Jak zidentyfikować naturoistotę Pawła
Przez dość długi czas omawialiście fragment słów Bożych zatytułowany „Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek”. Jakie zagadnienia porusza ów fragment i jakich prawd dotyczy? (Odnosi się on do ścieżki, którą człowiek podąża jako osoba wierząca). Temat ten dotyczy przede wszystkim ścieżek, jakie obrali Piotr i Paweł, zgadza się? Po tak długim omawianiu jestem pewny, że coś na tym zyskaliście, prawdopodobnie wiele rzeczy. Musicie zreasumować ideę przewodnią kazań, których wysłuchaliście w tym okresie, a następnie wyłapać kluczowe wątki i w swoich doświadczeniach kierować się tym sposobem myślenia, istotnymi aspektami, a także wątkami, które znalazły się w waszym podsumowaniu. Pomoże wam to doświadczać dzieła Bożego, należycie wypełniać obowiązki i dawać świadectwo w realnym życiu. Mam nadzieję, że po takim podsumowaniu poczynicie duże postępy w waszym wejściu w życie i duchowej postawie. Podsumowując zatem prawdorzeczywistość, którą mieliście zrozumieć na podstawie tego rozdziału, od czyjego doświadczenia zaczniecie: Pawła czy Piotra? (Pawła). Dlaczego? (Zastanawiając się nad sobą w kontekście powodów porażki Pawła, dowiemy się, czy kroczymy ścieżką Pawła. Następnie przyjrzymy się ścieżce Piotra, żeby ustalić cel i kierunek naszych własnych dążeń). Tak właśnie powinno to wyglądać. Wyciągajcie naukę z wszystkich doświadczeń Pawła i drogi, jaką podążał. Zrozumcie, jaką drogą kroczył, dlaczego Bóg wymaga, by wierzący szli właściwą ścieżką, i jaka jest ta właściwa ścieżka. Jeśli potrafisz iść ścieżką dążenia do prawdy, będziesz w stanie uniknąć zbłądzenia w codziennych życiowych sytuacjach, a także doświadczając dzieła Bożego w trakcie wypełniania swojego obowiązku. Będziesz też w stanie uniknąć zakłócenia dzieła Bożego za sprawą omyłkowego zejścia na złą ścieżkę lub sprowadzenia na siebie kary, jak to miało miejsce w przypadku Pawła.
A teraz, w świetle doświadczeń Pawła, podsumujmy charakterystykę drogi, którą obrał, sposób jego wiary w Boga, a także cele, do których dążył, i kierunek, w którym zmierzał. Najpierw przyjrzymy się jakości człowieczeństwa Pawła i jego usposobieniu, oceniając je pod kątem powyższych aspektów. Sądząc na podstawie życia Pawła i opowieści o tym, co mu się przytrafiło, można wyróżnić kilka aspektów jego usposobienia: arogancję, zadufanie w sobie, zwodniczość, nienawiść do prawdy, nikczemność i zaciekłość. Bez względu na to, ile głównych aspektów usposobienia Pawła ludzie są w stanie dostrzec lub podsumować, jeśli wspomnimy tylko o powyższych aspektach, odczujesz zapewne, że jest to dość gołosłowne, zgadza się? Gdy mówisz o tych aspektach jego usposobienia, czy wiążą się one z jego dążeniami, kierunkiem jego życia i ścieżką, którą kroczył jako wierzący? Gdy mówisz o jego arogancji, czy możesz wskazać jakiekolwiek fakty na poparcie tej tezy? Co sprawia, że dostrzegasz w nim arogancję, zwodniczość i nienawiść do prawdy? Jeśli podsumujesz jedynie istotę tych aspektów jego usposobienia, a nie będziesz mówić o jego dążeniach, kierunku jego życia i ścieżce, którą kroczył jako wierzący, będą to puste słowa pozbawione jakiegokolwiek pozytywnego czy korzystnego zastosowania dla ludzi. Lepiej jest przyjąć perspektywę dążeń Pawła i jego ścieżki. Zrozumienie istoty człowieka nie jest prostą sprawą. Nie można wydedukować czyjejś naturoistoty, jeśli dana osoba nie robi nic lub robi tylko rzeczy mało istotne. Musisz przyjrzeć się temu, w jaki sposób systematycznie przejawia swoją naturę, a także zwracać uwagę na intencje i motywacje kryjące się za jej działaniami, czyli musisz wziąć pod uwagę jej dążenia, pragnienia i ścieżkę, którą idzie. Jeszcze ważniejsze jest to, żeby przyjrzeć się, jak ktoś radzi sobie w sytuacji, w której postawił go Bóg, lub gdy Bóg osobiście zsyła na niego określone doświadczenia, na przykład poddaje go próbie, czy też go oczyszcza i przycina, albo też, gdy Bóg osobiście go oświeca i prowadzi. Bóg patrzy przede wszystkim na te aspekty. Do czego się one odnoszą? Do zasad, wedle których człowiek żyje, postępuje, zachowuje się i wchodzi w interakcje ze światem, jak również do jego celów i kierunku dążeń, do ścieżki, którą kroczy, do sposobu, w jaki żyje, do tego, czym się w życiu kieruje, i do fundamentu jego egzystencji. Do tego wszystkiego odnoszą się te aspekty. Dlatego też twierdzę, że jeśli to wszystko pomijamy, a mówimy tylko o naturoistocie Pawła, to bez względu na to, ile słów wypowiemy i jak dużo zdołamy w nich zawrzeć, będą to jedynie puste słowa. Jeśli chcemy spojrzeć na istotę Pawła przez pryzmat każdego aspektu tego, kim on jest, i tym samym pomóc dziś ludziom lub postawić przed nimi lustro, w którym mogliby się przejrzeć, to musimy najpierw podsumować ścieżkę, którą kroczył Paweł, cele, do których dążył, fundament jego egzystencji i jego postawę wobec Boga. Jeśli przeanalizujemy każdy aspekt jego usposobienia z tej perspektywy, czyż nie zyskamy podstawy? Takie omawianie i podsumowywanie służą po części temu, byście wyraźniej ujrzeli Pawła, ale przede wszystkim mają one na celu to, by ludzie, stający dziś w obliczu Bożego zbawienia i Bożej suwerennej władzy, wiedzieli, jaką przyjąć postawę i jak dążyć do prawdy, unikając pójścia w ślady Pawła i sprowadzenia na siebie kary, jak to miało miejsce w jego przypadku. Ta metoda jest najskuteczniejsza.
Przyglądając się temu, jak Paweł się prezentował, powinniście być w stanie dostrzec jego naturoistotę, a także dojść do wniosku, że kierunek, cele, źródło i motywacja jego dążeń były niewłaściwe, że były przejawem buntu i sprzeciwu wobec Boga, oraz że On nie znajdywał w nich upodobania, a wręcz ich nienawidził. Jaki jest pierwszy główny sposób, w jaki Paweł kreował swój wizerunek? (Trudził się i pracował w zamian za koronę). W czym się to przejawiało i po czym mogliście dostrzec, że znajdował się w takim stanie? (W jego słowach). W jego słynnych sentencjach. Zazwyczaj słynne powiedzenia są pozytywne, pomocne i korzystne dla tych, którzy są zdeterminowani i mają nadzieje i aspiracje; mogą one dodawać otuchy i motywować takich ludzi, ale jaką funkcję pełniły słynne sentencje Pawła? Jest ich wiele. Czy możecie przytoczyć którąś z bardziej znanych? („Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8)). Jaki aspekt jego naturoistoty prezentują te słowa? Jak to nazwać, by być w zgodzie z prawdą? (Arogancja, zadufanie w sobie i targowanie się z Bogiem). To jego arogancka natura podsunęła mu te słowa – nie brałby udziału w biegu, nie pracowałby, ani nie wierzyłby w Boga, gdyby na koniec nie czekała na niego korona. Po wysłuchaniu tak wielu kazań ludzie powinni być w stanie rozpoznać ten przejaw i ten stan, który Paweł ujawnił, ale czy jesteście w stanie go zdefiniować? Gdy mówimy „podsumować”, mamy na myśli „zdefiniować”; słowa służące do zdefiniowania czegoś stanowią prawdziwe pojmowanie. Gdy umiesz coś precyzyjnie zdefiniować, dowodzi to, że masz jasny ogląd tej kwestii; gdy nie umiesz czegoś zdefiniować i przytaczasz jedynie definicje wysuwane przez innych ludzi, dowodzi to, że nie rozumiesz sedna sprawy. Jaki stan umysłu bądź nastawienie podyktowało Pawłowi przywołane słowa? Jaka intencja się za tym kryła? Jaką istotę jego dążeń te słowa ujawniają? (Zyskanie błogosławieństw). Biegł niestrudzenie, wysilał się i dawał z siebie tak dużo, bo chciał zyskać błogosławieństwa. Taka była jego naturoistota – to właśnie nosił w najskrytszej głębi swojego serca. Przed chwilą, gdy zgłębialiście tę kwestię, powiedzieliście, że Paweł targował się z Bogiem. Jaka postawa Pawła na to wskazuje? W tym momencie staramy się podsumować najprawdziwszą postawę Pawła względem korony, uzyskiwania błogosławieństw i wiary w Boga; nie próbujemy przy tym ustalić, czy Paweł targował się z Bogiem i czy był prawdziwym wierzącym. Odpowiedzcie Mi. (Paweł nie miłował prawdy i był wzgardliwy). To nie jest postawa, to część jego usposobienia. Mówimy teraz o jego postawie. (Był chciwy). To jest aspekt jego naturoistoty, tak samo jak jego intencja zyskania błogosławieństw i jego pragnienie. Czym jest postawa? Na przykład, załóżmy, że mówię: „ciągłe jedzenie pikantnych potraw szkodzi żołądkowi”, a ktoś odpowiada: „Wiem, że ostre pożywienie szkodzi, ale ja je lubię! Co mam jeść, jeśli nie takie właśnie porządnie przyprawione jedzenie?”. Mówię na to: „Z troski o twoje zdrowie dam ci pięć dolarów na każdy posiłek, który nie będzie pikantny”. Wtedy ktoś taki jest ogromnie uradowany i mówi: „Dobrze, w takim razie odstawiam ostre potrawy!”. Targ został dobity i ten ktoś dotrzymuje umowy. Ale czemu jest w stanie powstrzymać się od jedzenia pikantnego pożywienia? Z powodu pieniędzy. Gdybym nie dawał mu pieniędzy, nie byłby w stanie się kontrolować; dalej zajadałby się pikantnymi daniami. Przestał tylko dlatego, że może coś na tym zyskać, a tym czymś są pieniądze. W tym przejawia się jego postawa. To skrywa się w głębi jego serca. Czy przestał jeść ostre potrawy, bo praktykuje prawdę, robi, co mu kazano, czy też chce zadowolić Boga? (Nie). Nie, żaden z tych powodów za tym nie stoi. Ten ktoś odstawił ostre jedzenie nie dlatego, że praktykuje prawdę lub ma na względzie własne zdrowie; jego postawa jest niedbała i powierzchowna; ten ktoś traktuje to jako transakcję i robi to, żeby coś na tym zyskać. Jeśli nie osiągnie swojego celu i nie dostanie pieniędzy, znowu zacznie jeść to, co chce, a może nawet więcej niż wcześniej. Być może nie jest to najtrafniejszy przykład, ale jakie podobieństwa można tu dostrzec w zestawieniu z Pawłem? (Paweł dążył do zysku w postaci błogosławieństw i dobił targu z Bogiem). Paweł postrzegał dobrą walkę, bieg, pracę, poświęcenia i podlewanie kościoła jako żetony, w zamian za które miałby otrzymać koronę błogosławieństwa, i jako drogę do tego celu. Toteż bez względu na to, czy cierpiał, poświęcał się i uczestniczył w biegu, i bez względu na to, jak wiele wycierpiał, jedynym celem, jaki mu w tym przyświecał, było zdobycie korony sprawiedliwości. Traktował dążenie do korony sprawiedliwości i do błogosławieństw jako właściwy cel wiary w Boga, a cierpienie, poświęcanie się, pracowanie i bieg – jako drogę do tego celu. Całe to jego pozornie dobre postępowanie było tylko na pokaz; czynił to, by na koniec otrzymać błogosławieństwa. To był pierwszy z największych grzechów Pawła.
Wszystko, co Paweł mówił, robił i przejawiał oraz intencja i cel zarówno jego pracy, jak i jego biegu, a także jego postawa wobec tychże aspektów jego życia – czy jest w tym cokolwiek, co pozostaje w zgodzie z prawdą? (Nie ma). Nie ma w nim nic, co byłoby w zgodzie z prawdą, i nic z tego, co robił, nie było w zgodzie z tym, czego ludzi nauczał Pan Jezus, ale czy Paweł się zreflektował? (Nie). Nigdy się nie zreflektował i nie zastanowił nad tym, co robi – jakie miał zatem podstawy, by uznać swoje myślenie za słuszne? (Własne pojęcia i wyobrażenia). Tkwi w tym pewien szkopuł; jak mógł uczynić coś, co sobie wyobraził, celem, do którego dążył przez całe życie? Czy kiedykolwiek się nad tym zastanowił albo zapytał samego siebie: „Czy słusznie myślę? Inni ludzie tak nie myślą, tylko ja. Czy nie stanowi to problemu?”. Nie miał w ogóle takich wątpliwości, a na dodatek zapisywał swoje przemyślenia w listach, które posyłał do wszystkich kościołów, tak by wszyscy mogli je przeczytać. Jaka jest natura takiego zachowania? Można tu zauważyć pewien problem; czemu Paweł nigdy nie zadał sobie pytania, czy jego myślenie pozostaje w zgodzie z prawdą, nie szukał prawdy i nie czynił porównań z tym, co mówił Pan Jezus? Zamiast tego, to, co sobie wyobrażał, i to, co uważał za słuszne we własnych pojęciach, traktował jako cele, do których powinien dążyć. Jaki tu kryje się problem? To, co sobie wyobrażał, i to, co uważał za słuszne, traktował jako prawdę i cel do realizacji. Czy nie jest to skrajna arogancja i zadufanie w sobie? Czy Paweł miał nadal miejsce dla Boga w swoim sercu? Czy wciąż był w stanie traktować słowa Boże jako prawdę? Jeśli nie potrafił dostrzec w nich prawdy, to jaka była jego postawa wobec Boga? Czy on sam też chciał być bogiem? Jeśli nie, to nie traktowałby swoich wyobrażeń, myśli i pojęć jako celów, do których powinien dążyć, ani nie traktowałby swoich pojęć i wyobrażeń jako prawdy. Wierzył, że to, co myśli, jest prawdą oraz że jest w zgodzie z prawdą i intencjami Boga. Tym, co uważał za słuszne, dzielił się też z braćmi i siostrami w kościołach, wpajał im to, każąc wszystkim stosować się do swoich niedorzecznych wypowiedzi; zastąpił słowa Pana Jezusa swoimi własnymi słowami i posługiwał się tymi niedorzecznymi wypowiedziami, by świadczyć o tym, że dla niego żyć – to chrystus. Czy nie jest to drugi najcięższy grzech Pawła? Ten problem jest wyjątkowo poważny!
Na przestrzeni wieków było wielu ludzi przypominających Pawła, czemu więc wskazujemy na Pawła jako na klasyczny przykład? Ponieważ jest o nim mowa w Biblii, a jego herezje i niedorzeczne przekonania, podobnie jak sama jego osoba, mają przemożny wpływ na wszystkich chrześcijan. Nazbyt wielką krzywdę ten człowiek wyrządził. Tak liczne rzesze ludzi wprowadził on w błąd i zatruł. Nie tylko zatruł wiele pokoleń, ale jest to zarazem trucizna wnikająca bardzo głęboko. Jak głęboko? (Wszyscy chrześcijanie widzą w nim wzór do naśladowania; praktykują jego słowa, jakby to były słowa Boga). Jeśli omawiasz słowa Chrystusa i słowa Boże, na nikim to nie robi wrażenia, ale gdy omawiasz słowa Pawła, każdy prostuje się i zaczyna słuchać. O czym to świadczy? (Że ludzie traktują Pawła jak chrystusa). Skoro ludzie traktują Pawła jak chrystusa, to znaczy, że w ich sercach Paweł zajął miejsce Pana Jezusa Chrystusa. Czyż nie jest to grzech skrajnie wielki? (Owszem). Paweł to największy antychryst w dziejach! Intencja jego słów jest aż nazbyt oczywista; jego cele i podstępność są widoczne jak na dłoni; jego istota jest potwornie podstępna i zjadliwa. Natura tego wszystkiego jest bardzo problematyczna! Dlatego musiałem się do tego odnieść i poddać to wnikliwej analizie. Gdybym tego nie zrobił, ludzie dalej dawaliby mu się sprowadzać na manowce. Jeśli jednak miałem szczegółowo przeanalizować problemy Pawła, musiałem posłużyć się nim do lepszego celu, to znaczy dać dziś ludziom przykład tego, jak nie należy postępować. Wskazaliśmy właśnie dwa grzechy Pawła. Jaki był pierwszy z nich? (Paweł traktował pracę i udział w biegu jako żetony, które mógł wymienić na koronę. Postrzegał zyskanie błogosławieństw i korony jako właściwy cel, do którego powinien dążyć). Zgadza się. To był jego główny problem – traktował te rzeczy jako cele, do których powinien dążyć. Od początku była to transakcja, niosąca ze sobą buntowniczość i nikczemną naturę, ale Paweł uznał to za swój słuszny cel. To jest problem najpoważniejszy. Jaki był drugi? (Paweł traktował to, co sobie wyobrażał i co uważał za słuszne, jako prawdę. Nigdy się nie zreflektował i nie zastanowił nad tym; zamiast tego wprowadzał ludzi w błąd i kazał braciom i siostrom przestrzegać jego słów i niedorzecznych teorii, sprawiając, że ludzie traktowali go jak chrystusa). To jest wyjątkowo poważny problem. Zapamiętajcie dobrze te problemy i po zakończeniu podsumowania zróbcie porównanie, by zobaczyć, czy wy sami ich przypadkiem nie przejawiacie. Gdy omawiamy jakiś temat, musimy najpierw pomówić o konkretnym aspekcie prawdy, a następnie przejść do porównań. Szczegółowa analiza zachowania Pawła służy jako ostrzeżenie dla wszystkich i mówi ludziom, jak wybrać właściwą ścieżkę, jak następnie znaleźć prawidłową ścieżkę praktykowania i uniknąć podążania śladami Pawła. Wtedy dopiero wykażecie się pełną skutecznością.
Na Pawle ciąży jeszcze jeden poważny grzech, a mianowicie wykonywał swoją pracę, opierając się wyłącznie na swoim mentalnym charakterze, uczoności, teologicznej wiedzy i teorii. Ma to związek z jego naturoistotą. Powinniście to podsumować, a następnie wybadać, jaka jest jego postawa względem tych kwestii. To zasadniczy i poważny grzech i ludzie powinni dobrze go zrozumieć. Zastanówcie się przez chwilę nad tym, z którym z przejawów zachowania Pawła ten grzech się wiąże; przyjrzyjcie się jego naturoistocie przez pryzmat tych przejawów i wyróbcie sobie jasny obraz tego, do czego przykładał on wagę w głębi serca i jakie miał cele. Jego intencja i cele są praprzyczynami tego, że obrał niewłaściwą ścieżkę. To są najważniejsze rzeczy, które musicie jasno zrozumieć. Jakie talenty miał Paweł? (Doskonale znał księgi biblijne z Wieku Prawa). Istniał wtedy tylko Stary Testament. Paweł był bardzo dobrze obeznany z tymi pismami, podobnie jak dzisiaj nauczyciele teologii, pastorzy, kaznodzieje i duchowni. Jego wiedza teologiczna mogła nawet przewyższać ich ekspertyzę, ale zdobył ją po przyjściu na świat. Co Paweł posiadał od urodzenia? (Wrodzone zdolności). Paweł był z natury bystry i elokwentny, potrafił się umiejętnie wyrażać i nie miał tremy. Skupmy się teraz na jego wrodzonych zdolnościach, talentach, inteligencji, umiejętnościach i wiedzy, jaką zdobywał przez całe życie. Jakie znaczenie ma fakt, że cechował go dar wymowy? Jak się objawiał i zachowywał w obecności ludzi? Rozgadywał się na temat wzniosłych teorii; nieustannie mówił o głębokiej doktrynie duchowej, teoriach i wiedzy, a jego słynne sentencje często goszczą na ustach ludzi. Jakim jednym słowem można podsumować wszystkie słowa Pawła? (Puste). Czy puste słowa są dla ludzi konstruktywne? Gdy słyszą takie słowa, czują się ośmieleni, ale po chwili ich zapał gaśnie. Rzeczy, o których mówił Paweł, były mętne i złudne – nie można ich było sformułować w żaden konkretny sposób. W jego teoriach daremnie szukać jakiejkolwiek ścieżki lub kierunku praktykowania; nie znajdzie tam człowiek niczego, co można skutecznie zastosować w realnym życiu – żadne z tych teorii czy podstaw nie odnoszą się do realnego życia. Dlatego też twierdzę, że religijne teorie i duchowe doktryny, o których Paweł mówił, były pustymi, niepraktycznymi słowami. Jaki miał cel, wypowiadając takie słowa? Niektórzy twierdzą: „Stale mówił takie rzeczy, bo chciał skupić wokół siebie więcej ludzi, by go czcili i podziwiali. Chciał zająć miejsce Pana Jezusa i przeciągnąć więcej ludzi na swoją stronę, by stać się błogosławionym”. Czy to jest temat, którymi chcemy się dziś zająć? (Nie). To całkiem normalne, że osoba, która nie została przycięta, która nie została osądzona ani skarcona, nie przeszła przez próby czy oczyszczenie, a która posiada takie talenty w parze z naturoistotą antychrysta, popisuje się i zachowuje w taki sposób jak Paweł, więc nie będziemy się w to zagłębiać. Czym się zatem zajmiemy? Istotą jego problemu, główną przyczyną i motywacją skrywającymi się za jego postępowaniem i tym, co go popchnęło do takiego zachowania. Bez względu na to, czy dzisiejsi ludzie postrzegają wszystko, o czym mówił, jako doktrynę, teorię, wiedzę teologiczną, wrodzone zdolności lub jego interpretację rzeczywistości, to największym problemem Pawła było to, że traktował jako prawdę to, co miało swoje źródło w ludzkiej woli. Dlatego miał czelność używać teorii teologicznych w sposób stanowczy, śmiały i jawny, aby przyciągać ludzi i ich nauczać. To jest istota problemu. Czy jest to poważny problem? (Tak). Co traktował jako prawdę? Swoje wrodzone zdolności oraz wiedzę i teorie teologiczne, które sobie przyswoił na przestrzeni swojego życia. Swoje teorie teologiczne zaczerpnął od nauczycieli, z lektury pism, a także z tego, co rozumiał i co sobie wyobrażał. Brał za prawdę pojęcia i wyobrażenia snute w ramach jego ludzkiego pojmowania, ale nie to było problemem najpoważniejszym – istniał bowiem problem jeszcze gorszy. Paweł traktował te rzeczy jako prawdę, ale czy myślał wtedy faktycznie, że są one prawdą? Czy miał pojęcie na temat tego, czym jest prawda? (Nie miał). Jako co zatem traktował te rzeczy? (Jako życie). Traktował te wszystkie rzeczy jako życie. Myślał, że im więcej kazań wygłosi i im bardziej będą one wzniosłe, tym wspanialsze będzie jego życie. Traktował te wszystkie rzeczy jako życie. Czy to poważna sprawa? (Tak, poważna). Jaki to miało skutek? (Wpłynęło na ścieżkę, którą podążał). To jest jedna strona medalu. Co jeszcze? (Myślał, że pozyskanie tych rzeczy da mu zbawienie i pozwoli wejść do królestwa niebieskiego). Nadal ma to związek z uzyskaniem błogosławieństw; Paweł myślał, że im wspanialsze jest jego życie, tym większą będzie mieć szansę na wejście do królestwa niebieskiego i wstąpienie do nieba. Jak inaczej powiedzieć „wstąpić do nieba”? (Rządzić i panować u boku Boga). Paweł zamierzał wejść do królestwa niebieskiego, by rządzić i panować u boku Boga, ale nie był to jego ostateczny cel – miał jeszcze jeden. Mówił o tym. Jak to ujął? („Dla mnie bowiem życie to Chrystus, a śmierć to zysk” (Flp 1:21)). Powiedział, że dla niego życie to chrystus, a śmierć to zysk. Co to oznacza? Że po śmierci stanie się bogiem? Jego ambicja nie zna granic! Jego problem jest skrajnie poważny! Czy zatem źle robimy, tak szczegółowo analizując przypadek Pawła? Otóż nie. On nigdy nie powinien był traktować swoich zdolności i zdobytej wiedzy jako życia. To jest jego trzeci główny grzech. Dostrzec można naturoistotę Pawła w każdym z tych trzech grzechów. Właściwości jego naturoistoty ujawniają się w każdym z tych grzechów; nic nie jest ukryte ani pominięte. Jego naturoistota znajduje swój wyraz we wszystkich tych trzech grzechach.
W dalszej kolejności zajmiemy się najistotniejszymi i najpoważniejszymi problemami Pawła, które są dla niego najbardziej charakterystyczne. Jakich słów używał on często w swoich listach? Zajrzyjcie do oryginalnego tekstu Biblii, a następnie przeprowadzimy jego dogłębną analizę, żeby ustalić, co Paweł miał na myśli i dlaczego Bóg brzydził się nim i go nienawidził. Czemu ktoś tak sławny jak Paweł – ktoś, kto odegrał tak znaczącą rolę w dziele pierwszych kościołów – został na koniec ukarany? Jak Bóg w swoim umyśle oceniał Pawła? Jak go postrzegał? Dlaczego Bóg tak właśnie Pawła ocenił i wydał taki werdykt? Na jakiej podstawie Bóg ostatecznie podsumował Pawła i wyznaczył jego los? Wyszczególnijcie wszystkie te rzeczy, by unaocznić ludziom, w jaki sposób Paweł sprzeciwiał się Bogu, by nie myśleli, że został niesłusznie potępiony. Gdy ludzie nie pojmują prawdy, są wyjątkowo skłonni oceniać innych, opierając się na pozorach. Jaka jest podstawa oceniania ludzi według pozorów? Po części jest to kultura tradycyjna i konwencje społeczne. Po części jest to też wychowanie otrzymane w domu, czarnobiałe idee i pojęcia, a także idee i koncepcje dotyczące dobra i zła. Częściowo odpowiada za to również edukacja szkolna. Elementy te współtworzą całkowicie szatański system edukacji. Konsekwencją tego, że szatan wpaja ludziom te rzeczy, jest to, że definiują oni coś jako dobre lub właściwe, a coś innego jako złe lub niewłaściwe, czyniąc to wedle swoich własnych pojęć i preferencji. Co jest podstawą dla tych wszystkich ludzkich definicji? W rzeczywistości podstawę tę stanowią szatańskie teorie i filozofie, które z całą pewnością nie pochodzą od Boga ani nie wynikają z prawdy. Dlatego też zepsuci ludzie mylą się bez względu na to, jak oceniają daną osobę bądź dane zdarzenie – nie ma to żadnego związku z prawdą i nie jest zgodne z intencjami Boga; nie ma to nic wspólnego z Bogiem ani z Jego słowami. Bóg feruje wyroki dotyczące ludzi i zdarzeń zgodnie z własnym usposobieniem i swoją istotą. Czym są usposobienie i istota Boga? Są prawdą. Prawda wyraża wszystko, co pozytywne, i stanowi rzeczywistość wszystkiego, co pozytywne. Bóg zgodnie z prawdą wydaje werdykty dotyczące wszystkiego, co istnieje, wszystkich ludzi, wydarzeń i rzeczy, z którymi ludzie mają styczność. Bóg opiera swoje wyroki dotyczące ludzi na ich naturoistocie, pobudkach ich działań, ścieżce, którą kroczą, oraz ich postawie względem rzeczy pozytywnych i wobec prawdy. Taka jest podstawa Bożych wniosków. Werdykty Boga dotyczące wszystkich rzeczy pozostają w zgodzie z prawdą. Jaką podstawę przyjmuje szatan do definiowania wszystkich rzeczy? (Własną logikę). Szatańską filozofię i logikę, które są przeciwieństwem prawdy. Cała ludzkość jest skażona przez szatana. Ludzie nie posiadają prawdy; reprezentują i ucieleśniają szatana. Definiują wszystko wedle szatańskich filozofii i szatańskiej logiki. Do jakich zatem wniosków dochodzą, gdy coś definiują? Do wniosków, które są diametralnym przeciwieństwem prawdy. Czy znaleźliście słowa, których Paweł często używał w swoich listach? Odczytajcie je. („Paweł, powołany apostoł Jezusa Chrystusa z woli Boga” (1 Kor 1:1)). Widzicie? Taką rangę Paweł nadaje Bogu i Chrystusowi: „Paweł, powołany apostoł Jezusa Chrystusa z woli Boga”. Na którym miejscu plasuje się Paweł w ramach tego rankingu? (Na trzecim). Kto według Pawła znajduje się na pierwszym miejscu? (Bóg). A na drugim? (Pan Jezus). Jezus Chrystus. Kto jest trzeci w kolejności? (Paweł). On sam. „Paweł, powołany apostoł Jezusa Chrystusa z woli Boga”. Paweł często używał tego sformułowania i wiele się w nim zawiera. Po pierwsze, wiemy, że Paweł jest apostołem Pana Jezusa Chrystusa. Kim zatem, z punktu widzenia Pawła, jest Pan Jezus Chrystus? Jest Synem Człowieczym – jest drugi po Bogu w niebie. Bez względu na to, czy nazywał Pana Jezusa Chrystusa „Mistrzem” bądź „Panem”, dla Pawła Chrystus na ziemi nie był Bogiem, tylko człowiekiem, który potrafił nauczać ludzi i pociągnąć ich za sobą. Jaką funkcję spełniał Paweł jako apostoł kogoś takiego? Głosił ewangelię, odwiedzał kościoły, wygłaszał kazania i pisał listy. Wierzył, że czyni to wszystko w imieniu Pana Jezusa Chrystusa. W głębi serca myślał: „Pomogę ci, udając się tam, dokąd ty nie możesz się udać, i w twoim imieniu odwiedzę miejsca, do których ty nie chcesz pójść”. Taka była idea apostoła w ujęciu Pawła. Był przekonany, że Pan Jezus, tak samo jak on sam, to zwykły człowiek. Postrzegał siebie samego i Pana Jezusa jako równych sobie – jako istoty ludzkie. W swoim przeświadczeniu współdzielił z Panem Jezusem pozycję, tożsamość i posługę. Różnili się jedynie imieniem, wiekiem, rodziną, pochodzeniem, zdolnościami i wiedzą. Pod każdym innym względem Paweł uważał się za takiego samego jak Pan Jezus, można więc Pawła również było nazwać Synem Człowieczym. Był drugi po Panu Jezusie Chrystusie tylko dlatego, że był Jego apostołem; używał mocy Pana Jezusa Chrystusa, był posyłany na wizytacje do kościołów i do pracy w kościołach przez Pana Jezusa Chrystusa. Paweł uważał, że jako apostoł taką ma właśnie pozycję i tożsamość – tak to interpretował. Ponadto drugie słowo w sformułowaniu „Paweł, powołany apostoł Jezusa Chrystusa” to „powołany”. Słowo to ujawnia sposób myślenia Pawła. Czemu użył zwrotu „powołany (…) z woli Boga”? Nie uważał, że to Pan Jezus Chrystus powołał go na swojego apostoła; myślał bowiem: „Pan Jezus chrystus nie ma takiej mocy, żeby mi cokolwiek nakazać. Nie czynię tego, co on rozkazał; niczego nie robię dla niego. Robię to, co robię, na mocy woli boga w niebie. Jestem taki sam jak pan Jezus chrystus”. To wskazuje na jeszcze coś – Paweł uważał, że Pan Jezus Chrystus jest synem człowieczym, tak samo jak Paweł. Słowa „powołany (…) z woli Boga” ujawniają, że w głębi serca Paweł podawał w wątpliwość i negował tożsamość Pana Jezusa Chrystusa. Paweł powiedział, że jest apostołem Pana Jezusa Chrystusa z woli Boga, że Bóg mu kazał, że Bóg go namaścił i ustanowił, że stał się apostołem Pana Jezusa Chrystusa, bo Bóg go zawezwał i taka była Jego wola. W przekonaniu Pawła taka była relacja między nim samym a Panem Jezusem Chrystusem. To jednak nie jest jeszcze najgorsze. Co jest najgorsze? Paweł uważał, że był apostołem Pana Jezusa Chrystusa z woli Boga, nie zaś z woli Pana Jezusa Chrystusa – a mianowicie, że to nie Pan Jezus Chrystus go zawezwał, ale Bóg w niebie, który mu to nakazał. Uważał, że nikt nie ma mocy ani kwalifikacji, by uczynić go apostołem Pana Jezusa Chrystusa, nikt poza Bogiem w niebie, i że był prowadzony bezpośrednio przez Boga w niebie. Na co to wskazuje? Na to, że w głębi serca Paweł wierzył, że Bóg w niebie był numerem jeden, zaś on sam, Paweł, był numerem dwa. Jakie miejsce według Pawła zajmował Pan Jezus? (To samo co Paweł). W tym tkwi problem. Swoimi ustami głosił, że Pan Jezus jest Chrystusem, ale nie uznawał istoty Chrystusa za tożsamą z istotą Boga; nie rozumiał relacji między Chrystusem a Bogiem. To właśnie ten brak zrozumienia stał się źródłem tak poważnego problemu. W jakim sensie był on poważny? (Paweł nie uznał, że Pan Jezus jest Bogiem wcielonym. Zaparł się Pana Jezusa). Tak, to jest skrajny problem. Paweł negował to, że Pan Jezus Chrystus jest Bogiem, który stał się ciałem, że Pan Jezus jako Bóg wcielony zstąpił z nieba na ziemię i że Pan Jezus jest wcieleniem Boga. Czy nie oznacza to, że Paweł przeczył istnieniu Boga na ziemi? (Tak). Jeśli przeczył istnieniu Boga na ziemi, to czy mógł uznać słowa Pana Jezusa? (Nie mógł). Jeśli nie uznawał słów Pana Jezusa, to czy mógł je przyjąć? (Nie mógł). Nie przyjmował słów, nauk i tożsamości Pana Jezusa, czy więc mógł przyjąć dzieło Pana Jezusa Chrystusa? (Nie mógł). Nie przyjął dzieła Pana Jezusa Chrystusa ani faktu, że Pan Jezus Chrystus to Bóg, ale nie to było najgorsze. Co było najgorsze? Dwa tysiące lat temu Pan Jezus przyszedł na ziemię, by dokonać największego dzieła – dzieła odkupienia w Wieku Łaski; kiedy to wcielił się i przyoblekł w podobiznę grzesznego ciała, został przybity do krzyża jako ofiara za grzechy całej ludzkości. Czy było to wielkie dzieło? (Tak). Było to dzieło odkupienia całej ludzkości i dokonał go Sam Bóg, lecz Paweł uparcie temu przeczył. Przeczył temu, że odkupieńcze dzieło Pana Jezusa zostało dokonane przez Samego Boga, a zatem negował też fakt, że Bóg dokonał już dzieła odkupienia. Czy to poważny problem? Szczególnie poważny! Paweł nie tylko nie starał się zrozumieć faktu ukrzyżowania Pana Jezusa Chrystusa, ale wręcz go nie uznawał, a nieuznanie tego faktu jest równoznaczne z jego zaprzeczaniem. Paweł nie uznawał, to Bóg został ukrzyżowany i odkupił całą ludzkość, ani nie uznawał, że Bóg posłużył jako ofiara za grzechy całej ludzkości. To wskazuje, że nie uznawał również, iż cała ludzkość została odkupiona, gdy Bóg dokonał swego dzieła, i jej grzechy zostały odpuszczone. Jednocześnie uważał, że jego własne grzechy nie zostały odpuszczone. Nie uznawał faktu, że Pan Jezus odkupił ludzkość. Z jego punktu widzenia wszystko to zostało wymazane. To jest problem najpoważniejszy. Przed chwilą wspomniałem, że Paweł był największym antychrystem w ciągu dwóch ostatnich tysiącleci; ten fakt został już ujawniony. Gdyby te fakty nie zostały zapisane w Biblii i gdyby Bóg powiedział, że Paweł sprzeciwił się Bogu i był antychrystem, czy ludzie by w to uwierzyli? Nie ma mowy. Na szczęście Biblia zachowała zapis listów Pawła, które to epistoły zawierają dowód rzeczowy; w przeciwnym razie nie miałbym nic na poparcie moich słów i moglibyście ich nie zaakceptować. Co słowa Pawła mówią o tym, jak postrzegał on wszystko, co powiedział Pan Jezus? Uważał, że to, co powiedział Pan Jezus, nie może się równać z choćby jedną doktryną religijną wysuniętą przez niego samego. Gdy więc Pan Jezus opuścił ten świat, Paweł, choć głosił ewangelię, pracował, wygłaszał kazania i prowadził kościoły, nigdy nie nauczał słów Pana Jezusa, nie mówiąc już nawet o tym, żeby je praktykował lub ich doświadczał. Zamiast tego głosił własne rozumienie Starego Testamentu, które sprowadzało się do i przestarzałych i pustych słów. Przez ostatnie dwa tysiące lat ci, którzy wierzą w Pana, robią w zgodzie z Biblią i wszystko, co przyjmują, to puste teorie Pawła. W efekcie ludzie pozostają w mroku od dwóch tysięcy lat. Jeśli powiesz dziś grupie osób religijnych, że Paweł się mylił, zaprotestują i nie zaakceptują tego, bo wszyscy stawiają sobie Pawła za wzór. Paweł jest ich bożkiem, ojcem założycielem, a oni wszyscy są oddanymi synami i potomkami Pawła. Do jakiego stopnia zostali oni wprowadzeni w błąd? Stoją już po tej samej stronie co Paweł w opozycji do Boga; mają takie same przekonania jak Paweł, taką samą naturoistotę i taką samą metodę dążenia. Zostali całkowicie wchłonięci przez Pawła. To jest czwarty wielki grzech Pawła. Zanegował on tożsamość Pana Jezusa oraz dzieło, którego Bóg dokonał w Wieku Łaski po zakończeniu Wieku Prawa. To jest sprawa najwyższej wagi. Inny poważny problem polega na tym, że Paweł postawił się na równi z Panem Jezusem Chrystusem. W wieku, w którym żył Paweł, spotkał Pana Jezusa Chrystusa, ale nie ujrzał w Nim Boga; zamiast tego uznawał Go za zwykłego człowieka, jakby był On tylko kolejnym przedstawicielem gatunku ludzkiego, z taką samą naturoistotą jak skażeni ludzie. Paweł żadną miarą nie uznawał Pana Jezusa za Chrystusa, nie mówiąc już o tym, by uznawał Go za Boga. Jest to sprawa szczególnie poważna. Czemu Paweł taki był? (Nie rozpoznał, że Bóg wcielony posiada istotę Boga, więc nie traktował Pana Jezusa Chrystusa jako Boga). (Nie postrzegał słów Pana Jezusa jako prawdy, ani nie rozumiał, że jest On ucieleśnieniem prawdy). (Z pozoru Paweł wyznawał wiarę w Pana Jezusa, ale tak naprawdę wierzył w niejasnego boga w niebie). (Nie szukał prawdy, więc nie był w stanie pojąć, że Chrystus jest prawdą i życiem). Mówcie dalej. (Paweł powiedział, że dla niego życie to chrystus. Chciał stać się bogiem i zastąpić Pana Jezusa). Wszystko, co powiedzieliście, zgadza się z faktami. Każdy przejaw postępowania Pawła i każdy z jego grzechów był gorszy od poprzedniego.
Przeanalizujmy teraz następujące słowa Pawła: „Odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości”. Są to imponujące słowa. Zobaczcie, w jaki sposób się wyraził: „korona sprawiedliwości”. Zazwyczaj użycie słowa „korona” jest czymś śmiałym samo w sobie, ale któż ośmieliłby się dodać do niego jeszcze słowo „sprawiedliwość”, by opisać rodzaj tejże korony? Tylko Paweł ośmieliłby się sięgnąć po taki epitet. Czemu użył tego słowa? Ma ono określone pochodzenie i zostało starannie dobrane; w słowach Pawła kryją się głębokie konotacje! Jakie to konotacje? (Próbował wywrzeć nacisk na Boga tym słowem). Chęć wywarcia nacisku na Boga to jeden aspekt. Jego intencją było z pewnością przeprowadzenie transakcji i próbował też narzucić Bogu jej warunki. Czy poza tym przyświecał mu jakiś inny cel, gdy tak stale mówił o tej koronie sprawiedliwości? (Chciał wprowadzić ludzi w błąd, tak by myśleli, że jeśli nie dostanie korony, będzie to znaczyć, że Bóg nie jest sprawiedliwy). Fakt głoszenia przez niego tych słów zawiera w sobie element podżegania i wprowadzania w błąd, co z kolei wiąże się z jego pragnieniami i ambicjami. Aby ostatecznie zmaterializować i spełnić swoje pragnienie zdobycia korony sprawiedliwości, stosował taktykę głoszenia mówienia o tym wszem i wobec. Po części głosił te słowa, by podburzać ludzi i wprowadzać ich w błąd; pragnął zaszczepić w swoich słuchaczach pewną myśl, a mianowicie: „Ktoś taki jak ja, kto tak bardzo się poświęca, kto ciągle jest w rozjazdach i kto podąża drogą, którą ja podążam, będzie w stanie zdobyć koronę sprawiedliwości”. To naturalne, że po wysłuchaniu tego ludzie mieli poczucie, że tylko jeśli Paweł otrzyma koronę, Bóg okaże się Bogiem sprawiedliwym. Czuli, że muszą podążać w tym samym kierunku co Paweł, ruszyć w drogę i poświęcać się jak on; uważali również, że nie mogą słuchać Pana Jezusa, że Paweł jest wzorem i Paweł jest panem oraz że to on wyznacza kierunek i cel, do którego ludzie powinni zdążać. Myśleli też, że jeśli będą naśladować Pawła, to czeka ich taka sama korona, taki sam los i takie samo przeznaczenie co Pawła. Po pierwsze, Paweł podżegał i wprowadzał ludzi w błąd. Pod drugie, przyświecał mu niezwykle złowieszczy cel W głębi serca myślał: „Jeśli nie zdobędę korony, co jest mało prawdopodobne, i jeśli się okaże, że były to tylko moje wyobrażenia i pobożne życzenia, będzie to oznaczać, że każdy, kto wierzy w chrystusa, łącznie ze mną, został w swojej wierze wprowadzony w błąd. To zaś oznaczać będzie, że żaden bóg nie istnieje na ziemi, a ja zaprzeczę dodatkowo twojemu istnieniu w niebie, boże, i nie będziesz w stanie nic na to poradzić!”. Paweł sugerował zatem, co następuje: „Jeśli nie dostanę tej korony, to nie tylko bracia i siostry zaprą się ciebie, ale ja nie pozwolę ci pozyskać, tych wszystkich ludzi, których podburzyłem i którzy znają te słowa. Nie pozwolę im również pozyskać ciebie, a jednocześnie zaprzeczę twojemu istnieniu jako boga w niebie. Nie jesteś sprawiedliwy. Jeśli ja, Paweł, nie mogę dostać korony, to nikt nie powinien jej otrzymać!”. To była złowieszcza strona Pawła. Czy nie tak zachowuje się antychryst? Jest to zachowanie antychrysta demona: podżeganie i wprowadzanie ludzi w błąd, a także otwarte buntowanie się przeciw Bogu i sprzeciwianie się Mu. W głębi serca Paweł myślał: „Jeśli nie dostanę korony, to bóg nie jest sprawiedliwy. Jeśli otrzymam koronę, tylko wtedy będzie to korona sprawiedliwości i sprawiedliwość boga okaże się dopiero wówczas prawdziwie sprawiedliwa”. Stąd wzięła się jego idea „korony sprawiedliwości”. Co takiego czynił w ten sposób? Otwarcie podburzał i wprowadzał w błąd ludzi podążających za Bogiem. Jednocześnie jawnie sprzeciwiał się Bogu i buntował się przeciw Niemu. Innymi słowy, jego zachowanie było wyrazem buntu. Jaka była zatem natura jego postepowania? Z pozoru słowa Pawła były dystyngowane i poprawne, nie wydaje się, aby było w nich coś nie tak – któż nie uwierzyłby w Boga, żeby zdobyć koronę sprawiedliwości i otrzymać błogosławieństwa? Nawet ludzie bez charakteru wierzą w Boga przynajmniej po to, żeby dostać się do nieba. Byliby szczęśliwi, mogąc chociażby zamiatać tam ulice czy strzec bramy w niebie. Ta intencja i ten cel przyświecające wierze w Boga mogą być uznane za właściwe i zrozumiałe. Jednak nie był to jedyny cel Pawła. Wkładał dużo wysiłku, poświęcał wiele energii i robił wielkie zamieszanie, mówiąc o swojej koronie sprawiedliwości. Jego słowa ujawniały jego złośliwą naturę, a także ukryte, mroczne strony jego charakteru. W swoim czasie Paweł zyskał rozgłos i wielu ludzi czciło go bałwochwalczo. Wszem i wobec głosił swoje teorie i wzniosłe idee, swoje pojęcia i wyobrażenia, a także wiedzę, jaką w przeszłości zdobył, i to, co wydedukował, posiłkując się władzami swojego umysłu. Gdy Paweł głosił te treści, jak wielki wpływ musiało to wywrzeć na ludzi i jak dotkliwie musiało ich to skrzywdzić i zatruć w głębi ich serc? Jak wielki wpływ miało na osoby w kolejnych pokoleniach, które czytali listy Pawła? Ludzie, którzy czytali jego listy, nie potrafią się uwolnić od jego słów, bez względu na to, jak długo się starają – tak głęboko zostali skażeni! Jak głęboko? Jest takie zjawisko zwane „Efektem Pawła”. Czym jest Efekt Pawła? To religijne zjawisko polega na tym, że ludzie ulegają wpływowi myśli, przekonań, argumentów i zepsutych skłonności ujawnionych przez Pawła. Dotyczy to zwłaszcza ludzi, których rodziny wierzą w Boga od wielu pokoleń i podążają za Chrystusem od wielu dziesięcioleci. Mówią oni: „Nasza rodzina wierzy w pana od pokoleń i nie kieruje się doczesnymi trendami. Trzymamy się z dala od świata laickiego, porzuciliśmy życie rodzinne i kariery, by poświęcać się dla boga. Robimy dokładnie to, co robił Paweł. Jeśli nie dostaniemy koron i nie pójdziemy do nieba wygarniemy to bogu, kiedy przyjdzie”. Czy ludzie nie powołują się na ten argument? (Powołują się). Jest to dość znacząca tendencja. Skąd się ona bierze? (Z treści głoszonych przez Pawła). Jest to złośliwy efekt nowotworu, którym zaraził ludzi Paweł. Gdyby nie podburzał ludzi i nie powtarzał „Odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” i „Dla mnie życie to Chrystus”, to bez tła tamtego etapu w dziejach świata, ludzie dziś nic by o tym nie wiedzieli. Nawet gdyby myśleli w podobny sposób, nie mieliby w sobie Pawłowej żółci. To Paweł był prowodyrem tego wszystkiego. Jeśli któregoś dnia błogosławieństwa zostaną tym ludziom odmówione, będą mieli śmiałość, żeby wystąpić przeciw Panu Jezusowi, a nawet pomaszerować do trzeciego nieba i spierać się w tej sprawie z Panem. Czyż nie jest to wyraz buntu podnoszonego przez świat religijny przeciw Panu Jezusowi? Jest jasne, że świat religijny pozostaje pod wielkim wpływem Pawła! Usłyszawszy ode mnie to wszystko, potraficie już chyba wskazać piąty grzech Pawła, zgadza się? Jeśli chodzi o podsumowanie źródła określenia „korona sprawiedliwości”, którego używał Paweł, należy skupić się na słowie „sprawiedliwość”. Czemu wspominał „sprawiedliwości”? Na ziemi chciał podburzyć i wprowadzić w błąd wybrańców Boga, żeby myśleli tak samo jak on. W niebie chciał poddać Boga naciskowi i buntować się przeciwko Niemu. Taki był cel Pawła. Choć nigdy tego nie powiedział wprost, słowo „sprawiedliwość” zdradziło jego cel i skłonność do buntowania się przeciw Bogu. Jego usposobienie nie skrywało już żadnych tajemnic; to wszystko są fakty. Czy opierając się na tych faktach można naturoistotę Pawła podsumować po prostu jako arogancką, zadufaną w sobie, kłamliwą i nienawidzącą prawdy? (Nie). Te określenia nie wyczerpują tematu. Mówię o tych faktach, szczegółowo je analizuję i definiuję, żebyście jaśniej i dokładniej mogli zrozumieć naturoistotę Pawła. Taki jest rezultat analizy istoty na podstawie faktów. Gdy Paweł buntował się przeciw Bogu, nie robił tego na uboczu i z dala od ludzi, ani pod wpływem emocji, niemożności podporządkowania się, czy też nieco buntowniczego usposobienia. Nie był to zwykły przypadek ujawnienia zepsutego usposobienia; eskalacja problemu doprowadziła do tego, że Paweł stosował różne metody, by podburzać i wprowadzać ludzi w błąd swoimi listami i publicznymi wystąpieniami, tak aby wszyscy powstali w gniewie przeciwko Bogu i zbuntowali się. Paweł nie tylko sam się buntował przeciwko Bogu, ale podburzał też innych, by robili to samo – on nie był po prostu arogancki, był diabłem! Ten grzech jest poważniejszy od poprzedniego. Czy to dobrze, czy źle, że mówimy o coraz gorszych grzechach? (Dobrze). Dlaczego? (Bo zyskujemy większe rozeznanie co do Pawła). Mając większe rozeznanie, będziesz w stanie rzucić światło na różne przejawy zachowania Pawła, na objawy jego zepsucia i jego prawdziwe oblicze. Czy w ten sposób osiągniecie nasz cel? (Nie). Powinniście spojrzeć na siebie samych i ludzi wokół was przez pryzmat wszystkich wyszczególnionych przez nas przejawów zachowania Pawła, ich treści, tematów i istoty. Gdy już jasno zobaczycie, jak wielka jest różnica między ścieżką, którą kroczycie, i waszą istotą a ścieżką i istotą Pawła, osiągniecie pełny rezultat i cel naszej jego analizy. Są też tacy, co mówią: „Nie ma we mnie żadnych przejawów Pawłowego dążenia do korony sprawiedliwości”. Twoje przejawy i twoja istota mogą nie być tak dojmujące jak w przypadku Pawła, ale do pewnego stopnia pokrywają się z jego przejawami i jego istotą. On wykazywał takie przejawy, a ty wykazujesz takie stany. Można powiedzieć, że Paweł ma na tej skali 10 lub 12 punktów, a ty? (Siedem lub osiem). Paweł przejawiał te cechy przez cały czas, te rzeczy stale go wypełniały. Ty być może nie przejawiasz ich nieustannie, ale i tak często. Prawdopodobnie przez połowę swojego życia postępujesz w taki właśnie sposób i przeżywasz takie stany. Zwłaszcza wtedy, gdy Bóg poddaje cię próbom, gdy dzieło Boga kłóci się z twoimi pojęciami, gdy Bóg cie przycina, i gdy środowiska, które dla ciebie aranżuje, nie spełniają twoich oczekiwań, może to wywoływać w tobie tego rodzaju stany ducha; możesz wtedy podnosić bunt przeciw Bogu i sprzeciwiać się Mu. W takich chwilach nasza analiza dotycząca tego, jak Paweł podburzał i wprowadzał ludzi w błąd, może się okazać dla ciebie przydatna. Dlaczego? Bo teraz masz świadomość tego, jak poważna była natura przejawów zachowania Pawła; nie były to zwyczajne przejawy zepsutego usposobienia, ale diabelskiej naturoistoty sprzeciwiającej się Bogu. Gdy rozplenią się w tobie takie stany, będziesz wiedzieć, jak poważny jest to problem. Powinieneś wówczas zawrócić z tej drogi, okazać skruchę i wyrwać się z tego niewłaściwego stanu. Powinieneś się od niego oddalić, szukać prawdy i ścieżki podporządkowania się Bogu. Jest to prawdziwa ścieżka, którą ludzie powinni kroczyć, i prawo, którego istoty stworzone powinny przestrzegać. Niniejsze omówienie jest dla ludzi źródłem pomocy.
Paweł słynie z jeszcze jednej sentencji – jak ona brzmi? („Dla mnie bowiem życie to Chrystus, a śmierć to zysk” (Flp 1:21)). Paweł nie uznawał tożsamości Pana Jezusa Chrystusa, nie uznawał, że Pan Jezus Chrystus to Bóg wcielony żyjący na ziemi, ani nie uznawał faktu, że Pan Jezus Chrystus był wcieleniem Boga. Paweł samego siebie postrzegał jako chrystusa. Czyż nie jest to odrażające? (Owszem). Jest to odrażające i istota tego problemu jest bardzo poważna. Kim dokładnie był Chrystus w oczach Pawła? Jaka była Jego tożsamość? Jak to możliwe, że Paweł miał taką obsesję na punkcie bycia chrystusem? Jeśli w oczach Pawła Chrystus był zwykłym człowiekiem z zepsutym usposobieniem lub niewiele znaczącą osobą odgrywającą nieistotną rolę, kimś, kto nie miał władzy, szlachetnej tożsamości, ani zdolności czy umiejętności, którymi przewyższałby zwykłych ludzi, to czy Paweł chciałby być takim właśnie chrystusem? (Nie chciałby). Na pewno nie chciałby. Uważał się za kogoś uczonego i nie chciał być zwykłym człowiekiem, chciał być nadczłowiekiem, wielkim człowiekiem, przewyższającym innych – jak miałby chcieć być Chrystusem, którego inni uważają za kogoś skromnego i niewiele znaczącego? Jaki więc status i jaką rolę przypisywał Chrystusowi Paweł w swoim sercu? Jaką tożsamość, jaki status, jaki autorytet, jaką władzę i jaką powierzchowność trzeba mieć, aby być chrystusem? To ujawnia, jak Paweł wyobrażał sobie Chrystusa i co wiedział o Chrystusie, czyli jak definiował Chrystusa. Dlatego Paweł miał ambicję i pragnienie, by być chrystusem. Istnieje pewien powód dla którego Paweł chciał być chrystusem, i po części zostaje on ujawniony w jego listach. Przeanalizujmy kilka kwestii. Gdy Pan Jezus wykonywał swoje dzieło, robił rzeczy, które wskazywały na to, że miał tożsamość Chrystusa. Te rzeczy są symbolami i pojęciami charakterystycznymi, według Pawła, dla tożsamości Chrystusa. Jakie to były rzeczy? (Czynienie znaków i cudów). Właśnie. Chodzi tu o to, że Chrystus uzdrawiał ludzi, wypędzał demony oraz czynił znaki i cuda. Paweł przyznał, że Pan Jezus jest Chrystusem, ale tylko dlatego, że czynił On znaki i cuda. Toteż gdy Paweł głosił ewangelię Pana Jezusa, nigdy nie powoływał się na słowa Pana Jezusa ani na głoszoną przez Niego naukę. W oczach Pawła, niedowiarka, fakt, że Chrystus potrafił tak wiele powiedzieć, tak wiele głosić, dokonać tak wielkiego dzieła i pociągnąć za sobą tak wielu ludzi, przydawał swoistego honoru tożsamości i statusowi Pana Jezusa; miał On nieograniczoną chwałę i szlachetność, co sprawiało, że wyróżniał się wśród ludzi swoim wysokim statusem. Tak to postrzegał Paweł. Patrząc na to, co Pan Jezus Chrystus przejawiał i ujawniał, dokonując swojego dzieła, a także na Jego tożsamość i istotę, Paweł nie dostrzegał istoty Boga, prawdy, drogi i życia czy też cudowności i mądrości Boga. Co takiego widział Paweł? Mówiąc językiem współczesnym, widział blichtr sławy i chciał być fanem Pana Jezusa. Gdy Pan Jezus przemawiał i czynił swoje dzieło, tak wielu ludzi słuchało – jakże to musiało być wspaniałe! Tego Paweł od dawna wyczekiwał: pragnął, by ta chwila wreszcie nadeszła. Czekał na ten dzień, kiedy będzie mógł przemawiać bez końca tak jak Pan Jezus, który zwracał się do zasłuchanych, urzeczonych tłumów ludzi, podziwiających go i pragnących pójść za Nim. Imponujący sposób bycia Pana Jezusa rzucił Pawła na kolana; albo tak by się wydawało, bo tak naprawdę Paweł zazdrościł Panu Jezusowi tożsamości i sposobu bycia, które ludzie podziwiali, ubóstwiali i stawiali na piedestale. Tego właśnie Mu zazdrościł. Jak zatem sam Paweł mógłby to osiągnąć? Nie wierzył, że Pan Jezus Chrystus osiągnął to wszystko dzięki swojej istocie i tożsamości, lecz uważał, że było to zasługą przysługującego Mu tytułu. Toteż Paweł pragnął stać się wielką osobistością i odegrać rolę, która pozwoli mu nosić imię Chrystusa. Paweł podjął wielkie starania, żeby się w tę rolę wcielić, czyż nie? (Tak). Jakie to były starania? Przemawiał do ludzi, gdzie tylko mógł, a nawet czynił cuda. Ostatecznie wypowiedział słowa, którymi samego siebie zdefiniował i które zaspokajały jego wewnętrzne pragnienia i ambicje. Jakie były to słowa? („Dla mnie bowiem życie to Chrystus, a śmierć to zysk”). Życie to chrystus. To właśnie Paweł przede wszystkim chciał osiągnąć; być chrystusem – oto jego najważniejsze pragnienie. Jak wiąże się ono z jego osobistymi dążeniami i ścieżką, którą kroczył? (Paweł czcił władzę i dążył do zdobycia podziwu wśród ludzi). To jest teoria; należałoby wspomnieć o faktach. Paweł przejawiał swoje pragnienie bycia chrystusem w sposób praktyczny; Moja definicja jego osoby nie opiera się na jego pojedynczej wypowiedzi. Jego styl, metody i zasady działania wskazują, że wszystko, co robił, nakierowane było na ten cel – stać się chrystusem. Taka jest źródłowa przyczyna tak wielu słów i działań Pawła, takie jest też ich sedno. Paweł chciał być chrystusem, co miało wpływ na jego dążenia, ścieżkę życiową i wiarę. W jaki sposób przejawiał się ten wpływ? (Paweł się popisywał i niósł świadectwo o sobie samym w całej swojej pracy i w wygłaszanych przez siebie naukach). Po pierwsze, Paweł się popisywał na każdym kroku. Przemawiając do ludzi, podkreślał to, ile wycierpiał, w jaki sposób postępował i jakie miał intencje, a ludzie słysząc to, uznawali, że przypomina chrystusa pod każdym względem, i rzeczywiście chcieli nazywać go chrystusem. Taki był jego cel. Gdyby ludzie naprawdę nazwali go chrystusem, czy by się temu sprzeciwił? Czy by zaprzeczył? (Nie). Nie ma mowy – upajałby się tym. To jeden z przejawów wpływu, jaki pragnienie Pawła wywierało na jego dążenia. Jakie są inne? (Pisał listy). Tak, pisał listy, aby pozostawić swoje słowa potomności na kolejne wieki. W swoich listach, w swojej pracy i w swoim pasterskim przewodzeniu kościołom ani razu nie wspomniał imienia Pana Jezusa Chrystusa, nie robił niczego w imieniu Pana Jezusa Chrystusa ani nie wywyższał Jego imienia. Jaki negatywny skutek miało to, że zawsze działał i przemawiał w taki sposób? Jak wpłynęło to na ludzi, którzy szli za Panem Jezusem? Zaparli się oni Pana Jezusa Chrystusa, którego miejsce zajął Paweł. Chciał, żeby ludzie mówili: „Kim jest pan Jezus chrystus? Nigdy o nim nie słyszałem. My wierzymy w Pawła chrystusa”. Wtedy byłby szczęśliwy. To był jego cel i jedna z rzeczy, do której dążył. Kolejnym przejawem tego wpływu był styl jego działalności; rozwodził się na temat pustych idei i bez końca mówił o jałowych teoriach, żeby ludzie widzieli, jaki jest zdolny i przekonujący, jak bardzo pomaga ludziom i że emanuje określoną aurą, jak gdyby sam Pan Jezus Chrystus ukazał się na nowo. Kolejny przejaw dostrzec można w tym, że Paweł nigdy nie wywyższał Pana Jezusa Chrystusa, nie wywyższał Jego imienia, ani nie niósł świadectwa o słowach i dziele Pana Jezusa Chrystusa ani o korzyściach, jakie te słowa i to dzieło niosą ludziom. Czy Paweł głosił kazania mówiące o tym, jak ludzie powinni okazywać skruchę? Nic z tych rzeczy. Paweł nigdy nie mówił o dziele, którego dokonał Pan Jezus Chrystus, o słowach, które wypowiedział, ani o prawdach, których nauczał ludzi – w głębi serca Paweł się tego wszystkiego zapierał. Nie tylko negował słowa, jakie wypowiedział Pan Jezus Chrystus, i prawdy, których nauczał, ale traktował własne słowa, działania i nauki jako prawdę. W ten sposób chciał zastąpić słowa Pana Jezusa i sprawić, by ludzie praktykowali i stosowali jego słowa tak, jakby były one prawdą. Skąd brały się te wszystkie przejawy i objawienia? (Z pragnienia bycia chrystusem). Z jego intencji, pragnienia i ambicji, aby być chrystusem. Wiązało się to ściśle z jego praktykowaniem i dążeniami. Taki jest szósty grzech Pawła. Czy jest to grzech poważny? (Tak). Tak naprawdę wszystkie jego grzechy są poważne. Wyczytać z nich można śmierć.
Teraz omówię siódmy grzech Pawła. Ten jest jeszcze poważniejszy. Zanim Paweł został powołany przez Pana, był wyznawcą judaizmu. Judaizm to wiara w Boga Jahwe. Jaką koncepcję Boga mają ci, którzy wierzą w Boga Jahwe? Koncepcja ta obejmuje wszystko to, czego doświadczyli ich przodkowie, gdy Bóg Jahwe wyprowadził ich z Egiptu do dobrej krainy zwanej Kanaan: gdy Bóg Jahwe ukazał się Mojżeszowi, gdy zesłał dziesięć plag na Egipt, gdy za pomocą słupów obłoku i ognia prowadził Izraelitów, gdy przekazał im swoje prawa i tak dalej. Czy ówcześni wyznawcy judaizmu myśleli, że to wszystko fantazje, wyobrażenia i legendy, czy też uważali to za fakty? W tamtym czasie wybrańcy Boga i ci, którzy byli prawdziwymi wyznawcami, wierzyli i uznawali, że Bóg w niebie istnieje i jest realny. Myśleli: „Fakt, że Bóg stworzył ludzkość, jest prawdą. Bez względu na to, jak dawno się to zdarzyło, fakt ten pozostaje prawdą. Nie tylko musimy wierzyć w jego prawdziwość, ale musimy mieć co do niego pewność i rozgłaszać ten fakt. To jest nasza odpowiedzialność i nasz obowiązek”. Jednak inna grupa, do której należeli niedowiarkowie, mieli poczucie, że to wszystko są prawdopodobnie jedynie legendy. Nikt nie próbował weryfikować tych opowieści i ustalić, czy były one prawdą, czy też fikcją, więc ci ludzie tylko na poły w nie wierzyli. Gdy potrzebowali Boga, mieli nadzieję, że istnieje i może dać im to, do czego dążą, o co się modlą i czego pragną; gdy modlili się o coś do Boga, liczyli na to, że On istnieje. Czyniąc tak, traktowali Boga jak psychologiczną podporę. Nie dostrzegali faktu, że Bóg zbawia człowieka, ani nie akceptowali prawd wyrażonych przez Boga. Nie była to prawdziwa wiara w Boga; ci ludzie byli już niedowiarkami. Po czym można było poznać ludzi najgorszego pokroju? Służyli Bogu w kościele, składali Mu ofiary, wypełniali rytuały i wierzyli we wszelkiego rodzaju legendy. Jednak nie mieli Boga w sercu, a ten bóg ulepiony z ich pojęć i wyobrażeń był niejasny i pusty. W co tak naprawdę wierzyli tacy ludzie? W materializm. Wierzyli jedynie w to, co mogli zobaczyć. Nie istniało dla nich to, o czym mówiły legendy, wszystkie te niejasne kwestie i wszystko to, co przynależy do sfery duchowej, a czego nie mogli dotknąć, zobaczyć i usłyszeć. Niektórzy mówią: „Czy zatem wierzą w istnienie rzeczy, których nie są w stanie zobaczyć gołym okiem, jak na przykład mikroorganizmów?”. Oczywiście, że wierzą. Bezwzględnie wierzą w naukę, elektrony, mikrobiologię i chemię. Niedowiarkowie uważają te rzeczy za najprawdziwsze w świecie. Są materialistami do szpiku kości. Mówimy o tym, żeby poddać analizie trzy rodzaje ludzi: prawdziwych wierzących, na poły wierzących i materialistów, którzy w ogóle nie wierzą w istnienie Boga. Niektórzy mówią: „Czy bóg rzeczywiście istnieje? Gdzie on jest? Jak wygląda? Podobno znajduje się w trzecim niebie. Jak wysoko jest położone to trzecie niebo? Jak daleko jest do niego i jaką przestrzeń zajmuje? Ludzie mówią też, że jest takie niebo wyłożone złotymi cegłami i płytkami z jadeitu, a ściany są tam też ze złota. Jak mogłoby istnieć tak cudowne miejsce? To nonsens! Podobno w Wieku Prawa bóg przekazał ludowi wybranemu swoje prawa i tablice z zapisanymi na nich prawami wciąż istnieją. To pewnie tylko legenda, której klasa panująca używa, by kontrolować masy”. Czy ludzie należący do tej grupy mają prawdziwą wiarę w Boga? (Nie mają). Nie wierzą w to, że Bóg rzeczywiście istnieje, ani w to, że stworzył ludzi i prowadzi ludzkość aż do dziś. Czemu zatem ci ludzie nadal służą w kościele? (Bo traktują służenie Bogu jak pracę i źródło utrzymania). Zgadza się. Jest to dla nich tylko praca i źródło utrzymania. Jakim rodzajem człowieka był więc Paweł? (Trzecim rodzajem). Wiąże się to z jego naturoistotą. Paweł lubił rozprawiać na temat pustych teorii. Lubił rzeczy puste i niejasne, a także rzeczy z dziedziny fantazji. Lubił rzeczy głębokie i trudne do uchwycenia, których nie sposób wyłożyć w konkretnych słowach. Lubił dzielić włos na czworo, był uprzedzony i uparty oraz miał wypaczone rozumienie. Taki ktoś nie jest człowiekiem i takim kimś był Paweł. Patrząc na usposobienie i naturoistotę Pawła, jego preferencje, nadzieje, dążenia i aspiracje, można powiedzieć, że choć służył w kościele i był uczniem sławnego nauczyciela, to zdobyta wiedza była dla niego jedynie narzędziem do zaspokajania ambicji, pragnień i próżności, do zdobycia źródła utrzymania, statusu i pozycji w społeczeństwie. Jeśli spojrzeć na naturoistotę i dążenia Pawła, jak bardzo wierzył on w Jahwe? Jego wiara nie była obietnicą, tylko pustosłowiem. Był niedowiarkiem, ateistą i materialistą. Niektórzy pytają: „Jeśli Paweł był niedowiarkiem, to czemu został apostołem Pana Jezusa Chrystusa i głosił ewangelię Wieku Łaski?”. Powiedzcie Mi, jak był on w stanie podążać tą ścieżką? Co go do tego skłoniło? Co to był za punkt zwrotny, który sprawił, że Paweł podjął tę rolę i, choć był niedowiarkiem, był w stanie wkroczyć na taką ścieżkę? O co mi chodzi, gdy mówię „punkt zwrotny”? O moment, gdy Paweł został powalony na ziemię w drodze do Damaszku – to był punkt zwrotny w jego życiu. Doświadczył tak naprawdę dwóch punktów zwrotnych: pierwszego wtedy, gdy od niewiary w Boga przeszedł do wiary w Boga, bo Pan Jezus, którego wcześniej prześladował, ukazał mu się na drodze do Damaszku. Paweł zawołał: „Kim jesteś, Panie?”. W głębi serca nie wierzył, że ten Pan i Bóg istnieje, ale mimowolnie zakrzyknął: „Kim jesteś, Panie?”. Co odpowiedział na to Pan Jezus? („Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” (Dz 9:5)). W momencie, gdy Jezus wypowiedział te słowa, Paweł zyskał pewność co do jednego: oto ukazał się Pan, którego wcześniej nigdy nie widział, którego nie byłby w stanie sobie zobrazować i który był potężniejszy, niż Paweł zdołałby sobie wyobrazić. Co przekonało Pawła o takiej potędze Pana? Gdy Paweł najmniej się tego spodziewał, Jezus, którego wcale za Boga nie uważał, ukazał się oto przed jego oczami. Jak potężny jest Pan Jezus? O wielkości Jego potęgi przekonało Pawła światło, którego go oślepiło. Czy zatem mogło go to przekonać, że Pan Jezus jest Bogiem? (Nie). Dlaczego nie? (Bo Paweł wcale nie wierzył, że Bóg istnieje). Zgadza się, Paweł w ogóle nie wierzył w samo istnienie Boga. Wy wszyscy macie dobrze ugruntowaną wiarę w waszych sercach, więc gdyby ukazał ci się Bóg – nawet gdyby to był tylko Jego głos lub gdyby był do ciebie odwrócony plecami – i gdyby do ciebie przemówił po imieniu, byłbyś przekonany co do następującego faktu: „To jest Bóg, w którego wierzę. Ujrzałem Go i usłyszałem. Bóg się do mnie zbliżył”. Byłbyś o tym przekonany, ponieważ masz wiarę w swoim sercu, marzyłeś o takiej chwili i nie boisz się. Ale czy tak właśnie myślał Paweł? (Nie). On nigdy nie miał wiary w sercu. Jaka była jego pierwsza reakcja? (Strach). Przeraził się, bo ta istota była w stanie go powalić na ziemię i zabić! To zmroziło mu krew w żyłach bardziej niż piekło, którego nie był w stanie zobaczyć. Zgroza całkowicie go sparaliżowała. W jego sercu nie było wcale wiary w Boga – można powiedzieć, że nie miał pojęcia o Bogu. Toteż gdy Pan Jezus wykonywał swoje dzieło, czy to czyniąc cuda i znaki, czy to głosząc swoje nauczanie, to bez względu na to, jak wielu ludzi za Nim szło, jak wielkie wrażenie wywoływał i jakie tłumy gromadził, w oczach Pawła Pan Jezus nie był niczym więcej niż zwykły człowiek. Paweł patrzył z góry na Pana Jezusa i nie miał dla Niego ani krzty uznania. Tymczasem teraz ten zwykły Syn Człowieczy, którym Paweł gardził, stał naprzeciw niego, już bez oblekającej go cielesnej powłoki zwykłego człowieka, a Jego głos był potężny i towarzyszył Mu słup światła! Paweł wiedział, że może minąć milion lat, a on tej chwili nie zapomni. Światło było oślepiające! W jaki sposób Bóg powalił Pawła na ziemię? Gdy Bóg zbliżył się niego, Paweł od razu został oślepiony i upadł. Co się tam wydarzyło? Czy padł na ziemię świadomie z własnej woli, czy też był na to przygotowany? (Nie, po prostu nie mógł tego znieść). Ciało człowieka to tylko ciało, nie jest w stanie czegoś takiego znieść. Gdy Bóg naprawdę zbliża się do ciebie, nie przychodzi w zwykłym fizycznym ciele, jakie miał Pan Jezus – miłym i przystępnym, pokornym i zwyczajnym, z krwi i kości, jak u osoby, która niczym się w twoich oczach nie wyróżnia i o której zaraz zapominasz. Gdy Bóg naprawdę się do ciebie zbliży, nie będziesz w stanie tego wytrzymać, nawet jeśli nie powali cię na ziemię! W głębi serca Paweł od razu pomyślał: „Stanął przede mną pan Jezus, którego kiedyś prześladowałem i którym pogardzałem. To światło jest takie potężne!”. Czy Bóg nakazał mu, by się pokłonił? Czy Bóg powiedział mu: „Powinieneś oddać mi pokłon”? (Nie powiedział tego). Czemu więc Paweł leżał twarzą do ziemi? (Był przerażony). Nie. Ludzkość została stworzona przez Boga i ludzie są istotami tak nikłymi i słabymi, że gdy światło Boga dotknie ich ciała, mogą jedynie paść na ziemię. Bóg jest zbyt wielki i zbyt silny jak na ludzkie nerwy i możliwości. Paweł nie uznawał Pana Jezusa za Boga ani za Pana, czemu więc miałby oddać Mu pokłon z własnej woli? Padł od razu na twarz; był kompletnie obezwładniony i sparaliżowany. Jego wcześniejsza duma, arogancja, pyszałkowatość, zarozumiałość i zadufanie w sobie wyparowały w jednej chwili. Bóg zresztą wcale nie ukazał się Pawłowi we własnej realnej postaci; było to tylko Jego światło – a gdy Paweł je ujrzał, taki był tego rezultat; do takiego właśnie stanu Paweł został doprowadzony. I to był punkt zwrotny w jego życiu. Gdyby nie wiązał się z tym punktem zwrotnym żaden szczególny kontekst lub gdyby nie był to żaden szczególny przypadek, to dla zwykłej osoby z człowieczeństwem i sumieniem, która dąży do prawdy i do pozytywnych rzeczy, byłoby to czymś dobrym, bo gdy komuś ukazuje się Bóg, wpływa to na dążenia nadające kierunek całemu życiu tej osoby. Wnioskując z tego, co zostało zapisane w Biblii, na przestrzeni stuleci rzadkością było, żeby ktoś usłyszał głos Boga. Hiob słyszał Boga przemawiającego do niego z wichru po tym, jak poddał go próbie. Hiob całe życie dążył do podporządkowania się zarządzeniom Boga i zrozumienia Jego suwerennej władzy, ale ujrzał Boga dopiero, gdy skończył siedemdziesiąt lat; Hiob doświadczył jedynie suwerennej władzy Boga, ale miał wiarę. Gdy na własne uszy usłyszał głos Boga, czyż nie był to wielki punkt zwrotny w jego wierze? (Owszem). Ten punkt zwrotny był wywyższeniem, poprzez które Hiob jeszcze bardziej umocnił się w wierze. Przekonał się jeszcze dobitniej, że dzieło, jakie czyni w ludziach Bóg, w którego wierzył i któremu się podporządkował, jest dobre i słuszne i że ludzie powinni się Bogu poddać. Nie był to mały punkt zwrotny, jakiego zwykli ludzie doświadczają, gdy ich wiara wątpiąca stopniowo przeradza się w wiarę prawdziwą, wolną od wątpliwości. Było to wywyższenie, poprzez które wiara Hioba wzniosła się na nowy poziom. Jeśli chodzi o Pawła, jaki punkt zwrotny w jego życiu powinien był pociągnąć za sobą fakt, że ukazał mu się Bóg i powalił go na ziemię? Z pewnością nie wywyższenie, bo przecież Paweł do tego momentu nie wierzył wcale w Boga, więc nie można tego nazwać wywyższeniem. Jak więc to zdarzenie na niego wpłynęło? To znów wiąże się z jego dążeniami. Odpowiedzcie. (Aby zachować swoje życie, Paweł chciał trudzić się głosząc ewangelię, aby odpokutować za swoje grzechy). Zgadza się. Bał się śmierci, ale był też przebiegły. Gdy dowiedział się, że Jezus, którego prześladował, jest Bogiem, przeraził się nie na żarty i pomyślał: „Co mam zrobić? Mogę jedynie słuchać nakazów pana, bo inaczej umrę!”. W tamtym momencie przyjął zadanie wyznaczone mu przez Boga i zaczął trudzić się głosząc ewangelię, by odpokutować za grzechy. Myślał: „Jeśli będę z powodzeniem głosił ewangelię i pan Jezus będzie ze mnie zadowolony, to być może zasłużę na koronę i nagrodę!”. Taki był w głębi serca wyrachowany. Uznał, że znalazł w końcu lepszą okazję, by uzyskać błogosławieństwa. Paweł przyjął od Pana posłannictwo, by zadośćuczynić za grzechy i ocalić swoje życie; taka intencja i taki cel przyświecały jego wierze w Pana i przyjęciu Go. Odkąd spotkał Pana Jezusa na drodze do Damaszku i został powalony na ziemię, rozpoczął nowy rozdział swoich dążeń i wiary w Boga. Czy ten nowy rozdział był pozytywny, czy też negatywny? (Negatywny). Nie uznał sprawiedliwości Boga i przyjął zadanie wyznaczone mu przez Pana Jezusa w sposób transakcyjny, który był jeszcze bardziej podstępny, haniebny i szachrajski, a uczynił to tylko dlatego, że został powalony na ziemię i odczuwał lęk przed majestatem Bożym. Tym bardziej jest to odrażające. Jednak nie to jest głównym tematem Mojego dzisiejszego omówienia. Punkt zwrotny w życiu Pawła po spotkaniu z wielkim światłem Bożym i różne przejawy jego zachowania wskazują jasno, jaką ścieżką kroczył i co jego naturoistota mówiła o tym, jakiego rodzaju był osobą. Jest to jasne jak słońce.
W momencie, gdy został powalony na ziemię, Paweł uwierzył, że Pan Jezus Chrystus istnieje i że jest Bogiem. Ten Bóg, w którego wierzył, zmienił się w jednej chwili z Boga w niebie w Pana Jezusa Chrystusa – w Boga na ziemi. Począwszy od tej chwili Paweł nie mógł już odrzucić zadania powierzonego mu przez Pana Jezusa i zaczął niezłomnie trudzić się dla Boga wcielonego – Pana Jezusa. Oczywiście celem jego trudów było po części odpokutowanie za swoje grzechy, a po części zaspokojenie swojego pragnienia błogosławieństw i uzyskanie pożądanego przeznaczenia. Gdy Paweł powiedział „z woli Boga”, czy mówiąc „Bóg” miał na myśli Jahwe, czy Jezusa? Był nieco zdezorientowany i pomyślał: „Wierzę w Jahwe, czemu więc zostałem powalony na ziemię przez Jezusa? Dlaczego Jahwe nie powstrzymał Jezusa? Który z nich tak naprawdę jest bogiem?”. Nie potrafił tego rozgryźć. W każdym razie nigdy nie uznał Pana Jezusa za swojego boga. Nawet jeśli uznawał Go swymi słowami, to w sercu nosił wątpliwość. Z czasem stopniowo powrócił do przekonania, że „tylko Jahwe jest bogiem”, więc we wszystkich swoich późniejszych listach, gdy pisał „z woli Boga”, miał prawdopodobnie na myśli Jahwe. Paweł nigdy jasno nie stwierdził, że Pan Jezus to Jahwe, zawsze postrzegał Pana Jezusa jako Syna Bożego, mówił o Nim jako o Synu i nigdy nie powiedział, że „Syn i Ojciec są jednym”, więc dowodzi to, że Paweł nigdy nie uznał Pana Jezusa za jedynego prawdziwego Boga; miał co do tego wątpliwości i tylko na poły w to wierzył. W świetle tego, jak postrzegał Boga i jaką miał metodę dążenia, Paweł nie był kimś, kto dąży do prawdy. Nigdy nie pojął tajemnicy wcielenia i nigdy nie uznał Pana Jezusa za jedynego prawdziwego Boga. Nietrudno na tej podstawie dostrzec, że Paweł oddawał cześć władzy oraz był człowiekiem przebiegłbym i obłudnym. Co o jego wierze mówi nam to, że czcił nikczemność, władzę i status? Czy miał prawdziwą wiarę? (Nie). Nie posiadał prawdziwej wiary, czy zatem Bóg, którego zdefiniował w swoim sercu, rzeczywiście istniał? (Nie). Czemu więc nadal podróżował, poświęcał się i wykonywał dzieło dla Pana Jezusa Chrystusa? (Kierowało nim pragnienie otrzymania błogosławieństw). (Obawiał się kary). Wracamy znów do tego samego punktu. Bał się, że zostanie ukarany, i miał w ciele cierń, którego nie był w stanie usunąć, więc musiał podróżować i pracować, żeby ten cierń nie zadawał mu bólu, którego nie potrafiłby znieść. Te przejawy, jego słowa, jego reakcja na to, co się stało w drodze do Damaszku, i zmiana, jaka w nim zaszła po tym, jak został powalony na ziemię, pokazują, że nie nosił w sercu wiary; można z dużą dozą pewności założyć, że był niedowiarkiem i ateistą. Jego punkt widzenia można streścić następująco: „Kto ma władzę, w tego będę wierzył. Kto ma władzę i potrafi mnie sobie podporządkować, temu będę służył ze wszystkich sił. Kto obdarzy mnie koroną i przeznaczeniem oraz zaspokoi moje pragnienie błogosławieństw, za tym pójdę. Pójdę aż do końca”. Kim był bóg w jego sercu? Każdy mógł być jego bogiem, byle był potężniejszy od niego samego i był w stanie go ujarzmić. Czy nie taka była naturoistota Pawła? (Taka była). Kim był ten, który powalił go na drodze do Damaszku i w którego ostatecznie uwierzył? (Pan Jezus Chrystus). Paweł przywoływał imię Pana Jezusa Chrystusa, ale tak naprawdę wierzył w tego boga, który istniał w jego sercu. Gdzie jest jego bóg? Gdybyś go zapytał: „Gdzie jest twój Bóg? W niebie? Pośród wszystkich istot stworzonych? Czy to On sprawuje suwerenną władzę nad całą ludzkością?”, odpowiedziałby: „Nie, mój bóg jest na drodze do Damaszku”. To właśnie był jego bóg. Czy Paweł był w stanie zaprzestać prześladowań Pana Jezusa Chrystusa i zacząć dla Niego pracować, ponosić koszty, a nawet poświęcić swoje życie, bo zmieniła się jego wiara? Czy to dlatego był w stanie dokonać tak radykalnej zmiany w swoim życiu? Czy obudziło się w nim sumienie? (Nie). Jaka zatem była tego przyczyna? Co się zmieniło? Jego psychologiczna podpora. Wcześniej było nią niebo, coś pustego i mętnego. Gdyby miał ją zastąpić Jezus Chrystus, Paweł uznałby Go za zbyt nieistotnego – Jezus był zwykłym człowiekiem. Nie mógł być podporą psychologiczną, a Paweł jeszcze mniej cenił słynne osobistości religijne. Paweł szukał kogoś, na kim mógłby się oprzeć, kto potrafiłby go sobie podporządkować i sprawić, że zostanie błogosławiony. Uważał, że ten, którego spotkał na drodze do Damaszku, jest najpotężniejszy i że to w niego powinien wierzyć. Jego podpora psychologiczna zmieniła się wraz z jego wiarą. Czy zatem Paweł prawdziwie wierzył w Boga, czy też nie? (Nie). Podsumujmy w jednym zdaniu, co wpływało na dążenia Pawła i na ścieżkę, którą podążał. (Jego podpora psychologiczna). Jak zatem zdefiniować siódmy grzech Pawła? Pod każdym względem wiara Pawła była podporą psychologiczną; była pusta i mętna. Był na wskroś niedowiarkiem i ateistą. Czemu taki ateista i niedowiarek jak on nie porzucił świata religijnego? Po pierwsze, w jego mętnej wyobraźni obecna była idea przeznaczenia. Po drugie, chciał mieć swoje źródło utrzymania. Sława, zysk, status i źródło utrzymania – do tego dążył w tym życiu, a idea przeznaczenia w przyszłym świecie była mu pocieszeniem. Te właśnie rzeczy stanowią sedno i podstawę tego, do czego tacy ludzie dążą i co przejawiają, a także ścieżki, którą kroczą. Kim zatem był Paweł z tego punktu widzenia? (Niedowiarkiem. Wierzył w niejasnego boga). (Ateistą). Nie miniemy się z prawdą, jeśli powiemy, że był ateistą, niedowiarkiem i oportunistą przyczajonym w łonie chrześcijaństwa. Jeśli nazwiesz go faryzeuszem, czyż nie będzie to niedopowiedzenie? Jeśli przyjrzysz się listom Pawła i znajdziesz tam słowa „z woli Boga”, możesz założyć, że Paweł postrzegał Boga w niebie jako najwyższego i że ludzie kierowani swoimi pojęciami, ignorancją i niezrozumieniem Boga podzielili Go na trzy poziomy: Ojca, Syna i Ducha Świętego, że wynika to tylko z ludzkiej głupoty i nie jest wcale poważnym problemem, bo przecież cały świat religijny też w ten sposób myśli. Czy jednak po naszej analizie można stwierdzić, że tak się sprawy mają? (Nie). Paweł nie uznawał nawet istnienia Boga. To ateista i niedowiarek, który powinien trafić do tego samego worka co ateiści i niewierzący.
Zakończyłem podsumowanie siedmiu grzechów Pawła. Opiszcie Mi je w skrócie. (Pierwszy grzech – Paweł traktował dążenie do korony sprawiedliwości i do błogosławieństw jako właściwe cele; drugi grzech – Paweł jako prawdę traktował własne wyobrażenia i rzeczy, które uważał za słuszne w ramach swoich pojęć, oraz głosił je wszędzie, wprowadzając ludzi w błąd; trzeci grzech – Paweł traktował swoje zdolności i swoją wiedzę na podobieństwo życia; czwarty grzech – Paweł zaprzeczał tożsamości i istocie Pana Jezusa Chrystusa oraz zaprzeczał dziełu odkupienia, którego dokonał Pan Jezus; piąty grzech – Paweł mówił: „Odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” oraz podburzał ludzi i wprowadzał ich w błąd, sprawiając, że próbowali na Boga naciskać, buntowali się przeciwko Niemu i sprzeciwiali Mu; szósty grzech – Paweł wierzył, że dla niego życie to chrystus. Zarazem negował prawdy wyrażone przez Pana Jezusa, zastępował Jego słowa swoimi słowami i nakazywał ludziom, by je praktykowali i stosowali; siódmy grzech – Paweł traktował wiarę w Boga jako podporę psychologiczną, był na wskroś ateistą i niedowiarkiem). Nasza analiza tych problemów Pawła jest tak szczegółowa, że każdy, kto czci Pawła, musi się ocknąć. To ma znaczenie. Która z tych skłonności i istot przejawianych przez Pawła i jego osobistych metod dążenia ma ewidentne powiązanie z wami? (Wszystkie). Pierwszy grzech to traktowanie dążenia do korony sprawiedliwości i do błogosławieństw jako właściwych celów. Dlaczego mówię, że to błąd i że ludzie powinni się zreflektować i zmienić? Gdy Paweł dążył do korony sprawiedliwości, do błogosławieństw i do tego, by wejść do królestwa niebieskiego, uznawał dążenie do tych korzyści za coś właściwego. Jakie tego przejawy odpowiadają temu stanowi w waszym realnym życiu? (Czasem zabiegam o ważną pracę i chcę wnieść swój wkład w działalność domu Bożego. Myślę, że dzięki tym dążeniom Bóg mnie ostatecznie udoskonali. Traktuję swoją pracę i wykonywane przeze mnie obowiązki jako listę osiągnięć). To jest jeden aspekt. Traktowanie wykonywanych obowiązków jako listy osiągnięć jest równoznaczne z dążeniem do korony sprawiedliwości; jest to tego samego rodzaju dążenie i analogiczny stan. Pracujesz i cierpisz, by to osiągnąć. Takie jest źródło i taka jest motywacja twojego cierpienia. Gdyby to właśnie tobą nie kierowało, nie miałbyś energii; byłbyś jak balon, z którego uszło powietrze. Czy ktoś chce coś dodać? (Traktowanie moich dotychczasowych wyrzeczeń, kosztów, cierpień, czasu spędzonego za kratkami i tym podobnych rzeczy jako osobistego kapitału i uprawnienia do uzyskania błogosławieństw). To jest zaledwie opis. Jaki stan leży tu u podłoża? Jaka sytuacja sprawia, że popadasz w ten stan? Nie myślałbyś w taki sposób bez powodu. Nie ma możliwości, żebyś stale tak myślał, jedząc, śpiąc lub wykonując rozmaite codzienne czynności. Musisz wiedzieć, jakie okoliczności i sytuacje wtrącają cię w ten stan. Powiedz Mi. (Gdy dość dobrze radzę sobie z obowiązkami, myślę wtedy, że podróżuję, poświęcam się, trudzę się i robię dla Boga bardzo dużo. Tak jak Paweł, mam poczucie, że w dobrej walce wystąpiłem i wniosłem swój wkład. Wtedy moje ambicje i pragnienia biorą górę). Twoje ambicje i pragnienia nie wzięły się znikąd, były skryte w twoim sercu od początku, a teraz się wreszcie objawiają wypływając na powierzchnię. Gdy to się dzieje, nie jesteś już pokorny, nie przebierasz w słowach i stajesz się zarozumiały. Błędne przekonania Pawła kierowały wszystkim, co robił. Ponieważ podstawa jego wiary w Boga była błędna, źródło, z którego płynęły jego działania, też musiało być błędne. On jednak nie zdawał sobie z tego sprawy, myślał, że postępuje słusznie, więc parł dalej w niewłaściwym kierunku. Dlatego efekty jego dążeń były przeciwne do zamierzonych; nie dały dobrych rezultatów i Paweł nie zyskał prawdy. Ludzie dziś są tacy sami. Jeśli przekonania i kierunek leżące u podłoża twoich dążeń są błędne, ale ty uznajesz je za właściwe metody dążenia, to cóż ostatecznie zyskasz? Albo się rozczarujesz, albo rozbuchasz swoją naturę. Na przykład, jeśli Bóg błogosławi ci w szczególny sposób albo obdarza czymś tylko ciebie, pomyślisz: „Patrzcie, Bóg jest mi życzliwy. To dowodzi, że aprobuje wszystko, co uczyniłem. Zaakceptował to. Moje poświęcenie i wysiłki nie poszły na marne. Bóg nie traktuje ludzi niesprawiedliwie”. Tak właśnie rozumiesz, że Bóg nie traktuje ludzi niesprawiedliwie i tak też pojmujesz Jego błogosławieństwa i akceptację, ale jest to pojmowanie błędne i wypaczone. Kluczowe jest przeobrażenie tych błędnych i wypaczonych intencji, przekonań i dążeń w prawidłowe i czyste myśli i poglądy. Tylko postępując zgodnie z prawidłowymi myślami i poglądami, praktykujesz prawdę i tylko w ten sposób możesz prawdę zyskać. To jest kwestia zasadnicza.
Dzięki częstemu słuchaniu kazań ludzie zaczynają się nad sobą zastanawiać i spoglądać na samych siebie przez pryzmat słów Bożych. Zaczynają dostrzegać swoje problemy związane z wypełnianiem obowiązków oraz są w stanie wykryć w sobie nieprawidłowe stany, skrajne pragnienia i przejawy zepsucia. Zaczynają się w tym wszystkim rozeznawać. Jedyny problem jest taki, że gdy już uświadomią sobie swój niewłaściwy stan lub swoje przejawy zepsucia, nie potrafią tego zahamować i nie szukają prawdy, by się z tym uporać. Czasem żyją według szatańskich filozofii, nikogo nie obrażając, i myślą, że całkiem dobrze im idzie. Nie zmienili się jednak wcale w żaden realny sposób; przepuszczali czas przez palce i w efekcie nie mają świadectwa płynącego z doświadczenia, choć wierzą w Boga już od dekady; jest im wstyd. Zasadniczy problem, który należy teraz rozwiązać, dotyczy sposobu zmiany niewłaściwego kierunku twoich dążeń. Wiesz doskonale, że ścieżka dążenia do prawdy jest właściwa, ale upierasz się przy pogoni za sławą, zyskiem i statusem. Co można z tym problemem zrobić, byś mógł wkroczyć na ścieżkę dążenia do prawdy? To jest realny problem, z którym wierzący muszą się uporać. Powinniście często omawiać sposoby, w jakie doświadczacie dzieła Boga, i zwracać uwagę na to, kto ma pochodzące z doświadczenia świadectwo dążenia do prawdy i czyje takie świadectwo jest dobre, a następnie przyjąć to i naśladować, by móc wynieść z tego korzyść i wyzwolić się z więzów skażonego usposobienia. Nie jest łatwo podążać ścieżką dążenia do prawdy – trzeba zrozumieć siebie, a nie tylko swoje wykroczenia; najważniejsze jest zrozumienie własnego zepsutego usposobienia, własnych błędnych upodobań i dążeń, a także ich możliwych konsekwencji. To jest rzecz najistotniejsza. Większość ludzi goni za sławą, zyskiem i statusem. Każdego dnia myślą o tym, jak mogliby zostać przywódcami, jak sprawić, by inni ich podziwiali, jak mogą się przed innymi popisać i jak zapewnić sobie dostojne życie. Jeśli ludzie nie potrafią się nad tym zastanowić, nie widzą jasno istoty takiego życia i brną przed siebie, aż – kto wie ile lat później – dochodzą do ślepej uliczki, potykają się i w końcu przytomnieją; czy to nie opóźni istotnej kwestii ich rozwoju w życiu? Tylko widząc jasno swoje zepsute usposobienie i ścieżkę, którą obrali, ludzie mogą wejść na ścieżkę dążenia do prawdy. Jeśli to właśnie chcą osiągnąć, czyż nie muszą samych siebie zrozumieć? Niektórzy w ogóle nie znają siebie samych, ale z krystaliczną jasnością dostrzegają problemy innych osób i mają wnikliwe rozeznanie. Kiedy więc analizują innych, dlaczego nie użyją ich jako lustra, aby przyjrzeć się sobie samym? Jeśli stale mówisz, że inni są aroganccy, zadufani w sobie, kłamliwi i nie podporządkowują się prawdzie, ale nie widzisz, że jesteś taki sam, to bardzo niedobrze. Jeśli nigdy nie dostrzegasz własnych problemów i bez względu na to, ile kazań o prawdzie wysłuchasz, i mimo że rozumiesz to, co słyszysz, nie porównujesz samego siebie do owych słów, a także nie chcesz zgłębiać własnego stanu i nie potrafisz z powagą potraktować swoich problemów ani ich rozwiązać, to w ogóle nie wkroczysz w życie. Jeśli ludzie cały czas są niezdolni wkroczyć w prawdorzeczywistość, czyż nie będą odczuwali pustki w sercach? Nie będą czuli tego dzieła, jakiego dokonał w nich Bóg, jakby utracili zdolność percepcji. Oczy będą mieć zawsze zasnute mgłą, a ich dążenia nigdy nie będą miały właściwego celu ani kierunku. Będą się po prostu kierować własnymi preferencjami i podążać własną ścieżką. Tak jak Paweł – będą przykładać wagę do nagród i korony zamiast do akceptacji i praktykowania prawdy. Jeśli masz stale mętlik w głowie i nie kroczysz właściwą ścieżką dążenia, to nic ci nie dały te lata słuchania kazań i prawdziwa droga nie zakorzeniła się w twoim sercu. Choć być może umiesz rozprawiać o wielu doktrynach, nie pomoże ci to wyrwać się z negatywnego stanu ani wyzbyć się zepsutego usposobienia. Gdy napotkasz jakąś trudność, doktryna, którą rozumiesz, nie pomoże ci owej trudności przezwyciężyć, ani gładko przez nią przebrnąć, nie pomoże ci zmienić czy poprawić swojego stanu, nie obudzi twojego sumienia, nie da ci wolności i wyzwolenia ani nie uwolni cię od ograniczeń. Nigdy jak dotąd nie byłeś w takim stanie, co dowodzi, że na fundamentalnym poziomie nie wkroczyłeś w prawdorzeczywistość. Jeśli chcesz wkroczyć w prawdorzeczywistość, pojąć słowa Boże, dojść do prawdziwej wiary w Boga, poznać Boga i mieć pewność, że Bóg istnieje, to musisz swój wewnętrzny stan zestawić ze słowami Bożymi, a następnie znaleźć ścieżkę praktykowania i wejścia w słowach Bożych. Niektórzy czytają słowa Boże i chcą przez ich pryzmat spojrzeć na samych siebie, ale choć bardzo się starają, nie są w stanie tego osiągnąć. Na przykład, gdy Bóg demaskuje nazbyt aroganckie usposobienie człowieka, ci ludzie myślą: „Jestem bardzo pokorny i trzymam się zawsze z tyłu. Nie jestem arogancki”. Czym jest ta arogancja, o której mówi Bóg? Jest to rodzaj usposobienia, a nie przejaw wyniosłej osobowości albo mówienie tubalnym głosem lub w sposób wyjątkowo zarozumiały. Chodzi tu raczej o coś w twoim usposobieniu, o to, że jesteś nieprzejednany, wszystkim pogardzasz i o nic nie dbasz. Jesteś arogancki, zarozumiały, zadufany w sobie, zawsze masz przeświadczenie, że dasz sobie radę, i nikogo nie słuchasz. Nawet jeśli słyszysz słowa prawdy, nic cię one nie obchodzą i postrzegasz prawdę jako coś nieistotnego. Myślisz, że to nie problem, kiedy przejawiasz zepsute usposobienie, a nawet myślisz, że nikt ci nie może dorównać, że jesteś lepszy od wszystkich, a także wymagasz, by inni cię słuchali. Tak opisać można osobę arogancką i zadufaną w sobie. Tacy ludzie nie wkroczyli ani w życie, ani w prawdorzeczywistość.
Jak należy oceniać to, czy ktoś posiada prawdorzeczywistość? Oczywiście oceny takiej należy dokonać zgodnie ze słowami Bożymi. Po pierwsze, zastanów się, czy rzeczywiście rozumiesz samego siebie i swoje zepsute usposobienie. Na przykład, czy masz aroganckie usposobienie? Czy przejawiasz aroganckie usposobienie w swoim postępowaniu? Jeśli nie wiesz, to znaczy, że nie rozumiesz samego siebie. Jeśli ktoś nie widzi jasno własnego stanu, w ogóle nie rozumie zepsucia, które przejawia, nie opiera swoich słów i czynów na prawdzie, nie rozeznaje się w sytuacjach, które napotyka, i na ślepo stosuje reguły w każdej sprawie, ale nie wie, czy postępuje dobrze, czy źle, to jest to ktoś, kto nie ma żadnego zrozumienia prawdy. Jeśli pojmujesz prawdę, będziesz w stanie zrozumieć samego siebie, będziesz wiedział, że masz aroganckie usposobienie, będziesz znał swój prawdziwy stan, okażesz skruchę i zmienisz się oraz będziesz wiedział, jak praktykować prawdę. Jeśli jednak nie dążysz do prawdy, nie rozumiesz praktycznej strony prawdy słów Bożych, nie zastanawiasz się nad demaskowanymi przez Boga skażonymi istotami ludzi i nie porównujesz z nimi siebie samego, to zawsze już będziesz kimś, kto ma mętlik w głowie. Tylko prawda da ci rozeznanie i nauczy cię odróżniać dobro od zła, czarne od białego; tylko prawda uczyni cię bystrym i racjonalnym, da ci mądrość i zdolność jasnego rozróżniania między tym, co pozytywne, a tym, co negatywne. Jeśli nie potrafisz jasno odróżniać od siebie tych rzeczy, to zawsze będziesz miał mętlik w głowie; będziesz już zawsze w stanie zamętu, nieświadomości i zagubienia. Tacy ludzie nie mają jak zrozumieć prawdy i bez względu na to, ile lat wierzą w Boga, wciąż są niezdolni wkroczyć w prawdorzeczywistość. Jeśli ich trudzenie się nie spełnia standardu, to pozostaje tylko ich wyeliminować. Na przykład, bardzo znana osoba coś robi i większość ludzi postrzega to jako dobry uczynek, ale ktoś, kto rozumie prawdę i ma rozeznanie, dostrzeże złe intencje skrywające się za tym uczynkiem, fałszywą dobroć, szachrajstwa i oszustwo, za które odpowiadać może tylko zła osoba lub król diabłów. Co uzasadnia taką ocenę? Istota tego „dobrego uczynku” została ustalona w oparciu o prawdę. Nieważne, co mówią inni, tylko używając prawdy jako kryterium oceny, można jasno dostrzec sedno sprawy: jeśli uczynek jest dobry, to jest dobry; jeśli jest zły, to jest zły. Ocena na podstawie słów Bożych zawsze jest bezwzględnie słuszna. Jeśli jednak nie rozumiesz prawdy, to zrodzą się w tobie pewne pojęcia i powiesz: „Czemu ten ktoś jest demaskowany i potępiany za dobry uczynek? To niesprawiedliwe!”. Takiej dokonasz oceny. Kryterium twojej oceny nie jest prawda, ale wyobrażenia w twojej głowie. Jeśli stale postrzegasz rzeczywistość przez pryzmat ludzkich pojęć i wyobrażeń, nigdy nie zobaczysz jasno istoty problemów; pozory będą cię wprowadzać w błąd. Gdy nie posiadasz prawdy, twoja percepcja jest stale mglista, mętna i niejasna, choć masz przeświadczenie, że posiadasz wnikliwy wgląd. Jest to brak samowiedzy. Na przykład, jeśli Bóg mówi, że ktoś jest zły i należy go ukarać, a ty mówisz, że to dobra osoba, która ma na swoim koncie dobre uczynki, czy twoje słowa nie są całkowitym przeciwieństwem słów Bożych? Tak się dzieje, gdy ludzie nie rozumieją prawdy i brak im rozeznania. Niektórzy wierzą w Boga przez wiele lat, a i tak nie pojmują prawdy. W żadnej sprawie nie są skrupulatni i wielu spraw nie widzą jasno. Łatwo dają się wprowadzić w błąd fałszywym przywódcom i antychrystom; bez względu na sytuację, jeśli pojawia się zła osoba powodująca zakłócenia, ci ludzie są zagubieni i mówią dokładnie to, co by powiedziała ta zła osoba, choć nie zdają sobie z tego sprawy. Przytomnieją dopiero wtedy, gdy ta zła osoba zostaje zdemaskowana. Ludzie tacy mają przyćmiony umysł i istotę osoby otumanionej. Nie ma w nich za grosz charakteru; nie pojmują prawdy i można ich w każdej chwili wprowadzić w błąd, więc nie ma dla nich sposobu wejścia w prawdorzeczywistość. W każdym kościele są tacy ludzie – gdy fałszywy przywódca wykonuje swoje dzieło, idą za nim. Kiedy antychryst wprowadza ludzi w błąd, oni za nim podążają. Pójdą za przywódcą, kimkolwiek by on był; są jak żona, która we wszystkim słucha się męża. Jeśli przywódca jest dobrym człowiekiem, oni podążają za dobrym człowiekiem; jeśli jest złą osobą, podążają za złą osobą. Nie mają własnych opinii ani przekonań. Nie należy więc oczekiwać, by tacy ludzie mogli zrozumieć prawdę lub wkroczyć w rzeczywistość. Jeśli są w stanie trudzić się choćby w niewielkim stopniu, to już dobrze. Duch Święty działa w ludziach, którzy miłują prawdę, przy czym wszystkie osoby kochające prawdę posiadają charakter i potrafią przynajmniej zrozumieć słowa Boże oraz kazania i omówienia w domu Bożym. Bez względu na to, ile herezji i błędów świat religijny szerzy i rozsiewa, i bez względu na to, jak nikczemna siła antychrystów szkaluje, potępia i prześladuje Kościół, ludzie, którzy miłują prawdę, pozostają niezłomnie przekonani, że słowa Boga są prawdą, i wierzą, że kazania, omówienia i płynące z doświadczenia świadectwo domu Bożego są w zgodzie z prawdą i są realnymi świadectwami. Tym właśnie jest zdolność pojmowania. Jeśli zdajesz sobie sprawę, że wszystkie słowa Boga są prawdą i życiorzeczywistością, które ludzie powinni posiadać, ta świadomość dowodzi, że rozumiesz już część prawdy. Jeśli pojmujesz, że wszystkie prawdy wyrażone przez Boga są pozytywne i są prawdorzeczywistością, oraz masz pewność, że tak jest, i na sto procent uznajesz, że tak rzeczywiście jest, to znaczy, że rozumiesz dzieło Boże. Nie jest łatwo pojąć prawdę; osiągnąć mogą to jedynie ludzie oświeceni przez Ducha Świętego. Ci, którzy rzeczywiście pojmują prawdę, w głębi serca uznają, że wszystko, co uczynił Bóg, jest pozytywne, jest prawdą i jest czymś bardzo cennym dla ludzkości. Ludzie, którzy rzeczywiście pojmują prawdę, widzą jasno, że wszystko w świecie niewierzących jest negatywne i sprzeciwia się prawdzie. Choć ich teorie mogą brzmieć dobrze, tak naprawdę krzywdzą one ludzi wprowadzając ich w błąd. Wszystko, co czyni Bóg, jest pozytywne, jest prawdą i zbawieniem dla ludzi. Wszystko, co czynią szatan i diabły, jest negatywne, błędne i niedorzeczne – wszystko to wprowadza ludzi w błąd i ich krzywdzi, będąc całkowitym przeciwieństwem tego, co czyni Bóg. Jeśli masz co do tego jasność, to znaczy, że posiadasz rozeznanie. Jeśli potrafisz dążyć do prawdy, przyjąć sąd i karcenie poprzez słowa Boże, zrozumieć siebie dzięki słowom Bożym i spojrzeć na siebie w ich świetle, dostrzec prawdziwie własne zepsucie, wyzbyć się skażonego usposobienia, jakie przejawiasz w sytuacjach, w których stawia cię Bóg, i jesteś w stanie zrozumieć nie tylko siebie, ale umiesz rozeznać się co do innych ludzi, widzisz, kto prawdziwie wierzy w Boga, a kto jest niedowiarkiem, kto jest fałszywym przywódcą, kto antychrystem i kto wprowadza ludzi w błąd – jeśli potrafisz prawidłowo ocenić to wszystko – to znaczy, że pojmujesz prawdę i w pewnym stopniu posiadasz rzeczywistość. Załóżmy na przykład, że twoi krewni lub rodzice wierzą w Boga i zostają usunięci z kościoła z powodu złych uczynków, wywoływania niepokoju lub nieakceptowania prawdy. Ty jednak nie masz co do nich rozeznania, nie wiesz, dlaczego zostali usunięci, jesteś tym bardzo przygnębiony i cały czas narzekasz, że w domu Bożym nie ma miłości i sprawiedliwości wobec ludzi. Powinieneś pomodlić się do Boga i poszukać prawdy, a następnie na podstawie słów Boga ocenić, jakimi ludźmi są ci krewni. Jeśli rzeczywiście zrozumiesz prawdę, będziesz w stanie trafnie ich ocenić, a tym samym przekonasz się, że wszystko, co Bóg czyni, jest słuszne, i że jest On Bogiem sprawiedliwym. Wówczas nie będziesz się skarżyć, będziesz w stanie podporządkować się Bożym zarządzeniom i nie będziesz próbował bronić swoich krewnych czy rodziców. Nie chodzi tu o to, byś zerwał swoje więzi z bliskimi, tylko o to, byś określił, jakimi są ludźmi, zyskał co do nich rozeznanie i zrozumiał, dlaczego zostali wyeliminowani. Jeśli stanie się to dla ciebie naprawdę jasne w twoim sercu, a twoje poglądy będą prawidłowe i zgodne z prawdą, to będziesz w stanie stanąć po tej samej stronie co Bóg, a twoje poglądy na tę sprawę będą w pełni zgodne ze słowami Boga. Jeśli nie jesteś w stanie zaakceptować prawdy ani patrzeć na ludzi zgodnie ze słowami Bożymi i oceniając ludzi nadal opowiadasz się po stronie cielesnych związków i perspektyw, to nigdy nie będziesz w stanie odrzucić tej cielesnej relacji i nadal będziesz traktować tych ludzi jak swoich krewnych, bliższych nawet niż twoich bracia i siostry w kościele, a w takim przypadku zaistnieje w tej kwestii sprzeczność – czy nawet konflikt – między słowami Boga a twoimi poglądami na temat twojej rodziny. W takich okolicznościach byłoby niemożliwe, abyś stanął po stronie Boga; wyrobiłbyś sobie pojęcia na temat Boga i błędnie byś Go rozumiał. Toteż jeśli ludzie mają osiągnąć zgodność z Bogiem, to przede wszystkim ich poglądy na różne sprawy muszą być zgodne ze słowami Bożymi; muszą oni umieć patrzeć na ludzi i sprawy w oparciu o słowa Boże, zaakceptować to, że słowa Boże są prawdą, oraz odłożyć na bok tradycyjne ludzkie pojęcia. Niezależnie od tego, z jaką osobą czy sprawą się mierzysz, musisz być w stanie zachować te same perspektywy i poglądy, co Bóg, i muszą one być w harmonii z prawdą. W ten sposób twoje poglądy oraz podejście do ludzi nie będą wrogie Bogu, a ty będziesz zdolny do podporządkowania się Bogu i do zgodności z Nim. Tacy ludzie nie byliby w stanie nigdy przeciwstawić Bogu; są to właśnie ci, których Bóg pragnie pozyskać.
Pierwszym krokiem na drodze do wejścia w prawdorzeczywistość jest zastanowienie się nad sobą w świetle słów Bożych i zestawienie różnych swoich stanów z tymi słowami. Jeśli chcesz głębiej wkroczyć w prawdorzeczywistość, musisz wnikliwiej przeanalizować i zrozumieć swoje zepsute usposobienie. Co powinieneś zrobić, gdy już je zrozumiesz? Znaleźć sposób praktykowania i wkroczenia oraz zastanowić się, jak praktykować prawdę i wyzbyć się skażonego usposobienia; taka jest właściwa ścieżka. Niektórzy zniechęcają się, gdy dochodzą do samowiedzy; zalewając się łzami, żalą się, że zostali wyeliminowani, że są posługującymi i odgrywają rolę przeciwwagi; nie chcą już nawet wykonywać swoich obowiązków. Jakiego rodzaju są to ludzie? Niedorzeczni i histeryzujący. Jaki jest najlepszy sposób, żeby się z tym uporać? Nie powinni przynajmniej płakać i robić zamieszania, a ponadto nie powinni się poddawać ani narzekać na Boga. Przede wszystkim powinni szukać prawdy i zrozumieć, jaka jest intencja Boga, jaki jest najrozsądniejszy sposób postępowania i jaką ścieżkę powinni obrać; to są kwestie najistotniejsze. Najłatwiej jest ludziom stracić rezon, gdy cały czas ulegają swojemu pragnieniu błogosławieństw. Ludzie, którym brak rozsądku, są najbardziej godni politowania, natomiast ci, którzy we wszystkim podporządkowują się Bogu i starają się Go zadowolić, mają najwięcej rozsądku i najwięcej sumienia. Gdy Bóg kogoś demaskuje, jak osoba ta powinna zareagować i jakiego wyboru powinna dokonać? Musi szukać prawdy i w żadnym razie nie powinna ulegać otępieniu. Dobrze jest, żebyś doświadczył Bożego sądu i karcenia i byś ujrzał swoje zepsucie w całej jego prawdzie, czemu więc się zniechęcasz? Bóg cię demaskuje, żebyś zrozumiał samego siebie i żeby cię zbawić. Zepsute usposobienie, które przejawiasz, bierze się z twojej natury. To nie jest tak, że Bóg chce cię zdemaskować, ale jeśli tego nie zrobi, czy nie będziesz dalej tego usposobienia przejawiał? Zanim uwierzyłeś w Boga, On cię nie demaskował, czyż więc nie urzeczywistniałeś jedynie szatańskiego, skażonego usposobienia? Jesteś kimś, kto żyje pod wpływem swojego szatańskiego usposobienia. Nie powinno cię to aż tak szokować. Gdy przejawiasz choć odrobinę zepsucia, jesteś śmiertelnie przerażony i myślisz, że to twój koniec, że Bóg cię nie chce i że wszystko, co robiłeś, poszło na marne. Nie histeryzuj. Bóg zbawia skażonych ludzi, a nie roboty. Co mam na myśli, mówiąc „skażeni ludzie”? Mam na myśli ludzi przejawiających szatańskie, zepsute usposobienie, ludzi aroganckich i zadufanych w sobie, którzy nie akceptują prawdy i zdolni są do sprzeciwu i buntu wobec Boga, wrogo do Boga nastawionych i takich, którzy są w stanie podążyć śladami Pawła. Takich właśnie ludzi zbawia Bóg. Jeśli chcesz przyjąć Boże zbawienie i dostąpić go, musisz spojrzeć prosto w twarz zepsutemu usposobieniu w twoim sercu, skażonemu usposobieniu, które co dzień przejawiasz, a także musisz każdego dnia szukać prawdy, zastanawiać się nad sobą, porównywać się ze słowami Bożymi, praktykować rozeznanie i analizę przejawianego przez ciebie zepsutego usposobienia i walczyć z nim. Niektórzy stają z nim do walki kilka razy i przegrywają, a potem mówią: „Czemu stale przejawiam arogancję? Czemu inni ludzie tak nie mają?”. Tak naprawdę każdy przejawia arogancję. Gdy inni ją przejawiają, ty o tym nie wiesz, ale oni wiedzą. Może być też tak, że oni sami nie zdają sobie z tego sprawy, ale Bóg i tak wie. Jest jeszcze coś, o czym ludzie muszą pamiętać: Bóg koryguje zepsute usposobienie ludzi, ale nie koryguje sposobu ich postępowania. Bóg nie nienawidzi chwilowej intencji, którą się kierujesz, robiąc to czy tamto, ani nie nienawidzi sposobu, w jaki coś robisz, ani tego, że jesteś czasem leniwy lub nie płacisz ceny; nie są to rzeczy, których Bóg nienawidzi. Nienawidzi On twojego zepsutego usposobienia. Ilekroć czujesz, że przejawiasz zepsute usposobienie, powinieneś zdać sobie z tego sprawę, zanim Bóg cię zdyscyplinuje. Nie powinieneś próbować zgadnąć, czy Bóg cię nienawidzi i czy cię wyeliminował; powinieneś być świadomy swojego problemu, szukać sposobu okazania skruchy i praktykowania prawdy, aby dokonała się zmiana. Tak przejawia się zdrowy rozsądek. Przede wszystkim powinieneś uświadomić sobie to: „Moje słowa nie są rozsądne i przejawiają one arogancję. Nie potrafię wykonać tego zadania, ale się chełpię, że jest inaczej, czyż zatem nie są to tylko napuszone słowa? Napuszone słowa i przechwałki – to znak, że mam aroganckie usposobienie”. Bóg nie potępia cię za przechwałki, ale czy to znaczy, że możesz sobie odpuścić? Nie, nie możesz. Musisz to szczegółowo przeanalizować i spytać: „Czemu jestem taki dobry w przechwałkach i napuszonych słowach? Czemu chełpię się czymś, czego nie potrafię zrobić, albo czymś, o czym nawet nie wiem, czy potrafię to wykonać? Dlaczego mam taką słabostkę?”. To nie słabostka. Słabostka to powierzchowny zły nawyk. Przechwałki to jeden z przejawów aroganckiego usposobienia; to twoje szatańskie usposobienie nakazuje ci żyć w takim stanie – pozostajesz pod kontrolą swojego usposobienia. Jeśli potrafisz je w sobie stłumić i nie przejawiasz aroganckiego usposobienia, czy to znaczy, że nie masz już aroganckiego usposobienia? Czy to znaczy, że się go wyzbyłeś? Bynajmniej, to nie jest takie proste. To, że zmienisz swoje postępowanie, że będziesz przestrzegał reguł i dobrze się zachowywał, że przestaniesz być zarozumiały i poprawisz swoje maniery, wcale nie znaczy, że nie jesteś arogancki. To są tylko maski, które dodają nowe problemy do twojej arogancji, komplikując wszystko jeszcze bardziej. Jeśli chcesz wyzbyć się arogancji i wszelkich innych zepsutych skłonności, musisz w tym celu szukać prawdy, wypełniając swoje obowiązki. To jest słuszna droga. Przypuśćmy na przykład, że przywódca powierza ci jakiś obowiązek, a ty mówisz nonszalancko: „Już wykonywałem takie obowiązki. To będzie bułka z masłem!”. Po chwili jednak uświadamiasz sobie, że objawiłeś właśnie swoją arogancję i że błędny jest ten sposób myślenia, więc modlisz się i korygujesz swoje myślenie, mówiąc: „Boże! Znów przejawiłem arogancję. Przytnij mnie, proszę; chcę należycie wypełniać swoje obowiązki” – to jest pierwsza rzecz, jaką powinieneś uczynić. Jak następnie powinieneś potraktować swoje obowiązki? Myślisz: „Robię to dla Boga i robię to w Jego obecności, więc muszę uważać. Nie mogę tego spartaczyć, bo inaczej się skompromituję!”. Następnie głowisz się nad tym i myślisz: „Nie, to nie tak. Czemu miałbym się bać kompromitacji?”. Ten stan też jest niewłaściwy; zacząłeś zbaczać ze ścieżki. Jak to naprostować? Który kierunek jest właściwy? Znów wiąże się to z praktykowaniem prawdy w celu rozwiązania problemów. Powinieneś pomyśleć: „Nie boję się kompromitacji. Chodzi przede wszystkim o to, żeby nie zaszkodzić pracy kościoła”. Wtedy twój stan się odmieni tak, jak powinien. Ale jeśli pomyślisz: „A co jeśli zaszkodzę pracy kościoła i zostanę przycięty? Utracę poczucie dumy”, znów popadasz w niewłaściwy stan. Jak się z tym uporać? Musisz w głębi serca pomyśleć: „Nigdy nie przykładam wagi do obowiązków, wykonuję je leniwie i jestem taki arogancki. Zasługuję na to, żeby mnie przycięto. Muszę modlić się do Boga i pozwolić Mu działać. Jestem trudnym orzechem do zgryzienia, ale Bóg jest wszechmocny i nie ma dla Niego nic niemożliwego, więc na Nim będę polegał”. Zgadza się – oto właściwa ścieżka praktykowania. Bóg obdarzył cię pewnymi talentami i pozwolił ci zdobywać wiedzę, ale ta zdobyta przez ciebie wiedza nie musi oznaczać, że potrafisz dobrze wypełniać obowiązki. Czyż nie jest to faktem? (Jest). Jak dochodzi się do takiego wniosku? (Poprzez doświadczenie). Wyciągnąłeś naukę z tego doświadczenia i masz wgląd. To, co Bóg daje ludziom, nie jest ich wrodzoną własnością ani ich kapitałem; Bóg może im w każdej chwili odebrać to, co im dał. Gdy Bóg zechce cię zdemaskować, to przepadną twoje talenty, choćbyś miał ich wiele, i nie będziesz w stanie ich wykorzystywać – staniesz się niczym. Pomodlisz się wtedy, mówiąc: „Boże, jestem niczym. Mam tę zdolność, bo Ty mi ją dałeś. Błagam, daj mi siłę! Błogosław mi i prowadź mnie, żebym Twojemu dziełu nie zaszkodził”. Czy taka modlitwa jest czymś właściwym? (Nie jest). Jakich zmian należy dokonać w tym momencie? Mówisz: „Boże, chcę się podporządkować Twoim zarządzeniom. Nie mogę stale myśleć, że to ja mam rację. Choć znam się trochę na tej pracy i mam w niej pewną biegłość, to niekoniecznie znaczy, że potrafię to zadanie dobrze wykonać. Moje zepsute usposobienie stanowi tu przeszkodę – to przez nie pracuję niedbale, po łebkach i nie traktuję obowiązków poważnie. Nie umiem się kontrolować i nie potrafię wziąć się w garść. Błagam Cię, chroń mnie i prowadź. Chcę się Tobie podporządkować, robić, co w mojej mocy, i przysporzyć Ci chwały”. Jeśli dobrze wypełniasz obowiązki i uznajesz, że w osiemdziesięciu procentach jest to zasługą Boga, a w dwudziestu procentach jest to twoją zasługą, czy jest to właściwe? (Nie jest). Taki podział jest nierozsądny. Gdyby Bóg nie działał, czy byłbyś w stanie dobrze wypełniać obowiązki? Oczywiście, że nie, bo brakuje ci prawdy i masz zepsute usposobienie. Bez względu na to, jaki zepsuty stan opanowuje serca ludzi, muszą oni stale zastanawiać się nad sobą i szukać prawdy, by to naprawić. Gdy ich skażone usposobienie zostanie obmyte, ich stan wróci do normy.
Czasem błędna myśl lub idea pojawia się w sercu człowieka i budzi niepokój. Człowiek tkwi w takim stanie i nie potrafi się z niego wyrwać przez dzień lub dwa. Co należy zrobić w takiej sytuacji? Powinieneś szukać prawdy, aby się z tym uporać. Najpierw musisz zdać sobie sprawę, skąd wzięła się ta błędna myśl lub idea, jak cię opanowała, jak wtrąciła cię w zniechęcenie i przygnębienie oraz wywołała u ciebie przejawy buntowniczości i popchnęła cię do szkaradnych czynów. Następnie, gdy pojmiesz, że stoi za tym wszystkim twoje zepsute usposobienie i że Bóg się go brzydzi, powinieneś wyciszyć się przed Bogiem i pomodlić: „Boże, zdyscyplinuj mnie i pozwól mi wyciągnąć z tego potrzebne mi lekcje. Nie boję się tego, że zostanę zdemaskowany, nie boję się kompromitacji ani utraty twarzy. Boję się tylko, że moje działania łamią Twoje dekrety administracyjne i wprawią Cię w niezadowolenie”. To jest właściwa ścieżka, ale czy masz taką postawę, która pozwoli ci kroczyć tą ścieżką? (Nie). Jeśli nie masz takiej postawy, czy oznacza to, że nie jesteś w stanie modlić się w taki sposób? Ponieważ to jest właściwa ścieżka, powinieneś modlić się w taki sposób. Ludzie mają słabą postawę, muszą często stawać przed Bogiem, polegać na Nim i pozwolić, by bardziej ich chronił i bardziej dyscyplinował. Gdy ich postawa się poprawi i będą w stanie nieść brzemię oraz wykonywać więcej zadań, Bóg nie będzie musiał się już aż tak martwić, stale ich chronić, dyscyplinować, poddawać próbom i obserwować. Jest to kwestia serca, a Bóg spogląda w ludzkie serca. Bóg nie dba o to, jak dobrze się zachowujesz i jakie posłuszeństwo przejawiasz; On patrzy na twoje nastawienie. Być może przez cały dzień nic nie mówisz, ale jakie masz nastawienie w głębi serca? „Powierzono mi ten obowiązek, więc powinienem dobrze go wypełniać, ale ulegam nawykowi samowoli i zawsze robię to, co chcę. Wiem, że mam taki problem, ale nie potrafię się kontrolować. Niech Bóg ukształtuje moje środowisko i usunie otaczające mnie osoby, wydarzenia i sprawy, które mogą mi przeszkadzać, wpływać na wypełnianie przeze mnie obowiązków i praktykowanie prawdy, abym nie uległ pokusie, zaakceptował Boże próby, a także Bożą dyscyplinę”. Musisz mieć w sercu chęć podporządkowania się. Gdy takie myśli są w twoim sercu, jakże Bóg miałby ich nie widzieć? Jakże miałby je zlekceważyć? Bóg zatem działa. Czasem, gdy pomodlisz się w taki sposób raz czy dwa razy, Bóg nie zwraca na ciebie uwagi. Gdy Bóg poddaje testowi czyjąś pracę i uczciwość, nie powie nic, ale to nie znaczy, że zrobiłeś coś złego. Pod żadnym pozorem nie kuś Boga. Jeśli stale to robisz i mówisz: „Czy słusznie postępuję? Czy to widziałeś, Boże?”, to masz kłopoty. Taki stan jest niewłaściwy. Po prostu skup się na działaniu, bez względu na to, czy Bóg cię dyscyplinuje, prowadzi, czy poddaje próbom – nie zwracaj na to uwagi. Skup się na wkładaniu wysiłku w prawdę, którą pojmujesz, i na postępowaniu w zgodzie z intencjami Boga. To wystarczy. Bardzo często odpowiedzialność za rezultaty nie spoczywa na tobie. Za co powinieneś brać odpowiedzialność? Za wypełnianie obowiązków, które masz wypełniać, poświęcanie na to odpowiedniej ilości czasu i płacenie ceny, jaką masz zapłacić. To wystarczy. Wszystko, co dotyczy prawdy, musi zostać zgłębione i należy włożyć wysiłek w jej zrozumienie. Najważniejsze jest, żeby ludzie szli ścieżką, którą powinni kroczyć. To wystarczy. Tak właśnie ludzie powinni postępować. Jeśli chodzi o jakość twojej postawy, próby, jakie powinieneś przejść, dyscyplinowanie, którego powinieneś zaznać, sytuacje, których powinieneś doświadczyć, i sposób, w jaki Bóg dzierży nad wszystkim suwerenną władzę, nie musisz się nad tym zastanawiać. Bóg się tym zajmie. Mówisz: „Mam słabą postawę. Nie poddawaj mnie próbom, Boże, boję się!”. Czy Bóg by to zrobił? (Nie). Nie masz się o co martwić. Mówisz: „Mam bardzo silną postawę i wielką wiarę. Boże, czemu nie poddasz mnie kilku próbom? Przetestuj mnie, tak jak Hioba, i zabierz mi wszystko, co mam!”. Bóg by tego nie zrobił. Nie znasz swojej własnej postawy, ale Bóg ma co do niej pełną jasność; On widzi serce każdego człowieka. Czy ludzie widzą serce Boga? (Nie). Ludzie nie widzą serca Boga, więc jak mogą Go rozumieć i współpracować z Nim? (Dzięki Jego słowom). Poprzez rozumienie Jego słów, należyte wypełnianie obowiązków i trzymanie się miejsca przynależnego ludziom. Jaka jest powinność ludzi? Jest nią praca, jaką ludzie powinni i są w stanie wykonywać. To są zadania, które powierzył ci Bóg. Co te zadania obejmują? Obszar pracy, z którym jesteś obeznany, zadania powierzone ci przez kościół, zadania, które powinieneś wykonywać, i zadania w zakresie twoich możliwości. To jest jedna część. Druga część dotyczy wejścia w życie. Musisz wiedzieć, jak praktykować prawdę i jak podporządkować się Bogu. Skupiaj się na praktykowaniu prawdy i wkraczaniu w nią. Nie zwracaj uwagi na to, jak inni cię oceniają lub jak Bóg cię postrzega. Nie ma potrzeby i nie jest konieczne, żebyś na te rzeczy zwracał uwagę – nie powinieneś się nimi przejmować. Ludzie nie decydują o swoim powodzeniu, niepowodzeniu, długości życia, doświadczeniach, szczęściu czy życiu; nikt nie jest w stanie tych rzeczy zmienić. Musisz mieć co do tego jasność. Nad tymi rzeczami suwerenną władzę sprawuje Bóg. Konieczne jest, żeby ludzie jasno to zrozumieli i uznali w swoich sercach. Nie próbuj w niczym Boga wyręczać; nie próbuj decydować o tym, czego chce Bóg. Koncentruj się jedynie na skutecznym zajmowaniu się tym, co powinieneś robić i w co powinieneś wkroczyć, i na podążaniu ścieżką, na której powinieneś się znajdować. To wystarczy. Jeśli chodzi o twoje przyszłe przeznaczenie, czy masz na to jakikolwiek wpływ? (Nie). Jak zatem możesz rozwiązać ten problem? Po pierwsze, każdego dnia należycie rób to, co powinieneś, i wypełniaj swoją powinność jako człowiek. To misja, którą Bóg powierza wszystkim. Przyszedłeś na ten świat i Bóg cię prowadzi przez cały czas – bez względu na to, czy dał ci rozmaite dary, czuwał nad tobą i obdarzył cię talentem lub zdolnością, pokazuje to, że powierzył ci zadania. Jest oczywiste, jakie zadanie powierzył ci Bóg, i nie musi On mówić ci tego wprost. Na przykład, jeśli znasz język angielski, to Bóg z pewnością ma wobec ciebie wymagania w tym zakresie. To jest twój obowiązek. Nie ma potrzeby, żeby Bóg wołał do ciebie bezpośrednio z nieba: „Twoim obowiązkiem jest wykonywanie tłumaczeń i jeśli nie będziesz tego robił, to wymierzę ci karę”. Nie ma potrzeby, żeby to mówił. Jest to dla ciebie jasne, bo Bóg obdarzył cię zwykłą racjonalnością, procesami myślowymi i myśleniem, a także zdolnością rozumienia tego języka. To wystarczy. Poprzez to, czym cię obdarza, Bóg mówi ci, co masz robić, i masz co do tego jasność w swoim sercu. Wypełniając swoje obowiązki i przyjmując od Boga posłannictwo, musisz zaakceptować wszystko, co Bóg ci uczynił, w tym Jego przewodnictwo, podlewanie i zaopatrywanie. Na przykład poprzez częste jedzenie i picie słów Boga, słuchanie kazań, uczestniczenie w życiu kościoła, omawianie prawdy i harmonijną współpracę z innymi w ramach wykonywanych przez ciebie obowiązków. Drugim aspektem jest indywidualne wejście w życie – i to jest najważniejsze. Niektórzy ludzie chcą zawsze wiedzieć, czy posiadają życie i czy są efektywni. Można przez chwilę się nad takimi rzeczami zastanowić, ale nie należy się na nich skupiać. Można to porównać do okresu siewu każdego roku – żaden rolnik nie mówi, jakie będą plony, i nie mówi, że jeśli nie osiągnie jakieś poziomu zbiorów, to przyjdzie mu umrzeć z głodu. Rolnicy nie są tacy głupi. Sieją, gdy przychodzi właściwy czas, podlewają i nawożą uprawy, a następnie pielęgnują je tak, jak należy. Jeśli pogoda sprzyja, mogą liczyć na dobry plon. Taką właśnie musisz mieć wiarę; to jest realna wiara w Boga. Nie traktuj Boga z wyrachowaniem, mówiąc: „Ostatnio podejmuję spore wysiłki, czy Bóg mnie wynagrodzi?”. Jest to niedopuszczalne, żeby stale domagać się nagród, jak jakiś pracownik biurowy oczekujący wypłaty na koniec miesiąca. Jest niedopuszczalne, żeby stale domagać się wypłaty. Wiara ludzi jest słaba, nie mają oni realnej wiary w Boga. Gdy już jasno dostrzeżesz, że ścieżka podążania za Bogiem jest ścieżką do zbawienia i realnym życiem, że jest to właściwa ścieżka, którą ludzie powinni kroczyć, i życie, jakie powinny mieć istoty stworzone, po prostu skup się na dążeniu do prawdy i do wkroczenia w rzeczywistość, słuchając słów Bożych i w swoich działaniach zmierzając w kierunku, jaki wskazuje ci Bóg. To jest słuszne. Nie zadręczaj Boga pytaniami: „Boże, czy daleko jeszcze do końca tej drogi, którą za Tobą podążam? Kiedy dostąpię zbawienia? Kiedy otrzymam nagrodę i koronę? Kiedy nadejdzie dzień Boży?”. Są to stany, w które ludzie popadają, ale czy jest to czymś właściwym? (Nie). Niektórzy mówią: „Nie można egzekwować prawa, gdy wszyscy są przestępcami”, ale ta maksyma jest błędna, nie ma sensu i nie pozostaje w zgodzie z prawdą. Fakt, że wszyscy popadają w takie stany, dowodzi, że wszyscy mają zepsute usposobienie, więc muszą uporać się z tym problemem i pokonać tę przeszkodę. Zamiast patrzeć na to, jak inni sobie radzą, musisz zgłębić swoje własne serce i skorygować skażone stany, w które popadasz. Umysły ludzi są dynamiczne i nieustannie myślą – w jednym momencie ludzie przechylają się na lewo, a za chwilę na prawo; ich sposób myślenia zawsze ma jakiś odchył. Nie kroczą właściwą ścieżką. Upierają się przy podążaniu za innymi ludźmi i za nikczemnymi trendami w świecie, idąc niewłaściwą ścieżką. Taka jest naturoistota ludzi i nie są w stanie nad tym zapanować, choćby chcieli. Jeśli nie potrafisz tego kontrolować, to przestań próbować. Jeśli zauważysz u siebie jakąś niewłaściwą intencję lub opinię, skoryguj ją. W ten sposób zepsucie, jakie przejawiasz, będzie stopniowo zanikać. Jak zatem możesz temu zaradzić? Modlić się, poszerzać swoje rozumienie i nadawać sprawom właściwy kierunek. Czasem, choć bardzo się starasz, nie udaje się obrać właściwego kierunku, ale nie przejmuj się tym, po prostu rób to, co masz robić. To jest najłatwiejsza metoda. Co zatem ludzie mają robić? Należycie wypełniać obowiązki i nie porzucać ich. Nie możesz odrzucić zadania wyznaczonego ci przez Boga; musisz dobrze je wykonać. Poza tym, jeśli chodzi o indywidualne wejście w życie, musisz ze wszystkich sił dążyć do prawdy, wypełniając obowiązki, i starać się osiągnąć taki poziom wejścia w życie, jaki jest w zakresie twoich możliwości. O tym, czy ostatecznie osiągniesz oczekiwany poziom, zdecyduje Bóg. Na nic się zdadzą uczucia i werdykty ludzi. Ludzie nie są w stanie zadecydować o własnym losie, ocenić swojego zachowania ani zdeterminować swojego ostatecznego końca. Tylko Bóg ocenia i determinuje te rzeczy. Musisz ufać w sprawiedliwość Boga. Mówiąc słowami niewierzących, musisz mieć odwagę, by działać, odpowiadać za swoje działania, stawić czoła faktom i być w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność. Ludzie mający sumienie i rozsądek powinni należycie wypełniać swoje obowiązki i brać na siebie odpowiedzialność.
Najważniejsze jest, by ludzie często dokonywali introspekcji i by akceptowali badawcze spojrzenie Boga. Równie istotne jest to, by szukali prawdy, odmieniali swoje stany wewnętrzne i przekonania oraz potrafili się z nich ocknąć, gdy podczas introspekcji odkryją, że są to stany i przekonania niewłaściwe. W ten sposób, bezwiednie, będziesz doświadczać coraz mniej niewłaściwych stanów i będziesz coraz lepiej się w nich rozeznawał. Gdy już odmienisz swoje niewłaściwe stany, pozytywne rzeczy urosną w tobie w siłę i będziesz wypełniać swoje obowiązki z coraz większą czystością. Dla postronnego obserwatora twój sposób mówienia i twoja osobowość będą takie jak wcześniej, ale twoje usposobienie życiowe będzie już odmienione. Jak będzie się to przejawiać? Będziesz w stanie kierować się prawdozasadami w swoich działaniach i wykonywanych przez ciebie obowiązkach oraz będziesz brał na siebie za nie odpowiedzialność; widząc niedbalstwo innych ludzi, będziesz odczuwał złość i będziesz gardził nikczemnymi zjawiskami, a także biernymi, negatywnymi, niewłaściwymi i nikczemnymi praktykami, ujawniającymi zepsute skłonności. Im większą styczność będziesz miał z takimi rzeczami, tym głębszy niesmak będziesz czuć i tym lepiej będziesz się w nich rozeznawać. Widząc ludzi, którzy wierzą w Boga od wielu lat i klarownie wykładają słowa i doktryny, ale nie wykonują realnej pracy i mają braki, jeśli chodzi o zasady, będziesz czuł gniew i głęboką pogardę. Zwłaszcza widząc przywódców i pracowników, którzy nie wykonują realnej pracy, którzy stale rozprawiają o słowach i doktrynach i którzy wierzą w Boga od lat, ale w ogóle się nie zmieniają, będziesz miał co do nich rozeznanie, będziesz potrafił ich zdemaskować i zgłosić ich problemy, a także będziesz mieć poczucie sprawiedliwości. Będziesz nienawidził samego siebie, jak również tych nikczemnych i niesprawiedliwych zdarzeń. To będzie dowodzić, że zaszła w tobie zmiana. Będziesz w stanie postrzegać i traktować ludzi, zdarzenia i rzeczy w swoim otoczeniu z perspektywy prawdy, stojąc po stronie Boga, i z perspektywy rzeczy pozytywnych – będzie to świadczyć o zmianie, jaka w tobie zaszła. Czy będziesz czuł potrzebę, aby Bóg cię ocenił? Nie – będziesz w stanie sam to wyczuć. Na przykład, gdy kiedyś widziałeś kogoś postępującego niedbale, myślałeś: „To normalne. Ja mam tak samo. Gdyby on nie postępował w ten sposób, wyszłoby na to, że ja robię rzeczy po łebkach”. Wszyscy robili rzeczy niedbale, więc miałeś poczucie, że całkiem dobrze sobie radzisz. Przyjdzie jednak czas, gdy inaczej będziesz to oceniać. Będziesz myślał: „Niedbalstwo jest niedopuszczalne. Praca domu Bożego jest ważna. Wystarczającym przejawem buntu było to, że ja postępowałem niedbale – czemu wy jesteście tacy jak ja kiedyś i postępujecie w taki sam sposób?”. Będziesz myślał, że wcześniej byłeś głupi i niedojrzały, że postrzegałeś rzeczy w sposób podły i haniebny, oraz że nie mógłbyś zdać z tego sprawy przed Bogiem, a twoje sumienie będzie ci to wyrzucać. Fakt, że będziesz w stanie mieć takie myśli i uczucia, dowiedzie, że prawda i słowa Boże zakorzeniły się w tobie i zakiełkowały. Perspektywa twojego postrzegania rzeczy i kryteria ich oceny będą odmienione. Będziesz już zupełnie inną osobą niż wcześniej, gdy żyłeś w sieci swoich zepsutych skłonności. Będziesz prawdziwie odmieniony. Czy wy się choć trochę zmieniliście? (Trochę tak). Trochę się zmieniłeś i czasami, gdy widzisz ludzi, którzy różne rzeczy robią niedbale, którzy nie chcą praktykować prawdy i stale dogadzają sobie, szukając fizycznego komfortu, nie uważasz tego za coś dobrego. Gdyby cię jednak poproszono, byś im pomógł i udzielił wsparcia, szatańskie filozofie nadal by cię hamowały. Choć dostrzegasz ten problem u ludzi, nie śmiesz się odezwać, żeby ich nie urazić, a nawet myślisz: „Nie wybrano mnie na lidera grupy, więc nie ma potrzeby, żebym wtykał nos w nieswoje sprawy”. Gdy napotykasz te niesprawiedliwe i negatywne rzeczy, nie potrafisz słowem i czynem stanąć po stronie prawdy ani wziąć odpowiedzialności; przymykasz oko i uważasz to za doskonałe zachowanie, gdy tak dystansujesz się od utarczki. Myślisz: „Jeśli coś pójdzie nie tak, nie będę miał z tym nic wspólnego. Robię unik, żeby kula mnie nie trafiła”. Jeśli nadal masz takie nastawienie, to czy będziesz w stanie praktykować prawdę? Czy wkroczysz w życie? Mając w sercu takie przekonania, jesteś niedowiarkiem i nie potrafisz zaakceptować prawdy. Dlatego takie przekonania wymagają naprostowania. Jeśli chcesz wkroczyć w życie, musisz po pierwsze być w stanie mieć baczenie na samego siebie. Po drugie, musisz zaakceptować skierowane na ciebie badawcze spojrzenie Boga. Jeśli serce coś ci wypomina, powinieneś zastanowić się nad sobą i odkryć przyczynę tych napomnień. Jeśli czujesz, że Bóg cię sprawdza, i wierzysz, że cię bada, zaakceptuj to. Tylko często odczuwając skruchę i niepokój w sercu oraz czując się dłużnikiem Boga z powodu tych twoich stanów wewnętrznych, będziesz mieć motywację, by praktykować prawdę oraz by w nią wkraczać. Istnieją standardy i praktyczne przejawy wkraczania w prawdorzeczywistość. Do jakiego stopnia wkroczyliście już w prawdorzeczywistość? (Gdy coś się dzieje, dostrzegam w sobie wiele braków, ale przez długi czas tkwię w tym stanie. Nie wiem, jak przyjąć perspektywę prawdy, aby przeanalizować i zrozumieć swoje problemy; nie mam jasnego rozeznania co do samego siebie; nie widzę jasno siebie samego i często nie dostrzegam też stanów, w jakich są inni). Jeśli siebie nie widzisz jasno, to nie dasz rady innych widzieć jasno. To stwierdzenie jest słuszne. Gdy inni ludzie mają jakiś problem, myślisz, że ciebie to nie dotyczy, ale tak naprawdę te stany wewnętrzne są takie same. Jeśli nie widzisz jasno własnego stanu, nie będziesz w stanie rozwiązać swoich własnych problemów, nie mówiąc już o problemach innych ludzi. Gdy uporasz się już z własnymi problemami, będziesz mógł jasno dostrzec problemy innych i od razu je rozwiązać. Jeśli chcesz wkroczyć w życie, musisz stosować się do tych dwóch zasad: po pierwsze, musisz należycie wypełniać swoje obowiązki; po drugie, wypełniając obowiązki, musisz często dokonywać introspekcji, szukać prawdy, by skorygować różne niewłaściwe przekonania, myśli, poglądy, intencje i stany oraz wyrwać się z każdego niewłaściwego stanu. Jeśli masz siłę się z nich ocknąć, pokonasz szatana i wyzbędziesz się zepsutych skłonności. Obierzesz wtedy właściwy kierunek. Uwolnisz się od biernych i negatywnych stanów, nie będą cię już one ograniczać ani kontrolować. To samo w sobie jest już krokiem naprzód. Musicie najpierw rozwiązać ten problem. W jakich negatywnych lub biernych stanach tkwicie? Niektórzy myślą: „Taki już jestem. Nic nie mogę poradzić na moje aroganckie usposobienie. W każdym razie Bóg to wie i przypuszczam, że już mnie odpowiednio sklasyfikował. Tyle razy próbowałem się zmienić, ale wciąż jestem taki sam. Po prostu taki już jestem”. Masz zły obraz siebie, ale to jest stan negatywny; oddajesz się na pastwę rozpaczy. Nie szukałeś prawdy, by rozwiązać ten problem, czemu więc uważasz się za beznadziejnego? Ludzie często tkwią w takim stanie; jeden chwilowy przejaw zepsucia wystarczy, by myśleli, że zostali sklasyfikowani i są takim rodzajem człowieka. To jest negatywny stan; należy go naprostować i powinieneś się z niego ocknąć. Jakich innych negatywnych lub biernych stanów doświadczacie? (Często robię różne rzeczy, polegając na swoich talentach i charakterze, i brakuje mi wejścia w życie. Taki stan jest bardzo poważny). Gdy ludzie polegają na swoich talentach i charakterze, lubią rywalizować z innymi, myśląc: „Jak to możliwe, że ty potrafisz wykonać to zadanie, a ja nie? Muszę się postarać i włożyć dużo wysiłku w to zadanie, żeby wypaść lepiej od ciebie!”. Tu wychodzi na jaw twoja diabelska natura. Co należy z tym zrobić? Jeśli robiąc coś masz taką motywację lub taki punkt wyjścia, zignoruj to. To jedynie chwilowy przejaw i przelotna głupia myśl. Nie kieruj się nią i wszystko będzie dobrze. Staraj się twardo stąpać po ziemi i robić wszystko tak, jak należy. Jeśli napotkasz trudność, sprawdź, jak inni sobie radzili w takiej sytuacji. Jeśli się z nią uporali, pomów z nimi i spróbuj się czegoś nauczyć. Tym sposobem naprostujesz swój niewłaściwy stan. Jeśli miewasz te myśli i przejawiasz wewnętrzne zepsucie, ale nie wpływa to na twoje postępowanie, zepsute skłonności zostaną stłumione. Jeśli jednak za twoimi myślami idą czyny i te czyny są jeszcze gorsze niż same myśli, to zwiastuje to kłopoty i wyniknąć z tego może jedynie zamęt. Zepsute skłonności ludzi są czymś, czego Bóg najbardziej nienawidzi.
W swoim podejściu do twoich zepsutych skłonności Bóg nie chce, żebyś je ukrywał lub maskował. Pozwala, byś je ujawnił, demaskuje cię i sprawia, że je poznajesz. A gdy już je poznasz, czy na tym koniec? Nie. Gdy już zaznajomisz się ze swoimi zepsutymi skłonnościami i będziesz wiedział, że źle robisz, kierując się nimi, i że jest to ślepa uliczka, musisz przyjść do Boga, modlić się do Niego i szukać prawdy, aby móc się wyzbyć owych skażonych skłonności. Bóg cię oświeci i wskaże ci właściwą ścieżkę praktykowania. Słowa Boże mówią o tym, co ludzie powinni czynić, ale ludzie mają zepsute skłonności i czasami nie chcą robić tego, co mówi Bóg; chcą robić wszystko po swojemu. A co robi Bóg? Daje ci wolność i pozwala ci postępować w taki sposób przez jakiś czas. Jednak postępując w ten sposób, zderzysz się w końcu ze ścianą i poczujesz, że narobiłeś bałaganu. Wtedy wrócisz do Boga i będziesz chciał wiedzieć, co powinieneś zrobić, a Bóg powie: „W głębi serca rozumiesz Moje wymagania. Czemu więc jesteś nieusłuchany?”. Ty odpowiesz: „Boże, zdyscyplinuj mnie zatem”. Bóg cię zdyscyplinuje i będziesz cierpieć, więc pomyślisz: „Bóg mnie nie kocha. Jak może być wobec mnie taki okrutny? On nie ma serca”. Bóg powie: „Dobrze, nie będę już tego robić. Postępuj tak, jak ci się podoba”. Wtedy ty wrócisz na ścieżkę, którą wcześniej kroczyłeś. Znów zderzysz się ze ścianą i będziesz się zastanawiać: „Coś jest nie w porządku w moim postępowaniu. Muszę zawrócić z tej drogi i wyznać swoje grzechy. Mam u Boga dług”. Znów powrócisz do Boga, będziesz się modlił i szukał, zrozumiesz, że Bóg ma słuszność, i zrobisz to, co On mówi. Robiąc to jednak, pomyślisz: „Takie postępowanie rani moją dumę. Może najpierw zatroszczę się o moją dumę”. I znów będziesz w tarapatach i poniesiesz kolejną porażkę. Będziesz się tak miotać raz w jedną, raz w drugą stronę. Jeśli ludzie są w stanie się nad sobą zastanowić i dostrzec w sobie odchylenia, zrozumieć swoje zepsute skłonności i szukać prawdy, by się ich wyzbyć, to przy okazji tego doświadczenia nieustannie wzrastać będzie ich postawa. Ludzie, którzy mają serce i chęć, by praktykować prawdę, oraz miłują to, co pozytywne, będą stopniowo doświadczać coraz mniej porażek, a także będą coraz bardziej poddani Bogu i jeszcze mocniej umiłują prawdę. Dlatego Bóg pozwala, byś ponosił porażki i się buntował, gdy doświadczasz prawdy i ją praktykujesz; On na te rzeczy nie patrzy. Nie jest tak, że Bóg już nie będzie cię chciał, że ześle cię do piekła albo skaże na śmierć, bo raz się zdarzyło, że Go nie posłuchałeś. Bóg tak nie postępuje. Dlaczego mówi się, że miłość Boża jest niezmierzona, gdy zbawia On ludzi? Tak objawia się miłość Boża. W Jego tolerancji i cierpliwości do ludzi. On cię toleruje przez cały czas, ale ci nie pobłaża. Boża tolerancja polega na tym, że On zna postawę ludzi i ich wrodzone zdolności, wie, co ludzie ujawniają w określonych okolicznościach i co mogą osiągnąć przy swojej postawie; Bóg pozwala, byś te rzeczy przejawiał, dając ci przestrzeń i przyjmując cię, gdy wracasz do Niego szczerze skruszony, i On dostrzega szczerość twojej skruchy. Gdy więc powracając do Niego pytasz, czy takie postępowanie jest dobre, Bóg da ci odpowiedź. Bóg będzie ci cierpliwie mówił, że takie postępowanie jest dobre, da ci potwierdzenie. Ale gdy znów ci się odmieni i powiesz: „Boże, nie chcę już tego robić. Nie przynosi mi to korzyści, jestem nieszczęśliwy i czuję się niekomfortowo – myślę, że powinienem robić rzeczy po swojemu, bo wtedy nie stracę twarzy, będę cwany i układny, i będę mógł w pierwszej kolejności zaspokoić własne pragnienia”, Bóg odpowie: „Możesz dać za wygraną, ale skutek będzie taki, że to ty przegrasz, nie Ja”. Gdy Bóg cię zbawia, czasem przyzwala na taką samowolę z twojej strony; tak ujawnia się Jego tolerancja i miłosierdzie względem ludzi. Jednak ludzie nie mogą sobie folgować, widząc Jego miłosierdzie, ani traktować Jego cierpliwości i tolerancji jako słabości lub jako pretekstu, by się przeciw Niemu buntować lub nie słuchać Jego słów. Jest to bunt i nikczemność ze strony ludzi. Oni muszą to jasno dostrzegać. Tolerancja i cierpliwość, jakie okazuje ci Bóg, nie znają granic. Jeśli potrafisz wyczuć szczere intencje Boga, to dobrze. Bóg mógłby użyć drastycznych środków, by cię zbawić – musisz zrozumieć, że działania Boga opierają się na pewnych zasadach. Bóg działa na różne sposoby, ale nie stosuje drastycznych środków. Dlaczego? Bóg pozwala ci doświadczać wszelkiego rodzaju przeciwności, frustracji, utrapień oraz wielu porażek i niepowodzeń. Na koniec, pozwoliwszy ci przejść przez te rzeczy, Bóg uświadamia ci, że wszystko, co powiedział, jest słuszne i jest prawdą. Uświadamia ci też, że twoje własne przekonania, pojęcia, wyobrażenia, wiedza, teorie, filozofie i rzeczy, których nauczyłeś się w świecie i które przekazali ci twoi rodzice, są błędne, że nie mogą cię one naprowadzić na właściwą ścieżkę życia ani doprowadzić do zrozumienia prawdy i przyjścia przed oblicze Boga. Jeśli nadal żyjesz według tych rzeczy, to kroczysz drogą porażki, a także drogą opierania się Bogu i zdradzania Go. W końcu Bóg sprawi, że zobaczysz to wyraźnie. Musisz doświadczyć tego procesu i tylko w ten sposób możesz osiągnąć rezultaty, ale jest to również bolesne dla Boga. Ludzie są zbuntowani i mają skażone skłonności, muszą więc cierpieć i doświadczać tych niepowodzeń. Bez tego cierpienia nie mogliby zostać oczyszczeni. Jeżeli ktoś rzeczywiście ma serce miłujące prawdę i szczerze chce przyjąć różne metody Bożego zbawienia, a także zapłacić cenę, to nie musi zbyt wiele cierpieć. Bóg w rzeczywistości nie chce, aby ludzie tak bardzo cierpieli i doświadczali tak wielu niepowodzeń i porażek. Jednak ludzie są zbyt zbuntowani, nie chcą robić tego, co się im każe, nie chcą się podporządkować i nie są w stanie iść właściwą ścieżką albo idą na skróty; podążają własną drogą, buntują się przeciw Bogu i stawiają Mu opór. Ludzie są istotami zepsutymi. Bóg może jedynie oddać ludzi w ręce szatana i stawiać ich w różnych sytuacjach, aby stale ich hartować, aby czerpali z nich wszelkiego rodzaju doświadczenia i lekcje i uświadomili sobie istotę wszelkiego rodzaju nikczemności. Potem, gdy ludzie wracają, odkrywają, że słowa Boga są prawdą, i przyznają, że Jego słowa są prawdą, że Bóg jest rzeczywistością wszystkiego, co pozytywne, i że Bóg jest Tym, który naprawdę kocha ludzi, martwi się o nich i może ich zbawić. Bóg nie chce, aby ludzie tak bardzo cierpieli, ale są zbyt zbuntowani, chcą iść niewłaściwą ścieżką i chcą cierpieć. Bóg nie ma innego wyboru, jak tylko stawiać ludzi w różnych sytuacjach, aby stale ich hartować. Do jakiego stopnia ludzie są ostatecznie hartowani? Do takiego, że mówisz: „Doświadczyłem wszelkiego rodzaju sytuacji. W końcu rozumiem, że poza Bogiem żadna osoba, wydarzenie ani rzecz nie może dać mi zrozumienia prawdy, nie może przynieść mi radości z prawdy ani nie może mnie wprowadzić w prawdorzeczywistość. Jeśli będę posłusznie praktykować zgodnie z Bożymi słowami, posłusznie trwać na miejscu człowieka, przestrzegać statusu i obowiązku istoty stworzonej, posłusznie akceptować zwierzchnictwo i zarządzenia Boga, jeśli przestanę narzekać, wyzbędę się ekstrawaganckich pragnień wobec Boga oraz będę w stanie prawdziwie podporządkować się Stwórcy, to dopiero wtedy stanę się kimś, kto jest prawdziwie podporządkowany Bogu”. Kiedy ludzie osiągną ten poziom, prawdziwie oddają pokłon Bogu, a On nie musi już stwarzać im kolejnych sytuacji, których mieliby doświadczać. Którą więc ścieżkę chcecie obrać? Nikt w swoich subiektywnych pragnieniach nie życzy sobie cierpieć, nikt nie chce doświadczać niepowodzeń, porażek, przeciwności, frustracji i przeciwności. Ale nie ma innej drogi. Ludzie mają szatańską naturę, są zbyt buntowniczy, ich myśli i przekonania są zbyt skomplikowane. Każdego dnia twoje serce jest rozdarte, trwa w nim ciągła walka, wszystko plącze się w nim i kłębi. Rozumiesz tylko kilka prawd, twoje wejście w życie jest płytkie i brakuje ci mocy, by przezwyciężyć swoje pojęcia, wyobrażenia i skażone skłonności ciała. Możesz tylko iść utartym szlakiem: ciągle doświadczać porażek i frustracji, ciągle upadać, miotać się z powodu trudności, tarzać się w błocie, aż nadejdzie dzień, kiedy powiesz: „Jestem zmęczony, mam dość, nie chcę już tak żyć. Nie chcę przechodzić tych upadków, chcę stanąć przed Stwórcą z posłuszeństwem w sercu. Będę słuchał słów Boga i robił to, co mówi. Tylko to jest właściwa ścieżka w życiu”. Dopiero w dniu, w którym będziesz całkowicie przekonany i uznasz swoją porażkę, będziesz mógł stanąć przed Bogiem. Czy zaczynasz już rozumieć usposobienie Boga? Jaki jest stosunek Boga do człowieka? Bez względu na to, co Bóg robi, chce dla ludzi jak najlepiej. Bez względu na to, w jakich sytuacjach cię stawia lub o co cię prosi, zawsze chce zobaczyć najlepszy wynik. Powiedzmy, że przechodzisz przez coś i napotykasz niepowodzenia i porażki. Bóg nie chce, abyś się zniechęcił, kiedy zawiedziesz, a potem myślał, że jesteś skończony, że zostałeś pochwycony przez szatana, żebyś zrezygnował z siebie i już nigdy nie stanął na własnych nogach, pogrążony w przygnębieniu – Bóg nie chce widzieć takiego wyniku. Co Bóg chce zobaczyć? Być może zawiodłeś w tej sprawie, ale jesteś w stanie szukać prawdy i zastanowić się nad sobą, by znaleźć przyczynę swojej porażki; wyciągasz wnioski z tej porażki i czegoś cię ona uczy na przyszłość, uświadamiasz sobie, że twoje postępowanie było złe, że słuszne jest tylko praktykowanie według Bożych słów i uświadamiasz sobie: „Jestem zły i mam zepsute szatańskie usposobienie. Jest we mnie buntowniczość. Daleko mi do sprawiedliwych ludzi, o których mówi Bóg, i nie mam bogobojnego serca”. Dostrzegłeś ten fakt wyraźnie, rozpoznałeś prawdę w tej kwestii i przez to niepowodzenie, tę porażkę, stałeś się rozsądniejszy i dojrzałeś. To właśnie chce widzieć Bóg. Co oznacza dojrzewanie? Oznacza, że Bóg może cię pozyskać, że możesz zostać zbawiony, że możesz wejść w prawdorzeczywistość, że wszedłeś na drogę bojaźni Bożej i unikania zła. Bóg ma nadzieję, że ludzie obiorą właściwą ścieżkę. Bóg czyni rzeczy ze szczerymi intencjami, a wszystko to jest Jego ukrytą miłością, ale ludzie często nie potrafią tego wyczuć. Są ograniczeni i małostkowi. W momencie gdy nie mogą cieszyć się Bożą łaską i błogosławieństwami, narzekają oni na Boga, popadają w zniechęcenie i złoszczą się, ale Bóg nie ma im tego za złe. Traktuje ich jak niemądre dzieci, nie ma do nich pretensji. Bóg stwarza okoliczności, w których człowiek może się dowiedzieć, jak uzyskać łaskę i błogosławieństwa, oraz zrozumieć, co oznacza dla człowieka łaska i co człowiek może z niej czerpać. Powiedzmy, że lubiłeś jeść coś, co według Boga w nadmiarze jest szkodliwe dla zdrowia. Nie słuchasz, lecz upierasz się przy jedzeniu tego, a Bóg pozwala ci dokonać wolnego wyboru. W rezultacie chorujesz. Doświadczywszy tego kilka razy, zaczynasz rozumieć, że to słowa Boga są właściwe, że wszystko, co On mówi, jest prawdą, że musisz praktykować zgodnie z Jego słowami i że to jest właściwa ścieżka. Do czego zatem prowadzą te niepowodzenia, porażki i cierpienia, przez które przechodzisz? Po pierwsze, jesteś w stanie wyczuć szczere intencje Boga, a po drugie masz wiarę i pewność, że słowa Boga są słuszne i że wszystkie one są praktyczne – twoja wiara w Boga wzrasta. Jest coś jeszcze: po doświadczeniu takiego okresu porażek zaczynasz rozumieć prawdziwość i trafność Bożych słów, dostrzegasz, że Boże słowa są prawdą i rozumiesz zasadę praktykowania prawdy. Dlatego dobrze jest, abyś doświadczał porażek – choć jest to również coś, co sprawia ci ból i co cię hartuje. Ale jeśli hartowanie w ten sposób ostatecznie sprawi, że powrócisz do Boga, zrozumiesz Jego słowa i weźmiesz je sobie do serca jako prawdę i poznasz Boga, wówczas to doświadczenie hartowania, niepowodzeń i porażek nie pójdzie na marne. Taki właśnie rezultat Bóg chce zobaczyć. Niektórzy jednak mówią: „Skoro Bóg jest taki tolerancyjny wobec ludzi, to pofolguję sobie, będę robił wszystko po swojemu i żył tak, jak mi się podoba”. Czy to jest w porządku? (Nie jest). Istoty stworzone powinny praktykować w zgodzie z właściwą ścieżką wskazaną im przez Boga i nie powinny z tej ścieżki zbaczać. Jeśli nie potrafią w całości zgodzić się z intencjami Boga, to niech chociaż zaakceptują Boży nadzór nad sobą i niech nie sprzeciwiają się prawdzie. Takie jest wymaganie minimalne. Jeśli odchodzisz od prawdy, nie modlisz się i nie poszukujesz, to znaczy, że już za bardzo oddaliłeś się od Boga i wkroczyłeś na niebezpieczne terytorium. Gdy jesteś za daleko od Boga, nie wypełniasz obowiązków w kościele i opuściłeś przestrzeń, w której Bóg wykonuje swoje dzieło zbawiania ludzkości, Duch Święty przestanie w tobie działać i umknie ci twoja szansa, a także nadzieja na zbawienie. Dla ciebie miłość Boża będzie jedynie pustosłowiem.
Gdy wierzysz w Boga, musisz w pierwszej kolejności Go zrozumieć, pojąć Jego intencje i Jego stosunek do człowieka. W ten sposób dowiesz się, jaką prawdę zgodnie z wolą Boga masz poznać i w jaką wkroczyć, a także zrozumiesz, jaką ścieżką powinieneś podążać. Gdy już poznasz te rzeczy, musisz ze wszystkich sił współpracować z Bogiem w odniesieniu do tego, co Bóg chce czynić i co w tobie chce osiągnąć. Jeśli naprawdę nie jesteś w stanie z Nim współpracować, nie masz siły ani energii, to trudno; Bóg niczego nie wymusza. Dziś jednak ludzie nie angażują się w to ze wszystkich sił. Jeśli nie angażujesz się ze wszystkich sił w praktykowanie prawdy, tylko w uzyskanie błogosławieństw i korony sprawiedliwości, to oznacza to, że zboczyłeś z właściwej ścieżki. Musisz włożyć wysiłek w praktykowanie prawdy i we współpracę przy wypełnianiu misji i obowiązków, jakie powierza ci Bóg; musisz dawać z siebie wszystko i poświęcać się z całego serca. Wtedy będziesz w zgodzie z intencjami Boga. On ignoruje ludzi, którzy nie przykładają się należycie do swoich obowiązków, ale to nie oznacza, że u podłoża Jego działań nie leżą żadne zasady. Gdy Bóg ignoruje tych ludzi, pokazuje to, że jest On tolerancyjny, wyrozumiały i cierpliwy. On wie, czego ludzie muszą w życiu doświadczyć, a także wie, do czego istoty stworzone są zdolne, a do czego nie, oraz co określone kategorie ludzi w określonym momencie swojego życia są w stanie osiągnąć, a czego nie. Bóg ma największą jasność co do tych spraw, o wiele większą niż sami ludzie. To jednak, że ma tę jasność, nie oznacza, iż możesz powiedzieć: „Dobrze, Boże, rób zatem, co tylko chcesz. Ja nie muszę o niczym myśleć. Mogę po prostu siedzieć cały dzień i czekać na mannę z nieba. To doskonale, że Bóg wszystkim się zajmuje”. Ludzie muszą ze wszystkich sił starać się współpracować, gdy wypełniają swoje obowiązki i swoje powinności, a także względem tych rzeczy, w które powinni wkroczyć, które powinni praktykować i które są w zasięgu ich wrodzonych możliwości. Co to znaczy „ze wszystkich sił starać się współpracować”? Znaczy to, że musisz poświęcać czas i energię na wypełnianie obowiązków, cierpieć i płacić cenę. Czasami twoja duma, próżność i interesowność muszą ucierpieć, a ty musisz całkowicie wyrzec się swojego pragnienia przeznaczenia i błogosławieństw. Tych rzeczy należy się wyrzec, więc musisz je sobie odpuścić. Na przykład, Bóg mówi: „Nie pożądaj wygód cielesnych, bo nie sprzyjają one twojemu wzrastaniu w życiu”. Nie jesteś w stanie się Mu podporządkować i doświadczywszy kilku porażek, myślisz: „Bóg ma rację. Czemu nie potrafię wcielić tego w życie i zbuntować się przeciwko cielesności? Czy jestem niezdolny do zmiany? Czy tak właśnie Bóg mnie postrzega? Czy mnie nie zbawi? Nie ma dla mnie nadziei, więc będę robotnikiem i będę trudził się aż do końca”. Czy jest to akceptowalne? (Nie jest). Ludzie często tkwią w takim stanie. Albo dążą tylko do błogosławieństw i korony, albo – po doznaniu kilku porażek – myślą, że nie staną na wysokości zadania i że Bóg już wydał werdykt w ich sprawie. Jest to czymś niewłaściwym. Jeśli jesteś w stanie w porę odwrócić bieg rzeczy, odmienić swoje serce i swój umysł, wyrzec się zła, które popełniłeś własnymi rękoma, wrócić do Boga, wyznać swoje winy i okazać Bogu skruchę, przyznać, że twoje działania i ścieżka, którą kroczysz, są niewłaściwe i przyznać się do swoich porażek, a następnie praktykować w zgodzie ze ścieżką, jaką wskazał ci Bóg, nie rezygnując z dążenia do prawdy bez względu na to, jak jesteś zbrukany, to postępujesz słusznie. Doświadczając zmian swojego usposobienia i dostępując zbawienia, ludzie z konieczności napotykają wiele trudności. Na przykład są to myśli, przekonania, wyobrażenia i zepsute skłonności ludzi, ich wiedza, talenty czy też ich różne problemy i wady, albo niemożność podporządkowania się sytuacjom, w jakich stawia ich Bóg. Musisz toczyć walkę z wszelkiego rodzaju trudnościami. Gdy już przezwyciężysz te rozliczne trudności i wyrwiesz się z tych stanów, a wojna w twoim sercu ustanie, będziesz posiadać prawdorzeczywistość, nie będziesz już spętany tymi rzeczami, zostaniesz uwolniony i wyzwolony. Zanim ludzie odkryją problemy w sobie samych, często w ramach tego procesu napotykają jeden problem, a mianowicie myślą, że są lepsi od innych i otrzymają błogosławieństwa, nawet wówczas, gdy nikt inny ich nie otrzyma – zupełnie tak jak Paweł. Gdy odkrywają swoje trudności, mają się za nic i myślą, że to już dla nich jest koniec. Zawsze pojawiają się dwie skrajności. Musisz przezwyciężyć obie te skrajności, żebyś nie zbaczał ani w jedną, ani w drugą stronę. Gdy napotykasz jakąś trudność, nawet mając świadomość, że dany problem jest wyjątkowo zawiły i trudno go będzie rozwiązać, powinieneś stawić mu czoła w odpowiedni sposób, przyjść do Boga i poprosić Go o pomoc, a następnie szukać prawdy, przeżuwać ten problem kawałek po kawałku – jak mrówki obgryzające kość – i skorygować ten stan. Musisz okazać skruchę przed Bogiem. Skrucha dowodzi, że masz serce akceptujące prawdę i postawę posłuszeństwa, a więc jest nadzieja, że pozyskasz prawdę. A jeśli w tym samym czasie pojawią się nowe trudności, nie obawiaj się. Od razu pomódl się do Boga i na Nim polegaj; Bóg potajemnie cię obserwuje i czeka na ciebie, a jeśli tylko nie porzucasz przestrzeni, strumienia i zakresu Jego dzieła zarządzania, istnieje dla ciebie nadzieja – bezwzględnie nie wolno ci się poddawać. Jeśli przejawiasz tylko zwykłe zepsute usposobienie, to pod warunkiem, że potrafisz to zrozumieć i zaakceptować prawdę oraz ją praktykować, to nadejdzie dzień, w którym te problemy zostaną rozwiązane. Musisz w to wierzyć. Bóg jest prawdą – dlaczego miałbyś się bać, że ten twój mały problem nie może zostać rozwiązany? Ze wszystkim tym można się uporać, więc czemu się zniechęcasz? Bóg z ciebie nie zrezygnował, czemu więc ty rezygnujesz z siebie? Nie powinieneś się poddawać ani zniechęcać. Powinieneś właściwie stawić czoła problemowi. Musisz znać zwykłe prawidła dotyczące wejścia w życie i umieć dostrzec przejawy zepsutego usposobienia, a także postrzegać okazjonalne zniechęcenie, słabość i zagubienie jako coś normalnego. Zmiana swojego zepsutego usposobienia jest długim i monotonnym procesem. Jeśli masz co do tego jasność, będziesz w stanie właściwie podejść do problemów. Czasem twoje zepsute usposobienie przejawia się drastycznie i budzi we wszystkich wokół obrzydzenie, a ty odczuwasz nienawiść do siebie samego. Czasem postępujesz zbyt swobodnie i Bóg cię dyscyplinuje. Nie ma się czego bać. Jeśli tylko Bóg cię dyscyplinuje, troszczy się o ciebie i chroni cię, wciąż działa w tobie i stale jest przy tobie, to znaczy, że z ciebie nie zrezygnował. Nawet jeśli chwilami czujesz, że Bóg cię opuścił, a ty pogrążyłeś się w ciemności, nie bój się: dopóki wciąż żyjesz i nie trafiłeś do piekła, nadal masz szansę. Jeśli jednak jesteś jak Paweł, który uparcie kroczył ścieżką antychrysta i ostatecznie zaświadczył, że dla niego życie to chrystus, to jesteś skończony. Jeśli jesteś w stanie oprzytomnieć, to nadal masz szansę. Jaką masz szansę? Chodzi o to, że możesz stanąć przed obliczem Boga i nadal możesz modlić się do Niego i szukać odpowiedzi, mówiąc: „Boże! Proszę, oświeć mnie, abym zrozumiał ten aspekt prawdy i ten aspekt ścieżki praktykowania”. Dopóki jesteś jednym z wyznawców Boga, masz nadzieję na zbawienie i szansę na dotrwanie do samego końca. Czy te słowa są wystarczająco jasne? Czy nadal macie skłonność do zniechęcenia? (Nie). Kiedy ludzie rozumieją intencje Boże, kroczą szeroką ścieżką. Jeśli nie rozumieją intencji Bożych, ich ścieżka jest wąska, a w ich sercach panuje ciemność i nie mają dokąd iść. Ci, którzy nie rozumieją prawdy, są ograniczeni, zawsze dzielą włos na czworo, zawsze narzekają na Boga i źle Go rozumieją. W rezultacie im dalej idą, tym bardziej ich ścieżka się zaciera. W rzeczywistości ludzie nie rozumieją Boga. Gdyby Bóg traktował ludzi tak, jak to sobie wyobrażają, rasa ludzka już dawno zostałaby zniszczona.
Siedem grzechów Pawła reprezentuje przejawy typowego skażonego człowieczeństwa, którego Paweł był najdrastyczniejszym przykładem. Jego naturoistota była już zdeterminowana – takim właśnie był człowiekiem. Jednak te zepsute skłonności są wspólne dla wszystkich skażonych ludzi; każdy je ma w większym lub mniejszym stopniu. Wszystkie te stany biorą się z zepsutego usposobienia. Choć nie jesteś osobą tego samego pokroju co Paweł, ty też masz te skażone skłonności; po prostu nie przejawiasz ich tak drastycznie jak on. Obecnie takie stany, w których większość z was się znajduje, są postrzegane przez Boga jako przejawy skażonych skłonności. Jednak Paweł nie tylko przejawiał zepsute usposobienie, ale zarazem kroczył ścieżką sprzeciwu wobec Boga i uparcie odmawiał okazania skruchy. Został skazany i potępiony. Miał demoniczną naturę i nie można było nic poradzić na tą jego nienawidzącą prawdy demoniczną naturę. W następnej kolejności powinniście omówić ten wywód i porównać z nim samych siebie. Celem jest to, byście dostrzegli powagę błędów Pawła, odkryli wszystkie wasze skażone stany przypominające stany Pawła, a następnie skorygowali je krok po kroku. Wyzbycie się skażonych skłonności pozwala ludziom żyć w sposób umacniający w nich ludzkie podobieństwo i w coraz lepszej zgodności z Bogiem. Tylko wyzbywając się tych skażonych skłonności, ludzie mogą prawdziwie przyjść do Boga, być zgodnymi z Nim, być prawdziwymi istotami stworzonymi i sprawić, że Bóg będzie spoglądał na nich z zadowoleniem. Czy patrzycie na samych siebie przez pryzmat porównań? (Mamy braki pod tym względem). To, czego najbardziej wam brakuje, to prawda. To właśnie w prawdę powinniście wkraczać. Większość z tego, co wypełnia wasze wnętrza, ma charakter skażony i zły. Macie niedorzeczną wiedzę, jesteście nazbyt małostkowi, stale myślicie o transakcjach i wymianach, ciąży wam nadmiar rzeczy negatywnych i zniechęcacie się, gdy nie wykonujecie zadania należycie lub dostrzegacie jakąś trudność. Gdy widzisz, że dzieło Boga kłóci się z twoimi życzeniami, budzą się w tobie negatywne uczucia, stawiasz opór Jego dziełu i z nim walczysz. Gdy dochodzisz do jakichś niewielkich wyników w swojej pracy, uderza ci to do głowy i zapominasz się. Stajesz się arogancki i nie znasz swojego miejsca we wszechświecie, uważasz się za lepszego od innych i chcesz, by Bóg w zamian obdarował cię koroną i nagrodą; masz czelność zachowywać się publicznie w sposób niepohamowany. Krótko mówiąc, takie stany są identyczne jak w przypadku Pawła i Bóg się ich brzydzi.
Zdefiniowaliśmy i podsumowaliśmy siedem najcięższych grzechów Pawła, którego ostatecznie czekała kara. Gdy Bóg zdecydował o losie Pawła, czy wziął pod uwagę tylko jeden z jego grzechów? (Nie). Jeśli uwzględnić wszystkie jego grzechy, Paweł na taki właśnie koniec zasłużył; tak właśnie powinien skończyć. Fakty aż biją w oczy; nie sposób im zaprzeczyć. Jeśli są wśród was tacy, którzy idą drogą Pawła od początku do końca, przejawiają wszystkie siedem grzechów Pawła i nie potrafią szukać prawdy, by się od nich wyzwolić, jaki będzie wasz los? (Taki sam jak Pawła). Staniecie się antychrystem, demonem jak Paweł i zasługiwać będziecie na karę. Gdy dosięgnie cię kara, nie oskarżaj Boga o niesprawiedliwość. Zamiast tego powinieneś wychwalać sprawiedliwość Boga i powiedzieć: „Bóg jest sprawiedliwy! Bóg zdemaskował siedem grzechów Pawła i objaśnił je swoimi słowami. To ja nie wkroczyłem w Jego słowa!”. Dziś jest inaczej niż dwa tysiące lat temu; Bóg mówi ludziom o każdej prawdzie klarownie i przejrzyście; masz to zapisane, byś usłyszał i zrozumiał, i widzisz, że również w ten sposób Bóg działa i osiąga różne rzeczy w realnym życiu. Jeśli wciąż nie jesteś w stanie wkroczyć w prawdę i wyzbyć się zepsutego usposobienia zgodnie ze słowami Bożymi, nie wiń Go za to, że wymierza ci karę zgodnie ze swoim sprawiedliwym usposobieniem. W Księdze Objawienia Bóg powiedział: „Moja Zapłata jest ze mną, aby oddać każdemu według jego uczynków” (Obj 22:12). Bóg oddaje każdemu według jego uczynków. To jest sprawiedliwe usposobienie Boga. Ci, którzy wierzą w Boga, powinni zastanowić się nad sobą i zrozumieć siebie w świetle słów Bożych i w odniesieniu do siedmiu grzechów Pawła, które Bóg ujawnił, a następnie powinni okazać prawdziwą skruchę. To właśnie spotyka się z uznaniem Boga.
14 czerwca 2018 r.