Punkt siódmy: Oni są niegodziwi, podstępni i kłamliwi (Część trzecia)

Suplement: Prezenty

Zanim przejdę do tematu głównego tej dyskusji, opowiem Wam historię. Jaką historię powinienem opowiedzieć? Nie ma sensu opowiadać o czymś, co nie będzie mieć wpływu na ludzi, albo nie będzie potrafiło podbudować czy przynieść żadnych korzyści tym, którzy wierzą w Boga, pod względem wkroczenia w życie i poznawania Boga. Jeśli faktycznie mam opowiedzieć jakąś historię, musi ona sama w sobie być budująca – czyli mieć wartość i znaczenie. Posłuchajcie zatem dziś tej historii i przekonajcie się sami, czy jest Wam pomocna i dla Was budująca. Niektóre opowieści są prawdziwe, podczas gdy inne są wytworem wyobraźni, opartym na prawdziwych zdarzeniach. Nie są prawdziwe, ale często można je zaobserwować w życiu, więc nie są oderwane od rzeczywistości. Wymyślone czy nie, wszystkie są ściśle związane z życiem ludzi. Jaki więc jest cel opowiadania takich historii? (Bo może zrozumiemy, jaka jest prawda). Tak właśnie jest: abyście mogli zrozumieć zawartą w nich prawdę – pewne prawdy, które ludziom tak trudno zrozumieć w prawdziwym życiu. Użyjmy opowieści, aby przybliżyć ludziom wiedzę o prawdzie i Bogu oraz ułatwić im zrozumienie prawdy i Boga.

Kiedy przez długi czas mam dużo kontaktu z różnymi ludźmi, dziwne i zabawne sytuacje są nie do uniknięcia. Ta miała miejsce na wiosnę tego roku. W miarę jak zima mijała i zbliżała się wiosna, pogoda stawała się coraz przyjemniejsza. Wszelkiego rodzaju rośliny zaczęły kiełkować i rosnąć z dnia na dzień w słońcu i deszczu. Niektóre z tych roślin były dziko rosnące, a inne uprawiane; część z nich była przeznaczona do spożycia przez zwierzęta, część przez ludzi, a część zarówno przez zwierzęta, jak i ludzi. To była wiosenna sceneria – zielony i tętniący życiem krajobraz. I tu właśnie zaczyna się ta historia. Pewnego dnia zaskoczył mnie wyjątkowy podarek. Jakiego rodzaju podarek? Torebka dziko rosnących roślin. Osoba, od której ją dostałem, powiedziała mi: „To tasznik – jadalny i zdrowy. Można to jeść z jajecznicą”. No dobrze. A potem porównałem to z tasznikiem, który zakupiłem już wcześniej, i gdy tylko to zrobiłem, od razu pojawił się problem. Zgadniecie jaki? Natknąłem się na „tajemnicę”. Zapytacie, jaką tajemnicę. Tasznik z zagranicy wygląda inaczej niż tasznik w Chinach. Czy coś jest tu nie tak? (Tak, jak najbardziej). Gdyby to była ta sama roślina, to powinna przecież wyglądać tak samo. Co więc może przyjść na myśl, gdy zorientujemy się, że wygląda inaczej? Czy to jest faktycznie tasznik, czy nie? Nie byłem pewny. Chyba należało zapytać tę osobę, która dała mi podarek, o co chodziło. Tak więc poszedłem do niej i zapytałem: „Jesteś pewien, że to tasznik?”. Ten człowiek się zastanowił i odpowiedział: „Oj, nie mam pewności, czy to tasznik”. Jeśli on sam nie jest pewien, co to jest, to jak mógł mi to dać jako prezent? Dlaczego odważył się mi to dać? Na szczęście nie zjadłem tego tak po prostu. Po dwóch dniach wiedziałem już na pewno, że to nie był tasznik. Co na to ten człowiek? Powiedział mi: „Jak się domyśliłeś, że to nie był tasznik? Nie mam pewności, ale nie przejmuj się i po prostu nie jedz tego”. Czy coś takiego można zjeść? (Nie można). Nie wolno tego jeść. Czy jeśli powiem: „Ty nie masz pewności, ale ja zaryzykuję i to zjem, bo jesteś bardzo miły”, to będzie to w porządku? (Absolutnie nie). Jakie zatem z natury jest to zachowanie? Czy można nazwać je głupim? (Jak najbardziej). Tak, to byłaby głupota. Na szczęście nie wziąłem tego do ust ani nie wyciągnąłem żadnych konsekwencji wobec tej osoby, więc zapomnieliśmy o całej sprawie.

Po pewnym czasie na polach zaczęły rosnąć dzikie rośliny wszelkiej maści: wysokie i niskie, kwitnące i niekwitnące, o każdym odcieniu i każdego rodzaju. Było ich coraz więcej, rosły coraz gęściej i nabierały kształtów. Pewnego dnia otrzymałem jeszcze jedną paczkę w prezencie od tego samego mężczyzny, ale nie był to tasznik. Zamiast tego była w niej bylica chińska. Ten człowiek był na tyle uprzejmy, że wysłał kolejny prezent wraz z opisem sposobu użycia. „Spróbuj. To bylica chińska. Zapobiega przeziębieniom i można ją jeść z jajecznicą”. Popatrzyłem na zawartość torebki – wyglądało mi to na bylicę roczną. Bylica chińska rośnie w wielu rejonach Chin, a jej listki mają szczególny zapach, a to, co przysłał ten mężczyzna, wcale nią nie było – w ogóle nie przypominało bylicy chińskiej. Listki wyglądały podobnie, ale nie miałem pewności, co to tak naprawdę było. Zapytałem o to mężczyznę, od którego dostałem ten prezent, ale odparł, że nie wie – mówiąc to, całkowicie zlekceważył całą sprawę. Zapytał nawet: „Dlaczego jeszcze tego nie spróbowałeś. Chociaż nie jestem pewien, co to jest, musisz choć trochę spróbować. To jest naprawdę smaczne, sam jadłem”. Nie był pewien, co to jest, ale namawiał mnie do spróbowania. A wy co myślicie, że powinienem był zrobić? Zmusić się do zjedzenia? (Nie). Na pewno nie należało tego próbować, ponieważ osoba, od której to dostałem, sama nawet nie wiedziała, co to jest. Gdybym zaryzykował i to zjadł, aby spróbować czegoś nowego, być może nic by się nie stało, ponieważ osoba, która to zjadła, powiedziała, że nic mi się nie stanie. Co jednak zrobić w sytuacji, w której myślimy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, i nieświadomie to zjemy? Czyż nie jest to działanie na oślep? Jaka osoba robi takie rzeczy bezmyślnie? Tylko ktoś nierozważny i lekkomyślny mógłby tak zrobić – ktoś, kto myśli: „Tak czy inaczej, to nie ma znaczenia. Wystarczy mi, że wiem mniej więcej”. Czy sądzicie, że powinienem tak do tego podejść? (Nie). Dlaczego nie? Istnieje tyle rzeczy, które można jeść. Po co ryzykować i jeść jakąś nieznaną roślinę? W czasach głodu, gdy naprawdę nie ma już jedzenia, można wykopać różne dziko rosnące rośliny, aby spróbować je zjeść, i można wtedy podjąć pewne ryzyko. W takich sytuacjach można zjeść nieznaną roślinę. Ale czy teraz jesteśmy w takiej sytuacji? (Nie). Jest tak wiele rzeczy, które można zjeść, więc po co kopać w poszukiwaniu dziko rosnących roślin? Czy konieczne jest podejmowanie ryzyka tylko dla niewielkich korzyści, które są niewidzialne, nieuchwytne i wyimaginowane? (Nie jest). Postanowiłem więc, że nie zjem podarowanej mi rośliny. Na szczęście nie zjadłem jej i nie zagłębiałem się więcej w tę sprawę. O niej także zapomnieliśmy.

Jakiś czas później ponownie, już po raz trzeci, otrzymałem paczuszkę od tego samego mężczyzny. Tym razem podarunek był wyjątkowy: nie wyrósł w ziemi ani na drzewie. Co to zatem było? Dwa ptasie jajka starannie zapakowane w torebkę, na której widniał napis „Ptasie jajka dla Boga”. Zabawne, prawda? Gdy tylko otworzyłem papierową torebkę, zauważyłem, że skorupki obu jajek mają piękne kolory. Nigdy wcześniej takich nie widziałem, więc nie mogłem stwierdzić, od jakiego ptaka pochodzą. Przyszło mi do głowy, aby sprawdzić to w Internecie, ale nie mogłem znaleźć odpowiednich informacji, ponieważ istniało bardzo wiele jaj o tym wzorze i kolorze. Nie było więc możliwości, aby je zidentyfikować na podstawie wielkości i barwy. Czy ktoś z Was uważa, że był sens pytać tego mężczyzny o to, jaki ptak składa takie jajka? (Nie). A dlaczego nie? (Tego też by nie wiedział). Zgadliście, tego też by nie wiedział. Więc go nie pytałem. Gdybym to jednak zrobił, sprawiłbym mu przykrość i pomyślałby: „Mam dobre intencje i tak bardzo się staram, a Ty ciągle masz wątpliwości. Dlaczego musisz to sprawdzać w Internecie? Daję Ci te jajka, więc po prostu je zjedz!”. Czy uważacie, że powinienem był zjeść te jajka, czy nie? (Nie). Gdyby to wam je dał, zjedlibyście je? (Nie). Ja też nie. Jaja te służą do wylęgu i reprodukcji ptaków. Czyż zjedzenie ich nie byłoby okrutne? (Byłoby). Nie mogłem tego zrobić, więc sprawa ptasich jaj została zapomniana, ale takie rzeczy nadal się zdarzały.

Pewnego dnia natknąłem się na suszącą się na balustradzie bylicę roczną, która wyglądała jak bylica chińska, więc zapytałem siostrę, do czego służy. „To chyba ten sam rodzaj bylicy chińskiej, którą dostałeś od tamtego mężczyzny ostatnim razem” – odpowiedziała. „Bylica chińska usuwa wilgoć i zapobiega przeziębieniom. Nie jesteś wrażliwy na zimno? Mężczyzna ten powiedział, że po ususzeniu zachowa jej trochę dla Ciebie, żebyś mógł użyć jej do moczenia stóp w gorącej wodzie i dzięki temu pozbyć się przeziębienia”. Jak myślicie, jak zareagowałem, słysząc to? Jednym słowem. (Zaniemówiłeś). Właśnie tak, zaniemówiłem. W takich okolicznościach, czy nie powinienem był się zastanowić, jak tej osobie zależało i jak bardzo tak naprawdę się postarał? Jak to możliwe, że zaniemówiłem? Po prostu chodziło o to, że tamta osoba była kilka razy mało spostrzegawcza w tych sprawach, a potem zmieniła swoje podejście, jakby chciała powiedzieć: „Dałem ci rośliny i jajka, ale ich nie zjadłeś, więc wysuszyłem dla Ciebie trochę chińskiej bylicy do kąpieli stóp w gorącej wodzie, aby moje starania nie poszły na marne”. W obliczu takiego przedstawienia sprawy tym bardziej zaniemówiłem. Później mówiłem komuś innemu, że wiele aptek ma teraz w ofercie bylicę chińską. Można kupować do woli. Sprzedawana jest w różnych opakowaniach, produkowana w wielu krajach i poddawana obróbce w higienicznych warunkach. Jest o wiele lepsza od tej przysłanej przez tamtego mężczyznę. Czy więc nie jest marnotrawstwem czasu zbieranie jej na poboczu drogi, a następnie umieszczanie na poręczach, aby wyschła na słońcu? Jeśli sam ją wysuszy i mi ją da, to myślicie, że będę ją chciał? (Nie będziesz). Nie zechcę jej. Z czasem na balustradzie nie było już bylicy, ponieważ to, co powiedziałem, dotarło do niego, i przestał ją wysyłać. Później, gdy na polu pojawiło się więcej dziko rosnących roślin, nie były one już uważane za rzadkie, więc nikt ich do mnie nie wysyłał. I przypuszczam, że ptasie jaja prawdopodobnie wykluły się w międzyczasie i nie mogły być już zbierane, dlatego też od tamtej pory nie otrzymałem więcej ptasich jaj ani dziko rosnących roślin. I to była moja historia.

W opowieści były w sumie cztery przypadki, z których każdy dotyczył rzeczy wysyłanych do Mnie: dwa związane były z wysyłką nieznanych, dziko rosnących warzyw, jeden dotyczył wysłania nieznanych ptasich jaj, a kolejny – suszonych na słońcu okazów wykorzystywanych w tradycyjnej medycynie chińskiej. Mówienie o tych rzeczach może wydawać się nieco niedorzeczne, ale jeśli chodzi o same zdarzenia, jakie są wasze wrażenia po ich wysłuchaniu? Czy jest coś, co powinno się zrozumieć lub wynieść z nich coś dla siebie, jakieś lekcje, z których należy wyciągnąć wnioski? O czym wszyscy myśleliście, kiedy słuchaliście? Czy to, co mówiłem, kierowałem do jakiejś konkretnej osoby? Na pewno nie. Ale z drugiej strony, jeśli nie były skierowane do jakiejś konkretnej osoby, to po co o nich w ogóle mówić? Czy ma to jakieś znaczenie? A może to tylko czcza gadanina? (Nie). Skoro nie są to dla was puste słowa, to czy wiecie, dlaczego o tym wszystkim mówię? Dlaczego ten mężczyzna robił takie rzeczy? W czym upatrywać natury jego zachowania? Jaki motyw za tym stoi? O jakich problemach jest tu mowa? Czy należy je rozpatrywać w jakimś kontekście? Aby zrozumieć prawdę, należy spojrzeć na ludzi i naturę samych zajść w określonym kontekście. Jak sądzicie: czy mężczyzna, który w ten sposób postąpił, miał dobre czy złe intencje? (Dobre). Po pierwsze, jedno jest pewne: miał naprawdę dobre intencje. Co było złego w jego dobrych intencjach? Czy robienie czegoś w dobrej intencji oznacza, że ktoś jest troskliwy? (Niekoniecznie). Jeżeli czyjąś motywacją do zrobienia czegoś są dobre intencje, to czy na pewno nie jest to skalane zepsutym usposobieniem? Tak nie jest. W takim razie pytam was wszystkich: jeśli szanujesz swoich rodziców i jesteś im posłuszny, dlaczego nie miałbyś wysyłać im takich rzeczy do jedzenia? Albo jeśli lubisz i troszczysz się o swoich szefów i przywódców, dlaczego nie miałbyś dawać im takich rzeczy do jedzenia? Dlaczego nie odważyłbyś się tego zrobić? Z obawy, że coś może pójść nie tak. Boisz się zrobić coś, co mogłoby zaszkodzić twoim rodzicom, przywódcom, szefom, ale nie boisz się, że możesz zaszkodzić Bogu? Jakie są twoje intencje? Co kryje się za twoją dobrocią? Czy próbujesz oszukać Boga? Czy próbujesz się z Nim bawić? Czy odważyłbyś się robić takie rzeczy, gdybyś miał do czynienia z Bogiem jako istotą duchową? Czy miałbyś bogobojne serce, gdybyś zobaczył, że ciało Boga jest ciałem zwykłego człowieka, i zamiast się Go bać, odważyłbyś się robić takie rzeczy? Gdybyś nie miał bogobojnego serca, to czy robienie takich rzeczy byłoby naprawdę troską z twojej strony? To nie jest troska: to jest oszukiwanie Boga, igranie z Nim i to jest niezwykle zuchwałe z twojej strony! Jeśli naprawdę jesteś odpowiedzialną osobą, dlaczego nie zjesz i nie spróbujesz czegoś sam, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku, zanim zaniesiesz to Bogu? Jeśli przynosisz to bezpośrednio Bogu, nie jedząc i nie próbując tego samemu, to czy nie jest to igranie z Bogiem? Czy nie czujesz, że w ten sposób obrażasz usposobienie Boże? Czy Bóg może o tym zapomnieć? Nawet jeśli ty o tym zapomnisz, Bóg tego nie zrobi. Kiedy postępujesz w taki sposób, co przychodzi ci wtedy do głowy? Nie skosztowałeś tego i nie masz żadnych dowodów naukowych, a jednak ośmielasz się dać to Bogu. Czy to odpowiedzialne zachowanie? Gdybyś skrzywdził Boga, za co byś odpowiadał? Nawet jeśli prawo nie rozprawiłoby się z tobą, Bóg karałby cię przez wieki. Nie uważasz nawet, że to badziewie jest wystarczająco dobre, by dać je niewierzącym przywódcom i urzędnikom, i sądzisz, że to byłoby niegodne, więc jakie masz intencje, ofiarowując to Bogu? Czy Moja wartość jest tak znikoma? Gdybyś dał swojemu szefowi torbę dziko rosnącej żywności, co on by pomyślał? „Czy tylko tyle jestem wart? Ludzie dają mi pieniądze i markowe rzeczy, a ty dajesz mi garść chwastów?” Czy byłbyś w ogóle w stanie to zrobić? Z pewnością nie. Ale gdybyś to zrobił, czym byś się martwił? Pierwsze, o czym musisz pomyśleć, to: „Co mój szef lubi? Czy on tego potrzebuje? Jeśli tego nie potrzebuje, a ja mu to dam, czy zatruje mi życie? Czy będzie mnie nękał i dręczył w pracy? Jeśli sprawa stanie się poważna, czy zwolni mnie pod jakimś pretekstem albo po tym, jak mnie podpuści?”. Czy myślisz o którejkolwiek z tych rzeczy? (Ja tak). Jeśli chcesz zrobić przyjemność swojemu szefowi, co powinieneś dać mu w pierwszej kolejności? (Coś, co lubi). Ale podarowanie mu czegoś, co lubi, to jeszcze nie wszystko. Jeśli na przykład w tej chwili potrzebny jest mu kubek, czy możesz wydać 5 czy 10 zł, aby mu go kupić? (Nie). Musisz sprezentować coś ze złota lub srebra, coś, co się nadaje na prezent. Po co dawać mu coś, co samemu niechętnie by się kupiło? (Aby go zadowolić). W jakim celu chcesz mu sprawić przyjemność? Po pierwsze, może cię wziąć pod swoje skrzydła, a dzięki władzy, którą sprawuje, może cię bronić i sprawić, że twoje stanowisko i wynagrodzenie będą stabilne i bezpieczne. A przynajmniej nie będzie ci utrudniał życia. Tak więc, nigdy nie podarujesz mu garści dziko rosnącej i nieznanej zieleniny. Czyż nie tak? (Zgadza się). Nie możesz tego zrobić nawet swojemu szefowi, więc czemu człowiek, który dał Mi chwasty, postąpił tak wobec Mnie? Czy pomyślał o konsekwencjach? No na pewno nie. A dlaczego nie? Niektórzy powiedzieliby: „Ty nie będziesz nas przecież dręczył”. I to tyle? Bo nie zamierzam uprzykrzać mu życia? Czy o to chodzi? Jak to się stało, że odważył się na coś takiego? (Uważał, że jego intencje są dobre). To prawda – on ukrył całą swoją brzydotę i niegodziwość pod dobrymi intencjami, co oznacza: „Mam wobec ciebie dobre intencje, a inni nie! Spójrz na te wszystkie dziko rosnące warzywa. Kto je wykopał dla Ciebie? Czyż nie ja?”. Co to za postawa? Jaka to mentalność? Czy takie dobre intencje są zgodne z człowieczeństwem? Jeśli nie są zgodne nawet z człowieczeństwem, to czy mogą być zgodne z prawdą? (Nie mogą). Nie mogą bardziej mijać się prawdą! Czym są takie dobre intencje? Czy są to naprawdę dobre intencje? (Nie). Z jakiego rodzaju postawą się one wiążą? Z jakiego rodzaju nieczystością i z jaką istotą? Nawet wy, młodzi ludzie, którzy niewiele widzieliście, rozumiecie, że nie można po prostu dawać prezentów swojemu szefowi w dowolny sposób; trzeba myśleć o konsekwencjach. Jeśli więc szczególnie doświadczony mężczyzna po czterdziestce lub pięćdziesiątce daje Mi takie rzeczy, to jakiej, według was, natury jest to postępowanie? Czy warto tu o tym w ogóle dyskutować? (Tak, warto). Skoro już wszystko zostało powiedziane i zrobione, jaką to ma naturę? Mężczyzna beztrosko dał Mi trochę dziko rosnącej zieleniny, prosząc o jej zjedzenie, nie wiedząc nawet, czym ona jest. Kiedy powiedziałem, że nie przypomina tego rodzaju dziko rosnącej zieleniny, o której mówił, co prędzej poradził mi, żebym tego nie jadł – a i to jeszcze nie wszystko. Przysłał Mi do zjedzenia inne gatunki dziko rosnących roślin. Nie wziąłem ich do ust, a on powiedział: „Spróbuj, są pyszne. Ja je jadłem”. Jaka to jest postawa? (Bez szacunku i nieodpowiedzialna). Właśnie tak. Czy czujecie, jaka to postawa? (Tak). Czy towarzyszą jej dobre intencje? Nie ma tu nic, co można by nazwać dobrymi intencjami! Ten człowiek złapał coś na chybił trafił, co nawet nic nie kosztowało, a następnie włożył to do plastikowej torby i dał Mi, prosząc, bym to zjadł. Nawet gdybyś zebrał trochę dziko rosnącej zieleniny, aby nakarmić owce i króliki, musiałbyś się zastanowić: „Czy zwierzęta się nie zatrują, jeśli to zjedzą?”. Czy nie jest to coś, co powinieneś rozważyć? Jeśli nie chciałbyś podejmować ryzyka podczas karmienia zwierząt gospodarskich, to jak możesz po prostu wziąć jakąkolwiek zieleninę i dać Mi ją do zjedzenia? Co to za usposobienie? Jaka jest natura problemu? Rozumiecie? Jeśli ta osoba traktuje Mnie w taki sposób, to jak waszym zdaniem potraktowałby swoich podwładnych albo kogoś, kogo uważa za pierwszą lepszą osobę z ulicy? To tylko przypadkowa zabawa. Co to za usposobienie? Jest niegodziwe i złośliwe. Czy można taką osobę uznać za dobrego człowieka? (Nie, nie można.) Nie można jej uznać za dobrego człowieka. Nie traktować poważnie ludzkiego ciała i życia, narażać je na ryzyko i nic potem nie czuć, nie mieć absolutnie żadnych wyrzutów sumienia, ale być w stanie robić to samo raz za razem: to naprawdę dziwne.

Na początku tej opowieści, powiedziałem kilka słów, na które być może nie zwróciliście uwagi. Powiedziałem, że niektóre z tych dziko rosnących roślin nadawały się do spożycia przez ludzi, niektóre były przeznaczone do spożycia przez zwierzęta, a jeszcze inne nadawały się i dla ludzi, i dla zwierząt. To znane stwierdzenie i ma swoje źródło. Czy wiesz, skąd się wywodzi? Jest to aluzja do pewnej historii. Chodzi o człowieka, który dał mi te kilka podarunków w powyższej opowieści. Ten człowiek był odpowiedzialny za uprawę i zasadził trzy rodzaje kukurydzy. Jakie trzy rodzaje? Taki, który jedzą ludzie, taki, który jedzą zwierzęta, i taki, który jedzą zarówno ludzie, jak i zwierzęta. Te trzy rodzaje kukurydzy są dość interesujące. Czy kiedykolwiek o nich słyszeliście? Nie, no i ja też pierwszy raz o nich słyszę, ponieważ są rzadkością. Przez nieodpowiedzialność ludzi, którzy je sadzili, rezultat był taki, że pomylono te trzy rodzaje kukurydzy – tę przeznaczoną dla zwierząt jedli ludzie, a ta, która miała być dla ludzi, została podana zwierzętom. Po spożyciu kukurydzy wszyscy narzekali, że była niesmaczna, że nie smakowała jak zboże i że miała trochę trawiasty smak. Co takiego zrobili ludzie, którzy zasiali kukurydzę? Z powodu nieodpowiedzialnego wykonywania swoich obowiązków pomieszali to, co było przeznaczone do spożycia przez ludzi, z tym, co było przeznaczone do spożycia przez zwierzęta, tak że nikt nie był w stanie tych ziaren od siebie odróżnić i musieli kupić więcej nasion i zasiać je od nowa. Jak myślicie, w jaki sposób wykonano tę pracę? Czy tacy ludzie nie kierują się żadnymi zasadami, kiedy coś robią? (Nie kierują się). Czy przy okazji swoich działań szukają prawdy? (Nie). Z takim podejściem do tego, co robią, będąc tak lekceważącymi i nieodpowiedzialnymi wobec wszystkich, co ludzie tacy jak oni myślą o wierze w Boga? Jakie jest ich podejście do prawdy? Jak wielką wagę ma dla ich serc prawda? Jak ważna jest tożsamość Boga? Czy oni to wiedzą? (Nie wiedzą). Czy nie powinni wiedzieć o tak ważnych sprawach? Dlaczego więc nie wiedzą? Ma to związek z ich usposobieniem. Jakie to usposobienie? (Jest nim niegodziwość). Jest to niegodziwość i niechęć do prawdy. Ci ludzie nie są świadomi natury tego, co robią, i nigdy nie starają się zastanawiać ani szukać odpowiedzi, ani też nie analizują siebie po zrobieniu czegoś. Zamiast tego robią, co chcą, myśląc, że tak długo, jak mają dobre i właściwe intencje, nie potrzebują nikogo, kto by ich nadzorował lub krytykował. Uważają, że ich obowiązki i zobowiązania zostały wypełnione. Czy tak jest? Część ludzi mówi: „Rozumiemy historię, którą nam opowiedziałeś, ale nadal nie pojmujemy tego, co najbardziej nas martwi, a mianowicie: jaki jest Twój stosunek do tego rodzaju spraw? Jaka jest Twoja postawa wobec osoby, która robi takie rzeczy? Czy złości Cię, wzgardzisz taką osobą i poczujesz do niej odrazę? A może lubisz taką osobę?”. (To kwestia wstrętu). Czy tego rodzaju sprawy nie powinny budzić wstrętu? (Powinny). Co byś pomyślał, gdyby coś takiego tobie się przytrafiło? Załóżmy, że od życzliwej osoby wciąż i wciąż dostajesz nieznane ci wcześniej produkty, i usilnie stara się ona przekonać cię do nich: „Zjedz je, są dobre dla zdrowia. Zjedz je, utrzymają cię w dobrej kondycji. Zjedz je, poprawiają wygląd i witalność. Lepiej mnie posłuchaj!”. Co byś pomyślał, gdyby po sprawdzeniu okazało się, że te produkty nie mają żadnej wartości? (Gdyby chodziło o mnie, prawdopodobnie nie chciałbym już zawracać sobie głowy taką osobą. Byłbym zirytowany i oniemiały – towarzyszyły mi tego rodzaju uczucia). Takich ludzi powinno się nienawidzić i brzydzić się nimi. Co jeszcze? Czy należy czuć złość, smutek lub boleść? (Nie ma sensu). Prawda, że nie ma sensu? Czyż nie ma ludzi, którzy mówią: „Ta osoba prawdopodobnie zrobiła to, ponieważ nie rozumie prawdy”? Większość ludzi nie rozumie prawdy, a jednak ilu z nich jest zdolnych do robienia tego typu rzeczy? Czyż ludzie nie różnią się między sobą? (Tak). Ludzie są różni. Tak samo jest w stosunkach międzyludzkich. Kiedy dochodzi do wymiany dóbr materialnych, niektórzy ludzie szukają uczciwości i rozsądku. Nawet jeśli ci ludzie pozwolą drugiej stronie się trochę wykorzystać, nie ma to dla nich znaczenia – w ten sposób ich relacja trwa; oni posiadają człowieczeństwo i czują, że bycie w mniej korzystnej sytuacji nie jest wielką trudnością. Niektórym jednostkom natomiast brak człowieczeństwa i zawsze lubią wykorzystywać ludzi. Ich relacje z innymi mają na celu wyłącznie czerpanie korzyści i zysków kosztem innych. Jeśli mogą mieć z ciebie jakiś pożytek, będą cię zadowalać i utrzymywać z tobą więź, jednak gdy nie będą mogli tego zrobić, odtrącą cię. Nie okazują szczerości wobec ciebie, tacy ludzie nie mają człowieczeństwa.

Co myślicie o ludziach, którzy dają prezenty, tak jak w dzisiejszej historii? Powiedz, po co tego typu ludzie obdarowują innych? Czy jest to zbieg okoliczności? Gdyby zdarzyło się to raz na przestrzeni wielu lat, mógłby to być zbieg okoliczności, ale czy wciąż można to uznać za zbieg okoliczności, jeśli ta sama sytuacja powtarza się cztery razy w ciągu kilku miesięcy? (Nie można). Zachowanie tej osoby wcale nie było przypadkowe. Ponadto ten rodzaj usposobienia trudno nazwać chwilowym przejawem zepsucia. Jaka więc była natura tego zachowania? Jak powiedzieliśmy wcześniej, to zachowanie było lekceważące, nieodpowiedzialne, lekkomyślne, pochopne i impulsywne oraz bardzo niekulturalne. A więc dlaczego to zrobił? Dlaczego nie podarował tych produktów innym, a jedynie Mnie? To przez moją odmienną tożsamość oraz niecodzienny status otrzymałem te dary. Czy w związku z tym intencje człowieka, który mi je ofiarował, i charakter tego, co zrobił, są oczywiste? Jaki był jego cel? (Aby się przypodobać). To prawda. Jakimi słowami najtrafniej można opisać takie przypochlebianie się? To tania sztuczka: przypochlebianie się i oportunizm. Jest to sprytny sposób na przypodobanie się tobie. Taka osoba zwabi cię w pułapkę, którą zastawiła, a ty nawet się nie spostrzeżesz, zaczniesz mieć o niej dobre mniemanie, podczas gdy w rzeczywistości ona nie jest w najmniejszym stopniu szczera – chce osiągnąć własne cele bez płacenia żadnej ceny. Robi to bez głębszego zastanowienia się nad konsekwencjami i po prostu daje ci coś, co zdobyła za darmo, zabiegając o twoje zadowolenie i sprawiając wrażenie troskliwej. Co to tak naprawdę oznacza? Oznacza to, że nie wydając ani grosza, ten człowiek chce sprawić, że poczujesz się, jakbyś odniósł niesamowite korzyści jego kosztem, więc ewidentnie ma cię za głupca. Czyż nie takie jest tego znaczenie? On myśli sobie: „Nie wydam ani grosza i nie zamierzam się wysilać, nie jestem w stosunku do ciebie szczery. Po prostu dam ci coś, przez co mnie zapamiętasz, abyś myślał, że jestem miły, troskliwy i lojalny oraz że mam w sercu miłość do Ciebie”. Wmówienie ci, że taki właśnie jest, jest tanią sztuczką, a także oportunizmem. Posługiwanie się najpospolitszą niby-uprzejmością, by uzyskać największe korzyści i wygody bez szczerości lub płacenia jakiejkolwiek ceny, jest tanią sztuczką. Czy ktoś z was zrobiłby coś takiego? Każdy to robi – po prostu nie zrobiliście tego samego, co on, ale zrobilibyście to, gdyby tylko nadarzyła się okazja. To pierwszy wniosek, do jakiego doszedłem w kontaktach z tego typu ludźmi, a mianowicie, że są bardzo dobrzy w stosowaniu tanich chwytów. To nie w Boga wierzą; idą za kimś, kto według nich przyniesie im korzyści, pobłogosławi ich i za kim warto podążać. Ten jeden incydent całkowicie obnażył wiarę tego typu człowieka i prawdę o tym, jaki on faktycznie jest. Zrozumienie miłości, lojalności i poddania się Bogu przez takich ludzi jest zbyt uproszczone i chcą oni posłużyć się metodą taniego podstępu, aby zyskać Bożą aprobatę i otrzymać błogosławieństwa. Czy są szczerzy wobec Boga? Czy są bogobojni w jakikolwiek sposób? (Nie są). Zatem inne rzeczy są tym bardziej wykluczone. To jest pierwszy wniosek, do jakiego doszedłem. Czy waszym zdaniem mam rację? (Tak). Czy niesprawiedliwie go szufladkuję? Czy robię z igły widły? Zdecydowanie nie. Biorąc pod uwagę jego istotę, sprawa jest znacznie poważniejsza. On oszukuje Boga i igra z Nim, o ile to nie jest coś gorszego.

Drugi wniosek, jaki nasunął mi się na myśl, dotyczy tego, co można zobaczyć u takich ludzi. Straszne jest ludzkie serce! Powiedz Mi, czym jest ta potworność? Dlaczego mówię, że ludzkie serce jest straszne? (Ta osoba przymila się Bogu, żeby spełnić swoją intencję i swoje pragnienie otrzymania błogosławieństw. Przy czym jest nieodpowiedzialny i nie bierze pod uwagę tego, co stanie się z ciałem Boga po zjedzeniu tych rzeczy lub jakie będą tego konsekwencje. Zawsze będzie rozważał następstwa tego, czym karmi swoją rodzinę, ale kiedy daje coś do zjedzenia Bogu, w ogóle nie zastanawia się, jakie będą tego konsekwencje. Robi to wyłącznie po to, żeby osiągnąć własne cele, przymilając się do Boga uczciwymi czy też nikczemnymi sposobami. Widać, że jest człowiekiem wyjątkowo samolubnym i podłym, że w jego sercu nie ma miejsca na Boga i że nie traktuje Boga jak Boga). Czy w domyśle nie oznacza to, że nie traktuje Mnie jak człowieka? Czy można to tak ująć? (Można). Co za straszne intencje! (Tak, nie oszukałby Boga, nawet gdyby traktował Boga jak własnego krewnego). To jest naprawdę straszne. Gdyby ktoś był twoim przyjacielem, to potraktowałby cię w ten sposób? Nie potraktowałby. Powiedziałby ci, co nadaje się do spożycia, a gdyby zjedzenie czegoś miało wywołać niepożądane skutki uboczne, kategorycznie odradzałby ci zjedzenie tego. To coś, co mogą zrobić nawet przyjaciele. Ale czy ta osoba może to zrobić? Nie. Skoro Mnie zrobił coś takiego, z pewnością zrobiłby to i wam. Jakie jeszcze inne okropieństwa są z nim związane? (Jest niezwykle wyrachowany. Tuszuje to powierzchowną serdecznością, ale w głębi duszy knuje, jak wyciągnąć dla siebie jak najwięcej korzyści jak najmniejszym kosztem. Jest to odrażające). Dobrze jest zobaczyć to w ten sposób. Wcześniej była mowa o jego samolubnej stronie, a to teraz odnosi się do jego intryg. Nawiązując do tego, co wszyscy powiedzieliście, skąd biorą się te rzeczy, które siedzą głęboko w człowieku, te rzeczy, które wynikają z jego człowieczeństwa, rzeczy, które człowiek jest w stanie lub których nie jest w stanie dotknąć, a które inni być może zobaczą i zrozumieją? Czy są one wpajane przez rodziców? Naucza się ich w szkole? Są kształtowane przez społeczeństwo? Skąd się biorą? Jedno jest pewne: są czymś wrodzonym. Dlaczego to mówię? Z czym związane są cechy wrodzone? Są one związane z istotą czyjejś natury. Czy więc jego myślenie to długa i przemyślana premedytacja czy też nagły kaprys? Czy natchnieniem było coś, co zobaczył u kogoś innego, czy też wymagały tego pewne okoliczności? A może to ja poinstruowałem go, by tak zrobił? Nic z tych rzeczy. I choć te pozornie błahe rzeczy mogą wydawać się zwyczajne, natura leżąca u podstaw każdej z nich jest wręcz niezwykła. Czy człowiek, który zrobił te rzeczy, był w stanie uświadomić sobie konsekwencje swoich czynów? Nie był. Dlaczego nie? Przypuśćmy, że na straganie kupujesz coś taniego dla swojego szefa. Zanim mu to dasz, musisz chyba ocenić sytuację i zadać sobie pytania: „Czy szef może tę rzecz znaleźć na straganie? Czy może znaleźć w Internecie, ile to kosztuje? Czy ktoś inny może mu zdradzić cenę tego przedmiotu? Co on sobie o mnie pomyśli, gdy to zobaczy?”. Czy nie są to właśnie kwestie, które trzeba rozważyć? Najpierw przemyśleć, a dopiero potem kupić. Gdybyś po dokonaniu oceny uznał, że podarowanie tego przedmiotu będzie miało przykre konsekwencje, to czy mimo wszystko obdarowałbyś nim szefa? Z pewnością nie. Jeżeli uznałbyś, że obdarowanie szefa tą rzeczą byłoby nie tylko mało kosztowne, ale także sprawiłoby mu radość, to z całą pewnością byś mu to dał. Jednakże mężczyzna w tej opowieści nie poddał ocenie żadnej z tych rzeczy, więc co on sobie myślał? Jedyne, co przyszło mu do głowy, to to, że był to jedyny sposób na osiągnięcie jego własnych celów. Analizując to teraz, wyłania się natura tej sprawy. Co można w niej dostrzec? Drugim wnioskiem płynącym z kontaktu z ludźmi jest stwierdzenie, że ich serca są straszne. Czy można wyciągnąć wniosek na temat zepsutego usposobienia, jakie wykazują tacy ludzie, niezależnie od tego, czy jest ono zamierzone, czy mimowolne? Co czyni ludzkie serce tak strasznym? Czy to z powodu tego, że nie jest ono zbyt wrażliwe? Osobie pozbawionej wrażliwości brakuje zdolności postrzegania. Czy trafne zatem byłoby określenie ich jako mało wrażliwych? (Nie byłoby). Czy powodem jest więc niewiedza? (Nie jest). Czemu zatem należy przypisać główną przyczynę? Trzeba by ją przypisać nikczemnemu usposobieniu ludzi. Muszę wam powiedzieć, w czym tkwi potworność ludzka: w tym, że ich serca zamieszkują demony. Co wy wszyscy o tym myślicie? Dlaczego mówię, że demony mieszkają w sercach ludzkich? Jak to rozumieć? Czy nie sądzicie, że jest to straszne stwierdzenie? Czy nie ogarnia was strach, gdy je słyszycie? Wcześniej nie myśleliście, że w waszych sercach zamieszkują demony. Myśleliście jedynie, że macie zepsute usposobienie, ale nie wiedzieliście, że zamieszkują w was demony. Teraz już wiecie. Czyż to nie jest poważny problem? Czy sądzicie, że mam rację? (Masz). Czy nie to stanowi źródło problemu? (Stanowi). Zastanów się, dlaczego powiedziałem, że demony mieszkają w sercach ludzi. Pomyśl o tym: czy osoba kierująca się sumieniem i rozumem oszukałaby Boga w ten sposób? Czy to jest poddanie się Bogu? Jest to przeciwstawianie się Bogu z szeroko otwartymi oczami i nietraktowanie Go w ogóle jak Boga. Skoro Bóg zstąpił na ziemię, aby zbawić ludzkość, jak zatem wygląda relacja między człowiekiem a Bogiem? Czy jest to relacja przełożony-podwładny? Przyjaźń? Rodzina? Jaki tak naprawdę jest to rodzaj relacji? Jak obchodzisz się z tą relacją i jak do niej podchodzisz? Jakie nastawienie powinieneś mieć, angażując się w relację z Bogiem i ją rozwijając? Co powinieneś nosić w swoim sercu, aby dobrze układać swoją relację z Bogiem? (Strach). Nierealne wydaje się, żeby strach dotyczył każdego. (Przerażenie). Nie można zbudować przerażenia. Jeśli traktujesz Mnie jak zwykłego człowieka – jak znajomego, z którym nie rozumiesz się zbyt dobrze, i kogo jeszcze nie można uznać za przyjaciela – to jak nasze wzajemne relacje mogą być harmonijne i przyjazne? Osoba z poczuciem własnej świadomości powinna znać właściwe postępowanie w takiej sytuacji. (Potrzebny jest szacunek). To jest niezbędne minimum. Wyobraź sobie, ze spotykają się dwie osoby: nie zapoznały się jeszcze ze sobą i nie znają swoich imion. Jeśli jedna z nich widzi, że ta druga jest naiwna, i ma ochotę się nią pobawić, czy to nie jest gnębienie? Czy jeśli nie ma choćby krzty szacunku, to czy zachowały się resztki człowieczeństwa? Aby ludzie mogli się ze sobą dogadać, niezależnie od ewentualnych sporów czy konfliktów, muszą przynajmniej się nawzajem szanować. Szacunek jest elementarnym pojmowaniem tego, co oznacza bycie człowiekiem, a między wszystkimi istotami ludzkimi obowiązuje minimum szacunku. Czy więc ten szacunek istnieje, kiedy ludzie wchodzą w interakcje z Bogiem? Jeżeli nawet nie jesteś w stanie dojść do tego poziomu, to na czym, według ciebie, tak naprawdę polega twoja relacja z Bogiem? Nie ma zatem żadnej relacji – nawet takiej jak z osobą z zewnątrz. Z tego względu ofiarodawca mógł potraktować Boga w ten sposób: nie tylko nie uszanował Boga, ale także chciał Go oszukać. W głębi serca nie czuł, że Bogu należy się szacunek ani że należy uważnie i skrupulatnie zadbać o Jego zdrowie i konsekwencje spożywania przez Niego darów – te rzeczy nie wchodziły w zakres jego rozważań. Wystarczało mu samo stosowanie sztuczek, aby oszukać Boga, by mu sprzyjał. Najlepszą rzeczą dla niego była możliwość oszukania Boga. Tym właśnie było jego serce. Czyż to nie okropne, gdy człowiek ma takie serce? To straszne!

Niektórzy ludzi wierzą w Boga i na pozór podążają za Nim. Ale czy w głębi serca kiedykolwiek zastanawiali się nad ścieżką, którą obrali, i nad ceną, jaką zapłacili? Czy przyjrzeli się i sprawdzili, czy wypełniają obowiązki powierzone im przez Boga? Czym dokładnie wyraża się postawa ludzi wobec Boga? Sądząc po różnych celowych lub mimowolnych przejawach zachowania ludzi, a nawet ich najskrytszych intrygach, nie wspominając już o wszystkich skłonnościach ujawnianych w ramach tych postaw wobec Boga, co właściwie ludzie zrobili dla Boga? Pomijając kwestię ponoszenia kosztów i dokładnego rozpatrywania spraw korzystnych dla siebie, jakie są postawy ludzi wobec Boga i co Mu oferują? Nic poza intrygami, wyrachowaniem, asekuranctwem i pogardliwą postawą. Pogarda to nastawienie, a jakie zachowanie wynika z tego nastawienia, jeżeli wyrazić je czasownikiem? „Ośmieszać”. Czy kiedykolwiek słyszeliście o tym słowie? (Słyszeliśmy). „Ośmieszać” to nieco formalny termin. A jak można wyrazić to potocznym językiem? Mówimy „dokuczać”, „płatać komuś figle”, „nabijać się z kogoś”. Sprawiasz wrażenie niepozornego, zdajesz się być bez skazy; w ich oczach jesteś nikim, a oni ośmielają się otwarcie z ciebie drwić – co to za usposobienie? Czy w sercu kogoś o takim usposobieniu mieszka anioł czy demon? (Demon). To jest demon. Jeśli mogą traktować Boga w ten sposób, to czym naprawdę są? Czy potrafią wcielać w życie słowo Boże? Czy potrafią podporządkować się słowom Boga? Na przykład ktoś taki, jak człowiek, który przysłał mi te dary – on nie poszukuje prawdy ani nie rozumie Bożych intencji. Nie ma najmniejszego pojęcia o tym, czego Bóg żąda od człowieka, co Bóg chce zobaczyć ani co Bóg chce od człowieka uzyskać. Jest jak ktoś, kto wchodzi w interakcje ze swoim szefem, skupiając się na tym, by mu się przypodobać i oszukać go, traktując go w dowolny sposób, który pozwoli mu osiągnąć jego cele – czym tak naprawdę żyje taka osoba? Żyje lizusostwem, prowadząc godne pogardy życie poprzez płaszczenie się przed swoimi przywódcami. Dlaczego zaoferował Mi taką „troskę” i „życzliwość”? Nie mógł się powstrzymać, prawda? Czy mógł przewidzieć, jak się z tym poczuję? (Nie). Racja, nie zrozumiał. Kompletnie brakuje mu normalnego ludzkiego umysłu. Nie wiedział ani nie dbał o to, jak mogę postrzegać, definiować lub oceniać jego zachowanie i usposobienie. Na czym mu zależy? Troszczy się o to, jak się do Mnie garnąć, by osiągnąć swoje cele, a potem pozostawić po sobie dobre wrażenie. Taka jest jego intencja, gdy chodzi o różne sprawy. Jaki to rodzaj człowieczeństwa? Czy tak postąpiłaby osoba o prawdziwym sumieniu i rozsądku? Żyjesz już tyle lat, więc powinieneś to zrozumieć: po pierwsze, nie potrzebuję twojego lizusostwa. Po drugie, nie potrzebuję, abyś Mi cokolwiek ofiarowywał. Po trzecie, i co najważniejsze, powinieneś zrozumieć, że bez względu na to, co robisz, bez względu na to, jakie są twoje intencje i cele oraz jaka jest natura tego, co robisz, Ja to wszystko definiuję i wyciągam wnioski. To nie jest kwestia tego, że coś zrobisz, i po sprawie; wręcz przeciwnie, muszę jasno widzieć twoje intencje i motywy. Patrzę jedynie na twoje usposobienie. Niektórzy pewnie powiedzą: „Jesteś taki surowy dla ludzi!”. Naprawdę? Wcale tak nie sądzę. Ponieważ wcale nie jestem surowy, to niektórzy próbują wykorzystać tę sytuację. Czyż nie tak właśnie jest? Gdy tylko jacyś ludzie wchodzą ze Mną w kontakt, zastanawiają się: „Postrzegam cię jako zwykłą osobę. Nie ma potrzeby zwracać na ciebie większej uwagi. Jesteś taki sam jak ja: też jesz trzy posiłki dziennie i nie widzę, żebyś miał jakąś władzę czy moc. Nie będziesz miał nic do powiedzenia, bez względu na to, jak cię potraktuję. Co możesz mi zrobić?”. Co to za sposób myślenia? Skąd się bierze? Pochodzi z danego usposobienia. Dlaczego ludzie mają takie usposobienie? To stąd, że ich serca zamieszkują demony. Gdy w ich sercach mieszkają demony, bez względu na to, za jak wielkiego uważają Boga, bez względu na to, jak szlachetny jest ich zdaniem Boży status, bez względu na to, jak wierzą, że Bóg objawia prawdę, by zbawić ludzi, bez względu na to, jak bardzo słowem wyrażają swoją wdzięczność i bez względu na to, jak okazują gotowość, by cierpieć i płacić cenę, gdy nadejdzie czas, by wypełnić swój obowiązek, demony będą rządzić w ich sercach i to demony zabiorą się do dzieła. Jaka osoba, w twoim mniemaniu, ośmiela się oszukiwać Boga i nawet z niego drwić? (Demon). To demon, tego można być pewnym.

W naszej wcześniejszej społeczności, na podstawie którego dialogu między szatanem a Bogiem możemy dostrzec usposobienie szatana? I rzekł Bóg do szatana: „Skąd przybywasz?”. Co odrzekł szatan? („Z krążenia po ziemi i z przechadzania się po niej” (Hi 1:7)). Cóż to za mowa? (Demoniczna mowa). To jest demoniczna mowa! Jeśli szatan traktowałby Boga jako Boga, powiedziałby: „Bóg zapytał mnie, skąd przychodzę, więc mu kulturalnie odpowiem”. Czy tak nie jest rozsądnie? (Jest). Jest to zdanie zgodne z normalnym ludzkim myśleniem: pełne zdanie, gramatyczne i łatwe do zrozumienia. Czy to właśnie powiedział szatan? (Nie). To co powiedział? „Z krążenia po ziemi i z przechadzania się po niej”. Czy rozumiecie to zdanie? (Nie). Aż do tej pory nikt nie rozumie, co to znaczy. Skąd więc nadchodził szatan? Co to znaczy przemierzanie ziemi? Skąd i dokąd? Czy istnieją jakieś jednoznaczne odpowiedzi na te pytania? Do dziś ci, którzy interpretują Biblię, nie są w stanie ustalić, skąd tak naprawdę przyszedł szatan, ani ile czasu zajęło mu dotarcie przed oblicze Boga i przemówienie do Niego; nic z tych rzeczy nie jest nam wiadome. Jak więc szatan mógł odpowiedzieć na pytanie Boga takim tonem i takim językiem? Czy Bóg zadał mu to pytanie z powagą? (Zadał). Czy szatan odpowiedział w podobny sposób? (Nie odpowiedział). Jaką postawę przyjął, odpowiadając Bogu? Postawę drwiny. To tak, jakbyś zapytał kogoś: „Skąd jesteś?”, a ta osoba odpowiedziałaby: „Zgadnij”. „Jak mam zgadnąć?”. On wie, że ty nie zgadniesz, ale mimo to cię do tego zmusza. Po prostu się wygłupia. To postawa, którą określa się jako pogrywanie z kimś lub ośmieszanie go. Szatan nie jest szczery i nie chce, byś o tym wiedział; chce tylko płatać ci figle i żartować z ciebie. Szatan ma właśnie takie usposobienie. Powiedziałem, że niektórzy ludzie mają demony zamieszkające ich serca; czy nie tak właśnie traktują Boga? Patrząc na ich pozorne działania, załatwianie spraw, a czasami znoszenie pewnych trudności i płacenie małej ceny, nie wydawaliby się takimi ludźmi; wydaje się, że mają Boga w swoich sercach. Ale z ich postawy wobec Boga i prawdy widać, że to, co mieszka w ich sercach, to demon, i to tyle na ten temat. Nie potrafią nawet bezpośrednio odpowiedzieć Bogu na pytanie – są to ludzie, którzy kręcą się w kółko, kluczą, wiją jak węże i nie potrafią udzielić odpowiedzi ani wyjaśnić, co mają na myśli. Co to są za ludzie? Czy mogą być szczerzy w swoim traktowaniu Boga? Biorąc pod uwagę postawę pogardy i lekceważenia, z jaką traktują Boga, czy tacy ludzie mogą praktykować słowa Boga jako prawdę? (Nie). Dlaczego nie? Ponieważ ich serca zamieszkują demony. Czyż nie tak? (Tak, w ogóle nie traktują Boga jak Boga). Na tym polega niegodziwość tych ludzi. Ich niegodziwość polega na myśleniu, że Boża uczciwość, pokora, normalność i realność, które widzą, nie są tym, co czyni Boga pięknym – ale czym w takim razie są? Uważają, że są to wady Boga; że są to obszary, które sprawiają, że ludzie są podatni na rodzące się wyobrażenia; że są to największe niedoskonałości Boga, w którego wierzą; że są to braki, problemy i wady. Jak należy traktować takich ludzi? To jest sposób i postawa, z jakimi traktują Boga; jest to haniebne dla Boga, ale co z nimi samymi? Czy odnoszą z tego jakąś korzyść? Jest to również obraza dla nich samych. Dlaczego tak mówię? Gdyby tobie jako przeciętnemu człowiekowi ktoś przypadkowo dał coś do zjedzenia, a ty wziąłbyś to i zjadł jak głupiec, nie dbając o szczegóły i nawet nie pytając, o co w tym wszystkim chodzi, czy nie oznaczałoby to, że czegoś brakuje w twoim człowieczeństwie? Czy osoba, której czegoś brakuje w jej człowieczeństwie, jest normalną osobą? Nie. Gdyby wcielony Chrystus nie posiadał nawet normalnego człowieczeństwa tego rodzaju, czy nadal byłby godny czyjejkolwiek wiary? Nie byłby. Jakie są oznaki człowieczeństwa wcielonego Boga? Jego racjonalizm, myślenie i sumienie są jak najbardziej normalne. Czy posiada zdolność osądzania? (Tak). Gdybym tego nie miał, gdybym był tylko bezmyślnym móżdżkiem bez zdrowego rozsądku i wglądu, niezdolnym do myślenia o wydarzeniach, które Mnie spotykają, czy nadal mógłbym być uważany za normalną istotę ludzką? Oznaczałoby to ułomne, a nie normalne człowieczeństwo. Czy taką osobę można nazwać Chrystusem? Czy Bóg, wcielając się, wybrałby takie ciało? (Nie). Z pewnością nie. Gdybym zrobił to bezmyślnie, czy taki Bóg, znany jako Bóg wcielony, byłby wart naśladowania? Nie, a ty byłbyś na złej ścieżce. Jest to jeden aspekt, z Mojej perspektywy. Z drugiej strony, z waszej perspektywy, jeśli uważasz Go za Boga, za kogoś, za kim podążasz, i jako Jego naśladowca traktujesz Go w ten sposób – to w jakim położeniu się stawiasz? Czy to nie jest dla ciebie hańbiące? (Jest). Jeśli Bóg, w którego wierzysz, jest w twoich oczach tak niegodny szacunku, a mimo to nadal w Niego wierzysz, to co to z ciebie robi? Czy jesteś nierozgarnięty? Czy jesteś zdezorientowanym naśladowcą? Czy nie okryłbyś się hańbą? (My tak). Jeśli jednak myślisz, że posiada On wszystkie aspekty normalnego człowieczeństwa, że jest Bogiem wcielonym, i masz tak cały czas, to czy nie hańbisz Boga? Obie perspektywy są zasadne. Można dostrzec problem niezależnie od tego, czy patrzy się na niego z perspektywy Boga, czy z perspektywy człowieka – a problem ten jest poważny! Czyż tak nie jest? (Jest). Z ludzkiej perspektywy, jeśli uważasz Go za Boga, a następnie traktujesz Go w ten sposób, to otwarcie hańbisz Boga. Jeśli uważasz, że On nie jest Bogiem, ale istotą ludzką, a mimo to podążasz za Nim, to czy nie jest to sprzeczność? Czy w ten sposób nie hańbisz sam siebie? Przemyśl te dwa aspekty; czy mam rację? Czy wcale nie? Dlaczego ludzie nie myślą o tych sprawach? Dlaczego ciągle zachowują się w ten sposób? Czy to głównie dlatego, że zwyczajnie nie rozumieją prawdy? Nie zagłębiajmy się w to zbyt mocno. Patrząc na to tylko przez pryzmat potencjału, są bezmyślnymi kretynami. Dlaczego mówię, że są bezmyślni? Do jakiego umysłu się odnoszę? Chodzi o myślenie. Robienie czegoś bez zastanowienia, bez rozważenia za i przeciw, bez zastanowienia się nad naturą tego, co się robi, i nad tym, czy powinno się to robić, czy nie, jest bezmyślne. Co to za rzecz, która nie ma umysłu? Zwierzęta i bestie nie mają umysłów, ale ludzie uważają je za rzeczy. Ludzie mogą robić głupie rzeczy pod wpływem impulsu, ale jeśli robią te same głupie rzeczy w kółko, to można ich scharakteryzować jako bezmyślnych. Osoba bezmyślna to ktoś z upośledzonym rozumem lub, potocznie, ktoś, kto ma nie po kolei w głowie. Lecz ich samolubstwo jest wyraźne, a ich przebiegłych sztuczek wcale nie brakuje, dlatego mówię, że demony mieszkają w sercach ludzi.

Czy wszyscy uważacie omawianie kwestii dawania prezentów za robienie z igły wideł? Gdybym nie omówił tej kwestii i po prostu wspomniał o niej mimochodem, czy słuchanie o tym wywarłoby na was taki wpływ? (Nie). Co najwyżej, po wysłuchaniu, zastanawialibyście się: „Jak ten człowiek mógł zrobić coś takiego? Ja tak nie postępuję. Ludzie naprawdę są różni!”. Co najwyżej tak byście sobie pomyśleli. Moglibyście chwilę o tym porozmawiać i to wszystko – ale czy osiągnęlibyście tak głębokie zrozumienie? (Nie). Nie pojęlibyście tego tak dogłębnie. A zatem jakie korzyści przynoszą wam Moje słowa? Jaką prawdę posiedliście? Przede wszystkim muszę wam przypomnieć o jednym: jaki jest najlepszy rodzaj relacji między człowiekiem a Bogiem? Kiedy ktoś się zwraca do Boga, jak powinien się w stosunku do Niego zachowywać, gdy ma z Nim bliskie kontakty? Czyż nie należy poszukiwać zasad w tym zakresie? (Tak). Co więcej, jako że wierzycie w Boga od tak wielu lat, zastanówcie się, jakie zdarzenia z codziennego życia ludzi mają identyczną naturę jak to, co zrobił człowiek z tej historii? Czyż te pytania nie są warte rozważenia? Czy ktoś mógłby wyciągnąć z tego następującą naukę: „Bóg nie toleruje nawet drobnych błędów, więc sytuacja jest niezmiernie poważna. Lepiej nie zbliżajmy się do Niego, nie utrzymujmy z Nim bliskich kontaktów i nie miejmy z Nim nic wspólnego – z Nim nie ma żartów! Jeśli coś ci się nie uda, On wyolbrzymi sprawę i znajdziesz się w poważnych tarapatach. Z pewnością nic Mu nie ofiaruję!”? Czy takie myślenie jest dopuszczalne? (Nie). Właściwie nie musicie się martwić: nie mamy zbyt wielu okazji do bliskiego kontaktu, a jeszcze rzadziej wchodzimy ze sobą w interakcje, więc nie jest to kwestia, którą warto zaprzątać sobie głowę. Jeśli pewnego dnia wejdę z wami w interakcję, nie martwcie się. Zdradzę ci sekret. Niezależnie od tego, czy jesteś ze Mną w dobrych relacjach, czy modlisz się i szukasz odpowiedzi na osobności, jaki jest najważniejszy sekret? Cokolwiek robisz, nie próbuj Mi dorównać intelektem; jeśli masz wojowniczą naturę, trzymaj się ode Mnie z daleka. Są ludzie, którzy mówią z wielką przebiegłością, w mgnieniu oka potrafią obmyślić nowe intrygi, a każde zdanie, które wypowiadają, jest przesiąknięte nieczystością; jeśli dużo mówią, nie rozpoznasz, które ich słowa są prawdą, a które fałszem. Takim ludziom nigdy nie wolno się do Mnie zbliżyć. Kiedy nawiązujesz kontakt z Bogiem i wchodzisz z Nim w interakcję, jaka jest najważniejsza rzecz, którą powinieneś zrobić, i najważniejsza zasada, której powinieneś przestrzegać? Miej szczere serce w relacji z Bogiem. Naucz się również szacunku. Szacunek nie jest uprzejmością; nie jest przymilaniem się ani zabieganiem o przychylność, nie jest też wkupywaniem się w łaski ani służalczością. Czym więc dokładnie jest? (To traktowanie Boga jak Boga). Traktowanie Boga jak Boga jest główną zasadą. A dokładniej? (Trzeba się nauczyć Boga). To jeden z aspektów praktykowania. Niektórzy wchodzą ze Mną kontakt, a potem zaczynają Mnie przekrzykiwać, więc pozwalam im dokończyć, zanim zacznę mówić dalej. A jak Mnie traktują, kiedy mówię? Słuchają z zamkniętymi oczami. Co to oznacza? To tak, jakby powiedzieć: „To, co mówisz, nie ma sensu. Co ty możesz wiedzieć?”. Takie jest ich nastawienie. Może nie wiem wszystkiego, ale mam zasady i mówię ci, czego się nauczyłem, co widziałem i co potrafię zrozumieć. Przekazuję ci też zasady, które znam, a ty możesz na tym wiele zyskać. Ale jeśli wciąż na Mnie spoglądasz z myślą, że nic nie wiem, i nie słuchasz Mnie uważnie, nic nie zyskasz – po prostu będziesz musiał dowiedzieć się wszystkiego sam. Czy tak nie jest? Musicie więc nauczyć się słuchać Bożych słów. Kiedy słuchacie, czy ograniczam was w wyrażaniu poglądów? Nie. Kiedy skończę mówić, pytam was wszystkich, czy macie pytania, a jeśli ktoś je ma, natychmiast na nie odpowiadam i mówię wam o zasadach związanych z tymi pytaniami. Czasami nie tylko przekazuję wam zasady, ale mówię wprost, co powinniście zrobić, szczegółowo opisując każdy aspekt. Chociaż są pewne dziedziny, których nie rozumiem, mam własne zasady, a także własne poglądy i sposoby radzenia sobie z takimi kwestiami, więc nauczam was, opierając się na poglądach i zasadach, które uważam za rozsądne. Dlaczego jestem w stanie was nauczać? Dlatego, że nawet nie rozumiecie tych rzeczy. Kiedy już odpowiem na te pytania, zapytam ponownie, czy są jeszcze inne; jeśli tak, znów natychmiast na nie odpowiem. Nie chcę, abyś Mnie jedynie słuchał; daję ci możliwość mówienia. Ale to, co mówisz, musi być rozsądne – bez bzdur i marnowania czasu. Czasami ze zniecierpliwienia przerywam niektórym osobom. W jakich okolicznościach? Wtedy, gdy mówią rozwlekle, używając dziesięciu zdań, gdy wystarczyłoby pięć. Tak naprawdę rozumiem już, gdy tylko je usłyszę; wiem, co będzie dalej, więc nie muszą mówić nic więcej. Mów zwięźle i na temat; nie marnuj czasu innych. Gdy skończysz mówić, dam ci odpowiedź i powiem ci, co masz zrobić i jakimi zasadami się kierować. To powinno zamykać kwestię, prawda? Jednak niektórzy nie potrafią tego zrozumieć i mówią: „Nie, musisz mnie szanować; nasz szacunek obowiązuje w obie strony. Ty skończyłeś mówić, ale ja nie skończyłem wyrażać swojego punktu widzenia. Mój punkt widzenia jest następujący… muszę znów zacząć od początku”. Takie osoby zawsze chcą wyrażać swoje poglądy w przekonaniu, że nie jestem ich świadomy, choć w rzeczywistości, gdy tylko zaczynają mówić, wiem już, jakie mają poglądy – więc czy jest potrzeba, by kontynuowali? Nie ma takiej potrzeby. Niektórzy mają tak niski iloraz inteligencji, że potrzebują dziesięciu zdań na kwestię, która wymaga nie więcej niż dwóch, i dopóki im nie przerwę, będą mówić dalej. Wszyscy inni zrozumieli; czy Ja wciąż nie rozumiem? Ale oni nadal chcą się wypowiadać, co znaczy, że mają nie tylko niski iloraz inteligencji, ale też słaby rozum! Czy kiedykolwiek spotkaliście takich ludzi? (Tak). Myślą, że są mądrzy, mimo że mają słaby rozum i niski iloraz inteligencji. Czy to nie odrażające? To jest odrażające i przyprawia o mdłości. Kiedy ludzie wchodzą w kontakt z Bogiem, to po pierwsze – muszą mieć szczere serce w relacji z Nim; po drugie – muszą nauczyć się szacunku; i wreszcie po trzecie, co najważniejsze – muszą nauczyć się szukać prawdy. Czyż nie jest to najważniejsze? (Tak). Jaki sens ma wiara w Boga, jeśli nie szukasz prawdy? Jaką wartość ma wiara w Niego? Gdzie w tym sens? Ta kwestia jest czymś, z czym większość ludzi może sobie nie poradzić, więc po co ją omawiać? Jest to przygotowanie na przyszłość; musicie nauczyć się praktykować w ten sposób, gdy tego rodzaju rzeczy będą was spotykać w przyszłości.

W Kościele zetknąłem się z wieloma ludźmi, a niektórym zleciłem kilka zadań do wykonania. Parę dni później zdali Mi z tego relację, pokazując, że zanotowali wszystko, co im zleciłem, a teraz są w trakcie realizacji każdego z zadań. Kiedy się ze Mną spotkali, poinformowali Mnie o postępach, o tym, które kwestie wymagały poszukiwania odpowiedzi, a w których czekali jeszcze na rezultaty, zdając Mi tym samym pełne sprawozdanie ze swoich działań. Przejrzyście przedstawili szczegóły i chociaż czasami były one dość trywialne, swoją postawą pokazali, że poważnie i odpowiedzialnie podchodzą do słów Bożych oraz znają swoje obowiązki, powinności i zobowiązania. Byli też inni ludzie: powierzyłem im dwa zadania, a oni zapisali je w notatnikach. Jednak tydzień później nadal nic nie było gotowe, a oni przypomnieli sobie o sprawie dopiero wtedy, gdy ich o nią zapytałem – i wówczas znów zapisali wszystko w notatnikach. Minął kolejny tydzień. Gdy ich spytałem, dlaczego zadań wciąż nie wykonano, znaleźli wymówki, wymieniając taką czy inną trudność, a potem znowu skrupulatnie zapisali wszystko w notatnikach. Gdzie wszystko zapisali? (W notatnikach). Ale nie zapisali niczego w swoich umysłach. Czy to nie przykład powierzania czegoś niewłaściwej osobie? Takie osoby nie są ludźmi. Wszystko, co im powierzałem, wpadało jednym uchem, a wypadało drugim – nie podchodzili do tego poważnie. Wszystkie zadania związane z określoną profesją lub kwestiami ogólnymi – łącznie z niektórymi sprawami dotyczącymi pracy w kościele – które przydzielam ludziom, są w zasięgu ich możliwości; żadne z nich nie ma na celu rzucania im kłód pod nogi. Jednak gdy powierzałem wykonanie pewnych zadań przywódcom i pracownikom, często się zdarzało, że po ich przyjęciu większość z nich nie zdawała Mi z nich sprawozdania i nie otrzymywałem żadnych informacji na temat stanu prac. Czy wszystko zorganizowano, jak wykonano dane zadanie, jakie wystąpiły błędy, jakie są aktualne rezultaty – ci ludzie nigdy Mnie nie informowali o takich sprawach i nie przykładali się do poszukiwania odpowiedzi. Po prostu odłożyli swoje zadania na bok, a Ja nawet nie dowiedziałem się o żadnych efektach. Niektórzy mieli jeszcze poważniejszy problem, ponieważ oprócz tego, że nie realizowali zadań, które im przydzieliłem, przychodzili też, by się do Mnie przymilać i Mnie oszukiwać, opowiadając Mi, gdzie byli i co robili wczoraj, przedwczoraj i co robią teraz. Spójrzcie, jak dobrze opanowali udawanie i sofistykę – nie zrobili nic z tego, co bezpośrednio im przydzieliłem, a zamiast tego zajmowali się bezużytecznymi zadaniami, podczas gdy najważniejsza praca była wykonywana bez ładu i składu. Jakie to zachowanie? Całkowicie zaniedbali właściwe zadania, a kłamali i oszukiwali bez końca!

Był tam człowiek odpowiedzialny za sadzenie roślin. Zapytałem go: „W tym roku część warzyw wygląda dobrze. Czy zachowałeś jakieś nasiona?”. „Zachowałem” – odpowiedział. Powiedziałem: „Słyszałem, że jakiś czas temu zebrano wszystkie warzywa i nie zachowano żadnych nasion”. Odpowiedział: „Zbiory jeszcze się nie skończyły. Trochę jeszcze zostało!”. Zapytałem więc: „Gdzie są te warzywa, które pozostały? Chciałbym rzucić na nie okiem”. Odpowiedział: „Och, pozwól mi najpierw sprawdzić”. Czy faktycznie zachował jakieś nasiona, czy nie? Nie zrobił tego. Czy pierwsze słowo, jakie wypowiedział – „Zachowałem” – było kłamstwem? (Tak). A drugie stwierdzenie: „Zbiory jeszcze się nie skończyły. Trochę jeszcze zostało!” – czyż to nie było kłamstwo? Nie wiedział, czy zachowano nasiona, i powiedział: „Pozwól mi najpierw sprawdzić”. A więc trzecie stwierdzenie było kolejnym kłamstwem. Z każdą wypowiedzią kłamstwa się nawarstwiały i stawały coraz poważniejsze i większe – kłamał jak z nut! Czy chcielibyście mieć do czynienia z kimś, kto kłamie jak z nut? (Nie). Jak się czujesz, rozmawiając i pracując z ludźmi, którzy notorycznie kłamią? Czy czujesz złość? Ten człowiek miał czelność oszukiwać innych; mylił się, jeśli myślał, że o tym nie wiem! Czy jakaś sprawa może być warta oszustwa? Co mógł zyskać, tak oszukując? Gdybyś dostrzegł taką postawę w jego zachowaniu, gdyby potraktował cię w taki sposób, jak byś się poczuł? Skoro w zasadzie 99 procent tego, co jakiś człowiek mówi, jest kłamstwem – nieważne, czy plotkuje, czy rozmawia o pracy lub o poważnych sprawach, czy omawia prawdę, to dla takiego człowieka nie ma nadziei. Może on oszukać każdego, więc czym go to czyni? Jak długo wierzy w Boga? Niektórzy niewierzący zwykli mówić: „Z tego co wiem” lub „Szczerze mówiąc” i przy takim założeniu mówią coś prawdziwego. Ten człowiek wierzył w Boga przez wiele lat i wysłuchał wielu kazań, ale nie potrafił wypowiedzieć nawet słowa prawdy. Wszystko, co mówił, było kłamstwem. Jakim on jest stworzeniem? Czy nie jest to obrzydliwe i odrażające? Czy wielu jest takich ludzi? Czy wy tacy jesteście? Kiedy nawiązujecie ze Mną kontakt, w jakich okolicznościach bylibyście gotowi Mnie okłamać? Jeśli spowodowaliście katastrofę i wiecie, że konsekwencje są poważne i że możecie zostać wydaleni, to gdy tylko inni o tym wspomną, kłamiecie, aby to ukryć. Każdy może skłamać w takiej sytuacji. Na jaki temat ludzie jeszcze mogą kłamać? Kłamią, by poprawić swój wizerunek i zdobyć szacunek w oczach innych. Są też tacy, którzy wiedzą, że są niekompetentni w swojej pracy, ale nie mówią o tym wprost Zwierzchnictwu w obawie, że zostaną zwolnieni. Składając Zwierzchnictwu sprawozdanie ze swojej pracy, udają, że szukają sposobów na naprawienie problemu, sprawiając tym samym fałszywe wrażenie. Wszystko, co mówią, jest kłamstwem i są zasadniczo niezdolni do wykonywania pracy. Jeśli nie zadają pytań, obawiają się, że Zwierzchnictwo zauważy rozbieżności i zastąpi ich kimś innym, więc czym prędzej stwarzają pozory. Taka właśnie jest mentalność fałszywych przywódców i antychrystów.

Zastanówcie się nad trzema zasadami interakcji z Bogiem, które właśnie omówiłem. Której z nich nie jesteście w stanie przestrzegać, a którą łatwo wam wprowadzić w życie? W rzeczywistości nie jest łatwo prawdziwie wdrożyć którejkolwiek z nich, ponieważ w sercach ludzi mieszkają demony. Nie będziesz w stanie przestrzegać tych zasad, dopóki nie wyrzucisz demona ze swojego serca. Musisz walczyć z demonem w sercu i jeśli uda ci się go pokonać za każdym razem, będziesz w stanie te zasady szanować. Jeśli za każdym razem poniesiesz porażkę i zostaniesz przez niego schwytany, nie będziesz w stanie wdrożyć żadnej z zasad. Jeżeli będziecie przestrzegać wszystkich trzech zasad nie tylko w relacjach ze Mną, ale także w zwykłych kontaktach z braćmi i siostrami, czyż wszyscy na tym nie skorzystają? (Tak). Teraz, gdy opowieść dobiegła końca, przejdźmy do głównego tematu.

Jak przejawia się niegodziwość, podstępność i fałsz antychrystów – analiza

Ostatnim razem rozmawialiśmy o siódmym ze sposobów, na jakie przejawia się to, że ktoś jest antychrystem: o tym, że antychryści są niegodziwi, podstępni i fałszywi. Kwestia ta omawiana była już dwukrotnie. Pierwsza dyskusja dotyczyła niegodziwej natury antychrystów. Na co kładliśmy nacisk w tej dyskusji? (Na to, że antychryści są wrogo nastawieni do prawdy i jej nienawidzą). Antychryści są wrogo nastawieni do prawdy i nienawidzą jej, tak jak zresztą wszystkiego, co pozytywne, zgodne z prawdą i z Bogiem, i to właśnie jest pierwszym i głównym przejawem ich niegodziwości. Pierwsza dyskusja dotyczyła tego, czego antychryści nienawidzą. Zwykli ludzie nienawidzą tego, co negatywne, oraz sił nieczystych; nienawidzą tego, co plugawe, mroczne i niegodziwe. Z antychrystami jest jednak inaczej: najsilniejszym dowodem na to, że mamy do czynienia z pierwszym przejawem niegodziwej natury antychrysta jest to, że nie darzy on nienawiścią tego, co negatywne, ale nienawidzi wszystkich pozytywnych rzeczy związanych z prawdą i Bogiem, co właśnie jest pierwszym mocnym dowodem jego niegodziwości. Nasza druga dyskusja dotyczyła zaś drugiego mocnego dowodu dotyczącego przejawów niegodziwości antychrysta. Jeśli ktoś taki nienawidzi tego, co pozytywne, to co w takim razie kocha? (To, co negatywne). Co kochają ludzie, reprezentujący sobą zwykłe człowieczeństwo? Kochają sprawiedliwość, dobroć i piękno, jak również miłość, cierpliwość i wyrozumiałość wobec innych ludzi, a także zdrowy rozsądek i wiedzę mającą pozytywny charakter i przynoszącą ludziom korzyści, oraz wszystkie pozytywne rzeczy pochodzące od Boga, w tym prawa i reguły ustanowione przez Niego dla wszystkich rzeczy, prawa Boskie i Boże dekrety administracyjne oraz wszystkie wyrażane przez Boga prawdy i style życia, o których On mówi, a także inne rzeczy z Nim związane. Niegodziwa natura antychrystów jest z tym wszystkim sprzeczna i nie lubią oni tych rzeczy. Co zatem lubią? (Kłamstwa i podstępy). Racja, lubują się w kłamstwach i podstępach, a także w spiskach i intrygach, w różnych sposobach funkcjonowania w świecie doczesnym, w schlebianiu ludziom, podlizywaniu się, a także we wchodzeniu w rozmaite konflikty oraz w statusie i władzy. Uwielbiają wszystkie te negatywne rzeczy, które są sprzeczne z prawdą i z tym, co pozytywne, i to właśnie dokładnie pokazuje niegodziwą naturę antychrystów. Czy te dowody nie są przekonujące? (Są). Choć dowody te są aż nazbyt przekonujące, mamy za sobą tylko dwie części dyskusji, której nie można jeszcze uznać za zakończoną. Będziemy ją więc dziś kontynuować, omawiając trzeci ze sposobów, na jakie przejawia się niegodziwość, podstępność i fałszywość antychrystów. Ta trzecia część naszego omówienia z pewnością różni się od pierwszej i drugiej, ale jest z nimi powiązana. W jaki sposób się z nimi wiąże? Wszystkie trzy części traktują o tej samej istocie: niegodziwej naturze antychrysta. Czym zatem trzecia część różni się od dwóch poprzednich? W tej części omawiamy inne niż w tamtych częściach rzeczy, które kocha i których potrzebuje niegodziwa natura antychrysta, a także te, których nienawidzi: inna jest zatem treść omówienia. Mówiąc o różnicy, nie mamy na myśli tego, że antychryści lubią również pewne pozytywne rzeczy albo że nienawidzą również pewnych negatywnych rzeczy. Różnica ta polega raczej na tym, że w zakres omówienia wchodzi inna część zagadnienia, która nie dotyczy jedynie tego, co antychryst kocha lub czego potrzebuje, lecz przechodzi do rzeczy, które ta nieczysta siła, jaką jest antychryst, ceni i darzy poważaniem – mówiąc inaczej, przedmiotem omówienia jest to, co antychryści czczą albo podziwiają. Niektórzy ludzie mogą powiedzieć: „Słów takich jak »szacunek«, »cześć« i »podziw« należy używać w odniesieniu do tego, co pozytywne, więc jak można je stosować w odniesieniu do antychrystów? Czy takie określenia są właściwe?”. Słowa te ani nie wywyższają, ani nie umniejszają – ich wydźwięk jest neutralny. Dlatego używanie ich w tym kontekście nie narusza żadnych zasad i jest dopuszczalne.

III. Co antychryści czczą i darzą podziwem – analiza

Co zatem czczą i podziwiają antychryści? Przede wszystkim jest pewne, że nie czczą prawdy, Boga ani niczego, co jest piękne lub dobre, a przy tym wiąże się z Bogiem. Co więc dokładnie darzą czcią? Czy coś wam przychodzi do głowy? Pozwólcie, że coś wam podpowiem. Jak to się stało, że wszyscy ci ludzie ze świata religii, którzy wierzą w Pana, ugrzęźli w swym chrześcijaństwie? Dlaczego mówi się teraz o nich jako o pewnej religii, pewnym odłamie, a nie nazywa się ich kościołem Bożym, domem Bożym albo przedmiotem dzieła Bożego? Mają swoje religijne nauki; kompilują dzieło, którego dokonał niegdyś Bóg, i słowa, które kiedyś wypowiedział, do postaci książki, do postaci materiałów dydaktycznych, a potem otwierają szkoły, werbują i szkolą rozmaitych teologów. Co studiują ci teolodzy? Czy przedmiotem ich studiów jest prawda? (Nie). Cóż zatem studiują? (Wiedzę teologiczną). Studiują wiedzę teologiczną i teorie, które nie mają nic wspólnego z dziełem Bożym ani z prawdą, którą wypowiada Bóg. Zastępują słowa Boga i dzieło Ducha Świętego wiedzą teologiczną i w ten sposób grzęzną na dobre w swym chrześcijaństwie lub katolicyzmie. Co zaś darzy się szacunkiem w świecie religii? Jeśli pójdziesz do kościoła i ktoś cię spyta, od jak dawna wierzysz w Boga, a ty odpowiesz, że dopiero zacząłeś w Niego wierzyć, to ten ktoś w ogóle nie zwróci na ciebie uwagi. Ale jeśli wejdziesz do kościoła z Biblią w ręku i powiesz: „Właśnie ukończyłem takie a takie seminarium teologiczne”, poproszą cię, byś zasiadł na honorowym miejscu. Jeżeli jesteś świeckim wierzącym, nie będą się tobą przejmować, chyba że masz wysoką pozycję społeczną. Takie jest chrześcijaństwo i tak właśnie wygląda świat religii. Ci, którzy w kościołach głoszą kazania i cieszą się statusem, pozycją i prestiżem, to grupa ludzi wyszkolonych w seminariach teologicznych w taki sposób, by mieć wiedzę teologiczną i przyswoić sobie teorie z dziedziny teologii. Ci ludzie są zasadniczo najważniejszą grupą, na której opiera się chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo szkoli takich ludzi do tego, by wchodzili na scenę i nauczali, szerzyli ewangelię i wykonywali swoją pracę wszędzie, gdziekolwiek się znajdą. Chrześcijanie wierzą, że to właśnie dzięki takim talentom jak ci studenci teologii, głoszący kazania pastorzy i teologowie, ich wiara miała zapewnione przetrwanie aż do dnia dzisiejszego, a ludzie ci stają się dla chrześcijaństwa skarbem i kapitałem na przyszłość. Jeśli pastor jakiegoś kościoła jest absolwentem seminarium teologicznego, dobrze omawia Biblię, przeczytał kilka książek o duchowości, ma pewną wiedzę i jest elokwentny, to wówczas frekwencja w tym kościele będzie wyraźnie rosnąć i stanie się on o wiele bardziej znany niż inne kościoły. Cóż zatem cenią i darzą szacunkiem wyznawcy chrześcijaństwa? Wiedzę, wiedzę teologiczną. Skąd pochodzi ta wiedza? Czyż nie jest przekazywana od starożytności? Święte pisma powstały w starożytności i od tamtego czasu są przekazywane z pokolenia na pokolenie – właśnie dlatego wszyscy je czytają i studiują aż do dziś. Ludzie dzielą Biblię na rozmaite części, opracowują różne wersje i zachęcają do jej studiowania i uczenia się, lecz ich studiowanie Biblii nie ma na celu zrozumienia prawdy, aby poznać Boga, ani zrozumienia Bożych intencji, aby bać się Boga i wystrzegać się zła. Polega ono raczej na zgłębianiu wiedzy i tajemnic Biblii, na próbie dojścia do tego, jakie wydarzenia w takich czy innych czasach wypełniły to czy tamto proroctwo z Księgi Objawienia oraz kiedy nadejdą wielkie katastrofy i tysiąclecie panowania Chrystusa na ziemi – takie właśnie kwestie studiują. Czy ich badania odnoszą się do prawdy? (Nie). Dlaczego badają rzeczy, które nie mają nic wspólnego z prawdą? Otóż dlatego, że im więcej studiują, tym silniejsze mają poczucie, że coś rozumieją, a im więcej słów i doktryn sobie przyswoją, tym wyższe stają się ich kwalifikacje. Im wyższe zaś ich kwalifikacje, tym większe w swym odczuciu posiadają zdolności i tym bardziej wierzą, że ostatecznie zostaną pobłogosławieni w swojej wierze, że po śmierci pójdą do nieba lub że żywi zostaną pochwyceni w powietrze na spotkanie z Panem. Takie właśnie są ich religijne wyobrażenia, które ani trochę nie są zgodne ze słowami Boga.

Wszyscy pastorzy i starsi ze świata religii to ludzie, którzy studiują teologię i wiedzę biblijną; są to obłudni faryzeusze sprzeciwiający się Bogu. Czym zatem różnią się od ukrytych w kościele antychrystów? W następnej kolejności porozmawiajmy o tym, co jednych i drugich łączy. Czy ci, którzy w ramach chrześcijaństwa i katolicyzmu studiują Biblię, teologię, a nawet historię dzieła Bożego, naprawdę są ludźmi wierzącymi? Czy różnią się od tych wierzących w Boga i podążających za Nim, o których On mówi? Czy w oczach Boga są ludźmi wierzącymi? Nie, oni studiują teologię, badają Boga, lecz za Nim nie podążają ani nie niosą o Nim świadectwa. Ich studia nad Bogiem są tym samym, czym dla innych jest studiowanie historii, filozofii, prawa, biologii czy astronomii. Chodzi tylko o to, że nie lubią nauk ścisłych ani innych przedmiotów – po prostu upodobali sobie studiowanie teologii. Jaki jest rezultat tego, że wyszukują oderwane fragmenty dzieła Bożego, aby badać Boga? Czy są w stanie potwierdzić Jego istnienie? Nie, za nic w świecie. Czy potrafią pojąć Boże intencje? (Nie). Dlaczego? Ponieważ żyją pośród słów, wiedzy i filozofii, patrzą przez pryzmat ludzkiego umysłu i ludzkich myśli; nigdy nie ujrzą Boga ani nie zostaną oświeceni przez Ducha Świętego. A jak klasyfikuje ich Bóg? Jako niedowiarków, jako niewierzących. Ci niewierzący i niedowiarkowie obracają się w tak zwanej chrześcijańskiej społeczności, udając, że są ludźmi wierzącymi, chrześcijanami, ale czy w rzeczywistości naprawdę darzą Boga czcią? Czy naprawdę są Mu poddani? (Nie). Dlaczego? Jedno jest pewne: znaczna ich część w głębi serca nie wierzy w istnienie Boga. Nie wierzą, że Bóg stworzył świat i jest królem i władcą wszystkich rzeczy, a tym bardziej nie wierzą, że Bóg może stać się ciałem. Co oznacza ten ich brak wiary? Oznacza, że w to wątpią i temu zaprzeczają. Przyjmują nawet postawę, która każe im nie mieć nadziei na to, że wypowiedziane przez Boga proroctwa, zwłaszcza te dotyczące katastrof, wypełnią się, lub że stanie się to, o czym Bóg mówił. Taka właśnie jest ich postawa wobec wiary w Boga i jest to istota i prawdziwe oblicze ich tak zwanej wiary. Ludzie ci badają Boga, ponieważ są w szczególny sposób zainteresowani przedmiotem, jaki stanowi teologia, wiedzą teologiczną oraz faktami historycznymi dotyczącymi dzieła Bożego. Są oni tylko i wyłącznie grupą intelektualistów studiujących teologię. Ci intelektualiści nie wierzą w istnienie Boga. Jak zatem reagują, gdy Bóg przychodzi, by dokonać dzieła, i kiedy wypełniają się Jego słowa? Jaka jest ich pierwsza reakcja, gdy słyszą, że Bóg stał się ciałem i zapoczątkował nowe dzieło? „To niemożliwe!” Każdy, kto tylko głosi nowe imię Boga i Jego nowe dzieło, jest przez nich potępiany, a nawet chcą go zabić lub wyeliminować. Cóż takiego oni przejawiają? Czyż nie są to przejawy typowe dla antychrysta? Jakaż jest różnica między nimi a faryzeuszami, arcykapłanami i uczonymi w Piśmie z dawnych czasów? Ci intelektualiści też są wrogo nastawieni do dzieła Bożego, do Bożego sądu w dniach ostatecznych, do wcielenia Boga, a jeszcze bardziej nieprzyjazne nastawienie mają wobec wypełnienia się Bożych proroctw. Oto w co wierzą: „Boże, jeśli nie stajesz się ciałem, jeśli pozostajesz w formie ciała duchowego, wówczas jesteś bogiem. Jeżeli zaś przyjmujesz ludzkie ciało i stajesz się człowiekiem, to nie jesteś bogiem i my cię nie uznajemy”. Co to znaczy? Oznacza to, że dopóki tutaj są, nie pozwolą Bogu stać się ciałem. Czyż nie jest to postawa typowa dla antychrysta? To prawdziwi antychryści. Czy świat religii zabiera głos w tego rodzaju sporze? Owszem, jego głos jest gromki i donośny, a brzmi tak: „To niemożliwe, by bóg miał stać się ciałem! Nie tak ma być! Jeśli jest bogiem wcielonym, musi być zarazem bogiem fałszywym!”. Są też ludzie, którzy mówią: „Oni najwyraźniej wierzą w człowieka, w istotę ludzką. Dali się po prostu wprowadzić w błąd!”. Jeśli są w stanie tak stwierdzić, to gdyby żyli dwa tysiące lat temu, w czasie, gdy Pan Jezus pojawił się i działał na ziemi, nie uwierzyliby w Niego. Teraz zaś wierzą w Pana Jezusa, lecz tak naprawdę wierzą tylko w Jego imię, w te dwa słowa: „Pan Jezus”, i wierzą w jakiegoś niejasnego boga w niebie. Dlatego nie są ludźmi, którzy wierzą w Boga, tylko niedowiarkami. Nie wierzą w istnienie Boga, w Jego wcielenie, w Jego dzieło stworzenia, a tym bardziej w dzieło Bożego odkupienia całej ludzkości poprzez śmierć na krzyżu. Teologia, którą studiują, to pewien rodzaj religijnej teorii lub tezy, i nie jest ona niczym więcej, jak tylko stekiem wiarygodnych z pozoru sofizmatów, które tylko wprowadzają ludzi w błąd. Co w sposób nieuchronny łączy tych tak zwanych teologów-intelektualistów z kręgu chrześcijaństwa z antychrystami w naszym kościele? Jaki jest związek pomiędzy rozmaitymi ich zachowaniami a naturoistotą antychrystów, o których rozmawiamy? Po co w ogóle wspominamy o tych ludziach? Powstrzymajmy się na razie od dalszej dyskusji na ich temat, a zamiast tego przyjrzyjmy się temu, jak ludzie, których zaliczamy do antychrystów, podchodzą do prawdy, i na podstawie ich stosunku do prawdy zobaczmy, co tak naprawdę sobie cenią. Przede wszystkim zatem, jak podchodzą oni do pewnych prawd, kiedy już je zrozumieją? Jak je traktują? Jaki jest ich stosunek do przyjmowania tych prawd? Czy przyjmują te słowa jako swoją ścieżkę praktyki, czy też przyswajają je sobie jako pewnego rodzaju teorię, a następnie idą i głoszą je innym? (Traktują je jako pewien rodzaj teorii, które można głosić). Traktują je jako pewien rodzaj teorii, które można poznawać, analizować i studiować, a zgłębiwszy je, uczą się ich na pamięć w swoim umyśle, w swoich myślach. Zapamiętują je, potrafią je omawiać i płynnie wypowiadać, a potem popisują się nimi wszędzie, gdzie tylko się da. Bez względu jednak na to, jak długo są w stanie przemawiać, jednej rzeczy nigdy u nich nie zobaczysz. Niezależnie od tego, jak wiele doktryn wypowiadają, i bez względu na to, jak dobrze i płynnie potrafią przemawiać, do ilu mówią ludzi, jak dużo jest w tym treści lub czy jest to zgodne z prawdą, nie zdołasz dostrzec u nich samych żadnych rezultatów – nie sposób dostrzec ich praktyki. Co to oznacza? Nie przyjmują oni prawdy. Co z nią zaś uczynili? Przemienili ją w narzędzie do popisywania się. Na przykład, Bóg mówi ludziom, aby byli uczciwi, i wyjaśnia, co przejawia uczciwy człowiek oraz jak powinien się wypowiadać, postępować i wykonywać swój obowiązek. Jaka jest ich reakcja po wysłuchaniu tych słów? Jaki wpływ mają one na nich? Po pierwsze, nigdy nie akceptują oni tych słów. Jakie mają wobec nich nastawienie? „Już rozumiem: uczciwi ludzie nie kłamią, uczciwi ludzie mówią prawdę innym i potrafią otworzyć swoje serce, a także wykonują swoje obowiązki lojalnie, nie zaś w sposób pobieżny i niedbały”. Zachowują te słowa w swoich sercach jako pewną teorię. Czy tego rodzaju teoria, gdy już zakorzeni się w ich sercach, może ich zmienić? (Nie). Dlaczego więc mimo to ją zapamiętują? Podoba im się to, że te słowa są tak poprawne, i posługują się tymi słusznymi teoriami do tego, by przedstawiać samych siebie w jak najlepszym świetle, zyskując większy szacunek ze strony innych ludzi. Co zatem ludzie tak sobie u nich cenią? Chodzi o to, że potrafią oni płynnie i przez długi czas wypowiadać odpowiednie słowa – a tego właśnie ci ludzie chcą. Czy usłyszawszy te słowa, oni sami wzięli je na poważnie? (Nie, nie wzięli). Dlaczego nie? Jak można to stwierdzić? (Nie wprowadzają ich w życie). Dlaczego tego nie robią? W głębi serca myślą sobie tak: „A więc to są słowa boga? To proste, już je pamiętam, choć tylko raz je usłyszałem. Wystarczył mi jeden raz i już mogę wam wyrecytować, jak powinien postępować uczciwy człowiek. Wy wszyscy wciąż musicie robić notatki i się nad tym zastanawiać, ale ja nie muszę!”. Uważają oni słowa Boże za pewnego rodzaju teorię lub wiedzę. W głębi serca nie zastanawiają się nad tym, jak być uczciwym człowiekiem, nie konfrontują się z tymi słowami, nie analizują swoich uczynków, aby się przekonać, jak daleko jest im do bycia uczciwym człowiekiem albo które z podejmowanych przez nich działań są sprzeczne z zasadami odnoszącymi się do bycia człowiekiem uczciwym. Nigdy też nie myślą sobie tak: „To słowa Boga, więc są prawdą. Ludzie powinni być uczciwi, a zatem jak należy postępować, aby być uczciwym człowiekiem? Jak mam postępować w sposób, który spodoba się Bogu? Co sam uczyniłem nieuczciwego? Które z moich zachowań nie licują z byciem uczciwym człowiekiem?”. Czy zadają sobie takie pytania? (Nie). Co sobie w takim razie myślą? Myślą sobie tak: „A więc to właśnie znaczy być uczciwym człowiekiem? To właśnie jest prawda? Czy aby nie jest to tylko teoria, czczy slogan? Wystarczy zatem uderzyć we wzniosły, moralizatorski ton, nie ma potrzeby wprowadzać tego w życie”. Dlaczego nie wprowadzają tego w życie? Mają bowiem następujące poczucie: „Jeśli powiem innym o wszystkim, co mi leży na sercu, to czy zanadto się nie obnażę? Jeśli się odsłonię i inni przejrzą mnie na wylot, to czy nadal będą mieć o mnie wysokie mniemanie? Czy nadal będą mnie słuchać, gdy coś powiem? Słowa boże mówią, że uczciwy człowiek nie może kłamać. Ale przecież gdyby nie było kłamstwa, to w ludzkich sercach nie pozostałoby ani krzty miejsca na prywatność! Czy taka szczerość i otwartość nie pozwoliłaby innym przejrzeć ludzi na wylot? Czy nie byłoby trochę głupio i naiwnie żyć w taki sposób?”. Tak właśnie patrzą na tę kwestię. Oznacza to, że kiedy przyjmują jakąś teorię, którą uważają za słuszną, w ich umysłach powstają rozmaite pomysły. Czym są te pomysły? Dlaczego mówię, że są oni niegodziwi? Najpierw analizują skutki, jakie te słowa mogą mieć dla nich, korzyści, jakich mogą im przysporzyć, i straty, jakie mogą im przynieść. Gdy już przeanalizują te słowa i stwierdzą, że nie mogą one przynieść im korzyści, zaczynają myśleć tak: „Nie mogę praktykować w ten sposób, nie będę tego robił, nie jestem aż taki naiwny. Nie będę tak naiwny i głupi jak wy! W każdej chwili muszę trzymać się własnych zapatrywań i podtrzymywać własne poglądy. Możesz sobie mieć, Boże, tysiąc planów co do mnie, lecz ja kieruję się jedną regułą: nie mogę ujawniać intrygi, którą knuję w swoim sercu – bycie uczciwym człowiekiem jest dla głupców!”. Z jednej strony więc zaprzeczają temu, że słowa Boże są prawdą, z drugiej zaś zapamiętują pewne stosunkowo istotne wyrażenia, pozwalające im przedstawiać samych siebie w korzystnym świetle, dzięki czemu inni postrzegają ich jako ludzi prawdziwie wierzących w Boga i wielce uduchowionych. Oto, jak wyrachowani są w głębi serca.

Z tego, jak antychryści reagują na prawdę, kiedy ją usłyszą, jasno wynika, że nie są nią zainteresowani ani jej nie miłują. Co zatem kochają? Kochają poprawną, świeżą i nieco bardziej wyrafinowaną wiedzę teoretyczną, która może przedstawić ich w korzystniejszym świetle, przysporzyć im więcej poważania i godności oraz sprawić, że ludzie będą ich otaczać większą czcią. Czyż taka postawa nie jest niegodziwa? (Jest). Co jest w niej niegodziwego? Bez względu na to, o jakim aspekcie prawdy mówi antychryst, zawsze potrafi na poczekaniu przywołać cały zespół wiarygodnych na pozór teorii lub właściwych słów, mających wprowadzić ludzi w błąd i skłonić ich do podążania za antychrystem, co jest niegodziwością godną samego szatana. Niegodziwość antychrysta przejawia się w jego nikczemnych intrygach, przemyślanych zawczasu działaniach i całym zestawie planów, zgodnie z którymi chce on afiszować się z tym, że czyta słowa Boże, aby znaleźć teoretyczną podstawę do realizacji swych nikczemnych zamierzeń. W tym właśnie tkwi niegodziwość antychrysta. Cytuje on wyrwane z kontekstu słowa Boga tylko i wyłącznie po to, by zwodzić ludzi i się popisywać. Kiedy zaś, słuchając omówień i kazań, usłyszy jakieś nowe, świeże wyrażenie, które może wykorzystać, natychmiast je sobie zapisuje. Naiwni ludzie widzą to jego zachowanie i myślą sobie: „Jakże on łaknie i pragnie sprawiedliwości, skoro robi notatki, ilekroć słucha kazania, i jak doskonale musi rozumieć sprawy duchowe, skoro notuje sobie każdą kluczową kwestię!”. Czy jednak antychryści robią notatki w ten sam sposób, co inni ludzie? Nie, bynajmniej. Niektórzy ludzie robią notatki, ponieważ myślą sobie tak: „Dobrze powiedziane. Nie rozumiem tego stwierdzenia, muszę je więc zanotować, żeby później zastosować i mieć w swej praktyce odpowiednią ścieżkę i właściwe zasady”. Czy jednak antychryst myśli w ten sam sposób? Jaka jest jego motywacja? Myśli on sobie tak: „Zanotowałem dziś pewną prawdę, której nikt z was nie słyszał, ale teraz nie powiem o tym nikomu ani nie będę jej omawiał z innymi. Zapisałem ją sobie na później i pewnego dnia powiem o tym wam wszystkim i będę się popisywał, tak abyście wiedzieli, że naprawdę pojmuję prawdę, a wówczas wszyscy będą mnie chwalić i mi przytakiwać”. Mógłbyś pomyśleć, że antychryści miłują prawdę i łakną jej, ponieważ pilnie robią notatki, które są zresztą dosyć dokładne. Co jednak się dzieje, kiedy już wszystko sobie zanotują? Zamykają swój notatnik, i tyle. Kiedy pewnego dnia zdarzy im się zostać kaznodzieją i nie wiedzą, o czym mogliby nauczać, szybko wertują swój notatnik, układają treść swojego kazania, czytają je, uczą się go na blachę i piszą z pamięci, aż w pełni opanują całość. Dopiero wtedy czują się „pewni siebie”, sądząc, że w końcu przyswoili sobie „prawdę” i mogą się wymądrzać i przechwalać, dokądkolwiek się udadzą. Jedną z charakterystycznych cech tego, co tacy ludzie mówią, jest to, że są to wszystko jedynie puste doktryny, argumenty i przepisy. Kiedy masz jakieś konkretne trudności lub odkrywasz problemy i oczekujesz od takich osób rozwiązań, one wciąż dają ci tylko garść doktryn, mówiąc przy tym w sposób jasny i logiczny. Jeśli jednak spytasz, jak zastosować te doktryny w praktyce, antychryści nie wiedzą, co powiedzieć. Jeśli nie są w stanie tego wyartykułować, oznacza to, że jest tu pewien poważny problem, i dowodzi to, że nie rozumieją prawdy. Ludzie, którzy nie rozumieją prawdy i jej nie miłują, często traktują ją jako swego rodzaju powiedzenie lub teorię. A jak to się kończy? Po wielu latach wiary w Boga, gdy coś im się przytrafia, nie umieją się w tym rozeznać, nie potrafią się podporządkować i nie wiedzą, jak poszukiwać prawdy. Kiedy ktoś omawia z nimi prawdę, w odpowiedzi cytują swoje „słynne powiedzonko”: „Nic mi nie mów, ja wszystko rozumiem. Nauczałem wszak już dawno temu, kiedy ty nie umiałeś jeszcze chodzić!”. To właśnie jest ich „słynne powiedzonko”. Twierdzą, że wszystko rozumieją, więc dlaczego nie są w stanie ruszyć z miejsca, ilekroć pojawiają się problemy? Skoro wszystko rozumiesz, dlaczego nie potrafisz podjąć żadnych działań? Dlaczego ta sprawa blokuje cię i wprawia w zmieszanie? To w końcu rozumiesz prawdę, czy nie? Jeśli ją rozumiesz, dlaczego nie potrafisz jej przyjąć? Jeśli ją rozumiesz, czemu nie umiesz się podporządkować? Jaka jest pierwsza rzecz, którą ludzie powinni zrobić, gdy zrozumieją prawdę? Powinni się podporządkować – nie można zrobić nic innego. Niektórzy ludzie mówią: „Ja wszystko rozumiem – nie omawiajcie ze mną prawdy, nie potrzebuję niczyjej pomocy”. To świetnie, jeśli nie potrzebują cudzej pomocy. Szkoda tylko, że kiedy odczuwają słabość, wszystkie te doktryny, które rozumieją, zupełnie na nic im się nie przydają. Wówczas tacy ludzie nie chcą nawet wykonywać swoich obowiązków i pojawia się w nich niedobre pragnienie porzucenia wiary. Po tak wielu latach głoszenia teorii teologicznych, z dnia na dzień przestają wierzyć i tak po prostu odchodzą sobie z kościoła – czy można tu mówić o dojrzałej postawie? (Nie, nie można). Bez odpowiedniej postawy nie ma zaś życia. Jeśli masz w sobie życie, dlaczego nie jesteś w stanie przezwyciężyć takiej błahostki? Jesteś przecież dosyć elokwentny, nieprawdaż? Wytłumacz to sobie zatem. Jeśli nie potrafisz przekonać nawet samego siebie, to co takiego ty właściwie rozumiesz? Czy tym czymś jest prawda? Prawda potrafi rozwiązywać rzeczywiste trudności, jakie napotykają ludzie, a także problem ich skażonego usposobienia. Dlaczego więc przy pomocy tych „prawd”, które rozumiesz, nie jesteś w stanie rozwikłać nawet twoich własnych trudności? Cóż ty takiego, mówiąc ściśle, rozumiesz? To wszystko tylko puste doktryny.

Jeśli chodzi o siódmy z przejawów, który pozwala rozpoznać antychrystów – to, że są oni niegodziwi, podstępni i fałszywi – mówiłem przed chwilą o ostatnim z tych określeń: o tym, że cenią sobie wiedzę i erudycję. Antychryści darzą więc szacunkiem wiedzę i erudycję – co zatem w takiej postawie może ukazywać ich niegodziwe usposobienie? Dlaczego twierdzę, że szacunek antychrystów dla wiedzy i erudycji oznacza, że mają oni niegodziwą istotę? Z pewnością musimy porozmawiać tutaj o faktach, ponieważ gdybyśmy rozprawiali tylko o pustych słowach lub teoriach, ludzie mogliby przyswoić sobie jednostronne i niezbyt głębokie zrozumienie tej kwestii. Zacznijmy najpierw od przykładu z bardziej odległej historii. Podczas gdy Ja będę mówił, odnoście Moje słowa do uczynków i zachowań antychrystów oraz do ich przejawów i istoty. Porozmawiajmy na początek o faryzeuszach sprzed dwóch tysięcy lat. Ówcześni faryzeusze byli hipokrytami. Gdy Bóg wcielony po raz pierwszy się objawił i zaczął czynić dzieło, nie dość, że nie przyjęli ani krzty prawdy, to jeszcze żarliwie potępiali Pana Jezusa i sprzeciwiali się Mu, przez co zostali przeklęci przez Boga. Potwierdza to, że faryzeusze stanowią klasyczny przykład antychrystów. Słowo „antychryści” stało się zresztą innym określeniem faryzeuszy i faryzeusze stanowią zasadniczo ten sam typ ludzi, co antychryści. Stąd też to, że analizę niegodziwej natury antychrystów rozpoczynamy od faryzeuszy, jest pewnym skrótem myślowym. Cóż więc takiego robili faryzeusze, co ukazało ludziom, iż posiadają oni niegodziwą naturę antychrystów? Przed chwilą wspomniałem, że antychryści cenią wiedzę i erudycję. Z jakimi więc ludźmi ściśle wiążą się wiedza i erudycja? Kto jest uosobieniem wiedzy i erudycji? Czy chodzi o uczestników studiów magisterskich i doktoranckich? Nie, to byłoby zbyt daleko idące stwierdzenie. Chodzi o samych faryzeuszy. Są oni hipokrytami i ludźmi niegodziwymi dlatego, że czują niechęć do prawdy, lecz miłują wiedzę, więc studiują tylko Pismo Święte i dążą do zdobycia wiedzy biblijnej, ale nigdy nie przyjmują prawdy ani słów Bożych. Nie modlą się do Boga, gdy czytają Jego słowa, ani nie poszukują prawdy i nie omawiają jej. Zamiast tego studiują słowa Boże, badając to, co Bóg powiedział i uczynił, przekształcając tym samym słowa Boga w pewną teorię, doktrynę, którą można wykładać innym, nazywając to dociekaniem naukowym. Dlaczego zajmują się dociekaniami naukowymi? I co takiego studiują? W ich oczach nie są to słowa Boże ani to, co wyraża Bóg; tym bardziej zaś nie jest to prawda. Jest to raczej pewien rodzaj erudycji lub – jak można by nawet stwierdzić – jest to wiedza teologiczna. Ich zdaniem propagowanie tej wiedzy, tej nauki, jest szerzeniem Bożej drogi, szerzeniem ewangelii – to właśnie nazywają nauczaniem, ale nauczają tylko i wyłącznie wiedzy teologicznej.

Jak przejawiają się niegodziwe cechy faryzeuszy? Zacznijmy nasze omówienie od tego, jak faryzeusze potraktowali Boga wcielonego, a wtedy być może zrozumiecie nieco więcej na ten temat. Mówiąc o Bogu wcielonym, musimy najpierw porozmawiać o tym, w jakiej rodzinie i w jakim środowisku Bóg wcielony przyszedł na świat dwa tysiące lat temu. Przede wszystkim więc Pan Jezus nie urodził się bynajmniej w zamożnej rodzinie – Jego ród nie był tak znamienity. Jego przybrany ojciec, Józef, był cieślą, a matka, Maria, zwykłą wierzącą. Tożsamość i status społeczny Jego rodziców stanowią o sytuacji rodziny, w której przyszedł na świat Pan Jezus, i jest oczywiste, że urodził się w prostej rodzinie z ludu. Co oznacza tu wyrażenie „prosta rodzina z ludu”? Odnosi się do szerokich mas zwykłych ludzi, do przeciętnego domu na najniższym szczeblu drabiny społecznej, nie mającego nic wspólnego ze szlachetnymi rodami, w najmniejszym nawet stopniu nie kojarzonego z wybitnym statusem społecznym, i z pewnością nie arystokratycznego. Skoro Pan Jezus urodził się w zwyczajnej rodzinie, miał zwyczajnych rodziców, brakowało mu jakiegokolwiek wybitnego statusu społecznego lub wyróżniającego Go pochodzenia, to oczywiste jest, że pochodzenie Pana Jezusa i rodzina, w której przyszedł na świat, były tak zwyczajne, jak to tylko możliwe. Czy w Biblii mowa jest o tym, że Pan Jezus otrzymał jakieś specjalne wykształcenie? Czy uczył się w seminarium? Czy był szkolony przez jakiegoś arcykapłana? Czy przeczytał wiele ksiąg, tak jak Paweł? Czy miał bliski kontakt lub jakieś konszachty z elitą społeczną lub arcykapłanami judaizmu? Nie, nie miał. Jeśli spojrzeć na status społeczny rodziny Pana Jezusa, jasne jest, że nie mógłby On nawiązać kontaktu z wyższą warstwą żydowskich uczonych w Piśmie i faryzeuszy; sfery, w których się obracał, zasadniczo ograniczały się do środowiska zwykłych, prostych Żydów. Od czasu do czasu chadzał do synagogi, a wszyscy, których tam spotykał, byli zwykłymi ludźmi. Czego to dowodzi? Kiedy Pan Jezus dorastał, zanim jeszcze oficjalnie zaczął wykonywać swoje dzieło, środowisko, w którym się wychował, nie uległo zmianie. Gdy ukończył dwunasty rok życia, Jego rodzinie bynajmniej nie zaczęło wspaniale się powodzić, a On sam nie stał się zamożnym człowiekiem, nie mówiąc już o tym, by miał możliwość nawiązać kontakt z ludźmi z wyższych klas społecznych lub wyższych kręgów religijnych. W okresie dorastania nie miał też okazji zdobyć wyższego wykształcenia. Jakie przesłanie niesie to dla późniejszych pokoleń? Ten zwykły, normalny człowiek, który był Bogiem wcielonym, nie miał ani możliwości, ani warunków do zdobycia wyższego wykształcenia. Był pod tym względem taki sam jak zwykli ludzie, żył w zwyczajnym środowisku społecznym, w najzwyklejszej rodzinie, i nie było w Nim nic szczególnego. Właśnie z tego powodu uczeni w piśmie i faryzeusze, usłyszawszy o kazaniach i uczynkach Pana Jezusa, ośmielili się powstać i otwarcie Go osądzać, potępiać i bluźnić przeciwko Niemu. Na jakiej podstawie Go potępiali? Bez wątpienia ich werdykt opierał się na prawach i przepisach Starego Testamentu. Po pierwsze, Pan Jezus skłonił swoich uczniów do tego, by nie przestrzegali szabatu, On sam nadal bowiem działał w szabat. Ponadto nie przestrzegał praw i przepisów i nie chodził do świątyni, a gdy napotykał grzeszników, niektórzy ludzie pytali Go, jak należy z nimi postąpić, lecz On nie obchodził się z nimi zgodnie z prawem, zamiast tego okazując im miłosierdzie. Żaden z tych aspektów postępowania Pana Jezusa nie był zgodny z pojęciami faryzeuszy dotyczącymi religii. Ponieważ faryzeusze nie miłowali prawdy (przez co nienawidzili Pana Jezusa), skwapliwie wykorzystali jako pretekst to, że Pan Jezus naruszył prawo, aby z całą mocą Go potępić, i zdecydowali, że ma zostać skazany na śmierć. Gdyby Pan Jezus urodził się w wybitnej i znamienitej rodzinie, był świetnie wykształcony i utrzymywał bliskie stosunki z tymi uczonymi w Piśmie i faryzeuszami, to wówczas sprawy nie potoczyłyby się dla Niego tak, jak się potem potoczyły – wszystko mogłoby być inaczej. To właśnie dlatego, że był tak zwyczajnym i normalnym człowiekiem, oraz z uwagi na swoje pochodzenie, Pan Jezus został potępiony przez faryzeuszy. Na jakiej podstawie potępili oni Pana Jezusa? Podstawę do tego, by Go potępić, stanowiły te przepisy i prawa, których tak kurczowo się trzymali i które, jak wierzyli, miały pozostać niezmienione przez całą wieczność. Faryzeusze uznawali te teorie teologiczne, które pojmowali, za wiedzę i narzędzie, za pomocą którego oceniali i potępiali ludzi, odnosząc je nawet do Pana Jezusa. Właśnie w ten sposób został On potępiony. To, jak kogoś oceniali lub traktowali, nigdy nie zależało od jego istoty ani od tego, czy to, co głosił, było prawdą, a tym bardziej od tego, skąd pochodziły słowa, które wypowiadał. Sposób, w jaki faryzeusze oceniali lub traktowali danego człowieka, uzależniony był wyłącznie od przepisów, słów i doktryn biblijnego Starego Testamentu, które zdołali sobie przyswoić. Choć faryzeusze w głębi serca wiedzieli, że to, co Pan Jezus mówił i czynił, nie było grzechem ani pogwałceniem prawa, i tak Go potępiali, ponieważ prawdy, które wyrażał, oraz znaki i cuda, które czynił, sprawiały, że wielu ludzi podążało za Nim i Go wychwalało. Faryzeusze darzyli Go więc coraz większą nienawiścią, a nawet chcieli definitywnie się Go pozbyć. Nie uznawali, że Pan Jezus jest Mesjaszem, który miał nadejść, ani też nie uznawali, że w Jego słowach jest prawda, a tym bardziej, że Jego dzieło jest zgodne z prawdą. Sądzili, że Pan Jezus mówi w sposób zarozumiały i wypędza demony mocą Belzebuba, księcia demonów. Już sam fakt, że byli w stanie przypisać te grzechy Panu Jezusowi, pokazuje, jak wielką darzyli Go nienawiścią. Dlatego gorliwie zaprzeczali, że Pan Jezus został posłany przez Boga, że jest Synem Bożym i Mesjaszem. Oto, co mieli zaś na myśli: „Czy bóg postępowałby w ten sposób? Gdyby bóg miał się wcielić, przyszedłby na świat w rodzinie mającej bardzo wysoką pozycję społeczną. Musiałby też przyjmować nauki od uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Musiałby systematycznie studiować Pismo Święte, posiadać pewną wiedzę biblijną i mieć wszelką wiedzę zawartą w Piśmie Świętym, zanim mógłby nosić imię »boga wcielonego«”. Pan Jezus jednak nie posiadał tej wiedzy, więc potępili Go, mówiąc: „Po pierwsze, nie masz odpowiednich kwalifikacji, więc nie możesz być bogiem; po drugie, bez wiedzy biblijnej nie możesz wykonywać dzieła bożego, a tym bardziej sam nie możesz być bogiem; po trzecie, nie wolno ci działać poza świątynią. Teraz zaś nie działasz w świątyni, ale ciągle przebywasz pośród grzeszników, więc dzieło, którego dokonujesz, wykracza poza zakres Pisma Świętego, co sprawia, iż jest tym bardziej niemożliwe, abyś był bogiem”. Skąd brały się podstawy tego ich potępienia? Z Pisma Świętego, z ludzkiego umysłu i z teologicznego wykształcenia, które otrzymali. Ponieważ sami faryzeusze mieli umysły przeładowane pojęciami, wyobrażeniami i wiedzą, wierzyli, że wiedza ta jest słuszna, że jest prawdą, że stanowi właściwą i obowiązującą podstawę i że Bóg nigdy nie mógłby sprzeniewierzyć się tym rzeczom. Czy poszukiwali prawdy? Nie. Czego zatem szukali? Boga, który byłby istotą nadprzyrodzoną i ukazałby się w postaci ciała duchowego. Dlatego też określili pewne kryteria dla dzieła Bożego, zaprzeczyli dziełu Boga i zgodnie z ludzkimi pojęciami, wyobrażeniami i wiedzą osądzali, czy Bóg ma słuszność, czy też nie. A jaki był tego końcowy efekt? Nie tylko potępili dzieło Boże, lecz także przybili Boga wcielonego do krzyża. Oto, co wynikło z tego, że posługiwali się własnymi pojęciami, wyobrażeniami i wiedzą do oceny Boga, i w tym właśnie przejawia się ich niegodziwość.

Na czym polega niegodziwość faryzeuszy w świetle ich szacunku dla wiedzy i erudycji? Jak się ona objawia? Jak możemy zgłębić i przeanalizować niegodziwą naturę takich ludzi? Szacunek faryzeuszy dla wiedzy i erudycji jest powszechnie znany i nie ma potrzeby zagłębiać się w tę kwestię. Na czym zatem dokładnie polega niegodziwość ich natury, która się przy tej okazji objawia? Jak możemy przeanalizować i przejrzeć niegodziwą naturę takich ludzi? Niech ktoś się wypowie. (Posługują się oni wiedzą teoretyczną, aby sprzeciwiać się istocie Boga; jest to jeden z przejawów ich niegodziwości). Sprzeciw jest pewnym działaniem, więc dlaczego sprzeciwiali się istocie Boga? Taki sprzeciw niesie z sobą nieco występnego usposobienia, ale wciąż jeszcze nie poruszyliście tematu niegodziwości. Dlaczego zatem się sprzeciwiali? Czy chodziło o to, że wcielony Bóg im się podobał, czy też nie podobał? Nie podobał im się tego rodzaju Bóg, gdyż mieli następujące przekonanie: „Bóg powinien być w niebie, i to w trzecim niebie, gdzie byłby podziwiany przez wszystkich, pozostając nieosiągalnym i nieodgadnionym dla ludzi; ma być tym jedynym, na którego powinna spoglądać z podziwem cała ludzkość, wszystkie istoty stworzone, a nawet wszystkie żywe istoty we wszechświecie – to dopiero jest bóg! A teraz bóg przyszedł na świat, lecz urodziłeś się, boże, w domu cieśli, twoi rodzice są zwykłymi ludźmi, a w dodatku narodziłeś się w stajence. Środowisko, w którym przyszedłeś na świat, i twoje pochodzenie nie jest nawet zwyczajne: jest o szczebel niżej od tego, co w społeczeństwie uchodzi za zwyczajne i proste – jak ludzie mogliby to zaakceptować? Gdyby bóg naprawdę miał przyjść na świat, nie mógłby tego uczynić w taki sposób!”. Czyż nie tak ludzie ograniczają Boga? Wszyscy ograniczają Go właśnie w ten sposób. W rzeczywistości, w głębi duszy faryzeusze mieli jednak również niejasne poczucie, że Pan Jezus nie był zwykłym człowiekiem, że to, co Pan Jezus mówił, było słuszne i że te kilka grzechów, o które Go oskarżano, tak naprawdę nie miało pokrycia w faktach. Pan Jezus potrafił uzdrawiać chorych i wypędzać demony, a oni nie byli w stanie znaleźć w Nim żadnej winy ani do niczego się przyczepić w słowach, które wypowiadał, i w kazaniach, które głosił, lecz i tak nie potrafili tego zaakceptować i w głębi serca wciąż żywili wątpliwości: „Czyż naprawdę tak wygląda bóg? Przecież jest on tak wielki i wspaniały w niebiosach, więc jeśli staje się ciałem i przychodzi na ziemię, to powinien być jeszcze wspanialszy. Powinien wzbudzać podziw wszystkich ludzi, obracając się wśród szlachetnych rodów, przemawiając w sposób elokwentny i nigdy nie ujawniając ani jednej ludzkiej wady czy słabości. Poza tym powinien najpierw posłużyć się swoją wiedzą, erudycją i zdolnościami, aby podporządkować sobie duchowieństwo w świątyni. Ich właśnie powinien pozyskać w pierwszej kolejności; taka byłaby boża intencja”. Jeśli zaś chodzi o to, co czynił Pan Jezus, faryzeusze nie mogli się z tym pogodzić, ani też nie chcieli tego zaakceptować ani uznać. To, że nie chcieli tego uznać, nie stanowiło jeszcze poważnego problemu, w głębi duszy faryzeuszy czaiło się bowiem znacznie bardziej niebezpieczne przekonanie: jeśli taki zwyczajny człowiek był bogiem, to bogiem mógł być każdy przedstawiciel duchowieństwa, gdyż każdy z nich bardziej przypominał boga niż sam bóg i wszyscy mieli większe kwalifikacje do tego, aby być chrystusem niż Pan Jezus. Czyż nie stanowi to problemu? (Stanowi). Podczas gdy potępiali samego Pana Jezusa, także i każdy aspekt środowiska związanego z ciałem, w które Bóg tym razem wybrał do swojego wcielenia, budził ich sprzeciw i pogardę. Nie powiedzieliśmy jednak jeszcze, w czym tkwi niegodziwość faryzeuszy – kontynuujmy więc nasze omówienie.

Bóg staje się ciałem jako zwykła osoba, co oznacza, że uniża sam siebie, rezygnując ze swego wzniosłego wizerunku, swojej wyższej ponad wszystkie rzeczy tożsamości i pozycji, aby stać się zupełnie zwyczajnym człowiekiem. Kiedy zaś staje się zwykłym człowiekiem, nie decyduje się przyjść na świat w znamienitej, zamożnej rodzinie. Środowisko jego narodzin jest bardzo pospolite, a nawet nędzne i ubogie. Jeśli spojrzymy na tę sprawę z perspektywy zwykłego człowieka, kogoś obdarzonego sumieniem, umiejętnością racjonalnego myślenia i człowieczeństwem, wszystko to, co Bóg czyni, godne jest ludzkiej czci i miłości. Jak ludzie powinni to traktować? (Z należną czcią). Zwykły, normalny człowiek, który podąża za Bogiem, powinien wychwalać Jego cudowność z uwagi na fakt, że Bóg się uniża, rezygnując z wysokiego statusu, by stać się na wskroś zwyczajną osobą. Jakże piękne są te Boża pokora i ukrytość! Są one czymś, na co nie jest w stanie się zdobyć żadna skażona istota ludzka ani diabły i szatan. Czy jest to coś pozytywnego, czy negatywnego? (Pozytywnego). Co dokładnie ilustruje ta pozytywna rzecz, to zjawisko i ten fakt? Bożą pokorę i ukrytość, cudowność i serdeczność Boga. Kolejnym faktem jest to, że Bóg kocha ludzi; Boża miłość jest szczera, a nie fałszywa. Boża miłość to nie puste słowa, nie jest ona sloganem ani iluzją, lecz jest prawdziwa i rzeczywista. Bóg sam staje się ciałem i znosi to, że rodzaj ludzki opacznie go rozumie, jak również znosi ludzkie kpiny, oszczerstwa i bluźnierstwa. Uniża się i staje się zwykłym człowiekiem o niepozornym wyglądzie, pozbawionym szczególnych talentów, a już na pewno nieposiadającym rozległej wiedzy czy erudycji. W jakim celu wszystko to czyni? Aby zbliżyć się do ludzi, których wybrał i zamierza zbawić, dzięki takiej tożsamości i ludzkiemu wyglądowi, który będzie dla nich najbardziej przystępny. Czyż wszystko to, co czyni Bóg, nie stanowi ceny, którą zapłacił? (Stanowi). Czy ktokolwiek inny może to uczynić? Nikt nie jest w stanie. Na przykład, niektóre kobiety, szczególnie ceniące sobie piękno i urodę, zawsze noszą makijaż i nie wychodzą bez niego z domu. Czy, gdybyś poprosił taką kobietę, aby wyszła bez makijażu lub wystąpiła bez niego na scenie, byłaby w stanie to zrobić? Nie. A przecież nie zostałaby nawet w najmniejszym stopniu upokorzona; lecz już samo to, że miałaby wyjść bez makijażu, jest dla niej nie do przyjęcia. Nie jest w stanie zrezygnować nawet z tej odrobiny próżności, z tego drobnego zmysłowego dodatku. A jak się rzecz ma z Bogiem? Z czego rezygnuje Bóg, kiedy się uniża, aby narodzić się – jako najzwyklejszy człowiek – pośród najniższych warstw społeczeństwa? Rezygnuje ze swojej godności. Dlaczego Bóg jest w stanie się na to zdobyć? (Aby umiłować ludzi i ich zbawić). Właśnie po to, aby umiłować ludzi i ich zbawić, co ukazuje, jakie jest Boże usposobienie. W jaki sposób wiąże się to zatem z utratą godności? Jak należy patrzeć na tę sprawę? Niektórzy ludzie mówią: „Jakąż to godność Bóg traci? Czyż nie posiadasz, Boże, tożsamości Boga nawet po tym, jak stałeś się ciałem? Czyż nie masz wciąż wokół siebie ludzi, którzy podążają za Tobą i słuchają Twego nauczania? Czyż nie wykonujesz nadal dzieła samego Boga? Jaką więc godność tracisz?”. Ta „utrata godności” obejmuje kilka aspektów. Z jednej strony we wszystkich tych poczynaniach motywacją Boga jest troska o dobro ludzi, ale z drugiej strony – czy ci są w stanie to zrozumieć? Nawet ci, którzy za Nim podążają, nie potrafią tego pojąć. Jak przejawia się ten ich brak zrozumienia? Opacznym rozumieniem Boga, błędną interpretacją Jego poczynań i zdziwionymi minami lub pogardliwymi spojrzeniami ze strony niektórych ludzi. Bóg przebywa w sferze duchowej, pośród wszystkich rzeczy, a cała ludzkość leży pod Jego stopami, ale teraz, gdy Bóg stał się ciałem, sprowadza się to do tego, że żyje w tym samym środowisku co ludzie, mając ich za równych sobie. Musi stawiać czoła ludzkim kpinom, oszczerstwom, niezrozumieniu i złośliwości, a także błędnym pojęciom, wrogości i osądowi ze strony ludzi – z tym wszystkim musi się mierzyć. Czy sądzicie, że Bóg zachowuje godność, gdy musi stawiać czoła tym rzeczom? Stosownie do swej tożsamości, Bóg nie powinien takich rzeczy znosić, ludzie nie powinni traktować Go w ten sposób, On zaś nie powinien się godzić na takie rzeczy, gdyż nie jest to coś, co Bóg winien cierpliwie znosić. Kiedy jednak Bóg staje się ciałem, musi je zaakceptować, musi się na to wszystko godzić i nic nie jest Mu oszczędzone. Skażona ludzkość potrafi mówić Bogu w niebie wiele przyjemnie brzmiących rzeczy, ale zupełnie nie ma szacunku dla Boga wcielonego. Ludzie myślą sobie tak: „Bóg stający się ciałem? Jesteś taki zwyczajny i normalny, nie ma w tobie zupełnie nic wyjątkowego. Wydaje się, że nie możesz mi nic zrobić!”. Ośmielają się wygadywać, co im tylko przyjdzie do głowy! Gdy chodzi o ich własną korzyść lub reputację, ośmielają się wypowiadać dowolne sądy lub słowa krytyki. Toteż, gdy Bóg staje się ciałem, to chociaż ma ten status i korzysta z takiej tożsamości, gdy nawiązuje kontakt z ludźmi i żyje razem ze skażoną ludzkością, to w rzeczywistości jednocześnie musi znosić wszelkiego rodzaju upokorzenia, jakie ta tożsamość na Niego ściąga. Bóg traci całą swoją godność – jest to pierwsza rzecz, którą Bóg musi znosić, stając w obliczu całego tego zmieszania, niezrozumienia, wątpliwości, sprawdzania, buntu, osądu, dwulicowości i innych tego typu postaw, jakie skażony rodzaj ludzki przejawia względem Niego. On zaś musi to wszystko znosić – na tym właśnie polega Jego utrata godności. I na czym jeszcze? Jeśli chodzi o istotę, nie ma żadnej różnicy między Wcieleniem a Duchem – czy to prawda? (Tak). Jeśli chodzi o istotę, nie ma żadnej różnicy, ale jest jedno zastrzeżenie: ciało nigdy nie może zastąpić Ducha. Oznacza to, że ciało jest pod względem wielu Jego funkcji ograniczone. Na przykład Duch może swobodnie przemieszczać się w przestrzeni, nie mają na Niego wpływu czas, klimat ani różne środowiska i jest wszechobecny, podczas gdy fizycznie istniejące ciało podlega tym ograniczeniom. Jaką stratę poniosła Boża godność? Na czym polega trudność w tej kwestii? Sam Bóg wprawdzie posiada tę zdolność, o której mówimy, ale ponieważ ogranicza Go cielesność, w czasie wykonywania swego dzieła musi sumiennie, cicho i posłusznie działać w ciele, dopóki dzieło to nie zostanie ukończone. W czasie, gdy Bóg wykonuje dzieło w ciele, to, co w związku z Nim ludzie widzą i potrafią zrozumieć zgodnie ze swoimi pojęciami, jest właśnie tym ciałem, które widzą ich oczy. Zatem czy w ich wyobrażeniach i pojęciach Boża wielkość, wszechmoc i mądrość, a nawet Boża władza, nie podlegają pewnym ograniczeniom? (Podlegają). W dużej mierze przymioty te podlegają pewnym ograniczeniom. Co jest przyczyną tych ograniczeń? (Wcielenie). Są one spowodowane tym, że Bóg stał się ciałem. Można powiedzieć, że bycie wcielonym jest pewnym kłopotem dla samego Boga. Oczywiście użycie słowa „kłopot” w tym kontekście jest niezbyt precyzyjne, ale można wyrazić to w ten właśnie sposób – tylko tak można to powiedzieć. Czy zatem ucisk ten ma pewien wpływ na ludzkie pojmowanie Boga i na prawdziwą więź i interakcję ludzi z Bogiem, mające na celu umiłowanie Boga i poddanie się Mu? (Tak). Rzeczywiście, ma on pewien wpływ. O ile tylko ktoś widział Boże ciało, o ile miał z nim do czynienia, o ile słyszał, jak Boże ciało przemawia, możliwe jest, że już do końca jego życia obraz Boga, Jego mądrość, istota i usposobienie pozostaną tym, co człowiek ten rozpoznaje, widzi i pojmuje w tym ciele. Jest to niesprawiedliwe wobec Boga, prawda? (Tak). To niesprawiedliwe wobec Boga. Dlaczego więc Bóg mimo wszystko tak czyni? Ponieważ tylko poprzez wcielenie osiągnąć można najlepsze rezultaty, jeśli chodzi o Boże oczyszczanie i zbawianie ludzi – Bóg wybiera tę właśnie drogę. Bóg staje się ciałem i żyje twarzą w twarz z ludźmi, pozwalając im słyszeć Jego słowa, widzieć każdy Jego ruch i dostrzegać Jego usposobienie, a nawet Jego osobowość, Jego radości i smutki. Nawet jeżeli to usposobienie, te radości i smutki mogą prowadzić do kształtowania się pewnych błędnych pojęć pośród ludzi, gdy są oni świadkami tych rzeczy, co wywierać może wpływ na ludzkie rozumienie istoty Boga i je ograniczać, Bóg woli wybrać tę metodę i być opacznie rozumiany przez ludzi, jeśli ma dzięki temu osiągnąć najlepsze rezultaty w kontekście ich zbawienia. Dlatego też, patrząc przez pryzmat ludzkiego pojmowania pierwotnego oblicza Boga oraz prawdziwej tożsamości, statusu i istoty Boga, poświęcił On swoją godność. Czyż nie można by tak powiedzieć? Z tego właśnie punktu widzenia. Dobrze się nad tym zastanówcie: czy – zgodnie z ludzkim rozumieniem – pośród różnych aspektów kosztów, jakie poniósł Bóg, i tego, co uczynił, jest coś, co mogłoby stanowić odpowiednik tych teorii i sloganów faryzeuszy i antychrystów? Nie ma niczego takiego. Na przykład, kiedy faryzeusze mówili: „Bóg jest godzien czci”, jak to rozumieli? Jak w ich oczach urzeczywistniało się to, że Bóg jest godzien czci? Chodziło po prostu o to, że jest pełen majestatu. Czyż nie jest to doktryna głosząca, że „Bóg jest godzien czci, godzien wielkiej czci”? (Owszem). W czym zatem, ich zdaniem, tkwi majestat Boga? W tym, że gdyby Bóg przyszedł na świat, miałby wybitną pozycję, niezrównaną wiedzę i wyjątkowy talent, najwyższej próby zdolności, pierwszorzędną elokwencję oraz przepiękną, zniewalającą powierzchowność. Czym jest ten majestat, w który wierzyli? Tym, co ludzie są w stanie zobaczyć. Czyż nie tego właśnie rodzaju majestat reprezentuje szatan? (Tak). Bóg tak nie postępuje! Spójrz, jakich ludzi Bóg powołał na swoich wybrańców, i popatrz, jacy ludzie tworzą wybitne elity świata szatana. Zestawiając w ten sposób ze sobą te dwa typy ludzi, dowiesz się, jakiego rodzaju człowieka Bóg zbawi, a jakiego rodzaju osoby nie mogą zostać zbawione. Ci, którzy są szczególnie aroganccy, zadufani w sobie, uzdolnieni i utalentowani, są zarazem najmniej skłonni przyjąć prawdę. Ich mowa jest przepełniona wiedzą oraz niezwykle elokwentna i sprawia, że inni ich czczą i podziwiają, lecz ich słabym punktem jest to, że nie przyjmują prawdy, czują do niej niechęć i darzą ją nienawiścią, co decyduje o tym, że obiorą ścieżkę zagłady. Z drugiej strony, żaden z Bożych wybrańców nie ma jakichkolwiek szczególnych zdolności ani talentów, lecz potrafią oni przyjąć prawdę, podporządkować się Bogu, zrezygnować z własnej sławy, z własnego zysku i statusu, by podążać za Bogiem, i gotowi są wypełniać swój obowiązek. Właśnie tego rodzaju ludzie będą zbawieni przez Boga. Kogo zaś czczą niewierzący? Wszyscy czczą intelektualistów najwyższych lotów i ludzi z rodzin o wybitnym statusie. Jeśli chodzi o talenty, szczególne umiejętności i rodzinny status, nie mamy żadnej z tych rzeczy – jesteśmy tacy sami. Co o tym myślicie? Bóg nie robi takich rzeczy – czy jest to aż tak proste? Dlaczego Bóg nie zaplanował tego w ten sposób? Jest w tym Boża intencja. Bogu doprawdy nietrudno jest zdecydować o tym, w jakiej rodzinie człowiek się urodzi i jaką wiedzę jest w stanie sobie przyswoić. Czy Bóg może działać w ten sposób? (Tak). Oczywiście, że może! Dlaczego więc Bóg nie zarządził, że mamy się urodzić w zamożnych i znamienitych rodzinach? To właśnie jest cudowność Boga, to właśnie jest objawienie Jego istoty i tylko ci, którzy rozumieją prawdę, potrafią przejrzeć tę kwestię. Kiedy już Bóg stanie się ciałem, to niezależnie od tego, jak wzniosłe mogą być ludzkie pojęcia, jak wielkie trudności napotyka Bóg przy wykonywaniu swojego dzieła, na jak wielkie natrafia przeszkody, jak wielkie drwiny i oszczerstwa znosi, i bez względu na to, jak wiele ze swej godności przy tym traci, czy On się tym w ogóle przejmuje? Nie przejmuje się tym. Cóż Go zatem obchodzi? Jeśli potraficie zrozumieć tę kwestię, to naprawdę zdajecie sobie sprawę, że Bóg jest godzien miłości. Cóż więc obchodzi Boga? Jaki jest Jego szczery zamiar, skoro płaci tak wysoką cenę i podejmuje tak wielki wysiłek? Po co właściwie to zrobił? (Po to, by ta grupa ludzi, którą wybrał, mogła lepiej zrozumieć Boga, mieć lepszy kontakt z Bogiem poprzez Jego wcielenie, a następnie zyskać prawdziwe zrozumienie Boga). Aby ludzie mogli zrozumieć Boga – czy zatem jest to nadal z pewnym pożytkiem dla Boga? Czy Bóg zapłacił tak wielką cenę, by osiągnąć ten jeden cel? Tak czy nie? Czy Bóg mozolnie pracował przez sześć tysięcy lat tylko po to, aby ludzie Go zrozumieli? Powiedzcie Mi, kto jest najszczęśliwszy po tym, jak Bóg stworzył ludzi, jak ludzkość oddaliła się od Boga i podążyła za szatanem, a każda istota ludzka zaczęła marnować swe życie, jakby była żywym demonem? (Szatan). A kto jest tutaj ofiarą? (Ludzie). Kto zatem jest najnieszczęśliwszy? (Bóg). Czy to wy jesteście najbardziej nieszczęśliwi? (Nie). W rzeczywistości nikt nie jest w stanie tych spraw przejrzeć. Nikt sam z siebie nie wie tych rzeczy: ludzie godzą się na to, kim się stają, żyjąc w ten sposób. Gdy ich poprosisz, by praktykowali prawdę, nie wierzą, by mogło z tego wyniknąć coś dobrego. Wciąż tylko uparcie żyją według własnych pojęć i wyobrażeń i ciągle buntują się przeciwko Bogu. A to właśnie Bóg jest najbardziej nieszczęśliwy i ma złamane serce. Bóg stworzył ludzkość; czy myślicie, że Boga obchodzi obecny stan ludzkiej egzystencji albo to, czy życie ludzi jest dobre, czy nie? (Obchodzi Go). Bóg jest o to najbardziej zatroskany, a być może nawet i ludzie, których to dotyczy, nie czują tego i tak naprawdę sami tego nie rozumieją. Ludzkość była taka sama, żyjąc na tym świecie sto lat temu, i teraz nadal taka jest, mnożąc się z pokolenia na pokolenie i żyjąc w ten sposób z pokolenia na pokolenie. Jedni radzą sobie lepiej, a inni gorzej: życie jest pełne wzlotów i upadków. Pokolenie za pokoleniem ludzie przychodzą na świat, noszą różne stroje i jedzą tę samą strawę, lecz struktura społeczna i ustroje stopniowo się zmieniają. Ludzie, nie zdając sobie z tego sprawy, dochodzą do tego, co jest obecnie – czy są tego świadomi? Nie są świadomi. Któż więc najlepiej zdaje sobie z tego sprawę? (Bóg). To właśnie Bóg najbardziej się o to troszczy. Jedną z rzeczy, o których Bóg nie zapomina, jest to, jak żyją ludzie, których stworzył, jaki jest obecny stan ich życia, czy dobrze im się żyje, co jedzą i w co się ubierają, jaka będzie ich przyszłość i o czym w głębi duszy myślą każdego dnia. Jeśli wszystko, o czym ludzie myślą każdego dnia, jest złem, jeżeli myślą tylko o tym, jak zmieniać prawa natury i postępować wbrew tym prawom, jak walczyć z Niebem, jak podążać za złymi trendami tego świata, to czy Bóg, patrząc na to, dobrze się z tym czuje? (Nie, nie czuje się z tym dobrze). Zatem Bóg nie czuje się z tym dobrze, i to wszystko? Czy nie musi czasem coś z tym zrobić? (No musi). Musi znaleźć jakiś sposób, aby sprawić, by ci ludzie żyli dobrze, aby umożliwić im zrozumienie właściwych zasad postępowania, aby się dowiedzieli, że należy czcić Boga, podporządkować się wszystkim prawom natury oraz Bożym zarządzeniom i planowym działaniom, tak aby mogli żyć na ludzkie podobieństwo, a wówczas Bóg odczuje ulgę. Nawet jeśli Bóg ich wtedy opuści, wciąż będą mogli normalnie żyć w takim środowisku, nie doznając żadnej krzywdy ze strony szatana – taka jest intencja Boża. Kiedy szatan widzi, że ludzie umieją poddać się Bogu i żyć na podobieństwo człowieka, zostaje całkowicie pohańbiony i ponosi porażkę, więc na dobre już porzuca tych ludzi i nigdy więcej nie zwraca na nich uwagi. Na kim więc zależy szatanowi? Zależy mu tylko na tych, którzy wierzą w Boga, lecz nie dążą do prawdy; na tych, którzy nie czytają słów Bożych i nie modlą się do Boga; na tych, którzy wykonują swój obowiązek bez przekonania, i na tych, którzy ciągle chcą znaleźć kogoś, z kim mogliby wziąć ślub, założyć rodzinę i zacząć robić karierę. Chce skusić tych ludzi i wprowadzić ich w błąd, aby oddalili się od Boga, nie wypełniając swego obowiązku i zdradzając Go, aż zostaną przez Niego wyeliminowani – wtedy szatan nie posiada się ze szczęścia. Im mniej dążysz do prawdy, tym jest szczęśliwszy; im bardziej uganiasz się za sławą, zyskiem i statusem i im bardziej jesteś niedbały w pełnieniu swojego obowiązku, tym szczęśliwszy się staje. Jeśli oddalisz się od Boga i Go zdradzisz, szatan stanie się jeszcze szczęśliwszy – czyż nie taka właśnie jest mentalność szatana? Czy mentalność antychrystów nie jest do niej podobna? Wszyscy, którzy podobni są do szatana, mają taką mentalność. Chcą skusić każdego, kto w ich oczach nie wierzy szczerze w Boga, każdego, kto przywiązuje wagę do zdobywania wiedzy i uganiania się za sławą, zyskiem i statusem, i każdego, kto nie zajmuje się tym, czym powinien przy wykonywaniu swojego obowiązku. Kiedy spotykają takich ludzi, łatwo znajdują z nimi wspólny język, mają sobie wiele do powiedzenia, kiedy razem przebywają, i swobodnie, bez skrupułów, mówią, co myślą. Jak zaś czuje się Bóg, gdy widzi, że ci ludzie nie dążą do prawdy? Jest bardzo zaniepokojony! Co jest zatem przyczyną tego, że Bóg płaci tak wielką cenę? Czyni to z uwagi na swój niepokój, zgryzotę i troskę o ludzkość. Bóg nosi w swoim sercu te niepokoje, zgryzoty i troski o ludzi, a ponieważ ma taką właśnie postawę wobec ludzi, Jego dzieło powstaje potem krok po kroku. Bez względu na to, czy w oczach ludzi Bóg jest pokorny i ukryty, czy naprawdę kocha ludzi, czy jest wierny, albo czy jest wielki, Bóg wierzy, że wszystkie te koszty są tego warte i mogą zostać wynagrodzone. Co to znaczy, że mogą zostać wynagrodzone? To znaczy, że rzeczy, o które Bóg martwi się w swoim sercu, już więcej się nie powtórzą, a ludzie, o których Bóg się w swoim sercu niepokoi, będą umieli żyć zgodnie z Jego intencjami, z drogą, której ich nauczał, oraz z kierunkiem, w którym ich prowadził, i nie będą już dłużej deprawowani przez szatana – nie będą już dłużej żyć pośród cierpienia, a Boże troski się rozproszą i Bóg dozna ulgi. Tak więc jeśli chodzi o wszystko to, co Bóg uczynił – bez względu na to, jaka jest Jego pierwotna motywacja, bez względu na to, jak wielki lub skromny jest Jego plan – czy wszystkie te rzeczy nie są czymś pozytywnym? (Są). Wszystkie te rzeczy są pozytywne. Niezależnie od tego, czy sposób, w jaki Bóg działa, wydaje się ludziom zupełnie niepozorny, czy ich zdaniem warto o nim wspominać, czy też nie, i niezależnie od tego, jak ludzie oceniają sposób, w jaki Bóg działa, aby ich sądzić i zbawiać, to wnosząc ze wszystkich tych rzeczy, które Bóg uczynił, i ogromnej ceny, jaką jest w stanie zapłacić, czyż Bóg nie jest godzien pochwały? (Owszem, jest). Czy zatem Bóg jest wielki, czy mały? (Jest wielki). Jakże wielki jest Bóg! Nikt spośród ludzi nie jest w stanie zapłacić takiej ceny. Niektórzy twierdzą, że „miłość macierzyńska jest najsilniejszym uczuciem pośród rodzaju ludzkiego”. Czy miłość macierzyńska jest tak wielka jak miłość Boga? Gdy dzieci zaczynają żyć własnym życiem, matki na ogół nie martwią się już o nie tak bardzo, dopóki ich pociechy jakoś sobie w tym życiu radzą. W rzeczywistości nie są w stanie wtrącać się w ich życie, nawet jeśli tego chcą. A jak Bóg traktuje ludzkość? Przez ile tysięcy lat musi ją znosić? Bóg wytrzymuje z rodzajem ludzkim przez sześć tysięcy lat i nie poddał się nawet teraz. Ze względu na tę odrobinę troski i zmartwienia Bóg zapłacił tak ogromną cenę. Jak wygląda ta ogromna cena w oczach faryzeuszy i antychrystów? Potępiają ją oni i osądzają, a nawet bluźnią przeciwko niej. Czy zatem, patrząc z tego punktu widzenia, ci antychryści nie są z natury niegodziwi? (Są). Bóg uczynił tak chwalebne rzeczy, a istota Boga oraz to, co On ma i czym jest, są tak godne ludzkiego uwielbienia! Ci faryzeusze i antychryści zaś nie dość, że Go nie wysławiają, to jeszcze przywołują rozmaite wymówki i teorie, aby Go potępiać i osądzać, a nawet nie chcą uznać, że jest On Chrystusem. Czyż ci ludzie nie są pełni nienawiści? (Są). Czyż nie są niegodziwi? Sądząc po ich niegodziwym zachowaniu, czyż nie czczą wiedzy i erudycji? Czy nie czczą władzy i statusu? (Tak, te właśnie rzeczy darzą czcią). Im więcej jest rzeczy pozytywnych, im bardziej są one godne ludzkiej pochwały i tego, by ludzie je sobie zapamiętali i je rozgłaszali, tym bardziej będą one potępiane przez antychrystów. Jest to jeden z przejawów ich niegodziwej natury. Trzeba tu koniecznie stwierdzić, że antychryści są niegodziwi w stopniu przekraczającym możliwości większości ludzi o skażonym usposobieniu.

W dalszej części naszego omówienia porozmawiajmy o Pawle. W jakiej rodzinie się urodził? Przyszedł na świat w rodzinie inteligenckiej i uczonej. Urodził się w takiej właśnie rodzinie, a takie pochodzenie uchodziło za dobre. On sam był bardzo dobrze wykształcony. Według dzisiejszych standardów, był tego rodzaju człowiekiem, który mógłby studiować teologię lub pójść na uniwersytet. Czy zatem jego wiedza i erudycja były większe niż u większości ludzi? (Tak). Sądząc po wiedzy i erudycji Pawła, czy łatwo byłoby mu uznać, że Pan Jezus jest Chrystusem? (Tak). Nawet bardzo łatwo. Dlaczego więc nie uznał Pana Jezusa za Chrystusa? (Paweł czcił wiedzę i miał poczucie, że Pan Jezus nie jest tak dobrze wykształcony jako on sam, więc Go nie uznał). Jest to nadmierne uproszczenie. Gdyby Pan Jezus nie był tak dobrze wykształcony jak on, Paweł nie byłby w stanie Go uznać. Gdyby zaś Pan Jezus naprawdę posiadał wiedzę, Paweł mógłby Go uznać. Jest to w pewnym sensie wniosek cząstkowy. Twierdzimy bowiem jedynie, że antychryści czczą wiedzę; to znaczy, że kiedy słuchają ludzi i zadają się z nimi oraz zajmują się rozmaitymi sprawami, przyjmują taki punkt widzenia, który pozwala innym stwierdzić, że czczą oni wiedzę i erudycję. Na przykład, jeśli twoje słowa są bardzo logiczne, na wysokim poziomie, mądre, trudne do pojęcia i abstrakcyjne, to właśnie jest coś, co taki antychryst lubi. Niech będą abstrakcyjne i zgodne z zasadami logiki, z filozofią, a nawet z pewnym rodzajem wykształcenia – to jest dokładnie to, czego taki antychryst chce. Pan Jezus jest zaś wcieleniem Boga i wszystko, co wypowiada, to słowa Boże i prawdy. Kiedy więc ludzie posiadający wiedzę i erudycję spoglądają na te słowa i prawdy, jak je oceniają? Mówią tak: „Słowa, które wypowiadasz, są nazbyt pospolite i powierzchowne. Są to same trywialne rzeczy dotyczące wiary w boga. Nie są ani zbyt głębokie, ani niemożliwe do objęcia rozumem. Nie ma w nich żadnych tajemnic. Ty jednak twierdzisz, że one są prawdą. Cóż takiego wzniosłego jest w prawdzie? Ja też potrafię wygadywać takie rzeczy!”. Czyż antychryści nie są o tym przekonani? (Są). Rozpatrują to w następujący sposób: „Sprawdźmy, czy te rzeczy, o których, boże, mówisz, są koniec końców wznioślejsze, czy pośledniejsze od wiedzy, którą posiadam”. Gdy tylko usłyszą słowa Boże, zaczynają je podważać, mówiąc: „Ty brzmisz, jak uczeń podstawówki, ja zaś jestem studentem, więc nie jesteś tak dobry jak ja!”. Następnie zaczynają doszukiwać się błędów w słowach Boga, mówiąc: „Wygląda na to, że nie rozumiesz gramatyki, a czasami, przemawiając, używasz niewłaściwych słów. Nie wyglądasz mi na boga”. Zwracają uwagę na Jego wygląd, chcąc dociec, czy jest Bogiem, czy też nie; nie słuchają treści Jego słów, nie przysłuchują się temu, czy to, co wyraża, jest prawdą, albo czy słowa te pochodzą od Boga. Czyż nie jest to przejaw braku duchowego zrozumienia? (Jest). Antychrystów cechuje zatem również i to: brak im duchowego zrozumienia. Ponieważ cenią sobie wiedzę i erudycję, nie rozumieją prawdy. Nigdy nie będą w stanie jej zrozumieć. Ich przeznaczeniem jest być tego typu ludźmi, którym brakuje duchowego zrozumienia. Posługują się swoją wiedzą, by rozpatrywać każde wypowiedziane przez Boga zdanie. Czy jednak potrafią zrozumieć prawdę? Czy są w stanie wiedzieć, że to jest prawda? Czy potrafią dojść do wniosku i stwierdzić, że wszystkie te wypowiedziane przez Boga słowa są prawdą? Czy są w stanie to rozpoznać? Zupełnie nie potrafią. Jak zatem postrzegają Boga wcielonego? Myślą sobie tak: „Bez względu na to, jak próbuję na to patrzeć, jest on człowiekiem. Bez względu na to, jak bym na to nie patrzył, nie widzę w nim boskich przymiotów. I bez względu na to, jak uważnie słucham, nie potrafię stwierdzić, które z jego słów są zgodne z prawdą i które są prawdą”. Dlatego w głębi serca myślą: „Jeśli masz coś nowego i świeżego do powiedzenia, a ja będę mógł zyskać jakąś teorię i zbić dzięki tobie pewien kapitał, to póki co będę za tobą podążał i zobaczę, co to da”. Czy jednak potrafią z głębi serca przyjąć Pana Jezusa? (Nie, nie potrafią). Nie ma mowy o tym, aby Go przyjęli. Czemu zaś Go nie przyjmują? Jaka jest tego przyczyna? To dlatego, że zanadto lubią wiedzę. To ich upodobanie oraz wiedza, w którą są wyposażeni i której się wyuczyli, zaślepiają ich oczy i umysły, sprawiając, że nie są w stanie dostrzec tego wszystkiego, co Bóg uczynił. Nawet jeśli to, co Bóg mówi, w oczywisty sposób jest prawdą, nawet jeśli dokonane przez Boga dzieło jasno wyraża tożsamość i istotę Boga, oni nie są w stanie tego dostrzec. Dlaczego? Ponieważ ich wiedza i erudycja sprawiają, że ich umysły przepełniają pojęcia, wyobrażenia i sądy na temat Boga. Ostatecznie, bez względu na to, jak uważnie słuchają kazań lub wchodzą w kontakt z Bogiem, nie potrafią zrozumieć, co Bóg mówi, nie mówiąc już o tym, by mieli zaakceptować, że to, co ta osoba powiedziała, jest w stanie odmienić ludzi, albo że jest to drogą, prawdą i życiem. Jest to coś, czego nigdy nie będą w stanie zaakceptować. Nigdy nie zdołają tego zaakceptować, co sprawia, że – podobnie jak w przypadku Pawła – zbawienie nie jest ich przeznaczeniem. Czy Paweł wyznał, że Pan Jezus jest Chrystusem? Nie przyznał tego nawet na koniec. Niektórzy mówią: „Czyż nie wołał do Pana, gdy został powalony w drodze do Damaszku? W takim razie musiał to uznać. Jak można mówić, że tego nie uznał?”. Jeden fakt dowodzi, że Paweł nigdy nie uznał Pana Jezusa Chrystusa za swojego Zbawiciela. Otóż nawet po tym, jak został powalony, nadal sam usiłował być Chrystusem. Czy Chrystus jest kimś, kim człowiek może stać się tak od niechcenia? Chrystus jest przecież Bogiem wcielonym w człowieka. Jest Bogiem i nikt nie może stać się Nim tylko dlatego, że tego chce. Któż nie chciałby być Chrystusem? Ale czy jest to coś, na co człowiek może się zdobyć? Nie wystarczy po prostu tego chcieć. A jednak Paweł chciał być Chrystusem. Sądząc po tym jego dążeniu, czy Paweł mógł uznać, że Pan Jezus jest Chrystusem i Stwórcą? (Nie, nie mógł). Jak zatem określił tożsamość i status Pana Jezusa? Nazwał Go Synem Bożym. Czym jest Syn Boży? Znaczyło to tyle, co: „Ty nie jesteś bogiem, jesteś synem bożym, jesteś od boga mniejszy, jesteś taki sam jak my. My jesteśmy synami bożymi, i ty również jesteś synem bożym, lecz bóg powierzył ci inne posłannictwo i dokonujesz innego dzieła. Gdyby to mnie bóg zlecił to zadanie, ja również mógłbym je wykonać i mu podołać”. Czyż nie oznacza to, że Paweł nie uznawał faktu, iż Pan Jezus Chrystus jest Bogiem? (Oznacza). Paweł sądził, że bóg, w którego wierzy, jest w niebie, że ten Chrystus nie jest bogiem i że nie ma on nic wspólnego z tożsamością i statusem boga. W jaki sposób ukształtowało się to, jak rozumiał Pana Jezusa i jaką miał wobec Niego postawę? Wydedukował to ze swojej wiedzy i wyobrażeń. Jak je wydedukował? W którym dostrzegł je zdaniu? Pan Jezus mawiał: „Ojciec Mój jest taki a taki” i „Czynię to czy tamto mocą Mego Ojca w niebie”, a Paweł to usłyszał i pomyślał sobie tak: „Ty też nazywasz boga bogiem? Ty również nazywasz boga w niebie ojcem? W takim razie jesteś synem bożym?”. Czy nie jest to wymysł ludzkiego mózgu? Jest to wniosek wyciągnięty przez ludzi uczonych: „Jeśli ty nazywasz boga w niebie ojcem, i my również nazywamy go ojcem, to w takim razie jesteśmy braćmi. Ty jesteś synem pierworodnym, my jesteśmy kolejnymi synami, a bóg w niebie jest naszym wspólnym bogiem. A zatem ty nie jesteś bogiem i wszyscy jesteśmy równi. Dlatego to nie pan Jezus chrystus ostatecznie decyduje o tym, kto zostanie nagrodzony, a kto ukarany, i jaki będzie końcowy wynik ludzi – to nie pan Jezus chrystus, tylko bóg w niebie”. Do wszystkich tych wniosków i niedorzecznych zapatrywań Paweł doszedł przez to, że kiedy już zgłębił teologię i zdobył wiedzę, posługiwał się własnym umysłem, by osądzać i analizować rozmaite sprawy. Taki właśnie był tego rezultat.

Paweł uważał wiedzę za przysłowiową brzytwę ratującą życie tonącego, za swój kapitał, a przede wszystkim za cel swoich dążeń. Gdyby nie darzył jej taką czcią, lecz potrafił zrezygnować z tej wiedzy, której wcześniej sobie przyswoił, uznać Pana Jezusa za Stwórcę, za Tego, za którym można podążać, Tego, który jest w stanie wyrażać prawdę, i umiał uznać słowa Pana Jezusa za prawdę, której trzeba być posłusznym i którą należy praktykować – rezultat byłby inny. To, że Piotr był w stanie trzykrotnie zaprzeć się Pana, wynikało z jednej strony z jego strachu, a z drugiej strony z tego, że widział, iż Pan Jezus był zwykłym człowiekiem, który został aresztowany i cierpiał. W sercu Piotra pojawiła się słabość – nie była to wada, której nie można by mu było wybaczyć. Nie było niewybaczalne także i to, że przez chwilę potrafił zaprzeć się Pana Jezusa. Nie jest to tego rodzaju dowód, który może ostatecznie zadecydować o wyniku danego człowieka. Cóż zatem ostatecznie decyduje o czyimś wyniku? To, czy traktują słowa Boże jako słowa Boże, czy potrafią je przyjąć, być im posłusznym i praktykować je jako prawdę. Przykład Pawła i Piotra to dwa zupełnie różne przypadki. Piotr raz jeden okazał słabość, raz zaparł się Pana i raz w Niego zwątpił, lecz końcowy tego rezultat był taki, że Piotr został udoskonalony. Paweł zaś przez wiele lat cierpiał i pracował dla Pana. Rozumie się samo przez się, że powinien móc otrzymać koronę, dlaczego więc ostatecznie został przez Boga ukarany? Czemu wyniki Pawła i Piotra były różne? Wyniki zależą od naturoistoty danego człowieka i ścieżki, którą podąża. Jaka była naturoistota Pawła? Na pewno jest w niej co najmniej pewien element niegodziwości. Paweł gorączkowo dążył do zdobycia wiedzy i statusu, uganiał się za nagrodami i koroną, krzątał się, działał i płacił cenę za tę koronę, w ogóle przy tym nie dążąc do prawdy. Co więcej, w trakcie swojej działalności nigdy nie składał świadectwa o słowach Pana Jezusa ani nie świadczył o tym, że Pan Jezus jest Chrystusem, że jest Bogiem czy że jest Bogiem wcielonym, ani też że Pan Jezus reprezentuje Boga, a wszystkie słowa, które wypowiada, są słowami wypowiedzianymi przez Boga. Paweł nie był w stanie pojąć tych rzeczy. Jaką więc drogę obrał? Uparcie dążył do zdobycia wiedzy i zgłębienia teologii, przeciwstawiał się prawdzie, odmawiał jej przyjęcia i posługiwał się swoimi talentami oraz wiedzą do prowadzenia działalności mającej na celu zarządzanie własnym statusem, podtrzymywanie go i umacnianie. Jaki był jego końcowy wynik? Być może spoglądając z zewnątrz nie widzisz, jaką karę otrzymał przed śmiercią albo czy miał jakieś anormalne przejawy, ale jego końcowy wynik różnił się od wyniku Piotra. Od czego zależała ta „różnica”? Jedna z kwestii to naturoistota danego człowieka, druga zaś to ścieżka, którą ten ktoś obiera. Jeśli chodzi o postawę i zapatrywanie Pawła względem Pana Jezusa, w jaki sposób jego opór różnił się od oporu zwykłych ludzi? Jaka jest ponadto różnica między tym, że Paweł wypierał się Pana i odrzucał Go, a tym, że Piotr trzykrotnie ze strachu i słabości zaparł się imienia Bożego i nie przyznał się do Pana? Paweł wykorzystywał swoją wiedzę, erudycję i talenty do prowadzenia swej działalności. Wcale nie praktykował prawdy ani nie podążał drogą Boga. Dlatego też, czy byłeś w stanie dostrzec słabość Pawła w okresie, gdy tak się krzątał i pracował, lub w jego listach? Nie byłeś w stanie, prawda? W kółko pouczał ludzi, co mają robić, i zachęcał ich do tego, by dążyli do zdobywania nagród, koron i dobrego przeznaczenia. Nie miał żadnego doświadczenia ani zrozumienia dla praktykowania prawdy, a ponadto go nie doceniał. Natomiast Piotr był bardzo skromny i dyskretny w swoich poczynaniach. Nie miał na podorędziu głębokich teorii ani nie pisał listów, które byłyby aż tak słynne. Posiadał za to pewne rzeczywiste zrozumienie i umiał praktykować prawdę. Chociaż w swoim życiu doświadczył słabości i skażenia, po wielu próbach, które przeszedł, relacja, jaką nawiązał z Bogiem – zupełnie inaczej niż w przypadku Pawła – była właściwą relacją między człowiekiem a Bogiem. Chociaż Paweł działał z rozmachem, wszystko to, co robił, nie miało nic wspólnego z Bogiem. Nie niósł świadectwa o słowach Bożych, dziele Bożym, Bożej miłości czy Bożym zbawieniu ludzkości, a tym bardziej o Bożych intencjach względem ludzi czy wymaganiach Boga wobec nich. Często mówił nawet ludziom, że Pan Jezus jest Synem Bożym, co z czasem doprowadziło do tego, że zaczęli oni postrzegać Boga jako Trójcę. Sam termin „Trójca” pochodzi zresztą od Pawła. Jeśli nie ma czegoś takiego jak „Ojciec i Syn”, to czy może istnieć „Trójca”? Nie może. Ludzkie wyobrażenia są po prostu aż nazbyt „bujne”. Jeśli nie jesteś w stanie pojąć Bożego wcielenia, nie feruj wyroków na oślep ani na ślepo nie osądzaj. Słuchaj po prostu słów Pana Jezusa i traktuj Go jako Boga, jako Boga ukazującego się w ciele i stającego się człowiekiem. Podchodzenie do tego w ten sposób jest bardziej obiektywne.

Kiedy po raz pierwszy złożono świadectwo o tym, że Bóg wcielił się w kobietę na obecnym etapie swojego dzieła, wielu ludzi nie było w stanie tego zaakceptować i na tym utknęło. Czuli wprawdzie, że „wszystkie wypowiadane słowa są prawdą, a wykonywane dzieło polega na osądzaniu za pomocą słów – te rzeczy wyglądają na dzieło Boże i jestem w stanie przyznać, że ta osoba jest Bogiem wcielonym. Chodzi tylko o to, że niełatwo jest zaakceptować jej płeć”. Ponieważ jednak wszystkie te słowa są prawdą, z wahaniem Go jednak akceptują i myślą w głębi swych serc: „Zacznę za Nim podążać i przekonam się, czy rzeczywiście jest Bogiem” – wielu ludzi zaczęło podążać za nim w ten sposób. Stworzona przez Boga ludzkość przybiera formę jednej z dwóch płci: męskiej albo żeńskiej, a wcielenie Boga nie jest tutaj żadnym wyjątkiem: jest albo mężczyzną, albo kobietą. Pewnego dnia ktoś nagle Mnie zapytał: „Jak można rozumieć to, że tym razem wcielenie ma postać kobiety?”. Ja zaś odpowiedziałem na to: „No cóż, a jak ty to widzisz? Bóg nie działa zgodnie z ludzkimi pojęciami: jeśli jesteś pewien, że to Bóg to czyni, to wówczas nie powinieneś badać tego, co robi Bóg, a jeśli tego nie rozumiesz, to powinieneś poczekać. Jeżeli poszukujesz, a mimo to nie uzyskujesz rezultatów, to po prostu sprawdź, czy jesteś w stanie się temu podporządkować. Jeśli potrafisz się podporządkować, to jesteś osobą racjonalną, ale jeśli z tego powodu utkniesz w miejscu i zaczniesz zaprzeczasz temu wszystkiemu, co Bóg uczynił, to wówczas nie jesteś osobą racjonalną, nie jesteś człowiekiem prawdziwie wierzącym w Boga. Bóg czyni dziesięć rzeczy, które uważasz za słuszne i zgodne z twoimi pojęciami, lecz jeśli jedna rzecz się z nimi nie zgadza, to unieważniasz wszystkie dziesięć rzeczy – cóż to za nieszczęśnik tak postępuje? Czyż nie jest to diabeł?”. Kiedy omówiłem to z nim w ten sposób, człowiek ten powiedział: „Dobrze, w takim razie teraz to zaakceptuję”. Gdy tylko skończyłem swoje omówienie, natychmiast to zrozumiał i zaakceptował – czyż nie ma on całkiem wysokiego potencjału? Przyznajmy, że ma. Po chwili podjął: „Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, a kiedy za pierwszym razem stał się ciałem, był mężczyzną, synem bożym. Tym razem stał się ciałem jako kobieta – czy w takim razie nie byłby córką bożą? Powiedz mi, czy pojmuję to we właściwy sposób. Gdy ludzie mają dzieci, chcą mieć zarówno syna, jak i córkę – czy bóg również chce mieć jedno i drugie?”. Jak powinienem był mu odpowiedzieć i wyjaśnić tę kwestię? Czy tej sprawy nie należy potraktować poważnie? Czy nie wymaga ona sprostowania? Czy jest jakiś problem z tym, co mówił ten człowiek? Jest pewien problem. Człowiek ten powiedział bowiem: „Bóg ma syna, pana Jezusa, a tym razem wcielenie jest w formie płci żeńskiej, więc w tym przypadku jest to jego córka. Tak więc bóg ma syna i córkę, ma dzieci obojga płci, więc nie ma potrzeby, by istniał duch święty. Jest bowiem taka oto Trójca: święty ojciec, święty syn i święta córka – jakże to stosowne i dostojne! Bez córki Trójca nie byłaby kompletna”. Jak się czujesz, wysłuchawszy tych słów? Nie wiesz, czy się śmiać, czy płakać. Powiedz mi, czy to nie jest żart? (Tak, to żart). Czy sposób pojmowania wcielenia przez tego człowieka różni się od pojmowania wcielenia przez Pawła? (Nie). Nie ma tu żadnej różnicy. Jeśli ludzie zawsze polegać będą na swojej pomysłowości oraz na własnych pojęciach i wyobrażeniach przy wyciąganiu wniosków i konkluzji związanych z pojmowaniem Boga – zwłaszcza w odniesieniu do spraw dotyczących Jego tożsamości oraz istoty – i posługiwać się tymi pojęciami i wyobrażeniami, mając już przy tym pewne zapatrywania, będzie to rodziło same kłopoty i ludzie będą popełniać błędy i napotykać trudności. Jaki jest zatem najwłaściwszy sposób radzenia sobie z tą kwestią? Niektóre sprawy mają charakter głębszy i bardziej abstrakcyjny, ludziom niełatwo jest je zrozumieć i nie jest im łatwo dostrzec istotę i pierwotną przyczynę tego problemu. Jeśli rzeczy te nie dotyczą prawdy lub nie wpływają na twoje dążenie do prawdy, to co powinieneś zrobić? Przede wszystkim je sobie odpuść. Jaki jest pożytek z ich badania? Nie do ciebie należy ich badanie. Ty musisz jedynie skupić się na wkraczaniu w życie i być w stanie dobrze wykonywać swój obowiązek. Pewnego dnia w naturalny sposób zrozumiesz te kwestie. Niektórzy ludzie mówią, że nie są w stanie sobie odpuścić i chcą je zbadać, co jest kłopotliwe. Nie wolno ci ich badać. Ludziom nie wolno podchodzić do spraw związanych z tożsamością, istotą i statusem Boga z postawą badawczą. Dalsze badanie spowoduje poważne konsekwencje. W poważnych przypadkach zaczniesz bluźnić przeciwko Bogu. Jak zatem ludzie powinni podchodzić do spraw związanych z Bożą tożsamością i istotą? Bądź szczery i naturalny, a nawet jeśli nie masz całkowitej jasności w tej kwestii, jedna rzecz jest pewna: On jest w stanie reprezentować Boga, On jest ukazaniem się Boga, to, co On wyraża, jest prawdą; tym, co ludzie winni przyjąć, jest prawda, i wystarczy prawdę tę pozyskać.

Jeśli przyjrzeć się naturoistocie antychrystów, co takiego darzą oni największą czcią? Tak zwane teorie teologiczne – wzniosłe, puste i abstrakcyjne. Teorie te są dla nich niezwykle cenne. Cenią je sobie i uwielbiają tak bardzo, że wymyślają najrozmaitsze sposoby na to, aby je sobie przyswoić, żeby wyróżnić się z tłumu. W głębi serca zwracają uwagę na takie rzeczy i postrzegają je jako kapitał, jako szczeble w karierze albo odskocznie, dzięki którym mogą zrealizować własne życiowe cele, nie wiedząc, że rzeczy te zasadniczo nie są prawdą. Oni jednak lubią przyswajać sobie te teorie teologiczne, które potem się w nich zakorzeniają, i uważają je za prawdę. Wykorzystują tę wiedzę teologiczną do badania słów Bożych i prawd, które wyraża Bóg. Gdy zaś widzą, że słowa Boże i prawdy, które Bóg wyraża, nie są zgodne z teoriami teologicznymi, za którymi oni się opowiadają, nie są w stanie powstrzymać się od osądzania i potępiania słów Bożych. W głębi serca w ogóle nie czują przy tym strachu, sądząc, że mają biblijne podstawy ku temu, by tak postępować. Niektórzy z nich potępiają nawet słowa Boże, mówiąc: „Słowa boga są nazbyt nużące. Niektóre z nich są nielogiczne, inne niegramatyczne, a część słownictwa, którego bóg używa, zwyczajnie nie spełnia swojej roli”. Ludzie tacy żyją po prostu w granicach własnych myśli i umysłów, posługując się posiadaną przez siebie wiedzą i erudycją do tego, by analizować i badać słowa Boże. Wielu z nich odwołuje się nawet do własnych wyobrażeń i własnego osądu, aby w słowach Bożych odnajdywać to, w jaki sposób Bóg charakteryzuje pewne osoby lub jakie przeznaczenie dla nich zarządza. Potem zaś tacy ludzie analizują i krytykują to wszystko zgodnie z tym, co mówi Biblia, zaczynając zarazem zaprzeczać słowom Bożym. Gdy zaś zaczynają analizować i krytykować słowa Boga, dzieje się coś strasznego. Czy wiecie, o co takiego chodzi? Kiedy ludzie analizują i badają Boga, i kiedy rodzi się w nich krytyczne nastawienie wobec Niego, Duch Święty odtrąca ich z pogardą i przestaje w nich działać. Czyż nie jest to rzecz straszna? A sami wiecie, co takiego zapowiada fakt, iż Duch Święty przestaje w kimś działać. Kiedy Duch Święty nie działa, trzyma się od takich ludzi z daleka, co jest równoznaczne z tym, że zostają przez Niego porzuceni. Innymi słowy, Bóg ich nie zbawi. Możemy przeanalizować przyczynę, dla której tak się dzieje. Skąd biorą się te teorie teologiczne, którymi tacy ludzie obwarowują się przez połowę swojego życia? Kogo one reprezentują? W głębi serca oni sami nie są tego pewni. W rzeczywistości teorie te wcale nie pochodzą od Boga, ani nie są też czysto ludzkim rozumieniem spraw. Są to człowiecze niedorzeczne interpretacje i można powiedzieć, że jako takie pochodzą od szatana i w pełni go reprezentują. Co jeszcze wchodzi w zakres tej wiedzy teologicznej? Oprócz niedorzecznych interpretacji Biblii, obejmuje ona ludzką logikę i sposób rozumowania, ludzkie pojęcia i wyobrażenia, a także ludzkie doświadczenia, etykę, moralność i idee filozoficzne. Kiedy więc tacy ludzie posługują się tymi rzeczami do oceny tego, co mówi Bóg, i do oceny Jego dzieła, przez to, jak traktują Boga, w oczywisty sposób stają po stronie szatana. Dlatego też Bóg ukrywa przed nimi swoje oblicze, a Duch Święty ich opuszcza. Czy kiedykolwiek tego doświadczyliście? Dawniej niektórzy ludzie opowiadali o swoich doświadczeniach w tym względzie, mówiąc: „Kiedy zacząłem wierzyć w Boga, bardzo chciałem Go badać. Studiowałem to, co mówi, jak dobiera słowa, jak traktuje ludzi, dla kogo jest dobry i jakiego rodzaju osoby lubi, a jakich nienawidzi. W rezultacie tych wszystkich dociekań, w moim sercu zapanował mrok, nie czułem obecności Boga w czasie modlitwy, poczucie wolności i wyzwolenia w moim sercu zniknęło i nie czułem już spokoju ani radości. Było tak, jakby moje serce przygniatał potężny głaz”. Czy doświadczyliście kiedykolwiek czegoś takiego? (Tak). Ci, którzy nieustannie badają Boga, nie zyskują ani krzty oświecenia czy iluminacji ze strony Ducha Świętego. Nawet lektura słów Bożych nie przynosi im żadnego światła. Antychryści są biegli w studiach nad Bogiem, lecz w ogóle nie przyjmują prawdy. W kościele nie utrzymują żadnych normalnych relacji międzyludzkich, zawsze stawiając samych siebie ponad innymi, aby ich pouczać. Często przechwalają się swoją wiedzą i spoglądają z góry na zwykłych braci i siostry. Jeśli antychryst zacznie się z tobą zadawać i dowie się, że nie jesteś dobrze wykształcony, nie będzie sobie zawracał tobą głowy. Nawet jeśli spełniasz wszelkie kryteria, by być przywódcą kościoła lub liderem zespołu, nie wykorzysta cię w tej roli. Jakiego rodzaju ludźmi posługują się antychryści? Szukają ludzi mających odpowiedni status społeczny, wpływy, wiedzę i talenty, a przy tym elokwentnych i potrafiących przemawiać. To właśnie na takich ludziach skupiają wzrok i postanawiają się nimi posłużyć. Jeśli to do nich należy dobór odpowiednich ludzi i wyznaczanie im ról, wybierają tylko osoby elokwentne, dobrze wykształcone, posiadające wiedzę i status społeczny. Nawet jeśli tacy ludzie nie dążą do prawdy lub nie są w stanie wykonywać żadnej pracy, antychryści i tak ich lubią. Co to sugeruje? Że jedni i drudzy należą do tej samej kategorii. W końcu, jak to się mówi, ciągnie swój do swego. Niektórzy antychryści rozumieją pewne słowa i doktryny, a następnie zaczynają myśleć o wszelkich możliwych sposobach na to, by ćwiczyć się w głoszeniu kazań. Jak wielkiej nabierają w tym wprawy? Wystarczającej do tego, by potrafili wyrażać się elokwentnie i szczegółowo, wychodząc na scenę i przemawiając godzinami bez korzystania z notatek. Uważają, że na tym właśnie polega wykonywanie pracy, że to właśnie jest ich najwspanialsza chwila, ten moment, w którym mogą się najlepiej zaprezentować. Wykorzystują więc skwapliwie takie okazje i nigdy ich nie marnują. Jak jednak antychryści odnoszą się do tematów, które często omawia Bóg – do spraw związanych ze zwykłym człowieczeństwem, z ludzkim sumieniem i rozumem oraz najściślej wiążących się z człowieczeństwem w prawdziwym życiu zwykłych ludzi? Choć kwestie te mogą się ludziom wydawać drobnymi i nieistotnymi szczegółami, w istocie są ściśle związane z wkraczaniem w prawdorzeczywistość. Jak antychryści do nich podchodzą? Gardzą nimi z całego serca, nie traktują tych słów poważnie i potępiają te sprawy w swoich sercach, mając poczucie, że są one pozbawione znaczenia. Bez względu na to, w jaki sposób omawiasz z nimi prawdorzeczywistość – rozmawiasz o tym, jak być człowiekiem uczciwym i lojalnym, albo trzeźwo stąpającym po ziemi oraz sumiennym – bez względu na to, ile byś tego nie omawiał, ich punkt widzenia pozostaje niezmieniony. Antychryści chcą być ludźmi, którzy potrafią się wysławiać w sposób elokwentny, którzy wydają się obdarzeni mnóstwem talentów i posiadają niezwykłe uzdolnienia, a nawet ludźmi z nadprzyrodzonymi zdolnościami, takimi jak mówienie językami, umiejętność niezwykle szybkiego czytania, posiadanie fotograficznej pamięci i tak dalej. Gdyby posiadali także i te zdolności, to wówczas ich serca byłyby przepełnione radością. W głębi serca bowiem dążą do tych właśnie rzeczy i je sobie cenią. Ja na przykład kończę coś mówić i po chwili zapominam, co mówiłem. Kiedy pytam wszystkich, nikt inny też nie pamięta. Widzisz, wszyscy mamy równie zawodną pamięć, nieprawdaż? (Owszem). Ale kiedy antychryści to widzą, mówią: „A zatem i pamięć masz kiepską! Spójrz na taką a taką uduchowioną osobę, która potrafi niezwykle szybko czytać i ma fotograficzną pamięć. Ty jesteś chrystusem – ile linijek potrafisz przeczytać, raz spojrzawszy na tekst?”. Ja zaś odpowiadam: „Nie mam takich nadprzyrodzonych zdolności. Czasami czytam zdanie i nie zapamiętuję jego treści, więc muszę przeczytać je ponownie”. A antychryści na to: „Czyż bóg nie powinien być wszechmocny?”. W ten właśnie sposób zaczynają wyrabiać sobie własne pojęcia. Jak w głębi serca postrzegają Boga wcielonego? „Bóg wcielony jest po prostu zupełnie zwyczajną i całkowicie normalną osobą. Ma kiepską pamięć, budowa jego ciała niczym się nie wyróżnia i pod żadnym względem nie wygląda on na boga”. Dlatego też gdy słyszą, jak ktoś głosi kazanie o tym, że należy kochać Boga, myślą sobie tak: „Gdyby taka a taka uduchowiona osoba albo taki a taki sławny człowiek był bogiem, to byłbym w stanie go zaakceptować i kochać. Ale jeśli ten obecny chrystus jest bogiem, to nie potrafię go kochać, ponieważ w ogóle nie wygląda jak bóg”. Zgodnie z ich przekonaniem, aby być bogiem, ktoś musi sprawiać odpowiednie wrażenie: musi mówić, zachowywać się i wyglądać jak bóg, tak aby na jego widok ludzie nie mieli żadnych błędnych pojęć – tak właśnie myślą antychryści. Dlaczego? Myślą oni tak: „Po pierwsze, nie posiadasz nadprzyrodzonych zdolności. Po drugie, nie masz szczególnych talentów. Po trzecie, nie posiadasz takich uzdolnień, jak ci ludzie, którzy dokonują na świecie wielkich rzeczy. Nie jesteś w żaden sposób wyjątkowy, dlaczego więc miałbym słuchać tego, co mówisz? Dlaczego miałbym darzyć cię szacunkiem? Czemuż miałbym ci się podporządkować? Nie mogę ci się podporządkować”. W czym tkwi tutaj problem? Jakiego rodzaju jest to usposobienie? Nawet jeśli nie rozumieją prawdy, powinni mieć przynajmniej sumienie i rozum normalnego człowieka. Ludzie mają swoje pojęcia i Bóg ich za to nie potępia, ale kiedy uporczywie się ich trzymają, a następnie świadomie sprzeciwiają się Bogu i Go potępiają, łatwo mogą obrazić Boże usposobienie. To, że antychryści są w stanie swobodnie i bez skrępowania potępiać Boga i Mu się opierać, wynika z ich niegodziwej natury. Kiedy już zyskają wiedzę, mają bowiem bogatsze, bardziej szczegółowe i dalekosiężne wyobrażenia o Bogu i Jego wzniosłości, istocie, władzy i wszechmocy. Potem zaś próbują dopasować te wyobrażenia do Boga, którego mogą zobaczyć i z którym mogą nawiązać kontakt. Czy jednak są w stanie je dopasować? Nigdy im się to nie uda. Im bardziej badają Boga, tym bardziej wypierają się Go w swoich sercach i potrafią nawet potępiać Boga i Mu się sprzeciwiać; jest to nieuniknione.

Sądząc z tego, co widzieliście w Biblii i we wszystkich obecnych wypowiedziach Boga, czy jest On zwolennikiem talentów, nauki i wiedzy? (Nie). Wręcz przeciwnie, Bóg szczegółowo analizuje ludzką wiedzę i naukę. W jaki sposób zaś definiuje talenty? Jak definiuje nadprzyrodzone zdolności i szczególne uzdolnienia? Powinniście rozumieć, że talenty, nadprzyrodzone zdolności i szczególne uzdolnienia w ogóle nie odzwierciedlają życia. Co to znaczy, że nie odzwierciedlają życia? Oznacza to, iż rzeczy te nie są wynikiem tego, że ludzie przyswoili sobie prawdę. Skąd właściwie biorą się te rzeczy? Czy pochodzą od Boga? Nie, Bóg nie przekazuje ludziom wiedzy ani nauki, a już na pewno nie obdarza ich większą ilością uzdolnień, aby mogli dążyć do prawdy. Bóg nie działa w ten sposób. Teraz, kiedy tak to ująłem, już to rozumiecie, prawda? Gdzie zatem przejawia się niegodziwość antychrystów? Jak oni postrzegają uzdolnienia, naukę i wiedzę? Darzą je szacunkiem, podążają za nimi, a nawet pragną tych rzeczy, a w szczególności talentów i nadprzyrodzonych zdolności. Jeśli powiesz antychrystowi: „Skoro masz nadprzyrodzone zdolności, to będziesz przyciągał złe duchy”, odpowie: „Wcale się nie boję!”. Ty powiesz mu na to: „W takim razie nie będzie dla ciebie w przyszłości nadziei na zbawienie, zostaniesz strącony aż na osiemnasty poziom piekła, wprost do jeziora ognia i siarki”, a on wciąż będzie tylko powtarzać: „Wcale się nie boję!”. Gdybyś był w stanie sprawić, aby mówił dziesięcioma różnymi językami i mógł się popisywać, tak aby inni go podziwiali, chętnie by się na to zgodził. Bóg mówi tak zwyczajnie i działa w sposób tak realny pośród zwykłych ludzi, a antychryści nie akceptują metody, formy i treści tego dzieła – gardzą nim. Jak ludzie powinni patrzeć na te sprawy, aby się w nich rozeznać? Niektórzy, na przykład, potrafią mówić różnymi językami. Czy jesteś w stanie zaakceptować ten fakt? Czy uważasz, że jest to normalne, czy dziwne? (Dziwne). Dlatego w racjonalnie pojętych ramach zwykłego człowieczeństwa jest to nie do przyjęcia. Albo ktoś, kto jest w stanie zapamiętać wszystko, na przykład kolory, kształty, twarze oraz imiona, i potrafi przywołać z pamięci setki stron książki, którą przeczytał, opowiadając ją ze szczegółami od początku do końca – czy, spotkawszy kogoś takiego, nie miałbyś poczucia, że zetknąłeś się z czymś nienormalnym? (Miałbym). Ale antychryści lubią takie rzeczy. Powiedz Mi: kiedy stykasz się z osobami z kręgów religijnych, z tak zwanymi ewangelizatorami, kaznodziejami i pastorami (znanymi pod wspólnym mianem faryzeuszy), czy czujesz, że ci ludzie są tym, czego potrzeba twemu sercu, czy też tym, czego serce to potrzebuje, jest realny Bóg? (Tym, czego potrzebują nasze serca, jest kontakt z Bogiem). Zwyczajny i realny Bóg bliższy jest twoim wewnętrznym potrzebom, czyż nie? Opowiedzcie więc o tym, jak się czujecie, gdy zadajecie się z faryzeuszami, o plusach i minusach takich kontaktów oraz o tym, czy przynoszą one jakiekolwiek korzyści. (Jeśli zadaję się z faryzeuszami, mam poczucie, że jest to kontakt na dystans i podszyty fałszem. Rzeczy, o których mówią, są zupełnie puste i pełne zakłamania. Jeśli za dużo się o nich nasłucham, zaczyna mnie mdlić i nie chcę się już z nimi dłużej zadawać). Czy poglądy wyrażane przez faryzeuszy są słuszne, czy niedorzeczne? (Niedorzeczne). Ich poglądy są niedorzeczne z natury. A oprócz tego, czy większość z tego, o czym mówią, to pustosłowie, czy rzeczy praktyczne? (Pustosłowie). Czy większość ludzi lubi słuchać takich niedorzeczności i pustosłowia, a także tego rodzaju wymysłów i spekulacji, jakie oni snują, czy też nienawidzi słuchać takich rzeczy? (Większość ludzi nienawidzi słuchać takich rzeczy). Większość ludzi ich nie lubi i nie chce tego słuchać. A kiedy już wysłuchasz ich poglądów i słów oraz przyjrzysz się ich usposobieniu oraz fałszywemu i obłudnemu zachowaniu, co czujesz w swoim sercu? Czy chcesz usłyszeć więcej? Czy chcesz się do nich zbliżyć, nawiązać z nimi ściślejszy kontakt i lepiej ich zrozumieć? (Nie). Nie masz ochoty się z nimi zadawać. Kluczową kwestią jest to, że ich słowa są zupełnie puste, pełno pośród nich teorii i sloganów. Możesz słuchać ich całe wieki, a i tak nadal nie rozumiesz nic z tego, co mówią. Poza tym ich usposobienie jest fałszywe i zarozumiałe; udają, że są pokorni, cierpliwi i pełni miłości, że zachowują się jak przystało na doświadczonego wierzącego, kogoś, kto jest niezwykle „pobożny”. Kiedy w końcu widzisz ich prawdziwe oblicze, czujesz obrzydzenie. Nie mieliście dotąd zbyt bliskich kontaktów ze Mną – jak wam się podobają kazania, które wygłosiłem? Czy jest jakaś różnica pomiędzy nimi a tym, o czym mówią faryzeusze? (Tak). Na czym polega ta różnica? (Boże kazania mają charakter praktyczny). To jest podstawowa różnica. Co więcej, to, o czym Ja mówię, odnosi się do waszej praktyki, waszych doświadczeń i różnych aspektów spraw, jakie napotykacie przy wykonywaniu waszych obowiązków i w prawdziwym życiu. To, co mówię, nie jest niepraktyczne i niejasne. Ponadto, czy każda prawda, którą omawiam, albo punkt widzenia na sprawy, który przyjmuję, jest praktyczny, czy próżny i daremny? (Praktyczny). Dlaczego mówisz, że jest praktyczny? Ponieważ nie odbiega od prawdziwego życia; nie chodzi w nim o wygłaszanie pustych teorii i przedkładanie ich ponad prawdziwe życie. Wszystko to wiąże się z ludzką zdolnością rozróżniania, zrozumieniem i praktyką w prawdziwym życiu, a także ze stanami, które powstają w ludziach, kiedy przy wykonywaniu swoich obowiązków napotykają rozmaite problemy. Krótko mówiąc, obejmuje to tematy związane z tym, jak ludzie praktykują swoją wiarę w Boga, z ich życiem w wierze i z różnymi stanami, jakich doświadczają podczas wykonywania swoich obowiązków. Nie sięgamy po Biblię po to, by rozwodzić się bez sensu nad Księgą Rodzaju czy Księgą Izajasza, ani nie prowadzimy jałowych dyskusji o Księdze Objawienia. Najbardziej nie lubię czytać Księgi Objawienia i nie chcę o niej mówić. Po co w ogóle o niej mówić? Gdybym ci powiedział, która plaga rzeczywiście nastała, co miałoby to wspólnego z tobą? To dzieło Boga. Nawet jeśli dzieło Boże by się wypełniło, jaki miałoby to na ciebie wpływ? Czyż nie byłbyś nadal sobą? Czy, gdybym ci powiedział, która z plag rzeczywiście nadejdzie, byłbyś w stanie odrzucić swoje skażone usposobienie? Czy byłoby to takie cudowne? Nie. Dlatego też, gdy ludzie podążać będą za Mną do końca, wszyscy zostaną podzieleni stosownie do rodzaju, jaki reprezentują. Ci, którzy potrafią przyjąć prawdę, czerpią przyjemność z czytania słów Bożych i potrafią praktykować prawdę, nie zachwieją się. Ci zaś, którzy nie chcą czytać słów Bożych ani słuchać kazań, uparcie odmawiają przyjęcia prawdy i nie chcą wykonywać swoich obowiązków, zostaną w końcu zdemaskowani i wyeliminowani. Choć bowiem uczęszczają na zgromadzenia i słuchają kazań, w ogóle nie praktykują prawdy, wcale się nie zmieniają i czują niechęć do słuchania kazań – nie chcą ich słuchać. Dlatego też, nawet jeśli wykonują swoje obowiązki, robią to niedbale, w ogóle się przy tym nie zmieniając. Takie osoby to po prostu niedowiarkowie. Jeśli ludzie szczerze wierzący w Boga często zadawaliby się z niedowiarkami i żyliby wraz z nimi, jak by się czuli? Nie tylko by na tym nie skorzystali i nie czuliby się zbudowani, lecz także odczuwaliby w swoich sercach coraz większy wstręt do nich. Załóżmy, że stykasz się z faryzeuszami, słyszysz, jak przemawiają i przekonujesz się, że mówią w sposób jasny i logiczny oraz objaśniają wszystkie te rozmaite reguły i przepisy w sposób zrozumiały. Wydaje się, że w ich słowach zawarte są niezwykle głębokie teorie, ale po dokładnej analizie okazuje się, że nic z tego, co mówią, nie jest prawdorzeczywistością, i wszystko sprowadza się do pustej teorii. Omawiają na przykład teorię Trójcy Świętej, teologię, teorie dotyczące Boga, tego, jak wygląda Bóg z aniołami w niebie, całą tę sytuację z wcieleniem Boga i Panem Jezusem. Jak byś się czuł po wysłuchaniu tego wszystkiego? Rezultat byłby podobny jak w przypadku słuchania mitologicznych opowieści. Dlaczego więc antychryści lubią słuchać i dyskutować o tych sprawach i dlaczego chętnie nawiązują kontakt z takimi osobami? Czyż nie jest to przejaw ich niegodziwości? (Jest). Co można zaobserwować na podstawie tego przejawu? W głębi duszy mają oni pewną potrzebę, która każe im otaczać czcią tę wiedzę i naukę oraz czcić te rzeczy, które przyswoili sobie faryzeusze. Co to zatem jest za potrzeba? (Chcą, aby inni mieli o nich wysokie mniemanie). Nie dość, że pragną, aby inni darzyli ich wielkim szacunkiem, to jeszcze w głębi serca zawsze chcą być nadludźmi, wybitnymi jednostkami lub uczonymi znakomitościami – po prostu nie chcą być zwykłymi ludźmi. Co oznacza to ich pragnienie bycia nadludźmi? Mówiąc kolokwialnie, oznacza to, że stracili kontakt z rzeczywistością. Na przykład, większość ludzi może co najwyżej zażyczyć sobie czegoś takiego: „Gdybym tylko mógł polatać sobie wysoko po niebie samolotem!”. Mogą mieć takie pragnienie, prawda? Jakie jest jednak pragnienie antychrysta? „Pewnego dnia chcę rozpostrzeć skrzydła, wzbić się w górę i odlecieć w jakieś odległe miejsce!”. Oni mają takie właśnie aspiracje – czy ty też takie masz? (Nie). Dlaczego nie? Ponieważ jest to nierealne. Nawet gdyby przypięto ci dwa wielkie skrzydła, czy potrafiłbyś latać? Nie jesteś tego rodzaju stworzeniem, prawda? (Prawda). Ludzie tacy jak antychryści zawsze zdają się na swoje własne wyobrażenia, nieustannie dążąc do realizacji swoich pragnień. Czy mogą zostać zbawieni? (Nie). Nie są to tego rodzaju ludzie, jakich Bóg zbawia. Bóg zbawia tych, którzy miłują prawdę, koncentrują się na rzeczywistości i dążą do prawdy w sposób trzeźwy i solidny. Ci zaś, którzy ciągle pragną być nadludźmi lub jednostkami wybitnymi, są chorzy na umyśle, nie są normalnymi ludźmi i Bóg ich nie zbawi.

Kiedy antychryści stykają się z wcielonym Bogiem, mają tendencję do zadawania osobliwych pytań. Fakt, że potrafią zadawać takie pytania, odzwierciedla ich głęboko zakorzenione potrzeby oraz ukazuje, co darzą czcią w głębi swych serc. Początkowo, złożywszy świadectwo o Bogu wcielonym, niektórzy ludzie ciągle dopytywali: „Czy bóg czyta Biblię w domu? Nie pytam o to dla siebie (tak naprawdę sam nie jestem tego ciekaw), a jedynie w imieniu braci i sióstr. Wielu z nich również nurtuje ta myśl. W głębi serca sądzą, że jeśli bóg rzeczywiście często czyta Biblię, to jest zupełnie normalne, że potrafi ją objaśniać i wyrażać prawdę. Jeżeli jednak bóg nie czytuje Biblii, a mimo to potrafi ją objaśniać, to wówczas byłby to cud, to wówczas naprawdę byłby bogiem!”. Ludzie ci, rzecz jasna, nie formułowali tego dokładnie w ten sposób, tylko pytali wprost: „Czy bóg czyta w domu Biblię?”. A wy jak myślicie? Powinienem ją czytać, czy nie? A czy wy ją czytacie? Jeżeli nigdy nie wierzyliście w Jezusa, to wówczas byłoby to zupełnie normalne, że jej nie czytacie. Czy ci, którzy w Niego wierzą, czytają Biblię? (Tak, czytają). Ci, którzy wierzą, z pewnością to robią. I Ja zacząłem od wiary w Jezusa, więc jak mógłbym nie czytać Biblii? A co by było, gdybym jej nie czytał? (To też byłoby normalne). To, że ktoś czyta Biblię, jest normalne, lecz oczywiście równie normalne jest to, że ktoś jej nie czyta. O czym decyduje to, czy się ją czyta, czy nie? Gdybym nie zajmował takiej pozycji, czy ktokolwiek przejmowałby się tym, czy czytam Biblię, czy nie? (Nie). Nikt by nie pytał o to, co czytałem. Ponieważ jednak zajmuję tę szczególną pozycję, niektórzy ludzie badają tę sprawę. Ciągle tylko węszą, dopytując się: „Czy on czytał Biblię, kiedy był młody?”. Czego dokładnie chcą się dowiedzieć? Istnieją dwa możliwe wyjaśnienia, w zależności od tego, czy ją czytałem, czy nie. Jeżeli ją czytałem, mają poczucie, że umiejętność objaśniania Biblii to nic wielkiego. Jeśli jednak jej nie czytałem, a mimo to potrafię ją objaśniać, to jest to już w pewnym sensie coś godnego Boga. To właśnie jest odpowiedź, jakiej pragną. Chcą dotrzeć do samego sedna tej sprawy i myślą sobie tak: „Jeśli nie czytałeś Biblii, a mimo to potrafisz ją omawiać, będąc w tak młodym wieku, to warto to zbadać. To jest bóg!”. Taki jest ich punkt widzenia i w ten właśnie sposób badają Boga. Zastanówmy się teraz nad tymi faryzeuszami, którzy byli dobrze zaznajomieni z Pismem Świętym. Czy naprawdę dobrze rozumieli słowa Pisma? Czy na jego podstawie odkryli prawdę? (Nie). Czy zatem ktokolwiek z tych ludzi, którzy Mnie pytali, czy czytałem Biblię, zastanowił się nad tym? Gdyby wziął to pod uwagę, nie zajmowałby się nieustannie tą sprawą, nie robiłby czegoś tak głupiego. Ludzie, którzy nie pojmują prawdy ani nie mają duchowego zrozumienia i nie potrafią zgłębić istoty i tożsamości Boga, uciekają się ostatecznie do takiej właśnie metody, aby rozwikłać tę sprawę. Czy jednak są w stanie tego dokonać przy użyciu tej metody? Nie. Metoda ta pozwala jedynie rozwiązać mniej intrygujące kwestie. W rzeczywistości Ja również czytam Biblię. Kto spośród wierzących jej nie czyta? Czytam ją przynajmniej w pewnym podstawowym zakresie, obejmującym lekturę czterech Ewangelii z Nowego Testamentu, przekartkowanie Księgi Objawienia i Księgi Rodzaju oraz zaglądanie do Księgi Izajasza. A co, waszym zdaniem, jest moją ulubioną księgą Biblii? (Księga Hioba). Dokładnie. Opisana w niej historia wszystko w sobie zawiera i jest bardzo konkretna, nietrudno zrozumieć jej słowa, a poza tym opowieść ta jest niezwykle cenna i może być dziś pomocna i budująca dla ludzi. Fakty pokazały już zresztą, że historia Hioba rzeczywiście wywarła ogromny wpływ na późniejsze pokolenia. Dzięki Hiobowi pojęły one wiele prawd – na podstawie jego postawy wobec Boga, a także postawy samego Boga i tego, jak Bóg określał Hioba, przedstawiciele następnych pokoleń pojęli intencję Bożą i zrozumieli, jakiego rodzaju ścieżką powinni podążać, uwierzywszy w Boga. Posługuję się więc Księgą Hioba jako kontekstem do rozmowy o tym, w jaki sposób ludzie boją się Boga i unikają zła, a także o pewnych sposobach podporządkowania się Bogu – ta historia jest naprawdę wartościowa. Warto ją sobie przeczytać w wolnej chwili. Niektórzy ludzie na widok Boga, który stał się ciałem, i widząc na własne oczy, jak jest On realny i zwyczajny, mogą nie być w stanie stwierdzić, czy naprawdę jest On Bogiem albo co stanie się w przyszłości. Jednakże, zrozumiawszy niektóre prawdy, rezygnują z tych pytań. Przestają badać te sprawy lub się nimi przejmować i skupiają się na tym, by dobrze wykonywać swoje obowiązki, pewnie kroczyć właściwą ścieżką i dobrze wykonywać pracę, którą wykonywać powinni. Ale niektórzy ludzie nigdy nie zrezygnują z tych dociekań; upierają się wręcz badać te kwestie. Jak sądzicie, czy powinienem zająć się tą sprawą? Czy powinienem zwracać na to uwagę? Nie ma potrzeby zwracać na to uwagi. Ci, którzy przyjmują prawdę, w naturalny sposób przestają badać tę kwestię, podczas gdy ci, którzy prawdy nie przyjmują, nadal to robią. Co sugerują te ich badania? Badania są pewną formą oporu. W słowach Bożych jest takie powiedzenie: Jaki jest rezultat stawiania oporu? (Śmierć). Opór prowadzi do śmierci.

Niektórzy antychryści, chociaż zaakceptowali ten etap dzieła, często martwią się, czy słowa wypowiadane przez wcielonego Boga i wykonywane przez Niego dzieło mają w sobie coś nadnaturalnego, czy są w nich jakieś elementy wykraczające poza zakres zwykłego człowieczeństwa i czy istnieją takie elementy, które można z nich wydobyć, aby dowieść Jego boskiej tożsamości. Antychryści często badają te sprawy, niestrudzenie studiując to, jak przemawiam, Mój sposób mówienia, to, jak wyglądam, a także zasady, na jakich opierają się Moje działania. Czym zaś posługują się przy tych badaniach? Oceniają to i badają w odniesieniu do obrazu lub standardu dotyczącego wybitnych i wielkich ludzi, który zdołali pojąć. Niektórzy nawet pytają: „Skoro jesteś bogiem wcielonym, twoja tożsamość i istota z pewnością muszą się różnić od zwykłych ludzi. W czym zatem jesteś dobry? Jakie posiadasz szczególne cechy, wystarczające do tego, by sprawić, abyśmy za tobą podążali i byli ci posłuszni oraz abyśmy zaakceptowali cię jako naszego boga?”. To pytanie naprawdę Mnie zaskoczyło. Szczerze mówiąc, w niczym nie jestem dobry. Nie mam oczu, które widzą we wszystkich kierunkach, ani uszu, które słyszą dźwięki dochodzące ze wszystkich stron. Jeśli chodzi o czytanie, nie potrafię dokładnie przejrzeć dziesięciu linijek tekstu, raz rzuciwszy nań okiem, a chwilę po lekturze zapominam to, co przeczytałem. Wiem co nieco o muzyce, ale nie umiem czytać nut. Jeśli ktoś kilka razy zaśpiewa jakąś piosenkę, jestem w stanie zaśpiewać ją razem z nim, ale czy to znaczy, że jestem w tym dobry? Czy posiadam jakieś szczególne zdolności, takie jak biegła znajomość angielskiego lub mówienie w jakimś innym języku? Niczego takiego nie potrafię. W czym zatem jestem dobry? Wiem co nieco o muzyce, sztukach pięknych, tańcu, literaturze, filmie i projektowaniu. Mam pewne powierzchowne pojęcie o tych dziedzinach. Kiedy omawiam odnośne teorie z ekspertami, ich słowa to dla mnie jeden bełkot, ale potrafię te rzeczy zrozumieć, kiedy je widzę. Na przykład w dziedzinie projektowania architektonicznego: jeśli w grę wchodzą profesjonalne dane techniczne, to się na nich nie znam. Jeżeli zaś chodzi o odcienie kolorów i harmonię stylistyczną, coś o tym wiem i mam pewne spostrzeżenia. Trudno jednak powiedzieć, czy mógłbym się wyuczyć, aby zostać ekspertem w tej dziedzinie lub okazać szczególny talent, ponieważ jej nie studiowałem. Biorąc pod uwagę to, do czego ludzie mają obecnie dostęp: muzykę, literaturę, taniec i film, rzeczy wchodzące w zakres fachowych prac naszego kościoła, nauczenie się co nieco daje Mi podstawowe zrozumienie danej dziedziny. Niektórzy mogą powiedzieć: „Teraz już wiem o tobie więcej: masz tylko podstawowe zrozumienie tych spraw”. Wcale nie kłamię, naprawdę mam tylko podstawowe zrozumienie. Jest jednak pewna rzecz, której możecie nie rozumieć, a rzeczą tą mogą być Moje kompetencje. Czego one dotyczą? Rozumiem, na czym polega fach związany z pewną dziedziną, jaki wyraz znajduje dana sztuka oraz jaki jest jej zakres i zasady. Opanowawszy je zaś, wiem, jak zastosować te użyteczne rzeczy w pracy kościoła, sprawiając, by służyły dziełu ewangelizacji i osiągały odpowiednie skutki w kontekście szerzenia Bożej ewangelii o dniach ostatecznych. Czy są to pewne kompetencje? (Tak). W odniesieniu do tego, czego obecnie najbardziej brakuje ludzkości, to jeśli ktoś potrafi zastosować właściwe metody, a następnie przekazać odpowiednią prawdę, pozwalając ludziom ją zrozumieć i przyjąć, to jest to właśnie najskuteczniejszy sposób postępowania. Jeśli obierzesz metodę, którą ludzie są w stanie zaakceptować, i potrafisz zrozumiale przedstawić prawdę i objaśnić dzieło Boże – a wszystko to w sposób, który jest do przyjęcia dla normalnego ludzkiego myślenia, i do którego osiągnięcia jest ono zdolne – to jest to niezwykle korzystne dla ludzi. Jeśli wykorzystujemy powierzchowną wiedzę, jaką posiadamy, i stosujemy wszystkie te użyteczne rzeczy, to wówczas posiadamy wystarczające kompetencje. Ja zaś przoduję w jednej dziedzinie: czy odgadliście, w jakiej? (Bóg przoduje w omawianiu prawdy). Czy omawianie prawdy liczy się jako pewna umiejętność? Czyż nie jest to pewna kompetencja? W czym zatem jestem dobry? Przoduję w odkrywaniu w was wszystkich skażonej istoty. Gdyby nie to, że jestem w tym dobry, powiedzcie Mi, jak mógłbym działać, ilekroć pojawiają się jakieś problemy z wami, gdybym nie wiedział, jaką skażoną skłonność lub naturoistotę one ujawniają? Byłoby to niemożliwe. Czy zatem można śmiało stwierdzić, że odkrywanie waszej skażonej istoty jest tym, w czym jestem najlepszy? (Tak). To właśnie winno być tym, w czym jestem najlepszy. Jestem najlepszy w wykrywaniu skażonego usposobienia jednostek i ich naturoistoty. Celuję w rozpoznawaniu na podstawie czyjejś naturoistoty ścieżki, którą ten ktoś kroczy, i jego stosunku do Boga. Następnie, w odniesieniu do jego przejawów, zachowań i esencji omawiam z nim prawdę, zajmując się konkretnymi kwestiami i pomagając mu rozwiązać jego problemy i pozostawić je za sobą. W rzeczywistości nie jest to umiejętność; to Moja służba, to praca, która wchodzi w zakres Mojej odpowiedzialności. A czy wy macie zdolności w tym kierunku? (Nie, nie mamy). W czym zatem jesteście biegli? (W okazywaniu zepsucia). Stwierdzenie, że jesteście biegli w okazywaniu zepsucia, nie jest ścisłe. Jesteście biegli, jeśli chodzi o to, że prawda was nie porusza, kiedy ją usłyszycie, i o lekceważenie jej. Jesteście też biegli w działaniu w sposób niedbały przy wykonywaniu swojego obowiązku, którego nie traktujecie poważnie. Czyż tak nie jest? (Tak właśnie jest). Mówię wam te rzeczy otwarcie; czy faryzeusze i antychryści potrafią przemawiać do was w taki sposób? (Nie, nie potrafią). Pod żadnym pozorem nie mówią do was w taki sposób. Dlaczego nie? Uważają to za coś haniebnego, za niedostatek człowieczeństwa, za sprawę prywatną i dotyczącą pochodzenia. Mawiają: „Jakże mógłbym dopuścić do tego, by inni dowiedzieli się o moim pochodzeniu? Gdyby tak się stało, czyż nie straciłbym zupełnie twarzy, godności i statusu? Jak miałbym wówczas postępować?”. Ich zdaniem mogliby wtedy równie dobrze przestać żyć! Skoro więc już tak otwarcie podzieliłem się z wami tym, jak wygląda Moja sytuacja, czy ma to wpływ na waszą wiarę w Boga? (Nie, nie ma wpływu). Nawet jeśli macie jakieś przemyślenia na ten temat, nie boję się. Dlaczego się nie boję? To normalne, że ma się pewne przemyślenia; to tylko chwilowe. Ludzie mogą od czasu do czasu doświadczać złudzeń optycznych i słuchowych. Zawsze istnieje możliwość, że chwilowo opacznie się coś zrozumie albo przez moment nie będzie się czegoś rozumiało. Czy jednak oznacza to, że ludzie z tego powodu spakują walizki albo popadną w zniechęcenie i staną się słabi? A jeśli naprawdę jesteś kimś, kto dąży do prawdy, to czy będziesz w stanie zaprzeć się Boga lub Go porzucić dlatego, że masz przez chwilę błędne pojęcia? Nie, nie będziesz w stanie odejść. Ludzie, którzy szczerze dążą do prawdy, umieją we właściwy sposób podchodzić do tych spraw i należycie je rozumieć, podświadomie potrafią normalnie przyjmować te fakty i stopniowo przekształcać je w prawdziwą wiedzę o Bogu, wiedzę obiektywną i ścisłą – to właśnie jest autentyczne zrozumienie prawdy. Pewnego dnia ktoś mógłby stwierdzić: „Bóg wcielony jest taki żałosny! Nic nie umie, jeśli nie liczyć tego, że potrafi mówić prawdę”. Cóż to za ton? To jest ton antychrysta. Czy zgadzacie się z nim? (Ja się nie zgadzam). Dlaczego się nie zgadzasz? (To, co mówi, nie ma oparcia w faktach). To, co mówi, ma oparcie w faktach. Bóg wcielony, oprócz tego, że potrafi wyrażać prawdę w swych przemowach, nie umie robić niczego innego. Nie posiada ani jednej szczególnej umiejętności. Czy to jest żałosne? Czy i wy tak sądzicie? (Nie). Co zatem o tym myślicie? Niektórzy ludzie mówią: „To właśnie dlatego, że Bóg jest zwyczajny i normalny, że wykonuje realną pracę, my, jako skażona ludzkość, mamy możliwość osiągnąć zbawienie. Gdyby było inaczej, wszyscy skończylibyśmy w piekle. Czerpiemy z tego wielką korzyść, więc cieszmy się nią w sekrecie!”. Czy i wy macie takie poczucie? (Tak). Ale niektórzy ludzie są inni. Mają poczucie, że „Bóg wciąż tylko mówi; nie ma w nim nic nadzwyczajnego. Cóż ja na tym zyskuję? Mam własne pojęcia i przemyślenia na temat boga i osądzam go za jego plecami, lecz on mnie dotąd nie zdyscyplinował. Nie doznałem cierpienia ani nie zostałem ukarany”. Stopniowo stają się coraz bardziej zuchwali i ośmielają się mówić, co im ślina na język przyniesie. Niektórzy ludzie mówią: „Oto jak powinieneś rozpoznać boga wcielonego: kiedy on mówi, czyni dzieło i wyraża prawdę, to duch Boży działa w Jego wnętrzu, a ciało jest tylko powłoką, narzędziem. Prawdziwą jego istotą jest duch boży, i to Duch Boży przemawia. Gdyby nie duch boży, czy to ciało mogłoby wypowiadać takie słowa?”. Słowa te wydają się słuszne, kiedy się ich słucha, ale jakie niosą ze sobą znaczenie? (Są bluźnierstwem). Słusznie: są bluźnierstwem – cóż to za bezwzględne usposobienie! Co takiego usiłują wyrazić? „Jesteś taką niepozorną osobą. Nie posiadasz szlachetnej powierzchowności i wcale nie wyglądasz tak imponująco. Nie przemawiasz w sposób elokwentny, w twoich przemowach brak wyrafinowanych teorii, a zanim cokolwiek powiesz, musisz się nad tym zastanowić. Jakże mógłbyś być wcielonym bogiem? Dlaczego to na Ciebie spadło to błogosławieństwo i to szczęście? Czemu nie na mnie?”. W końcu zaś mówią: „To wszystko to tylko duch boży, który działa i mówi; ciało jest tylko ujściem ducha, jest jego narzędziem”. Powiedzenie tego sprawia, że czują się równi. Jest to zazdrość, która prowadzi do nienawiści. Ukryte znaczenie ich słów jest takie: „Jak to się stało, że to ty jesteś wcielonym bogiem? Dlaczego to właśnie ty miałeś tyle szczęścia? W jaki sposób zdołałeś zyskać tę przewagę? Dlaczego nie mnie przypadła ona w udziale? Nie sądzę, abyś był choć trochę lepszy ode mnie. Nie jesteś wystarczająco elokwentny, nie jesteś dobrze wykształcony, nie jesteś tak przystojny ani tak wysoki jak ja. W czym niby jesteś ode mnie lepszy? Jak możesz być wcielonym bogiem? Dlaczego mnie to nie spotkało? Jeśli ty nim jesteś, to jest nim również mnóstwo innych ludzi. Ja muszę też o to walczyć. Wszyscy mówią, że to ty jesteś bogiem, nic na to nie poradzę, ale wciąż będę osądzać cię w ten sposób. Mówienie takich rzeczy uśmierza moją nienawiść!”. Czyż nie jest to podłe? (Jest). Ośmielają się mówić, co im tylko ślina na język przyniesie, aby rywalizować o pozycję – czyż nie proszą się o śmierć? Jeśli nie chcesz zaakceptować tego, że On jest Bogiem, to kto cię do tego zmusza? Czy ja cię zmusiłem? Nie zmuszałem cię, nieprawdaż? Po pierwsze, nie prosiłem cię, abyś to zaakceptował. Po drugie, nie użyłem ekstremalnych środków, aby cię do tego zmusić. Po trzecie, Duch Boży nie interweniował w tej sprawie, mówiąc ci, że musisz to zaakceptować, bo inaczej zostaniesz ukarany. Czy Bóg to zrobił? Nie. Masz prawo dokonać wolnego wyboru; możesz postanowić, że tego nie zaakceptujesz. Dlaczego więc, skoro nie chcesz tego zaakceptować, w końcu i tak to akceptujesz? Czy nie szukasz jedynie błogosławieństw? Oni pragną błogosławieństw, lecz nie potrafią tego przyjąć ani okazać posłuszeństwa, albo też ciągle czują brak chęci, więc co robią? Wypowiadają takie właśnie nikczemne słowa. Czy słyszeliście już takie słowa? Ja w pewnych kręgach słyszałem je już więcej niż raz czy dwa razy. Niektórzy ludzie myślą: „Zaczęliśmy wierzyć w boga wraz z tobą. W tamtym czasie byłeś młody i często zapisywałeś sobie słowa boga. Później sam zacząłeś nauczać. Jesteś tylko zwyczajnym człowiekiem; twoje pochodzenie jest nam znane”. A jakież Ja mam pochodzenie? Jestem tylko zwyczajnym człowiekiem; taka jest prawda o Mnie. Czyż nie właśnie dlatego, że jestem zwyczajny i normalny, a potrafię sprawić, że dziś podąża za mną tak wielu ludzi, tobie tak bardzo brak chęci? Jeśli brak ci chęci, to we Mnie nie wierz. To jest dzieło Boże; nie mogę uchylać się od Mojej odpowiedzialności, nie mam żadnej wymówki i nie zrobiłem niczego, co byłoby krzywdzące albo szkodliwe. Dlaczego więc podchodzisz do Mnie z takim nastawieniem? Jeśli brak ci chęci, to nie wierz. Wierz sobie w kogo tylko chcesz; nie podążaj za Mną. Ja cię do tego nie zmuszam. Dlaczego za Mną podążasz? Niektórzy przyszli nawet do Mojego domu, aby przeprowadzić dochodzenie. A cóż takiego badali? Pytali Mnie: „Czy wracasz do domu? Jak wygląda obecnie sytuacja ekonomiczna w twoim domu? Co robią członkowie twojej rodziny? Gdzie oni są? Jak wygląda ich życie?”. Niektórzy poddawali nawet drobiazgowemu badaniu dodatkową kołdrę lub koc w Moim domu. Ci ludzie wcale nie mają chęci wierzyć w Boga! Dlaczego jej nie mają? Ponieważ myślą sobie tak: „Bóg nie powinien tak wyglądać. Nie powinien być taki mały, taki normalny i realny, tak zwyczajny i pospolity. A on jest aż nazbyt pospolity, pospolity do tego stopnia, że nie rozpoznajemy w nim boga”. Czy twoje oczy, którym brak duchowego zrozumienia, są w stanie rozpoznać Boga? Nawet gdyby Bóg zstąpił z nieba, aby ci to powiedzieć, i tak nie mógłbyś Go rozpoznać. Czy jesteś godzien ujrzeć prawdziwą osobę Boga? Nawet gdyby Bóg wyraźnie powiedział ci, że jest Bogiem, nie zaakceptowałbyś tego. Czy potrafiłbyś Go rozpoznać? Jakiego rodzaju są to ludzie? Jaka jest ich natura? (Niegodziwa). Ci ludzie naprawdę „poszerzają Moje horyzonty”.

Odkąd podjąłem się dzieła Bożego, podczas wykonywania Mojej pracy z tą tożsamością i pozycją, stykam się z pewnego rodzaju jednostkami. Stając wobec tego wachlarza rozmaitych „talentów”, zauważyłem, że ze skażonym ludzkim usposobieniem w nierozerwalny sposób związane są dwa słowa: „zły” i „niegodziwy” – obydwa je obejmują. Dlaczego oni codziennie Mnie badają? Dlaczego nie chcą uznać Mojej tożsamości? Czy aby nie dlatego, że jestem bardzo zwyczajną i normalną osobą? Czy odważyliby się na to, gdybym był w formie ciała duchowego? Nie odważyliby się badać Mnie w ten sposób. Gdybym miał pewien status społeczny, a wraz z nim szczególne zdolności, wizerunek i wygląd wielkiego człowieka oraz trochę złe, despotyczne i bezwzględne usposobienie, czy ci ludzie odważyliby się przyjść do Mojego domu, aby Mnie badać i prowadzić dochodzenie? Bez wątpienia by się nie odważyli; unikaliby Mnie, chowaliby się, widząc, że nadchodzę, i zdecydowanie nie odważyliby się Mnie badać, nieprawdaż? Dlaczego więc są w stanie badać Mnie w ten sposób? Widzą we Mnie bowiem łatwy cel. Co wiążę się z tym, że jest się łatwym celem? Oznacza to, że jestem aż nazbyt zwyczajny. Co zaś znaczy tutaj „zwyczajny”? „Jesteś tylko człowiekiem; jak mógłbyś być bogiem? Zdecydowanie brakuje ci wiedzy, wykształcenia, darów, talentów i zdolności, które powinien posiadać bóg. W czym jesteś podobny do boga? Nie jesteś taki jak on! Dlatego też trudno mi zaakceptować, że jesteś bogiem, podążać za tobą, słuchać twoich słów i podporządkowywać się tobie. Muszę przeprowadzić gruntowne śledztwo: muszę cię obserwować, muszę mieć cię na oku i nie pozwolić, abyś zrobił coś niewłaściwego”. Co tacy ludzie usiłują uczynić? Gdybym miał odpowiednią pozycję społeczną i był w pewnym stopniu sławny – gdybym, na przykład, był pierwszorzędnym śpiewakiem – i pewnego dnia złożył świadectwo, mówiąc, że jestem Bogiem, Chrystusem, to czy przynajmniej niektórzy ludzie nie daliby się przekonać? Liczba osób usiłujących Mnie badać byłaby odpowiednio mniejsza. To właśnie fakt, że jestem taki zwyczajny, normalny, realny i nazbyt pospolity, ujawnia prawdziwe oblicze wielu ludzi. Co dokładnie w nich ujawnia? Ich niegodziwość. Jak daleko sięga ta niegodziwość? Dochodzi do tego, że kiedy przechodzę obok nich, badają Mnie przez długi czas, szukając obrazu Boga w Mojej budowie, sprawdzając, czy Moim słowom towarzyszą jakieś cuda. Często spekulują przy tym w swoich sercach: „Skąd pochodzą te słowa? Czy zostały wyuczone? Nie wydaje się to prawdopodobne: on zdaje się nie mieć czasu na naukę. W ostatnich latach tak bardzo się zmienił; nie sprawia to wrażenia czegoś wyuczonego. Skąd zatem biorą się te słowa? Trudno to odgadnąć; muszę być ostrożny”. I dalej Mnie badają. Ci, którzy nieustannie prowadzą swoje dociekania, nie zadają się, nie kontaktują, ani nie rozmawiają ze Mną twarzą w twarz; ciągle roztrząsają wszystko za Moimi plecami, ciągle chcą wynajdywać błędy w Moich słowach i zyskać nade Mną jakąś przewagę. Potrafią całymi dniami analizować jakieś zdanie, które nie zgadza się z ich pojęciami, a jedna, z lekka surowa uwaga, może doprowadzić do tego, że wyrobią sobie kolejne pojęcia. Skąd biorą się te rzeczy? Biorą się z ludzkich umysłów i z ludzkiej wiedzy. Jakiego rodzaju ludźmi są ci, którzy potrafią badać Boga, którzy są w stanie nieustannie zaprzątać sobie myśli spekulacjami na Jego temat? Czy można ich zaklasyfikować jako ludzi o niegodziwym usposobieniu? Jak najbardziej! Skoro masz czas i energię, byłoby wspaniale, gdybyś mógł rozważać prawdę! Omawianie i rozważanie której to z prawd nie wymagałoby od ciebie poświęcenia chwili czasu? Prawd jest tak wiele, że możesz nie być w stanie rozważyć ich wszystkich przez całe swoje życie. Jest aż nazbyt wiele prawd, które człowiek musi zrozumieć. Oni zaś nie czują w związku z tym żadnego brzemienia, za to nigdy nie zapominają o tych zewnętrznych i powierzchownych sprawach i ciągle je studiują. Gdy tylko się odezwę, mrugają oczami, gapiąc się na Moją minę, gruntownie analizując Moje działania i wyrazy twarzy oraz snując w swoich sercach takie oto domysły: „Czy w tym aspekcie przypomina on Boga? Jego mowa go nie przypomina, jego wygląd też nie do końca pasuje. Jak mogę dociec, kim jest? Jak mogę się przekonać, co on myśli o mnie w głębi swojego serca? Co on sądzi o tej czy tamtej sprawie? Jak on mnie określa?”. Ciągle snują takie właśnie myśli. Czyż nie jest to niegodziwe? (Jest). To jest nie do uratowania – jest to aż nazbyt niegodziwe!

Prawdziwa istota ludzka miłuje takie rzeczy i dąży do takich rzeczy, które licują z człowieczeństwem, sumieniem, normalnym ludzkim myśleniem i prawdziwym życiem; rzeczy, które są normalne i praktyczne, pozbawione wypaczeń czy udziwnień, a przy tym nie są abstrakcyjne, puste ani nadnaturalne. Jeśli chodzi o takie właśnie rzeczy, normalny człowiek będzie potrafił je pielęgnować, prawidłowo się z nimi obchodzić i nawykowo je przyjmować, traktując jako pozytywne. Niektóre jednostki zaś wprost przeciwnie: gdy stają wobec tych prawd, ściśle związanych z różnymi aspektami prawdziwego życia, takimi jak jedzenie, ubieranie się, zapewnienie sobie schronienia, przemieszczanie się, zachowanie i to, jak należy się prowadzić, bagatelizują je, ignorują i lekceważą. Na jaki problem to wskazuje? Na problem z ich preferencjami i naturoistotą. Im bardziej coś jest pozytywne, im bardziej jest to coś, co Bóg miłuje, czego pragnie i co czyni, i im bardziej odpowiada to temu, co – zgodnie z intencjami Boga – ma On nadzieję, iż ludzie osiągną i zaakceptują, tym bardziej takie jednostki to kwestionują, badają, sprzeciwiają się temu i to potępiają – czyż nie jest to niegodziwe? Jest to na wskroś niegodziwe! Antychryści są dosyć popularni wśród niewierzących. Gdybym Ja przebywał pośród niewierzących, to mając wybór między antychrystem a wcielonym Bogiem, którego z nich niewierzący chętniej by zaakceptowali? (Antychrysta). Dlaczego? Czy niewierzący wolą ludzi prawych, czy niegodziwych? (Niegodziwych). Czy wolą tych, którzy im schlebiają i przed nimi się płaszczą, czy też tych, którzy są uczciwi? (Tych, którzy im schlebiają i się przed nimi płaszczą). Dokładnie, wolą takie właśnie osoby. Jeśli nie wiesz, jaką taktykę stosować do zarządzania rozmaitymi relacjami interpersonalnymi w danej grupie, i nie wiesz, jak manipulować ludźmi albo jak sprawować nad nimi kontrolę za pomocą odpowiednich strategii, czy ta grupa może cię przyjąć? Jeśli jesteś na wskroś prawy, zawsze mówisz prawdę, potrafisz przejrzeć istotę wielu spraw, a ponadto głośno mówisz o prawdach, które przejrzałeś i zrozumiałeś, czy ktokolwiek jest w stanie to zaakceptować? Nie, nikt na tym świecie nie potrafi tego zaakceptować. Nie oczekuj, że na tym świecie będziesz mógł mówić prawdę – takie postępowanie sprowadzi kłopoty lub doprowadzi do katastrofy. Nie oczekuj, że będziesz mógł być uczciwym człowiekiem; przed kimś takim nie ma przyszłości. A co z antychrystami? Cóż, oni wyśmienicie kłamią, zręcznie się maskują i przedstawiają się we właściwym świetle, robiąc wrażenie wielkich, dostojnych oraz cnotliwych i sprawiając, że ludzie ich wielbią. Celują w tych właśnie rzeczach, a to, co lubią, jest do tego podobne – lubią bowiem rozprawiać o pustej wiedzy i erudycji, a także porównywać swoje uzdolnienia i strategie. Na przykład w jakimś przedsiębiorstwie lub jakiejś grupie ludzi posiadanie najrozleglejszej wiedzy i erudycji nie jest najważniejsze, ani nie jest też głównym czynnikiem decydującym o pozycji danej osoby w tej firmie. Co zatem jest głównym czynnikiem? (Odpowiednie strategie i talent). Dokładnie, chodzi o odpowiednie strategie i talent. Bez nich posiadanie rozległej wiedzy na nic się nie zda. Załóżmy, na przykład, że wróciłeś z zagranicy i zupełnie nie zdajesz sobie sprawy, jakie zasady gry obowiązują w tej grupie ludzi, która przebywała w kraju. Jeżeli zastosujesz reguły, przepisy i zasady dotyczące prowadzenia się, które obowiązują w zagranicznych firmach, zderzysz się ze ścianą. Czyż nie tak to właśnie wygląda? (Tak). Tak właśnie jest. Musisz mieć odpowiednie strategie i musisz być zły i niegodziwy, aby osiągnąć wyższą pozycję. Podobnie jest z niektórymi kobietami: mimo że mają już męża, który je utrzymuje, wciąż im to nie wystarcza. Aby się wybić i zyskać sławę, rozmaite korzyści i status, gotowe są uciec się do wszelkich niezbędnych środków. Nie szczędzą więc innym mężczyznom pochlebstw, a gdy to konieczne, świadczą usługi towarzyskie, a wszystko to bez śladu zażenowania czy poczucia winy lub zobowiązania wobec swoich mężów bądź rodzin. Czy mogłabyś tak postąpić? Brzmi to dla ciebie odrażająco i nie potrafisz tego zrobić. Jak zatem możesz osiągnąć wyższą pozycję pośród takich ludzi? Nie ma takiej możliwości. Wszystko to osiąga się zaprzedając własną duszę i stosując rozmaite niegodziwe metody. Czy podoba ci się taki sposób postępowania? (Nie). Teraz mówisz, że ci się nie podoba, ale gdy pewnego dnia znajdziesz się u kresu swoich możliwości, zmienisz zdanie. Jeśli ludzie będą się nad tobą znęcać i dręczyć cię przez cały dzień, utrudniać ci życie i czepiać się ciebie oraz będą chcieli wyrzucić cię z pracy, być może będziesz musiała sprzedać swoje ciało, aby utrzymać posadę. Będziesz musiała nauczyć się wszelkich niegodziwych sztuczek, jakich oni używają, aż w końcu staniesz się dokładnie taka sama jak oni. W tej chwili oświadczasz stanowczo: „Nie podoba mi się ten zestaw strategii. Nie chcę być takim człowiekiem. Nie jestem aż tak niegodziwa. Nie chcę sprzedawać swojego ciała. Nie zależy mi na pieniądzach; wystarczy mi, że mam co jeść i w co się ubrać”. Jakim więc jesteś człowiekiem? Jesteś niczym. Jesteś tym, czym się stałaś w wyniku skażenia przez szatana. Czy myślisz, że możesz być panią samej siebie? Ludzie zmieniają się pod wpływem otoczenia, mają skażone usposobienie, i ty też nie potrafisz tak po prostu przezwyciężyć w sobie pragnienia sławy, zysku, statusu, pieniędzy i najrozmaitszych pokus. Gdybyś znalazła się w takim środowisku, także nie zdołałabyś się pohamować. Świat niewierzących działa obecnie jak maszynka do mięsa. Gdy już kogoś wciągnie i przemieli, nie ma możliwości, aby pozostał sobą. Ty zaś, wykonując swoje obowiązki w domu Bożym, mając zapewnioną Bożą opiekę i to, że nikt nie próbuje cię zastraszać, możesz wieść spokojny żywot w obecności Boga. Jesteś wielce błogosławiona, więc ciesz się tym w sekrecie! Jeśli nie wykonujesz należycie swoich obowiązków i nieco się ciebie przycina, nie powinnaś czuć się pokrzywdzona. Otrzymałaś wielkie błogosławieństwa; czy nie wiesz o tym? (Wiem). Powiedzcie Mi, jak czują się niewierzący, trafiając do tej „maszynki do mięsa”?. Lepiej by było dla nich, gdyby umarli. Ta odrobina cierpienia, które znosisz w domu Bożym, jest tym, co ludzie powinni znieść; nie jest to wcale zbyt bolesne. Jednakże ludzie wciąż są niezadowoleni i nie chcą okazywać skruchy, bez względu na to, jak są przycinani. Ale kiedy zostają odesłani do domu, nie chcą wracać do niewierzących, ponieważ czują, że są zanadto źli, niedobrzy. Gdy śmierć rzeczywiście zagląda im w oczy, ludzie nie chcą umierać; każdy ceni sobie życie i kieruje się zasadą „nawet marne życie jest lepsze niż dobra śmierć”. Gdy tylko widzą swoją trumnę, wybuchają płaczem. Teraz już wiedzą, że nie jest łatwo przetrwać pośród niewierzących. Jeśli chcesz żyć godnie i zarabiać na życie, bazując na swoich zdolnościach, to nie ma takiej możliwości. Nie wystarczy posiadać odpowiednich umiejętności: aby odnieść sukces, musisz też być w dostatecznym stopniu niegodziwa, zła i wrogo nastawiona do innych. Które z tych cech posiadasz? Niektórzy ludzie mówią: „Jest we mnie teraz trochę niegodziwości, ale wciąż za mało zła”. Nietrudno o to, aby go przybyło. Wskocz tylko do „maszynki do mięsa”: nie minie nawet miesiąc, nim staniesz się zła. Jeśli jesteś dobrym człowiekiem, będą chcieli cię zabić. Ty im darujesz, lecz oni ci tego nie darują, więc będziesz musiała się bronić, aby przetrwać. A kiedy już zmienisz się w złego człowieka, nie ma odwrotu i ty także stajesz się diabłem. W ten właśnie sposób kształtuje się niegodziwość. Świat niewierzących jest taki mroczny i niegodziwy! W jaki sposób ludzie mogą uwolnić się od szatańskiego wpływu ciemności i niegodziwości? Muszą zrozumieć prawdę, aby dostąpić zbawienia. Teraz, skoro wierzysz już w Boga, jeśli chcesz zostać zbawiona i wyzwolona spod wpływu szatana, nie jest to taka prosta sprawa. Musisz się nauczyć podporządkowywać się Bogu, mieć bogobojne serce i być w stanie przejrzeć wiele spraw, a ponadto twoje zasady postępowania muszą z jednej strony być mądre, a z drugiej – nie obrażać Boga. Nie goń też nieustannie za sławą i zyskiem ani nie staraj się ciągle czerpać korzyści płynących ze statusu. Wystarczy mieć ma tyle strawy, aby nie przymierać głodem. Musisz modlić się do Boga, prosząc, aby obdarzył cię taką łaską, aby zyskać Jego ochronę. Jeśli wciąż będziesz żywiła wygórowane pragnienia, to jest to nierozsądne i Bóg nie wysłucha twoich modlitw.

Jeśli chodzi o niegodziwą naturę antychrystów, rozmawiamy dziś głównie o trzecim jej przejawie, czyli o tym, co antychryści darzą czcią. Co zatem czczą antychryści? (Wiedzę i erudycję). Wiedzę i erudycję, a także jeszcze jedną rzecz – talenty. Co wchodzi w zakres tej wiedzy i erudycji? Obejmują one to, co mieści się w książkach, które studiuje się na świecie, doświadczenie zdobywane poprzez pracę w zawodach związanych z wiedzą, a także różne głoszone w społeczeństwie restrykcje, reguły i przepisy dotyczące moralności, człowieczeństwa, zachowania i tak dalej. Dodatkowo wiedza i erudycja obejmują również specjalistyczną wiedzę z różnych dziedzin nauki. Na przykład, niektórzy ludzie nie wierzą w reinkarnację, o której wspomina się w słowach Bożych. Ale jeśli pewnego dnia badania naukowe odkryją, że ludzie mają duszę – ponieważ po śmierci coś opuszcza ciało, a waga człowieka zmniejsza się o pewną wartość, która może stanowić ciężar duszy – to wówczas mogą w to uwierzyć. Bez względu na to, jak przemawia do nich Bóg, nie wierzą; ale kiedy tylko naukowcy oszacują coś na podstawie zmiany wagi ludzkiego ciała, to w to już wierzą. Ufają tylko nauce. Niektórzy wierzą jedynie w naród, rząd i rozmaite interpretacje związanych z tym informacji, teorii i znanych postaci. Ufają tylko takim rzeczom. Nie traktują zaś poważnie słów Bożych, Bożego nauczania, wskazówek czy wypowiedzi. Ale gdy tylko słyszą przemówienie jakiegoś celebryty, natychmiast je przyjmują, a nawet zaczynają darzyć czcią taką osobę i rozpowszechniają jej słowa. Na przykład, Bóg powiedział ludziom, że manna, którą zsyłał im każdego dnia, nie może być przechowywana i nie należy jej spożywać następnego dnia, ponieważ nie będzie świeża, ale oni nie uwierzyli w Jego słowa. Myśleli bowiem tak: „A co, jeśli bóg nie ześle nam manny i będziemy chodzić głodni?”. Znaleźli więc sposób na to, by ją zbierać i przechowywać. Bóg zesłał mannę drugiego dnia, a oni nadal ją zbierali. Trzeciego dnia Bóg zesłał mannę, a oni wciąż ją gromadzili. Bóg wypowiadał te same słowa każdego dnia, a oni konsekwentnie postępowali w sposób sprzeczny z tym, co Bóg im nakazał. Nigdy nie uwierzyli w Jego słowa ani nie byli im posłuszni. Pewnego dnia jakiś naukowiec przeprowadził odpowiednie badania i stwierdził: „Jeśli manna nie zostanie zjedzona jeszcze tego samego dnia i zostawi się ją na następny dzień, to nawet jeśli na pozór wygląda na świeżą, zawiera bakterie, które, w przypadku jej spożycia, mogą wywołać chorobę żołądka”. Od tego dnia ludzie przestali zbierać mannę. Jedno słowo naukowca ma bowiem dla nich większą wagę niż dziesięć słów Boga. Czyż nie jest to niegodziwe? (Jest). Na płaszczyźnie werbalnej przyznawali, że słowa Boga są prawdą, uznawali Boga, podążali za Nim i pragnęli otrzymać od Niego błogosławieństwa. Jednocześnie zaś cieszyli się łaską i błogosławieństwami danymi przez Boga, rozkoszując się Bożą opieką i ochroną, ale poza tym nie słuchali ani jednego zdania z tego, co Bóg powiedział, co im polecił, nakazał lub powierzył do zrobienia. Jeśli zaś jakiś kompetentny i uczony człowiek, mający autorytet i odpowiednią pozycję, coś stwierdził lub wypowiedział jakieś błędne przekonanie, natychmiast to akceptowali, niezależnie od tego, czy było słuszne, czy nie. O co tutaj chodzi? To niegodziwe, na wskroś niegodziwe! Powiedziałem na przykład niektórym ludziom, aby nie jedli batatów z jajkami, ponieważ może to wywołać zatrucie pokarmowe. Na czym opiera się to Moje stwierdzenie? Niczego nie zmyślam: zdarzały się przypadki zatrucia pokarmowego u ludzi, którzy zjedli oba te produkty jednocześnie. Jak zareagowałby na te słowa normalny człowiek? Pomyślałby sobie tak: „W przyszłości nie będę jadł jajek przynajmniej dwie czy trzy godziny po zjedzeniu batatów”. Potraktowałby to poważnie i zmieniłby swoje nawyki żywieniowe. Jednak niektórzy ludzie by w te słowa nie uwierzyli. Powiedzieliby: „Zatrucie pokarmowe po zjedzeniu jajek i batatów? To niemożliwe. Zjem je sobie razem, a ty sam się przekonaj, czy dostanę zatrucia pokarmowego, czy nie!”. Cóż to jest za człowiek? (Niegodziwiec). Uważam, że jest dość podły! Ja mówię mu tę jedną rzecz, a on upiera się jeść bataty razem z jajkami. Czyż to nie podłość? Tacy ludzie szczególnie sprzeciwiają się temu, co słuszne, właściwe i pozytywne oraz kwestionują to i walczą z tym – to niegodziwość. Skażona ludzkość ceni sobie niegodziwość i władzę. Bez względu na to, jakie błędne przekonanie przedstawią diabły i szatany, ludzie są w stanie bezkrytycznie je zaakceptować, podczas gdy Bóg wyraża wiele prawd, lecz ludzie nie chcą ich przyjąć, a nawet tworzą sobie wiele własnych pojęć. Oto kolejny przykład: na wielu dzikich obszarach w Stanach Zjednoczonych znajdują się lasy pierwotne, w których nierzadko zamieszkują dzikie zwierzęta. Dobrze jest więc nie chodzić do lasu samemu i najlepiej nie wychodzić w nocy, chyba że jest to konieczne. Jeśli potrzebujesz wyjść, musisz powziąć odpowiednie środki ostrożności, iść z kimś lub nosić broń w celu samoobrony – jak głosi znane porzekadło, przezorny zawsze ubezpieczony. Niektórzy jednak mówią: „Nic mi się nie stanie, Bóg mnie ochroni”. Czy nie jest to wystawianie Boga na próbę? Zamiast tego, ludzie powinni podejmować wspomniane środki ostrożności. Masz swój rozum, odwagę i energię, więc po cóż upierać się przy tym, że to Bóg ma cię chronić? Nie wystawiaj Go na próbę. Zrób wszystko to, co należy w takiej sytuacji zrobić. Jeśli przypadkiem napotkasz rozjuszone dzikie zwierzę, z którym nie poradzi sobie nawet grupa czterech czy pięciu osób, i tak być może zdołasz przeżyć – będzie to dowód Bożej ochrony. Niektórzy rzeczywiście widywali wilki i słyszeli wycie wilków oraz niedźwiedzi, co potwierdzałoby, że te dzikie zwierzęta żyją w amerykańskich puszczach. Czy zatem zmyślam, gdy mówię, żeby nie wychodzić w nocy, bo nietrudno jest natknąć się na dzikie zwierzęta? (Nie). Wcale nie próbuję ludzi straszyć. Niektórzy, usłyszawszy to, mówią: „Będę odtąd bardziej ostrożny. Znajdę kogoś, kto będzie mi towarzyszył, gdy wychodzę z domu, albo będę nosił przy sobie broń w celu samoobrony, na wypadek gdybym napotkał dzikie zwierzęta”. Niektórzy, usłyszawszy to, traktują te słowa poważnie, wierzą w nie i je przyjmują, a następnie wprowadzają w życie to, co powiedziałem. Po prostu to przyjmują; nie ma nic łatwiejszego. Istnieje jednak pewien typ ludzi, którzy nie chcą tego słuchać. Mówią oni tak: „Dlaczego nigdy nie widziałem ani jednego dzikiego zwierzęcia? Gdzież one są? Niech chociaż jedno wyjdzie z zarośli: stanę z nim oko w oko i przekonamy się, kto jest groźniejszy. Cóż jest takiego przerażającego w dzikich zwierzętach? Wy wszyscy jesteście po prostu bojaźliwymi ludźmi małej wiary. Spójrzcie za to, jak mocna jest moja wiara: nie boję się nawet niedźwiedzi!”. Celowo wychodzą z domu w pojedynkę, włócząc się bez powodu. Po każdym posiłku muszą zrobić sobie spacer i upierają się, że pójdą sami. Gdy inni sugerują, by znaleźli sobie kogoś, kto będzie im towarzyszył, odpowiadają: „Nie ma mowy, po co mi towarzystwo? Gdybym poszedł z kimś, wyglądałoby, że jestem do niczego! Pójdę sam!”. Muszą tego spróbować. Cóż to za ludzie? Nie mówmy już nawet o tym, czy napotkają te dzikie zwierzęta, czy nie; czy jednak ich podejście do tych spraw nie jest problematyczne? (Jest). W czym tkwi problem? (Taki człowiek ma niegodziwe usposobienie). Idziesz i próbujesz rozmawiać z nim o poważnych sprawach, a on traktuje to jako żart. Czy w ogóle jest sens rozmawiać z takimi ludźmi? Tacy ludzie są gorsi od zwierząt; nie ma potrzeby zawracać sobie nimi głowy.

Przed chwilą rozmawialiśmy o tym, że ludzie o niegodziwym usposobieniu antychrystów są wyjątkowo wyczuleni na wiedzę, erudycję, talenty i pewne szczególne zdolności. Najbardziej podziwiają i szanują tych, którzy mają takie zdolności; nie mogą wyjść z podziwu nad tym, co tacy ludzie mówią i są temu posłuszni. Jaki jest zaś stosunek niegodziwców do powszechnej wiedzy, spostrzeżeń i prawdziwej nauki – rzeczy, które przynoszą ludziom korzyści i które przyswoić sobie muszą osoby reprezentujące sobą zwykłe człowieczeństwo, lub też do praktycznych i pozytywnych rzeczy, które są zrozumiałe w ramach normalnego ludzkiego myślenia? Gardzą nimi, w ogóle nie zwracając na nie uwagi. Co zatem robią ci niegodziwcy, ilekroć takie słowa i prawdy omawiane są na zgromadzeniach? Drapią się po głowach, niektórzy z na wpół przymkniętymi oczyma; sprawiają wrażenie odrętwiałych i mało pojętnych, a niektórzy wydają się pogrążeni w jakichś rozmyślaniach. Im więcej dom Boży dyskutuje o poważnych sprawach, tym mniej są zainteresowani. Im więcej dom Boży rozmawia o prawdzie, tym bardziej oni przysypiają i czują się senni. Jest aż nazbyt oczywiste, że prawda w ogóle tych ludzi nie interesuje. Czyż ci niedowiarkowie nie stracili wszelkich szans na dostąpienie odkupienia? Niektórzy ludzie, kiedy należeli do świata religii, lubili tylko słuchać, jak inni mówią językami, lub być świadkami rzeczy niezwykłych, a przyglądanie się niewiarygodnym zdarzeniom z miejsca poprawiało im humor. Niektórzy na Mój widok lubią mówić: „Ukończyłem studia licencjackie z filozofii. A ty co studiowałeś?”. Ja zaś odpowiadam im wówczas: „Nie studiowałem na żadnym konkretnym kierunku; znam tylko trochę znaków i czytuję książki”. Oni stwierdzają wtedy: „Cóż, w takim razie nie możesz równać się z innymi”. A Ja na to: „Takie porównywanie się jest bez sensu. Porozmawiajmy jednak przez chwilę: czy masz obecnie jakieś trudności?”. Jak na to reagują? „Hm, jakie ja mam trudności? Nie mam żadnych trudności. Bardzo dobrze wykonuję swoje obowiązki!”. Kiedy omawia się z nimi prawdę, tracą zainteresowanie: ziewają i oczy im łzawią, jakby jakiś duch ich opętał. Gdy przechodzę do obnażania ich skażonego usposobienia, chwytają po prostu swój kubek i odchodzą, nie chcąc tego dalej słuchać. Im bardziej próbuję się z nimi dogadać i rozmawiać jak równy z równym, tym bardziej spoglądają na mnie z góry. Czyż nie jest to niedocenianie czyjejś dobrej woli? Pewnego razu był taki ktoś, kto umiał prowadzić samochód. Zapytałem go więc: „Od ilu lat jeździsz autem?”. On zaś odparł na to: „Kupiłem samochód po dwóch latach pracy, do której poszedłem zaraz po ukończeniu szkoły policealnej”. Stwierdziłem więc: „Czyli jeździsz już od dobrych kilku lat. Ja nadal nie umiem prowadzić”. Czy nie jest to równorzędna rozmowa? Czyż nie jest to dialog ludzi posiadających zwykłe człowieczeństwo? (Jest). On jednak, usłyszawszy te słowa, powiedział: „Co takiego? Ciągle nie umiesz prowadzić? Co w takim razie potrafisz robić?”. Ja zaś odpowiedziałem: „Niewiele potrafię. Umiem jeździć autem tylko jako pasażer”. Potem go zapytałem: „Jaki obowiązek obecnie wykonujesz?”, a on odpowiedział: „Pracuję w finansach i księgowości. Głowę mam pełną liczb. W szkole policealnej byłem najlepszy z matematyki, a moją najsilniejszą stroną były nauki ścisłe. Miałem potencjał, by studiować na Uniwersytecie Tsinghua lub Uniwersytecie Pekińskim”. A ja na to: „Ja jestem beznadziejny z matematyki. Od nadmiaru liczb boli mnie głowa. Wolę studiować słowa, uczyć się słownictwa i tym podobnych rzeczy”. On zaś odpowiedział: „Uczenie się tego nie ma sensu. Ludzie, którzy studiują kierunki humanistyczne, zazwyczaj nie mają przed sobą przyszłości”. Spójrzcie tylko na to, co powiedział. Czy jest w tym choć odrobina normalnego ludzkiego rozumu? (Nie). Podczas gdy Ja mówiłem do niego i rozmawiałem z nim w sposób tak spokojny i przyjazny, on nie umiał właściwie podejść do sprawy. Zamiast tego patrzył na mnie z góry i umniejszał Mnie. Gdyby trafił na kogoś z odpowiednim statusem lub wiedzą, mogłoby być inaczej. Spędziwszy z kimś takim trochę czasu, zacząłby mieć takie poczucie: „Zaznajomiłem się z bogiem, uciąłem sobie z nim pogawędkę i nawiązałem kontakt”. Pomyślałby też, że ma teraz jakiś kapitał. W rezultacie jego ton uległby zmianie. Pewnego razu zapytałem go: „Słyszałem, że ten a ten nie chciał już wykonywać swoich obowiązków i pragnął wrócić do domu. Czy już to zrobił?”. On zaś odpowiedział mi opryskliwie: „Ach, ten? On nigdy nie miał zamiaru wracać do domu!”. Cóż to za ton? Czy jego ton uległ zmianie? Kiedy spotkałem go po raz pierwszy, czuł, że nie jest w stanie zdobyć nade Mną przewagi: był więc pełen szacunku i zachowywał się jak należy, starając się nie wychylać. Teraz, kiedy wszedł ze Mną w większą zażyłość, zaczyna zadzierać nosa. Cóż to jest za ton? Gdy ten człowiek ze Mną rozmawia, jest w nim skłonność do nieposłuszeństwa, nonszalancja i brak szacunku, a także lekceważąca i protekcjonalna postawa. Cóż to za usposobienie? To niegodziwość. Czy jest to ktoś, kto posiada zwykłe człowieczeństwo? (Nie). Zwykła, normalna osoba jest w stanie się z tobą normalnie komunikować i rozmawiać – to rzecz najzupełniej naturalna. Jakie to uczucie, jeśli ktoś usiłuje cię zastraszać, tłamsić lub poniżać? Czy to, że ktoś traktuje cię w ten sposób, jest przejawem zwykłego człowieczeństwa? Powiedzcie Mi: jeżeli ktoś taki spotyka jakąś postać światowej sławy, kogoś mającego wysoki status i odpowiednią reputację, albo swojego szefa lub przełożonego, czy odważyłby się podchodzić do niego w ten sam sposób? Nie odważyłby się. Zaraz by się przed nim płaszczył i bił pokłony, w rozmowie z nim stosując w odniesieniu do siebie określenia takie jak podwładny, podnóżek, pokorny sługa, sługa uniżony, prostak lub plebejusz. Pośród niewierzących najwyżsi urzędnicy tłamszą bowiem swoich podwładnych, a skoro ty jesteś nikim, któż konwersowałby z tobą tak spokojnie i po przyjacielsku? Nawet jeżeli tacy urzędnicy rozmawiają z tobą od czasu do czasu, gdy akurat są szczęśliwi i zadowoleni, nie mają dla ciebie za grosz szacunku. Traktują cię jak coś gorszego od człowieka, poniewierając tobą bez powodu. Kiedy zaś Ja rozmawiam z tym człowiekiem spokojnie i po przyjacielsku, nie dość, że nie uzyskuję pozytywnej reakcji, to jeszcze spotykam się z pogardą, lekceważeniem, szyderstwem i kpiną. Czy dzieje się tak dlatego, że to Ja komunikuję się z tym człowiekiem w niewłaściwy sposób, czy też jest jakiś problem z jego usposobieniem? (To dlatego, że człowiek ten ma zbyt aroganckie usposobienie). Racja, Ja też myślałem o tym w ten sposób. Traktuję wszystkich tak samo, więc dlaczego niektórzy reagują właściwie, a inni nie? Ludzie dzielą się na ogół na dwie kategorie: tych posiadających człowieczeństwo, którzy wiedzą, jak okazywać innym szacunek, rozumieją swoją relację z Bogiem i wiedzą, kim są, oraz tych, którzy są niegodziwi i aroganccy, i którym brak samowiedzy. Powiedzcie Mi, jak nazwiecie stworzenie, które chodzi w ludzkiej skórze, ale nawet nie wie, kim jest? To zwierzę pozbawione racjonalności. Innym razem spytałem tego człowieka: „Jak zakończyła się sprawa, którą kilka dni temu poleciłem ci się zająć? Czy poradziłeś sobie z tymi rzeczami?” On zaś odpowiedział: „O czym ty mówisz?”. Wyjaśniłem więc: „Chodzi o tych kilka drobiazgów; czy się nimi zająłeś? Czy zostały załatwione?”. Spytałem go o to dwa razy i w końcu sobie przypomniał: „Och, masz na myśli tamte sprawy? Zostały załatwione dawno temu”. Jakiego rodzaju ton wyraża już to pierwsze jego słowo: „Och”? Znów jest to ton pełen pogardy, w którym raz jeszcze dochodzi do głosu jego diabelska natura. Jego natura się nie zmieniła; taki właśnie jest z niego nikczemnik. Dalej dopytywałem się, jak sobie poradził z tymi sprawami, a on odpowiedział: „Pewni ludzie dokładnie przyjrzeli się tym sprawom i je rozwiązali”, nie podając mi bliższych szczegółów. Gdybym spróbował poprosić go o więcej konkretów, nic bym nie uzyskał, nawet gdybym przez dłuższy czas nie dawał mu spokoju. A przecież poleciłem mu wykonać pewne zadanie; czyż nie mam prawa wiedzieć, jak sobie poradził? (Masz). Na czym polegała więc jego odpowiedzialność? Czy, kiedy przyjął ode Mnie pewne zadanie, nie powinien zdać Mi sprawy z tego, jak je wykonał? (Powinien). On jednak nic Mi nie powiedział, a Ja przez cały czas nie byłem w stanie uzyskać żadnych informacji. Mogłem jedynie posłać kogoś, aby zapytał, jak ta sprawa została załatwiona, ale i tak nie było żadnej odpowiedzi. W głębi serca pomyślałem sobie tak: „Dobrze, zapamiętam sobie ciebie. Nie jesteś godzien zaufania. Nie mogę ci niczego powierzać. Jesteś zbyt mało wiarygodny!”. A cóż to za diabeł? Jakie usposobienie ma taki człowiek? Niegodziwe. Kiedy traktujesz go jak równego sobie, grzecznie z nim rozmawiasz i starasz się być miły, jak on to odbiera? Postrzega to jako wyraz twojej niekompetencji i słabości, jakbyś był jakimś popychadłem. Czyż nie jest to niegodziwość? (Tak, to jest niegodziwość). To niegodziwość w czystej formie. Choć tego rodzaju niegodziwców nie spotyka się na każdym kroku, są w każdym kościele. Ich serca są zatwardziałe i aroganckie, czują niechęć do prawdy, a usposobienie tych ludzi jest podłe. To właśnie takie skłonności i zachowania potwierdzają, że tacy ludzie są niegodziwi. Nie tylko nie lubią pozytywnych aspektów zwykłego człowieczeństwa, takich jak życzliwość, tolerancja, cierpliwość i miłość, lecz wręcz przeciwnie: w głębi serca żywią chęć dyskryminowania innych i pogardę. Co kryje się w głębi serca takich ludzi? Niegodziwość. Są na wskroś niegodziwi! To właśnie jest kolejny przejaw niegodziwości antychrystów.

Treść naszego dzisiejszego omówienia przejawów niegodziwości antychrystów różni się nieco od poprzednich dwóch omówień, a każde z nich kładzie nacisk na jeden jej aspekt. Powiedzcie Mi zatem: skoro antychryści w głębi serca cenią sobie wiedzę, erudycję, zdolności i szczególne talenty – odczuwają głęboki szacunek dla tych rzeczy – to czy mają prawdziwą wiarę w Boga? (Nie, nie mają). Ktoś mógłby powiedzieć, że z czasem mogą się zmienić. Czy jednak się zmienią? Nie, nie zmienią się – nie są w stanie się zmienić. W ich naturze leży lekceważenie pokory i ukrytości Boga, Jego szczerej miłości, Jego wierności, miłosierdzia i troski o ludzkość. Co jeszcze leży w ich naturze? Gardzą oni tym, jak normalny i realny jest Bóg żyjący pośród ludzi, a jeszcze bardziej pogardzają wszystkimi prawdami, które nie mają żadnego związku z wiedzą, erudycją, nauką i zdolnościami. Czy tacy ludzie mogą zostać zbawieni? (Nie, nie mogą). Dlaczego nie mogą dostąpić zbawienia? Ponieważ nie są to chwilowe przejawy jakiejś skażonej skłonności; w ten sposób przejawia się ich naturoistota. Bez względu na to, jak wielu rad udzielają im inni lub jak wiele z prawdy się z nimi omawia, żadna z tych rzeczy nie jest w stanie ich zmienić. Nie jest to bowiem jakieś chwilowe hobby, lecz głęboko w nich zakorzeniona potrzeba posiadania tych rzeczy. Darzą szacunkiem wiedzę, erudycję, zdolności i szczególne talenty właśnie dlatego, że ich potrzebują. Co znaczy, że darzą te rzeczy szacunkiem? Oznacza to chęć dążenia do nich i zdobycia ich za wszelką cenę: to właśnie znaczy darzenie ich szacunkiem. Aby tylko zdobyć te rzeczy, gotowi są znosić cierpienia i zapłacić każdą cenę, ponieważ są to rzeczy, które darzą szacunkiem. Niektórzy z nich mówią nawet tak: „Bez względu na to, o co bóg mnie poprosi, zrobię to. Mogę zadowolić boga, o ile tylko nie wymaga on ode mnie dążenia do prawdy”. Taką właśnie mają nadzieję. Tacy ludzie nigdy nie przyjmą słów Bożych jako prawdy; nawet jeśli siedzą sobie spokojnie, słuchając kazań i czytając słowa Boże, to tym, co z nich czerpią, nie jest prawda. Dzieje się tak dlatego, że zawsze oceniają słowa Boga przez pryzmat ludzkich pojęć i wyobrażeń, badając słowa Boże przy użyciu wiedzy teologicznej, co uniemożliwia im zyskanie prawdy. Liczą, że dzięki słowom Bożym zdobędą wiedzę, erudycję i swego rodzaju informację lub tajemnicę – pewien rodzaj wiedzy, której pragną i poszukują, a która nieznana jest masom. Zdobywszy zaś tę nieznaną ludziom wiedzę, popisują się nią wokoło, mając próżną nadzieję, że wyposażą się w nią i będą dzięki tej wiedzy i erudycji robić lepsze wrażenie, aby mogli wieść bardziej godziwe i bardziej satysfakcjonujące życie, mieć pośród ludzi większy prestiż i status, a ludzie będą w nich bardziej wierzyć i bardzij ich czcić. Dlatego też niestrudzenie chwalą się pewnymi znaczącymi dokonaniami, jakie mają na swoim koncie: rzeczami, które uważają za chwalebne, a także takimi, które ich zdaniem są imponujące – rzeczami, którymi mogą się pochwalić i wykorzystywać je do tego, by obnosić się z własnymi zdolnościami i wyjątkowością. Dokądkolwiek się udają, głoszą ten sam zestaw teorii. Ludzie ci, choćby nie wiem jak często czytali słowa Boże, uczestniczyli w zgromadzeniach i słuchali kazań, nie są w stanie zrozumieć prawdy. Nawet jeśli pojmą odrobinę prawdy, z pewnością nie będą jej praktykować. Taka jest ich istota i jest to coś, czego nikt nie jest w stanie zmienić. Jest tak dlatego, że są oni z natury obdarzeni czymś, czego inni nie posiadają, a to, co kochają, związane jest z ich niegodziwą istotą – to jest ich zgubna wada. Ich przeznaczeniem jest nie przyjmować prawdy, podążać ścieżką Pawła i do samego końca sprzeciwiać się prawdzie i Bogu. Dlaczego tak jest? Ponieważ nie miłują oni prawdy; nigdy jej nie zaakceptują.

A czy wy doświadczyliście niegodziwości antychrystów? Czy macie takie osoby w swoim otoczeniu? Czy mieliście kontakt z takimi ludźmi? Dlaczego na kilku zgromadzeniach poświęcaliśmy czas na to, by omawiać ten temat? Gdy ludzie mówią o poznawaniu samych siebie, zazwyczaj słyszę, jak wspominają o usposobieniach takich jak arogancja, zadufanie w sobie i fałsz. Rzadko jednak słyszy się, by wspominali o niegodziwości. Teraz zaś, kiedy rozmawiamy o niegodziwym usposobieniu, często słyszę, jak ludzie mówią, że czyjeś usposobienie jest niegodziwe. Wygląda na to, że zyskaliście pewne zrozumienie tej kwestii. W przeszłości, gdy ludzie mówili o poznawaniu siebie, zawsze wspominali o arogancji. Jeśli więc spojrzeć na to teraz, jakie usposobienie jest bardziej niebezpieczne: aroganckie czy niegodziwe? (Niegodziwe). Zgadza się. Dawniej ludzie nie zdawali sobie sprawy z tego, jak poważnym problemem jest niegodziwość. W rzeczywistości niegodziwe usposobienie i istota stanowią poważniejszy problem niż arogancja. Jeśli czyjeś usposobienie i naturoistota są wielce niegodziwe, to powiadam ci, że musisz unikać kontaktu z takim człowiekiem – trzymaj się od niego z daleka. Tacy ludzie nie będą kroczyć właściwą ścieżką. Jakie korzyści możesz zyskać z zadawania się i utrzymywania kontaktu z niegodziwcami? Jeśli nie ma mowy o korzyściach, a ty posiadasz „przeciwciała”, pozwalające ci oprzeć się ich niegodziwości, to możesz się z nimi zadawać. Czy jednak masz co do tego pewność? (Nie). Dlaczego powinieneś unikać kontaktów z takimi ludźmi, jeśli nie masz takiej pewności? Ponieważ za ich niegodziwością kryją się jeszcze dwie inne rzeczy – podstępność i fałsz. Większość tych, którym brakuje zrozumienia prawdy oraz doświadczenia i przenikliwości, łatwo daje się wprowadzić w błąd. Tacy niegodziwcy mogą cię więc jedynie sobie podporządkować, aż w końcu staniesz się ich niewolnikiem. Ich niewolnikiem możesz zostać na dwa sposoby: albo nie potrafisz ich pokonać, a choć w duchu nie czujesz się przekonany, z konieczności musisz się im podporządkować na płaszczyźnie werbalnej, albo całkowicie podporządkowujesz się im w inny sposób, a to dlatego, że w niegodziwej naturze antychrystów jest coś, co jest zwykłym ludziom obce: potrafią oni mianowicie używać różnych środków, przemówień, metod, strategii, sposobów i fałszywych rozumowań, by cię przekonać do tego, abyś ich słuchał; byś uwierzył, że mają rację, że są w porządku i są pozytywnymi ludźmi; a nawet jeśli czynią zło, naruszają prawdozasady i ujawniają skażone skłonności, to na koniec odwracają kota ogonem i sprawiają, iż ludzie myślą, że to antychryści mają słuszność. Niegodziwcy posiadają taką umiejętność. Na czym ona polega? Jest to umiejętność wprowadzania innych w błąd. Na tym właśnie polega ich niegodziwość, że są bardzo zwodniczy. To zaś, co w głębi serca lubią i czego nie lubią, do czego czują niechęć, a co sobie cenią i darzą czcią, kształtuje się pod wpływem pewnych wypaczonych poglądów. Poglądy te zawierają w sobie pewien zestaw teorii, z których wszystkie są przekonującymi na pozór, acz fałszywymi rozumowaniami, które zwykłym ludziom trudno jest obalić, ponieważ niegodziwcy w ogóle nie przyjmują prawdy i są nawet w stanie przedstawiać zawiłe argumenty na poparcie swoich błędnych tez. Bez prawdorzeczywistości nie zdołasz ich przekonać, rozmawiając z nimi o prawdzie. Ostateczny rezultat jest taki, że posługują się oni swoimi fałszywymi teoriami, aby obalić twoje argumenty, sprawiając, że nie wiesz, co powiedzieć, i stopniowo im ulegasz. Niegodziwość takich ludzi polega na tym, że są wielce zwodniczy. Jasne jest, że do niczego się nie nadają i spartaczą każdy obowiązek, który wykonują, lecz ostatecznie i tak są w stanie sprowadzić niektórych na manowce, sprawiając, że ci darzą ich czcią, „klękają” u ich stóp i są im posłuszni. Taki niegodziwiec potrafi przemienić zło w dobro, a czarne – w białe. Potrafi sprawić, że prawda zdaje się fałszem i odwrotnie, zrzucić na innych winę za wyrządzone przez siebie krzywdy i przypisać sobie zasługę za ich dobre uczynki, tak jakby były one jego własnymi dokonaniami. Z czasem zupełnie tracisz orientację, nie wiedząc, kim on tak naprawdę jest. Sądząc z jego słów, działań i wyglądu, mógłbyś sobie pomyśleć: „To ktoś doprawdy niezwykły! Nie możemy się z nim równać!”. Czy nie oznacza to, że dałeś się wprowadzić w błąd? Dzień, w którym dasz się wprowadzić w błąd, jest zarazem dniem, w którym znajdziesz się w niebezpieczeństwie. Czyż tego rodzaju człowiek, który zwodzi innych, nie jest na wskroś niegodziwy? Każdy, kto słucha jego słów, może zostać wprowadzony w błąd i wytrącony z równowagi, po czym przez pewien czas trudno mu będzie dojść do siebie. Niektórzy z braci i sióstr potrafią rozpoznać takich ludzi i dostrzec, że są oni zwodzicielami, umieją ich zdemaskować i odrzucić. Lecz inni, którzy dali się wprowadzić w błąd, mogą nawet bronić takich niegodziwców, mówiąc: „Ależ nie, dom boży jest wobec niego niesprawiedliwy; muszę stanąć w jego obronie”. W czym tkwi tutaj problem? Najwyraźniej ktoś taki został wprowadzony w błąd, lecz mimo to broni i usprawiedliwia tego, kto go oszukał. Czyż tacy ludzie nie są tymi, którzy wierzą w Boga, lecz podążają za człowiekiem? Twierdzą, że wierzą w Boga, ale dlaczego darzą tego człowieka taką czcią i uparcie go bronią? Jeśli nie potrafią dojrzeć tak oczywistej rzeczy, to czy do pewnego stopnia nie zostali wprowadzeni w błąd? Ten antychryst omamił ludzi aż do tego stopnia, że nie przypominają już istot ludzkich ani nie mają ochoty podążać za Bogiem, a zamiast tego darzą czcią antychrysta i za nim podążają. Czy ci ludzie nie zdradzają tym samym Boga? Jeśli wierzysz w Boga, ale On cię nie pozyskał, a antychryst zdobył twoje serce i podążasz za nim z pełnym przekonaniem, dowodzi to, że zabrał cię już z domu Bożego. Kiedy odejdziesz z domu Bożego i zostaniesz pozbawiony Bożej opieki i ochrony, antychryst może tobą manipulować i bawić się tobą, jak mu się żywnie podoba. Gdy zaś skończy, nie będziesz mu już potrzebny i pójdzie dalej, aby wprowadzać w błąd innych. Jeśli nadal słuchasz jego słów i masz dla niego pewną wartość, którą jest w stanie wykorzystać, może pozwolić ci podążać za sobą jeszcze przez jakiś czas. Jeśli jednak nie widzi już w tobie niczego, co mógłby wykorzystać, jeśli nie ma już dla ciebie za grosz szacunku, to cię odrzuci. Czy wtedy wciąż jeszcze będziesz mógł powrócić do wiary w Boga? (Nie). Dlaczego nie będziesz już mógł wierzyć? Ponieważ wiara, jaką początkowo miałeś, zniknęła; rozwiała się. W ten właśnie sposób antychryści sprowadzają ludzi na manowce i krzywdzą ich. Posługują się przy tym swoimi talentami oraz wiedzą i erudycją, którą ludzie darzą czcią, aby wprowadzać ich w błąd i zyskiwać nad nimi kontrolę, dokładnie tak, jak szatan wprowadził w błąd Adama i Ewę. Niezależnie od naturoistoty antychrystów, niezależnie od tego, co lubią, czego nienawidzą i co darzą szacunkiem zgodnie ze swoją naturoistotą, jedno jest pewne: to, co antychryści lubią i czym się posługują, by wprowadzać ludzi w błąd, jest sprzeczne z prawdą, nie ma z nią nic wspólnego i jest wrogie wobec Boga – to jedno nie ulega wątpliwości. Pamiętajcie o tym: antychryści nigdy nie mogą być zgodni z Bogiem.

Powiedzcie Mi, jaki typ ludzi wykazuje oznaki i znamiona niegodziwości antychrystów? (Ludzie utalentowani). Kto jeszcze? (Ci, którzy lubią się popisywać). To, że ktoś lubi się popisywać, nie jest aż tak niegodziwe. Tacy ludzie, choć może lubią się popisywać, nie pragną kontrolować innych, nie posunęli się jeszcze tak daleko – jest to u nich kwestia pewnej skażonej skłonności. Rozważmy to szczegółowo: jacy ludzie wykazują oznaki i znamiona, które pozwalają ci już na początku odkryć – na podstawie różnych ich zachowań i innych rzeczy, które na to wskazują – że dany nikczemnik jest antychrystem? (Aroganccy ludzie, którzy uwielbiają status). Arogancja i uwielbienie dla statusu odgrywają tutaj pewną rolę, ale to za mało. Pozwólcie, że o czymś wam opowiem, wy zaś posłuchajcie i zobaczcie, czy jest to kwestia kluczowa, czy nie. Otóż niektórzy ludzie nieustannie prezentują poglądy, które różnią się od prawdy i tego, co pozytywne. Z zewnątrz może się wydawać, że zawsze chcą grać pod publiczkę i wyróżniać się na tle innych, ale niekoniecznie tak właśnie jest. Może być tak, że to właśnie ich poglądy są przyczyną takich zachowań. W rzeczywistości bowiem, jeśli naprawdę wyznają takie poglądy, pojawi się tu pewien poważny problem. Na przykład, gdy podczas omówienia wszyscy stwierdzają: „Musimy przyjąć tę sprawę od Boga. Jeśli czegoś nie rozumiemy, powinniśmy najpierw się podporządkować”, i każdy się z tym zgadza, to czy taki pogląd jest poprawny? (Jest). Czy taka zasada praktyki jest niewłaściwa? (Nie, nie jest). W takim razie jakiego rodzaju wypowiadane przez ludzi słowa wskazują, że mają oni oznaki i znamiona niegodziwego usposobienia antychrysta? „Podporządkować się to jedno, ale musisz przecież orientować się w tym, co się dzieje, nieprawdaż? Musisz traktować wszystko poważnie, no nie? Nie możesz się podporządkować, mając zamęt w głowie; bóg nie każe nam podporządkowywać się mimowolnie i od niechcenia”. Czyż nie jest to swego rodzaju argument? (Jest). Niektórzy ludzie mówią: „Jeśli jest coś, czego nie pojmujemy, możemy cierpliwie poczekać, starając się porozmawiać o tym z kimś, kto to rozumie. W tej chwili nikt z nas tego nie rozumie i nie jesteśmy w stanie znaleźć nikogo, kto to pojmuje, aby z nim porozmawiać. Na początek więc się temu podporządkujmy”. A jaki jest punkt widzenia antychrystów? „Wy, bando słabeuszy, podporządkowujecie się wszystkiemu i słuchacie boga we wszystkim. Posłuchajcie mnie! Dlaczego nikt nie wspomniał o mnie? Pozwól, że przedstawię ci swą dogłębnie przemyślaną opinię!”. Chcą podzielić się swoimi górnolotnymi poglądami. Są przeciwni temu, by ludzie praktykowali prawdę, i sprzeciwiają się przestrzeganiu przez nich prawdozasad. Zawsze chcą się wypowiadać w sposób przemądrzały i arogancki, szukać zaczepki, uciekać się do nikczemnych sztuczek, dzielić się górnolotnymi poglądami i sprawiać, by ludzie patrzyli na nich inaczej. Czyż nie jest to oznaką niegodziwego usposobienia antychrystów? Czy nie jest to ich znak rozpoznawczy? Cóż złego jest w tym, że wszyscy się podporządkowują? Nawet jeśli podporządkowują się bezrefleksyjnie – czyż nie jest to słuszne? Czy Bóg by to potępił? (Nie, nie potępiłby). Bóg by tego nie potępił. Jakie więc antychryści mają prawo, by wkładać kij w szprychy i wywoływać zamęt? Czy na widok tego, że ludzie poddają się Bogu, antychryści czują w swoich sercach gniew? Gdy są świadkami tego, jak ludzie poddają się Bogu, w głębi serca czują urazę. Są niezadowoleni, że nie czerpią z tego żadnych korzyści, że to nie im ludzie okazują posłuszeństwo, nie ich słuchają i nie ich rady szukają, i stają się nieszczęśliwi. W głębi serca czują opór, myśląc sobie: „Komu się podporządkowujesz? Czy podporządkowujesz się prawdzie? Podporządkowywanie się prawdzie jest w porządku, ale musimy najpierw ją zbadać. Czym zatem jest prawda? Czy podporządkowujesz się we właściwy sposób? Czy nie powinieneś przynajmniej zrozumieć jej tajników?”. Czyż nie tak brzmi ich argument? Co usiłują osiągnąć? Chcą siać zamęt, sprowadzić ludzi na manowce. Słysząc to, niektórzy odrętwiali, otępiali i naiwni ludzie dają się wprowadzić w błąd, podczas gdy ci, którzy mają rozeznanie, odrzucają antychrystów, mówiąc: „Co ty wyprawiasz? Czy jesteś zazdrosny i pełen zawiści dlatego, że poddaję się Bogu? Jesteś niezadowolony, gdy Mu się podporządkowuję, a zadowolony, kiedy to tobie okazuję posłuszeństwo? Czy tylko wtedy wszystko jest w porządku, kiedy wszyscy okazują ci posłuszeństwo, słuchają cię i robią wszystko, co powiesz? Czy to, co mówisz, zgodne jest z prawdą?”. Widząc to, antychryści myślą sobie tak: „Niektórzy mają rozeznanie, więc na razie trochę poczekam”. Krótko mówiąc, gdy wszyscy praktykują zgodnie z prawdozasadami, antychryści nie mogą się wprost doczekać, aby jakoś się wyróżnić. Im bardziej wszyscy są posłuszni Bogu, podporządkowują się ustaleniom domu Bożego, praktykują zgodnie ze słowami Boga, załatwiają sprawy zgodnie z ustaleniami dotyczącymi pracy i zasadami, tym bardziej antychryści czują się nieswojo i stają się podenerwowani i niespokojni. Jest to jedna z oznak niegodziwej istoty antychrystów. Dopóki wszyscy słuchają słów Bożych, praktykują prawdę i postępują zgodnie z zasadami, antychryści czują się nieswojo i są zaniepokojeni. Czyż nie jest to pewien problem? (Jest). Jeśli zaś nikt nie czyta słów Bożych lub jeśli ludzie je czytają, lecz nie omawiają ich we wspólnocie, a zamiast tego słuchają antychrystów, to wówczas ci są zachwyceni. Jaki problem taka sytuacja odzwierciedla? Antychryści nigdy nie rozmawiają o słowach Bożych. Jeżeli wszyscy spokojnie rozmawiają o słowach Bożych, a antychryści widzą, że nikt nie zwraca na nich uwagi, że nikt ich nie słucha, że nie są w stanie zdobyć ludzkiej czci i uwielbienia, ich status jest zagrożony, a oni sami są w niebezpieczeństwie – to właśnie wtedy wsadzają kij w szprychy, aby siać zamęt, występując z jakąś herezją lub fałszywym rozumowaniem, aby wprowadzić cię w błąd i wytrącić z równowagi, sprawiając, że nie jesteś pewien, czy to, o czym właśnie rozmawialiście, jest słuszne, czy też nie. Właśnie wtedy, gdy wszyscy w końcu zrozumieli jakąś kwestię dzięki jej omawianiu we wspólnocie, antychryści wypowiadają kilka diabelskich słów, aby narobić zamieszania. Czyż nie jest to niegodziwe usposobienie antychrystów? Któremu z przejawów odpowiada ta niegodziwa skłonność? (Wrogości wobec prawdy). Dokładnie. Im lepiej wszyscy rozumieją prawdę, tym bardziej antychryści czują się podenerwowani. Czyż nie jest to wrogość wobec prawdy? Czy to się nam tutaj zgadza? (Tak, zgadza się). Czy spotkaliście takich ludzi? Podczas gdy wszyscy omawiają coś we wspólnocie, oni przez długi czas zachowują milczenie. W końcu, gdy omówienie dotrze do momentu, kiedy wszyscy mają już jasność w danej kwestii, oni włączają się do dyskusji, a zabrawszy głos, zadają trudne pytanie, aby wszystko ludziom utrudnić. Chcą w ten sposób powiedzieć: „Pozwólcie tylko, a już ja wam pokażę, na co mnie stać! Rozmawiacie sobie o prawdzie, nie słuchacie mnie i mnie ignorujecie, w ogóle o mnie nie dbacie i nie zwracacie na mnie uwagi, więc zadam wam trudne pytanie, abyście mieli co omawiać, i wprawię was wszystkich w zmieszanie!”. Czy ktoś taki nie jest diabłem? (Jest). To właśnie jest diabeł, prawdziwy antychryst.

Niektórzy, ilekroć słyszą, że ktoś jest zniechęcony lub słaby, czują się w szczególny sposób uszczęśliwieni. Zwłaszcza zaś, gdy widzą, jak ktoś zaburza życie kościoła, popełnia złe uczynki, aby narobić zamieszania w pracy kościoła, albo kiedy są świadkami tego, jak ktoś bezmyślnie sieje zamęt – wówczas są wręcz zachwyceni, mają wprost ochotę odpalić fajerwerki i świętować. Co jest nie tak z takimi ludźmi? Dlaczego tak bardzo cieszą się z cudzego nieszczęścia? Czemu w tym kluczowym momencie nie potrafią stanąć po stronie Boga, broniąc interesów domu Bożego? Czyż tacy ludzie nie są niedowiarkami? Czy nie są sługusami szatana? Wszyscy powinniście zastanowić się nad tym, czy przejawiacie takie zachowania, a także sprawdzić, czy tacy ludzie są wokół was, i nauczyć się rozpoznawać takie jednostki, zwłaszcza kiedy widzicie, jak źli ludzie popełniają złe uczynki – jaka jest wówczas wasza postawa? Czy jesteś tylko widzem, rozkoszującym się spektaklem? Czy i ty mógłbyś również podążyć tą samą ścieżką, co tacy ludzie? Czy i ty jesteś takim człowiekiem? Niektórzy ludzie nie chcą zastanawiać się nad sobą w ten sposób. Nie lubią dostrzegać w ludziach dobra. Wolą, gdy wszyscy są od nich gorsi – wówczas dopiero odczuwają radość. Na przykład, kiedy widzą, że inni przycinają kogoś, kto ponosi koszty dla Boga, lub gdy ktoś, kto szczerze w Niego wierzy, popełnia wykroczenie, radują się skrycie i mówią: „Ha! I na ciebie przyszła pora. Ponosiłeś koszty dla boga – i jak na tym wychodzisz? Zostałeś skrzywdzony, prawda? Doznałeś straty, co? Po co więc ponosić koszty dla niego? Zawsze mówisz prawdę, a teraz oni cię przycinają, nieprawdaż? Sam sobie na to zasłużyłeś!”. Co wprawia ich w taki zachwyt? Czyż nie czerpią radości z cudzego nieszczęścia? Czy tacy ludzie nie mają aby złych intencji? Kiedy widzą, jak ktoś zaburza pracę domu Bożego, są szczęśliwi. Kiedy widzą, jak dzieło domu Bożego doznaje uszczerbku, są szczęśliwi. Co sprawia, że tak właśnie się czują? Myślą sobie: „Nareszcie ktoś, kto – tak jak ja – nie miłuje prawdy, spowodował szkodę dla interesów domu bożego i nie ma za grosz poczucia winy”. To właśnie sprawia, że czują się szczęśliwi. Czyż nie jest to niegodziwe? (Jest). To na wskroś niegodziwe! Czy są wśród was tacy ludzie? Są tacy ludzie, którzy przez większość czasu nawet nie zanucą żadnej melodii, ale kiedy tylko widzą, że ktoś popełnia błąd, nagle zaczynają śpiewać na całe gardło, rytmicznie kołysząc ciałem, wyglądając na niezmiernie zadowolonych i myśląc sobie przy tym: „W końcu jakaś dobra wiadomość. Jestem tak szczęśliwy, że zjem ze dwie dokładki ryżu!”. Cóż to za usposobienie? To niegodziwość. Nie uronią ani jednej łzy, ani przez sekundę nie poczują smutku z uwagi na to, że interesy domu Bożego doznały uszczerbku. W ogóle się nie obwiniają, nie czują żalu ani bólu. Zamiast tego są szczęśliwi i zadowoleni, ponieważ czyjś błąd sprawił, że interes domu Bożego doznał uszczerbku, a imię Boże okryło się hańbą. Czyż nie jest to niegodziwość? Czy nie jest to znak tego, że ma się niegodziwą naturę antychrysta? To także jest tego oznaka.

Mówi się, że niektórzy członkowie zespołów ewangelizacyjnych są elokwentnymi mówcami. Od lat słuchają kazań i opanowali pewien zestaw doktryn, mają mnóstwo do powiedzenia, dokądkolwiek się udadzą, i nigdy nie brakuje im słów, gdy nauczają, co w całej pełni dowodzi, jak wielkie posiadają talenty i elokwencję. Niektórzy ludzie postrzegają takie jednostki jako bardzo zdolne i decydują się za nimi podążać. Co ostatecznie mówią tacy ludzie? „Słuchamy omówień tej osoby, więc nie musimy słuchać kazań pochodzących od zwierzchnictwa; nie musimy również słuchać słów bożych. Omówienia tego człowieka z powodzeniem je zastępują”. Czy tacy ludzie nie są w niebezpieczeństwie? (Tak, są). Są w wielkim niebezpieczeństwie. Darzą uwielbieniem działania i zachowania antychrystów, a także ich bezczelność, barbarzyństwo i niegodziwość. Miłują to, co miłują antychryści, i czują niechęć do tego, do czego niechęć czują antychryści. Wielbią wiedzę, erudycję, doktryny i różne teorie teologiczne, herezje i błędne przekonania, które głoszą antychryści. Te właśnie rzeczy darzą czcią. Do jakiego stopnia zaś je czczą? Nawet nocą, w swoich snach, wypowiadają te słowa. Czy to poważny problem? Czy ludzie ci są w stanie nadal podążać za Bogiem, kiedy ich uwielbienie dla tych rzeczy osiąga taki poziom? Niektórzy mogą powiedzieć: „To nie tak. Oni wciąż należą do kościoła i nadal wierzą w Boga”. Nie mieli jeszcze okazji Go porzucić. Gdy znajdą już osobę lub przedmiot, który pragną darzyć czcią, mogą w każdej chwili odejść od Boga. Czyż nie jest to oznaka tego, że ma się niegodziwą istotę antychrysta? (Tak). Czy będziecie potrafili rozpoznać takich ludzi, gdy ich ujrzycie? (Tak, będziemy potrafili). Dawniej mogliście nie wiedzieć, jak poważne są to sprawy. Czy teraz, gdy znów spotkacie takich ludzi, nadal będziecie mieć co do nich wątpliwości? Czy moglibyście ich zignorować? (Nie, nie zignorowalibyśmy ich). Czy zatem zyskaliście nieco rozeznania, jeśli chodzi o takich ludzi? (Tak, ja zyskałem rozeznanie). Oto niektóre ze znaków i wskazówek, jakie przejawiają antychryści. Chodzi o to, że gdy tylko ci ludzie mają okazję lub zyskają odpowiedni status, albo kiedy ktoś wprowadzi ich w błąd, mogą zdradzić Boga w dowolnym miejscu i czasie. Czy inni są w stanie dostrzec to, co przejawiają antychryści, i dojrzeć ich niegodziwą istotę? Czy są jakieś poszlaki, które ludzie potrafią zauważyć? (Tak, są). Powinny być jakieś poszlaki. Gdybym o nich nie wspomniał, moglibyście pomyśleć: „Kto wykazuje takie oznaki? Kto przejawia takie symptomy? Nikt; nie widziałem nikogo, kto by to robił”. Czyż dzięki Mojemu omówieniu tych oznak nie odkryliście, że tacy ludzie istnieją? Niektórzy z nich są zwykłymi wierzącymi, a inni przywódcami i pracownikami. Oto trzecia oznaka tego, że ktoś posiada niegodziwą istotę antychrysta.

Ci, którzy posiadają niegodziwą istotę antychrysta, mają jeszcze jeden znak rozpoznawczy, coś, co posiada każdy z nich. Tacy ludzie, pod pozorem umiłowania prawdy i chęci obrania prawdziwej drogi, przychodzą na kazania, zdobywają różnego rodzaju wiedzę i uczą się treści związanych z prawdą oraz przyswajają sobie teologiczne teorie i wiedzę, aby następnie posługiwać się nimi do tego, by wdawać się w słowne utarczki z przywódcami i pracownikami, wykorzystując te treści, teorie i wiedzę do potępiania pewnych jednostek, wprowadzania w błąd i kaptowania innych, a nawet do udzielania pewnym osobom tak zwanego zaopatrzenia i pomocy oraz podlewania ich. Jedna rzecz sprawia jednak, iż jest oczywiste, że nie są oni ludźmi miłującymi prawdę. O jaką rzecz tutaj chodzi? Chodzi o to, że bez względu na to, co ci ludzie sobie przyswajają i co głoszą, wciąż tylko mówią i powtarzają pewne rzeczy, po prostu się w nie uzbrajając, lecz nigdy nie załatwiają spraw zgodnie z prawdozasadami. Co znaczy tutaj słowo „nigdy”? Znaczy ono tyle, że nie są w stanie wypowiedzieć jednego szczerego słowa, nigdy nie byli uczciwi i nigdy nie zapłacili ceny, jaka wiąże się z porzuceniem korzyści wynikających ze statusu. Niezależnie od sytuacji, kiedy mówią i działają, zawsze wkładają maksimum wysiłku w to, by zadbać o własną sławę oraz o swój zysk i status. Pomimo tego, że na pozór wydają się ponosić koszty i miłować prawdę, ich niegodziwa istota pozostaje niezmieniona. Na czym polega tutaj problem? Z jednej strony ludzie ci nigdy nie poszukują prawdozasad w swoich poczynaniach. Innym zaś aspektem tego problemu jest to, że nawet jeśli znają prawdozasady i właściwą ścieżkę praktyki, nie wprowadzają w życie tych zasad ani nie podążają tą ścieżką. Jest to oznaka tego, że posiadają niegodziwą istotę antychrysta. Co takiego cechuje ich wszystkich, bez względu na to, czy mają status, czy też nie, i czy wykonują swój obowiązek szerzenia ewangelii, bądź są przywódcami i pracownikami? Potrafią jedynie wypowiadać właściwe doktryny, ale sami nigdy nie robią tego, co właściwe. To właśnie jest ich cecha charakterystyczna. Wypowiadają doktryny jaśniej niż ktokolwiek inny, ale robią różne rzeczy gorzej niż ktokolwiek inny – czyż nie jest to niegodziwe? Jest to czwarta oznaka tego, że ma się niegodziwą istotę antychrysta. Sprawdźcie to sami i oceńcie, czy w waszym otoczeniu jest wielu ludzi mających taką właśnie istotę. Po tym, jak wymieniłem jej oznaki, możecie sami ocenić, czy wokół was znajduje się wielu takich ludzi, czy nie. Jaki procent stanowią oni w waszym otoczeniu? Czy więcej jest wśród nich przywódców czy zwykłych wierzących? Czy niektórzy z was nie myśleli dotąd, że tylko przywódcy mają możliwość stać się antychrystami? (Tak właśnie dotychczas było). Czy zatem ten pogląd uległ teraz zmianie? Ludzie nie stają się antychrystami dlatego, że zyskują status; byli już antychrystami nawet wtedy, gdy im go brakowało. Po prostu, szczęśliwym dla nich zrządzeniem losu, kończą na przywódczym stanowisku, a wówczas szybko ujawniają się ich prawdziwe rysy antychrystów, podobnie jak z grzybem, który w odpowiedniej temperaturze i glebie szybko się rozrasta, ujawniając swoje prawdziwe oblicze. Jeśli zaś nie ma ku temu odpowiedniego środowiska, ujawnienie się naturoistoty takich ludzi może zająć nieco więcej czasu, lecz fakt, iż proces ten przebiega wolniej, nie oznacza bynajmniej, że tej natury nie mają. Posiadając taką właśnie naturę, ludzie w sposób nieunikniony będą działać w określony sposób i przejawiać pewne rzeczy, a te przejawiane przez nich zachowania są oznakami i znamionami niegodziwej istoty antychrystów. Jeśli więc wykazują takie oznaki i znamiona, mogą zostać zaliczeni do antychrystów.

Powiedzcie Mi, czy praktykowanie prawdy i załatwianie spraw zgodnie z prawdozasadami wymaga rozmaitych wymówek i usprawiedliwień? (Nie, nie wymaga). O ile tylko ktoś ma szczere serce, o tyle jest w stanie wprowadzać prawdę w życie. Czy ludzie, którzy nie praktykują prawdy, wymyślają rozmaite wymówki? Na przykład, kiedy robią coś złego, postępują wbrew zasadom, a ktoś ich skarci, czy są w stanie tego słuchać? Nie słuchają tego. Czy jednak chodzi tylko o to, że nie słuchają? W czym przejawia się ich niegodziwość? (Znajdują sobie wymówkę, aby cię przekonać, sprawiając, iż zaczynasz myśleć, że to oni mają słuszność). Wynajdują taką interpretację, która jest zgodna z twoimi pojęciami i wyobrażeniami, a następnie posługują się całym zestawem teorii z dziedziny duchowości, które jesteś w stanie uznać i zaakceptować i które są zgodne z prawdą, aby cię przekonać; sprawić, abyś im przytaknął i szczerze uwierzył, że mają rację. A wszystko po to, aby osiągnąć swój cel, którym jest wprowadzanie ludzi w błąd i zyskiwanie nad nimi kontroli. Czyż nie jest to niegodziwość? (Jest). To rzeczywiście jest niegodziwość. Najwyraźniej zrobili coś złego, postąpili wbrew zasadom i prawdzie oraz nie praktykowali prawdy, a mimo to wymyślają cały szereg teorii, mających uzasadniać ich poczynania. To jest naprawdę niegodziwe. To tak jak z wilkiem, który zjada owcę. Zjadanie owiec leżało od początku w wilczej naturze, a Bóg stworzył tego rodzaju zwierzę do tego, by zjadało owce – owce są bowiem jego pożywieniem. Lecz mimo to, pożarłszy owcę, wilk wynajduje sobie różne wymówki. Czy masz jakieś przemyślenia na ten temat? Myślisz sobie tak: „Pożarłeś moją owcę, a teraz chcesz, żebym uznał, że powinieneś był ją zjeść i że to, co zrobiłeś, było uzasadnione i właściwe, a nawet winienem ci za to podziękować”. Czy nie czujesz złości? (Tak, czuję). Jakie myśli chodzą ci po głowie, kiedy jesteś zły? Myślisz sobie tak: „Ten łobuz jest na wskroś niegodziwy! Jeśli chcesz ją pożreć, proszę bardzo. W końcu taki właśnie jesteś. To, że ją pożresz, to jedno, ale ty wymyślasz jeszcze całe mnóstwo powodów i wymówek i każesz mi być wobec ciebie wdzięcznym. Czyż nie jest to mylenie dobra ze złem?”. To właśnie jest niegodziwość. Kiedy wilk chce pożreć owcę, jakie znajduje sobie wymówki? Wilk mówi: „Mała owieczko, muszę cię dzisiaj zjeść, ponieważ pragnę się na tobie odegrać za to, że w zeszłym roku mnie obraziłaś”. Owieczka zaś, czując się pokrzywdzona, odpowiada: „W zeszłym roku nawet nie było mnie jeszcze na świecie”. Kiedy wilk zdaje sobie sprawę, że źle się wyraził i błędnie oszacował wiek jagnięcia, mówi: „No cóż, w takim razie nie będziemy brać tego pod uwagę, ale i tak muszę cię zjeść, ponieważ ostatnim razem, kiedy piłem wodę z tej rzeki, naniosłaś do niej błota, więc muszę się na tobie odegrać”. Owieczka na to: „Jestem w dole rzeki, a ty w jej górnym biegu. Jak mogłam zanieczyścić wodę, którą piłeś? Jeśli chcesz mnie pożreć, po prostu to zrób. Nie szukaj takich czy innych usprawiedliwień”. Taka już jest wilcza natura. Czyż nie jest to niegodziwość? (Jest). Czy niegodziwość wilka jest taka sama jak niegodziwość wielkiego czerwonego smoka? (Tak). Powyższy opis najlepiej pasuje właśnie do wielkiego czerwonego smoka. Chce on bowiem aresztować ludzi wierzących w Boga; pragnie oskarżyć ich o różne zbrodnie. Dlatego też najpierw tworzy pewne pozory, fabrykuje pewne plotki, a następnie rozgłasza je światu, aby cały świat powstał i cię potępił. Tym, którzy wierzą w Boga, wielki czerwony smok stawia wiele rozmaitych zarzutów, takich jak „zakłócanie porządku publicznego”, „ujawnianie tajemnic państwowych” i „usiłowanie obalenia władzy państwowej”. Rozpowszechnia również pogłoski, że popełniłeś różne przestępstwa i kieruje pod twoim adresem stosowne oskarżenia. Czy możesz odmówić przyznania się do winy? Czy to kwestia tego, czy się przyznajesz do rzekomych zbrodni, czy nie? Nie, to nie o to chodzi. Kiedy wielki czerwony smok już się zdecyduje cię aresztować, to tak jak wilk, który postanowił pożreć owcę, szuka sobie różnych wymówek i usprawiedliwień. Tworzy pewne pozory, twierdząc, że zrobiliśmy coś złego, podczas gdy w rzeczywistości zrobili to inni ludzie. Przerzuca na nas winę i wrabia w to kościół. Czy można się spierać z wielkim czerwonym smokiem? (Nie). Dlaczego nie można z nim dyskutować? Czy można toczyć z nim obiektywny spór? Czy myślisz, że jeśli będziesz się z nim spierał i wyjaśnisz sytuację, to cię nie aresztuje? Masz o nim zbyt dobre mniemanie. Nim jeszcze skończysz mówić, wielki czerwony smok złapie cię za włosy, walnie twoją głową o ścianę, a następnie spyta: „Czy wiesz, kim jestem? Jestem diabłem!”. Potem zostaniesz ciężko pobity, a później nadejdą noce i dni, w ciągu których będziesz na przemian przesłuchiwany i torturowany, aż wreszcie zaczniesz zachowywać się tak, jak on chce. W tym momencie zdasz sobie sprawę: „Nie ma tu miejsca na żadne dyskusje: to pułapka!”. Wielki czerwony smok nie spiera się z tobą – czy sądzisz, że tworzy te pozory nieumyślnie, przez przypadek? To wszystko jest elementem spisku, a smok ma zaplanowany każdy kolejny ruch. To tylko preludium do jego dalszych działań. Niektórzy ludzie mogą nadal myśleć: „Oni nie rozumieją spraw związanych z wiarą w Boga; jeśli im to wyjaśnię, wszystko będzie dobrze”. Czy jednak jesteś w stanie to wyjaśnić? Wielki czerwony smok wrobił cię w coś, czego nie popełniłeś – czy mimo tego możesz coś mu wyjaśnić? Czy wrabiając cię nie wiedział, że tego nie zrobiłeś? Czy nie wie, kto to naprawdę zrobił? Wie to bardzo dobrze! Dlaczego więc tobie przypisuje winę? To ty jesteś tym, którego chce pojmać. Czy myślisz, że kiedy wielki czerwony smok zrzuca na ciebie winę, to nie wie, że spotyka cię niesprawiedliwe traktowanie? On chce traktować cię niesprawiedliwie, aresztować i prześladować. Na tym właśnie polega jego niegodziwość.

Każdy, kto posiada niegodziwą istotę antychrysta, odczuwa niechęć do prawdy i nienawidzi jej w głębi swej istoty. Tacy ludzie w najmniejszym nawet stopniu nie akceptują prawdy w swoich sercach i absolutnie nie mają zamiaru jej praktykować. Jeśli uznasz, że brak im zrozumienia prawdy i spróbujesz z nimi o niej porozmawiać, co z tego wyniknie? Odbijesz się od ściany – znalazłeś bowiem niewłaściwą osobę. Nie jest to ktoś, kto przyjmuje prawdę, a ty nie powinieneś z nim rozmawiać. Zamiast tego powinieneś dać mu nauczkę i być wobec niego surowy, mówiąc: „Jak długo wykonujesz swój obowiązek? Jak mogłeś potraktować swój obowiązek jako błahostkę? Czy to twoje własne dzieło? Komu zamierzasz rzucić wyzwanie? Nie jesteś przeciwko mnie; jesteś przeciwko Bogu i prawdzie!”. Czy nie powinieneś dać mu nauczki? Czy warto rozmawiać z nim o prawdzie? Nie, nie warto. Dlaczego? Tacy ludzie są wilkami, a nie zagubionymi, zbłąkanymi owcami. Czy taki wilk jest w stanie praktykować prawdę? Nie. Jaka jest wilcza natura? (Niegodziwa). Gdy tylko wilk zobaczy owcę, ślina cieknie mu z pyska, a przed oczyma ma kolejne obrazy rozkosznej uczty, na której to właśnie owca ma być jego pożywieniem. Taka jest wilcza natura; to właśnie jest niegodziwość. Jeśli mu powiesz: „Owce są takie biedne i takie łagodne… Proszę, nie pożeraj ich. Wybierz sobie do zjedzenia inne dzikie zwierzę, dobrze?”, czy wilk jest w stanie to zrozumieć? Nie. Taka już jest jego natura. Niektórzy ludzie nie praktykują prawdy i wynajdują rozmaite wymówki – taka jest ich natura. Co takiego leży w ich naturze? Niegodziwość. Bez względu na to, jak podłe, buntownicze lub rażąco sprzeczne z zasadami są ich działania, wciąż chcą zachować twarz; nawet jeśli występują przeciw prawdzie, chcą to zrobić w sposób imponujący i pełen godności. Czyż nie jest to niegodziwość? Czy naruszanie prawdy jest czymś pozytywnym, czy negatywnym? (Negatywnym). Jak zatem można zrobić coś negatywnego w sposób imponujący, pełen godności i przynoszący zaszczyt? Czy próba połączenia tych dwóch aspektów nie jest nieco niezręczna? To właśnie jest niegodziwość: jest to zachowanie i przejaw, jakie dostrzec można u tych, którzy mają niegodziwą istotę antychrysta. Może się to wydawać wewnętrznie sprzeczne, ale tak właśnie działają antychryści, takie jest ich usposobienie i to, co przejawiają. Żywią nienawiść do prawdy, nigdy jej nie przyjmując – to są antychryści, to jest ich niegodziwa naturoistota. Ile elementów składa się na niegodziwą istotę antychrystów? (Cztery). W sumie w jej skład wchodzą cztery elementy. Czy te cztery jej oznaki nie wystarczają wam do tego, abyście mogli ich rozpoznać? Niegodziwość nieodłącznie zawiera w sobie elementy podstępności i zwodniczości, a kiedy osiągną one swoją skrajną postać, klasyfikuje się je jako niegodziwe usposobienie. Antychryści są ucieleśnieniem tego rodzaju usposobienia.

3 września 2019 r.

Wstecz: Punkt siódmy: Oni są niegodziwi, podstępni i kłamliwi (Część druga)

Dalej: Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza)

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze