bóg jest Stwórcą. Traktuje nas sprawiedliwie i w sposób, na który zasługujemy. Pomyślałam o tym, jak Bóg wydał Piotra szatanowi. Piotr był w stanie przyjąć to bez słowa skargi i opacznego rozumienia Boga, a nawet stwierdził: „Ludzkość nie jest w stanie pojąć, co czynisz, ale we wszystkim, co czynisz, zawierają się Twoje dobre intencje; we wszystkim tym jest sprawiedliwość. Jakże mam nie wychwalać Twojej mądrości i uczynków?”. Jestem tylko małą istotą stworzoną. Cokolwiek Bóg ze mną zrobi, jest to czymś właściwym. Czy mnie uzdrowi, czy nie, czy da mi dobry wynik i dobre przeznaczenie, czy nie, powinnam to przyjąć i się temu podporządkować, ponieważ świadczy to o posiadaniu człowieczeństwa i rozumu. Gdy sobie to uświadomiłam, pomodliłam się do Boga: „Boże, wcześniej nie rozumiałam Twojego sprawiedliwego usposobienia i oceniałam je na podstawie własnych pojęć i wyobrażeń. Teraz wiem, że wszystko, co robisz, jest sprawiedliwe. Nawet jeśli moja choroba nie zostanie uleczona i umrę, nadal jesteś sprawiedliwy, a ja wciąż będę Ci dziękować i Cię wychwalać!”.

Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Hiob nie mówił o targowaniu się z Bogiem i nie przedstawiał Bogu żadnych próśb ani żądań. Jego wychwalanie imienia Bożego wynikało z wielkiej mocy i autorytetu Boga we władaniu wszystkimi rzeczami i nie było ono uzależnione od tego, czy zyskał błogosławieństwa, czy też napotkał przeciwności. Uważał, że bez względu na to, czy Bóg błogosławi ludzi czy też sprowadza na nich przeciwności, moc i autorytet Boga nie ulegną zmianie, a zatem niezależnie od okoliczności danej osoby imię Boże powinno być wychwalane. To, że człowiek otrzymuje błogosławieństwo od Boga, ma miejsce z uwagi na suwerenność Boga, a kiedy człowiek napotyka przeciwności, dzieje się to również ze względu na suwerenność Boga. Moc i autorytet Boga panują nad wszystkim, co dotyczy ludzi, i to wszystko organizują; kaprysy losu człowieka są przejawem mocy i autorytetu Boga i bez względu na to, jak to postrzegasz, imię Boże powinno być wychwalane. To jest to, czego doświadczył i co poznał Hiob w trakcie swego życia. Wszystkie myśli i czyny Hioba docierały do uszu Boga, docierały przed Boga i zostały uznane przez Boga za ważne. Bóg cenił tę wiedzę Hioba i cenił go za posiadanie takiego serca. To serce zawsze i we wszystkich miejscach wyczekiwało na Boży nakaz, bez względu na czas i miejsce przyjmowało wszystko, co spotykało Hioba. Hiob nie stawiał Bogu żadnych wymagań. To, czego on sam od siebie żądał, to oczekiwanie, przyjmowanie, stawianie czoła i podporządkowanie się wszystkim ustaleniom, które przyszły od Boga; Hiob wierzył, że jest to jego obowiązek i to było dokładnie to, czego chciał Bóg(Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg II, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Po przeczytaniu słów Bożych moje serce się rozjaśniło i znalazłam ścieżkę praktyki. Hiob wierzył w Boga i nie próbował dobijać z Nim żadnych targów. Bez względu na to, czy otrzymał błogosławieństwa, czy też spotkały go nieszczęścia, potrafił Go wychwalać, ponieważ we wszystkich rzeczach i na podstawie własnych doświadczeń rozpoznał autorytet Boga. Wiedział też, że to dzięki swojej wielkiej mocy Bóg wszystko ustala i sprawuje nad wszystkim suwerenną władzę. Bez względu na to, czy dana osoba ostatecznie otrzyma błogosławieństwa, czy dozna cierpienia, powinna bezwarunkowo podporządkować się suwerennej władzy i ustaleniom Stwórcy. Hiob miał człowieczeństwo i rozum. O nic nie prosił Boga. Zamiast tego wymagał od siebie, aby nieustannie wyczekiwać tego, co pochodziło od Boga, przyjmować to i się temu podporządkowywać. Był uczciwy, życzliwy i miał prawdziwą wiarę w Boga. Ostatecznie w obliczu prób dał świadectwo i zyskał Bożą aprobatę. Ja też chciałam naśladować Hioba i bez względu na to, czy mój stan się poprawi, czy nie, albo jaki będzie mój wynik, podporządkować się ustaleniom i rozporządzeniom Boga oraz nie dokonywać już własnych wyborów. Pomodliłam się do Boga: „Boże, dawniej nie rozumiałam prawdy. Zawsze martwiłam się, czy moja choroba zostanie uleczona, czy będę mieć dobry wynik i dobre przeznaczenie, i żyłam w wielkim cierpieniu. Dziś jestem gotowa powierzyć się w Twoje ręce i bez względu na to, czy otrzymam błogosławieństwa, czy będę cierpiała, podporządkuję się Twojej suwerennej władzy i Twoim ustaleniom”. Gdy nieco zmieniłam swoją perspektywę, udało mi się odnaleźć poczucie wielkiego spokoju i wyzwolenia. Potem wypróbowałam kilka ludowych metod leczenia i ku mojemu zaskoczeniu udało się zapanować nad chorobą, a ja mogłam normalnie wykonywać swoje obowiązki. Dzięki temu doświadczeniu uświadomiłam sobie, że gdyby choroba mnie nie zdemaskowała, nie byłabym w stanie dostrzec swoich godnych pogardy intencji, które popychały mnie do pogoni za błogosławieństwami. Chociaż cierpiałam z powodu fizycznego bólu, nieco lepiej zrozumiałam niedorzeczne poglądy stojące za moimi dążeniami i przeszłam pewną zmianę. To była Boża miłość i Boże zbawienie dla mnie! Bogu niech będą dzięki!

Wstecz: 55. Wskazywanie problemów to nie to samo co wytykanie braków

Dalej: 57. Wyzbyłam się poczucia zobowiązania wobec mojego syna

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

32. Przełom

Autorstwa Fangfang, ChinyWszyscy w mojej rodzinie wierzymy w Pana Jezusa i chociaż ja byłam po prostu zwykłą osobą wierzącą, mój ojciec...

15. Po kłamstwie

Autorstwa Chen Shi, ChinyBóg Wszechmogący mówi: „Musicie wiedzieć, iż Bogu podobają się ci, którzy są uczciwi. Bóg w swej istocie jest...

37. Bóg jest przy mnie

Autorstwa Guozi, USAUrodziłam się w rodzinie chrześcijańskiej i kiedy miałam rok, moja mama przyjęła nowe dzieło powracającego Pana Jezusa...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze