Co to znaczy dążyć do prawdy (2)
Na naszym ostatnim zgromadzeniu rozmawialiśmy o tym, co to znaczy dążyć do prawdy. Zacznijmy więc od przypomnienia: co to znaczy dążyć do prawdy? Czy macie odpowiedź na to pytanie? Czy zastanawialiście się nad tym po naszej poprzedniej rozmowie? Kiedy kończymy omawianie pewnych kwestii, musicie potem się nad nimi zastanowić, a następnie praktycznie ich doświadczyć i przejść przez nie w waszym prawdziwym życiu. Tylko wtedy będziesz mógł zyskać prawdziwą wiedzę i tylko wtedy będziesz w stanie naprawdę zrozumieć i uświadomić sobie te kwestie, nad którymi się zastanawiałeś; dopiero wówczas będziesz potrafił wykazać się prawdziwym doświadczeniem i wiedzą. Czyż tak nie jest? (Tak właśnie jest). Czy zatem zastanawialiście się nad tym pytaniem? Co to znaczy dążyć do prawdy? Jakie elementy składają się na ten proces? Jakie są najważniejsze rzeczy, które się z nim wiążą? Czy podsumowaliście sobie te rzeczy? (Ostatnim razem Bóg rozpoczął od omówienia różnych błędnych postaw, idei i poglądów, jakie człowiek żywi w odniesieniu do dążenia do prawdy, a następnie szczegółowo przedstawił pięć etapów tego procesu). Nasze ostatnie omówienie składało się zasadniczo z dwóch głównych części: część pierwszą stanowiła rozmowa o pewnych negatywnych stanach lub błędnych poglądach, jakie wielu ludzi żywi w odniesieniu do dążenia do prawdy, i o mylnym pojmowaniu tego procesu przez człowieka, jak również o wymówkach i usprawiedliwieniach, jakie ludzie przywołują, aby nie dążyć do prawdy. Część drugą stanowiło zaś omówienie tego, jak wygląda pięć etapów dążenia do prawdy. Mimo iż omówienie miało tylko dwie części, w każdej z nich poruszyliśmy całe mnóstwo szczegółów i konkretów. Ujawniłem część zaburzonego ludzkiego pojmowania i wypaczonej wiedzy na temat dążenia do prawdy, a także wskazałem na kilka trudności, jakie napotyka człowiek w dążeniu do prawdy, jak również zdemaskowałem pewne wymówki, usprawiedliwienia i preteksty, aby do niej nie dążyć, podawane przez tych, którzy czują do niej niechęć. Negatywne, bierne postawy i przekonania, jakie przejawiają ludzie w kontekście dążenia do prawdy, odpowiadają stylom życia i dążeniom, jakim hołdują w swym prawdziwym życiu, a także postawom, jakie przyjmują wobec prawdy – wszystkie one odnoszą się do określonych ludzkich zachowań i przejawów skażenia. Następnie, na podstawie różnych zachowań człowieka, zaproponowałem kilka konkretnych metod i etapów praktyki, odnoszących się do ścieżki dążenia do prawdy. Czy to wszystko jest dla was jasne? (Tak). Naprawdę jasne? Dlaczego więc nic nie mówicie? Wygląda na to, że nadal nie jest to dla was tak zupełnie oczywiste; musimy zatem jeszcze omówić inne rzeczy.
Najważniejszą kwestią w wierze w Boga jest dążenie do prawdy. Co to znaczy dążyć do prawdy? Jeśli chodzi o tę sprawę, to wszystko, co ludzie przejawiają, ujawnia wiele spośród ich kłopotów i trudności. Mają oni też najrozmaitsze usprawiedliwienia i wymówki, aby nie dążyć do prawdy: na ich drodze są tak wielkie przeszkody! Z powodu różnych napotykanych przez siebie trudności, ludzie wydają się znajdować pod wielką presją i być skonsternowani odnośnie do dążenia do prawdy, i myślą, że jest ono bardzo trudne. W rzeczywistości nietrudno jest udzielić odpowiedzi na samo pytanie „Co to znaczy dążyć do prawdy?”; dlaczego więc ludzie nie potrafią dążyć do prawdy? Jaka jest tego przyczyna? Wszyscy przechwalają się, że mają sumienie i rozsądek, że naprawdę wierzą w Boga, że potrafią wykonywać swój obowiązek, że gotowi są cierpieć i ponosić koszty. Jak to zatem jest, że mając za fundament te dobre zachowania, nie są w stanie wkroczyć na drogę dążenia do prawdy? Reprezentują sobą tak dobre człowieczeństwo, są uczciwi i cieszą się wyśmienitą reputacją; mają swoją wolę, aspiracje i pragnienia związane ze swym dążeniem; mają swe subiektywne starania i wysiłki, chęć znoszenia trudów i postawę gotowości do ponoszenia kosztów; mają swą aktywną, pozytywną i wzniosłą postawę pragnienia przyjęcia prawdy. Skoro mają wszystkie te rzeczy za swoją podstawę, jak to możliwe, że nie zaliczają się do tych, którzy dążą do prawdy? Dlaczego nie są w stanie zdobyć się na dążenie do prawdy? W czym tkwi podstawowa przyczyna tego problemu? (Człowiek nie miłuje prawdy i z natury czuje do niej niechęć). To jest poprawna odpowiedź. Najbardziej podstawową przyczyną jest to, że ludzie mają skażone usposobienia. Skażone usposobienie człowieka pochodzi od szatana, a wszystko, co od niego pochodzi, jest wrogie wobec Boga i prawdy. Dlatego prosić ludzi, by dążyli do prawdy, znaczy to samo, co wymagać od nich, aby zbuntowali się przeciwko własnemu życiu i swoim wrodzonym cechom, a także właściwemu im z natury sposobowi dążenia i spojrzeniu na życie. Rezygnacja z tych błędów i wypaczeń, przeciwstawienie się swoim cielesnym upodobaniom, a zamiast tego podążanie za słowami Boga i dążenie do prawdy oraz praktykowanie słów Bożych i prawdy, której ich ciało nie lubi, której nie posiadają, którą się brzydzą i którą odrzucają z pogardą – jest to coś, co okazuje się dla nich trudne. Prosić cię, abyś dążył do prawdy, znaczy to samo, co prosić cię, abyś porzucił właściwe ci życie. Czyż to nie to samo, co kazać wam się wyrzec waszego życia? (To samo). To jakbyś miał złożyć w ofierze własne życie. Czy ludzie chętnie oddają swoje życie? (Nie). W głębi serca mówią sobie: „Nie chcę”, powtarzając to sto, tysiąc, a nawet dziesięć tysięcy razy: „Nie chcę”. Bez względu na wszystko, ludziom trudno jest zrezygnować z przyrodzonych im szatańskich cech, które posiadają. Jest to fakt; fakt, którego sami głęboko i prawdziwie doświadczyliście. W głębi serca ludzie nie chcą buntować się przeciwko własnej cielesności ani przeciwko własnemu życiu, którego naturoistota pochodzi od szatana, ani też przeciwstawić się swym wrodzonym szatańskim cechom czy swej szatańskiej naturze, aby dążyć do prawdy. Tak więc w przypadku tych, którzy mają szatańską naturę i żyją zgodnie z szatańskim usposobieniem, umiłowanie prawdy i dążenie do niej sprzeczne jest z ich wolą i czynią to niechętnie. Jaka jest tego podstawowa przyczyna? Jest nią to, że cechy tkwiące w człowieku pochodzą od szatana i, ze swej istoty, są wrogie wobec Boga. Kiedy już zatem ludzie usłyszą i pojmą prawdę, jedynie ci, którzy ją miłują, gotowi są do niej dążyć i płacić za nią cenę; ci, którzy mają taką wolę, aspirację i pragnienie, są w stanie wprowadzać prawdę w życie, gdy tylko ją zrozumieją. Tylko oni zdolni są kierować się prawdą i urzeczywistniać ją w swoim życiu. Jest wielu ludzi, którzy są skłonni praktykować prawdę, lecz przeszkadza im w tym ich szatańska natura i usposobienie; nie są w stanie praktykować prawdy, mimo że mogą tego pragnąć. Faktem jest, że praktykowanie prawdy w prawdziwym życiu jest bardzo trudne. Prosić cię, abyś zrezygnował z twoich ulubionych ubrań i biżuterii, rzeczy, w których masz upodobanie, z pracy i kariery, którą lubisz, z twoich mocnych stron i rozmaitych pasji czy innych rzeczy, to jedno. Byłbyś w stanie przeciwstawić się każdej z tych rzeczy; nietrudno się z nimi rozstać. O wiele trudniej jednak skłonić cię do tego, abyś zbuntował się przeciwko własnej cielesności i swojemu szatańskiemu usposobieniu, tak abyś mógł zacząć praktykować prawdę i podporządkować się Bogu. Chcąc to opisać przy użyciu niezbyt ścisłego porównania, można by powiedzieć, że byłoby to tak, jakby chcieć zmusić kaczkę, by wlazła na grzędę, albo kazać bykowi wspiąć się na drzewo – byłoby to dla nich zdecydowanie zbyt wymagające. Łatwo byłoby natomiast skłonić do wejścia na drzewo jakieś zwierzę z rodziny kotowatych – dla nich to zupełnie naturalne. Nie sposób byłoby jednak skłonić takiego zwierzęcia, by jadło siano zamiast mięsa. Gdyby poprosić kogoś, aby zniósł nieco cierpienia, zapłacił pewną cenę i żył skromnie przez resztę swego życia, to jest to coś, na co każdy, kto tylko ma taką wolę, jest w stanie się zdobyć. Tak naprawdę żadna trudność natury fizycznej nie stanowi większego problemu dla kogoś, kto szczerze wierzy w Boga i łaknie prawdy. Na przykład, nie rozkoszować się cielesnymi wygodami, zmniejszyć ilość snu w ciągu doby, wieść surowe życie przez dziesięć kolejnych lat, zadowalać się niewyszukaną strawą, poprzestawać na prostym odzieniu, mieszkaniu i środkach transportu – każdy może podjąć takie trudy i zapłacić taką cenę, jeśli tylko ma taką wolę, jest skłonny dążyć do prawdy i ma odrobinę samokontroli. Jeśli jednak zażądać od kogoś, by zbuntował się przeciwko cielesności i szatanowi, by postępował w pełni zgodnie z wymaganiami Boga i w oparciu o Jego słowa, by praktykował zgodnie z prawdą i w ten sposób osiągnął podporządkowanie się Bogu, to dla każdego człowieka okaże się to trudne. W tym właśnie tkwią ludzkie trudności. Jeśli chodzi o dążenie do prawdy, nie jest więc tak, że ludzie mogą sobie po prostu podjąć taką decyzję i spróbować, co z tego wyniknie, albo praktykować powściągliwość i przestrzegać zasad, a potem już są w stanie posiąść prawdę i wprowadzać ją w życie. Dążenie do prawdy jest dla skażonej ludzkości rzeczą najtrudniejszą i najbardziej wymagającą. Skąd się bierze podstawowa przyczyna tego problemu? (Z szatańskiego usposobienia). Racja. Szatańskie usposobienie jest dla człowieka największym wyzwaniem. Człowiek może mieć słaby charakter, zły temperament i osobowość, może nie posiadać żadnych atutów, talentów ani darów – żadna z tych rzeczy nie będzie dla niego wielkim wyzwaniem. W ostatecznym rozrachunku przyczyna tego problemu tkwi w skażonym usposobieniu człowieka. Skażone usposobienie wiąże ludziom ręce i nogi, pęta ich umysły i idee, tłamsi ich myśli, sam sposób myślenia i najgłębsze zakamarki ich duszy w śmiertelnym, władczym uścisku, tak że trudno jest im przejść każdy cal na drodze dążenia do prawdy. Ktoś może wierzyć w Boga przez trzy lub pięć lat, nic przy tym nie zyskując; są nawet tacy, którzy wierzyli przez dziesięć, dwadzieścia lub trzydzieści lat, a zyskali ledwie blade pojęcie o różnych sprawach. Niektórzy z nich w ogóle nic nie zyskali – jakże ubodzy i żałośni są ci ludzie z pustymi rękoma! Wierzą w Boga od trzydziestu lat, lecz pozostają wyjałowieni i ślepi, i zupełnie nie mają się czy pochwalić. Kiedy popadają w zniechęcenie, nie wiedzą, jak się z niego wydobyć; kiedy popadają w błędne rozumienie Boga, nie wiedzą, jak rozwiać własne mylne wyobrażenia; kiedy spotykają ich różne przeciwności, nie wiedzą, jak stawić im czoła ani jak rozwiązać tego rodzaju trudności. Czyż bowiem można rozwiązać problemy, posługując się jedynie subiektywną siłą woli, aby zapanować nad sobą, lub zdając się na własną cierpliwość, mającą komuś pozwolić wytrwać bez końca? Ludzie mogą być w stanie krok po kroku przebrnąć przez rozmaite sytuacje, lecz ich skażone usposobienie pozostanie niezmienione. Nie udaje im się go pozbyć. Bez względu na to, ile razy doświadczyli zniechęcenia lub błędnego rozumienia Boga, ile razy mieli o Nim mylne wyobrażenia, ponieśli porażkę, upadli i okazali słabość, aż do dzisiaj nie są w stanie przedstawić choćby odrobiny świadectwa z własnego doświadczenia, i nie mają też nic do powiedzenia na temat swej znajomości, doświadczenia, czy też obcowania ze słowami Bożymi. Ich serca są puste, podobnie jak najgłębsze zakamarki ich dusz. Nie mają żadnego rozumienia prawdy opartego na doświadczeniu i ani krzty prawdziwej znajomości słów Boga, a jeszcze dalsi są od posiadania jakiejkolwiek wiedzy o Jego dziele i usposobieniu. Czyż nie są wyjałowieni, ślepi i żałośni? (Owszem, tacy właśnie są). Jeżeli ktoś nie dąży do prawdy, to bez względu na to, ile lat wierzyłby w Boga, na nic się to nie zda. Dlaczegóż zatem ktoś miałby dopuścić do tego, by znaleźć się w tym punkcie? Gdzie leży tego przyczyna? Także i w tym przypadku problem ma swoje źródło w skażonym usposobieniu człowieka. To właśnie jest obiektywna przyczyna.
Wyjaśniliśmy już zatem, co jest obiektywną przyczyną tego, że ludzie nie dążą do prawdy. Teraz powiemy co nieco o subiektywnej tego przyczynie. Subiektywna przyczyna jest zaś taka, że chociaż ludzie – z dzieła Bożego i wszystkich słów Boga, lub też ze swego prawdziwego życia – mogli dowiedzieć się, że mają skażone usposobienie, to jednak nigdy nie oceniają siebie przez pryzmat słów Bożych i prawdy, aby zyskać wiedzę o swych skażonych skłonnościach, nigdy się przeciwko nim nie buntują się ani też nigdy nie praktykują zgodnie ze słowami Boga. Chodzi o to, że chociaż ludzie mogą bardzo się wysilać i ponosić wielkie koszty na drodze wiary w Boga, choć mogą bardzo ciężko pracować, straszliwie cierpieć i wielokrotnie płacić cenę, są to wszystko jedynie pewne zewnętrzne zachowania. Nie dowodzą one wcale, że ktoś wkroczył na drogę dążenia do prawdy. Najwięcej cierpień znieśli ci, którzy wcześnie zaczęli podążać za Bogiem i podjęli swoje obowiązki, gdy mieli mniej więcej dwadzieścia lat. Ludzie ci mają teraz około pięćdziesiątki i nadal nie zawarli małżeństw. Można by stwierdzić, że poświęcili swą młodość na rzecz swej wiary w Boga i zrezygnowali z małżeństwa i założenia rodziny. Czy to bardzo wysoka cena? (Owszem). Poświęcili swoją młodość i złożyli w ofierze całe swe życie, a co z tego wynika? Cena, którą zapłacili, była wysoka, lecz to, co ostatecznie zyskują, nie może równać się z poniesionymi przez nich kosztami ani kosztom tym nie odpowiada. W czym tkwi tutaj problem? Sądząc z ich postawy i stanowczości, z jaką płacą cenę, oraz na podstawie tego, przez jak długi czas, w jakiej ilości i do jakiego stopnia ponosili koszty, wydawałoby się, że powinni rozumieć prawdę i być w stanie ją praktykować. Można by pomyśleć, że powinni mieć odpowiednie świadectwo oraz bogobojne serca; że winni mieć wiedzę o Bogu; że powinni już byli wkroczyć na drogę bojaźni Bożej i unikania zła; że powinni już byli wejść w prawdorzeczywistość. W gruncie rzeczy jest to jednak tylko pewien nasuwający się wniosek: pomiędzy tymi dwiema rzeczami istnieje tylko pewien logiczny związek, a wniosek ten nie jest zgodny z faktami ani z tym, co ci ludzie urzeczywistniają. W czym więc tkwi tutaj problem? Czy nie powinniśmy poddać go badaniu i przedyskutować? Czy nie jest to problem wart głębszego namysłu? (Owszem). Pośród tych, którzy przyjęli obecny etap dzieła Bożego dwa lub trzy lata temu, nie brak ludzi z odpowiednim doświadczeniem i świadectwem. Świadczą oni o tym, jak słowa Boże ich odmieniły i sprawiły, że stali się uczciwymi ludźmi; o tym, jak słowa Boże pozwoliły im zrozumieć prawdę na drodze dążenia do niej; o tym, jak słowa Boże pozwoliły im się wyzbyć skażonych skłonności, ich arogancji i zakłamania, chęci do buntu, żądzy statusu, ich ambicji oraz pragnień, i tak dalej. Ludzie ci potrafią mieć odpowiednie doświadczenie i świadectwo już po dwóch lub trzech latach wiary w Boga; mają głębokie, płynące z doświadczenia zrozumienie Jego słów i są w stanie poczuć ich prawdziwość. Dlaczego zatem niektórzy wierzą w Boga przez dwadzieścia lub trzydzieści lat, wielokrotnie płacili za to cenę, tak wiele wycierpieli i tyle się natrudzili, lecz najgłębsze zakamarki ich serc i ich duchowe światy pozostają puste? Mnóstwo ludzi, którzy są w takim właśnie stanie, często czuje się zagubionych. Powtarzają oni ciągle: „Jestem taki zagubiony”. Ja zaś powiadam: „Wierzysz w Boga już od dwudziestu czy trzydziestu lat. Jak to możliwe, że wciąż jesteś zagubiony? Widać wyraźnie, że nic przez to nie zyskałeś”. Nawet i dziś jeszcze niektórzy ludzie są wciąż zniechęceni i słabi. Mówią: „Wierzyłem w Boga przez tyle lat, i co mi z tego przyszło?”. Często, gdy są zniechęceni i słabi, gdy pozbawieni są swego statusu i korzyści lub gdy ich próżność pozostaje niezaspokojona, obwiniają Boga i żałują, że wierzyli w Niego przez tak wiele lat. Żałują, że w ogóle uwierzyli w Jego słowa; żałują, że aby podążyć za Bogiem, z taką stanowczością zrezygnowali ze swej posady, z małżeństwa i założenia rodziny, z możliwości pójścia na studia. Niektórzy z nich myślą nawet o odejściu z kościoła. Tak bardzo żałują teraz swojej wiary – dlaczego zatem w ogóle zawracali nią sobie głowę? Wierzą w Boga od dwudziestu czy trzydziestu lat, wysłuchali tak wielu prawd i doświadczyli tak wiele dzieła Bożego, a jednak w głębi ich serc wciąż panuje pustka i często mają mętlik w głowie, popadają w stan zagubienia, żalu, niechęci, a nawet niepewności co do swej przyszłości. Co jest tego przyczyną? Czy tacy ludzie zasługują na litość? (Nie). Ilekroć widzę tych ludzi, ilekroć o nich słyszę i dowiaduję się o ich najświeższych poczynaniach, ogarnia mnie pewne przeczucie na ich temat. Przychodzi Mi do głowy pewna o nich myśl. Jak to jest, że ich stan i ich wewnętrzne światy wydają mi się tak bardzo znajome? Nawet i teraz pozostają oni wciąż w domu Bożym, wykonując pewne obowiązki. Na co jednak tacy ludzie liczą? Czy jest to przekonanie o tym, że dostąpią zbawienia przez łaskę? Czy jest to sposób myślenia, zgodnie z którym, jeśli ktoś będzie podążał za Bogiem do samego końca, to niechybnie dostąpi zbawienia? A może mentalność ta opiera się na wierze we własne szczęście i ślepy traf? Nic z tych rzeczy. Na cóż zatem liczą? Mogliby powtórzyć słowo w słowo za Pawłem: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8). Gdy przeanalizuje się ten fragment i w prosty sposób wyrazi jego treść, łatwo zauważyć, że słowa te mają wymowę transakcyjną; wyrażają postawę, pomysł i plan zawarcia pewnej transakcji i wywodzą się z określonego pragnienia oraz ambicji. Jaki fakt dostrzegasz w tych słowach? Do czego ludzie dążą w swej wierze w Boga? (Do zyskania korony i błogosławieństw). Owszem. Dążą do zyskania błogosławieństw i dobrego przeznaczenia. A co chcieliby przehandlować za to dobre przeznaczenie i błogosławieństwa? Co chcieliby na nie wymienić? (Swój trud i pracę, poświęcenia i ponoszone koszty, swe cierpienie i cenę, którą płacą). By posłużyć się słowami Pawła, stoczyli oni swoją walkę i ukończyli swój bieg. Wierzą, że zrobili wszystko, co mieli zrobić, i że dlatego właśnie winni zyskać dobre przeznaczenie i błogosławieństwa, które Bóg przygotował dla ludzkości. Myślą, że to oczywiste, iż Bóg powinien teraz ich nimi obdarzyć – że musi to uczynić – i że gdyby postąpił inaczej, nie byłby Bogiem. Oczywiście nie ma w tym za grosz podporządkowania Bogu, nie ma ani krzty postawy dążenia do prawdy, nie ma śladu nastawienia ani planu, by wypełnić obowiązek istoty stworzonej. Jest to jedynie chęć przehandlowania tych kilku rzeczy, które ludzie ci są w stanie zdziałać, za błogosławieństwa, jakie Bóg obiecał ludzkości. Ludzie, o których przed chwilą mówiliśmy, często mają więc poczucie, że w ich wewnętrznym świecie panuje pustka i że w głębi serca nie mają na czym się oprzeć, a jednak wciąż postępują tak, jak zawsze czynili, płacąc taką samą cenę i tak samo cierpiąc, uparcie tocząc swe walki i biorąc udział w swych biegach. W czym mają przy tym oparcie? Chodzi o pewne cytaty z Pawła, których kurczowo się trzymają i w które ślepo wierzą; to one właśnie podtrzymują ich „wiarę”. Ludzie ci polegają na własnych ambicjach i pragnieniu zdobycia nagrody i korony. Zdają się na swe własne mrzonki o dokonaniu pewnej transakcji, wymiany handlowej, celem otrzymania wielkich błogosławieństw. Gdy ponoszą koszty dla Boga, nie polegają na zrozumieniu dzieła Bożego ani na doświadczeniu i wiedzy zdobytych poprzez dążenie do prawdy. To nie w tym mają oparcie.
Spoglądając na to, o czym właśnie rozmawialiśmy, można zauważyć, że chociaż na drodze dążenia do prawdy stoi wiele wyzwań natury praktycznej, jak również więzy i ograniczenia będące wynikiem skażonych skłonności, a także całe mnóstwo trudności i przeszkód, to jednak trzeba wierzyć, że dopóki tylko ktoś ma prawdziwą wiarę, dopóty zdając się na przewodnictwo słów Bożych i polegając na działaniu Ducha Świętego, jak najbardziej będzie w stanie wkroczyć na drogę dążenia do prawdy. Pierwszym i bardzo dobrym tego przykładem jest Piotr. W swej wierze w Boga wielu ludzi skupia się wyłącznie na pracy dla Boga; wystarcza im samo tylko cierpienie i ponoszenie kosztów, lecz w ogóle nie dążą do prawdy. W rezultacie, choć wierzą w Niego przez dziesięć, dwadzieścia, albo i trzydzieści lat, brak im prawdziwej wiedzy o dziele Bożym i nie są w stanie mówić o żadnym doświadczeniu czy znajomości prawdy albo słów Bożych. Gdy zaś podczas zgromadzeń usiłują dawać świadectwo z własnego doświadczenia, nie mają nic do powiedzenia; to, czy zostaną zbawieni, czy nie, to dla nich rzecz zupełnie niewiadoma. W czym tkwi tutaj problem? Tacy właśnie są ludzie, którzy nie dążą do prawdy. Bez względu na to, od ilu lat wierzą w Boga, nie są w stanie zrozumieć prawdy, a tym bardziej jej praktykować. Jak bowiem ktoś, kto w ogóle nie przyjmuje prawdy, mógłby wejść w prawdorzeczywistość? Są tacy, którzy nie potrafią dojrzeć sedna tego problemu. Uważają, że jeśli ludzie, którzy jak papuga powtarzają jedynie słowa i doktryny, praktykują prawdę, to mogą również wejść w prawdorzeczywistość. Czy tak jest? Ludzie, jak papuga powtarzający tylko słowa i doktryny, są z natury niezdolni do zrozumienia prawdy – jak zatem mogliby ją praktykować? To, co praktykują, zdaje się nie naruszać prawdy; wydaje się, że są to dobre uczynki i dobre zachowania, lecz jak te dobre uczynki i dobre zachowania można by nazwać prawdorzeczywistością? Ludzie, którzy nie rozumieją prawdy, nie wiedzą, czym jest prawdorzeczywistość; uważają oni dobre uczynki i dobre zachowania innych za praktykowanie prawdy. To niedorzeczne, nieprawdaż? Czy to w ogóle różni się od opinii i poglądów ludzi ze świata religii? I jak można rozwiązać takie problemy dotyczące zaburzonego pojmowania spraw? Ludzie muszą najpierw zrozumieć intencje Boga na podstawie Jego słów; powinni wiedzieć, czym jest zrozumienie prawdy i czym jest praktykowanie prawdy, aby byli w stanie spojrzeć na innych i rozeznać, jacy są naprawdę, i potrafili stwierdzić, czy ludzie ci posiadają prawdorzeczywistość, czy też nie. Dzieło Boże i zbawienie człowieka ma sprawić, by ludzie zrozumieli i praktykowali prawdę; tylko wtedy będą umieli zrzucić z siebie swe skażone usposobienia, postępować zgodnie z zasadami i wejść w prawdorzeczywistość. Jeśli nie dążysz do prawdy i zadowalasz się jedynie ponoszeniem kosztów, cierpieniem i płaceniem ceny dla Boga zgodnie z własnymi pojęciami i wyobrażeniami, to czyż wszystko, co czynisz, będzie stanowiło twoją praktykę prawdy i podporządkowanie się Bogu? Czy będzie dowodem na to, że zmieniłeś swoje życiowe usposobienie? Czy będzie oznaczało, że posiadasz prawdziwą wiedzę o Bogu? Nie. Cóż zatem będzie reprezentowało wszystko to, co czynisz? Może to ukazywać jedynie twoje osobiste preferencje i pojmowanie oraz myślenie życzeniowe. Będą to wyłącznie rzeczy, które lubisz robić, które chcesz robić; wszystko, co czynisz, jest jedynie zaspokajaniem twych własnych pragnień i postanowień oraz realizowaniem twoich ideałów. To zaś, rzecz jasna, nie jest dążeniem do prawdy. Żadne z twoich działań czy zachowań nie ma nic wspólnego z prawdą ani z wymaganiami Boga. Wszystkie twoje działania i zachowania podejmowane są wyłącznie z myślą o tobie; pracujesz, walczysz i zajmujesz się różnymi sprawami tylko ze względu na własne ideały, reputację i status, co sprawia, że w niczym nie różnisz się od Pawła, który przez całe życie trudził się i pracował tylko po to, by zostać nagrodzonym i ukoronowanym oraz wejść do królestwa niebieskiego – to zaś pokazuje, że wyraźnie kroczysz drogą Pawła. Niektórzy mówią: „Ja tam chętnie trudzę się i pracuję. Nie próbowałem ani nie próbuję dobijać targu z Bogiem”. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, czy próbowałeś bądź nie próbowałeś dobić targu z Bogiem, czy w twoim umyśle lub w twojej postawie obecny jest wyraźny zamiar zawarcia z Nim takiego układu – to, czy masz taki plan i cel, czy też nie – i tak usiłujesz wymienić swój trud i pracę, trudności, których doświadczasz, i koszty, jakie ponosisz, na nagrody i koronę królestwa niebieskiego. Istotą tego problemu jest to, że właśnie próbujesz targować się z Bogiem – chodzi tylko o to, iż po prostu nie jesteś świadomy, że to robisz. Niezależnie od tego, jeżeli ktoś doświadcza trudności i ponosi koszty, aby zyskać błogosławieństwa, istota jego dążenia jest taka sama jak u Pawła. Pod jakim względem dążenia te są takie same? Obydwa stanowią próbę przehandlowania swych dobrych zachowań – swego trudu, trudności, które się przechodzi, ponoszonych kosztów, i tak dalej – za Boże błogosławieństwa, za błogosławieństwa, które Bóg obiecuje ludzkości. Czyż te dążenia nie są więc w swej istocie takie same? (Są). Są identyczne w swej istocie; nie ma między nimi żadnej rzeczywistej różnicy. Jak zatem powinieneś postępować, jeśli pragniesz kroczyć drogą nie Pawła, lecz Piotra, i chcesz zyskać Bożą aprobatę? Nie ma wątpliwości: musisz nauczyć się dążyć do prawdy. Musisz umieć przyjąć prawdę, jak również Boży osąd i karcenie, a także i to, że będziesz przycinany; musisz skupić się na poznaniu samego siebie i doprowadzeniu do zmiany swego usposobienia oraz starać się praktykować miłość do Boga. To właśnie oznacza kroczenie drogą dążenia do prawdy i wkroczenie na ścieżkę Piotra. Aby nią pójść, musisz najpierw zrozumieć, czego Bóg wymaga od człowieka i jaką drogę mu wskazuje. Musisz umieć odróżnić drogę wiary w Boga, która prowadzi do zbawienia, od drogi, która wiedzie do zagłady i wiecznego potępienia. Musisz naprawdę zastanowić się nad tym, dlaczego byłeś w stanie iść drogą Pawła, i ustalić, jakież to usposobienie każe ci kroczyć tą właśnie drogą. Powinieneś rozróżniać najbardziej znaczące i oczywiste rzeczy, które tkwią w twoim skażonym usposobieniu, takie jak arogancja, zakłamanie czy niegodziwość. Wychodząc od tych skażonych skłonności, zastanawiaj się, analizuj szczegółowo i zdobywaj wiedzę o samym sobie. Jeżeli uda ci się osiągnąć prawdziwą samowiedzę i zdobyć się na nienawiść do siebie samego, łatwo ci będzie wyzbyć się swego skażonego usposobienia i łatwo będzie ci wprowadzać prawdę w życie. Jak zatem, mówiąc ściśle, należy to praktykować? Omówmy to sobie po prostu na przykładzie jakiejś skażonej skłonności. W swym codziennym życiu, kiedy mówisz, kierujesz swym postępowaniem i załatwiasz różne sprawy, wykonujesz swój obowiązek, omawiasz prawdę z innymi wiernymi i tak dalej, to niezależnie od tego, co się akurat dzieje, gdzie jesteś i jakie są okoliczności, musisz przez cały czas skupiać się na sprawdzaniu, jakiego rodzaju skażoną skłonność właśnie przejawiłeś. Musisz wydobyć na światło dzienne wszystkie biorące się z twojego aroganckiego usposobienia wybuchy uczuć, myśli i idee, których jesteś świadom i które potrafisz dostrzec, jak również twoje intencje i cele – w szczególności to, że zawsze chcesz z wyższością pouczać innych; że nikogo nie słuchasz; że uważasz się za lepszego od innych i nie akceptujesz tego, co mówią, bez względu na to, czy mają rację; że zmuszasz innych, by akceptowali to, co mówisz, i się temu podporządkowywali nawet wtedy, kiedy się mylisz; że ciągle masz skłonność do przewodzenia innym; że jesteś nieustępliwy, a gdy przywódcy i pracownicy cię przycinają, przytaczasz rozmaite usprawiedliwienia, potępiając ich jako fałszywych przywódców; że zawsze krytykujesz innych i wywyższasz samego siebie; że stale myślisz, iż jesteś lepszy od wszystkich; że ciągle pragniesz być kimś sławnym i znanym; że zawsze uwielbiasz się popisywać, tak aby inni mieli o tobie wysokie mniemanie i darzyli cię uwielbieniem… Poprzez praktykę szczegółowej analizy tych przejawów skażenia i zastanawiania się nad nimi, możesz zyskać wiedzę o tym, jak ohydne jest twoje aroganckie usposobienie, i możesz poczuć wstręt i odrazę do samego siebie i jeszcze bardziej znienawidzić swe aroganckie usposobienie. Dzięki temu będziesz skłonny zastanowić się nad tym, czy we wszystkich sprawach przejawiasz aroganckie usposobienie, czy też nie. Jedna część tego procesu polega na tym, by rozważyć, jakie aroganckie i podszyte fałszem skłonności przejawiają się w twej mowie – jakież to chełpliwe, aroganckie i bezsensowne rzeczy wygadujesz. Druga część polega zaś na tym, by się zastanowić, jakie niedorzeczne i bezsensowne rzeczy robisz, działając zgodnie z własnymi pojęciami, wyobrażeniami, ambicjami i pragnieniami. Tylko tego rodzaju autorefleksja może przynieść samowiedzę. Kiedy już zdobędziesz prawdziwą wiedzę o sobie samym, powinieneś poszukiwać w słowach Boga ścieżek i zasad praktyki bycia uczciwym człowiekiem, a następnie praktykować, wykonywać swój obowiązek oraz podchodzić do innych i współpracować z nimi zgodnie ze ścieżkami i zasadami wskazanymi w słowach Boga. Kiedy będziesz praktykował w ten sposób przez pewien czas – może przez miesiąc lub dwa – poczujesz w sercu radość z tego powodu, a także coś dzięki temu zyskasz i poczujesz smak sukcesu. Będziesz czuł, że masz oto przed sobą drogę do tego, by stać się uczciwym, rozsądnym człowiekiem i poczujesz, że znacznie mocniej stoisz na ziemi. Choć nie będziesz jeszcze mógł mówić o szczególnie głębokiej znajomości prawdy, zdobędziesz pewną percepcyjną wiedzę o niej, a także zyskasz ścieżkę praktyki. I choć nie będziesz w stanie jasno tego wyrazić słowami, będziesz miał pewne rozeznanie co do krzywd, jakie aroganckie usposobienie wyrządza ludziom, i tego, jak wypacza ono ich człowieczeństwo. Na przykład, aroganccy, zarozumiali ludzie, często wygadują chełpliwe, niestworzone historie i używają diabelskich słów, aby oszukać innych; mówią górnolotne słowa, wykrzykują slogany i wygłaszają wzniosłe mowy. Czyż nie są to różne przejawy aroganckiego usposobienia? Czyż przejawianie tych aroganckich skłonności nie jest zupełnie bezsensowne? Jeżeli będziesz w stanie prawdziwie zrozumieć, że musiałeś zupełnie stracić swój zwykły ludzki rozum, aby przejawiać takie aroganckie skłonności, i że życie w okowach takiego aroganckiego usposobienia oznacza, iż urzeczywistniasz raczej diabelstwo niż człowieczeństwo, wtedy naprawdę rozpoznasz, że skażone usposobienie jest usposobieniem szatańskim i będziesz w stanie z całego serca znienawidzić szatana i swoje skażone skłonności. Po sześciu miesiącach czy po roku takiego doświadczenia będziesz zdolny do prawdziwej samowiedzy i jeśli ponownie przejawisz aroganckie usposobienie, natychmiast zdasz sobie z tego sprawę i będziesz potrafił się mu przeciwstawić i je odrzucić. Zaczniesz się zmieniać i będziesz w stanie stopniowo wyzbyć się swego aroganckiego usposobienia i utrzymywać normalne relacje z innymi. Będziesz potrafił przemawiać szczerze i z serca, nie będziesz już mówić kłamstw ani wygadywać aroganckich rzeczy. Czy nie będziesz już wówczas posiadał odrobiny rozumu i podobieństwa do uczciwego człowieka? Czyż nie zyskasz wejścia w te sprawy? Właśnie wtedy zaczniesz coś zyskiwać. Kiedy będziesz w ten sposób praktykował bycie uczciwym człowiekiem, będziesz w stanie poszukiwać prawdy i zastanawiać się nad sobą bez względu na to, jakiego rodzaju aroganckie skłonności będziesz przejawiał, a mając za sobą doświadczenie bycia uczciwym w ten sposób przez jakiś czas, bezwiednie dojdziesz stopniowo do zrozumienia prawd i słów Bożych odnoszących się do bycia uczciwym człowiekiem. A kiedy będziesz posługiwał się tymi prawdami, aby przeanalizować swoje aroganckie usposobienie, w głębi twojego serca pojawią się oświecenie i iluminacja pochodzące z Bożych słów, i będziesz miał poczucie większej jasności w sercu. Zobaczysz wyraźnie skażenie, jakie niesie ludziom aroganckie usposobienie, i ohydę, jaką każe im ono urzeczywistniać, i będziesz potrafił rozróżnić każdy ze skażonych stanów, w jakich ludzie się znajdują, gdy przejawiają aroganckie usposobienie. Poświęciwszy więcej czasu na szczegółową analizę tego, jeszcze wyraźniej dostrzeżesz brzydotę szatana i jeszcze bardziej go znienawidzisz. W ten sposób łatwo ci będzie odrzucić swoje aroganckie usposobienie. Gdy osiągniesz taki stopień wiedzy, stosowna prawda w słowach Boga stanie się dla ciebie w pełni zrozumiała i będziesz wiedział, że wszystkim, czego Bóg wymaga od człowieka, jest to, co powinni posiadać i urzeczywistniać ludzie mający zwykłe człowieczeństwo. Dzięki temu praktykowanie prawdy nie będzie ci się już wydawało trudne. Zamiast tego będziesz sądził, że praktykowanie prawdy jest całkowicie naturalne i uzasadnione i że tak właśnie powinien żyć człowiek. W tym momencie twoje praktykowanie słów Boga i prawdy będzie całkowicie spontaniczne, niezawodne i pełne inicjatywy, a jednocześnie będziesz jeszcze bardziej miłował prawdę. W twoim sercu zacznie przybywać rzeczy pozytywnych i stopniowo pojawi się w nim prawdziwa wiedza o Bogu. To właśnie oznacza autentyczne zrozumienie prawdy. Będziesz miał prawidłowy pogląd i perspektywę na wszystkie sprawy, a ta prawdziwa wiedza i te prawidłowe poglądy będą stopniowo zakorzeniać się w twoim sercu. To właśnie znaczy wejść w prawdorzeczywistość – jest to coś, czego nikt nie może cię pozbawić ani ci tego odebrać. A kiedy już zgromadzisz krok po kroku te pozytywne rzeczy, poczujesz się wielce ubogacony w głębi serca. Nie będziesz już czuł, że nie ma sensu wierzyć w Boga, a poczucie pustki w twoim sercu zniknie na dobre. Kiedy już poczujesz, jak wspaniale jest zrozumieć prawdę, i dojrzysz światło ludzkiego życia, zrodzi się w tobie prawdziwa wiara. A kiedy będziesz miał wiarę, by doświadczać dzieła Bożego, i przekonasz się, jak bardzo realne i wykonalne jest dążenie do prawdy i osiągnięcie zbawienia, będziesz niezachwianie i z własnej inicjatywy praktykował słowa Boże i doświadczał ich. Będziesz omawiał swoje prawdziwe doświadczenie i swoją wiedzę, niosąc w ten sposób świadectwo o Bogu i pomagając większej liczbie ludzi poznać potęgę Bożych słów oraz korzyści, jakie przynosi człowiekowi prawda. Będziesz miał wówczas jeszcze więcej wiary, by praktykować prawdę i dobrze wykonywać swój obowiązek, to zaś czyniąc, prawdziwie podporządkujesz się Bogu. Gdy będziesz mówił o swym prawdziwym świadectwie z własnego doświadczenia, twoje serce będzie coraz radośniejsze. Poczujesz, że masz coraz wyraźniejszą drogę do praktykowania prawdy, a jednocześnie zobaczysz, że masz tak wiele braków, że jest tak wiele prawd, które powinieneś praktykować. Takie płynące z własnego doświadczenia świadectwo jest nie tylko korzystne i budujące dla innych – ty sam również poczujesz, że coś zyskałeś w swym dążeniu do prawdy i że naprawdę otrzymałeś Boże błogosławieństwa. Gdy ktoś doświadcza w ten sposób dzieła Bożego aż do chwili, gdy jest w stanie świadczyć o Bogu, nie tylko może to doprowadzić więcej ludzi do poznania własnego skażonego usposobienia, do zrzucenia będących jego wynikiem kajdan, pozbycia się jego ograniczeń i związanych z nim utrapień oraz umożliwić im wyrwanie się spod władzy Szatana – może to również dawać samemu świadczącemu coraz więcej wiary, by mógł dalej kroczyć drogą dążenia do prawdy i bycia udoskonalonym. Czyż takie doświadczanie nie staje się prawdziwym świadectwem? Tym właśnie jest prawdziwe świadectwo. Czy osoba zdolna do dawania takiego świadectwa o Bogu miałaby poczucie, że wiara w Niego jest nudna, bezcelowa lub pusta? W żadnym wypadku. Kiedy człowiek jest w stanie świadczyć o Bogu i kiedy ma prawdziwą wiedzę o Nim, jego serce wypełnia się do głębi pokojem i radością, on zaś czuje się wzbogacony i ma poczucie, że mocno stoi na ziemi. Gdy ktoś żyje w takim stanie i w takiej rzeczywistości, jest rzeczą zupełnie naturalną, że nie będzie zmuszał się do tego, by cierpieć, ponosić koszty i czuć się ograniczanym. Ktoś taki nie zmuszałby się po prostu do dyscyplinowania swojego ciała i przeciwstawiania się cielesności. Więcej uwagi poświęcałby za to czynnemu zdobywaniu wiedzy o swych skażonych skłonnościach. Dążyłby również do poznania Bożego usposobienia, tego, co Bóg ma i czym jest, i rozumiałby, co należy czynić, aby podporządkować się Bogu i zadowolić Go. W ten sposób byłby w stanie pojąć intencje Boga zawarte w Jego słowach i odnaleźć zasady praktykowania prawdy, zamiast rozwodzić się nad ulotnymi uczuciami we własnym wnętrzu (na przykład nad tym, że nie jest w stanie się powstrzymać, gdy dzieją się pewne rzeczy, jest skory do gniewu, ma nieodpowiedni nastrój, znów się dzisiaj rozzłościł, znowu zrobił dziś coś źle lub niezupełnie idealnie, lub nad innymi tego rodzaju błahostkami). Dopóki te rzeczy nie przeszkadzają ci w praktykowaniu prawdy, nie ma potrzeby się nimi przejmować. Powinieneś nieustannie koncentrować się na wyzbywaniu się swych skażonych skłonności i poszukiwaniu takiego sposobu praktyki, który zadowoliłby Boga i był w zgodzie z Jego intencjami. Praktykuj prawdę w ten właśnie sposób, a poczynisz szybkie postępy w życiu i wkroczysz na drogę dążenia do prawdy i bycia doskonalonym. Pozbędziesz się poczucia pustki w swym sercu, będziesz miał prawdziwą wiarę w Boga i będziesz coraz bardziej zainteresowany Jego słowami i prawdą. Będziesz też coraz bardziej je sobie cenił, coraz lepiej rozumiał intencje Boga i pojmował coraz więcej Jego wymagań. Kiedy ktoś osiąga ten poziom, znaczy to, że w pełni już wkroczył w słowa Boże i w prawdorzeczywistość.
To, co wielu ludzi obecnie praktykuje i w co wkracza, nie jest prawdorzeczywistością; wchodzą oni w pewien stan, w którym, jeśli spojrzeć z zewnątrz, wykazują dobre zachowania, są skłonni ponosić koszty, są gotowi cierpieć i poświęcić wszystko. W głębi ich serc wciąż jednak panuje pustka, a w swym wewnętrznym świecie nie mają niczego, na czym mogliby się oprzeć. Dlaczego nie mają żadnego oparcia? Ponieważ brak im odpowiedniej ścieżki praktyki, gdy coś ich spotyka; zdają się na myślenie życzeniowe i nie mają zasad praktykowania prawdy. Gdy wylewają się z nich jakieś skażone skłonności, potrafią jedynie praktykować powściągliwość i samokontrolę, natomiast nie są w stanie poszukiwać prawdy, aby się ich wyzbyć. Na szczęście dla ludzi, to ich wiekowe ciało ma pewną instynktowną zdolność: potrafi znosić cierpienia. Wśród niewierzących funkcjonuje takie oto powiedzenie: „Nie ma takiego cierpienia, którego nie można by znieść; są tylko takie błogosławieństwa, którymi nie sposób się cieszyć”. Ciało człowieka ma wrodzoną, instynktowną zdolność: nie może cieszyć się zbyt wieloma błogosławieństwami, ale jest w stanie wszystko ścierpieć, wszystko znieść i zapanować nad sobą. Czy to jest dobra rzecz? Czy jest to jego siła, czy też wada, pewien brak? Czy to powiedzenie niewierzących jest prawdą? (Nie). Nie jest, a jeśli coś nie jest prawdą, to jest nonsensem. To porzekadło to tylko pustosłowie, które nie może rozwiązać żadnego z twoich problemów ani rozwikłać twych praktycznych trudności. Mówiąc ściśle, nie jest w stanie zlikwidować twoich skażonych skłonności. Dlatego też nie ma sensu go powtarzać. Choć może masz pewną wiedzę o nim, jesteś go świadom i głęboko go doświadczyłeś, to jednak i tak nie ma ono sensu. Niewierzący mają też inne powiedzenia, takie jak choćby te: „Nie boję się śmierci, więc dlaczego miałbym bać się życia?” i „Skoro jest już zima, jak daleko może być do wiosny?”. Mocno powiedziane, nieprawdaż? Całkiem błyskotliwe i filozoficzne porzekadła, czyż nie? Niewierzący nazywają je „strawą dla duszy”. Czy lubicie tego typu powiedzenia? (Nie). Dlaczego nie? Niektórzy mogą stwierdzić: „Po prostu ich nie lubimy. To niewierzący je powtarzają; my zaś lubimy słowa Boże”. Który fragment słów Bożych zatem lubisz? Które zdanie przyjmujesz za prawdę? Którego zdania doświadczyłeś, które praktykowałeś, w które wkroczyłeś i które zyskałeś? Na nic nie zda się to, że nie lubisz tych powiedzeń niewierzących; możesz ich sobie nie lubić, ale nie potrafisz jasno rozeznać ich istoty. Czy te powiedzenia są słuszne? (Nie). Słuszne czy też nie, słowa niewierzących nie mają nic wspólnego z prawdą. Nawet jeśli ludzie uznają je za dobre i słuszne, nie są one zgodne z prawdą i nie są w stanie wznieść się do poziomu prawdy. Wszystkie one są sprzeczne z prawdą i są jej wrogie. Niewierzący nie przyjmują prawdy, więc nie ma potrzeby spierać się z nimi o to, co jest dobre, a co złe. Wszystko, co możemy zrobić, to potraktować ich słowa jako wierutne bzdury i dać sobie z nimi spokój. Co to znaczy „wierutne bzdury”? Oznacza to słowa, które nie są wcale budujące ani wartościowe dla ludzi, dla ich życia, dla dróg, którymi kroczą, ani dla ich zbawienia. Wszelka taka gadanina to wierutne bzdury; można też nazwać ją pustosłowiem. Nie ma ona nic wspólnego z życiem i śmiercią człowieka ani z drogami, którymi podąża, i jest nonsensem, który nie może pełnić żadnej pozytywnej funkcji. Usłyszawszy takie powiedzonko, ludzie żyją nadal swoim życiem, tak jak żyli dotąd; takie porzekadło nie zmieni żadnych faktów, gdyż nie jest prawdą. Jedynie prawda jest budująca dla człowieka i ma nieocenioną wartość. Dlaczego to mówię? Ponieważ prawda może odmienić losy ludzi, ich myśli i poglądy, a także ich wewnętrzne światy. Co najważniejsze, prawda może zlikwidować skażone skłonności człowieka, może odmienić jego cechy, przemieniając jego szatańskie rysy w przymioty prawdy – może zawładnąć kimś, kto żyje zgodnie ze swymi skażonymi skłonnościami, i przemienić go w kogoś, kto żyje zgodnie z prawdą i słowem Bożym. Kiedy człowiek żyje w prawdorzeczywistości, mając za podstawę słowa Boże, to czyż jego życie nie zmienia się w ten sposób? Kiedy życie człowieka się zmienia, oznacza to, że jego myśli i poglądy uległy zmianie; że jego spojrzenie na życie, postawy i opinie na temat spraw i ludzi uległy zmianie; że jego stanowisko i poglądy dotyczące różnych spraw i zdarzeń są inne, niż były wcześniej. Wszystkie te powiedzenia niewierzących są nonsensem i pustosłowiem. Nie są w stanie rozwiązać żadnych problemów. To, które właśnie przytoczyłem – „Nie ma takiego cierpienia, którego nie można by znieść; są tylko takie błogosławieństwa, którymi nie sposób się cieszyć” – czyż nie jest to wierutna bzdura i pustosłowie? (Tak jest). Potrafisz cierpieć – no i co z tego? Nie cierpisz wszak po to, by zyskać prawdę, lecz po to, aby cieszyć się prestiżem i statusem. Twoje cierpienie nie ma żadnej wartości ani znaczenia. Przyjrzyj się faktom: tak wiele wycierpiałeś i zapłaciłeś tak wielką cenę, a jednak wciąż nie znasz samego siebie i nie jesteś w stanie choćby uchwycić myśli i idei, które wynikają z twojego skażonego usposobienia, ani się ich pozbyć. Czy zatem sądzisz, że możesz wejść w życie? Czy twoje cierpienie ma jakąś wartość? Nie ma żadnej wartości. Cierpienie niektórych ludzi ma swoją wartość. Na przykład cierpienie, które ludzie znoszą, aby zyskać prawdę, ma wartość: kiedy ktoś pozyskał prawdę, może budująco wpływać na innych i ich zaopatrywać. Wielu ludzi cierpi i ponosi koszty, aby głosić ewangelię, pomagając zwiększyć zasięg dzieła kościoła i domu Bożego oraz szerzyć ewangelię o królestwie niebieskim. Widać z tego, że każdy, kto cierpi i ponosi koszty, aby zdobyć prawdę i zadośćuczynić Bogu, coś dzięki temu zyska. Tacy ludzie spotkają się z Bożą aprobatą. Są jednak tacy, którzy nie dążą do prawdy, a chociaż sami mogą ponosić koszty i cierpieć dla Boga, a także otrzymywać wyrazy Jego życzliwości, to jednak życzliwość ta nie jest niczym innym, jak tylko przejawem Bożej litości i wyrozumiałości oraz zaledwie cieniem tej przychylności, jaką Bóg okazuje człowiekowi, jak również łaski, jaką go obdarza. Na czym polega ta drugorzędna łaska? Chodzi o kilka błogosławieństw natury materialnej – nic więcej. Czy tego właśnie chcesz? Czy to jest twój ostateczny cel w twej wierze w Boga? Myślę, że nie. Czy od dnia, w którym uwierzyłeś w Boga, pragnąłeś jedynie Jego dobroci, opieki i kilku spośród błogosławieństw natury materialnej, którymi obdarza On ludzi? Czy to właśnie są rzeczy, których pragniesz? Czy to one są tym, do czego dążysz w swej wierze? (Nie). Czy te rzeczy mogą rozstrzygnąć kwestię twojego zbawienia? (Nie). Wydaje się, że myślicie dość jasno. Rozumiecie, co jest kluczowe i co jest ważne. Nie jesteście zagubieni i zdezorientowani. Wiecie, co ma znaczenie, a co go nie ma. Czy jednak potraficie wkroczyć na drogę dążenia do prawdy, to się dopiero okaże.
W wierze w Boga nie chodzi o to, by zyskać łaskę bądź Bożą wyrozumiałość i litość. O cóż więc w niej chodzi? O to, aby zostać zbawionym. Co zatem jest oznaką zbawienia? Spełnienia jakich norm wymaga od nas Bóg? Co trzeba zrobić, by zostać zbawionym? Chodzi o wyzbycie się swego skażonego usposobienia. To właśnie stanowi sedno sprawy. Tak więc w ostatecznym rozrachunku, bez względu na to, ile wycierpiałeś, jak wielką zapłaciłeś cenę czy za jak głęboko wierzącego człowieka się podajesz – jeśli, koniec końców, wcale nie wyzbyłeś się swego skażonego usposobienia, oznacza to, że nie jesteś kimś, kto dąży do prawdy. Można też ująć to tak, że ponieważ nie dążysz do prawdy, nie wyzbyłeś się swego skażonego usposobienia. To zaś oznacza, że w ogóle nie wkroczyłeś na drogę zbawienia; znaczy to, że wszystko to, co Bóg mówi, i całe dzieło, jakie wykonuje, aby zbawić człowieka, niczego w tobie nie dokonało, nie doprowadziło do powstania żadnego świadectwa z twojej strony i nie przyniosło żadnego owocu w twym wnętrzu. Bóg powie: „Ponieważ cierpiałeś i płaciłeś cenę, obdarzałem cię łaską, błogosławieństwami, opieką i ochroną, na które zasługujesz w tym życiu i na tym świecie. Nie masz jednak żadnego udziału w tym, na co zasługuje człowiek, gdy zostanie zbawiony. Czemu? Dlatego, że już obdarzyłem cię wszystkim tym, na co zasługujesz w tym życiu i na tym świecie; jeśli zaś chodzi o to, na co człowiek zasługuje po zbawieniu, nie ma tu nic dla ciebie, ponieważ w ogóle nie wkroczyłeś na drogę dążenia do prawdy”. Nie należysz do tych, którzy dostąpią zbawienia, nie stałeś się prawdziwą istotą stworzoną i Bóg cię nie chce. Bóg nie chce tych, którzy jedynie pracują, biegają tu i tam, cierpią i płacą cenę dla Niego, a przy tym dosyć szczerze w Niego wierzą i mają odrobinę wiary, lecz nic ponad to. Takie osoby można znaleźć w każdym większym skupisku ludzi, którzy w Niego wierzą. Mówiąc inaczej, tych, którzy pracują i wykonują pracę dla Boga, jest tak wielu, że nie sposób ich zliczyć. Jeśli są oni ludźmi, których Bóg zawczasu wybrał i przeznaczył, których przyprowadził z powrotem do domu Bożego, to żaden z nich nie będzie się wszak wzbraniał przed tym, by trudzić się pracować dla Boga i wykonywać dla Niego pracę. Dlaczego? Ponieważ po prostu jest to bardzo łatwe. Właśnie dlatego jest tak wielu ludzi, którzy wykonują pracępracują i trudzą się dla Boga. Zdolni to czynić są niekiedy nawet antychryści i źli ludzie, tak jak Paweł. Czyż ludzi takich jak on nie jest wręcz nazbyt wielu? (Owszem, jest ich zbyt wielu). Czy sądzisz, że wielu ludzi odpowiedziałoby na twoje wezwanie, gdybyś wszedł do kościoła i zaczął nauczać w te słowa: „Dopóki tylko będziesz skłonny się krzątać, cierpieć i ponosić koszty dla Boga, dopóty będzie na ciebie czekać korona sprawiedliwości”? Owszem, bardzo wielu. Lecz niestety, w ostatecznym rozrachunku nie są to ludzie, których Bóg zechce zbawić, ani tacy, którzy mogą zostać zbawieni. Tacy ludzie pozostają jedynie na etapie wykonywania pracy; są tylko skłonni wykonywać pracę dla Boga. Innymi słowy, ludzie ci chcą jedynie przehandlować swój trud za dobry los od Boga, za Jego łaskę i błogosławieństwa. Nie pragną zmieniać swych metod przetrwania, stylu życia ani fundamentu, na którym opierają swe przetrwanie; nie chcą przyjąć Bożego osądu i karcenia, by zmienić swe skażone usposobienie, ani dążyć do prawdy, aby osiągnąć zbawienie. Naturalnie, można by też stwierdzić, że ludzie ci gotowi są jedynie cierpieć i płacić cenę, że gotowi są jedynie porzucić i ofiarować wszystko, co mają, że poświęcają wszystko, co tylko mogą, bez względu na koszty, i że gotowi są trudzić się w każdy możliwy sposób – jeśli ich jednak poprosisz, by poznali samych siebie, przyjęli prawdę, wyzbyli się swego skażonego usposobienia, przeciwstawili się cielesności, praktykowali prawdę, porzucili zło i zwrócili się z powrotem do Boga, tak jak mieszkańcy Niniwy, i słuchali Jego słów oraz według nich żyli, będzie to dla nich niezwykle trudne. Czyż tak nie jest? (Tak właśnie jest). Czy nie jest to dosyć przykre? Bóg dokonał tak wielkiego dzieła i wypowiedział tak wiele słów; dlaczego więc ludzie uważają, że dążenie do prawdy jest tak trudne? Czemu ciągle brak im do tego entuzjazmu? Nawet po wielu latach słuchania kazań wciąż nie mają najmniejszego zamiaru się zmienić. W głębi serca nigdy nie okazali szczerej skruchy przed Bogiem, ani też nigdy prawdziwie nie uznali ani nie zaakceptowali faktu, że mają skażone usposobienie. Zarówno w swoich poglądach na różne sprawy, jak i w swym postępowaniu, nigdy nie porzucili własnych zapatrywań i nie poszukiwali prawdy; wciąż nie podchodzą do każdej sprawy, przyjmując postawę gotowości do zmiany swych poglądów i okazania skruchy przed Bogiem. Jest więc wielu ludzi, którzy wiele doświadczyli i wykonali mnóstwo pracy, którzy od dłuższego czasu wykonują swoje obowiązki, a mimo to nie są w stanie złożyć żadnego świadectwa. Wciąż nie mają żadnej znajomości ani doświadczenia słów Bożych, a kiedy mówią o swym doświadczeniu i znajomości słów Bożych, są bardzo zakłopotani i bezradni, i wydają się w tym wyjątkowo nieudolni. Dzieje się tak dlatego, że nie mają ani krzty wiedzy o prawdzie lub nie są nią zainteresowani. Natomiast trudzić się jest tak łatwo, jest tak prosto! Tak więc wszyscy gotowi są wykonywać pracę dla Boga, lecz nikt nie ma ochoty dążyć do prawdy.
Skoro już zostało to powiedziane, zastanówmy się teraz, co dokładnie oznacza dążenie do prawdy? Powiedzieliśmy już tak wiele; czyż nie powinniśmy zdefiniować, co to znaczy dążyć do prawdy? Czy potraficie odpowiedzieć na to pytanie? Definicja ta winna być całkiem prosta, nieprawdaż? Czy nasunie wam się sama, jeśli będziecie tylko wciąż się zastanawiać, rozważać i przemyśliwać nad odpowiednimi słowami? Być może niektórzy chcieliby rzec: „Dążenie do prawdy to bardzo obszerne zagadnienie. Nie sposób go jasno wyrazić w zaledwie kilku zdaniach. Nie wiem, co powiedzieć na ten temat. Jakież słowa są w stanie to opisać? Dążenie do prawdy to wielka sprawa i można je odpowiednio określić i opisać jedynie przy użyciu najwznioślejszych spośród wszystkich słów! To jedyny sposób, aby naprawdę na wszystkich bez wyjątku zrobić odpowiednie wrażenie!”. Czy sądzicie, że tak właśnie musi być? (Nie). W takim razie zdefiniujcie dążenie do prawdy używając języka potocznego. (Dążenie do prawdy oznacza posługiwanie się nią w celu wyzbycia się naszego skażonego usposobienia). Czy można to uznać za właściwą definicję? Czy taki ma być wniosek? Czy łatwo zdefiniować, czym jest dążenie do prawdy? Nie jest to bynajmniej zadanie łatwe; musicie włożyć trochę wysiłku w rozważenie tej kwestii. Co to znaczy dążyć do prawdy? Spróbujmy to sobie zdefiniować, dobrze? Najlepsze w całym ludzkim języku jest to, co jest proste, potoczne i wiernie odzwierciedla życie. Nie będziemy tu więc mówić w żadnym obcym języku ani używać jakichś wielce wzniosłych słów. Będziemy mówić językiem, jakim posługują się na co dzień zwykli ludzie, w sposób płynny, potoczny i zrozumiały, tak aby wszyscy mogli od razu zrozumieć to, co powiedzieliśmy. Poza nieletnimi lub tymi, którzy mają umysł nazbyt prosty bądź nazbyt słaby, aby to pojąć, każdy normalnie myślący dorosły człowiek będzie w stanie zrozumieć język, którym się posłużymy, kiedy tylko go usłyszy. To właśnie oznacza, że język jest „potoczny”; to właśnie nazywa się codzienną mową. Cóż to zatem znaczy dążyć do prawdy? Patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać opierając się na słowach Boga, w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium – to właśnie oznacza dążenie do prawdy. Tak właśnie brzmi ścisła definicja dążenia do prawdy. Pytanie: Co to znaczy dążyć do prawdy? Odpowiedź: Patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium. Oto definicja dążenia do prawdy. Prosta, nieprawdaż? Niektórzy z was mogą powiedzieć: „Przez cały ten czas mówiłeś o tym, co to znaczy dążyć do prawdy, podczas gdy definicją dążenia do prawdy jest zaledwie to jedno zdanie. Czy ta definicja jest aż tak prosta?”. Tak, jest aż tak prosta. To taka prosta definicja, a jednak porusza tak wiele powiązanych zagadnień – a wszystkie te powiązane zagadnienia dotyczą tematu dążenia do prawdy. Są pośród tych zagadnień trudności, jakich doświadcza człowiek, jego myśli i zapatrywania, a także wszystkie te jego niezliczone wymówki, usprawiedliwienia, metody i postawy, jakie przyjmuje wobec dążenia do prawdy. Jest także temat ludzkiego oporu wobec dążenia do prawdy i temat odmowy dążenia do niej, które to postawy wynikają ze skażonych skłonności człowieka. Oczywiście sprawy, o których wam mówiłem – tych kilka dróg i etapów w dążeniu do prawdy, sposób w jaki można do niej dążyć, rezultaty, jakie się przez to osiąga, oraz prawdorzeczywistość, którą można dostrzec u urzeczywistniających ją ludzi – one wszystkie również wiążą się z zagadnieniem dążenia do prawdy. Ostatecznym rezultatem dążenia do prawdy jest zaś posiadanie pochodzącego z własnego doświadczenia świadectwa o słowach Boga i Bożym dziele zbawienia człowieka; świadectwa, które powstaje, gdy ludzie dążą do prawdy, praktykują słowa Boże i doświadczają ich. To właśnie jest najwspanialszy z rezultatów dążenia do prawdy. Jedną cechą takiego świadectwa jest to, że świadczy ono o owocach dzieła Bożego; inną zaś to, że świadczy ono o pozytywnych skutkach, jakie zauważyć można u ludzi, którzy dążyli do prawdy; skutkach polegających na tym, że w mniejszym lub większym stopniu wyzbyli się oni swych skażonych skłonności. Na przykład ktoś, kto był niegdyś bardzo arogancki, samowolny, lekkomyślny i robił, co tylko mu się podobało, dzięki lekturze słów Bożych dowiaduje się, że są to przejawy skażonego usposobienia, a następnie godzi się z tym i to uznaje. Stopniowo dowiaduje się, jaką krzywdę to skażone usposobienie wyrządza innym i jemu samemu. Patrząc na sprawy w skali mikro, szkodzi ono ludziom, a w skali makro: utrudnia i zakłóca pracę kościoła i szkodzi jej. To tylko jedna część rezultatów; jest to coś, czego człowiek dowiaduje się, gdy zaczyna pojmować słowa Boże. Ponadto, w oparciu o objawienie zawarte w słowach Bożych, człowiek uznaje swe skażone usposobienie, a następnie, w sytuacjach przygotowanych przez Boga, stopniowo zaczyna odczuwać skruchę i porzuca swój styl życia oraz zapatrywania dotyczące swego postępowania i działania, którym niegdyś hołdował. Pośród słów Bożych odnajduje zasady oraz ścieżki praktyki i załatwia sprawy zgodnie z zasadami praktyki, jakie dał mu Bóg. To właśnie jest prawdziwa skrucha i prawdziwa zmiana na lepsze. Ludzie tacy potrafią się zachowywać i działać w oparciu o słowa Boga, a z czasem dochodzą do poszukiwania prawdozasad za każdym razem, kiedy podejmują jakieś działanie, i przynajmniej po części urzeczywistniają traktowanie słów Bożych jako podstawy swoich działań. Jest to przykład wyzbycia się aroganckiego usposobienia. Ostatecznym osiągniętym w ten sposób rezultatem jest to, że dana osoba nie urzeczywistnia już arogancji; zamiast tego ma sumienie i rozum, jest w stanie poszukiwać prawdozasad i szczerze się podporządkowuje prawdzie; to zaś, co praktykuje i co urzeczywistnia, nie jest już zdominowane przez jej skażone usposobienie; zamiast tego przyjmuje ona prawdę jako swe kryterium i urzeczywistnia słowa Boże w praktyce – taki jest końcowy rezultat. Czyż nie osiąga się go poprzez dążenie do prawdy? (Owszem). Taki właśnie jest rezultat, jaki dążenie do prawdy wywołuje w człowieku. Dla Boga zaś to, że ktoś żyje w ten sposób, jest prawdziwym świadectwem o Nim i o Jego dziele; jest to rezultat, który osiąga się, gdy istota stworzona poddaje się osądowi, karceniu i demaskowaniu przez słowa Boże. Jest to prawdziwe świadectwo, a to jest rzecz chwalebna dla Boga. Dla człowieka, rzecz jasna, nie jest to rzecz chwalebna; można co najwyżej stwierdzić, że jest zgodna z nakazami honoru i stanowi powód do dumy, i jest to takie właśnie świadectwo, jakie istota stworzona winna mieć i urzeczywistniać, doświadczywszy dzieła Bożego. Jest to pozytywny efekt, jaki osiąga się w człowieku, który dąży do prawdy. Bóg również traktuje takie doświadczenie i wiedzę oraz to, co urzeczywistniają tacy ludzie, jako rezultaty osiągnięte dzięki Jego dziełu. Dla Niego jest to świadectwo, które z wielką siłą uderza w szatana. To zaś jest to, co Bóg kocha i co bardzo sobie ceni.
Właśnie zdefiniowaliśmy sobie, co to znaczy dążyć do prawdy. Czy dzięki tej definicji wasz pogląd na to, co to znaczy dążyć do prawdy, stał się bliższy rzeczywistości? (Tak). Skoro zdefiniowaliśmy już zatem dążenie do prawdy w sposób, który rozumiecie, odpowiedzmy na pytanie, jak winniście traktować swe dawne dążenia? Możliwe, że zdecydowana większość z was nie jest ludźmi, którzy dążą do prawdy. Być może trochę przykro wam to słyszeć, czyż nie? Przeczytajcie sobie tę definicję raz jeszcze. (Co to znaczy dążyć do prawdy? Odpowiedź: Patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium). Teraz potraficie już podać właściwą definicję. Czy po głębszym namyśle wydaje się wam ona poprawna? (Jest poprawna). Do jakiego wniosku dojdziecie, jeśli ocenicie swe dawne dążenia i praktyki w oparciu o tę definicję? Będziecie mogli się dowiedzieć, czy posiadacie teraz prawdorzeczywistość, czy też nie, i sprawdzić, czy wasze obecne postępowanie jest dążeniem do prawdy. Nasza definicja nie ujmuje tego zagadnienia w sposób abstrakcyjny, nieprawdaż? Posługuje się raczej dość potocznym językiem, czyż nie? (Owszem). Jest to zwyczajny język, który każdy zwykły człowiek jest w stanie zrozumieć. Choć jednak język ten może wydawać się zupełnie zrozumiały, ludzie mają pewien problem. Na czym więc ów problem polega? Na tym, że kiedy już zrozumieją definicję, czują się nieswojo i są zaniepokojeni. Dlaczego są tacy zaniepokojeni? Ponieważ czują, że ich dawne cierpienia i ceny, które zapłacili, zostały oto potępione, że ponieśli te ofiary na próżno, a to sprawia, że są nie w sosie. Niektórzy ludzie, słysząc tę definicję, powiedzą: „Ach! Więc to jest definicja dążenia do prawdy. Jeśli się nią posłużymy, to czyż wszystkie poniesione przez nas koszty i wszystkie nasze dawne starania nie będą na darmo? Gdybyś nie zdefiniował, co to znaczy dążyć do prawdy, moglibyśmy dalej myśleć, że dobrze sobie radzimy w naszych dążeniach; teraz jednak, gdy podałeś taką definicję dążenia do prawdy, to czyż nasze dążenia i ceny, które zapłaciliśmy, nie poszły na marne? Czyż wszystkie nasze marzenia o tym, że zostaniemy ukoronowani i nagrodzeni, nie legły w gruzach? Kiedy zrozumiemy prawdę, powinniśmy zostać pobłogosławieni i nasze marzenia winny się spełniać, więc dlaczego teraz, kiedy rozumiemy prawdę, jesteśmy osądzani? Dlaczego żyjemy w ciemności, pozbawieni nadziei? Przeszłość i teraźniejszość każdego z nas została potępiona i nie sposób stwierdzić, jak będzie wyglądała nasza przyszłość. Wydaje się, że nie mamy żadnej nadziei na to, że zostaniemy pobłogosławieni”. Czy tak właśnie jest? Czy ludzie mają słuszność, myśląc o tym w ten sposób? (Nie mają). Czy zatem ludzie powinni tak o tym myśleć? (Nie). Nie powinni. Ale jest w tym jeden pozytyw: możesz wielokrotnie modlitewnie czytać tę definicję dążenia do prawdy, a następnie patrzeć wstecz, na swoją przeszłość, oglądać swoją teraźniejszość i spoglądać w przyszłość. Możesz odczuwać niepokój, ale uczucie to oznacza, że nie jesteś jeszcze zupełnie odrętwiały. Umiesz rozważać własną przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, i potrafisz układać plany z myślą o własnych perspektywach, rozmyślać o nich, martwić się o ich powodzenie i emocjonować się nimi. To dobrze. Dowodzi to, że wciąż żyjesz, że jesteś żywym człowiekiem i że twoje serce jeszcze nie umarło. Niepokojące jest natomiast to, gdy ktoś pozostaje apatyczny bez względu na to, co się do niego mówi i jak wyraźnie wskazuje mu się drogę dążenia do prawdy. Ktoś taki myśli sobie: „Oto kim właściwie jestem; kogo obchodzi, czy zostanę pobłogosławiony, czy spotka mnie katastrofa? Osądzaj mnie, potępiaj mnie – rób ze mną, co Ci się podoba!”. Bez względu na to, co się do niego mówi, taki ktoś pozostaje głuchy na wszystko. To zaś oznacza kłopoty. Co rozumiem przez „kłopoty”? Oznacza to, że bez względu na to, w jaki sposób nie mówiłbyś takim ludziom o prawdzie, i tak jej nie zrozumieją; są istotami martwymi, pozbawionymi ducha. Zupełnie nie mają pojęcia o takich sprawach, jak wiara w Boga, dążenie do prawdy, bycie zbawionym, czy też Boże dzieło zbawiania człowieka – nie rozumieją tych rzeczy. To tak, jakby próbować nauczyć śpiewać osobę kompletnie pozbawioną słuchu muzycznego albo usiłować nauczyć daltonistę mieszać kolory: jest to po prostu niewykonalne. Rozmawianie z nimi o takich sprawach jest dla nich zupełnie pozbawione znaczenia i wartości, ponieważ bez względu na to, co powiesz, i niezależnie od tego, czy będzie to głębokie, czy płytkie, konkretne, czy ogólnikowe, nie zrobi im to żadnej różnicy: i tak bowiem nic nie poczują. Są jak człowiek niewidomy, zakładający okulary: to, czy będzie je nosił, czy też nie, nie ma żadnego wpływu na jego zdolność widzenia. Niektórzy ludzie często mawiają: „Skoro jest już zima, jak daleko może być do wiosny?” i „Nie boję się śmierci, więc dlaczego miałbym bać się życia?” oraz „Ile bym się nie namachał rękami, i tak nie odegnam ani jednej chmury”. Są to wszystko słowa pozbawionych ducha, martwych ludzi, którzy uważają się za bardzo mądrych. Mówiąc w kategoriach duchowych, brak im duchowego zrozumienia. Ci zaś, którym brakuje duchowego zrozumienia, są ludźmi martwymi, nawet gdy wciąż jeszcze żyją. Czyż martwi są w stanie zrozumieć słowa żywych? Tacy ludzie myślą sobie: „Cała ta gadanina o dążeniu do prawdy, o patrzeniu na ludzi i sprawy, zachowywaniu się i działaniu w określony sposób – cóż to ma wspólnego ze mną? Nie boję się śmierci, więc dlaczego miałbym bać się życia?”. Każdy, kto tak myśli, jest już skończony. Jest jednym z ludzi umarłych. Tak właśnie mają się rzeczy z definicją dążenia do prawdy. Bez względu na to, jakie masz po przeczytaniu tej definicji zamiary czy plany co do swojej przyszłej drogi albo jak zechcesz się zmienić, wszystko sprowadza się do twego osobistego dążenia. To właśnie są słowa, które muszę wypowiedzieć, i dzieło, które muszę wykonać. Powiedziałem wszystko, co musiałem powiedzieć, i wszystko, co mam do powiedzenia. Jeżeli naprawdę miłujecie prawdę i macie wolę, by do niej dążyć, to dobrze byście zrobili, przyjmując tę definicję dążenia do prawdy, którą podałem, jako cel i kierunek waszych dążeń, jeśli chodzi o to, w jaki sposób zazwyczaj patrzycie na ludzi i sprawy, jak się zachowujecie i działacie, albo biorąc ją sobie za punkt odniesienia, tak abyście mogli w ten sposób stopniowo wejść w rzeczywistość słów Bożych i prawdorzeczywistość. Jeśli tak uczynicie, to w niedalekiej przyszłości na pewno coś zyskacie na drodze dążenia do prawdy. Niektórzy mogą powiedzieć: „Nigdy nie jest za późno na dążenie do prawdy”. Jest to jednak błędne mniemanie: jeśli będziesz dążył do prawdy dopiero wtedy, gdy dzieło Boże dobiegnie końca, to zaiste będzie już na to za późno. Jak należy wyjaśnić tę myśl? Dążenie do prawdy musi mieć miejsce przed zakończeniem dzieła Bożego. Innymi słowy, stwierdzenie to pozostaje prawdziwe dopóty, dopóki Bóg nie zadzwoni dzwonkiem na znak, że Jego dzieło dobiegło końca. Kiedy jednak dzieło Boże dobiegnie końca, Bóg zaś powie: „Nie będę już wykonywał więcej dzieła zbawienia człowieka i nie będę już wypowiadał więcej słów, mających pomóc ludziom osiągnąć zbawienie lub dotyczących zbawienia człowieka. Nie będę już więcej mówił o takich sprawach”, wtedy Jego dzieło naprawdę będzie już zakończone. Jeśli będziesz czekał aż do tego czasu, aby zacząć dążyć do prawdy, rzeczywiście będzie już za późno. Bez względu na wszystko, jeśli zaczniesz dążyć do prawdy już teraz, wciąż będziesz mieć na to czas – wciąż będziesz miał szansę na osiągnięcie zbawienia. Od tej chwili rób więc wszystko, co w twojej mocy, aby stopniowo zacząć patrzeć na ludzi i sprawy, a także postępować i działać zgodnie ze słowami Bożymi, mając prawdę za swe kryterium. Staraj się jak najszybciej przeczytać i zrozumieć wszystkie słowa Boga, które demaskują skażone skłonności człowieka, a także praktykuj autorefleksję i poznawanie samego siebie. Takie postępowanie jest niezwykle korzystne dla twojego wkraczania w życie. Spośród Bożych słów demaskujących skażone skłonności człowieka, weźmy, na przykład, te, które dotyczą usposobienia antychrystów. Czyż nie mają one najbardziej fundamentalnego znaczenia? (Owszem, mają). Co zatem powinieneś uczynić, mając te słowa za swoją podstawę? Potępić samego siebie? Przekląć siebie? Pozbawić się swej przyszłości i przeznaczenia? Nie! Masz się nimi posłużyć, aby poznać swe skażone usposobienie. Nie próbuj przed tym uciec. Jest to próba, którą każdy człowiek musi przejść. Co to znaczy, że każdy człowiek musi ją przejść? To jest zupełnie tak jak z tym, że każdy człowiek rodzi się z matki i ojca, następnie dorasta, potem się starzeje, a na koniec umiera. Są to okresy życia, przez które każdy człowiek musi kolejno przejść. Jak ważne jest dążenie do prawdy? Jest ono równie ważne, jak codzienne jedzenie i picie. Gdybyś przestał jeść i pić każdego dnia, twoje ciało nie zdołałoby przetrwać, a twoje życie nie mogłoby trwać dalej. Wyrażenie „zgodnie ze słowami Boga” oznacza, że musisz patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać w pełni zgodnie ze słowami Boga, z czego z kolei wynikają twoje poglądy, metody i praktyki. Oczywiście stwierdzenie „zgodnie ze słowami Boga” równoznaczne jest z określeniem „mając prawdę za swe kryterium”. Tak więc w definicji dążenia do prawdy, fraza „zgodnie ze słowami Boga” jest już wystarczająca sama w sobie. Dlaczego zatem trzeba dodać „mając prawdę za swe kryterium”? Ponieważ istnieją pewne konkretne problemy, do których słowa Boże się nie odnoszą. W takich wypadkach powinieneś poszukiwać prawdozasad oraz patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać w ramach tychże zasad. Czyniąc tak, niewątpliwie osiągniesz absolutną poprawność. Zanim się jednak ją osiągnie, trzeba poznać swe skażone usposobienie i przyznać się do własnych przejawów zepsucia oraz do tego, że ma się skażoną istotę. Następnie człowiek musi okazać szczerą skruchę i w ten sposób autentycznie zmienić się na lepsze. Każdy z całego szeregu tych procesów jest niezbędny, tak jak przy jedzeniu: najpierw trzeba włożyć strawę do ust, a następnie musi ona przejść przez przełyk do żołądka, po czym zostaje strawiona i wchłonięta przez organizm. Dopiero wtedy może stopniowo trafić do krwioobiegu i stać się niezbędnym dla ciała pokarmem. Podobnie ludzie dążą do prawdy i z czasem dochodzą do tego, że przyjmują ją jako swe kryterium, a wtedy są w stanie wprowadzać ją w życie, urzeczywistniać ją i wejść w prawdorzeczywistość. Każdy z normalnie następujących po sobie procesów tej sekwencji jest niezbędny; są to obowiązkowe kroki, jakie podjąć musi każda dążąca do prawdy osoba, starając się zyskać jakikolwiek element prawdy. Niektórzy mogą powiedzieć: „Nie potrzebuję tych kroków i procesów, aby dążyć do prawdy. Po prostu będę poszukiwać prawdy w sposób bezpośredni, a potem wprowadzać ją w życie, i sprawię, by stała się moją rzeczywistością”. Jest to nazbyt uproszczone pojmowanie tej kwestii, lecz jeśli jest w stanie przynosić rezultaty, to oczywiście jest to lepsza droga. Pokazuje bowiem, że zgromadziłeś już pewną wiedzę i odniosłeś trochę sukcesów, systematycznie dochodząc do poznania swego skażonego usposobienia, więc możesz zrezygnować z procesów badania, poznawania, akceptowania, okazywania skruchy i tak dalej, i od razu przejść do poszukiwania prawdozasad. Aby jednak człowiek mógł od razu przejść do poszukiwania prawdozasad, musi posiadać odpowiednią postawę. Co to znaczy posiadać odpowiednią postawę? Oznacza to, że człowiek ma prawdziwą wiedzę o swym skażonym usposobieniu i że kiedy nie rozumie prawd dotyczących czegoś, co go spotyka, nie musi już poznawać samego siebie, okazywać skruchy ani zmieniać swego kursu. Musi jedynie w sposób bezpośredni zyskać zrozumienie prawdozasad, a następnie zacząć zgodnie z nimi praktykować. To wówczas wystarcza. Nie jest to jednak postawa zwykłego człowieka. Ktoś, kto ma taką postawę, musiał doświadczyć co najmniej procesu bycia surowo osądzanym, karconym, dyscyplinowanym i poddawanym próbom przez Boga. Już się Mu podporządkował i jest już na drodze do bycia udoskonalonym. Tacy ludzie nie potrzebują już procesów takich jak poznawanie własnego skażenia, a następnie uznawanie go, okazywanie skruchy i zmiana na lepsze. Jak zatem rzecz się ma z wami? Czy większość z was musi zacząć od poznawania samych siebie? Jeśli nie poznasz samego siebie, nie dasz się przekonać i nie będzie ci łatwo przyjąć prawdy ani nie będziesz w stanie zdobyć się na prawdziwą skruchę. Jeśli zaś nie okażesz szczerej skruchy, czy będziesz w stanie podporządkować się prawdzie? Czy będziesz umiał poddać się Bogu? Z pewnością nie, a w takim wypadku nie będziesz kimś, kto zostanie zbawiony.
Czy po tym omówieniu macie już teraz choć zarys drogi dążenia do prawdy? Czy macie ufność i odwagę, aby do prawdy dążyć? (Tak). To dobrze; byłoby to niepokojące, gdybyście nie mieli nawet zarysu tej drogi. Być może są wśród was tacy, którzy po tym kazaniu czują się zniechęceni. „O, nie! – mam słaby charakter. Wysłuchałem kazania, ale nic z niego nie rozumiem; pojmuję tylko trochę doktryn. Wydaje się, że nie mam zbyt wiele duchowego zrozumienia. Czuję się taki apatyczny, jeśli chodzi o dążenie do prawdy! Wykonując swoje obowiązki, potrafię jedynie nieco się natrudzić. Mam zbyt wiele braków i pełno skażonych skłonności. Chyba nie da się tego zmienić. Tak już po prostu będzie. Wystarcza mi samo bycie robotnikiem”. Czy ktoś z tego rodzaju negatywnymi myślami jest w stanie wkroczyć na drogę dążenia do prawdy? Wydaje się to trochę niebezpieczne, ponieważ to właśnie te negatywne myśli tworzą wielką przeszkodę w ludzkim dążeniu do prawdy. Jeżeli człowiek ich nie skoryguje, nie będzie w stanie wyruszyć w tę drogę, choćby nie wiem jak wyraźnie się przed nim rysowała. Niektórzy ludzie wiele razy ponieśli porażkę i upadli na drodze dążenia do prawdy i kończą pełni zniechęcenia: „To by było na tyle – nie muszę już dążyć do prawdy. Nie jest moim przeznaczeniem, aby zostać pobłogosławionym. Czyż Bóg sam nie powiedział: »Czy twoja twarz jest twarzą osoby, która może otrzymywać błogosławieństwa?«. Jedno spojrzenie w lustro mówi mi, że mam zupełnie przeciętny wygląd, przygaszone oczy i nieproporcjonalne rysy, pozbawione choćby krzty subtelności. Jakby nie patrzeć, nie wyglądam na kogoś, kto jest błogosławiony. Jeżeli Bóg zawczasu czegoś im nie przeznaczył, ludzie mogą sobie dążyć do prawdy, ile tylko chcą, a i tak nie przyniesie to żadnego pożytku!”. Przyjrzyjcie się mentalności takich ludzi: wciąż mając w sercu tyle ohydy, której muszą się dopiero wyzbyć, jakże mogą wejść na drogę dążenia do prawdy? Dążenie do prawdy jest najważniejszą sprawą w życiu człowieka, a najgorsze, co można zrobić, to nieustannie wiązać je z zyskiwaniem błogosławieństw. Najpierw trzeba wyzbyć się właśnie swej intencji zyskiwania błogosławieństw. Kiedy człowiek już to zrobi, dążenie do prawdy będzie szło nieco łatwiej. Jeśli zaś chodzi o dążenie do prawdy, to kluczową sprawą jest nie patrzeć na to, czy na tej drodze jest wielu ludzi, i nie podążać za tym, co wybiera większość, tylko skupić się jedynie na dążeniu do spełnienia Bożych wymagań, naśladując Piotra. Najważniejszą rzeczą jest jasno i wyraźnie widzieć teraźniejszość i w niej żyć; wiedzieć, jakaż to skażona skłonność właśnie się z ciebie wylewa oraz natychmiast, niezwłocznie, poszukiwać prawdy, aby się tej skłonności pozbyć, najpierw szczegółowo ją analizując i gruntownie poznając, a następnie okazując skruchę przed Bogiem. Gdy okazuje się skruchę, niezwykle ważne jest wprowadzanie prawdy w życie – jest to bowiem jedyny sposób na osiągnięcie rzeczywistych rezultatów. Jeśli po prostu powiesz Bogu: „Boże, jestem gotów okazać skruchę. Przepraszam! Byłem w błędzie! Proszę, wybacz mi!”, i będziesz sobie myślał, że to już wszystko, co musisz zrobić, aby zyskać Bożą aprobatę, czy przyniesie to spodziewany skutek? (Nie). Jeśli zawsze zamierzasz mówić Bogu „Boże, przepraszam. Byłem w błędzie!”, mając przy tym nadzieję – a na to wszak liczysz – że Bóg powie: „W porządku. Idź dalej swoją drogą” – jeżeli ciągle będziesz żył w takim stanie, nie będziesz potrafił wkroczyć w prawdę. Jak więc powinieneś modlić się i okazywać skruchę przed Bogiem? Czy istnieje jakaś właściwa ścieżka? Jeśli ktokolwiek z was ma w tej kwestii jakieś doświadczenie, może teraz coś o tym powiedzieć. Nikt? Wygląda na to, że na co dzień nigdy nie zmawiacie modlitw skruchy, ani nie wyznajecie swych grzechów i nie okazujecie skruchy przed Bogiem. Jak zatem winniście rezygnować z własnych pragnień i intencji? Jak macie wyzbywać się swego skażenia? Czy macie do tego odpowiednią ścieżkę praktyki? Na przykład, jeśli nie masz żadnej ścieżki prowadzącej do wyzbycia się aroganckiego usposobienia, powinieneś modlić się do Boga w ten sposób: „Boże, mam aroganckie usposobienie. Myślę, że jestem mocniejszy od innych, lepszy od innych, mądrzejszy od innych, i chcę, by robili to, co mówię. Jest to kompletnie pozbawione sensu. Dlaczego nie mogę przestać się tak zachowywać, chociaż wiem, że to przejaw arogancji? Błagam, abyś mnie zdyscyplinował i zganił. Jestem gotów porzucić moją arogancję i zrezygnować z własnych intencji, aby zamiast tego poszukiwać Twoich intencji. Jestem gotów słuchać Twoich słów i uznać je za swoje życie i za zasady, zgodnie z którymi działam. Jestem gotów urzeczywistniać Twe słowa. Błagam, abyś mną pokierował, abyś mi dopomógł i mnie poprowadził”. Czy w tych słowach widoczna jest postawa uległości? Czy jest w nich pragnienie poddania się Bogu? (Tak). Niektórzy mogą powiedzieć: „Nie wystarczy tak się pomodlić jeden raz. Kiedy coś mi się przytrafia, wciąż kieruję się swoim skażonym usposobieniem i nadal chcę mieć wszystko pod swoją kontrolą”. W takim wypadku módl się dalej: „Boże, jestem tak arogancki, tak skory do buntu! Błagam Cię, abyś mnie zdyscyplinował, abyś zawczasu powstrzymał mnie przed czynieniem zła i pohamował me aroganckie usposobienie. Błagam Cię, abyś mnie poprowadził i tak mną pokierował, bym mógł urzeczywistniać Twe słowa oraz postępować i praktykować zgodnie z Twoimi słowami i wymaganiami”. Przychodź częściej przed oblicze Boga z błagalną modlitwą i pozwól Mu działać. Im bardziej szczere są twoje słowa i im bardziej szczere jest twoje serce, tym gorętsze będzie stawało się twe pragnienie, by przeciwstawić się własnej cielesności i zaprzeć się siebie samego. Gdy zaś pragnienie to przemoże już twoją chęć postępowania według własnej woli, twoje serce stopniowo się odmieni – a kiedy to się stanie, pojawi się dla ciebie nadzieja na praktykowanie prawdy i postępowanie według prawdozasad. Gdy będziesz się modlił, Bóg nic do ciebie nie powie, niczego ci nie wskaże ani nie obieca, lecz zbada twoje serce i intencje, które kryją się za twymi słowami; będzie patrzył, czy to, co mówisz, jest prawdziwe i szczere, i czy zanosisz do Niego błagania i modlisz się ze szczerego serca. Kiedy Bóg zobaczy, że twoje serce jest szczere, poprowadzi cię i pokieruje tobą, tak jak o to prosiłeś i modliłeś się, i będzie cię też, rzecz jasna, upominał i dyscyplinował. Gdy zaś Bóg uczyni już to, o co Go błagałeś, twoje serce dostąpi oświecenia i trochę się zmieni. I odwrotnie: jeśli wznoszone przez ciebie modły i błagania do Boga są nieszczere i tak naprawdę wcale nie odczuwasz autentycznego pragnienia, by okazać skruchę, a jedynie usiłujesz naprędce udobruchać Boga i oszukać Go swymi słowami, to kiedy Bóg zbada już twoje serce, nic dla ciebie nie zrobi, a jedynie odrzuci cię z pogardą. W takiej sytuacji również nie odczujesz, że Bóg coś do ciebie mówi, coś czyni, czy w ogóle podejmuje jakiekolwiek działanie, a Bóg nie dokona w tobie żadnego dzieła, gdyż w głębi serca jesteś nieszczery. A kiedy Bóg nie będzie dokonywał w tobie żadnego dzieła, cóż się wtedy stanie? Zgodnie z twymi intencjami, twemu sercu zabraknie chęci do okazania skruchy i serce to wcale się nie odmieni. I tak oto, w tym środowisku i w związku z tym zdarzeniem, które cię spotkało, to, co zrobisz, zamiast opierać się na prawdozasadach, wciąż dyktowane będzie ludzką wolą i skażonymi skłonnościami. Nadal będziesz działał i praktykował zgodnie z tym, czego sam pragniesz i pożądasz. Twoje modlitwy do Boga nie przyniosą żadnego skutku; nie zajdzie absolutnie żadna zmiana. Nadal będziesz robił, co ci się podoba, i wcale nie zmienisz się na lepsze. Oznacza to, że w procesie dążenia do prawdy ważne są subiektywne wysiłki ludzi, jak również to, czy rozumieją oni prawdę. Jednocześnie zaś, gdy ludzie rozumieją prawdę i chcą ją praktykować, lecz okazuje się to dla nich trudne, muszą zdać się na Boga i ofiarować mu swoje szczere serca oraz szczere modlitwy. To również jest bardzo ważne; wszystkie te rzeczy są niezbędne. Jeżeli bowiem nie robisz nic więcej, a tylko modlisz się do Boga w sposób pobieżny i od niechcenia, mówiąc: „Boże, byłem w błędzie. Przepraszam!”, i jeśli w swoim sercu traktujesz Boga równie powierzchownie, jak w słowach swej modlitwy, to Bóg nie dokona w tobie żadnego dzieła, ani w ogóle nie zwróci na ciebie uwagi. Jeśli powiesz: „Boże, przepraszam. Byłem w błędzie”, Bóg z pewnością nie odpowie: „Wszystko w porządku, nic się nie stało”. Ze względu na te pobieżne, powierzchowne słowa, które do Niego wypowiedziałeś, Bóg cię zapyta: „Na czym polegał twój błąd? Co teraz zamierzasz uczynić? Czy pragniesz okazać skruchę? Czy zechcesz porzucić swe zło i zmienić się na lepsze? Czy wyrzekniesz się własnej woli, zrezygnujesz ze swych intencji i interesów i czym prędzej zmienisz się na lepsze? Czy potrafisz podjąć postanowienie takiej zmiany?”. Możesz nie słyszeć, że Bóg pyta cię o cokolwiek, gdy to się będzie działo, ale jeśli powiesz Bogu: „Boże, przepraszam. Byłem w błędzie!”, patrząc z perspektywy Boga, Jego postawa będzie taka, jak właśnie powiedziałem: zada ci On takie właśnie pytania, posługując się tymi słowami. W jaki sposób będzie cię indagował? Nadal będzie się przypatrywał temu, co robisz i jakich dokonujesz wyborów, po tym jak Mu powiedziałeś: „Boże, przepraszam. Byłem w błędzie!”. Będzie cię obserwował, by się przekonać, czy masz w sobie prawdziwą skruchę, która rodzi się z tego, że człowiek autentycznie uznaje własne zepsucie i zaczyna go nienawidzić. Bóg będzie patrzył, jaki jest twój stosunek do Niego, jaki jest twój stosunek do prawdy, jak postrzegasz swe własne skażone usposobienie i jakie masz poglądy na ten temat oraz czy zamierzasz porzucić swoje błędne zapatrywania i zwyczaje. Będzie przyglądał się twoim wyborom, zwracając uwagę na to, czy decydujesz się kroczyć drogą dążenia do prawdy, na to, jak powinieneś postępować i jakich zasad powinieneś przestrzegać w przyszłości, oraz na to, czy potrafisz praktykować prawdę i podporządkować się Bogu. Będzie śledził każdy twój ruch, badał każdy twój zamiar i decyzję; czyniąc to zaś, będzie chciał się przekonać, czy to, co robisz po dokonaniu tych wyborów, to rzeczywiście akty skruchy i czyny wskazujące na to, że dokonałeś zwrotu. To właśnie jest kluczowa kwestia.
Kiedy ludzie zdecydowali się już okazać skruchę, jak mają zacząć zmieniać się na lepsze? Porzucając swoje pragnienia, myśli i poglądy oraz dawne sposoby postępowania, aby praktykować prawdę i autentycznie się zmienić. To właśnie znaczy prawdziwie dokonać zwrotu. Jeżeli tylko twierdzisz, że chcesz dokonać zwrotu, ale w głębi serca nadal kurczowo trzymasz się swoich pragnień, porzucając prawdę, i wciąż postępujesz po staremu, to tak naprawdę wcale nie dokonujesz zwrotu. Jeśli wszystkim, co mówisz Bogu, kiedy się modlisz, są słowa: „Boże, przepraszam. Byłem w błędzie!”, lecz potem za każdym razem wciąż dokonujesz wyborów, działasz, praktykujesz i żyjesz zgodnie z własną wolą, postępując wbrew prawdzie we wszystkich tych sprawach, to, patrząc z perspektywy Boga, jak należałoby cię określić? Nie dokonałeś zwrotu. Bóg może więc co najmniej stwierdzić, że nie masz zamiaru tego zrobić. Możesz mówić Bogu: „Boże, przepraszam. Byłem w błędzie!”, ale są to tylko powierzchowne słowa, które nie są przejawem skruchy i wyznaniem płynącym z głębi twojego serca. Nie odzwierciedlają one postawy przyznania się do winy i okazania skruchy; są to tylko puste słowa. Bóg nie słucha tego, co mówisz – On patrzy na to, co sobie myślisz, co planujesz i co knujesz. A kiedy Bóg zobaczy, że podstawa i zasady, na których opierasz swe działania, są nadal sprzeczne z prawdą, wygłosi prawdziwy, rzeczywisty i słuszny werdykt na twój temat. Powie wówczas: „Nie dokonałeś zwrotu i nie masz zamiaru tego zrobić”. A kiedy Bóg to powie, kiedy wygłosi ów werdykt na twój temat, nie będzie się już tobą zajmował. Kiedy Bóg nie będzie już zaprzątał sobie tobą głowy, a przez następne dni w twoim sercu panował będzie mrok, będzie ci brakowało oświecenia i iluminacji we wszystkim, co robisz, i nie będziesz w ogóle zdawał sobie sprawy, kiedy będziesz przejawiał jakąś skażoną skłonność, ani nie będziesz za to dyscyplinowany. Będziesz tak trwał, odrętwiały i otępiały, z poczuciem pustki i z przekonaniem, że nie masz się na czym oprzeć. Co zaś najgorsze, nadal będziesz folgował swej samowoli i lekkomyślności, pozwalając, by twoje skażone usposobienie umacniało się w tobie i rozrastało w sposób niepohamowany. Tak właśnie będzie się działo. Jaka zaś jest ostateczna konsekwencja tego, że ktoś tak postępuje? Kiedy ktoś wyrzeka się prawdy, konsekwencją, którą na siebie sprowadza, jest to, że Bóg nie będzie już sobie nim zaprzątał głowy. Chociaż Bóg może nic do ciebie nie mówić ani niczego ci wyraźnie nie wskazywać, będziesz w stanie to odczuć. Sądząc na podstawie twych myśli i wyobrażeń, twoich rzeczywistych stanów umysłu i twojego stosunku do prawdy, będzie jasne, że twój ogólny stan to odrętwienie, otępienie, nieprzejednanie i inne tego rodzaju przejawy. Takie rzeczy znajdują bowiem odzwierciedlenie w ludziach. Porównawszy zatem do tego wasze prawdziwe życie i rzeczy, które praktykujecie, możecie zechcieć zbadać bądź prześledzić następujące kwestie: kiedy wcale nie zwróciłeś się z powrotem do Boga, możesz mówić do Niego wiele ładnie brzmiących, przesłodzonych słów, ale w jakim jesteś stanie i w jakiej kondycji, kiedy tak czynisz? A kiedy naprawdę dokonałeś zwrotu, to chociaż nie modlisz się do Boga przesłodzonymi i ładnie brzmiącymi słowami, a jedynie mówisz co nieco prosto z serca, to w jakim stanie wówczas jesteś? Te dwa stany są zupełnie różne. Bóg może niczego nie wskazywać ludziom wyraźnie w ich codziennym życiu ani nie przemawiać do nich, posługując się oczywistymi słowami, ale ludzie powinni być w stanie odczuwać na co dzień działanie Ducha Świętego i wszystko, co On czyni, oraz każdą intencję, którą pragnie wyrazić. Oczywiście, baczni obserwatorzy również są w stanie wykryć te rzeczy. Ktoś, kto był odrętwiały i otumaniony, może nagle stać się bystry, albo ktoś, kto zazwyczaj jest bystry, może nagle stać się odrętwiały, otumaniony i niezdatny do niczego. Te dwie formy czy stany umysłu mogą występować w tym samym czasie u jednej osoby lub u różnych ludzi – jest to coś, co zdarza się dość często. Na podstawie tego można wywnioskować, że w wielu przypadkach to, czy ktoś jest bystry, czy głupi, nie ma związku z jego umysłem, sposobem myślenia czy charakterem; decyduje o tym Bóg. Czy to jasne? (Tak). Nigdy nie zrozumiesz tych rzeczy, dopóki ich nie doświadczysz. A kiedy już ich doświadczysz, będziesz wiedział – im głębsze będzie twoje doświadczenie, tym bardziej gruntownie będziesz pojmował te sprawy i tym bardziej będziesz je sobie cenił. Intencje Boga przejawiają się w Jego czynach; nie ukaże ci On ich w sposób oczywisty, nie powie ci o nich wprost ani nie będzie z tobą o nich mówił, ale to nie znaczy, że nie zajmuje On wobec ciebie żadnego stanowiska. Nie oznacza to, że Bóg nie ma zdania na temat którychkolwiek z twoich myśli, idei, stanów czy postaw. Gdy ktoś żywi swe własne zamiary i plany, kiedy coś mu się przytrafia, kiedy wyraźnie przejawia jakąś skażoną skłonność – są to właśnie te chwile, w których musi zastanowić się nad sobą i poszukiwać prawdy; i są to również kluczowe momenty, w których Bóg bada tę osobę. Dlatego też to, czy jesteś w stanie szukać prawdy, zaakceptować prawdę i naprawdę okazać skruchę – to właśnie są te momenty, które ujawniają najwięcej o człowieku. W takich chwilach powinieneś przyznać, że masz skażone usposobienie i być skłonnym do okazania prawdziwej skruchy. Powinieneś złożyć Bogu szczerą deklarację, zamiast mówić Mu od niechcenia: „Boże, przepraszam. Byłem w błędzie!”. Tym, czego Bóg od ciebie potrzebuje, nie jest tego rodzaju beztroska, lecz postawa szczerej skruchy. Jeśli masz trudności, Bóg ci pomoże, pokieruje tobą i poprowadzi cię krok po kroku w procesie zmiany na lepsze, ku ścieżce przyjmowania prawdy i dążenia do prawdy. Oczywiście, jeżeli twoja skrucha jest czysto werbalna lub jeśli zamierzasz okazać skruchę i chcesz zrezygnować z własnych zamiarów i pragnień, ale nie jesteś w tym szczery i nie masz dość siły woli, aby to zrobić, Bóg nie będzie cię zmuszał. W postawie Boga wobec człowieka nie ma absolutnie żadnego przymusu; Bóg daje ci wolność i daje ci wybór, a sam czeka. Na co czeka? Czeka, aby się przekonać, jakiego wyboru ostatecznie dokonasz i czy zamierzasz okazać skruchę. Jeśli masz zamiar się pokajać, kiedy planujesz to zrobić? Jak będzie się przejawiać twoja skrucha? Jeśli zamierzasz okazać skruchę i jesteś skłonny to uczynić, a jednak twoje postępowanie świadczy o tym, że wciąż próbujesz chronić swe własne interesy, i ciągle nie chcesz utracić swojego statusu, to widać wyraźnie, że nie jesteś prawdziwie skruszony, że nie jesteś w tej sprawie szczery. Jest w tobie jakieś słabe pragnienie skruchy, ale nie jesteś prawdziwie skruszony. Czy Bóg będzie działał w tobie, jeśli tylko zamierzasz okazać skruchę, ale nie jesteś prawdziwie skruszony? Nie będzie. Powie wtedy: „No cóż, kiedy zamierzasz okazać skruchę?”. Ty zaś nie będziesz wiedział. Czy Bóg zapyta cię o to ponownie? Nie. Powie za to: „A więc nie jesteś szczerze skruszony. W takim razie po prostu poczekam”. Ty zaś możesz nie mieć zamiaru okazać skruchy, możesz nie chcieć okazać skruchy ani zrezygnować ze swego statusu i swoich interesów. Dobrze więc. Bóg daje ci wolność, a ty możesz dokonać takiego wyboru, jaki ci odpowiada. Bóg nie będzie cię do niczego zmuszał. Jest jednak coś, co powinieneś rozważyć, tak jak mieszkańcy Niniwy: co się stanie, jeśli nie zmienisz się na lepsze i nie okażesz skruchy? Zostaniesz unicestwiony. Jeżeli w obecnej chwili tylko zamierzasz okazać skruchę, ale nie podjąłeś żadnych rzeczywistych działań w tym kierunku, to Bóg nie będzie zaprzątał sobie tobą głowy. Dlaczego nie będzie się tobą zajmował? Bóg mówi: „Nie jesteś szczery, nie mówisz, na czym stoisz, a twoje serce wciąż się waha”. Po chwili zastanowienia możesz stwierdzić, że jesteś skłonny okazać skruchę, ale to tylko przelotna myśl, pustosłowie niepoparte żadnym działaniem i pozbawione konkretnego planu. Dlatego Bóg mówi: „Takich ludzi jak ty będę po prostu odsuwał na bok. Nic mnie nie obchodzisz. Rób, co chcesz!”. Kiedy pewnego dnia uświadomisz sobie: „O nie, muszę okazać skruchę”, jak powinieneś się do tego zabrać? Bóg nie da się zwieść tym twoim słodkim słowom i nie rzuci się na oślep, by działać w tobie, mówiąc: „Zamierza okazać skruchę, więc teraz muszę go pobłogosławić, czyż nie?”. Bóg tak nie uczyni. Co zatem zrobi? Będzie cię badał. Zamierzasz się pokajać, chcesz okazać skruchę, a twoje pragnienie jest nieco silniejsze niż przedtem, ale kto wie, ile czasu minie, zanim rzeczywiście to uczynisz. Jeśli nie podjąłeś określonych kroków ani nie masz konkretnego planu odbycia pokuty, to nie jest to prawdziwa skrucha. Musisz podjąć rzeczywiste działania. Kiedy już to zrobisz, nastąpi Boże dzieło. Czyż dzieło Boże i to, w jaki sposób Bóg traktuje ludzi, nie opiera się na określonych zasadach? Kiedy Bóg zabiera się do swego dzieła, człowiek doznaje oświecenia, oczy mu błyszczą, jest w stanie zrozumieć prawdę i wejść w rzeczywistość, a jego zyski pomnażają się stukrotnie, tysiąckrotnie. Kiedy to się stanie, jesteś prawdziwie błogosławiony. Na jakim fundamencie muszą więc ludzie budować, aby osiągnąć te rzeczy? (Na fundamencie zdolności do prawdziwej skruchy). Racja. Kiedy ludzie naprawdę rezygnują ze swych własnych interesów i pragnień, kiedy odczuwają szczerą skruchę przed Bogiem – co oznacza, że natychmiast przestają czynić zło, porzucają to, co w nich złe, a także swoje pragnienia i zamiary, przyznają się do winy przed Bogiem i przyjmują Jego wymagania i słowa – wtedy zaczynają wkraczać w rzeczywistość dokonywania zwrotu. Tylko to jest prawdziwą skruchą.
Przed chwilą omówiliśmy problemy, na jakie człowiek często natrafia na drodze dążenia do prawdy, a także problemy, które ci, którzy dążą do prawdy, są w stanie zidentyfikować i poznać. Są to właśnie te problemy, które winny zostać rozwiązane. Być może wcześniej nie wyjaśniliśmy ani nie przeanalizowaliśmy ich wystarczająco szczegółowo; być może nie doszliśmy nawet do żadnych wyraźnych wniosków na ich temat, ale w odniesieniu do każdego z etapów, jakich człowiek doświadcza w procesie dążenia do prawdy, oraz do różnych zachowań i stanów, jakie przejawia w trakcie tego procesu, Bóg ma odpowiednie słowa i dzieło, a także stosowne sposoby i metody, jakimi należy do tych problemów podchodzić i je rozwiązywać. Ludzie mogą doświadczać i pojmować po trosze wszystkie te rzeczy; nie powinni jednak źle rozumieć Boga ani żywić na Jego temat jakichkolwiek pojęć czy wyobrażeń, które nie przystają do rzeczywistości. Co więcej, Bóg daje ludziom dość wolności i siły sprawczej, aby mogli dokonywać wyborów dotyczących każdego kroku, każdego sposobu działania i każdej metody praktykowania, które wiążą się z dążeniem do prawdy – On do niczego ludzi nie przymusza. I chociaż te słowa i wymagania ogłoszone są drukiem i wypowiedziane jasnym, precyzyjnym językiem, to jednak do każdego człowieka należy dokonanie własnego, wolnego wyboru, w jaki sposób ma podchodzić do tych prawd. Bóg do niczego ludzi nie zmusza. Jeśli jesteś skłonny dążyć do prawdy, to masz nadzieję na zbawienie. Jeśli nie masz ochoty dążyć do prawdy, jeśli nie dbasz o te prawdy i odrzucasz je, jeśli w ogóle nie interesują cię te sposoby praktykowania dążenia do prawdy – to też w porządku. Bóg nie będzie cię do niczego zmuszał. Jeżeli jesteś skłonny jedynie trudzić się dla Boga, to też w porządku. O ile tylko nie naruszasz zasad, dom Boży pozwoli ci dokonać własnego wyboru. Chociaż dążenie do prawdy jest nierozerwalnie związane z osiągnięciem zbawienia i ściśle się z nim łączy, to jednak wciąż nie brakuje ludzi, którzy nie są zainteresowani dążeniem do prawdy, nie mają na ten temat żadnych przemyśleń i nie mają najmniejszego zamiaru ani nie planują tego robić. Czy zatem tacy ludzie są potępieni? Niezupełnie. Jeśli spełniają wymagania domu Bożego przy wykonywaniu swoich obowiązków, mogą dalej je w nim pełnić. Dom Boży nie pozbawi cię prawa do wykonywania obowiązku tylko dlatego, że nie dążysz do prawdy. Ale wykonywanie swego obowiązku w ten właśnie sposób aż do dziś pozostaje sklasyfikowane jako „trudzenie się”. „Trudzenie się” to całkiem ładne określenie, jest to termin, którym posługuje się dom Boży, ale w rzeczywistości można by to również nazwać po prostu „wykonywaniem pracy”. Niektórzy z was mogą mówić: „Kiedy człowiek wykonuje jakąś pracę, wypłaca mu się wynagrodzenie”. Owszem, można otrzymać wynagrodzenie za wykonywanie pracy. Co zatem jest twoim wynagrodzeniem? Są nim wszystkie te łaski, którymi obdarzył cię Bóg – to właśnie jest twoja zapłata. A co się tyczy dążenia do prawdy, cokolwiek zamierzasz, planujesz albo pragniesz zrobić w tej sprawie, mogę ci teraz jasno powiedzieć, że jesteś wolny. Możesz dążyć do prawdy, i tak będzie dobrze; jeśli nie będziesz do niej dążył, to też dobrze. Ale ostatnią rzeczą, jaką wam powiem, jest to, że tylko poprzez dążenie do prawdy można dostąpić zbawienia. Jeśli nie będziecie dążyć do prawdy, wasze nadzieje na zbawienie są płonne. To jest fakt, który chciałbym wam zakomunikować. Musicie zostać o tym poinformowani, aby fakt ten jasno, wyraźnie, dokładnie i dobitnie wyryty został w waszych sercach – abyście w głębi swoich serc jasno wiedzieli, na jakim to fundamencie zbudowana jest nadzieja na zbawienie. Jeśli wystarcza wam, że się tylko trudzicie, myśląc sobie przy tym: „Wszystko będzie w porządku, jeśli tylko będę mógł wykonywać swój obowiązek i nie zostanę wydalony z domu Bożego; nie muszę zawracać sobie głowy czymś tak trudnym, jak dążenie do prawdy”, to czy ten wasz pogląd okaże się słuszny? Chociaż teraz jeszcze wierzysz w Boga lub wykonujesz jakiś obowiązek, czy jesteś pewien, że będziesz w stanie podążać za Bogiem aż do samego końca? Bez względu na wszystko, dążenie do prawdy jest wielką sprawą w życiu człowieka; jest ważniejsze niż małżeństwo i posiadanie dzieci, niż wychowywanie waszych synów i córek, niż życie i zbijanie majątku. Jest nawet ważniejsze niż wykonywanie obowiązku i zabieganie o przyszłość w domu Bożym. W ostatecznym rozrachunku dążenie do prawdy jest najbardziej znamienną sprawą na drodze życiowej człowieka. Jeżeli nie zainteresowaliście się dotąd dążeniem do prawdy, nikt nie wyda na was wyroku i nie powie, że i w przyszłości nie będziecie dążyć do prawdy. Ja również nie wydam na was wyroku i nie powiem, że jeśli teraz nie dążycie do prawdy, to w przyszłości nigdy nie będziecie tego robić. Nie tak się mają rzeczy. Nie ma takiego logicznego związku; to nie jest fakt. Bez względu na wszystko, mam wielką nadzieję, że w najbliższej przyszłości, a może nawet w tej właśnie chwili, zdołacie wkroczyć na drogę dążenia do prawdy i stać się ludźmi, którzy dążą do prawdy i zaliczają się do osób mających nadzieję na zbawienie.
Dążenie do prawdy jest bezpośrednio związane z osiągnięciem zbawienia, więc zagadnienie dążenia do prawdy nie jest wcale błahe. A choć jest to, być może, temat dość oklepany, dotyczy całego mnóstwa prawd. W rzeczywistości temat ten ściśle wiąże się z perspektywami i przeznaczeniem człowieka, a chociaż często go omawiamy, człowiek nadal nie ma pełnej jasności co do różnych prawd i problemów, które powinien zrozumieć w związku z dążeniem do prawdy. Zamiast tego, zdezorientowany i ogłupiały, bierze po prostu za prawdę różne zachowania i postawy, które ludzie uważają za dobre, jak również pewne myśli i poglądy, które uznają za stosunkowo aktywizujące, uwznioślające i pozytywne, i do nich dąży. Jest to wielki błąd. Istnieje bowiem wiele rzeczy, które ludzie postrzegają jako dobre, słuszne i poprawne, a które – mówiąc ściśle – wcale nie są prawdą. Niektóre z nich mogą co najwyżej być z nią zgodne, ale nie można stwierdzić, że są prawdą. Większość ludzi ma zupełnie mylne wyobrażenia na temat dążenia do prawdy, a także żywi dość dużo niedorzecznych pojęć i uprzedzeń odnoszących się do tego zagadnienia. Dlatego też konieczne jest, abyśmy w sposób jasny i zrozumiały omówili tę kwestię oraz sprawili, że ludzie pojmą wchodzące w zakres tego zagadnienia prawdy, które powinni zrozumieć, i problemy, które powinni rozwiązać. Czy macie jakieś przemyślenia na temat konkretnych spraw związanych z dążeniem do prawdy, o których właśnie rozmawialiśmy? A jakieś plany lub zamiary? Teraz, gdy w ramach poprzedniego omówienia podaliśmy już bardziej szczegółową definicję tego, co to znaczy dążyć do prawdy, wiele osób jest nieco zakłopotanych ze względu na to, co niegdyś robiły i przejawiały, a także nie wie, co zamierza robić w przyszłości. Ludzie ci są zaniepokojeni, a niektórzy nawet czują, że nie ma już dla nich nadziei i że grozi im wyeliminowanie. Jeżeli prawda była omawiana jasno i wyraźnie, a mimo to ludzie czują się zobojętniali, to czy ich stan jest prawidłowy? Czy jest on normalny? (Nie, nie jest normalny). Jeśli już wcześniej dążyłeś do prawdy, a słuchając tego omówienia uzyskałeś potwierdzenie, że tak właśnie było, to czyż nie powinieneś czuć się tym bardziej umocniony? (Owszem). Dlaczego zatem ludzie mieliby czuć się zobojętniali? Co jest podstawową przyczyną tego zobojętnienia? Im bardziej jasno i przejrzyście omawiana jest prawda, tym wyraźniejszy zarys drogi winni mieć przed sobą ludzie – dlaczego zatem, skoro widzą tę drogę dość wyraźnie, mieliby czuć się jeszcze bardziej zobojętniali? Czy nie tkwi w tym jakiś problem? (Owszem, tkwi). Na czym ten problem polega? (Jeśli ktoś wie, że dobrze jest dążyć do prawdy, lecz nie ma ochoty do niej dążyć, to dlatego, że jej nie miłuje). Ludzie nie miłują prawdy ani nie mają zamiaru do niej dążyć – właśnie dlatego czują się zobojętniali. A co z ich wcześniejszymi uczynkami? (Zostały potępione). „Potępione” to niezupełnie właściwe określenie – mówiąc bardziej precyzyjnie, ich dotychczasowe uczynki nie zostały uznane. Z jakiego rodzaju wynikiem mamy do czynienia, jeśli czyjeś uczynki nie zostały uznane? Co się dzieje, gdy uczynki człowieka nie są uznawane? Co to oznacza? To proste – jeżeli czyjeś uczynki nie są uznawane, świadczy to o tym, że ten ktoś nie dąży do prawdy i że zamiast tego dąży ku temu, co człowiek uważa za dobre i słuszne, i nadal kieruje się w życiu własnymi pojęciami i wyobrażeniami. Czyż nie tak właśnie mają się rzeczy? (Owszem). Tak właśnie jest. Kiedy uczynki ludzi nie są uznawane przez Boga, czują się oni zaniepokojeni. Czy w takich chwilach nie mają czegoś na kształt pozytywnej i poprawnej ścieżki praktyki? Czy byłoby słuszne, aby ktoś popadł w zniechęcenie, porzucił swoje obowiązki i poddał się, sądząc, że nie ma dla niego nadziei, tylko dlatego, że jego uczynki nie zostały uznane? Czy to jest właściwa ścieżka praktyki? (Nie). To nie jest właściwa ścieżka praktyki. Kiedy coś takiego spotyka człowieka i gdy odkrywa on swe własne problemy, powinien niezwłocznie zawrócić z niewłaściwej drogi. Jeżeli, dzięki naszemu omówieniu tego, co to znaczy dążyć do prawdy, odkryjesz, że twoje dotychczasowe uczynki i zachowania nie miały nic wspólnego z dążeniem do prawdy, to wtedy niezależnie od tego, czy cię to zasmuci czy nie, pierwszą rzeczą, jaką powinieneś zrobić, jest diametralna zmiana twoich starych, błędnych sposobów i metod praktykowania, jak również zejście z niewłaściwej ścieżki, którą dążysz. Powinieneś natychmiast zrobić te dwie rzeczy. Kiedy ich dotychczasowe uczynki są odrzucane i nieuznawane przez Boga, kiedy Bóg mówi, że te działania były jedynie trudzeniem się i że nie mają nic wspólnego z dążeniem do prawdy, niektórzy ludzie myślą sobie: „Och, my ludzie rzeczywiście jesteśmy ślepi i naiwni. Nie rozumiemy prawdy i nie potrafimy widzieć rzeczy takimi, jakimi są: przez cały ten czas wierzyliśmy, że praktykujemy prawdę, że dążymy do prawdy i zadowalamy Boga. I dopiero teraz dowiadujemy się, że rzeczy, które robiliśmy w ramach naszego tak zwanego »dążenia do prawdy« były tylko dobrymi zachowaniami człowieka – były to tylko rzeczy, które ludzie robią w oparciu o różne swe instynktowne zdolności, charakter i talenty związane z ich cielesnością. Uczynki takie są bardzo dalekie od istoty, definicji i wymagań dążenia do prawdy; po prostu nie mają z nim nic wspólnego. Co powinniśmy teraz z tym zrobić?”. Jest to poważny problem, który powinien zostać rozwiązany. Jak zatem można go rozwiązać? Postawione zostało następujące pytanie: cóż jest dążeniem do prawdy, skoro wszystkie bez wyjątku zachowania i podejścia do tego tematu, które ludzie uważali dotąd za dobre, zostały odrzucone, i Bóg nie zachowuje ich w pamięci, ani też nie określa ich mianem dążenia do prawdy? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba uważnie modlitewnie przeczytać definicję dążenia do prawdy, a następnie na jej podstawie znaleźć sposób praktykowania i przekształcić go w rzeczywistość własnego życia. Ludzie nie praktykowali dotąd dążenia do prawdy, więc od teraz muszą przyjąć definicję dążenia do prawdy jako fundament i podstawę swojego postępowania. Jak zatem brzmi definicja dążenia do prawdy? Jest ona następująca: patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium. Nie sposób ująć tego jaśniej i dobitniej. A czym były wszystkie wcześniejsze uczynki i zachowania człowieka? Czy były one zgodne ze słowami Boga i czy prawda była ich kryterium? Przypomnij sobie – czy tak było? (Nie). Można powiedzieć, że takie uczynki i zachowania zdarzają się bardzo rzadko; praktycznie nie sposób ich nigdzie znaleźć. Czy zatem człowiek naprawdę nic nie osiągnął przez wszystkie te lata wiary w Boga oraz czytania i omawiania Jego słów? Czy ludzie nie praktykowali ani jednej rzeczy zgodnie ze słowami Bożymi? Do czego odnosi się definicja, o której tutaj mówiliśmy: „Patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium”. Jakiż to problem ma ona rozwiązać? Na które z problemów człowieka i na jakie aspekty istoty usposobienia człowieka definicja ta zwraca uwagę? Ludzie mogą już teraz rozumieć definicję dążenia do prawdy, ale jeśli chodzi o to, dlaczego ich dotychczasowe uczynki nie zostały uznane i dlaczego nie zostały określone jako dążenie do prawdy, to kwestie te pozostają dla nich niejasne, niezrozumiałe i mętne. Niektórzy powiedzą: „Zrezygnowaliśmy z tak wielu rzeczy, odkąd przyjęliśmy imię Boże: porzuciliśmy nasze rodziny i naszą pracę, zrezygnowaliśmy z własnych perspektyw. Niektórzy z nas odeszli z dobrych posad, inni porzucili szczęśliwe rodziny, a jeszcze inni robili wspaniałą i dobrze płatną karierę zawodową, dającą im nieograniczone perspektywy, i zostawili to wszystko. Oto, czego się wyrzekliśmy. Odkąd uwierzyliśmy w Boga, nauczyliśmy się być pokorni, cierpliwi i wyrozumiali. Nie wdajemy się w kłótnie z ludźmi, z którymi obcujemy, staramy się jak najlepiej załatwiać wszelkie sprawy, jakie pojawiają się w kościele, i robimy wszystko, co w naszej mocy, by z miłością pomagać naszym braciom i siostrom, gdy tylko mają jakieś trudności. Staramy się nie wyrządzać krzywdy innym i w miarę możliwości nie szkodzić ich interesom. Czy te postawy naprawdę nie mają nic wspólnego z dążeniem do prawdy?”. Zastanówcie się teraz dobrze: z czym związane są wyrzeczenia człowieka, ponoszone przez niego koszty, wysiłki, wyrozumiałość, cierpliwość, a nawet cierpienie? W jaki sposób osiąga się te rzeczy? Co jest ich podstawą? Jakaż to motywująca siła skłania ludzi do robienia tych rzeczy? Zastanówcie się nad tym. Czyż te sprawy nie są warte głębokiej refleksji? (Owszem, są). Skoro są warte głębokiej refleksji, zbadajmy je dziś i prześledźmy; zobaczmy, czy te rzeczy, które człowiek zawsze uważał za dobre, słuszne i szlachetne, mają cokolwiek wspólnego z dążeniem do prawdy, czy nie.
Zaczniemy od przyjrzenia się wyrzeczeniom człowieka, jego wysiłkom i kosztom, jakie ponosi. Niezależnie od kontekstu czy środowiska, w jakim mają miejsce te wyrzeczenia, wysiłki i koszty, skąd bierze się główny czynnik motywujący człowieka do tych rzeczy? W Moim podsumowaniu wskażę na dwa jego źródła. Z pierwszym z nich mamy do czynienia wtedy, gdy ludzie w ramach swych pojęć i wyobrażeń myślą sobie tak: „Jeśli wierzysz w Boga, powinieneś ponosić wyrzeczenia i koszty oraz płacić cenę dla Niego. Gdy ludzie tak robią, podoba się to Bogu. Nie lubi On zaś, gdy ludzie hołdują własnej wygodzie i uganiają się za rzeczami z tego świata, lub gdy pozostają obojętni i nadal żyją swym własnym życiem po tym, jak stwierdzili, że przyjęli Jego imię i stali się Jego wyznawcami. Bóg nie lubi, gdy ludzie tak postępują”. W kategoriach subiektywnej ludzkiej woli ta myśl jest pewnikiem. Niezależnie od tego, z jakiego powodu ktoś przyjmuje Boga i Jego nowe dzieło, jego subiektywna wola zgadza się postępować w ten sposób, wierząc, że Bogu podoba się jedynie, gdy ludzie tak właśnie postępują, i że tylko przez takie postępowanie przyniosą Bogu szczęście i zadowolenie. Myślą, że dopóty, dopóki ludzie toczą wytrwałe zmagania oraz podejmują wysiłki i nie szczędzą trudów, nie prosząc o nic w zamian, i że tak długo, jak tylko nie zważają na własne dole i niedole, aby płacić cenę, i wciąż tylko wysilają się, i płacą cenę, ponoszą koszty i ofiarowują się Bogu, Bóg z pewnością będzie szczęśliwy. I tak, gdy już człowiek w to uwierzy, bez zastanowienia pochyla głowę i, nie oglądając się na nic, wyrzeka się wszystkiego, czego może się wyrzec, ofiarowuje wszystko, co potrafi ofiarować, i znosi każde cierpienie, jakie jest w stanie znieść. Ludzie wciąż tak do tego podchodzą, ale czy ktoś z nich podniósł głowę, by zapytać Boga: „Boże, czy to, co robię, jest tym, czego Ty potrzebujesz? Boże, czy Ty uznajesz moje starania i wysiłki, moje cierpienie i koszty, które poniosłem?”. Ludzie nigdy nie pytają o to Boga, i nie wiedząc, jaka jest Jego reakcja czy postawa, dalej wysilają się, ofiarowują samych siebie i ponoszą koszty opierając się na własnych subiektywnych życzeniach, wierząc, że Bóg będzie szczęśliwy i zadowolony tylko wtedy, gdy będą w ten sposób cierpieć. Niektórzy posuwają się aż do tego, że rezygnują z jedzenia pierogów, obawiając się, że Bóg byłby niezadowolony, gdyby nadal je spożywali. Zamiast tego jedzą gotowany na parze chleb kukurydziany, sądząc, że jedzenie pierogów to forma folgowania własnej przyjemności. Czują się swobodnie tylko wtedy, gdy spożywają gotowany na parze chleb z mąki kukurydzianej, czerstwe podpłomyki i kiszonki; a kiedy tak się czują, myślą, że Bóg z pewnością musi być zadowolony. Mylą w ten sposób swe własne uczucia, swoją radość, smutek, gniew i szczęście, z uczuciami Boga, z Jego radością, smutkiem, gniewem i szczęściem. Czyż nie jest to niedorzeczne? Wielu ludzi traktuje rzeczy, które człowiek uważa za słuszne, jak prawdę i narzuca je Bogu, określając je mianem Bożych wymagań wobec człowieka, ponieważ tak właśnie sądzą wszyscy ludzie. I dopóki ludzie trzymają się tego poglądu, jest wielce prawdopodobne i bardzo naturalne, że będą nieświadomie określać te stwierdzenia, zachowania i postawy mianem prawdy. A ponieważ ludzie uznali, że te rzeczy są prawdą, będą myśleć, że muszą one być zasadami praktyki, których przestrzegania wymaga się od człowieka, i że jeśli ktoś praktykuje i przestrzega ich w ten właśnie sposób, to praktykuje słowa Boże, dąży do prawdy i, oczywiście, podąża za wolą Bożą. A skoro ludzie „podążają za wolą Bożą”, to czyż ich trudy nie są warte zachodu? Czyż nie płacą tej ceny w sposób właściwy? Czy nie jest to coś, z czego Bóg jest zadowolony i o czym pamięta? Ludzie skłonni są myśleć, że z pewnością tak jest. Na tym polega przepaść i różnica pomiędzy tym, co człowiek uważa za „prawdę”, a słowami Boga. Ludzie klasyfikują jako prawdę wszystko to, co według ich pojęć i wyobrażeń zgodne jest z charakterem moralnym człowieka i jest dobre, szlachetne i właściwe, a następnie działają i usiłują praktykować w tym kierunku, stawiając sobie przy tym surowe wymagania. Uważają, że w ten sposób dążą do prawdy, że są ni mniej, ni więcej, tylko osobą, która dąży do prawdy, i że, rzecz jasna, bezwarunkowo są też kimś, kto może zostać zbawiony. Rzecz w tym, że słowa Boże i prawda nie mają nic wspólnego z tym, co ludzie, zgodnie ze swymi pojęciami i wyobrażeniami, uznają za dobre, słuszne i pozytywne. A jednak nawet wtedy, gdy ludzie czytają i trzymają w rękach słowa Boże, uważają za prawdę, za rzeczy pozytywne, wszystko to, co – zgodnie z ich pojęciami – jest dobre, słuszne, piękne, miłe, pozytywne i za czym opowiada się człowiek, i niestrudzenie do tych właśnie rzeczy dążą, wymagając dążenia do nich i ich osiągania nie tylko od samych siebie, lecz także od innych. Niestrudzenie omyłkowo biorą przy tym za prawdę te rzeczy, które człowiek uważa za dobre, a następnie dążą do nich zgodnie ze standardami i kierunkiem, jakich rzeczy te wymagają, wierząc zarazem, że w ten sposób dążą już do prawdy i żyją prawdorzeczywistością. Jest to jeden aspekt mylnych wyobrażeń, jakie ludzie żywią na temat dążenia do prawdy. To błędne rozumienie polega na tym, że ludzie przyjmują jako swoje standardy to, co – zgodnie z własnymi pojęciami – uważają za dobre, słuszne i pozytywne, zastępując tymi rzeczami wymagania Boga wobec człowieka oraz wymogi i standardy pochodzące z Jego słów. Ludzie mylą więc z prawdą te rzeczy, które sami, zgodnie z własnymi wyobrażeniami, uważają za słuszne i dobre; ale i to jeszcze nie wszystko: trzymają się potem tych rzeczy i dążą do nich. Czyż nie jest to problem? (Owszem, jest). Jest to problem związany z myślami i poglądami człowieka. Co motywuje ludzi, gdy robią takie rzeczy? Co jest podstawową przyczyną tego, że żywią takie idee i niedorzeczne wyobrażenia? Podstawową przyczyną jest to, że ludzie wierzą, iż Bogu podobają się takie rzeczy, więc Mu je narzucają. Na przykład, tradycyjna kultura wpaja ludziom, że mają być pracowici i oszczędni; pracowitość i oszczędność to ludzkie cnoty. „Musisz wiele wycierpieć, aby dotrzeć na szczyt” – oto kolejna taka maksyma, podobnie jak ta: „Rób, co ci każe twój zwierzchnik, gdyż inaczej nawet największe twe wysiłki na nic się nie zdadzą”. Są też i inne tego typu mądrości. W każdym narodzie i grupie ludzie wierzą, że wszystko, co sami uważają za dobre, słuszne, pozytywne, ożywcze i uwznioślające, jest prawdą, i tak też te rzeczy traktują, zastępując nimi wszystkie prawdy, które wyraził Bóg. Mylą rzeczy, w które człowiek mocno wierzy, a które pochodzą od szatana, z prawdą i standardami, których wymaga Bóg. Zwracają swe dążenia ku ideałom, kierunkom i celom, które – jak sobie wyobrażają i wierzą – są słuszne. To zaś jest wielki błąd. Te rzeczy, które pochodzą z pojęć i wyobrażeń człowieka, wcale nie są zgodne ze słowami Boga i są całkowicie sprzeczne z prawdą.
Podam teraz kilka przykładów tego, jak ludzie mylą z prawdą rzeczy, które zgodnie ze swymi pojęciami uważają za dobre i słuszne, tak aby idea ta nie była tak abstrakcyjna i abyście mogli ją zrozumieć. I tak na przykład niektóre kobiety, uwierzywszy w Boga, przestają nosić makijaż i biżuterię. Rezygnują z tych rzeczy, myśląc, że ludzie wierzący w Boga powinni zachowywać się jak należy, i że nie mogą nosić makijażu ani się stroić. Niektórzy mają samochody, ale przestają ich używać, a zamiast tego jeżdżą na rowerach. Myślą, że jeżdżenie samochodem jest nazbyt wygodne. Inni mogą sobie pozwolić na jedzenie mięsa, ale tego nie robią, sądząc, że jeśli zawsze będą jedli mięso, a nadejdzie taki czas, kiedy okoliczności nie pozwolą im dalej go spożywać, popadną w zniechęcenie oraz słabość i zdradzą Boga. Na wszelki wypadek od razu więc uczą się cierpieć i obywać bez mięsa. Jeszcze inni myślą, że jako ludzie wierzący w Boga muszą sprawiać wrażenie dobrze wychowanych, więc robią bilans swoich wad i złych nawyków, i ciężko pracują, aby zmienić ton, którym się wypowiadają, pohamowują swój temperament i robią wszystko, co w ich mocy, aby nabrać ogłady i nie być ordynarni czy wulgarni. Uważają, że skoro ktoś już uwierzył w Boga, musi się ograniczać i panować nad sobą; że w oczach innych musi być dobrym i ułożonym człowiekiem. Myślą, że postępując w ten sposób, płacą swoją cenę, zadowalają Boga i praktykują prawdę. Niektórzy ludzie od czasu do czasu ładnie się ubierają i chodzą na zakupy, a potem mają poczucie winy. Sądzą, że skoro wierzą w Boga, to nie mogą robić makijażu i się stroić, ani nosić ładnych ubrań. Wierzą, że jeśli zrobią makijaż, wystroją się i będą nosić ładne ubrania, nie będzie się to podobało Bogu i będzie napawało Go wstrętem. Sądzą, że Bóg lubi ludzi prymitywnych, że Bóg nie lubi zaradności, nowoczesnej nauki ani żadnych mód. Uważają, że dążą do prawdy tylko wtedy, gdy rezygnują z zabiegania o te rzeczy. Czy nie jest to zaburzone pojmowanie spraw? (Jest). Czy ci ludzie uważnie czytają słowa Boże? Czy przyjęli je jako prawdę? (Nie). A skoro nie przyjęli Bożych słów jako prawdy, to czy dążą do prawdy? (Nie). I właśnie dlatego te postawy i zachowania polegają po prostu na tym, że ludzie mylą z prawdą rzeczy, które zgodnie ze swymi pojęciami uważają za słuszne i dobre, i zastępują nimi prawdę. Naiwnie je praktykują, po czym myślą, że dążą do prawdy i że są ludźmi, którzy posiadają prawdorzeczywistość. Są na przykład tacy ludzie, którzy odkąd uwierzyli w Boga, nie obejrzeli w telewizji ani jednego teleturnieju ani wiadomości, ani nawet nie chodzą na zakupy. Przespali za to wiele nocy w stogach siana i wiele dni spędzili w psich budach, ponieważ szerzyli ewangelię i wykonywali swoje obowiązki. Wiele razy bolały ich brzuchy od zimnej strawy, stracili niemało kilogramów i mnóstwo wycierpieli z uwagi na brak snu i nazbyt skromną dietę. Bardzo dobrze zdają sobie z tego wszystkiego sprawę: skrzętnie zliczają te rzeczy, jedną po drugiej. Dlaczego tak dokładnie przechowują te rzeczy w pamięci? Powodem jest to, że wierzą, iż te zachowania i postawy są praktykowaniem prawdy i przynoszą zadowolenie Bogu, i że jeśli zdobędą się na wszystkie te dobre zachowania, będą podobali się Bogu. Tak więc nie narzekają i bez wahania praktykują wszystkie te rzeczy. Nigdy nie mają dosyć roztrząsania ich w myślach, odtwarzania ich i wspominania, a w sercach mają poczucie spełnienia. A jednak, gdy spotkają ich zesłane przez Boga próby, gdy środowisko, które On dla nich przygotowuje, nie będzie takie, jak by sobie tego życzyli, gdy to, czego Bóg będzie od nich wymagał oraz Jego uczynki nie będą zgodne z ich pojęciami, wtedy rzeczy, które ludzie ci uważają za słuszne, koszty, które ponoszą, jak też ich praktyki, zupełnie na nic im się nie zdadzą. Wszystkie te rzeczy nawet w najmniejszym stopniu nie pomogą im podporządkować się Bogu lub rozpoznać Go w środowiskach, z którymi będą mieli do czynienia. Wręcz przeciwnie: rzeczy te staną się barierami i przeszkodami utrudniającymi im wejście w rzeczywistość słów Bożych i poddanie się Bogu. Dzieje się tak dlatego, że ludzie nigdy się nie nauczyli, iż rzeczy, które uważają za słuszne, z zasady nie są prawdą, i że to, co praktykują, nie jest dążeniem do prawdy. Cóż zatem ludzie mogą zyskać dzięki tym rzeczom? Mogą zdobyć się jedynie na pewien rodzaj dobrego zachowania. Nie zyskają dzięki nim prawdy ani życia. A jednak mylnie sądzą, że te dobre zachowania są prawdorzeczywistością i nabierają jeszcze głębszego przekonania, że te rzeczy, które zgodnie ze swymi pojęciami uważają za słuszne, są prawdą i czymś pozytywnym, przez co przekonanie to na dobre zakorzenia się w ich sercach. Im bardziej ludzie czczą te rzeczy, które zgodnie ze swymi pojęciami uważają za słuszne, i im mocniej ślepo w nie wierzą, tym usilniej odrzucają prawdę i tym bardziej oddalają się od wymagań Boga i Jego słów. Jednocześnie zaś im więcej ponoszą kosztów, tym bardziej im się wydaje, że zyskują pewien kapitał, i tym silniej wierzą, że kwalifikują się do tego, by zostać zbawieni i otrzymać Bożą obietnicę. Czyż nie jest to błędne koło? (Owszem, jest). Co jest podstawową przyczyną tego problemu? Co przede wszystkim za niego odpowiada? (To, że ludzie omyłkowo biorą własne pojęcia za rzeczy pozytywne, i zastępują nimi słowa Boże). Ludzie zastępują Boże słowa swymi własnymi pojęciami, odsuwają słowa Boże na bok i w zasadzie je ignorują. Mówiąc inaczej, w ogóle nie biorą słów Bożych za prawdę. Można śmiało stwierdzić, że ludzie, uwierzywszy już w Boga, mogą sobie czytać Jego słowa, lecz to, do czego dążą, co wybierają i co praktykują, nadal opiera się na ludzkich pojęciach oraz wyobrażeniach, co oznacza, że nie wkroczyli na drogę wiary w Boga zgodnie z Jego słowami i wymaganiami. A z czego dokładnie wynika problem, polegający na tym, że ludzie wierzą w Boga w oparciu o własne pojęcia i wyobrażenia? Skąd biorą się ludzkie pojęcia i wyobrażenia? Skąd one pochodzą? Można stwierdzić, że wywodzą się w pierwszym rzędzie z tradycyjnej kultury i dziedzictwa człowieka, a także z uwarunkowań i wpływów świata religii. Pojęcia i wyobrażenia człowieka są bezpośrednio związane z tymi właśnie sprawami.
Jakie jeszcze inne rzeczy, zgodnie ze swymi myślami i poglądami, ludzie uważają za dobre, słuszne i pozytywne? Możecie śmiało wymienić kilka z nich w charakterze przykładów. Ludzie mawiają często: „Dobrzy wiodą spokojne życie” i „Prostolinijni zawsze zwyciężają” – jest zatem kilka takich rzeczy, nieprawdaż? (Owszem). Są też inne maksymy: „Dobro przynosi dobro, a zło – zło; z wszystko przyjdzie odpłata, tylko jeszcze nie nadszedł właściwy czas”, „Uporczywe czynienie zła prowadzi do samounicestwienia”, „Kogo Bóg chce zniszczyć, temu najpierw odbiera rozum”, „Musisz wiele wycierpieć, aby dotrzeć na szczyt”, „Inne sprawy to błahostki, od nich wszystkich lepsze książki”, i tak dalej. Od wszystkich tych diabelskich słów robi się niedobrze. Ogarnia mnie wściekłość, gdy słyszę takie słowa, a jednak ludzie wypowiadają je z taką łatwością. Dlaczego tak łatwo przychodzi im wypowiadanie tych słów? Czemu zaś Ja nie jestem w stanie ich wypowiedzieć? Nie lubię tych słów, tych powiedzeń. Fakt, że wy zawsze macie je na podorędziu, że tak łatwo przechodzą wam przez usta, i to, że tak gładko i bez zająknienia je recytujecie, dowodzi, że w szczególny sposób uwielbiacie te rzeczy i darzycie je czcią. Czcicie te puste, zwodnicze, wyimaginowane rzeczy, a jednocześnie przyjmujecie je za swoje motta i za zasady, kryteria oraz podstawę waszych uczynków. A potem jeszcze myślicie, że Bóg również w nie wierzy, a Jego słowa stanowią jedynie nieco inne podejście do tych samych idei i że, mówiąc ogólnie, Jego słowa oznaczają właśnie te rzeczy: są wezwaniem dla ludzi, aby byli dobrzy. Czy ten pogląd jest słuszny? Czy właśnie takie jest znaczenie słów Boga i prawd, które On wyraża? Wcale nie; to, co Bóg ma na myśli, nie ma z tymi rzeczami nic wspólnego. Dlatego też stosunek ludzi do prawdy musi diametralnie się zmienić, i trzeba też skorygować to, co uważają oni za prawdę – co oznacza, że standard, według którego decydują, co uznają za prawdę, musi zostać poddany korekcie i diametralnej zmianie. Inaczej bowiem trudno będzie im przyjąć prawdę i nie będą mieli jak wkroczyć na drogę dążenia do niej. Czym jest prawda? Najogólniej mówiąc, wszystkie słowa Boże są prawdą. Zatem, mówiąc nieco bardziej ściśle – czym jest prawda? Mówiłem wam już wcześniej. Co powiedziałem? („Prawda jest kryterium ludzkiego postępowania i uczynków oraz oddawania czci Bogu” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów)). Słusznie. Prawda jest kryterium ludzkiego postępowania i uczynków oraz oddawania czci Bogu. Czy zatem prawda ma cokolwiek wspólnego z tym, co ludzie, zgodnie ze swymi pojęciami, uważają za dobre i słuszne? (Nie). Skąd biorą się więc te ludzkie wyobrażenia? (Z filozofii szatana dotyczącej funkcjonowania w świecie i z pewnych myśli, które wpaja człowiekowi tradycyjna kultura). Racja. Dokładnie rzecz ujmując, te rzeczy pochodzą od szatana. A kim są ci wybitni, sławni ludzie, którzy zaszczepili te rzeczy w człowieku? Czyż nie są to szatani? (Owszem, są). Wszyscy ci wasi patriarchowie są szatanami – żywymi i prawdziwymi szatanami. Spójrzcie tylko na te powiedzonka w których tak lubują się Chińczycy: „Jakaż to radość, gdy przyjaciel przybywa z daleka”, „Skoro już przybyłeś, równie dobrze możesz zostać”, „Nie wyruszaj w daleką podróż, póki żyją twoi rodzice”, „Synowskie oddanie jest najważniejszą z cnót”, „Spośród trzech synowskich zaniedbań najgorszym jest brak potomka i dziedzica”, „Umarli są wielcy w oczach żyjących”, „Gdy śmierć się zbliża, słowa człowieka są szczere i pełne życzliwości”. Przeanalizujcie dokładnie te powiedzonka – czy którekolwiek z nich są prawdą? (Nie). To same niedorzeczności i diabelskie słowa. Powiedzcie Mi, jak głupi muszą być ludzie, aby, przyjąwszy dzieło Boże, wciąż omyłkowo brać te niedorzeczności i diabelskie słowa za prawdę? Czy ci ludzie mają zdolność pojmowania prawdy? (Nie). Tacy ludzie stanowią przykład niedorzecznych istot i zupełnie nie są zdolni zrozumieć prawdy. A wy, którzyście przeczytali już teraz tak wiele słów Bożych, czyż nie posiadacie choć odrobiny wiedzy o prawdzie? (Owszem, posiadamy). Skąd zatem pochodzi prawda? (Pochodzi od Boga). Prawda pochodzi od Boga. Nie wierzcie żadnym słowom, które nie są wypowiadane przez Boga. Te szatańskie filozofie funkcjonowania w świecie i te idee wywodzące się z tradycyjnej kultury nie są prawdą, a człowiekowi nie wolno patrzeć na ludzi i sprawy ani zachowywać się i działać zgodnie z tymi filozofiami i ideami, lub mając je za swoje kryteria, ponieważ nie pochodzą one od Boga. O ile tylko coś pochodzi od człowieka, nie ma znaczenia, czy wywodzi się z tradycyjnej kultury, czy od jakiejś sławnej osoby; czy jest wytworem nauki, czy też społeczeństwa; ani od jakiej dynastii lub narodu bierze swój początek – nie jest to prawda. A jednak właśnie takie rzeczy ludzie biorą za prawdę, do takich rzeczy dążą i praktykują je zamiast prawdy. I przez cały czas myślą przy tym, że praktykują prawdę i że są bliscy temu, by spełnić Boże intencje, podczas gdy w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie: kiedy realizujesz swe dążenia i praktykujesz w oparciu o te rzeczy, coraz bardziej oddalasz się od Bożych wymagań i coraz dalszy jesteś od prawdy.
Jest to z gruntu absurdalne, że ludzie omyłkowo biorą za prawdę rzeczy, które człowiek uważa za dobre oraz pozytywne, i dążą do nich tak, jakby były prawdą. Jak to możliwe, że ludzie, którzy przyjęli dzieło Boże i przeczytali wiele słów Boga, nadal są w stanie mylić z prawdą rzeczy, które człowiek uważa za dobre, i dążyć do nich tak, jakby były prawdą? W czym tkwi tutaj problem? Wystarcza to w zupełności, aby pokazać, że ludzie nie rozumieją, czym jest prawda, i że nie mają ani krzty rzeczywistej wiedzy o prawdzie. Jest to jeden z aspektów tego, o co właśnie pytałem: „Zważywszy na to, że te rzeczy nie są prawdą, jak ludzie mogą nadal je praktykować i myśleć, że praktykują prawdę?”. Pragnę pomówić teraz o innym aspekcie, związanym ze skażonym usposobieniem człowieka. Ludzie sądzą, że rzeczy, które – zgodnie ze swymi pojęciami – uważają za dobre, słuszne i pozytywne, są prawdą, i na tej podstawie snują pewną intrygę, wierząc, że kiedy zadośćuczynią Bogu i Bóg będzie zadowolony, obdarzy ich błogosławieństwami, które przyobiecał człowiekowi. Czyż intryga ta nie jest próbą dobicia targu z Bogiem? (Owszem, jest). Z jednej strony ludzie kultywują te rzeczy i dążą do nich, żywiącniedorzeczne przekonania, a jednocześnie próbują dobić targu z Bogiem, mając swe pragnienia i ambicje. Czyż nie jest to kolejny aspekt tego zagadnienia? (Owszem, jest). O tym aspekcie często rozmawialiśmy w przeszłości, więc nie będziemy teraz szczegółowo go omawiać. Pytam was zatem: gdy ktoś, kto wierzy w Boga, znosi wyrzeczenia, cierpi, ponosi koszty i płaci cenę dla Boga, czyż, czyniąc to, nie ma pewnego zamiaru i celu? (Ma). Czy ktokolwiek powiada: „Niczego nie pragnę i o nic nie proszę. Będę znosił wyrzeczenia, ponosił koszty i płacił cenę, bez względu na okoliczności. To wszystko. Nie mam żadnych osobistych pragnień i ambicji. Niezależnie od tego, w jaki sposób Bóg mnie potraktuje, i tak wszystko będzie w porządku. Może mnie nagrodzić, albo nie – tak czy inaczej, postępowałem zgodnie z Jego wymaganiami, ofiarowałem mu samego siebie, wyrzekłem się wszystkiego, zapłaciłem cenę i cierpiałem”? Czy są tacy ludzie? (Nie). Jak dotąd jeszcze się taki człowiek nie narodził. Niektórzy mogą powiedzieć: „Ktoś taki musiałby żyć w próżni”. Jednak człowiek nie mógłby taki być, nawet gdyby żył w próżni: wciąż miałby skażone usposobienie, swoje ambicje i pragnienia, i nadal próbowałaby dobić targu z Bogiem. Tak więc drugim aspektem tego zagadnienia jest to, że gdy ludzie traktują jako prawdę rzeczy, które – zgodnie ze swymi pojęciami – uważają za słuszne, zaczynają snuć intrygę. A cóż to za intryga? Zamierzają mianowicie praktykować te rzeczy, aby wymienić je na błogosławieństwa, które Bóg obiecał człowiekowi, i na piękne przeznaczenie. Wierzą, że jeżeli tylko coś uchodzi w oczach człowieka za pozytywne, musi być słuszne, więc czynią to i dążą do tego, co uważają za słuszne, i myślą, że praktykując w ten sposób, bez wątpienia zostaną pobłogosławieni przez Boga. Na tym właśnie polega intryga człowieka. Ten drugi aspekt zagadnienia dotyczy wyłącznie tego, jak ludzie usiłują zaspokoić własne ambicje i pragnienia oraz próbują dobić targu z Bogiem. Jeśli w to nie wierzysz, spróbuj zabronić ludziom targować się w ten sposób oraz odrzeć ich z pragnień i ambicji – każ im z nich po prostu zrezygnować. Natychmiast stracą całą chęć do tego, by znosić cierpienia i ponosić koszty. Dlaczego stracą chęć, by to robić? Ponieważ będą mieli poczucie, że utracili oto swoje perspektywy i przeznaczenie, że nie ma już żadnej nadziei na to, iż zostaną pobłogosławieni, i że nie nic już nie mogą w ten sposób zyskać. To, co praktykują, nie jest prawdą, ani to, do czego dążą, nie jest prawdą: są to rzeczy, które są pozytywne tylko zgodnie z ludzkimi wyobrażeniami. A jednak, gdy ich pragnienia i ambicje legną w gruzach, nie są już nawet skłonni dalej płacić ceny za te rzeczy. Powiedzcie mi zatem, co mają ludzie? Czy mają prawdziwą wiarę? (Nie mają). A teraz pójdźmy o krok dalej i postawmy pytanie, czy ludzie są lojalni? Niektórzy mogą powiedzieć: „Niezależnie od tego, co Bóg teraz powie, podążamy za nim. Bez względu na to, co mówi, nie popadamy w zniechęcenie i nie tracimy ducha, nie wycofujemy się, ani tym bardziej nie dajemy za wygraną. Nawet jeśli Bóg nas nie chce i mówi, że jesteśmy jedynie robotnikami, którzy się trudzą, że nie jesteśmy ludźmi, którzy dążą do prawdy, i że nie mamy żadnej nadziei na zbawienie, to i tak bez wahania pójdziemy za Nim i będziemy wytrwale wykonywać nasze obowiązki. Czyż nie jest to lojalność? Czyż nie jest to przejaw posiadania prawdziwej wiary? Czy bycie lojalnym i posiadanie wiary to nie to samo, co dążenie do prawdy? Czy nie oznacza to, że, przynajmniej w pewnym stopniu, dążymy do prawdy?”. Powiedzcie Mi, czy to jest dążenie do prawdy? (Nie). A cóż to oznacza: stwierdzić, że nie jest to dążenie do prawdy? Oznacza to, że wszystkie „liny ratownicze” człowieka zostały odcięte i że nie ma on nawet brzytwy, której mógłby się uchwycić. Cóż zatem należy zrobić? Czy w ogóle można coś zrobić? Niezależnie od tego, czy jest coś, co człowiek może z tym zrobić, czy nie, jak ludzie się czują, usłyszawszy te słowa? Czują się straszliwie rozczarowani: „Czy to naprawdę oznacza, że nie ma żadnej nadziei na to, że zostanę pobłogosławiony? Cóż tu się, u licha, dzieje?”. W takich okolicznościach ludzie są kompletnie zdezorientowani. Teraz, gdy Moje słowa pozbawiły was wszystkich waszych „lin ratowniczych”, chętnie się przekonam, jaki będzie wasz kolejny ruch. Niektórzy powiedzą: „Trudzenie się jest rzeczą niewłaściwą, podobnie jak dobijanie targu, żywienie zaburzonych pojęć, czy też cierpienie i płacenie ceny – cóż zatem, u licha, jest rzeczą, którą należy czynić? Cokolwiek Bóg powie, nie opuścimy Go. Będziemy nadal wykonywać nasze obowiązki. Czyż nie jest to równoznaczne z praktykowaniem prawdy?”. Trzeba koniecznie jasno zrozumieć tę kwestię. Ponieważ ludzie nie rozumieją prawdy i zawsze mają zaburzone pojmowanie tego, co to znaczy praktykować prawdę, wierzą, że znoszenie wyrzeczeń, ponoszenie kosztów, cierpienie i płacenie ceny jest praktykowaniem prawdy i podporządkowywaniem się Bogu. Jest to wielki błąd. Praktykować prawdę znaczy tyle, co praktykować słowa Boże, tylko że ludzie muszą praktykować je zgodnie z zasadami – pod żadnym pozorem nie wolno im tego czynić w oparciu o ludzkie pojęcia i wyobrażenia. Tym, czego Bóg chce, jest szczere ludzkie serce; serce miłujące Boga, serce, które przynosi Mu zadowolenie. Tylko praktykowanie słów Boga w ten właśnie sposób jest praktykowaniem prawdy. Jeśli ktoś, ponosząc koszty dla Boga, ciągle tylko chce dobić z Nim targu, aby zaspokoić własne ambicje i pragnienia, to wcale nie praktykuje prawdy, a jedynie bawi się nią i ją depcze, a sam jest hipokrytą. Jeżeli zatem człowiek potrafi przyjąć Boże słowa osądu, nie porzuca Boga i wytrwale wykonuje swój obowiązek, mimo że jego zamiary i pragnienia zyskania błogosławieństw zostały zniweczone, mimo że nie ma czego się spodziewać i nie ma żadnej motywacji, czy jest to równoznaczne z dążeniem do prawdy i jej praktykowaniem? W Moim odczuciu, jeżeli mierzymy to w oparciu o definicję tego, co to znaczy dążyć do prawdy, to nadal nie jest to dążenie do prawdy i zupełnie nie spełnia to standardów dążenia do prawdy. Teraz, gdy mamy już dokładną definicję dążenia do prawdy, powinniśmy ściśle się do niej stosować przy ocenie ludzkich uczynków i postępowania oraz tego, co ludzie przejawiają. Jakiej oceny można dokonać na podstawie tego, że ktoś potrafi pozostać z Bogiem i nadal wykonywać swój obowiązek, choć nie może się spodziewać żadnych błogosławieństw? Można stwierdzić, że ludzie, jako istoty stworzone, rodzą się z dwiema godnymi pochwały rzeczami, wchodzącymi w zakres ich człowieczeństwa, i że jeśli potrafisz je wykorzystać, będziesz miał gwarancję, że – choćby w najmniejszym możliwym stopniu – będziesz podążał za Bogiem. Czy wiecie, o jakie dwie rzeczy chodzi? (O sumienie i rozum). Tak jest. Są dwie rzeczy, które są najcenniejszymi składnikami ludzkiego człowieczeństwa: kiedy ludzie nie rozumieją prawdy, kiedy mają bardzo słaby charakter i są zupełnie pozbawieni jakiejkolwiek wiedzy czy wejścia, jeśli chodzi o Boże wymagania i prawdę, a mimo to są w stanie wytrwać na swoim miejscu, to cóż jest wówczas podstawowym warunkiem wstępnym, który pozwala im to osiągnąć? Muszą mieć sumienie i rozum, które cechują zwykłe człowieczeństwo. Odpowiedź jest więc prosta. Skoro ludzie nie dążą do prawdy, i w ogóle nie mają pragnienia ani ambicji bycia pobłogosławionymi, skoro zostali odarci z pragnienia bycia pobłogosławionymi, lecz mimo to potrafią nadal podążać za Bogiem i wykonywać swoje obowiązki, to na jakiej podstawie to robią? Co ich motywuje? Ich działania nie mają żadnej podstawy ani motywacji – jeśli tylko ludzie posiadają sumienie i rozum cechujący zwykłe człowieczeństwo, wówczas są w stanie tak postępować. Tak właśnie wygląda obecna sytuacja: nie rozumiesz prawdy, i to jest fakt, a to, że pojmujesz doktryny, na nic się nie zda i nie oznacza, że wkroczyłeś w prawdorzeczywistość. Wiesz, że rzeczą niewłaściwą jest usiłować dobić targu z Bogiem, aby zapewnić sobie odpowiednie przeznaczenie i widoki na przyszłość; jednakże naprawdę niezwykłe byłoby to, gdybyś nadal z radością podążał za Bogiem i wypełniał swój obowiązek po tym, jak pogoń za odpowiednim przeznaczeniem i widokami na przyszłość oraz pragnienie bycia pobłogosławionym zostały potępione, i po tym, jak cię ich pozbawiono. Gdybyś był w stanie podążać za Bogiem, nie zyskawszy wpierw prawdy, od czego by to zależało? Zależałoby to od twojego sumienia i rozumu. Sumienie i rozum człowieka są w stanie podtrzymywać jego normalne istnienie, życie i podejście do ludzi i spraw. Jaka jest więc różnica między wykonywaniem swego obowiązku w oparciu o sumienie i rozum, a praktykowaniem prawdy? To, że ktoś dąży do prawdy, przejawia się tym, że patrzy na ludzi i sprawy, zachowuje się i działa w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium; ci natomiast, którzy działają jedynie w oparciu o swoje sumienie i rozum, mogą nie dążyć do prawdy, lecz mimo to są w stanie się trudzić, wykonywać swe obowiązki i pozostawać w domu Bożym, zachowując nadal czyste konto. Co im to umożliwia? To, że patrzą na ludzi i sprawy, a także zachowują się i działają zgodnie z kryteriami swego sumienia i rozumu, nie zaś zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium. A zatem – mając to na uwadze – jeśli wykonujesz po prostu swój obowiązek w oparciu o swoje sumienie i rozum, to czyż nie istnieje przepaść między tym co robisz, a dążeniem do prawdy? (Owszem, istnieje). Wykonywanie swego obowiązku w oparciu o sumienie i rozum to zadowalanie się jedynie trudzeniem się; to przyjmowanie za swoje standardy takich rzeczy, jak: należyte dokładanie trudów, niepowodowanie zakłóceń lub utrudnień, bycie posłusznym i uległym, przejawianie dobrych zachowań i utrzymywanie dobrych relacji z innymi ludźmi oraz zachowywanie czystego konta. Czy pozwala to wznieść się na poziom dążenia do prawdy? Nie. Bez względu na to, jak wiele ktoś posiada dobrych zachowań, jeżeli nie ma absolutnie żadnej wiedzy o swym skażonym usposobieniu, ani też żadnej wiedzy o swej skłonności do buntu, błędnych pojęciach i błędnym rozumieniu Boga oraz o różnych swych negatywnych stanach, i jeżeli nie jest w stanie się tych rzeczy pozbyć; jeżeli nie potrafi pojąć zasad praktykowania prawdy; i jeżeli nie wyzbył się ani jednego z przejawów swych skażonych skłonności; jeżeli nadal jest arogancki i zadufany w sobie, samowolny i lekkomyślny, nieuczciwy i zakłamany, i bywają chwile, kiedy ogarnia go zniechęcenie oraz słabość i zaczyna wątpić w Boga, i tak dalej – jeżeli w jego wnętrzu wciąż istnieją wszystkie te rzeczy, to czyż będzie w stanie zdobyć się na prawdziwe poddanie się Bogu? Jeśli nadal są w nim te skażone skłonności, to czy będzie w stanie prawdziwie doświadczać dzieła Bożego? Jeśli ktoś jedynie dobrze się zachowuje, to czy jest to przejaw dążenia do prawdy? (Nie). Co jest najlepszego w człowieku? Tylko sumienie i rozum; są to jedyne dwie pozytywne rzeczy i są one tym, co w człowieku jest godne pochwały. Żadna z nich nie jest jednak związana z prawdą; nie są one niczym więcej, jak tylko najbardziej podstawowymi warunkami wstępnymi do tego, by człowiek dążył do prawdy, co znaczy, że jeśli posiadasz normalne sumienie i rozum, jakie cechują człowieczeństwo, i jesteś w stanie rozumieć prawdę, będziesz potrafił dokonywać właściwych wyborów, gdy przytrafi ci się coś złego. Sumienie i rozum, które człowiek posiada, mówią mu to, co następuje: Bóg jest Panem wszelkiego stworzenia, a ty jesteś istotą stworzoną; zostałeś wybrany przez Boga, a zatem jest rzeczą jedynie słuszną, abyś poświęcał się i ponosił koszty dla Niego, i jest rzeczą jedynie słuszną, abyś słuchał Jego słów. O tym, że jest to rzecz „jedynie słuszna”, decyduje twoje sumienie i rozum – ale czy słuchasz słów Bożych? Jakie zasady i metody stoją za twymi działaniami? Masz skażone usposobienie – czy się mu przeciwstawiłeś? Czy się go wyzbyłeś? Takie rzeczy nie mają nic wspólnego z tym, co jest „jedynie słuszne”. Jeśli nie wykraczasz poza ów fundament jedynie słusznych rzeczy, jakie należy czynić, i jedynie słusznych sposobów postępowania, i żyjesz w granicach tego, co jest „jedynie słuszne”, czyż nie jest to tylko skutek działania twego sumienia i rozumu? (Owszem, jest). Twoje sumienie mówi ci: „Bóg mnie zbawił, więc powinienem ponosić koszty dla Niego. Bóg ocalił mi życie i obdarzył mnie drugim życiem, więc jest rzeczą jedynie słuszną, abym odpłacał Mu za Jego miłość. Bóg jest Panem wszelkiego stworzenia, a ja jestem istotą stworzoną, więc powinienem podporządkować się Jego zarządzeniom”. Czyż nie jest to efekt działania twojego sumienia i rozumu? (Owszem, jest). Różne zachowania, metody praktykowania, postawy i poglądy, które rodzą się w ludziach w wyniku działania ich sumienia i rozumu, nie wykraczają poza kryteria tego, do czego ich sumienie i rozum są zdolne z natury, i nie osiągają poziomu praktykowania prawdy. Czyż nie jest tak? (Tak jest). Niektórzy ludzie mogą na przykład powiedzieć: „Dom Boży mnie wywyższył, pozwalając mi wykonywać obowiązek, i dom Boży karmi mnie, ubiera i dba, bym miał dach nad głową. Dom Boży troszczy się o każdy aspekt mojego życia. Cieszę się tak wielką łaską Bożą, więc powinienem odpłacać Bogu za Jego miłość; nie powinienem traktować Boga powierzchownie przy wykonywaniu obowiązku, a tym bardziej nie powinienem robić niczego, co mogłoby być przyczyną utrudnień i zakłóceń. Jestem gotów poddać się wszystkiemu, co dom Boży wobec mnie zarządzi. Bez względu na to, co dom Boży każe mi zrobić, nie będę narzekał”. Tego rodzaju deklaracja jest w porządku; czyż komuś, kto ma sumienie i rozum, nie jest łatwo ją złożyć? (Owszem, jest). Czy jednak jest ona w stanie wznieść się na poziom praktykowania prawdy? (Nie). Postępowanie takie nie jest praktykowaniem prawdy. Dlatego też, bez względu na to, jak szlachetne ktoś posiada sumienie lub jak normalny ma rozum, ani czy jest w stanie robić wszystko zgodnie z tym, co mu one dyktują, i bez względu na to jak właściwe i przyzwoite są jego uczynki lub jak wielki podziw uczynki te budzą u innych, pozostają one co najwyżej dobrymi zachowaniami człowieka. Można je zaliczyć jedynie do sfery dobrych ludzkich zachowań; z zasady nie są one w stanie być praktykowaniem prawdy. Kiedy opierasz swoje interakcje z innymi na swoim rozumie, będziesz nieco łagodniejszy w mowie, nie będziesz atakował innych ani się na nich gniewał; nie będziesz ich tłamsił, kontrolował, zastraszał, ani nie będziesz usiłował wywierać wpływu na innych ludzi, i tak dalej. Wszystko to są rzeczy, które można osiągnąć dzięki rozumowi, jaki cechuje zwykłe człowieczeństwo; ale czy wiążą się one z praktykowaniem prawdy? Nie, nie mają z tym związku. Są to rzeczy, które można osiągnąć dzięki ludzkiemu rozumowi; od prawdy dzieli je jednak pewien dystans.
Dlaczego twierdzę, że postępowanie w oparciu o sumienie i rozum nie ma żadnego związku z praktykowaniem prawdy? Podam przykład. Powiedzmy, że ktoś jest dla ciebie miły i jesteś z nim w dobrych stosunkach, a ten ktoś przyjmuje Boże dzieło dni ostatecznych i głosi ci ewangelię – co jest równoznaczne z tym, że Bóg posługuje się tą osobą, by głosić ci dobrą nowinę. Przyjąwszy nowe dzieło Boże, odczuwasz jeszcze większą wdzięczność wobec tego kogoś i ciągle chcesz mu się jakoś odwzajemnić. Dlatego też cokolwiek robisz i cokolwiek do niego mówisz, zawsze zostawiasz mu pewien margines swobody i jesteś szczególnie uprzejmy. Okazujesz mu szczególne względy i szacunek, jesteś wobec niego wyjątkowo tolerancyjny, i bez względu na to, co złego zrobi lub jaki ma charakter, jesteś dlań cierpliwy i wyrozumiały, do tego stopnia, że ilekroć tylko wyciąga do ciebie rękę po pomoc, gdy staje przed jakimś wyzwaniem, pomagasz mu bez żadnych zastrzeżeń. Czemu to robisz? Co wpływa na twoje postępowanie? (Moje sumienie). Dzieje się tak pod wpływem twojego sumienia. Tego efektu działania twojego sumienia nie można nazwać pozytywnym czy negatywnym: można jedynie stwierdzić, że masz sumienie i odrobinę człowieczeństwa, i że kiedy ktoś jest wobec ciebie życzliwy, odczuwasz wdzięczność i opłacasz mu za to. Patrząc z tej perspektywy, zachowujesz się właściwie. Gdybyśmy jednak mieli to ocenić, odwołując się do prawdy, moglibyśmy dojść do innego wniosku. Przypuśćmy, że pewnego dnia ten ktoś zrobi coś złego i będzie miał zostać usunięty z kościoła, a ty wciąż będziesz oceniał go przez pryzmat swojego sumienia i powiesz: „To on głosił mi ewangelię. Do końca życia nie zapomnę mu jego życzliwości; gdyby nie on, nie byłbym teraz tam, gdzie jestem. Choćby dziś czynił zło, nie mogę go zdemaskować. Nawet gdybym widział, że to, co zrobił, było złe, nie mogę tego powiedzieć na głos, ponieważ ten ktoś tak bardzo mi pomógł. Być może nie zdołam mu się odwdzięczyć, ale nie mogę mu zaszkodzić. Jeśli ktoś inny chce na niego donieść, może śmiało to uczynić, ale ja tego nie zrobię. Nie mogę posypywać solą jego ran – jak by to o mnie świadczyło, gdybym tak postąpił? Czy nie okazałbym się człowiekiem pozbawionym sumienia? Czyż taki człowiek bez sumienia nie jest po prostu zwierzęciem?”. Co o tym sądzicie? Jaki wpływ wywiera sumienie na człowieka w takich okolicznościach? Czy sumienie nie prowadzi tutaj do naruszenia prawdy? (Owszem, prowadzi). Widać z tego, że czasami wyniki działania sumienia człowieka mają swoje ograniczenia i pozostają pod wpływem jego uczuć, w rezultacie czego jego decyzje są sprzeczne z prawdozasadami. W związku z tym wyraźnie dostrzegamy jeden fakt: skutki działania ludzkiego sumienia są podrzędne względem standardu prawdy i czasami ludzie naruszają prawdę, działając w oparciu o własne sumienie. Jeśli wierzysz w Boga, ale nie żyjesz według prawdy, a zamiast tego postępujesz w oparciu o własne sumienie, to czy możesz czynić zło i sprzeciwiać się Bogu? Naprawdę będziesz w stanie dopuścić się jakiegoś zła – absolutnie nie można stwierdzić, że działanie zgodnie z własnym sumieniem nigdy nie bywa niewłaściwe. To pokazuje, że jeśli chce się zadowolić Boga i być zgodnym z Jego intencjami, zdecydowanie nie wystarczy postępować jedynie w zgodzie z własnym sumieniem. Aby spełnić Boże wymagania, trzeba postępować w oparciu o prawdę. Kiedy traktujesz swoje sumienie jako prawdę i przedkładasz je ponad wszystko inne, to co w takim razie uczyniłeś z prawdą? Zastąpiłeś ją własnym sumieniem; czyż nie jest to opieranie się prawdzie? Czy nie jest to przeciwstawianie się jej? Jeśli kierujesz się w życiu własnym sumieniem, możesz naruszać prawdę, a naruszać prawdę znaczy tyle, co stawiać opór Bogu. Jest wielu ludzi, którzy, uwierzywszy w Boga, przyjmują własne sumienie jako normę dla swych słów i czynów, a także postępują w oparciu o swoje sumienie. Czy postępowanie w oparciu o własne sumienie jest praktykowaniem prawdy, czy też nie? Czy sumienie człowieka może zastąpić prawdę? W jaki dokładnie sposób postępowanie w oparciu o własne sumienie różni się od postępowania w oparciu o prawdę? Niektórzy ludzie ciągle upierają się działać w oparciu o własne sumienie i uważają się za osoby, które dążą do prawdy. Czy taki pogląd jest słuszny? (Nie). Czy odczucia czyjegoś sumienia są w stanie zastąpić prawdę? (Nie). Jaki błąd popełniają tacy ludzie? (Sprzeniewierzają się prawdzie, co jest sprzeciwianiem się Bogu). Racja. Zrównują oni uczucia własnego sumienia z prawdą, co grozi tym, że mogą naruszyć prawdę. Tego rodzaju osoby zawsze patrzą na ludzi i sprawy, a także postępują i działają w oparciu o standardy własnego sumienia, mając to sumienie za kryterium. Są one usidlone i kontrolowane przez własne sumienie, a jednocześnie sumienie to sprawuje kontrolę także nad ich rozumem. Jeśli ktoś jest kontrolowany przez własne sumienie, to czy może nadal poszukiwać prawdy i zgodnie z nią praktykować? Nie może. Czy zatem sumienie jest w stanie zastąpić prawdę? Nie. Niektórzy mogą spytać: „Skoro nie możemy posługiwać się własnym sumieniem jako miarą tego, jak mamy traktować innych ludzi, i nie możemy traktować naszych sumień jako prawdy, to czy właściwe jest używanie standardów sumienia do oceny tego, jak traktujemy Boga?”. Jest to pytanie godne rozważenia. Ludzkie sumienie w żadnym wypadku nie może zastąpić prawdy. Jeśli nie posiadasz prawdy i podchodzisz do Boga w oparciu o własne sumienie, to według ludzkich norm byłoby to w porządku, lecz opierając się na tej normie nie będziesz w stanie zdobyć się na miłość do Boga ani na uległość wobec Niego: w najlepszym wypadku uda ci się uniknąć naruszania prawdy lub przeciwstawiania się Bogu, co samo w sobie jest czymś zupełnie dobrym. Niektórzy mogą powiedzieć: „Nie musisz posługiwać się swym sumieniem wobec innych ludzi, i nie musisz też posługiwać się nim w stosunku do Boga”. Czy jest to słuszne, czy nie? Z perspektywy doktryn i teorii wydaje się, że nie, nieprawdaż? Posłuż się zatem prawdą, aby to ocenić – czy wydaje ci się to słuszne? Czy Bóg mówi ludziom, aby podchodzili do niego, posługując się własnym sumieniem? Czego Bóg wymaga od człowieka? Jakiego podejścia od niego oczekuje? Możesz mieć sumienie, ale czy jesteś szczery? Jeśli masz sumienie, ale nie jesteś szczery, na nic się to po prostu nie zda. Bóg wymaga bowiem, aby człowiek podchodził do Niego ze szczerością w sercu. W Biblii napisane jest: „Będziesz więc miłował Pana, swego Boga, całym swym sercem, całą swą duszą, całym swym umysłem i z całej swojej siły” (Mk 12:30). Czego wymaga Bóg? (Aby ludzie kochali Go całym swoim sercem, całym umysłem i całą swoją duszą). Czego Bóg pragnie od ludzi? (Pragnie szczerości). Racja. Czy Bóg powiedział: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sumieniem, całym swoim rozumem i wszystkimi swymi instynktami”? Czy Bóg tak powiedział? (Nie). Dlaczego Bóg tak nie mówi? (Ponieważ sumienie nie jest prawdą). Czym zatem jest sumienie? (Sumienie to najniższy standard człowieczeństwa). Słusznie: sumienie i rozum są najniższymi i najbardziej podstawowymi standardami człowieczeństwa. Jak można stwierdzić, czy ktoś jest dobrym człowiekiem i reprezentuje sobą dobre człowieczeństwo? Jak można to ocenić? Na podstawie czego można to zmierzyć? Najniższym i najbardziej podstawowym standardem jest to, czy ten ktoś ma sumienie i rozum. To właśnie jest standard, według którego można zmierzyć, czy ktoś reprezentuje sobą dobre człowieczeństwo. Jaki jest zatem standard pozwalający oszacować, czy ktoś dąży do prawdy? To, czy ktoś dąży do prawdy, czy nie, stwierdzić można na podstawie tego, czy ma on sumienie i rozum – czy te słowa są prawdą? Czy są one słuszne? (Nie). Czego więc Bóg chce od człowieka? (Szczerości). Bóg pragnie ludzkiej szczerości. Co zatem składa się na tę szczerość? Co człowiek powinien zrobić, aby wykazać, że jest szczery? Jeżeli ktoś jedynie mówi podczas modlitwy, że ofiarowuje Bogu swoją szczerość, lecz potem nie ponosi szczerze kosztów dla Boga lub nie wykonuje lojalnie swego obowiązku, to czy to jest szczerość? To nie jest szczerość – to jest oszustwo. Jakie zatem zachowanie jest przejawem szczerości? Jaka jest konkretna praktyka w tej kwestii? Czy wiecie? Czy nie jest to postawa poddania się Bogu? (Tak). Człowiek jest szczery tylko wtedy, gdy przyjmuje postawę uległości. Czyż nie jest ona o wiele lepsza od sumienia? Sumienie i rozum człowieka nie są nawet bliskie szczerości; jest między nimi dystans. Sumienia i rozumy ludzi nie są niczym więcej, jak tylko najbardziej podstawowym warunkiem podtrzymywania ich istnienia, ich normalnego życia i relacji z innymi ludźmi. Gdyby ludzie zatracili swe sumienia i postradali rozum, nie byliby w stanie ani istnieć, ani prowadzić normalnego życia, ani utrzymywać relacji z innymi ludźmi nawet na najbardziej nawet podstawowym poziomie. Spójrzcie tylko na tych ludzi, którzy nie mają za grosz sumienia ani rozumu – na tych złych ludzi; czy ktokolwiek w grupie chciałby się z nimi zadawać? (Nie). Nikt nie byłby skłonny się z nimi zadawać. Co ludzie czują, gdy z nimi obcują? Obrzydzenie, wstręt – mogą nawet się ich bać i czuć się skrępowani i zniewoleni. Tacy ludzie nie mają nawet sumienia i rozumu, jakie cechują zwykłe człowieczeństwo, i nikt nie chciałby dobrowolnie się z nimi zadawać. Powiedzcie mi, czy Bóg zechciałby zbawić takich ludzi? (Nie). Jeżeli zły człowiek, ilekroć ktoś go obrazi, reaguje słowami: „Jeśli tylko będę miał kiedyś okazję, to cię zabiję! Zniszczę cię!”, to czyż niezależnie od tego, czy rzeczywiście jest zdolny to zrobić, sam fakt, że potrafi wygadywać takie rzeczy, nie czyni go kimś złym? (Owszem, czyni). Jakiego rodzaju człowiekiem jest więc ktoś, czyje słowa wzbudzają w innych strach? Czy jest to ktoś, kto ma sumienie i rozum? (Nie). A czy ludzie bez sumienia i rozumu posiadają człowieczeństwo? (Nie). Któż odważyłby się zadawać z takim złym człowiekiem, który nie ma w sobie ani krzty człowieczeństwa? Czy tacy źli ludzie mają normalne relacje z innymi? (Nie). Jaką formę przybierają ich relacje z innymi ludźmi? Wszyscy się ich boją, wszyscy czują się przez nich ograniczani i zniewalani – usiłują oni zastraszać każdego, kogo tylko spotkają, i dawać mu szkołę. Czy tacy ludzie reprezentują sobą zwykłe człowieczeństwo? Nikt nie śmie zadawać się z tego rodzaju człowiekiem, który nie posiada sumienia i rozumu. Takie osoby nie potrafią nawet prowadzić normalnego ludzkiego życia, a więc niczym nie różnią się od diabłów i zwierząt. W grupach zawsze rzucają się na innych, dając szkołę wszystkim po kolei. W końcu każdy trzyma się od nich z daleka, każdy ich unika. Jakże takie indywidua muszą być przerażające! Nie są nawet w stanie utrzymywać normalnych międzyludzkich relacji i nie potrafią się odnaleźć w grupie – czymże one są? Tacy ludzie nie mają za grosz człowieczeństwa – czy zatem mogą dążyć do prawdy? (Nie). Jakiego rodzaju ludzie w ogóle nie posiadają człowieczeństwa? Zwierzęta, diabły. Bóg obdarza wyrażanymi przeze siebie prawdami rodzaj ludzki, a nie diabły i zwierzęta. Miana ludzi godni są zaś tylko ci, którzy mają sumienie i rozum. Powiedzcie mi raz jeszcze: czy posiadanie sumienia i rozumu to wszystko, czego potrzeba człowiekowi, aby w pełni urzeczywistniał zwykłe człowieczeństwo? Można powiedzieć, że pozostaje tutaj pewna luka, gdyż ludzie mają skażone usposobienia. Zanim będą mogli pozbyć się swoich skażonych skłonności i urzeczywistniać zwykłe człowieczeństwo, muszą najpierw dążyć do prawdy. Niektórzy mogą powiedzieć: „Mam sumienie i rozum. Dopóki będę dbał o to, by nie czynić żadnego zła, dopóty będę posiadał prawdorzeczywistość”. Czy mają rację? Jeśli ktoś ma sumienie i rozum, nie oznacza to, że już dąży do prawdy – podobnie zresztą jak fakt, że ktoś kieruje się w życiu swoim sumieniem i rozumem. Czym więc dokładnie są sumienie i rozum? Sumienie i rozum człowieka są jedynie najbardziej podstawowymi wyznacznikami i cechami człowieczeństwa, które ludzie muszą posiadać, aby dążyć do prawdy. Kierowanie się w życiu sumieniem i rozumem nie oznacza, że dana osoba już dąży do prawdy; tym bardziej zaś nie dowodzi, że osoba ta posiada prawdorzeczywistość. Na podstawie przykładu, który przed chwilą omówiłem, widać, że gdy ktoś patrzy na ludzi i sprawy, a także zachowuje się i działa w oparciu o własne sumienie i rozum, może naruszać prawdę i zasady. Nie spełnia też standardów czynienia wszystkich tych rzeczy zgodnie ze słowami Bożymi, z prawdą jako swym kryterium. Dlatego bez względu na to, jak wrażliwe masz sumienie i jak normalny jest twój rozum, jeśli nie potrafisz patrzeć na ludzi i sprawy, zachowywać się i działać zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium, to nie dążysz do prawdy. Podobnie, choćbyś nie wiem jak bardzo cierpiał i się trudził w zakresie, jaki wyznaczają odruchy twego sumienia i rozumu, nie można powiedzieć, że dążysz do prawdy.
Przeanalizowaliśmy właśnie szczegółowo trzy rzeczy, z których wszystkie były uprzedzeniami i błędnymi przekonaniami, jakie ludzie żywią na temat dążenia do prawdy. Powiedzcie mi, o jakie trzy rzeczy chodziło? (Pierwszą z nich było to, że ludzie mylą z prawdą rzeczy, które, zgodnie ze swymi pojęciami, uważają za dobre, słuszne i pozytywne, i przyjmują je za swoje standardy postępowania – zastępując nimi wymagania Boga wobec człowieka oraz wymagania i normy Bożych słów – a następnie dążą do tych rzeczy i praktykują je. Drugą rzeczą było to, że przez to, iż ludzie kurczowo trzymają się swych błędnych pojęć, usiłują dobijać targu z Bogiem, żywiąc przy tym własne pragnienia i ambicje. Ludzie sądzą, że gdy zadośćuczynią Bogu i Bóg będzie zadowolony, obdarzy ich swoją obietnicą. Trzecią rzeczą było zaś to, że ludzie wierzą, iż zachowując się i działając zgodnie z własnym sumieniem i rozumem, już praktykują prawdę). Odkładając teraz na bok te trzy rzeczy, co to dokładnie znaczy dążyć do prawdy? Wróćmy do naszej definicji dążenia do prawdy: „Patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium”. Te słowa wystarczą, aby sprawić, by ludzie zrozumieli, co to znaczy dążyć do prawdy i jak należy to robić. Powiedzieliśmy już bardzo wiele o tym, co to znaczy dążyć do prawdy. W jaki sposób zatem się to robi? Dużo o tym rozmawialiśmy, zarówno teraz, jak i wcześniej: niezależnie od tego, czy chodzi o patrzenie na ludzi i sprawy, czy o zachowywanie się i działanie, musisz to robić zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium. To właśnie jest dążenie do prawdy. Wszystko inne, co nie ma związku z tymi słowami, nie jest dążeniem do prawdy. Oczywiście, o ile definicja mówiąca, iż należy „patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium”, nie odnosi się do skażonych skłonności człowieka, o tyle odwołuje się do niektórych jego myśli, poglądów i pojęć. A jeśli odnosi się do tych rzeczy i ma na celu umożliwić człowiekowi praktykowanie zgodnie z prawdozasadami i podporządkowanie się słowom Bożym i prawdzie, to, naturalnie, taki będzie jej ostateczny efekt. „Patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium”, to dosyć jasna i przejrzysta definicja. Droga, którą w ostatecznym rozrachunku wskazuje ona ludziom, umożliwia im odrzucenie wypaczeń w ich sposobach praktykowania oraz porzucenie własnych pragnień i ambicji. Jednocześnie zaś ludziom nie wolno zasłaniać się przekonaniem, że są lepsi, że posiadają człowieczeństwo, sumienie i rozum, oraz zastępować tym właśnie przekonaniem zasadę praktyki, polegającą na tym, że należy przyjąć słowa Boże za podstawę swego postepowania, prawdę zaś za swoje kryterium. Bez względu na to, jakie możesz podać uzasadnienia, jakie posiadasz atuty i przewagi, nie są one wystarczające, aby zastąpić patrzenie na ludzi i sprawy oraz zachowywanie się i działanie zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium. Jest to rzecz absolutnie pewna. Jeśli natomiast punktem wyjścia dla twojego sposobu patrzenia na ludzi i sprawy oraz zachowywania się i działania jest całkowita zgodność ze słowami Bożymi, a zasady praktyki wyznacza ci prawda, to wówczas praktykujesz prawdę. W przeciwnym razie zaś tego nie czynisz. Podsumowując: to, że ludzie żyją pośród ludzkich pojęć i wyobrażeń, działają z zamiarem dobicia targu z Bogiem lub stale zastępują dążenie do prawdy i jej praktykowanie własnym przekonaniem, że postępują bardzo moralnie – wszystkie te podejścia są niemądre. Żadne z nich nie jest przejawem dążenia do prawdy, a w ostatecznym rozrachunku wynikiem ich stosowania będzie to, że ludzie nie zrozumieją prawdy, nie będą potrafili zrozumieć Bożych intencji i nie będą w stanie wkroczyć na drogę zbawienia. Czy to rozumiecie? (Tak). Oczywiście, pośród tych, którzy nie dążą do prawdy – oprócz tych, co nie mogą zostać zbawieni – przetrwają tacy, którzy skłonni są być robotnikami. Jest to zupełnie w porządku, i może zostać uznane za dobrą opcję alternatywną dla niedążenia do prawdy. To, którą konkretnie wybierzecie drogę, zależy tylko od was. Być może niektórzy ludzie powiedzą: „Po całym tym długim omówieniu wciąż nam nie powiedziałeś, jak mamy patrzeć na ludzi i sprawy, ani jak się zachowywać i działać”. Nie powiedziałem, doprawdy? (Powiedziałeś). Zgodnie z czym należy patrzeć na ludzi i sprawy, zachowywać się i działać? (Zgodnie ze słowami Boga). A co należy przyjąć za swe kryterium? (Należy mieć prawdę za swe kryterium). Czym więc są słowa Boże? Gdzie jest prawda? (Prawdą są słowa Boże). Słów Boga jest tak wiele i mówią one o każdym aspekcie tego, jak należy patrzeć na ludzi i sprawy oraz jak się zachowywać i działać, więc nie będziemy teraz szczegółowo omawiać tych kwestii. Przeczytajcie raz jeszcze, co to znaczy dążyć do prawdy. (Co to znaczy dążyć do prawdy? Patrzeć na ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swe kryterium). Musicie wypisać sobie te słowa w waszych sercach i przyjąć je za swe życiowe motto. Sięgajcie po nie często, tak abyście mogli się nad nimi zastanawiać i je rozważać; porównujcie z nimi wasze zachowanie, waszą postawę życiową, wasze poglądy na sprawy oraz wasze zamiary i cele. Będziesz wówczas w stanie wyraźnie odczuć, jaki jest twój prawdziwy stan i jaka jest istota usposobienia, które przejawiasz. Porównuj te stany i skłonności z tymi słowami i przyjmij te słowa jako zasady swojej praktyki, jako jej ścieżkę i kierunek. Kiedy tak będzie wyglądało twoje dążenie, kiedy będziesz w stanie całkowicie wejść w te słowa i je urzeczywistniać, zrozumiesz, co to znaczy dążyć do prawdy. Oczywiście, gdy wejdziesz w rzeczywistość tych słów, wkroczysz już na drogę dążenia do prawdy. Kiedy zaś wkroczysz na drogę dążenia do prawdy, co z tego wyniknie? Niepokój wywołany wstrząsami, kontrolą i ograniczeniami jakie funduje ci twoje skażone usposobienie, będzie stopniowo malał. Dlaczego tak jest? Ponieważ będziesz czuł, że masz przed sobą drogę wiodącą do wyzbycia się swego skażonego usposobienia i że jest dla ciebie nadzieja na zbawienie. Dopiero wtedy poczujesz, że życie polegające na prawdziwej wierze w Boga oraz jedzeniu i piciu Jego słów jest satysfakcjonujące, spokojne i radosne. Ci, którzy nie miłują prawdy, po wielu latach wiary w Boga wciąż mają poczucie, że życie jest płytkie i puste i że nie mają się na czym oprzeć. Często też czują, że życie w ramach ograniczeń, jakie narzuca im skażone usposobienie, jest naprawdę bolesne, a chociaż pragną usposobienie to odrzucić, nie są w stanie tego zrobić. Pozostają więc już na zawsze ograniczeni, skrępowani i zniewoleni przez swoje skażone usposobienie, co przyprawia ich o wielkie cierpienie, lecz nie mają absolutnie żadnej drogi, którą mogliby podążać. Te ich pełne goryczy dni ciągną się w nieskończoność. Przeminęłyby one, gdyby tylko byli w stanie przyjąć prawdę i dostąpić zbawienia. Jednakże rezultaty tego wszystkiego zależą od waszych przyszłych dążeń i wkroczenia w życie.
29 stycznia 2022 r.