55. Przebudzenie z więzienia
Jestem byłym członkiem Partii Komunistycznej. Pochodzę z rodziny biednych chłopów, która dostała od rządu ziemię i nowy dom. W związku z tym czułem, że powinienem być wdzięczny Partii. Ponieważ byłem pod ogromnym wpływem komunistycznej propagandy, z czasem zacząłem wielbić Partię i przez ponad trzydzieści lat służyłem jako jej wiejska kadra. W tamtym czasie bez mrugnięcia okiem brałem na siebie wielką odpowiedzialność i często byłem zmuszony zaniedbywać rodzinne gospodarstwo ze względu na partyjne obowiązki. Cieszyłem się dużym uznaniem za mój wkład na rzecz Partii i w końcu przyznano mi tytuł „zaawansowanej kadry” i „zaawansowanego członka Partii”. Gdy otrzymałem te wyróżnienia, stałem się jeszcze bardziej lojalny. Gdy zacząłem wierzyć w Boga, byłem przekonany, że powinienem nie tylko być pobożny, ale nadal dobrze wykonywać swoją pracę na rzecz Partii. Dopiero gdy zostałem dwukrotnie aresztowany i prześladowany przez KPCh, w wyniku czego doznałem trwałego kalectwa, ja, były członek Partii, poszedłem w końcu po rozum do głowy.
Wierzyłem w Boga zaledwie rok, gdy w kwietniu 2004 roku zostałem aresztowany przez policję za zorganizowanie zgromadzenia z braćmi i siostrami. Dwóch funkcjonariuszy zabrało mnie do lokalnego urzędu władz powiatowych i natychmiast zaczęło mnie przeszukiwać. Jeden z nich powiedział: „Najlepiej będzie, jeśli wszystko nam wyśpiewasz. Jeśli opowiesz nam w szczegółach o swojej wierze w Boga Wszechmogącego, będziesz mógł nadal służyć jako kadra. Jeśli zaś tego nie zrobisz, nie zdziw się, jeśli cię ostro potraktujemy!”. Pomyślałem sobie: „Zorganizowałem jedynie zgromadzenie i czytałem słowa Boże. Nie zrobiłem nic wbrew prawu. Co więcej, przez wiele lat służyłem jako kadra, robiłem dla Partii co mogłem i ciężko pracowałem, choć nie zawsze byłem doceniany. Jestem przekonany, że gdy wezmą to wszystko pod uwagę, nic mi nie zrobią”. Odpowiedziałem więc, mówiąc: „Wiara w Boga nie jest sprzeczna z prawem. Nie obchodzi mnie, czy nadal będę służył jako kadra, czy nie”. Jeden z funkcjonariuszy syknął wściekle: „Upieraj się przy swoim, a przekonasz się, co z tobą zrobimy!”. Potem nie tylko urządzili nalot na mój dom, ale zabrali nawet moją ciężko chorą żonę. Rzucili moje świadectwa „zaawansowanego członka Partii” na ziemię i powiedzieli: „Jak możesz wierzyć w Boga, skoro jesteś wybitnym członkiem Partii Komunistycznej? To jawny sprzeciw wobec niej!”. Tego popołudnia policja rozdzieliła moją żonę i mnie, przesłuchując każde z nas z osobna. W pokoju przesłuchań Brygady Bezpieczeństwa Narodowego dowódca oddziału agresywnie warknął: „Kto jest przywódcą twojego kościoła? Z kim się kontaktujesz?”. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, złapał mnie za włosy i uderzył moją głową o krzesło. Upadłem na podłogę. Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami zrobiło mi się ciemno. Wiedząc, że KPCh upoważniła policję do bezkarnego bicia ludzi, byłem przestraszony i martwiłem się, co mogą mi zrobić. Wołałem do Boga, prosząc Go, aby mnie chronił i pomógł mi wytrwać przy moim świadectwie. Po modlitwie przypomniałem sobie następujący fragment słów Bożych: „Jestem twoim oparciem i twoją tarczą, a wszystko jest w Moich rękach, więc nie masz się czego obawiać” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 9, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Istotnie, bez względu na to, jak brutalnie zachowywała się policja, wszyscy byli w rękach Boga. Bóg był moją tarczą, więc nie miałem się czego bać. Dopóki szczerze na Nim polegam, nie ma takiego cierpienia, którego bym nie zniósł. Słowa Boga dały mi wiarę i siłę, a ból zelżał. Gdy jeden z funkcjonariuszy przeszukując mój telefon, znalazł w nim numery braci i sióstr wraz z numerami kierunkowymi z innych prowincji, powiedział: „Tylko na tej podstawie mógłbyś dostać od ośmiu do dziesięciu lat”. Pomyślałem sobie: „Wierząc w Boga, nie robię nic złego i nie złamałem żadnego prawa. Na podstawie jakich przepisów miałbym zostać skazany? Bez względu na to, jaki wyrok mi wymierzycie, nigdy nie zdradzę moich braci i sióstr”. Widząc, że nie zamierzam nic powiedzieć, funkcjonariusze zabrali mnie do aresztu.
W więzieniu nieustannie mnie przesłuchiwali i wywierali na mnie presję, abym wydał braci i siostry, ale im nie uległem. W maju 2004 roku funkcjonariusz wręczył mi zawiadomienie o reedukacji przez pracę i kazał mi je podpisać. Sfabrykowano w nim zarzut „zakłócania spokoju społecznego” i skazano mnie na dwa i pół roku. Byłem wściekły i naciskałem na funkcjonariusza: „Jakie prawo złamałem, wierząc w Boga? Dlaczego zostałem aresztowany? Skąd taki surowy wyrok?”. On sprawiał jednak wrażenie, jakby rozkoszował się moim cierpieniem, i stwierdził: „Nadal nie przyznajesz się do winy? Myślę, że ci się upiekło. Zorganizowanie zgromadzenia jest równoznaczne z udzielaniem schronienia przestępcom i stanowi jawny opór wobec KPCh. Kwalifikuje cię to jako przestępcę politycznego”. Tej nocy zastanawiałem się, dlaczego dostałem taki surowy wyrok tylko za wiarę w Boga. Nawet jeśli rząd zabrania członkom Partii praktykowania religii, czy nie powinno się zrobić dla mnie wyjątku, biorąc pod uwagę, że przez tyle lat służyłem jako kadra i zostałem wyróżniony jako zaawansowany członek Partii? Gdy to sobie uświadomiłem, poczułem wielkie rozczarowanie KPCh i pożałowałem, że w przeszłości tak sumiennie jej służyłem. Dwóch braci, których aresztowano wraz ze mną, otrzymało jeszcze surowsze wyroki. Byłem wściekły i nie mogłem zrozumieć, dlaczego KPCh tak bardzo nienawidzi tych, którzy wierzą w Boga. Praktykowanie naszej wiary w Chinach było takie trudne… Nic dziwnego, że Bóg powiedział: „Wielki, czerwony smok prześladuje Boga i jest Jego wrogiem, dlatego w kraju tym ludzie są poniżani i uciskani za swoją wiarę w Boga” (Czy dzieło Boga jest tak proste, jak to wydaje się człowiekowi? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Dopiero gdy czarno na białym zobaczyłem, jakie są fakty, zacząłem zyskiwać większą świadomość. Przekonałem się, że KPCh głęboko nienawidzi Boga i gorączkowo Mu się sprzeciwia. Nieważne jak wiernie służysz Partii i jak bardzo się dla niej poświęcasz, dopóki wierzysz w Boga, Partia ci nie odpuści. To prawdziwe demony sprzeciwiające się Bogu! W tamtym czasie, gdy w pobliżu nie było żadnego funkcjonariusza, jeden z braci powiedział do mnie po cichu: „Zostaliśmy aresztowani za zgodą Boga. Dzięki tej strasznej próbie możemy bardziej udoskonalić naszą wiarę. Musimy zawierzyć Bogu i wytrwać przy naszym świadectwie”. Zdałem sobie wówczas sprawę, że zostałem skazany na reedukację przez pracę za pozwoleniem Boga. Bóg wykorzystywał tę ciężką próbę, aby udoskonalić moją wiarę. Gdy zrozumiałem Jego intencję, znów poczułem się zdeterminowany i przestałem martwić się o mój wyrok. Jeśli mam odsiedzieć dwa i pół roku, to niech tak będzie! Polegałem na Bogu i wierzyłem, że da mi siłę, abym wytrwał.
W obozie byliśmy zmuszani do pracy niczym maszyny. Niedługo po przybyciu na miejsce funkcjonariusz zbeształ nas, mówiąc: „Zgodnie z przepisami przysługują wam prawa człowieka, ale w rzeczywistości nie macie żadnych praw. Macie wykonywać rozkazy i robić, co wam każę! Tutaj nie ma miejsca na kłótnie i negocjacje; nie wolno wam także niczego żądać ani o nic prosić! Nie wolno wam mówić, że się z czymś nie zgadzacie, że dostaliście surowy wyrok ani że nie powinniście tu być. I nie ważcie się mówić: »Tu nie ma wolności«, »Życie tutaj jest trudne«, »Praca fizyczna jest męcząca« itp. Takie stwierdzenia są zabronione. Macie wykonywać rozkazy!”. W obozie pracy nie było wolności. Po miesiącu zostałem wyznaczony do pracy w cegielni. Temperatura w piecu wynosiła ok. 50°C. Po wyjęciu z pieca cegły parzyły w dłonie i nie można się było do nich zbliżyć, nie robiąc sobie przy tym krzywdy. Funkcjonariusze w obozie zmuszali nas do pracy i kazali nam nosić mokre, podarte bawełniane ubrania, które w ogóle nas nie chroniły. Do wypalania cegieł używano węgla, więc całą cegielnię wypełniał dym. W rezultacie zawsze byliśmy brudni, śmierdzący i od stóp do głów pokryci sadzą. Funkcjonariusze byli szczególnie surowi wobec wierzących w Boga. Każdego dnia byliśmy zmuszani do ciężkiej i brudnej pracy po ponad dziesięć godzin. Gdy zwalnialiśmy tempo, funkcjonariusze krzyczeli: „Szybciej, szybciej!”. Pod koniec dnia byłem taki zmęczony i tak bardzo bolały mnie plecy, że mogłem tylko leżeć na ziemi, nie mając siły się ruszyć. Poza tym nigdy nie dostawaliśmy wystarczającej ilości jedzenia, więc byłem coraz słabszy, nie miałem siły i często kręciło mi się w głowie. W nocy leżałem w łóżku i myślałem: „Wielki, czerwony smok nie traktuje nas jak ludzi i zmusza nas do ciężkiej pracy. Mam ponad pięćdziesiąt lat i jeśli tak dalej pójdzie, nie jestem pewien, czy uda mi się przeżyć te dwa i pół roku internowania!”. Myśląc o tym, popadłem w przygnębienie, więc cicho wołałem do Boga, mówiąc: „Boże! Życie tutaj jest zbyt ciężkie. Obawiam się, że tego nie wytrzymam. Boże! Proszę, daj mi siłę i wiarę, abym mógł przetrwać ten długi okres w więzieniu”. Gdy się pomodliłem, przyszło mi do głowy, że słowa Boże są moją siłą napędową i muszę na nich polegać, aby przeżyć. Nie miałem pod ręką żadnych słów Boga, które mógłbym czytać, i pamiętałem tylko kilka hymnów, więc musiałem zadbać o to, by ich nie zapomnieć. W nocy nakrywałem głowę kocem i w myślach śpiewałem hymny na cześć Boga, licząc na palcach pieśni, które pamiętałem. Za każdym razem, gdy to robiłem, czułem wielką otuchę. Jeden z hymnów brzmi tak: „Wiara jest niczym kładka z jednego pnia: ci, którzy żałośnie czepiają się życia, będą mieć trudności z przejściem na drugą stronę, jednak ci, którzy gotowi są poświęcić samych siebie, mogą przejść po niej pewnym krokiem i bez żadnych obaw” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 6, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Zrozumiałem, że Bóg wykorzystuje tę ciężką próbę, aby udoskonalić naszą wiarę. Wierzyłem, że mając Boga po swojej stronie, nie ma takiej trudności, której nie mógłbym pokonać. Śpiewałem także taki hymn: „Bóg doświadcza cierpienia ludzi, i stoi przy nich, gdy są karceni. Cały czas myśli o ich życiu. Tylko Bóg jest najbliżej, najbliżej nich. W ciszy znosi odrzucenie, znosi odrzucenie. W udręczeniu przy człowieku trwa” (Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni, Jak wspaniale, że przyszedł Wszechmocny Bóg). Był bardzo zachęcający i poruszający. Pomimo tego, że siedziałem w więzieniu, Bóg był ze mną, więc miałem wiarę i siłę, aby stawić czoła tym dwóm i pół roku w zamknięciu. Bez względu na to, jak trudne czy męczące było życie, musiałem polegać na Bogu, aby się nie poddać. Wiedziałem, że po odbyciu wyroku powinienem wrócić do domu, czytać więcej słów Bożych i właściwie praktykować swoją wiarę.
W czerwcu 2004 roku było wyjątkowo gorąco. Pewnego dnia czułem się słabo, miałem zawroty głowy i opadłem z sił. Kiedy schodziłem z prawie metrowego stosu cegieł, straciłem nagle równowagę i spadłem na ziemię, lądując na plecach na stercie pokruszonych cegieł. W tym momencie poczułem ostry ból przeszywający moje pośladki i lewe udo. Ból był tak intensywny, że oblałem się zimnym potem, a serce zaczęło mi szybciej bić. Zwinąłem się w kłębek i nie byłem w stanie się podnieść. Kiedy funkcjonariusz zauważył, że leżę na ziemi, nie zadał sobie trudu, żeby sprawdzić, czy nic mi się nie stało, i po prostu krzyknął: „Wstawaj i wracaj do pracy!”. Bolało mnie tak bardzo, że nie mogłem się ruszyć. Zanim udało mi się złapać oddech, leżałem na ziemi przez kolejne dwie minuty. Bałem się, że zostanę pobity, więc walcząc z niewiarygodnym bólem, powoli wstałem z ziemi, żeby dalej pracować. Tej nocy leżałem w łóżku, zwijając się z bólu. Nie miałem odwagi wykonać najmniejszego ruchu lewą nogą, w której czułem taki palący ból, jakbym miał złamaną kość. Tak bardzo mnie bolało, że przez całą noc nie zmrużyłem oka. Nikt się wówczas mną nie zainteresował i ogarnęło mnie uczucie osamotnienia. Martwiłem się też: „To poważna kontuzja. Jeśli naprawdę zostanę sparaliżowany, jak będę mógł w przyszłości utrzymać rodzinę?”. Im więcej o tym myślałem, tym gorzej się czułem, więc ze łzami w oczach zawołałem do Boga: „Boże! Nie jestem pewny, czy w ogóle będę mógł wstać. Polegam tylko na Tobie. Proszę, daj mi wiarę i siłę”. Po modlitwie przypomniałem sobie następujące słowa Boże: „Los człowieka jest w rękach Boga. Nie jesteś w stanie pokierować sobą: mimo wszelkich swych usilnych starań i zajęć, człowiek pozostaje niezdolny do kontrolowania siebie w swym własnym imieniu. Gdybyś mógł poznać własne perspektywy, kontrolować swój los, czy nadal byłbyś istotą stworzoną?” (Przywrócenie normalnego życia człowieka i doprowadzenie go do cudownego miejsca przeznaczenia, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Nasz los faktycznie jest w rękach Boga. To On decydował, czy będę sparaliżowany, czy nie, więc nie było sensu się tym martwić i jeszcze bardziej się denerwować. Byłem gotowy oddać się w ręce Boga. Bez względu na to, co się stanie i niezależnie od tego, czy faktycznie zostanę sparaliżowany, będę podążał za Bogiem aż do samego końca! Jakiś czas później wystąpiłem do funkcjonariuszy o zwolnienie lekarskie, ale odrzucili mój wniosek, więc nie pozostało mi nic innego, jak znosić ten straszny ból. Przyciskając lewą rękę do lewego uda, pokuśtykałem do cegielni. Gdy jeden z funkcjonariuszy zobaczył, w jakim jestem stanie, syknął złośliwie: „Udajesz, że coś ci się stało, żeby wymigać się od pracy! Wiara w Boga jest sprzeczna z KPCh i kwalifikuje cię jako przestępcę politycznego. To gorsze niż kradzież. Zasługujesz na tortury!”. Byłem wściekły. Dręczyli mnie i znęcali się nade mną tylko dlatego, że wierzyłem w Boga. Byli naprawdę okropni. Przypomniałem sobie następujący fragment słów Bożych: „Wolność religijna? Uzasadnione prawa i interesy obywateli? Wszystko to sztuczki mające ukryć grzech! (…) Czemu stawiać przed Bożym dziełem taką nieprzebytą przeszkodę? Po cóż stosować różne sztuczki, aby zwodzić lud Boży? Gdzie jest prawdziwa wolność oraz uzasadnione prawa i interesy? Gdzie uczciwość? Gdzie pociecha? Gdzie serdeczność? Czemu używać zwodniczych intryg, by oszukać lud Boży? Czemu używać siły, by zatuszować przyjście Boga?” (Dzieło i wejście (8), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Nadszedł już czas: człowiek już dawno temu zebrał całą swą siłę, poświęcił wszystkie wysiłki i zapłacił każdą cenę, by zerwać odrażającą twarz tego diabła i pozwolić ludziom, którzy są zaślepieni i znoszą wszelkiego rodzaju cierpienia i trudności, wznieść się nad swój ból i zbuntować przeciwko temu nikczemnemu, staremu diabłu” (Dzieło i wejście (8), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga pozwoliły mi rozpoznać demoniczną istotę wrogości KPCh wobec Boga. KPCh twierdzi, że jest wielka, wspaniała i nieomylna, i że wspiera wolność religijną oraz uzasadnione prawa i interesy, ale to zwodnicze i oszukańcze twierdzenia. Moje osobiste doświadczenia aresztowania i prześladowania ze strony KPCh pokazały mi, jak okłamuje i brutalnie traktuje ludzi. KPCh jest ciemna i zła. To demony w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. Słowa Boga obnażyły to wszystko bardzo dokładnie i praktycznie! KPCh tak gorączkowo aresztuje i brutalnie traktuje wierzących w Boga, ponieważ chce ich zmusić, aby się Go wyrzekli i Go zdradzili. Nigdy im nie ulegnę. Nienawidziłem siebie za to, że dałem się tak całkowicie oszukać, że tak ślepo wielbiłem KPCh jako wielkiego dobroczyńcę i że byłem jej wdzięczny tylko dlatego, że podarowała mi kawałek ziemi. Wszystko zostało stworzone przez Boga. Ziemia również należy do Niego. Jak mogłem błędnie przypisać Bożą łaskę diabelskiemu szatanowi? Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że ten, którego zawsze czciłem i któremu byłem wdzięczny, był demonem, który sprzeciwiał się Bogu i próbował wciągnąć mnie do piekła!
Lekarz więzienny, który zbadał mnie dopiero dziewięć dni później, zdiagnozował u mnie martwicę głowy kości udowej. Gdy to usłyszałem, natychmiast pomyślałem: „Aż tak źle? Czy jeśli naprawdę zostanę sparaliżowany, nie będę całkowicie bezużyteczny? Moje życie się skończy!”. Lekarz przepisał mi leki na kilka dni, które nie tylko okazały się całkowicie nieskuteczne, ale wręcz sprawiły, że odczuwałem jeszcze większy ból. Nie mogłem już wówczas chodzić. Gdy musiałem skorzystać z toalety, zginałem się w pasie, podtrzymywałem się ściany i posuwałem się małymi kroczkami. Pokonanie odcinka, które zajmowało mi wcześniej kilka minut, teraz zabierało mi ponad pół godziny. Musiałem polegać na współwięźniach, którzy przynosili mi jedzenie, a kiedy o tym zapomnieli, byłem głodny albo piłem tylko trochę wody, aby złagodzić głód. Po prostu leżałem na łóżku, a godziny niemiłosiernie mi się dłużyły, gdy pogrążałem się w cierpieniu. Myślałem: „Leki nie działają, a funkcjonariusze nie pozwalają mi jechać do szpitala, chociaż mój stan jest poważny. Może po prostu tu umrę…”. Im więcej myślałem, tym gorzej się czułem, a z oczu leciały mi łzy. Myślałem nawet, żeby ze sobą skończyć. W tym momencie przypomniałem sobie znienacka, że wszystko jest w rękach Boga i że muszę na Nim polegać! Nieustannie do Niego wołałem. Wtedy przypomniałem sobie hymn „Początek choroby jest miłością Boga”: „Nie trać ducha w obliczu choroby, nie ustawaj w poszukiwaniach i nigdy się nie poddawaj, a Bóg oświeci zsyłając na ciebie swoje światło. Jaka była wiara Hioba? Bóg Wszechmogący jest wszechmocnym lekarzem! Trwać w chorobie to być chorym, lecz trwać w duchu to mieć się dobrze” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 6, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Gdy zastanawiałem się nad słowami Boga, moje serce przepełniła siła. Tak, Bóg jest wszechmogący. Jeśli tylko będę w Niego wierzył, będę świadkiem Jego uczynków. Jednak powodowany cierpieniem, chciałem zakończyć swoje życie. Nie miałem prawdziwej wiary w Boga i stałem się pośmiewiskiem szatana. Miałem naprawdę kiepską postawę. Przez kilka następnych dni często modliłem się do Boga i nuciłem hymny, dzięki czemu czułem się zachęcony i poruszony. Powoli okropny ból przeszywający moje ciało wydawał się coraz mniejszy. Dwunastego dnia zostałem w końcu zabrany do szpitala na dalsze badania. Ponieważ mój stan był poważny, zostałem tymczasowo zwolniony za kaucją w celu leczenia. Towarzyszący mi funkcjonariusz złożył fałszywe zeznanie, twierdząc, że spadłem ze starego krzesła, gdy oglądałem w klasie telewizję. Gdy próbowałem wyjaśnić, że upadłem w czasie pracy w cegielni, funkcjonariusz zmarszczył brwi i powiedział: „Jeśli nie przestaniesz opowiadać tej historyjki, nie dostaniesz zwolnienia. Będziesz musiał cierpieć w więzieniu”. Martwiłem się, że jeśli będę dłużej zwlekać z leczeniem, zostanę sparaliżowany, więc nie miałem innego wyjścia, jak tylko podpisać fałszywe oświadczenie. Po powrocie do domu przeszedłem operację, ale ponieważ zbyt długo zwlekano z leczeniem, doznałem trwałego kalectwa.
Kiedy po raz pierwszy wróciłem do domu ze szpitala, byłem przykuty do łóżka i unieruchomiony. Polegałem na mojej żonie, która mnie karmiła i podawała mi lekarstwa. Jakieś dwa tygodnie po moim powrocie przyszedł do nas zastępca sekretarza partii w okręgu, który wręczył mi dwa dokumenty, mówiąc chłodno: „Nie jesteś już członkiem Partii. Podpisz tutaj”. Pomyślałem sobie: „Bardzo dobrze. Wyrzućcie mnie z Partii. Nie chcę już dla niej poświęcać życia!”. Bez wahania podpisałem dokumenty. Wróciłem myślami do mojej ponad trzydziestoletniej pracy jako wiejskie kadry. Wychwalałem Partię pod niebiosa, lojalnie się dla niej poświęcałem i wyłudzałem od ludzi ich ciężko zarobione majątki, stosując najprzeróżniejsze formy oszustwa. Pracowałem tak ciężko, że nie miałem nawet czasu zająć się rodzinnym gospodarstwem, w wyniku czego moja żona była przepracowana i w końcu się rozchorowała. Dawniej myślałem, że będąc członkiem Partii, powinienem być wobec niej lojalny. Gdybym nie doświadczył aresztowania, prześladowania, wydalenia z Partii i pozbawienia pozycji jako kadry, nadal robiłbym dla niej dosłownie wszystko. Pomimo tego, że sporo wycierpiałem i utykałem na lewą nogę, przejrzałem na wylot demoniczną, sprzeciwiającą się Bogu istotę KPCh i nie dawałem się już jej wprowadzać w błąd ani oszukiwać. Porzuciłem KPCh i z całego serca jej nienawidziłem, całkowicie oddając się Bogu. A wszystko to dzięki Bożej miłości i zbawieniu! Tej nocy, gdy opowiedziałem żonie o wszystkim, z czego zdałem sobie sprawę i czego się nauczyłem, a ona zobaczyła, jak bardzo się zmieniłem, zaśmiała się i powiedziała: „Dawniej chciałeś podążać za Bogiem i pozostawać lojalny wobec Partii. Teraz, gdy nie jesteś już członkiem KPCh, możemy poświęcić całą naszą energię na dążenie do prawdy i wykonywanie naszych obowiązków”.
W tym czasie moja żona musiała wziąć na siebie ciężar wszystkich obowiązków domowych. Miała już poważne dolegliwości żołądkowe, a teraz musiała dodatkowo się mną opiekować i wykonywać wszystkie prace domowe. Czasami była tak zmęczona, że gdy podawała mi posiłki, trzęsły jej się ręce. Widząc, w jakim była stanie, byłem bardzo przygnębiony i często nie mogłem powstrzymać łez. Po czterech miesiącach wciąż nie mogłem ruszać nogą i zacząłem się zastanawiać, czy już zawsze będę sparaliżowany. „Jeśli faktycznie będę sparaliżowany, jak będę żył? Czy nie będzie to tak naprawdę koniec mojego życia?”. Kiedyś byłem filarem naszego domu, a teraz stałem się całkowicie bezużyteczny i polegałem na mojej żonie, która musiała mi pomagać nawet wtedy, gdy chciałem pójść do toalety. Było mi jej bardzo szkoda, stałem się dla niej jedynie ciężarem. Te myśli sprawiły, że zacząłem rozważać samobójstwo. Kiedy moja żona mnie karmiła, nie chciałem jeść, myśląc, że w ten sposób zagłodzę się na śmierć. W najgorszych momentach wielokrotnie wołałem do Boga ze łzami w oczach, mówiąc: „Boże! Tak bardzo cierpię. Proszę, wskaż mi ścieżkę i zbaw mnie…”. Po modlitwie przypomniałem sobie następujące słowa Boże: „W dniach ostatecznych musicie dawać świadectwo o Bogu. Bez względu na to, jak wielkie jest wasze cierpienie, powinniście iść do samego końca; nawet wydając ostatnie tchnienie nadal musicie być wierni Bogu i być na łasce Bożych rozporządzeń; tylko to jest prawdziwym umiłowaniem Boga, tylko to jest mocnym i donośnym świadectwem” (Tylko doświadczając bolesnych prób, możesz poznać piękno Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga dały mi wiarę i siłę, a jednocześnie sprawiły, że poczułem wstyd i zakłopotanie. Chciałem zakończyć swoje życie po tym, jak doświadczyłem jedynie niewielkiego cierpienia. Jakież to było świadectwo? Pomyślałem o tym, jak Hiob stanął w obliczu olbrzymiej próby. Gdy stracił wszystkie dzieci i cały majątek, a jego ciało pokryły wrzody, nadal wychwalał imię Boga i niósł o Nim wspaniałe świadectwo pomimo strasznego cierpienia. Tymczasem ja zniechęciłem się tylko dlatego, że cierpiałem z powodu choroby. Zamiast poszukiwać intencji Boga, pragnąłem jedynie zakończyć swoje życie. Gdyby Bóg w ostatniej chwili mnie nie oświecił, uległbym spiskowi szatana. Gdy sobie to uświadomiłem, pragnienie, aby zakończyć moje życie, osłabło i postanowiłem podążać za Bogiem aż do ostatniego tchnienia, dając o Nim świadectwo! Miesiąc później udało mi się niespodziewanie podnieść lewą stopę. Byłem taki szczęśliwy i podekscytowany, że zacząłem płakać i nie przestawałem dziękować Bogu. Z czasem zacząłem znów chodzić. Nigdy bym nie pomyślał, że będę w stanie znowu stanąć na nogi. Naprawdę zawdzięczam to wszystko Bogu!
W 2008 roku, pod hasłem „utrzymania stabilności społecznej w ramach przygotowań do igrzysk olimpijskich w Pekinie”, KPCh zaczęła uciskać kościół, aresztując braci i siostry z wcześniejszymi wyrokami. Dzień przed olimpiadą do mojego domu przyszło dwóch funkcjonariuszy z obozu pracy, którzy stwierdzili, że nie wypełniłem formularza zwolnienia z obozu i że muszę z nimi pójść, aby dopełnić wszystkich formalności. Powiedzieli mi, że cały proces nie zajmie więcej niż trzy dni, więc im uwierzyłem i zgodziłem się z nimi pójść. Ku mojemu zdziwieniu, trzy dni zmieniły się w czteromiesięczny areszt. W tym czasie funkcjonariusze zmuszali mnie do pracy przez 12 godzin dziennie w słabo oświetlonej fabryce. Gdy nie udało mi się skończyć zadania na czas, byłem karany. Ze względu na uraz lewej nogi mogłem siedzieć tylko przez około 20 minut, po czym musiałem wstać. W przeciwnym razie krew w nodze przestałaby krążyć. Musiałem ciągle zmieniać pozycję, aby zmniejszyć ból. Ponadto, ponieważ musiałem pracować przez wiele godzin w słabo oświetlonym pomieszczeniu, mój wzrok zaczął się poważnie pogarszać. Po czterech miesiącach w końcu zostałem zwolniony i pozwolono mi wrócić do domu, i to tylko dzięki temu, że moja córka uruchomiła wszystkie swoje kontakty. Gdy wróciłem do domu, przyszedł do nas funkcjonariusz i powiedział z groźbą w głosie: „Mamy cię na oku. Jeśli odkryjemy, że znowu praktykujesz wiarę, zostaniesz aresztowany i otrzymasz surowy wyrok!”. Pomyślałem sobie: „Przeklęte demony. Możecie kontrolować moje ciało, ale nie macie żadnej kontroli nad moim sercem. Nawet jeśli znowu zostanę aresztowany, nadal będę wierzył w Boga!”.
Przypomniałem sobie, jak pomimo tego, że przez ponad pół życia harowałem dla Partii, odniosłem przez nią trwałe kalectwo i wielokrotnie chciałem ze sobą skończyć. To słowa Boga dały mi wiarę i siłę, krok po kroku wyrwały mnie z objęć śmierci, pozwoliły mi rozpoznać złą istotę wielkiego, czerwonego smoka i pokazały mi, że to Bóg jest źródłem życia człowieka, tylko On może być całym jego życiem i że tylko wiara w Boga i podążanie za Bogiem ma największy sens. Doskonale oddaje to hymn „Najgłębsze życie”: „Jesteś istotą stworzoną: to oczywiste, że powinieneś czcić Boga i dążyć do osiągnięcia życia pełnego znaczenia. Skoro jesteś istotą ludzką, powinieneś ponosić koszty dla Boga i znosić wszelkie cierpienia! Powinieneś z radością i bez wahania przyjmować tę odrobinę cierpienia, jakiemu jesteś dziś poddawany, i wieść życie pełne znaczenia, tak jak Hiob i Piotr. Jesteście ludźmi, którzy podążają właściwą drogą, tymi, którzy dążą do poprawy. Jesteście ludźmi, którzy w narodzie wielkiego, czerwonego smoka powstają, tymi, których Bóg nazywa sprawiedliwymi. Czyż takie właśnie życie nie jest życiem o największym znaczeniu?” (Praktyka (2), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło).