21. Refleksje chorej na mocznicę
Po czterdziestce przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego dni ostatecznych. Zrozumiałam, że polega ono na zbawieniu ludzi i że tylko stając przed obliczem Boga, czytając Jego słowa i wykonując swoje obowiązki można zrozumieć i zyskać prawdę, liczyć na Bożą troskę i ochronę, a w końcu mieć szansę na wejście do królestwa Bożego. Niedługo potem zaczęłam wykonywać swoje obowiązki. Niezależnie od tego, jakie zadania kościół mi przydzielał, nigdy nie odmawiałam. Myślałam tylko o tym, jak właściwie je wykonywać. Jakiś czas później moje ciśnienie wzrosło do 220 mmHg. Aby je obniżyć, byłam leczona dożylnie. Nie pozwoliłam jednak, aby przeszkodziło mi to w wykonywaniu obowiązków. Myślałam: „Dopóki będę szczerze wykonywać swoje obowiązki, Bóg będzie mnie chronił”. Przez lata wykonywałam swoje obowiązki bez względu na pogodę, myśląc, że jestem prawdziwie wierzącą osobą, która zasługuje na Bożą aprobatę. Jednak niespodziewana choroba obnażyła moje prawdziwe ja.
Była jesień 2009 roku. Któregoś dnia nagle poczułam ból w obu nogach, które zaczęły puchnąć. Wkrótce miałam spuchniętą i zdeformowaną całą twarz, a obrzęk oczu był tak duży, że nie mogłam ich otworzyć. Córka zabrała mnie do szpitala na badania kontrolne. Lekarz stwierdził, że mam zanik obu nerek, który może spowodować mocznicę. Dodał też, że jeśli moja choroba się zaostrzy, może to doprowadzić do śmierci. Gdy to usłyszałam, byłam w szoku. Jeśli nic się nie zmieni, będę o krok od śmierci. Zaczęłam wykonywać swoje obowiązki zaledwie kilka miesięcy po tym, jak odnalazłam Boga i bez względu na pogodę czy chorobę, nigdy nie przestałam. Przez te lata nie tylko w związku z tym cierpiałam i często byłam wykończona, ale znosiłam też nieporozumienia, kpiny i obelgi ze strony bliskich. Czy taki wysiłek nie wystarczył? Czy to wciąż było za mało, aby zyskać Bożą ochronę? Wróciłam myślami do chwili, gdy odnalazłam Boga i miałam wielkie nadzieje związane z życiem w królestwie. Jednak w obliczu tak poważnej choroby, która w każdym momencie mogła zagrozić mojemu życiu, zastanawiałam się, czy nadal będę miała szansę wejść do królestwa. Wyglądało na to, że nie mogę już liczyć na takie piękne przeznaczenie. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej skrzywdzona się czułam i straciłam motywację do wykonywania obowiązków. Popadłam w zniechęcenie. Modliłam się do Boga: „Boże, nie rozumiem, dlaczego spotkała mnie ta choroba i w sercu się na Ciebie skarżę. Wiem, że nie powinnam tego robić, więc proszę, oświeć mnie i poprowadź, abym zrozumiała Twoją intencję”.
Później przeczytałam następujący fragment słów Bożych: „Ludzie myślą w następujący sposób: »Skoro teraz wierzę w Boga, to należę do Niego, i On powinien się mną zaopiekować, zadbać o to, bym miał co jeść i gdzie mieszkać, zatroszczyć się o moją przyszłość i los, a także o moje osobiste bezpieczeństwo (w tym bezpieczeństwo mojej rodziny), i zagwarantować, że wszystkie moje sprawy będą się dobrze układać, a moje życie toczyć się będzie spokojnie i bez żadnych przykrych incydentów«. A jeśli fakty nie wyglądają tak, jak by chcieli i jak to sobie wyobrażają, zaczynają myśleć tak: »Wierzyć w Boga wcale nie jest tak dobrze i tak łatwo, jak to sobie wyobrażałem. Okazuje się, że wierząc w Niego nadal muszę znosić wszystkie te prześladowania i męki oraz przejść wiele prób. Dlaczego Bóg mnie nie chroni?«. Czy takie myślenie jest słuszne, czy nie? A czy jest zgodne z prawdą? (Nie). Czy zatem takie myślenie nie pokazuje, że ludzie stawiają Bogu wygórowane wymagania? Dlaczego ludzie, którzy myślą w taki sposób, nie modlą się do Boga lub nie poszukują prawdy? Za tym, że Bóg sprawia, iż ludzi spotykają w życiu takie rzeczy, kryje się, rzecz jasna, Jego dobra wola; dlaczegóż ludzie nie rozumieją Bożych intencji? Dlaczego nie potrafią współpracować z dziełem Bożym? Bóg umyślnie sprawia, że ludzi spotykają takie rzeczy, aby mogli poszukiwać prawdy i ją zyskać, i aby żyli mając w niej oparcie. Jednak ludzie nie poszukują prawdy, zamiast tego ciągle oceniając Boga, posługując się przy tym własnymi pojęciami i wyobrażeniami – to właśnie jest ich problem. Oto jak należy rozumieć te nieprzyjemne rzeczy: Nikt nie przechodzi przez całe życie bez cierpienia. Dla niektórych ludzi ma ono związek z rodziną, dla niektórych z pracą, dla innych z małżeństwem, a dla jeszcze innych z chorobą fizyczną. Każdy musi cierpieć. Niektórzy mówią: »Dlaczego ludzie muszą cierpieć? Jak wspaniale byłoby przeżyć całe życie spokojnie i szczęśliwie. Czy nie możemy nie cierpieć?«. Nie – każdy musi cierpieć. Cierpienie powoduje, że każdy człowiek doświadcza niezliczonych doznań fizycznego życia, niezależnie od tego, czy doznania te są pozytywne czy negatywne, aktywne czy bierne. Cierpienie przynosi ci różne uczucia i możliwości docenienia, które stanowią dla ciebie wszystkie życiowe doświadczenia. To jest jeden aspekt i ma on na celu przysporzyć ludziom doświadczenia. Jeśli na tej podstawie będziesz umiał szukać prawdy i zrozumieć Boże intencje, to będziesz się coraz bardziej zbliżać do standardu, jakiego wymaga od ciebie Bóg. Innym aspektem jest to, iż jest to odpowiedzialność, którą Bóg daje człowiekowi. Jaka to odpowiedzialność? To jest cierpienie, które musisz przejść. Jeśli możesz przyjąć i znieść to cierpienie, stanie się to świadectwem, a nie powodem do wstydu” (Tylko pozbywając się własnych pojęć, możesz wkroczyć na właściwą ścieżkę wiary w Boga (1), w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że za każdą sytuacją i cierpieniem, w obliczu których stajemy, kryją się Boże intencje. Wszystkie mieszczą się w granicach tego, co może znieść postawa danego człowieka. Powinniśmy poszukiwać prawdy oraz Bożych intencji i nie trzymać się naszych pojęć czy postrzegać rzeczy z naszego punktu widzenia. Patrząc na rzeczy z perspektywy cielesności, będziemy żyć w cierpieniu i myśleć, że choroba nie jest niczym dobrym. Jeśli jednak przyjmujemy takie rzeczy od Boga i szukamy prawdy, możemy wyciągnąć z choroby naukę, a wtedy staje się ona czymś dobrym. Zastanawiając się nad swoją reakcją na tę chorobę, myślałam o tym, że przez wszystkie lata wiary w Boga i wykonywania obowiązków, czy to w obliczu oszczerstw i kpin ze strony krewnych i sąsiadów, czy to znosząc wiatr, deszcz, przenikliwe zimno lub palący upał, nigdy nie przestałam ich wykonywać. Myślałam więc, że Bóg powinien mnie chronić przed poważną chorobą i że w końcu wejdę do królestwa Bożego. Czyż nie był to dokładnie stan, który Bóg obnaża w swoich słowach: „Skoro teraz wierzę w Boga, to należę do Niego, i On powinien się mną zaopiekować, zadbać o to, bym miał co jeść i gdzie mieszkać, zatroszczyć się o moją przyszłość i los, a także o moje osobiste bezpieczeństwo”? Gdy zorientowałam się, że Bóg nie chroni mnie tak, jak sobie wyobrażałam, zaczęłam się na Niego skarżyć, wykorzystując swoje poświęcenia i koszty, jakie ponosiłam, jako kapitał, aby Go przekonywać, i zaczęłam niedbale wykonywać swoje obowiązki. Gdzie były moje człowieczeństwo i rozum? Moje wcześniejsze poświęcenia i wyrzeczenia nie były nawet szczere! Gdyby ta sytuacja mnie nie obnażyła, nie zdałabym sobie sprawy ze swoich ukrytych pobudek i błędnego postrzegania wiary w Boga jako sposobu na uzyskanie błogosławieństw. Gdy to sobie uświadomiłam, nie czułam już w sercu takiego bólu. Byłam gotowa się podporządkować i nadal wykonywać swoje obowiązki, jednocześnie biorąc leki. Stopniowo mój stan się poprawił, a moja choroba nieco ustąpiła. Chociaż nogi nadal czasami mi puchły, nie ograniczało mnie to i nadal aktywnie głosiłam ewangelię.
Zimą 2018 roku zauważyłam, że mam na stopie guz. Stopa tak bardzo mnie bolała, że nie mogłam na niej stawać i córka musiała pomagać mi w chodzeniu. W szpitalu lekarz stwierdził, że to dna moczanowa, a badania wykazały, że mój poziom kreatyniny wzrósł z ponad 2,26 mg/dl do ponad 5,65 mg/dl, co oznaczało, że miałam już zaawansowaną mocznicę. Obawiając się, że nie będę w stanie zmierzyć się z prawdą, lekarz ukrył przede mną, jak poważny jest mój stan. Początkowo nie przejęłam się zbytnio swoją chorobą, ale gdy czwartego dnia córka nagle zapytała mnie o organizację pogrzebu, wiedziałam, że mój stan się pogorszył. Serce mi zadrżało i pomyślałam: „Czy to możliwe, że naprawdę zostało mi niewiele czasu i że wkrótce umrę?”. Nie miałam odwagi o tym myśleć, więc pomodliłam się do Boga: „Boże, moje życie i śmierć są w Twoich rękach. Jestem gotowa podporządkować się Twoim rozporządzeniom i ustaleniom”. Kilka dni później dowiedziałam się, że moja choroba rzeczywiście jest w zaawansowanym stadium. W tamtej chwili nie mogłam powstrzymać drżenia rąk i utrzymać filiżanki. Nie chciałam przyjąć tego do wiadomości i zastanawiałam się, czy lekarz nie popełnił jakiegoś błędu. Myślałam: „Jak to możliwe, że mój stan tak szybko się pogorszył? Wierzę w Boga i Bóg z pewnością nie pozwoli mi tak łatwo umrzeć”. Potem jednak pomyślałam: „Zdiagnozowano u mnie zaawansowaną mocznicę. Dlaczego mam w to nie wierzyć? Taka jest rzeczywistość”. Miałam wrażenie, że moje życie dobiega końca. Przepełniły mnie ból i rozpacz. Gdy zastanawiałam się nad tym, że zostało mi już niewiele czasu i że nie będę mogła zobaczyć piękna królestwa, nie chciałam zaakceptować swojego losu, myśląc: „Co zyskałam dzięki swoim staraniom przez te wszystkie lata? Przez cały ten czas wykonywałam swoje obowiązki, więc dlaczego moja choroba wciąż się pogarsza?”. Miałam poczucie, że Bóg jest wobec mnie naprawdę niesprawiedliwy. Leżąc w nocy w łóżku, myślałam o kobiecie, która robiła z nami interesy. Chorowała na to samo. Gdy otrzymała diagnozę, wróciła do domu i w ciągu dziesięciu dni zmarła. Czułam, że moja śmierć też się zbliża i że odliczanie już się zaczęło. Miałam wrażenie, jakbym już była martwa. Jaki był więc sens czytania słów Bożych? Przez ponad dwadzieścia dni byłam zniechęcona, cierpiąc z powodu strasznego bólu. Wiedziałam, że oddaliłam się od Boga, więc do Niego zawołałam, prosząc Go o oświecenie i iluminację. Potem przypomniałam sobie następujący hymn ze słowami Bożymi:
Próby wymagają wiary
1 To zupełnie normalne, że gdy ludzie przechodzą próby, są słabi, odczuwają w swym wnętrzu negatywne emocje, albo nie mają jasności co do Bożych intencji lub swej ścieżki praktyki. Jednak ogólnie rzecz biorąc, musisz mieć wiarę w Boże dzieło i nie zaprzeć się Boga, dokładnie tak jak Hiob. Chociaż Hiob był słaby i sam przeklinał dzień, w którym się narodził, nie zaprzeczał, że wszystkie rzeczy, jakie ludzie posiadają, kiedy się narodzą, w są darem Jahwe, i że On również jest tym, który może je wszystkie człowiekowi odebrać. Bez względu na to, jakim próbom był poddawany, wciąż trwał w tym przekonaniu.
2 Zgodnie z twoim doświadczeniem, niezależnie od tego, jakiemu uszlachetnianiu poddawany jesteś za pośrednictwem słów Bożych, tym, czego Bóg wymaga od rodzaju ludzkiego, jest, krótko mówiąc, wiara i serca miłujące Boga. Rzeczami, które On udoskonala, działając w ten sposób, są zaś wiara i miłość ludzi oraz ludzka determinacja. (…)
(Ci, którzy mają zostać udoskonaleni, muszą przejść oczyszczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło)
Gdy rozważałam słowa Boże, moje serce zostało oświecone. Okazuje się, że Bóg aranżuje ludzi, wydarzenia i rzeczy, aby udoskonalać naszą wiarę. Pomyślałam o Hiobie, który w obliczu wielkich prób – splądrowanego majątku, śmierci dzieci i wrzodów pokrywających całe jego ciało – nigdy się nie skarżył i zachował wiarę w Boga, trwając przy swoim świadectwie o Nim. To, co robi Bóg, nie zgadza się z ludzkimi wyobrażeniami, a kiedy ludzie wyraźnie nie dostrzegają Bożych intencji lub ich nie rozumieją, potrzebują wiary, aby ich doświadczyć. Gdy sobie to uświadomiłam, moje serce się rozjaśniło.
Potem dalej się zastanawiałam. Kiedy dowiedziałam się, że mam zaawansowaną mocznicę, żyłam w strachu i przerażeniu. Prawda była taka, że bałam się śmierci. Przeczytałam więc fragment słów Bożych dotyczących mojego stanu: Bóg Wszechmogący mówi: „Dlaczego są niezdolni uwolnić się od strachu przed śmiercią? Niektórzy ludzie w obliczu śmierci tracą kontrolę nad pęcherzem, inni trzęsą się, mdleją, pomstują na Niebiosa i ludzi, a niektórzy nawet lamentują i płaczą. To w żadnym wypadku nie są naturalne reakcje, które pojawiają się nieoczekiwanie, gdy zbliża się śmierć. Ludzie zachowują się w tak żenujący sposób przede wszystkim dlatego, że w głębi serca obawiają się śmierci, bo nie posiadają jasnej wiedzy o Bogu i zrozumienia Jego suwerennej władzy oraz ustaleń, nie mówiąc nawet o prawdziwym poddaniu się im. Zachowują się tak, bo nie pragną niczego innego jak tylko by aranżować i wszystkim zarządzać samodzielnie, kontrolować własny los, własne życie i śmierć. Nic dziwnego zatem, że ludzie nigdy nie będą w stanie pozbyć się strachu przed śmiercią” (Sam Bóg, Jedyny III, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że w obliczu śmierci ludzie zaczynają się bać i są przerażeni, ponieważ nie rozumieją suwerennej władzy Stwórcy i Jego ustaleń. Życie i śmierć człowieka są pod kontrolą Boga. Ludzie nie mogą sami o tym decydować. Nikt nie ma kontroli nad swoim losem. Myślałam o słowach Boga, który powiedział, że gdy Hiob wypełnił swoją życiową misję, spokojnie stawił czoła śmierci. Bardzo mnie one poruszyły. Hiob przez całe życie bał się Boga i unikał zła, nigdy nie próbując się z Bogiem targować ani stawiać Mu żądań. Dziękował Bogu, gdy Bóg mu coś dawał, i podporządkowywał się, gdy mu coś zabierał. Bez względu na to, jak Bóg go traktował, był mu posłuszny i potrafił spokojnie stawić czoła śmierci. Tymczasem ja, gdy dowiedziałam się, że mam zaawansowaną mocznicę i nie pożyję już długo, skarżyłam się Bogu. Nie byłam Mu podporządkowana i nie miałam bogobojnego serca. Nie mogłam tak dalej żyć. Byłam gotowa pójść w ślady Hioba, oddać swoje życie w ręce Boga i zdać się na łaskę Jego suwerennej władzy i ustaleń. Dopóki żyję, będę wykonywała swoje obowiązki najlepiej jak potrafię, a kiedy przyjdzie po mnie śmierć, spokojnie stawię jej czoła i podporządkuję się Bożym rozporządzeniom i ustaleniom. Gdy to postanowiłam, poczułam ogromną ulgę.
Później się zastanawiałam: „Dlaczego w obliczu choroby skarżyłam się, że Bóg niesprawiedliwie mnie potraktował?”. Przeczytałam więcej słów Bożych: „Ludzie nie mają prawa niczego żądać od Boga. Nic nie jest bardziej nierozsądne niż stawianie Bogu żądań. Bóg zrobi to, co powinien, a Jego usposobienie jest sprawiedliwe. Sprawiedliwość nie oznacza bynajmniej bezstronności czy racjonalności; nie polega na egalitarnym dawaniu każdemu według zasług czy osiągnięć, nie jest to też zapłata za wykonaną pracę czy też za włożony wysiłek. Nie jest to sprawiedliwość, lecz tylko uczciwe i rozsądne postępowanie. Bardzo niewielu ludzi jest w stanie poznać sprawiedliwe usposobienie Boga. Gdyby Bóg zniszczył Hioba po tym, jak Hiob niósł o Nim świadectwo, czy to byłoby sprawiedliwe? W gruncie rzeczy tak. Czemu nazywamy to sprawiedliwością? Co ludzie uważają za sprawiedliwość? Jeśli coś jest zgodne z pojęciami ludzi, wówczas bardzo łatwo jest im powiedzieć, że Bóg jest sprawiedliwy; gdy jednak nie dostrzegają owej zgodności z ich pojęciami – jeśli nie są w stanie tego zrozumieć – wówczas jest im niezwykle trudno powiedzieć, że Bóg jest sprawiedliwy. (…) Istotą Boga jest sprawiedliwość. Choć nie jest łatwo zrozumieć, co Bóg czyni, wszystko, co czyni, jest sprawiedliwe; tylko ludzie tego nie rozumieją. Kiedy Bóg oddał Piotra szatanowi, co odpowiedział Piotr? »Ludzkość nie jest w stanie pojąć, co czynisz, ale we wszystkim, co czynisz, zawiera się Twoja dobra wola; we wszystkim tym jest sprawiedliwość. Jakże mam nie wychwalać Twojej mądrości i uczynków?«. Powinniście już rozumieć, że Bóg nie niszczy szatana w czasie, gdy zbawia człowieka, by ludzie mogli jasno zobaczyć, jak szatan ich zepsuł i do jakiego stopnia ich zepsuł, a także jak Bóg ich oczyszcza i zbawia. Ostatecznie, kiedy ludzie już zrozumieją prawdę, wyraźnie ujrzą wstrętne oblicze szatana i dostrzegą jego potworny grzech polegający na zepsuciu ich, Bóg zniszczy szatana, ukazując im swą sprawiedliwość. Kiedykolwiek nastąpi zniszczenie szatana przez Boga, będzie w tym Boże usposobienie oraz mądrość. Wszystko, co Bóg czyni, jest sprawiedliwe. Chociaż być może ludzie nie potrafią pojąć Bożej sprawiedliwości, nie powinni wydawać arbitralnych osądów. Jeśli coś, co Bóg czyni, nie wydaje się ludziom rozsądne lub jeśli mają jakiekolwiek pojęcia na ten temat, które każą im mówić, że Bóg nie jest sprawiedliwy, to oni sami są najbardziej nierozsądni. Widzisz, że Piotr nie mógł pojąć pewnych rzeczy, lecz był pewien, że jest w nich obecna Boża mądrość i dobra wola. Ludzie nie są w stanie pojąć wszystkiego; istnieje wiele rzeczy, których nie potrafią zrozumieć. Tak więc poznanie Bożego usposobienia naprawdę nie jest rzeczą łatwą” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że sprawiedliwe usposobienie Boga nie oznacza uczciwości i rozsądku oraz nagradzania wysiłków, jak sobie wyobrażałam. Nie jest tak, że niezależnie od tego, jak wiele zdaję się dawać, Bóg musi mi dać coś w zamian. Sprawiedliwe usposobienie Boga określa Jego istota. Wszystko, co robi Bóg, jest sprawiedliwe i kryją się za tym Jego dobre intencje. Ja jednak myślałam, że za wysiłek należy się nagroda i że im więcej z siebie daję, wykonując swoje obowiązki, tym bardziej Bóg powinien mi to wynagrodzić. Kiedy więc się poświęcałam i ponosiłam koszty w swojej wierze w Boga, myślałam, że powinnam otrzymać Bożą ochronę i błogosławieństwa, a także zostać zabrana do Jego królestwa. W przeciwnym razie uważałabym, że Bóg jest niesprawiedliwy. Moje pojęcie Bożej sprawiedliwości było absurdalne! Bóg jest Stwórcą, a ja jestem jedynie istotą stworzoną. Bez względu na to, co Bóg dla mnie aranżuje i jak mnie traktuje, jest to właściwe i sprawiedliwe. Gdy Bóg mi błogosławi, jest sprawiedliwy, a jeśli nie, nadal jest sprawiedliwy. Mierząc Boga według własnych wyobrażeń, stawiam Mu opór. Przypomniałam sobie, co Bóg kiedyś powiedział: „Ci, którzy są nieczyści, nie dostaną zezwolenia na wejście do królestwa. Ci, którzy są nieczyści, nie dostaną zezwolenia na kalanie ziemi świętej. Nawet jeżeli wykonałeś dużo pracy i pracowałeś przez wiele lat, to jeżeli na końcu nadal jesteś żałośnie brudny, według niebiańskiego prawa niedopuszczalne będzie, abyś chciał wejść do Mojego królestwa!” (Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Decyduję o przeznaczeniu każdej osoby nie na podstawie jej wieku, rangi, głębi cierpienia, a najmniej na podstawie stopnia, w jakim prosi się ona o litość, ale wedle tego, czy posiada prawdę. Nie ma innego wyjścia niż to” (Przygotuj dostatecznie wiele dobrych uczynków, by zasłużyć na swoje przeznaczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Bóg określa przeznaczenie człowieka na podstawie tego, czy posiada on prawdę, a nie na podstawie jego pozornych poświęceń i wyrzeczeń. Tylko zyskując prawdę, można liczyć na dobry wynik. Jeśli ktoś nie zyskuje prawdy, nadal ma zepsute usposobienie szatana i wykorzystuje swoje poświęcenia i wyrzeczenia, aby wchodzić w układy z Bogiem i Go oszukiwać, jest znienawidzony przez Boga i niegodny wejścia do królestwa. Na tym polega Boża sprawiedliwość. Wierzyłam w Boga, mając transakcyjne podejście nastawione na wymianę. Chciałam wykorzystać swoje pozorne cierpienie i wyrzeczenia, aby zyskać Boże błogosławieństwa. Oszukiwałam Boga i Go wykorzystywałam. Jak zatem mogłam zyskać Bożą aprobatę czy wejść do królestwa? Pomyślałam o poświęceniach i wyrzeczeniach Pawła, który głosił ewangelię Pana Jezusa w wielu różnych miejscach, także w Europie, i założył wiele kościołów. W końcu stwierdził: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8). Paweł wykorzystał swoje poświęcenia i wyrzeczenia jako kapitał, aby zażądać od Boga korony sprawiedliwości, ale ostatecznie trafił do piekła, gdzie spotkała go kara. Moje spojrzenie na wiarę w Boga było takie samo jak podejście Pawła. Kiedy moje pragnienie błogosławieństw legło w gruzach, skarżyłam się na Boga. Czy jeśli nie okażę skruchy, skończę jak Paweł?
Później, w trakcie omówienia z braćmi i siostrami, jedna z sióstr znalazła dla mnie następujący fragment słowa Bożego: „Wszyscy zepsuci ludzie żyją tylko dla siebie. Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego – to jest podsumowanie ludzkiej natury. Ludzie wierzą w Boga dla samych siebie; kiedy wyrzekają się czegoś i ponoszą koszty na rzecz Boga, czynią to, by uzyskać błogosławieństwa, a kiedy są wobec Niego lojalni, to dalej tylko po to, by otrzymać nagrodę. W sumie celem wszystkich ich działań jest zdobycie błogosławieństw, nagród i wejście do królestwa niebieskiego. W społeczeństwie ludzie pracują dla własnych korzyści, a w domu Bożym wykonują obowiązek, aby zdobyć błogosławieństwa. Rezygnuje się ze wszystkiego i jest się w stanie wytrzymać wiele cierpienia właśnie po to, aby uzyskać błogosławieństwa. Nie ma lepszego dowodu szatańskiej natury człowieka” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu słowa Bożego zrozumiałam, że po latach wiary w Boga, w czasie których porzuciłam różne rzeczy i ponosiłam koszty, robiłam to wszystko jedynie po to, aby zdobyć błogosławieństwa. Chciałam, żeby Bóg mnie chronił, abym była bezpieczna, zdrowa i uniknęła katastrofy. Była to próba zawarcia układu z Bogiem. Kierowałam się takimi szatańskimi truciznami jak „Za darmo nie kiwnij nawet palcem” czy „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, we wszystkim, co robiłam, myśląc przede wszystkim o „zysku”. Nieważne, jak coś było trudne i męczące, dopóki przynosiło mi korzyści, byłam przekonana, że mi się opłaci. Gdy dowiedziałam się, że wykonywanie obowiązków w wierze w Boga może zapewnić Bożą ochronę i dobre przeznaczenie, porzucałam różne rzeczy i ponosiłam koszty. Bez względu na to, jak bardzo cierpiałam i ile mnie to kosztowało, myślałam, że to wszystko jest tego warte. Jednak kiedy dowiedziałam się, że mam mocznicę i mogę umrzeć, pomyślałam, że jeśli tak się stanie, nie wejdę do królestwa i nie otrzymam błogosławieństw, więc nie chciałam już czytać słowa Bożego i się modlić, a nawet skarżyłam się na Boga, wykłócałam się z Nim, narzekałam na Niego i twierdziłam, że jest niesprawiedliwy. Wykorzystywałam swoje poświęcenia i wyrzeczenia, aby zwracać się do Boga z różnymi prośbami i żądać zapłaty za swoje uczynki. Gdzie były moje człowieczeństwo i rozum? Byłam taka samolubna i fałszywa! Jak takie poświęcenia mogłyby kiedykolwiek zyskać aprobatę Boga? Boże dzieło polega na zbawieniu ludzi oraz umożliwieniu im zmiany usposobienia i dostąpienia Bożego zbawienia poprzez dążenie do prawdy w wykonywaniu obowiązków. Ja jednak wierzyłam w Boga i wykonywałam swoje obowiązki tylko po to, aby otrzymać Boże błogosławieństwa. Zrozumiałam, że kierując się szatańskimi truciznami, stałam się naprawdę samolubna i podła. Nie mogłam tak dalej żyć i chciałam okazać Bogu skruchę. Później, gdy wykonywałam obowiązek udzielania gościny, czułam się w środku szczęśliwa i uradowana. Uświadomiłam sobie, że tylko traktując swoje obowiązki jak odpowiedzialność, mogę prowadzić znaczące życie.