Na czym dokładnie ludzie polegają w życiu?

O którym aspekcie prawdy najbardziej chcielibyście dzisiaj posłuchać? Przedstawię wam kilka tematów do wyboru i omówimy ten, który wam odpowiada. Pierwsze pytanie brzmi: jak poznać samego siebie? W jaki sposób można to osiągnąć? Dlaczego powinniście znać samych siebie? Drugie pytanie brzmi: czym kierowali się ludzie przez wszystkie lata swojej wiary w Boga? Czy żyliście zgodnie ze słowem Bożym i prawdą, czy też kierowały wami szatańskie skłonności i filozofie? Jakie zachowanie świadczy o tym, że żyjesz zgodnie ze słowem Bożym i prawdą? Jeżeli kierują tobą szatańskie skłonności i filozofie, to w jaki sposób ujawni się twoje zepsucie – jaki będzie jego zewnętrzny przejaw? Trzecie pytanie brzmi: co to takiego jest skażone usposobienie? Wcześniej przedyskutowaliśmy kwestię sześciu aspektów skażonych skłonności, a teraz opowiem o tym, jakie stany są konkretnymi zewnętrznymi przejawami owych skłonności. Wybór należy teraz do was. Który z tematów jest dla was najmniej zrozumiały, najtrudniejszy do uchwycenia, a jednocześnie chcielibyście jak najlepiej go pojąć? (Wybieramy drugie pytanie). Zatem to właśnie omówimy. Pomyślmy przez chwilę. Czym kierowali się ludzie przez wszystkie lata swojej wiary w Boga i co owo zagadnienie obejmuje? Najważniejsze w tym zdaniu jest właśnie to, „czym” się kierowali. Co się w tym zawiera? Co jesteście w stanie z tego zrozumieć? Pod owym „czym” kryją się rzeczy, które według was są najważniejsze, te, które należy praktykować, gdy wierzy się w Boga, oraz te, które każda istota ludzka powinna posiadać. Możemy wziąć na tapet i omówić wszystko, z czym zetknęliście się w swoim codziennym życiu; to, co wasz charakter i zdolność pojmowania pozwalają wam zrozumieć; to, co uważacie za pozytywne, bliskie prawdy i z nią zgodne; to, co bierzecie za realność rzeczy pozytywnych i za coś odpowiadającego Bożym intencjom; to, czym kierowaliście się przez te wszystkie lata, podążając za Bogiem i wykonując swój obowiązek. Co przychodzi wam do głowy? (Myślę, że wierząc w Boga, muszę po prostu cierpieć, płacić cenę, a pełniąc obowiązki – uzyskiwać dobre rezultaty, po to, by dostąpić Bożego zbawienia). Uważasz ów pogląd za coś pozytywnego. Czym różni się on od podejścia Pawła? Czyż jego istota nie jest identyczna? (Zgadza się). Jest ona identyczna. Czyż istota owego poglądu nie sprowadza się jedynie do wyobrażenia? (Tak). Przez lata żyłeś zgodnie z owym wyobrażeniem oraz tym, co uważasz za słuszne. Na tym oparłeś także swoją wiarę w Boga, wykonywanie obowiązku i życie w kościele. To jedna kwestia. Przede wszystkim musisz się upewnić, czy twoje myśli i poglądy są właściwe i czy znajdują oparcie w słowie Bożym. Jeżeli sądzisz, że są one właściwe, zasadne oraz że to, co czynisz, stanowi praktykowanie prawdy, lecz tak naprawdę się mylisz, to na tym właśnie skoncentrujemy się w dzisiejszym omówieniu.

Najprostszym sposobem na przedstawienie aspektu prawdy dotyczącego tego, czym dokładnie ludzie kierowali się w życiu, jest wyjście od zrozumiałego dla wszystkich tematu, jakim jest historia Pawła, a następnie odniesienie jej do własnych stanów. Po co rozmawiać o Pawle? Większość ludzi zna jego losy. Jakie opowieści czy wątki związane z Pawłem można odnaleźć w Biblii? Na przykład jakie słynne słowa wypowiedział albo czym się charakteryzował, jaką miał osobowość i jakie talenty? Powiedzcie Mi. (Nauczycielem Pawła był doktor prawa, Gamaliel, który cieszył się dobrą renomą, a nauki u niego były równoznaczne z ukończeniem prestiżowego uniwersytetu). Dziś powiedzielibyśmy, że Paweł był studentem teologii, który ukończył prestiżową szkołę teologiczną. To pierwszy, dość charakterystyczny wątek związany z Pawłem, dotyczący jego pochodzenia, wykształcenia oraz statusu społecznego. Kolejna kwestia tyczy się najsłynniejszych słów wypowiedzianych przez Pawła. („Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8).). To właśnie motywowało Pawła do biegu. Dziś powiemy, że cierpiał, płacił cenę, pracował i głosił ewangelię, a jednak jego motywacją było zdobycie laurów. To drugi wątek. Możecie kontynuować. (Paweł mawiał: „Dla mnie życie to Chrystus, a śmierć to zysk” (Flp 1:21).). Jest to również jedno z klasycznych powiedzeń Pawła. Oto trzeci wątek. Wymieniliśmy właśnie trzy z nich. Po pierwsze Paweł pobierał nauki u doktora prawa Gamaliela, a więc dziś nazwalibyśmy go absolwentem seminarium duchownego. Z pewnością posiadał większą wiedzę na temat Biblii niż zwykli ludzie. Ukończywszy takie nauki, Paweł dobrze znał Stary Testament. Oto, jakie posiadał wykształcenie. Jaki miało ono wpływ na późniejsze głoszenie przez niego kazań i zaopatrywanie kościołów? Być może przyniosło to pewne korzyści, lecz czy nie wyrządziło również szkód? (Tak, wyrządziło). Czy nauki teologiczne pozostają w zgodzie z prawdą? (Nie). Są one jedynie czczą gadaniną, pustą teorią. Nie mają nic wspólnego z praktykowaniem. Jaki był drugi wątek? (Paweł rzekł: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości”). Paweł kierował się w życiu tymi słowami i zgodnie z nimi dążył do celu. Czyż możemy zatem powiedzieć, że taki właśnie był zamiar i cel Pawła, gdy cierpiał i płacił cenę? (Tak). Mówiąc wprost: jego zamiarem było zostać nagrodzonym, co oznacza, że ukończył swój bieg, zapłacił cenę i stoczył dobrą walkę po to, by wymienić to wszystko na koronę sprawiedliwości. To dowodzi, że całe lata dążeń Pawła miały na celu otrzymanie nagrody i zdobycie korony sprawiedliwości. Czy byłby on w stanie znieść takie cierpienia i zapłacić taką cenę, gdyby miał inny cel i zamiar? Czy udałoby mu się tak ciężko pracować i zapłacić tak wysoką cenę tylko dzięki własnej moralności, ambicji i własnym pragnieniom? (Nie). Przyjmijmy, że Pan Jezus powiedziałby mu wcześniej: „Gdy czyniłem dzieło na ziemi, prześladowałeś mnie. Ludzie tacy jak ty zostaną ukarani i przeklęci. Nie ma znaczenia, co zrobisz – nie naprawisz takich błędów; bez względu na to, jak wielką okażesz skruchę, nie zbawię cię”. Jaką postawę przyjąłby Paweł? (Porzuciłby Boga i przestałby wierzyć). Nie tylko nie wierzyłby już w Boga, lecz także wyparłby się Go, zaprzeczyłby, jakoby Pan Jezus był Chrystusem, a Bóg istniał w niebiosach. Czym więc Paweł kierował się w życiu? Nie kochał on szczerze Boga i nie podporządkowywał Mu się, jak zatem zdołał przetrwać liczne udręki podczas głoszenia ewangelii? Można śmiało powiedzieć, że motywowało go przede wszystkim pragnienie otrzymania błogosławieństw – to ono dawało mu siłę. Gdy Paweł ujrzał Bożą światłość na drodze do Damaszku, oślepiła go ona. Padł na ziemię, drżąc na całym ciele. Poczuł Bożą wielkość i wspaniałość, a ponieważ bał się, że Bóg go ukarze, nie śmiał odrzucić Jego posłannictwa. Musiał dalej głosić ewangelię, bez względu na przeciwności. Nie zaryzykował bycia opieszałym. To tylko jeden z elementów. Najważniejszą kwestią jest tu jednak jego nadmierne pragnienie otrzymania błogosławieństw. Czy postąpiłby tak, a nie inaczej, gdyby nie pragnienie błogosławieństw, ów promyk nadziei? Z pewnością nie. Trzeci wątek dotyczy świadectwa Pawła, zgodnie z którym jego życiem był Chrystus. Przyjrzyjmy się najpierw pracy, jaką wykonał Paweł. Posiadał on rozległą wiedzę religijną, cieszył się pewną renomą i wyróżniał wyjątkowym wykształceniem. Można rzec, że był ponadprzeciętnie wykształcony. Na czym więc polegał podczas wykonywania swojej pracy? (Na swoich uzdolnieniach, talentach i znajomości Biblii). Z pozoru mogło się wydawać, że głosił ewangelię i zaświadczał o Panu Jezusie, podczas gdy on dawał świadectwo jedynie o Jego imieniu; w istocie nie zaświadczał wcale, iż Pan Jezus był Bogiem objawionym i sprawczym – Bogiem we własnej osobie. O kim zatem naprawdę dawał świadectwo Paweł? (O sobie. Rzekł: „Dla mnie życie to Chrystus, a śmierć to zysk”). Co kryje się za tymi słowami? To, że sam Paweł, nie zaś Pan Jezus, był Chrystusem, Panem i Bogiem. Był on w stanie tak biegać i głosić ewangelię za sprawą swoich zamiarów i ambicji. Do czego aspirował? Do tego, by wszyscy ludzie, wśród których głosił kazania czy którzy o nim słyszeli, sądzili, że żył jako Chrystus i Bóg. To jest jeden aspekt: Paweł kierował się w życiu swymi pragnieniami. Ponadto jego dzieło zasadzało się na wiedzy biblijnej. Zarówno sposób, w jaki głosił kazania, jak i jego słowa świadczyły o tym, że dobrze znał Biblię. Nie mówił o dziele czy oświeceniu Ducha Świętego ani o prawdorzeczywistości. Takich tematów nie znajdziemy w jego listach i z pewnością nie miał on tego typu doświadczeń. W żadnym fragmencie swego dzieła Paweł nie zaświadczył o słowach wypowiedzianych przez Pana Jezusa. Weźmy choćby nauki Pana Jezusa dotyczące tego, jak ludzie powinni praktykować spowiedź i skruchę, albo liczne słowa nauk wygłaszanych przez Niego do ludzi – Paweł nigdy ich nie głosił. Jego dzieła nie miały nic wspólnego ze słowami Pana Jezusa, a wszystko to, co głosił, wywodziło się z nauk i teorii teologicznych, które wcześniej studiował. Co zawierają owe nauki i teorie? Ludzkie pojęcia, wyobrażenia, filozofie i konkluzje, a także wtórne doświadczenia, nauki i tak dalej. Krótko mówiąc, to wszystko bierze się z ludzkiego myślenia i odzwierciedla człowiecze myśli i poglądy; nic tu nie jest prawdą, a tym bardziej nic tu nie jest z nią zgodne. Wszystko to stoi w sprzeczności z prawdą.

Wysłuchawszy historii Pawła, porównajcie się z nim. Czy mając na uwadze temat, który dziś omawiamy – „Czym kierowali się ludzie przez wszystkie lata swojej wiary w Boga?” – przychodzą wam do głowy któreś z waszych własnych stanów i zachowań? (Nasuwa mi się myśl o tym, że wierzę, iż Bóg nie dopuści, bym umarł, jeżeli tylko nigdy nie założę rodziny, nie zdradzę Jego posłannictwa i nie będę skarżył się na Niego w obliczu wielkich prób). To oznacza kierowanie się w życiu myśleniem życzeniowym, które poniekąd nawiązuje do omawianego dziś tematu i odnosi się do faktycznego stanu. Jest to pewien pogląd na praktyczne dążenie w realnym życiu. Co jeszcze przychodzi wam do głowy? (Ja mam pewien pogląd: sądzę, że dopóki w swej wierze będę do samego końca podążał za Bogiem, dopóty mogę mieć pewność, że zostanę pobłogosławiony i osiągnę wspaniałe rezultaty oraz przeznaczenie). Wielu ludzi myśli w ten sposób, czyż nie? W zasadzie jest to pogląd, z którym każdy może się poniekąd zgodzić. Czy ktoś patrzy na to inaczej? Posłuchajmy. Chcę zwrócić waszą uwagę na pewną rzecz. Niektóre osoby latami wierzą w Boga i na podstawie swoich indywidualnych przeżyć, własnych wyobrażeń lub pewnego rodzaju doświadczeń oraz przykładów zaczerpniętych z lektury duchowych ksiąg, wykształcają pewne kompleksowe podejścia związane z praktykowaniem, na przykład dotyczące tego, w jaki sposób ludzie wierzący w Boga powinni postępować, by się uduchowić albo by praktykować prawdę i tak dalej. Takie osoby sądzą, iż to, co czynią, jest praktykowaniem prawdy, i że postępując w ten sposób, mogą spełnić Boże intencje. Przyjmijmy, że ktoś cierpi z powodu choroby – taka sprawa wymaga poszukiwania Bożej intencji i prawdy. To jedna z najbardziej fundamentalnych rzeczy, jakie powinni wiedzieć ludzie wierzący w Boga. Lecz jak oni praktykują? Mówią: „To Bóg zesłał na mnie tę chorobę, a więc muszę żyć, kierując się wiarą; nie będę zatem brać lekarstw ani zastrzyków i nie pójdę do szpitala. Co sądzisz o mojej wierze? Czyż nie jest mocna?”. Czy taki człowiek posiada wiarę? (Tak). Podzielacie ten pogląd i również praktykujecie w taki sposób. Sądzicie, że jeżeli w chorobie nie przyjmujecie zastrzyków ani lekarstw albo nie idziecie do lekarza, to jest to równoznaczne z praktykowaniem prawdy służącym spełnieniu Bożych intencji. Na czym więc opieracie twierdzenie, iż jest to praktykowanie prawdy? Czy praktykowanie w taki sposób jest słuszne? Na czym się ono opiera? Czy widzieliście, by jego zasadność została czymkolwiek potwierdzona? Nie macie co do tego pewności. Dlaczego upieracie się przy takim sposobie praktykowania, skoro nie wiecie, czy odpowiada on prawdzie? Gdy jesteście chorzy, niestrudzenie modlicie się do Boga, nie przyjmujecie zastrzyków ani lekarstw, nie chodzicie do lekarza, a tylko w duchu polegacie na Bogu i modlicie się do Niego, prosząc, by uwolnił was od choroby, lub zdając się na Jego łaskę – czy taki sposób praktykowania jest właściwy? (Nie). Czy dopiero teraz widzicie, że nie jest on właściwy, czy już wcześniej zdawaliście sobie z tego sprawę? (W przeszłości, gdy chorowałem, uważałem wizyty u lekarza czy przyjmowanie lekarstw za zewnętrzną metodę będącą wyrazem braku wiary, toteż polegałem na modlitwie lub na innych sposobach radzenia sobie z dolegliwościami). Czy oznaczałoby to, że jeżeli Bóg zesłał na ciebie chorobę, a ty się wyleczyłeś, to Go tym samym zdradziłeś i nie podporządkowałeś się Jego zarządzeniom? (Właśnie tak na to patrzyłem). I jak sądzisz: czy ów pogląd jest słuszny czy błędny? A może wciąż jesteś zagubiony, nie wiesz, czy ten pogląd jest słuszny, czy niesłuszny; myślisz, że przecież zawsze tak postępowałeś i nikt nigdy ci nie powiedział, że jest w tym coś złego, nie masz też z tego powodu wyrzutów sumienia, więc po prostu nadal tak praktykujesz? (Zawsze praktykowałem w taki sposób i niczego szczególnego nie odczuwałem). Nie czujecie się zatem nieco zagubieni, postępując w ten sposób? Odłóżmy na bok kwestię tego, czy postępujecie słusznie, czy niesłusznie – jednego możemy być pewni: takie praktykowanie nie odpowiada prawdzie. Bowiem gdyby jej odpowiadało, wiedzielibyście przynajmniej, którą prawdozasadą się kierujecie i w obrębie której z zasad mieści się ów sposób praktykowania. Gdy jednak przyglądamy się temu dzisiaj, dostrzegamy, że ludzie postępują tak pod wpływem własnych wyobrażeń. Jest to ograniczenie, które sami na siebie nakładają. Ponadto, kierując się własnymi wyobrażeniami, czynią z tego normę, którą sobie narzucają, i sądzą, że tak właśnie powinni postępować, gdy są chorzy, choć w rzeczywistości nie wiedzą, czego Bóg wymaga ani co ma na myśli. Działają po prostu zgodnie z wymyśloną i ustanowioną przez siebie metodą, nie mając pojęcia, jaki to przyniesie rezultat. Gdy ludzie znajdują się w takim stanie, to czym się w życiu kierują? (Własnymi wyobrażeniami). Czy w owych wyobrażeniach kryje się jakieś pojęcie? Jakie? (Takie, że praktykując w ten sposób, mogą uzyskać Bożą aprobatę). Oto ich pojęcie. Czy to właściwe pojmowanie sprawy? (Nie). Mamy tu zarówno definicję, jak i rezultat: żyjąc według takich pojęć i wyobrażeń, nie praktykuje się prawdy.

Poświęciliście już sporo rozważań kwestii tego, „Na czym dokładnie ludzie polegają w życiu?”, i mniej więcej wiecie, co będzie przedmiotem omówienia. Porozmawiajmy zatem o kilku rodzajach stanów. Posłuchajcie uważnie i zastanówcie się. Czemu służy ta refleksja? Służy temu, byście odnieśli stany, o których mówię, do swoich własnych, pojęli je, zrozumieli, że sami posiadacie tego rodzaju stany i problemy, a następnie poszukiwali prawdy, by się ich pozbyć, starając się żyć w zgodzie z nią, nie zaś z rozmaitymi rzeczami, z którymi nie ma ona zupełnie nic wspólnego. Kwestia tego, „Na czym dokładnie ludzie polegają w życiu?”, dotyczy wielu zagadnień. Zacznijmy zatem od talentów. Niektóre osoby potrafią mówić klarownie i elokwentnie. Rozmawiają one i komunikują się z innymi za pomocą płynnej, błyskotliwej mowy i potrafią wyjątkowo szybko myśleć. Wiedzą, co powiedzieć, w każdej sytuacji. Także w domu Bożym wykonują swoje obowiązki w sposób błyskotliwy i bystry. Za pomocą fałszywych, słodkich słówek obracają zwykłe problemy w zupełnie nieistotne sprawy. Wydaje się, że są w stanie rozwiązać wiele trudności. Dzięki przenikliwości swych umysłów, a także doświadczeniu w kontaktach społecznych oraz wnikliwości, są w stanie zrozumieć każdą zwykłą sytuację, która im się przydarza; wystarczy, że wypowiedzą kilka słów, a problem zostanie rozwiązany. Inni podziwiają ich i zastanawiają się: „Jakże łatwo ze wszystkim sobie radzą. Dlaczego ja tak nie potrafię?”. Oni sami również są z siebie bardzo zadowoleni i myślą sobie: „Bóg obdarzył mnie elokwencją i błyskotliwością, bystrym umysłem, wnikliwością i umiejętnością szybkiego podejmowania decyzji, nie ma zatem takiej rzeczy, z którą bym sobie nie poradził!”. I tu pojawia się problem. Wygadany i bystry człowiek może wykorzystywać swoje talenty i umiejętności do wykonywania niektórych obowiązków, rozwiązując przy tym pewne problemy lub dokonując czegoś dla domu Bożego, lecz jeśli przyjrzysz się dokładnie wszystkiemu, co ktoś taki czyni, to nabierzesz wątpliwości, czy owe czyny odpowiadają prawdzie, a także, czy są zgodne z prawdozasadami i spełniają Boże intencje. Ludzie tego pokroju często nie pojmują ani prawdy, ani tego, jak zgodnie z nią postępować, a mimo to nadal wykonują swoje obowiązki. Abstrahując od tego, czy robią to dobrze – na czym dokładnie polegają? Co stanowi dla nich punkt wyjścia, gdy przystępują do wykonywania swoich obowiązków? Ich myśli, wnikliwość i elokwencja. Czy jest wśród was ktoś taki? (Tak). Czyż człowiek, który kieruje się w życiu tym, co podpowiada mu umysł, swoim wysokim IQ lub giętkim językiem, zdaje sobie sprawę z tego, czy jego czyny są zgodne z prawdozasadami? (Nie). A czy wy w swoim postępowaniu kierujecie się jakimiś zasadami? Innymi słowy: czy podejmując działania, kierujecie się szatańskimi filozofiami, swoim rozumem, własną inteligencją i mądrością, czy też Bożymi słowami i prawdozasadami? Jeżeli stale postępujecie według szatańskich filozofii, własnych upodobań i koncepcji, to wasze czyny są pozbawione zasad. Jeżeli jednak potraficie poszukiwać prawdy i postępować zgodnie z Bożymi słowami i prawdozasadami – to znaczy, że macie zasady. Czy to, jak mówicie i co czynicie, jest w jakikolwiek sposób sprzeczne z prawdą? Postępujecie wbrew zasadom? Czy kiedy to czynicie, macie tego świadomość? (Czasami tak). Co wtedy robicie? (Modlimy się do Boga, utwierdzamy się w naszym postanowieniu okazania skruchy i przysięgamy Bogu, że nigdy więcej nie postąpimy w ten sposób). Czy następnym razem, gdy przydarzy wam się coś podobnego, znów zachowacie się w ten sam sposób i ponownie utwierdzicie się w swoim postanowieniu? (Tak). Za każdym razem, gdy coś wam się przydarza, uciekacie się do umacniania swej woli, lecz gdy już ją umocnicie, to czy aby na pewno wcielacie prawdę w życie? Czy rzeczywiście postępujecie zgodnie z zasadami? Czy to wszystko jest dla was jasne? Wielu ludzi, gdy coś im się przydarza, nie poszukuje prawdy, lecz żyje, posługując się drobnymi wybiegami i własnymi talentami. Czy to, że ma się głowę na karku i jest się wygadanym, to jedyne talenty, jakie można posiadać? Jakie są inne zewnętrzne przejawy tego, że człowiek kieruje się w życiu swymi talentami? Niektórzy na przykład mają dobry słuch i wysłuchawszy raz czy dwa jakiejś piosenki, już potrafią ją zaśpiewać. Dlatego wypełniają związane z tym obowiązki i uważają, że sam Bóg im je powierzył. To ich odczucie jest słuszne. Z biegiem lat uczą się wielu hymnów, a im częściej śpiewają, tym lepiej im to wychodzi. Istnieje jednak pewien problem, którego nie są świadomi. Jaki? Jako że coraz lepiej śpiewają, zaczynają traktować ów dar tak, jakby był ich życiem. Czyż nie jest to niewłaściwe? Tacy ludzie dzień w dzień żyją swoim talentem, a to, że codziennie śpiewają pieśni, każe im wierzyć, iż zyskali życie – lecz czy nie jest to tylko złudzenie? Nawet jeżeli śpiew cię emocjonuje, sprawia przyjemność innym ludziom lub przynosi im korzyści, czyż świadczy to o tym, że zyskałeś życie? Trudno powiedzieć. To zależy od tego, do jakiego stopnia pojmujesz prawdę, czy potrafisz ją praktykować, czy w swoim postępowaniu i przy wykonywaniu obowiązków kierujesz się zasadami i czy posiadasz rzeczywiste świadectwo pochodzące z doświadczenia. Jedynie te aspekty pozwalają ocenić, czy ludzie posiadają prawdorzeczywistość. Jeżeli tak jest, to posiadają oni również życie – mam na myśli zwłaszcza tych, którzy boją się Boga i unikają zła, a także tych, którzy prawdziwie miłują Boga i Mu się podporządkowują. Czyż człowiek obdarzony talentami i uzyskujący dobre wyniki przy wykonywaniu obowiązku, lecz taki, który nie dąży do prawdy, a w życiu poprzestaje na swoich talentach, popisuje się umiejętnościami i nigdy nikomu nie jest posłuszny, może posiadać życie? O tym, czy dana osoba ma życie, decyduje to, czy posiada prawdorzeczywistość. W jaki sposób człowiek obdarzony talentami może zyskać prawdę? Jak ma żyć, nie polegając na swoich uzdolnieniach? Jak może uciec od takiego życia? Ktoś taki powinien poszukiwać prawdy. Przede wszystkim powinien wyraźnie odróżniać talenty od życia. Kiedy ktoś jest uzdolniony lub ma jakiś talent, oznacza to, że z natury jest w czymś lepszy od innych lub wyróżnia się na ich tle. Może na przykład reagujesz nieco szybciej niż inni, prędzej wszystko pojmujesz czy opanowujesz pewne fachowe umiejętności, a może jesteś elokwentnym mówcą i tak dalej. Oto jakimi talentami może zostać obdarzony człowiek. Jeżeli masz jakieś talenty i mocne strony, to bardzo ważne jest, byś je pojmował i potrafił odpowiednio się z nimi obchodzić. Jeżeli sądzisz, że jesteś niezastąpiony, gdyż nikt inny nie jest tak utalentowany jak ty, i myślisz, że wykorzystując różne uzdolnienia przy wykonywaniu swego obowiązku, praktykujesz prawdę, to czy twój pogląd jest słuszny, czy błędny? (Jest on niesłuszny). Dlaczego tak twierdzisz? Czym właściwie są talenty i uzdolnienia? Jak należy je pojmować, wykorzystywać i jak się z nimi obchodzić? Tak naprawdę nie ma znaczenia, jaki masz talent – nie jest on równoznaczny z posiadaniem prawdy i życia. Jeżeli ludzie mają jakieś talenty, to jest rzeczą właściwą, by wykonywali obowiązek, przy którym mogą je wykorzystać, lecz nie oznacza to wcale, że praktykują oni prawdę ani że postępują zgodnie z zasadami. Załóżmy, że urodziłeś się obdarzony talentem wokalnym – czy twoja umiejętność jest przejawem praktykowania prawdy? Czy oznacza, że śpiewasz zgodnie z zasadami? Nie. Powiedzmy na przykład, że umiejętnie dobierasz słowa i masz wrodzony talent pisarski. Jeśli nie pojmujesz prawdy, to czy twoje pisarstwo może być z nią zgodne? Czy to oznacza, że z całą pewnością posiadasz świadectwo oparte na doświadczeniu? (Nie). Stąd wniosek, że talenty i uzdolnienia nie są tożsame z prawdą i nie można ich z nią porównywać. Nie ma znaczenia, jaki dar posiadasz – jeśli nie dążysz do prawdy, to nie będziesz w stanie dobrze wykonywać swojego obowiązku. Niektóre osoby często afiszują się ze swoimi talentami i mają poczucie, że są lepsze od innych, przez co patrzą na wszystkich z góry i są niechętne do współpracy przy wykonywaniu obowiązków. Stale chcą dowodzić i w konsekwencji, wykonując swoje obowiązki, często naruszają zasady, a efektywność ich pracy jest bardzo niska. Talenty tych ludzi sprawiły, że stali się oni aroganccy i zadufani w sobie, zaczęli traktować innych z góry, wciąż czują, że są lepsi i że nikt im nie dorównuje, to zaś przynosi im samozadowolenie. Czyż owych ludzi nie wyniszczyły ich własne talenty? W rzeczy samej. Utalentowane i uzdolnione osoby z reguły są aroganckie i zadufane w sobie. To, że nie dążą do prawdy i żyją wyłącznie swoimi talentami, jest bardzo niebezpieczne. Nie ma znaczenia, jaki obowiązek wykonują w domu Bożym i jaki dar posiadają – jeżeli nie dążą do prawdy, to z całą pewnością nie wypełnią owego obowiązku. Powinny go zaś dobrze wykonywać, abstrahując od posiadanych talentów. Jeżeli są w stanie pojąć prawdę i postępować zgodnie z zasadami, to ich talenty i uzdolnienia odegrają pewną rolę podczas wykonywania obowiązku. Ludzie, którzy nie przyjmują prawdy, nie poszukują prawdozasad i w swoim postępowaniu polegają jedynie na własnych talentach, nie osiągną żadnych rezultatów podczas wykonywania obowiązków, a także ryzykują, że zostaną wyeliminowani. Podam przykład: niektórzy ludzie mają talent pisarski, lecz nie pojmują prawdy i w tym, co piszą, nie ma ani krzty prawdorzeczywistości. Jak w takim razie mogą pokrzepić innych? Są mniej skuteczni od niewykształconych osób, które jednak opowiadając o swoim świadectwie, pojmują prawdę. Wielu ludzi żyje pod znakiem swoich talentów i myśli o sobie jako o pożytecznych członkach domu Bożego. Powiedz mi jednak, czyż są oni wartościowi, skoro nigdy nie dążą do prawdy? Jeżeli ktoś jest utalentowany i uzdolniony, lecz brakuje mu prawdozasad, to czyż da radę dobrze wypełnić swój obowiązek? Każdy, kto potrafi prawdziwie zgłębić tę kwestię i ją pojąć, będzie wiedział, w jaki sposób należy traktować posiadane dary i talenty. Co powinieneś uczynić, jeżeli twój stan przejawia się tym, iż stale chełpisz się swoimi uzdolnieniami i myślisz, że posiadasz prawdorzeczywistość, że jesteś lepszy od innych, i po cichu patrzysz na nich z góry? Musisz poszukiwać prawdy i zgłębić istotę owego chełpienia się talentami. Czyż chełpienie się uzdolnieniami nie jest szczytem głupoty i ignorancji? Czy fakt, że ktoś jest wygadany, oznacza, iż posiada prawdorzeczywistość? Czy bycie utalentowanym jest równoznaczne z posiadaniem prawdy i życia? Czyż nie jest bezwstydny ktoś, kto popisuje się swymi uzdolnieniami, mimo że wcale nie posiada rzeczywistości? Człowiek nie chełpiłby się, gdyby potrafił przeniknąć te kwestie. A oto kolejne pytanie: przed jakim największym wyzwaniem stają owi wysoce utalentowani ludzie? Macie doświadczenie w tym temacie lub zetknęliście się z czymś takim? (Największe wyzwanie stanowi dla nich to, że owi ludzie stale uważają się za lepszych od innych, sądzą, że są świetni pod każdym względem. Są tak aroganccy i próżni, że patrzą na wszystkich z góry. Ludziom tego pokroju nie jest łatwo przyjąć i praktykować prawdy). To tylko jeden z elementów. Co poza tym? (Trudno jest im uwolnić się od swoich darów i talentów. Stale sądzą, że dzięki swoim uzdolnieniom mogą rozwiązać wiele problemów. Po prostu nie wiedzą, jak należy postrzegać różne kwestie w sposób zgodny z prawdą). (Utalentowane osoby stale myślą, że same ze wszystkim sobie poradzą, więc gdy coś im się przydarza, z trudem zdają się na Boga i nie są skłonne poszukiwać prawdy). Wszystko to są czyste fakty. Ludzie, którzy są utalentowani i mają pewne zdolności, myślą, że są bardzo mądrzy, że wszystko rozumieją – ale nie wiedzą, że talenty i zdolności nie reprezentują prawdy, że te rzeczy nie mają związku z prawdą. Gdy ludzie kierują się w swoim postępowaniu własnymi talentami i wyobrażeniami, ich myśli i opinie są często sprzeczne z prawdą – ale oni tego nie widzą i ciągle myślą: „Ależ jestem zmyślny! Dokonałem takich mądrych wyborów! Podjąłem takie słuszne decyzje! Nikt z was mi nie dorówna”. Tacy ludzie nieustannie żyją w stanie narcyzmu i samouwielbienia. Trudno jest im się wyciszyć i zastanowić się, czego Bóg od nich oczekuje, jaka jest prawda i jakie są prawdozasady. Dlatego tak trudno jest im zrozumieć prawdę i mimo że wykonują obowiązki, nie są w stanie jej praktykować, a więc jest im zarazem niezwykle trudno wkroczyć w prawdorzeczywistość. Krótko mówiąc, jeżeli ktoś nie jest zdolny dążyć do prawdy ani jej przyjąć, to bez względu na to, jakie posiada talenty i uzdolnienia, nie będzie w stanie dobrze wykonać swojego obowiązku – nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości.

Dary i talenty są właściwie tym samym. Jakie można mieć talenty? Niektórzy ludzie są szczególnie biegli w określonych dziedzinach technologii. Są na przykład tacy, którzy lubią majstrować przy gadżetach, i tacy, którzy dość dobrze znają się na elektronice i są w swoim żywiole, gdy przychodzi do korzystania z kodów wewnętrznych czy programów komputerowych. Potrafią oni szybko opanować te umiejętności, co świadczy o ich niezwykłej zdolności pojmowania i zapamiętywania. To właśnie jest talent. Niektórzy ludzie mają talent do nauki języków. Nieważne, jakiego języka się uczą, nauka idzie im bardzo szybko, a ich pamięć prześciga pamięć zwykłych ludzi. Inni dobrze śpiewają, tańczą lub mają talent plastyczny, a jeszcze inni są wprawni w sztuce makijażu, czy sztuce aktorskiej, albo potrafią nakręcić film i tak dalej. Abstrahując od samego talentu – dopóki człowiek angażuje się w pewnego rodzaju pracę, dopóty jest to związane z pytaniem o to: „Na czym dokładnie ludzie polegają w życiu?”. Dlaczego należy analizować człowiecze dary i talenty? Ponieważ ludzie chętnie nimi żyją, postrzegają je jako kapitał i źródło utrzymania; jakby były samym życiem, wartością, celem ich dążeń i sensem ich istnienia. Ludziom wydaje się naturalne poleganie w życiu na owych rzeczach i postrzegają je jako nieodzowny element egzystencji człowieka. Prawie każdy dzisiaj koncentruje się w życiu na własnych talentach i uzdolnieniach. A jakim talentem żyje każdy z was? (Myślę, że mam talent do języków, więc wykorzystuję go, by głosić ewangelię: gdy rozmawiam z kimś, kto zgłębia prawdziwą drogę, potrafię przykuć jego uwagę tak, aby zechciał słuchać tego, co mówię). A zatem czy to dobrze, czy źle, że masz taki dar? (Teraz, gdy usłyszałem Boże omówienie, sądzę, że mój dar przeszkadzałby mi w poszukiwaniu prawdozasad). Mówisz więc, że talent do języków to nic dobrego i że nie będziesz już z niego korzystać, prawda? (Nieprawda). W takim razie co chcesz powiedzieć? Musicie teraz zrozumieć, co jest przedmiotem dzisiejszej dyskusji, które z waszych problemów mogą zostać dzięki niej rozwiązane i co jest złego, a co dobrego w tym, że człowiek żyje swymi talentami. Musicie mieć jasność w tych kwestiach. Jeżeli ich nie pojmujecie, a w ostatecznym rozrachunku, po wielu rozmowach, czujecie, że to, co dobre, okazuje się złe, zaś to, co złe, złe pozostaje, oraz, że złe jest wszystko, co czynicie, to czy jesteście w stanie rozwiązać ów problem polegający na życiu swoimi talentami? (Nie. Sądzę, iż pod tym, że głosząc ewangelię, polegam na swoim talencie do języków, nie kryje się wcale zamiar dobrego wykonania obowiązku po to, by zadowolić Boga, lecz chęć popisania się, odczuwania zachwytu samym sobą i samozadowolenia). Właśnie podałeś powód, dla którego życie skoncentrowane na własnych talentach jest czymś złym. Sądzisz, że ów dar stanowi twój kapitał i pozwala ci uświadomić sobie twoją własną wartość, lecz takie myśli i taki punkt wyjścia są błędne. W jaki sposób możesz rozwiązać ten problem? (Muszę zdać sobie sprawę z tego, że mój dar stanowi jedynie narzędzie służące do wykonywania mojego obowiązku. Mam wykorzystywać ów talent po to, by dobrze wykonywać obowiązek i wypełnić Boże posłannictwo). Czy taki sposób myślenia sprawi, że nagle staniesz się zdolny do praktykowania prawdy? (Nie). Jak zatem możesz zacząć ją praktykować i przestać żyć swymi talentami? Jeżeli podczas wykonywania obowiązku posługujesz się swoim darem, by chełpić się tym, co potrafisz, to twoje życie jest skoncentrowane na talentach. Jeżeli jednak wykorzystujesz owe uzdolnienia oraz posiadaną wiedzę, by dobrze wykonywać swój obowiązek i okazać lojalność, i zarazem jesteś w stanie spełnić Boże intencje i uzyskać wymagane przez Boga rezultaty a także rozmyślasz nad tym, jak i co mówić, by lepiej zaświadczać o Bogu, skuteczniej pomagać ludziom w pojmowaniu Bożego dzieła i ostatecznie – w jego przyjęciu, to wszystko to oznacza, że praktykujesz prawdę. Widzicie różnicę? (Tak). Czy zdarzyło wam się kiedyś, że podczas obnoszenia się ze swoimi talentami i umiejętnościami poniosło was i zapomnieliście o wykonywaniu swego obowiązku, a zamiast tego popisywaliście się przed innymi, niczym niewierzący? Czy kiedykolwiek przytrafiło wam się coś takiego? (Tak). Jak można określić wewnętrzny stan człowieka w takich sytuacjach? Jest to stan, w którym człowiek sobie folguje, w jego sercu brakuje bojaźni Bożej, powściągliwości oraz poczucia winy, w jego umyśle zaś, gdy coś czyni, nie ma żadnych celów ani zasad i utracił on już elementarną godność i przyzwoitość, jaką winien odznaczać się chrześcijanin. W co się to przekształca? Owi ludzie zaczynają chełpić się swoimi umiejętnościami i zaprzedawać samych siebie. Czy podczas wykonywania swojego obowiązku często doświadczasz stanów, w których obchodzi cię jedynie eksponowanie własnych talentów i gdy nie poszukujesz prawdy? Czy gdy jesteś w takim stanie, możesz zdać sobie z tego sprawę samodzielnie? Czy jesteś zdolny zawrócić z obranej drogi? Jeżeli zdajesz sobie z tego sprawę i potrafisz zawrócić z tej drogi, to będziesz mógł praktykować prawdę. Lecz jeżeli stale taki jesteś, jeżeli raz po raz doświadczasz owego stanu i trwa on przez długi czas, to jesteś człowiekiem, który w życiu koncentruje się wyłącznie na swoich talentach i który w ogóle nie praktykuje prawdy. Jak sądzicie: skąd bierze się wasza powściągliwość? Od czego zależy jej siła? Decyduje o niej to, jak bardzo miłujesz prawdę i jak bardzo nienawidzisz zła lub rzeczy negatywnych. Gdy pojmiesz prawdę, nie będziesz chciał czynić zła, a gdy znienawidzisz to, co negatywne, to również odechce ci się popełniać złe uczynki – właśnie w ten sposób zrodzi się w tobie zmysł powściągliwości. Ludzie, którzy nie miłują prawdy, nigdy nie znienawidzą rzeczy negatywnych. Właśnie dlatego nie mają w sobie powściągliwości, a bez niej są podatni na niczym nieskrępowany rozpad. Są samowolni i lekkomyślni, i ani trochę nie przejmują się tym, jak wiele zła wyrządzają.

Istnieje jeszcze jeden stan, którego doświadczają ludzie polegający w życiu na własnych talentach. Jakiekolwiek ludzie posiadają talenty, dary czy umiejętności, jeśli po prostu wykonują pewne czynności i trudzą się, a nigdy nie poszukiwali prawdy ani nie próbowali pojąć Bożych intencji, tak jakby koncepcja praktykowania prawdy w ogóle nie istniała w ich umysłach, jeśli jedynym bodźcem dla nich jest to, by ukończyć pracę i wykonać zadanie, to czy tacy ludzie nie polegają w życiu wyłącznie na swoich darach i talentach, zdolnościach i umiejętnościach? W swej wierze w Boga pragną oni jedynie się trudzić, po to by zyskać Boże błogosławieństwa i przehandlować za nie własne talenty i umiejętności. Większość ludzi znajduje się właśnie w takim stanie i przyjmuje ów punkt widzenia, zwłaszcza wtedy, gdy dom Boży powierza im jakąś rutynową pracę – oni wyłącznie się trudzą. Innymi słowy: mozolny trud jest dla nich sposobem na osiągnięcie własnych celów. Czasami polega ona na tym, że coś mówią lub czemuś się przyglądają, innym razem pracują fizycznie lub uwijają się wokół czegoś. Sądzą, że w ten sposób bardzo się przydają. Oto, na czym polega życie człowieka skoncentrowanego na własnych talentach. Dlaczego twierdzimy, że kierowanie się w życiu własnymi talentami jest raczej trudzeniem się, a nie wykonywaniem obowiązku, a tym bardziej nie jest praktykowaniem prawdy? Istnieje pewna różnica. Powiedzmy na przykład, że dom Boży powierza ci jakieś zadanie, a gdy już się go podejmiesz, zastanawiasz się nad tym, jak je wypełnić możliwie jak najszybciej, by móc złożyć sprawozdanie swojemu przywódcy i otrzymać od niego pochwałę. Być może przyjmujesz nawet całkiem sumienną postawę i opracowujesz szczegółowy plan działania, lecz tak naprawdę skupiasz się wyłącznie na wykonaniu zadania i czynisz to dla oczu innych ludzi. A może ustanawiasz dla samego siebie pewną normę i myślisz o tym, jak wykonać zadanie w sposób, który cię zadowoli, uszczęśliwi i sprosta wzorcowi doskonałości, do którego dążysz. Nie ma znaczenia, w jaki sposób ustanawiasz owe normy – jeżeli to, co czynisz, nie jest w żaden sposób powiązane z prawdą, jeżeli nie jest poprzedzone poszukiwaniem prawdy, zrozumieniem i uznaniem Bożych wymagań, a ty działasz na oślep i z mętnym umysłem, to wówczas jest to wyłącznie trudzenie się. Postępując w ten sposób, polegasz na własnym umyśle, na własnych talentach, zdolnościach i umiejętnościach, jednocześnie hołdując myśleniu życzeniowemu. Czym to skutkuje? Może wypełnisz zadanie i nikt nie wytknie ci błędów. Jesteś bardzo zadowolony, lecz – po pierwsze – podczas wykonywania owego zadania nie pojąłeś intencji Boga. Po drugie, nie czyniłeś tego całym sercem, umysłem i ze wszystkich sił; twoje serce nie poszukiwało prawdy. Gdybyś poszukiwał prawdozasad i Bożej intencji, wówczas twój sposób wykonania zadania sprostałby normom. Byłbyś również zdolny wejść w prawdorzeczywistość i dokładnie pojąć, iż to, co uczyniłeś, było zgodne z intencją Boga. Lecz jeżeli nie wkładasz w to serca i postępujesz w chaotyczny sposób, to nawet ukończywszy pracę i wypełniwszy zadanie, w głębi swego serca nie będziesz wiedzieć, jak dobrze je wykonałeś, nie będziesz stosować żadnych norm ani zdawać sobie sprawy z tego, czy działałeś zgodnie z Bożą intencją lub z prawdą. W takiej sytuacji nie wykonujesz swego obowiązku, lecz wykonujesz pracę.

Każdy, kto wierzy w Boga, powinien rozumieć Jego intencje. Jedynie ci, którzy dobrze wykonują swoje obowiązki, mogą zadowolić Boga, a obowiązek zostanie wykonany zadowalająco tylko wtedy, gdy człowiek wypełni Boże posłannictwo. Istnieją pewne standardy wykonania Bożego posłannictwa. Pan Jezus powiedział: „Będziesz miłował Pana, swego Boga, całym swym sercem, całą swą duszą, całym swym umysłem i z całej swojej siły”. „Kochanie Boga” to jeden aspekt Bożych wymagań wobec ludzi. W czym powinien się on przejawiać? Otóż w tym, że musisz wypełnić Boże posłannictwo. W praktyce chodzi o to, byś dobrze wykonywał swój człowieczy obowiązek. Jaki jest zatem standard dobrego wykonywania obowiązków? Bóg wymaga, byś wypełnił swój obowiązek istoty stworzonej, wkładając w to całe swoje serce, duszę, umysł i wszystkie siły. To powinno być łatwe do zrozumienia. By sprostać Bożym wymaganiom, musisz przede wszystkim włożyć serce w wykonywanie swego obowiązku. Jeżeli to potrafisz, będzie ci łatwo zaangażować całą swoją duszę, cały swój umysł i wszystkie siły. Czy jesteś w stanie spełnić Boże wymagania, jeżeli wykonujesz swój obowiązek, polegając jedynie na wyobrażeniach swego umysłu i na własnych talentach? Zdecydowanie nie. Jaki zatem standard trzeba osiągnąć, żeby wypełnić Boże posłannictwo i wykonywać swój obowiązek lojalnie i dobrze? Trzeba wykonywać swój obowiązek z całego serca, z całej duszy, z całego umysłu i ze wszystkich swoich sił. Jeśli próbujesz dobrze wykonywać obowiązek, ale nie masz serca miłującego Boga, nic z tego nie będzie. Jeżeli twoje miłujące Boga serce jest coraz silniejsze i coraz bardziej szczere, wówczas w naturalny sposób będziesz w stanie wykonywać swój obowiązek dobrze, całym swym sercem, całą duszą, całym umysłem i ze wszystkich swoich sił. Całe twoje serce, cała twoja dusza, cały twój umysł, wszystkie twoje siły – siły są na ostatnim miejscu, zaś serce na pierwszym. Jeżeli nie wypełniasz swego obowiązku całym sercem, to jakże mógłbyś czynić to ze wszystkich sił? Same próby wypełnienia obowiązku przy użyciu wszystkich sił nie mogą przynieść żadnych rezultatów ani też nie będą zgodne z zasadami. Jaki jest najważniejszy Boży wymóg? (By czynić to z całego serca). Nieważne, jaki obowiązek lub jaką sprawę powierza ci Bóg, jeżeli ty tylko się trudzisz, uganiasz i wysilasz, to czy możesz postępować w zgodzie z prawdozasadami? Czy możesz działać zgodnie z Bożymi intencjami? (Nie). Jak zatem masz działać zgodnie z Bożymi intencjami? (Wkładając w to całe serce). Łatwo jest mówić o czynieniu czegoś „z całego serca” i ludzie często to powtarzają – lecz jak masz to czynić? Niektórzy mówią: „Czynimy to wtedy, gdy wkładamy w coś nieco więcej wysiłku i szczerości, więcej myślimy, nie pozwalamy, by cokolwiek innego zajmowało nasz umysł, i skupiamy się na tym, jak wykonać dane zadanie, czyż nie?”. Czy to takie proste? (Nie). Porozmawiajmy zatem o kilku podstawowych zasadach praktyki. Od czego, zgodnie z zasadami, które zazwyczaj praktykujecie czy których przestrzegacie, powinniście zacząć, aby działać z całego serca? Musicie zaangażować w to cały swój umysł, całą swoją energię i całe swoje serce, nie możecie być niedbali. Jeżeli człowiek nie jest w stanie spełniać uczynków całym sercem, to znaczy, że stracił serce, a to jest równoznaczne z utratą duszy. Mówiąc, będzie błądził myślami, nigdy nie włoży serca w to, co czyni, i bez względu na to, czym się zajmuje, pozostanie bezmyślny. W efekcie nie będzie sobie dobrze radził. Jeżeli nie włożysz całego serca w wykonywanie obowiązku, to nie wykonasz go dobrze. Nawet jeżeli będziesz to czynić przez kilka lat, i tak nie wykonasz go należycie. Jeżeli nie włożysz serca w to, co robisz, to nic ci się nie uda. Weźmy ludzi, którzy nie pracują sumiennie, stale są chwiejni i kapryśni, mierzą zbyt wysoko i nie wiedzą, gdzie podziali swoje serca. Czy tacy ludzie w ogóle mają serca? Jak rozpoznać, czy ktoś ma serce? Czy mają je ci, którzy wierzą w Boga, lecz rzadko czytają Boże słowa? Czy mają serca ci, którzy nigdy nie modlą się do Boga, cokolwiek by się nie działo? Co z tymi, którzy nigdy nie poszukują prawdy, bez względu na trudności, jakie napotykają – czy oni mają serca? A czy mają je ci, którzy latami wykonują swoje obowiązki, nie uzyskując żadnych widocznych rezultatów? (Nie). Czy ludzie pozbawieni serca mogą dobrze wykonywać swoje obowiązki? Co mają uczynić, by wykonać je całym sercem? Przede wszystkim należy pomyśleć o odpowiedzialności. „To moja odpowiedzialność, muszę wziąć ją na swoje barki. Nie mogę uciec teraz, kiedy jestem najbardziej potrzebny. Muszę dobrze wypełnić swój obowiązek i przedstawić go Bogu”. To oznacza, że masz podstawy teoretyczne. Lecz czy samo posiadanie podstaw teoretycznych oznacza, że wypełniasz swój obowiązek całym sercem? (Nie). Wciąż daleko ci do spełnienia Bożych wymagań: wejścia w prawdorzeczywistość i wypełnienia swego obowiązku całym sercem. Na czym polega wypełnianie go całym sercem? Jak ludzie mają zacząć to czynić? Przede wszystkim musisz się zastanowić: „Dla kogo wykonuję ów obowiązek? Czy czynię to dla Boga, dla kościoła, czy dla jakiejś osoby?”. Musisz mieć co do tego jasność. Pomyśl także: „Kto wyznaczył mi ów obowiązek? Czy był to Bóg, a może jakiś przywódca lub kościół?”. To również wymaga sprecyzowania. Może się wydawać, że to drobiazg, a jednak chcąc rozstrzygnąć tę kwestię, należy poszukiwać prawdy. Powiedzcie Mi, czy ów obowiązek zlecił wam jakiś przywódca, pracownik albo kościół? (Nie). To dobrze, o ile w głębi serca jesteś tego pewien. Musisz potwierdzić, że to Bóg wyznaczył ci ów obowiązek. Może się wydawać, że powierzył ci go jakiś przywódca kościoła, ale w rzeczywistości wszystko bierze się z Bożego zarządzenia. Czasem obowiązek w sposób oczywisty wynika z ludzkiej woli, lecz nawet wtedy trzeba go najpierw przyjąć z rąk Boga. Tak należy tego doświadczać. Jeżeli przyjmiesz obowiązek od Boga, z rozmysłem podporządkujesz się Jego zarządzeniom i podejmiesz się Jego posłannictwa – jeżeli przejdziesz przez to wszystko w taki sposób – to uzyskasz Boże przewodnictwo i Boże dzieło. Jeżeli ciągle uważasz, że wszystko zostało uczynione ręką człowieka i od niego pochodzi, jeżeli w ten sposób wszystkiego doświadczasz, to nie otrzymasz Bożego błogosławieństwa ani Jego dzieła, ponieważ jesteś zbyt przebiegły i zanadto brakuje ci duchowego zrozumienia. Masz złe nastawienie. Jeżeli patrzysz na sprawy przez pryzmat ludzkich pojęć i wyobrażeń, to nie dostąpisz dzieła Ducha Świętego, ponieważ to Bóg rządzi wszystkimi rzeczami. Nieważne, kogo dom Boży wyznacza do wykonania zadania i jakie ono będzie – źródłem tego jest Boża władza i zarządzenia, i jest w tym dobra wola Boga. W pierwszej kolejności musisz to wszystko wiedzieć. To bardzo ważne, byś miał jasność w tej kwestii; samo zrozumienie doktryny nie wystarczy. W głębi serca musisz utwierdzić się w przekonaniu, że: „To Bóg powierzył mi ten obowiązek. Wykonuję go dla Boga, a nie dla siebie czy dla kogokolwiek innego. Spoczywa on na mnie, gdyż jestem istotą stworzoną, i sam Bóg mi go przydzielił”. Skoro to Bóg przydzielił ci ów obowiązek, to jak to uczynił? Czy ma to coś wspólnego z wkładaniem całego swego serca w to, co się czyni? Czy poszukiwanie prawdy jest konieczne? Musisz poszukiwać prawdy, wymogów, norm i zasad dotyczących obowiązku powierzonego ci przez Boga, a także tego, co mówi Boże słowo. Jeżeli owe słowa zostały sformułowane dość jasno, pora, byś zastanowił się, jak je praktykować i urzeczywistniać. Powinieneś również omawiać je z ludźmi, którzy pojmują prawdę, a następnie postępować zgodnie z Bożymi wymogami. Na tym polega wkładanie całego serca w to, co się czyni. Jeszcze jedno: powiedzmy, że zanim wykonasz swój obowiązek, poszukujesz intencji Boga, pojmujesz prawdę i wiesz, co masz czynić, lecz gdy nadchodzi pora, by działać, pomiędzy twoimi myślami a prawdozasadami pojawiają się pewne rozbieżności i sprzeczności. Co powinieneś uczynić, gdy do tego dojdzie? Musisz trzymać się zasady mówiącej o wkładaniu całego serca w wypełnianie obowiązku, podporządkowanie się Bogu i zadowalanie Go, bez dopuszczania do jakichkolwiek zafałszowań, a już na pewno do tego, by kierować się własną wolą. Niektórzy mówią: „Nie dbam o to. W końcu to mnie powierzono ów obowiązek i to ja powinienem mieć ostatnie słowo. Mam prawo wyjść z własną inicjatywą i uczynię to, co uważam za stosowne. Nadal wkładam całe serce w wypełnianie mojego obowiązku – do czego zatem możesz się przyczepić?”. Następnie zaś dokładają starań, by obmyślić plan działania. Wprawdzie w ostatecznym rozrachunku praca zostaje wykonana, lecz czy ta metoda praktykowania i taki stan są właściwe? Czy na tym polega wypełnianie swoich obowiązków całym sercem? (Nie). W czym tkwi problem? W arogancji, samodzielnym ustanawianiu reguł, arbitralności i lekkomyślności. Czy na tym polega wykonywanie obowiązków? (Nie). Nie jest to wykonywanie obowiązków, lecz oddawanie się indywidualnej aktywności. Tacy ludzie po prostu czynią to, co ich zadowala i co im się podoba, zgodnie z własną wolą – wcale nie wkładają całego serca w wypełnianie swoich obowiązków.

Mówiłem teraz przede wszystkim o talentach i uzdolnieniach. Czy wiedza się do nich zalicza? Czy istnieje jakakolwiek różnica pomiędzy wiedzą a talentami? Talent dotyczy pewnej umiejętności. Może to być jakaś dziedzina, w której dana osoba wyróżnia się na tle innych, rzucający się w oczy aspekt jej charakteru, coś, w czym jest najlepsza, albo czynność, w której jest dość kompetentna i biegła. To wszystko nazywamy talentami i uzdolnieniami. A czym jest wiedza? Do czego dokładnie się odnosi? Jeżeli jakiś intelektualista przez wiele lat się kształcił, przeczytał wiele klasycznych dzieł, zgłębił jakiś fach lub jakąś dziedzinę wiedzy, osiągnął pewne rezultaty i posiada konkretne i gruntowne kompetencje, to czy ma to coś wspólnego z uzdolnieniami? Czy wiedzę można zaliczyć do talentów? (Nie). Jeżeli ktoś w swojej pracy posługuje się talentami, to może być również nieokrzesanym i prostym człowiekiem, któremu brakuje wyższego wykształcenia, który nie przeczytał żadnego słynnego dzieła i nawet nie potrafi pojąć Biblii, a mimo to ma pewien charakter i potrafi elokwentnie się wypowiadać. Czy to talent? (Tak). Ów człowiek ma taki talent. Czy to oznacza, iż posiada on również wiedzę? (Nie). Czym zatem jest wiedza? Jak ją zdefiniować? Ujmijmy to w ten sposób: jeżeli ktoś studiował na przykład nauczanie, to czy ma wiedzę o tej profesji? Czy zna się na kwestiach takich jak kształcenie ludzi i dzielenie się z nimi wiedzą, na tym, jakie informacje im przekazywać i tak dalej? Posiada wiedzę w tej dziedzinie, czyż więc jest intelektualistą na tym polu? Czy możemy powiedzieć, że jest to ktoś utalentowany, kto posiada wiedzę w owej dziedzinie? (Tak). Posłużmy się tym przykładem: jeżeli ktoś jest intelektualistą zaangażowanym w działalność edukacyjną, to czym się zazwyczaj zajmuje podczas pracy lub przewodzenia kościołowi? Jakie są typowe praktyki takiego człowieka? Czy rozmawia on ze wszystkimi podobnie jak nauczyciel z uczniami? Nie ma znaczenia, jakiego używa tonu – liczy się to, co zaszczepia innym i czego ich uczy. Przez wiele lat żył ową wiedzą i w zasadzie stała się ona częścią jego egzystencji, do tego stopnia, że w każdym aspekcie jego zachowania czy funkcjonowania można dostrzec, iż posiada on ową wiedzę i ją urzeczywistnia. To całkowicie normalne. Na czym więc często polegają tacy ludzie podczas wykonywania swojej pracy? Na wiedzy, którą zdobyli. Załóżmy, że usłyszą od kogoś: „Nie jestem w stanie odczytać Bożych słów. Przechowuję je, lecz nie wiem, jak należy je czytać. Skąd mam wiedzieć, czym jest prawda, jeśli nie potrafię czytać słów Bożych? Jak mam pojąć intencje Boga, skoro nie potrafię odczytać Jego słów?”. Odpowiadają wówczas: „Ja wiem, jak to zrobić, mam odpowiednią wiedzę, więc mogę ci pomóc. Ten rozdział jest podzielony na cztery akapity. Z reguły, jeżeli styl artykułu jest narracyjny, to składa się na niego sześć komponentów: czas, miejsce, postaci, przyczyna zdarzenia, rozwinięcie i konkluzja. Na końcu znajduje się data publikacji danego rozdziału Bożego słowa – październik 2011 roku. To jest pierwszy element. Co do postaci, to w tym rozdziale słowa Bożego pada zaimek »ja«, a zatem pierwszą z osób jest Bóg. Następnie zaś Bóg mówi »wy«, i to odnosi się do nas. Dalej szczegółowo analizowane są stany niektórych ludzi, w tym stany buntowniczości arogancji, odnoszące się do osób o takich cechach, które nie wykonują realnej pracy, lecz czynią szkody, są ludźmi podłymi i złymi. Ludzie czynią zło – taka jest kolej rzeczy. Jest tu jeszcze kilka innych elementów odnoszących się do różnych aspektów”. Co sądzisz o takiej metodzie pracy? To dobrze, że owi ludzie z taką troską pomagają innym, lecz co jest fundamentem ich działań? (Wiedza). Dlaczego przytaczam ten przykład? Po to, by pomóc ludziom lepiej zrozumieć, czym jest wiedza. Niektóre osoby nie potrafią odczytać słowa Bożego, otrzymały jednak pewne wykształcenie i być może w szkole dobrze radziły sobie z przedmiotami humanistycznymi, zatem przeczytawszy stronę owego słowa, mogą rzec: „Jakże dobrze sformułowany jest ten rozdział słowa Bożego! W pierwszej części Bóg mówi wprost, w drugiej zaś Jego ton w pewnym stopniu wyraża majestat i gniew. W trzeciej części wszystko zostaje obnażone w sposób konkretny i przejrzysty. Właśnie takie powinno być słowo Boże. Czwarta część zawiera ogólne podsumowanie, wskazujące ludziom ścieżkę praktykowania. Słowo Boże jest doskonałe!”. Czy ich konkluzja i podsumowanie Bożego słowa wypływają z posiadanej przez nich wiedzy? (Tak). Ten przykład może nie być zbyt trafny, lecz co takiego chcę wam uzmysłowić, przytaczając go? Chcę, byście wyraźnie ujrzeli, jak wstrętne jest posługiwanie się wiedzą po to, by przybliżać sobie słowo Boże. To jest obrzydliwe. Ludzie tego pokroju, odczytując słowo Boże, polegają na wiedzy – czy zatem w swoim postępowaniu mogą kierować się prawdą? (Nie). Absolutnie nie.

Czym charakteryzuje się postępowanie ludzi żyjących wiedzą? Przede wszystkim: jakie zalety w sobie dostrzegają? Własną wiedzę i wykształcenie, to, że są intelektualistami i że pracowali w branżach wykorzystujących zasoby naukowe. Gdy intelektualiści coś czynią, przejawiają styl, cechy i wzorce zachowań charakterystyczne dla ludzi swego pokroju, a zatem siłą rzeczy nadają temu pewną intelektualną aurę, która sprawia, że inni ich podziwiają. Tak właśnie postępują intelektualiści: stale koncentrują się na owej intelektualnej aurze. Nie ma znaczenia, że z pozoru wydają się słabi i łagodni – to, co kryje się w ich wnętrzu, z pewnością nie jest ani słabością, ani łagodnością, i zawsze mają oni na wszystko swój własny pogląd. W każdej sytuacji pragną się popisywać, wykorzystywać właściwe sobie małostkowe wybiegi oraz analizować różne kwestie i radzić sobie z nimi za pomocą poglądów, postaw i schematów myślowych opartych na wiedzy. Prawda jest dla nich czymś obcym i bardzo trudnym do przyjęcia. To dlatego taki człowiek, zetknąwszy się z prawdą, najpierw ją analizuje. Na czym opiera swoją analizę? Na wiedzy. Podam przykład. Czy ludzie studiujący reżyserię posiadają wiedzę z tej dziedziny? Nie ma znaczenia, czy systematycznie uczyłeś się reżyserii z książek, czy też studiowałeś ją w sposób praktyczny i wykonywałeś tego rodzaju pracę – mówiąc krótko, masz wiedzę w tej dziedzinie. Nieważne, czy studiowałeś reżyserię wnikliwie, czy powierzchownie – gdybyś w świecie niewierzących wykonywał pracę reżysera, wiedza lub doświadczenie zdobyte przez ciebie w tej dziedzinie byłyby bardzo przydatne i cenne. Czy jednak fakt, iż posiadasz taką wiedzę, gwarantuje, że dobrze poradzisz sobie z pracą nad filmami w domu Bożym? Czy wiedza, którą zdobyłeś, rzeczywiście może ci pomóc w kręceniu filmów dających świadectwo o Bogu? Niekoniecznie. Czy uda ci się dobrze wypełnić swój obowiązek, jeżeli nadal koncentrujesz się na tym, czego nauczyłeś się z podręczników, oraz na zasadach i wymogach fachowej wiedzy? (Nie). Czyż nie ma tu miejsca na kontrowersje i konflikty? Jak sobie poradzić, gdy prawdozasady kolidują z owym aspektem wiedzy? Czy za swego przewodnika uznajesz wiedzę, czy prawdozasady? Czy możecie zagwarantować, że żaden kadr, żadna scena i żaden fragment waszego filmu nie jest zafałszowany przez waszą wiedzę lub że jest w nim bardzo niewiele owej fałszywej wiedzy i całkowicie odpowiada on normom i zasadom wymaganym przez dom Boży? Jeżeli to niemożliwe, to żadna zdobyta przez ciebie wiedza nie przyda się w domu Bożym. Zastanów się, jaki płynie z niej pożytek. Jaka wiedza jest użyteczna? Jaka przeczy prawdzie? Co takiego wiedza daje ludziom? Czy gdy człowiek zdobędzie większą wiedzę, staje się pobożniejszy i ma w sercu więcej bojaźni Bożej, czy też narasta w nim arogancja i zadufanie w sobie? Uzyskawszy rozległą wiedzę, ludzie stają się skomplikowani, dogmatyczni i aroganccy. Jest jeszcze jedna fatalna sprawa, z której być może nie zdali sobie sprawy: opanowawszy dużą ilość wiedzy, człowiek popada w wewnętrzny chaos i wyzbywa się zasad, a im więcej wiedzy opanowuje, w tym większym pogrąża się chaosie. Czy wiedza przynosi odpowiedzi na pytania o to, dlaczego ludzie żyją, jaka jest wartość ludzkiej egzystencji i jaki jest jej sens? Czy można wyciągnąć z niej wnioski dotyczące tego, skąd ludzie pochodzą i dokąd zmierzają? Czy wiedza powie ci, że pochodzisz od Boga i zostałeś przez Niego stworzony? (Nie). Co zatem dokładnie ludzie zgłębiają w obrębie wiedzy? Lub co konkretnie wiedza w nich zaszczepia? Sprawy materialne, ateistyczne, rzeczy widzialne oraz te związane z umysłem i rozpoznawalne, z których wiele bierze się z ludzkiej wyobraźni i po prostu nie ma praktycznego zastosowania. Wiedza zaszczepia ludziom także rozmaite filozofie, ideologie, teorie, prawa natury i tak dalej, lecz wielu rzeczy nie jest w stanie wyjaśnić w sposób klarowny. Na przykład tego, jak tworzą się grzmoty i błyskawice czy dlaczego pory roku się zmieniają. Czy wiedza może dostarczyć ci prawdziwych odpowiedzi? Dlaczego obecnie klimat się zmienia i staje się anormalny? Czyż wiedza może to wyjaśnić? Czy potrafi rozwiązać ten problem? (Nie). Wiedza nie obejmuje problemów powiązanych ze źródłem wszystkich rzeczy, a więc nie może ich rozwiązać. Niektórzy pytają również: „Jak to się dzieje, że czasem ludzie ożywają po śmierci?”. Czy wiedza przyniosła ci odpowiedź na to pytanie? (Nie). Czego się zatem dowiedziałeś? Wiedza mówi ludziom o wielu obyczajach i regułach. Przykładem wiedzy dotyczącej życia człowieka jest przekonanie, iż ludzie muszą wychowywać dzieci i okazywać rodzicom oddanie. Skąd ona się bierze? Naucza jej tradycyjna kultura. Co zatem cała ta wiedza przynosi człowiekowi? Co stanowi jej istotę? Na tym świecie jest wielu ludzi, którzy przeczytali klasyczne dzieła i otrzymali wyższe wykształcenie, ludzi kompetentnych lub takich, którzy osiągnęli mistrzostwo w jakiejś specjalistycznej dziedzinie wiedzy. Czy na ścieżce życia obierają oni właściwy kierunek i cele? Czy ich postępowanie ma jakieś podstawy i zasady? Co więcej, czy wiedzą, jak czcić Boga? (Nie wiedzą). Pójdźmy o krok dalej: czy pojmują oni którykolwiek element prawdy? (Nie pojmują). Czym zatem jest wiedza? Co takiego daje ona ludziom? Prawdopodobnie mają oni w tym względzie pewne doświadczenie. W przeszłości, gdy nie dysponowali wiedzą, relacje pomiędzy nimi były proste – czyż są one proste także teraz, gdy zdobyli wiedzę? Wiedza czyni ich bardziej skomplikowanymi i nieczystymi. Pozbawia ich zwykłego człowieczeństwa i celów życiowych. Im więcej wiedzy przyswaja człowiek, tym bardziej oddala się od Boga. W miarę jak ją poszerza, zaprzecza prawdzie i słowu Bożemu. Im większą ma wiedzę, tym częściej popada w skrajności, tym bardziej jest uparty i niedorzeczny. Do czego to prowadzi? Świat staje się coraz ciemniejszy i coraz bardziej zły.

Wspomnieliśmy przed chwilą o tym, jak należy rozwiązywać konflikty bądź sprzeczności występujące pomiędzy stosowaniem wiedzy i prawdozasad. Jak się zachowujecie w takiej sytuacji? Niektórzy z was proponują doktrynę: „Co jest trudnego w praktykowaniu według prawdozasad? Z czego nie można zrezygnować?”. Lecz gdy coś wam się przydarza, postępujecie tak jak wcześniej, kierując się własną wolą, własnymi pojęciami i wyobrażeniami, i choć w pewnych chwilach chcielibyście praktykować prawdę i postępować zgodnie z jej zasadami, nie potraficie tego uczynić, niezależnie od okoliczności. Każdy wie, że z punktu widzenia doktryny właściwym jest postępować zgodnie z prawdozasadami; każdy zdaje sobie sprawę, że wiedza z pewnością nie jest z nimi zbieżna, zaś gdy owe dwie sfery wejdą w konflikt czy się ze sobą ścierają, powinno się przystąpić do praktykowania zgodnie z prawdozasadami i porzucenia swojej wiedzy. Lecz czy rzeczywiście jest to takie proste? (Nie). To wcale nie jest takie proste. Jakie zatem trudności pojawiają się podczas praktykowania? W jaki sposób należy praktykować, by postępować zgodnie z prawdozasadami? Czyż nie są to praktyczne problemy? Jak należy je rozwiązać? Przede wszystkim należy okazać posłuszeństwo. Jednakże ludzie mają skażone skłonności i czasem nie są w stanie zmusić się do posłuszeństwa. Mówią: „Nie można nikogo uszczęśliwiać na siłę – próba nakłonienia mnie do posłuszeństwa to właśnie taki przypadek, nieprawdaż? Cóż złego jest w tym, że działam, opierając się na swojej wiedzy? Jeżeli będziesz nalegał, bym działał zgodnie z prawdozasadami, nie podporządkuję się”. Co czynisz w chwilach, gdy buntownicze usposobienie zaczyna przysparzać ci kłopotów? (Modlę się). Czasem modlitwa nie rozwiązuje problemu. Może ona nieco polepszyć twoje nastawienie i sposób myślenia czy też po części odmienić twój stan, lecz jeśli nie pojmujesz istotnych prawdozasad lub nie masz co do nich jasności, to twoje posłuszeństwo może okazać się jedynie zwykłą formalnością. W takich chwilach musisz pojąć prawdę, poszukiwać istotnych prawd i starać się zrozumieć, jaką korzyść to, co czynisz, przynosi dziełu domu Bożego, świadectwu o Bogu i głoszeniu Jego słów. W głębi serca musisz mieć co do tego jasność. Nie ma znaczenia, jaki powierzono ci obowiązek, nieważne, czym się zajmujesz – musisz przede wszystkim myśleć o dziele i interesach domu Bożego, o głoszeniu słów Boga czy też o tym, do czego zmierzasz, wykonując swoją powinność. To jest najważniejsze. W tej kwestii nie może być mowy o dwuznaczności czy o kompromisie. Jeżeli w takich chwilach idziesz na kompromis, to znaczy, że nie wykonujesz szczerze swego obowiązku i nie praktykujesz prawdy, a co gorsza – trzeba to uczciwie powiedzieć – zajmujesz się swoimi sprawami. Zamiast wykonywać obowiązek istoty stworzonej, ty myślisz tylko o sobie. Jeżeli człowiek chce wypełnić Boże posłannictwo i dobrze wykonywać swój obowiązek, powinien najpierw pojąć i praktykować prawdę mówiącą o tym, iż musi on wypełnić Boże intencje. Musisz posiadać taką wizję. Wykonywanie obowiązku nie polega na czynieniu wszystkiego tylko dla siebie ani na zajmowaniu się własnymi sprawami, a tym bardziej nie na zaświadczaniu o sobie, promowaniu samego siebie czy zabieganiu o swoją sławę, swój własny zysk czy status. Nie taki jest twój cel. Jest nim natomiast właściwe wykonywanie swego obowiązku i zaświadczanie o Bogu; jest nim ponoszenie odpowiedzialności i zadowalanie Boga; jest nim również urzeczywistnianie sumienia i rozumu zwykłego człowieczeństwa, życie na podobieństwo istoty stworzonej i przed obliczem Boga. Dzięki takiemu odpowiedniemu nastawieniu można z łatwością pokonać przeszkodę, jaką jest życie podporządkowane własnej wiedzy. Nawet jeżeli pojawią się pewne wyzwania, to ulegną one stopniowemu przekształceniu w trakcie całego procesu, a okoliczności zmienią się na lepsze. Czego obecnie doświadczacie? Następuje jakaś poprawa, czy też panuje zastój? Jeżeli zawsze postępujecie zgodnie z własną wiedzą i rozumem, nigdy nie poszukując prawdozasad, to czy będziecie w stanie się w życiu rozwinąć? Czy doszliście do jakiegoś wniosku w tej kwestii? Wygląda na to, że nadal jesteście dość zdezorientowani, jeżeli chodzi o sprawę wejścia w życie, i nie posługujecie się przy tym określonymi zasadami, co oznacza, że brakuje wam głębszego czy bardziej autentycznego doświadczenia owych zasad oraz ścieżki praktykowania prawdy. Niektórzy ludzie, bez względu na to, co im się przydarza, zawsze kierują się swoją wiedzą. W prostych kwestiach trzymają się jedynie w sposób ogólny kilku prawdozasad, pozwalając, by cały czas to ich wiedza grała pierwsze skrzypce, podczas gdy prawdozasady pozostają jej podporządkowane. Praktykują oni właśnie w taki sposób: pośredni i oparty na kompromisach; nie wymagają od samych siebie pełnego posłuszeństwa ani postępowania w absolutnej zgodzie z prawdozasadami. Czy dobrze czynią? Jakie zagrożenie niesie za sobą taka praktyka? Czy nie grozi ona zbłądzeniem z obranej drogi? Czy nie odpowiada za stawianie oporu Bogu i obrazę Jego usposobienia? Jest to najważniejsza kwestia, jaką ludzie powinni rozszyfrować. Czy teraz jasno pojmujecie różnicę pomiędzy wykonywaniem obowiązku w domu Bożym a podejmowaniem pracy i brnięciem przez ziemskie życie? Czy w głębi swych serc macie co do tego jasność? Powinniście często się nad tym zastanawiać. Co stanowi największą różnicę między tymi dwoma stanami? Znacie odpowiedź? (Wykonywanie obowiązku w domu Bożym polega na dochodzeniu do prawdy i doprowadzaniu do przemiany naszego skażonego usposobienia, zaś podejmowanie ziemskiej pracy jest związane z życiem cielesnym). Jesteście dość blisko, lecz o jednym nie wspomnieliście: wykonywanie obowiązku w domu Bożym polega na życiu według prawdy. Co oznacza takie życie? Z punktu widzenia ludzi to, że ich usposobienie może ulec przemianie i że ostatecznie mają oni szansę na zbawienie; Bóg zaś wie, że może pozyskać istotę stworzoną, a także uznać ją za swój twór. Czym więc żyją ludzie, którzy podejmują ziemską pracę? (Filozofiami szatana). Żyją oni szatańskimi filozofiami – ogólnie rzecz ujmując, oznacza to, że kierują się w życiu skażonym szatańskim usposobieniem. To samo dzieje się, gdy pożądasz sławy, zysku, statusu, bogactwa czy też chcesz przebrnąć przez kolejne dni i przetrwać – żyjesz zgodnie ze skażonymi skłonnościami. Gdy podejmujesz jakąś ziemską pracę, musisz wytężać swój umysł, by zarobić pieniądze. Chcąc wspiąć się po drabinie sławy, zysku i statusu, musisz całkowicie polegać na takich czynnikach, jak rywalizacja, bój, zmagania, bezwzględność, zła wola i zabijanie – to jedyny sposób, by przetrwać. Aby wykonywać obowiązek w domu Bożym, musisz żyć zgodnie ze słowami Boga oraz pojmować prawdę. Rzeczy negatywne podsuwane przez szatana są bezużyteczne i muszą zostać odrzucone. Żadnej z szatańskich rzeczy nie da się obronić. Jeżeli człowiek żyje zgodnie z tym, co szatańskie, musi zostać osądzony i skarcony; ktoś, kto żyje w ten sposób i twardo nie okazuje skruchy, musi zostać wyeliminowany i pozostawiony własnemu losowi. Oto największa różnica pomiędzy wykonywaniem obowiązku w domu Bożym a podejmowaniem ziemskiej pracy.

W jakim stanie są ludzie żyjący wedle własnej wiedzy? Czego najsilniej doświadczają? Gdy tylko nauczysz się czegoś nowego w jakiejś dziedzinie, wydaje ci się, że jesteś kompetentny i wspaniały, lecz w rezultacie twoja wiedza cię zniewala. Traktujesz ją jakby była twoim życiem i gdy coś ci się przydarza, to właśnie ona wyłania się, dyktując ci, byś zrobił to czy owo. Chciałbyś ją odrzucić, lecz nie możesz, ponieważ została ona wyryta w twoim sercu i nic innego nie jest w stanie jej zastąpić. Oto co oznacza powiedzenie „pierwsze wrażenie jest ostatnim”. Pewnych gałęzi wiedzy lepiej w ogóle nie zgłębiać; dla kogoś, kto już je opanował, stanowią one bowiem problem i utrapienie. Wiedza obejmuje wiele dziedzin: edukację, prawo, literaturę, matematykę, medycynę, biologię i tak dalej, wszystkie one zaś wywodzą się z praktycznego doświadczenia ludzi. Są to formy wiedzy praktycznej; ludzie nie potrafią bez nich żyć i powinni je zgłębiać. Istnieją jednak pewne formy wiedzy będące trucizną dla ludzkości: są to szatańskie trucizny, pochodzące od szatana. Weźmy choćby nauki społeczne, które obejmują takie zagadnienia jak ateizm, materializm i ewolucjonizm, a także konfucjanizm, komunizm i feudalne przesądy: wszystko to są negatywne formy wiedzy pochodzące od szatana, które służą przede wszystkim temu, by trapić, trawić i wypaczać ludzką myśl, krępując ją i kontrolując, a ostatecznie deprawują, krzywdzą i niszczą człowieka. Nauki tradycyjnej kultury obejmują na przykład przekazywanie nazwiska rodowego, oddanie rodzinie i jej gloryfikację oraz następującą maksymę: „Doskonal się, zadbaj o porządek w rodzinie, rządź narodem i przynieś wszystkim pokój”. Oprócz tego dziś w społeczeństwie obywatelskim istnieją też różne teorie teologiczne należące do buddyzmu, taoizmu i współczesnej religii. One również wchodzą w zakres wiedzy. Weźmy ludzi, którzy służyli jako pastorzy czy kaznodzieje albo studiowali teologię. Co płynie z pozyskania takiej wiedzy? Czy jest ona błogosławieństwem czy przekleństwem? (Przekleństwem). Jak to się dzieje, że staje się przekleństwem? Nie ma problemu, jeżeli tacy ludzie nic nie mówią, lecz gdy tylko otworzą usta, wydobywa się z nich doktryna religijna. Stale próbują oni głosić duchowe doktryny; zaszczepiają w ludziach obłudne metody właściwe faryzeuszom, zamiast pozwolić im pojąć prawdę. Wiedza teologiczna dotyczy przede wszystkim teologicznej teorii. Jaka jest najistotniejsza cecha teorii teologicznej? Otóż teoria ta zaszczepia w ludziach rzeczy, które uznają oni za sprawy duchowe, a gdy już przyswoją sobie takie pseudoduchowe treści, to te stanowią zarówno ich pierwsze, jak i ostatnie wrażenie. Nawet po wysłuchaniu słów wyrażonych przez Boga, nie dasz rady ich pojąć i nadal będzie cię ograniczać twoja wiedza i teorie właściwe faryzeuszom. To bardzo niebezpieczne. Czyż człowiekowi tego pokroju nie będzie ciężko przyjąć prawdy? Podsumowując: jeżeli żyjesz zgodnie z doktryną i wiedzą, jeżeli wykonujesz swój obowiązek i w swoim postępowaniu polegasz na własnych talentach, to może uda ci się spełnić kilka dobrych uczynków, wedle tego, jak widzą to inni. Lecz czy będąc w takim stanie, zdajesz sobie z tego sprawę? Czy jesteś zdolny dostrzec, że kierujesz się w życiu własną wiedzą? Czy wiesz, jakie konsekwencje to za sobą niesie? Czyż ostatecznie nie odczuwasz w sercu pustki, nie masz poczucia, że takie życie nie ma żadnego sensu? Dlaczego tak jest? Trzeba udzielić jasnych odpowiedzi na te pytania. Oto, jaka jest nasza opinia w kwestii wiedzy.

Omówiliśmy już kwestie wiedzy i talentów. Jest jeszcze jedno zagadnienie: wielu ludzi przebyło drogę od początków swej wiary w Boga do dziś, przez cały ten czas nie wiedząc, czym jest prawda ani jak ją praktykować i jak do niej dążyć, a zamiast tego kierując się przekonaniami lub ludzkimi pojęciami czy wyobrażeniami. Krótko mówiąc: ludzie ci żyją zgodnie z tym, co uważają za słuszne. Ciągle podtrzymują oni te kwestie, a wręcz uważają je za prawdę. Sądzą, że dopóki wytrwają w swojej praktyce aż do końca, dopóty pozostaną zwycięzcami i przetrwają. Ze względu na to wyobrażenie wierzą w Boga. Są zdolni do cierpienia, porzucenia rodziny i kariery, wyzbycia się tego, co kochają, a wszystko podsumowują za pomocą kilku reguł, które praktykują tak, jakby były one prawdą. Gdy widzą na przykład, że ktoś przeżywa ciężkie chwile lub czyjaś rodzina doświadcza trudności, podejmują wyzwanie i wyciągają pomocną dłoń. Dopytują o samopoczucie takich ludzi, troszczą się o nich i opiekują się nimi. Jeżeli trzeba wykonać jakąś brudną lub wymagającą pracę, oni ochoczo to czynią. Brud i żądania nie są im straszne. Nie są wybredni. Nie kłócą się z innymi i robią, co w ich mocy, by z każdym zawrzeć polubowne porozumienie. Z nikim się nie sprzeczają i starają się być życzliwi i tolerancyjni, tak by każdy, kto spędzi z nimi trochę czasu, mógł powiedzieć, że są dobrymi, prawdziwie wierzącymi ludźmi. Jeżeli chodzi o Boga, to czynią oni wszystko to, co On im nakazuje, i udają się tam, gdzie On im wskaże. Nie stawiają oporu. Co nimi kieruje? (Gorliwość). Nie jest to zwykła gorliwość: żyją oni bowiem w przekonaniu, że mają rację. Tacy ludzie nie pojmą prawdy nawet po latach wiary w Boga, nie będą wiedzieli, czym jest praktykowanie prawdy, podporządkowywanie się Bogu, zadowalanie Go ani poszukiwanie prawdy, nie będą też wiedzieli, czym są prawdozasady. Nie będą mieli o tym wszystkim pojęcia. Nie będą wiedzieć nawet tego, co to znaczy być uczciwą osobą ani jak nią być. Myślą: „Wystarczy, że będę żyć w ten sposób i nadal podążać za Bogiem. Nieważne, jakie kazania głosi dom Boży – ja będę trzymać się swojego sposobu postępowania; nieważne, jak Bóg mnie potraktuje, nie wyrzeknę się wiary w Niego ani Go nie opuszczę. Mogę wykonywać każdy obowiązek, jaki zostanie mi powierzony”. Wydaje im się, że praktykując w ten sposób, mają szansę na zbawienie. To jednak wielka szkoda, że choć nie mają większych problemów ze swoją postawą, nie pojmują żadnych prawd, nawet po tym, jak przez wiele lat słuchali kazań. Nie rozumieją oni prawdy dotyczącej posłuszeństwa ani nie wiedzą, jak ją praktykować, nie pojmują też prawdy o byciu uczciwym, ani tej związanej z lojalnym wykonywaniem swego obowiązku, ani tej, która mówi, co to znaczy być niedbałym. Nie zdają sobie sprawy z tego, czy kłamią albo czy są fałszywi. Czyż tacy ludzie nie są godni współczucia? (Są). Czym się w życiu kierują? Czy można powiedzieć, że żyją zgodnie ze swoim nagim, dziecięcym sercem? Skąd to stwierdzenie? Otóż myślą oni w ten sposób: „Moje serce jest widoczne dla wszechświata. Dla ludzi nie jest ono jasne, nie widzą go, lecz Niebo je zna”. Oto jak „szczere” jest serce takiego człowieka: nikt nie jest w stanie go pojąć i dla wszystkich pozostaje ono niedostępne. Dlaczego nazywamy je nagim, dziecięcym sercem? Gdyż ludzie ci są w pewnego rodzaju nastroju, kierują się pewnym uczuciem i wykorzystują własne opinie bądź myślenie życzeniowe do tego, by określić, co takiego powinien czynić człowiek wierzący w Boga i na czym polega wypełnianie obowiązku. Wykorzystują oni również tego rodzaju uczucia do kodyfikowania Bożych wymogów. Wierzą, że: „Właściwie Bóg nie wymaga, by ludzie cokolwiek czynili, by posiadali liczne umiejętności czy pojmowali wiele z prawdy. Wystarczy, że człowiek ma nagie, dziecięce serce. Jakże łatwo jest wierzyć w Boga: jedyne, co trzeba czynić, to postępować zgodnie z tym, co dyktuje nagie, dziecięce serce”. A jednak nie przestają kłamać, stawiać oporu, buntować się, snuć wyobrażeń ani zdradzać. Nieważne, co czynią – nie czują, by miało to jakieś znaczenie, i myślą: „Mam serce miłujące Boga. Nikt nie zdoła zerwać mojej relacji z Bogiem, ugasić mojej miłości do Niego ani zagrozić mojej lojalności”. Co to za mentalność? Czyż to nie jest niedorzeczne? Owszem, a takiej osobie należy współczuć. W jej duchu panuje pewien stan: stan skrajnego pragnienia, ubóstwa i żałości. Dlaczego „skrajnego pragnienia”? Ponieważ gdy ktoś taki staje w obliczu jakiejś prostej rzeczy – na przykład tego, że skłamał – nie wie o tym i nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie odczuwa wyrzutów sumienia, nie żywi żadnych uczuć. Do tej pory ów człowiek podążał za Bogiem, nie stosując rygorystycznych kryteriów oceny swego postępowania. Nie wie, jaki jest; czy jest fałszywy, czy potrafi być uczciwy i czy jest w stanie podporządkować się Bożym wymogom. Nie wie nic na temat żadnej z tych rzeczy. Jest tak żałosny i w duchu umiera z pragnienia. Dlaczego mówimy, że w duchu umiera z pragnienia? Ponieważ nie wie, czego Bóg od niego wymaga, nie wie, dlaczego wierzy w Boga ani jakim powinien być człowiekiem. Nie wie, jakie czyny świadczą o braku rozumu, a jakie naruszają prawdozasady. Nie wie też, jaką postawę przyjąć wobec złych ludzi, a jaką wobec tych dobrych, ani z kim powinien nawiązać kontakt i do kogo się zbliżyć. Gdy popada w zniechęcenie, nie wie nawet, w jaki popadł stan. To właśnie oznacza umieranie z pragnienia. Czy i wy tacy jesteście? (Tak). Nie podoba mi się, że tak mówicie, lecz taki właśnie jest wasz stan. Stale towarzyszą wam emocje i nie wiadomo, kiedy to się zmieni.

Co oznacza bycie osobą emocjonalną? Posłużymy się przykładem. Niektórzy ludzie czują, że bardzo miłują Boga. Czują się szczególnie wyróżnieni i podwójnie pobłogosławieni ze względu na to, że urodzili się w dniach ostatecznych, przyjęli ów etap Bożego dzieła i są w stanie usłyszeć słowa Boga na własne uszy oraz bezpośrednio doświadczyć Jego dzieła. Z tego względu uważają, iż powinni znaleźć jakiś sposób, by wyrazić swoje nagie, dziecięce serca. Jak to czynią? Ich emocje biorą górę, ich żarliwość jest bliska wybuchu, zaczynają postępować nieco irracjonalnie, a ich emocje stają się coraz bardziej anormalne. A z tego wyłania się brzydota. W przeszłości, gdy mieszkali w Chinach kontynentalnych, przebywali w odrażającym dla wiary w Boga otoczeniu i żyli w ucisku. Wówczas mieli w sobie żarliwość i pragnęli wykrzyczeć: „Boże Wszechmogący, kocham Cię!”. Lecz nie było miejsca, w którym mogliby to uczynić, obawiali się bowiem aresztowania. Obecnie przebywają za granicą i mogą wierzyć bez przeszkód; wreszcie znaleźli miejsce, w którym mogą dać upust swemu nagiemu, dziecięcemu sercu. Mają potrzebę wyrażenia tego, jak bardzo miłują Boga. Wychodzą więc na ulice i szukają miejsca z dala od ludzi, gdzie będą mogli krzyczeć do woli. Czują jednak, że nie są wystarczająco pewni siebie, by to uczynić. Rozglądają się dookoła, lecz ów krzyk do nich nie przychodzi. Co sobie myślą? „To się nie uda. Samo nagie, dziecięce serce nie wystarczy. Moje nie miłuje jeszcze Boga. Nic dziwnego, że nie mam nic do wykrzyczenia”. Wobec tego, zasmuceni i pogrążeni w bólu, wracają do domu i we łzach modlą się do Boga: „Boże, nie odważyłem się wykrzyczeć, że Cię miłuję, w miejscu, gdzie było to zabronione. Teraz nikt mi tego nie zabrania, a jednak wciąż brakuje mi pewności siebie, by to zrobić. Żaden krzyk nie chce się ze mnie wydobyć. Wygląda na to, że moja postawa i pewność siebie są po prostu zbyt marne. Nie posiadam życia”. Odtąd modlą się w tej intencji, czynią przygotowania i przykładają się do nich. Często czytają Boże słowa i wzruszają się nimi do łez, a te emocje i entuzjazm narastają w ich sercach. Trwa to do dnia, w którym poczują się do tego stopnia przepełnieni wzruszeniem, że będą gotowi udać się na plac mogący pomieścić kilka tysięcy osób i wykrzyczeć przed tłumem „Kocham Cię, Boże Wszechmogący”. Lecz gdy już tam dotrą i ujrzą wszystkich zgromadzonych, nie wydadzą z siebie żadnego okrzyku. Być może nie wykrzyczeli tego aż do teraz. A nawet gdyby to uczynili, co by to oznaczało? Czy taki krzyk świadczy o praktykowaniu prawdy? Czy niesie świadectwo o Bogu? (Nie). Dlaczego więc owi ludzie są tak zdeterminowani, by to wykrzyczeć? Są przekonani, że ich krzyk będzie potężniejszy i skuteczniejszy niż jakakolwiek inna metoda szerzenia słów Boga i zaświadczania o Nim. Takie właśnie są osoby o nagim, dziecięcym sercu. Czy żywienie takich emocji jest dla człowieka dobre czy złe? Czy jest normalne czy też anormalne? Czy można zaklasyfikować je jako zwykłe człowieczeństwo? (Nie). Dlaczego nie? Dlaczego Bóg chce, by ludzie wykonywali swoje obowiązki, by pojmowali i praktykowali prawdę? Czy służy to spotęgowaniu ludzkich emocji towarzyszących miłości do Boga lub wykonywaniu obowiązku? (Nie). Czy i wy czasem, a może i często, żywicie takie emocje? (Tak). Czy gdy tak się dzieje, odczuwasz, iż pojawiają się one nagle i nienaturalnie, albo że są trudne do stłumienia? Nawet jeżeli trudno je stłumić, ty musisz je pohamować. Pomijając wszystko inne, są to tylko emocje, a nie dokonania będące owocem pojmowania i praktykowania prawdy bądź podążania drogą Boga. To anormalny stan. Czy zatem można go uznać za radykalną zaciętość? To zależy od danego przypadku. Przypadki zaś różnią się natężeniem; czasem można to uznać za radykalną zaciętość, innym razem zakrawa to na absurd. To normalne, że czasami człowiek daje upust takim emocjom. Jakie zewnętrzne przejawy tego stanu są zatem anormalne? Czynienie czegoś pod wpływem niepohamowanych emocji. Jeżeli ktoś każdy swój dzień poświęca zabieganiu o daną sprawę, ze względu na nią czyta słowa Boga, szerzy ewangelię i wykonuje wszelkie obowiązki – gdy wszystko kręci się tylko wokół tej sprawy i staje się ona jedyną wartością i sensem egzystencji i życia – to wróży to kłopoty. Cel i kierunek obrany przez takiego człowieka ulegają zniekształceniu. W ludziach kierujących się w życiu swymi nagimi, dziecięcymi sercami jest coś brzydkiego. Tkwi w nich pewien upór i żywią oni anormalne emocje. Czyż ktoś, kto kieruje się takimi rzeczami i często przeżywa podobny stan, jest w stanie pojąć prawdę? (Nie). Jeżeli nie jest zdolny jej pojąć, to w jakim nastroju słucha kazań? Z jakim zamiarem czyta Boże słowa? Czy ktoś, kto od zawsze wierzy w Boga swoim nagim, dziecięcym sercem i według religijnych obrzędów, może pojąć prawdę i ją uzyskać? (Nie). Dlaczego? Gdyż nic z tego, co czyni ten człowiek, nie opiera się na prawdzie, wszystko zaś pochodzi z religijnej teorii, z pojęć i wyobrażeń. Nie ma tu też mowy o dążeniu do prawdy czy o jej praktykowaniu. Ludzie tego pokroju w ogóle nie troszczą się o to, czym w istocie jest prawdorzeczywistość i co takiego mówią słowa Boga. Oni wcale się tym nie przejmują, tak jakby po to, by wierzyć w Boga, potrzebne było jedynie nagie, dziecięce serce; jakby jedynym, co trzeba czynić, było zajmowanie się różnymi sprawami i dokładanie starań na rzecz kościoła. Wydaje im się to takie proste. Nie dociera do nich, co oznacza pojmowanie i praktykowanie prawdy, i nie wiedzą, do czego powinni dążyć, by dostąpić zbawienia. Być może czasami myślą o takich rzeczach, ale po prostu nie potrafią ich rozgryźć. Cały czas myślą: „Dopóki jestem gorliwy, doświadczam wzmożonych emocji i potrafię wytrwać, dopóty mam szansę na zbawienie”. W efekcie zaś, dając się ponieść owym wzmożonym emocjom, popełniają jedynie głupstwa sprzeczne z prawdozasadami. Ostatecznie zostają ujawnieni i wyeliminowani. Wygląda na to, że wzmożone emocje nie są wcale takie wspaniałe.

Życie podporządkowane nagiemu, dziecięcemu sercu wiąże się z jeszcze jednym, dość skandalicznym stanem: mianowicie niektórzy ludzie fundamentem swej wiary w Boga czynią entuzjazm. Ogień w ich sercach nigdy nie gaśnie – sądzą oni, iż nagie, dziecięce serce jest wszystkim, czego potrzebują, by wierzyć w Boga. Myślą: „Nie muszę pojmować prawdy ani dokonywać autoanalizy, czy też stawać przed obliczem Boga, by wyznać swoje grzechy i okazać skruchę, a już na pewno nie muszę godzić się na jakikolwiek osąd, karcenie czy przycinanie mnie, albo znosić zarzuty i krytykę z czyjejkolwiek strony. Nie potrzebuję tego wszystkiego. Wystarczy mi nagie, dziecięce serce”. Oto, na jakiej zasadzie opierają swą wiarę w Boga. Myślą: „Nie muszę przyjmować osądu i karcenia. To, że czuję się ze sobą dobrze, zupełnie wystarcza. Jestem przekonany, że Bóg będzie zadowolony z tego, co czynię. Gdy ja jestem szczęśliwy, Bóg również jest szczęśliwy – nic dodać, nic ująć. Jeżeli będę wierzył w Boga w ten sposób, dostąpię zbawienia”. Czyż taki sposób myślenia nie jest przerażająco naiwny? Byliście kiedyś w takim stanie, prawda? (Tak). Jeżeli do samego końca egzystujecie w takim stanie, niezdolni do jakiejkolwiek poprawy, to można śmiało powiedzieć, że nie pojmujecie ani krzty prawdy. Ona nie ma na was żadnego wpływu. Nie wiecie, jaki jest cel czy znaczenie zbawienia człowieka z rąk Boga, i nie pojmujecie, na czym polega wiara w Niego. Jaka jest różnica między wiarą w Boga a wiarą w religię? Wszyscy wyobrażają sobie, że wiara w religię powstaje, gdy komuś brakuje środków do życia lub ma jakieś problemy w domu. W innym wypadku ludzie szukają czegoś, na czym mogliby się oprzeć, szukają duchowego pokarmu. Wiara w religię jest często niczym więcej, jak tylko sposobem na to, by ludzie byli dobrzy, okazywali życzliwość, pomagali innym, byli uprzejmi dla innych, spełniali więcej dobrych uczynków, aby gromadzić cnotę, by nie mordowali ani nie podpalali, nie łamali prawa ani nie popełniali przestępstw, nie robili złych rzeczy, nie bili innych ani ich nie przeklinali, nie kradli i nie rabowali, nie oszukiwali ani nie mataczyli. Jest to koncepcja „wiary w religię”, istniejąca w umyśle każdego człowieka. Jak wiele z tej koncepcji wiary w religię pozostało dzisiaj w waszych sercach? Czy wszystkie te rzeczy związane z wiarą w religię odpowiadają prawdzie? Skąd one się właściwie biorą? Znacie odpowiedź? Czym skutkuje wiara w Boga płynąca z serca, w którym kryje się wiara w religię? Czy to właściwy sposób wyznawania wiary? Czy jest różnica między stanem wiary w religię a stanem posiadania wiary w Boga? Jaka jest różnica między wiarą w religię a wiarą w Boga? Kiedy zaczynałeś wierzyć w Boga, być może uważałeś, że wiara w religię i wiara w Boga są tym samym. Ale dzisiaj, kiedy wierzysz w Boga od kilku lat, jak myślisz, czym naprawdę jest posiadanie wiary? Czy różni się jakoś od wiary w religię? Wiara w religię oznacza przestrzeganie religijnych rytuałów, by uzyskać szczęście i pociechę dla ducha. Nie odnosi się do pytań o to, jaką ścieżką ludzie idą ani jak przeżywają swoje życie. W twoim wewnętrznym świecie nie zachodzi zmiana; nadal jesteś sobą, twoja naturoistota pozostaje taka sama. Nie zaakceptowałeś prawd, które pochodzą od Boga i nie uczyniłeś ich swoim życiem, a jedynie spełniałeś dobre uczynki lub przestrzegałeś ceremoniałów i reguł. Po prostu brałeś udział w pewnych działaniach związanych z wiarą w religię – tylko tyle, nic więcej. Do czego zatem odnosi się wiara w Boga? Oznacza to zmianę sposobu, w jaki żyjesz, oznacza to, że zaszła już zmiana w wartości twojego istnienia i w twoich celach życiowych. Pierwotnie żyłeś po to, by czcić przodków, wyróżnić się z tłumu, zapewnić sobie dobre życie, dążyć do sławy i majątku. Dzisiaj porzuciłeś te rzeczy. Nie podążasz już za szatanem, lecz chcesz go odrzucić, odrzucić ten zły trend. Podążasz za Bogiem, akceptujesz prawdę, a ścieżka, którą kroczysz, jest ścieżką dążenia do prawdy. Kierunek twojego życia całkowicie się zmienił. Uwierzywszy w Boga, inaczej podchodzisz do życia, masz inny sposób życia, podążasz za Stwórcą, akceptujesz i poddajesz się Jego suwerennej władzy i ustaleniom, przyjmujesz zbawienie od Stwórcy, by ostatecznie stać się prawdziwą istotą stworzoną. Czy to nie zmienia twojego sposobu życia? Jest to całkowite przeciwieństwo twoich poprzednich dążeń, stylu życia oraz motywacji i znaczenia kryjących się za wszystkim, co robiłeś – są one zupełnie sprzeczne, należą do całkowicie odmiennych płaszczyzn. Na tym zakończymy rozważania na temat różnicy pomiędzy wiarą w Boga a wiarą w religię. Czy dostrzegacie w sobie stan posiadania „nagiego, dziecięcego serca”, o którym mówiliśmy? (Tak). A czy trwacie w owym stanie przez większość czasu, czy też zdarza wam się to jedynie sporadycznie? Jeżeli ów stan występuje tylko sporadycznie, znaczy to, że już go odrzuciłeś, zacząłeś dążyć do prawdy i wydobywać się z całej tej sytuacji. Jeżeli jednak przez większość czasu żyjesz, kierując się nagim, dziecięcym sercem, i nie wiesz, jak żyć zgodnie z Bożymi słowami i z prawdą, jak odrzucić ograniczenia owego nagiego, dziecięcego serca i wydobyć się z tego stanu, to dowodzi to, że nie żyjesz przed obliczem Boga, nie wiesz jeszcze, czym jest prawda ani jak jej poszukiwać. Czyż nie jest to istotne rozróżnienie? (Jest). Jeżeli nadal będziesz żyć w ten sposób, w najmniejszym stopniu nie pojmując prawdy, znajdziesz się w niebezpieczeństwie i prędzej czy później czeka cię wyeliminowanie. W kwestii tego, skąd bierze się owo nagie, dziecięce serce – będziesz musiał poszukiwać prawdy, szczegółowo przeanalizować ów stan i go odmienić. W głębi swego serca musisz mieć jasność w następujących kwestiach: dlaczego człowiek posiada nagie, dziecięce serce; jakie konsekwencje niesie za sobą opieranie wiary w Boga na żarliwości; czy można zyskać prawdę, wierząc w Boga w taki sposób i czy może to wzmocnić ową wiarę. Musisz więc odnieść do siebie te kwestie, poddać je refleksji i poszukać właściwego rozwiązania.

Można wyróżnić typ ludzi w głębi serca entuzjastycznie nastawionych do swojej wiary w Boga. Żaden obowiązek ani odrobina wysiłku nie stanowią dla nich problemu, lecz mają oni niestabilny temperament: są emocjonalni, kapryśni i niekonsekwentni. W swoim postępowaniu kierują się wyłącznie nastrojem. Gdy są szczęśliwi, dobrze wypełniają powierzone im zadania i świetnie się dogadują z każdym, z kim przyjdzie im współpracować. Ponadto chętnie przyjmują większą ilość obowiązków i bez względu na to, czym się zajmują, biorą za to odpowiedzialność. Postępują w ten sposób, gdy znajdują się w dobrym stanie. Być może coś przyczyniło się do tego, że są w dobrym stanie: ktoś pochwalił ich za dobrze wykonaną pracę albo zdobyli uznanie i aprobatę grupy. A może wielu ludzi docenia ich wysiłki, przez co nadymają się jak balony pęczniejące wraz z każdą pochwałą. W ten sposób każdego dnia wykonują ten sam obowiązek, a mimo to nigdy nie udaje im się uchwycić Bożych intencji i nie poszukują prawdozasad. Oni zawsze polegają na własnym doświadczeniu. Czyż doświadczenie jest prawdą? Czy kierowanie się doświadczeniem w swym postępowaniu jest czymś pewnym? Czy jest zgodne z prawdozasadami? Opieranie się na doświadczeniu nie jest zgodne z zasadami; siłą rzeczy zdarzą się sytuacje, w których takie postępowanie zawiedzie. Oto nadchodzi dzień, w którym owi ludzie nie wykonują dobrze swego obowiązku. Wiele rzeczy idzie nie po ich myśli i zostają przycięci. Grupa nie jest z nich zadowolona. Wówczas dopada ich zniechęcenie i mówią: „Nie będę już wykonywał tego obowiązku. Źle mi idzie. Wy wszyscy jesteście w tym lepsi ode mnie. Ja jestem do niczego. Jeżeli ktoś inny chce się tego podjąć, to proszę bardzo!”. Omawia się z nimi prawdę, lecz ona w ogóle do nich nie dociera; niczego nie pojmują i pytają: „Co tu omawiać? Nie dbam o to, czy jest to prawdą, czy nie; spełnię swój obowiązek, gdy będę w radosnym nastroju, w przeciwnym razie tego nie zrobię. Po co tak to komplikować? Nie zamierzam się teraz za to zabierać; poczekam do dnia, w którym poczuję radość”. Tacy właśnie są owi ludzie, i są w tym konsekwentni. Nieważne, czy chodzi o wykonywanie obowiązku, czytanie Bożych słów, słuchanie kazań i uczestniczenie w spotkaniach, czy też o interakcje z innymi – we wszystkim, co ma związek z jakimkolwiek aspektem ich życia, to, co przejawiają, raz jest pochmurne, a innym razem pogodne, raz podniosłe, a potem przygnębiające, raz oziębłe, a następnie gorące, raz negatywne, a innym razem pozytywne. Krótko mówiąc: ich stan, dobry czy zły, za każdym razem jest dość widoczny. Można go dostrzec na pierwszy rzut oka. Ludzie ci są niekonsekwentni we wszystkim, co czynią, i po prostu ulegają swemu temperamentowi. Gdy są radośni – lepiej pracują, w innym przypadku czynią to byle jak, a nawet mogą zaprzestać lub całkiem zaniechać wykonywania danej czynności. Nieważne, czym się zajmują, jest to zależne od ich nastroju i potrzeb oraz od otoczenia. Ludzie ci nie wykazują żadnej woli, by stawić czoło trudnościom; są rozpieszczeni, zepsuci, histeryczni i odporni na wiedzę, nie czynią też nic, by to ukrócić. Nikomu nie wolno ich urazić; ktokolwiek to uczyni, staje się ofiarą ich porywczości, która nadciąga niczym burza, a gdy minie, dopada ich zniechęcenie i spadek nastroju. Ponadto czynią oni wszystko zgodnie z własnymi upodobaniami. Myślą: „Jeżeli spodoba mi się ta praca, to ją wykonam; jeśli nie, to nigdy się jej nie podejmę. Ktokolwiek z was ma na to ochotę, może się tym zająć. Ja nie mam z tym nic wspólnego”. Jakiego pokroju jest człowiek, który tak myśli? Gdy jest radosny i znajduje się w dobrym stanie, czuje w sercu ekscytację i twierdzi, że pragnie miłować Boga. Jest tak przejęty, że aż płacze, a gorące łzy spływają mu po twarzy i głośno szlocha. Czy jego serce rzeczywiście kocha Boga? Stan miłowania Boga w sercu jest czymś normalnym, lecz patrząc na usposobienie takiego człowieka, jego zachowanie i to, co przejawia, można by pomyśleć, że ma jakieś dziesięć lat. Jego usposobienie i sposób życia cechuje kapryśność. Czymkolwiek taki człowiek się nie zajmie, jest niekonsekwentny, nielojalny, nieodpowiedzialny i nieudolny. Nigdy nie stawia czoła trudnościom i nie bierze na siebie odpowiedzialności. Gdy jest w dobrym nastroju, może zająć się wszystkim; nie przeszkadzają mu wówczas drobne trudności ani to, że ucierpią na tym jego interesy. Jednakże gdy jest nieszczęśliwy, nie kiwnie nawet palcem. Jakiego pokroju jest to człowiek? Czy taki stan jest czymś normalnym? (Nie). Problem ten wykracza poza stan anormalny: to przejawy skrajnej kapryśności, głupoty, ignorancji i infantylności. Dlaczego kapryśność stanowi problem? Niektórzy mogą twierdzić: „To kwestia chwiejnego temperamentu. Ci ludzie są zbyt młodzi i doświadczyli jeszcze za mało trudów życia; ich osobowość nie jest jeszcze ukształtowana, przez co często zachowują się kapryśnie”. Kapryśność jednak nie zależy od wieku: czterdziesto- czy siedemdziesięciolatkowie też bywają kapryśni. Jak to wyjaśnić? Kapryśność stanowi w istocie problem usposobienia, i to niezwykle poważny! Jeżeli tacy ludzie wykonują ważny obowiązek, to kapryśność może opóźnić jego realizację oraz postępy pracy i przynieść straty domowi Bożemu. Czasem wpływa także na zwykłe obowiązki i wszystko utrudnia. Nie przynosi to żadnych korzyści ani owym ludziom, ani innym, ani dziełu kościoła. Wykonywane przez nich drobne zadania oraz cena, jaką płacą, przynoszą czyste straty. Ludzie bardzo kapryśni nie nadają się do pełnienia obowiązków w domu Bożym, a jest takich ludzi wielu. Kapryśność jest najczęstszym zewnętrznym przejawem skażonych skłonności. Właściwie każdy człowiek ma takie usposobienie. A czym ono jest w istocie? Rzecz jasna każdy rodzaj skażonego usposobienia, a więc i kapryśność, stanowi pewną formę szatańskich skłonności. Delikatnie rzecz ujmując: jest to niekochanie czy też nieprzyjmowanie prawdy. Mówiąc dobitniej: oznacza to odczuwanie niechęci i nienawiści do prawdy. Czy ludzie kapryśni są w stanie podporządkować się Bogu? Zdecydowanie nie. Udaje im się to przez chwilę, gdy są szczęśliwi i czerpią z tego korzyści, lecz gdy są nieszczęśliwi i nic z tego nie mają, wpadają we wściekłość, ośmielają się stawiać opór Bogu i Go zdradzać. Mówią sobie wówczas: „Nie obchodzi mnie, czy to jest prawda, czy też nie – liczy się to, że ja jestem radosny i zadowolony. Jeżeli jestem nieszczęśliwy, żadne słowa mi nie pomogą! Na co zda mi się prawda? Na co mi Bóg? Ja tu rządzę!”. Jaki to rodzaj skażonego usposobienia? (Nienawiść do prawdy). To usposobienie pełne nienawiści do prawdy; takie, które żywi do niej niechęć. Czy zawiera ono także dozę arogancji i pychy? Ma w sobie element nieustępliwości? (Tak). Występuje tu jeszcze jeden skandaliczny stan. Kiedy człowiek tego pokroju ma dobry nastrój, jest dla wszystkich uprzejmy i odpowiedzialnie wykonuje swój obowiązek; ludzie uważają go za kogoś dobrego i posłusznego, kto ochoczo płaci cenę i rzeczywiście miłuje prawdę. Ale gdy tylko ktoś taki popadnie w zniechęcenie, to od razu wychodzi z pracy, zaczyna narzekać, a nawet traci zdolność rozumowania. W tym momencie wyłania się jego nikczemne oblicze. Nikomu nie wolno robić mu wyrzutów. Człowiek ten jest wręcz w stanie powiedzieć: „Pojmuję każdą prawdę, tylko jej nie praktykuję. Zadowala mnie to, że czuję się dobrze sam ze sobą!”. Jakie to usposobienie? (Nikczemność). Owi źli ludzie są gotowi przeciwstawić się każdemu, kto chciałby ich przyciąć, a nawet są zdolni zranić i skrzywdzić kogoś takiego, niczym złe demony. Nikt nie odważy się z nimi zadrzeć. Czyż nie jest to bardzo kapryśne i nikczemne z ich strony? A może to kwestia młodego wieku? Czy gdyby byli starsi, nie byliby tak kapryśni? Czy byliby wówczas rozważniejsi i rozsądniejsi? Nie. To nie jest kwestia osobowości czy wieku. Kryje się w tym głęboko zakorzenione skażone usposobienie. Rządzi ono owymi ludźmi i to zgodnie z nim egzystują. Czy ktoś żyjący w takim skażeniu charakteryzuje się podporządkowaniem? Czy jest w stanie poszukiwać prawdy? Czy jakaś część owego człowieka miłuje prawdę? (Nie). Nie, nie ma w nim niczego takiego. Czy każdemu z was zdarzyło się doświadczyć kapryśnego stanu? (Tak). Czy gdybyśmy tego nie omówili, stanowiłoby to dla was jakiś problem? (Nie). A czy teraz, omówiwszy to, widzicie, że jest to dość poważna sprawa? (Tak). Sporadyczna kapryśność wynika z obiektywnych przyczyn. Nie jest ona problemem usposobienia. Wszelkie problemy związane z usposobieniem oraz wszystkie przejawy zepsutego usposobienia uwidocznione w człowieczych czynach będą miały negatywne konsekwencje. A oto przykład przyczyny obiektywnej: powiedzmy, że kogoś bardzo boli dziś brzuch. Ból jest tak silny, że ów człowiek ledwo ma siłę mówić. Marzy tylko o tym, by na chwilę się położyć. Wówczas zjawia się ktoś, kto chce zamienić z nim kilka słów, człowiek ten zaś odpowiada nieco szorstkim tonem. Czy to oznacza, że ma on problem z usposobieniem? Nie. Zachowuje się tak tylko dlatego, że jest chory i cierpi. Gdyby był taki i mówił do innych w ten sposób w normalnych okolicznościach, oznaczałoby to problem usposobienia. W tym konkretnym przypadku jego ton jest nieprzyjemny, gdyż odczuwany przez niego ból przekroczył pewien próg. To normalne. Jeżeli istnieje jakaś obiektywna przyczyna i wszyscy przyznają, że w danych okolicznościach pewien ton czy pewne zachowanie są wybaczalne i uzasadnione, i że taka po prostu jest ludzka natura, to mamy wówczas do czynienia z zachowaniem i przejawami właściwymi zwykłemu człowieczeństwu. Weźmy kogoś, kto stracił bliską osobę i rozpłakał się z żalu. To zupełnie normalne. A jednak są ludzie, którzy wydają osąd, mówiąc: „Ten człowiek jest czułostkowy. Od tylu lat wierzy w Boga, a wciąż nie potrafi wyzbyć się przywiązania do rodziny. On wręcz płacze, gdy umiera któryś z jego krewnych. Jakież to głupie!”. Później jednak umiera matka tego, który wypowiedział te słowa, a on zaś płacze rzewniej niż ktokolwiek inny. Jak należy to postrzegać? W tej kwestii nie można stosować na ślepo różnych przepisów ani dokonywać uogólnień; niektóre zachowania i przejawy mają obiektywne przyczyny i są właściwe zwykłemu człowieczeństwu. To, jakie zachowania i przejawy są właściwe zwykłemu człowieczeństwu, a jakie nie, zależy od okoliczności. Wszystko to, co mówi się o kwestiach, jakimi ludzie kierują się w życiu, dotyczy z jednej strony problemów związanych z ich skłonnościami, z drugiej zaś spraw dotyczących ich zapatrywań oraz sposobów i ścieżek dążenia. W ogóle nie dotyczy to ich temperamentu, osobowości ani sposobów postępowania widocznych na zewnątrz.

Istnieje jeszcze inny rodzaj stanu: to życie według filozofii funkcjonowania w świecie. Większości ludzi w wierze w Boga podoba się dążenie do sławy, zysku oraz statusu, i nie koncentrują się oni na dążeniu do prawdy. Dopóki człowiek ma odrobinę charakteru i parę pomysłów, dopóty dysponuje zbiorem szatańskich filozofii i życiowych zasad. Każdy ma swoje własne „asy w rękawie”: służą one prowadzeniu szczęśliwego życia, takiego, które wyróżni człowieka na tle innych, przyniesie zaszczyt jego rodzinie i wzbudzi powszechne uznanie. Co to za asy? Są to „naczelne” filozofie funkcjonowania w świecie. Niektórych może to rozbawić, bowiem terminy „naczelny” i „filozofie funkcjonowania w świecie” wcale do siebie nie pasują. To dziwne zestawienie. Dlaczego zatem używamy tutaj słowa „naczelne”? Na ogół człowiek wyznający filozofię funkcjonowania w świecie wierzy, że do życia są mu niezbędne określone zasady egzystowania, czyli pewne tajniki służące przetrwaniu. Sądzi on, iż jest to jedyny sposób na osiągnięcie życiowych celów. Owe zasady egzystowania, czyli w istocie filozofie funkcjonowania w świecie, są dla niego niczym najważniejsze dogmaty, podobnie jak często powtarzane przez ludzi dewizy. Broni on własnej filozofii funkcjonowania w świecie i trzyma się jej, zupełnie jakby była prawdą, nie wykluczając z niej nawet wybrańców Boga. Myśli: „Żaden człowiek nie jest w stanie odseparować się od spraw tego świata. Wierzycie w Boga, czyż nie? Przestrzegacie zasad, nieprawdaż? Pojmujecie prawdę, zgadza się? Zatem mam dla was filozofię funkcjonowania w świecie. Jesteście skrupulatni, prawda? Czyż nie kierujecie się prawdozasadami? No cóż, ja nie pojmuję prawdozasad, a mimo to potrafię sprawić, byście byli do mnie przychylnie nastawieni i nieustannie kręcili się w kółko. Zatrzymam was wszystkich w mojej strefie wpływów; będziecie utrzymywać, że jestem dobrym człowiekiem, i nie powiecie o mnie złego słowa za moimi plecami. Ja zaś, gdy nie będzie was w pobliżu, wydam o was osąd, dopuszczę się wobec was paskudnych czynów i zdradzę was, a wy i tak nic z tego nie pojmiecie”. Tak postępuje człowiek, który kieruje się w życiu filozofiami funkcjonowania w świecie. Co one w sobie kryją? Podstęp, oszustwo, taktykę, a także różne podejścia i metody. Przykładowo: gdy człowiek tego pokroju dostrzeże kogoś, kto posiada status i kto może okazać się użyteczny, wówczas zachowuje się bardzo uprzejmie, kłania się w pas i wyśpiewuje peany na cześć tej osoby. Natomiast w stosunku do ludzi, którzy jego zdaniem mają niewiele do zaoferowania i nie dorastają mu do pięt, zachowuje się protekcjonalnie i z wyższością, to zaś sprawia, że czuje się lepszy od nich i chce być stale podziwiany. W swym wewnętrznym świecie ma cały system służący gierkom i manipulowaniu otoczeniem, a także wie, jak powinien traktować poszczególne typy ludzi. Gdy kogoś spotyka, rozpoznaje na pierwszy rzut oka, jakiego pokroju jest ów człowiek i w jaki sposób należy z nim postępować. W jego umyśle natychmiast rodzi się formuła. Ma w tym wprawę i doświadczenie. Nie musi dumać nad tym, jak wcielić w życie owe filozofie, nie potrzebuje żadnych wstępnych szkiców ani niczyich wskazówek. Ma własne metody. Niektóre z nich sam wymyślił, innych ktoś go nauczył; mógł też u kogoś je podpatrzeć lub przyswoić je dzięki cudzym wpływom. A może nikt mu o nich nie powiedział, lecz człowiek ten potrafi sam wydedukować wszystkie tajniki i w taki oto sposób uczy się filozofii funkcjonowania w świecie, technik, koncepcji, metod, strategii i kalkulacji. Czy ludzie kierujący się w życiu tym wszystkim posiadają prawdę? Czyż są w stanie wedle niej żyć? (Nie). Nie są w stanie. A jaki mają wpływ na innych? Często ich oszukują, otumaniają, wykorzystują, bawią się nimi i tak dalej. Owe filozofie funkcjonowania w świecie nie są zarezerwowane wyłącznie dla intelektualistów czy jakiejś innej konkretnej grupy ludzi – one drzemią w każdym z nas.

Jakie są jeszcze inne zewnętrzne przejawy szatańskich filozofii? Niektórzy ludzie są wspaniałymi mówcami. Wywołują u słuchaczy radość i zadowolenie, sprawiając, że ci, wysłuchawszy ich, odchodzą pokrzepieni, lecz w rzeczywistości nie wykonują żadnej faktycznej pracy. Co to za typ ludzi? Taki, który manipuluje innymi przy pomocy pięknych słówek. Są tacy przywódcy i pracownicy, którzy trochę popracują, a potem myślą sobie: „Czy Zwierzchnik mnie rozumie? Czy Bóg w ogóle o mnie wie? Muszę zgłosić Mu kilka problemów, by wiedział, że pracuję. Gdy Zwierzchnik zobaczy, że sprawy, które zgłaszam, są całkiem konkretne, rzeczywiste i kluczowe, być może doceni to, że potrafię wykonać rzeczywistą pracę”. Znajdują więc okazję, by wspomnieć o problemach. Jest to w pełni uzasadnione: to właśnie nakazuje zdrowy rozsądek i tego wymaga ich praca. Jednakże osobiste intencje owych ludzi nie powinny na to rzutować. Czy dostrzegacie, co nimi kieruje, kiedy zgłaszają trudności? Dlaczego tak naprawdę ich rzeczywiste intencje stanowią problem? Odpowiedź na to pytanie wymaga namysłu i przenikliwości. Gdyby ludzie ci wspomnieli o owych sprawach po to, by dobrze wykonać swój obowiązek i zadowolić Boga, byłoby to uzasadnione; oznaczałoby, że są odpowiedzialni i faktycznie wykonują swoją pracę. Tymczasem obecnie mamy do czynienia z przywódcami i pracownikami, którzy nie wykonują żadnej rzeczywistej pracy, a zamiast tego są oportunistami i idą na łatwiznę, okłamują swoich przełożonych i ukrywają pewne rzeczy przed swoimi podwładnymi. Jednocześnie pragną zręcznie manipulować i wszystkich zadowolić. Czyż praktykując w ten sposób, nie żyją oni zgodnie z szatańskimi filozofiami? Jeżeli tak jest, to jak należy rozwiązać ów problem? Jakich prawd należy poszukiwać? Jak się tego dowiedzieć i jak się w tym rozeznać? Aby można było rozwiązać problem skażonych intencji owych ludzi, kwestie te muszą zostać wyjaśnione. A oto inny przykład. Dwoje ludzi ma wspólnie wykonać pewien obowiązek. Ich zadaniem jest udać się do kościoła w innej okolicy, by rozwiązać zaistniały tam problem. Panujące tam warunki bytowe pozostawiają wiele do życzenia, podobnie jak kwestie bezpieczeństwa – to miejsce jest dość niebezpieczne. Jeden z nich mówi: „Ludzie z tego kościoła za mną nie przepadają. Nawet gdybym do nich poszedł, nie ma pewności, że udałoby mi się rozwiązać ten problem. Ale oni wszyscy lubią ciebie. Byłoby lepiej, gdybyś to ty zajął się tą sprawą”. Drugi człowiek przyznaje mu rację i wyrusza w drogę. Abstrahując od innych kwestii, czyż problemem nie jest osoba, która wymyśliła rozmaite powody i wymówki, by nie iść do owego kościoła? Nie ma znaczenia, czy mają one jakiekolwiek uzasadnienie. Czy taki człowiek praktykuje w ten sposób prawdę? Czy ma na uwadze swoich braci i siostry? Nie, on kłamie. Wypowiada piękne słówka, by osiągnąć własne cele. Czyż nie jest to pewna technika? Jeżeli myślisz i postępujesz w ten sposób, to znaczy, że nie zbuntowałeś się jeszcze przeciwko ciału. Ty wciąż żyjesz zgodnie z szatańskimi filozofiami. A co by się stało, gdybyś potrafił przeciwstawić się samemu sobie i gdybyś nie kierował się w życiu owymi szatańskimi filozofiami? Z początku nie chciałbyś udać się do tego kościoła, by rozwiązać trapiące go problemy, lecz później byś to rozważył i uznał: „To nie w porządku. Jeżeli mam takie myśli, to znaczy, że jestem złym, niemoralnym człowiekiem. Muszę jak najszybciej cofnąć swoje słowa, przeprosić mojego partnera i otwarcie powiedzieć o zepsuciu, które się we mnie ujawniło. Jeszcze dziś muszę się tam udać, nawet jeżeli mam tam zginąć”. Wcale nie jest powiedziane, że tam zginiesz. Od kiedy to śmierć przychodzi tak łatwo? Zarówno życie, jak i śmierć są z góry przesądzone przez Boga. Ogólnie rzecz biorąc, w takiej sytuacji musisz mieć determinację i zdolność do przeciwstawiania się samemu sobie. Tylko wówczas będziesz w stanie wieść życie wierne prawdzie. Przytoczę inny przykład. Dwoje ludzi ma wspólnie wykonać pewien obowiązek. Oboje boją się odpowiedzialności, przez co ich rozmowa zamienia się w potyczkę słowną. Pierwszy z nich mówi: „Ty to zrób”. Drugi odpowiada: „Lepiej byłoby, gdybyś to ty się tym zajął. Ja mam słabszy charakter”. W rzeczywistości zaś myślą: „Jeżeli zrobię to dobrze, nie dostanę żadnej nagrody, a jeśli wyjdzie mi to źle, to się ze mnie przytną. Nie pójdę, nie jestem aż tak głupi! Wiem, co knujesz. Nie próbuj mnie przekonać”. Co ostatecznie wynika z ich wymiany zdań? Żaden z nich nie udaje się w to miejsce, co skutkuje opóźnieniem prac. Czyż nie jest to niemoralne? (Jest). Czyż opóźnienie prac nie stanowi poważnej konsekwencji ich postępowania? Rezultat jest bardzo zły. Czym zatem tych dwoje ludzi kieruje się w życiu? Oboje żyją zgodnie z szatańskimi filozofiami; to, co ich więzi i ogranicza, to owe filozofie a także ich własne podstępy. Nie zdołali praktykować prawdy i w związku z tym nie wykonują swego obowiązku według przyjętych standardów. Czynią to pobieżnie, tak, iż nie ma w tym żadnego świadectwa. Weźmy teraz dwoje ludzi, którzy mają wspólnie wykonać pewien obowiązek. Pierwszy z nich stara się we wszystkim dominować i zawsze chce mieć ostatnie słowo, przez co ten drugi może pomyśleć: „Ten człowiek jest nieustępliwy i lubi brać sprawy w swoje ręce. Cóż, niech przejmie inicjatywę we wszystkim, a gdy coś pójdzie nie tak, to on zostanie przycięty. »Ptak, który wystawia głowę z gniazda, zostaje zastrzelony«. Ja nie będę się wychylać. Tak się składa, że mam słaby charakter i nie lubię, gdy ktoś zawraca mi głowę. Ten człowiek zaś uwielbia brać sprawy w swoje ręce, czyż nie? Jeśli zatem jest coś do zrobienia, zostawię to jemu!”. Ktoś, kto wypowiada takie słowa, czerpie przyjemność z przypodobywania się innym i bycia ich naśladowcą. Co sądzisz o sposobie, w jaki ten człowiek wykonuje swój obowiązek? Czym kieruje się w życiu? (Filozofiami funkcjonowania w świecie). Oto co jeszcze sobie myśli: „Czyż on nie wścieknie się na mnie, jeśli zbiorę za niego laury? Czy w przyszłości nie będzie między nami niezgody? Gdyby to wpłynęło na nasze relacje, trudno byłoby nam się dogadać. Lepiej będzie dla mnie, jeśli dam mu wolną rękę”. Czyż nie jest to pewna filozofia funkcjonowania w świecie? Człowiek ten żyje w sposób, który pozwala mu uniknąć kłopotów i odpowiedzialności. Czyni to, co mu się każe, bez konieczności przejmowania inicjatywy, wychylania się czy rozważania jakichkolwiek problemów. Nie przemęcza się, gdyż kto inny bierze za wszystko odpowiedzialność. Jego gotowość do bycia naśladowcą dowodzi, iż nie ma poczucia odpowiedzialności. Żyje zgodnie z filozofiami funkcjonowania w świecie. Nie przyjmuje prawdy ani nie przestrzega zasad. To nie jest harmonijna współpraca, lecz naśladownictwo i przypodobywanie się innym. Dlaczego nie można tego nazwać współpracą? Bowiem owemu człowiekowi w żaden sposób nie udaje się sprostać odpowiedzialności. Nie wkłada on w to, co czyni, całego swego serca ani umysłu, a być może nie wykorzystuje nawet całej swej siły. Dlatego twierdzę, że kieruje się on w życiu filozofiami funkcjonowania w świecie, a nie prawdą. A oto kolejny przykład: podczas wykonywania swojego obowiązku ktoś dopuszcza się złego czynu, który przynosi szkodę interesom domu Bożego. Dostrzegasz to, lecz myślisz: „To nie moja sprawa. Moim interesom to nie zaszkodziło. Poza tym, to nie ja ponoszę za to odpowiedzialność. Dlaczego miałbym wsadzać nos w cudze sprawy? Niech zajmie się tym ktoś inny, ktokolwiek ma na to ochotę. Jedyne, co do mnie należy, to dopilnowanie własnej pracy. To, że inni robią złe rzeczy, nie ma ze mną nic wspólnego. Nie dbam o to, gdy to widzę, nie obchodzi mnie, czy zbłądzili; a jeżeli przyniesie to szkodę dziełu kościoła, to ja nie mam z tym nic wspólnego”. Czyż nie jest to jedna z filozofii funkcjonowania w świecie? (Zgadza się). Czy taki człowiek ma dobre intencje? (Nie). On żyje zgodnie z szatańskimi filozofiami. Niektórym zdarza się to sporadycznie i tylko w pewnych okolicznościach; inni zaś często tak postępują, nigdy nie poszukując prawdy, nie zastanawiając się nad sobą i nie wyzbywając się swoich skażonych skłonności. Te dwa typy ludzi znajdują się w odmiennych sytuacjach. Jednakże nie ma znaczenia, czy dochodzi do tego sporadycznie, czy też we wszystkich przypadkach – ma to związek z problemem skażonego usposobienia. Tu nie chodzi po prostu o to, że ktoś stosuje złe metody, lecz o to, że kieruje się w życiu szatańskimi filozofiami. Z jakimi innymi filozofiami funkcjonowania w świecie ludzie najczęściej mają styczność? (Z przekupywaniem innych za pomocą drobnych przysług, zaspokajaniem cudzych upodobań, wychwalaniem ludzi i dogadzaniem im). Zaspokajanie cudzych upodobań jest jedną z takich technik – jednym z rodzajów filozofii funkcjonowania w świecie. Co poza tym? (Zachowywanie milczenia, gdy ujrzy się kogoś naruszającego zasady, w obawie przed zranieniem jego uczuć). To, że nie mówi się wprost, stale krąży się wokół tematu, dobiera miłe słówka, które nie odnoszą się do zasad ani do sedna problemu – oto kolejny rodzaj filozofii funkcjonowania w świecie. Co jeszcze? (Przypochlebianie się każdemu, kto posiada status, i wdzięczenie się do takich osób). To jest zabieganie o względy, które również jest swego rodzaju filozofią funkcjonowania w świecie. Są ludzie, którym natura nakazuje stale manipulować i wykorzystywać innych. Takie osoby są wyjątkowo zdradzieckie. Inne zaś, niezależnie od tego, gdzie się znajdują, są przebiegłe i manipulują swoją elokwencją. To, co mówią, zależy od tego, do kogo kierują swoje słowa. Mają bardzo błyskotliwe umysły: od pierwszego wejrzenia wiedzą, jak postępować z daną osobą. Ludzie tego pokroju są niezwykle przebiegli i nie potrafią żyć według prawdy. Jakie są jeszcze inne zewnętrzne przejawy filozofii funkcjonowania w świecie? (Brak odwagi, by zabrać głos w obliczu problemu, z obawy przed poniesieniem winy w przypadku popełnienia błędu; przysłuchiwanie się i przyglądanie temu, co mówią i czynią inni, oraz wstrzymywanie się z wyrażaniem własnej opinii do czasu, aż przemówi większość). Ludzie mają tendencję do tego, by płynąć z prądem, uważają bowiem, że nie da się egzekwować prawa, gdy wszyscy są winowajcami. Czego dotyczy ten problem? Z jakim usposobieniem mamy tu do czynienia? Czyż nie jest to fałszywe usposobienie? Brak śmiałości, by bronić prawdozasad, wynikający z tego, że stale pragnie się przypodobać innym, a jednocześnie obawa, by nie urazić innych, nie zostać zdemaskowanym i wyeliminowanym za niepraktykowanie prawdy – to dopiero dylemat! Oto żałosny los osób stale starających się zadowolić innych. Gdy ludzie nie praktykują prawdy, urzeczywistniają takie właśnie paskudne sytuacje – wszystkich ich cechuje demoniczne podobieństwo do szatana. Niektórzy spośród nich są podstępni, inni zdradzieccy, jeszcze inni nikczemni, podli, niegodziwi i żałośni. Czy kierujecie się w życiu szatańskimi filozofiami? Schlebianie każdemu obecnemu przywódcy i ignorowanie tych, którzy zostali zastąpieni i wyeliminowani; wdzięczenie się do każdego, kto zostanie wybrany liderem, kimkolwiek byłby ów człowiek; wypowiadanie przeróżnych przyprawiających o mdłości słów, jak „O rety! Jaka ty jesteś urodziwa i zgrabna – istny ideał piękna. Gdy mówisz, brzmisz jak prezenter wiadomości, a gdy śpiewasz, masz głos skowronka”; zabieganie na różne sposoby o względy tych osób; pochlebianie im przy każdej nadarzającej się okazji; przekupywanie ich drobnymi przysługami; przyglądanie się temu, co czynią, i przysłuchiwanie temu, co mówią, oraz wymyślanie rozmaitych sposobów, by ich zadowolić, widząc, że coś im się podoba. Czy stosujecie takie taktyki? (Tak. Zdarza się, że dostrzegam pewne problemy lub niedociągnięcia danego przywódcy lub pracownika, lecz nie mam śmiałości się odezwać w obawie, że te osoby zrzucą na mnie winę i będą do mnie źle nastawione). To świadczy o braku zasad. A wiesz, czy poprawnie zidentyfikowałeś owe problemy i czy mówienie o nich przysłużyłoby się dziełu kościoła? (Co nieco wiem). Wiesz co nieco, a zatem co takiego musisz uczynić, by być wiernym prawdozasadom? A z czym mamy do czynienia, jeżeli jesteś pewien, że dostrzegasz problem, i w głębi serca pojmujesz, iż należy go rozwiązać, gdyż w przeciwnym razie opóźni to pracę, a mimo to nie jesteś w stanie przestrzegać zasad i obawiasz się urazić innych ludzi? Dlaczego miałbyś się obawiać przestrzegania zasad? Jest to poważna sprawa, która dotyczy tego, czy kochasz prawdę i czy masz poczucie sprawiedliwości. Powinieneś dać wyraz swojej opinii, nawet jeśli nie wiesz, czy jest ona słuszna. Jeśli masz jakąś opinię lub pomysł, powinieneś ją wypowiedzieć i pozwolić innym ją ocenić. Będzie to dla ciebie korzystne i w pewnym stopniu przyczyni się do rozwiązania problemu. Jeśli myślisz sobie: „Nie będę się mieszał. Jeśli to, co mówię, jest słuszne, nie zyskam uznania, a jeśli będzie błędne, to zostanę przycięty. Nie warto”, czyż nie jest to egoistyczne z twojej strony i nikczemne? Ludzie zawsze biorą pod uwagę swoje własne interesy i nie potrafią praktykować prawdy. To jest w nich najtrudniejsze. Czyż każdy z was nie ma w sobie wielu takich filozofii funkcjonowania w świecie i schematów? W każdym człowieku jest sporo dewiz szatana i już dawno każdy został przez nie opanowany. Nic więc dziwnego, że ludzie latami słuchają kazań, nie rozumiejąc prawdy, że ich wejście w prawdorzeczywistość jest powolne, a ich postawa pozostaje zawsze tak mała. Jest to spowodowane tym, że takie skażone rzeczy są dla nich przeszkodą i utrudnieniem. Według czego żyją ludzie, gdy powinni praktykować prawdę? Żyją według tych skażonych skłonności, pojęć, wyobrażeń i filozofii funkcjonowania w świecie, jak również według talentów. Żyjąc według tych rzeczy, bardzo trudno jest ludziom przyjść przed oblicze Boga. Dlaczego? Ponieważ dźwigają zbyt wielki ciężar, zbyt ciężkie jarzmo. Życie człowieka według tych rzeczy jest tak bardzo oddalone od prawdy. Powstrzymują cię one od zrozumienia prawdy i od jej praktykowania. Czy twoja wiara w Boga wzrośnie, jeżeli nie rozumiesz prawdy? (Nie). Z pewnością nie wzrośnie Twoja wiara w Boga, a tym bardziej twoja wiedza o Nim. Jest to katastrofalna, przerażająca rzecz.

To, czym ludzie kierują się w życiu, ma związek z ich poglądami na różne sprawy oraz z ich skłonnościami. Niektórzy stale dążą do realizacji swych marzeń i pragnień. To marzyciele. Inni zawsze kierują się swoimi pragnieniami. Jakie to pragnienia? Pragnienie wykonywania pracy, zdobycia sławy oraz pokazania się. Niektórzy ludzie na przykład lubują się w statusie. Bez niego nie wierzą w Boga, nie mają ochoty nic robić, a wiara ich nudzi. Żyją, kierując się pragnieniem uzyskania statusu, i każdy ich dzień jest zdominowany przez to dążenie. Wszelki możliwy status stanowi dla nich dużą wartość. Wszystko, co czynią, czynią jedynie dla statusu: po to, by go utrzymać, umocnić i rozszerzyć swoje kompetencje – każda rzecz, którą się zajmują, jest związana z owym pragnieniem. Ludzie ci żyją pragnieniami. Są też tacy, którzy wiodą żałosne życie na tym świecie. To prostolinijni ludzie, stale zastraszeni, wywodzący się ze złych domów, z ubogich środowisk i nie mający nikogo, na kim mogliby polegać. Są samotni i pozostawieni bez opieki, do czasu, gdy zaczynają wierzyć w Boga – wówczas czują, że w końcu znaleźli podporę. Mają aspiracje i to one napędzają ich wiarę w Boga. Owe aspiracje nigdy się nie zmieniły i żywią je oni do dziś. Myślą: „Wierząc w Boga, żyję z godnością i mam silny charakter; mogę wznieść się ponad innych ludzi i prowadzić lepsze życie niż oni. Gdy pójdę do nieba, wy wszyscy będziecie musieli obdarzyć mnie szacunkiem. Nikt nie będzie już patrzył na mnie z góry”. To ich pragnienie i nadzieja, którą wyrażają, są puste i mętne. Sądzą, że prowadzili tak nędzne życie na tym świecie ze względu na swoją sytuację rodzinną lub z jakiegoś innego powodu. Mieszkając w domu Bożym, mają coś, na czym mogą polegać. Bracia i siostry nie znęcają się nad nimi. Już nie są nieszczęśnikami – mają podporę. Ponadto ich największą nadzieją jest to, iż po śmierci lub jeszcze w tym życiu czeka na nich wspaniałe przeznaczone miejsce, w którym będą mogli nosić głowę wysoko. Oto jaki mają cel. Żyją ową aspiracją i wszędzie, we wszystkim, odwołują się do tej myśli i do tego pragnienia stanowiącego dla nich motywację. Jest im dość trudno wieść życie oparte na prawdzie. Życie takich ludzi jest żałosne. Są również osoby, które pragną się pokazać czy też zaistnieć. Dlatego tak bardzo lubią przebywać w grupie, zajmując się tym i owym po to, by inni mieli o nich wysokie mniemanie, co z kolei zaspokaja ich próżność. Myślą: „Może i nie jestem przywódcą, lecz dopóki potrafię zaprezentować grupie moje talenty i błyszczeć splendorem w świetlistej aureoli, warto, bym wierzył w Boga. Właśnie po to żyję; to wcale nie jest gorsze od życia na świecie”. Od owego momentu po to właśnie żyją. Egzystują w ten sposób całymi dniami i latami, nie zmieniając ani na jotę swoich pierwotnych zamiarów. Czy na tym polega życie według prawdy? Z całą pewnością nie. Ludzie ci żyją marzeniami i pragnieniami, podobnie jak niewierzący. Jest to problem związany z ludzkimi poglądami na różne sprawy i ze skażonymi skłonnościami człowieka. Jeśli nie zostanie on rozwiązany, to nie ma sposobu, by pojąć czy też praktykować prawdę, a wówczas dość trudno jest żyć wedle niej.

Zdarzają się również kobiety, które w życiu koncentrują się przede wszystkim na swoim wyglądzie; uważają się za ładne i sądzą, że gdziekolwiek się pojawią, są przez wszystkich lubiane, wysoko cenione i aprobowane. Wszędzie słyszą komplementy pod swoim adresem i widzą skierowane ku sobie uśmiechnięte twarze. Żyjąc w ten sposób, są pewne siebie i bardzo z siebie zadowolone. Uważają więc, że takie życie przynosi im kapitał, że ma dużą wartość i że przynajmniej wielu ludzi je docenia. Czy i niektórzy mężczyźni nie prowadzą życia skoncentrowanego wokół swojego wyglądu? Powiedzmy, że jesteś przystojny, a w rozmowach z siostrami potrafisz być dowcipny, szykowny i romantyczny. Jesteś z siebie bardzo zadowolony, wszyscy bowiem myślą o tobie dobrze i pozostają w orbicie twoich wpływów. „To nie tak, że próbuję się z kimś umówić. Ja tak po prostu żyję i to jest cudowne! A praktykowanie prawdy? Jakież to nudne!” Jeszcze inni żyją z pewnego typu kapitału, zaś by go mieć, muszą rzecz jasna posiadać coś realnego. Co to może być? Niektórzy na przykład są przekonani, że wyszli z łona matki, już wierząc w Boga. Wierzą w Niego od pięćdziesięciu lat, a nawet dłużej, i to stanowi ich kapitał. Widząc brata lub siostrę, pytają: „A ty od ilu lat wierzysz w Boga?”. „Od pięciu” – odpowiada ta osoba. Oni wierzą w Boga dziesięć razy dłużej i w związku z tym myślą: „Czy wierzysz w Boga przez mniej więcej tyle samo lat, co ja? Jesteś taki młody. Lepiej się pilnuj, przed tobą jeszcze długa droga!”. Oto w jaki sposób żyją ze swojego kapitału. Jakie są jeszcze inne typy kapitału? Niektórzy ludzie służyli jako przywódcy i pracownicy wszystkich szczebli. Przez długi czas wykonywali pracę na zewnątrz, krzątali się i odwiedzali kościoły, dzięki czemu zdobyli duże doświadczenie. Są dość dobrze obeznani z ustaleniami dotyczącymi pracy zarządzonymi przez Zwierzchnika, a także z ludźmi różnego pokroju i z rozmaitymi obszarami pracy w kościele. W związku z tym myślą: „Jestem doświadczonym liderem z kapitałem weterana. Pracuję od dawna i mam duże doświadczenie. A co wy wszyscy wiecie? Jesteście dziećmi. Ile dni przepracowaliście? Jesteście zieloni. Nie wiecie nic. Tak jest! Słuchajcie mnie!”. I tak głoszą kazania całymi dniami, a nie ma w nich nic praktycznego – tylko słowa i doktryny. Znajdują oni jednak wymówki: „Mam dziś zły nastrój. Jest pewien antychryst, który wprowadza zaburzenia i zakłócenia, i to mnie zasmuca. Następnym razem wygłoszę kazanie, jak należy”. Czyż to nie pokazuje ich prawdziwego oblicza? Żyją ze swojego weterańskiego kapitału i są ogromnie z siebie zadowoleni. Jakież to wstrętne i jakież to obrzydliwe! To tylko jeden z rodzajów kapitału. Są też tacy ludzie, którzy byli więzieni za wiarę w Boga lub mają za sobą inne szczególne doświadczenia bądź wykonują jakieś wyjątkowe obowiązki. Cierpienie, które ich dotknęło, służy im również jako swego rodzaju kapitał. Dlaczego ludzie zawsze żyją ze swego kapitału? Mamy tu do czynienia z pewnym problemem, a mianowicie ludzie ci wierzą, iż ów kapitał jest ich życiem. Dopóki z niego żyją, dopóty są zdolni niejednokrotnie podziwiać samych siebie i często się sobą upajać, a także wykorzystywać ów kapitał do pouczania innych i wywierania na nich wpływu, co z kolei przekłada się na zaskarbianie sobie uznania otoczenia. Sądzą, iż mając fundament w postaci kapitału, a także dążąc choć do odrobiny prawdy czy też dobrze spełniając swój obowiązek i mając na koncie kilka dobrych uczynków, podobnie jak Paweł mogą liczyć na laur sprawiedliwości. Są pewni, że przetrwają i że dotrą do dobrego miejsca przeznaczenia. Żyjąc ze swego kapitału, często popadają w beztroski stan ogromnego samozadowolenia, ukontentowania i wielkiej satysfakcji. Czują, że Bóg jest zadowolony z ich kapitału, że cieszy się nimi i że pozwoli im przetrwać do końca. Czyż nie na tym polega życie z kapitału? Owi ludzie na każdym kroku ujawniają taką mentalność. We wszystkim tym, co ujawniają, czym żyją i co głoszą innym przy każdej nadarzającej się okazji, można wyraźnie dostrzec, co im chodzi po głowie. Są też tacy, którzy otrzymali od Boga szczególną łaskę bądź opiekę, coś, czego nikt inny nie posiada, i w związku z tym sądzą, iż są wyjątkowi i odróżniają się od całej reszty. Mówią: „Wasza wiara w Boga różni się od mojej. Bóg zaczyna od tego, że obdarza was łaską i prowadzi. Następnie, gdy pomału zaczniecie pojmować niektóre prawdy, przycina was, osądza i karci. Z każdym z was tak właśnie się dzieje. Ze mną jest inaczej: Bóg obdarza mnie szczególną łaską i traktuje z wyjątkową przychylnością, a owa przychylność stanowi mój kapitał – to mój bilet wstępu do królestwa”. Co czujesz, gdy słyszysz takie słowa? Czy ludzie, którzy je wypowiadają, mają pojęcie o Bożym dziele? Czy mają jakąkolwiek wiedzę o sobie? W ogóle jej nie posiadają. Można śmiało powiedzieć, iż nie pojmują oni prawdy, a także wierzą, że mogą być zbawieni bez konieczności dążenia do prawdy, poszukiwania jej czy przyjmowania sądu i karcenia. Jakiego pokroju ludzie wpadają w takie stany? To ci nieliczni, którzy doznali wizji, zostali otoczeni szczególną ochroną i uniknęli nieszczęścia. Albo też ci, którzy umarli i powrócili do życia; ci, którzy posiedli jakieś wyjątkowe świadectwo lub doświadczenie. Biorą oni owe rzeczy za własne życie, tak jakby stanowiły podstawę ich egzystencji, i wykorzystują je jako substytut praktykowania prawdy. Ponadto uważają je za oznaki zbawienia i za dotyczące go normy. Oto kapitał. Czy posiadacie coś takiego? Być może nie macie tego rodzaju wyjątkowego doświadczenia, lecz jeśli przez długi czas wykonywaliście określony obowiązek i osiągnęliście rezultaty, to uznacie, że dysponujecie kapitałem. Załóżmy, że przez długi czas pracowałeś jako reżyser i nakręciłeś kilka dobrych filmów. Taką postać przybiera dla ciebie kapitał. A może nie masz jeszcze żadnego kapitału, ponieważ do tej pory nie stworzyłeś ani jednego dzieła, albo nakręciłeś dwa filmy, które uważasz za całkiem niezłe, lecz nie masz jeszcze śmiałości, by uznać je za swój kapitał. Nie jesteś jeszcze przekonany co do ich jakości; czujesz, że nie dysponujesz jeszcze odpowiednim doświadczeniem czy kapitałem, przez co jesteś ostrożny, powściągliwy i cichy. Boisz się nadepnąć komuś na odcisk, a tym bardziej nie ośmielasz się pysznić i popisywać. Mimo tego jesteś ogromnie z siebie zadowolony, cały czas się sobą zachwycasz i tym właśnie żyjesz. Czyż nie takie jest żałosne położenie skażonej ludzkości?

Niektórzy ludzie wyglądają bardzo groźnie. Są duzi, tędzy, silni i stale szukają okazji, by gnębić innych. Ich mowa jest dosyć dominująca i władcza; są nieugięci wobec każdego człowieka, bez względu na to, kim jest. Dlatego inni trochę się ich boją i odnoszą się do nich z szacunkiem, próbując się im przypodobać. To czyni owych ludzi niezmiernie butnymi. Sądzą oni, że życie to pestka i że wszystko to jest zasługą ich talentu. Myślą, że nikt nie ośmieliłby się ich gnębić, skoro żyją tak, jak żyją. Jeżeli pragniesz niewzruszenie trwać pośród tłumu, musisz być samowystarczalny, samodzielny, silny i twardy – oto zasada, jaką owi ludzie kierują się w życiu. Aby niewzruszenie trwać pośród innych i aby nikt nie ośmielił się ich gnębić, zabawiać się nimi, oszukiwać ich ani wykorzystywać, sprowadzają wszystko do następującej zasady: „Jeżeli chcę dobrze żyć, muszę być silny i twardy – im jestem sroższy, tym lepiej. Dzięki temu nikomu nigdy nie przejdzie przez myśl, by mnie gnębić”. Żyją zatem w ten sposób przez kilka lat i w istocie okazuje się, że nikt nie śmie ich gnębić. Nareszcie osiągnęli swój cel. Bez względu na to, w jakiej znajdują się grupie, mają groźne miny i pokerowe twarze, zgrywają poważnych i patrzą na innych krzywo, z chłodną pogardą. Nikt nie ma odwagi odezwać się w ich obecności, a dzieci już na sam ich widok płaczą. Odrodzone demony – oto, czym są! O jakim usposobieniu świadczy takie życie z zaciśniętą pięścią, oparte na przemocy? O brutalnej złośliwości. Gdziekolwiek takie osoby się pojawią, zaczynają od prób zmanipulowania i wykorzystania innych. Chcą też kontrolować i ujarzmiać ludzi. Wymyślają rozmaite kary dla każdego, kto ich nie szanuje, i szukają sposobności, by zganić ostrymi słowami tych, którzy niegrzecznie się do nich odnoszą. Czyż kierowanie się w życiu takimi rzeczami nie jest oznaką brutalnej złośliwości? Praktykowane przez nich posługiwanie się przemocą przynosi pewne rezultaty: wielu ludzi się ich boi, a to z kolei toruje im drogę. Jednakże czy takie osoby są zdolne przyjąć prawdę, zważywszy na to, że żyją, kierując się popędliwością i złośliwym usposobieniem? Czy są w stanie prawdziwie okazać skruchę? To byłoby niemożliwe, jako że uznają szatańskie filozofie oraz stosowanie siły. W życiu kierują się wyłącznie szatańskimi filozofiami i siłą; sprawiają, że wszyscy okazują im posłuszeństwo i boją się ich, dzięki czemu mogą wpadać w szał bez skrupułów, czyniąc, co im się żywnie podoba. Nie martwi ich zła reputacja, lecz to, że nie mają reputacji kogoś złego. Oto, jaką zasadą się kierują. Osiągnąwszy w ten sposób swój cel, myślą: „Udało mi się niewzruszenie wytrwać w domu Bożym i w owych grupach. Wszyscy się mnie boją i nikt nie ma śmiałości ze mną zadzierać. Każdy odnosi się do mnie z szacunkiem”. Są przekonani, że odnieśli zwycięstwo. Czy aby na pewno jednak nikt nie odważy się z nimi zadrzeć? Ów brak odwagi jest czymś zewnętrznym. W jaki sposób inni w głębi swych serc postrzegają takie osoby? Nie ma wątpliwości co do tego, że mają ich dość, czują do nich wstręt i nienawiść, wzdrygają się przed nimi i unikają ich. A czy wy chcielibyście mieć z nimi do czynienia? (Nie). Dlaczego nie? One stale będą wymyślać sposoby, jak cię dręczyć. Czy byłbyś w stanie to znieść? Czasem, zamiast grozić ci siłą, wykorzystują pewne techniki, by cię zdezorientować, a dopiero później stosują groźby. Niektórzy ludzie tego nie wytrzymują i dlatego błagają o miłosierdzie i poddają się szatanowi. Źli ludzie mówią i działają, wykorzystując wszelkie niezbędne środki. Ci nieśmiali i bojaźliwi poddają się im, a następnie naśladują ich w mowie i działaniu. Czyż nie są więc wspólnikami owych złych ludzi? Co uczynicie, zobaczywszy tak złą osobę? Po pierwsze: nie lękajcie się. Musicie znaleźć sposób, by się z nią rozprawić i ją zdemaskować. Możecie również połączyć siły ze szczerze wierzącymi w Boga braćmi i siostrami, by złożyć na nią skargę. Lęk jest daremny: im bardziej boisz się takich ludzi, tym bardziej będą cię oni gnębić i prześladować. Połączenie sił po to, by złożyć skargę na złego człowieka, to jedyny sposób wzbudzenia w nim strachu i poczucia wstydu. Jeżeli jesteś zanadto nieśmiały i brak ci mądrości, to ów zły człowiek z całą pewnością mocno cię pokiereszuje. Jakże mała i żałosna jest ludzka wiara! Tak naprawdę cóż takiego zły człowiek może zrobić ludziom, nawet jeśli pójdzie na całość? Czy ośmieliłby się na oślep wymachiwać pięściami i śmiertelnie kogoś pobić? Obecnie żyjemy w praworządnym społeczeństwie, a więc nie ośmieliłby się. Co więcej, tacy diaboliczni nikczemnicy stanowią niewielką, wyizolowaną mniejszość. Gdyby ktokolwiek miał czelność gnębić innych i lekceważyć kościół, wystarczyłyby dwie czy trzy osoby, które połączyłyby siły, by złożyć na niego skargę i zdemaskować go. To załatwiłoby sprawę, czyż nie? Gdy choć kilku wybrańców Boga się zjednoczy, z łatwością poradzą oni sobie ze złym człowiekiem. Musisz wierzyć, że Bóg jest sprawiedliwy i wszechmogący, że czuje odrazę do złych ludzi i że wesprze swoich wybrańców. Dopóki żywi się wiarę, dopóty nie należy obawiać się złych ludzi, a dzięki odrobinie mądrości, strategii i umiejętności współdziałania z innymi, można sprawić, że tacy ludzie w naturalny sposób ustąpią. Jeżeli nie żywisz szczerej wiary w Boga, a lękasz się złych ludzi i sądzisz, że możesz dostać się w ich szpony i że zawładną oni twoim losem, to jesteś skończony. Nie będziesz miał o czym zaświadczać, nie będziesz mieć nic do zaoferowania i prowadzić będziesz tchórzliwe, plugawe życie. Co w takiej sytuacji należy uczynić? Są ludzie, którzy stale kierują się w życiu małostkową przebiegłością i myślą: „Nie wiem, gdzie jest Bóg, i nie mam pewności, czy Zwierzchnik zna tę sprawę. Jeżeli złożę skargę, a ów zły człowiek się o tym dowie, to czyż nie będzie mnie przez to jeszcze bardziej dręczył?”. Im więcej o tym myślą, tym bardziej się lękają i chcą zrobić unik i schować głowę w piasek. Czy ktoś, kto tak postępuje, jest w stanie nadal praktykować prawdę i przestrzegać zasad? (Nie). To mały, tchórzliwy człowiek, prawda? Jak i większość z was. Kiedyś zjawił się antychryst, który dręczył niektórych ludzi. Osoby te były na tyle tchórzliwe, że pozwoliły mu na to. Czy bycie dręczonym to coś dobrego czy złego? Z punktu widzenia człowieka jest to coś złego, oznacza bowiem bycie źle traktowanym i krzywdzonym. Jednakże można wyciągnąć z tego lekcję i korzyść, a to nie jest złe – to jest dobre. Niektórym jednak brakuje mądrości i mają nogi z waty. Gdy ktoś ich dręczy i gnębi, nie stawiają oporu, nawet jeżeli mają rację. Zdają sobie sprawę, że ów człowiek jest fałszywym przywódcą, antychrystem, a mimo to nie składają na niego skargi ani nie mają odwagi obalić go i zdemaskować. Tchórzliwe śmiecie! Jeżeli na człowieku można coś takiego wymusić, to świadczy to o jego niedojrzałej postawie i żałosności jego wiary. Ktoś taki nie umie zdać się na Boga, nie myśli o chronieniu dzieła kościoła i nie pojmuje Bożych intencji. Wybrańcy Boga mają prawo przeciwstawić się złym ludziom i antychrystom. Bóg aprobuje i błogosławi takie postępowanie. Czyż to nie żałosne, że nie wypowiadasz wojny szatanowi i nie odnosisz nad nim zwycięstwa? Wyraźnie widać, że ów człowiek jest złoczyńcą, negatywną siłą, szatanem i diabłem, ohydnym, złym duchem, a jednak pozwalasz mu się dręczyć. I nie chodzi tylko o ciebie – wiele innych osób również jest dręczonych. Czyż to nie skrajne tchórzostwo? Dlaczego nie jesteście w stanie połączyć sił w walce przeciwko niemu? Jakże brak wam inteligencji i mądrości! Znajdźcie kilku przenikliwych ludzi pojmujących prawdę, którzy szczegółowo przeanalizują zachowanie tej osoby. Gdy to uczynicie, większość wybrańców Bożych ujrzy rzeczy takimi, jakimi są, i powstanie. Czy nie łatwiej będzie wówczas rozwiązać ten problem? Czy kiedy znów spotkacie się z czymś takim, będziecie zdolni powstać i stoczyć bitwę z antychrystami? (Tak). Chętnie zobaczę, z iloma antychrystami jesteście w stanie sobie poradzić. Oto świadectwo zwycięzców. Teraz twierdzicie, że będziecie zdolni to uczynić, lecz czy rzeczywiście zdołacie przestrzegać zasad, gdy to naprawdę nastąpi? Być może znów przestraszycie się tak bardzo, że schowacie się pod stołem. Żałosna, godna pożałowania postawa ludzi niepojmujących prawdy w obliczu tego, co im się przydarza – to bolesny widok! Ależ to żałosne! Gdy są dręczeni, nie mają odwagi się odezwać, a później pozostaje w nich strach. Są śmiertelnie przerażeni. Jakże niedojrzała jest postawa człowieka, który widząc złą osobę, nie jest w stanie jej rozpoznać. Tacy ludzie nie pojmują żadnych prawd. Czyż nie są żałośni? Źli ludzie żyją, kierując się przemocą; prześladują innych, gnębią tych dobrych, odnoszą korzyści kosztem pozostałych; żyją wedle swej złośliwej natury i podłych skłonności, sprawiając, że inni się ich boją, zabiegają o ich względy i biją im pokłony. Osoby te sądzą, iż prowadzenie takiego życia jest czymś wspaniałym. Czyż nie są oni arcyłotrami? Czyż nie są zbójami i bandytami? Nie jesteście złymi ludźmi, lecz czy nie popadacie w takie stany? Czy i wy nie kierujecie się w życiu takimi rzeczami? Niektórzy z was, gdy zostaną dobrani w parę z kimś, kto wygląda młodo, myślą sobie: „Ty nic nie pojmujesz. Mogę cię gnębić, a ty nic z tym nie zrobisz. Jestem silniejszy od ciebie i wyżej postawiony; jestem też od ciebie większy, a moje pięści uderzają mocniej, dlatego mogę cię gnębić”. Na czym polega takie życie? To życie prawem pięści; to życie i postępowanie według podłego usposobienia. Gdy ludzie tego pokroju ujrzą prostoduszną osobę, gnębią ją, chowają się zaś na widok kogoś potężnego. Polują na słabych i boją się silnych. Niektórzy źli ludzie, widząc, że inni ich unikają, w obawie przed odizolowaniem wybierają kilka naiwnych, tchórzliwych osób, z którymi mogą nawiązać kontakt i się zaprzyjaźnić. W ten oto sposób rosną w siłę, a następnie wykorzystują owe naiwne i tchórzliwe osoby do dręczenia dobrych ludzi, atakowania tych, którzy dążą do prawdy, oraz zamęczania każdego, kto jest z nich niezadowolony lub nie okazuje im posłuszeństwa. Wyraźnie świadczy to o tym, iż zły człowiek jest zdeterminowany i ma swój cel w tym, by zaprzyjaźnić się z kilkoma naiwnymi osobami. Krótko mówiąc: jeżeli nie potrafisz przyjąć prawdy ani zastanowić się nad tym, czy poprzez swoje zachowanie i czyny popełniasz zło, czy też czynisz dobro, to nie ma znaczenia, czy jesteś dobrym, czy złym człowiekiem, ani od ilu lat wierzysz w Boga – nie będziesz zdolny do okazania prawdziwej skruchy. Być może nie masz nikczemnego usposobienia, a po prostu żyjesz zgodnie z szatańskimi filozofiami. Może nie czyniłeś zła i masz na swoim koncie kilka dobrych uczynków, lecz mimo to nie żyjesz według prawdy. Kierujesz się w życiu rzeczami, które nie mają z nią nic wspólnego. Podsumowując: dopóki posiadasz skażone szatańskie usposobienie, dopóty może się zdarzyć, że będziesz kierować się w życiu rzeczami, które nie mają zupełnie nic wspólnego z prawdą, i to bez względu na to, od ilu lat wierzysz w Boga. Owe rzeczy mogą być namacalne lub nie, możesz zdawać sobie z nich sprawę albo nie mieć o nich pojęcia, mogą one pochodzić z zewnątrz lub być głęboko i trwale zakorzenione w twoim usposobieniu – tak czy inaczej, żadna z nich nie stanowi prawdy. One wszystkie wywodzą się z samej skażonej ludzkości, a mówiąc dokładniej – mają swoje źródło w szatanie. Na jakiej zatem drodze znajdują się ludzie żyjący według owych szatańskich zasad? Czy podążają oni drogą Boga? Z całą pewnością nie. Mówiąc wprost: człowiek, który w swoim postępowaniu i zachowaniu nie praktykuje prawdy, nie wykonuje obowiązku istoty stworzonej. Może i na pozór wykonuje obowiązek, lecz jest to dalekie od obowiązującego standardu, przede wszystkim dlatego, iż jest zafałszowane przez jego intencje i skłonność do zawierania transakcji. Może i wykonuje obowiązek, lecz nie jest w tym lojalny ani nie kieruje się zasadami, a jego postępowanie z pewnością nie przynosi praktycznych rezultatów. To dowodzi, że podczas spełniania obowiązków osoby te w rzeczywistości dokonywały wielu czynów, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Żaden z owych czynów nie odwołuje się do prawdozasad; wszystkie one dokonywane są zgodnie z wyobrażeniami i upodobaniami owego człowieka. Jakże więc wypełnianie obowiązku w taki sposób mogłoby zyskać Bożą aprobatę?

Omówiliśmy każdy aspekt owych stanów. Czy teraz jesteście zdolni określić, czym kierujecie się w życiu? Czy często żyjecie wedle prawdy, czy to wykonując swoje obowiązki, czy to prowadząc swoje codzienne życie? (Nie). Podczas naszych rozmów zawsze obnażam was do cna i macie poczucie, iż wiedliście haniebne życie. Straciliście pewność siebie i nie jesteście już tacy czarujący. Jest wiele spraw, o których wstydzicie się mówić – nie znajdujecie już uzasadnienia dla bycia błogosławionymi czy osiągnięcia dobrego przeznaczenia w przyszłości. Co należy z tym uczynić? Czy dobrą rzeczą jest demaskowanie tego, jacy jesteście? (Tak). Czemu służy demaskowanie was do cna? Ludzie muszą mieć jasność co do tego, w jakiego rodzaju stany popadają, w jakich stanach żyją, jaką podążają drogą, jaki tryb życia prowadzą, jakie anormalne zachowania przejawiają, co niewłaściwego czynią, a także co do tego, czy żyjąc w taki sposób, są w stanie dotrzeć do prawdy i stanąć przed obliczem Boga. To są najważniejsze kwestie. Możesz mówić: „W kwestii tego, jak żyję, mam czyste sumienie. Nigdy nie czułem z tego powodu niepewności, smutku czy pustki”. Czym to jednak skutkuje? Niezadowoleniem Boga. Nie podążasz Jego ścieżką. Droga, na której się znajdujesz, nie jest prawdziwą drogą człowieczego życia, tą, którą wskazuje ci Bóg – zamiast tego podążasz drogą, którą poprzez swoje myślenie życzeniowe odnalazłeś w swych wyobrażeniach. Krzątałeś się radośnie i byłeś zabiegany, lecz ostatecznie jaki osiągniesz rezultat? Twoje zamiary i pragnienia oraz droga, którą podążasz, zaszkodzą ci i doprowadzą cię do ruiny – twoja wiara w Boga jest skazana na niepowodzenie. Co to oznacza, że czyjaś wiara w Boga się nie powiedzie? (To, że taki człowiek nie osiągnie żadnego rezultatu). Z dzisiejszej perspektywy widać, iż jest to konsekwencja nieuzyskania przez ciebie prawdy. Przez lata wierzyłeś w Boga, lecz nie koncentrowałeś się na dochodzeniu do prawdy i dlatego nadejdzie dzień, w którym z tego czy innego powodu zostaniesz ujawniony i wyeliminowany. Wówczas będzie już za późno na żal. Twierdzisz: „Uważam, że to rozsądny model życia! Żyjąc w ten sposób, czuję się pewnie, a moje serce jest pełne i bogate”. Lecz czy to pomoże? To, czy sposób, w jaki podążasz drogą wiary w Boga, w jaki żyjesz i dobierasz rzeczy, którymi się w życiu kierujesz, jest właściwy, zależy od osiągniętych przez ciebie rezultatów. Czyli zależy od tego, czy ostatecznie zyskujesz prawdę, czy posiadasz prawdziwe świadectwo, czy twoje usposobienie życiowe uległo przemianie i czy twoje życie było wartościowe. Jeżeli osiągnąłeś to wszystko, zdobędziesz Bożą aprobatę oraz pochwałę od wybrańców Boga, co będzie stanowić dowód na to, że jesteś na właściwej drodze. Jeżeli nie osiągnąłeś owych pozytywnych rezultatów, nie posiadasz prawdziwego świadectwa z doświadczenia, a twoje usposobienie życiowe nie uległo rzeczywistej przemianie, to znak, że nie jesteś na właściwej drodze. Czy łatwo to pojąć, gdy tak to ujmuję? Krótko mówiąc: sednem sprawy nie jest to, jak żyjesz, jak dobrze ci się w życiu powodzi ani też aprobata, jaką zyskujesz u innych. Mówisz: „Sposób, w jaki żyję i praktykuję, daje mi wiele radości. Mam świetne samopoczucie, czuję się wyróżniony i wszystko to jest potwierdzone”. Czy nie oszukujesz samego siebie? Załóżmy, że ktoś zada ci pytanie: „Czy praktykowałeś bycie uczciwym człowiekiem? Co w owej praktyce stanowiło dla ciebie wyzwanie? Jakie okoliczności sprawiają, że trudno ci być uczciwym człowiekiem? Jeżeli masz takie doświadczenie, to trochę o tym opowiedz. Czy posiadasz świadectwo miłowania Boga? Czy masz doświadczenie w miłowaniu Go i okazywaniu Mu posłuszeństwa? Czy doświadczyłeś przemiany usposobienia po przyjęciu osądu, karcenia i po tym, jak cię przycięto? Czego szczególnego doświadczyłeś na ścieżce życiowego rozwoju, co sprawiło, że twoje życie nieustannie się zmieniało i stale zbliżało do celu, który wyznaczył ci Bóg, celu, którego On od ciebie wymaga?”. Jeżeli nie potrafisz udzielić jednoznacznych odpowiedzi na te pytania, jeżeli tego nie wiesz, to znaczy, że nie jesteś na właściwej drodze. To jasne jak słońce.

Powyższe słowa omówienia są jedynie prostymi stwierdzeniami. Jest też kilka pomniejszych kwestii, które nie wymagają drobiazgowego wyjaśnienia. Nikt z ludzi, którzy czynią coś choćby dzięki swej wytrwałości, dobroci serca, gotowości do cierpienia czy też za pomocą swoich pojęć, wyobrażeń i tak dalej, nie żyje według prawdy. Wszystko to są przykłady osób kierujących się w życiu myśleniem życzeniowym, swoimi skażonymi skłonnościami, człowieczą dobrocią oraz filozofiami szatana. Wszystkie te rzeczy biorą się z ludzkiego umysłu, a co za tym idzie – od szatana. To niemożliwe, by życie prowadzone zgodnie z nimi zadowoliło Boga. On wcale ich nie chce, bowiem bez względu na to, jak bardzo są dobre, nie mają nic wspólnego z praktykowaniem prawdy. Życie według nich to życie zgodne z szatańskimi filozofiami i skażonymi skłonnościami. Stanowi ono obrazę Boga. To nie jest prawdziwe świadectwo. Gdybyś z autentycznym zrozumieniem w sercu, z poczuciem, że twoje postępowanie jest niewłaściwe, powiedział: „Wiem, że takie czyny to jedynie dobrotliwość, która nie jest zgodna z prawdozasadami – nie tak powinienem praktykować”, to oznaczałoby, że posiadasz wiedzę. Twoja perspektywa uległaby zmianie. Oto rezultat, jakiego pragnie Bóg. Musisz wiedzieć, gdzie znajdują się twoje przeinaczenia. Zmień perspektywę, porzuć własne pojęcia, pojmij prawdę i intencje Boga. Dokonawszy tego, zmierzaj stopniowo w owym kierunku i wstąp na właściwą ścieżkę. To twoja jedyna nadzieja na osiągnięcie celu, jaki wyznaczył ci Bóg. Jeżeli nie praktykujesz i nie wstępujesz na ścieżkę, jakiej życzy sobie Bóg, lecz mówisz: „Oto, co czynię. Wcale nie próżnuję: wykonuję swój obowiązek. Mam pewność, że jestem istotą stworzoną i uznałem mego Stwórcę” – to czyż okaże się to pomocne? Nie. Stawiasz opór Bogu, jesteś nieustępliwy! Nadszedł czas, byś obrał swoją życiową drogę. Decydujące znaczenie ma to, co musisz uczynić, by podążać ścieżką wymaganą przez Boga. W swoim postępowaniu nie kieruj się: po pierwsze – ludzkimi pojęciami i wyobrażeniami; po drugie – ludzkimi aspiracjami; po trzecie – ludzkimi upodobaniami; po czwarte – ludzką uczuciowością. A co ważniejsze: nie postępuj wedle skażonego usposobienia. Musisz czym prędzej odrzucić to wszystko. Nie ma znaczenia, jaki posiadasz kapitał – dla Boga wszystko to są rzeczy bezwartościowe, tanie rupiecie, które nijak się mają do rzeczywistości. Musisz je odrzucić, jedną po drugiej, aż pozbędziesz się ich wszystkich, a z czasem coraz lepiej pojmiesz, że wartość ma jedynie to, co zyskuje się, polegając na praktykowaniu prawdy, i tylko to jest zgodne z normami, jakimi rządzą się Boże wymagania wobec człowieka. Wszystko, co pochodzi od człowieka, jest bezwartościowe i w ostatecznym rozrachunku – bezużyteczne, bez względu na to, jak wielu rzeczy się on dowiedział. Wszystko to są tanie rupiecie, śmieci; skarbem i życiem jest jedynie prawda, którą Bóg obdarza człowieka. Ona ma wieczną wartość. Stale bronisz tego, co twoje, myśląc: „Zdobycie umiejętności, które posiadam, kosztowało mnie lata wytężonej pracy. Moi rodzice tak się dla mnie poświęcili, wydali mnóstwo pieniędzy i zapłacili za to krwią, potem i łzami – jakże mogę to tak po prostu potępić? To wielka rzecz, sprawa życia i śmierci! Czymże będę żyć bez tego wszystkiego?”. Jakże jesteś głupi. Żyj dalej, kierując się tymi rzeczami, a z pewnością trafisz do piekła. Musisz żyć wedle Bożych słów. Odmień swój sposób życia; dopuść do siebie Boże słowa i oczyść się z tamtych starych rzeczy. Musisz je szczegółowo przeanalizować i poznać, otworzyć się i wszystkim je pokazać, tak aby grupa mogła uzyskać w nich rozeznanie. Ani się obejrzysz, a poczujesz wstręt do owych rzeczy – rzeczy, które niegdyś kochałeś, od których uzależniałeś swoje przetrwanie, które uważałeś za swoje życie i ceniłeś ponad wszystko. Oto sposób na całkowite odizolowanie i odcięcie się od nich, droga do prawdziwego zrozumienia prawdy i wejścia na ścieżkę jej praktykowania. Rzecz jasna jest to proces skomplikowany i trudny, a także bolesny. A jednak człowiek musi przez niego przejść. Nie można tego nie uczynić. Doświadczanie Bożego dzieła jest niczym leczenie choroby: gdy masz guza, jedynym sposobem, by sobie z nim poradzić, jest operacja. Jeżeli do niej nie dojdzie, jeżeli nie trafisz pod skalpel, którym dokona się sekcji guza i którym się go usunie, to twoja choroba nie zostanie uleczona i nie wyzdrowiejesz.

Wiele osób uważa ludzi uczciwych za głupców, myśląc: „Oni podążają za wszystkim, co mówi Bóg. On nakazuje im być uczciwymi, a oni rzeczywiście tacy są: mówią prawdę, nie wypowiadając ani jednego kłamliwego słowa. Czyż nie są głupcami? Można być uczciwym, ale tylko pod warunkiem, że nie ponosi się z tego tytułu żadnych strat ani szkód. Nie można tak po prostu wszystkiego mówić! Czyż zdradzanie swoich zamierzeń nie jest głupotą?”. Ci ludzie uważają, że bycie uczciwym to głupota. Czyżby? Taki uczciwy człowiek jest najmądrzejszy ze wszystkich, gdyż wierzy: „Wszystkie Boże słowa są prawdą, podobnie jak jest nią bycie uczciwym człowiekiem, a zatem chcąc zyskać Bożą aprobatę, ludzie powinni być uczciwi. Dlatego bez względu na to, co powie Bóg, ja to czynię; posunę się tak daleko, jak On mi rozkaże. Bóg wymaga ode mnie, bym okazał posłuszeństwo, więc czynię to i zawsze będę to czynić. Nie obchodzi mnie, że ktoś nazywa mnie głupcem – Boża aprobata zupełnie mi wystarcza”. Czyż taki człowiek nie jest najmądrzejszy ze wszystkich? Wyraźnie dostrzegł on, co jest ważne, a co nie. Niektórzy ludzie mają ukryte zamiary i myślą sobie: „Okazywanie posłuszeństwa we wszystkich sprawach byłoby głupotą, czyż nie? Czy nie oznaczałoby utraty niezależności? Czy ktoś, kto sam do siebie nie należy, w ogóle ma godność? Z pewnością mamy prawo do zachowania odrobiny godności, czyż nie? Nie możemy zupełnie się podporządkować, prawda?”. I tak ludzie ci praktykują posłuszeństwo w sposób drastycznie ograniczony. Czy są w stanie sprostać standardom praktykowania prawdy? Nie – to zdecydowanie za mało! Jeżeli nie praktykujesz prawdy według zasad i stale chodzisz na kompromisy, które nie prowadzą ani ku niej, ani ku szatanowi, lecz trzymasz się pośredniej drogi, to czy praktykujesz prawdę? To filozofia szatana – rzecz, której Bóg nienawidzi najbardziej. Nie znosi On takiego stosunku człowieka do prawdy; brzydzi się tym, że ludzie stale wątpią w prawdę i w Jego słowa, że zawsze są wobec owych słów nieufni albo przyjmują dyskryminującą, pogardliwą i impertynencką postawę. Gdy tylko człowiek nastawi się w ten sposób: będzie wątpił w Boga, będzie wobec Niego nieufny, będzie podawał Go w wątpliwość i analizował, błędnie Go pojmował, stale badał i próbował rozważyć w swoim umyśle, to Bóg pozostanie przed nim ukryty. A czyż nadal będziesz w stanie posiąść prawdę, gdy Bóg będzie przed tobą ukryty? „Tak!” – odpowiadasz. „Codziennie czytam Boże słowa, uczestniczę w spotkaniach, słucham cotygodniowych kazań, rozważam je, a następnie sporządzam z nich notatki każdego dnia. Śpiewam także hymny i modlę się. Myślę, że działa we mnie Duch Święty”. Czy to poskutkuje? Wszystkie te sposoby wiary w Boga są dobre, lecz nie najważniejsze – zasadnicze znaczenie ma to, czy jesteś dobrym człowiekiem, o dobrym sercu, bo tylko wówczas Bóg nie ukryje przed tobą swego oblicza. Jeżeli nie uczyni On tego, lecz cały czas będzie cię oświecał i prowadził oraz sprawi, iż pojmiesz Jego intencje oraz prawdę we wszystkich rzeczach i ostatecznie prawdę uzyskasz, to spłyną na ciebie wielkie błogosławieństwa. Lecz jeśli twoje serce nie jest dobre, a ty stale powątpiewasz w Boga, przyjmujesz wobec Niego defensywną postawę, wystawiasz Go na próbę i błędnie Go postrzegasz przez pryzmat swej miałkiej inteligencji, swoich opinii czy też swojej wiedzy i szatańskich filozofii, to jesteś w tarapatach. Niektórzy ludzie posuwają się jeszcze dalej: nie tylko przyjmują defensywną postawę wobec Boga, poddają Go próbom, powątpiewają w Niego i nie pojmują Go, lecz także stawiają Mu opór i rywalizują z Nim. Stali się szatanami – ci są w jeszcze gorszych tarapatach. Nie zrozumiesz prawdy, pojmując jedynie dosłowne znaczenie jej słów i prostą doktrynę. Zrozumienie prawdy nie jest prostą sprawą. Większość ludzi łudzi się owym błędnym przekonaniem i nie zmienia zdania nawet wtedy, gdy wielokrotnie im się to tłumaczy. Takie osoby myślą: „Każdego dnia czytam Boże słowa, słucham kazań i je omawiam, rok za rokiem wykonuję swój obowiązek. Jestem jak ziarno na polu: nawet niepodlewane i nienawożone, dzięki deszczom samo powoli wyrośnie, a jesienią przyniesie owoce”. To tak nie działa. Najważniejszy jest element współpracy: to, w jaki sposób dany człowiek współpracuje, jakie jest jego serce oraz stosunek do prawdy i Boga. To są niezwykle ważne kwestie. Czy nie odnoszą się one również do tego, czym żyje dany człowiek? (Tak, odnoszą). Jeżeli nieustannie kierujesz się w życiu człowieczymi upodobaniami i szatańskimi filozofiami, stale mając się na baczności przed Bogiem i nigdy nie uznając Jego słów za prawdę, to On nie będzie już zawracał sobie tobą głowy. A kiedy tak się stanie, co będziesz w stanie uzyskać? Gdy Stwórca cię lekceważy, to nie jesteś już Jego istotą stworzoną. Czy nadal będziesz mógł stanąć przed obliczem Boga, gdy Ten uzna cię za diabła i szatana? Czy nadal będziesz dla Niego obiektem zbawienia? Czy wciąż będziesz mógł żywić nadzieję na zbawienie? To niemożliwe. Dlatego nie ma znaczenia, jak wygląda twoje prywatne życie, jaki masz potencjał lub jak wielkie posiadasz talenty, jaką pracę i jakie obowiązki wykonujesz w kościele czy też jaką pełnisz w nim rolę. Nie ma znaczenia, jakiego rodzaju występki popełniłeś w przeszłości, w jakim obecnie jesteś stanie, jak bardzo się w życiu rozwinąłeś ani jak wspaniałą wykazujesz się postawą. Żadna z tych rzeczy nie jest kwestią najistotniejszą. Najistotniejsze jest to, jaką masz relację z Bogiem, czy stale w Niego powątpiewasz i Go nie pojmujesz, czy nieustannie Go badasz i czy twoje serce jest odpowiednio nastawione. To są najważniejsze kwestie. Jak ludzie mogą się tego wszystkiego dowiedzieć? By to zrobić, muszą stale poddawać się autoanalizie, zamiast kręcić się w kółko po omacku, jak czynią to niewierzący, zamiast oglądać filmy, zabawiać się i wygłupiać, kiedy nie ma nic do roboty. W jaki sposób człowiek może wykonywać swój obowiązek, jeżeli jego serce nie jest w stanie stawić się przed obliczem Boga? Jeśli nie dołożysz starań, by stanąć przed obliczem Boga, Bóg cię do tego nie zmusi, gdyż nie przymusza On ludzi do czynienia czegokolwiek. Bóg wyraża prawdę, tak by ludzie mogli ją pojąć i przyjąć. Jeżeli nie powrócą oni przed oblicze Boga, to jak przyjmą prawdę? Jakże Duch Święty ma w nich działać, skoro stale pozostają bierni, nie poszukują Boga i w głębi swych serc wcale Go nie potrzebują? Przyjmując zatem, iż wierzysz w Boga: czyż nie jest niezwykle istotne, abyś aktywnie Go poszukiwał i z Nim współpracował? To twoja powinność! Jeżeli wiara w Boga jest dla ciebie jedynie pobocznym zajęciem, dodatkowym hobby, to jesteś w tarapatach! Są tacy ludzie, którzy obecnie wciąż są wierzący, wysłuchali już wielu kazań, a jednak nadal uważają, iż wiara w Boga jest równoznaczna z wiarą w religię, że jest to pewnego rodzaju hobby, któremu można się oddawać w wolnym czasie. Jakże niefrasobliwie traktują oni wiarę w Boga! Nawet teraz, na tym etapie, wciąż mają taki sam punkt widzenia. Nie udało im się nawiązać nie tylko normalnej, lecz w ogóle jakiejkolwiek relacji z Bogiem. Czyż nadal masz szansę na zbawienie, gdy Bóg nie uznaje cię za swego wyznawcę? Nie masz. Dlatego tak ważne jest zbudowanie normalnej relacji z Bogiem! Na czym taka relacja się opiera? Na współpracy ze strony ludzi. Jaką więc postawę czy też punkt widzenia muszą przyjąć ludzie? W jakim stanie powinni się znajdować? Jakiego rodzaju wolę winni posiadać? Jak w głębi serca traktujesz prawdę? Wątpisz w nią? Analizujesz? Jesteś wobec niej nieufny? Odrzucasz ją? Czy postępując w ten sposób, w głębi serca jesteś dobry? (Nie). Jaką postawę musisz przyjąć, jeśli chcesz, by tak było? Twoje serce musi być posłuszne. Nieważne, co powie ani czego zażąda Bóg – ty musisz okazać posłuszeństwo, bez cienia wątpliwości i bez wymówek. Oto właściwa postawa. Musisz uwierzyć, przyjąć to wszystko i podporządkować się – bez żadnych ustępstw. Czy możliwe jest natychmiastowe zrezygnowanie z ustępstw? Nie, lecz musisz spróbować. Wyobraź sobie, że Bóg mówi ci: „Jesteś chory”. Ty zaś odpowiadasz: „Nie jestem”. To nie stanowiłoby problemu, być może faktycznie w to nie wierzysz. Lecz wówczas Bóg mówi: „Jesteś poważnie chory. Weź jakieś lekarstwo”. Ty zaś odpowiadasz: „Nie jestem chory, lecz równie dobrze mogę coś zażyć, tak jak sugerujesz. Tak czy inaczej nie zaszkodzi mi to, a jeżeli rzeczywiście jestem chory, może nawet wyjdzie mi na dobre. Zażyję coś”. Zażywasz lek i czujesz się lepiej niż przedtem; zażywasz więc dalej przepisaną dawkę, a po pewnym czasie odczuwasz, że twoja kondycja fizyczna coraz bardziej się poprawia. Zaczynasz wówczas wierzyć, że choroba, o której mówił Bóg, w istocie była prawdziwa. Jaki jest rezultat takiego praktykowania? Zostajesz uleczony, gdyż uwierzyłeś i podporządkowałeś się słowom Boga. Choć na początku nie przyjmowałeś takiej dawki leku, jaką zalecił ci Bóg, pozwalając sobie na pewne odstępstwa, choć byłeś nieco nieufny i niechętny, to w końcu zacząłeś zażywać lekarstwo zgodnie z Jego zaleceniami i odczułeś płynące z tego korzyści. Brałeś je więc dalej, a im więcej go przyjmowałeś, tym bardziej rosła twoja wiara i coraz mocniej czułeś, że Boże słowa były prawdą, że to ty się myliłeś i że nie powinieneś był wątpić w Jego słowa. A kiedy w końcu zażyłeś wszystkie lekarstwa, które zalecił ci Bóg, odzyskałeś zdrowie. Czy wówczas twoja wiara w Boga nie stała się jeszcze autentyczniejsza? Wiedziałbyś już, że słowa Boga są słuszne, że powinieneś bezwarunkowo okazać Mu posłuszeństwo i praktykować Jego słowa. Czemu służy ten przykład? Twoja choroba oznacza tutaj skażone ludzkie usposobienie, zaś zażywanie lekarstw symbolizuje przyjęcie Bożego sądu i karcenia. Głównym przekazem owego przykładu jest to, że ludzie, którzy są zdolni przyjąć Boży sąd i karcenie, mogą zostać oczyszczeni ze swego zepsucia, a następnie dostąpić zbawienia. Oto, co się zyskuje, doświadczając Bożego dzieła. Czy obawiacie się porażki? Być może powiesz: „Muszę dążyć do perfekcji. Bóg rzekł, że mam okazać bezwzględne posłuszeństwo, bez żadnych odstępstw. Zatem za pierwszym razem, gdy będę praktykować Jego słowa, muszę absolutnie się im podporządkować. Jeżeli mi się to nie uda, zaczekam na kolejną okazję, a tym razem po prostu nie będę praktykować posłuszeństwa”. Czy to dobre wyjście? (Nie). Bóg widzi praktykowanie prawdy przez ludzi jako pewien proces. Daje On ludziom szanse. Gdy ktoś znajduje się w stanie zepsucia, Bóg zdemaskuje to i powie: „Poszedłeś na kompromisy, nie podporządkowujesz się, jesteś zbuntowany”. Jaki Bóg ma w tym cel? Demaskowanie służy temu, byś coraz rzadziej pozwalał sobie na odstępstwa i coraz częściej praktykował posłuszeństwo, a także temu, by twoje pojmowanie było coraz czystsze i bliższe prawdzie, tak abyś był zdolny szczerze poddać się Bogu. Czy Bóg demaskując cię, wymierzył ci karę? Gdy cię przycina i poddaje próbom, to po prostu cię dyscyplinuje i karci. Zostajesz odrobinę obnażony, upomniany i odczuwasz lekki ból, lecz czyż Bóg odebrał ci życie? (Nie). Bóg nie odebrał ci życia ani nie wydał cię szatanowi. W tym widoczna jest Jego intencja. Jaka ona jest? Bóg chce cię zbawić. Czasami, zmierzywszy się z pewnymi trudnościami, ludzie popadają w zniechęcenie i myślą: „Nie jestem miły Bogu. Nie ma dla mnie nadziei”. Jeśli stale zdarza ci się tak błędnie pojmować Boga, to jesteś w tarapatach. Jakże opóźnia to twój życiowy rozwój! Dlatego bez względu na porę, na to, czy jesteś silny, czy słaby, czy jesteś w dobrym, czy w złym stanie, i do jakiego stopnia się w życiu rozwinąłeś, obecnie nie musisz się tym wszystkim przejmować. Zajmij się wyłącznie praktykowaniem słów wypowiedzianych przez Boga, nawet jeżeli podejmujesz dopiero pierwsze próby tejże praktyki. To też jest w porządku. Usilnie staraj się współpracować i czyń to, co potrafisz; wejdź w stan, o którym mówią słowa Boga; przekonaj się, jak to jest praktykować prawdy przez Niego wyrażone, i sprawdź, czy odniosłeś dzięki temu korzyści i czy uzyskałeś wejście w życie. Musisz nauczyć się dążyć do prawdy. Ludzie nie pojmują procesu życiowego rozwoju. Ciągle mają nadzieję, że uda im się od razu zbudować Rzym, i myślą: „Skoro nie jestem w stanie w pełni okazać posłuszeństwa, to po prostu go nie okażę. Podporządkuję się jedynie wtedy, gdy będę zdolny w pełni to uczynić. Nie będę w tej kwestii bezwstydny. To pokazuje, jak wiele mam w sobie determinacji, godności i jak silny jest mój charakter!”. Jakiego typu jest to „determinacja”? To buntowniczość i nieustępliwość!

Dobrze się zastanów nad tym, co właśnie omówiliśmy. Zakończyliśmy nasze omówienie czterech podpunktów związanych z pytaniem o to, czym kierowali się ludzie przez wszystkie lata swojej wiary w Boga. Otóż kierowali się oni w życiu swymi talentami, swoją wiedzą, swoimi nagimi, dziecięcymi sercami i szatańskimi filozofiami. Czy pojmujecie to, co usłyszeliście o owych czterech stanach? Czy dostrzegacie w sobie jakąkolwiek związaną z nimi cechę? Jesteście w stanie to zrozumieć? Czy już wcześniej omawialiśmy te kwestie? Być może macie pojęcie o pewnych stanach i wiecie o nich co nieco, lecz nie odnosi się to do praktykowania prawdy ani do tematu naszego dzisiejszego omówienia. Dziś rozmawialiśmy o owych stanach pod kątem pytania o to, czym kierowali się ludzie przez wszystkie lata swojej wiary w Boga. Jest to nieco bliższe praktykowaniu prawdy i prowadzeniu zgodnego z nią życia. Mam jeszcze jedno pytanie. Zanotujcie je. Brzmi ono: Co miłujesz najbardziej? Jaki jest stosunek Boga do owych rzeczy? W przyszłości poświęcimy czas omówieniu tej kwestii. Dziś zajmowaliśmy się przede wszystkim demaskowaniem szeregu negatywnych stanów wynikających z tego, czym ludzie kierują się w życiu; nie omawialiśmy, jak dokładnie należy praktykować prawdę w odniesieniu do owych negatywnych stanów. Choć tego nie zrobiliśmy, to czy mimo wszystko wiecie, jakie błędy kryją się w owych stanach? Z czego wynikają podobne problemy? Z jakimi skłonnościami się wiążą? Jak należy praktykować prawdę? Gdy nagle pojawiają się tego typu kwestie, gdy popadasz w takie stany i stosujesz podobne metody, to czy zdajesz sobie wówczas sprawę z tego, jak należy posłużyć się prawdą, by je wyprzeć? Które prawdy powinieneś praktykować? Istotną i podstawową kwestią, jaką powinieneś się teraz zająć, jest zrozumienie owych stanów i dokonanie szczegółowej autoanalizy. Żyjąc w takich stanach, powinieneś przynajmniej w głębi serca wiedzieć, że są one złe. Owa świadomość to pierwszy krok do tego, by je odmienić. Jak miałbyś to uczynić, nie wiedząc, czy stany te są dobre, czy złe, ani na czym polegają tkwiące w nich błędy? Rozpoznanie tego stanowi zatem pierwszy krok. Dopiero wtedy będziesz wiedzieć, jak należy praktykować, podejmując krok kolejny. Dziś omówiliśmy zaledwie kilka spośród rozmaitych skażonych stanów tkwiących w człowieku, i tak wiele było do powiedzenia. Sami zatem zastanówcie się dłużej nad tym, jak konkretnie możecie zacząć żyć wedle prawdy. Powinno wam się udać osiągnąć rezultaty.

5 września 2017 r.

Wstecz: Czym jest prawdorzeczywistość?

Dalej: Jedynie praktykując prawdę i podporządkowując się Bogu, można osiągnąć zmianę usposobienia

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze