86. Co przyniosło mi dążenie do idealnego małżeństwa?

Autorstwa Zhou Xiaoou, Chiny

W 2012 roku moja żona i ja przyjęliśmy dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Często się gromadziliśmy i wspólnie czytaliśmy słowa Boże, a każdy dzień dawał nam poczucie szczęścia i satysfakcji. Dwa lata później zostałem wybrany na przywódcę kościoła. Ponieważ byłem zajęty obowiązkami i spędzałem mniej czasu w domu, moja żona była trochę niezadowolona. Twierdziła, że mi na niej nie zależy i że nie dbam o rodzinę. Chociaż wiedziałem, że wykonywanie obowiązku istoty stworzonej jest całkowicie naturalne i uzasadnione, miałem też poczucie, że to, co mówi moja żona, ma sens i że powinienem wywiązywać się z odpowiedzialności jako mąż oraz dobrze opiekować się żoną i córką, abyśmy mogli tworzyć szczęśliwe małżeństwo i idealną rodzinę. Kiedy byłem w domu, starałem się więc to robić. Czasami, gdy byłem tak zajęty swoimi obowiązkami, że zaniedbywałem żonę, potem starałem się jak najlepiej jej to wynagrodzić. Często robiłem jej coś dobrego do jedzenia, ponieważ obawiałem się, że jej niezadowolenie odbije się na naszym związku. Jakiś czas później zostałem kaznodzieją i spędzałem jeszcze mniej czasu z żoną. Czasami miałem tyle pracy, że nie było mnie w domu przez kilka dni, przez co moja żona na mnie narzekała. Choć nie zaniedbywałem z tego powodu swoich obowiązków, to w głębi serca nieustannie czułem się winny wobec żony. Dlatego przed wyjazdem przygotowywałem dla niej posiłki, a po powrocie robiłem wszystko, co mogłem, aby spełnić każdą jej prośbę lub gdzieś z nią wyjść. Myślałem, że w ten sposób będę dobrym mężem, a nasze małżeństwo będzie szczęśliwe.

Jakiś czas później moja żona skupiła się wyłącznie na gonitwie za pieniędzmi i cielesnych przyjemnościach. Całe dnie poświęcała na jedzenie, picie i rozrywki ze znajomymi. Nie dość, że zaniedbywała rodzinę, to jeszcze często chodziła do barów. Obserwując, jak staje się coraz bardziej zepsuta, zacząłem się martwić: „Spędza tyle czasu z tymi ludźmi. A co, jeśli nie będzie potrafiła oprzeć się pokusie i mnie zdradzi? Czy rodzina, którą z takim trudem budowałem, by się wówczas nie rozpadła?”. Często rozmawiałem z żoną od serca i czytałem jej słowa Boże, mając nadzieję, że będzie trzymać się z daleka od tych podejrzanych miejsc. Choć mi przytakiwała, potem wcale nie zmieniała swojego zachowania. Z czasem mieliśmy coraz mniej tematów do rozmów, a gdy żona wracała do domu, traktowała mnie jak powietrze. Często się martwiłem: „Czy już mnie zdradziła?”. Zwłaszcza gdy każdego dnia wracałem do pustego domu, nieustannie miałem w sercu poczucie osamotnienia. Byłem przekonany, że budowana przez tyle lat więź między moją żoną a mną zaraz się zerwie, i serce rozdzierał mi ból. Pewnego dnia w sierpniu 2020 roku, gdy byłem głęboko pogrążony w bólu, od którego nie potrafiłem się uwolnić, otrzymałem list od przywódcy. Było w nim napisane, że mój współpracownik, brat Wang Qiang, został aresztowany, że policja sprawdza nagrania z kamer i że muszę natychmiast opuścić dom i się ukryć. W obliczu tej niespodziewanej wiadomości nie wiedziałem na początku, co robić. Pomyślałem, że jeśli zniknę, nie będę mógł opiekować się żoną i córką, a wtedy nasza rodzina mogła się rozpaść. Sprawiło mi to wielki ból. Jednak gdybym został, groziłoby mi aresztowanie i tortury. W końcu postanowiłem opuścić dom. Dwa miesiące później otrzymałem list od rodziny, w którym było napisane, że kilka dni wcześniej do mojego domu wtargnęło siedmiu policjantów, żeby mnie aresztować, a gdy mnie nie znaleźli, zatrzymali starszą siostrę mojej żony. Biorąc pod uwagę swoje bezpieczeństwo, musiałem się ukryć i wykonywać obowiązki gdzie indziej.

Pewnego dnia w lipcu 2023 roku otrzymałem kolejny list z domu. Okazało się, że z powodu mojej trzyletniej nieobecności moja żona zamierza złożyć pozew o rozwód i poślubić kogoś innego. Choć wielokrotnie myślałem, że może nie chcieć na mnie czekać, gdy faktycznie znalazłem się w takiej sytuacji, nadal nie miałem w sobie zbyt wiele odwagi. Pomyślałem: „Gdy nasze małżeństwo się rozpadnie, czy nie stracę ogniska domowego, które przez wszystkie te lata tak wytrwale tworzyłem? Jesteśmy małżeństwem od jedenastu lat i mamy śliczną córkę. Spędziliśmy razem tyle szczęśliwych i radosnych chwil. Jeśli się rozwiedziemy, jak sobie sam poradzę?”. W nocy nie mogłem zasnąć. Gdy myślałem o tym, jak w przyszłości będzie cierpiała także moja córka, moje serce przepełniło się bólem i rozpaczą, a przez głowę przeszła mi myśl o powrocie do domu, żeby ratować małżeństwo. Byłem jednak ścigany przez policję, która przez ostatnie dwa lata obserwowała mój dom i monitorowała połączenia telefoniczne mojej żony. Gdybym pochopnie wrócił do domu, nie tylko zostałbym zatrzymany, ale również sprawiłbym kłopoty kościołowi. Co więcej, wykonywałem swoje obowiązki. Gdybym teraz wyjechał, nie tylko bym je porzucił, ale także zdradziłbym Boga. Rozum podpowiadał mi, że nie mogę wrócić do domu, ale gdybym tego nie zrobił, oznaczałoby to rozpad mojego małżeństwa. Targany bólem, napisałem list do żony i poprosiłem, żeby ze mną została, mając nadzieję, że zrozumie moje trudności. Wiedziałem jednak, że moje szczere słowa być może nie zrobią na niej żadnego wrażenia. Czułem w sercu wielki ból, więc stanąłem przed Bogiem w modlitwie.

Później przeczytałem słowa Boże: „Nigdy nie wolno ci zapominać, że jesteś istotą stworzoną, że to Bóg poprowadził cię przez życie aż do tej chwili, że to On dał ci małżeństwo, On dał ci twoją rodzinę, i że to On powierzył ci obowiązki, które powinnaś wypełniać w ramach małżeństwa, nie jest bowiem tak, iż to ty sama wybierasz małżeństwo, nie jest tak, że ni stąd ni zowąd bierzesz ślub, ani też nie jest tak, że jesteś w stanie utrzymać szczęście małżeńskie opierając się wyłącznie na własnych talentach i własnej sile. Czy wyjaśniłem to jasno? (Tak). Czy rozumiecie, co powinniście robić? Czy teraz wyraźnie widzicie ścieżkę? (Tak). Jeśli nie ma konfliktu ani sprzeczności między powinnościami i zobowiązaniami, które powinnaś wypełniać w małżeństwie, a twoim obowiązkiem i twoją misją jako istoty stworzonej, to w takiej sytuacji powinnaś wypełniać swoje powinności w ramach małżeństwa w jakikolwiek możliwy sposób, powinnaś wypełniać je dobrze, powinnaś brać na siebie odpowiedzialność, której wzięcia się od ciebie wymaga, i nie próbować się od niej wymigać. Musisz brać odpowiedzialność za swojego partnera, za jego życie, za jego uczucia i za wszystko, co się z twoim partnerem wiąże. Jeśli jednak zachodzi konflikt między powinnościami i odpowiedzialnością, jaką bierzesz na siebie w ramach małżeństwa, a twoją misją i twoim obowiązkiem jako istoty stworzonej, to zrezygnować musisz nie ze swojego obowiązku czy ze swojej misji, ale z powinności wypełnianych w ramach małżeństwa. Tego oczekuje od ciebie Bóg i takie jest wyznaczone ci przez Niego zadanie. Jest to oczywiście coś, czego Bóg wymaga od każdego mężczyzny i każdej kobiety. Tylko wtedy, gdy jesteście do tego zdolni, będziecie dążyć do prawdy i podążać za Bogiem. Jeśli nie jesteście do tego zdolni i nie potraficie praktykować w ten sposób, to jesteście wierzącymi tylko z nazwy, nie podążacie szczerze za Bogiem i nie jesteście ludźmi, którzy dążą do prawdy. (…) Niektórzy myślą: »Och, jak mój partner będzie żył beze mnie? Czy nasze małżeństwo się nie rozpadnie, jeśli mnie tam nie będzie? Czy to będzie koniec naszego małżeństwa? Jak ja sobie wtedy poradzę?«. Czy powinnaś myśleć o tym, jak będzie wyglądać twoja przyszłość? O czym powinnaś myśleć przede wszystkim? Jeśli chcesz być kimś, kto dąży do prawdy, to powinnaś przede wszystkim myśleć o tym, jak porzucić to, co Bóg nakazuje ci porzucić, i jak dokonać tego, czego Bóg od ciebie wymaga. Nawet jeśli w przyszłości miałabyś żyć bez małżeństwa i bez twojego partnera u boku, wciąż możesz dożyć starości i dobrze przeżyć życie. Jeśli jednak porzucisz tę możliwość wykonywania swoich obowiązków, będzie to równoznaczne z porzuceniem obowiązków, które powinnaś wykonywać, i misji, którą Bóg ci powierzył. Dla Boga nie byłabyś wówczas kimś, kto dąży do prawdy, kimś, kto prawdziwie pragnie Boga, ani kimś, kto dąży do zbawienia. Jeśli aktywnie rezygnujesz z możliwości i prawa do dostąpienia zbawienia, rezygnujesz ze swojej misji, a zamiast tego wybierasz małżeństwo, wybierasz wspólne życie z małżonkiem, wybierasz towarzyszenie mu i zaspokajanie go oraz wybierasz utrzymanie trwałości swojego małżeństwa, to w ostatecznym rozrachunku z pewnością coś stracisz, a coś zyskasz. Wiesz, co stracisz, prawda?(Jak dążyć do prawdy (10), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Bóg dał ci partnera i ułożone życie tylko po to, byś mogła wieść lepsze życie i miała kogoś, kto się tobą zaopiekuje i będzie przy tobie, a nie po to, byś po zdobyciu małżonka zapomniała o Bogu i zapomniała o Jego słowach czy porzuciła swoje zobowiązanie do wypełniania obowiązków i swój życiowy cel dążenia do zbawienia, a żyła tylko dla swojego małżonka. Jeśli rzeczywiście postępujesz w ten sposób, jeśli naprawdę tak żyjesz, to mam nadzieję, że jak najszybciej to zmienisz. Bez względu na to, jak ważny jest ktoś dla ciebie, jak ważny jest dla twojego życia, twojej egzystencji czy twojej ścieżki życiowej, nie jest on twoim przeznaczeniem, ponieważ jest tylko skażoną istotą ludzką. Bóg wyznaczył ci obecnego małżonka i możesz wieść z nim wspólne życie. Ale gdyby nastrój Boga się zmienił i przydzieliłby ci On kogoś innego, mogłabyś wieść równie dobre życie, tak więc twój obecny małżonek nie jest tym jednym jedynym ani nie jest twoim przeznaczeniem. Tylko Bóg jest Jedynym, któremu powierzone jest twoje przeznaczenie, i tylko Bóg jest Jedynym, któremu powierzone jest przeznaczenie ludzkości. Jesteś w stanie przetrwać i żyć, kiedy opuścisz swoich rodziców, i rzecz jasna jesteś w stanie równie dobrze żyć, jeśli opuścisz swojego partnera. Twoi rodzice nie są twoim przeznaczeniem i nie jest nim też twój partner. Nie zapominaj o najważniejszych rzeczach w życiu tylko dlatego, że masz partnera, kogoś, komu zawierzasz swojego ducha, swoją duszę i swoje ciało. Jeśli zapomnisz o Bogu, zapomnisz o tym, co Bóg ci powierzył, zapomnisz o obowiązku, jaki powinna wykonywać istota stworzona, i zapomnisz o swojej tożsamości, to stracisz wszelkie sumienie i rozum(Jak dążyć do prawdy (11), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Bożych zrozumiałem, że małżeństwo, rodzina i dzieci są darami, które Bóg ofiarował, aby nie czuli się samotni, a mężowie i żony mogli się o siebie troszczyć i sobie towarzyszyć, wiodąc lepsze życie, a nie po to, aby traktowali współmałżonka jako swoje przeznaczenie, a utrzymanie rodziny lub małżeństwa jako swój życiowy cel. Są to błędne zapatrywania i poglądy. Ja jednak nie rozumiałem prawdy i myślałem, że moja druga połówka jest moim przeznaczeniem, a małżeńskie szczęście jest celem, do którego powinienem dążyć. Ponieważ w dzieciństwie brakowało mi miłości rodziców i rodzinnego ciepła, gdy dorastałem, marzyłem o szczęśliwym ognisku domowym. Po ślubie doświadczyłem miłości ze strony żony, a także szczęścia i radości, jakie dawała mi moja córka. Utwierdziłem się wówczas w przekonaniu, że posiadanie idealnej rodziny to coś wspaniałego. Kiedy więc okazało się, że moja żona chce złożyć pozew o rozwód, pękło mi serce. Byłem przekonany, że nie potrafię żyć bez żony i rodziny. Pomyślałem nawet o porzuceniu obowiązków, żeby ratować swoje małżeństwo. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że było ono dla mnie ważniejsze niż Bóg. Prawda była taka, że to Bóg dał mi żonę i rodzinę, za którą byłem odpowiedzialny, ale Bożą intencją nie było to, abym po ślubie porzucił swoje obowiązki. Niezależnie od wszystkiego powinienem dążyć do prawdy i wykonywać swoje obowiązki jako istota stworzona. Oto, co powinienem robić i co jest najważniejsze. Myślałem o tym, ilu zachodnich misjonarzy zrezygnowało z małżeństwa, pracy i wygodnego życia, po czym pokonało tysiące kilometrów, aby głosić w Chinach ewangelię Pana, i o tym, jak dzięki nim ewangelia Pana Jezusa rozprzestrzeniła się w całym kraju. A co ja zrobiłem dla Boga? Gdy moja żona stwierdziła, że chce się ze mną rozwieść, moją pierwszą myślą było to, że po rozwodzie moja córka zostanie bez rodziny i będzie cierpieć, a ja nie będę już cieszyć się ciepłem i szczęściem, jakie daje rodzina, i zostanę sam jak palec. Moje serce wypełniło się bólem i smutkiem. Pomyślałem o tym, żeby porzucić swoje obowiązki, wrócić do domu i uratować swoje małżeństwo. Zrozumiałem, że myślałem tylko o własnych interesach i w ogóle nie brałem pod uwagę intencji Boga. W porównaniu z zachodnimi misjonarzami byłem samolubny i całkowicie pozbawiony sumienia. Nie byłem godny tych wszystkich lat Bożego przewodnictwa i zaopatrywania, jakie otrzymałem. Myśląc o tym, czułem się winny. Zrozumiałem, że nie powinienem martwić się tym, że w przyszłości będę żył sam ani się tym niepokoić. W tym momencie najważniejsze było to, jak mam wypełniać swoje obowiązki. Potem na tym właśnie się skupiłem.

W połowie sierpnia 2023 roku dostałem list od teściowej, w którym pisała, że mój szwagier nie znalazł w biurze sądowym żadnych informacji o tym, że jestem poszukiwany, i że dopóki nie opuszczę okolicy, nie będzie mi groziło zbyt duże niebezpieczeństwo. Pytała też, czy bym jej nie odwiedził. W tamtym czasie teściowa mieszkała w innej prowincji, a moja żona przebywała razem z nią. Pomyślałem: „Skoro nie jestem poszukiwany przez policję, jeśli tylko przeniosę się w inne miejsce, nic się nie stanie. Czy mogę wrócić do żony i córki? Dzięki temu nasza rodzina się nie rozpadnie, a moja córka będzie mogła cieszyć się rodzinnym ciepłem”. Nagle sobie przypomniałem, że w czasie modlitwy do Boga zobowiązałem się do wykonywania swoich obowiązków, jednak w obliczu takiego obrotu spraw chciałem je porzucić i wrócić do domu, żeby ratować swoje małżeństwo. Gdybym to zrobił, oszukałbym Boga. Jednocześnie w głębi serca uświadomiłem sobie, że za listem od teściowej kryła się Jego dobra intencja. Był to dla mnie test, który miał pokazać, co wybiorę. Musiałem zadowolić Boga i postawić swoje obowiązki na pierwszym miejscu. Nie mogłem stać się pośmiewiskiem szatana. Pomodliłem się więc do Boga: „Boże, czuję się w tej sytuacji słaby. Chcę wrócić do domu, aby uratować swoje małżeństwo, ale wiem, że nie mogę porzucić swoich obowiązków, a tym bardziej Cię zdradzić. Boże, proszę, poprowadź mnie, abym wytrwał przy swoim świadectwie”.

Później przeczytałem fragment słów Bożych: „Ludzkość żyje w świecie materialnym. Możesz podążać za Bogiem, ale nigdy nie widzisz ani nie doceniasz, jak Bóg cię zaopatruje i kocha ani jak wyraża troskę o ciebie. Co zatem widzisz? Widzisz twoich krewnych, którzy cię kochają oraz rozpieszczają. Widzisz rzeczy korzystne dla twego ciała, troszczysz się o ludzi i rzeczy, które kochasz. To jest tak zwana ludzka bezinteresowność. Jednakże tacy »bezinteresowni« ludzie nigdy nie przejmują się Bogiem, który daje im życie. W przeciwieństwie do bezinteresowności Boga ludzka bezinteresowność staje się samolubna i godna pogardy. Bezinteresowność, w którą wierzy człowiek, jest pusta i nieprawdziwa, zafałszowana, niezgodna z Bogiem i niepowiązana z Bogiem. Bezinteresowność człowieka służy jemu samemu, podczas gdy bezinteresowność Boga jest prawdziwym objawieniem Jego istoty. To właśnie dzięki Bożej bezinteresowności człowiek jest nieustannie przez Boga zaopatrywany. Być może ten temat, o którym dziś mówię, nie poruszył was głęboko, i jedynie przytakujesz na znak zgody, ale kiedy postarasz się w swoim sercu docenić serce Boga, nieświadomie odkryjesz, że wśród wszystkich ludzi, spraw i rzeczy, których na tym świecie możesz doświadczyć, tylko bezinteresowność Boga jest realna i konkretna, ponieważ tylko Boża miłość do ciebie jest bezwarunkowa i nieskazitelna. Tak zwana bezinteresowność kogokolwiek poza Bogiem jest całkowicie udawana, powierzchowna i nieautentyczna; ma cel, pewne zamiary, zmierza do wymiany korzyści i nie może wytrzymać próby. Moglibyście nawet powiedzieć, że jest nieczysta i godna pogardy. Czy zgadzacie się z tymi słowami?(Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg I, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Każde zdanie przeszyło moje serce, szczególnie te słowa: „Ludzkość żyje w świecie materialnym. Możesz podążać za Bogiem, ale nigdy nie widzisz ani nie doceniasz, jak Bóg cię zaopatruje i kocha ani jak wyraża troskę o ciebie. Co zatem widzisz? Widzisz twoich krewnych, którzy cię kochają (…) troszczysz się o ludzi i rzeczy, które kochasz”. To, co mówi Bóg, jest prawdą. Odkąd byłem ścigany przez siły policyjne KPCh, bracia i siostry udzielali mi gościny i nawet gdy groziło im niebezpieczeństwo, przewieźli mnie w inne miejsce. Były to wszystko przejawy Bożej miłości. Zwłaszcza, gdy dopiero co opuściłem dom, często myślałem o żonie i córce, a moje serce przepełniały ból i słabość. To słowa Boże nieustannie mnie podlewały i oświecały, pozwalając mi zrozumieć prawdę i mieć wiarę, aby się nie poddawać. Gdy przez ostatnie kilka lat wykonywałem swoje obowiązki, Bóg również postawił na mojej drodze różnych ludzi, różne wydarzenia i różne sprawy, pozwalając mi doświadczyć swoich słów i nadrobić moje braki. Choć otrzymałem od Boga tak wiele, gdy tylko dostałem list z domu z wiadomością, że nie jestem poszukiwany i przenosiny w inne miejsce nie stanowiłyby już dla mnie takiego zagrożenia, w pierwszej kolejności pomyślałem o żonie i córce oraz o tym, że jeśli wrócę do żony, to uda mi się uratować nasze małżeństwo. Nie mogłem powstrzymać ekscytacji i zapragnąłem jak najszybciej wrócić do rodziny. To dowodziło, że kocham moją żonę i córkę, a w moim sercu nie ma miejsca dla Boga. Myśląc o tym, jak wielką miłością darzy mnie Bóg i że ja w zamian nie dałem Mu prawie nic, poczułem w sercu żal i ogromne wyrzuty sumienia. Z poczucia wdzięczności nie mogłem powstrzymać płaczu i nienawidziłem siebie za to, że jestem taki samolubny i pozbawiony człowieczeństwa. Miłość Boga do ludzkości jest szczera, bezinteresowna, święta, nieskazitelna i niczego nie żąda w zamian, ale miłość człowieka jest całkowicie transakcyjna, nieczysta, fałszywa i samolubna. Mój przypadek to potwierdzał. Gdy chciałem wrócić do domu, aby ratować swoje małżeństwo, kryły się za tym moje osobiste intencje. Martwiłem się, że po rozpadzie małżeństwa będę żył samotnie i że nigdy już nie będę mógł cieszyć się ciepłem i radością, jakie dawała mi rodzina. Dlatego ciągle chciałem wrócić i uratować swoje małżeństwo. Moja żona chciała się ze mną rozwieść, bo też myślała o własnej przyszłości. Gdy jeszcze byłem w domu, często mówiła: „Gdyby nie to, że się o mnie troszczysz i dobrze mnie traktujesz, już dawno bym cię zostawiła”. Jej słowa się ziściły. Ponieważ nie mogłem być zawsze przy niej, w końcu by mnie zostawiła. Miłość mojej żony nigdy nie była prawdziwa. Była obwarowana warunkami. Jednocześnie myślałem: „Zamiast dążyć do prawdy, moja żona skupia się na bogactwie i światowych trendach. Często robi mi pretensje, rzuca kłody pod nogi i żąda ode mnie materialnych przyjemności. Tak naprawdę jest niedowiarkiem. Dąży do bogactwa i przyjemności, krocząc doczesną ścieżką. Tymczasem ja chcę podążać za Bogiem i kroczyć ścieżką dążenia do prawdy. Nigdy nie będziemy zgodni, a jeśli zmusimy się, żeby być razem, nie tylko nie będzie między nami szczęścia, ale sprowadzę na siebie niekończące się cierpienie”. Dawne kłótnie i konflikty z żoną wciąż były żywe w mojej pamięci. Gdybym zdecydował się wrócić do domu, może udałoby się uratować nasze małżeństwo, ale byłbym w takiej samej sytuacji co trzy lata wcześniej: zniewolony przez cielesne uczucia. Nie miałbym głowy do dążenia do prawdy ani wykonywania swoich obowiązków, a tym bardziej nie mógłbym liczyć na zbawienie. Poza tym zawsze martwiłem się, że rozwód zrani moją córkę lub że w przyszłości spotkają ją jeszcze większe trudności. Tak naprawdę nie miałem jednak na to żadnego wpływu, ponieważ rodzice mogą zaoferować swoim dzieciom pomoc i opiekę jedynie w sensie fizycznym i materialnym, ale to, jak potoczy się ich życie, jakie cierpienia będą musiały znieść i jakie błogosławieństwa otrzymają, zostało już z góry przesądzone i ustalone przez Boga. Zawsze martwiłem się, że po rozwodzie moja córka będzie cierpieć, co świadczyło o moim braku wiary w suwerenną władzę Boga. Byłem gotowy powierzyć swoją córkę w ręce Boga. Jakiś czas później dowiedziałam się od teściowej, że moja córka dobrze sobie radzi, że nauczyła się kilkunastu hymnów i że potrafi tańczyć na chwałę Boga. Zdałem sobie sprawę, że niepotrzebnie się martwiłem. Pomodliłem się do Boga, przyrzekając, że nie pozwolę ograniczać się swojemu małżeństwu i że będę dążył do prawdy oraz wykonywał swoje obowiązki. W październiku 2023 roku dowiedziałem się, że moja żona została uznana za niedowiarka i usunięta z kościoła. Mimo to czułem spokój i dziękowałem Bogu za to, że uchronił mnie przed porzuceniem obowiązków z jej powodu.

Potem nie mogłem przestać się zastanawiać: „Dlaczego zawsze traktowałem szczęśliwe małżeństwo i rodzinę jako cel mojego życia i robiłem, co mogłem, aby je utrzymać? Jaka była główna przyczyna tego problemu?”. Po przeczytaniu fragmentu słów Bożych zyskałem pewne zrozumienie. Bóg Wszechmogący mówi: „Zgubne wpływy, które zakorzeniły się w ludzkich sercach przez tysiące lat panowania »wzniosłego ducha nacjonalizmu«, w połączeniu z feudalnym sposobem myślenia, który krępuje i skuwa ludzi, nie pozostawiając im ani krztyny wolności, pozbawiając woli, by do czegoś dążyć lub przy czymś trwać, oraz pragnienia, by czynić postępy, przez co pozostają oni nastawieni negatywnie i zacofani, z głęboko zakorzenioną, niewolniczą mentalnością, i tak dalej – te obiektywne czynniki rzuciły trwały cień podłości i szpetoty na ideologiczną postawę ludzkości, jej ideały, moralność i usposobienie. Wydaje się, że ludzie żyją w mrocznym świecie lęku i zastraszenia, z którego żaden z nich nie próbuje się wyrwać. Nikt nawet nie myśli o tym, by przenieść się do świata idealnego; wydają się zadowoleni z losu, jaki przypadł im w udziale, i z tego, jak mijają ich dni. Rodzą i wychowują dzieci, trudzą się i walczą o byt, wykonują codzienne prace, marzą o spokoju i szczęściu na łonie rodziny, o miłości w małżeństwie, o kochających dzieciach, o radości u schyłku swych dni, gdy ich życie będzie dobiegać spokojnego końca… Przez dziesiątki, tysiące i dziesiątki tysięcy lat, aż do dziś, ludzie trwonili w ten sposób swój czas i nikomu nie udało się stworzyć sobie idealnego życia: wszyscy skupieni byli jedynie na wzajemnym mordowaniu się w tym mrocznym świecie, na wyścigu za sławą i korzyściami, na spiskowaniu przeciwko sobie. Kto szukał kiedykolwiek Bożych intencji? Czy ktoś kiedykolwiek baczył na Boże dzieło? Wszystkie elementy człowieczeństwa poddane wpływom ciemności już dawno stały się ludzką naturą, tak więc nie jest łatwo realizować Boże dzieło, a ludzie mają dzisiaj jeszcze mniej ochoty zwracać uwagę na to, co Bóg im powierzył(Dzieło i wejście (3), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Ze słów Bożych zrozumiałem, że byłem pod wpływem trucizny tradycyjnej kultury, którą wpoił mi szatan, przez co obrałem sobie za cel miłość między mężem a żoną, szczęśliwe małżeństwo, harmonijną rodzinę i posiadanie dzieci, nie wiedząc, dlaczego ludzie żyją ani jak żyć w sposób sensowny i wartościowy. Przypomniałem sobie, że gdy byłem młody, ponieważ moi rodzice nie zapewnili mi rodzinnego ciepła, czułem się nieszczęśliwy, a symbolem szczęścia była dla mnie jedność rodziny. Po ślubie cieszyłem się opieką i troską mojej żony oraz szczęściem, które dawała mi moja rodzina i córka, więc chciałem poświęcić całe swoje życie, aby teo szczęścia nie utracić. Gdy odnalazłem Boga, wykonywałem wprawdzie swoje obowiązki poza domem, ale moje serce było w domu. Stale myślałem o tym, żeby jak najszybciej wrócić do żony i córki, mechanicznie wykonując swoje obowiązki. Czasami byłem tak zajęty, że zaniedbywałem żonę, więc po powrocie starałem się jej to wynagrodzić. Bez względu na to, co moja żona chciała zjeść czy kupić lub dokąd chciała pójść, nawet jeśli jej prośby były nierozsądne, starałem się je spełnić. Na wszelkie sposoby próbowałem ją zadowolić. Choć czasami cierpiałem, obawiałem się, że jeśli jej nie zadowolę, wpłynie to na nasze małżeństwo. Gdy po jakimś czasie zostałem kaznodzieją i miałem jeszcze więcej pracy, moja żona była ze mnie niezadowolona i często się ze mną kłóciła. Przed powrotem do swoich obowiązków próbowałem ją udobruchać, myśląc, że dopóki udaje mi się utrzymać nasze małżeństwo, to nawet jeśli przyjdzie mi znosić pewne trudności, będzie warto. Później, z powodu aresztowań przez policję, przez trzy lata nie mogłem wrócić do domu, a moja żona chciała złożyć pozew o rozwód. Martwiłem się, że jeśli się rozwiedziemy, stracę ognisko domowe, które z takim wysiłkiem tworzyłem, więc chciałem wrócić, żeby uratować swoje małżeństwo. Kilka razy omal nie porzuciłem swoich obowiązków i nie zdradziłem Boga. Patrząc wstecz, doszedłem do wniosku, że naprawdę byłem w niebezpieczeństwie. Teraz w końcu wyraźnie dostrzegłem, że byłem związany ideami i poglądami na temat szczęśliwego małżeństwa i harmonijnej rodziny, przez co postrzegałem małżeństwo i rodzinę jako ważniejsze od obowiązków istot stworzonych i przez siedem lub osiem lat wiary w Boga tak naprawdę nie wkroczyłem w prawdorzeczywistość, marnując mnóstwo czasu. Dawniej, bez względu na to, jak bardzo byłem zajęty swoimi obowiązkami lub jak późno kończyłem je wykonywać, zawsze zajmowałem się domem i robiłem wszystko, co mogłem, aby zadowolić moją żonę, próbując w ten sposób uratować nasze małżeństwo, ale ostatecznie i tak mnie zostawiła. Życzliwość, jaką mi okazywała, wynikała wyłącznie z tego, jak bardzo się starałem, i z ceny, jaką dla niej zapłaciłem, a nawet z faktu, że posunąłem się do obniżenia swoich standardów uczciwości i godności, aby ją zadowolić. Teraz, gdy nie mogła już cieszyć się dobrocią, którą jej wcześniej okazywałem, chciała się ze mną rozwieść i znaleźć sobie kogoś innego. Nasze małżeństwo było całkowicie transakcyjne. Kiedy było coś do zyskania, była między nami miłość i słodycz, ale kiedy nie było już nic cennego, co można by wykorzystać, zostałem odrzucony. Gdzie było w tym szczęście? Patrząc wstecz, zdałem sobie sprawę, że cały mój trud i wszystkie moje poświęcenia przez ostatnie lata nie mogły przynieść mi prawdziwej miłości i szczęścia. Zamiast tego dostałem tylko złamane serce i ból. Dopiero wtedy zrozumiałem, że idea miłości między mężem i żoną oraz szczęśliwego małżeństwa to tylko ułuda, za pomocą której szatan zwodzi ludzi. To tylko kłamstwa i oszustwa. Koszt, jaki przez te lata poniosłem za dążenie do małżeńskiego szczęścia, był zbyt wysoki i w ogóle nie był tego wart! Choć wierzyłem w Boga, zamiast dążyć do prawdy, szukałem jedynie małżeńskiego szczęścia. W ten sposób dałem się nabrać na sztuczki szatana. Poświęcałem cały swój czas i energię na to, aby zadowolić żonę i utrzymać nasze małżeństwo, przez co nie zyskałem prawdy, którą powinienem był zyskać, ani nie wypełniłem obowiązków, które powinienem był wypełnić. Nie tylko opóźniło to mój życiowy rozwój, ale także zawiodło Boże oczekiwania. Byłem naprawdę głupi!

Później przeczytałem słowa Boże i zacząłem lepiej rozumieć to, do czego ludzie powinni dążyć w życiu. Bóg Wszechmogący mówi: „Jesteś istotą stworzoną: to oczywiste, że powinieneś czcić Boga i dążyć do osiągnięcia życia pełnego znaczenia. Jeśli nie czcisz Boga i żyjesz tylko w swym plugawym ciele, to czyż nie jesteś jedynie zwierzęciem w ludzkiej skórze? Skoro jesteś istotą ludzką, powinieneś ponosić koszty dla Boga i znosić wszelkie cierpienia! Powinieneś z radością i z pełnym przekonaniem przyjmować tę odrobinę cierpienia, jakiemu jesteś dziś poddawany, i wieść życie pełne znaczenia, tak jak Hiob i Piotr(Praktyka (2), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Człowiek musi się starać urzeczywistniać życie mające sens i nie powinien być zadowolony ze swoich aktualnych okoliczności. By urzeczywistniać obraz Piotra, musi posiąść jego wiedzę i doświadczenia. Musi podążać za rzeczami wyższymi i głębszymi. Musi starać się o głębszą, czystszą miłość do Boga oraz o życie wartościowe i znaczące. Tylko to jest życiem; tylko w taki sposób można upodobnić się do Piotra. Musisz skupić się na proaktywnym wkroczeniu w ramach pozytywnych aspektów, a nie wolno ci być biernym ani pozwalać sobie na to, by znów się ześlizgiwać na złą drogę dla chwilowego komfortu, ignorując prawdy głębsze, bardziej szczegółowe i bardziej praktyczne. Musisz mieć w sobie praktyczną miłość i musisz znajdować wszelkie możliwe sposoby wyzwolenia się z tego zdeprawowanego, beztroskiego życia, które nie różni się niczym od życia zwierzęcia. Musisz urzeczywistniać życie mające znaczenie, mające wartość; nie wolno Ci oszukiwać samego siebie ani traktować życia jak zabawki, z którą można igrać. Dla każdego, kto jest zdeterminowany i miłuje Boga, nie ma prawd nieosiągalnych ani sprawiedliwości, za którą nie mógłby się stanowczo opowiedzieć. Jak powinieneś żyć? Jak powinieneś miłować Boga i wykorzystać tę miłość do spełnienia Jego intencji? Nie ma w twoim życiu nic ważniejszego. Ponad wszystko zaś musisz posiadać taką determinację oraz wytrwałość i nie powinieneś być jak ci, którzy nie mają charakteru, jak słabeusze. Musisz się nauczyć, jak doświadczać znaczącego życia, jak doświadczać znaczących prawd; nie powinieneś traktować siebie powierzchownie. Nie zauważysz nawet, kiedy twoje życie cię ominie; czy nadal będziesz miał potem taką szansę miłowania Boga? Czyż człowiek może miłować Boga po śmierci? Musisz mieć taką samą determinację i takie samo sumienie jak Piotr; twoje życie musi być znaczące i nie wolno ci oszukiwać samego siebie! Jako istota ludzka i jako osoba dążąca ku Bogu musisz umieć rozważać swoje życie i podchodzić do niego ostrożnie, rozważając, jak powinieneś ofiarować się Bogu, jak nadać swojej wierze w Boga większego znaczenia oraz – skoro kochasz Boga – jak powinieneś Go miłować w sposób czystszy, piękniejszy i lepszy(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże są bardzo jasne. Jako wierzący powinniśmy starać się kochać i czcić Boga. Tylko takie życie jak życie Hioba i Piotra ma sens. Myślałem o tym, jak w młodości Piotr całym sercem podążał za Bogiem, ale jego rodzice mieli nadzieję, że odniesie sukces i zostanie urzędnikiem. Jednak Piotr nie obrał sobie za cel spełnienia ich oczekiwań i nie dbał o to, czy jego wybory wpłyną na jego relacje z rodzicami. Zamiast tego dążył do umiłowania i poznania Boga. Ostatecznie został dla Niego ukrzyżowany głową w dół, stając się wzorem miłości do Boga. Był też Hiob, który, poddany próbom, stracił całe swoje bydło, owce i dzieci, a jego ciało pokryło się wrzodami. Jego żona stwierdziła wówczas: „Złorzecz Bogu i umieraj!”. Gdy Hiob to usłyszał, nie porzucił swojej wiary w Boga, ale skarcił swoją żonę, nazywając ją szaloną kobietą. Wytrwał przy swoim świadectwie o Bogu i ośmieszył szatana. Z doświadczeń Hioba i Piotra zrozumiałem, że tylko dążąc do poznania i kochania Boga, a także dobrze wykonując swoje obowiązki i trwając przy swoim świadectwie, możemy zyskać Bożą aprobatę. Tylko takie życie ma największy sens. Potem wyciszyłem swoje serce i poświęciłem się obowiązkom, praktykując jednocześnie pisanie artykułów ze świadectwem opartym na doświadczeniu. Później dowiedziałem się, że na podstawie jednego z nich powstał materiał wideo. Fakt, że mogłem wykorzystać swoje doświadczenie, aby dać świadectwo o Bogu, głęboko mnie poruszył. Zacząłem coraz mocniej czuć, że tylko dążenie do prawdy i dawanie świadectwa o Bogu jest najbardziej znaczące, i że tylko to może przynieść prawdziwe szczęście i radość. Z głębi serca dziękowałem Bogu!

W lutym 2024 roku otrzymałem list od rodziców, w którym pisali, że moja żona złożyła w sądzie pozew o rozwód. Gdy się o tym dowiedziałem, czułem spokój. Nie byłem z tego powodu zmartwiony ani smutny. Zamiast tego poczułem, że jest to dla mnie forma wyzwolenia. Teraz mogę pozbyć się tego brzemienia i całym sercem podążać za Bogiem. To jest Boże zbawienie dla mnie. Z głębi serca dziękuję Bogu Wszechmogącemu!

Wstecz: 85. Obowiązkie nie różnią się od siebie statusem ani rangą

Dalej: 87. Czego się obawiałam, uchylając się od obowiązku

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

32. Przełom

Autorstwa Fangfang, ChinyWszyscy w mojej rodzinie wierzymy w Pana Jezusa i chociaż ja byłam po prostu zwykłą osobą wierzącą, mój ojciec...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze