Tylko praktykowanie prawdy prowadzi do wejścia w życie

Od czego powinien zacząć człowiek, który stawia pierwszy krok ku wejściu w życie? Co takiego musi posiadać, by owo wejście w życie uzyskać? Jakie są najistotniejsze, najbardziej zasadnicze kwestie, do których człowiek powinien dążyć i które winien osiągnąć, by móc wkroczyć w prawdorzeczywistość? Czy kiedykolwiek rozważaliście te pytania? Co to jest wejście w życie? Jest to przemiana codzienności człowieka, jego postępowania, kierunku, w jakim zmierza jego życie, oraz celu jego dążeń. Ktoś, kto w przeszłości był głupi i nieświadomy, kto stale postępował według cielesnych myśli, pojęć i wyobrażeń, teraz, dzięki Bożemu demaskowaniu, podlewaniu i zaopatrywaniu, ma szansę pojąć, iż powinien zachowywać się zgodnie ze słowami Boga. Co więcej, pod wpływem Bożych słów ów człowiek przeszedł przemianę w swym codziennym życiu, w kwestii poglądów i sposobu postępowania, a także kierunku i celów życiowych. Na tym polega wejście w życie. Co jest jego fundamentem? (Słowa Boga). Zgadza się. Wejście w życie jest nierozerwalnie związane z Bożymi słowami oraz z prawdą – każde słowo wypowiedziane przez Boga jest prawdą. Jakie są zewnętrzne przejawy u ludzi, którzy osiągnęli wejście w życie? (Są oni zdolni polegać na słowach Boga tak, by żyć). Zgadza się. Ci ludzie są zdolni polegać na słowach Boga tak, by żyć. Słowa Boga i prawda są podstawą ich czynów, mowy, przemyśleń dotyczących problemów, punktów widzenia, postaw i perspektyw. Wszystko to są oznaki tego, iż dostąpiło się wejścia w życie. Z czym więc przede wszystkim się ono wiąże? (Ze słowami Boga). Wejście w życie wiąże się z Bożymi słowami i prawdą. Zatem czy człowieka posiadającego wejście w życie można zdefiniować jako kogoś, kto dąży do prawdy, a tego, kto istotnie dąży do prawdy, jako człowieka posiadającego wejście w życie? (Tak). Po co definiować rzeczy w taki sposób? W jakim kierunku powinno zmierzać nasze omówienie? (Ku dążeniu do prawdy). Dążenie do prawdy stanowi główny temat, który chcę dziś omówić. Obecnie nie macie jasności co do powiązań pomiędzy wejściem w życie a dążeniem do prawdy – nie jest to dla was dobitnie oczywiste. Ja stale omawiam wejście w życie i przemiany zachodzące w ludzkim usposobieniu oraz analizuję drogę Pawła. Do jakiego najważniejszego zagadnienia sprowadza się to wszystko? Do dążenia ku prawdzie. Nie ma znaczenia, czy analizuję ścieżkę, którą kroczył Paweł, czy też opowiadam o drodze ku doskonałości, którą podążał Piotr: o czymkolwiek bym nie mówił, w ostatecznym rozrachunku Moim celem jest skłonienie wszystkich do kroczenia pewnego rodzaju ścieżką – jaką? (Ścieżką dążenia do prawdy). Czy gdy ludzie są zdolni dążyć do prawdy, wejść w prawdorzeczywistości, żyć zgodnie ze słowami Boga, pojąć Jego intencje i postępować według zasad zawartych w Bożych słowach, to cele, do których dążą, i ścieżki, którymi kroczą, nie są klarowne? (Są). Ludzie wierzący w Boga, starający się odmienić swoje usposobienie i pragnący zbawienia nie mogą uniknąć tematu dążenia do prawdy. Jedynie ci, którzy dążą do prawdy, są prawdziwymi wierzącymi i mogą dostąpić zbawienia. Niektórzy ludzie są pełni pasji i gotowi ponosić koszty na rzecz Boga, lecz niekoniecznie znaczy to, że dążą do prawdy. Choć każdy pragnie podążać ku prawdzie, to jednak niektórzy ludzie mają słaby charakter, brak im zdolności pojmowania i nie są w stanie uchwycić prawdy. Są tacy, którzy nie posiadają zrozumienia spraw duchowych; niezależnie od tego, w jaki sposób słuchają kazań, nigdy ich nie pojmują, podobnie jak nie dociera do nich lektura Bożych słów. Ich rozumienie jest zawsze zniekształcone i stale usiłują stosować jakieś reguły. Tacy ludzie nie posiadają duchowego zrozumienia. W kościele są osoby, które posiadają duchowe zrozumienie oraz takie, które go nie posiadają; niektóre z nich mają słaby charakter i brakuje im zdolności pojmowania, inne zaś mają dobry charakter i wykazują się klarownym zrozumieniem Bożych słów; są tu ludzie dążący do prawdy i tacy, którzy do niej nie dążą. Owe odmienne typy ludzi charakteryzują się różnymi stanami i przejawami, a wy musicie umieć jednoznacznie je rozróżniać.

Zacznijmy od omówienia pierwszej kategorii ludzi: tych, którzy nie posiadają duchowego zrozumienia. Dla przykładu: omawiamy pewien aspekt prawdy, a gdy już go omówimy, wraz z ludzkimi stanami, postawami, zamiarami i zewnętrznymi przejawami, okazuje się, że są ludzie, którzy nie pojmują tego, co zostało powiedziane, nie rozumieją tego, co omówiliśmy, nie potrafią odnieść tego do samych siebie i nie wiedzą, jaki jest związek pomiędzy ich zachowaniem, zewnętrznymi przejawami, skażonym usposobieniem i naturoistotą a prawdą, którą omawiano. Nie wiedzą też, co to wszystko ma wspólnego z rzeczami, do których w życiu dążą, ani dlaczego takie kazanie w ogóle zostało wygłoszone – wszystko, co z niego pojęli, jest doktryną, w której doszukują się reguł. Gdy ktoś pyta ich, co z tego zrozumieli, odpowiadają: „Choć omówiono dziś wiele tematów, główna myśl pozostaje taka sama: gdy coś się dzieje, należy więcej się modlić”. Są też tacy, którzy mówią: „Pojmuję to. Bóg sprawia, że ludzie są dobrzy, że nie czynią zła i spełniają wiele dobrych uczynków. Bogu się to podoba”. Jeszcze inni odpowiadają: „Bóg poucza ludzi, że muszą ponosić koszty na Jego rzecz i dużo z siebie dawać”. Czyż pojęli oni Boże słowa? (Nie). Wszyscy ci ludzie sądzą, iż je zrozumieli, lecz w rzeczywistości miotają się po omacku; uczepili się jednego tylko zdania zaczerpniętego z Jego słów. Ich pojmowanie jest zbyt jednostronne i w ogóle nie rozumieją, co Bóg miał na myśli. Bez względu na to, jak wiele mówi Bóg, ludzie, którzy nie pojmują Jego słów, widzą w nich jedynie reguły, doktrynę, jeden rodzaj teorii, jedną perspektywę czy jedno stwierdzenie. Jak postąpią, kiedy przyjdzie im wprowadzić to w życie? Na przykład, gdy mówimy o prawdzie dotyczącej podporządkowywania się Bogu, wysłuchawszy tego, mówią: „Zrobię wszystko, co Bóg mi każe. Na tym właśnie polega słuchanie Jego słów i podporządkowywanie się Mu”. Czyż nie jest to zbytnie uproszczenie? Oni tylko tyle są w stanie pojąć. Nie rozumieją, w jaki sposób należy praktykować słowa Boga, by prawdziwie Mu się podporządkować, jak poszukiwać Bożych intencji i osiągnąć ów stopień podporządkowania, jak podążać za Duchem Świętym i praktykować prawdę według słów Bożych, nie mówiąc już o opowiedzeniu się po stronie Boga i obronie dzieła Kościoła. Im silniej coś wiąże się z prawdami stanowiącymi klucz do podporządkowania się Bogu, tym trudniej jest im to pojąć. Potrafią jedynie przestrzegać reguł. Na tym właśnie polega brak posiadania duchowego zrozumienia. Pomijając przestrzeganie reguł i popadanie w rutynę własnego myślenia, ludzie nieposiadający zrozumienia duchowego są twardogłowi. W jaki sposób przede wszystkim wyraża się to, że ludzie nie posiadają pojmowania spraw duchowych? (Przestrzegają oni reguł). Chodzi o to, że przestrzegają reguł. Często biorą jakieś zdanie lub zdarzenie i czynią z niego regułę lub sposób postępowania. Czy ci ludzie w ten sam sposób traktują prawdę? (Tak). Ci, którzy nie posiadają zrozumienia duchowego, zapamiętują któryś z aspektów zewnętrznych przejawów prawdy, jakie dziś omówiłeś; czynią z tych słów i zachowań reguły, które należy praktykować, i każdą z nich również starannie zapamiętują. Następnym razem, kiedy znajdą się w odmiennej sytuacji, jeżeli nikt tego z nimi nie omówi, bezkrytycznie zastosują i wprowadzą w życie owe wcześniejsze metody i reguły. Oto konkretny zewnętrzny przejaw tego, że dany człowiek nie posiada zrozumienia duchowego. Co czują tacy ludzie, gdy przestrzegają reguł? (Zmęczenie). Nie czują zmęczenia; gdyby tak było – przestaliby. Oni sądzą, że praktykują prawdę; nie mają poczucia, iż przestrzegają zbioru reguł i nie posiadają duchowego zrozumienia. Tym bardziej nie czują, że nie pojęli prawdy albo że zupełnie nie zrozumieli prawdozasad. Wręcz przeciwnie: uważają, iż pojęli zarówno praktyczną stronę prawdy, jak i zasady dotyczące jej aspektu; jednocześnie sądzą, że zrozumieli intencje Boże i że postępując zgodnie z własnymi regułami, wejdą w ów aspekt prawdorzeczywistości, spełnią intencje Boga i wprowadzą prawdę w życie. Czyż nie tak myślą ludzie, którzy nie mają duchowego zrozumienia? (Tak właśnie myślą). Czy takie myślenie jest zgodne z normami ustanowionymi przez Boga? Czy praktykowanie polegające na przestrzeganiu reguł rzeczywiście jest przejawem dążenia do prawdy? (Nie, nie jest). Dlaczego nie? (Ponieważ gdy coś się dzieje, ludzie ci nie poszukują prawdy i nie dokładają starań, by rozważyć daną sprawę, a jedynie uparcie trzymają się swojego dotychczasowego sposobu postępowania). Oto jak zachowują się osoby nieposiadające duchowego zrozumienia: uparcie trzymają się starych metod, są leniwe, a kiedy coś się wydarzy, nie poszukują prawdy, nie zastanawiają się nad tym ani nie dociekają. A nawet gdyby dociekały, to czy byłyby w stanie pojąć, co to oznacza? (Nie). Dlaczego tego nie rozumieją? (Ponieważ brakuje im duchowego zrozumienia). Racja. W gruncie rzeczy chodzi o to, że tacy ludzie nie posiadają duchowego zrozumienia i nigdy nie pojmą prawdy.

W rzeczywistości ludzie niemający duchowego zrozumienia w głębi serca są gotowi dążyć do prawdy, lecz czynią to w niewłaściwy sposób. Dokładnie rzecz ujmując, polegają oni przede wszystkim na przestrzeganiu reguł, na konwencjonalnym zachowaniu i trzymaniu się doktryny czy na naśladowaniu cudzych sposobów działania i powtarzaniu słów wypowiadanych przez innych. Jaka jest zatem istota człowieka tego pokroju? Dlaczego uznaje on przestrzeganie reguł za praktykowanie prawdy i sądzi, że taka praktyka stanowi dążenie do niej? Skąd bierze się ten problem? Potraficie dostrzec jego źródło? (Tacy ludzie uznają swoje własne poglądy, koncepcje i wyobrażenia za prawdę. Nie rozumieją Bożych słów i tak naprawdę nie pojęli Bożych intencji). To tylko część problemu. O co jeszcze chodzi? (Ludzie ci są aroganccy i zadufani w sobie, a kiedy coś się wydarzy, nie poszukują prawdy. Uznają za prawdę to, co uważają za słuszne). Tacy właśnie bywają ci, którzy nie mają duchowego zrozumienia, lecz nie to stanowi źródło problemu. Co sprawiło, że te osoby ujawniają się w taki sposób? Ludzie, którzy nie posiadają duchowego zrozumienia i chętnie przestrzegają reguł, bardzo uważnie słuchają kazań, zwłaszcza wtedy, gdy dotyczą one praktykowania: na przykład tego, jak wykonywać swoje obowiązki i jak czynić to, co powinno być dobrze zrobione. Ludzie ci wprawdzie uważnie słuchają, lecz ich głównym problemem jest to, że nie potrafią odnieść treści kazania do własnego stanu. Jeżeli na przykład mówi ono o ludzkiej buntowniczości, to wysłuchawszy go, pomyślą: „Buntownik? To nie ja! Skoro ludziom nie wolno się buntować, to znalazłszy się w takiej sytuacji w przyszłości, nie powinienem zabierać głosu. Muszę to po prostu wytrzymać i dobrze odczytać ton oraz wyrażenia, jakimi posługują się ludzie. Zwrócę uwagę na to, co mówią i jak postępują osoby w moim otoczeniu i pójdę za ich przykładem. Wówczas nie będę zbuntowany, nieprawdaż?”. Po wysłuchaniu kazania ludzie ci wyciągają wnioski będące jedynie zlepkiem ich własnego rozumowania i metod praktyki. Nie znają odpowiedzi na stany przedstawione w kazaniu i nie potrafią w żaden sposób odnieść ich do samych siebie. Ich umysły są mętne. Co rozumiem przez słowo „mętne”? To, że oni tak naprawdę nie wiedzą, o czym mówi kazanie. Zastanawiają się w duchu: „Co tu właściwie jest omawiane? Dlaczego nie ujęto tego w prostszych słowach? Dziś rozmawiamy o tym, a jutro będziemy rozmawiać o czymś innym”. Z ich punktu widzenia praktykowanie prawdy jest proste: wystarczy czynić to, o co nas poproszono. Podobnie nie są oni zdolni odnieść do samych siebie wszystkich stanów i skażonych skłonności przedstawionych w kazaniu. Są zagubieni i zupełnie nie potrafią wskazać, jakie myśli, koncepcje czy różnego typu skażone skłonności ujawniają ludzie we wszelkiego rodzaju okolicznościach podczas procesu wejścia w życie. Nie są w stanie rozróżnić szczegółów ani odnieść tego do samych siebie. Usłyszawszy prawdę, jak czują się ludzie, którzy nie potrafią odnieść jej do samych siebie? (Myślą, że to dotyczy innych i nie ma z nimi nic wspólnego). Zgadza się. Jest to ich główna cecha: nie potrafią odnieść tego do samych siebie. Sądzą, że słowa demaskujące skażone ludzkie stany odnoszą się wyłącznie do innych. Dopuszczają to, że obnażane są zwykłe, powszechne ludzkie problemy, lecz gdy przychodzi do słów dotyczących skażonych skłonności czy ludzkiej istoty, kategorycznie tego nie przyjmują; w żadnym razie się do tego nie przyznają, tak jakby uczynienie tego oznaczało bycie potępionymi. To wspólny problem wszystkich ludzi nieposiadających duchowego zrozumienia. Gdy zostają skonfrontowani z Bożym demaskowaniem wszelkiego rodzaju stanów i przejawów występujących u człowieka oraz każdej postaci, w jakiej ujawnia się ich naturoistota, niczego nie przyjmują, nie odnoszą do siebie ani nie poddają refleksji. Często natomiast odnoszą owe słowa i problemy do innych, sądząc, że z nimi samymi nie mają one nic wspólnego. Tacy ludzie nie dość, że nie przyjmują prawdy, to nie przeprowadzają zwykłych procesów myślowych, mówią wymijająco, krążą wokół tematu i odpowiadają nie na to pytanie, które im zadano. Przykładowo: gdy pytasz ich, czy już jedli, odpowiadają, że nie mają ochoty na wodę; gdy pytasz ich, czy czują się senni, odpowiadają, że nie chce im się pić. Często mają mętlik w głowie i pomieszany umysł. Oto zewnętrzne przejawy występujące u ludzi, którzy nie posiadają zrozumienia duchowego. W każdym kościele są osoby pozbawione duchowego zrozumienia. Choć dzielą one te same problemy, istnieją między nimi także subtelne różnice. Czy są i tacy, którym zupełnie brak duchowego zrozumienia? (Tak). Ludzie, którzy wierzą w Boga krócej niż trzy lata, są bardzo zdezorientowani w kwestiach takich jak wiara w Boga, wejście w życie, dążenie do prawdy i do przemiany własnych skłonności oraz bycie doskonalonym. Polegają oni wyłącznie na swej pasji do wykonywania obowiązku, czyniąc dla Boga to czy tamto, i znajdują się na etapie dokładania starań oraz wykonywania pracy. Nie pojmują spraw związanych z wejściem w życie i nie mają zielonego pojęcia ani o tym, ani o dążeniu do prawdy. Chcą po prostu czynić coś, co jest dostrzegalne na zewnątrz, polegając przy tym na swojej pasji. Tacy ludzie są zupełnie pozbawieni jakiegokolwiek zrozumienia duchowego. Czy człowieka, który na tym etapie zupełnie nie posiada zrozumienia duchowego, można uznać za kogoś, kto nie dąży do prawdy? (Nie można). Nie wierzył on w Boga wystarczająco długo, przez co nie można go jeszcze określić żadnym mianem. Jako że wciąż jest na etapie pasji, nie pojmuje niczego, co dotyczy celów Bożego planu zarządzania, człowieczej drogi do zbawienia czy rozmaitych ścieżek, jakimi podążają różni ludzie, a zatem można mu wybaczyć brak zrozumienia duchowego – to normalne. Natomiast czy wśród tych, którzy pojęli, czym jest wejście w życie, i zaczęli już zaznajamiać się ze wszystkimi prawdami dotyczącymi wejścia w życie oraz przemiany skłonności, są ludzie zupełnie pozbawieni zrozumienia duchowego? (Tak, są). Oni wciąż istnieją. Ktoś, komu zupełnie brak zrozumienia duchowego, nie jest w stanie dostąpić prawdy, nawet jeśli w głębi serca pragnie do niej dążyć. Dlatego można z całą pewnością stwierdzić, że nie ma możliwości, by ludzie pozbawieni jakiegokolwiek zrozumienia duchowego byli zarazem tymi, którzy dążą do prawdy, a już na pewno nie ma sposobu, by ich zewnętrzne przejawy były takie, jak u człowieka dążącego do prawdy.

Jakie są rozmaite zewnętrzne przejawy ludzi, którzy posiadają duchowe zrozumienie, oraz tych, którzy są go pozbawieni? Ci, którzy nie mają duchowego zrozumienia są z gruntu nieświadomi i wykazują się ignorancją wobec prawd, które omówił Bóg, a także wobec stanów, sytuacji i wskazówek opisanych w Jego słowach, i nie potrafią odnieść ich do siebie. Zupełnym ich przeciwieństwem są ci, którzy posiadająduchowe zrozumienie. Przykładowo: jeżeli omawiam ludzką buntowniczość oraz to, że kryje się za nią nieustępliwość, egoizm i uporczywa głupota, a także błędne mniemania na temat Boga, opór i sprzeciw wobec Niego; kiedy mówię o stanach z tym powiązanych, to nie ma znaczenia, czy przytaczam jakiś przykład, opowiadam o jakimś aspekcie prawdy, zajmuję się stanami obecnymi w twoim sercu, czy też omawiam tematy odnoszące się do prawdozasad – jeżeli rzeczywiście rozumiesz to, co słyszysz, to jesteś człowiekiem posiadającym duchowe zrozumienie. Jeżeli rozumiesz słowa, które słyszysz, i jesteś w stanie wprowadzić je w życie, to jesteś człowiekiem praktykującym prawdę. Gdy ludzie mający duchowe zrozumienie słyszą Boże słowa, są zdolni do czystego pojmowania i mogą nawet pojąć prawdę. Nieważne, o czym mówi Bóg – oni potrafią za tym nadążyć, są zdolni odnieść Boże słowa do własnego stanu i odnaleźć ścieżkę prowadzącą ku praktykowaniu. To zewnętrzny przejaw posiadania duchowego zrozumienia. Przeczytawszy Boże słowa, serca ludzi posiadających duchowe zrozumienie rozjaśniają się, a oni sami coś dzięki temu zyskują. Mają prawdziwie wolnego ducha i czują, iż istnieje ścieżka, którą mogliby podążać. Dlatego ilekroć słuchają kazania, coś z niego czerpią, i ilekroć czytają Boże słowa, bogacą się. Oto zewnętrzny przejaw duchowego zrozumienia. Nieważne, co omawia Bóg – gdy usłyszą to ludzie posiadający duchowe zrozumienie, w ich umysłach pojawią się obrazy, a kiedy Bóg zdemaskuje człowiecze stany, będą oni mogli je do siebie odnieść. Gdy mówi On o błędnych mniemaniach na swój temat, ludzie odnoszą to do własnych stanów i uzmysławiają sobie: „Moje żądania i wyobrażenia są w istocie błędnymi mniemaniami o Bogu”. Skojarzyli to. Gdy Bóg mówi o oporze i sprzeciwie względem siebie, a ludzie żywią te same emocje, doświadczają tych samych stanów oraz mają w sobie identyczne skłonności i istotę, mogą oni dokonać porównania owych zjawisk. Czym się w tym celu posłużyć? Własne myśli, koncepcje, czyny i zachowania – to wszystko można wykorzystać przy dokonywaniu takich porównań. Jeżeli ludzie potrafią pojąć to, co mówi Bóg, rozumieją, czego to konkretnie dotyczy, i wiedzą, które z ich własnych zachowań, ujawnień, zewnętrznych przejawów, stanów i istot pokrywają się z kwestiami zdemaskowanymi przez Boga – tymi, o jakich mówią kazania, to wówczas przejawiają oni duchowe zrozumienie. Jesteście w stanie stwierdzić, czy posiadacie duchowe zrozumienie? (Czasem je mam, a czasem nie). Można temu zaradzić, lecz jeżeli w ogóle go nie posiadacie, wróży to kłopoty. Jeśli wiecie, czego przeważnie dotyczą Boże słowa, to nawet wtedy, gdy nie potraficie odnieść ich do samego siebie, lecz zdajecie sobie sprawę, że przejawiacie tego rodzaju stany, lub zauważyliście je u innych, a także znacie ów aspekt prawdy i wiecie, jak należy weń wejść, już samo to oznacza, że posiadacie duchowe zrozumienie. Czy jednak taki człowiek jest w stanie wykazać się duchowym zrozumieniem za każdym razem, gdy słyszy kazanie? Nie. Czasem posiada on duchowe zrozumienie, a czasem nie. Wejście w życie dotyka bowiem wielu aspektów prawdy. Istnieją pewne prawdy, które pojmujesz i w które wkroczyłeś, oraz inne – te, których nie pojmujesz i w które jeszcze nie wszedłeś. Są też takie prawdy, z którymi wcale się nie zetknąłeś, a wręcz nawet o nich nie słyszałeś. Teraz już o nich wiesz, lecz nadal trudno jest stwierdzić, czy je pojmujesz, czy nie – być może nawet masz jakieś wyobrażenia lub błędne mniemania na ich temat. Nie ma w tym jednak nic dziwnego. Jeżeli pojmujesz pewne aspekty prawdy, to posiadasz ich duchowe zrozumienie; jeżeli zaś nie pojmujesz jakiegoś aspektu, to nie posiadasz jego duchowego zrozumienia. Jeżeli istnieją takie aspekty prawdy, o których nigdy nie słyszałeś i które wciąż są ci dość obce, lub co do których masz wręcz jakieś wyobrażenia, to tym bardziej brakuje ci duchowego zrozumienia owych kwestii. Zanim zyskasz duchowe zrozumienie owych aspektów, musisz przejść przez pewien okres doświadczania aż do momentu, gdy pojmiesz prawdę. Niektórzy ludzie mają na przykład błędne mniemania o Bogu, lecz mimo to myślą: „Nie mam błędnych mniemań o Bogu; nigdy ich nie miałem. Nie mógłbym miłować Boga bardziej! Jak więc mógłbym Go źle rozumieć?”. Tak brzmią ludzie nieposiadający zrozumienia duchowego. Jeżeli mówisz: „Ludzie często mają błędne mniemania o Bogu i nie potrafią ich kontrolować; takie nieporozumienia pojawiają się zawsze i wszędzie. Jednak jak na razie nie jestem widocznie świadomy żadnych aspektów, w których źle pojąłem Boga lub mu przeczyłem. Muszę to wszystko dokładnie przeanalizować, zdobyć doświadczenie, modlić się do Boga i prosić Go, by zaaranżował sytuacje, w których owe kwestie mi się objawią” – wówczas trafiasz w sedno. Oto pragnienie, które powinieneś zachować w pamięci – musisz nieustannie dążyć do samodoskonalenia. Jeśli ktoś twierdzi: „Nigdy nie rozumiałem Boga opacznie. To dotyczy innych ludzi”, sam fakt, że wypowiada tak absurdalne słowa, świadczy o tym, że nie posiada duchowego zrozumienia. Przede wszystkim jakie skłonności ujawniają ludzie niemający duchowego zrozumienia? Arogancję i uporczywą głupotę. Czym jest uporczywa głupota? Polega ona na tym, że jest się jednocześnie głupim i upartym. Jak to się konkretnie przejawia? (Tacy ludzie są nieświadomi swoich skażonych skłonności, które inni widzą jak na dłoni, i sądzą, że wcale ich nie mają. Ponadto są wyjątkowo zadufani w sobie i uważają, że mają całkowitą rację). Są przekonani nie tylko o tym, że nie dotyczy ich ów aspekt skażenia, lecz także o tym, że dobrze sobie radzą. Od wewnątrz steruje nimi ich aroganckie usposobienie i sądzą, że nigdy nie zrobiliby czegoś podobnego. Nieważne, co mówią inni – dopóki oni sami czegoś sobie nie uświadomią, czegoś nie dostrzegą lub nie doświadczą, uważają, że nie ma żadnej potrzeby, by poddawać to refleksji, rozumieć albo przyjmować. To właśnie jest uporczywa głupota. Jak inaczej można ją opisać? To bycie twardogłowym. Czy istnieją na to inne określenia? (Głupota). Zgadza się, uporczywa głupota w dużej mierze wiąże się po prostu z głupotą – tacy ludzie są zarówno głupi, jak i uparci. Przykładowo, inni mówią im: „Uważaj. Ciągłe picie zimnej wody może spowolnić trawienie i wywołać ból brzucha”. A oni odpowiadają: „Moje ciało jest w doskonałej formie. Nic mi nie dolega. Niepotrzebnie się martwisz”. Czyż nie jest to uporczywa głupota? (Owszem). Tacy ludzie sprawiają wrażenie bardzo upartych i głupich, gdyż mimo że niczego nie doświadczyli, są zadufani w sobie. Dlaczego twierdzę, że są uparci i głupi? Ponieważ sami nie mają doświadczenia, a jednak śmią zaprzeczać słowom kogoś doświadczonego. Nie uznają prawdziwości owych słów ani nie wyciągają z nich wniosków; zamiast tego uważając, że to oni mają rację, i nie przyjmują do wiadomości tego, co mówią inni. To upór i głupota, a także arogancja i zadufanie w sobie. Piotr wchodząc w życie, potrafił wyciągać wnioski z cudzych niepowodzeń. Co mówią Boże słowa? (Bóg mówi, że Piotr „przyswoił to, co było dobre z dawnych czasów, i odrzucił to, co złe” (Jak poznać rzeczywistość, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło).). Uparci i głupi ludzie nie potrafią przyjąć do wiadomości nawet tego, co dzieje się na ich oczach, i nie wyciągają z tego żadnych wniosków. Inni widzą w tym głupotę, lecz w rzeczywistości jest to problem związany z ludzkim usposobieniem, wynikający z arogancji.

Powróćmy do tego, jakie zewnętrzne przejawy występują u osób posiadających duchowe zrozumienie, a jakie u tych, którzy go nie mają. Czy zewnętrzne przejawy u ludzi posiadających duchowe zrozumienie są przede wszystkim takie, jak opisałem przed chwilą? Odpowiedz mi. (Ludzie, którzy mają duchowe zrozumienie, są w stanie pojąć, jakie człowiecze stany zostają zdemaskowane w Bożych słowach, oraz odnieść je do swoich codziennych myśli, koncepcji, czynów i zachowań. Oni potrafią pojąć to, co mówi Bóg). Wskazałeś większość najważniejszych zagadnień. Gdy ludzie posiadający duchowe zrozumienie czytają objawione słowa Boga, potrafią je do siebie odnieść i wiedzą, o jakich mówią one prawdach, w co takiego człowiek powinien wkroczyć i jakie ludzkie skłonności, stany i zewnętrzne przejawy zostają zdemaskowane w słowach Boga. Potrafią oni odnieść do samych siebie wszystkie te kwestie i zdają sobie z nich sprawę. Właśnie takie są zewnętrzne przejawy duchowego zrozumienia. Gdy wcześniej omawiałem zewnętrzne przejawy ludzi posiadających zrozumienie duchowe, zadaliśmy sobie pytanie o to, czy mają oni owe duchowe zrozumienie we wszystkich kwestiach. Czy rzeczywiście tak jest? (Nie. W przypadku niektórych kwestii potrafią oni odnieść do samych siebie stany demaskowane poprzez Boże słowa, a co za tym idzie, przejawiają duchowe zrozumienie; natomiast gdy mowa o sprawach, których jeszcze nie doświadczyli, to nie są oni zdolni ich do siebie odnieść, a zatem nie posiadają duchowego zrozumienia). Jeżeli czegoś nie doświadczyli i nie są w stanie tego do siebie odnieść, to nie mają duchowego zrozumienia. A czy można nazwać posiadaniem duchowego zrozumienia postawę kogoś, kto doświadczył pewnych rzeczy, lecz nie pojmuje zawartych w nich prawd, a więc ich nie przyjmuje ani nie uznaje ich za prawdę? (Nie). To też nie jest posiadanie duchowego zrozumienia. A czy posiada je ktoś, kto nie pojmuje, że to, co słyszy, jest prawdą? (Nie). Czy ktokolwiek z was ma tego typu zewnętrzne przejawy? Gdy chodzi na przykład o prawdy związane z podporządkowaniem się, niektórzy mówią: „W tej kwestii musimy być podporządkowani. Ludzie nie mają się czym przechwalać, okazywanie poddania jest zaś ich obowiązkiem i powinnością”. Usłyszawszy to, myślisz: „Cóż to za prawda? W tej kwestii też muszę się podporządkować? Z mojego punktu widzenia nie ma tu potrzeby bycia podporządkowanym!”. Czy nie brakuje ci przy tym duchowego zrozumienia? (Brakuje). Tak naprawdę nie ma to nic wspólnego z tym, jak głębokie czy powierzchowne są twoje doświadczenia – chodzi wyłącznie o to, czy posiadasz duchowe zrozumienie. Podam ci przykład. Co powiedział Hiob, gdy został poddany próbie? („Jahwe dał, i Jahwe zabrał; błogosławione niech będzie imię Jahwe” (Hi 1:21).). Czy usłyszawszy jego słowa, ludzie są zdolni pojąć zawartą w nich prawdę? (Nie). Czy zatem posiadają oni duchowe zrozumienie tej kwestii? (Nie). Nie posiadają takiego zrozumienia. Czyż nie jest tak, że każdy człowiek może doświadczyć obu tych sytuacji: tego, że Bóg daje i tego, że Bóg zabiera? (Zgadza się). Ty już ich doświadczyłeś, lecz nie pojmujesz zawartej w nich prawdy – czy zatem posiadasz duchowe zrozumienie owych kwestii? (Nie). Nie, nie posiadasz go. Jaką prawdę zawierają słowa wypowiedziane przez Hioba? (Tę, że Bóg jest suwerennym władcą i panuje nad wszystkimi). Mówi ona, że Bóg sprawuje suwerenną władzę nad wszystkimi sprawami i rzeczami, On też decyduje o tym, by dawać lub odbierać. Co zatem powinni praktykować ludzie? (Podporządkowanie). Zgadza się. Powinni oni przyjmować i wychwalać suwerenną władzę Boga oraz jej się podporządkować. Jeżeli ludzie pojmują owe słowa oraz zawartą w nich prawdę, oznacza to, że posiadają duchowe zrozumienie tej kwestii. Jeżeli zaś nie pojmują prawdy zawartej w owych słowach, to brak im duchowego zrozumienia tej kwestii. Czy w tym momencie posiadacie duchowe zrozumienie słów Hioba? (Nie). Pojmując je jako doktrynę, mówisz: „Doświadczenie Hioba było dobre. Bóg rzekł, że Hiob był sprawiedliwym człowiekiem, a zatem wszystko, co czynił, z pewnością musiało odpowiadać prawdzie i mogło spełnić intencje Boga”. Ty pojmujesz doktrynę. Kiedy zatem stanie się ona twoją prawdorzeczywistością? (Wtedy, gdy Bóg rzeczywiście zaaranżuje okoliczności, w których coś zostanie mi odebrane, ja zaś będę zdolny Mu za to dziękować, wychwalać Go, podporządkować się Mu i nie narzekać, praktykując w ten sposób ów aspekt prawdy). Jesteś zdolny to praktykować, lecz czy twoje praktykowanie polega na przestrzeganiu reguł i naśladowaniu innych ludzi, czy też na prawdziwym, płynącym z głębi serca zrozumieniu suwerennej władzy Boga? Istnieje między nimi pewna różnica, nieprawdaż? Który sposób praktykowania jest wchodzeniem w prawdorzeczywistość? Wielu jest dziś ludzi, którzy idąc za przykładem Hioba, są w stanie wypowiedzieć te same słowa, co on – czy jednak gdy to czynią, jedynie go naśladują, czy też owe słowa, podobnie jak w przypadku Hioba, są efektem tego, iż po kilkudziesięciu latach doświadczania uświadomili sobie prawdę oraz fakt, że to Bóg sprawuje suwerenną władzę nad ludzkością? Która z tych postaw jest prawdorzeczywistością? (Ta, która płynie z doświadczania). Prawdorzeczywistością jest jedynie to, co odczuwasz i pojmujesz poprzez doświadczanie; nie jest nią powtarzanie tego, co mówią inni. Zdanie wypowiedziane przez Hioba zawierało w sobie pewien aspekt rzeczywistości, lecz to samo zdanie w ustach ludzi, którzy jedynie powtarzają jego słowa, staje się sloganem wykorzystywanym do kamuflażu i maskowania się pod postacią osób uduchowionych. Tacy ludzie to oszuści religijni. Niektóre osoby wybrane na przywódców w kościele, dzierżące odpowiedzialność i cieszące się statusem, często omawiają z braćmi i siostrami owe wypowiedziane przez Hioba słowa: „Jahwe dał, i Jahwe zabrał; błogosławione niech będzie imię Jahwe”. Jak czują się ci, którzy ich słuchają? Odczuwają, że: „Słowa te pochodzą od Boga. Zrodziły się z oświecenia dokonanego przez Ducha Świętego i z Bożego przewodnictwa. Są niezwykle realne”. Niespełna rok później ci sami przywódcy zostają zwolnieni za to, że nie wykonują rzeczywistej pracy, opóźniają wejście w życie wybrańców Boga oraz postępy w realizacji kościelnego dzieła, po czym popadają w zniechęcenie i narzekają. Takie osoby wypowiadają te same słowa, co Hiob, lecz nie doświadczyły tego, co on, i nie posiadają głębokiego zrozumienia owych słów, nie doświadczają ich ani nie pojmują. Czy zatem gdy je wypowiadają, to jest to tylko naśladownictwo, czy też czynią to szczerze? (To naśladownictwo). Co w głębi duszy myślą, gdy wypowiadają owe słowa? Są w nich zawarte ich osobiste uczucia i słowa te są szczere. Ich pragnieniem jest to, by zawsze gdy Bóg im coś daje, potrafić Go wychwalać i dziękować za błogosławieństwa i dary, którymi ich obdarzył, a także to, by gdy Bóg im coś odbiera, w żadnym wypadku nie narzekać, lecz umieć wysławiać Go tak jak Hiob oraz dziękować Mu za przewodnictwo i suwerenną władzę. Jednak jest to tylko pragnienie, nie zaś coś, czego doświadczyli. Czy przechodzą od słów do czynów po tym, jak pozbawiono ich pozycji oraz tytułu i stali się zwykłymi wierzącymi? (Nie). Nie mogę jednak powiedzieć, że są zupełnie gołosłowni; to zależy od tego, jakimi są ludźmi. Ci, którzy dążą do prawdy, wykorzystują owe słowa do oceny własnego zachowania i używają ich jako przewodnika w swoim doświadczaniu, a także są w stanie odnieść je do samych siebie i odnaleźć w nich ścieżkę praktykowania. Nie są nadmiernie zmartwieni ani zniechęceni i udaje im się normalnie wykonywać swój obowiązek. W przeciwieństwie do nich ludzie niedążący do prawdy, ci, którzy jedynie wygłaszają slogany, są w tarapatach, a ich zewnętrzne przejawy są zupełnie inne. Jakie najoczywistsze sposoby ujawniania się tego rodzaju ludzi zaobserwowaliście? (Niektórzy liderzy po tym, jak ich odprawiono, wcale nie próbują poznać samych siebie i się nie podporządkowują. Uważają, że zostali niesłusznie zwolnieni, popadają w zniechęcenie i uskarżają się. Podczas kolejnych wyborów walczą o odzyskanie władzy, a w końcu stają się antychrystami i zostają usunięci). To najcięższy przypadek. Jakie są inne zewnętrzne przejawy? (Niektóre osoby po zwolnieniu chodzą po prostu do zwykłej pracy i nie wykonują żadnego obowiązku). Jakiego pokroju są to ludzie? Dlaczego się wcześniej chełpili i wygłaszali slogany? Recytowali różne frazy po to, by inni ich usłyszeli, i posługiwali się owymi sloganami, doktrynami i przyjemnymi dla ucha słowami, by dodać sobie splendoru, zjednać sobie ludzi i sprawić, by ci ich czcili. Taki był ich cel. Jakie są jeszcze inne zewnętrzne przejawy? (Niektórzy przywódcy i pracownicy zanim zostaną odprawieni, na pozór wydają się usilnie dążyć do celu i mówią: „Jahwe dał, i Jahwe zabrał”, lecz po tym, jak zostaną zwolnieni, popadają w zniechęcenie i nie potrafią się pozbierać, a nawet wpadają w gniew i atakują innych, uważając, że koszty, jakie wcześniej ponieśli, i to, co z siebie dali, poszło na marne, tak jakby dom Boży był im coś winien). Ci, którzy mówią takie rzeczy i tak się zachowują, mają poważny problem. Przede wszystkim należy dostrzec naturę tego, że wypowiadają takie słowa. Nie dążą oni do prawdy, a powielają słowa Hioba, przywdziewają piękne laury i mienią się ludźmi duchowymi po to, by zabłysnąć i wprowadzić innych w błąd. Czyż nie jest to przejaw igrania z prawdą i bluźnierstwa przeciwko Bogu? Powiedzcie mi, jakiego pokroju ludzie, utraciwszy sławę, zysk i status, reagują wyjątkowo gwałtownie, popadają w zniechęcenie, przestają spełniać swój obowiązek, pogarszają już i tak złą sytuację, spisując się na straty, a nawet przestają wierzyć? (To ludzie o miernym człowieczeństwie, źli ludzie). Zgadza się. Ludzie o miernym człowieczeństwie oraz ci źli z pewnością nie dążą do prawdy, a czy jeśli nie dążą do niej osoby o dobrym człowieczeństwie, to ich zewnętrzne przejawy będą takie same? Z całą pewnością. Oprócz takich zewnętrznych przejawów występujących u złych ludzi, jest również inna okoliczność, bezpośrednio związana z dążeniami człowieka i ścieżką, którą ów podąża. Nawet jeśli na pozór wydaje się, że ludzie niekochający prawdy mają w sobie jakieś człowieczeństwo, nie wyniknie z tego nic dobrego: oni wszyscy kryją w sobie złą istotę, są zdolni do pogwałcenia prawdy i oporu wobec Boga, a jeżeli posiadają wysoki status, to są w stanie czynić zło. Inny, bardzo poważny problem polega na tym, że tacy ludzie wyjątkowo mocno zabiegają o wysoki status. Gdy nie pozwala się im na posiadanie wysokiego statusu czy bycie przywódcą, czują się tak, jakby odebrano im życie. Czy są w stanie się z tym pogodzić? Gdy cieszą się wysokim statusem, to nie ma znaczenia, jak bardzo cierpią ani jak są poniewierani – i tak tego pragną. Jednakże na podstawie samego ich pragnienia czy też tego, że znoszą cierpienia i płacą cenę, nie można stwierdzić, że dążą oni do prawdy. Byłby to błąd. Oni dążą do sławy, zysków oraz wysokiego statusu i płynących z niego profitów. Pod jakim względem przypomina to postępowanie Pawła? (I on zabiegał o laury). Zgadza się. Paweł zabiegał o laury, a były to laury sprawiedliwości. Za tym właśnie podążają ludzie tacy jak Paweł: uważają, że zabieganie o laury jest właściwe i biorą je za dążenie do prawdy. Czy będziecie teraz mieli pewne rozeznanie co do ludzi tego pokroju? (Tak). Przypuśćmy, że ktoś, kto został zwolniony i utracił swój status, wpada w gniew i atakuje ludzi, nie zwraca uwagi na braci i siostry ani z nimi nie rozmawia, a gdy zostaje poproszony o szerzenie ewangelii, odpowiada: „Nie będę tego robić. Nie będę ci świadczyć usług! Myślisz o mnie tylko wtedy, gdy mnie potrzebujesz, a w przeciwnym razie odpychasz mnie na bok i odtrącasz. Nie jestem aż tak głupi!”. Co to za słowa? Czy łatwo je przeniknąć? Jak taki człowiek może być wierzący? W żadnym razie nie jest on prawdziwym wierzącym ani dobrym człowiekiem. Jakiego pokroju ludzie najsilniej reagują na to, że ich odprawiono? (Tacy, którzy zabiegają o sławę, zysk oraz wysoki status). Powiedzieliście właśnie, że tego typu ludzie mają mierne człowieczeństwo albo nie dążą do prawdy czy wejścia w życie. Czy ma to związek z istotą tego problemu? (Nie). To, co mówicie, zdaje się mieć pewien sens, lecz nie ma związku z istotą problemu. Nie to stanowi jego istotę. Powiedzieliście, że niektórzy ludzie po tym, jak zostali odprawieni, skarżą się i spisują samych siebie na straty dlatego, że mają mierne człowieczeństwo. Dlaczego twierdzę, że to doktryna? Ponieważ są i tacy, których człowieczeństwo jest dość dobre, którzy szczerze się poświęcają i ponoszą koszty, lecz nie dążą do prawdy, stale zabiegając o reputację i status. W efekcie, gdy ostatecznie zostają odprawieni, reagują bardzo gwałtownie. To pokazuje, że zewnętrzne przejawy występujące u owych ludzi nie wynikają jedynie z ich miernego człowieczeństwa, lecz także z ich usposobienia – ono jest poważnie zepsute! Niektórzy podsumowują to jednym zdaniem, mówiąc: „Powodem jest to, że ten człowiek nie dąży do prawdy”. To stwierdzenie jest zbyt ogólnikowe. Brak podążania za prawdą może przejawiać się na wiele sposobów: przykładem niech będzie narzekanie, zaniechanie lojalnego wykonywania obowiązków i tak dalej. Nie można każdego problemu tłumaczyć stwierdzeniem, że dany człowiek „nie dąży do prawdy”. Jest ono zbyt ogólnikowe i niekonkretne. Takie wytłumaczenie opiera się na doktrynie.

Teraz omówię sposób, w jaki przejawia się brak duchowego zrozumienia. Jaką postawę wobec prawdy przyjmują ci, którzy nie posiadają duchowego zrozumienia? W jaki sposób podchodzą do własnego stanu oraz zewnętrznych przejawów i skażenia, które ujawniają? Czy mają zdolność przejawiania tego samego, co ktoś dążący do prawdy? (Nie). Co stanowi tu największy problem? (To, że nie pojmują oni, jakie ludzkie stany czy zewnętrzne przejawy zostają zdemaskowane w Bożych słowach, i nie potrafią ich do siebie odnieść). Chodzi przede wszystkim o to, że nie potrafią odnieść tego do siebie. A skoro nie są w stanie tego zrobić, to czy można uznać, że pojmują prawdę? (Nie). Ty mówisz o jednej rzeczy, a oni stale opowiadają o czymś zupełnie odwrotnym; nigdy się z tobą nie zgadzają i zawsze dyskutują. W sprawie, o której dyskutujecie, nie ma między wami żadnych zbieżności i w ogóle nie jest to ta sama kwestia, lecz oni mimo to uważają się za zupełnie usprawiedliwionych. Oto zewnętrzne przejawy występujące u ludzi, którzy nie posiadają duchowego zrozumienia. Ci, którzy nie mają duchowego zrozumienia, nie są w stanie pojąć prawdy. Czy potrafią do niej dążyć? (Nie). To stanowi problem. Skoro nie potrafią dążyć do prawdy, to czy są zdolni wejść w życie? (Nie). Ci, którzy nie dążą do prawdy, nie mogą wejść w życie – to niepodważalne. Jeżeli ktoś od kilku lat wierzy w Boga, lecz w ogóle nie pojmuje prawdy, to czyż jest kimś, kto do niej dąży? Zdecydowanie nie. Niektórzy ludzie mówią: „Nie zawsze tak jest. Może i niektóre osoby nie pojmują prawdy, lecz są pełne pasji i odrzucają wszystko, by ponieść koszty na rzecz Boga. Jakże więc mogłyby być tymi, które nie dążą do prawdy?”. Czy taki pogląd jest słuszny? Oceniając, czy dany człowiek dąży do prawdy, nie można brać pod uwagę jedynie tego, że porzuca on wszystko, by ponieść koszty na rzecz Boga. Najważniejszą kwestią, na jaką należy zwrócić uwagę, jest priorytet serca. Jeżeli w głębi swego serca dany człowiek przywiązuje wagę do praktykowania prawdy, wchodzenia w nią i osiągania jej, a także skutecznie wkracza w życie, to jest kimś, kto dąży do prawdy. Jeżeli odrzuca on samego siebie oraz ponosi koszty, aby uzyskać laury i nagrodę, i czynił to latami, wiele wycierpiał, a mimo to nie był w stanie pojąć prawdy, wejść w rzeczywistość ani zrozumieć Boga, to czyż jego samoodrzucenie i ponoszenie kosztów faktycznie stanowi dążenie do prawdy? Na pierwszy rzut oka widać, że taki człowiek do niej nie dąży, gdyż jego samoodrzucenie i ponoszenie kosztów nie zaowocowało zrozumieniem prawdy ani wejściem w prawdorzeczywistość. Zatem fakt, że ktoś odrzuca samego siebie i ponosi koszty, nie oznacza wcale, że podąża za prawdą. Ktoś taki jest jak Paweł. Paweł spędził pół życia, głosząc kazania i czyniąc dzieło w imieniu Pana, lecz nie zyskał ani prawdy, ani Pana. Czyż można zatem powiedzieć, że Paweł dążył do prawdy? Chcąc ustalić, czy dany człowiek dąży do prawdy, należy przyjrzeć się przede wszystkim temu, czy cel jego dążeń oraz jego intencje są skoncentrowane na tym, by ją zdobyć. Można powiedzieć, że jest to ktoś dążący do prawdy, tylko wtedy, gdy rzeczywiście przywiązuje on wagę do wkładanego w nią wysiłku i gdy skutecznie dokonuje takich czynów jak praktykowanie prawdy i wchodzenie w rzeczywistość. Każdy, kto rzeczywiście dąży do prawdy, jest zdolny ją praktykować, a tylko ci, którzy ją praktykują, posiadają wejście w życie. Czy powiedzielibyście o kimś, kto mówi, że jest człowiekiem dążącym do prawdy, lecz jej nie praktykuje, iż posiada wejście w życie? Z całą pewnością go nie posiada. Jak mógłby je posiadać ktoś, kto nie praktykuje prawdy? To absolutnie niemożliwe. Jeżeli taki człowiek sądzi, że dąży do prawdy i posiada wejście w życie, powinieneś go zapytać: „Co dowodzi twojego wejścia w życie?”. Nie można mu wierzyć na słowo. Jeżeli nie ma dowodu na to, co mówi ów człowiek, to jego słowa nie są wiarygodne. Mówisz, że jesteś kimś, kto dąży do prawdy, ile zatem prawd pojmujesz? Ile prawd wprowadziłeś w życie? W które aspekty prawdorzeczywistości wkroczyłeś? Czy potrafisz opowiadać o swoim świadectwie pochodzącym z doświadczenia? Jeżeli tego nie potrafisz, to mówiąc, że jesteś człowiekiem dążącym do prawdy, oszukujesz ludzi i wprowadzasz ich w błąd. Dlaczego twierdzę, że Paweł nie dążył do prawdy? Ponieważ napisane przez niego listy nie zawierały żadnych świadectw z życiowego doświadczenia; Paweł nie był zdolny mówić o prawdziwym zrozumieniu Boga, nie wspominając już o okazywaniu miłości czy poddania Panu Jezusowi. Nie pojmował on nawet własnego skażonego usposobienia. Przyznał jedynie, że jest największym z grzeszników. Powiedział to zaś dlatego, że został ukarany za sprzeciwianie się Panu Jezusowi. Mówiąc, że jest największym grzesznikiem, po prostu przyznał, że zgrzeszył fanatycznym oporem wobec Pana Jezusa. Czy znaczy to, że rzeczywiście pojął on swoje skażone usposobienie i zepsutą istotę? (Nie). Właśnie dlatego twierdzę, że chcąc określić, co jest dążeniem do prawdy i jakiego rodzaju człowiek posiada wejście w życie, należy wziąć pod uwagę to, czy pojmuje on prawdę i ją praktykuje, nie zaś jedynie to, co sam deklaruje. Czy teraz rozumiesz, co chcę powiedzieć? Dlaczego tak szczegółowo to omawiamy? Czy to konieczne? (Tak). Dlaczego? Omawiam to w ten sposób, by przeanalizować wasze zwodnicze poglądy, naprawić to, co mylnie uważacie za słuszne, pomóc wam odnaleźć drogę wyjścia i porzucić to, co błędnie uznajecie za właściwe, a następnie wkroczyć na ścieżkę autentycznego dążenia do prawdy. Dopiero wówczas ludzie naprawdę posiądą wejście w życie i będą zdolni faktycznie dążyć do prawdy. Ci, którzy nie posiadają duchowego zrozumienia, nie pojmują kwestii związanych z wejściem w życie czy przemianą skłonności. Sądzą, że już odmienili wiele własnych aspektów i uzyskali wejście w życie. Zmienili choćby niektóre złe nawyki: nie jedzą za dużo i nie śpią zbyt długo, nie lenią się i są bardziej pracowici niż wcześniej, a w związku z tym sądzą, że posiedli wejście w życie. Są i tacy, którzy kiedyś stale ganili innych, lecz już tego nie czynią; teraz potrafią mówić ludziom miłe i budujące rzeczy, a czasem nawet są zdolni do pomocy. Jako że są w stanie tego wszystkiego dokonać, uważają, że już praktykują prawdę i przeszli przemianę. Niektórzy sądzą, iż posiadają wejście w życie, ponieważ są w stanie zrezygnować z pogoni za sławą, zyskiem, statusem i cielesnymi przyjemnościami. To wspólny problem wszystkich ludzi. Praktykują oni to, co pojmują, to, co zgodnie z własnymi pojęciami uważają za słuszne i dobre, uporali się już także z wieloma złymi nawykami i kłopotliwymi cechami swojej cielesności lub zmienili styl życia motywowani wiarą w Boga i dążeniem do prawdy. Jednocześnie odrzucili wiele cielesnych uciech, porzucili rodzinę i pracę, małżeństwo i świecki świat. Wydaje im się, że przeszli przemianę oraz zostali zbawieni, i pytają: „Czy potrafiłbym z tego wszystkiego zrezygnować, gdybym nie wierzył w Boga? Czyż mógłbym przejść tak wielką przemianę?”. Czyż nie jest to największy błąd popełniany przez wierzących? (Tak). Nieważne, czy ludzie posiadają duchowe zrozumienie, czy też nie – wszyscy popełniają ów błąd. Dlaczego nazywam to błędem? Dlaczego mówię, że występuje tu poważny problem? Chodzi przede wszystkim o to, że ludzie wierzą w Boga, lecz nie pojmują Jego intencji, co oznacza, iż nie rozumieją, czego dokładnie On od nich żąda. Rozumują natomiast wedle człowieczych pojęć i wyobrażeń, wierząc, że bycie zdolnym do porzucenia rodziny, pracy, uczuć, świeckiego świata, cielesnych więzów, a nawet majątku, oznacza, że posiadają wejście w życie. To błąd. W rzeczywistości intencją Boga jest, by ludzie, którzy w Niego wierzą, pozbyli się swego skażonego usposobienia, rozwiązali problem polegający na tym, że stawiają Mu opór, i wyeliminowali źródło popełnianych przez siebie grzechów. By to uczynić, muszą oni pojąć prawdę oraz Boże usposobienie, zanim będą zdolni odrzucić swoje skażone skłonności i stać się prawdziwie poddani Bogu. Tego właśnie Bóg żąda od ludzi i na tym polega czynione przez niego dzieło zbawienia. Ludzie nie mają pojęcia o Bożym dziele; nie dostrzegają jego celu ani rezultatu, jaki Bóg pragnie poprzez nie osiągnąć, i dlatego zastępują prawdę ludzkimi pojęciami i wyobrażeniami, a dążenia człowieka oraz wszystko to, co jest on w stanie osiągnąć, uznają za Bożą intencję i żądania, jakie Bóg wobec nich kieruje. Oto błąd, jaki popełniają osoby wierzące w Boga. To wszystko, czego są one w stanie dokonać, świadczy jedynie o ich pasji. Gdy zaś coś odrzucają, w rzeczywistości chcą przeprowadzić transakcję z Bogiem w zamian za nagrodę i laury. Sądzą, że tego typu transakcje są naprawdę warte zachodu i że to dobry interes. To właśnie z tego powodu wyrzekają się wszystkiego. Samo odrzucenie dóbr nie oznacza jednak, że owe osoby posiadają prawdorzeczywistość czy są zdolne podporządkować się Bogu. Choć odrzucają dobra i ponoszą koszty, to czy faktycznie pojmują prawdę? (Nie, nie pojmują jej). Skoro tak, to czyż odrzucenie dóbr i ponoszenie kosztów w ich wykonaniu nie jest skażonym postępowaniem? Z całą pewnością jest. Do czego więc dążą, ponosząc takie koszty i doświadczając takiego cierpienia? Ludzie tego pokroju nigdy nie dbali o to, co jest prawdą ani jakie żądania stawia Bóg; zawsze uważają, że te sprawy nie mają z nimi nic wspólnego. W głębi serca są przekonani, że wszystko, co w ich mniemaniu jest słuszne, dobre i stanowiące wejście w życie, to właśnie to, co praktykują, zaś uczyniwszy te rzeczy, sądzą, że Bóg je uhonorował. Traktują je jako karty przetargowe i kapitał. Czy takie są zewnętrzne przejawy dążenia do prawdy? (Nie). Oto błąd popełniany przez ludzi, którzy nie dążą do prawdy. Między innymi w taki sposób ludzie mający błędne mniemanie o wejściu w życie interpretują różne sprawy. Jak zatem oszacować i udowodnić, że ich czyny nie są zewnętrznymi przejawami dążenia do prawdy i że nie posiadają oni wejścia w życie? Za pomocą jakich faktów można zweryfikować, że to, co mówią, jest błędne? (Oni nie kierują się prawdozasadami). To tylko część problemu. Tacy ludzie postępują zgodnie ze swoimi wyobrażeniami. Na pozór wydają się być prawdziwymi wierzącymi; są zdolni odrzucić pewne rzeczy i ponieść koszty, lecz ich działania pozbawione są zasad. Dlaczego? Ponieważ nie dążą oni do prawdy. Ich poglądy na różne sprawy nadal pokrywają się z tymi samymi pojęciami i wyobrażeniami, od których zaczęli. Tacy ludzie mają jeden bardzo poważny problem. Czy podporządkowują się warunkom zaaranżowanym przez Boga? Czy pojmują powód, dla którego Bóg je zaaranżował? (Nie). Czy to wystarczy, by udowodnić, że nie posiadają prawdziwego wejścia w życie? (Tak). Owi ludzi zmienili wiele spośród swoich złych nawyków i kłopotliwych cech, a także dużo poświęcili. Gdy jednak ostatecznie zostają poddani próbie, okazuje się, że nie tylko nie pojmują Bożej intencji, lecz także wciąż są zdolni do narzekań i nie potrafią się podporządkować. Na czym polega ich problem? Na tym, że nie posiadają wejścia w życie. Ci, którym go brakuje, nie posiadają również prawdorzeczywistości, czyż nie? (Zgadza się). Kiedy coś im się przydarza, całkowicie zdają się na własne pojęcia, wyobrażenia i przyrodzone upodobania. Gdy naprawdę poważnie z nimi rozmawiasz i prosisz, by się podporządkowali, wcale tego nie czynią; polegają wyłącznie na ludzkich racjach, usprawiedliwieniach i wyobrażeniach, a także szukają wszelkich sposobów, by się wybronić i osiągnąć cel, jakim jest niepodporządkowanie się Bogu i wyrzeczenie się Jego dzieła. Niektóre osoby są wręcz w stanie tak poważnym, że nie tylko nie potrafią się podporządkować, lecz także wypróbowują i wymyślają rozmaite sposoby, by udowodnić, że ich własne pojęcia i wyobrażenia są właściwe, a metody i ścieżki, które rozważają – słuszne, w odróżnieniu od Bożych czynów i planowych działań. To ujawnia, iż osoby tego pokroju nie posiadają wejścia w życie; nie jest nim to wszystko, co czynią i co z siebie dają, ani to, co w sobie zmieniają – to po prostu złe nawyki, których się wyzbyły. Ich indywidualne przyzwyczajenia, rutyna i styl życia nieco się zmieniły, a w przypadku niektórych z nich zmianie uległ nawet ich temperament; mówią łagodniej i kulturalniej, a ich zachowanie na pozór może wyglądać zwyczajniej, lecz gdy cokolwiek czynią, to nie posiadają prawdorzeczywistości i nigdy nie postępują zgodnie z Bożymi słowami ani z prawdą, lecz kierują się wyłącznie własnymi wyobrażeniami i pragnieniami. Tacy ludzie nie mają rzeczywistego zrozumienia Boga; potrafią jedynie opowiedzieć co nieco o duchowej teorii. Ugrzęźli oni w ludzkich pojęciach, wyobrażeniach i uczuciach. Czy waszym zdaniem są żałośni? (Tak). A czy wielu jest takich ludzi? (Tak). Skąd wiecie, że jest ich wielu? (Ponieważ jestem jednym z nich). Czyż nie dotknęło was to osobiście? Opowiedzcie więc o swoich doświadczeniach w tej materii. (Podzielę się pewnym doświadczeniem. Jeden z braci wytknął mi niedociągnięcia na oczach wielu innych braci i sióstr, co sprawiło, że poczułem się upokorzony. By odzyskać twarz, próbowałem się bronić i usprawiedliwiać. Nie przyjąłem uwag brata). Byłeś ograniczony przez twoją dumę. Dlaczego zawsze ogranicza ona ludzi? Czy dlatego, że wszyscy ci, którzy mają godność, są przewrażliwieni? (Nie). W rzeczywistości dzieje się tak, ponieważ ludzie pragną zachować idealny wizerunek w oczach innych. Przywiązują wagę do swego statusu i chcą zaprezentować się z jak najlepszej strony, wolni od wad. Pragną wywrzeć doskonałe wrażenie na ludziach, nie dopuszczając do tego, by dostrzeżono, jacy są naprawdę. Wynika to z aroganckiego usposobienia. Czy ten problem został już rozwiązany? (Jeszcze nie. Nadal często je ujawniam). Jeżeli człowiek potrafi zastanowić się nad sobą i rozpoznać w sobie skażone usposobienie, wówczas będzie mu łatwo je zmienić. Jeżeli natomiast nie dokonuje autorefleksji, nie jest w stanie dostrzec swojego zepsutego usposobienia, pozostaje obojętny wobec własnych problemów i nie jest niczego świadomy, to taka zmiana będzie trudna. A czy może się zmienić ktoś, kto jest świadomy i czuje, że jego aroganckie usposobienie jest w poważnym stadium, że jego dążenia są wypaczone i że wciąż daleko mu do podążania za prawdą, lecz gdy Bóg go przycina, to osoba taka na parę dni popada w zniechęcenie oraz zawsze, w każdej sytuacji, szuka sposobów na odzyskanie twarzy? Komuś takiemu trudno jest się zmienić. Jak zatem rozwiązać ten problem? Jeżeli ów człowiek po prostu przyjmie prawdę i zastanowi się nad sobą, to nadal będzie miał szansę rozwiązać swój problem. Natomiast nie uda mu się to w żaden sposób, jeżeli nie będzie potrafił przyjąć prawdy. Najważniejsze jest to, by ludzie byli zdeterminowani i pragnęli dążyć do prawdy. Kiedy ich serca są jej mocno spragnione, wówczas mogą ją pokochać i przyjąć oraz mają siłę, by ją praktykować i buntować się przeciwko cielesności. Ludzie są w stanie w pełni rozwiązać problem skażonego usposobienia jedynie poprzez przyjęcie prawdy. Gdy zaś owo usposobienie zostanie skorygowane, będą zdolni praktykować prawdę, a następnie zyskają wejście w życie.

Ludzie nieposiadający duchowego zrozumienia – ci, którzy zawsze błędnie interpretują prawdę i wejście w życie, sądzą, iż dążenie do prawdy jest proste, polega jedynie na zmianie kilku złych nawyków czy kłopotliwych cech, czasami na rezygnacji z rzeczy, które leżą w ich własnym interesie; iż dopóki nie czynią zła i do końca trwają w wierze, dopóty zyskują życie i w zamian za to wszystko mogą otrzymać Boże nagrody i błogosławieństwa. Czy ludzie, którzy czynią takie poglądy fundamentem swej wiary w Boga, dążą do prawdy? (Nie). Czy ci, którzy nie dążą do prawdy, są zdolni posiąść wejście w życie? (Nie). Wielu w ogóle nie ma jasności co do tego, czym jest wejście w życie. Tacy ludzie sądzą, że aby wejść w życie, wystarczy po prostu włożyć w to nieco wysiłku, wykonać jakieś obowiązki, zmienić niektóre złe nawyki i kłopotliwe cechy, czynić to, co zostało nakazane, i okazywać pewną dozę podporządkowania. Postrzegają wejście w życie w nazbyt uproszczony sposób. Czyż tego rodzaju wiarą w Boga odmienią swoje usposobienie życiowe? (Nie, oni zmieniają się jedynie na pozór – ich istota się nie zmieniła). Obecnie nieco się zmieniliście, lecz czy owe zmiany zaszły w waszym zewnętrznym zachowaniu, czy też w waszym usposobieniu życiowym? Znaleźliście sposób na porzucenie błędnych poglądów dotyczących wejścia w życie i zaczęliście owo wejście zyskiwać? Potraficie ocenić, co dokładnie się w was zmieniło, a co nie? Jeżeli wcześniej powierzono ci pewien obowiązek i nie potrafiłeś się podporządkować, to w jakim stopniu potrafisz uczynić to teraz? Powiedzmy, że jesteś bratem, którego poproszono o codzienne przygotowywanie posiłków i zmywanie naczyń dla pozostałych braci i sióstr – czy podporządkowałbyś się? (Sądzę, że tak). Być może przystałbyś na krótki okres, lecz czy byłbyś poddany, gdyby poproszono cię o spełnianie tego obowiązku przez dłuższy czas? (Raz na jakiś czas mógłbym się podporządkować, ale możliwe, że na dłuższą metę nie dałbym rady). To oznacza, że nie podporządkowałeś się. Co powoduje, że ludzie się nie podporządkowują? (To, że noszą w sercach tradycyjne pojęcia. Uważają, że powinnością mężczyzn jest praca poza domem, do kobiet zaś należą obowiązki domowe; że gotowanie jest zadaniem kobiety, podczas gdy mężczyzna, który gotuje, traci twarz. Dlatego niełatwo jest się podporządkować). Zgadza się. Jeśli chodzi o podział pracy, mamy do czynienia z dyskryminacją ze względu na płeć. Mężczyźni myślą: „My, mężczyźni, powinniśmy być poza domem i zarabiać na życie. Takie czynności jak gotowanie i pranie należy powierzyć kobietom. Nie powinno się nas do tego zmuszać”. Teraz jednak warunki są wyjątkowe i poproszono cię, byś to uczynił, co więc zrobisz? Jakie kompleksy musisz przezwyciężyć, zanim będziesz w stanie się podporządkować? To jest właśnie sedno sprawy. Musisz wyzbyć się chęci dyskryminowania ze względu na płeć. Nie jest tak, że jakaś praca musi być wykonywana tylko przez mężczyzn czy tylko przez kobiety. Nie dokonuj tego rodzaju podziału pracy. Obowiązek, jaki wykonuje dany człowiek, nie powinien zależeć od jego płci. Możesz wprowadzić taki podział pracy we własnym domu i w codziennym życiu, lecz tutaj ma to związek z twoim obowiązkiem – jak zatem powinieneś go interpretować? Powinieneś otrzymać i przyjąć ów obowiązek od Boga, a także zmienić tkwiące w tobie mylne poglądy. Powinieneś powiedzieć: „To prawda, jestem mężczyzną, lecz w oczach Boga jestem członkiem kościoła i istotą stworzoną. Zajmę się wszystkim, co powierzy mi kościół; zadań nie dzieli się ze względu na płeć”. Przede wszystkim powinieneś porzucić swoje mylne przekonania, a następnie przyjąć powierzony ci obowiązek. Czyż przyjęcie obowiązku stanowi rzeczywiste podporządkowanie się? (Nie). Czy jeżeli w kolejnych dniach ktoś powie, że jedzenie, które przygotowałeś, jest przesolone lub bez smaku, że nie chce jeść czegoś, co ci nie wyszło, albo poleci, byś zrobił wszystko od nowa, to będziesz w stanie się z tym pogodzić? Poczujesz się wówczas nieswojo i pomyślisz: „Jestem szanującym się mężczyzną. Zniżyłem się do przygotowywania posiłków tym wszystkim braciom i siostrom, lecz oni wciąż wytykają mi błędy. Zupełnie straciłem twarz”. Na tym etapie wcale nie chcesz się podporządkować, prawda? (Nie chcę). To stanowi trudność. Ilekroć nie jesteś w stanie się poddać, przyczyną tego jest twoje skażone usposobienie, które ujawnia się i przysparza ci kłopotów, sprawiając, że nie potrafisz praktykować prawdy ani podporządkować się Bogu. W takich chwilach twoje serce jest rozdarte: twoje myśli cię kontrolują i przekonują, że straciłeś twarz, przez co jesteś wewnętrznie rozchwiany. Co powinieneś wówczas robić? (Poszukiwać prawdy). Jak jej szukać? Musisz się modlić: „Boże, nieważne, o co poproszą mnie inni ludzie – uznam to za swój obowiązek. Nie ma znaczenia, komu służę w świecie zewnętrznym ani dla kogo czynię rozmaite rzeczy – przyjmę to wszystko od Boga. To mój obowiązek i powinienem się podporządkować; duma na nic mi się nie zda. W domu Bożym nie ma podziału na ważniejsze i mniej ważne obowiązki, na te o wysokim i o niskim statusie, na zadania męskie i damskie, dla starszych i dla młodszych. Odróżnia się tu jedynie dobrze spełniane obowiązki od tych, które nie zostały wykonane jak należy, a także obowiązki wypełnione lojalnie od tych, przy których wykonaniu lojalności zabrakło”. Czyż pozbywszy się dumy, statusu, stanowiska i godności, całkowicie wyzbyłeś się samego siebie? (Nie). Nadal będziesz reagować. Czasem ludzie nie okażą ci szacunku, uznają cię za głupca i potraktują cię z góry, mówiąc: „Mężczyzna, który zadowala się gotowaniem, nigdy do niczego nie dojdzie! Ja nigdy bym tak nie postępował”. Takie osoby sprowadzą cię na złą drogę, wpoją ci błędne koncepcje i poglądy oraz wywrą wpływ na twoje praktykowanie. Uważają one rzeczy pozytywne, takie jak przykładanie wagi do wejścia w życie, bycie zwykłym człowiekiem i wykazywanie lojalności w wykonywaniu swojego obowiązku za rodzaj upokorzenia, i z tego względu traktują cię z góry i osądzają. Jeżeli nie jesteś w stanie tego wytrzymać, od razu popadniesz w zniechęcenie i uznasz, że to przez ów obowiązek stale tracisz twarz w oczach innych, że przez to ludzie traktują cię z góry i tobą pomiatają. Wtedy już się nie zechcesz podporządkować, prawda? Gdy nikt nie traktuje cię z góry ani cię nie osądza, wydaje ci się, że jesteś już zdolny się podporządkować, że zyskałeś wejście w życie, posiadłeś pewną prawdorzeczywistość i postawę. Czy taki tok myślenia jest poprawny? Dlaczego zatem, gdy ktoś cię osądza i kwestionuje twoją postawę, popadasz w zniechęcenie i myślisz: „Jak długo jeszcze mam gotować, zanim to się skończy? Ten człowiek ciągle patrzy na mnie z góry. To nie w porządku, nie mogę się z tym pogodzić!”? I znów pojawił się problem. Czy kiedy nie jesteś w stanie tego zaakceptować, to również narzekasz i mówisz: „Jak przywódca mógł powierzyć mi taki obowiązek? Dlaczego wybrał właśnie mnie, a nie kogoś innego? Czy wyglądam na człowieka, którego łatwo zastraszyć? Ludzie się na mnie wyżywają, przywódca nie patrzy na mnie przychylnie, a Bóg mnie nie chroni”? Twoje buntownicze usposobienie znów dało o sobie znać. Z jakim problemem mamy tu do czynienia? Czy to możliwe, że twoja postawa jest zbyt niedojrzała? Nie jesteś w stanie znieść nawet tego drobnego afrontu, co sprawia, że popadasz w zniechęcenie i się uskarżasz. Czy na tym polega posiadanie prawdorzeczywistości? Ty nie posiadasz ani jednej z nich. Istnieje bardzo prosta metoda rozwiązania tego problemu. W głębi serca musisz pomyśleć: „Nie ma znaczenia, kto patrzy na mnie z góry lub z pogardą, ja i tak powinienem spełnić swój obowiązek. Nie mogę porzucić Bożego posłannictwa. Nie wypełniam go dla innych ani po to, by ludzie myśleli o mnie w określony sposób – jaki bowiem byłby z tego pożytek? Muszę wypełnić mój obowiązek, by zadowolić Boga”. Oto co powinieneś myśleć w głębi swego serca. Czyż dziś, gdy gotujesz, nie jesteś pewny siebie? Czy zatem ów problem nie został rozwiązany? Tak naprawdę nie w pełni. W końcu wciąż trwasz w stanie konfliktu, ciągle popadasz w słabości i zniechęcenie, po czym znów bierzesz się w garść; jesteś stale hartowany. Przeanalizowałeś już każdy stan i nie masz ochoty ciągle żyć w tak obciążający sposób. Nie chcesz, by owe trudności stale cię nękały, niepokoiły czy ograniczały. Chcesz wypełnić swój obowiązek z łatwością i prostotą. Jak zatem możesz to osiągnąć? Musisz nieprzerwanie poszukiwać prawdy i trwać przy swoich przekonaniach, a praktykowanie zgodne z Bożymi słowami jest zawsze słuszne. Mówisz: „Nikt nie może mi przeszkodzić. To mój obowiązek; posłannictwo wyznaczone mi przez Boga, to moja odpowiedzialność i moje zobowiązanie. Nieważne, kto się ze mnie naśmiewa, manipuluje mną lub mnie kusi – na nic się to nie zda. Zaszczytem jest dla mnie możliwość wykonywania mego obowiązku i jeżeli jestem w stanie temu podołać, cała chwała należy się Bogu. Jeżeli nie potrafię sobie z tym poradzić, to okrywam się hańbą. Nie dąży do prawdy ktoś, kto ze mnie kpi i traktuje ten obowiązek z góry”. Czy nie takie są fakty? (Zgadza się). Takie są fakty. Czy Hiob zwątpił, gdy był poddawany próbie, a szatan niepokoił go i kusił? (Nie). Prawda, Boże słowa i Boża droga były bowiem w jego sercu. W obliczu rozmaitych okoliczności i prób to, czy jesteś zdolny stanąć na straży prawdy i wypełnić posłannictwo powierzone ci przez Boga, zależy od tego, w jakim stopniu znasz, pojmujesz i przyjmujesz prawdę. Są ludzie, którzy stale wątpią w prawdę i nie potrafią nabrać co do niej pewności, a co się tyczy ich obowiązku, to nigdy nie są pewni, jak powinni coś czynić i czy dany sposób postępowania jest właściwy. Nigdy nie udaje im się wytrwać przy tym, co słuszne; są stale niepokojeni przez rozmaite osoby, wydarzenia i rzeczy, a gdy źli ludzie, demony czy szatani zakradają się do nich i mówią im coś kuszącego bądź niepokojącego, stają się słabi i dają się zwieść. Czyż nie oznacza to, że ich postawa jest niedojrzała? (Zgadza się). Czy taką postawę można łatwo poprawić? Teoretycznie tak. Wszystko zależy od tego, czy jesteś pewien, że droga, którą podążasz, została wskazana przez Boga. Wykonując swój obowiązek, powinieneś praktykować prawdę i przyjąć Boże posłannictwo. To ma kluczowe znaczenie. Jedyną rzeczą, której należy się obawiać, jest to, że w głębi serca jesteś uprzedzony do swego obowiązku i myślisz, że przez niego tracisz twarz i poczucie własnej wartości. Gdy jesteś w ten sposób uprzedzony, a na dodatek inni cię niepokoją, to wszystko staje się jeszcze bardziej kłopotliwe. Kiedy twoje serce jest zagubione, nie możesz dobrze wykonywać swojego obowiązku. Gdy Hiob był wystawiany na próbę, w jego otoczeniu było wielu ludzi, którzy go niepokoili. Co takiego powiedziała jego żona? („Złorzecz Bogu i umieraj” (Hi 2:9).). Chciała przez to powiedzieć: „Nie wierz. Gdyby to, w co wierzysz, naprawdę było Bogiem, to dlaczego miałyby ci się przytrafiać takie rzeczy?”. Co odpowiedział Hiob? („Mówisz tak, jak mówią głupie kobiety” (Hi 2:10).). Hiob zganił żonę, gdyż miał już wówczas pewność, że Bóg jest prawdziwym Bogiem, że On to uczynił, że była to Jego suwerenna władza i dzieło Jego rąk. Skoro Hiob miał taką pewność, to dlaczego współcześni ludzie, pojąwszy prawdę, nie potrafią pozostać na prawdziwej drodze i niewzruszenie trwać przy swoim świadectwie? Ponieważ ich serca są zbyt skażone; nie tylko nie pojmują oni prawdy, lecz także jej nie miłują ani nie poszukują. Dlatego bez względu na to, ile słów i doktryn są zdolni wypowiedzieć czy jak wiele głośnych sloganów wygłosić, w ostatecznym rozrachunku nie potrafią niewzruszenie wytrwać. Gdy tylko jakaś osoba z kościoła ma nieco inne zdanie lub ktoś mówi coś niepokojącego, zwodniczego, potępiającego i upokarzającego, sądzą, że są wyszydzani i poniżani, i zupełnie się załamują. Jeżeli ludzie mają tego rodzaju zewnętrzne przejawy, stale przeżywają wewnętrzny konflikt i wciąż modyfikują swoje poglądy, lecz jednocześnie nieprzerwanie przyjmują suwerenną władzę i zarządzenia Boga, nadal pojmując prawdę, stopniowo wkraczając w jej różne aspekty, wchodząc w każdą z prawd, i ostatecznie są zdolni uniknąć niepokojów, wpływów bądź kontroli ze strony jakichkolwiek osób, wydarzeń i rzeczy, oraz głęboko wierzą, że praktykowane przez nich prawdozasady są właściwe, znaczy to, że dokonali przemiany swojego usposobienia.

Czy gdy dziś wykonujecie swoje obowiązki, nadal istnieje ryzyko, że będziecie ograniczani przez jakieś osoby, wydarzenia i rzeczy? Czy jesteście w stanie trwać przy prawdzie i postępować zgodnie z zasadami? (Nie). Jakie więc trudności zwykle napotykacie? (Czasem, gdy widzę, że inni dopuszczają się czynów przynoszących szkodę domowi Bożemu, zwracam im uwagę. Jeżeli jednak zauważam, że tego nie przyjmują lub mają złe nastawienie, obawiam się wszczynania kłótni i dlatego idę na kompromis). Czy pójście na kompromis jest czymś dobrym czy złym? (Kompromis nie jest dobry, lecz ja boję się, że jeśli będę naciskać, dojdzie do kłótni, która zburzy dotychczasowy spokój, przez co ludzie nie będą mieli o mnie dobrego zdania). Czy kompromis jest jedynym sposobem na uniknięcie kłótni? W jakich sytuacjach można pójść na kompromis? Jeśli chodzi o drobne sprawy, takie jak własny interes lub duma, nie ma potrzeby się o to spierać. Możesz wybrać tolerancję lub pójście na kompromis. Ale w sprawach, które mogą wpłynąć na pracę kościoła i zaszkodzić interesom domu Bożego, musisz trzymać się zasad. Jeśli nie przestrzegasz tej reguły, nie jesteś lojalny wobec Boga. Jeśli zdecydujesz się pójść na kompromis i porzucić prawdozasady, aby zachować twarz lub podtrzymać swoje relacje z ludźmi, czy nie jest to z twojej strony egoizm i podłość? Czy nie jest to oznaką nieodpowiedzialnego wypełniania obowiązku i braku lojalności wobec Boga? (Zgadza się). A więc jak powinieneś postąpić, jeśli w trakcie wykonywania obowiązków nadejdzie czas, kiedy każdy ma inne zdanie? Czy spieranie się ze wszystkich sił rozwiąże problem? (Nie). Jak zatem powinieneś rozwiązać tę kwestię? W tej sytuacji osoba, która rozumie prawdę, powinna wystąpić, aby rozwiązać problem, najpierw jasno go przedstawiając i pozwalając obu stronom na wypowiedzenie się. Następnie wszyscy mają wspólnie szukać prawdy, a po modlitwie do Boga odpowiednia prawda zawarta w Jego słowach ma zostać przedstawiona do omówienia. Po omówieniu prawdozasad i uzyskaniu jasności obie strony będą umiały się podporządkować. Muszą nauczyć się, jak podporządkować się prawdzie. Jeżeli większość ludzi to potrafi, lecz jest wśród nich kilku, którzy tego nie czynią lub których nie można do tego nakłonić, to ci ostatni nie przyjmują prawdy i mają złą naturę, a wybrańcy Boga z łatwością ich rozpoznają. To najlepszy sposób na zażegnanie sporów w kościele. Wykorzystywanie prawdy do rozwiązywania problemów stanowi ważną zasadę, a na kompromisy pozbawione zasad nie wolno się godzić. Jeżeli dla ochrony osobistych relacji, własnej dumy i własnego interesu jesteś w stanie poświęcić dobro domu Bożego, to idziesz na kompromis z szatanem. Takie postępowanie jest pozbawione zasad i nielojalne względem Boga. Czy to, że każdy stara się zachować twarz i podkreśla swoje racje, jest postawą właściwą ludziom poszukującym prawdy? Czy człowiek powinien przyjmować taką postawę wobec swojego obowiązku? (Nie). Ktoś, kto pragnie lojalnie wykonywać swój obowiązek, nie powinien zabiegać o reputację czy własny interes, lecz uznać Boży autorytet i pozwolić, by prawda stała się jego panem. Interes domu Bożego i efektywna praca są najważniejsze. Czyż ta zasada nie jest słuszna? (Jest). Jeżeli wszyscy jesteście w stanie jej przestrzegać, to o cóż macie się spierać z innymi? Nie będzie już żadnych sporów. Ludzie, którzy zawsze chronią własne interesy i wcale nie praktykują prawdy, nie są dobrzy, a jeszcze gorsi są ci, którzy stale zaprzedają interesy domu Bożego, by zaskarbić sobie przychylność innych. Wszyscy oni są niedowiarkami i zdradzają Boga. Jeśli ktoś wdaje się w konflikty i debatuje z innymi, aby ochraniać interesy domu Bożego i skuteczność pracy kościoła, a jego postawa jest nieco nieustępliwa, czy można powiedzieć, że to jest problem? (Nie). Nie jest to problem, ponieważ jego intencje są słuszne; mają chronić interesy domu Bożego. Jest to osoba, która stoi po stronie Boga i trzyma się prawdozasad, osoba, w której Bóg ma upodobanie. Prezentowanie silnej, zdecydowanej postawy podczas obrony interesów domu Bożego jest oznaką twardego stanowiska i trzymania się zasad, co spotyka się z aprobatą Boga. Ludzie mogą odnosić wrażenie, że z tą postawą jest jakiś problem, ale problem ten nie jest poważny; nie ma nic wspólnego z ujawnieniem się zepsutego usposobienia. Pamiętaj, trzymanie się prawdozasad jest najważniejsze.

Wejście w życie jest rzeczą najważniejszą. Z czym ono się przede wszystkim wiąże? (Z dążeniem do prawdy). Zgadza się. Wejście w życie jest związane przede wszystkim z dążeniem do prawdy. Jedynie ci, którzy do niej dążą, posiadają wejście w życie. Jeżeli ludzie pragną wejścia w życie, to oznacza to praktykowanie prawdy. Jak rozpoznać, czy dany człowiek do niej dąży? Jaki typ człowieka tego nie czyni? Znasz odpowiedź? Pierwsza grupa, o której mówiłem, to ludzie nieposiadający zrozumienia duchowego. Jaka jest istota osób nieposiadających takiego zrozumienia? (Przeczytawszy Boże słowa, które demaskują skażone człowiecze skłonności, nie są oni zdolni powiązać ich ze swoimi własnymi stanami i zewnętrznymi przejawami – sądzą, że Bóg mówi o innych ludziach). Chodzi więc przede wszystkim o to, że takie osoby nie potrafią odnieść do siebie słów Bożych, lecz czy zdają sobie z tego sprawę? (Nie). Ci, którzy nie posiadają duchowego zrozumienia, nie są w stanie sobie tego uświadomić. Ich serca nadal są pogodne, sądzą, że pojmują wiele z Bożych słów, jednak w rzeczywistości każde z nich stanowi dla nich zaledwie regułę. Myślą: „Jeżeli Bóg każe mi coś zrobić, to zrobię to. Jeżeli każe mi coś porzucić, porzucę to. Jeżeli każe mi ponieść koszty, zrobię to. Podporządkowując się Bogu w ten sposób, dostąpię zbawienia”. Po kilku latach takiej wiary uważają, że zbili kapitał, tak jak ujął to Paweł: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8). Jak by tego nie ująć, Pawłowi brakowało duchowego zrozumienia. To bardzo przykre. Problematyczne było już samo to, że nie posiadał on zrozumienia duchowego, a na domiar złego nie dążył do prawdy. Uznawał za prawdę wszystkie swoje doktryny, slogany, wyobrażenia, pojęcia, zasoby wiedzy oraz filozofie i uczynił z nich fundament dla rozwijania własnych dążeń. W efekcie, niezależnie od tego, co czynił, nie urzeczywistniał prawdorzeczywistości i nie był w zgodzie z intencjami Boga. Miał poważny problem! Paweł wiedzie prym w kwestii nieposiadania duchowego zrozumienia, nieprawdaż? (Tak). Czy ludzie, którzy nie mają duchowego, zrozumienia miłują prawdę? Absolutnie nie, ponieważ nie są oni zdolni jej pojąć, a skoro tego nie potrafią, to nie ma możliwości, by ją miłowali. Jakie są zewnętrzne przejawy ludzi, którzy nie posiadają duchowego zrozumienia? Głównym przejawem jest to, że bez względu na sposób, w jaki inni omawiają z nimi słowa Boże, ci nadal ich nie pojmują, a także to, że nieważne, jak przejrzyście omawia się z nimi prawdę, nadal nie są w stanie jej uchwycić. Ma to bezpośredni związek ze zbyt słabym charakterem. Czy ludzie, którzy nie posiadają duchowego zrozumienia, są w stanie dążyć do prawdy? Nie mogliby tego czynić, nawet gdyby chcieli. Ludzie pozbawieni duchowego zrozumienia nie potrafią pojąć tego, o czym mówi Bóg, nie wiedzą, jakie stany On demaskuje, i nie są w stanie odnieść ich do samych siebie. Wszystkie Boże słowa biorą za reguły, maksymy, slogany i doktryny, i nie mają pojęcia, że są one prawdą. W czym tkwi tutaj problem? W tym, że mają zbyt słaby charakter, w ogóle nie posiadają zdolności pojmowania i przejawiają brak duchowego zrozumienia.

Drugi typ to osoby, które posiadają duchowe zrozumienie. Ludzie mający takie zrozumienie są w stanie pojąć prawdę i odnieść ją do samych siebie, jedząc i pijąc słowa Boże; pojąć, co takiego demaskują owe słowa, jakie prawdy są w nich zawarte i czego żąda Bóg. Czy zdolność pojmowania jest równoznaczna z posiadaniem wejścia? (Nie). Gdy zatem mówię, że osoby takie są zdolne pojmować, to do czego się to odnosi? Z czym jest to związane? (Tacy ludzie potrafią odnieść Boże słowa do samych siebie). Umiejętność odnoszenia Bożych słów do samych siebie stanowi tu jeden z elementów. Owi ludzie przyznają się do skażonych człowieczych skłonności i wszelkiego rodzaju stanów zdemaskowanych przez Boga. Czy są zatem w stanie posiąść wiedzę o tym, czego żąda Bóg? Do pewnego stopnia powinni to wiedzieć: znać Boże żądania, zdawać sobie sprawę z zasad zawartych w słowach Boga oraz z tego, jakie są Jego intencje. Mają oni jasność w owych kwestiach i pojmują je; dlatego też nazywa się ich ludźmi posiadającymi duchowe zrozumienie. Gdy osoby mające takie zrozumienie, jedząc i pijąc słowa Boga, są w stanie odnieść je do samych siebie, zrozumieć, czego dotyczą, i pojąć, jakie żądania stawia Bóg. To pokazuje, że ten typ ludzi ma odpowiedni charakter i zdolność pojmowania prawdy. Czy jednak jest to równoznaczne z posiadaniem wejścia w życie? (Nie). Istnieje kilka możliwych scenariuszy. Niektórzy rozumieją słowa Boga, mają odpowiedni charakter i zdolność pojmowania Bożych słów, lecz nigdy nie odnieśli ich do samych siebie. Odnoszą je jedynie do innych, to w innych doszukują się wad, im zarzucają niedociągnięcia, krytykują ich stany w sposób małostkowy i próbują czytać w ich umysłach, jakby byli wykrywaczami kłamstw. Gdy nie mają nic innego do roboty, głowią się nad tym, co myślą inni ludzie, próbują wykryć, jakie myśli i koncepcje kryją się w ich sercach, jakie mają zamiary, cele, motywacje, nadzieje i jakie skażone skłonności ujawniają poprzez swoje czyny. Po co to wszystko wykrywają? Po to, by odnieść słowa Boga do innych ludzi, a następnie rozwiązać ich problemy. Mają oni jasny obraz takich kwestii, jak na przykład: otoczenie, w jakim żyje dany „pan Kowalski”, jego pochodzenie, to, od ilu lat wierzy w Boga, jakie są jego codzienne problemy, z jakimi słabościami się zmaga, dążąc do przemiany swego usposobienia, jakie trudności często napotyka, gdy coś mu się przydarza, w jakich sytuacjach łatwo popada w zniechęcenie, jak dobrze wykonuje swój obowiązek, jaki ma stosunek do słów Bożych i czy jego życie duchowe jest w normie. Owi ludzie są bardzo inteligentni, lecz niestety nie wykorzystują tego we właściwych momentach. Rozwiązują problemy innych, podczas gdy sami nie praktykują prawdy. Osoby tego typu często są przywódcami, pracownikami lub pełnią odpowiedzialne funkcje. Czy właściwy im sposób dążenia do celu jest problematyczny? (Tak). Tak, i to bardzo. Jak bardzo? Powinniśmy to omówić. Osoby tego pokroju posiadają duchowe zrozumienie, są w stanie pojąć Boże słowa i wiedzą, jak odnieść je do samych siebie, lecz nigdy tego nie uczyniły – odnoszą je natomiast do innych ludzi. Jaki mają w tym cel? (Chcą się popisać). Zgadza się. Ludzie ci popisują się, by spełnić własne pragnienia i ambicje, umocnić swój status i zwiększyć swoje szanse na podbicie serc innych. To, że są zdolni tak czynić, ma związek z ich naturą i jest bezpośrednio skorelowane z tym, do czego dążą, wierząc w Boga. Czy gdyby sądzić po tym, że wkładają we wszystko całe serce, wykonują swoją pracę najlepiej jak potrafią i są zdolni pojąć rozmaite stany występujące u innych ludzi, to można by powiedzieć, że są ludźmi dążącymi do prawdy? Niekoniecznie. Jak więc można stwierdzić, czy dany człowiek dąży do prawdy? Czy jest kompetentnym przywódcą ktoś, kto zachowuje się niezwykle odpowiedzialnie, gdy w grę wchodzi wejście w życie braci i sióstr, wkłada we wszystko dużo serca i wysiłku, bardzo dobrze wywiązuje się ze swojej pracy, często poszukuje prawd związanych z każdym ze stanów, w jakie popadają bracia i siostry, a następnie rozwiązuje ich problemy, będąc zdolnym tak właśnie wykonywać swój obowiązek? Czy sądząc po takich zewnętrznych przejawach i ujawnieniach, można z całą pewnością stwierdzić, że ów człowiek dąży do prawdy? (Niekoniecznie). Dlaczego? (Potrafi on wprawdzie rozwiązywać problemy innych ludzi, lecz nigdy nie odniósł Bożych słów do samego siebie). A skoro nigdy nie rozwiązał swoich własnych problemów, to jak może poradzić sobie z problemami innych? (By to zrobić, ucieka się do słów i doktryn). Tacy ludzie pojmują niektóre słowa i doktryny, są inteligentni, mają dobrą pamięć i szybki refleks, a gdy tylko wysłuchają jakiegoś kazania, potrafią od razu popisać się nim przed innymi. Czy na tej podstawie można stwierdzić, że posiadają oni wejście w życie? (Nie). Fakt, że rozwiązują cudze problemy, lecz nigdy nie rozwiązują własnych, nie stanowi zewnętrznego przejawu dążenia do prawdy. Oni jedynie wykorzystują doktrynę, Boże słowa czy też wszelkiego rodzaju taktyki i metody, by przekonać innych i coś im wmówić; posługują się słowami i doktrynami, które pojmują, lub powielają i powtarzają słowa płynące z życiowego doświadczenia innych, by pomóc ludziom wybrnąć z trudnych sytuacji. Aby rozwiązać problemy innych, stosują właśnie takie metody, zamiast skorzystać z tego, przez co sami przeszli, z własnych doświadczeń. To dowodzi, że nie dążą do prawdy. Co takiego zapewniają innym ludziom? (Doktrynę). Dlaczego twierdzimy, że to doktryna? Ponieważ nie jest to coś, co wzięło się z ich własnych doświadczeń, nie przeszli przez to sami i tak naprawdę tego nie pojmują. Czym w rzeczywistości podlewają innych? Doktrynami, sformułowaniami i słowami, które przekonują i pocieszają ludzi. Stosują oni również człowiecze metody, taktyki oraz inteligentne rozwiązania i bez względu na wszystko sądzą, że udzielanie odpowiedzi na pytania rozwiązuje wszelkie problemy oraz że na tym polega ich praca. Czy biorąc pod uwagę ich zewnętrzne przejawy, to, co zapewniają innym ludziom i jak pracują, a także ścieżkę, którą kroczą, można uznać, że podążają oni za prawdą? (Nie). Nie są to ludzie podążający za prawdą. Czyż posługiwanie się prawdą w celu rozwiązania problemów, podczas gdy samemu nie posiada się wejścia, nie jest nieco obłudne? (Jest). To obłuda, hipokryzja i oszukiwanie innych. Czy zatem ludzie tego pokroju są w stanie dobrze wykonywać swoje obowiązki? (Nie). Dlaczego? Ponieważ nie dążą oni do prawdy, podczas gdy istnieje bezpośredni związek pomiędzy jej pojmowaniem a właściwym wykonywaniem własnego obowiązku. Człowiek musi pojąć prawdę choćby po to, by podlewać kościół, rozwiązywać problemy czy radzić sobie z trudnościami, a wręcz zwłaszcza po to, by móc przeniknąć innych ludzi. Każdy aspekt dzieła kościoła ma związek z prawdą; jeżeli człowiek nie pojmuje prawdy, to nie wykona dobrze podstawowej kościelnej pracy, a jedynie poprawnie zrealizuje ogólne zadania. Jeżeli zatem przywódca nie dąży do prawdy, to niezależnie od tego, jak bardzo jest zapracowany, jak wiele trudu sobie zadaje i jak bardzo cierpi, i tak nie wykona dobrze swojej pracy i nie będzie zdolny wypełnić obowiązku w najszerszym możliwym zakresie obejmującym jego funkcję i powinności. Taki człowiek podczas pracy biega z miejsca na miejsce bez powodu, wypatrując problemów, a następnie rozwiązuje je w uproszczony sposób. Jeżeli ktoś napotyka pewne trudności, ów omawia z taką osobą odrobinę doktryny, gdy zaś trafi na kogoś zniechęconego i słabego, dodaje mu otuchy i go zachęca – oto, co czyni. Ludzie tego pokroju sądzą, że wykonują dobrze swoją pracę, jeżeli mają na oku tych, którym przewodzą – ci zaś są zajęci i nie próżnują. Uważają również, że wypełniają swoje powinności i obowiązek, gdy są w stanie wszędzie dotrzeć, kontrolując prace i nimi kierując, gdy nikt na nich nie donosi ani ich nie demaskuje oraz gdy mogą głosić kazania i przemawiać, dokądkolwiek się udadzą, a wszystko przebiega gładko i bez żadnych przeszkód. Tak wygląda praca wykonywana z racji statusu, bez praktycznego posługiwania się prawdą w celu rozwiązania problemów. Takie osoby przywiązują wagę do wykonywania swojej pracy, a czyniąc to, mogą wcale nie wpłynąć na swój status – one jedynie uparcie wykorzystują doktrynę i slogany, by zachęcić danego człowieka lub dodać mu otuchy, z determinacją poświęcając się owemu zajęciu. Sądzą, że dopóki nie są bezczynne, wszystko jest w najlepszym porządku. Po pierwsze, nie mogą się lenić, po drugie, muszą być pracowite, a po trzecie, muszą być w stanie wytrzymać cierpienia. Ci ludzie krzątają się całymi dniami – jeśli wynajdą oni jakiś problem, musi on zostać jak najprędzej rozwiązany, a oni czują potrzebę ciągłego pytania o to, czy przypadkiem ktoś nie napotkał jakichś trudności. Sądzą, że postępując w ten sposób, dążą do prawdy. Lecz czy rzeczywiście owe zewnętrzne przejawy koniecznie świadczą o tym, że tak jest? Czy to na pewno oznacza, że tacy ludzie posiadają wejście w życie? Nadal jest to kwestia dyskusyjna. To pierwszy zewnętrzny przejaw występujący u osób, które posiadają duchowe zrozumienie, lecz nie dążą do prawdy.

Drugi zewnętrzny przejaw występujący u osób posiadających duchowe zrozumienie, które nie dążą do prawdy, to umiejętność rozumienia Bożych słów, ich praktycznego wymiaru, oraz zdolność odnoszenia ich do samych siebie, jednakże bez wcielania ich w życie w jakimkolwiek momencie. Tacy ludzie nie postępują zgodnie ze słowami Boga czy prawdozasadami ani też się nie powściągają. Gdy coś się wydarzy, pragną jedynie, by inni im się podporządkowali i dali im posłuch, lecz oni sami wcale nie chcą poddać się prawdzie. Praktykowanie prawdy i podporządkowywanie się jej traktują jako odpowiedzialność, obowiązek i powinność spoczywające na innych, jako coś, co powinni czynić inni. Siebie samych uznają zaś za stojących z boku. Nieważne, jak wiele pojmują ani ile Bożych słów są w stanie do siebie odnieść, i tak uważają, że wszystko to, co mówi Bóg, jest skierowane do innych ludzi i nie ma z nimi nic wspólnego. Co zatem czynią? Są oni również bardzo zapracowani. Chodzą do kościoła i sprawdzają, kto ich krytykuje, po czym to odnotowują. Następnie wytężają umysły, by znaleźć sposoby na „naprawienie” tej sytuacji. Mówią: „Otwórzmy się i omówmy to. Niezależnie od tego, co o mnie myślisz, jaką masz opinię na mój temat i jakie zarzuty kierujesz pod moim adresem, po prostu mi o tym powiedz, a ja uczynię wszystko, co w mojej mocy, by się zmienić i postępować inaczej”. Jaki cel upatrują w przemianie? Chcą sprawić, by ludzie ich lubili. Co więcej, widzą, kto ich krytykuje i nie podporządkowuje się im, oraz odnajdują odpowiednie fragmenty Bożych słów, by to „naprawić”. Mówią: „Kiedy dom Boży wybiera przywódców i pracowników, Bóg jest panem. W domu Bożym władzę sprawuje prawda. Niezależnie od tego, kto zostaje wybrany przywódcą przez braci i siostry, dzieje się to zgodnie z wolą Boga, a wy powinniście się jej podporządkować. Nie poddajecie się mnie, lecz przewodnictwu Ducha Świętego oraz prawdzie. Jeżeli tego nie uczynicie, zostaniecie ukarani!”. Usłyszawszy to, niektóre osoby zdają sobie sprawę, że przywódca błędnie interpretuje słowa Boże i przeinacza fakty, by ich zmylić, i nie dają mu posłuchu. Gdy ów dostrzega, że ludzie nie całkiem mu się podporządkowują, myśli sobie: „Nie chcesz mi się podporządkować, prawda? Mam inne sposoby na rozprawienie się z tobą. Nie zamierzam się z tobą dalej cackać”. Przywódca pyta więc ludzi, którzy mu się nie podporządkowują: „Czy ukończyliście zadanie, które wam powierzyłem?”. Oni zaś odpowiadają: „Potrzebujemy jeszcze trochę czasu, by je ukończyć, lecz nie spowoduje to opóźnień”. Przywódca mówi: „Czyż sam fakt, że potrzebujecie jeszcze czasu, nie jest już opóźnieniem? W oczach Boga owa odrobina czasu to bardzo dużo. To przejaw braku lojalności. Nazywacie to spełnianiem swojego obowiązku?”. Czy aby na pewno właśnie to pragnie powiedzieć przywódca? Jaki cel przyświeca mu w głębi serca? Pragnie on zmusić owych ludzi do podporządkowania się mu, zdławić ich i upokorzyć, lecz nie może otwarcie tego przyznać. Gdyby to uczynił, bracia i siostry przejrzeliby go na wylot i zdemaskowaliby go – dlatego musi znaleźć jakiś szlachetny powód oraz usprawiedliwienie swoich działań; musi złamać ludzi w sposób „przyzwoity i rozsądny”, tak by inni tego nie zauważyli, sprawić, by osoby, o których mowa, okazały mu posłuszeństwo, oraz osiągnąć przywódczy cel, jakim jest wzmocnienie własnej pozycji i ugruntowanie własnego statusu. Co to za usposobienie? (Taki człowiek jest podstępny i knuje). Ów człowiek jest podstępnym i jadowitym intrygantem, który wszystko czyni przez wzgląd na swój status. Nie bierze pod rozwagę żadnych kwestii, które nie dotyczą owego statusu, i w ogóle nie wkłada w nie serca, natomiast gdy coś wywiera wpływ na jego sławę, zysk, status, dumę oraz pozycję w kościele, wówczas kurczowo trzyma się owych rzeczy, nie odpuszcza i podchodzi do tego bardzo poważnie. Gdy omawia prawdę podczas zwyczajowych zebrań, zdarza się, że czasem wykazuje się pewną samowiedzą, odnosi do siebie słowa Boże i demaskuje własne skażone usposobienie, lecz kryje się za tym pewien cel i zamiar: wszystko to czyni po to, by inni spoglądali na niego z podziwem, zazdrościli mu i go czcili, a także po to, by umocnić swój status. Osoba taka ma ambicje oraz cel. Jeżeli coś nie ma związku z jej statusem, nie piśnie ani słowa; jeżeli w danej sprawie nie chodzi o zabezpieczenie statusu, to nie ruszy nawet palcem – wszystko czyni wyłącznie w trosce o swój status. Taki ktoś dla statusu będzie wypruwać sobie żyły, natomiast jeśli chodzi o dobro kościelnego dzieła, to odkrywszy problemy, nie rozwiąże ich, a gdy inni ludzie będą zgłaszać trudności, nie odniesie się do nich i nie kiwnie nawet palcem, by cokolwiek załatwić; widzi, że inni pracowicie wykonują swoje obowiązki, lecz sam nic nie robi. Co to za typ człowieka? (To ktoś nikczemny i podły, kto żyje wyłącznie dla sławy, zysku i statusu). Czy ktoś, kto żyje wyłącznie dla statusu, dąży do prawdy? Czy w ogóle jest do tego zdolny? (Nie). Trudno orzec. Jeżeli ktoś taki ma choć odrobinę świadomego sumienia, poczucie wstydu, godność i charakter, a także potrafi przyjąć prawdę po tym, jak doświadczył karcenia i osądzania, przycinania oraz prób i oczyszczenia, to wówczas ma szansę zmienić się na lepsze. Jeśli jednak jest odrętwiały, ogłupiały, nieprzejednany i w ogóle nie przyjmuje prawdy, to czy jakiś pożytek płynie z tego, że cokolwiek pojmuje? (Nie). Niezależnie od tego, jak wiele pojmuje ów człowiek, i tak nie zdoła to poruszyć jego serca. Bez względu na to, jak bardzo niektórzy wydają się zajęci, ile godzin dziennie spędzają na ulicach, jak wiele poświęcają, ilu rzeczy się wyrzekają i jak mocno się starają, to jeśli za wszystkim, co robią i mówią, kryje się pragnienie statusu, czy można ich uznać za ludzi podążających za prawdą? Absolutnie nie. Za status gotowi są zapłacić każdą cenę. Dla statusu gotowi są znosić każde cierpienie. Dla statusu nie powstrzymają się przed niczym. Próbują znaleźć na innych haka, wrobić ich, zganić i rozdeptać. Nie obawiają się nawet zaryzykować kary i odpłaty; działają dla statusu, nie myśląc o konsekwencjach. Za czym gonią tacy ludzie? (Za statusem). Na czym polega tu podobieństwo do Pawła? (Pogoń za koroną). Zamiast podążać za prawdą, ubiegają się o koronę sprawiedliwości, gonią za statusem, sławą i zyskiem i uważają tę pogoń za uzasadnioną. Jaka jest najbardziej charakterystyczna cecha takich ludzi? Jest nią to, że pod każdym względem działają z uwagi na status, sławę i zysk. Człowiek tego pokroju, który czyni wszystko przez wzgląd na sławę, zysk i status, jest najbieglejszy we wprowadzaniu innych w błąd. Gdy po raz pierwszy zetkniesz się z kimś takim, nie będziesz w stanie go przeniknąć. Zauważasz, że doktryna, którą głosi, dobrze brzmi, że to, co mówi, wydaje się praktyczne, praca, którą zarządza, jest bardzo odpowiednia, a on zdaje się mieć charakter, i naprawdę go podziwiasz. Tego rodzaju człowiek, wykonując swój obowiązek, jest również skłonny zapłacić pewną cenę. Każdego dnia ciężko pracuje, lecz nigdy nie skarży się na zmęczenie. Nie ma w sobie ani krzty kruchości. Gdy inni okazują słabość, on tego nie czyni. Nie pożąda też cielesnych wygód i nie jest wybredny w jedzeniu. Gdy goszcząca go rodzina przygotowuje dla niego coś specjalnego, odmawia i wcale tego nie je. Spożywa jedynie codzienne pożywienie. Ktokolwiek ujrzy takiego człowieka, podziwia go. Jak zatem można rozpoznać, czy czyni on wszystko przez wzgląd na swój status? Po pierwsze należy zbadać, czy dąży on do prawdy. Po czym to poznać? (Po jego zamiarach oraz tym, od czego zaczyna). To tylko jeden z elementów. Można to poznać przede wszystkim po celu, do którego dąży. Jeżeli zależy mu na dojściu do prawdy, to będzie kładł nacisk na częstą lekturę Bożych słów, pojmowanie prawdy i poznawanie samego siebie dzięki słowom Bożym. Często omawiając kwestie dotyczące samopoznania, będzie zdolny dostrzec, że brakuje mu zbyt wiele i że nie posiada prawdy, oraz w naturalny sposób będzie starał się do niej dążyć. Im lepiej ludzie znają samych siebie, tym większą mają zdolność dążenia do prawdy. Tacy, którzy stale coś mówią i czynią przez wzgląd na swój status, rzecz jasna nie dążą do prawdy. Gdy są przycinani, nie przyjmują tego – bardzo się boją, że ich reputacja zostanie nadszarpnięta. Czy zatem są oni zdolni przyjąć Boże słowa zawierające osąd i karcenie oraz zastanowić się nad sobą? Czy są w stanie prawdziwie pojąć dewiacje występujące we własnym doświadczeniu? Jeżeli nie wykazują żadnego z owych zewnętrznych przejawów, to można mieć pewność, że nie są ludźmi dążącymi do prawdy. Powiedz mi, jakie inne zewnętrzne przejawy występują u ludzi, którzy nie miłują prawdy i zabiegają o status? (Gdy inni ich krytykują, nie przyjmują tego, lecz przybierają postawę obronną, usprawiedliwiają się i podają powody. Mówią coś, by zachować dumę i uchronić swój status. Atakują i sądzą tych, którzy ich nie popierają). Gdy ludzie atakują i osądzają innych, gdy mówią coś i bronią się przez wzgląd na własną dumę i status, wówczas zamiar i cel stojące za ich postępowaniem są w oczywisty sposób niewłaściwe, oni sami zaś żyją wyłącznie dla statusu. Czyż ludzie tego pokroju, którzy mówią i czynią wszystko przez wzgląd na swój status, potrafią liczyć się z intencjami Boga? Czy są w stanie przyjąć prawdę? Zdecydowanie nie. Sądzą oni, że licząc się z intencjami Boga, będą musieli praktykować prawdę, to zaś wiąże się z koniecznością cierpienia i płacenia ceny. W efekcie stracą przyjemność płynącą ze statusu i nie będą zdolni cieszyć się czerpanymi z niego korzyściami. Z tego też względu postanawiają zabiegać wyłącznie o sławę, zysk i status oraz dążyć do uzyskania nagród. Jakie inne zewnętrzne przejawy występują u ludzi zabiegających o status? Co takiego jeszcze czynią? (Jeżeli zauważą w swoim otoczeniu jakieś utalentowane osoby, które wykazują większe zaangażowanie w dążenie do prawdy, osoby, które warto pielęgnować i którym bracia i siostry chętniej udzielają wsparcia, wówczas z obawy, że zajmą one ich miejsce i zagrożą ich statusowi, obmyślają rozmaite metody, by je złamać, oraz wynajdują najróżniejsze powody i wymówki, by je poniżyć. Najpowszechniejszym sposobem jest szufladkowanie ich jako nadmiernie aroganckich, zadufanych w sobie i takich, które stale ograniczają innych, sprawianie, by ludzie w to uwierzyli i niedopuszczanie do tego, by dom Boży je awansował czy pielęgnował). To jest najczęściej spotykany zewnętrzny przejaw. Czy jest coś, co chciałbyś dodać? (Tacy ludzie lubią stale o sobie zaświadczać i się popisywać. Bez przerwy opowiadają wspaniałe rzeczy na swój temat; nigdy nie mówią o swoich wadach, a jeśli zrobią coś złego, nie zastanawiają się nad tym ani nie analizują tego uczynku). Owi ludzie nieustannie mówią o swoim cierpieniu, o cenie, jaką płacą, i o tym, jak Bóg ich prowadzi, oraz prezentują wykonaną przez siebie pracę. Także w ten sposób przejawia się ochranianie i umacnianie statusu. Ludzie, którzy zabiegają o status i dla niego wszystko czynią, mają jeszcze jedną, najistotniejszą, cechę: niezależnie od sytuacji, to oni muszą mieć ostatnie słowo. Zabiegają o status, ponieważ chcą mieć ostatnie słowo. Pragną podejmować najważniejsze decyzje i niepodzielnie sprawować władzę. Niezależnie od sytuacji wszyscy muszą dawać im posłuch i każdy, kto napotka problem, musi zwrócić się do nich, by szukać rozwiązania i prosić o wskazówki. Oni pragną cieszyć się korzyściami płynącymi ze statusu. W każdej sytuacji to oni muszą mieć ostatnie słowo. Nieważne, czy to, co mówią, jest słuszne, czy też nie – nawet jeżeli jest niesłuszne, to i tak muszą mieć ostatnie słowo i wymuszają na innych, by ich słuchali i okazywali im posłuszeństwo. To poważny problem. Niezależnie od sytuacji, muszą mieć decydujące zdanie – nie ma znaczenia, czy pojmują daną sytuację, czy też nie, muszą wetknąć w nią nos i mieć ostatnie słowo. Bez względu na to, jaki problem omawiają przywódcy i pracownicy, to oni muszą podjąć decyzję – inni nie mają tu nic do powiedzenia. Nieważne, jakie rozwiązanie proponują – koniecznie chcą, by wszyscy je przyjęli, a gdy tak się nie dzieje, wpadają w złość i przycinają ludzi, którzy im odmawiają. Jeżeli ktokolwiek ich krytykuje bądź wyraża własną opinię, to nawet wtedy, gdy owa opinia jest słuszna i odpowiada prawdzie, ludzie ci wymyślają najróżniejsze sposoby, by ją zakwestionować. Są wyjątkowo biegli w sofistyce; przekonują innych za pomocą gładkich słówek, a ostatecznie zmuszają ludzi, by postępowali po ich myśli. Zawsze muszą mieć ostatnie słowo. Nigdy nie pertraktują ze swoimi współpracownikami czy partnerami; postępują niedemokratycznie. To wystarczy, by dowieść, że są nadmiernie aroganccy i zadufani w sobie, nie potrafią przyjąć prawdy i w ogóle się jej nie podporządkowują. Jeżeli dzieje się coś ważnego czy decydującego, a oni pozwalają wszystkim dokonać oceny i wyrazić własną opinię, i ostatecznie przyjmują metodę praktykowania zgodną z poglądem większości, a także dbają, by nie przyniosło to szkody dziełu domu Bożego, lecz zapewniło mu ogólną korzyść – jeżeli przyjmują taką postawę, to są ludźmi chroniącymi dzieło domu Bożego i potrafiącymi przyjąć prawdę. Za tego rodzaju postępowaniem stoją bowiem pewne zasady. Czyż jednak ludzie zabiegający o status postępowaliby w ten sposób? (Nie). A jak by postępowali? Gdyby wydarzyło się coś ważnego, nie przejmowaliby się radami innych osób. Na długo zanim usłyszeliby owe rady, mieliby już w głowie rozwiązanie lub decyzję. W głębi serca zdecydowaliby już o tym, co uczynią. Wówczas nie miałoby znaczenia, co powiedzieli inni – nie poświęciliby temu ani chwili. Nawet gdyby ktoś ich zganił, w ogóle by się tym nie przejęli. Nie przywiązują oni żadnej wagi do prawdozasad, nie obchodzi ich, czy coś jest korzystne dla dzieła kościoła ani czy bracia i siostry są w stanie to przyjąć. Te kwestie nie mieszczą się w sferze ich rozważań. To co takiego się dla nich liczy? Muszą mieć ostatnie słowo; chcą decydować w danej sprawie; owa sprawa musi być przeprowadzona po ich myśli, muszą też ocenić, czy jest ona korzystna dla ich statusu, czy też nie. Oto ich perspektywa. Czy tacy ludzie dążą do prawdy? (Nie). Gdy osoby niedążące do prawdy coś czynią, zawsze biorą pod uwagę swój status, sławę i zysk – zawsze mają na względzie to, jakie odniosą korzyści. To jest ich punkt wyjścia we wszystkim, co czynią.

Są ludzie, którzy posiadają duchowe zrozumienie, lecz nie dążą do prawdy. W istocie, tacy ludzie się zdarzają. Co do ich najważniejszych zewnętrznych przejawów: pierwszym z nich jest działanie dla samego działania – takie osoby lubią pracować i nie są w stanie usiedzieć na miejscu. Dopóki są czymś zajęte, dopóty czują się szczęśliwe, zrealizowane i autentyczne. Drugi zewnętrzny przejaw stanowi to, że czynią one wszystko przez wzgląd na swój status. Ludzie tego pokroju mają szczególnie silne ambicje i pragnienia. Stale chcą kontrolować i zjednywać sobie innych oraz zastępować Boga. Pragnienie, by zastąpić Boga – do którego z działań Pawła się ono odnosi? (Do jego dążeń, by stać się Chrystusem). Celem, który przyświeca owym ludziom w ich dążeniu do statusu, nie jest po prostu chęć bycia kimś lepszym od innych, kimś, kto posiada status i jest otaczany czcią. Zasadniczym celem jest dla nich zjednanie sobie ludzi i kontrolowanie ich, sprawienie, by inni oddawali im cześć i traktowali niczym Boga, a także, by wszyscy za nimi podążali, podporządkowywali się im i w nich wierzyli. Co to za sobą pociąga? To, że w ludzkich sercach staliby się Bogiem. To nie jest dążenie do prawdy, lecz raczej podążanie za szatanem. Pogoń za statusem nie jest rzecz jasna dążeniem do prawdy, podobnie jak nie jest nim zabieganie o pracę czy reputację. Jakie są jeszcze inne zewnętrzne przejawy występujące u owych ludzi? (Dążą oni do uzyskania błogosławieństw). To prawda. Płacą cenę, wydatkują się, cierpią i w każdej sytuacji są zdolni porzucić własny interes, lecz czynią to po to, by uzyskać błogosławieństwo. Uzewnętrzniają oni takie przejawy jedynie po to, by uzyskać błogosławieństwo i dobre przeznaczenie. Także i to nie jest dążeniem do prawdy. Oto trzeci zewnętrzny przejaw występujący u ludzi, którzy posiadają duchowe zrozumienie, lecz nie dążą do prawdy. Zupełnie jak Paweł podejmują oni działania i cierpią, by uzyskać błogosławieństwo, oraz przez wzgląd na swoje przeznaczenie, nie bacząc przy tym na żadne koszty. Działając, mają jasny cel: koncentrują się wyłącznie na tym, co jest najważniejsze i niezbędne, by uzyskać błogosławieństwa. Jest dobrze tak długo, jak długo cieszą się aprobatą i poparciem braci i sióstr. Ich uwaga skupia się wyłącznie na tym, jak postrzegają ich inni i jak patrzy na nich Zwierzchnik, oraz na tym, czy Bóg ma ich w sercu. Jest dobrze tak długo, jak długo istnieje pewność, że zostaną pobłogosławieni i nagrodzeni. Jednakże nigdy nie posługują się oni prawdą, by ocenić to, co czynią, i nigdy nie porzucają pragnienia błogosławieństwa; nie podporządkowują się planowym działaniom ani zarządzeniom Boga. Jeżeli źle postąpią i zostaną przycięci, jeśli Zwierzchnik nie będzie z nich zadowolony, a oni uznają, iż nie ma nadziei na uzyskanie błogosławieństwa czy dobrego przeznaczenia, popadną w zniechęcenie, poddadzą się i nie będą już chcieli spełniać swojego obowiązku. Są nawet takie osoby, które najzwyczajniej w świecie nie chcą wierzyć; uważają, że wiara w Boga nie ma sensu. Trzy wyżej wymienione sposoby dążenia stanowią ścieżki, jakimi kroczą ludzie niedążący do prawdy. W każdym kościele jest znaczna liczba ludzi tego pokroju i nikt z nich nie miłuje prawdy. Nie ma znaczenia, jaki obowiązek wykonują, zawsze wiążą go z własnym interesem, uzyskiwaniem błogosławieństw i nagród, nigdy zaś ze swoim wejściem w życie, pojmowaniem prawdy czy przemianą usposobienia. Nieważne, od ilu lat wierzą w Boga czy jak długo wykonują swoje obowiązki – nigdy nie dążyli do samowiedzy i do wejścia w życie ani do miłowania Boga czy podporządkowania Mu się. Bez względu na to, co czynią, nie poszukują prawdy. Nieważne, jakie skażenie ujawniają – nie odnoszą do niego prawdy zawartej w Bożych słowach. Niezależnie od tego, co czynią, ich intencje są samolubne i nikczemne, jedynym celem jest zaś zapewnienie sobie błogosławieństw i osobistych korzyści. Nieważne, w jaki sposób się ich przytnie, i tak nie zastanawiają się nad sobą i nadal uważają, że postępują słusznie. Ludzie tego pokroju rzadko popadają w zniechęcenie. Nie lękają się żadnego cierpienia, jeżeli tylko może im ono zapewnić błogosławieństwo i wejście do królestwa. Są naprawdę wytrwali, lecz bardzo trudno jest im przyjąć prawdę. Prędzej umrą, niż zastanowią się nad sobą i czegoś się o sobie dowiedzą, i wydaje im się, że całkiem nieźle sobie radzą. U ludzi, którzy posiadają duchowe zrozumienie, lecz nie dążą do prawdy, występuje jeszcze jeden zewnętrzny przejaw: niektórzy z nich wysłuchali wielu kazań, lecz nie interesują ich prawdy wyrażane przez Boga ani Jego słowa demaskujące rozmaite ludzkie stany. Nawet wtedy, gdy pojmują owe kwestie, i tak nie są nimi zainteresowani. Skoro tak, to dlaczego nadal wierzą w Boga? Z całą pewnością w ich sercach kryją się niejasne i nierealistyczne myśli. Mówią: „Nie wiem, co Bóg, który zstąpił na ziemię, jest w stanie uczynić. Nie potrafię tego określić. Wydaje się, że przede wszystkim potrafi on omawiać prawdę. Nie w pełni pojmuję te tak zwane prawdy, niemniej jednak to, co On głosi, jest dosyć dobre i sprawia, że ludzie podążają właściwą ścieżką. Jednakże nie umiem stwierdzić, czy to rzeczywiście jest Bóg”. Skoro ludzie tego pokroju tak bardzo wątpią w Boga, to dlaczego pozostają w domu Bożym, zamiast go opuścić? Ponieważ w ich sercach kryją się niejasne poglądy i fantazje. Myślą: „Jeżeli zostanę tu dłużej dla zabicia czasu, być może ostatecznie uniknę śmierci, wejdę do nieba i otrzymam wielkie błogosławieństwa”. Gdy zatem inni dążą do przemiany usposobienia i przyjmują to, że ktoś ich przycina, ludzie tego pokroju modlą się do Boga w niebie tymi słowami: „Boże, przeprowadź mnie przez te trudności i spraw, abym był w stanie przyjąć przycinanie mnie. Gotów jestem podporządkować się Twoim planowym działaniom i zarządzeniom”. Słyszysz, że słowa ich modlitwy nie są niewłaściwe, lecz jednak oni nigdy nie przyznają się do swego skażonego usposobienia ani do tego, że są w błędzie. W głębi serca uznają jedynie Boga w niebie. Co się tyczy Boga, który zstąpił na ziemię, Boga wcielonego, oraz Bożych słów sądu, ludzie ci wcale na to nie zważają, tak jakby owe kwestie nie miały z nimi nic wspólnego. Oto jak prosta i pusta jest ich wiara w Boga. Nieważne, w jaki sposób inni mówią o skażonym ludzkim usposobieniu i potrzebie dążenia do jego przemiany – ludzie tego pokroju i tak zastanawiają się: „Jak to możliwe, że wy wszyscy jesteście tacy zepsuci, a ja nie?”. Sądzą, że są doskonali, pozbawieni wad i skażonego usposobienia. Czasem są do kogoś uprzedzeni lub traktują innych z góry, lecz uważają to za coś normalnego, sądząc, iż jest to jedynie zła myśl, która zniknie, gdy tylko ją stłumią. Zdarza się też, że widząc innych ludzi buntujących się przeciwko Bogu, myślą: „Ja nigdy nie zbuntowałem się przeciwko Bogu. Miłość do Niego, którą mam w sercu, nigdy się nie zachwiała”. Wypowiadają jedynie kilka takich zdań i nie zastanawiają się nad sobą, nie wiedzą również, jak postępować zgodnie z zasadami. Czy ludzie tego pokroju dążą do prawdy? (Nie). Dlaczego zatem nadal mają o sobie tak dobre mniemanie i uważają, że ten sposób wiary w Boga nie jest zły? O co tu chodzi? Ich zachowanie świadczy o tym, że nie miłują prawdy. Zgodnie z ludzkimi pojęciami – jacy to ludzie? Jakie są ich zewnętrzne przejawy? Są elokwentni, bystrzy, szybko się uczą i mają dużą zdolność pojmowania. Rozumieją w lot to, co się do nich mówi, a szczególnie szybko pojmują doktrynę. Jednakże bez względu na to, co z tego rozumieją, kierunek i cel ich dążeń, czyli uzyskanie błogosławieństw, pozostaje niezmienny. Co więcej, traktują oni pojmowane przez siebie prawdy jako teorie teologiczne, swego rodzaju dogmaty czy też nauki. Wcale nie uważają ich za prawdę i dlatego ich nie praktykują ani nie doświadczają, nie mówiąc już o stosowaniu ich w swoim życiu. Tacy ludzie przyjmują i głoszą jedynie te doktryny, które im się podobają i są zgodne z ich pojęciami i wyobrażeniami, sądząc, iż dzięki temu coś uzyskali. Największą korzyścią, jaką czerpią z wiary w Boga, jest zdolność głoszenia doktryn i imponowania wielu ludziom. Jeżeli zaś chodzi o praktykowanie prawdy czy też posiadanie jakiejkolwiek samowiedzy, uważają oni to wszystko za błahostki o niewielkim znaczeniu, gdy tymczasem umiejętności głoszenia duchowych doktryn, udzielania odpowiedzi na pytania i wzbudzania podziwu innych są dla nich najważniejsze i pozwalają im cieszyć się dobrodziejstwami statusu. Z tego względu nie przywiązują wagi do praktykowania prawdy, nie zastanawiają się nad sobą i zadowalają się jedynie możliwością głoszenia wzniosłych kazań. Ich problem jest stosunkowo poważny, poważniejszy nawet niż w przypadku ludzi nieposiadających zrozumienia duchowego, bowiem oni doskonale wiedzą, że mają do czynienia z prawdą, a mimo to jej nie praktykują ani nie doświadczają. Są to ludzie odczuwający niechęć wobec prawdy – tacy, którzy się nią bawią. Czyż nie jest to problem poważnej natury?

Teraz jesteście już zdolni rozpoznać ludzi, którzy posiadają duchowe zrozumienie, lecz nie dążą do prawdy, czyż nie? Czy występują u was jakiekolwiek zewnętrzne przejawy właściwe takim osobom? (Tak, głównie to, że czynię wszystko przez wzgląd na status). Wszystko, co mówisz i robisz, wiąże się z zabieganiem o status – wszystko kręci się wokół niego, a to jest problematyczne. Czy w ogóle da się dążyć do prawdy w taki sposób? Jakie są zewnętrzne przejawy tego, że czyni się wszystko przez wzgląd na status? Chodzi tu przede wszystkim o koncentrowanie się na tym, by zachować twarz, na własnym wizerunku, własnej godności oraz statusie, jaki inni przypisują nam w swoich sercach, na tym, czy nas podziwiają i czczą. Tacy ludzie we wszystkim, co czynią, koncentrują się wyłącznie na wymienionych aspektach, nigdy nie wychwalając Boga ani o nim nie zaświadczając. Dla przykładu, kiedy człowiek niedążący do prawdy spotyka nowego wierzącego, patrzy na niego z góry, myśląc w głębi serca: „Wierzysz w Boga zaledwie od kilku lat i nic nie pojmujesz”. Jeżeli nowy wierzący pragnie poszukiwać prawdy, człowiek tego pokroju najpierw zwróci uwagę na jego wygląd, sposób mówienia oraz to, czy odczuwa do niego sympatię. Jeśli nowy wierzący ma słaby charakter, ów nie będzie chciał omawiać z nim prawdy; wypowie jedynie kilka słów zachęty i na tym poprzestanie. Na czym polega problem człowieka tego pokroju? (Sądzi on, że od wielu lat jest wierzący i posiada kapitał, przez co na każdym kroku afiszuje się ze swoim stażem). Kwestia kapitału stanowi zewnętrzny przejaw zapewniania o własnym statusie. Dysponując kapitałem, owi ludzie czują się uprawnieni do przemawiania z pozycji statusu – nie statusu przyznanego im przez innych, lecz przez nich samych. Czy ludzie pracujący i mówiący w ten sposób dążą do prawdy? (Nie). Czy występują u was takie zewnętrzne przejawy? Mówisz: „Od dziesięciu lat wierzę w Boga. Czy przydzielenie mi kogoś, kto wierzy zaledwie od dwóch lat, nie jest dla mnie obrazą? Nie chcę nawet rozmawiać z tym człowiekiem. Już jedno zamienione z nim słowo by mnie wyczerpało. Przecież on niczego nie pojmuje!”. Taka postawa jest efektem tego, że opanowało cię aroganckie usposobienie. Czy potraktowałbyś kogoś w ten sposób, gdyby twoje serce nie ceniło statusu, gdybyś nie oceniał ludzi na podstawie ich doświadczenia czy stażu i gdybyś nie sądził, że posiadasz kapitał? Wynika z tego jasno, że ze względu na tkwiące w tobie skażone usposobienie zewnętrzne przejawy tego, w jaki sposób traktujesz innych, nikomu nie przynoszą korzyści, co z kolei demaskuje twoje zepsute usposobienie, twoje dążenia oraz to, co skrywasz głęboko w sercu. Istnieje jeszcze jeden zewnętrzny przejaw podejmowania działań przez wzgląd na status. Weźmy osoby, które uzyskały wiedzę fachową lub są ekspertami w jakiejś dziedzinie. Jeśli podczas dyskusji na ten temat ktoś inny odezwie się pierwszy, człowiek tego pokroju zdenerwuje się i pomyśli: „Jak śmiesz odzywać się bez powodu? Nie rozpoznałbyś wielkości, nawet jeśli pojawiłaby się tuż przed tobą!”. Mówi on: „Ukończyłem taką specjalizację na uniwersytecie i wszystkie badania poświęciłem owym zagadnieniom. Po studiach pracowałem przez kilka lat w tym fachu. Odkąd uwierzyłem w Boga, porzuciłem tę profesję na ponad dziesięć lat, lecz z zamkniętymi oczami mogę wyrecytować wszystko na jej temat. Nie lubię o tym mówić, bo wygląda to tak, jakbym się przechwalał”. Co myślisz o tych słowach? Należą one do niewierzących badaczy i opierają się na szatańskich filozofiach, służąc temu, by owi uczeni wyglądali na kompetentnych i zaskarbili sobie powszechną aprobatę. Oświadczyli oni wprawdzie, że nie chcą się przechwalać, lecz dokładnie to czynią, tyle że w bardziej umiejętny sposób. Wspomnieli o posiadanym przez siebie kapitale, na przykład o tym, przez ile lat uczyli się swego fachu i co osiągnęli, a stosują tę metodę, by zakomunikować, że są ekspertami w danej dziedzinie. Czy bycie ekspertem w danej dziedzinie zawsze oznacza, że się ją pojmuje? Czy będąc ekspertem pracującym w domu Bożym, musisz przyjąć taką postawę? (Nie). Co zatem powinieneś uczynić? (Poszukiwać prawdy; dyskutować i dociekać razem z braćmi i siostrami). Wszyscy powinni wspólnie poszukiwać. Mówisz: „Muszę być szczery. Pracowałem w tym fachu przez kilka lat i wiem o nim co nieco, lecz nie znam zasad rządzących tym, w jaki sposób dom Boży go wykorzystuje. Nie wiem, czy posiadana przeze mnie wiedza przyda się domowi Bożemu. Możemy to wspólnie przedyskutować. Przekażę wam trochę podstawowych wiadomości z tej dziedziny”. To jest racjonalny sposób mówienia. Choć osoba taka ma dużą wiedzę o swoim fachu, nie pyszni się i jest skromna. Nie udaje; naprawdę chce dobrze wykonać swoją pracę i podzielić się ze wszystkimi tym, czego się nauczyła i co wie, niczego nie ukrywając. Ludzie tego pokroju czynią to wyłącznie po to, by dobrze wykonać swój obowiązek, nie zważając na to, jak inni ich postrzegają czy traktują. Wykonują oni ów obowiązek wyłącznie po to, by zadowolić Boga, dojść do prawdy i urzeczywistnić ludzkie podobieństwo. Z tego powodu każdy aspekt związany z wykonywaniem obowiązku podporządkowują interesom domu Bożego i mają na względzie wejście w życie braci i sióstr. Nie ma znaczenia, czym się zajmują – zaczynają od rozmów ze wszystkimi, a następnie dyskutują w grupie, by osiągnąć konsensus, pozwalając przy tym braciom i siostrom na przedstawienie własnych pomysłów i podjęcie wysiłków. Wszystkich jednoczy chęć, by dobrze wykonać zadanie. Co myślisz o takim podejściu? Jedynie ludzie dążący do prawdy postąpiliby w taki sposób. Ci, którzy dążą do prawdy, i ci, którzy tego nie czynią, mają odmienne zewnętrzne przejawy, choć tak samo wierzą w Boga. Jakiego pokroju ludzie są wstrętni? (Tacy, którzy nie dążą do prawdy). Jeżeli wiesz co nieco o jakimś fachu, to wcale nie znaczy, że musisz się popisywać i bagatelizować czy ich tłamsić. Niektórzy ludzie, gdy zostają przywódcami lub pracownikami, mądrzą się, chodzą i mówią w pretensjonalny sposób, a nawet przybierają oficjalny ton. Jest to jeszcze bardziej wstrętne. Nawet jeżeli posiadasz pewien status, nie ma potrzeby, abyś się z nim obnosił lub zachowywał się wyniośle. Powinieneś postępować odpowiedzialnie, tak by doprowadzić do tego, że bracia i siostry dobrze wykonają swoje obowiązki. To jest twoja odpowiedzialność, to, co powinieneś zrealizować. Co więcej, jeżeli posiadasz człowieczeństwo i jesteś lojalny, musisz brać odpowiedzialność za swoje czyny. Jak to zrobić? Omawiaj w przejrzysty sposób zagadnienia, których ludzie nie pojmują, te, w przypadku których mają tendencję do popełniania błędów czy dają się zmylić innym, a także koryguj wszelkie pojawiające się błędy i odchylenia, by zyskać pewność, że wszyscy postąpią zgodnie z właściwą metodą, że nie będą już popełniać pomyłek ani nie będą ograniczani przez innych ludzi. Tym sposobem wywiążesz się ze swoich zobowiązań. Na tym polega odpowiedzialność i lojalność w wypełnianiu swego obowiązku. Czy kiedy już to osiągniesz, inni nadal będą mogli powiedzieć, że dążysz do statusu? Nie. Praktykowane przez ciebie zasady już są właściwe, podobnie jak twoja ścieżka. Takie są zewnętrzne przejawy osób dążących do prawdy; tak powinne one praktykować. Ich przeciwieństwo stanowi niezliczona ilość haniebnych zachowań. Jakże buntownicza jest chęć, by się przechwalać i zdobyć wielkie uznanie, ale i ta, by ukryć pewną wiedzę, obawiając się, że gdy inni ją odkryją, przechwałki i szacunek nie będą już możliwe! Tacy ludzie lekceważą interesy domu Bożego, a nawet przyglądają się z boku, chichocząc do siebie: „Zobaczmy, czy jeżeli ja nic nie powiem, to ktokolwiek będzie w stanie klarownie wytłumaczyć tę kwestię! A nawet jeśli coś powiem, to nie zdradzę wszystkiego. Uchylę rąbka tajemnicy dziś i jutro, a i tak nie wyjawię wam całej prawdy. Pozwolę, byście sami się nad tym zastanowili. Niełatwo cokolwiek ze mnie wyciągnąć! Jeżeli powiem wam to wszystko, co pojmuję, byście i wy zrozumieli, to nic mi nie pozostanie, wy zaś mnie przewyższycie. Jak będziecie mnie wówczas postrzegali?”. Jakiego pokroju istota myślałaby w ten sposób? Ten człowiek jest jadowity! Nie ma w nim nic dobrego. Czy jest uczciwy? (Nie). Czy ktoś z was tak postąpił? (Ja. Przede wszystkim po tym, jak przez dłuższy czas szerzyłem ewangelię i uzyskałem pewne wyniki, poczułem, że mam pewne atuty i dysponuję kapitałem. Gdy inni pytali mnie, czy znam jakieś dobre metody lub praktyki, którymi mógłbym się podzielić, zaprzeczałem. Żyłem według zatrutego szatańskiego porzekadła: „Kiedy uczeń nauczy się wszystkiego, co umie mistrz, ten ostatni straci źródło utrzymania”. Obawiałem się, że inni mnie prześcigną i że wówczas utracę swój status). Niełatwo jest przezwyciężyć strach przed tym, że inni zbiorą za ciebie laury. Reputacja i korzyść własna stanowią cele, o które ludzie walczą przez całe życie, lecz jednocześnie są to dwa sztylety tkwiące w ludzkim sercu – zapłacisz za nie własnym życiem!

Są ludzie, którzy spełniwszy pewne uczynki na rzecz dzieła kościoła oraz braci i sióstr, uważają, że wnieśli swój wkład i uzyskali pewien status wewnątrz kościoła. Ilekroć spotykają się z innymi ludźmi, nawiązują do owych dobrych uczynków, które spełnili, tak by wszyscy zaczęli ich postrzegać i pojmować w zupełnie nowy sposób – by pojęli ich kapitał i status, a także ich reputację oraz pozycję w kościele. Dlaczego to czynią? (By się przechwalać i popisywać). A po co się z tym obnoszą? Aby ugruntować swoją pozycję. Co mogą dzięki temu uzyskać? (Mogą sprawić, by inni ich podziwiali). Mogą sprawić, że inni ludzie będą ich podziwiać, wychwalać i czcić. Jak się czują, osiągnąwszy to wszystko? (Cieszą się tym). Czerpią radość z korzyści płynących ze statusu. Czy i wy do tego dążycie? Skąd biorą się owe człowiecze myśli, koncepcje i sposoby myślenia? Co je wywołuje? Co jest ich źródłem? Jest nim skażone ludzkie usposobienie. Owo zepsute usposobienie powoduje, że ludzie ujawniają się w taki sposób, i rodzi ono tego typu dążenia. Są w domu Bożym osoby, które często uważają się za lepsze od innych. Pod jakimi względami? Co sprawia, że czują się lepsze? Niektórzy ludzie potrafią na przykład mówić w obcym języku i sądzą, że świadczy to o posiadaniu przez nich pewnego daru i umiejętności, i że gdyby zabrakło ich w domu Bożym, prawdopodobnie bardzo trudno byłoby szerzyć jego dzieło. W efekcie pragną oni, by inni ich podziwiali, gdziekolwiek się udadzą. Jaką metodę stosują ludzie tego pokroju, gdy spotykają się z innymi? W głębi serca klasyfikują oni osoby wykonujące różne obowiązki w domu Bożym. Na najwyższym szczeblu znajdują się przywódcy, na drugim ludzie obdarzeni wyjątkowymi talentami, na trzecim ci o przeciętnych zdolnościach, a na samym końcu osoby wykonujące różnego rodzaju obowiązki pomocnicze. Niektórzy biorą umiejętność wykonywania ważnych i szczególnych obowiązków za kapitał i traktują ją, jakby oznaczała posiadanie prawdorzeczywistości. W czym tkwi tutaj problem? Czyż nie jest to absurdalne? Wykonywanie pewnych szczególnych obowiązków czyni ludzi tego pokroju aroganckimi i wyniosłymi – na wszystkich patrzą oni z góry. Gdy poznają kogoś nowego, zawsze zaczynają od zapytania owej osoby, jakie obowiązki wykonuje. Jeżeli są one przeciętne, to traktują tego kogoś z góry i uważają, że nie jest on godny ich uwagi. Jeżeli ów człowiek chce coś z nimi omówić, to z pozoru godzą się na to, lecz w głębi duszy myślą: „Chcesz coś ze mną omawiać? Przecież jesteś nikim. Popatrz tylko na obowiązki, które wykonujesz – czy jesteś godny tego, by w ogóle ze mną rozmawiać?”. Natomiast jeżeli obowiązek wykonywany przez daną osobę jest ważniejszy niż ich własny, schlebiają jej i zazdroszczą. Widząc przywódców czy pracowników, zachowują się w stosunku do nich służalczo i schlebiają im. Czy sposób, w jaki traktują ludzi, jest oparty na jakichś zasadach? (Nie. Zależy on od tego, jakie obowiązki wykonują owi ludzie i do której z wielu rozmaitych kategorii zostaną przez nich zaklasyfikowani). Klasyfikują oni ludzi na podstawie ich doświadczenia i stażu, a także talentów, którymi ci zostali obdarzeni. Co ujawnia ów sposób, w jaki klasyfikują ludzi? Ujawnia on dążenia owego człowieka, jego wejście w życie i naturoistotę oraz wartość jego człowieczeństwa. Są ludzie, którzy na widok wyższego przywódcy pochylają głowę, kłaniają się lekko i są uprzejmi. Gdy zaś widzą kogoś, kto posiada pewne umiejętności, jest uzdolniony, ma talent oratorski, wykonuje ważne obowiązki w domu Bożym, czy też kogoś, kto został awansowany i uznany za ważną osobę przez Zwierzchnika – zwracają się do niego wyjątkowo uprzejmie. Natomiast kiedy widzą człowieka o słabym charakterze lub wykonującego pospolity obowiązek, patrzą na niego z góry i traktują go tak, jakby był niewidzialny – podchodzą do niego w inny sposób. Co sobie myślą w głębi ducha? „Choć wierzysz w Boga, to i tak należysz do niższej sfery, a mimo to chcesz ze mną rozmawiać, jakbyśmy byli równi sobie, oraz omawiać ze mną kwestie wejścia w życie i bycia uczciwym człowiekiem. W ogóle się do tego nie nadajesz!” Co to za usposobienie? To arogancja, niegodziwość i nikczemność. Czy w kościele jest wielu ludzi tego pokroju? (Tak). Czy i wy tacy jesteście? (Tak). Uzależnianie sposobu, w jaki traktuje się ludzi, od tego, kim oni są – to nie jest zewnętrzny przejaw kogoś, kto dąży do prawdy. Do czego zatem dąży taki człowiek? (Do statusu). Zachowanie, ujawnienia i typowe zewnętrzne przejawy występujące u ludzi świadczą o wszelkich myślach, poglądach, zamiarach i dążeniach, a także o ścieżce, którą oni kroczą. To, co ujawniasz, oraz twoje stałe zewnętrzne przejawy są tym, do czego dążysz – twoje dążenia zostają zdemaskowane. Choć ludzie tego pokroju posiadają duchowe zrozumienie, potrafią pojąć Boże słowa, znaleźć powiązania i odnieść je do własnych stanów, to bez względu na to, co się wydarzy, nie poszukują prawdy i nie odnoszą się do niej zgodnie z zasadami wyznaczonymi przez prawdę zawartą w słowach Bożych. Zamiast tego podchodzą do owej prawdy i postępują zgodnie z własnymi pojęciami, wyobrażeniami, zamiarami, celami, pragnieniami i upodobaniami. Czy ludzie tego pokroju są w stanie wkroczyć w prawdorzeczywistość? (Nie). Ich serca nadal skrywają zasady i metody wykorzystywane przez osoby niewierzące do rozprawiania się ze światem; nadal klasyfikują ludzi na podstawie ich doświadczenia i stażu, a także przypisują osoby przebywające w domu Bożym do różnego rodzaju kategorii. Oceniając ludzi, nie posługują się prawdą, lecz poglądami i standardami niewierzących. Czy na tym polega dążenie do prawdy? (Nie). Choć gdy przemawiają i wygłaszają kazania, sprawiają wrażenie osób pojmujących prawdę, to czy w sposobie, w jaki wykonują swoje obowiązki, można dostrzec choć odrobinę prawdorzeczywistości? (Nie). Czy zatem ludzie tego pokroju posiadają wejście w życie? (Nie). Mają oni w sobie zbyt wiele zepsucia i nie są zdolni spełnić wymogów niezbędnych do osiągnięcia zbawienia. Skoro stale biorą te rzeczy za kapitał, to ile z pojmowanych przez nich Bożych słów są w stanie wcielić w życie? Czy ich serca faktycznie wypełnia prawda lub Boże słowa? Ile znaczy dla nich wejście w życie i przemiana własnego usposobienia? Właściwie co takiego zakorzeniło się w ich sercu? Wszystko to są bez wątpienia szatańskie filozofie oraz człowiecza spuścizna, a także ludzkie pojęcia i wyobrażenia na temat wiary w Boga. Jeżeli zakorzenią się one zbyt głęboko w sercach ludzi, to będzie im niezwykle trudno przyjąć prawdę. Stale myślą o tym, jak postrzega ich Zwierzchnik; czy ich ceni; czy mają miejsce w sercu Boga i czy Bóg ich zna. W taki sam sposób patrzą na innych ludzi: zwracają uwagę na to, czy Zwierzchnik ich ceni i czy Bóg jest z nich zadowolony. Traktują ludzi na różne sposoby w zależności od tego, z kim mają do czynienia. Jeżeli ich serce nieustannie przywiązuje wagę do takich kwestii, to jakiż wpływ może mieć na nich prawda? Do czego tak naprawdę dążą ludzie, którzy stale trwają w takich stanach i żyją zgodnie z tego rodzaju filozofiami życiowymi? Czy mogą oni wkroczyć w prawdorzeczywistość? (Nie). W takim razie czym kierują się w swoim życiu? (Żyją zgodnie z szatańskimi filozofiami życiowymi). Żyją oni zgodnie z szatańskimi filozofiami, a mimo to sądzą, że posiadają wiedzę, że są uczeni i mądrzy, i w swym wnętrzu odczuwają sporo przyjemności. Jak postrzegają dom Boży? (Jako społeczeństwo). Postrzegają oni dom Boży jako społeczeństwo. Nie wyzbyli się jeszcze tego przekonania. Jak zatem rozwiązują owe problemy? Tu nie chodzi jedynie o to, by ludzie czytali Boże słowa i byli w stanie uznać fakty obnażone przez Boga. Muszą oni także doświadczyć przycinania, prób i oczyszczenia. Muszą również poznać swoją naturoistotę, wyraźnie dostrzec esencję kapitału, talentów, wiedzy i umiejętności, wyzbyć się owych rzeczy, przyjąć prawdy zawarte w Bożych słowach i żyć w zgodzie z prawdą. Jedynie w ten sposób można rozwiązać problem skażonej natury.

Dążenie do prawdy nie jest prostą sprawą. Ludzie muszą nauczyć się patrzeć na świat przez pryzmat Bożych słów. Dawniej mieli wiele niewłaściwych poglądów. Jeżeli nie będą poszukiwać prawdy, nie uświadomią ich sobie i wciąż będą postępować tak jak wcześniej, sądząc, iż mają rację, okazując arogancję i zadufanie w sobie, i nawet jeżeli ich przytniesz, i tak nie przyznają się do błędu. Bardzo trudno jest zmienić perspektywę postrzegania właściwą ludziom niedążącym do prawdy. Przykładowo: są tacy, którzy widząc w kościele człowieka niegdyś prowadzącego firmę, odczuwają w swych sercach szacunek i podziw. Zazdroszczą takim osobom, adorują je, podziwiają, a wręcz czczą. W ich sercach posiadają one pewien status. Co należy uczynić w takiej sytuacji? Taką osobę trzeba przeniknąć i potraktować wedle prawdozasad, należy również upewnić się, czy jest to ktoś, kto miłuje prawdę, kto do niej dąży i rzeczywiście zasługuje na szacunek. Jeżeli po nawiązaniu z nią kontaktu i przeniknięciu jej okaże się, że wcale taka nie jest, nie będziesz już podziwiać jej w swym sercu ani darzyć wielkim szacunkiem. Powinieneś traktować ją zwyczajnie i utrzymywać z nią normalne relacje. Co to znaczy „traktować zwyczajnie”? To znaczy: wiedzieć, jak traktować ją we właściwy sposób. Ludzkie serca pełne są osobistych upodobań, pragnień i dążeń, a ich wartość ujawnia się w wielu drobnych zachowaniach. Gdy tacy ludzie czczą jakąś osobę, odnoszą się do niej ze szczególnym szacunkiem, a gdy o niej mówią, ich słowa są wyjątkowo taktowne i uprzejme. Co z tego wynika? To, że owa osoba cieszy się statusem w ich sercach i że ją podziwiają. Oprócz tego wypowiadają też inne słowa. Często mówią: „Ten człowiek był wcześniej urzędnikiem. Nie przystoi, by kogoś takiego traktowano w domu Bożym jak zwykłego śmiertelnika”. Sądzą, że dom Boży nie przykłada wagi do utalentowanych jednostek. Tak wybitna osobistość potrafiła się ukorzyć i przybyć do domu Bożego, stać się osobą wierzącą i wypełniać obowiązek, a mimo to nikt nie patrzył na nią z podziwem ani jej nie awansował, a Zwierzchnik nie zadbał o to, by w szczególny sposób przedstawić ją braciom i siostrom. Gdy pytasz człowieka tego pokroju, jak owa osoba radzi sobie z wypełnianiem obowiązków, ów odpowiada: „Ten ktoś wcześniej prowadził firmę i zatrudniał kilka tysięcy osób. Wykonanie tak niewielkiej ilości pracy nie stanowi dla niego żadnego problemu. W domu Bożym nie ma nikogo, kto miałby mocniejszy charakter. Należy on do elity, a w domu Bożym nie ma takich osób”. Co to za słowa? Ludzie tego pokroju sądzą, że w świeckim świecie istnieją elity, zaś w domu Bożym – nie. Ludzie przebywający w domu Bożym posiadają prawdę, a czy można to samo powiedzieć o ludziach ze świeckiego świata? Twierdzisz, że w świeckim świecie istnieją elity, więc dlaczego to nie w elity wierzysz? Dlaczego przyszedłeś tutaj, by wierzyć w Boga? Masz jakieś wyobrażenia o Bogu; powinieneś czym prędzej powrócić do świeckiego świata. Czy to, że ludzie tego pokroju są zdolni mówić takie rzeczy, nie dowodzi, iż jest to głos szatana? To jego głos. Owe osoby wprawdzie wierzą w Boga i przychodzą do Jego domu, lecz wychwalają szatana. Stwierdziły one niemalże: „Gdy jakiś sławny człowiek wierzy w Boga, to ma on najmocniejszy charakter. Jeżeli on nie może być udoskonalony, to dla całej naszej reszty nie ma nadziei. Jesteśmy niczym w jego oczach”. W sercach i oczach ludzi tego pokroju osoby wierzące w Boga nie dorównują sławom, przedsiębiorcom i urzędnikom ze świeckiego świata. Jedynie ci ostatni stanowią elitę i tylko oni są ważni. Czy gdy czytasz między wierszami to, co mówią tacy ludzie, sądzisz, że dążą oni do prawdy? (Nie). Nieważne, ilu kazań wysłuchają – ich poglądy, myśli, opinie o świecie oraz o sławnych ludziach i elitach nie ulegają zmianie. Czy doszli oni do prawdy? Czy posiadają wejście w życie? (Nie). Kim jest taki człowiek? (Niedowiarkiem). Ktoś taki jest niedowiarkiem. Jest Judaszem i zdrajcą! Jego umysł nie uznaje Boga ani prawdy za najwyższe wartości. Dla niego są nimi natomiast: doczesna władza, prestiż, sława i zysk. Taki człowiek to zdrajca. To myśli i poglądy właściwe Judaszowi. Są to myśli i logika właściwe szatanowi. Choć ludzie tego pokroju są w stanie pojąć prawdę, ich myśli i poglądy i tak nie ulegną zmianie. Dążą oni do reputacji, statusu i władzy. Gdy przebywasz z takim człowiekiem i rozmawia on z tobą, jego sposób wyrażania się jest niewłaściwy i wywołuje wrażenie, że trudno się do niego zbliżyć, a przeciętni ludzie są dla niego niewidzialni. To dlatego ma on tak wiele wyobrażeń dotyczących Boga. Niezależnie od tego, jak wiele prawd jest w stanie wyrazić Bóg, ów człowiek stale kryje w swym sercu barierę, która go od Niego oddziela. Uważa on, że zwykłe człowieczeństwo Boga wcielonego jest czymś zwyczajnym i że wcale nie jest wielkie ani potężne. Z tego względu jest zdolny czcić wiedzę i talenty oraz ubóstwiać wybitne osobistości. Gdy aroganckie, zadufane w sobie i próżne osoby o szatańskim usposobieniu widzą Chrystusa posiadającego zwykłe człowieczeństwo oraz pełnego prawdy, jakże mogą się przed Nim pokłonić i oddać Mu cześć? W głębi duszy myślą one: „Jesteś Bogiem. Posiadasz jedynie prawdę. Nie posiadasz wiedzy. Ja mam różne talenty i wiedzę większą od Twojej, moje talenty przewyższają Twoje, mam większą zdolność radzenia sobie z rozmaitymi sprawami niż ty i lepiej idzie mi komunikacja ze światem zewnętrznym”. Gdy ludzie tego pokroju wykonują jakąś pracę w kościele, dysponują pewnym kapitałem lub do czegoś się przyczyniają, mają jeszcze niższe mniemanie o Bogu. Czy są to osoby, które dążą do prawdy? (Nie). Ludzie, którzy nie dążą do prawdy, wykazują niezliczoną ilość paskudnych zachowań i nie mają ani krzty rozumu. Osoby tego pokroju często dają się porwać zewnętrznym zjawiskom związanym z ludźmi, wydarzeniami i rzeczami – w jednej chwili uważają, że Bóg ma rację, a za chwilę, że się myli; raz myślą, że Bóg istnieje, a za moment, że Go nie ma; w jednej chwili wierzą, że Bóg sprawuje władzę suwerenną nad niebiosami, ziemią i wszelkimi rzeczami, a za chwilę w to wątpią. Ich serca są stale targane konfliktami i walką. Choć ten drugi rodzaj ludzi posiada duchowe zrozumienie, a także pojmuje prawdę w najpłytszym możliwym znaczeniu – to znaczy w formie zwykłych słów i doktryn, co jednak nadal liczy się jako posiadanie pewnych zdolności pojmowania – to mimo że jest w stanie zrozumieć niektóre prawdy, i tak nigdy nie wcieli ich w życie. Jakie są zewnętrzne przejawy takich ludzi? Pogoń za pracą, za błogosławieństwem, za zaspokojeniem swej niesprecyzowanej wiary i potrzeby duchowego wsparcia, a także za reputacją i statusem. Oto drugi rodzaj ludzi.

Trzeci typ ludzi cechuje się duchowym zrozumieniem i dąży do prawdy. Osoby posiadające duchowe zrozumienie są w stanie pojąć, czego dotyczą Boże słowa, odnieść do siebie rozmaite stany w nich obnażone oraz wskazać, co jest problematyczne w ich własnych stanach. Jednakże sama zdolność odnoszenia do siebie owych słów nie oznacza, że dążysz do prawdy. Czynisz to jedynie wtedy, gdy odniósłszy do siebie owe słowa, praktykujesz je i w nie wkraczasz. Jakie są zewnętrzne przejawy związane z dążeniem do prawdy występujące u osób zdolnych pojąć Boże słowa i posłużyć się zawartymi w nich zasadami, czyniąc je fundamentem rzeczywistego wejścia? Po pierwsze są one w stanie przyjąć Boże posłannictwo i dobrze wykonywać swój obowiązek. Po drugie są zdolne poszukiwać prawdy w obliczu okoliczności zarządzonych przez Boga, a także podporządkować się Mu. Kolejny aspekt polega na tym, że przywiązują one wagę do analizowania każdego szczegółu swoich codziennych stanów i objawień, a następnie są w stanie odnieść do siebie Boże słowa, rozwiązać swoje problemy i dotrzeć do etapu, na którym w obliczu każdego rodzaju sprawy będą postępować zgodnie z zasadami i w każdej sprawie posiadać ścieżkę praktykowania. Na przykład ostatnim razem omówiłem i przeanalizowałem siedem grzechów głównych Pawła – musicie umieć odnieść to do siebie, naprawdę to pojąć, praktykować i w to wkroczyć. Zdolność odnoszenia do siebie tych kwestii jest ściśle powiązana z wejściem w życie. Owa umiejętność stanowi bramę do wejścia w życie. To, w jaki sposób wejdziesz, przekroczywszy ową bramę, będzie zależało od tego, czy pojmujesz ten konkretny aspekt prawdy. Pojąwszy jeden aspekt prawdy, można wejść w jeden aspekt rzeczywistości, zaś zrozumienie dwóch aspektów prawdy pozwala wejść w dwa aspekty rzeczywistości. Jeżeli pojmujesz jedynie doktrynę i nie posiadasz zasad wejścia, to nie będziesz zdolny wkroczyć w rzeczywistość. Dlatego tak ważne jest, byś zaczął od zrozumienia wielu prawd. Jak masz to zrobić? Musisz przeczytać wiele Bożych słów, rozważyć je, odnieść je do swojego prawdziwego życia i wykonywanych przez ciebie obowiązków, odszukać zasady praktykowania i prowadzącą do niego ścieżkę. Wówczas wejście w rzeczywistość stanie się proste. Jeżeli masz jakieś realne problemy, to musisz odnieść je do odpowiednich fragmentów Bożych słów, a następnie im zaradzić. Jeżeli masz jakieś pojęcia czy mylne wyobrażenia na temat Boga, to tym bardziej musisz odnieść do nich Boże słowa, być w stanie rozpoznać, pod jakim względem owe pojęcia bądź mylne wyobrażenia są niewłaściwe i jakiej natury problemy one stanowią. Musisz być w stanie przeanalizować te problemy, a następnie poszukać odpowiadających im prawd, by się z nimi uporać. Oto droga do wejścia w życie. Paweł wykonał tak wiele pracy, lecz czy posiadał ową ścieżkę? Absolutnie nie. Jaki był pierwszy z siedmiu grzechów głównych Pawła? Uważał on za właściwy cel pogoń za laurami i błogosławieństwami. Dlaczego traktowanie dążenia do błogosławieństw jako celu jest czymś złym? Jest to zupełnie sprzeczne z prawdą i niezgodne z Bożą intencją zbawienia ludzi. Skoro bycie błogosławionym nie jest odpowiednim celem, do którego ludzie mają dążyć, jaki cel jest odpowiedni? Dążenie do prawdy, dążenie do zmian w usposobieniu i zdolność poddania się wszystkim Bożym zarządzeniom i ustaleniom: oto cele, do których ludzie powinni dążyć. Powiedzmy na przykład, że przycinanie powoduje, iż pojawiają się u ciebie pojęcia i błędne mniemania i stajesz się niezdolny do podporządkowania się. Dlaczego nie możesz się podporządkować? Ponieważ czujesz, że twoje przeznaczenie lub marzenie o byciu pobłogosławionym zostało zakwestionowane. Popadasz w negatywne nastawienie i zdenerwowanie i próbujesz wycofać się z wykonywania obowiązku. Jaki jest tego powód? Wystąpił problem z twoim dążeniem. Jak go zatem rozwiązać? Konieczne jest natychmiastowe porzucenie tych błędnych idei i poszukiwanie prawdy, aby rozwiązać problem twojego zepsutego usposobienia. Powinieneś powiedzieć sobie: „Nie wolno mi rezygnować, muszę nadal dobrze wypełniać obowiązek, który istota stworzona powinna wypełniać, i odłożyć na bok pragnienie bycia błogosławionym”. Kiedy porzucasz pragnienie, by zostać pobłogosławionym, i kroczysz ścieżką dążenia do prawdy, z twoich ramion zostaje zdjęty wielki ciężar. Czy nadal będziesz zdolny do negatywnych uczuć? Nawet jeśli wciąż zdarzają się sytuacje, w których przyjmujesz negatywną postawę, nie pozwalasz już, aby cię to ograniczało. W głębi serca modlisz się i walczysz, zmieniając cel swojego dążenia z poszukiwania błogosławieństw i przeznaczenia na dążenie do prawdy, i myślisz sobie: „Obowiązkiem istoty stworzonej jest dążenie do prawdy. Zrozumieć dzisiaj pewne prawdy – oto największe błogosławieństwo ze wszystkich, nie ma większego żniwa. Nawet jeśli Bóg mnie nie chce i nie mam dobrego przeznaczenia, a moje nadzieje na błogosławieństwo zostaną zniweczone, to i tak wypełnię swój obowiązek właściwie, bo jestem do tego zobowiązany. Bez względu na przyczynę, nic nie wpłynie na wypełnianie przeze mnie moich obowiązków, nie wpłynie na wypełnianie przeze mnie Bożego zadania; to jest zasada, według której żyję”. Czy tym samym nie wydostałeś się z ograniczeń cielesności? Niektórzy mogą powiedzieć „No dobrze, a co, jeśli nadal jestem zniechęcony?”, a potem dalej szukać prawdy, aby znaleźć rozwiązanie. Bez względu na to, ile razy popadniesz w zniechęcenie, jeśli będziesz po prostu nadal szukać prawdy, aby sobie z tym poradzić, i dalej dążyć do prawdy, powoli wyjdziesz z tego negatywnego stanu i pewnego dnia zorientujesz się, że już nie czujesz pragnienia błogosławieństw, że już nie ogranicza cię przeznaczenie ani wynik, i że łatwiej i swobodniej żyje ci się bez tych rzeczy. Poczujesz, że życie, które wiodłeś przedtem, gdy każdy twój dzień miał na celu zdobycie błogosławieństw i przeznaczenia, było wyczerpujące. Każdy dzień spędzony na mówieniu, pracowaniu i wytężaniu umysłu w celu uzyskania błogosławieństw – i co ci to ostatecznie dało? Jaką wartość ma takie życie? Nie dążyłeś do prawdy, tylko zmarnowałeś wszystkie swoje najlepsze dni na błahostki. Ostatecznie nie zdobyłeś żadnej prawdy i nie byłeś w stanie opowiedzieć o żadnym świadectwie opartym na doświadczeniu. Zrobiłeś z siebie głupca, całkowicie się zhańbiłeś i poniosłeś porażkę. Jaka jest prawdziwa przyczyna tego stanu rzeczy? Chodzi o to, że twoja intencja zdobycia błogosławieństw była zbyt silna, że twój wynik i przeznaczenie zajmowały twoje serce i zbyt mocno cię ograniczały. Kiedy jednak nadejdzie dzień, w którym wyswobodzisz się z niewoli swoich perspektyw i swojego przeznaczenia, będziesz w stanie zostawić wszystko za sobą i podążać za Bogiem. Kiedy będziesz w stanie całkowicie uwolnić się od tych rzeczy? W miarę jak twoje wejście w życie nieustannie staje się coraz głębsze, ty osiągasz zmianę w swoim usposobieniu, i właśnie wtedy możesz całkowicie się od nich uwolnić. Niektórzy mówią: „Mogę odpuścić te rzeczy, kiedy tylko zechcę”. Czy jest to zgodne z prawem naturalnym? (Nie). Inni zaś mówią: „Rozgryzłem to wszystko w ciągu jednej nocy. Jestem prostą osobą, a nie skomplikowaną czy delikatną jak reszta z was. Wasze ambicje i pragnienia są zbyt wielkie, co pokazuje, że jesteście o wiele bardziej zepsuci niż ja”. Czy tak właśnie jest? Nie. Cała ludzkość ma tę samą zepsutą naturę, w gruncie rzeczy niezróżnicowaną. Jedyna różnica między ludźmi sprowadza się do tego, czy mają człowieczeństwo, czy też nie, i jakimi są osobami. Tych, którzy kochają i akceptują prawdę, stać na stosunkowo głębokie i wyraźnie poznanie swojego zepsutego usposobienia, a inni błędnie myślą, że tacy ludzie są do głębi zepsuci. Ci, którzy nie kochają ani nie akceptują prawdy, zawsze myślą, że nie ma w nich zepsucia, że dzięki kilku dobrym zachowaniom zostaną świętymi ludźmi. Ten punkt widzenia jest oczywiście błędny – w rzeczywistości nie chodzi o to, że ich zepsucie jest niewielkie, ale o to, że nie rozumieją prawdy i nie mają wyraźnej wiedzy o istocie i prawdzie własnego zepsucia. Krótko mówiąc, aby uwierzyć w Boga, trzeba przyjąć prawdę, praktykować ją, wejść w jej rzeczywistość i osiągnąć zmiany w swoim życiowym usposobieniu, zanim będzie można zmienić niewłaściwy kierunek i ścieżkę swoich dążeń, zanim będzie można całkowicie rozwiązać problem zabiegania o błogosławieństwa i kroczenia ścieżką antychrystów. W ten sposób można zostać zbawionym i udoskonalonym przez Boga. Wszystkie prawdy, które Bóg wyraża, aby osądzić i oczyścić człowieka, to właśnie mają na celu.

Czy są pośród was tacy, którzy nadal pragną być Bogiem? (Nie). Czy owo pragnienie już wam nie towarzyszy dlatego, że brak wam śmiałości, czy też dlatego, że nie żywicie na to nadziei albo nie posiadacie odpowiednich po temu uwarunkowań i otoczenia? Trudno powiedzieć. Przede wszystkim jest rzeczą pewną, że nikt nie pragnie czynnie dążyć do bycia Bogiem. Jednakże jak byś się czuł, gdyby w szczególnych okolicznościach znaleźli się ludzie, którzy by cię czcili, wychwalali, często komplementowali i wysławiali, i gdybyś w ich sercach posiadał status, oni zaś nieświadomie uczyniliby z ciebie swego rodzaju doskonały i potężny wizerunek, i choć nie poświadczyliby, że jesteś Bogiem, i wiedzieliby, że jesteś człowiekiem, to jednak nadal by cię czcili, okazywali ci posłuszeństwo i traktowali cię tak, jakbyś był Bogiem. Czy nie odczuwałbyś wówczas szczególnej przyjemności i satysfakcji? (Zgadza się). To wystarczy, by uznać, że nadal żywisz owo pragnienie. Każdy człowiek o skażonym usposobieniu pragnie być Bogiem. Chodzi jedynie o to, że gdy nikt nie traktuje cię jak Boga, czujesz, że brak ci koniecznych ku temu predyspozycji. Gdy poczujesz, że je posiadasz, gdy otoczenie będzie odpowiednie, a sytuacja zadowalająca, wyniesiesz się na tę pozycję. Może się też zdarzyć, że samodzielnie tego nie uczynisz, ale czy zachowasz skromność, gdy inni ludzie bez wahania cię wywyższą? Zaakceptujesz owo wyniesienie „bez zastrzeżeń”. O co tutaj chodzi? Szatańska natura zakorzeniła się głęboko w ludziach i pozostaje nienaruszona: oni nigdy nie chcą być tylko ludźmi – zawsze chcą być Bogiem. Czy człowiek może stać się Bogiem, po prostu tego pragnąc? Szatan zawsze chciał być Bogiem i co się z nim stało? Został strącony z nieba na ziemię. Taki los spotkał go za to, że pragnął być Bogiem. Powiedzcie Mi, jak ja się czuję z Moją własną tożsamością, Moim statusem i Moją istotą? Z pewnością tego nie wiecie. Niczego nie czuję; wszystko jest bardzo zwyczajne. Bóg wcielony jest szczególnie realny i zwykły. Nie ma w Nim nic nadprzyrodzonego i nie żywi On żadnych wyjątkowych uczuć. Wiesz, co myślisz; wiesz, co lubisz; wiesz, w jakiej rodzinie się urodziłeś, ile masz lat i jakie posiadasz wykształcenie; wiesz, jak wyglądasz. Czy jednak normalną rzeczą jest wiedzieć, czy też nie wiedzieć, jaka jest twoja wewnętrzna istota? (Normalną rzeczą jest tego nie wiedzieć). Normalny jest brak jakichkolwiek uczuć z tym związanych. Posiadanie uczuć z tym związanych byłoby czymś nadprzyrodzonym. Nie byłoby to cielesne ani nie stanowiłoby o zwykłym człowieczeństwie. Nadprzyrodzoność jest anormalna. Ludzie, którzy stale zachowują się w anormalny sposób i żywią anormalne uczucia, nie są istotami śmiertelnymi, lecz złymi duchami. Niektórzy pytają mnie, czy wiem, kim jestem. Powiedz Mi: czy znałbym odpowiedź? Czy powinienem to wiedzieć? Kieruję się logiką i sposobem myślenia zwykłego człowieka. Mam zwyczajne myśli i prowadzę normalne, rutynowe życie cielesne. Posiadam sumienie, racjonalność i osąd właściwe zwykłemu człowieczeństwu. Kieruję się również zasadami samokontroli, załatwiania spraw i interakcji, jakimi kieruje się zwykłe człowieczeństwo. Wszystko to jest jasne. Posiadam wszystkie zasady związane z tym, jak należy postępować, jak traktować różnych ludzi, a także jak i którym z nich pomagać. Życie w zwykłym człowieczeństwie oraz wykonywanie czynności, które powinienem wykonywać, stanowi zwykłe człowieczeństwo. Nie ma w tym nic nadprzyrodzonego. Bóg nie czyni rzeczy nadprzyrodzonych. To normalne, że nie mam takiej wiedzy. Gdybym ją posiadał, oznaczałoby to kłopoty. Dlaczego? Gdybym miał tę wiedzę, nosiłbym w sobie ciężar – zbyt wiele kwestii stojących ze sobą w sprzeczności wchodziłoby tu w grę. Owa część zawierająca wiedzę nie jest cielesna ani nie należy do świata materialnego; jest nadprzyrodzona i stoi w sprzeczności ze sprawami tego świata. Tak jest z ludźmi, którzy są w stanie ujrzeć zjawiska zachodzące w królestwie duchowym. Żyją oni w ciele i w świecie materialnym, a jednak widzą nieludzki i niematerialny świat. Są oni w stanie widzieć oba te światy i opowiadają dziwne rzeczy. To nie jest normalne. Wpłynie to na myśli i pracę innych. Poza tym, ludzie wierzący w Boga i dążący do prawdy powinni coś wiedzieć o sprawach należących do królestwa duchowego. Wiele jest rzeczy, o których ludzie nie mogą mieć pojęcia, lecz właściwie niewiedza nie jest żadną stratą; zarówno wiedza, jak i niewiedza są czymś dobrym. Bóg wyznaczył już granicę tego, co istoty śmiertelne mogą pojąć, poznać i poczuć. Bóg mówi ci co do słowa wszystko to, co musisz wiedzieć – On mówi ci wszystko i nie pozwala, byś miał braki w wiedzy. Jednakże starannie zapieczętowuje On to, czego nie musisz wiedzieć. Nie powie ci tego – nie będzie niepokoił twoich myśli i twego umysłu. Kolejnym aspektem jest to, iż dla istot śmiertelnych sprawy należące do królestwa duchowego stanowią swego rodzaju tajemnicę, dziwne zjawiska czy też rzeczy rodem z innego świata. W głębi swych serc ludzie chcą się czegoś o nich dowiedzieć, lecz co można uczynić z taką wiedzą? Czy jesteś w stanie ją zweryfikować? Czy możesz być jej częścią? Wiele spraw należących do królestwa duchowego pozostaje tajemnicą, której nie można ujawnić przed czasem. Jest to coś, w czym nikt nie może uczestniczyć – wystarczy posiadać ograniczoną ilość takiej wiedzy. Bóg sprawuje suwerenną władzę nad tym światem i nad tą rasą ludzką, a tajemnic jest tu zbyt wiele. To, co powinniśmy pojąć, to Boże słowa i prawdy oraz intencje Boga; powinniśmy wejść w prawdorzeczywistość, podporządkować się pełni Bożej władzy suwerennej dostępnej ludziom, pojąć ją i uznać, a następnie zyskać zdolność odczuwania bojaźni Bożej, przyznać, że Bóg jest naszym Stwórcą, przyjąć fakt, iż sprawuje On władzę suwerenną nad wszystkim, a w końcu móc wypowiedzieć słowa Hioba: „Jahwe dał, i Jahwe zabrał; błogosławione niech będzie imię Jahwe” (Hi 1:21). Czego ludzie muszą doświadczyć, by osiągnąć taki rezultat? Muszą doświadczyć osądu i karcenia, przycinania, testowania i oczyszczania, a także wszelkiego rodzaju okoliczności zarządzonych przez Boga, i poprzez nie poznać Boże uczynki i usposobienie, pojąć istotę Stwórcy i być w stanie odnieść Jego słowa, które przeczytali, bądź kazania, których wysłuchali, do samych siebie. Ostatecznie nie ma znaczenia, jak Bóg ich traktuje, czy coś im zabiera, czy też daje – i tak zyskują jasne i dokładne zrozumienie Bożych uczynków, podporządkowują się im i przyjmują je w sposób właściwy racjonalności istot stworzonych. Właśnie do tego celu dąży Bóg.

Powróćmy do omawiania naszego dzisiejszego tematu. Zewnętrzne przejawy ludzi dążących do prawdy oraz tych, którzy do niej nie dążą, zasadniczo dzielą się na trzy wymienione przeze mnie typy. Dokonałem szczegółowego rozróżnienia pomiędzy nimi. Pierwszy typ to osoby, które nie posiadają duchowego zrozumienia; drugi – takie, którym nie brak duchowego zrozumienia, lecz nie dążą do prawdy, a trzeci – takie, które posiadają zrozumienie duchowe oraz dążą do prawdy. Który z owych trzech rodzajów ludzi ma szansę wejść w prawdorzeczywistość i dostąpić zbawienia? (Trzeci). Który z nich ma szansę wejść w prawdorzeczywistość, w tym sensie, że będzie mógł się rozwinąć i zamienić w taki, który ową prawdorzeczywistość posiada? (Drugi). Czy w takim razie pierwszy typ ludzi został w istocie skazany na śmierć? Czy ludzie nieposiadający zrozumienia duchowego mogą stać się tymi, którzy w pełni bądź połowicznie je posiadają? Istnieje cień nadziei, że ci, którzy nie posiadają zrozumienia duchowego, staną się tymi, którzy pojmują je połowicznie; a to jest nieco lepsze niż całkowity brak duchowego pojmowania. Który spośród tych trzech typów ludzi ma największe szanse na zbawienie? (Trzeci typ). Co w takim razie z drugim typem osób? (To zależy od ich osobistych dążeń. Jeżeli są w stanie naprawdę odwrócić bieg rzeczy, okazać skruchę i dążyć do prawdy, to mogą mieć szansę na zbawienie). Pozwólcie, że będę z wami szczery. Nadal nie macie pełnej jasności co do drugiego typu osób. Choć osoby tego pokroju posiadają zrozumienie duchowe, żadna z nich nie dąży do prawdy, a to ma decydujące znaczenie. Nieważne, czy cechuje ich duchowe zrozumienie, czy też nie – dopóki nie dążą do prawdy, dopóty absolutnie nie mogą osiągnąć zbawienia. Pragnę się skoncentrować na pierwszym typie ludzi – na tych, którzy nie posiadają zrozumienia duchowego. Powiedzmy, że wprawdzie nie mają oni duchowego zrozumienia, lecz posiadają dobre człowieczeństwo i ochoczo ponoszą koszty na rzecz Boga, baczą na wszystko, co mówi Bóg i mają posłuszne serca – po prostu w kwestii prawdy, brak im zdolności pojmowania – jednakże są w stanie zrozumieć niektóre z Bożych słów i odnieść je do samych siebie, a następnie je praktykować i w nie wkroczyć. Tacy ludzie mają szansę na zbawienie. Mogą oni stopniowo osiągnąć zrozumienie duchowe poprzez doświadczanie przez pewien czas tego procesu. Im uważniej czytają słowa Boże, tym pełniej oświeca ich Duch Święty; są w stanie odnieść to, co pojmują z Bożych słów, do swoich własnych stanów, przyjąć to, że Bóg ich przycina, przyjąć Jego osąd, karcenie, próby i oczyszczenie, zapłacić za to cenę, a w końcu przejść odpowiednią przemianę usposobienia. Takich ludzi również można zaliczyć do grupy osób dążących do prawdy. Skoro uważa się ich za dążących do prawdy, to czy mają oni szansę na zbawienie? (Tak). Mają szansę na zbawienie i z tego powodu nie można posłać ich na śmierć. Trudno natomiast powiedzieć, jaki los czeka tych ludzi, którzy wprawdzie pojmują prawdę i odnoszą ją do samych siebie, lecz nigdy w nią nie wkraczają. Gdzie leży źródło owego problemu? (W ich stosunku do prawdy). Chodzi o ich stosunek do prawdy – lekceważący i pogardliwy. Czym jest owa „pogarda”? To nieprzyjmowanie i lekceważące traktowanie prawdy. Oznacza, iż nie uznaje się Bożych słów za prawdę i nie traktuje się ich poważnie. Nieważne, jak wiele takie osoby pojmują z tego, co słyszą, i tak nie praktykują prawdy; i bez względu na to, w jakim stopniu odnoszą ją do samych siebie, nawet jeżeli wiedzą, jakimi są ludźmi, to i tak nie okazują skruchy. Choć ludzie tego pokroju zdają sobie sprawę, że najważniejszym aspektem wiary w Boga jest praktykowanie prawdy, słowo „praktyka” jest dla nich nieistotne. Kogoś takiego niełatwo jest zbawić.

Zastanówmy się teraz, jak powinniśmy zdefiniować dążenie do prawdy. Czym ono właściwie jest? Kto zna odpowiedź? (Jest to zdolność przyjmowania Bożych słów, posługiwania się nimi po to, by zastanowić się nad sobą i odnieść je do samych siebie, a także posiadanie wejścia w życie. Jedynie to można uznać za dążenie do prawdy). Zgadza się. Tylko umiejętność przyjęcia i praktykowania prawdy czyni z człowieka kogoś, kto do niej dąży. Jeżeli człowiek nie przyjmuje Bożych słów i nie potrafi dokonać autorefleksji, to nie wejdzie w życie i nie stanie się kimś, kto dąży do prawdy. Z tego względu istnieje bezpośredni związek pomiędzy dążeniem do prawdy a wejściem w życie. Jeżeli ktoś potrafi wygłaszać wiele słów i doktryn, lecz nigdy nie praktykował prawdy, nie żywi prawdziwej wiary w Boga i nawet jeżeli doskonale wie, że dana rzecz jest Bożą władzą suwerenną, Bożym zarządzeniem i że pochodzi od Boga, to i tak się nie podporządkowuje, stawia opór, osądza i stale się buntuje, wciąż żyjąc według szatańskich filozofii i postępując zgodnie z własnymi upodobaniami, to nie jest człowiekiem dążącym do prawdy. Niektórzy ludzie posiadają zrozumienie duchowe i potrafią pojąć Boże słowa, lecz nie miłują prawdy, a przez to jej nie praktykują – osoby tego pokroju nie dążą do prawdy. Są też tacy, którzy wprawdzie chcą dążyć do prawdy, lecz mają zbyt słaby charakter i nie są w stanie jej dosięgnąć. W efekcie latami wierzą w Boga, lecz nie potrafią pojąć prawdy. Czy takie osoby dążą do prawdy? Nie. Jakie są główne zewnętrzne przejawy występujące u ludzi niedążących do prawdy? Przede wszystkim chodzi o to, że nie czytają oni Bożych słów i nie mają ochoty modlić się do Boga, nie mówiąc już o omawianiu prawdy. Ponadto wręcz nie chcą uczestniczyć w zgromadzeniach ani słuchać kazań. Gdy słuchają kazań, mają poczucie, że każde słowo jest skierowane do nich i ich demaskuje, co sprawia, że czują się przyparci do muru i odczuwają dyskomfort. Dlatego gdy przychodzi czas na wysłuchanie kazania, chce im się spać albo zajmują się czczą gadaniną. Jest bardzo wielu takich ludzi. Wierzą oni w Boga jedynie po to, by otrzymać błogosławieństwo, a nie po to, by przyjąć i uzyskać prawdę, odrzucić swoje skażenie, urzeczywistnić ludzkie podobieństwo lub dostąpić Bożego zbawienia. Źródło ich problemu leży przede wszystkim w tym, iż nie miłują prawdy i nie interesują się nią. Wierzą w Boga wyłącznie po to, by dostąpić błogosławieństw. To jedyny cel ich pragnień. Dla otrzymania błogosławieństw są w stanie wykonywać pracę i wyrzekać się różnych rzeczy, ale nie potrafią przyjąć prawdy i nie interesują się nią. Sądzą, że wystarczy pojąć doktryny, że fakt, iż popełniają mniej złych czynów, świadczy o ich przemianie, a wykonywanie pracy, wyrzekanie się różnych rzeczy, i do tego cierpienie, czyni ich godnymi błogosławieństwa. W taki sposób postrzegają wiarę w Boga. Dlatego też nie ma znaczenia, od ilu lat wierzą, jak wiele doktryn pojmują i są w stanie głosić ani ile słów odpowiadających prawdzie wydobywa się z ich ust – nigdy nie są zdolni praktykować prawdy, a ujawniane przez nich skłonności pozostają rozmyślne, pozbawione powściągliwości i niepohamowane, na każdym kroku strzegą własnej dumy i korzyści, są wyjątkowo samolubni i nikczemni, i nawet wtedy, gdy zostaną skarceni lub przycięci, nie są w stanie tego przyjąć i nie okazują ani krztyny podporządkowania. Tacy ludzie postępują według własnego uznania; nie naradzają się z innymi przed podjęciem jakichkolwiek działań, a nawet jeżeli to czynią, to tylko wtedy, gdy nie mają innego wyboru, tylko dla zachowania formalności – nie mówią wówczas wprost, owijają w bawełnę, a ostatecznie i tak zmuszają innych, by postąpili zgodnie z ich wolą. Jakie usposobienie ujawnia się poprzez takie postępowanie? (Zwodniczość). Nie chodzi tu tylko o fałsz, lecz o coś jeszcze poważniejszego. Nie ma znaczenia, że takie osoby używają gładkich słówek, aby doradzić innym, kiedy wyjaśniają, jakie są zarządzenia domu Bożego i zmuszają ludzi do podporządkowania się – jeżeli to o nie chodzi, nigdy tak nie postępują. Są natomiast nieustępliwe i zbuntowane, nie podporządkowują się i nie są w stanie podporządkować się Bożym planom i zarządzeniom. Abstrahując od tego – jakie zewnętrzne przejawy występują u nich podczas relacji z innymi? Postępują one zgodnie z filozofiami funkcjonowania w świecie, na każdym kroku poszukując korzyści i chroniąc swoje osobiste kontakty. Ludzie tego pokroju mają szczególnie zdradzieckie usposobienie. Do czego sprowadza się owa zdradzieckość? Do nikczemności. Zazwyczaj ludziom trudno jest rozpoznać nikczemne skłonności. Gdy osoby o nikczemnych skłonnościach z kimś rozmawiają, zawsze wiąże się to ze sprawdzaniem i próbą uzyskania informacji. Nie mówią niczego wprost, a nawet jeżeli się otworzą, to mają na celu jedynie nakłonienie cię do tego, byś powiedział im coś prosto z serca – nigdy nie ujawniają żadnych prawdziwych informacji na swój temat. Niektórzy ludzie mówią: „Jak możesz twierdzić, że one nigdy nie ujawniają prawdy o nich samych? Przecież stale omawiają z ludźmi ujawniane przez nie skażone usposobienie”. A cóż znaczy ta odrobina omawiania? One nikomu nie mówią, co tak naprawdę myślą. Ponadto uciekają się do różnego rodzaju taktyk i metod, a także do rozmaitych zwrotów, po to by skrzętnie ukryć i zakamuflować to, kim są, przedstawiając ludziom swój fałszywy wizerunek. Gdy ktoś odkryje, jakie są naprawdę, i dowie się o ich złych uczynkach, po prostu udają i wypowiadają kilka słów wyrażających skruchę, wykorzystując zwodnicze metody, by wmówić ludziom, że wyraziły żal i że się zmieniły. Jeżeli ponownie zrobią coś złego i te ich złe czyny wyjdą na światło dzienne, demaskując je i pokazując ludziom, że w gruncie rzeczy są złymi osobami, będą łamać sobie głowę i wymyślać wszelkie sposoby, które pozwoliłyby im zatuszować ten fakt i sprawić, by inni nadal traktowali je jak braci lub siostry. Jakie to usposobienie? Nikczemne. Ludzie o tak nikczemnym usposobieniu nie tylko w żaden sposób nie przyjmują prawdy, lecz także doskonale potrafią udawać i stale wymyślają na swoją obronę jakąś sprytną wymówkę lub jakieś usprawiedliwienie. To obłudni faryzeusze. Osoby tego pokroju najbardziej obawiają się ludzi omawiających prawdę, tych, którzy otwierają swoje serca, by poznać samych siebie i dokonać autoanalizy, oraz tych, którzy demaskują prawdziwe szczegóły danej sprawy, a co za tym idzie – właśnie owe osoby. Ilekroć ktoś omawia prawdę, one bardzo się denerwują i nie chcą słuchać; ich serca opierają się prawdzie i ją odrzucają. To w pełni demaskuje ich ohydną cechę, jaką jest odczuwanie niechęci wobec prawdy. Kolejnym problemem ludzi tego pokroju, oprócz tego, że pojmują prawdę, lecz jej nie praktykują, jest ich postawa pełna oporu i pogardy wobec rzeczy pozytywnych i słusznych poglądów, a zwłaszcza wobec słów odpowiadających prawdzie. Nie przyjmują oni żadnych pozytywnych rzeczy ani słów odpowiadających prawdzie, jeżeli nie zostały one wypowiedziane przez nich samych, lecz przez inną osobę, i jeżeli oni sami nie uznają ich za coś dobrego. Jakie to usposobienie? To głupota, nieprzejednanie i bezmyślność. Jak należy ocenić, czy dana osoba dąży do prawdy? Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na to, co ujawnia i przejawia przy codziennym wykonywaniu swoich obowiązków i poprzez swe czyny. Na tej podstawie można określić usposobienie danej osoby. Na podstawie jej usposobienia można z kolei stwierdzić, czy osiągnęła ona jakąś zmianę albo czy zyskała pewne wejście w życie. Jeżeli ktoś w swoim działaniu ujawnia jedynie skażone skłonności i w ogóle nie ma prawdorzeczywistości, to z pewnością nie jest to osoba dążąca do prawdy. Czy ci, którzy nie dążą do prawdy, mają wejście w życie? Nie, z całą pewnością nie. Rzeczy, które robią każdego dnia, cała ich bieganina, wysiłki, cierpienie, cena, jaką płacą – bez względu na to, co robią – wszystko to jest po prostu wykonywaniem pracy, oni zaś są robotnikami. Niezależnie od tego, ile lat człowiek wierzy w Boga, najważniejsze jest to, czy miłuje prawdę. Co dana osoba miłuje i do czego dąży widać zaś po tym, co najbardziej lubi robić. Jeżeli większość rzeczy, które dana osoba robi, zgodna jest z prawdozasadami i wymaganiami Boga, to jest to ktoś, kto miłuje prawdę i do niej dąży. Jeśli potrafi praktykować prawdę, a rzeczy, które robi każdego dnia, czyni w ramach wykonywania swego obowiązku, to ma wejście w życie i posiada prawdorzeczywistość. Jej poczynania w pewnych sprawach mogą być niestosowne lub może nie rozumieć prawdozasad w sposób właściwy; może mieć w tej kwestii uporczywe uprzedzenia, a czasami może być arogancka i zadufana w sobie, upierać się przy swoich rozwiązaniach i nie przyjmować prawdy, ale jeżeli później jest w stanie okazać skruchę i praktykować prawdę, dowodzi to bez wątpienia, że ma wejście w życie i dąży do prawdy. Jeżeli ktoś w trakcie wykonywania swojego obowiązku ujawnia jedynie skażone skłonności, ma usta pełne kłamstw, jest pyszałkowaty, pobłaża sobie, okazuje przemożną wyniosłość, z nikim się nie liczy, robi, co mu się podoba, i tak dalej; jeżeli bez względu na to, od ilu lat wierzy w Boga i ilu wysłuchał kazań, w jego skażonych skłonnościach nie zaszła ostatecznie najmniejsza nawet zmiana, to z pewnością nie jest to ktoś, kto dąży do prawdy. Jest wielu ludzi, którzy wierzą w Boga od wielu lat i na pozór nie są źli, a nawet dobrze się zachowują. Wierzą w Boga dość żarliwie, ale ich życiowe usposobienie w ogóle się nie zmienia i nie posiadają ani odrobiny świadectwa doświadczenia, którym mogliby się podzielić. Czyż tacy ludzie nie są żałośni? Po tak wielu latach wiary w Boga nie są w stanie wypowiedzieć choćby słowa świadectwa wynikającego z doświadczenia. Oto typowy robotnik. Tacy ludzie są doprawdy żałośni! Krótko mówiąc: by móc ocenić, czy dany człowiek dąży do prawdy i czy posiada wejście w życie, należy przyjrzeć się usposobieniu i istocie, które ujawnia i wyraża, a także sprawdzić, czy następuje w nim jakakolwiek przemiana usposobienia. Nieustanne wygłaszanie słów i doktryn oraz uciekanie się do kamuflażu i oszustwa jest na dłuższą metę niemożliwe. Tacy ludzie tylko sobie szkodzą, a wcale nie udaje im się oszukać innych. Ci, którzy nie przyjmują prawdy i do niej nie dążą, prędzej czy później zostaną ujawnieni i wyeliminowani. Jedynie osoby przyjmujące i praktykujące prawdę mogą zyskać wejście w życie i przejść przemianę usposobienia.

Omówiłem już, czym jest wejście w życie i dążenie do prawdy oraz jakie są rozmaite zewnętrzne przejawy występujące u ludzi dążących do prawdy. Ludzie powinni odnieść do siebie te kwestie i wcielić prawdę w życie, gdy już ją pojmą. Co stanowi największą trudność dla większości osób wierzących w Boga? To, iż rozumieją one prawdę, lecz jej nie praktykują. Skoro przeczytawszy Boże słowa, są w stanie odnieść je do siebie i zyskać pewną wiedzę na swój temat, to dlaczego nie potrafią wcielić prawdy w życie? Większość ludzi nie umie tego wyjaśnić. Przykładowo: każdy człowiek ma aroganckie usposobienie, wszyscy ludzie są niezwykle aroganccy i zadufani w sobie. Choć większość z nich jest w stanie to przyznać, to czy potrafią zapobiec ujawnieniu się własnej arogancji? Trudno jest tego dokonać. Jakkolwiek tacy ludzie czytając słowa Boże, są w stanie odnieść je do samych siebie, i choć przyznają, że ich usposobienie jest aroganckie i choć posiadają ścieżkę praktykowania, trudność polega na tym, że ilekroć coś czynią, kierują się własnymi upodobaniami, zamiarami i celami, i nie potrafią dostrzec, że wszystko to wiąże się z ich skażonym usposobieniem. Muszą oni nauczyć się rozeznawać w tych kwestiach, muszą pojąć prawdę, naprawić to, co powinno zostać naprawione, i porzucić to, co należy porzucić. To oznacza, że nie powinni już kierować się w swoim postępowaniu własnymi zamiarami, pragnieniami, dumą, statusem i korzyścią. Powinni natomiast zaprzestać czynienia zła i powstrzymać się od wypowiadania kolejnych zdań czy spełniania kolejnych uczynków dla własnej korzyści. Jeżeli ci się to uda, to zyskasz już serce pełne skruchy i rozpoczniesz przemianę swego negatywnego oblicza. Byłoby nawet lepiej, gdybyś w jeszcze większym stopniu podjął inicjatywę i nie tylko nie zabierał głosu jedynie dla własnej korzyści, lecz także zdołał dokonać autoanalizy, pozwalając braciom i siostrom ujrzeć zewnętrzne przejawy twego aroganckiego usposobienia, tak by mogli się dzięki temu czegoś nauczyć, wyciągnąć z tego jakieś wnioski, skorzystać na tym i odnaleźć ścieżkę praktykowania. Na czym polega trudność? Na tym, by porzucić wszystkie swoje zamiary, cele, ambicje, pragnienia i korzyści, by nie robić wszystkiego jedynie przez wzgląd na siebie, nie zajmować się tylko sobą i nie zabiegać wyłącznie o własne sprawy. Paweł rzekł, że zakończył swój bieg. Po co biegł? (Pragnął zostać pobłogosławiony i otrzymać laury). Pawłowi brakowało jednak tego zrozumienia. Prawdopodobnie nadal sądził, że biegnie dla Boga i wypełnia Boże posłannictwo, na pewno zaś nie myślał, iż czyni to dla własnej korzyści. Dlatego śmiał się przechwalać i zaświadczać o sobie w tak chełpliwy i bezwstydny sposób. Ewidentnie bronił się i tłumaczył. Równocześnie najlepszy dowód stanowi również to, że zaświadczał, jakoby jego życiem był Chrystus. Bezczelnie zaświadczał o samym sobie, opierając się prawdzie i bluźniąc przeciwko niej. Wielu ludzi czci dziś Pawła, a ich serca przepełnione są ambicjami i pragnieniami, i chcą oni zaświadczać o sobie w ten sposób: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8). Czyż postępując w ten sposób, nie folgują oni swoim pragnieniom i ambicjom, przyzwalając, by stale się rozdymały, oraz ujawniając je w każdej sytuacji, tak by mogły się zrealizować? Jeżeli nie jesteś w stanie przezwyciężyć swoich pragnień, to nie masz żadnych szans – nie uda ci się wejść w prawdorzeczywistość. W czym tkwi sedno problemu? (Musimy przeciwstawiać się naszym zamiarom). Przeciwstawianie się własnym zamiarom to negatywny rodzaj praktykowania. Musisz również umieć aktywnie je demaskować, podobnie jak demaskujesz innych ludzi. Gdybyś powiedział coś takiego: „Wyznam wam prawdę o sobie: mam bardzo wygórowane ambicje i pragnę was do siebie przekonać. Teraz otwieram się przed wami wszystkimi. Gotów jestem przeciwstawić się ciału; nie będę wspólnikiem szatana. Gdy demaskuję się w ten sposób, moim celem jest pozwolić wam wyraźnie ujrzeć moje prawdziwe oblicze po to, byście mnie nie czcili” – to jaki rezultat przyniósłby taki sposób praktykowania? Wszyscy z pewnością by cię podziwiali. Czyż nie byłoby to o wiele lepsze od czci i wielkiego szacunku, jakim obdarzono by cię w wyniku stosowania wszelkiego rodzaju nikczemnych taktyk? (Byłoby). To przynajmniej jest coś pozytywnego. Choć każdy spoglądałby na ciebie z pewną dozą zachwytu, to czy byłbyś podziwiany? Być może przez niektórych tak – musisz jednak w jakiś sposób skłonić ich, by zaprzestali takiego zachowania. Stale demaskuj samego siebie, mówiąc: „Ja również jestem zbuntowany, a moja buntowniczość jest poważniejsza od waszej. Jestem też fałszywy i nikczemny. Kiedy wówczas przemawiałem, chodziło mi o to, byście patrzyli na mnie z podziwem, a nie z lekceważeniem”. Gdy ludzie to usłyszą, w głębi swych serc nie będą cię lekceważyć, a wręcz otoczą cię jeszcze większym szacunkiem. Takie praktykowanie jest uczciwe. Tylko ludzie kochający prawdę uczynią coś takiego; ci, którzy jej nie miłują, bez względu na wszystko nie są w stanie tego zrobić. Jeżeli w głębi serca uważasz, że takie postępowanie jest naprawdę dobre, stanowi wielki przywilej i cieszy Boga, jeżeli dążysz do tego, by zachowywać się właśnie w taki sposób; jeżeli żywisz w sercu silne pragnienie, wierzysz, że powinieneś tak czynić i być takim człowiekiem – kimś uczciwym, szczerym, kto nie opowiada żadnych kłamstw, kto zupełnie przeciwstawia się swojemu skażonemu usposobieniu i szatanowi – to tylko wtedy staniesz się osobą, która naprawdę żyje w światłości. Jeżeli bycie takim człowiekiem będzie cię pociągało i będzie ci się podobało, to dasz radę pokochać prawdę, wkroczyć w nią i porzucić wszystko to, co pochodzi od szatana. Jeżeli jednak nadal zajmujesz się własnymi zamiarami, celami, ambicjami, pragnieniami i interesami, i wciąż z namiętnym upodobaniem zabiegasz o wiedzę, sławę, zysk i status, to znaczy, że w twoim sercu nadal jest na to wszystko miejsce. Mówisz: „Pozwól, że nie będę się przemęczać, póki nie osiągnę odpowiedniej postawy, a potem zobaczymy”. To właśnie nazywamy pobłażaniem sobie i nieumiejętnością całkowitego przeciwstawienia się samemu sobie. Pobłażając sobie w ten sposób, spowalniasz swoje wejście w życie i wcale nie rozwiązujesz problemów związanych z pożądaniem cielesnych przyjemności i korzyści płynących ze statusu – owe problemy stają się wręcz coraz bardziej uporczywe. Czy więc to, co masz w sercu, a co należy do szatana, może zostać w pełni obmyte? Czy twoje doświadczenie życiowe może się jeszcze pogłębić, a twoje życie wciąż się rozwijać? Czy nadal możesz być doskonalony przez Boga? Uległeś już cielesnym przyjemnościom i dałeś się usidlić korzyściom płynącym ze statusu – czy możesz się jeszcze od nich uwolnić? Ty wcale nie chcesz się od nich uwolnić; stopniowo stajesz się kimś, kto zwodzi innych ludzi. Nastręczy ci to kłopotów, a twój grzech będzie ciężki. Dlaczego Paweł tak skończył? Ponieważ wcale nie dążył do prawdy. On stale gonił za swoimi ideałami i pragnieniami, a także chciał sprawować kontrolę nad wybrańcami Boga, tak by wszyscy podążali za nim i postępowali tak samo jak on. Pragnął również wykorzystać ciężką pracę i płacenie ceny jako narzędzie do ubicia interesu z Bogiem i otrzymać nagrodę oraz laury. Ostatecznie zaś Bóg go ukarał. Jeżeli jakiś człowiek podąża dokładnie tą samą ścieżką co Paweł, to nie ma dla niego ratunku i jest on całkiem skończony. Każda osoba pokroju Pawła jest antychrystem, który bez względu na wszystko nie okaże skruchy. Jeżeli występują u ciebie tylko niektóre ze stanów cechujących Pawła, lecz cel, do którego dążysz, różni się nieco od jego celu, to musisz natychmiast wyrazić skruchę, a być może zdążysz na czas. Jeżeli postępujesz tak jak Paweł, czcisz go i całkiem go przypominasz, to nie tylko jesteś niedowiarkiem, lecz wręcz pragniesz być Bogiem i Chrystusem. Czyż nie jest to chęć bycia na równi z Bogiem? W głębi swego serca wyznajesz niejasnego Boga w niebiosach; chcesz czynić się równym Chrystusowi, a wręcz uznajesz, że twoje talenty i wiedza to życie, niewłaściwe dążenia traktujesz zaś jako te słuszne. Cele, do których dążysz, i sposób, w jaki to czynisz, coraz bardziej przypominają dążenia Pawła, coraz dokładniej je odwzorowują. Zwiastuje ci to kłopoty; nie ma dla ciebie nadziei i nie możesz zostać zbawiony. Musisz uczynić to samo co Piotr i pójść ścieżką dążenia do prawdy, stanowczo przeciwstawić się ciału oraz wszystkiemu, co pochodzi od szatana – jedynie wtedy zyskasz nadzieję na zbawienie. Czy obecnie posiadacie ścieżkę prowadzącą do uzyskania zbawienia? (Stale demaskujemy samych siebie i stale się siebie wyzbywamy). Przede wszystkim musicie porzucić wasze osobiste zamiary, cele, ambicje i pragnienia. Nieważne, czy twoje dążenia są czynne, czy bierne i pełne zniechęcenia – musisz to wszystko odrzucić i nauczyć się podporządkowywać. To ma ogromne znaczenie. Jeżeli decydujesz się postępować w określony sposób, gdy coś ci się przydarzy, to musisz najpierw określić, po co to czynisz. Jeżeli ze względu na dumę i status, to musisz się zatrzymać i zwolnić kroku, zanim zaczniesz działać. Módl się: „Boże, wcale nie chcę tego czynić. Chcę się temu przeciwstawić, lecz brak mi sił. Proszę, daj mi siłę, chroń mnie i nie dopuść, bym czynił zło”. Wówczas zyskasz siłę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Niekiedy ludzka umiejętność przezwyciężania grzechu i przeciwstawiania się ciału oraz własnemu skażonemu usposobieniu płynie z pragnienia, woli i z dążenia do umiłowania prawdy. Czasem niezbędne jest do tego Boże dzieło i trzeba polegać na Bogu – ludzie nie mogą Go opuścić. Czasami pojmujesz prawdę, posiadasz ścieżkę, którą możesz podążać, i sądzisz, że jesteś w stanie wieść niezależne życie, lecz w obliczu nowych okoliczności nie wiesz, jak praktykować – musisz modlić się do Boga i na Nim polegać. Życie człowieka jest pełne wzlotów i upadków. Można powiedzieć, że ludzie nie potrafią się obyć bez Boga. Bez względu na to, ile prawd pojmują, nie są w stanie Go opuścić. Nie ma znaczenia, ile chwil zniechęcenia i bierności przeżywają – ostatecznie nie potrafią zrezygnować z Bożego przywództwa i przewodnictwa. Im częściej podporządkowujesz się Bogu, tym większa staje się twoja prawdorzeczywistość. Wraz z jej wzrostem zaś coraz bardziej pogłębia się twoje wejście w życie. Gdy ono się pogłębia, twoje usposobienie ulega coraz większym zmianom. Jeżeli twoje usposobienie bardzo się zmieniło, oznacza to, że zyskałeś postawę. Twoja postawa stanowi odzwierciedlenie twojego wejścia w życie. Gdy zyskasz postawę, będziesz w stanie przełamać więzy i kontrolę, jaką sprawuje nad tobą twoje skażone usposobienie, a twoja zdolność przezwyciężania grzechu stanie się coraz silniejsza i twoje serce nabierze mocy. Nie będziesz żywić jedynie pełnych emocji pragnień, nadziei i aspiracji – nie zatrzymasz się na tym poziomie. Zamiast tego wzniesiesz się i osiągniesz dorosłość, stając się kimś, kto posiada prawdę oraz człowieczeństwo. Oto ścieżka dążenia do prawdy, a także jego rezultat. Czy dostrzegacie już jej kierunek? Widzicie cień nadziei? (Tak). To dobrze.

Wejście w życie to proces, który nie ma końca. Musisz doświadczyć całego życia, by móc z niego czerpać i przejść przemianę. Nawet jeżeli kroczysz ścieżką dążenia do prawdy, lecz wciąż pragniesz cielesnych przyjemności i korzyści płynących ze statusu, to i tak się potkniesz i poniesiesz porażkę. Obecnie podążasz właściwą ścieżką i znalazłeś swój kierunek. Wyraźnie rozeznałeś się już w tym, co jest niewłaściwe, bierne, sprzeczne i negatywne. Granica oddziela cię od owych spraw. Co się tyczy rzeczy pozytywnych, to również sporo ich pojąłeś i całkiem dużo dzięki nim zyskałeś, a wiele potrafisz już zrozumieć i przyjąć. Rozeznawszy się w owych niewłaściwych, niegodziwych i negatywnych sprawach oraz czynach, pozostaje tylko całkowicie wypędzić je ze swego serca, zdecydowanie je odrzucić i przeciwstawić się im, a następnie praktykować według zasad prawdy. Tym sposobem zyskasz wejście w życie. W rzeczywistości wejście w życie nie jest niczym trudnym; wszystko zależy jedynie od tego, czy szczerze miłujesz prawdę. Jeżeli tak jest, to owe negatywne sprawy nie zdołają cię pokonać. Być może przez pewien czas pozostaniesz bierny i słaby, lecz nadal będziesz w stanie iść naprzód. A jeżeli wcale nie kochasz prawdy lub nie miłujesz jej szczególnie mocno, poprzestajesz jedynie na formalnościach, ponosisz tylko niewielkie koszty i dajesz z siebie tylko odrobinę, wcześnie wstajesz i późno chodzisz spać ze względu na swój obowiązek, jeśli pozostajesz na takim etapie wykonywania pracy i nie pragniesz pojąć prawdy ani wejść w rzeczywistość, zadowalasz się jedynie ponoszeniem kosztów na rzecz Boga oraz tym, że nie popełniasz żadnych poważniejszych występków, popadasz w stagnację i nie posuwasz się naprzód, to jakie to będzie miało konsekwencje? Z pewnością nie uzyskasz Bożej aprobaty. Jeżeli chcesz, by twoje dążenie do prawdy zakończyło się sukcesem, i istotnie pragniesz zyskać życie, wiedz, że nie jest to takie proste. Musisz porzucić własne korzyści i zrezygnować z wszelkich niewłaściwych dążeń, takich jak pogoń za sławą, zyskiem i statusem, czy zabieganie o błogosławieństwa, laury lub nagrody. Wszystko to należy porzucić. Jeśli szczerze miłujesz prawdę i czerpiesz przyjemność z rozważania Bożych słów, to wejście w życie nie będzie dla ciebie niczym trudnym. Dopóki pojmujesz prawdę, dopóty w naturalny sposób odnajdziesz ścieżkę i nie napotkasz zbyt wielu trudności.

21 czerwca 2018 r.

Wstecz: Jak zidentyfikować naturoistotę Pawła

Dalej: Tylko pozbywając się własnych pojęć, możesz wkroczyć na właściwą ścieżkę wiary w Boga (1)

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze