Jak dążyć do prawdy (3)

Do czego doszliśmy w naszym omówieniu podczas naszego ostatniego zgromadzenia? Mówiliśmy o tym, jak dążyć do prawdy, co wiąże się z dwoma głównymi tematami, które są zasadniczo dwoma aspektami praktyki. Jaki jest pierwszy z nich? (Pierwszy to wyzbycie się). A drugi? (Drugi to poświęcanie się). Pierwszy to wyzbycie się, a drugi to poświęcanie się. Jeśli chodzi o praktykę „wyzbycia się”, najpierw omawialiśmy wyzbywanie się różnych negatywnych emocji. Pierwszy aspekt „wyzbycia się” dotyczy wyzbywania się różnych negatywnych emocji. Gdy zatem mówiliśmy o wyzbyciu się różnych negatywnych emocji, jakie emocje wskazaliśmy? (Bóg najpierw mówił o poczuciu niższości, nienawiści i gniewie, a potem o przygnębieniu). Za pierwszym razem mówiłem o potrzebie wyzbycia się nienawiści, gniewu i poczucia niższości – odniosłem się zasadniczo to tych trzech negatywnych emocji, a także powiedziałem dość dużo na temat przygnębienia. Za drugim razem mówiłem o praktykowaniu wyzbywania się przygnębienia jako jednej z negatywnych emocji. Ludzie mogą być przygnębieni z najróżniejszych powodów i ostatnim razem mówiłem głównie o kilku źródłach przygnębienia. Powiedzcie Mi, jakie główne przyczyny uczucia przygnębienia wskazałem? (Boże, w sumie są trzy przyczyny. Po pierwsze, ludzie mają poczucie, że przypadł im w udziale zły los; po drugie, ludzie obwiniają swojego pecha, gdy coś im się przytrafia; po trzecie, ludzie są przygnębieni, bo w przeszłości popełnili poważne wykroczenia albo zrobili coś głupiego i bezmyślnego). To są trzy główne przyczyny. Po pierwsze, ludzie wierzą, że zły los jest ich udziałem, więc często są przygnębieni; po drugie, ludzie mają poczucie, że są pechowcami, więc często wpadają w przygnębienie; po trzecie, ludzie dopuścili się poważnych wykroczeń, przez co często czują się przygnębieni. Takie oto są trzy kluczowe przyczyny. Uczucie przygnębienia nie jest ulotną, krótkotrwałą emocją zniechęcenia bądź smutku. Jest to raczej coś w rodzaju nawyku, nawracającej negatywnej emocji w umyśle, spowodowanej przez określone przyczyny. Ta negatywna emocja powoduje u ludzi mają wiele negatywnych myśli, poglądów i opinii, a nawet wiele skrajnych i błędnych myśli, poglądów, sposobów zachowania i działania. Nie jest to chwilowy nastrój lub ulotna idea; jest to nawracająca i notoryczna negatywna emocja, towarzyszy ludziom przez cały czas, w ich życiu, w głębi serca, głęboko w duszy, w ich myślach i działaniach. Ta negatywna emocja wpływa nie tylko na sumienie i rozum zwykłego człowieczeństwa ludzi, ale może mieć także wpływ na różne opinie, poglądy i perspektywy, jakie ludzie przyjmują w swoim postrzeganiu innych ludzi i rzeczy, na ich postępowanie i działanie w codziennym życiu. Dlatego konieczne jest, byśmy przeanalizowali różne negatywne uczucia, rozłożyli je na czynniki pierwsze i rozpoznali, zanim się ich wyzbędziemy i odmienimy jedno po drugim, starając się stopniowo od nich uwalniać, tak by twoje sumienie i rozum oraz myślenie twojego człowieczeństwa stały się normalne i praktyczne, a także po to, by sposób, w jaki postrzegasz ludzi i rzeczy oraz sposób, w jaki postępujesz i działasz w twoim codziennym życiu, nie podlegały już wpływowi, kontroli czy wręcz opresji ze strony tych negatywnych uczuć – to jest kluczowy cel analizy tych różnych negatywnych emocji i rozeznania się w nich. Kluczowym celem nie jest to, byś słuchał, co mówię, być się z tym zapoznał, byś to zrozumiał, i na tym koniec; chodzi raczej o to, byś dzięki Moim słowom pojął, jaką krzywdę wyrządzają ludziom negatywne emocje i w jak wielkim stopniu oddziałują na codzienne życie ludzi, na sposób, w jaki postrzegają inne osoby i rzeczy, a także na sposób, w jaki się zachowują i postępują.

Omówiliśmy również to, jak w pewnym stopniu te negatywne emocje nie osiągają poziomu zepsutego usposobienia i skażonej istoty, ale w pewnej mierze powodują nasilenie zepsutego usposobienia, sprawiając, że ludzie działają, kierując się swoim zepsutym usposobieniem, i dając im dodatkowy powód, by żyć wedle swojego zepsutego usposobienia poprzez uleganie tym negatywnym emocjom, a także by postrzegać inne osoby i rzeczy przez pryzmat swojego zepsutego usposobienia. Toteż wszystkie te negatywne emocje wpływają na codzienne życie ludzi w różnym stopniu, a także w pewnej mierze wpływają na i kontrolują różne myśli ludzi, ich postawy, perspektywy i punkty widzenia względem prawdy i Boga. Można powiedzieć, że te negatywne emocje nie mają wcale na ludzi dobrego wpływu, nie pomagają ani nie przynoszą pozytywnych skutków, a wręcz przeciwnie – wyrządzają jedynie krzywdę. Dlatego gdy ludzie są opanowani przez te negatywne emocje, ich serca ulegają wpływowi i kontroli tych emocji i ludzie mimowolnie żyją w stanie negatywności, a nawet przyjmują niedorzeczne punkty widzenia i mają skrajne poglądy dotyczące innych ludzi i rzeczy. Gdy ludzie postrzegają jakąś osobę lub rzecz z perspektywy negatywnych emocji, jest czymś naturalnym, że ich zachowanie, podejście oraz skutki ich postępowania i działania będą skażone skrajnymi, negatywnymi i depresyjnymi emocjami. Te negatywne, depresyjne i skrajne emocje sprawią, że ludzie będą nieposłuszni Bogu, będą niezadowoleni z Boga, będą Go obwiniać i będą się Mu opierać, a nawet będą się Mu sprzeciwiać i, rzecz jasna, będą Go nienawidzić. Na przykład, gdy ktoś wierzy, że przypadł mu w udziale zły los, kogo za to obwinia? Być może nie powie tego wprost, ale w głębi serca uważa, że Bóg niesłusznie postąpił i że jest niesprawiedliwy; taki ktoś myśli: „Czemu Bóg obdarzył go taką urodą? Czemu pozwolił mu przyjść na świat w tak wspaniałej rodzinie? Czemu obsypał go tyloma darami? Czemu uczynił jego charakter tak dobrym? Czemu mój charakter jest taki zły? Czemu Bóg to jego zrobił przywódcą? Czemu nigdy nie jest moja kolej? Czemu ja nigdy nie zostałem przywódcą? Czemu jemu wszystko idzie gładko, a gdy ja coś robię, to nigdy nic się nie udaje? Czemu mój los jest tak nieszczęsny? Czemu mi zdarzają się zupełnie inne rzeczy? Czemu przytrafiają mi się tylko złe rzeczy?”. Choć te myśli rozbudzone przez przygnębienie nie sprawiają, że ludzie winią Boga lub sprzeciwiają się Bogu i swemu losowi w swojej subiektywnej świadomości, to powodują, że ludzie często i bezwiednie pogrążają się w emocjach nieposłuszeństwa, niezadowolenia, urazy, zawiści i nienawiści w głębi swych serc. W poważnych przypadkach ludzie mogą pod wpływem tych emocji myśleć i postępować w sposób jeszcze skrajniejszy. Na przykład, gdy ludzie widzą, że ktoś inny radzi sobie lepiej niż oni i zyskuje u Boga aprobatę, czują zawiść i wstręt. W efekcie uruchamia się szereg małostkowych działań: mówią oni źle o tej osobie i kopią pod nią dołki za jej plecami, w sekrecie podejmują działania podejrzane i irracjonalne, i tak dalej. Pojawienie się tego szeregu problemów wiąże się bezpośrednio z ich przygnębieniem i negatywnymi emocjami. Ten łańcuch myśli, sposobów zachowania i podejść wynikających z depresyjnych emocji może na początku przypominać emocje, ale z biegiem czasu te negatywne i depresyjne emocje mogą coraz silniej skłaniać ludzi do życia pod wpływem ich zepsutego szatańskiego usposobienia. Jeśli jednak ludzie rozumieją prawdę i wykazują się w życiu zwykłym człowieczeństwem, to gdy rodzą się w nich te negatywne i depresyjne emocje, ich sumienie i rozum szybko reagują i ci ludzie dostrzegają obecność tych negatywnych emocji i zamęt, jaki one powodują, oraz są w stanie przejrzeć je na wylot. Mogą wtedy szybko uwolnić się od depresyjnych emocji i gdy w swojej obecnej sytuacji napotykają ludzi, zdarzenia i rzeczy, potrafią dokonywać racjonalnych osądów i racjonalnie postrzegać napotykane sytuacje i doświadczane rzeczy z właściwej perspektywy. Gdy ludzie robią to wszystko w sposób racjonalny, to najbardziej podstawową rzecz, jaką będą w stanie osiągnąć, jest akceptacja władzy sumienia i rozumu zwykłego człowieczeństwa. Co więcej, jeśli pojmują prawdę, będą w stanie postępować w zgodzie z zasadami prawdy w sposób bardziej racjonalny, w oparciu o swoje sumienie i swój rozum, a w swoim zachowaniu i działaniu nie będą ulegać swojemu zepsutemu usposobieniu. Jeśli jednak negatywne emocje zajmują dominujące miejsce w ich sercach, wpływając na ich myśli, poglądy i sposób traktowania różnych spraw oraz sposób postępowania, to naturalnie te negatywne emocje zahamują ich życiowe postępy i sprawią, że ich myśli, decyzje, zachowanie i podejście będą zakłócane we wszelkiego rodzaju sytuacjach. Pod jednym względem te negatywne emocje nasilają zepsute usposobienie ludzi, sprawiając, że ludzie czują się swobodnie i czują się usprawiedliwieni, żyjąc wedle swojego zepsutego usposobienia; pod innym względem te negatywne emocje mogą sprawić, że ludzie będę stawiać opór rzeczom pozytywnym i będą żyć pogrążeni w negatywności, uciekając od światła. W ten sposób negatywne emocje rozzuchwalają się i potęgują oraz nie pozwalają ludziom postępować racjonalnie w granicach sumienia i rozumu. Uniemożliwiają ludziom dążenie do prawdy i życie przed obliczem Boga, przez co ludzie w naturalny sposób degenerują się jeszcze bardziej, nie tylko czują zniechęcenie, ale również oddalają się od Boga. A jakie będą konsekwencje utrzymywania się takiego stanu rzeczy? Negatywne emocje nie uwolnią ludzi od ich zepsutego usposobienia, ale spotęgują to usposobienie, przez co ludzie będą działać i zachowywać się tak, jak im nakazuje zepsute usposobienie, będą szli własną drogą. Co ludzie uczynią, gdy zostaną zdominowani przez błędne i skrajne myśli i poglądy? Czy zakłócą pracę kościoła? Czy będą szerzyć zniechęcenie oraz osądzać Boga i zarządzenia domu Bożego? Czy będą obwiniać Boga i stawiać Mu opór? Z pewnością tak będą czynić! Takie są ostateczne konsekwencje. Łańcuch poszczególnych postaw, takich jak nieposłuszeństwo, niezadowolenie, negatywność i opór, zrodzi się w tych ludziach – to są konsekwencje tego, że negatywne emocje zajmują dominujące miejsce w sercach ludzi przed długi czas. Weźmy jakąś maciupeńką negatywną emocję – emocję, której, jak by się zdawało, ludzie nie są w stanie odczuwać, której istnienia nie mogliby nawet wyczuć ani odczuć wpływu tej emocji na nich samych. Otóż ta znikoma negatywna emocja towarzyszy im przez cały czas, jak gdyby się z nią już urodzili. Wyrządza ludziom krzywdę różnego rodzaju, małą i dużą, spowija, zastrasza, tłamsi i krępuje cię do tego stopnia, że jest przy tobie zawsze, tak samo jak twoje życie, a jednak ty w ogóle nie zdajesz sobie z tego sprawy, żyjesz z tą emocją i traktujesz ją jako coś oczywistego, myśląc: „W ten sposób ludzie mają myśleć, nie ma w tym nic złego, to bardzo normalne. Któż nie ma tego rodzaju aktywnych myśli? Któż nie odczuwa jakichś negatywnych emocji?”. Nie czujesz krzywdy, jaką wyrządza ci ta negatywna emocja, ale ta krzywda jest bardzo realna i będziesz jej często mimowolnie ulegał, w naturalny sposób przejawiając swoje zepsute usposobienie, postępując i działając pod wpływem swojego zepsutego usposobienia, aż w końcu wszystko będziesz czynił, kierując się swoim zepsutym usposobieniem. Możesz sobie wyobrazić ostateczne rezultaty: będą one negatywne, niekorzystne, pozbawione pożytku i pozytywnych rzeczy, nie mówiąc już o tym, że w żaden sposób nie pomogą zyskać prawdy i Bożej pochwały – nie są to rezultaty optymistyczne. Dlatego dopóki negatywne emocje w kimś istnieją, dopóty wszelkiego rodzaju negatywne myśli i poglądy będą istotnie wpływać na jego życie i dominować w jego życiu. Z tego wpływu i z tej dominacji rodzą się przeszkody na drodze dążenia do prawdy, praktykowania prawdy i wkroczenia w rzeczywistość prawdy. Z tego względu musimy dalej demaskować i analizować te negatywne emocje, aby można było się z nimi wszystkimi uporać.

Negatywne emocje, które omówiliśmy, mają poważne skutki i w dotkliwy sposób krzywdzą ludzi, ale są też inne negatywne emocje, które w podobny sposób oddziałują na ludzi i wyrządzają im krzywdę. Poza negatywnymi emocjami nienawiści, gniewu, poczucia niższości i przygnębienia, o których już sobie powiedzieliśmy, są jeszcze takie negatywne emocje, jak udręka, niepokój i strapienie. Te emocje również są zakorzenione głęboko w ludzkich sercach i towarzyszą ludziom w codziennym życiu, w ich słowach i czynach. Oczywiście, gdy coś się ludziom przydarza, emocje te wpływają na ludzkie myśli i przekonania, a także na przyjmowane przez nich perspektywy i punkty widzenia. Dziś przeanalizujemy i zdemaskujemy te negatywne emocje udręki, niepokoju i strapienia oraz spróbujemy pomóc ludziom w rozpoznaniu tych emocji w sobie. Gdy już ludzie rozpoznają w sobie te negatywne emocje, ostatecznym celem jest dokładne poznanie tych negatywnych emocji i wyzbycie się ich, aby uwolnić się od ich wpływu oraz przestać żyć i postępować w oparciu o te negatywne emocje. Najpierw przyjrzymy się tym słowom: „udręka, niepokój i strapienie”. Czy nie wyrażają one emocji? (Wyrażają). Zanim omówimy ten temat, zastanówmy się nad tym, abyście wyrobili sobie ogólne pojęcie „udręki, niepokoju i strapienia”. Bez względu na to, czy zrozumiecie te słowa dosłownie, czy pojmiecie je głębiej, zyskacie podstawową wiedzę na temat tych negatywnych emocji. Najpierw powiedzcie Mi, czym martwiliście się w przeszłości. Jakie rzeczy budziły w tobie udrękę, niepokój i strapienie? To może być jak wielki głaz, który cię przygniata, albo cień, który cały czas ci towarzyszy, paraliżując cię. (Boże, powiem kilka słów. Gdy nie osiągam wyników podczas wykonywania obowiązków, ta emocja jest dość silna i martwię się, czy zostanę zdemaskowany i wyrzucony, czy będę mieć dobrą przyszłość i dobre przeznaczenie. Gdy osiągam wyniki, wykonując obowiązki, nie czuję się tak, ale ilekroć nie osiągam wyników podczas wykonywania obowiązków przez dłuższy czas, tego rodzaju negatywna emocja ujawnia się z wielką siłą). Czy nie jest to przejaw negatywnych emocji udręki, niepokoju i strapienia? (Jest). Zgadza się. Tego rodzaju negatywna emocja skrywa się w najgłębszym zakamarku serca przez cały czas, nieustannie wpływając na myśli ludzi. Choć ludzie nie potrafią wyczuć takiej negatywnej emocji, gdy nic złego się nie stało, przypomina ona zapach, jakiś rodzaj gazu, a jeszcze bardziej falę elektryczną. Nie jesteś w stanie jest zobaczyć i gdy nie jesteś jej świadomy, nie jesteś nawet w stanie jej poczuć. Jednak zawsze możesz wyczuć jej obecność w głębi serca, czymś w rodzaju szóstego zmysłu, i zawsze możesz podświadomie wyczuć istnienie tego rodzaju myśli i emocji. W odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu, a także w odpowiednim kontekście tego rodzaju negatywna emocja zacznie stopniowo wzrastać i ujawniać się. Czy nie jest tak? (Jest tak). Jakie więc inne rzeczy sprawiają, że czujecie udrękę, niepokój i strapienie? Czy nie ma już nic takiego poza tym, co już wspomnieliśmy? Jeśli nie ma, to wasze życie musi być bardzo szczęśliwe, całkiem pozbawione strapień, niepokoju i udręki – wyglądałoby na to, że w istocie jesteście wolnymi ludźmi. Czy tak się sprawy mają? (Nie). W takim razie powiedzcie Mi, co skrywają wasze serca. (Gdy nie radzę sobie z wykonywaniem obowiązków, ciągle martwię się, że utracę reputację i status, martwię się tym, co pomyślą o mnie bracia i siostry, co pomyśli o mnie mój przywódca. Ponadto gdy wspólnie z braćmi i siostrami wykonuję obowiązki i raz po raz przejawiam zepsute usposobienie, zawsze martwi mnie to, że choć wierzę w Boga od tak dawna, to wciąż się nie zmieniłem, i że jeśli dalej tak będzie, to być może pewnego dnia zostanę wyrzucony. Takie mam obawy). Czy budzą się w tobie negatywne emocje udręki, niepokoju i strapienia, gdy odczuwasz takie obawy? (Tak). Większość z was zatem niepokoi się i martwi tym, że wykonujecie dobrze swoich obowiązków, czy tak? (Głównie martwię się o swoją przyszłość i swój los). Martwienie się o swoją przyszłość i swój los to najczęstszy przypadek. Gdy ludzie nie są w stanie dostrzec, zrozumieć i zaakceptować środowisk, jakie Bóg aranżuje, i Jego władzy oraz się temu podporządkować i gdy ludzie napotykają różne trudności w codziennym życiu lub trudności te przekraczają granice tego, co zwykli ludzie zdolni są znieść, to w podświadomości rodzą się strapienie, niepokój, a nawet udręka. Ludzie nie wiedzą, co przyniesie jutro i dzień następny, nie wiedzą, co będzie za kilka lat i jak będzie wyglądać ich przyszłość, więc odczuwają udrękę, niepokój i strapienie w związku z różnymi rzeczami. Jaki jest kontekst, w którym ludzie czują udrękę, niepokój i strapienie w związku z wieloma różnymi rzeczami? Chodzi o to, że ludzie nie wierzą we władzę Boga, tj. nie są w stanie uwierzyć we władzę Boga ani jej dostrzec. Nawet gdyby ujrzeli ją na własne oczy, nie zrozumieliby jej ani by w nią nie uwierzyli. Nie wierzą, że Bóg sprawuje władzę nad ich losem, nie wierzą, że ich życie jest w rękach Boga, więc w głębi serca nie mają zaufania do władzy Boga i Jego zarządzeń, a wtedy zaczynają szukać winnego i nie potrafią się podporządkować. Oprócz tego chcą być panami własnego losu i podejmować działania z własnej inicjatywy. Co się wtedy dzieje, gdy zaczynają działać z własnej inicjatywy? Jedyne, co mogą zrobić, to polegać na swoim charakterze i swoich zdolnościach, ale istnieje wiele rzeczy, których nie są w stanie osiągnąć i dokonać, opierając się wyłącznie na swoich charakterze i swoich zdolnościach. Na przykład: co z nimi będzie w przyszłości? Czy dostaną się na studia? Czy znajdą dobrą pracę po studiach? Czy w pracy będzie im się dobrze układać? Jeśli chcą piąć się na szczyt i wzbogacić się, czy uda im się zaspokoić ambicje i pragnienia w ciągu kilku lat? Jeśli chcą kogoś sobie znaleźć, wziąć ślub i założyć rodzinę, jaka osoba będzie dla nich odpowiednia? Człowiekowi nie są znane odpowiedzi na te pytania. Z tego powodu ludzie czują się zagubieni. Gdy zaś ludzie czują się zagubieni, rodzi się w nich udręka, niepokój i strapienie – dręczą się, niepokoją i martwią tym, co przyniesie im przyszłość. Dlaczego tak jest? Ponieważ w granicach wyznaczonych przez zwykłe człowieczeństwo ludzie po prostu nie są w stanie tego wszystkiego znieść. Nikt nie wie, jak wyglądać będzie jego życia za kilka lat, nikt nie wie, co będzie z jego pracą, małżeństwem i dziećmi w przyszłości – ludzie po prostu nic o tym nie wiedzą. Zakres zdolności przynależnych zwykłemu człowieczeństwo nie pozwala tych rzeczy przewidzieć i dlatego ludzie nieustannie się tymi rzeczami dręczą, niepokoją i martwią. Bez względu na to, jak prosty ktoś ma umysł, to jeśli tylko potrafi myśleć, te negatywne emocje, jedna po drugiej, zrodzą się w głębi serca na progu dorosłości. Dlaczego udręka, niepokój i strapienie budzą się w ludziach? Ponieważ ludzie zawsze przejmują się i gryzą tym, co przekracza zakres ich zdolności; ciągle tylko chcą wiedzieć, rozumieć i osiągać rzeczy, wykraczające poza granice ludzkich możliwości, chcą wręcz kontrolować to, co znajduje się poza zasięgiem zwykłego człowieczeństwa. Chcą nad tym wszystkim zapanować, a co więcej – chcą, aby prawa i rezultaty w ramach rozwijania się tych rzeczy postępowały i wypełniały się zgodnie z ich wolą. Dlatego ludzie, opanowani przez takie irracjonalne myśli, odczuwają udrękę, niepokój i strapienie, a konsekwencje tych emocji różnią się w zależności od osoby. Bez względu na to, jakie rzeczy wywołują u ludzi te negatywne emocje udręki, niepokoju lub strapienia, powinni oni traktować je bardzo poważnie oraz poszukiwać prawdy, aby się z tymi emocjami skutecznie uporać.

Omówimy negatywne emocje udręki, niepokoju i strapienia, biorąc zasadniczo pod uwagę dwa aspekty: po pierwsze, zajmiemy się trudnościami ludzi z dostrzeganiem, czym są te emocje, jakie są przyczyny wywołujące negatywne emocje udręki, niepokoju i strapienia oraz w jaki sposób są one wywoływane; po drugie, przyjrzymy się negatywnym emocjom udręki, niepokoju i strapienia pod kątem różnych postaw ludzi względem dzieła Boga. Czy to jest jasne? (Tak). Ile mamy tu aspektów? (Dwa). Mamy zamiar przeanalizować przyczyny wywołujące negatywne emocje udręki, niepokoju i strapienia, po pierwsze w kontekście trudności doświadczanych przez ludzi, a po drugie w kontekście ludzkich postaw względem dzieła Boga. Powtórzcie to za Mną. (Mamy zamiar przeanalizować przyczyny wywołujące negatywne emocje udręki, niepokoju i strapienia, po pierwsze w kontekście trudności doświadczanych przez ludzi, a po drugie w kontekście ludzkich postaw względem dzieła Boga). Ludzie mogą doświadczać wielu trudności i wszystkie one pojawiają się w codziennym życiu, często w granicach życia zwykłym człowieczeństwem. A skąd biorą się te trudności? Biorą się stąd, że ludzie ciągle próbują sięgać za daleko, próbują kontrolować własny los i poznać swoją przyszłość. Jeśli ta przyszłość rysuje się w czarnych barwach, od razu szukają eksperta od feng shui albo wróżki, aby sytuację naprawić. Dlatego ludzie napotykają tak wiele trudności w codziennym życiu i to właśnie te trudności powodują, że ludzie często ulegają negatywnym emocjom udręki, niepokoju i strapienia. Jakie są to trudności? Zacznijmy od tego, co ludzie uznają za największą trudność – co to takiego? Chodzi o widoki na przyszłość, czyli o to, jak rysuje się czyjaś przyszłość: czy będzie bogaty, czy przeciętny, czy będzie w stanie się wyróżnić z tłumu, czy osiągnie wielki sukces, czy będzie prosperować w świecie i wśród ludzi. Zwłaszcza gdy mówimy o ludziach wierzących w Boga, być może nie wiedzą oni, jak będzie wyglądać przyszłość innych, ale często martwią się o własną przyszłość i ciągle zadają sobie pytania w rodzaju: „Czy tylko o to chodzi w wierze w Boga? Czy będę w stanie kiedykolwiek wyróżnić się z tłumu? Czy uda mi się odegrać ważną rolę w domu Bożym? Czy zostanę liderem zespołu lub będę czymś zarządzać? Czy będę w stanie zostać przywódcą? Co ze mną będzie? Jeśli będę cały czas wykonywał obowiązki w domu Bożym tak jak teraz, jaki koniec mnie czeka? Czy dostąpię zbawienia? Czy mam jakieś widoki na przyszłość? Czy muszę dalej wykonywać pracę w świecie? Czy mam kontynuować zdobywanie umiejętności zawodowych, czy może powinienem się dokształcić? Jeśli będę w stanie wykonywać obowiązki w domu Bożym w pełnym wymiarze czasu, bez problemu zaspokoję podstawowe potrzeby materialne, ale jeśli nie będę dobrze wykonywał obowiązków i zostanę przeniesiony i zastąpiony, to z czego będę żył? Czy powinienem wykorzystać okazję teraz, zanim mnie zastąpią lub wyrzucą, aby przygotować się na taką ewentualność?”. Głowią się nad tym, gromadzą oszczędności i myślą sobie: „Na ile lat wystarczy mi to, co mam zaoszczędzone? Mam ponad trzydzieści lat, za dziesięć lat będę po czterdziestce. Jeśli wydalą mnie z kościoła, czy poradzę sobie w świecie? Czy mój stan zdrowia będzie na tyle dobry, żebym mógł pracować? Czy będę w stanie zrobić na utrzymanie? Czy będzie mi w życiu ciężko? Wykonuję obowiązki w domu Bożym, ale czy Bóg zatrzyma mnie aż do końca?”. Choć myślą o tych sprawach nieustannie, nigdy nie znajdują odpowiedzi. Choć nigdy nie dochodzą do żadnego wniosku, nie są w stanie przestać o tych rzeczach myśleć – jest to poza ich kontrolą. Gdy napotykają niepowodzenie lub trudność albo gdy coś idzie nie po ich myśli, w głębi serca zastanawiają się nad tym, nie mówiąc nic nikomu. Gdy niektórzy ludzie są przycinani i gdy inni się z nimi rozprawiają, gdy są zastępowani, gdy są przenoszeni do innych obowiązków i gdy doświadczają kryzysu, bezwiednie szukają drogi odwrotu i mimowolnie snują plany i intrygi na najbliższą przyszłość. Bez względu na to, co się w końcu wydarza, ludzie i tak często snują plany i intrygi w odniesieniu do spraw, które budzą w nich strapienie, niepokój i udrękę. Czy nie są to rzeczy, o których ludzie myślą pod kątem swoich widoków na przyszłość? Czy te negatywne emocje nie powstają, bo ludzie nie potrafią wyrzec się widoków na przyszłość? (Dlatego powstają). Gdy ludzie są bardzo entuzjastycznie nastawieni i gdy w ramach wykonywanych obowiązków wszystko idzie gładko, a zwłaszcza gdy dostają awans, powierzane są im ważne zadania, cieszą się wsparciem ze strony większości braci i sióstr oraz ich wartość jest doceniana, wtedy nie myślą o tych negatywnych emocjach. W momencie gdy zagrożone stają się ich reputacja, status i interesy, chcąc nie chcąc ulegają nawrotowi do tych negatywnych emocji udręki, niepokoju i strapienia. Gdy te emocje znów się ujawniają, ludzie od nich nie uciekają ani ich nie odrzucają, a wręcz przeciwnie – pielęgnują je, z całych sił starają się pogrążyć w tych uczuciach udręki, niepokoju i strapienia, coraz głębiej i głębiej. Dlaczego o tym mówię? Gdy ludzie pogrążają się w tych negatywnych emocjach, mają tym większy powód, a także wymówkę, aby bez skrupułów snuć plany na przyszłość, plany następnych działań. Snując te plany, są przeświadczeni, że tak właśnie powinno być, że tak właśnie powinni postępować, i powołują się na maksymę „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego” oraz na maksymę „Tego, kto nie planuje przyszłości, czekają kłopoty już za najbliższym rogiem”, co oznacza, że jeśli nie robisz planów i nie troszczysz się o swoją przyszłość i swój los z wyprzedzeniem, to nikt inny za ciebie o to nie zadba i nikt się nie będzie za ciebie o to martwił. Gdy nie masz pojęcia, jaki ma być twój kolejny krok, będziesz się czuł niezręcznie, będziesz zażenowany i doznasz bólu – to ty będziesz tym, który cierpi i musi znosić trudy. Dlatego ludzie myślą, że są bardzo sprytni, przy każdym kroku planują już dziesięć kolejnych kroków. Gdy spotykają ich w życiu trudności lub rozczarowania, od razu uciekają się do negatywnych emocji udręki, niepokoju i strapienia, aby chronić samych siebie, aby zabezpieczyć swoją przyszłość i mieć pewność, że ich kolejny krok będzie bezbłędny, by mieć co do ust włożyć i mieć do na siebie ubrać, żeby nie wałęsać się po ulicach i żeby nie brakło im jedzenia ani ubrań. Dlatego pod wpływem tych negatywnych emocji często sami siebie przestrzegają, myśląc: „Muszę poczynić plany z wyprzedzeniem, wstrzymać się z pewnymi rzeczami i zapewnić sobie drogę odwrotu. Nie mogę być głupi, jestem kowalem własnego losu. Ludzie często mówią: »Nasz los jest w rękach Boga, Bóg ma władzę nad losem człowieka«, ale to tylko puste frazesy. Kto faktycznie to widział? Jak Bóg dzierży władzę nad naszym losem? Kto rzeczywiście widział, jak Bóg osobiście przygotowuje trzy posiłki dziennie dla kogoś albo zaspokaja czyjeś potrzeby życiowe? Nikt”. Ludzie wierzą w to, gdy nie dostrzegają władzy Boga, a jeśli odczuwają udrękę, niepokój i strapienie w odniesieniu do swoich widoków na przyszłość, to te negatywne emocje są dla nich czymś w rodzaju ochrony, jak tarcza albo bezpieczna przystań. Co rusz przestrzegają samych siebie i przypominają sobie, że powinni robić plany na przyszłość, że powinni martwić się o jutro, że nie wolno im napychać się jedzeniem przez cały dzień i leżeć do góry brzuchem; że nie jest czymś niewłaściwym, gdy snują dla siebie plany, gdy szukają dla siebie wyjścia i pracują dniem i nocą na swoją własną przyszłość. Mówią sobie, że to jest naturalne i zupełnie usprawiedliwione, że nie mają się czego wstydzić. Choć zatem ludzie uznają udrękę, niepokój i strapienie za negatywne emocje, nie sądzą, że gdy czują te emocje, to jest coś złego, nie uważają, by te negatywne emocje jakoś ich krzywdziły lub były przeszkodami w dążeniu do prawdy i wkroczeniu w rzeczywistość prawdy. Zamiast tego są niezmordowani w hołubieniu tych emocji, chętnie i niestrudzenie żyją opanowani tymi negatywnymi emocjami. Dzieje się tak, bo wierzą, że tylko żyjąc tymi negatywnymi emocjami i ciągle odczuwając udrękę, niepokój i strapienie w odniesieniu do swoich widoków na przyszłość, pozostają bezpieczni. W przeciwnym razie któż będzie się dręczył, niepokoił i martwił ich przyszłością? Nikt. Nikt nie kocha ich bardziej, niż oni kochają samych siebie, nikt nie rozumie ich tak, jak oni samych siebie rozumieją. Jeśli więc ludzie są w stanie pojąć w pewnym stopniu i na poziomie dosłownym i doktrynalnym, że istnienie takich negatywnych emocji wyrządza im krzywdę, to i tak nie chcą się tych negatywnych emocji wyzbyć, bo one pozwalają im stanowczym gestem podjąć inicjatywę, by stać się kowalem własnego losu i kształtować swoją przyszłość. Czy słuszne są te słowa? (Tak). Dla ludzi zatem zamartwianie się, niepokój i dręczenie się swoją przyszłością to kwestia ogromnej odpowiedzialności. Nie jest to coś wstydliwego, żałosnego czy nienawistnego – oni uważają, że tak właśnie powinno być. Dlatego ludziom tak trudno jest wyzbyć się tych negatywnych emocji, jakby towarzyszyły im one od urodzenia. Odkąd przyszli na świat, ludzie myślą tylko o sobie i najważniejsze są dla nich widoki na przyszłość. Myślą, że jeśli zdecydowanie wezmą swoją przyszłość we własne ręce i będą nad nią czuwać, to będą wiedli życie pozbawione zmartwień. Wydaje im się, że dobre widoki na przyszłość zapewnią im wszystko, czego chcą, że to będzie życie usłane różami. Dlatego ludzie nigdy nie mają dość uczucia udręki, niepokoju i strapienia w odniesieniu do swojej przyszłości. Nawet jeśli Bóg złożył swoją obietnicę, nawet jeśli ludzie otrzymali od Boga wiele łaski, nawet jeśli ludzie widzieli błogosławieństwa, jakimi Bóg obdarzył ludzkość, i tak dalej, to ludzie i tak chcą dalej żyć pogrążeni w negatywnych emocjach udręki, niepokoju i strapienia, chcą dalej snuć plany i tworzyć wizje swojej przyszłości.

Poza widokami na przyszłość jest coś innego ważnego, coś, czym ludzie się dręczą, niepokoją i martwią, a mianowicie małżeństwo. Niektórzy nie mają z tym problemu i nie przejmują się tym, że nie są w związku małżeńskim, choć przekroczyli już trzydziestkę, bo dziś wielu ludzi w tym wieku nie jest w takim związku. Często widać to w społeczeństwie, nikt się z tego nie wyśmiewa i nie mówi, że coś jest z tobą nie tak. Jeśli jednak ktoś po przekroczeniu czterdziestki wciąż nie zawarł związku małżeńskiego, zaczyna trochę panikować w głębi serca i myśli: „Czy powinienem sobie kogoś znaleźć? Czy powinienem wejść w związek małżeński? Jeśli tego nie zrobię i nie założę rodziny, jeśli nie będę mieć dzieci, to kto się mną zaopiekuje na starość? Czy ktoś się o mnie zatroszczy, jeśli zachoruję? Czy ktoś zadba o mój pochówek, kiedy umrę?”. Ludzie martwią się o takie rzeczy. Ci, którzy nie planują małżeństwa, nie czują się tak udręczeni, niespokojni i strapieni. Niektórzy mówią na przykład: „Teraz wierzę w Boga i chcę się dla Niego poświęcać. Nie mam zamiaru z nikim się wiązać, nie mam parcia na małżeństwo. Nie będę się tym zadręczać bez względu na to, ile mam lat”. Ludzie, którzy nie byli w związku od 10 czy 20 lat, którzy nie byli w związku odkąd skończyli 20 lat do momentu, gdy przekroczyli czterdziestkę, nie powinni mieć żadnych większych trosk. Choć czasami mogą się czymś martwić ze względu na czynniki środowiskowe lub obiektywne powody, to ponieważ wierzą w Boga i angażują się w wykonywanie obowiązków oraz ich determinacja nie uległa zmianie, strapienie, jakie odczuwają, jest niesprecyzowane i sporadyczne – to nic poważnego. Tego rodzaju emocja, która nie wpływa na normalne wykonywanie obowiązków, jest nieszkodliwa i nie można jej nazwać negatywną emocją, tj. nie stała się ona dla ciebie negatywną emocją. Jeśli chodzi o ludzi pozostających w związku małżeńskim, o jakie rzeczy się oni martwią? Jeśli mąż i żona wierzą w Boga i wykonują swoje obowiązki, czy takie małżeństwo przetrwa? Czy rodzina istnieje? A co z dziećmi? Jeśli jedna osoba w małżeństwie dąży do prawdy, a druga tego nie czyni, jeśli ta, która nie dąży do prawdy, goni za rzeczami światowymi, za życiem zamożnym, a ta, która dąży do prawdy, chce nieustannie wykonywać obowiązki, zaś, ta, która nie dąży do prawdy, zawsze stara się przeszkodzić w tym współmałżonkowi, ale czuję się zbyt skrępowana, więc tylko od czasu do czasu narzeka lub mówi negatywne rzeczy, żeby zniechęcić współmałżonka, to wtedy ta osoba w małżeństwie, która dąży do prawdy, będzie się zastanawiać: „Mój mąż tak naprawdę nie wierzy w Boga, więc co będzie z nami w przyszłości? Jeśli się rozwiedziemy, zostanę sama i nie będę w stanie się utrzymać. Jeśli z nim zostanę, nie będziemy podążać tą samą ścieżką, będziemy mieć rozbieżne marzenia, i co ja wtedy zrobię?”. Taka osoba dręczy się, niepokoi i martwi takimi rzeczami. Gdy już zaczną wierzyć w Boga, niektóre siostry uważają, że choć ich mężowie nie wierzą w Boga, to przecież nie próbują zbyt usilnie przeszkadzać im w wierze. Widząc, że nie są prześladowane, takie siostry nie uważają, żeby rozwód był konieczny. Jeśli jednak pozostają w związku małżeńskim, nieustannie czują się ograniczane i podległe wpływom. Co na nich wpływa? Są zniewolone, bo ulegają wpływowi swoich uczuć, a różne trudności w życiu rodzinnym i małżeństwie od czasu do czasu do głębi poruszają ich serca, przez co doznają udręki, niepokoju i strapienia w stopniu umiarkowanym. W takich okolicznościach małżeństwo to formalność, która utrzymuje normalne życie rodzinne i staje się czymś, co nakłada więzy na normalne myślenie żon, a nawet na normalne wykonywanie przez nie obowiązków – trudno jest im zapewnić trwałość małżeństwa, ale nie są one w stanie się od niego uwolnić. Nie ma żadnego szczególnego powodu, by takie małżeństwo trwało, ani nie ma żadnego szczególnego powodu do rozwoju; żadna z tych dwóch opcji nie jest dostatecznie uzasadniona. One nie wiedzą, jaka jest w tej sytuacji decyzja właściwa, jaka jest niewłaściwa. Dlatego rodzą się w nich udręka, niepokój i strapienie. Te uczucia udręki, niepokoju i strapienia nieustannie pojawiają się na powierzchni umysłu i zniewalają je w ich codziennym życiu, wpływają na ich normalne życie. Podczas wykonywania obowiązków te uczucia obecne są w ich umysłach i w głębi serca, wpływając tym samym na normalne wykonywanie obowiązków. Chociaż nie mają te żony żadnego jasnego pojęcia, jeśli chodzi o to, co powinny zrobić i jaką decyzję podjąć, ich sytuacja sprawia, że pogrążają się w negatywnych emocjach udręki, niepokoju i strapienia, przez co czują się przytłoczone i uwięzione w pułapce. Czy to nie jest kolejny rodzaj trudności? (Tak). Jest to kolejny rodzaj trudności, a przyczyną tej trudności jest małżeństwo.

Są również ci, którzy, ponieważ wierzą w Boga, żyją życiem kościoła, czytają słowa Boże i wykonują obowiązki, nie mają czasu, by angażować się w normalne relacje ze swoimi niewierzącymi dziećmi, żoną (mężem), rodzicami, znajomymi i krewnymi. W szczególności nie są w stanie należycie opiekować się swoimi niewierzącymi dziećmi ani robić rzeczy, których te dzieci wymagają, więc martwią się o przyszłość i perspektywy swoich dzieci. Zwłaszcza gdy dzieci dorastają, niektórzy zaczynają się zamartwiać: czy moje dziecko pójdzie na studia? W czym będą się specjalizować na studiach? Moje dziecko nie wierzy w Boga i chce iść na studia, czy więc ja, jako ktoś, kto wierzy w Boga, mam płacić za jego studia? Czy mam zadbać o jego codzienne potrzeby i zapewnić mu utrzymanie na czas studiów? A kiedy weźmie ślub, zacznie pracować, założy rodzinę i będzie mieć własne dzieci, jaka powinna być moja rola? Co powinienem robić, a czego nie robić? Nie mają żadnego rozeznania w tych sprawach. Gdy tylko coś takie się zdarzy, gdy tylko znajdą się w tego rodzaju sytuacji, są zagubieni i nie mają pojęcia, co robić, nie wiedzą, jak się z takimi sprawami uporać. Wraz z upływem czasu rodzą się w nich udręka, niepokój i strapienie odnośnie do tych rzeczy: boją się, że jeśli uczynią te rzeczy dla swojego dziecka, to postąpią wbrew woli Boga i będzie On niezadowolony, a z drugiej strony boją się, że jeśli tych rzeczy nie uczynią, to nie wypełnią swoich rodzicielskich obowiązków, że ich dziecko i inni krewni będą ich obwiniać; boją się, że jeśli uczynią te rzeczy, to utracą świadectwo, a z drugiej strony boją się, że jeśli tych rzeczy nie uczynią, ludzie światowi będą z nich kpić, ich sąsiedzi będą ich wyśmiewać, drwić z nich i ich osądzać; boją się narazić Bogu, a jednocześnie boją się, że przylgnie do nich zła reputacja i nie będą mogli spojrzeć innym w twarz ze wstydu. Gdy tak się wahają, udręka, niepokój i strapienie budzą się w ich sercach; dręczą się tym, że nie wiedzą, co zrobić, niepokoją się tym, że postąpią niewłaściwie bez względu na to, co postanowią, nie wiedzą, czy to, co robią, jest właściwe, i martwią się, że jeśli takie rzeczy będą się powtarzać, to któregoś dnia nie będą w stanie się z nimi uporać, a jeśli się załamią, to będzie im jeszcze trudniej. Ludzie w takiej sytuacji odczuwają udrękę, niepokój i strapienie odnośnie do wszystkiego, co im się przytrafia, nieważne, czy są to drobne, czy poważne sprawy. Gdy już rozbudzą się w nich te negatywne uczucia, pogrążają się w udręce, niepokoju i strapieniu – nie są w stanie się z tego stanu wyswobodzić. Każda opcja działania wydaje się niewłaściwa i oni nie wiedzą już, jak należy postąpić; chcą zadowolić innych ludzi, ale boją się wywołać niezadowolenie Boga; chcą przysłużyć się innym, by dobrze o nich mówiono, ale nie chcą narazić się Bogu albo stać się Bogu wstrętni. To dlatego raz po raz pogrążają się w uczuciach udręki, niepokoju i strapienia. Dręczą się przez wzgląd na innych i przez wzgląd na samych siebie; niepokoją się zarówno o sprawy innych ludzi, jak i o swoje sprawy; martwią się nie tylko o innych, ale również o siebie, przez co wikłają się w podwójną trudność, od której nie ma ucieczki. Takie negatywne emocje wpływają nie tylko na ich codzienne życie, ale również na wykonywanie przez nich obowiązków i oczywiście w pewnym stopniu na dążenie do prawdy. Jest to rodzaj trudności związanych z małżeństwem, życiem rodzinnym i życiem osobistym – z powodu tych trudności ludzie często wpadają w pułapkę udręki, niepokoju i strapienia. Czy nie należy litować się nad ludźmi tkwiącymi w pułapce takich negatywnych emocji? (Należy). Czy należy ich żałować? Mówicie „należy”, co pokazuje, że wciąż bardzo im współczujecie. Gdy ktoś pogrąża się w negatywnej emocji, bez względu na to, w jakich okolicznościach to następuje, jaka jest przyczyna pojawienia się tej emocji? Czy emocję te wywołało środowisko? A może ludzie, zdarzenia i rzeczy z otoczenia tej osoby? A może prawda, jaką Bóg wyraża, zamąciła tej osobie w głowie? Czy to środowisko wpływa na tę osobę, czy może słowa Boga wprowadzają zamęt w jej życiu? Jaka dokładnie jest przyczyna? Czy wiecie? Powiedzcie Mi, czy te trudności – w normalnym życiu ludzi bądź w wykonywaniu przez nich obowiązków – są obecne, jeśli ludzie dążą do prawdy i chcą praktykować prawdę? (Nie). Te trudności są obecne jako obiektywny fakt. Mówicie, że nie są obecne, więc czy to możliwe, że wy uporaliście się z tymi trudnościami? Czy jesteście do tego zdolni? Te trudności są nierozwiązywalne i są obecne jako obiektywny fakt. Jakie będą skutki tych trudności w przypadku ludzi dążących do prawdy? A jakie będą skutki, jeśli ludzie do prawdy nie dążą? Skutki te w tych dwóch przypadkach będą całkowicie odmienne. Jeśli ludzie dążą do prawdy, nie dadzą się złapać w pułapkę tych trudności i nie pogrążą się w negatywnych emocjach udręki, niepokoju i strapienia. Z drugiej strony, jeśli ludzie nie dążą do prawdy, te trudności są w nich obecne tak samo – i jakie będą tego skutki? Uwikłasz się w nich tak bardzo, że nie będziesz w stanie im umknąć, i jeśli nie będziesz w stanie się z nimi uporać, to staną się one ostatecznie negatywnymi emocjami, które utworzą poplątane węzły w głębi twojego serca; wpłyną na twoje normalne życie i na normalne wykonywanie przez ciebie obowiązków, będziesz się czuł przytłoczony i zniewolony, bez wyjścia – z takimi skutkami będziesz się musiał zmierzyć. Te dwa rodzaje skutków różnią się od siebie, czyż nie? (Tak). Powróćmy więc do pytania, które przed chwilą postawiłem. O co pytałem? (Czy negatywne emocje są wywoływane przez czynniki środowiskowe, czy przez słowa Boga powodujące mętlik w głowie?). Jaka jest zatem przyczyna? Jak brzmi odpowiedź? (Przyczyną jest to, że ludzie nie dążą do prawdy). Zgadza się. Nie chodzi o tamte dwie rzeczy, ale o to, że ludzie nie dążą do prawdy. Gdy ludzie nie dążą do prawdy, często pogrążają się z skrajnych myślach i negatywnych emocjach, nie są w stanie się od nich uwolnić. Powtórzcie pytanie, które przed chwilą zadałem. (Czy negatywne emocje w ludziach wywołuje ich środowisko, osoby, zdarzenia i rzeczy z ich otoczenia, czy też prawda wyrażona przez Boga i dezorientująca ludzi?). Mówiąc prosto, czy przyczyną jest wpływ środowiska, czy też słowo Boże rozstrajające ludzi? Jedno czy drugie? (Ani jedno, ani drugie). Zgadza się, ani jedno, ani drugie. Środowisko wpływa na wszystkich w tym samym stopniu; jeśli dążysz do prawdy, to nie pogrążysz się w negatywnej emocji z powodu środowiska. Jeśli jednak nie dążysz do prawdy, to czymś naturalnym jest, że środowisko cię przytłacza raz po raz i tkwisz przez to w pułapce negatywnych emocji udręki, niepokoju i strapienia. Patrząc na to z tej perspektywy, czy dążenie do prawdy jest ważne? (Jest). Istnieją zasady prawdy, których należy szukać we wszystkim, co się wydarza. W rzeczywistości jednak, ponieważ ludzie nie dążą do prawdy i nie poszukują zasad prawdy albo wiedzą, czego wymaga Bóg, jakie są zasady prawdy, jaką ścieżkę powinni praktykować i jakie są kryteria praktykowania, ale mimo to nie zwracają na nie uwagi i ich nie stosują, zawsze podejmując własne decyzje i snując własne plany, to jaki czeka ich koniec? Gdy ludzie nie praktykują zgodnie ze słowami Boga, ciągle martwiąc się o to czy tamto, rezultat może być tylko jeden – pogrążają się w udręce, niepokoju i strapieniu i nie są w stanie się od tych uczuć uwolnić. Czy jest możliwe, aby ludzie zawsze polegali na swoich własnych wyobrażeniach, aby sprawy zawsze toczyły się po ich myśli, by jednocześnie uszczęśliwiali innych ludzi i zyskali aprobatę u Boga? To niemożliwe! Ludzie zawsze chcą postępować tak, żeby wszyscy wokół nich byli szczęśliwi i zadowoleni, żeby nie szczędzili im pochwał. Chcą być nazywani dobrymi osobami i chcą, aby Bóg był zadowolony, a jeśli to im się nie udaje, zaczynają się zadręczać. A czy nie zasługują na to, by czuć udrękę? (Tak). Ludzie sami sobie taki los wybierają.

Są też niedorzeczni ludzie, którzy mówią: „Gdyby Bóg nie wypowiedział tak wielu słów, postępowałbym zgodnie z moralnymi standardami bycia dobrą osobą. To byłoby takie proste i nie padłoby tak wiele wypowiedzi. Podobnie jak w Wieku Łaski, ludzie przestrzegali przykazań, byli wytrwali i cierpliwi, nieśli krzyż i cierpieli – to było tak proste. Czy na tym sprawa się nie kończyła? Teraz, gdy Bóg wypowiedział tak wiele prawd i omówiono tak dużo zasad praktykowania, czemu ludzie nie są w stanie im sprostać po tak długim czasie? Charaktery ludzi są zbyt ułomne, ludzie nie są w stanie tego wszystkiego pojąć i zbyt wiele prawd jest poza ich zasięgiem; ponadto tak wiele trudności wiąże się z wcielaniem prawdy w życie i nawet gdy ludzie pojmują, jak to zrobić, to i tak trudno im to faktycznie osiągnąć. Jeśli rozumiesz prawdę, ale jej nie praktykujesz, czujesz się nieswojo, a gdy ją praktykujesz, to napotykasz tak wiele praktycznych trudności”. Ludzie uważają, że słowa Boga są dla nich zawadą, ale czy tak jest w rzeczywistości? (Nie). Tych, którzy tak mówią, można nazwać nierozsądnymi i irracjonalnymi. Brzydzą się oni prawdą i nie dążą do prawdy ani jej nie praktykują, a mimo to chcą udawać osoby uduchowione, udawać, że praktykują prawdę, i chcą dostąpić zbawienia. Koniec końców, gdy nie mogą tego wszystkiego osiągnąć, czują się przygnębieni i udręczeni; myślą tak: „Kto potrafi zachować równowagę w tym wszystkim? Byłoby lepiej, gdyby Bóg obniżył trochę swoje standardy, i wtedy ludziom byłoby dobrze, Bogu byłoby dobrze i wszystko byłoby w porządku – jakież to byłoby niebiańskie życie!”. Tacy ludzie zawsze myślą, że słowa, jakie wypowiada Bóg, są wobec ludzi bezwzględne. Tak naprawdę, gdy odczuwają udrękę, niepokój i strapienie, to mają zarzuty wobec Boga odnośnie do wielu rzeczy. Zwłaszcza gdy chodzi o ich podejście do zasad prawdy, nie są oni w stanie im sprostać, nie są w stanie ich stosować ani o nich mówić, a to ma poważny wpływ na ich reputację i prestiż w oczach innych ludzi, jak również na ich pragnienie błogosławieństw, przez co pogrążają się oni w udręce, niepokoju i strapieniu i dlatego wierzą, że jest wiele rzeczy, które czyni Bóg i które im się nie podobają. Są nawet tacy, którzy mówią: „Bóg jest sprawiedliwy, nie przeczę temu; Bóg jest święty i temu też nie zaprzeczam. Wszystko, co mówi Bóg, jest bez wątpienia prawdą, szkoda tylko, że to, co mówi Bóg, jest zbyt wzniosłe, Jego wymagania wobec ludzi są zbyt wygórowane i ludziom wcale nie jest łatwo to wszystko osiągnąć!”. Nie mają w sobie miłości do prawdy i całą odpowiedzialność spychają na Boga. Zaczynają od tego, że Bóg jest sprawiedliwy i Bóg jest święty – wierzą, że to wszystko prawda. Bóg jest sprawiedliwy, Bóg jest święty – czy jest dla ciebie konieczne, aby uznać istotę Boga? To są fakty; nie są one prawdą dlatego tylko, że ty je uznajesz. Aby więc nie zostać potępionymi za to, że obwiniają Boga, ci ludzie czym prędzej mówią, że Bóg jest sprawiedliwy i Bóg jest święty. Jednak bez względu na to, co mówią o sprawiedliwości i świętości Boga, ich negatywne emocje udręki, niepokoju i strapienia są wciąż obecne i nie tylko są obecne, ale ci ludzie nie chcą się tych emocji wyzbyć, nie chcą zostawić ich za sobą, nie chcą zmienić swoich zasad praktykowania, zmienić kierunku swoich dążeń ani zmienić ścieżki, jaką kroczą przez życie. Tacy ludzie są zarazem żałośni i nienawistni. Po prostu nie zasługują na współczucie i bez względu na to, jak bardzo cierpią, nie są godni naszej litości. Wystarczy, że powiemy im: Dobrze wam tak! Nawet jeśli umrzecie z tej waszej udręki, nikt was nie będzie żałował! Dlaczego nie szukałeś prawdy, by rozwiązać swoje problemy? Dlaczego nie potrafiłeś podporządkować się Bogu i praktykować prawdy? Przez kogo odczuwasz udrękę, niepokój i strapienie? Czy odczuwasz je, aby zyskać prawdę? Aby pozyskać Boga? Albo przez wzgląd na dzieło Boga? Albo przez wzgląd na chwałę Bożą? (Nie). Kogo lub co mają na względzie te emocje? Odczuwasz je przez wzgląd na siebie, na swoje dzieci, swoją rodzinę, przez wzgląd na szacunek do samego siebie, swoją reputację, swoją przyszłość i perspektywy – wszystko to ciebie dotyczy. Taka osoba niczego się nie wyrzeka i nie wyzbywa, z niczego nie rezygnuje ani niczego nie porzuca; nie ma w sobie prawdziwej wiary w Boga ani autentycznej lojalności w wykonywaniu obowiązków. W swojej wierze w Boga nie poświęca się prawdziwie, a chce jedynie błogosławieństw; wierzy w Boga tylko po to, by otrzymać błogosławieństwa. Przepełnia ją „wiara” w Boga, w dzieło Boga i w obietnice Boga, ale Bóg takiej wiary nie pochwala i nie pamięta o niej, tylko nią gardzi. Tacy ludzie nie stosują ani nie praktykują zasad postępowania, których wymaga od nich Bóg; nie wyrzekają się tego, czego wyrzec się powinni, nie rezygnują z tego, z czego zrezygnować powinni, nie porzucają tego, co porzucić powinni, i nie ofiarują lojalności, jaką powinni ofiarować, więc zasługują na to, by pogrążyć się w negatywnych emocjach udręki, niepokoju i strapienia. Bez względu na to, ile cierpią, robią to tylko dla samych siebie, a nie przez wzgląd na swoje obowiązki i pracę kościoła. Dlatego tacy ludzie wcale nie dążą do prawdy – oni wierzą w Boga tylko nominalnie. Wiedzą doskonale, że to jest prawdziwa droga, ale jej nie praktykują i nią nie podążają. Ich wiara jest żałosna i nie jest w stanie uzyskać aprobaty u Boga, Bóg nie będzie jej pamiętał. Tacy ludzie wikłają się w negatywne emocje udręki, niepokoju i strapienia z powodu różnorakich trudności, jakie napotykają w życiu domowym.

Są też ludzie, którzy nie cieszą się dobrym zdrowiem, którzy mają słabą kondycję zdrowotną i którym brakuje energii, którzy często zapadają na mniej lub bardziej poważne choroby, którzy nie są w stanie zadbać o swoje podstawowe potrzeby życiowe i dla których normalne życie nie jest możliwe. Tacy ludzie czują się niekomfortowo i źle, wykonując obowiązki; niektórzy są fizycznie osłabieni, niektórzy cierpią na rzeczywiste choroby i oczywiście niektórzy noszą w sobie potencjalny zalążek takiego czy innego schorzenia. Ponieważ mają takie fizyczne trudności, tacy ludzi często pogrążają się w negatywnych emocjach i odczuwają udrękę, niepokój i strapienie. Czym się dręczą, niepokoją i trapią? Trapią się tym, że jeśli będą dalej wykonywać obowiązki w ten sposób, poświęcać się i wysilać się dla Boga, cały czas czując takie zmęczenie, to czy jeszcze bardziej nie podupadną na zdrowiu? Czy będą przykuci do łóżka, gdy dobiją czterdziestki lub pięćdziesiątki? Czy te strapienia są zasadne? Czy ktoś wskaże konkretny sposób uporania się z tym? Kto weźmie za to odpowiedzialność? Kto za to odpowie? Ludzie z kiepskim zdrowiem i złą kondycją fizyczną dręczą się, niepokoją i martwią takimi rzeczami. Ludzie, którzy chorują, często myślą: „Jestem zdeterminowany, by dobrze wykonywać swoje obowiązki, ale mam tę chorobę. Proszę Boga, by chronił mnie od krzywdy, i z Bożą ochroną nie muszę się bać. Ale jeśli wyczerpie mnie wypełnianie obowiązków, to czy mój stan się pogorszy? Co zrobię, jeśli mój stan zdrowia stanie się naprawdę poważny? Jeśli trafię do szpitala, to przecież nie mam pieniędzy na operację, więc jeśli nie pożyczę pieniędzy na leczenie, to czy mój stan jeszcze bardziej się zaogni? Czy umrę, jeśli będzie bardzo źle? A jeśli faktycznie umrę, czy Bóg będzie pamiętał o obowiązkach, jakie wykonywałem? Czy uznany zostanę za kogoś, kto ma na swoim koncie dobre uczynki? Czy dostąpię zbawienia?”. Są też ludzie, którzy wiedzą, że są chorzy, tj. wiedzą, że mają jakąś rzeczywistą chorobę, na przykład choroby żołądka, ból w krzyżu lub ból nogi, artretyzm, reumatyzm, choroby skóry, choroby ginekologiczne, choroby wątroby, nadciśnienie, choroby serca i tak dalej. Tacy ludzie myślą: „Jeśli będę dalej wykonywać obowiązki, czy dom Boży opłaci mi leczenie? Jeśli mi się pogorszy i wpłynie to na wykonywanie przeze mnie obowiązków, czy Bóg mnie uzdrowi? Inni zostali uzdrowieni po tym, jak uwierzyli w Boga, czy zatem ja też zostanę uzdrowiony? Czy Bóg mnie uzdrowi, tak jak okazuje życzliwość innym? Jeśli lojalnie wykonuję obowiązki, Bóg powinien mnie uzdrowić, ale jeśli będę chciał, żeby Bóg mnie uzdrowił, a On tego nie uczyni, to co ja wtedy zrobię?”. Ilekroć myślą o tych rzeczach, czują, jak rośnie w ich sercach głęboki niepokój. Choć nie przestają wykonywać obowiązków i zawsze robią to, co powinni, ciągle myślą o swojej chorobie, swoim zdrowiu, swojej przyszłości oraz o swoim życiu i swojej śmierci. Na koniec budzą się w nich pobożne życzenia: „Bóg mnie uzdrowi, Bóg zapewni mi bezpieczeństwo. Bóg mnie nie porzuci, Bóg nie będzie stał z boku, niczego nie robiąc, gdy zobaczy, że choruję”. Takie myśli są bezpodstawne i można powiedzieć, że są swego rodzaju pojęciem. Ludzie nigdy nie będą w stanie uporać się z praktycznymi trudnościami, mając takie pojęcia i wyobrażenia, i w głębi serca w niejasny sposób dręczą się, niepokoją i martwią swoim zdrowiem i swoimi chorobami; nie mają pojęcia, kto weźmie odpowiedzialność za te rzeczy i czy w ogóle ktoś za nie weźmie odpowiedzialność.

Są również i tacy ludzie, którzy nie czują się chorzy i nie została u nich zdiagnozowana żadna choroba, a mimo to są przekonani, że mają jakąś utajoną chorobę. Jaką utajoną chorobę? Na przykład, może to być choroba dziedziczna taka jak choroba serca, cukrzyca lub nadciśnienie albo choroba Alzheimera, choroba Parkinsona lub nowotwór – to są choroby utajone. Niektórzy ludzie wiedzą, że skoro urodzili się w takiej a nie innej rodzinie, to ta genetyczna choroba prędzej czy później ich dopadnie. Zastanawiają sięa, czy unikną tej utajonej choroby dlatego, że wierzą w Boga, dążą do prawdy, dobrze wykonują obowiązki, robią wystarczająco dobrych uczynków i są w stanie zadowolić Boga. Bóg jednak nigdy im takiej obietnicy nie złożył, a oni nigdy nie mieli takiej wiary w Boga, nigdy nie śmieli dawać jakichkolwiek gwarancji ani mieć nierealistycznych mniemań. Ponieważ nie mogą uzyskać gwarancji ani zapewnienia, wkładają mnóstwo energii i wysiłku w wykonywanie obowiązków, koncentrują się na cierpieniu i płaceniu ceny, zawsze robią więcej niż inni i wyróżniają się bardziej niż inni, myśląc: „Będę pierwszy do cierpienia i ostatni do radości”. Nieustannie motywują się takim motto, ale nie są w stanie uwolnić się od lęku i strapienia odnośnie do ich utajonej choroby, ta udręka i to strapienie ciągle im towarzyszy. Chociaż potrafią znieść cierpienie i ciężką pracę oraz są skłonni płacić cenę, wykonując swoje obowiązki, to i tak czują, że nie są w stanie uzyskać od Boga obietnicy lub jednoznacznego słowa w tej materii, więc nadal przepełniają ich udręka, niepokój i strapienie. Mimo że z całych sił starają się nie robić niczego w sprawie swojej utajonej choroby, to i tak od czasu do czasu i podświadomie szukają różnego rodzaju ludowych remediów, aby zapobiec nagłemu atakowi tej choroby pewnego dnia, o pewnej godzinie, lub w taki sposób, że oni sami nie będą świadomi tego ataku. Niektórzy czasami przygotowują sobie chińskie zioła lecznicze, niektórzy rozpytują o ludowe preparaty lecznicze, które mogą przyjąć w razie potrzeby, a inni szukają w Internecie porad dotyczących ćwiczeń i eksperymentów. Choć może to być jedynie utajona choroba, to i tak zajmuje pierwsze miejsce w ich myślach; choć może być tak, że ci ludzie wcale nie czują się źle ani nie mają żadnych objawów, to i tak przepełnia ich strapienie i niepokój, w głębi serca dręczą się tym i przygnębiają, nieustannie mając nadzieję, że złagodzą lub rozproszą te negatywne emocje, które w sobie odnajdują, poprzez modlitwę lub wykonywanie obowiązków. Ludzie, którzy rzeczywiście są chorzy lub którzy mają utajoną chorobę, a także ci, którzy martwią się, że zachorują w przyszłości, i ci, którzy urodzili się chorowici, którzy nie cierpią na poważną chorobę, ale dręczą ich drobne dolegliwości, nieustannie dręczą się i martwią chorobami i różnymi niedomaganiami ciała. Chcą się od nich uwolnić, uciec od nich, ale nie mają na to sposobu; chcą się ich wyzbyć, ale nie są w stanie; chcą prosić Boga, by uwolnił ich od tych chorób i niedomagań, ale nie potrafią wypowiedzieć tej prośby i czują się zażenowani, bo czują, że taka prośba nie ma żadnego uzasadnienia. Dobrze wiedzą, że nie należy Boga błagać o takie rzeczy, ale czują się bezsilni w głębi serca. Zastanawiają sięb: jeśli wszystkie nadzieje położą w Bogu, to czy wtedy poczują się lepiej i czy ich sumienie zostanie pokrzepione? Dlatego od czasu do czasu modlą się milcząco w tej sprawie w głębi serca. Jeśli otrzymują od Boga jakąś dodatkową lub nieoczekiwaną łaskę, odczuwają trochę radości i pocieszenia; jeżeli dom Boży nie troszczy się o nich w szczególny sposób i nie czują, że Bóg jest im życzliwy, to wtedy bezwiednie ulegają znowu negatywnym emocjom udręki, niepokoju i strapienia. Chociaż narodziny, starość, choroby i śmierć są czymś stałym dla ludzkości i nie można ich uniknąć, są tacy ludzie z określoną kondycją fizyczną lub nietypowymi chorobami, którzy – niezależnie od tego, czy wykonują swoje obowiązki, czy nie – pogrążają się w udręce, niepokoju i strapieniu z powodu dolegliwości i chorób ciała; martwią się swoimi chorobami, martwią się trudnościami, jakich te choroby mogą im przysporzyć, martwią się, że ich choroba się pogłębi, martwią się konsekwencjami takiego pogłębienia i martwią się tym, że ta choroba doprowadzi w końcu do ich śmierci. W szczególnych sytuacjach i niektórych kontekstach ten strumień pytań sprawia, że tacy ludzie pogrążają się w udręce, niepokoju i strapieniu oraz nie są w stanie się z tego wyrwać; niektórzy ludzie żyją wręcz w permanentnym stanie udręki, niepokoju i strapienia z powodu swojej poważnej choroby, o której wiedzą, lub utajonej choroby, której nie są w stanie uniknąć, oraz ulegają wpływowi tych negatywnych emocji i pozostają pod ich kontrolą. Gdy już niektórzy ludzie znajdą się pod kontrolą tych negatywnych emocji, całkowicie tracą nadzieję na dostąpienie zbawienia; postanawiają zrezygnować z wykonywania obowiązków i z jakiejkolwiek szansy na Bożą życzliwość. Zamiast tego decydują się stawić czoła swojej chorobie bez proszenia nikogo o pomoc i bez oczekiwania na jakąkolwiek szansę. Poświęcają swój czas na leczenie swojej choroby, nie wykonują już obowiązków i nawet jeśli fizycznie są zdolni wykonywać obowiązki, to i tak tego nie robią. Jaka jest tego przyczyna? Martwią się: „Jeśli moja choroba nie ustąpi i Bóg mnie nie uzdrowi, to mogę dalej wykonywać obowiązki tak jak teraz, a na koniec i tak umrę. Jeśli przestanę wykonywać obowiązki i zacznę się leczyć, to być może pożyję kilka lat dłużej, a może nawet powrócę do zdrowia. Jeśli dalej będę wykonywać obowiązki, to biorąc pod uwagę, że Bóg nie powiedział, że mnie uzdrowi, to mój stan zdrowia może się pogorszyć jeszcze bardziej. Nie chcę wykonywać obowiązków przez kolejne 10 lub 20 lat, a potem umrzeć. Chcę pożyć kilka lat dłużej, nie chcę umierać tak szybko, tak wcześnie!”. W rezultacie wykonują obowiązki w domu Bożym przez jakiś czas, obserwują sytuację przez jakiś czas i – można powiedzieć – czekają przez jakiś czas, żeby zobaczyć, co się stanie, a potem zaczynają się zastanawiać: „Wykonuję obowiązki, ale moja choroba nie ustąpiła i nie poprawił się mój stan zdrowia. Wygląda na to, że nie ma nadziei na polepszenie. Kiedyś miałem plan, myśląc, że jeśli porzucę wszystko i będę wiernie wykonywać obowiązki, to być może Bóg uwolni mnie od tej choroby. Ale nic nie poszło zgodnie z moim planem i z moimi życzeniami. Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o moją chorobę. Minęły lata, a choroba nie ustąpiła ani trochę. Wygląda na to, że sam muszę zająć się jej leczeniem. Nie mogę w tym względzie polegać na innych, na nikim nie można polegać. Muszę wziąć swój los we własne ręce. Nauka i technologia poszły do przodu, tak samo jak medycyna, dostępne są skuteczne leki na wszelkiego rodzaju choroby i istnieją zaawansowane metody leczenia. Na pewno tę moją chorobę można leczyć”. Poczyniwszy takie plany, ludzie ci zaczynają przeszukiwać Internet i rozpytują innych w swoim otoczeniu, aż w końcu znajdują jakieś rozwiązania. Decydują o tym, jakie leki brać, jak leczyć swoją chorobę, jakie ćwiczenia wykonywać i jak zadbać o swoje zdrowie. Myślą: „Jeśli przestanę wykonywać obowiązki i skupię się na leczeniu tej choroby, to jest nadzieja, że wrócę do zdrowia. Jest wiele przypadków wyleczenia tego rodzaju choroby”. Po snuciu takich planów przez jakiś czas tacy ludzie ostatecznie postanawiają porzucić swoje obowiązki i kluczowym priorytetem staje się leczenie choroby – nic nie jest dla tych ludzi ważniejsze niż to, żeby pozostać przy życiu. Ich udręka, niepokój i strapienie przeradzają się w swego rodzaju praktyczne działanie; ich niepokój i strapienie przechodzą ze sfery myśli do sfery działania. Niewierzący mają takie powiedzenie: „Działanie jest lepsze niż myśl, a natychmiastowe działanie jest lepsze niż działanie”. Tacy ludzie myślą, a potem działają, i to działają szybko. Jednego dnia myślą o leczeniu swojej choroby, a nazajutrz są już spakowani i gotowi do wyjazdu. Po kilku miesiącach okazuje się, że nie udało im się wyleczyć i zmarli. Czy wyszli z choroby? (Nie). Nie zawsze jest możliwe samemu się wyleczyć, ale czy jest pewne, że nie zachorujesz, jeśli będziesz wykonywać obowiązki w domu Bożym? Nikt ci czegoś takiego nie obieca. Jakie więc decyzje powinieneś podjąć i jakie podejście powinieneś mieć do zapadnięcia na zdrowiu? To bardzo proste i jest jedna ścieżką, którą należy kroczyć: Dąż do prawdy. Dąż do prawdy i traktuj tę kwestię zgodnie ze słowami Boga i zasadami prawdy – takie rozumienie ludzie powinni w sobie wyrobić. A jak powinieneś praktykować? Bierzesz te wszystkie doświadczenia i wcielasz w życie rozumienie, jakie zyskałeś, i zasady prawdy, jakie pojąłeś, zgodnie z prawdą i słowami Boga oraz czynisz je swoją rzeczywistością i swoim życiem – to jest jeden aspekt. Drugi aspekt brzmi: nie wolno ci porzucić obowiązków. Bez względu na to, czy jesteś chory lub cierpisz, o ile masz w sobie choćby jedno tchnienie, o ile wciąż jesteś żywy o o ile jesteś w stanie mówić i chodzić, o tyle masz w sobie energię do wykonywania obowiązków i powinieneś właściwie postępować, wykonując obowiązki, oraz stać twardo na ziemi. Nie wolno ci porzucić powinności istoty stworzonej ani odpowiedzialności powierzonej ci przez Stworzyciela. Dopóki żyjesz, powinieneś wykonywać swoje obowiązki i robić to dobrze. Niektórzy mówią: „To, co mówisz, nie jest zbyt miłe. Jestem chory i trudno mi to znieść!”. Gdy jest ci ciężko, możesz odpocząć, zadbać o siebie i leczyć się. Jeśli nadal chcesz wykonywać obowiązki, możesz zmniejszyć swoje obciążenie pracą i wykonywać odpowiednio dopasowane obowiązki, które nie przeszkodzą ci w odzyskiwaniu zdrowia. To dowiedzie, że w głębi serca nie porzuciłeś obowiązków, że twoje serce nie oddaliło się od Boga, że nie zaparłeś się w swoim sercu imienia Boga oraz że w głębi serca nie wyrzekłeś się pragnienia, by być odpowiednią istotą stworzoną. Niektórzy ludzie mówią: „Uczyniłem to wszystko, czy zatem Bóg uwolni mnie od tej choroby?”. Czy uwolni? (Niekoniecznie). Bez względu na to, czy Bóg uwolni cię od tej choroby, czy nie, bez względu na to, czy cię uzdrowi, to, co czynisz, jest czymś, co powinna czynić istota stworzona. Bez względu na to, czy jesteś fizycznie zdolny wykonywać obowiązki, bez względu to, czy jesteś w stanie podjąć się jakiejkolwiek pracy, i bez względu na to, czy twój stan zdrowia pozwala ci wykonywać obowiązki, twoje serce nie może oddalać się od Boga i w głębi serca nie możesz porzucać swoich obowiązków. W ten sposób wypełnisz swoje obowiązki i powinności – w takiej wierności powinieneś trwać. Tylko dlatego, że twoje ręce odmawiają ci posłuszeństwa, utraciłeś zdolność mówienia, światło w twoich oczach zgasło lub nie jesteś już w stanie się poruszać, nie wolno ci myśleć, że Bóg powinien cię uzdrowić; jeśli cię nie uzdrowi, to wtedy chcesz wyprzeć się Go w głębi serca, porzucić obowiązki i odejść od Boga. Jaka jest natura takiego działania? (To zdradzenie Boga). To zdrada! Gdy nie chorują, niektórzy ludzie często stają przed Bogiem w modlitwie, a gdy chorują i żywią nadzieję, że Bóg ich uzdrowi, wszelkie nadzieje pokładając w Bogu, również przychodzą do Boga i nie porzucają Go. Jednak gdy upłynie jakiś czas i Bóg wciąż nie przywraca im zdrowia, ci ludzie stają się rozczarowani Bogiem, w głębi serca porzucają Boga i porzucają swoje obowiązki. Gdy ich choroba nie jest poważna i Bóg ich nie uzdrawia, niektórzy ludzie nie porzucają Boga; gdy choroba staje się poważna i grozi im śmierć, to wtedy wiedzą na pewno, że Bóg ich nie uzdrowił, że oczekiwali cały ten czas tylko po to, żeby doczekać się śmierci, więc porzucają Boga i zapierają się Go w swoich sercach. Uważają, że skoro Bóg ich nie uzdrowił, to Bóg nie istnieje; że skoro Bóg ich nie uzdrowił, to Bóg wcale nie jest Bogiem i nie warto w Niego wierzyć. Ponieważ Bóg ich nie uzdrowił, żałują, że wierzyli w Boga, i przestają w Niego wierzyć. Czy tym samym nie zdradzają Boga? Zdradzają Boga i jest zdrada wielkiego kalibru. Dlatego bezwzględnie nie wolno iść tą drogą – jedynie ci, którzy są posłuszni Bogu aż do śmierci, mają prawdziwą wiarę.

Gdy przychodzi choroba, jaką ścieżką powinni iść ludzie? Jak powinni wybierać? Ludzie nie powinni pogrążać się w udręce, niepokoju i strapieniu ani rozważać swoich ścieżek i widoków na przyszłość. Zamiast tego, im częściej doświadczają takich czasów i znajdują się w takich szczególnych sytuacjach i kontekstach oraz im częściej spotykają ich takie bezpośrednie trudności, tym bardziej powinni poszukiwać prawdy i dążyć do niej. Tylko wtedy kazania, jakie słyszałeś w przeszłości, i prawdy, które pojąłeś, nie będą daremne i przyniosą efekt. Im bardziej dotykają cię tego rodzaju trudności, tym bardziej powinieneś wyrzekać się własnych pragnień i podporządkowywać się temu, co zarządził Bóg. Celem Boga w aranżowaniu dla ciebie takich sytuacji i takich warunków nie jest to, żebyś pogrążył się w emocjach udręki, niepokoju i strapienia, oraz nie jest to, byś mógł poddać Boga próbie i zobaczyć, czy On cię uzdrowi, gdy dopadnie cię choroba, albo żebyś dochodził prawdy w tej kwestii; Bóg aranżuje dla ciebie takie szczególne sytuacje i warunki, żebyś mógł wynieść z nich praktyczną naukę, żebyś głębiej wkroczyć w prawdę i w podporządkowanie się Bogu oraz żebyś mógł jaśniej i dokładniej poznał, jak Bóg rozporządza wszystkimi ludźmi, zdarzeniami i rzeczami. Losy ludzi są w rękach Boga i bez względu na to, czy ludzie są w stanie to wyczuć, bez względu na to, czy są tego świadomi, powinni być posłuszni i nie opierać się Bogu, nie odrzucać Go, a już na pewno nie poddawać Go próbie. Tak czy inaczej możliwe jest, że umrzesz, ale jeśli opierasz się Bogu, odrzucasz Go i poddajesz Go próbie, nie ma wątpliwości, jaki koniec cię czeka. Jeśli natomiast w takich samych sytuacjach i warunkach potrafisz poszukiwać sposobu, w jaki istota stworzona powinna podporządkować się zarządzeniom Stworzyciela, poszukiwać nauki, jaką masz wynieść, i odkrywać zepsute usposobienie, jakie te sytuacje zaaranżowane przez Boga mają ujawnić, a także pojąć wolę Boga ukrytą w tych sytuacjach i nieść świadectwo tak, by spełnić żądania Boga, to tak właśnie powinieneś czynić. Gdy Bóg zsyła na kogoś chorobę, mniej lub bardziej poważną, Jego celem nie jest to, żebyś docenił wszystkie aspekty bycia chorym, krzywdę, jaką choroba ci wyrządza, trudy i znoje powodowane przez chorobę i wszelkiego rodzaju uczucia, jakie z choroby wynikają – Jego celem nie jest to, żebyś docenił chorobę, doświadczając jej na własnej skórze. Zamiast tego Jego celem jest to, żebyś wyniósł naukę z choroby, żebyś nauczył się, jakie odczucia mieć względem woli Boga, żebyś poznał swoje zepsute usposobienie i błędne postawy, jakie przyjmujesz wobec Boga, gdy chorujesz, i nauczył się, jak podporządkować się władzy i zarządzeniom Boga, tak byś mógł osiągnąć prawdziwe posłuszeństwo Bogu i wytrwać w świadectwie – to jest absolutnie kluczowe. Bóg chce cię zbawić i obmyć poprzez chorobę. Z czego chce On cię obmyć? Chce obmyć cię z wszystkich twoich ekstrawaganckich pragnień i żądań wobec Boga, a nawet obmyć cię z twoich różnych planów, osądów i intryg, które czynisz za wszelką cenę, by przetrwać i pozostać przy życiu. Bóg nie domaga się, żebyś robił plany i wydawał osądy, oraz nie pozwala, byś kierował do Niego jakieś ekstrawaganckie pragnienia; On wymaga jedynie, byś Mu się podporządkował i byś poprzez doświadczanie i podporządkowywanie się poznał własne nastawienie do choroby i do tych symptomów cielesnych, które od Niego pochodzą, a także byś poznał własne osobiste życzenia. Gdy poznasz te rzeczy, wtedy docenisz, jakie korzyści przynoszą ci ta choroba lub te symptomy cielesne zesłane przez Boga; wtedy docenisz, jak bardzo są one pomocne w zmianie twojego usposobienia, w dostąpieniu zbawienia i we wkroczeniu w życie. Dlatego w sytuacji, gdy zapadasz na jakąś chorobę, nie wolno ci ciągle zastanawiać się, w jaki sposób od niej się uwolnić lub stawić jej opór. Niektórzy ludzie mówią: „Mówisz, że nie wolno mi uwolnić się od choroby ani stawiać jej oporu, a to przecież oznacza, że nie wolno mi się leczyć!”. Nigdy tego nie powiedziałem; błędnie to rozumiesz. Wspieram cię w aktywnym leczeniu twoich chorób, ale nie chcę, żebyś żył swoją chorobą ani popadał w udrękę, niepokój i strapienie z powodu wpływu choroby na ciebie, ani żebyś na koniec oddalił się od Boga i porzucił Go z powodu cierpienia, jakiego przysparza ci choroba. Jeśli twoja choroba przynosi ci wielkie cierpienie i chcesz się leczyć, żeby się od choroby uwolnić, nie ma w tym, oczywiście, nic złego. To twoje prawo; masz prawo się leczyć i nikt nie ma prawa cię powstrzymywać. Jednak nie wolno ci żyć swoją chorobą ani odmawiać wykonywania obowiązków, porzucać obowiązków lub odrzucać Bożego kierownictwa i Bożych zarządzeń, ponieważ zdecydowałeś się na leczenie. Jeśli twojej choroby nie da się wyleczyć, pogrążysz się w udręce, niepokoju i strapieniu, a przez to będziesz miał żal i wątpliwości dotyczące Boga, a nawet utracisz wiarę w Boga, porzucisz nadzieję, a niektórzy zdecydują się porzucić swoje obowiązki – czegoś takiego nie powinieneś czynić. W obliczu choroby możesz szukać sposobów, by się wyleczyć, ale powinieneś przyjąć pozytywną postawę. Jeśli chodzi o to, w jaki stopniu i czy w ogóle twoją chorobę da się leczyć, i bez względu na to, jak to się skończy, powinieneś zawsze się podporządkowywać i nie narzekać. Taką postawę powinieneś przyjąć, bo jesteś istotą stworzoną i nie masz innego wyboru. Nie możesz mówić: „Jeśli wyjdę z tej choroby, to uwierzę, że stało się to dzięki wielkiej mocy Boga, ale jeśli się nie wyleczę, to będę miał żal do Boga. Dlaczego Bóg zesłał na mnie tę chorobę? Dlaczego mnie nie uzdrowił? Dlaczego na mnie spadła ta choroba, a nie na kogoś innego? Ja jej nie chcę! Dlaczego muszę umrzeć w tak młodym wieku? Jak to jest, że innym ludziom udaje się przeżyć? Dlaczego?”. Nie pytaj dlaczego, decyduje o tym Bóg. Nie ma tu powodu i nie powinieneś dociekać dlaczego. Takie dociekanie to buntownicza mowa i nie jest to pytanie, które istota stworzona powinna stawiać. Nie pytaj dlaczego, nie ma żadnego dlatego. Bóg tak to zaplanował i zaaranżował. Jeśli pytasz dlaczego, można jedynie powiedzieć, że jesteś zbyt buntowniczy, zbyt zawzięty. Gdy coś powoduje twoje niezadowolenie lub gdy Bóg robi coś nie po twojej myśli i nie pozwala, żeby było tak, jak ty chcesz, stajesz się nieszczęśliwy, rozgoryczony i stale pytasz dlaczego. Bóg zatem pyta cię: „Dlaczego nie wypełniasz swojej powinności jako istota stworzona? Czy nie wykonujesz wiernie swoich obowiązków”. A ty jak na to odpowiesz? Mówisz: „Nie ma żadnego powodu, taki już jestem”. Czy to jest do przyjęcia? (Nie). Do przyjęcia jest to, że Bóg mówi do ciebie w ten sposób, ale nie jest do przyjęcia, żeby ty tak mówił do Boga. Twoja perspektywa jest błędna i jesteś przesadnie niedorzeczny. Bez względu na to, jakie trudności napotyka istota stworzona, zdecydowały o tym Niebiosa i uznała to ziemia, że powinieneś podporządkować się kierownictwu i zarządzeniom Stworzyciela. Na przykład, twoi rodzice cię poczęli i wychowali, a ty nazywasz ich matką i ojcem – zdecydowały o tym Niebiosa i uznała to ziemia, tak powinno być i nie ma sensu pytać dlaczego. Bóg koordynuje wszystko w twoim życiu i to, czy cieszysz się błogosławieństwami, czy znosisz trudy, również zostało przesądzone w Niebiosach i uznane na ziemi, a ty nie masz w tej materii nic do powiedzenia. Jeśli potrafisz podporządkować się aż do końca, to dostąpisz zbawienia, na podobieństwo Piotra. Jeśli jednak obwinisz Boga, porzucisz Go i zdradzisz z powodu jakiejś przejściowej choroby, to wszystkie twoje wyrzeczenia, poświęcenia i wypełnianie obowiązków oraz płacenie ceny pójdzie na marne. Dlaczego? Dlatego, że cała twoja ciężka praca w przeszłości nie położy fundamentu, tak byś wypełniał powinność istoty stworzonej lub znał swoje miejsce jako istota stworzona, i niczego w tobie nie zmieni. W rezultacie zdradzisz Boga z powodu twojej choroby i czeka cię taki koniec, jaki spotkał Pawła – zostaniesz ukarany. Powodem jest to, że wszystko, co czyniłeś do tej pory, miało na celu zdobycie korony i uzyskanie błogosławieństw. Jeśli stojąc w obliczu choroby i śmierci jesteś w stanie podporządkować się bez żadnych skarg, dowodzi to, że wszystko, co czyniłeś dotychczas, czyniłeś szczerze i chętnie dla Boga. Jesteś posłuszny Bogu i ostatecznie twoje posłuszeństwo zapewni doskonały kres twojemu życiu wiary w Boga i jest to coś, co Bóg pochwala. Choroba zatem może przynieść ci dobry koniec albo zły koniec; koniec, jaki cię czeka, zależy od ścieżki, którą podążasz, i od twojej postawy wobec Boga.

Czy problem ulegania przez ludzi negatywnym emocjom z powodu choroby został rozwiązany? (Tak). Czy wiecie już teraz, w jaki sposób należy traktować chorobę? (Tak). Czy wiecie już, jak należy praktykować? Jeśli nie, dam wam do ręki atut najlepszy z możliwych. Czy wiecie, co to takiego? Jeśli dopadnie cię choroba i bez względu na to, jak dużo doktryny pojmujesz, nie będziesz w stanie się z tym uporać, twoje serce pogrąży się udręce, niepokoju i strapieniu i nie tylko nie będziesz umiał zachować spokoju, ale twoje serce przepełnią skargi. Będziesz się nieustannie zastanawiać: „Dlaczego nikt inny nie cierpi na tę chorobę? Czemu ja na nią zapadłem? Jak to mi się przytrafiło? To dlatego, że jestem pechowcem i moim udziałem jest zły los. Nigdy nikogo nie obraziłem i nie popełniłem grzechu, więc dlaczego mi się coś takiego przytrafiło? Bóg traktuje mnie niesprawiedliwie!”. Poza udręką, niepokojem i strapieniem opanuje cię również przygnębienie, jedna negatywna emocja pociąga za sobą następną i nie ma sposobu, żebyś się od nich uwolnił, choćbyś bardzo tego chciał. Ponieważ jest to realna choroba, niełatwo jest się od niej uwolnić albo ją wyleczyć, co zatem powinieneś zrobić? Chcesz się podporządkować, ale nie potrafisz, a jeśli pewnego dnia się podporządkujesz, to następnego dnia twój stan się pogarsza i to boli tak bardzo, że nie chcesz się już podporządkować i znów zaczynasz narzekać. Miotasz się w ten sposób przez cały czas, co zatem powinieneś zrobić. Zdradzę ci tajemnicę sukcesu. Bez względu na to, czy twoja choroba jest poważna, w momencie, gdy ci się pogorszy lub staniesz w obliczu śmierci, pamiętaj o jednym: nie lękaj się śmierci. Nawet jeśli to ostatnie stadium nowotworu i nawet jeśli wskaźnik śmiertelności w przypadku twojej choroby jest bardzo wysoki, nie lękaj się śmierci. Bez względu na to, jak bardzo cierpisz, nie podporządkujesz się, jeśli boisz się śmierci. Niektórzy mówią: „Słysząc, jak to mówisz, czuję inspirację i mam jeszcze lepszy pomysł. Nie tylko nie będę bał się śmierci, ale będę o nią błagał. Czy dzięki temu nie będzie mi łatwiej przetrwać?”. Dlaczego błagać o śmierć? Błaganie o śmierć to skrajny pomysł, a tymczasem nielękanie się śmierci to rozsądna postawa. Czy dobrze mówię? (Tak). Jaka jest właściwa postawa, jaką należy przyjąć, by nie bać się śmierci? Jeśli twoja choroba powoduje zagrożenie życia, wskaźnik śmiertelności jest wysoki niezależnie od wieku osoby chorej i okres między zachorowaniem a zgonem jest bardzo krótki, co powinieneś myśleć w głębi serca? „Nie mogę bać się śmierci, każdy w końcu umiera. Jednak podporządkowanie się Bogu jest czymś, czego większość ludzi nie potrafi, i mogę wykorzystać tę chorobę, żeby praktykować podporządkowywanie się Bogu. Powinienem przyjąć sposób myślenia i postawę oparte na podporządkowaniu się kierownictwu i zarządzeniom Boga i nie mogę lękać się śmierci”. Łatwo jest umrzeć, dużo łatwiej niż żyć. Możesz doznawać skrajnego bólu i nie będziesz tego świadomy; jak tylko zamkniesz oczy i twój oddech ustanie, dusza opuści ciało i twoje życie dobiegnie końca. Tak wygląda śmierć; to jest aż takie proste. Nie lękać się śmierci – to jedna postawa do przyjęcia. Ponadto nie możesz się zamartwiać o to, czy twoje choroba się pogłębi, czy umrzesz, jeśli okaże się nieuleczalna, jak dużo czasu ci zostało i jaki ból będziesz czuć, gdy przyjdzie po ciebie śmierć. Nie wolno ci się martwić tymi rzeczami; nie są to rzeczy, o które powinieneś się martwić. Dlaczego? Dlatego, że śmierć jest nieunikniona, musi przyjść któregoś roku, któregoś miesiąca, któregoś dnia. Nie ukryjesz się przed nią i jej nie unikniesz – taki jest twój los. Twój tak zwany los został przesądzony z góry i zdeterminowany przez Boga. Długość twojego życia i wiek, w którym umrzesz, są już ustalone przez Boga, więc o co się martwisz? Możesz się tym trapić, ale niczego to nie zmieni; możesz się tym trapić, ale nie możesz temu zapobiec; możesz się tym trapić, ale nie możesz tego dnia odsunąć. Dlatego twoje strapienie jest czymś całkowicie zbędnym i powoduje jedynie, że choroba ciąży ci jeszcze bardziej. Jeden aspekt – nie martwić się, drugi aspekt – nie bać się śmierci. Kolejny aspekt dotyczy tego, żeby nie odczuwać niepokoju, mówiąc: „Czy mój mąż (moja żona) znajdzie sobie kogoś, gdy umrę? Kto zaopiekuje się moimi dziećmi? Kto przejmie moje obowiązki? Kto będzie mnie pamiętał? Jaki koniec przeznaczy mi Bóg, gdy umrę?”. O takie rzeczy w ogóle nie powinieneś się martwić. Ludzie, którzy umierają, udają się do właściwego miejsca i Bóg już wszystko przygotował. Ci, którzy żyją, żyć będą dalej; istnienie jakiejś jednej osoby nie ma wpływu na normalną aktywność i przetrwanie ludzkości, zniknięcie jakiejś jednej osoby niczego nie zmienia, więc tymi rzeczami nie powinieneś się wcale zamartwiać. Nie ma potrzeby martwić się krewnych, a tym bardziej nie ma potrzeby trapić się tym, czy ktoś będzie o tobie pamiętał po twojej śmierci. Jaki miałoby to sens, żeby ktoś o tobie pamiętał? Gdybyś był jak Piotr, to pamięć o tobie miałaby jakąś wartość; gdybyś był jak Paweł, to przysporzyłbyś ludziom jedynie nieszczęścia, dlaczego więc ktokolwiek miałby cię pamiętać? Jest jeszcze inny powód do zmartwieć – to najbardziej realistyczna myśl, jaka ludziom przychodzi do głowy. Mówią oni: „Gdy umrę, nie ujrzę już więcej tego świata i nigdy nie będę mógł już cieszyć się materialnym życiem tych wszystkich rzeczy. Gdy umrę, nic już na tym świecie nie będzie mnie dotyczyć i zniknie poczucie życia. Gdy umrę, co ze mną będzie?”. Nie powinieneś martwić się o to, co z tobą będzie i gdzie trafisz po śmierci, ani nie powinieneś się tym niepokoić. Nie będziesz już żywym człowiekiem, a martwisz się, że nie będziesz już nigdy w stanie być pośród ludzi, zdarzeń, rzeczy, środowisk i całego materialnego świata. Tym bardziej nie jest to coś, czym powinieneś się zamartwiać, i nawet jeśli nie umiesz się tych rzeczy wyrzec, nic to nie da. Może cię trochę pocieszyć to, że być może twoja śmierć lub twoje odejście może stać się nowym początkiem twojego następnego wcielenia, lepszym początkiem, zdrowym początkiem, całkowicie dobrym początkiem, początkiem, w którym twoja dusza znów powróci. Nie musi to być czymś złym, bo być może powrócisz, by istnieć w inny sposób i w innej postaci. To, jaka to będzie dokładnie postać, zależy od zarządzeń Boga i Stworzyciela. Dziś można powiedzieć, że każdy powinien czekać i kiedyś się przekona. Jeśli zdecydujesz się żyć w lepszy sposób i w lepszej postacie po swojej śmierci w tym życiu, to bez względu na to, jak pogorszy się twój stan zdrowia, najważniejsze jest to, jak stawisz temu czoła i jakie dobre uczynki będziesz mieć na swoim koncie, nie zaś twoja bezsensowna udręka, niepokój i strapienie. Jeśli myślisz o tym w ten sposób, czy lęk, zgroza i odrzucenie, jakie budzi w tobie śmierć, nie uśmierzają się? (Tak). Ile aspektów przed chwilą omówiliśmy? Jeden z nich to nie lękać się śmierci. Jakie są pozostałe? (Mamy nie martwić się tym, czy nasze choroby się zaostrzą, mamy nie niepokoić się o męża lub żonę i dzieci, ani tym, jaki czeka nas koniec i przeznaczenie, i tak dalej). Zostawcie to wszystko w rękach Boga. Co jeszcze? (Mamy nie martwić się, co będzie z nami po śmierci). Nie ma sensu martwić się o takie rzeczy. Żyj teraźniejszością i rób rzeczy, które powinieneś robić tu i teraz, i rób je dobrze. Nie wiesz, co przyniesie przyszłość, więc powinieneś zostawić to wszystko w rękach Boga. Co jeszcze? (Powinniśmy śpieszyć się zbierać dobre uczynki na konto naszego przyszłego przeznaczenia). Zgadza się, ludzie powinni zbierać więcej dobrych uczynków na przyszłość, dążyć do prawdy i być ludźmi, którzy pojmują prawdę i posiadają rzeczywistość prawdy. Niektórzy mówią: „Mówisz teraz o śmierci, czy zatem masz na myśli to, że każdy będzie kiedyś musiał stawić czoło śmierci? Czy to jest zły omen?”. To nie jest zły omen ani profilaktyczne budowanie waszej odporności, a już na pewno nie chodzi o klątwę śmierci – te słowa to nie są klątwy. Czym zatem są? (Są ścieżką praktykowania dla ludzi). Zgadza się, ludzie powinni je praktykować; wyrażają one prawidłowe myślenie i nastawienie, których ludzi powinni się trzymać, oraz są prawdami, które ludzie powinni zrozumieć. Nawet ludzie, którzy na nic nie chorują, tez powinni przyjąć taką postawę wobec śmierci. Niektórzy mówią: „Jeśli nie lękamy się śmierci, czy to znaczy, że śmierć po nas nie przyjdzie?”. Czy to jest prawdą? (Nie). A co to jest? (To pojęcie i wyobrażenie ludzi). Jest to absurd, logiczne rozumowanie i szatańska filozofia – nie jest to prawdą. Nie jest wcale tak, że jeśli nie boisz się śmierci i się nią nie zamartwiasz, to śmierć cię ominie i nie umrzesz – to nie jest prawdą. Ja mówię tu o postawie, jaką ludzi powinni przyjąć względem śmierci i choroby. Gdy przyjmiesz tego rodzaju postawę, możesz uwolnić się od negatywnych emocji udręki, niepokoju i strapienia. Nie dasz się wtedy schwytać w pułapkę swojej choroby, a twoje myślenie i twój świat duchowy nie zostaną skrzywdzone ani zakłócone przez twoją chorobę. Jedną z osobistych trudności doświadczanych przez ludzi są ich widoki na przyszłość, a pozostałe to choroby i śmierć. Widoki na przyszłość i śmiertelność mogą przejąć kontrolę nad ludzkimi sercami, ale jeśli potrafisz prawidłowo podejść do tych dwóch problemów i pokonać swoje negatywne emocje, wtedy nie ulegniesz pospolitym trudnościom.

Poza chorobami ludzie często dręczą się, niepokoją i martwią jeszcze innymi realnymi problemami, które w swoim życiu napotykają. Życie przynosi wiele realnych problemów, na przykład: w twoim domu są osoby starsze, którymi trzeba się opiekować, lub dzieci, które trzeba wychowywać, dzieci potrzebują pieniędzy na szkołę i życie, osoby starsze potrzebują pieniędzy na lekarstwa i leczenie, a także duże sumy pieniędzy są pochłaniane przez codzienne wydatki. Chcesz wykonywać swoje obowiązki, ale jeśli zrezygnujesz z pracy, to z czego będziesz żyć? Twoje oszczędności szybko się wyczerpią i co wtedy zrobisz bez pieniędzy? Jeśli podejmiesz pracę zarobkową, spowoduje to opóźnienia w wykonywaniu twoich obowiązków, ale jeśli zrezygnujesz z pracy, aby wypełniać obowiązki, nie będziesz w stanie uporać się z trudnościami w domu. Co zatem powinieneś zrobić? Wielu ludzi zmaga się z takimi problemami i ma mętlik w głowie, więc z wytęsknieniem oczekują dnia Bożego i zastanawiają się, kiedy nastąpią wielkie katastrofy i czy powinni zrobić zapasy żywności. Jeśli się przygotowują, to nie mają w domu żadnych oszczędności i życie staje się wyjątkowo trudne. Widzą, że inni noszą lepsze ubrania i spożywają lepsze jedzenie, i wtedy czują się nieszczęśliwi, przekonani, że ich życie jest zbyt ciężkie. Przez długi okres nie jedzą mięsa, a jeśli mają jakieś jajka, nie chcą ich zjadać, tylko pędzą na plac targowy, żeby je sprzedać i zarobić kilka dolarów. Gdy zaprzątają sobie głowę tymi wszystkimi trudnościami, zaczynają się martwić: „Kiedy te ciężkie dni się skończą? Ciągle słyszę: »Dzień Boży nadchodzi, dzień Boży nadchodzi« oraz »Dzieło Boże wkrótce dobiegnie kresu«, ale kiedy ktoś mi powie, kiedy to faktycznie nastąpi? Kto może to stwierdzić z absolutną pewnością?”. Niektórzy ludzie całymi latami wykonują swoje obowiązki z dala od domu i od czasu do czasu myślą: „Nie mam pojęcia, jak urosły moje dzieci i czy moi rodzice pozostają w dobrym zdrowiu. Przebywam poza domem od wielu lat i nie troszczyłem się o nich. Czy doświadczają jakichś trudności? Co zrobią, jeśli zachorują? Czy ktoś się nimi zaopiekuje? Moi rodzice są już po osiemdziesiątce albo nawet po dziewięćdziesiątce, w sumie to nie wiem, czy w ogóle jeszcze żyją”. Kiedy ludzie o tym myślą, bezimienny niepokój rodzi się w ich sercach. Niepokoją się i zamartwiają, ale martwienie się nie rozwiązuje niczego, więc zaczynają odczuwać udrękę. Gdy czują się wyjątkowo udręczeni, ich uwaga kieruje się na dzieło Boga i dzień Boży, więc się zastanawiają: „Czemu dzień Boży jeszcze nie nadszedł? Czy zawsze już mamy prowadzić takie życie w tułaczce i opuszczeniu? Kiedy nastanie dzień Boży? Kiedy dzieło Boga dobiegnie kresu? Kiedy Bóg unicestwi ten świat? Kiedy królestwo Boże nastanie na ziemi? Kiedy ujrzymy ukazującego się Boga?”. Te pytania raz po raz zaprzątają ich myśli i negatywne emocje udręki, niepokoju i strapienia rodzą się w ich sercach, mają strapiony wyraz twarzy, nie czują już żadnej radości, są ospali i apatyczni, jedzą bez apetytu i każdego dnia mają zupełny mętlik w głowie. Czy życie pogrążone w takich negatywnych emocjach jest czymś dobrym? (Nie). Nawet błaha trudność może sprawić, że ludzie czasami ulegają negatywnym emocjom bierności, a bywa też tak, że bez żadnego powodu, bez szczególnego kontekstu i bez żadnych słów usłyszanych od kogoś te negatywne emocje bezwiednie pojawią się w ludzkich sercach. Gdy te negatywne emocje rodzą się w ludzkich sercach, ludzie jeszcze silniej odczuwają swoje pragnienia, pragnienie ujrzenia dnia Bożego, pragnienie ujrzenia końca dzieła Bożego i pragnienie nadejścia królestwa Bożego. Niektórzy wręcz padają na kolana i modlą się do Boga, zalani łzami, mówiąc: „O Boże, nienawidzę tego świata i nienawidzę tej ludzkości. Proszę, zakończ to tak szybko, jak to możliwe, zakończ cielesne życie ludzi i połóż kres tym wszystkim trudom”. Modlą się w ten sposób wielokrotnie bez żadnego skutku i negatywne emocje udręki, niepokoju i strapienia zakorzeniają się w ich sercach, są obecne w ich myślach i w głębi duszy, silnie wpływając na nich i opanowując ich. W istocie dzieje się tak z żadnego innego powodu, tylko dlatego, że oni z wytęsknieniem pragną, by dzień Boży nadszedł szybciej i by dzieło Boże szybciej dobiegło kresu, pragną otrzymać błogosławieństwa jak najszybciej, mieć dobre przeznaczenie i wejść do nieba lub królestwa, jakie sobie wyobrażają i do którego tęsknią na podstawie swoich pojęć; dlatego tak bardzo zaprzątają ich te rzeczy w głębi serca. Sądząc po pozorach, można powiedzieć, że są poruszeni i podekscytowani, ale tak naprawdę czują się udręczeni, zaniepokojeni i strapieni. Gdy takie uczucia udręki, niepokoju i strapienia nieustannie towarzyszą ludziom, włącza im się wtedy takie aktywne myślenie: „Jeśli dzień Boży wkrótce nie nastąpi i dzieło Boga nie zakończy się możliwie jak najprędzej, zrobię użytek z mojego młodego wieku i mojej zdolności do ciężkiej pracy. Chcę pracować i zarabiać pieniądze, pracować ciężko w świecie przez jakiś czas i cieszyć się życiem. Jeśli dzień Boży wkrótce nie nastąpi, chcę wrócić do domu, znów być z moją rodziną, znaleźć sobie partnera, dobrze żyć przez jakiś czas, wspierać moich rodziców i wychowywać moje dzieci. Gdy się zestarzeję, będę mieć mnóstwo dzieci, które będą ze mną mieszkać, i będziemy cieszyć się życiem rodzinnym – cóż za cudowna wizja! Jaki słodki obrazek!”. Myśląc w ten sposób, z niecierpliwością wyczekują takiego życia. Ilekroć ludzie myślą, że dzień Boży wkrótce nastąpi i że dzieło Boga niedługo dobiegnie końca, ich pragnienia zapalają się ze zdwojoną siłą i jeszcze żarliwiej pragną, by dzieło Boga skończyło się jak najprędzej. W takiej sytuacji, gdy fakty odbiegają od tego, czego ludzie sobie życzą, gdy ludzie nie dostrzegają niczego, co by wskazywało, że dzieło Boże dobiega końca i że bliski jest dzień Boży, uczucia udręki, niepokoju i strapienia jeszcze bardziej się nasilają. Martwią się o to, kto się nimi zaopiekuje na starość, gdy za kilka lat się zestarzeją i nikogo sobie nie znajdą. Martwią się tym, czy po okresie nieustannego wykonywania obowiązków w domu Bożym i po zerwanie wszystkich więzi ze społeczeństwem będą potrafili się na powrót zintegrować społecznie, gdy wrócą do domu. Martwią się tym, czy za kilka lat, gdy wrócą do prowadzenia biznesu lub znajdą sobie pracę, będą jeszcze w stanie nadążyć za duchem czasu, czy będą w stanie wyróżnić się z tłumu i czy uda im się przetrwać. Im bardziej się zamartwiają, niepokoją i dręczą takimi rzeczami, tym mniej są w stanie spokojnie wykonywać obowiązki i podążać za Bogiem w domu Bożym. Coraz bardziej i bardziej martwią się o swoją przyszłość, swoje perspektywy i życie rodzinne, a także trapią się wszystkimi trudnościami, jakie mogą napotkać na swojej drodze w przyszłości. Myślą o wszystkim, o czym tylko można pomyśleć, martwią się o wszystko, o co tylko można się martwić; martwią się nawet o swoje wnuki i to, jakie życie będą mieć potomkowie ich wnuków. Ich myśli sięgają daleko, ich myśli są bardzo skrupulatne, wszystko rozkładają na czynniki pierwsze. Gdy ludzie się tak zamartwiają, niepokoją i dręczą, stają się niezdolni do wykonywania obowiązków ze spokojem i nie są w stanie po prostu iść za Bogiem, a zamiast tego mają tysiąc myśli na minutę i przeskakują ze skrajności w skrajność. Gdy widzą, że praca ewangelizacyjna idzie dobrze, myślą: „Dzień Boży wkrótce nadejdzie. Muszę dobrze wykonywać swoje obowiązki, tak! No dalej! Jeszcze tylko kilka lat, to już niedługo! Całe to cierpienie nie będzie na próżno i przyniesie owoce, nie będę się już niczym martwić!”. Jednak po kilku latach wielkie katastrofy wciąż nie nadchodzą i nikt już nie mówi o dniu Bożym, więc ich serca się ostudzają. Udręka, niepokój i strapienie oraz gonitwa myśli przychodzą i odchodzą, powtarza się to raz po raz, zapętla w niekończących się kręgach w zależności od sytuacji międzynarodowej i sytuacji w domu Bożym, a ci ludzie nie są w stanie tego opanować, nie potrafią odmienić swojego stanu bez względu na to, co mówią inni. Czy istnieją tacy ludzie? (Tak). Czy łatwo jest takim ludziom wytrwać? (Nie). Ich nastawienie i nastrój podczas wykonywania obowiązków oraz ilość energii, jaką wkładają w swoje obowiązki, zależy zawsze od „najnowszych aktualności”. Niektórzy ludzie mówią: „W oparciu o wiarygodne informacje ewangelia Boga rozprzestrzenia się wprost cudownie!”. Jeszcze inni mówią: „Według aktualnych wiadomości dochodzi bardzo często do katastrof na całym świecie i najwyraźniej sytuacja globalna i katastrofy są spełnieniem takich a takich słów z Księgi Objawienia. Dzieło Boże wkrótce dobiegnie końca, dzień Boży jest blisko i zawrzało w całym świecie religijnym!”. Ilekroć ludzie słyszą „aktualne wiadomości” lub „wiarygodne informacje”, ich udręka, niepokój i strapienie chwilowo ustępują; ludzie nie są już skołowani i gonitwa myśli ustaje na jakiś czas. Jeśli jednak nie docierają do nich żadne „aktualne wiadomości” czy „wiarygodne informacje”, następuje nawrót udręki, niepokoju, strapienia i gonitwy myśli. Niektórzy wręcz zaczynają się zastanawiać, gdzie złożyć podanie o pracę, gdzie pracować, ile dzieci spłodzić, gdzie ich dzieci pójdą do szkoły za parę lat, jak przygotować się do opłacenia ich studiów, jak zaplanować kupno domu, działki czy samochodu. Gdy jednak usłyszą jakieś „wiarygodne informacje”, wszystkie te rzeczy idą w odstawkę. Czy to nie brzmi jak żart? (Tak to brzmi). Wierzą w Boga, ale nie wkładają w to serca i mówią, że wiara w Boga to słuszna ścieżka, że takie życie ma największe znaczenie, że takie życie ma największą wartość; bez względu na to, jak Bóg ich prowadzi lub co Bóg czyni, oni są pewni, że wszystko, co Bóg czyni, ma na celu zbawienie ludzi, więc będą szli za Bogiem aż do końca. Nawet gdyby w międzyczasie niebo i ziemia się zestarzały, gwiazdy zmieniły swoje pozycje, morza wyschły, skały zamieniły się w pył, morza stały się lądami, a lądy morzami, ich serca pozostają takie same, nie zmieniają się. Ich serca oddane będą Bogu przez resztę ich życia, a jeśli po tym życiu będzie jakieś następne, oni dalej będą szli za Bogiem. Jednakże ludzie, którzy doświadczają wielu trudności w życiu, nie myślą w ten sposób. Ich wiara w Boga polega na tym, że na razie obserwują sytuację i żyją w taki sposób, w jaki uważają, że powinni żyć. Nie zmienią swojego sposobu i stylu życia, ani nie zmienią swoich pragnień czy planów tylko dlatego, że wierzą w Boga i podążają ścieżką wiary w Boga. Jakie by nie były ich pierwotne plany, nie zmieniają ich przez wzgląd na to, że wierzą w Boga, w ogóle niczego nie zmieniają i dążą do tego, żeby żyć w sposób taki, jak żyją niewierzący. Jednak wiara w Boga wiąże się z jedną szczególną rzeczą, a mianowicie z tym, że dzień Boży wkrótce nadejdzie, królestwo Boże wkrótce nastanie i nastąpią wielkie katastrofy. Ci, którzy wierzą w Boga, będą mogli uniknąć katastrof, nie padną ofiarą katastrof, mogą zostać ocaleni i to jedynie z powodu tej szczególnej rzeczy, która tak przesadnie się przejmują w swojej wierze w Boga. Toteż ich cel i to, na czym się koncentrują w swojej wierze w Boga, to zawsze tylko ta jedna rzecz. Bez względu na to, ile kazań słuchają, jak wiele słyszą prawd omawianych przez innych ludzi bądź jak długo już wierzą w Boga, sposób, w jaki wierzą w Boga, nigdy się nie zmienia i oni nigdy nie rezygnują. Ani kazania, których słuchają, ani prawdy, które rozumieją, nie sprawiają, że ci ludzie zmieniają lub porzucają niewłaściwe podejście do wiary w Boga. Toteż gdy coś się zmienia w sytuacji świata zewnętrznego lub domu Bożego bądź coś się o tej sytuacji mówi, zawsze ma to wpływ na tę jedną rzecz, która w głębi serca obchodzi tych ludzi najbardziej. Jeśli słyszą, że dzieło Boże wkrótce dobiegnie końca, nie posiadają się z radości; jeśli jednak słyszą, że jest jeszcze za wcześnie na to, by dzieło Boże się skończyło, i nie są w stanie wytrwać, ich udręka, niepokój i strapienie nasilają się dzień po dniu i zaczynają się przygotowywać do opuszczenia domu Bożego oraz braci i sióstr w każdym momencie, do całkowitego porzucenia domu Bożego. Oczywiście są również ci, którzy w dowolnym momencie szykują się, żeby w całości usunąć dane kontaktowe braci i sióstr oraz wszystkie ich wiadomości, zwrócić księgi ze słowami Bogami, które przysłał im dom Boży, z powrotem do kościoła. Myślą: „Nie mogę już dalej kroczyć tą ścieżką wiary w Boga i dążenia do prawdy. Myślałem, że wiara w Boga oznacza, że będę miał szczęśliwe życie, że będę miał dzieci, otrzymam błogosławieństwa i wejdę do królestwa niebieskiego. Teraz to piękne marzenie zostało unicestwione, więc wybieram szczęśliwe życie, dzieci i zadowolenie z życia. Jednak mimo to nie potrafię porzucić wiary w Boga. Jeśli jest szansa, że mógłbym otrzymać po stokroć w tym życiu i życie wieczne po śmierci, czy to nie byłoby jeszcze lepsze?”. Tak postrzegają ci ludzie wiarę w Boga, taki jest ich plan i, rzecz jasna, zgodnie z tym postępują. Takie myśli i takie plany kryją się w głębi serca tych, którzy w swojej wierze w Boga kierują się swoimi wyobrażeniami, którzy stale dręczą się, niepokoją i martwią swoim cielesnym życiem – to pokazuje, do czego dążą i jaką ścieżką kroczą w swojej wierze w Boga. Co leży im na sercu najbardziej? Tym, co najbardziej leży im na sercu, jest to, kiedy nadejdzie dzień Boży, kiedy dzieło Boże dobiegnie końca, kiedy przyjdą wielkie katastrofy i czy będą w stanie się przed nimi uchronić – oto, co najbardziej leży im na sercu.

Jeśli chodzi o tym, którzy stale dręczą się, niepokoją i martwią o swoje cielesne życie, ich dążeniem w wierze w Boga jest „otrzymać po stokroć w tym życiu i życie wieczne po śmierci”. Nie lubią wszakże słuchać o tym, jakie postępy poczyniło dzieło Boże, czy ci, którzy wierzą w Boga osiągają rezultat w postaci dostąpienia zbawienia, jak wielu ludzi pozyskało prawdę, poznało Boga i niosło dobre świadectwo, jakby te rzeczy wcale ich nie dotyczyły. Co zatem chcą usłyszeć? (Kiedy dzieło Boga dobiegnie końca). Mają większe nadzieje, czyż nie? Większość ludzi ma zbyt wąskie horyzonty. Zobaczcie, jakie cele sobie stawiają, mają nadzieję na wielkie rzeczy – w jakim oni są uniesieniu! Większość ludzi jest prostacka: stale mówią o zmianach usposobienia, o podporządkowaniu się Bogu, o wiernym wypełnianiu obowiązków, postępowaniu w zgodzie z zasadami prawdy – co to są za ludzie? Mają ograniczone horyzonty! Co mówią Chińczycy? Są przesadnie marni. Co to znaczy „marni”? To znaczy zbyt prostaccy. Jakie cele ci ludzie sobie wyznaczają? Mają nadzieję na rzeczy wielkie, wzniosłe, ekstrawaganckie. Ci, którzy żywią nadzieję na rzeczy ekstrawaganckie, zawsze chcą iść w górę, w próżności swojej licząc na to, że Bóg któregoś dnia porwie ich do góry na spotkanie z sobą. Chcesz spotkać Boga, ale nie pytasz o to, czy Bóg chce spotkać ciebie – wciąż tylko pragniesz tych zdumiewających rzeczy! Czy spotkałeś Boga tylko kilka razy? Ludzie nie znają Boga, więc gdy Go spotkasz, wciąż będziesz stawiał Mu opór. Jakie jest zatem źródło udręki, niepokoju i strapienia tych ludzi? Czy rzeczywiście chodzi o trudności, jakich doświadczają w życiu? Nie, tak naprawdę trudności życiowe nie mają tu nic do rzeczy; chodzi o to, że oni w swojej wierze w Boga skupiają się na życiu cielesnym. Celem ich dążeń nie jest prawda: oni dążą do tego, by mieć szczęśliwe życie, by cieszyć się dobrym życiem i dobrą przyszłością. Czy problemy tych ludzi są łatwe do rozwiązania? Czy takich ludzi można znaleźć w kościele? Oni stale pytają innych: „Och, kiedy nadejdzie dzień Boży? Czy nie mówiono kilka lat temu, że dzieło Boga zbliża się do końca? Czemu więc nadal się nie skończyło?”. Czy istnieje sposób na uporanie się z takimi ludźmi? Wystarczy powiedzieć im jedno słowo, które brzmi: „Wkrótce!”. Jeśli chodzi o takich ludzi, najpierw zapytajcie ich: „Cały czas o to pytasz. Czy masz jakieś plany? Jeśli tak, to nie męcz się już tutaj dłużej, skoro nie chcesz. Idź i rób to, czego chcesz. Nie postępuj wbrew własnym pragnieniom i nie utrudniaj sobie życia. Dom Boży cię tu nie trzyma, nie więzi cię w pułapce. Możesz odejść, kiedy tylko zechcesz. Nie wypytuj się bez ustanku o nowinki i aktualności. Za każdym razem usłyszysz jedną odpowiedź: »Wkrótce!«. Jeśli ci się ta odpowiedź nie podoba, jeśli w swoim sercu poczyniłeś już plany i zrealizujesz je prędzej czy później, to dam ci taką radę: Zwróć księgi ze słowami Boga do kościoła możliwie jak najszybciej, spakuj się i odejdź. Pożegnamy się, a ty już nie będziesz nigdy dręczył się, niepokoił i trapił tymi rzeczami. Wróć do domu i żyj własnym życiem. Dobrze ci życzę! Życie ci życia w szczęściu i zadowoleniu i mam nadzieję, że w przyszłości los będzie dla ciebie łaskawy!”. Co o tym sądzicie? (Dobrze powiedziane). Poradźcie im, żeby opuścili kościół, nie starajcie się ich zatrzymać. Dlaczego nie należy starać się ich zatrzymać? (Oni tak naprawdę nie wierzą w Boga, więc nie ma sensu, żeby zostali). Zgadza się, to fałszywi wierzący! Jaki ma sens zatrzymywać fałszywych wierzących zamiast ich wyrzucić? Niektórzy ludzie mówią: „Ale przecież oni nie zrobili nic złego, nie doprowadzili do żadnych zakłóceń”. Czy konieczne jest, żeby doprowadzili do zakłóceń? Powiedzcie Mi, czy ktoś taki pozostający w grupie ludzi nie jest już sam w sobie zakłóceniem? Dokądkolwiek się udadzą, ich postępowanie i działania stanowią zakłócenie. Nigdy nie angażują się w ćwiczenia duchowe, nigdy nie czytają słów Boga, nigdy się nie modlą ani nie przemawiają na zgromadzeniach; pozorują jedynie wykonywanie obowiązków i stale rozpytują o nowinki i aktualności. Są skrajnie emocjonalni i kapryśni. Przesadną wagę przywiązują do jedzenia, picia i dobrej zabawy, a niektórzy spośród nich są leniwi, obżerają się, dużo śpią, wygłupiają się i są tylko po to, by zwiększyć liczebność domu Bożego. Nie obchodzi ich ani trochę wykonywanie obowiązków, to obiboki. Gdy przychodzą do domu Bożego, szukają tylko rzeczy, które mogą przynieść im jakąś korzyść. Jeśli nie są w stanie jakoś skorzystać, odejdą pod byle pretekstem. Skoro są w stanie odejść pod byle pretekstem, czy nie lepiej, żeby odeszli prędzej niż później? Tacy ludzie nie są nawet w stanie pełnić służby do samego końca i ta ich służba nie przynosi dobrych efektów. Gdy pełnią służbę, nie robią właściwych rzeczy – to po prostu fałszywi wierzący. W swojej wierze w Boga spoglądają na sprawy z trzeciej perspektywy. Gdy dom Boży prosperuje, są szczęśliwi, uznając, że mogą mieć nadzieje na błogosławieństwa, że przewaga jest po ich stronie, że ich wiara w Boga nie jest daremna, że się nie pomylili i postawili na zwycięzcę. Jeśli jednak dom Boży jest ciemiężony przez szatańskie siły, porzucony przez społeczeństwo, prześladowany i oczerniany, jeżeli znajduje się w wyjątkowo ciężkim położeniu, oni ani trochę się tym nie przejmują, wręcz przeciwnie – śmieją się z tego. Czy można tolerować obecność takich ludzi w kościele? (Nie). Oni są fałszywymi wierzącymi i nieprzyjaciółmi! Jeśli nieprzyjaciel stoi u twojego boku, a ty uznajesz go za brata lub siostrę, czy to nie czyni cię głupcem? Jeśli tacy ludzie nie są w stanie z ochotą pełnić służby, to należy ich wyrzucić, prawda? (Prawda). Właśnie – i należy to uczynić bez ociągania i bez skrupułów. Nie ma potrzeby dawać im rad, należy ich po prostu poprosić, żeby odeszli. Nie ma potrzeby strzępić sobie języka w przypadku takich ludzi, należy ich po prostu odesłać do domu. W istocie nie są oni ludźmi, którzy należą do domu Bożego, są to fałszywi wierzący, którzy wepchali się do kościoła. Mogą po prostu wrócić tam, skąd przyszli, i można zwyczajnie kazać im odejść. Po wstąpieniu do kościoła niektórzy ludzie tworzą wyraźną linię podziału między sobą a braćmi i siostrami oraz domem Bożym. Dzieje się tak dlatego, że wiedzą, po co przyszli, wiedzą, czy prawdziwie wierzą, czy nie, i poza ich nadziejami dotyczącymi tego, kiedy dzieło Boże dobiegnie końca, i tego, czy uda im się otrzymać błogosławieństwa, żadna praca domu Bożego i żadne prawdy, w które ludzie zgodnie z wymaganiami Boga powinni wkroczyć, nie mają z tymi ludźmi nic wspólnego; te rzeczy w ogóle ich nie obchodzą, nie czytają ksiąg ze słowami Boga, które przysłał im kościół – księgi te leżą gdzieś u nich i nie są nawet rozpakowane. Tacy ludzie tylko mówią, że wierzą w Boga; z pozoru wydaje się, że są ludźmi wierzącymi, tak samo jak inni, i symulują wykonywanie obowiązków, ale nigdy nie czytają słów Boga. Ani razu nie otworzyli księgi ze słowami Boga, nigdy nie przewrócili ani jednej strony, nigdy nie przeczytali ani słowa. Nigdy nie oglądają nagrań z ludźmi świadczącymi o swoich doświadczeniach, ani filmów ewangelizacyjnych, hymnów i innych materiałów udostępnianych przez dom Boży w Internecie. Co oni zazwyczaj oglądają? Oglądają wiadomości, popularne programy, wideoklipy, komedie – same bezwartościowe rzeczy. Kim są ci ludzie? Od czasu do czasu przychodzą do kościoła, żeby zapytać: „Do ilu krajów dotarła jak do tej pory ewangelia? Ilu ludzi udało się przyprowadzić do Boga? W ilu krajach założono kościoły? Ile jest wszystkich kościołów? Na jakim etapie jest obecnie dzieło Boże?”. W swoim wolnym czasie stale wypytują o takie sprawy. Czy nie można podejrzewać, że taka osoba jest szpiegiem? Powiedzcie Mi, czy to w porządku trzymać taką osobę w kościele? (Nie). Jeśli nie odejdą z kościoła z własnej woli, to musicie ich usunąć, gdy tylko ich wykryjecie, i uwolnić kościół od tych utrapieńców. Nie ma sensu ich zatrzymywać, bo to proszenie się o kłopoty. Rzeczy, którymi ci ludzie się dręczą, niepokoją i martwią, nie mają z nami nic wspólnego. Nie fatygujcie się, żeby dawać im rady, omawianie z nimi prawdy to działanie skazane na niepowodzenie. Po prostu pozbądźcie się ich i na tym koniec – to najlepszy sposób, w jaki należy potraktować takich ludzi.

Oprócz fałszywych wierzących są wśród braci i sióstr ludzie starsi, w wieku od 60 do 80 lub 90 lat, którzy ze względu na swój zaawansowany wiek również doświadczają trudności. Pomimo podeszłego wieku ich myślenie niekoniecznie jest prawidłowe i racjonalne, a ich mniemania i opinie niekoniecznie pozostają w zgodzie z prawdą. Ci starsi ludzie mają problemy tak samo jak inni i stale się zamartwiają: „Nie cieszę się już tak dobrym zdrowiem jak kiedyś i podlegam ograniczeniom, jeśli chodzi o obowiązki, jakie jestem w stanie wykonywać. Jeśli wykonuję tylko te drobne obowiązki, to czym Bóg mnie zapamięta? Czasem choruję i ktoś musi się mną opiekować. Jeśli nie ma takiej osoby, nie jestem w stanie wykonywać obowiązków, więc co mam począć? Jestem w podeszłym wieku i nie zapamiętuję Bożych słów, gdy je czytam, a także trudno mi zrozumieć prawdę. Gdy omawiam prawdę, moje słowa są zagmatwane i nielogiczne, nie mam doświadczeń, którymi warto byłoby się podzielić. Mam już swój wiek i brak mi energii, wzrok mi się pogorszył i siły mam nadwątlone. Wszystko jest dla mnie trudne. Nie jestem w stanie wypełniać obowiązków, a do tego łatwo zapominam i opacznie rozumiem różne rzeczy. Czasem mam mętlik w głowie, przez co przysparzam problemów kościołowi oraz braciom i siostrom. Chcę dostąpić zbawienia i dążyć do prawdy, ale to bardzo trudne. Co na to poradzę?”. Gdy myślą o tych sprawach, zaczynają się zadręczać: „Czemu zacząłem wierzyć w Boga dopiero w tym wieku? Czemu nie mam teraz 20 albo 30 lat, a choćby nawet 40 lub 50 lat? Czemu poznałem dzieło Boga w tak podeszłym wieku? Nie przypadł mi w udziale zły los; dane mi było poznać dzieło Boga. Mój los jest dobry i Bóg okazał mi łaskawość! Jedna tylko rzecz psuje mi radość – jestem już za stary. Pamięć mi szwankuje, zdrowie mam nie najlepsze, ale w sercu odczuwać wewnętrzną siłę. Chodzi tylko o to, że moje ciało odmawia mi posłuszeństwa, na zgromadzeniach szybko robię się śpiący. Czasem zamykam oczy, by się pomodlić, i zasypiam, moje myśli błąkają się, gdy czytam słowa Boga, dopada mnie senność i odpływam, a słowa Boga nie docierają do mnie. Co mam począć? Czy doświadczając takich praktycznych trudności jestem w stanie dążyć do prawdy i zrozumieć prawdę? Jeśli nie, t znaczy, że nie potrafię praktykować zgodnie z zasadami prawdy, a zatem czy moja wiara nie okaże się daremna? Czy nie dostąpię zbawienia? Co mam począć? Tak bardzo się martwię! W moim wieku nic już nie jest ważne. Teraz, gdy wierzę w Boga, nic mnie już nie trapi ani nie budzi mojego niepokoju, moje dzieci są dorosłe i nie muszę się już nimi zajmować, największym pragnieniem mojego życia jest to, aby dążyć do prawdy, wypełniać powinność istoty stworzonej i ostatecznie dostąpić zbawienia w tym czasie, jaki mi wciąż pozostał. Ale biorąc pod uwagę moją obecną sytuację, słaby wzrok i skołowany umysł, kiepskie zdrowie, niezdolność do dobrego wypełniania obowiązków, a także fakt, że powoduję czasem problemy, choć staram się, jak tylko mogę, to wydaje się, że nie będzie mi łatwo dostąpić zbawienia”. Rozpamiętują to wszystko raz po raz, opanowuje ich niepokój i myślą: „Wygląda na to, że dobre rzeczy przydarzają się tylko młodym ludziom, a nie starym. Wygląda na to, że nie będzie mi już dane cieszyć się dobrymi rzeczami”. Im więcej o tym myślą, tym bardziej się dręczą i niepokoją. Nie tylko zamartwiają się o samych siebie, ale czują się także skrzywdzeni. Jeśli płaczą, czują, że nie warto nad tym wylewać łez, a jeśli nie płaczą, ten ból i ta krzywda stale im towarzyszą. Co zatem powinni uczynić? Są zwłaszcza tacy ludzie w podeszłym wieku, którzy chcą cały swój czas poświęcać dla Boga i na wykonywanie swoich obowiązków, ale pod względem fizycznym są w słabej kondycji. Niektórzy mają nadciśnienie, inni – wysoki poziom cukru we krwi, jeszcze inni doświadczają problemów gastrycznych i nie mają na tyle siły fizycznej, by dobrze wypełniać obowiązki, więc się zadręczają. Patrzą na młodych, którzy jedzą, piją, biegają i skaczą, co budzi w nich zazdrość. Im częściej widzą takich młodych ludzi, tym większą udrękę odczuwają, myśląc: „Chcę dobrze wykonywać obowiązki, dążyć do prawdy i zrozumieć prawdę, a także chcę praktykować prawdę, czemu więc jest to takie trudne? Jestem stary i bezużyteczny! Czy Bóg nie chce starych ludzi? Czy starzy ludzie są faktycznie bezużyteczni? Czy nie jesteśmy w stanie dostąpić zbawienia?”. Jest im smutno i nie są w stanie czuć szczęścia, jak by o tym wszystkim nie myśleli. Nie chcą przegapić tak cudownego czasu i tak wspaniałej okazji, ale nie są w stanie się poświęcić i wykonywać obowiązków całym sercem i całą duszą, ja to robią młodzi. Ci starsi ludzie pogrążają się w udręce, niepokoju i strapieniu z powodu swojego wieku. Ilekroć napotykają jakąś trudność, niepowodzenie lub przeszkodą, obwiniają swój wiek, a nawet nie lubią samych siebie i czują do samych siebie nienawiść. Ale w każdym razie wszystko na próżno, nie ma rozwiązania, są w sytuacji bez wyjścia. Czy jednak faktycznie są w sytuacji bez wyjścia? Czy istnieje jakieś rozwiązanie? (Starsi ludzie powinni wykonywać obowiązki w miarę swoich możliwości). Jest to akceptowalne, żeby starsi ludzie wykonywali obowiązki w miarę swoich możliwości, czyż nie? Czy starsi ludzie nie są w stanie dążyć do prawdy z powodu swojego wieku? Czy nie potrafią zrozumieć prawdy? (Potrafią). Czy starsi ludzie są w stanie pojmować prawdę? Mogą pojąć jej część, a przecież nawet młodzi ludzie nie są w stanie pojąć całości prawdy. Starsi ludzie są błędnie przekonani, że mają mętlik w głowie i że szwankuje im pamięć, a przez to nie są zdolni zrozumieć prawdy. Czy mają słuszność? (Nie). Choć młodzi ludzie mają więcej energii i są fizycznie silniejsi od starszych, to ich zdolności poznawania i rozumienia są takie same jak u ludzi starszych. Czy starsi ludzie nie byli kiedyś młodzi? Nie urodzili się przecież starzy, a młodzi ludzie też się kiedyś zestarzeją. Starsi ludzie nie powinni myśleć, że ponieważ są starzy, fizycznie słabi, schorowani i mają kiepską pamięć, to różnią się od młodych ludzi. Tak naprawdę nie ma żadnej różnicy. Co mam na myśli, mówiąc, że nie żadnej różnicy? Bez względu na to, czy ktoś jest stary, czy młody, jego zepsute usposobienie jest takie samo, ich postawy i opinie dotyczące różnych spraw są takie same, ich perspektywy i postrzeganie różnego rodzaju spraw też są takie same. Dlatego starsi ludzie nie powinni ulegać takiemu myśleniu, że ponieważ są w podeszłym wieku, mają mniej ekstrawaganckich pragnień niż młodzi, są stabilni, nie mają szaleńczych ambicji i w mniejszym stopniu przejawiają zepsute usposobienie – jest to błędne wyobrażenie. Młodzi ludzie mogą walczyć o pozycję, czy zatem starsi ludzie nie mogą czynić podobnie? Młodzi ludzie mogą postępować wbrew zasadom i samowolnie, czy zatem to samo nie dotyczy starszych ludzi? (Tak, dotyczy). Młodzi ludzie mogą być aroganccy, czy zatem niemożliwe jest, żeby starsi ludzie byli aroganccy? Jednak gdy starsi ludzie przejawiają arogancję, to z powodu swojego wieku nie są zbyt agresywni i ich arogancja nie jest aż tak butna. Młodzi ludzie przejawiają arogancję w sposób bardziej ewidentny ze względu na swoje elastyczne kończyny i umysły, a ludzie starsi przejawiają arogancję w mniej oczywisty sposób, bo mają skostniałe kończyny i umysły. Jednak dla obu grup istota arogancji i zepsutego usposobienia jest identyczna. Bez względu na to, jak długo starsza osoba wierzy w Boga i przez ile lat wykonuje obowiązki, to jeśli nie dąży do prawdy, to jej zepsute usposobienie się nie zmieni. Na przykład, niektórzy starsi ludzie, którzy żyją samotnie, są do takiego życia przyzwyczajeni i mają swoje nawyki: spożywają posiłki, śpią i odpoczywają o ustalonych porach i w ustalony sposób i niechętnie odnoszą się do zakłócenia porządku, według którego żyją. Ci starsi ludzie dla patrzącego z boku wydają się wspaniałymi osobami, ale i tak mają zepsute usposobienie i każdy może się o tym przekonać, gdy spędzi w ich towarzystwie dłuższy czas. Niektórzy starsi ludzie są wyjątkowo kapryśni i aroganccy; bez względu na wszystko muszą dostać do zjedzenia właśnie to, czego chcą, i nikt ich nie powstrzyma, jeśli postanowią, że chcą odpocząć. Jeśli się już przy czymś uprą, to końmi się ich od tego nie odciągnie. Nikt nie jest w stanie ich zmienić i przez całe życie są oni kapryśni. Tacy uparci starsi ludzie więcej kłopotów przysparzają niż samowolni młodzi ludzie! Dlatego gdy niektórzy mówią: „Starzy ludzie nie są tak głęboko skażeni jak młodzi. Starzy ludzie doświadczyli czasów, które były bardziej konserwatywne i izolacyjne, i dlatego to pokolenie starszych ludzi nie jest tak głęboko skażone” – czy jest to prawda? (Nie). To są tylko wybiegi. Młodzi ludzie nie lubią współpracować z innymi, a czy starsi ludzie nie mogą być tacy sami? (Mogą). Niektórzy starsi ludzie mają usposobienie zepsute o wiele bardzie niż usposobienie ludzi młodych, stale obnoszą się ze swoim wiekiem i nadymają się tym, że są weteranami, mówiąc: „Jestem w podeszłym wieku. A ty ile masz lat? Kto jest starszy – ja czy ty? Nie spodobają ci się te słowa, ale ja znam tu każdy zakamarek i byłem tu, kiedy tobie mamusia wycierała buzię śliniaczkiem – masz się mnie słuchać. Jestem doświadczony i obeznany. A wy, młode dzieciaki, co rozumiecie? Wierzyłem w Boga, gdy ciebie jeszcze nie było na świecie!”. Czy to nie przysparza znacznie więcej kłopotów? (Przysparza). Gdy już zdobędą sobie tytuł „starszego”, ludzie starsi mogą przysparzać więcej kłopotów. Toteż to nie jest tak, że starsi ludzie nie mają nic do roboty, że nie są w stanie wykonywać obowiązków, nie mówiąc już o tym, że nie są w stanie dążyć do prawdy – mogę oni wiele rzeczy robić. Różne herezje i błędy, które sobie przyswoiłeś w ciągu swojego życia, a także różne tradycyjne idee i pojęcia, uporczywe i ignoranckie rzeczy, rzeczy konserwatywne, rzeczy irracjonalne i niedorzeczne, które sobie przyswoiłeś, zalegają w twoim sercu i powinieneś spędzić więcej czasu niż młodzi ludzie, aby się do nich dokopać, przeanalizować je i nauczyć się je rozpoznawać. Nie jest prawdą, że nie masz nic do roboty albo że powinieneś czuć się udręczony, niespokojny i zmartwiony, gdy nie wiesz, co ze sobą począć – to nie jest twoje zadanie ani twoja odpowiedzialność. Po pierwsze, starsi ludzie powinni mieć odpowiednie nastawienie. Choć posuwasz się w latach i twój wiek wpływa na twoją kondycję fizyczną, powinieneś mieć nastawienie osoby młodej. Choć się starzejesz, twoja myśl nie jest już tak lotna jak kiedyś i pamięć ci szwankuje, to jeśli jesteś w stanie poznać siebie, rozumieć słowa, które wypowiadam, i rozumieć prawdę, to dowodzi, że wcale nie jesteś stary i twojemu charakterowi niczego nie brakuje. Jeśli ktoś jest po siedemdziesiątce, ale nie jest w stanie pojąć prawdy, to pokazuje, że ma słabą postawę i się nie nadaje. Dlatego wiek nie ma znaczenia, jeśli chodzi o prawdę; co więcej, wiek nie ma także znaczenia, jeśli chodzi o zepsute usposobienie. Szatan istnieje od dziesiątków tysięcy lat, od setek milionów lat, i pozostaje szatanem, ale i tak musimy dodać przymiotnik przed słowem „szatan” i powiedzieć „stary szatan”, żeby podkreślić, że jest on zły do n-tej potęgi, czyż nie? (Tak). Jak zatem starsi ludzie powinni praktykować? Po pierwsze, powinieneś mieć takie nastawienie umysłu jak ludzie młodzi, powinieneś dążyć do prawdy i poznawać siebie, a gdy już poznasz siebie, powinieneś okazać skruchę. Po drugie, powinieneś poszukiwać zasad, wykonując swoje obowiązki, i praktykować zgodnie z zasadami prawdy. Nie powinieneś spisywać się na straty, jeśli chodzi o dążenie do prawdy, mówiąc, że jesteś stary, posunięty w latach, że twój umysł nie jest już tak aktywny jak u młodych ludzi, że nie przejawiasz zepsutego usposobienia, jakie przejawiają młodzi ludzie, że doświadczyłeś w życiu wszystkiego, uzyskałeś wgląd we wszystko, a zatem nie skrywasz w sobie żadnych nieokiełznanych ambicji czy pragnień. Tak naprawdę, chcesz przez to powiedzieć: „Moje zepsute usposobienie to nic poważnego, więc dążenie do prawdy jest dla młodych, a nie dla starych; nas to nie dotyczy. My, ludzie w podeszłym wieku, robimy, co się da, i podejmujemy takie wysiłki, na jakie nas stać, w domu Bożym, i w ten sposób wypełnimy nasze obowiązki i zostaniemy zbawieni. Jeśli chodzi o ujawnienie przez Boga zepsutego usposobienia, usposobienia antychrysta i istoty antychrysta u ludzi, to jest coś, co wy, młodzi, powinniście zrozumieć. Możecie tego uważnie słuchać, a jeśli chodzi o nas, to wystarczy, że dobrze was gościmy i mamy baczenie na otoczenie, by zapewnić wam bezpieczeństwo. My, starsi ludzie, nie mamy rozpasanych ambicji. Starzejemy się, nasze mózgi działają wolniej i dlatego wszystkie nasze reakcje są pozytywne. Przed śmiercią łagodnieją nam serca. Gdy ludzie się starzeją, dobrze się zachowują i my też dobrze się zachowujemy”. Chcą przez to powiedzieć, że nie przejawiają żadnego zepsutego usposobienia. Kiedy powiedzieliśmy, że starsi ludzie nie muszą dążyć do prawdy albo że dążenie do prawdy jest zależne od wieku? Czy kiedykolwiek coś takiego powiedzieliśmy? Nie. Czy starsi ludzie stanowią jakąś specjalną grupę w domu Bożym i jeśli chodzi o prawdę? Nie stanowią. Wiek nie ma znaczenia, jeśli chodzi o prawdę i jeśli chodzi o zepsute usposobienie, stopień zepsucia, zdolność dążenia do prawdy, możliwość dostąpienia zbawienia i prawdopodobieństwo dostąpienia zbawienia. Czy nie jest tak? (Jest tak). Omawiamy prawdę od wielu lat, ale nigdy nie mówiliśmy o różnych rodzajach prawd zależnych od wieku ludzi. Prawda nigdy nie była omawiana ani zepsute usposobienie nie było nigdy ujawniane osobno dla ludzi młodych bądź dla ludzi starszych; nigdy też nie zostało powiedziane, że z powodu podeszłego wieku, skostniałego myślenia i niezdolności do akceptowania nowych rzeczy zepsute usposobienie u ludzi starszych w naturalny sposób osłabia się i zmienia – nic takiego nie zostało nigdy powiedziane. Żadna prawda nie była omawiana z podziałem na grupy wiekowe lub z wykluczeniem starszych osób. Starsi ludzie nie stanowią żadnej specjalnej grupy w kościele, w domu Bożym czy przed Bogiem, są taką samą grupę jak wszystkie inne grupy wiekowe. Nie ma nic szczególnego w ludziach starszych, po prostu mają więcej lat niż inni, przyszli na ten świat kilka lat wcześniej niż inni, włosy mają nieco siwsze niż inni, a ich ciała zestarzały się wcześniej; poza tymi kwestiami nie istnieje żadna różnica. Jeśli zatem starsi ludzie zawsze myślą: „Jestem w podeszłym wieku, a zatem oznacza to, że dobrze się zachowuję, że nie przejawiam zepsutego usposobienia i że jestem tylko w niewielkim stopniu skażony”, czy nie wskazuje to na mylne rozumienie? (Tak). Czy nie jest to poniekąd bezwstydne? Niektórzy starsi ludzie są podstępnymi starymi łajdakami, przebiegłymi do n-tej potęgi. Mówią, że nie mają zepsutego usposobienia, że zaniknęło z czasem, a tymczasem przejawy ich zepsutego usposobienia nie ustępują w niczym przejawom, jakie widzimy u innych ludzi. W rzeczywistości na wiele sposobów możemy opisać zepsute usposobienie i jakość człowieczeństwa tego rodzaju starszych ludzi. Na przykład, „podstępny stary łajdak” i „stary imbir jest najpikantniejszy, doświadczenie bije na głowę młodość” – w obu wyrażeniach występuje słowo „stary”, zgadza się? (Tak). W jakich wyrażeniach pojawia się jeszcze słowo „stary”? (Stary krętacz). Tak, to dobry przykład, „stary krętacz”. Mówi się też „stary szatan” i „stare diabły” – czołowi seniorzy! Jakie przekonanie mają ludzie należący do grupy wiekowej osób starszych? Mają następujące przekonanie: „Nasze zepsute usposobienie zaniknęło z czasem. Zepsute usposobienie to coś, co dotyczy was, młodych ludzi. Jesteś głębiej zepsuci niż my”. Czy to nie jest umyślne wypaczenie? Chcą się przedstawić w pozytywnym świetle i są chełpliwi, ale w rzeczywistości sprawy mają się zupełnie inaczej. „Stare diabły”, „stary szatan”, „starzy krętacze”, „podstępne stare łajdaki” i „puszenie się podeszłym wiekiem” – te określenia stosują słowo „stary” i nie odnoszą się do rzeczy dobrych ani do rzeczy pozytywnych.

Omawiamy teraz ten temat, by przestrzec starszych ludzi, by dać im dobrą radę, by ich prowadzić, a także by zapobiegawczo zwrócić się do osób młodych. Celem mówienia o tych kwestiach jest rozwiązanie jakiego problemu? Chodzi o to, by pomóc ludziom starszym uporać się z udręką, niepokojem i strapieniem oraz by dopilnować, żeby ci ludzie zrozumieli, że udręka, niepokój i strapienie są niepotrzebne i jałowe. Jeśli chcesz wykonywać obowiązki i nadajesz się do tego, czy dom Boży ci odmówi? (Nie). Dom Boży z pewnością da ci szansę na wykonywanie obowiązków. Nie ma możliwości, żebyś usłyszał takie słowa: „Nie jesteś w stanie wykonywać obowiązków, bo masz już swoje lata. Odejdź stąd. Nie damy ci szansy”. Nie, dom Boży traktuje wszystkich ludzi sprawiedliwie. Jeśli tylko nadajesz się do wykonywania obowiązków i nie ma żadnego ukrytego zagrożenia, dom Boży da ci szansę i pozwoli ci wykonywać obowiązki w pełnym zakresie twoich możliwości. Jeśli ponadto chcesz poznać siebie i dążyć do prawdy, czy ktokolwiek będzie z ciebie kpił, mówiąc: „Czy ktoś tak stary jak ty jest w stanie dążyć do prawdy?”. Czy ktokolwiek będzie z ciebie kpił? (Nie). Czy ktokolwiek powie: „Jesteś stary i skołowany. Jaki ma to sens, żebyś dążył do prawdy? Bóg nie zbawi kogoś tak starego jak ty”? (Nie). Zgadza się. Każdy jest równy wobec prawdy i każdy jest traktowany sprawiedliwie. Chodzi o to, że ty możesz nie dążyć do prawdy i stale wymawiać się swoim podeszłym wiekiem, myśląc: „Jestem stary i nie potrafię wykonywać żadnych obowiązków”. W rzeczywistości jest wiele obowiązków, które jesteś w stanie wykonywać w miarę swoich możliwości. Jeśli nie wykonujesz żadnych obowiązków, tylko obnosisz się ze swoim wiekiem, chcąc robić innym wykłady, to kto z chęcią nadstawi ucha? Nikt. Stale powtarzasz: „Wy, młodzi, niczego nie rozumiecie!” albo „Wy, młodzi, jesteście samolubni!” albo „Wy, młodzi, jesteście aroganccy!” albo „Wy, młodzi, jesteście leniami. My, starsi, jesteśmy pracowici i za moich czasów byliśmy tacy a tacy”. Jaki pożytek z mówienia takich rzeczy? Nie powtarzaj w kółko swojej „wspaniałej” historii; nikt nie chce jej słuchać. Bezcelowe jest plecenie o tych przestarzałych sprawach; nie przedstawiają one prawdy. Jeśli chcesz już o czymś mówić, to podejmij jakiś wysiłek w związku z prawdą, zrozum prawdę trochę bardziej, poznaj siebie, spójrz na siebie jak na zwykłą osobę, a nie kogoś, kto należy do specjalnej grupy i kogo inni powinni szanować i otaczać czcią, o kim powinni mieć wysokie mniemanie i wokół kogo powinni się gromadzić. To jest rozpasane pragnienie i błędne myślenie. Wiek nie jest symbolem twojej tożsamości, wiek nie nadaje żadnych uprawnień i wiek nie oznacza starszeństwa, a już na pewno nie oznacza, że posiadasz prawdę lub człowieczeństwo, i wiek nie jest w stanie przytemperować twojego zepsutego usposobienia. Jesteś taki sam jak inni ludzie. Nie obnoś się z etykietką „starszy”, aby się oddzielić od innych albo wyróżnić się jako ktoś święty. To pokazuje, że ani trochę nie znasz siebie! Póki żyją, starsi ludzie powinni wzmóc swoje dążenie do prawdy i dążenie do wejścia w życie, a także powinni harmonijnie współpracować z braćmi i siostrami w ramach wykonywanych obowiązków; tylko w ten sposób ich postawa może wzrastać. Starszym ludziom bezwzględnie nie wolno uważać się za wyższych rangą i nie wolno im pysznić się swoim podeszłym wiekiem. Młodzi ludzie przejawiają różne rodzaje zepsutego usposobienia i to samo dotyczy ciebie; młodzi ludzie robią różne głupie rzeczy i to samo dotyczy ciebie; młodzi ludzie wyrabiają sobie różne pojęcia i tak samo czynią starsi; młodzi się buntują i starsi tak samo; młodzi ujawniają usposobienie antychrysta i starsi tak samo; młodzi mają rozpasane ambicje i pragnienia, ale można jest też zaobserwować o ludzi starszych, nie ma tu żadnej różnicy; młodzi mogą powodować zamęt i zakłócenia, przez co zostają wykluczeni z kościoła, i to samo może przydarzyć się osobom starszym. Dlatego, poza możliwością wykonywania obowiązków najlepiej, jak potrafisz, jest wiele innych rzeczy, które możesz robić. Jeśli nie jesteś głupi, nie cierpisz na demencję, potrafisz pojąć prawdę i zatroszczyć się o siebie, to jest wiele rzeczy, za które powinieneś się zabrać. Tak samo jak młodzi ludzie możesz dążyć do prawdy, możesz poszukiwać prawdy, a także powinieneś często stawać przed Bogiem w modlitwie, poszukiwać zasad prawdy, starać się postrzegać ludzi i rzeczy oraz postępować i zachowywać się w zgodzie ze słowami Boga, traktując prawdę jako kryterium. To jest ścieżka, którą powinieneś kroczyć, i nie powinieneś czuć udręki, niepokoju czy strapienia z powodu swojego podeszłego wieku, z powodu swoich wielu dolegliwości i z powodu starzejącego się ciała. Odczuwanie udręki, niepokoju i strapienia nie jest czymś dobrym – są to irracjonalne przejawy. Starsi ludzie powinni wyrzec się miana „starszych”, zintegrować się z młodymi i traktować ich na równej stopie. Nie wolno wam obnosić się ze swoim podeszłym wiekiem, stale myśląc, że macie wzniosłą cnotę godną szacunku, że macie najwyższe kwalifikacje, że możecie zarządzać młodymi ludźmi, że jesteście seniorami i starszymi dla młodych, stale ulegając ambicji kontrolowania młodych i pragnieniu zarządzania nimi – to jest na wskroś zepsute usposobienie. Ponieważ starsi ludzie mają zepsute usposobienie tak samo jak młodzi i często ujawniają zepsute usposobienie w życiu i podczas pełnienia obowiązków, tak samo ja młodzi, to dlaczego starsi ludzie nie postępują, jak należy, a zamiast tego stale dręczą się, niepokoją i trapią swoim podeszłym wiekiem i tym, co z nimi będzie po śmierci? Dlaczego nie wykonują obowiązków na podobieństwo młodych ludzi? Dlaczego nie dążą do prawdy tak samo jak młodzi? Ta szansa została ci dana, więc jeśli jej teraz nie wykorzystasz i zestarzejesz się tak bardzo, że utracisz słuch i wzrok i nie będziesz w stanie sam się o siebie zatroszczyć, to będziesz żałował i twoje życie przeminie w taki właśnie sposób. Czy to jest jasne? (Tak).

Czy problem negatywnych emocji ludzi starszych został rozwiązany? Gdy się zestarzejecie, to czy będziecie pysznić się swoim podeszłym wiekiem? Czy staniecie się podstępnymi starymi łajdakami i starymi krętaczami? Gdy ujrzycie kogoś starszego, czy nazwiecie tę osobę „starym bratem” lub „starą siostrą”? Oni mają przecież imiona, ale wy nie używacie tych imion, dodajecie tylko słowo „stary” lub „stara”. Jeśli stale dodajesz to słowo, zwracając się do starszych ludzi, czy to nie będzie dla nich krzywdzące? Oni i tak uważają się za starych i odczuwają negatywne emocje, więc jeśli nazywasz ich „starymi”, to tak jakbyś im mówił: „Jesteś stary, starszy ode mnie, nie ma już z ciebie żadnego pożytku”. Czy nie będzie im przykro, słysząc to? Z pewnością poczują się nieszczęśliwi. Czy to ich nie krzywdzi, gdy tak się do nich odnosisz? Niektórzy starsi ludzie będą zachwyceni, słysząc, że tak się do nich zwracasz, i pomyślą: „Proszę bardzo, mam wzniosłą cnotę godną szacunku i dobrą reputację. Gdy bracia i siostry mnie widzą, nie zwracają się do mnie po imieniu. W domu Bożym nikt nie nazywa starszych ludzi wujkiem, dziadkiem czy babcią. Gdy bracia i siostry się do mnie zwracają, dodają słowo »stary« i mówią »stary bracie« (lub »stara siostro«). Jaki jestem dostojny, jaki godny poszanowania. Dom Boży jest dobry – ludzie szanują starszych i troszczą się o młodych!”. Czy jesteś godzien szacunku? W jaki sposób podbudowałeś braci i siostry? Jaką korzyść zyskali dzięki tobie? Jaki jest twój wkład w dom Boży? Ile prawdy pojmujesz? Ile prawdy wcielasz w życie? Uważasz się za kogoś, kto posiadł wzniosłą cnotę godną szacunku, a tymczasem nie wniosłeś żadnego wkładu, a więc czy zasługujesz, aby bracia i siostry nazywali cię „starym bratem” lub „starą siostrą”? Nic z tych rzeczy! Nadymasz się swoim podeszłym wiekiem i nieustannie oczekujesz od innych ludzi, że będą cię szanować! Czy to dobrze, gdy inni zwracają się do ciebie „stary bracie” lub „stara siostro”? (Nie). Zgadza się, a i tak często to słyszę. To nie w porządku, ale ludzie i tak zwracają się w ten sposób do starszych. Jakiego rodzaju atmosferę to kreuje? To odrażające, czyż nie? Im częściej zwracasz się do starszej osoby per „stary bracie” lub „stara siostro”, tym lepsze mniemanie o sobie ma ta osoba, tym silniej jest przekonana, że posiada wzniosłą cnotę godną szacunku; im częściej zwracasz się do kogoś w tenże sposób, tym bardziej ten ktoś będzie myślał, że jest bardziej wyjątkowy, ważniejszy i lepszy od innych; jego serce będzie skłaniać się ku przewodzeniu innych i będzie on coraz bardziej oddalał się od podążania do prawdy. Taki ktoś stale chce przewodzić ludziom i zarządzać nimi, uważając siebie za lepszego od innych, postrzegając innych w negatywnym świetle, dostrzegając nieustannie problemy, jakie mają inni, a nie widząc wcale własnych problemów. Powiedzcie Mi, czy taki ktoś jest jeszcze w stanie dążyć do prawdy? Nie jest. Toteż zwracanie się do takiej osoby per „stary bracie” lub „stara siostra” nie przynosi jej żadnego pożytku, może ją tylko skrzywdzić. Jeśli będziesz zwracał się do starszych ludzi po imieniu, bez używania miana „stary”, jeśli będziesz traktował ich właściwie i na równej stopie, ich stan i mentalność wrócą do normalności, nie będą się już pysznić swoim statusem weterana i nie będą patrzeć na innych z góry. W ten sposób łatwiej im będzie postrzegać samych siebie jako równych innym ludziom, będą w stanie prawidłowo postrzegać siebie i innych, dostrzec, że są tacy sami jak inni, tacy sami jak zwykli ludzie, wcale nie lepsi od innych. W ten sposób ich trudności zmniejszą się i nie będą już oni doświadczać negatywnych emocji, które mogą wiązać się z ich podeszłym wiekiem i z tym, że nie zyskali prawdy; wówczas będą oni mieć nadzieję na dążenie do prawdy. Gdy te negatywne emocje się nie pojawią, ci ludzie będą mieć prawidłowe nastawienie do swoich problemów, a zwłaszcza do swojego zepsutego usposobienia. Jest to pozytywny skutek, pomocny w dążeniu do prawdy, w zdobywaniu samowiedzy i w zdolności do kroczenia ścieżką dążenia do prawdy. Czy nie zostaną wówczas rozwiązane problemy, jakie starsze osoby mają z negatywnymi emocjami? (Zostaną). Zostaną rozwiązane i żadne nowe trudności się nie pojawią. Jakie zatem nastawienie starsi ludzie powinni przyjąć w pierwszej kolejności? Powinni przyjąć nastawienie pozytywne; powinni być nie tylko roztropni, ale również wielkoduszni. Nie wolno im wykłócać się o różne sprawy z młodymi ludźmi, ale powinni dawać przykład i wskazywać młodym ludziom drogę, bez okazywania im przesadnej surowości. Młodzi ludzie są w gorącej wodzie kąpani i przemawiają z zacięciem, więc nie należy wchodzić z nimi w dyskusję. Są młodzi, niedojrzali i niedoświadczeni, ale po kilku latach zostaną utemperowani. Tak sprawy powinny wyglądać i starsi ludzie powinni to dobrze zrozumieć. Jakie zatem nastawienie, pozostające w zgodzie z prawdą, powinni przyjąć starsi ludzie? Powinni właściwie traktować młode osoby i zarazem nie powinni być aroganccy i zarozumiali, uważając siebie za wyjątkowo doświadczonych i wnikliwych. Powinni uważać siebie za zwykłych ludzi, takich samych jak wszyscy inni – to jest właściwe postępowanie. Starszym ludziom nie wolno pozwolić, by wiek ich ograniczał, ale nie wolno im też przyjmować mentalności osoby młodej. Taka zmiana mentalności nie jest czymś normalnym, ale nie pozwalaj, by twój podeszły wiek cię ograniczał. Nie ulegaj stale takiemu myśleniu: „Ech, jestem stary, nie potrafię zrobić tego czy tamtego, nie potrafię tego powiedzieć. Ponieważ jestem stary, muszą robić to czy tamto, muszę siedzieć w określony sposób i stać w określony sposób, muszę nawet jeść w określony właściwy sposób, aby młodzi to widzieli i nie patrzyli z góry na starsze osoby”. Takie nastawienie jest niewłaściwe i myśląc w ten sposób, dajesz się kontrolować i ograniczać przez pewien rodzaj błędnego myślenia, jesteś w pewnym stopniu sztuczny, fałszywy i nieautentyczny. Nie daj się ograniczać swojemu wiekowi, bądź taki sam jak wszyscy, rób to, co jesteś w stanie robić, i rób to, co powinieneś robić – w ten sposób będziesz mieć normalne nastawienie. Czy to jest jasne? (Tak). Gdy zatem starsi ludzie mają normalne nastawienie, różne negatywne emocje mogące się pojawić w związku z ich podeszłym wiekiem znikają, z czego oni sami nawet nie zdają sobie sprawy; nie będziesz już w te emocje uwikłany, zniknie krzywda, jaką ci wyrządziły, a wtedy twoje człowieczeństwo, rozum i sumienie staną się względnie normalne. Mając normalne sumienie i racjonalność, ludzie mają dobry punkt wyjścia do dążenia do prawdy, wykonywania obowiązków, angażowania się w aktywność i pracę, a osiągane przez nich rezultaty też będą względnie prawidłowe. Po pierwsze, starsi ludzie nie będą ograniczani przez swój podeszły wiek, a będą w stanie dojść do obiektywnej i praktycznej samooceny, robić to, co powinni robić, być tacy sami jak inni oraz wykonywać swoje obowiązki, które powinni wykonywać, najlepiej, jak potrafią. Młodzi ludzie nie powinni myśleć: „Jesteś taki stary, nigdy mi nie ustępujesz, nigdy się o mnie nie troszczysz. Jesteś taki stary, powinieneś być doświadczony, ale nie dajesz mi wskazówek i nie ma z ciebie pożytku. Jesteś taki stary, jak to możliwe, że nie wiek, jak być wyrozumiałym wobec młodych ludzi?”. Czy słuszne są to słowa? (Nie). Nie należy stawiać takich żądań wobec starszych ludzi. Podsumowując, wszyscy ludzie są równi wobec prawdy. Jeśli twoje myślenie jest praktyczne, obiektywne, prawidłowe i racjonalne, to z całą pewnością pozostaje w zgodzie z prawdą. Jeśli nie ulegasz wpływowi obiektywnych warunków, przyczyn, środowisk i innych czynników, jeśli robisz tylko to, co ludzie robić powinni i czego Bóg naucza, wtedy to, co będziesz czynić z pewnością będzie właściwe i odpowiednie, zasadniczo pozostające w zgodzie z prawdą. Nie pogrążysz też się w negatywnych emocjach udręki, niepokoju i strapienia z powodu twojego podeszłego wieku i ten problem zostanie rozwiązany.

Doskonale, na tym zakończę dzisiejsze omówienie. Do zobaczenia!

Przypisy:

a. Tekst oryginalny nie zawiera wyrażenia „Zastanawiają się”.

b. Tekst oryginalny nie zawiera wyrażenia „Zastanawiają się”.

22 października 2022 r.

Wstecz: Jak dążyć do prawdy (2)

Dalej: Jak dążyć do prawdy (4)

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze