Jak dążyć do prawdy (17)

Na ostatnim zgromadzeniu omawialiśmy uwalnianie się od obciążeń związanych z rodziną. Wiązało się to z tematem uwalniania się od oczekiwań swoich rodziców. Te oczekiwania wywierają swego rodzaju niewidzialną presję na każdego człowieka, zgadza się? (Tak). Należą do obciążeń wynikających z więzi rodzinnych. Uwolnienie się od oczekiwań rodziców oznacza uwolnienie się od presji i obciążeń, które twoi rodzice narzucają twojemu życiu, twojej egzystencji i ścieżce, którą podążasz. Chodzi o to, że gdy oczekiwania twoich rodziców wpływają na ścieżkę życiową, którą wybierasz, na twoje wykonywanie obowiązków, na twoją podróż właściwą ścieżkę i na twoją wolność, twoje prawa i twoje instynkty, to oczekiwania te nakładają na ciebie presję i obciążenie. Od tych obciążeń ludzie powinni się uwolnić w swoim życiu, swojej egzystencji i swojej wierze w Boga. Czy nie to właśnie omawialiśmy? (Tak). Jest czymś naturalnym, że oczekiwania rodziców wpływają na wiele aspektów życia dzieci, na przykład na studia, pracę, małżeństwo, rodzinę, karierę, widoki na przyszłość i tak dalej. Z perspektywy rodziców każde oczekiwanie, jakie mają wobec swoich dzieci, jest logiczne, sprawiedliwe i rozsądne. Nie ma rodzica, który nie miałby jakichś oczekiwań w stosunku do swojego dziecka. Rodzice mogą mieć takich oczekiwań więcej albo mniej, mogą to być oczekiwania większe albo mniejsze oraz mogą się różnić w zależności od wieku dziecka. Rodzice mają nadzieję, że ich dziecko będzie dostawać dobre oceny w szkole, że będzie mu się dobrze układać w pracy, że będzie dobrze zarabiać i że będzie szczęśliwe w małżeństwie, nad którym nie zawisną żadne czarne chmury. Rodzice mają różne oczekiwania, jeśli chodzi o rodzinę swojego dziecka, jego karierę, widoki na przyszłość i tak dalej. Z perspektywy rodziców te wszystkie oczekiwania są uprawnione, ale z perspektywy dziecka te różne oczekiwania poważnie ingerują w proces podejmowania przez nie właściwych decyzji, a wręcz ingerują w jego wolność, jego prawa i interesy charakterystyczne dla zwykłego człowieka. Jednocześnie te oczekiwania ingerują w normalne wykorzystywanie swojego charakteru przez dziecko. Podsumowując, bez względu na to, jaką perspektywę przyjmiemy – rodzica bądź też dziecka – jeżeli oczekiwania rodzicielskie wykraczają poza zakres tego, co osoba posiadająca zwykłe człowieczeństwo może znieść, jeśli wykraczają poza zakres tego, co instynkty takiej osoby są w stanie osiągnąć, lub poza zakres praw człowieka, jakie przysługują takiej osobie, lub też poza zakres obowiązków, które Bóg ludziom powierza, i tak dalej, wówczas takie oczekiwania są niewłaściwe i nieuzasadnione. Można też, rzecz jasna, powiedzieć, że rodzice nie powinni mieć takich oczekiwań i że nie mają one prawa bytu. Dlatego też dzieci powinny uwolnić się od takich rodzicielskich oczekiwań. Chodzi o to, że gdy rodzice przyjmują perspektywę lub pozycję rodzicielską, wydaje im się, że mają prawo oczekiwać, iż ich dziecko zrobi to czy tamto, że podąży określoną ścieżką i wybierze takie czy inne życie, środowisko edukacyjne, pracę, małżeństwo, rodzinę i tak dalej. Jako zwykli ludzie rodzice nie powinni jednak przyjmować perspektywy lub pozycji rodzicielskiej, nie powinni wykorzystywać swojej tożsamości rodzicielskiej, by wymagać od dziecka działań wykraczających poza zakres obowiązków dziecka lub ludzkich zdolności. Nie powinni ingerować w rozmaite decyzje podejmowane przez ich dziecko ani nie powinni narzucać się mu ze swoimi oczekiwaniami, preferencjami, brakami, frustracjami i interesami. Rodzice nie powinni postępować w taki sposób. Gdy rodzice mają niewłaściwe oczekiwania, ich dziecko powinno odpowiednio je traktować, a co jeszcze ważniejsze – powinno umieć rozeznać się w naturze tych oczekiwań. Jeśli wyraźnie dostrzegasz, że oczekiwania twoich rodziców pozbawiają cię praw człowieka i że stanowią rodzaj ingerencji lub przeszkody, gdy chodzi o twój wybór pozytywnych rzeczy i właściwej ścieżki, to powinieneś uwolnić się od tych oczekiwań i zignorować je. Powinieneś tak właśnie postąpić, ponieważ to jest twoje prawo, jest to prawo, jakim Bóg obdarzył każdego stworzonego człowieka, a twoi rodzice nie powinni myśleć, że wolno im ingerować w twoją życiową ścieżkę i twoje prawa człowieka tylko dlatego, że są twoimi rodzicami i że za ich sprawą przyszedłeś na świat. Każda istota stworzona ma prawo powiedzieć „nie” w reakcji na nierozsądne, niepoprawne czy niewłaściwe oczekiwania rodzicielskie. Możesz bezwzględnie uchylić się od dźwigania na swoich barkach ciężaru oczekiwań rodziców. Taka odmowa i taki sprzeciw pozwalają praktykować wyzwalanie się od niewłaściwych oczekiwań twoich rodziców.

Jakie prawdy ludzie powinni zrozumieć w kontekście uwalniania się od oczekiwań rodzicielskich? To znaczy, czy wiesz na jakich prawdach opiera się wyzwalanie się od oczekiwań swoich rodziców i z jakimi prawdozasadami jest zgodne? Jeśli uważasz, że twoi rodzice są ci najbliżsi na świecie, że są twoimi szefami i przywódcami, że są ludźmi, którzy cię spłodzili i wychowali, którzy zapewniali ci pożywienie, ubranie, dach nad głową i środki transportu, którzy cię odchowali i którzy są twoimi dobroczyńcami, to czy będzie ci łatwo uwolnić się od ich oczekiwań? (Nie). Jeżeli tak właśnie uważasz, to prawdopodobnie będziesz postrzegał oczekiwania swoich rodziców z perspektywy ciała i będzie ci trudno uwolnić się od ich niewłaściwych i nierozsądnych oczekiwań. Będziesz zakładnikiem tych oczekiwań. Nawet jeśli w głębi serca będziesz niezadowolony i niechętny, to nie będziesz mieć siły, żeby uwolnić się od tych oczekiwań, i nie będziesz mieć innego wyjścia, jak tylko ulec naturalnemu biegowi rzeczy w tym względzie. Dlaczego nie będziesz mieć innego wyjścia? Bo gdybyś miał uwolnić się od oczekiwań swoich rodziców, gdybyś je zignorował lub odrzucił, to czułbyś się wyrodnym dzieckiem i niewdzięcznikiem, czułbyś, że zawiodłeś swoich rodziców i że nie jesteś dobrym człowiekiem. Jeśli przyjmujesz perspektywę ciała, zrobisz wszystko, by kierując się sumieniem wynagrodzić rodzicom ich życzliwość, by dopilnować, że cierpienie, jakie znosili ze względu na ciebie, nie pójdzie na marne, więc będziesz nieustannie dążył do tego, aby spełnić ich oczekiwania. Będziesz bardzo się starał, aby osiągnąć wszystko to, czego twoi rodzice od ciebie wymagają, aby ich w żaden sposób nie rozczarować i aby dobrze ich traktować; postanowisz, że będzie się nimi opiekował, gdy się zestarzeją, że zapewnisz im szczęście w ostatnich latach życia, a także, patrząc jeszcze dalej w przyszłość, że zajmiesz się sprawami związanymi z pochówkiem, jednocześnie zadowalając rodziców i spełniając własne pragnienie bycia dobrym dzieckiem. Żyjąc na tym świecie, ludzie ulegają różnego rodzaju wpływom opinii publicznej i środowisk społecznych, a także przekonań i poglądów popularnych w społeczeństwie. Jeśli ludzie nie rozumieją prawdy, mogą jedynie postrzegać te sprawy z perspektywy uczuć cielesnych i w taki sam sposób podchodzić do nich w praktyce. W tym okresie będziesz myśleć, że twoi rodzice robią wiele rzeczy, których rodzice robić nie powinni, do tego stopnia, że będziesz w głębi serca czuć pogardę i awersję do niektórych działań i sposobów zachowania twoich rodziców, a także do ich człowieczeństwa, charakteru, metod i sposobów działania, a mimo to, chcąc być dobrym dzieckiem, będziesz ich szanował i zadowalał, nie ośmielisz się ich w jakikolwiek sposób zaniedbywać. Będziesz tak postępować, aby nie zasłużyć na wzgardę ze strony społeczeństwa, a także by zyskać spokój sumienia. Te poglądy zostały ci wpojone przez ludzkość i społeczeństwo, więc bardzo trudno ci będzie traktować oczekiwania rodziców i twoją relację z nimi w sposób racjonalny. Będziesz zmuszony traktować ich z szacunkiem i oddaniem i nie sprzeciwiać się ich działaniom; nie będziesz mieć innego wyjścia, będziesz potrafił postępować tylko w taki sposób i dlatego będzie ci jeszcze trudniej uwolnić się od oczekiwań rodziców. Jeśli w głębi serca rzeczywiście odrzucisz te oczekiwania, będziesz musiał wziąć na siebie obciążenie i presję, które wynikają z potępienia przez społeczeństwo, przez twoją dalszą rodzinę i przez twoją najbliższą rodzinę. Ponadto będziesz musiał znosić potępienie, oskarżenie, klątwy i szyderstwa pochodzące z głębi twojego serca, które będzie ci mówić, że jesteś niczym, że jesteś wyrodnym dzieckiem, że nie okazujesz należnej wdzięczności, że „Jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem, nieposłuszną kreaturą, matka źle cię wychowała” – takie właśnie nieprzyjemne słowa można usłyszeć w świeckim społeczeństwie. Jeśli nie rozumiesz prawdy, znajdziesz się w takim kłopotliwym położeniu. To znaczy, gdy w głębi serca w racjonalny sposób uwolnisz się od oczekiwań swoich rodziców lub gdy uczynisz to z niechęcią, poczujesz w sercu inny rodzaj obciążenia bądź presji; ta presja ma swoje źródło w społeczeństwie i bierze się z wyrzutów sumienia. Jak zatem możesz uwolnić się od oczekiwań swoich rodziców? Istnieje ścieżka prowadząca do rozwiązania tego problemu. Nie jest to trudne – ludzie muszą podjąć wysiłek w związku z prawdą i stanąć przed Bogiem, aby szukać prawdy i ją pojąć, a wtedy problem zostanie rozwiązany. Jaki zatem aspekt prawdy musisz zrozumieć, aby nie obawiać się brzemienia w postaci potępienia ze strony opinii publicznej, potępienia przez sumienie w głębi twojego serca oraz oskarżeń i zniewag słownych ze strony twoich rodziców w momencie, gdy uwolnisz się od ich oczekiwań? (Musimy zrozumieć, że w oczach Boga jesteśmy tylko istotami stworzonymi. Na tym świecie powinniśmy nie tylko wypełniać nasze zobowiązania wobec rodziców, ale – co ważniejsze – powinniśmy wykonywać nasze obowiązki i powinności. Jeśli to dostrzeżemy, być może nie ulegniemy nadmiernie wpływowi naszych rodziców lub potępieniu przez opinię publiczną, gdy w przyszłości uwolnimy się od oczekiwań rodziców). Kto jeszcze się wypowie? (Ostatnim razem Bóg mówił o tym, że gdy opuszczamy dom, by wykonywać obowiązki, robimy to ze względu na obiektywne okoliczności – musimy opuścić rodziców, by wypełniać obowiązki, więc nie możemy się nimi opiekować – czyli nie jest tak, że postanawiamy ich opuścić, bo uchylamy się od odpowiedzialności. Ponadto opuszczamy dom, bo Bóg wezwał nas do wypełniania obowiązków, więc nie możemy być z rodzicami, ale i tak się o nich martwimy – nie jest tak, że wymigujemy się od odpowiedzialności wobec rodziców i jesteśmy wyrodnymi dziećmi). Te dwa powody to prawdy i fakty, które ludzi powinni zrozumieć. Jeśli ludzie rozumieją to, gdy uwalniają się od oczekiwań swoich rodziców, to w głębi serca poczują się nieco spokojniejsi i bardziej wyciszeni, ale czy to rozwiązuje problem u jego podłoża? Gdyby nie wpływ okoliczności zewnętrznych, czy twój los byłby powiązane z losem twoich rodziców? Gdybyś nie wierzył w Boga i gdybyś pracował i spędzał dni w normalny sposób, czy z całą pewnością byłbyś w stanie towarzyszyć swoim rodzicom? Czy na pewno potrafiłbyś być dobrym dzieckiem? Czy z całą pewnością byłbyś w stanie stać u ich boku i odwdzięczać się za ich życzliwość? (Niekoniecznie). Czy istnieje taka osoba, której jedynym życiowym celem jest odwdzięczanie się rodzicom za ich życzliwość? (Nie). Nie ma takich ludzi. Toteż powinieneś poznać tę kwestię i dostrzec jej istotę z innej perspektywy. To jest głębsza prawda, którą powinieneś zrozumieć, jeśli chodzi o tę kwestię. Jest to również fakt, a nawet więcej – to istota tych rzeczy. Jakie prawdy powinieneś zrozumieć, jeśli chodzi o uwalnianie się od oczekiwań rodziców? Po pierwsze, powinieneś zrozumieć, że twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami; po drugie, powinieneś zrozumieć, że twoi rodzice nie są panami twojego życia ani twojego losu. Czy nie jest to prawda? (Jest). Jeśli zrozumiesz te dwie prawdy, czyż nie będzie ci łatwiej uwolnić się od oczekiwań twoich rodziców? (Będzie łatwiej).

Najpierw omówimy ten aspekt prawdy: „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami”. Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami – do czego się to odnosi? Czy nie odnosi się to do życzliwości, jaką okazali ci rodzice, wychowując cię? (Tak). Twoi rodzice okazali ci życzliwość, wychowując cię, więc jest ci bardzo trudno wyrzec się relacji z nimi. Myślisz, że musisz odwdzięczyć się im za życzliwość, bo w przeciwnym razie będziesz wyrodnym dzieckiem; uważasz, że musisz okazywać im szacunek i oddanie, że musisz być posłuszny każdemu ich słowu, że musisz spełniać każde ich życzenie i żądanie oraz że nie możesz ich zawieść – tak właśnie pojmujesz odwdzięczanie się za ich życzliwość. Oczywiście niektórzy ludzie mają dobrą pracę i dużo zarabiają, więc zapewniają swoim rodzicom materialne przyjemności i wysoki poziom życia, pozwalając im ogrzać się w swoim świetle i wieść lepsze życie. Przypuśćmy na przykład, że kupujesz rodzicom dom i samochód, zabierasz ich do ekskluzywnych restauracji na kulinarne rarytasy, jeździsz z nimi do popularnych miejsc turystycznych i rezerwujesz dla nich pokoje w luksusowych hotelach, aby ich uszczęśliwić i by mogli korzystać z życia. Robisz to wszystko, by wynagrodzić rodzicom ich życzliwość, żeby czuli, że dostali coś w zamian za to, że cię wychowali i kochali, żeby mieli poczucie, że ich nie zawiodłeś. Po pierwsze, robisz to dla swoich rodziców, a po drugie robisz to na pokaz, żeby inni to widzieli, żeby społeczeństwo to widziało, ale równocześnie robisz to też po to, żeby mieć czyste sumienie. Jakby na to nie spojrzeć i bez względu na to, co próbujesz tym sposobem osiągnąć, w każdym razie te działania w przeważającej mierze służą temu, aby odwdzięczyć się rodzicom za ich życzliwość, i istotą tych działań jest wynagrodzenie rodzicom tej życzliwości, jaką ci okazali, wychowując cię. Skąd wzięło się to twoje przekonanie, żeby odwdzięczyć się rodzicom za życzliwość? Otóż stąd, że jesteś przeświadczony, iż przyszedłeś na świat za sprawą swoich rodziców i że nie było im łatwo cię wychować; tym sposobem twoi rodzice niepostrzeżenie stają się twoimi wierzycielami. Uważasz, że masz u swoich rodziców dług i musisz go spłacić. Uważasz, że tylko w ten sposób dowiedziesz, że posiadasz człowieczeństwo, i okażesz się dobrym dzieckiem – uznajesz to za standard moralny, który człowiek powinien spełniać. Te przekonania, poglądy i działania biorą się zatem w istocie z twojego przeświadczenia o posiadaniu długu u rodziców, długu, który masz obowiązek spłacić; w istotnym stopniu twoi rodzice są twoimi wierzycielami, czyli uważasz, że jesteś im coś winien za życzliwość, którą ci okazali. Teraz, gdy masz możność odwdzięczenia się i wynagrodzenia im tej życzliwości, tak też czynisz – w miarę swoich możliwości odwdzięczasz się im za pomocą pieniędzy i uczuć. Czy jest to przejaw prawdziwego człowieczeństwa? Czy jest to prawdziwa zasada praktykowania? (Nie). Dlaczego mówię, że twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami? Skoro powiedzenie „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami” jest prawdą, to czy słuszne jest uznawanie rodziców za swoich dobroczyńców i wierzycieli i robienie wszystkiego, by się im odwdzięczyć za życzliwość? (Nie). Czy aby to zaprzeczenie nie zostało wypowiedziane z pewną niechęcia? Które z tych powiedzeń jest prawdą: „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami” czy „Twoi rodzice są twoimi dobroczyńcami i musisz się im odwdzięczyć”? (Prawdą jest powiedzenie „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami”). Skoro prawdą jest maksyma „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami”, to czy prawdą jest maksyma „Twoi rodzice są twoimi dobroczyńcami i musisz się im odwdzięczyć”? (Nie). Czyż nie stoi ona w sprzeczności z powiedzeniem „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami”? (Stoi). Nie jest ważne, które z tych powiedzeń sprawia, że twoje sumienie cię potępia – ważne jest co innego. Co takiego? Otóż ważne jest to, które z nich jest prawdą. Musisz zaakceptować powiedzenie, które jest prawdą, nawet jeśli sprawia ono, że sumienie cię dręczy i oskarża, bo jest ono prawdą. Choć powiedzenie „Twoi rodzice są twoimi dobroczyńcami i musisz się im odwdzięczyć” zgodne jest z moralnymi standardami człowieczeństwa i z ludzkim sumieniem, to przecież nie jest prawdą. Choć maksyma ta zadowala i zaspokaja twoje sumienie, musisz się jej wyrzec. Taką postawą musisz się wykazać, jeśli chodzi o przyjęcie prawdy. Które zatem z tych dwóch powiedzeń – „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami” oraz „Twoi rodzice są twoimi dobroczyńcami i musisz się im odwdzięczyć” – brzmi dogodniej, bardziej w zgodzie z człowieczeństwem i z twoim sumieniem, bardziej w zgodzie z moralnymi standardami człowieczeństwa? (Drugie powiedzenie). Dlaczego drugie? Bo zaspokaja emocjonalne potrzeby człowieka. Nie jest jednak prawdą i Bóg nim gardzi. Czy maksyma „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami” sprawia, że ludzie czują się nieswojo? (Tak). Co takiego ludzie czują, słysząc to powiedzenie? (Że nie jest do końca w zgodzie z sumieniem). Czują, że jest w nim pewna doza nieczułości, zgadza się? (Tak). Niektórzy mówią: „Jeśli ktoś nie ma ludzkich uczuć, to czy jest jeszcze człowiekiem?” – czy ci, co nie mają ludzkich uczuć, są ludźmi? Powiedzenie „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami” brzmi tak, jak gdyby pozbawione było ludzkich uczuć, ale jest faktem. Jeśli traktujesz swoją relację z rodzicami racjonalnie, odkryjesz, że maksyma „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami” jasno objaśnia relację każdego człowieka z rodzicami u samego podłoża oraz istotę i źródło relacji międzyludzkich. Choć budzi niepokój sumienia i nie zaspokaja twoich potrzeb emocjonalnych, pozostaje faktem i prawdą. Prawda ta pozwala ci traktować w sposób racjonalny i właściwy tę życzliwość, jaką okazali ci rodzice, wychowując cię. Prawda ta umożliwia ci również racjonalne i właściwe podejście do oczekiwań twoich rodziców. Jest czymś naturalnym, że tym bardziej umożliwia ci traktowanie twojej relacji z rodzicami racjonalnie i należycie. Jeśli możesz w taki sposób traktować swoją relację z rodzicami, to znaczy, że masz do niej racjonalny stosunek. Niektórzy mówią: „Te prawdy są dobrze ujęte i brzmią bardzo żarliwie, ale dlaczego ludzie, gdy je słyszą, mają poczucie, że niemożliwe jest ich osiągnięcie? Zwłaszcza »Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami« – czemu ludzie, słysząc tę prawdę, mają poczucie, że ich relacja z rodzicami jest coraz chłodniejsza i słabsza? Czemu wydaje im się, że nie łączy ich z rodzicami żadne uczucie?”. Czy prawda celowo próbuje stworzyć dystans między ludźmi? Czy prawda celowo usiłuje zerwać więzi między dziećmi i rodzicami? (Nie). Jakie zatem rezultaty można osiągnąć dzięki zrozumieniu tej prawdy? (Zrozumienie tej prawdy pozwala nam dostrzec rzeczywistość relacji, jaka łączy nas z rodzicami – ta prawda ujawnia nam prawdziwą naturę tej kwestii). Zgadza się, ta prawda pozwala ci dostrzec prawdziwą naturę tej kwestii, pozwala ci traktować te rzeczy w sposób racjonalny, pozwala ci żyć w sposób uniezależniony od twoich uczuć lub cielesnych relacji interpersonalnych, zgadza się?

Pomówmy o tym, jak należy interpretować powiedzenie „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami”. Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami – czy nie jest to fakt? (Jest). Skoro jest to fakt, właściwe jest, byśmy wyjaśnili związane z nim kwestie. Przyjrzyjmy się kwestii następującej: twoi rodzice wydali cię na świat. Kto zdecydował, że wydali cię na świat: ty czy oni? Kto kogo wybrał? Jeśli spojrzeć na to z perspektywy Boga, odpowiedź brzmi: ani ty, ani oni. Ani ty nie zdecydowałeś, ani twoi rodzice nie zdecydowali o tym, że wydali cię na świat. W istocie przesądził o tym Bóg. Odłożymy teraz ten temat na bok, bo ludziom łatwo tę kwestię zrozumieć. Patrząc z twojej perspektywy, byłeś bierny, gdy rodzice wydawali cię na świat, nie miałeś w tej sprawie nic do powiedzenia. Patrząc z perspektywy twoich rodziców, wydali cię na świat z własnej nieprzymuszonej woli, zgadza się? Innymi słowy, pomijając na chwilę zarządzenie Boga, jeśli chodzi o wydanie cię na świat, pełnię władzy w tym względzie mieli twoi rodzice. Postanowili, że wydadzą cię na świat, i to była tylko ich decyzja. To nie ty o tym zdecydowałeś – byłeś pod tym względem bierny i nie miałeś żadnego wyboru. Skoro więc twoi rodzice mieli pełnię władzy i postanowili wydać cię na świat, mają obowiązek i odpowiedzialność, by cię wychować i wprowadzić w dorosłość, by zapewnić ci edukację, pożywienie, ubrania i pieniądze – to jest ich odpowiedzialność i obowiązek, tak właśnie powinni postąpić. Tymczasem ty, w okresie, kiedy rodzice cię wychowywali, byłeś zawsze bierny, nie miałeś prawa wyboru – musiałeś być przez nich wychowywany. Ponieważ byłeś młody, nie miałeś możliwości samemu się wychować, mogłeś jedynie biernie poddać się temu, że wychowują cię rodzice. Zostałeś wychowany w sposób, o którym zdecydowali twoi rodzice. Jeśli dawali ci dobre rzeczy do jedzenie i picia, to jadłeś i piłeś dobre rzeczy; jeśli rodzice stworzyli środowisko życia, w którym żywiłeś się plewami i dziko rosnącymi roślinami, to tym się właśnie żywiłeś. W każdym razie, gdy cię wychowywano, byłeś bierny, a twoi rodzice wypełniali swoje obowiązki. To tak samo, jakby twoi rodzice dbali o kwiat. Skoro chcą dbać o kwiat, powinni go nawozić, podlewać i zapewnić mu dostęp do światła słonecznego. Jeśli chodzi o ludzi, bez względu na to, czy twoi rodzice sumiennie o ciebie dbali i otaczali cię wielką troską, w każdym razie wykonywali swoje obowiązki i wywiązywali się z odpowiedzialności. Bez względu na to, dlaczego cię wychowywali, to była ich odpowiedzialność – ponieważ wydali cię na świat, powinni wziąć za ciebie odpowiedzialność. Czy w związku z tym wszystko, co robili dla ciebie rodzice, można uważać za życzliwość? Nie można, zgadza się? (Nie można). To, że twoi rodzice wypełniali swoje obowiązki wobec ciebie, nie liczy się jako życzliwość, więc jeśli wypełniają swoje obowiązki względem jakichś kwiatów lub roślin, podlewają ją i nawożąc, czy liczy się to jako życzliwość? (Nie). Jest to jeszcze bardziej odległe od życzliwości. Kwiaty i rośliny rosną lepiej na zewnątrz – jeśli posadzone są w ziemi, to rozwijają się dzięki wiatrowi, słońcu i deszczowi. Nie rosną tak dobrze, gdy są w doniczce znajdującej się w pomieszczeniu, ale gdziekolwiek są, tam żyją, zgadza się? Bez względu na to, gdzie się znajdują, tak już zarządził Bóg. Ty jesteś żyjącą osobą, a Bóg bierze odpowiedzialność za każde życie, pozwalając mu trwać i przestrzegać prawa stosującego się do wszystkich istot stworzonych. Ale jako osoba żyjesz w środowisku, w którym wychowują cię rodzice, więc powinieneś dorastać i egzystować w tym środowisku. Twoje życie w tym środowisku w większej skali wynika z zarządzenia Boga, a w mniejszej z tego, że wychowują cię twoi rodzice, zgadza się? W każdym razie, wychowując cię, twoi rodzice wypełniają swój obowiązek i wywiązują się z odpowiedzialności. Wychowywanie cię aż do wkroczenia w dorosłość to ich obowiązek i odpowiedzialność, nie można tego nazwać życzliwością. Jeśli nie można tego nazwać życzliwością, to czyż nie jest to coś, z czego powinieneś korzystać? (Jest). Jest to twoje prawo, z którego powinieneś korzystać. Powinieneś być wychowywany przez rodziców, bo przed wejściem w dorosłość twoją rolą jest być dzieckiem, które jest wychowywane. Toteż twoi rodzice wywiązują się wobec ciebie z pewnej odpowiedzialności, a ty to po prostu przyjmujesz, ale nie otrzymujesz od nich tym samym żadnej łaski ani życzliwości. W przypadku każdej istoty żywej wydawanie na świat potomstwa i opiekowanie się nim, rozmnażanie się i wychowywanie kolejnego pokolenia to swego rodzaju odpowiedzialność. Na przykład, ptaki, krowy, owce, a nawet tygrysy muszą opiekować się swoim potomstwem po wydaniu go na świat. Nie ma istot żywych, które nie opiekują się swoim potomstwem. Możliwe, że istnieją jakieś wyjątki, ale nie ma ich wiele. Jest to naturalne zjawisko w egzystencji istot żywych, jest to ich instynkt i tego zachowania nie można przypisywać życzliwości. Chodzi tu o stosowanie się do prawa, które Stwórca ustanowił dla zwierząt i dla ludzkości. Dlatego fakt, że rodzice cię wychowali, nie jest z ich strony żadną życzliwością. Na tej podstawie można powiedzieć, że twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami. Wypełniają swoje obowiązki wobec ciebie. Bez względu na to, jaki wysiłek podejmują i ile wydają na ciebie pieniędzy, nie powinni oczekiwać od ciebie za to żadnej rekompensaty, bo to jest ich odpowiedzialność rodzicielska. Skoro jest to odpowiedzialność i obowiązek, powinni wychowywać cię za darmo, nie oczekując rekompensaty. Wychowując cię, twoi rodzice wypełniają swój obowiązek i powinni to robić bezpłatnie – nie powinna to być transakcja. Toteż nie musisz traktować swoich rodziców i swojej relacji z nimi opierając się na idei rekompensaty. Jeśli odwdzięczasz się rodzicom i traktujesz swoją relację z nimi na podstawie tej idei, jest to nieludzkie. Jednocześnie sprawi to zapewne, że popadniesz w niewolę cielesnych uczuć i będzie ci tak trudno wyrwać się z tych uwikłań, że możesz nawet zgubić drogę. Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami, więc nie masz obowiązku spełniać wszystkich ich oczekiwań. Nie masz obowiązku płacić rachunku za ich oczekiwania. To znaczy, oni mogą mieć jakieś swoje oczekiwania. Ty za to masz swoje własne decyzje do podjęcia, ścieżkę życiową i przeznaczenie, jakie wyznaczył dla ciebie Bóg, a to nie ma nic wspólnego z twoimi rodzicami. Gdy więc jedno z twoich rodziców mówi: „Jesteś wyrodnym dzieckiem. Od wielu lat mnie nie odwiedzałeś i od wielu dni do mnie nie telefonowałeś. Choruję i nie ma kto się mną zaopiekować. Nic nie mam z tego, że cię wychowałem. Jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem i wyrodnym dzieckiem!”, to jeśli nie rozumiesz prawdy mówiącej, że „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami”, słowa twojego rodzica będą jak nóż wbity w twoje serce i twoje sumienie będzie cię potępiać. Każde z tych słów wyryje się w twoim sercu i sprawi, że będziesz się wstydził spojrzeć rodzicom w oczy, że będziesz czuł się ich dłużnikiem i będziesz wobec nich czuł się winny. Gdy rodzice powiedzą ci, że jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem, pomyślisz wtedy: „Mają całkowitą rację. Wychowali mnie aż do tego wieku, a nie byli w stanie ogrzać się w moim świetle. Teraz są chorzy, a mieli nadzieję, że będę przy ich łóżku, że będę im usługiwał i dotrzymywał towarzystwa. Potrzebowali, żebym odwdzięczył im się za ich życzliwość, a mnie nie było przy nich. Naprawdę jestem bezdusznym niewdzięcznikiem!”. Uznasz się za bezdusznego niewdzięcznika – czy to rozsądne? Czy jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem? Gdybyś nie opuścił domu, aby wypełniać obowiązki poza swoim miastem, i gdybyś został z rodzicami, czy to by zapobiegło ich chorobie? (Nie). Czy od ciebie zależy to, czy twoi rodzice będą żyć, czy umrą? Albo to, czy są bogaci, czy biedni? (Nie). Bez względu na to, jaka choroba dopadnie twoich rodziców, nie stanie się to dlatego, że wyczerpało ich wychowywanie ciebie albo że za tobą tęsknili; a już na pewno nie zapadną na jedną z tych poważnych, potencjalnie śmiertelnych chorób z twojego powodu. Taki jest ich los i nie ma to nic wspólnego z tobą. Bez względu na to, jak wielkie oddanie im okazujesz, możesz jedynie nieco zmniejszyć ich cielesne cierpienia i obciążenia, ale jeśli chodzi o to, kiedy i na co zachorują albo kiedy i gdzie umrą – czy to ma z tobą cokolwiek wspólnego? Nie ma. Jeśli jesteś dobrym dzieckiem, jeśli nie jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem, jeśli spędzasz z nimi całe dnie i opiekujesz się nimi, to czy nie zachorują Czy nie umrą? Jeśli mają zachorować, to czyż i tak nie zachorują? Jeśli mają umrzeć, to czyż i tak nie umrą? Zgadza się? Gdyby w przeszłości twoi rodzicie powiedzieli, że jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem i wyrodnym dzieckiem, czy przejąłbyś się tym? (Tak). A teraz? (Teraz nie). Jak więc ten problem został rozwiązany? (Bóg powiedział, że to, czy nasi rodzice zachorują, czy nie, oraz to, czy będą żyć, czy umrą, nie ma z nami nic wspólnego, bo wszystko to z góry ustalił Bóg. Jeśli zostajemy u boku rodziców, nie możemy niczym innym się zajmować, więc jeśli oni mówią, że jesteśmy bezdusznymi niewdzięcznikami, nie ma to z nami nic wspólnego). Nieważne, czy twoi rodzice nazywają cię bezdusznym niewdzięcznikiem, wypełniasz przynajmniej wobec Stwórcy powinność istoty stworzonej. Jeśli nie jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem w oczach Boga, to wystarczy. Nie ma znaczenia, co ludzie mówią. To, co twoi rodzice o tobie mówią, nie musi być prawdą i nie jest pożyteczne. Musisz budować na fundamencie słów Boga. Jeśli Bóg mówi, że jesteś godziwą istotą stworzoną, to nieważne, że ludzie nazywają cię bezdusznym niewdzięcznikiem, oni nie są w stanie niczego osiągnąć. Ludzie ulegają wpływowi takich zniewag, bo odzywa się w nich sumienie lub gdy nie rozumieją prawdy i mają słabą postawę, wpadają wtedy w zły humor i czują się przygnębieni, ale gdy na powrót staną przed Bogiem, będą w stanie się z tym uporać i nie będzie to już dla nich żaden problem. Czy kwestia odwdzięczania się rodzicom za życzliwość została rozstrzygnięta? Czy wszystko jest jasne? (Tak). Jaki jest fakt, który ludzie powinni tu zrozumieć? Rodzice odpowiadają za twoje wychowanie. Postanowili wydać cię na świat, więc mają obowiązek cię wychować, są za to odpowiedzialni. Wychowując cię aż do wkroczenia w dorosłość, po prostu wywiązują się ze swojej odpowiedzialności. Nic im nie jesteś winny, więc nie musisz im niczego wynagradzać. Nie musisz im niczego wynagradzać – to jasno pokazuje, że twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami i że nie musisz niczego dla nich robić w zamian za ich życzliwość. Jeśli twoje okoliczności pozwalają ci w jakimś stopniu wypełniać twoje obowiązki wobec nich, rób to. Jeśli twoje środowisko i twoje obiektywne okoliczności nie pozwalają ci na to, nie zastanawiaj się nad tym; nie powinieneś myśleć, że jesteś im coś winien, bo twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami. Bez względu na to, czy okazujesz swoim rodzicom szacunek i oddanie lub wypełniasz swoje obowiązki wobec nich, po prostu przyjmujesz perspektywę dziecka i w pewnym stopniu wypełniasz swoje obowiązki wobec ludzi, którzy wydali cię na świat i wychowali. Z pewnością jednak nie możesz tego robić, przyjmując perspektywę odwdzięczania się albo perspektywę, którą można zdefiniować słowami: „Twoi rodzice są twoimi dobroczyńcami i musisz się im odwdzięczyć, musisz im wynagrodzić ich życzliwość”.

W świecie niewierzących jest takie powiedzenie: „Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko swoich matek”. Jest jeszcze takie powiedzenie: „Wyrodne dziecko gorsze jest od zwierzęcia”. Jak pompatycznie brzmią te powiedzenia! Zjawiska, o których mówi pierwsze z nich („Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko swoich matek”), rzeczywiście istnieją, są to fakty. Są to jednak po prostu zjawiska w świecie zwierząt. To tylko prawidło, jakie Bóg ustanowił dla różnych istot żywych i do którego stosują się wszelkie rodzaje istot żywych, w tym ludzie. To, że wszelkiego rodzaju istoty żywe stosują się do tego prawidła, dodatkowo potwierdza, że wszystkie one zostały stworzone przez Boga. Żadna istota żywa nie może złamać tego prawidła ani poza nie wykroczyć. Nawet niebezpieczne zwierzęta mięsożerne, na przykład lwy i tygrysy, opiekują się swoim potomstwem i nie gryzą swoich młodych, zanim te nie osiągną dojrzałości. Jest to zwierzęcy instynkt. Bez względu na gatunek i bez względu na to, czy są drapieżne, czy łagodne, wszystkie zwierzęta posiadają ten instynkt. Wszystkie stworzenia, w tym ludzie, mogą rozmnażać się i przetrwać, kierując się tym instynktem i tym prawidłem. Gdyby nie stosowały się do tego prawidła albo nie miały tego prawidła i tego instynktu, nie byłyby w stanie rozmnażać się i przetrwać. Łańcuch biologiczny nie istniałby, podobnie jak ten świat. Czy nie jest to prawdą? (Jest). To powiedzenie – „Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko swoich matek” – mówi właśnie o tym, że takie prawidło obowiązuje w świecie zwierzęcym. Wszystkie istoty żywe mają ten instynkt. Gdy młode przychodzą na świat, samice lub samce danego gatunku opiekują się nimi, aż te osiągną dojrzałość. Wszystkie istoty żywe są w stanie wypełniać swoje powinności wobec potomstwa, sumiennie i obowiązkowo wychowując nowe pokolenie. Tym bardziej powinno tak się dziać w przypadku ludzi. O ludziach mówi się, że stoją najwyżej wśród zwierząt – jeśli nie potrafią stosować się do tego prawidła i brak im tego instynktu, to stoją niżej od zwierząt, czyż nie? Toteż bez względu na to, jak wielką troską otaczali cię rodzice, gdy cię wychowywali, i w jaki dużym stopniu wywiązali się z odpowiedzialności wobec ciebie, robili tylko to, co powinni w zakresie możliwości stworzonych ludzi – to był instynkt. Popatrz na ptaki: przez ponad miesiąc przed okresem godowym szukają bezpiecznych miejsc na gniazda. Samce i samiczki wylatują na zmianę, aby szukać roślin, piór i gałązek, z których zbudują gniazdo w gęstym listowiu drzew. Małe gniazda budowane przez różne gatunki ptaków są niezwykle solidne i misternie skonstruowane. Mając na względzie dobro swojego potomstwa, ptaki nie szczędzą wysiłków, gdy budują swoje gniazda i schronienia. Następnie przychodzi czas składania jaj i w każdym gnieździe stale obecny jest jeden ptak; samiec i samiczka opuszczają gniazdo na zmianę przez 24 godziny na dobę i są wyjątkowo uważne – gdy jedno powraca, drugie za chwilę wylatuje. Niedługo potem wykluwają się pisklęta, wysuwają główki ze skorupek i zaczynają ćwierkać. Dorosłe ptaki opuszczają gniazdo, by znaleźć pożywienie dla młodych, wracają z robakami lub czymś innym, wykazując się ogromną troskliwością. Po paru miesiącach pisklęta są trochę większe i potrafią już stanąć na krawędzi gniazda, machając skrzydełkami; rodzice na zmianę karmią młode i mają na nie pilne baczenie. Jednego roku zobaczyłem na niebie kruka, trzymającego w dziobie pisklę, które wydawało przerażone odgłosy, jak gdyby wołało pomocy. Kruk leciał z pisklęciem w dziobie, a ścigała go para dorosłych ptaków, które również przeraźliwie skrzeczały, ale nie udało im się dogonić kruka. Pisklę prawdopodobnie i tak by nie przeżyło, niezależnie od tego, czy jego rodzice zdołaliby doścignąć kruka. Te dwa dorosłe ptaki lecące na ratunek swojemu pisklakowi wydawały tak donośne wrzaski, że zatrwożyły one ludzi przebywających w okolicy – jak żałośliwe musiały to być odgłosy? To pewne, że te ptaki nie miały tylko tego jednego pisklaka, musiała ich być w gnieździe trójka albo czwórka, ale gdy jedno z nich zostało porwane, rodzice rzucili się w pościg, wrzeszcząc i skrzecząc. Tak wygląda świat zwierzęcy i biologiczny – istoty żywe są w stanie zapewnić swojemu potomstwu niestrudzoną opiekę. Ptaki budują nowe gniazda każdego roku, robią dokładnie to samo rok w rok; składają jaja, karmią pisklęta i uczą je latać. Podczas tej nauki pisklęta nie wznoszą się zbyt wysoko, a czasem nawet spadają na ziemię. Kilka razy udało nam się takie pisklęta uratować i szybko umieścić je z powrotem w gnieździe. Rodzice uczą je czegoś co dzień, a któregoś dnia wszystkie te pisklęta dorosną, porzucą swoje gniazda i odlecą. W kolejnym roku nowe pary ptaków przyfruną, aby uwić gniazda, złożyć jaja i wychować pisklęta. Wszystkie rodzaje istot żywych i zwierząt mają takie instynkty i prawidła. Kierują się nimi bardzo umiejętnie, osiągając w tej dziedzinie doskonałość. Jest to coś, czego nikt nie byłby w stanie zniszczyć. Są też szczególne gatunki zwierząt, takie jak tygrysy i lwy. Gdy osiągają wiek dojrzały, opuszczają rodziców, a niektóre samce stają rywalami, walczą ze sobą i konkurują wedle konieczności. Jest to normalne, to prawo przyrody. Nie są to zbyt emocjonalne zwierzęta, nie żyją pod wpływem uczuć, jak to jest w przypadku ludzi, mówiących: „Muszę im się odwdzięczyć za ich życzliwość, muszę im to wynagrodzić – muszę okazywać posłuszeństwo rodzicom. Jeśli nie będę okazywać im szacunku i oddania, ludzie mnie potępią, będą mnie obmawiać i krytykować za moimi plecami, a tego nie mógłbym znieść!”. Takich sytuacji nie odnajdziemy w świecie zwierząt. Dlaczego ludzie mówią takie rzeczy? Bo w społeczeństwie i w grupach ludzkich funkcjonują różne niewłaściwe idee i konsensusy. Gdy ludzie ulegną wpływowi takich przekonań i zostają przez nie skażeni, wytwarzają się w nich różne sposoby rozumienia i traktowania relacji rodzic-dziecko i ostatecznie zaczynają odnosić się do swoich rodziców jak do wierzycieli – wierzycieli, których nie będą w stanie spłacić do końca swojego życia. Są nawet ludzie, którzy po śmierci rodziców mają poczucie winy do końca swojego życia i uważają się za niegodnych życzliwości, jaką okazywali im rodzice, z powodu jednej rzeczy, którą zrobili, a która unieszczęśliwiła ich rodziców, albo z powodu czegoś, co nie potoczyło się po myśli ich rodziców. Powiedzcie Mi, czy to nie przesada? Ludzie żyją swoimi uczuciami, więc pozwalają, by różne idee, mające swoje źródło w tych uczuciach, ingerowały w ich życie i przeszkadzały w nim. Ludzie żyją w środowisku zabarwionym ideologią zepsutej ludzkości, więc wpadają w sidła różnych błędnych idei, przez co ich egzystencja staje się wyczerpująca i trudniejsza niż egzystencja innych istot żywych. Jednak teraz, ponieważ Bóg czyni dzieło i wyraża prawdę, by powiedzieć ludziom o rzeczywistej naturze tych wszystkich faktów i umożliwić im zrozumienie prawdy, to gdy już zrozumiesz prawdę, te błędne idee i przekonania nie będą cię obciążać i nie będziesz się nimi kierować jako wytycznymi w zakresie twojej relacji z rodzicami. Wówczas w twoim życiu nastąpi odprężenie. Nie znaczy to bynajmniej, że nie będziesz świadomy swojej odpowiedzialności i swoich powinności – nadal będziesz je znał. Chodzi tu natomiast o wybór perspektywy i metod w odniesieniu do tej odpowiedzialności i tych powinności. Jedna ścieżka prowadzi poprzez uczucia – podchodzisz do tych spraw przez pryzmat emocji, a także metod, idei i przekonań, w stronę których prowadzi człowieka szatan. Druga ścieżka polega na traktowaniu tych spraw opierając się na słowach, których Bóg nauczył ludzi. Gdy ludzie podchodzą do tych spraw, kierując się błędnymi ideami i przekonaniami pochodzącymi od szatana, mogą tylko kierować się w życiu swoimi uczuciami i nigdy nie potrafią odróżnić dobra od zła. W takich okolicznościach nie mają innego wyjścia, jak tylko żyć w sidłach, wiecznie uwikłani w takie oto kalkulacje: „Masz rację, ja się mylę. Ty dałeś mi więcej; ja dałem ci mniej. Jesteś niewdzięczny. Zrobiłeś dla mnie zbyt wiele”. W rezultacie nie ma ani jednej chwili, kiedy mówiliby jasno. Jednak gdy ludzie zrozumieją prawdę i uwolnią się z sieci błędnych idei, przekonań i uczuć, te sprawy stają się dla nich proste. Jeśli kierujesz się prawdozasadą, ideą lub myślą, która jest prawidłowa i pochodzi od Boga, osiągniesz w życiu stan wielkiego odprężenia. Ani opinia publiczna, ani świadomość własnego sumienia, ani brzemię twoich uczuć nie będzie już dla ciebie przeszkodą w tym, jak będziesz podchodził do swojej relacji z rodzicami; wręcz przeciwnie – będziesz w stanie traktować tę relację w sposób właściwy i racjonalny. Jeśli postępujesz zgodnie z prawdozasadami, które Bóg dał ludziom, to nawet gdyby ludzie cię krytykowali za twoimi plecami, w głębi serca będziesz czuć spokój i pozostaniesz niewzruszony. A przynajmniej nie będziesz samego siebie strofował za bycie bezdusznym niewdzięcznikiem ani nie będziesz już w głębi duszy czuć oskarżeń swojego sumienia. Będzie tak, ponieważ będziesz wiedział, że wszystkie twoje działania są wykonywane w zgodzie z metodami, których nauczył cię Bóg, że słuchasz Jego słów i jesteś im posłuszny oraz że podążasz Jego drogą. Słuchanie słów Boga i podążenia Jego drogą – przede wszystkim to właśnie powinno podpowiadać ludziom sumienie. Będziesz prawdziwie człowiekiem, gdy będziesz potrafił tak właśnie postępować. Jeżeli natomiast do tego nie doszedłeś, to w takim razie jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem. Czy nie tak się sprawy mają? (Tak). Czy widzisz to teraz jasno? Takie jasne widzenie jest jednym aspektem; drugim jest natomiast to, by ludzie byli w stanie stopniowo wniknąć w tę kwestię i wcielać prawdę w życie. Aby zyskać jasny ogląd w tej materii, ludzie muszą przez jakiś czas gromadzić doświadczenia. Jeśli ludzie chcą jasno i wyraźnie ujrzeć ten fakt i istotę oraz dojść do momentu, w którym zaczną postępować na podstawie zasad, to nie można tego osiągnąć w krótkim czasie, bo ludzie wpierw muszą uwolnić się od wpływu różnych błędnych i złych idei i przekonań. Kolejny, jeszcze ważniejszy aspekt wiąże się z wyzwoleniem się z więzów i spod wpływu sumienia i uczuć w szczególności ludzie muszą pokonać przeszkody w postaci własnych uczuć. Załóżmy, że w teorii uznajesz, iż słowo Boga jest prawdą i że jest słuszne, a także wiesz, w teorii, że błędne idee i przekonania, jakie szatan wpaja ludziom, są niesłuszne, ale nie jesteś w stanie uporać się ze swoimi uczuciami i nieustannie współczujesz swoim rodzicom, myśląc o tym, że okazali ci zbyt wielką życzliwość, że ponosili koszty, tyle zrobili i wycierpieli dla ciebie, a cień wszystkiego, co rodzice dla ciebie zrobili, wszystkiego, co powiedzieli, a także ceny, jaką dla ciebie zapłacili, zasnuwa twój umysł. Każda z tych przeszkód będzie dla ciebie punktem krytycznym i nie będzie ci łatwo je pokonać. Najtrudniejszą przeszkodą do pokonania będziesz dla siebie ty sam. Jeżeli będziesz w stanie pokonać jedną przeszkodę za drugą, to zdołasz całkowicie wyplenić z serca uczucia do swoich rodziców. Nie mówię teraz tego po to, żeby nakłaniać cię do zdradzenia rodziców, a już na pewno nie robię tego, żebyś wyznaczył granice między tobą a twoimi rodzicami – nie tworzymy tu żadnego ruchu, nie ma potrzeby wyznaczania jakichkolwiek granic. Wygłaszam to omówienie tylko po to, żeby przekazać ci, jak należy te sprawy pojmować, oraz by pomóc ci w przyjęciu właściwego sposobu myślenia. Ponadto mówię o tym, żebyś, gdy coś ci się przydarzy, nie dręczył się tymi rzeczami ani nie dał się usidlić, a także – co jeszcze ważniejsze – żeby takie wydarzenia nie wpłynęły na wypełnianie przez ciebie obowiązku istoty stworzonej. Tym sposobem Moje omówienie osiągnie swój cel. Czy ludzie, skoro są istotami cielesnymi, są w stanie ostatecznie wyrzucić te wszystkie myśli ze swoich umysłów i całkowicie uwolnić się od emocjonalnych uwikłań w relacji ze swoimi rodzicami? To niemożliwe. W tym świecie ludzie, poza rodzicami, mają też dzieci – to są dwie najbliższe więzi ciała łączące ze sobą ludzi. Nie jest czymś możliwym, aby całkowicie zerwać więź, jaka powstaje między rodzicem a dzieckiem. Nie usiłuję popychać cię do tego, byś złożył uroczystą deklarację, że zerwiesz wszelkie kontakty ze swoimi rodzicami i że już nigdy nie będziesz się z nimi zadawać. Staram się pomóc ci we właściwy sposób potraktować tę relację. Te sprawy są trudne, czyż nie? W miarę, jak będzie się pogłębiało twoje rozumienie prawdy, a także w miarę upływu lat, trudności, jakich te sprawy przysparzają, będą stopniowo maleć i zanikać. Gdy ludzie mają dwadzieścia kilka lat, czują inny poziom przywiązania do swoich rodziców niż w momencie, gdy przekraczają trzydziestkę bądź czterdziestkę. To przywiązanie słabnie jeszcze bardziej w wieku pięćdziesięciu lat, nie mówiąc już o okresie, gdy ktoś dobiega sześćdziesiątki czy siedemdziesiątki. Wtedy to przywiązanie jest jeszcze słabsze – po prostu zmienia się ono wraz z upływem lat.

Prawda mówiąca, że „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami”, jest słuszną zasadą praktykowania, którą ludzie powinni zrozumieć w kontekście swojej relacji z rodzicami. Jaka jest druga zasada praktykowania? (Twoi rodzice nie są panami twojego życia ani twojego losu). Czyż nie łatwiej zrozumieć i wcielić w życie to, że twoi rodzice nie są panami twojego życia ani twojego losu, niż to, że twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami? Wydaje się, że dar cielesnego życia otrzymałeś od swoich rodziców, że to oni obdarzyli cię życiem. Patrząc jednak z perspektywy Boga i biorąc pod uwagę istotę tej sprawy, twoje życie cielesne nie pochodzi od twoich rodziców, bo ludzie nie są w stanie stworzyć życia. Mówiąc wprost, nikt nie potrafi stworzyć ludzkiego tchnienia. Ciało ludzkie może stać się człowiekiem, ponieważ jest w nim tchnienie. Życie człowieka jest tym tchnieniem, po tym poznaje się, że człowiek żyje. Ludzie mają to tchnienie i życie, a ich źródłem wcale nie są rodzice, nie pochodzą one od nich. Ludzie wprawdzie przyszli na świat za sprawą swoich rodziców, ale w istocie to Bóg obdarza ich życiem i tchnieniem. Toteż rodzice nie są panami twojego życia – Panem twojego życia jest Bóg. Bóg stworzył ludzkość, On jest stwórcą życia ludzkości i to On obdarzył ludzkość tchnieniem, które jest źródłem ludzkiego życia. Czy zatem nie jest łatwo pojąć, że twoi rodzice nie są panami twojego życia? Twoje tchnienie nie zostało ci dane przez twoich rodziców, nie mówiąc już o tym, że trwanie tego tchnienia w czasie również nie jest darem od twoich rodziców. Bóg jest opiekunem i władcą każdego dnia twojego życia. Twoi rodzice nie mogą decydować o tym, jak potoczy się każdy dzień twojego życia, czy potoczy się gładko i szczęśliwie, kogo spotkasz i w jakim środowisku będziesz żyć. Jest po prostu tak, że Bóg opiekuje się tobą za pośrednictwem twoich rodziców – są oni ludźmi, których Bóg posłał, by się tobą opiekowali. Gdy przyszedłeś na świat, to nie twoi rodzice obdarzyli cię życiem, czy zatem to dzięki twoim rodzicom mogłeś cieszyć się darem życia przez kolejne lata aż do dziś? Otóż nie. Źródłem twojego życia niezmiennie pozostaje Bóg, a nie twoi rodzice. Załóżmy, że twoi rodzice wydali cię na świat, ale gdy miałeś roczek albo pięć lat, Bóg postanowił odebrać ci życie. Czy twoi rodzice mogliby coś na to poradzić? Co by zrobili? Jak próbowaliby cię ocalić? Zabraliby cię do szpitala i powierzyli opiece lekarzy, którzy podjęliby próbę wyleczenia cię i uratowania ci życia. Na tym polega odpowiedzialność twoich rodziców. Gdyby jednak Bóg powiedział, że twoje życie ma dobiec kresu i że masz teraz odrodzić się w nowym wcieleniu w innej rodzinie, twoi rodzice nie mieliby takiej mocy ani żadnego sposobu, żeby ocalić cię od śmierci. Mogliby jedynie patrzeć, jak twoje malutkie życie odchodzi z tego świata. Gdy życie dobiega kresu, rodzice są bezsilni – mogą tylko wypełnić swoją rodzicielską powinność, zabrać cię do lekarza, który spróbuje cię wyleczyć i uratować ci życie, ale to nie twoi rodzice decydują o tym, czy przeżyjesz, czy też nie. Jeśli Bóg mówi, że możesz żyć dalej, to twoje życie trwa. Jeśli mówi, że powinno się skończyć, to wówczas je tracisz. Czy twoi rodzice mogą cokolwiek na to poradzić? Mogą tylko z rezygnacją zaakceptować twój los. Mówiąc wprost, są oni tylko zwykłymi istotami stworzonymi. Z twojej perspektywy są kimś wyjątkowym – wydali cię na świat i wychowali, są twoimi szefami, twoimi rodzicami. Jednak w oczach Boga są po prostu zwykłymi ludźmi, należą do skażonej ludzkości, niczym się nie wyróżniają. Nie są nawet panami swojego własnego życia, jak więc mieliby być panami twojego? Chociaż wydali się na świat, to przecież nie wiedzą, skąd rzeczywiście pochodzi twoje życie i nie są w stanie zdecydować, w jakim czasie, o jakiej godzinie i w jakim miejscu ma się ono rozpocząć, ani o tym, jak będzie ono wyglądać. Nie mają w tej materii żadnej wiedzy. Po prostu biernie czekają – czekają na to, co przyniosą Boża władza i Boże zarządzenia. Bez względu na to, czy są z tego powodu szczęśliwi, czy nie, i bez względu na to, czy w to wierzą, czy nie, wszystko jest w rękach Boga i to On wszystkim kieruje. Twoi rodzice nie są panami twojego życia – czyż nie jest to łatwe do pojęcia? (Jest). Twoi rodzice wydali na świat twoje ciało, ale nie od nich pochodzi życie twojego ciała. To jest fakt. Czy twoi rodzice mają jakąkolwiek kontrolę nad tym, jaki będziesz mieć wzrost, jaką budowę ciała, jaki kolor i jaką gęstość włosów, jakie hobby i tym podobne? (Nie mają). Twoi rodzice nie są w stanie zdecydować o tym, jaką będziesz mieć cerę – ładną czy brzydką – ani jakie będą twoje rysy twarzy. Niektórzy rodzice są grubi, a wydają na świat dzieci chude i niskie, z drobnymi nosami i małymi oczami. Kiedy ludzie je widzą, myślą sobie: „Do kogo podobne są te dzieci? Na pewno nie do swoich rodziców”. Rodzice nie mogą zdecydować o tym, do kogo podobne będą ich dzieci, zgadza się? Niektórzy rodzice mają bardzo krzepkie ciała, a wydają na świat dzieci chude i słabowite; niektórzy rodzice są chuderlawi i słabowici, a płodzą dzieci wyjątkowo krzepkie i silne jak woły. Niektórzy rodzice są wyjątkowo strachliwi, a wydają na świat dzieci odważne jak lwy. Niektórzy rodzice są ostrożni i się nigdy nie wychylają, a płodzą dzieci strasznie ambitne, które z czasem zostają cesarzami, prezydentami albo przywódcami gangów i hersztami szajek. Niektórzy rodzice są rolnikami, a ich dzieci zostają urzędnikami wysokiego szczebla. Są też rodzice, którzy kłamią i oszukują, a tymczasem ich dzieci są prostolinijne i dobrze się zachowują. Niektórzy rodzice są osobami niewierzącymi lub oddają cześć bożkom i diabłom, a wydają na świat dzieci, które chcą wierzyć w Boga i nie potrafią żyć bez wiary w Boga. Niektórzy rodzice mówią swoim dzieciom: „Zamierzam posłać cię na studia”, a dzieci odpowiadają na to tymi słowami: „Nie ma mowy, jestem istotą stworzoną i muszę wypełniać swoje obowiązki!”. Rodzice wtedy mówią dzieciom: „Jesteś młody, nie musisz wypełniać obowiązków. My poświęcamy na to trochę czasu, bo jesteśmy starzy i nie mamy żadnych widoków na przyszłość; zyskamy błogosławieństwa dla naszej rodziny, żebyś ty nie musiał tym się zajmować. Musisz przyłożyć się do nauki, a kiedy ukończysz studia, musisz wystarać się o stanowisko urzędowe wysokiego szczebla, żebym mógł wraz z tobą pławić się w tym blasku”. Dzieci odpowiadają na to: „Nie zgadzam się. Jestem istotą stworzoną i wykonywanie obowiązków jest czymś najistotniejszym”. Są oczywiście rodzice, którzy wierzą w Boga i porzucają swoje rodziny czy kariery, a tymczasem ich dzieci nie chcą wierzyć w Boga. Ich dzieci są niewierzące i jakby nie patrzeć na te dzieci i ich rodziców, nie przypominają oni w niczym rodziny. Choć wydają się tworzyć rodzinę, jeśli wziąć pod uwagę pozory, nawyki i niektóre aspekty ich charakterów, to całkowicie się od siebie różnią pod względem zainteresować, dążeń i ścieżek, którymi podążają. Są to po prostu dwa odmienne rodzaje ludzi, którzy podążają innymi ścieżkami. Życie jednego człowieka różni się zatem od życia drugiego człowieka i o wystąpieniu tych różnic nie decydują rodzice. Nie decydują o tym, jakie życie prowadzą ich dzieci ani w jakim środowisku przychodzą na świat. Twoi rodzice nie są panami twojego życia ani nie są panami twojego losu. Życie nie jest darem pochodzącym od rodziców – czy los człowieka jest czymś istotniejszym, czy też mniej istotnym od jego życia? Ludzie uznają je oba za równie istotne. Dlaczego? Bo nie są to rzeczy, które mogliby uchwycić, osiągnąć lub kontrolować za pomocą swoich instynktów, zdolności lub charakteru. Losy ludzi i ich trajektorie życiowe podlegają władzy Boga – to on ma w tym względzie moc decyzyjną. Nikt inny nie może tu decydować. O tym, w jakiej rodzinie przychodzisz na świat, nie decydujesz ani ty, ani twoi rodzice, podobnie jak nie ty wybierasz sobie rodziców. Twoi rodzice też nie mieli wyboru, wydając cię na świat. Tak więc twoi rodzice nie są w stanie zdecydować, jaką trajektorię będzie miał twój los, czy będziesz bogaczem, biedakiem, czy też przeciętną osobą; nie od nich zależy, dokąd zaprowadzi cię życie, gdzie będziesz mieszkał, jakie będzie twoje małżeństwo, jakie będą twoje dzieci, w jakich warunkach materialnych będziesz żyć i tak dalej. Są tacy ludzie, których rodzinie, zanim urodziło się im dziecko, dobrze się wiodło, mieli jedzenie i ubranie, a także więcej pieniędzy, niż byli w stanie wydać, ale gdy dziecko dorosło, roztrwoniło cały majątek rodziny i bez względu na to, ile rodzice zarabiali, nie byli w stanie odrobić tych pieniędzy, które ich rozrzutne dziecko marnotrawiło. Są też ludzie, którzy żyli w biedzie, ale kilka lat po narodzinach ich dziecka, rodzinny biznes zaczął kwitnąć, lepiej im się wiodło i wszystko szło coraz lepiej, a dodatkowo poprawiały się coraz bardziej warunki ich życia. Widzisz, są to wszystko rzeczy, których ci rodzice się nie spodziewali, zgadza się? Rodzice nie są w stanie decydować o losie swoich dzieci, a także, co naturalne, nie mają nic wspólnego z losem swoich dzieci. Ścieżka, jaką podążasz, to, dokąd zmierzasz i jakich ludzi napotykasz w tym życiu, ilu katastrofom stawiasz czoła, ile wielkich rzeczy i bogactw przypada ci w udziale – wszystko to nie ma żadnego związku z twoimi rodzicami ani z ich oczekiwaniami. Każdy rodzic chce, żeby jego dziecku dobrze się wiodło w świecie, ale czy to życzenie zawsze się spełnia? Niekoniecznie. Niektóre dzieci faktycznie odnoszą sukcesy, jak tego życzyli sobie ich rodzice, zostają urzędnikami wysokiego szczebla, bogacą się i używają życia, ale ich rodzice zapadają na zdrowiu i umierają już po kilku latach, nie zdoławszy nacieszyć się tym dobrym losem ani ogrzać się w tym świetle. Czy los człowieka ma cokolwiek wspólnego z jego rodzicami? Nie. Nie jest tak, że możesz osiągnąć wszystko, czego oczekują po tobie rodzice. Los człowieka nie ma nic wspólnego z jego rodzicami, nie są oni w stanie decydować o losie swoich dzieci. Choć twoi rodzice wydali cię na świat i choć uczynili wiele, by położyć fundament pod twoje widoki na przyszłość, twoje ideały i twój przyszły los, to nie są w stanie zdecydować o tym, jaki będzie twój los i jaka będzie twoja ścieżka życiowa – te rzeczy nie mają z nimi nic wspólnego. Toteż twoi rodzice nie są panami twojego losu i nie mogą niczego zmienić, jeśli o ciebie chodzi. Jeśli twoim losem jest być bogatym, to bez względu na to, jak biedni lub nieudolni są twoi rodzice, i tak zdobędziesz bogactwo, które jest ci pisane. Jeśli twoim losem jest być osobą ubogą, zwykłą, podrzędną, to bez względu na to, jakie możliwości mają twoi rodzice, nie będą mogli ci pomóc. Jeśli zostałeś wybrany przez Boga i należysz do Jego wybrańców, czyli jeśli Bóg z góry o tym przesądził, to bez względu na to, jak potężni są twoi rodzice lub jakie mają możliwości, nie będą w stanie przeszkodzić ci w twojej wierze w Boga, nawet gdyby chcieli. Ponieważ twoim przeznaczeniem jest być członkiem domu Bożego i należeć do wybrańców Bożych, nie jesteś w stanie tego uniknąć. Los każdego pojedynczego człowieka wiąże się jedynie z władzą Boga i Jego zarządzeniami; nie ma nic wspólnego z życzeniami i oczekiwaniami rodziców tego człowieka. Nie ma też, rzecz jasna, nic wspólnego z jego zainteresowaniami, indywidualnymi cechami, aspiracjami, charakterem czy zdolnościami. Opierając się zatem na prawdzie mówiącej, że twoi rodzice nie są panami twojego życia ani twojego losu, jak powinieneś traktować oczekiwania swoich rodziców? Zaakceptować je w całości, zignorować, a może podejść do nich racjonalnie? Jeśli chodzi o twoje życie lub twój los, twoi rodzice są po prostu zwykłymi ludźmi, mogą oczekiwać, czego tylko chcą, i mogą mówić, co tylko chcą. Pozwól im mówić, co chcą, a ty po prostu rób swoje. Nie ma potrzeby się z nimi spierać, bo co ma być, to będzie. Żadna rozmowa na to nie wpłynie, ani nie zmieni się to pod wpływem ludzkiej woli. Ty sam nie jesteś w stanie decydować o swoim losie, a co dopiero twoi rodzice! Czy nie tak to wygląda? (Tak). Choć rodzice są od ciebie starsi, to i tak nic ich nie wiąże w jakikolwiek sposób z twoim losem. Twoi rodzice powinni powstrzymać się od prób kierowania twoim losem tylko dlatego, że są od ciebie o wiele lat starsi, że są o całe pokolenie starsi. Jest to nieracjonalne i budzi obrzydzenie. Toteż ilekroć twoi rodzice mają coś do powiedzenia na temat twojej ścieżki życiowej lub swoich oczekiwań względem ciebie, powinieneś reagować spokojnie i racjonalnie, bo nie są oni panami twojego losu. Powiedz im tak: „Mój los jest w rękach Boga i nikt nie jest w stanie tego zmienić”. Nikt nie może kontrolować własnego losu ani losu innej osoby, twoi rodzice również takiej mocy nie posiadają. Takiej mocy nie posiadają twoi przodkowie, a co dopiero twoi rodzice. Kto jedynie taką moc posiada? (Jedynie Bóg). Tylko Bóg posiada moc pozwalającą mu władać losami ludzi.

Niektórzy ludzie w teorii przyznają: „Moi rodzice nie mogą ingerować w mój los. Choć wydali mnie na świat, to nie obdarzyli mnie życiem – dar życia otrzymałem od Boga. Wszystko, co mam, otrzymałem od Boga. On wychował mnie, posługując się moimi rodzicami, i pozwolił mi żyć aż do teraz. Tak naprawdę to Bóg mnie wychował”. Wypowiadają te słowa dość jasno i wyraźnie, ale w niektórych szczególnych okolicznościach ludzie nie potrafią wznieść się ponad swoje uczucia ani zgodzić się z treścią powiedzenia „Twoi rodzice nie są panami twojego życia ani twojego losu”. W pewnych szczególnych okolicznościach ludzie ulegają swoim uczuciom, różnym pokusom i słabościom. Niektórzy wierzący w Boga, ponieważ cierpieli z powodu prześladowań i potępienia przez rząd i świat religijny oraz zostali aresztowani i trafili do więzienia, postanawiają, że nigdy nie staną się judaszami i nigdy nie zdradzą braci i sióstr ani nie ujawnią żadnych informacji o kościele bez względu na to, jakim torturom zostaną poddani – wolą umrzeć niż okazać się judaszami. Cierpią męczarnie i tortury do tego stopnia, że przestają przypominać ludzi, powieki mają tak opuchnięte, że ich oczy wyglądają jak wąskie szpary, szwankuje im wzrok i słuch, zęby mają wybite, kąciki ust są spękane i krwawią, nogi odmawiają im posłuszeństwa, całe ciało mają spuchnięte i pokryte sińcami. Mimo to, bez względu na katusze, jakich doznają, nie uciekają się do zdrady – są zdeterminowani, by nie stać się judaszami i by wytrwać w swoim świadectwie o Bogu. Aż do teraz wydaje się, że są silni i posiadają świadectwo, czyż nie? Doświadczyli tortur i zastraszania, ale nie stali się judaszami, znosili męczarnie przez wiele dni i nocy. Gdy diabeł widzi takiego człowieka, myśli: „Ten facet naprawdę jest twardy, trucizna wniknęła w niego dość głęboko. Rzeczywiście został przebóstwiony. Jest taki młody, męczarniami doprowadzono go takiego stanu, a on nie pisnął ani słowa. Co ja mam z tym zrobić? Wygląda na to, że ten człowiek jest jakąś ważną figurą, musi dużo wiedzieć na temat kościoła. Jeśli wyduszę coś z niego, wsadzimy do aresztu mnóstwo ludzi i zarobimy masę pieniędzy!”. Następnie diabeł zaczyna się nad tym zastanawiać: „Jak mam wydobyć od niego jakieś informacje i sprawić, żeby sypnął innych? Wszyscy silni ludzie mają jakiś słaby punkt, tak samo jak ludzie trenujący kung-fu. Bez względu na to, jak ktoś jest dobry w kung-fu, ma jakąś swoją piętę achillesową. Każdy ma jakiś słaby punkt, więc zaatakujmy słaby punkt tego człowieka. Co jest jego słabością? Podobno jest jedynakiem, a jego rodzice rozpieszczali go już od małego. Podobno bardzo im na nim zależy i darzą go wielką miłością, a on jest oddanym synem. Jeśli sprowadzę jego rodziców i skłonię ich, żeby spróbowali wpłynąć na stan mentalny syna, to być może ich słowa przyniosą jakiś skutek”. Następnie diabeł sprowadza rodziców tego człowieka. Czy trudno zgadnąć, co się z nim dzieje na widok rodziców? Wcześniej, zanim się zjawili, myślał: „Boże, jestem gotów wytrwać w swoim świadectwie. Nie ma mowy, żebym stał się judaszem!”. Ale gdy tylko dostrzega rodziców, niemalże łamie mu to serce. Pierwsze jego odczucie to: „Zawiodłem moich rodziców, muszą bardzo cierpieć, widząc mnie w takim stanie”, ale po chwili się załamuje. W głębi serca wciąż się upiera: „Nie stanę się judaszem, muszę wytrwać w moim świadectwie o Bogu. Nie obrałem złej ścieżki, podążam w życiu ścieżką właściwą. Muszę upokorzyć szatana i nieść świadectwo o Bogu!”. W głębi serca jest niezachwiany i wciąż to sobie powtarza, ale emocje biorą nad nim górę i serce prawie mu pęka. Jak myślisz, co czują rodzice, widząc, że ich dziecko zostało w taki sposób skatowane? Nie powiem nic o ojcu, ale matce po prostu pęka serce. Gdy widzi, że jej dziecko zostało doprowadzone do stanu, w którym nie przypomina już istoty ludzkiej, matka czuje przemożną rozpacz i wielki ból, cała się trzęsie, podchodząc do syna. Jakbyś zareagował w takiej sytuacji? Nie śmiałbyś podnieść oczu, prawda? Nic nie powiedziałeś, twoi rodzice nic nie powiedzieli, a już byłbyś załamany, nie potrafiłbyś opanować swoich uczuć. Przez głowę przelatywałyby ci takie myśli: „Moi rodzice są starzy, podupadli na zdrowiu i polegają tylko na sobie nawzajem, żeby jakoś przeżyć. Wydali na świat takiego dzieciaka jak ja, a ja aż do dziś nie spełniłem żadnych z ich oczekiwań, a przysporzyłem im teraz dużo kłopotów, przeze mnie czują się zażenowani, przyszli tu teraz i widzą mnie w tym udręczonym stanie”. Niepostrzeżenie, w głębi serca, zacząłbyś czuć, że jesteś wyrodnym dzieckiem, że skrzywdziłeś i rozczarowałeś swoich rodziców, że się przez ciebie niepokoją i że ich zawiodłeś. Cierpiałbyś okrutnie i twoi rodzice też cierpieliby, choć z innych powodów. Twoi rodzice cierpieliby, ponieważ litują się nad tobą i nie mogą znieść widoku twojej męczarni. Ty natomiast cierpiałbyś, bo widzisz, jak smucą się i boleją twoi rodzice, i nie możesz patrzeć na to, jak się gnębią i martwią o ciebie. Czy nie jest tak, że w obu przypadkach mamy do czynienia ze skutkami uczuć? Do tego momentu można uważać tę sytuację za normalną, nie wpłynęłaby ona jeszcze na twoje wytrwanie w świadectwie. Przypuśćmy, że twoi rodzice powiedzieliby: „Kiedyś byłeś taki zdrowy i silny, a teraz tak cię zmaltretowali. Od kiedy byłeś mały, traktowaliśmy cię jak oczko w głowie. Nigdy nie podnieśliśmy na ciebie ręki. Jak mogłeś pozwolić, żeby coś takiego ci się przytrafiło? Nigdy cię nie uderzyliśmy; zawsze cię hołubiliśmy i kochaliśmy – tulilibyśmy cię do siebie jeszcze mocniej, gdybyśmy się nie bali, że połamiemy ci rączki. Jesteś nam tak bardzo, bardzo drogi, ale to nie wystarczy. Nie mamy problemu z tym, że się nami nie opiekujesz, ale teraz, tutaj, odmawiasz przekazania jakichkolwiek informacji, cierpisz tak bardzo i nie poddajesz się pomimo okrutnych tortur, które doprowadziły cię do takiego stanu, a wszystko to dlatego, że wierzysz w Boga i chcesz nieść o Nim świadectwo. Jak możesz być taki uparty? Dlaczego obstajesz przy swojej wierze w Boga. »Twoje ciało zostało ci dane od rodziców«. Czy nie krzywdzisz nas, pozwalając, by tak z tobą postępowano? Jeśli coś rzeczywiście miałoby ci się przytrafić, jak wyobrażasz sobie, że mielibyśmy dalej żyć? Nie oczekujemy od ciebie, że będziesz się nami opiekował, gdy się zestarzejemy, ani że zadbasz o nasz pochówek, chcemy po prostu twojego dobra. Jesteś dla nas wszystkim, jeśli coś ci się stanie, jeśli odejdziesz, to co my poczniemy? Jak będziemy dalej żyć? Nie mamy przecież nikogo oprócz ciebie. Jakie inne nadzieje mamy?”. Każde słowo tej przemowy poruszyłoby cię boleśnie i do głębi, z jednej strony zaspokajając twoje potrzeby emocjonalne, a z drugiej – rozbudzając w tobie uczucia i łomocząc do drzwi twojego sumienia. Zanim twoi rodzice powiedzieli to wszystko, w głębi swojego serca trwałeś niezłomnie przy swoim postanowieniu, ale czy ta linia obrony nie zawaliła się, gdy z ich ust padły te słowa nagany? „»Twoje ciało zostało ci dane od rodziców«. Rzuciłeś dobrą pracę, zrezygnowałeś ze wspaniałych widoków na przyszłość i porzuciłeś dobre życie. Upierasz się przy swojej wierze w Boga i dałeś się tak skatować – czy nie krzywdzisz nas w ten sposób?”. Czy ktokolwiek byłby w stanie powstrzymać się od łez, słysząc te słowa? Czy słysząc je, ktokolwiek mógłby nie mieć sobie nic do zarzucenia? Czy ktokolwiek potrafiłby stłumić w sobie to poczucie, że zawiódł swoich rodziców? Czy ktokolwiek byłby w stanie przeczuć, że to szatan go kusi? Czy ktokolwiek, odczuwając tak silne emocje, potrafiłby mimo to zachować się w tej sytuacji racjonalnie? Czy ktokolwiek, po usłyszeniu tych słów, byłby w stanie wytrwać w przeświadczeniu, że „Twoi rodzice nie są panami twojego życia ani twojego losu, a także nie są twoimi wierzycielami”? Czy ktokolwiek, mimo słabości spowodowanej emocjami, potrafiłby powstrzymać się od porzucenia swojej powinności, swojego obowiązku i świadectwa, w którym wytrwać powinna istota stworzona? Któremu z tych wyzwań bylibyście w stanie sprostać? Gdybyś czuł się emocjonalnie poruszony, gdybyś uronił kilka łez i gdybyś współczuł swoim rodzicom, ale mimo to zachowałbyś wiarę w słowo Boże, wytrwałbyś w świadectwie, w którym wytrwać jest twoją powinnością, i spełniłbyś swój obowiązek, nie tracąc świadectwa, odpowiedzialności i obowiązku, jakie istota stworzona ma wobec Pana stworzenia, to by znaczyło, że się nie złamałeś. Gdybyś jednak, widząc, jak twoja matka napomina cię ze łzami w oczach, uległ swoim uczuciom, myśląc, że jesteś wyrodnym dzieckiem i że źle wybrałeś, gdybyś żałował i nie chciał dalej tego ciągnąć, gdybyś poczuł, że chcesz porzucić świadectwo, które istota stworzona powinna nieść, oraz obowiązek, odpowiedzialność i powinność, jakie spoczywają na istocie stworzonej, gdybyś chciał powrócić do rodziców, odwdzięczyć się im za życzliwość i sprawić, że przestaną cierpieć i martwić się o ciebie, to by znaczyło, że nie masz żadnego świadectwa i że nie jesteś godzien, by podążać za Bogiem. Co Bóg powiedział tym, którzy za Nim podążają? (Czy nie powiedział: „Jeśli ktoś przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, a nawet swego życia, nie może być moim uczniem” (Łk 14:26)? Ten werset pochodzi z Biblii). Jeśli twoja miłość do rodziców przewyższa twoją miłość do Boga, to nie jesteś godzien iść za Bogiem i nie należysz do tych, którzy za Nim podążają. Jeśli do nich nie należysz, to można powiedzieć, że nie jesteś zwycięzcą i Bóg cię nie chce. W tej próbie zostałeś zdemaskowany, nie wytrwałeś w świadectwie. Tortury szatana cię nie złamały, ale kilka słów nagany od twoich rodziców wystarczyło, byś uległ. Nie masz kręgosłupa i zdradziłeś Boga. Nie jesteś godzien iść za Bogiem i nie należysz do tych, którzy za Nim podążają. Rodzice często mówią: „Nie będę cię prosić o nic innego, nie będę cię prosić, żebyś stał się bardzo bogaty, mam tylko nadzieję, że będziesz żył w dobrym zdrowiu i z dala od zagrożeń. Wystarczy mi widzieć, że jesteś szczęśliwy”. Podczas tortur będziesz więc miał poczucie, że zawiodłeś swoich rodziców: „Moi rodzice o wiele mnie nie proszą, a ja i tak ich rozczarowałem”. Czy jest to słuszna myśl? Czy ich rozczarowałeś? (Nie). Czy to twoja wina, że szatan cię prześladuje? Czy to twoja wina, że zostałeś tak dotkliwie pobity i skatowany? (Nie). To szatan cię zmaltretował, to nie ty do tego doprowadziłeś. Podążasz właściwą ścieżką i jesteś prawdziwym człowiekiem. Poprzez swoje decyzje i wszystkie swoje czyny niosłeś świadectwo o Bogu i wypełniałeś obowiązek istoty stworzonej. Są to decyzje, jakie każda istota stworzona powinna podejmować, i jest to ścieżka, którą każda istota stworzona powinna kroczyć. Jest to właściwa ścieżka; wcale nie niszczysz siebie. Choć twoje ciało zostało poddane torturom i brutalnym, nieludzkim katuszom, jest co cierpienie za słuszną sprawę. Nie jest to podążanie niewłaściwą ścieżką, wcale nie niszczysz sam siebie. Fakt, że twoje ciało cierpi, znosi tortury i jest katowane do tego stopnia, że przestajesz przypominać człowieka, nie oznacza, że zawodzisz swoich rodziców. Nie musisz im niczego wyjaśniać. To jest twój wybór. Kroczysz w życiu właściwą ścieżką, tylko oni tego nie rozumieją, to wszystko. Patrzą na to wszystko z perspektywy rodziców, kierowani swoimi uczuciami chcą cię zawsze chronić, nie chcą, żebyś fizycznie cierpiał. Co może osiągnąć ich pragnienie, aby cię chronić? Czy są w stanie nieść świadectwo w twoim imieniu? Czy mogą spełniać powinność istoty stworzonej w twoim imieniu? Czy mogą podążać drogą Boga w twoim imieniu? (Nie). Podjąłeś właściwą decyzję i powinieneś się jej trzymać. Nie daj się zwieść słowom rodziców. Wcale nie niszczysz siebie; kroczysz właściwą ścieżką. W swojej wytrwałości i we wszystkich swoich działaniach trzymasz się prawdy, podporządkowując się planom i zarządzeniom Boga, niosąc świadectwo o Nim w obliczu szatana i przynosząc chwałę imieniu Boga. Zniosłeś jedynie cierpienie związane z brutalnym prześladowaniem twojego ciała, to wszystko. Jest to cierpienie, które ludzie powinni znosić; to je właśnie ludzie powinni ofiarowywać Panu stworzenia, jest to cena, którą powinni zapłacić. Twoje życie nie zostało ci dane przez twoich rodziców i nie mają oni prawa decydować, jaką ścieżką podążasz. Nie mają prawa decydować o tym, w jaki sposób tratujesz własne ciało ani jaką cenę płacisz za to, by wytrwać w swoim świadectwie. Oni po prostu nie chcą, żebyś cierpiał fizycznie. Kierują nimi uczucia ich ciała i patrzą na to z perspektywy cielesnych uczuć, to wszystko. Ale jesteś istotą stworzoną i bez względu na to, jak bardzo cierpi twoje ciało, jest to coś, co masz obowiązek znosić. Ludzie muszą ponosić rozliczne koszty, aby dostąpić zbawienia i dobrze wypełniać powinność istoty stworzonej. Taki jest obowiązek i taka jest odpowiedzialność człowieka, jest to coś, co istota stworzona powinna ofiarować Panu stworzenia. Ponieważ życie ludzi pochodzi od Boga i ich ciała również pochodzą od Boga, jest to cierpienie, które ludzie powinni znosić. Toteż jeśli chodzi o cierpienie, jakie ludzie powinni znosić, to bez względu na to, jakiego bólu fizycznego doznaje twoje ciało, nie musisz niczego wyjaśniać swoim rodzicom. Twoi rodzice mówią: „Twoje ciało zostało ci dane od rodziców”, ale co z tego? Choć ludzie przychodzą na świat za sprawą swoich rodziców i są przez nich wychowywani, nie jest przecież tak, że wszystko, co mają, otrzymują od rodziców. Nie oznacza to, że ludzie powinni być poddani przymusowi i ograniczeniom ze strony rodziców, jeśli chodzi o ścieżkę, którą kroczą, i cenę, jaką płacą. Nie oznacza to, że ludzie muszą uzyskać zgodę rodziców, żeby iść ścieżką dążenia do prawdy lub wypełniać przed obliczem Pana stworzenia powinność istoty stworzonej. Dlatego nie musisz rodzicom składać żadnych wyjaśnień. Tym, któremu powinieneś składać wyjaśnienia, jest Bóg. Bez względu na to, czy cierpisz, czy też nie, powinieneś wszystko powierzyć Bogu. Co więcej, jeśli podążasz właściwą ścieżką, wtedy Bóg zaakceptuje i zapamięta wszystkie koszty, które poniosłeś. A skoro Bóg zapamięta je i uzna, to znaczy, że warto było je ponieść. Twoje ciało będzie doznawać fizycznego bólu, ale poniesione przez ciebie koszty pozwolą ci na koniec wytrwać w twoim świadectwie, zyskać Bożą aprobatę i dostąpić zbawienia, a ponadto Bóg będzie o tych twoich kosztach pamiętał. Nie da się tego zamienić na nic cenniejszego. Tak zwane oczekiwania twoich rodziców i ich słowa krytyki pod twoim adresem są nieistotne i nie warto o nich wspominać, gdy zestawić je z obowiązkiem, który powinieneś wypełniać, i świadectwem, jakie powinieneś nieść w obliczu Boga, ponieważ cierpienie, które znosisz, jest tak cenne i pełne znaczenia! Z perspektywy istoty stworzonej jest to coś najbardziej znaczącego i najcenniejszego w życiu. Toteż ludzie nie powinni ulegać słabości, przygnębieniu czy pokusie z powodu słów swoich rodziców, a już na pewno nie powinni z powodu tych słów czuć żalu, nie powinni się obwiniać ani uznawać, że zawiedli swoich rodziców. Ludzie powinni czuć się zaszczyceni tym cierpieniem, jakiego doznali, i powinni powiedzieć: „Bóg mnie wybrał i pozwolił, by moje ciało zapłaciło taką cenę, by zostało brutalnie zmaltretowane przez szatana, tak abym mógł mieć szansę niesienia świadectwa o Bogu”. To dla ciebie zaszczyt, że Bóg wyróżnił cię spośród swoich licznych wybrańców. Nie powinieneś się tym smucić. Jeśli wytrwasz w swoim świadectwie i upokorzysz szatana, twoim udziałem będzie największy zaszczyt, jaki może w tym życiu spotkać istotę stworzoną. Bez względu na to, jakich dolegliwości i następstw będzie doznawać twoje ciało po takim brutalnym prześladowaniu ani jak bolesne to będzie dla twojej rodziny i rodziców, gdy zobaczą cię w takim stanie, nie powinieneś czuć wstydu czy złości ani wmawiać sobie, że ich zawiodłeś, bo wszystko, co uczyniłeś, było ponoszeniem kosztów dla słusznej sprawy i jest to dobry uczynek. Nikt nie ma prawa krytykować twoich dobrych uczynków, nikt nie ma prawa wygłaszać nieodpowiedzialnych, krytycznych uwag lub osądów na temat tego, że wierzysz w Boga, podążasz za Bogiem i wypełniasz swój obowiązek. Jedynie Pan stworzenia ma prawo osądzać twoje zachowanie, cenę, jaką zapłaciłeś, i wybory, jakich dokonałeś. Nikt inny nie ma prawa osądzać, nikt nie ma prawa cię krytykować, w tym również twoi rodzice. Jeśli są ci najbliższymi ludźmi, powinni cię rozumieć, wspierać i pokrzepiać. Powinni wspierać cię w tym, że trwasz w swoim świadectwie oraz nie ulegasz szatanowi ani nie ustępujesz mu choćby na krok. Powinni być szczęśliwi i dumni z ciebie. Skoro zdołałeś nie ugiąć się aż do teraz i nie ulec szatanowi, aby niezłomnie nieść swoje świadectwo, to rodzice powinni dodawać ci otuchy. Nie powinni cię powstrzymywać, a już na pewno nie powinni cię ganić. Gdybyś zrobił coś złego, mieliby prawo cię krytykować. Gdybyś obrał niewłaściwą ścieżkę, upokorzył Boga oraz zdradził to, co pozytywne, i prawdę, mieliby prawo cię krytykować. Ale ponieważ wszystkie twoje działania były pozytywne oraz Bóg je akceptuje i zapamiętuje, to jeśli twoi rodzice cię krytykują, robią to dlatego, że nie potrafią odróżnić dobra od zła. To oni się mylą. Dręczą się tym, że wierzysz w Boga, idziesz właściwą ścieżką i jesteś dobrym człowiekiem – dlaczego w sytuacji, gdy prześladuje cię szatan, oni jego nie krytykują? Krytykują ciebie powodowani swoimi uczuciami – co złego uczyniłeś? Czyż nie udało ci się nie zostać judaszem? Nie stałeś się judaszem, nie poszedłeś na współpracę ani na kompromis z szatanem, przecierpiałeś te tortury i nieludzkie traktowanie, aby wytrwać w swoim świadectwie – co w tym złego? Nie uczyniłeś nic złego. Gdy Bóg to widzi, raduje się z twojego powodu i jest z ciebie dumny. A tymczasem twoi rodzicie wstydzą się ciebie i krytykują twoje dobre uczynki – czy to nie jest mylenie białego z czarnym? Czy to są dobrzy rodzice? Dlaczego nie krytykują szatana, złych ludzi i diabłów prześladujących cię? Nie dostajesz od rodziców ani pokrzepienia, ani otuchy, ani wsparcia, a wręcz przeciwnie – krytykują cię i besztają, natomiast złego szatana nie potępiają ani nie przeklinają bez względu na to, co robi. Nie śmią wypowiedzieć choćby jednego słowa krytyki lub nagany pod jego adresem. Nie mówią: „Jak mogliście doprowadzić dobrego człowieka do takiego stanu? On przecież tylko wierzy w Boga i podąża właściwą ścieżką! Niczego nie ukradł ani nikogo nie obrabował, nie złamał żadnego prawa, czemu więc tak go skatowaliście? Powinniście dodawać otuchy ludziom takim jak on. Gdyby wszyscy w społeczeństwie wierzyli w Boga i podążali właściwą ścieżką, to wówczas nie potrzebowały ono praw i nie byłoby żadnych przestępstw”. Dlaczego takie słowa krytyki nie padają z ich ust? Dlaczego nie ośmielają się skrytykować szatana i diabłów prześladujących cię? Ganią cię za to, że podążasz właściwą ścieżką, ale gdy źli ludzie popełniają złe czyny, oni milcząco na to przyzwalają. Co myślisz o takich rodzicach? Czy powinieneś im współczuć? Czy powinieneś okazywać im szacunek i oddanie? Czy powinieneś kochać ich całym swoim sercem? Czy zasługują na twój szacunek i twoje oddanie jako twoi rodzice? (Nie). Nie zasługują. Nie potrafią odróżnić dobra od zła. Jest to dwójka otumanionych ludzi. Niczego poza uczuciami nie pojmują. Nie rozumieją, czym jest sprawiedliwość ani co oznacza podążanie właściwą ścieżką, nie wiedzą, czym są rzeczy negatywne ani czym są siły zła, wiedzą jedynie, jak chronić własne uczucia i swoje ciało. Pomijając ten najbardziej powierzchowny poziom relacji cielesnych, w ich sercach jest tylko jedno przekonanie: „Jeśli tylko moje dzieci są bezpieczne i czują się dobrze, jestem bardzo szczęśliwy i wdzięczny”. To wszystko. Jeśli chodzi o właściwą ścieżkę życiową, słuszne sprawy lub najcenniejszą i najbardziej znaczącą rzecz, którą człowiek może w życiu robić, to oni niczego nie rozumieją. Nie pojmują tych spraw i besztają cię za to, że podążasz właściwą ścieżką – oni naprawdę mają w głowach jeden wielki mętlik. Co sądzisz o tych rodzicach? Czy nie są oni parą starych diabłów? Musisz rozważyć to w swoim sercu: „Co za dwa stare diabły – jak dotąd cierpiałem, bo wiele razy mnie bito i okrutnie torturowano, i w ciągu tych dni non stop modliłem się do Boga, a On czuwał nade mną i zachowywał mnie, dzięki czemu udało mi się przetrwać aż do teraz. Z wielkim trudem zdołałem wytrwać w świadectwie, a wy kilkoma słowami zupełnie to zanegowaliście. Czy to źle, że podążam właściwą ścieżką? Czy to źle, że spełniam powinność istoty stworzonej? Z pewnością nie jest czymś złym, że nie stałem się judaszem? Co za dwa stare diabły! »Twoje ciało zostało ci dane od rodziców« – to przecież jasne, że wszystko, co mam, pochodzi od Boga, czy od was to dostałem? Po prostu Bóg przesądził o tym, że to wy wydaliście mnie na świat i wychowaliście, to On mnie wychował waszymi rękami. Martwicie się o mnie, odczuwacie ból i niepokój, ale tylko po to, by zaspokoić własne potrzeby emocjonalne. Boicie się, że jeśli umrę, to nie będzie nikogo, kto się wami zaopiekuje na starość lub zadba o wasz pochówek. Boicie się, że ludzie będą się śmiać i myśleć, że przyniosłem wam wstyd”. Gdybyś trafił do więzienia za to, że popełniłeś przestępstwo, bo coś ukradłeś albo kogoś obrabowałeś lub oszukałeś, twoi rodzice mogliby stanąć w twojej obronie, mówiąc: „Mój syn to dobry człowiek, nie zrobił niczego złego. Nie ma złej natury, jest dobry i życzliwy. Po prostu złe trendy tego świata miały na niego negatywny wpływ. Mam nadzieję, że władze potraktują go łagodnie”. Walczyliby w twojej obronie, ale ponieważ podążasz ścieżką wiary w Boga, ponieważ podążasz właściwą ścieżką, oni w głębi serca tobą pogardzają. W jaki sposób tobą pogardzają? „Popatrz, do jakiego stanu się doprowadziłeś. Czy nie krzywdzisz nas przez to, co robisz?” Powinieneś zastanowić się w głębi serca: „Co oni mają na myśli, mówiąc »Popatrz, do jakiego stanu się doprowadziłeś«? Ja tylko idę w życiu właściwą ścieżką – tak postępuje prawdziwy człowiek! Taki człowiek ma swoim koncie dobre uczynki i niesie świadectwo; to jest siła. Tylko tacy ludzie prawdziwie posiadają sumienie i rozum, nie są tchórzami, nieudacznikami czy judaszami. Do jakiego stanu się doprowadziłem? Do stanu prawdziwego człowieczeństwa! A wy nie cieszycie się z tego, tylko mnie besztacie – jakimi wy jesteście rodzicami? Nie jesteście godni bycia rodzicami, powinniście zostać przeklęci!”. Jeśli myślisz w taki sposób, to czy będziesz płakać, gdy twoi rodzice powiedzą: „Twoje ciało zostało ci dane od rodziców, jak możesz dawać się tak niszczyć?”. (Nie). Co sobie pomyślisz, słysząc od nich takie słowa? „Co za stek bzdur. Oni są naprawdę parą starych przygłupów! »Twoje ciało zostało ci dane od rodziców« – nie wiecie nawet, od kogo dostaliście wasze ciała, a używacie tych słów, by mnie napominać, jacy wy jesteście otumanieni! To jasne, że prześladują mnie szatany i diabły. Jak możecie mylić białe z czarnym i mnie krytykować? Czy złamałem prawo? Czy coś ukradłem albo kogoś obrabowałem, czy kogoś naciągnąłem albo oszukałem? Jakie przepisy prawa złamałem? Nie złamałem żadnych przepisów, to szatan doprowadził mnie do takiego stanu swoimi prześladowaniami, bo podążam właściwą ścieżką. Nie wydusili za mnie ani słowa, nie stałem się judaszem – kto inny posiada taką siłę? Nie chwalicie mnie ani nie pokrzepiacie, tylko mnie ganicie. Jesteście diabłami!”. Jeśli myślisz w ten sposób, to nie będziesz płakać ani nie ulegniesz słabości. Twoi rodzice nie odróżniają dobra od zła, myli im się czarne z białym, bo nie wierzą w Boga i nie pojmują prawdy. Ty ją rozumiesz, więc nie powinieneś ulegać wpływowi tych diabelskich słów i nonsensów, jakie wychodzą z ich ust. Zamiast tego powinieneś nadal trwać przy prawdzie. W ten sposób będziesz niezłomnie niósł swoje świadectwo. Czyż nie tak? (Tak).

Powiedz Mi, czy łatwo jest wytrwać w swoim świadectwie? Po pierwsze, musisz uwolnić się od swoich uczuć, a po drugie, musisz zrozumieć prawdę. Dopiero wtedy nie będziesz doświadczał żadnej słabości, będziesz w stanie wytrwać w tych szczególnych okolicznościach w swoim świadectwie oraz zostaniesz uznany i zaakceptowany przez Boga; dopiero wtedy Bóg uzna cię za zwycięzcę i kogoś, kto za Nim podąża. Gdy już zwyciężysz, gdy zamiast nie zawieść swoich rodziców, nie zawiedziesz Boga, to będziesz w stanie uwolnić się od wszystkich oczekiwań swoich rodziców wobec ciebie, zgadza się? Oczekiwania twoich rodziców nie są ważne, nie liczą sią; spełnić oczekiwania Boga i wytrwać w świadectwie – to są rzeczy najważniejsze, to są dążenia i postawa, jakie powinna mieć istota stworzona. Zgadza się? (Tak). Gdy czujesz się słaby, gdy gubisz drogę, a zwłaszcza gdy podążając właściwą ścieżką, jesteś atakowany i prześladowany przez szatanów, albo gdy ludzie ze świata laickiego drwią z ciebie, wyszydzają cię i odrzucają, to ci, którzy cię otaczają – twoi krewni, przyjaciele, znajomi – będą myśleć, że się w jakiś sposób skompromitowałeś, nikt nie będzie cię rozumiał, wspierał ani pocieszał. Nie mówiąc już o tym, żeby ktoś ci pomógł, wskazał drogę, skierował na ścieżkę praktykowania. Obejmuje to również twoich rodziców. Ponieważ nie jesteś przy nich, nie okazujesz im oddania i szacunku, nie jesteś w stanie pomagać im dobrze żyć ani odwdzięczać się za życzliwość, bo wierzysz w Boga i wykonujesz swoje obowiązki, oni nie będą cię rozumieć. Ich punkt widzenia będzie taki sam jak w przypadku ludzi ze świata laickiego – będą myśleć, że przyniosłeś im wstyd, że nie dostali od ciebie nic w zamian za wychowanie cię, że nie otrzymali od ciebie żadnych korzyści, że nie spełniłeś ich oczekiwań, że ich zawiodłeś i że jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem. Twoi rodzice nie będą cię rozumieć i nie będą potrafili dać ci jakichkolwiek pozytywnych wskazówek, nie mówiąc już o twoich krewnych i znajomych. Kiedy podążasz właściwą ścieżką, jedynie Bóg niestrudzenie zachęca cię, pomaga ci, pokrzepia cię i zaopatruje. Gdy trafisz do więzienia, gdzie będą cię poniewierać i torturować, jedynie słowo Boże i wiara, którą Bóg ci dał, będą cię podtrzymywać na duchu w każdej sekundzie, w każdej minucie i każdego dnia. Dlatego gdy będą cię brutalnie maltretować, będziesz chciał niezłomnie wytrwać w swoim świadectwie o Bogu, tak aby nie stać się judaszem, będziesz chciał przynieść chwałę imieniu Boga i upokorzyć szatana, a wszystko to dzięki słowu Bożemu i wierze, jaką dał ci Bóg. Będziesz w stanie dokonać tego wszystkiego dzięki swojej determinacji, ale również, co ważniejsze, dzięki przewodnictwu, wsparciu i przywództwu Boga. Tymczasem twoi rodzice, gdy najbardziej potrzebujesz pokrzepienia i pomocy, myślą tylko o sobie, mówiąc, że jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem, że w tym życiu nigdy nie mogą na ciebie liczyć i że nic im nie przyszło z tego, że cię wychowali. Cały czas nie zapominają o tym, że cię wychowali, że chcieli móc liczyć na ciebie, chcieli, żebyś pomagał im wieść dobre życie, żebyś przyniósł chwałę swoim przodkom, żeby dzięki tobie mogli chodzić z podniesioną głową i czuć się dumni z ciebie przed krewnymi i znajomymi. Rodzice, którzy nie wierzą w Boga, nigdy nie czują, że to dla nich zaszczyt lub że mają szczęście, bo ich dziecko wierzy w Boga. Wręcz przeciwnie – często cię ganią za to, że nie masz czasu ich odwiedzić lub się o nich zatroszczyć, bo wierzysz w Boga i jesteś zajęty wypełnianiem obowiązków. Nie tylko cię ganią i besztają, ale również zarzucają ci, że jesteś „bezdusznym niewdzięcznikiem” i „wyrodnym dzieckiem”. Czy nie masz poczucia, że trudno ci iść właściwą ścieżką z tymi wyzwiskami na karku? Czy nie czujesz się skrzywdzony? Czy nie potrzebujesz wsparcia, zachęty i zrozumienia ze strony rodziców, doświadczając takich rzeczy? Czy nie masz często poczucia, że zawiodłeś swoich rodziców? W rezultacie niektórym ludziom przychodzą do głowy głupie myśli: „W tym życiu nie było mi dane okazać moim rodzicom oddania i szacunku ani mieszkać z nimi. Okażę im więc oddanie i szacunek w następnym życiu!”. Czy nie jest to głupia myśl? (Jest). Nie powinieneś mieć takich myśli; powinieneś wyrwać je z korzeniami. Podążasz właściwą ścieżką, postanowiłeś wypełniać obowiązek istoty stworzonej i stanąć przed Panem stworzenia, by przyjąć zbawienie Boże. To jest jedyna słuszna ścieżka w tym świecie. Dokonałeś właściwego wyboru. Bez względu na to, jak bardzo ci, co nie wierzą w Boga, w tym twoi rodzice, źle cię rozumieją lub są tobą rozczarowani, nie powinno to wpływać na twoją decyzję, by iść ścieżką wiary w Boga, na twoje postanowienie, by wypełniać obowiązki, ani na twoją wiarę w Boga. Musisz być niezłomny, bo podążasz właściwą ścieżką. Tym bardziej więc musisz uwolnić się od oczekiwań swoich rodziców. Nie powinny one stać się dla ciebie obciążeniami, gdy podążasz właściwą ścieżką. Kroczysz właściwą ścieżką, dokonałeś najsłuszniejszego w życiu wyboru; jeśli twoi rodzice nie wspierają cię i jeśli stale wyzywają cię od bezdusznych niewdzięczników, to tym bardziej powinieneś się co do nich rozeznać, zdystansować się od nich emocjonalnie i nie dać się im ograniczać. Jeśli cię nie wspierają, nie dodają ci otuchy i nie pokrzepiają cię, poradzisz sobie – nic nie zyskasz ani nic przez to nie stracisz. Najważniejsze są oczekiwania Boga wobec ciebie. Bóg dodaje ci otuchy, zaopatruje cię i prowadzi. Nie jesteś sam. Zrzuciwszy z siebie ciężar oczekiwań swoich rodziców, możesz nadal wypełniać obowiązek istoty stworzonej i na tej podstawie pozostaniesz wciąż dobrym człowiekiem. Uwolnienie się od oczekiwań rodziców nie oznacza, że stałeś się nieetyczny i nieobyczajny, a już na pewno nie oznacza, że porzuciłeś swoje człowieczeństwo czy moralność i sprawiedliwość. Nie spełniłeś oczekiwań swoich rodziców, bo wybrałeś to, co pozytywne, i postanowiłeś wypełniać obowiązek istoty stworzonej. Nie ma tym nic złego, jest to ścieżka najsłuszniejsza. Powinieneś trwać niezłomnie w swojej wierze. Możliwe, że ponieważ wierzysz w Boga i wypełniasz obowiązek istoty stworzonej, nie otrzymasz od rodziców wsparcia, a co dopiero ich błogosławieństwa, ale to nie ma znaczenia. Nie jest to ważne, niczego nie utraciłeś. Najważniejsze jest to, że gdy postanowiłeś podążać ścieżką wiary w Boga i wypełniania obowiązku istoty stworzonej, Bóg zaczął mieć wobec ciebie oczekiwania i wiązać z tobą wielkie nadzieje. Jeśli na tym świecie ludzie oddalają się od krewnych i znajomych, mogą wciąż dobrze żyć. To jasne, że mogą również prowadzić zupełnie normalne życie po tym, jak oddalą się od swoich rodziców. Pogrążają się w mroku tylko wtedy, gdy oddalają się od Bożego przewodnictwa i Bożych błogosławieństw. W porównaniu z oczekiwaniami Boga wobec ludzi i Jego przewodnictwem oczekiwania rodziców są po prostu marginalne i niewarte wzmianki. Bez względu na to, jaką osobą miałbyś być zgodnie z oczekiwaniami rodziców lub jakie życie miałbyś prowadzić na poziomie emocjonalnym, rodzice nie prowadzą cię właściwą ścieżką, czyli ścieżką prowadzącą do zbawienia. Toteż powinieneś odwrócić swój punkt widzenia i w głębi swojego serca i na poziomie emocjonalnym uwolnić się od oczekiwań swoich rodziców. Nie powinieneś dalej dźwigać takiego brzemienia ani mieć poczucia winy wobec rodziców z tego powodu, że postanowiłeś wypełniać obowiązek istoty stworzonej. Nie zrobiłeś niczego, co by kogokolwiek zawiodło. Postanowiłeś podążać za Bogiem i przyjąć od Niego zbawienie. Nie zawodzisz tym samym swoich rodziców, a wręcz przeciwnie – powinni oni czuć się zaszczyceni i dumni z ciebie, bo postanowiłeś wypełniać obowiązek istoty stworzonej i przyjąć zbawienie od Stwórcy. Jeśli tego nie potrafią, nie są dobrymi ludźmi. Nie są godni twojego szacunku, a tym bardziej nie są godni twojego nabożnego oddania, nie mówiąc już o tym, że nie są godni, byś się o nich troszczył i się nimi zajmował. Czyż nie tak się sprawy mają? (Tak).

Jacy ludzie na tym świecie najbardziej zasługują na szacunek? Czyż nie ci, którzy idą właściwą ścieżką? Do czego odnosi się tu „właściwa ścieżka”? Czy nie oznacza ona dążenia do prawdy i przyjęcia zbawienia Bożego? Czy ci, co idą właściwą ścieżką, nie są ludźmi podążającymi za Bogiem i posłusznymi Mu? (Są). Jeśli jesteś lub starasz się być taką osobą, a twoi rodzice cię nie rozumieją, a nawet nieustannie cię przeklinają, i jeśli jesteś słaby, przygnębiony i zagubiony, oni nie tylko cię nie wspierają, nie pocieszają i nie dodają ci otuchy, ale często żądają, byś wrócił i okazał im szacunek i oddanie, być zarabiał dużo pieniędzy i się nimi opiekował, byś ich nie zawiódł, tak by mogli wraz z tobą pławić się w blasku i wieść z tobą dobre życie – czyż takich rodziców nie należy porzucić? (Należy). Czy tacy rodzice zasługują na twój szacunek? Czy zasługują na twoje oddanie? Czy zasługują na to, żebyś wywiązywał się ze swojej odpowiedzialności względem nich? (Nie zasługują). Dlaczego nie? Bo brzydzą ich rzeczy pozytywne, czyż nie jest to faktem? (Jest). Bo nienawidzą Boga, czyż nie jest to faktem? (Jest). Bo gardzą tobą za to, że idziesz właściwą ścieżką, czyż nie jest to faktem? (Jest). Gardzą ludźmi, którzy służą słusznym sprawom; szydzą z ciebie i patrzą na ciebie z góry, bo podążasz za Bogiem i wypełniasz swoje obowiązki. Jacy to są rodzice? Czy nie są podłymi i wstrętnymi rodzicami? Czy nie są samolubnymi rodzicami? Czyż nie są złymi rodzicami? (Są). Z powodu twojej wiary w Boga ścigał cię i polował na ciebie wielki czerwony smok, uciekałeś i nie mogłeś wrócić do domu, a niektórzy musieli nawet wyjechać za granicę. Twoi krewni, znajomi i koledzy ze szkoły mówią, że jesteś zbiegiem, i z powodu tych pogłosek i plotek twoi rodzice myślą, że niesprawiedliwie skazałeś ich na cierpienie i przyniosłeś im wstyd. Nie tylko cię nie rozumieją, nie wspierają ani ci nie współczują, nie tylko nie robią wyrzutów ludziom rozsiewającym te plotki i tym, którzy tobą gardzą i cię dyskryminują, ale na dodatek twoi rodzice cię nienawidzą i mówią o tobie to samo co ludzie, którzy nie wierzą w Boga i którzy są u władzy. Co myślicie o tych rodzicach? Czy są dobrzy? (Nie). Czy zatem wciąż macie poczucie, że jesteście im coś winni? (Nie). Jeśli okazjonalnie zatelefonujesz do swojej rodziny, pomyślą, że odbierają telefon od uciekiniera. Będą czuć, że to jest wielkie upokorzenie i że nie masz nawet odwagi, żeby wrócić do domu, jak jakiś ścigany szczur. Będą mieli poczucie, że jako ich dziecko przynosisz im wstyd. Czy tacy rodzice godni są szacunku? (Nie). Nie są godni szacunku. Jaka jest zatem natura ich oczekiwań względem ciebie? Czy warto te oczekiwania mieć na względzie? (Nie). Jaki jest główny cel przyświecający ich oczekiwaniom wobec ciebie? Czy rzeczywiście chcą, żebyś szedł właściwą ścieżką i na koniec dostąpił zbawienia? Liczą na to, że będziesz podążał za trendami społecznymi i odnosił sukcesy w świecie, że dasz im powód do dumy, że dzięki tobie będą mogli stanąć w obliczu świata z godnością oraz że staniesz się ich radością i chwałą. Co jeszcze? Chcą móc pławić się w blasku wraz z tobą, dobre rzeczy jeść i pić, nosić markowe ubrania i obwieszać się złotem i srebrem. Chcą odbywać luksusowe rejsy morskie i odwiedzić każdy kraj świata. Gdybyś wyrobił sobie wysoką pozycję w świecie, gdybyś miał sławę i pieniądze oraz gdybyś pozwolił im pławić się w tym blasku razem z tobą, to twoje imię nie znikałoby z ich ust i wszędzie mówili by o tobie tak: „Mój syn, moja córka nazywa się tak a tak”. Czy teraz twoje imię pada kiedykolwiek z ich ust? (Nie). Podążasz właściwą ścieżką, a oni ani słowem się o tobie nie zająkną. Myślą, że nie masz grosza przy duszy, że jesteś zakałą i że samo mówienie o tobie okryłoby ich wstydem, więc milczą na twój temat. Jaki jest zatem cel skrywający się w oczekiwaniach twoich rodziców? Chcą pławić się w blasku razem z tobą, nie chodzi im wyłącznie o twoje dobro. Będą szczęśliwi dopiero wtedy, gdy będą mogli pławić się w twoim blasku. Teraz, gdy powróciłeś przed oblicze Pana stworzenia oraz przyjąłeś Boga, zbawienie Boże i Boże słowa, a także gdy wziąłeś na siebie obowiązki istoty stworzonej i wkroczyłeś na właściwą ścieżkę w życiu, oni nie mają z ciebie żadnego zysku ani żadnej korzyści oraz czują, że postawili na złą kartę, wychowując cię. To jest tak, jakby ponieśli porażkę biznesową. W związku z tym przepełnia ich żal. Niektórzy rodzice często mówią: „Zajmowanie się twoim wychowaniem jest gorsze niż tresura psa. Z takim psem sprawa jest prosta – jest przyjacielski i wie, że ma machać ogonem, gdy widzi swojego pana. Co mi przyjdzie z tego, że cię wychowuję? Całe dnie poświęcasz na wiarę w Boga i wypełnianie obowiązków, nie prowadzisz firmy, nie chodzisz do pracy, nie chcesz nawet mieć zabezpieczonego bytu i na koniec wszyscy nasi sąsiedzi zaczęli się z nas śmiać. Jaki mam z ciebie pożytek? Żaden. W żadnym blasku się nie pławię”. Gdybyś podążał za złymi świeckimi trendami i dążył do sukcesu w tym świecie, twoi rodzice pewnie by cię wspierali, dodawali ci otuchy i pocieszali, widząc, że cierpisz, chorujesz lub się smucisz. Tymczasem to, że wierzysz w Boga i masz szansę na zbawienie, wcale ich nie uszczęśliwia ani nie raduje. Wręcz przeciwnie – nienawidzą cię i przeklinają. Jeśli wziąć pod uwagę ich istotę, ci rodzice są twoimi nieprzyjaciółmi i zaprzysiężonymi wrogami, nie należą do tego samego rodzaju ludzi co ty i nie podążają ścieżką, którą ty podążasz. Łączą was wprawdzie więzy pokrewieństwa, ale jeśli spojrzeć przez pryzmat istoty, waszych dążeń, upodobań, ścieżek, którymi idziecie, i różnych postaw względem rzeczy pozytywnych, Boga i prawdy, to twoi rodzice nie są takimi samymi ludźmi jak ty. Toteż bez względu na to, jak często powtarzasz: „Mam nadzieję na zbawienie, wkroczyłem na właściwą ścieżkę w życiu”, twoi rodzice pozostaną niewzruszeni i nie będą się radować twoim szczęściem. Będą czuli wstyd. Na poziomie emocjonalnym twoi rodzice to twoja rodzina, ale w kontekście naturoistoty nie są oni twoją rodziną, lecz twoimi wrogami. Pomyśl o tym, jeśli dzieci przynoszą prezenty i pieniądze, gdy zjawiają się w domu, i umożliwiają rodzicom dobre odżywianie się i mieszkanie w ładnych miejscach, to rodzice nie będą posiadać się z radości, będą tak szczęśliwi, że aż zaniemówią. W głębi serca będą powtarzać: „Mój syn jest wspaniały, moja córka jest cudowna. Nie wychowałem ich i nie kochałem na darmo. Są rozsądni, wiedzą, jak okazać nam szacunek, mamy dla siebie miejsce w ich sercach. Są dobrymi dziećmi”. Powiedzmy, że zjawiasz się u rodziców z pustymi rękami, nie kupiwszy niczego, bo wierzysz w Boga i wypełniasz swoje obowiązki w kościele. Przypuśćmy, że rozmawiasz z rodzicami o prawdzie i o słowie Bożym, mówisz, że wkroczyłeś na ścieżkę dążenia do prawdy. Twoi rodzice od razu pomyślą: „O czym ty w ogóle mówisz? Nie rozumiem cię. Wychowywałem cię przez te wszystkie lata, a ty nie spełniłeś żadnych moich oczekiwań. Odwiedzasz nasz w końcu, a nie kupiłeś nam choćby skarpetek czy owoców. Niczego nie przyniosłeś, przychodzisz tu z pustymi rękami”. Twoi rodzice nie powiedzą: „Słuchając cię, dostrzegam, że bardzo się zmieniłeś. Wcześniej byłeś młody i arogancki, ale naprawdę się zmieniłeś. Widzę, że wszystko to, o czym mówisz, to rzeczy właściwe. Robisz postępy. Jest dla ciebie nadzieja – potrafisz podążać właściwą ścieżką, iść za Bogiem i dostąpić zbawienia. Jesteś dobrym dzieckiem. Sporo wycierpiałeś, może przygotuję ci coś smacznego do jedzenia. Mamy kilka kur, nie zabijamy ich, bo żywimy się jajkami, które znoszą. Ale teraz, skoro jesteś w domu, ubiję jedną kurę i zrobię dla ciebie rosół. Słusznie postąpiłeś, wybierając tę ścieżkę, będziesz mógł dostąpić zbawienia. Tak się cieszę twoim szczęściem! Tęskniłem za tobą przez te kilka ostatnich lat. Choć nie utrzymywaliśmy kontaktów, to przecież teraz nas odwiedziłeś i kamień spadł mi z serca. Wyrosłeś. Jesteś dojrzalszy i rozsądniejszy niż kiedyś. Wszystko to, co mówisz i co robisz, jest słuszne i właściwe”. Widząc, że ich dziecko podąża właściwą ścieżką oraz posiada słuszne myśli i przekonania, rodzice mogą również na tym skorzystać i poszerzyć swoją wiedzę. Skoro ich dziecko potrafi wypełniać obowiązki i dążyć do prawdy, rodzice powinni je wspierać. Jeśli w przyszłości ich dziecko dostąpi zbawienia i wejdzie do królestwa, uwalniając się od krzywdy powodowanej przez szatańskie, zepsute usposobienie, to będzie coś cudownego. Chociaż ci rodzice są już starzy, niełatwo przychodzi im zrozumienie prawdy i nie mają rozeznania w tych kwestiach, to przecież czują: „Moje dziecko potrafi iść właściwą ścieżką, to wspaniale. To dobre dziecko. Żadne wysokie stanowisko w rządzie ani żadne bogactwo, jakkolwiek ogromne, nie jest ani tak dobre, ani tak cenne jak to!”. Powiedzcie Mi, czy to są dobrzy rodzice? (Tak). Czy zasługują na szacunek? (Tak). Zasługują na twój szacunek. Jak zatem powinieneś im ten szacunek okazać? Powinieneś modlić się za nich w swoim sercu. Jeśli wierzą w Boga, powinieneś modlić się, by Bóg ich prowadził i wspierał, by potrafili wytrwać w swoim świadectwie w czasie prób i pokus. Jeśli nie wierzą w Boga, powinieneś uszanować ich decyzję i mieć nadzieję, że ich życie będzie spokojne, że nie zrobią niczego złego i że nie dopuszczą się zbyt wielu złych uczynków, a wtedy spotka ich lżejsza kara po śmierci; ponadto powinieneś zrobić, co w twojej mocy, żeby podzielić się z nimi pozytywnymi rzeczami, myślami i przekonaniami. Tak wygląda szacunek i można to nazwać najlepszym rodzajem oddania i wypełnieniem obowiązków dziecka wobec rodziców. Czy jesteś w stanie to osiągnąć? (Tak). Na poziomie duchowym i psychologicznym dodawaj im otuchy i zapewniaj wsparcie. Na poziomie fizycznym, gdy przebywasz z nimi w domu, rób, co możesz, by pomóc im uporać się z różnymi zadaniami, i omawiaj z nimi to, co sam rozumiesz i co zrozumieć są w stanie twoi rodzice. Pomóż im się zrelaksować, żeby się nie przemęczali, żeby się za bardzo nie przejmowali finansami i innymi sprawami, żeby zostawili rzeczy własnemu biegowi. Tak właśnie wygląda szacunek. Traktuj swoich rodziców jak dobrych, porządnych ludzi, wypełniaj niektóre swoje obowiązki wobec nich i okazuj im oddanie, jak przystało dziecku wobec rodziców. Tak wygląda szacunek. Tylko rodzice rozumiejący i wspierający twoją wiarę w Boga w taki sposób zasługują na szacunek. W innym wypadku rodzice na szacunek nie zasługują. Poza tym, że upierają się, żebyś zarabiał pieniądze, to chcą, żebyś odnosił sukcesy w świecie, żebyś wyrobił sobie reputację, żebyś robił to czy tamto. Tacy rodzice nie pilnują własnych spraw i nie zasługują na szacunek.

Teraz wszyscy rozumiecie, na czym polega uwalnianie się od oczekiwań rodzicielskich, i potraficie się od nich wyzwolić. A czego nie jesteście w stanie się wyzbyć? Jeśli chodzi o życie twoich rodziców i o samych twoich rodziców, na czym najbardziej ci zależy? Innymi słowy, czego jest ci najtrudniej wyrzec się lub wyzbyć na poziomie emocjonalnym? „Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami; twoi rodzice nie są panami twojego życia ani twojego losu” – czy zasadniczo nie skończyliśmy omawiania tego tematu? Czy go rozumiesz? (Tak). Twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami – to znaczy, że nie powinieneś stale myśleć o tym, że musisz się im odwdzięczyć, bo wiele lat poświęcili na wychowanie cię. Jeśli nie jesteś w stanie się im odwdzięczyć, jeśli nie masz ku temu okazji lub nie pozwalają ci na to okoliczności, będziesz ciągle czuł się zasmucony i winny, nawet to tego stopnia, że będziesz smutny, ilekroć zobaczysz kogoś, kto jest w towarzystwie swoich rodziców, opiekuje się nimi lub okazuje im szacunek i oddanie. Bóg zdecydował o tym, że twoi rodzice cię wychowali i wprowadzili w dorosłość, nie po to, żebyś swoje życie poświęcił na odwdzięczanie się im. Spoczywa na tobie odpowiedzialność i masz obowiązki, które musisz w tym życiu wypełnić, ścieżkę, którą musisz iść, oraz swoje własne życie. Nie powinieneś całej swojej energii wyczerpywać na to, by odwdzięczyć się rodzicom za ich życzliwość. Jest to po prostu coś, co towarzyszy ci w życiu i na twojej ścieżce życiowej. Jeśli chodzi o człowieczeństwo i relacje emocjonalne, jest to coś nie do uniknięcia. Jeśli jednak chodzi o rodzaj relacji, jaki jest pisany tobie i twoim rodzicom – czy będziecie mieszkać razem do końca życia, czy wasze drogi się rozejdą i nie będziecie związani przez los – to już zależy od planów i zarządzeń Boga. Jeśli Bóg zaplanował i zdecydował, że będziesz przebywał w tym życiu w innym miejscu niż twoi rodzice, że będziesz miał do nich bardzo daleko i że nie będziecie mogli często się spotykać, to twoje wypełnienie powinności wobec nich jest z twojej perspektywy jedynie pewną aspiracją. Jeśli Bóg zdecydował, że będziesz mieszkał blisko swoich rodziców w tym życiu i będziesz mógł przy nich pozostać, to powinieneś po części wywiązywać się ze swojej odpowiedzialności wobec rodziców i w jakimś stopniu okazywać im szacunek i oddanie – nie ma tu czego krytykować. Jeśli jednak mieszkasz w innym miejscu niż twoi rodzice i nie masz okazji, żeby okazywać im szacunek i oddanie, lub nie pozwalają ci na to okoliczności, to wcale nie musisz się tego wstydzić. Nie powinieneś wstydzić się spojrzeć rodzicom w twarz z tego powodu, że nie jesteś w stanie okazać im szacunku i oddania, bo okoliczności, w jakich się znajdujesz, po prostu na to nie pozwalają. Powinieneś zrozumieć, że twoi rodzice nie są twoimi wierzycielami. Jest wiele rzeczy, które musisz w tym życiu robić, i są to rzeczy, które istota stworzona powinna robić, które zostały ci powierzone przez Pana stworzenia i które nie mają nic wspólnego z odwdzięczaniem się rodzicom za życzliwość. Okazywanie szacunku rodzicom i odwzajemnianie ich życzliwości nie mają nic wspólnego z twoją misją życiową. Można powiedzieć, że nie jest konieczne, żebyś okazywał rodzicom szacunek, odwdzięczał się im lub wypełniał wobec nich jakiekolwiek powinności. Mówiąc bardziej precyzyjnie, możesz po części te powinności wobec nich wypełniać, gdy pozwalają na to okoliczności; gdy nie pozwalają, nie musisz się upierać, żeby to robić. Jeśli nie jesteś w stanie wypełnić tych powinności polegających na okazywaniu rodzicom szacunku i oddania, nie jest to nic strasznego, jest to po prostu w jakimś niewielkim stopniu niezgodne z twoim sumieniem, ludzką moralnością i ludzkimi pojęciami. Ale przynajmniej nie jest sprzeczne z prawdą i Bóg cię za to nie potępi. Gdy zrozumiesz prawdę, twoje sumienie nie będzie cię dręczyć w tej kwestii. Czy wasze serca nie odprężają się, gdy już zrozumieliście ten aspekt prawdy? (Odprężają). Niektórzy mówią: „Choć Bóg mnie za to nie potępi, to sumienie nie pozwala mi przejść nad tym do porządku dziennego i czuję się rozchwiany”. Jeśli tak jest, to masz za słabą postawę i nie zrozumiałeś sedna tej kwestii ani nie wniknąłeś w jej istotę. Nie pojmujesz przeznaczenia człowieka, nie pojmujesz władzy Boga i nie chcesz zaakceptować władzy Boga i Jego zarządzeń. Kierują i panują nad tobą twoje własne uczucia i ludzka wola, którym stale hołdujesz; stały się one twoim życiem. Jeśli wybierasz ludzką wolę i swoje uczucia, to nie wybierasz prawdy, nie praktykujesz jej i się jej nie podporządkowujesz. Jeśli wybierasz ludzką wolę i swoje uczucia, to zdradzasz prawdę. To jasne, że twoje okoliczności i środowisko nie pozwalają ci, żebyś swoim rodzicom okazywał szacunek i nabożne oddanie, ale mimo to ty ciągle myślisz: „Jestem coś winien moim rodzicom. Nie okazywałem im szacunku ani oddania. Od wielu lat nie pokazuję im się na oczy. Wychowali mnie i nic z tego nie mają”. W głębi serca nigdy nie jesteś w stanie uwolnić się od tych myśli. Dowodzi to jednego: nie akceptujesz prawdy. W kategoriach doktryny uznajesz, że słowa Boga są słuszne, ale nie akceptujesz ich jako prawdy ani nie przyjmujesz ich w charakterze zasad swojego postępowania. Toteż przynajmniej pod względem tego, jak traktujesz swoich rodziców, nie jesteś kimś, kto dąży do prawdy. Jest tak dlatego, że w tym kontekście nie działasz opierając się na prawdzie i nie praktykujesz zgodnie ze słowami Boga, a zamiast tego zaspokajasz swoje potrzeby emocjonalne i potrzeby swojego sumienia, pragnąc okazać rodzicom szacunek i odwdzięczyć się im za życzliwość. Choć Bóg nie potępia cię za dokonanie takiego wyboru i jest to twój wybór, to ostatecznie ty sam na tym stracisz, zwłaszcza jeśli chodzi o życie. Nieustannie szarpiesz się w tej pułapce, ciągle myślisz, że wstydzisz się spojrzeć swoim rodzicom w twarz, że nie wynagrodziłeś im ich życzliwości. Pewnego dnia, gdy Bóg zobaczy, że twoje pragnienie, by odwdzięczyć się rodzicom, jest zbyt silne, zaaranżuje w twoim życiu taką sytuację, która pozwoli ci po prostu wrócić do domu. Czyż nie uważasz, że twoi rodzice przewyższają wszystko, nawet prawdę? Aby okazać im szacunek i oddanie oraz zaspokoić potrzeby swojego sumienia i swoich uczuć, gotów jesteś utracić Boga, porzucić prawdę i wyrzec się szansy na dostąpienie zbawienia. Cóż, w porządku, to twój wybór. Bóg cię za to nie potępi. Zaaranżuje dla ciebie odpowiednią sytuację, wykreśli cię ze swojej listy i porzuci nadzieje z tobą związane. Jeśli decydujesz się wrócić do domu, aby okazać swoim rodzicom szacunek i oddanie, zamiast wypełniać obowiązki, to uchylasz się od obowiązków, jakie Bóg ci powierzył, wyrzekasz się misji danej ci przez Boga i oczekiwań, które Bóg wobec ciebie ma, wyrzekasz się obowiązków powierzonych ci przez Boga i porzucasz szansę na ich wypełnianie. Jeśli wracasz do domu, do rodziców, by uspokoić swoje sumienie i spełnić ich oczekiwania, to w porządku, możesz tak postanowić i tak uczynić. Jeśli faktycznie tak bardzo zależy ci na twoich rodzicach, to możesz wyjść z inicjatywą, podnieść rękę i powiedzieć: „Straszliwie tęsknię za rodzicami. Moje sumienie napomina mnie każdego dnia, nie jestem w stanie uporać się z moimi uczuciami i serce mnie boli. Tęsknię za rodzicami i cały czas o nich myślę. Jeśli nie wrócę do nich, by okazać im szacunek i oddanie w tym życiu, to boję się, że już nigdy nie będę miał ku temu okazji, boję się, że będę żałował”. Skoro tak, to wracaj do domu. Jeśli twoi rodzice są dla ciebie wszystkim, jeśli są dla ciebie ważniejsi niż twoje własne życie i cenisz ich ponad wszystko, to możesz dokonać takiego wyboru, żeby się ich nie wyrzec. Nikt cię nie zmusza, żebyś się ich wyrzekł. Możesz zdecydować, że wracasz do domu, by okazać im szacunek i oddanie oraz pozostać z nimi, by dzięki tobie wiedli dobre życie i zostali wynagrodzeni za swoją życzliwość. Musisz to jednak dobrze przemyśleć. Jeśli dziś podejmiesz taką decyzję i ostatecznie stracisz swoją szansę na zbawienie, to tylko ty poniesiesz tego konsekwencje. Nikt inny nie weźmie tego na siebie, tylko ty sam. Czy to rozumiesz? (Tak). Jeśli wolisz porzucić szansę na wypełnianie obowiązków i dostąpienie zbawienia tylko po to, żeby uczynić z rodziców swoich wierzycieli i żebyś mógł spłacić im swój dług, to twoja decyzja. Nikt cię nie zmusza. Przypuśćmy, że ktoś w kościele wystąpi z prośbą, mówiąc: „Życie z dala od domu jest zbyt ciężkie. Bardzo tęsknię za rodzicami. W głębi serca nie umiem wyrzec się ich. Często mi się śnią. W moim umyśle i w moim sercu cały czas pojawiają się ich cienie i czuję się coraz bardziej winny, bo przecież oni tyle dla mnie zrobili. Teraz, kiedy się starzeją, czuję jeszcze mocniej, jak wielkim trudem jest dla rodziców wychowywanie dzieci, i czuję, że powinienem się im odwdzięczać, przysparzać im radości i dawać pokrzepienie swoją obecnością przez resztę mojego życia. Gotów jestem zrezygnować z szansy na zbawienie, byle tylko móc wrócić do domu i okazać rodzicom należne im oddanie”. W takim przypadku ta osoba może złożyć wniosek, mówiąc: „Zgłaszam się! Chcę wrócić do domu, by okazać rodzicom szacunek i oddanie, nie chcę wypełniać moich obowiązków”. Kościół powinien to zatwierdzić i nikt już nie musi z taką osobą niczego omawiać ani pracować nad jej rozwojem. Mówić cokolwiek więcej byłoby głupstwem. Gdy ludzie niczego nie pojmują, możesz z nimi jeszcze się rozmówić, omówić prawdę, aż stanie się ona jasna. Jeśli nie omówiłeś jej w sposób klarowny i ktoś w rezultacie podejmuje złą decyzję, ty za to odpowiadasz. Jeśli jednak ktoś pojmuje wszystko w kategoriach doktryny, to nie trzeba już podejmować tego wysiłku. Jak to mówią niektórzy: „Wszystko rozumiem, nie musisz już nic mi mówić”. Doskonale, szkoda strzępić języka na takich ludzi, możesz to sobie darować. Takim ludziom należy od razu pozwalać na powrót do domu. Po pierwsze, nie zatrzymuj ich; po drugie, daj im wsparcie; po trzecie, pociesz ich trochę i dodaj im otuchy, mówiąc: „Wracaj do domu i okaż swoim rodzicom należyte oddanie i szacunek. Nie złość ich ani nie drażnij. Jeśli chcesz okazać im szacunek i się odwdzięczyć, to musisz być dobrym dzieckiem. Niech tylko nie przepełnia cię żal z powodu tego, że ostatecznie nie dostąpisz zbawienia. Udanej podróży, mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży!”. Zgadza się? (Tak). Jeśli ktoś chce wrócić do domu, by okazać szacunek i oddanie swoim rodzicom, to w porządku, nie powinien tego w sobie dusić. Wypełnianie obowiązków jest dobrowolne, nikt ci twoich obowiązków nie narzuca. Nie zostaniesz potępiony za ich niewykonywanie. Jeśli wypełniasz obowiązki, to czy na pewno dostąpisz zbawienia? Nie jest to wcale pewne. Zależy to od twojego nastawienia do obowiązków. Czy pójdziesz na zatracenie, jeśli nie będziesz wypełniał obowiązków? Czegoś takiego też nikt nie powiedział. Prawdopodobnie nie będzie nadziei na twoje zbawienie. Niektórzy mówią: „Czy okazywanie swoim rodzicom szacunku i oddania jest czymś dobrym, czy też czymś złym?”. Nie wiem. Jeśli chcesz okazać rodzicom szacunek i oddanie, zrób to. Nie będziemy tego oceniać, nie miałoby to sensu. Jest to kwestia człowieczeństwa i uczuć. Jest to kwestia wyboru sposobu istnienia. Nie ma to nic wspólnego z prawdą. Ktoś, kto chce wrócić do domu, by okazać rodzicom szacunek i oddanie, może to swobodnie uczynić. Dom Boży nie będzie go na siłę zatrzymywał i nie będzie się do tego mieszał. Przywódcy kościoła i jego członkowie też nie powinni go zatrzymywać. Nie powinni omawiać z nim prawdy. Jeśli chcesz wrócić do domu, to wracaj. Na pożegnanie każdy zje z tobą pierogi i będzie życzył ci szczęśliwej podróży.

Największe oczekiwania, jakie rodzice mają wobec swoich dzieci, to, po pierwsze, że będą one miały dobre życie, a po drugie, że będą one towarzyszyć rodzicom i opiekować się nimi na stare lata. Na przykład, jeśli rodzice chorują lub napotykają w życiu jakieś trudności, to liczą na to, że ich dzieci będą w stanie pomóc im rozwiać obawy, pokonać trudności i nieść to brzemię. Mają nadzieję, że ich dzieci będą przy nich, gdy rodzice będą opuszczać ten świat, tak by mogli zobaczyć swoje dzieci jeszcze ten ostatni raz. Zazwyczaj takie są dwa największe oczekiwania rodziców wobec dzieci i trudno jest się od tych oczekiwań uwolnić. Jeśli rodzice jakiejś osoby zachorują lub napotkają trudności, a ta osoba nie dowie się o tym, to jest możliwe, że wszystko wróci do normy bez udziału tej osoby. Jeśli jednak ta osoba dowie się o tym, to zazwyczaj będzie jej bardzo trudno przejść nad tym do porządku dziennego, zwłaszcza gdy rodzice poważnie zachorują. W takich sytuacjach ludziom jeszcze trudniej jest odpuścić. Gdy w głębi serca czujesz, że twoi rodzice są wciąż w takim stanie fizycznym i są równie zdolni do pracy jak dziesięć czy dwadzieścia lat temu, że mogą sami się o siebie troszczyć i żyć normalnie, że są wciąż zdrowi, młodzi i krzepcy, a także gdy masz wrażenie, że cię nie potrzebują, to nie będziesz miał co do nich żadnych wielkich obaw. Jeśli jednak dowiesz się, że wskutek podeszłego wieku są w kiepskiej kondycji fizycznej i że inni ludzie muszą się nimi zajmować i opiekować, a ty w tym czasie będziesz gdzie indziej, to prawdopodobnie cię to zaniepokoi i na ciebie wpłynie. Niektórzy ludzie posuwają się do tego, że porzucają swoje obowiązki i chcą udać się z wizytą do swoich rodziców. Niektórzy owładnięci emocjami ludzie podejmują jeszcze bardziej irracjonalne decyzje, mówiąc: „Gdybym tylko mógł, oddałbym moim rodzicom dziesięć lat mojego własnego życia”. Są też i tacy, którzy rzucają się szukać błogosławieństw dla swoich rodziców. Kupują im wszelkiego rodzaju produkty lecznicze i suplementy diety, a gdy dowiadują się, że ich rodzice są ciężko chorzy, mimowolnie dają się schwytać w pułapkę uczuć i chcą natychmiast znaleźć się u boku rodziców. Niektórzy mówią: „Gotów byłbym wziąć na siebie tę chorobę moich rodziców”, nie myśląc o obowiązkach, jakie powinni wypełniać, ani o misji danej od Boga. Dlatego w takich okolicznościach ludzie są bardzo podatni i mogą łatwo ulegać pokusom i słabościom. Czy zapłakalibyście, gdybyście usłyszeli, że wasi rodzice poważnie zachorowali? Niektórzy ludzie dostają z domu list z informacją, że lekarz już postawił na ich rodzicach krzyżyk. Co to znaczy, że „postawił krzyżyk”? Łatwo to zinterpretować. Jeśli lekarz postawił krzyżyk na czyichś rodzicach, to znaczy, że bardzo niedługo umrą. W takiej sytuacji pomyślisz sobie: „Moi rodzice są dopiero po pięćdziesiątce. Coś takiego nie powinno się wydarzyć. Na co zachorowali?”. A gdy odpowiedzią na to pytanie jest „nowotwór”, to od razu pomyślisz: „Jak się go nabawili? Nie było mnie przy nich przez te wszystkie lata, tęsknili za mną i jest im w życiu ciężko – czy to właśnie dlatego zachorowali?”. Od razu zacząłbyś siebie za to wszystko obwiniać: „Moim rodzicom jest w życiu tak trudno, a ja nie pomagałem im nieść tego brzemienia. Tęsknili za mną i martwili się o mnie, a ja nie byłem u ich boku. Zawiodłem ich, skazałem ich na cierpienie w postaci tęsknoty za mną przez cały ten czas. Moi rodzice poświęcili tyle czasu na wychowanie mnie i co z tego mają? Przysporzyłem im jedynie cierpień!”. Im więcej o tym myślisz, tym bardziej jesteś przekonany, że ich zawiodłeś i że jesteś im coś winny. A potem myślisz tak: „Nie, to nie jest w porządku. Wierzę w Boga, wypełniam obowiązek istoty stworzonej i realizuję Bożą misję. Nikogo nie zawiodłem”. Ale z drugiej strony zastanawiasz się: „Moi rodzice są już bardzo starzy, a ich dziecka nie ma przy nich, żeby się nimi opiekować. Jaki pożytek mają z tego, że mnie wychowali?”. Targa tobą rozterka i nie potrafisz dojść z tym do ładu bez względu na to, jak o tym myślisz. Nie tylko zalewasz się łzami, ale dajesz się uwikłać głęboko w całą tę plątaninę uczuć do swoich rodziców. Czy łatwo jest odpuścić w takich okolicznościach? Powiesz tak: „Moi rodzice wydali mnie na świat i wychowali. Nie oczekiwali ode mnie, żebym stał się bardzo bogaty, i nigdy nie prosili mnie o nic przesadnego. Mieli tylko nadzieję, że będę przy nich, gdy zachorują i będą mnie potrzebować, że będę dotrzymywał im towarzystwa i przynosił ulgę w cierpieniu. A ja tego nie uczyniłem!”. Nie przestajesz płakać od momentu, gdy dowiadujesz się o ciężkiej chorobie rodziców, aż do dnia ich śmierci. Czy bylibyście smutni, gdyby spotkała was taka sytuacja? Czy ronilibyście łzy? Czy płakalibyście rzewnie? (Tak). Czy w takim momencie twoja determinacja i aspiracja osłabłyby? Czy chciałbyś pędzić na złamanie karku, byle jak najszybciej znaleźć się u boku rodziców? Czy myślałbyś w głębi serca, że jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem i że twoi rodzice wychowali cię na darmo? Czy wstydziłbyś się spojrzeć rodzicom w twarz? Czy wciąż przywoływałbyś w pamięci życzliwość, jaką okazali ci rodzice, wychowując cię, i to, jak dobrzy byli dla ciebie? (Tak). Czy porzuciłbyś swoje obowiązki? Czy robiłbyś wszystko, żeby tylko dowiedzieć się czegoś nowego o swoich rodzicach od znajomych albo od braci i sióstr? Wszyscy ludzie tak by się zachowywali, czyż nie? Czy zatem problem ten łatwo rozwiązać? Jak należy rozumieć te sprawy? Jak powinieneś postrzegać chorobę swoich rodziców lub jakieś przydarzające się im nieszczęście? Jeśli potrafisz przejrzeć tę kwestię na wylot, to będziesz w stanie odpuścić. Jeśli nie potrafisz, to nie będziesz w stanie odpuścić. Zawsze masz to przeświadczenie, że wszystko, przez co przeszli twoi rodzice, ma jakiś związek z tobą, i że powinieneś pomóc im dźwigać te jarzma; zawsze obwiniasz siebie i zawsze myślisz, że te rzeczy mają z tobą coś wspólnego, stale chcesz się jakoś zaangażować. Czy jest to słuszne myślenie? (Nie). Dlaczego? Jak powinieneś te sprawy postrzegać? Jakie przejawy są normalne? Jakie przejawy są nieprawidłowe, irracjonalne i niezgodne z prawdą? Najpierw zajmiemy się tymi normalnymi. Wszyscy ludzie przychodzą na świat za sprawą swoich rodziców; są istotami cielesnymi i mają uczucia, które są częścią człowieczeństwa i nie można ich uniknąć. Każdy ma uczucia, nawet małe zwierzęta, a co dopiero ludzie. U niektórych ludzi uczucia są silniejsze, a u innych – słabsze. Jednak bez względu na okoliczności wszyscy ludzie mają uczucia. Niezależnie od tego, czy bierze się to z uczuć, człowieczeństwa, czy racjonalności, każdy człowiek się niepokoi, słysząc, że jego rodzice zachorowali, że spotkało ich jakieś wielkie nieszczęście albo że cierpią. Każdy by się w takiej sytuacji niepokoił. To jest coś bardzo normalnego, to ludzki instynkt, coś, co wynika z człowieczeństwa i uczuć. To normalne, że ludzie coś takiego przejawiają. Gdy ich rodzice ciężko chorują lub przytrafia im się wielkie nieszczęście, to normalne, że ludzie są smutni, płaczą, frustrują się, szukają sposobów na uporanie się z problemami i na to, jak pomóc rodzicom w dźwiganiu tego brzemienia. W przypadku niektórych ludzi taka sytuacja wpływa też na reakcje ciała – nie mogą jeść, czują węzeł ściskający ich w środku i całymi dniami są w kiepskim nastroju. Takie właśnie są przejawy emocji i jest to coś zupełnie normalnego. Ludzie nie powinni cię krytykować za takie normalne przejawy; nie powinieneś zwalczać tych przejawów, a już na pewno nie powinieneś przyjmować od innych krytyki w związku z tymi przejawami. Jeśli przejawiasz takie zachowania, to dowodzi, że twoje uczucia do rodziców są szczere, że jesteś osobą posiadającą świadomość sumienia, że jesteś normalną, zwykłą osobą. Nikt nie powinien cię krytykować za to, że wyrażasz emocje w ten sposób lub że masz takie emocjonalne potrzeby. Te wszystkie przejawy mieszczą się w zakresie racjonalności i sumienia. A jakie przejawy nie są normalne? Takie, które wykraczają poza racjonalność. Ludzie reagują impulsywnie, gdy przytrafiają się im podobne sytuacje, i chcą z miejsca rzucić wszystko, byle jak najszybciej znaleźć się u boku rodziców; od razu całą winą obarczają samych siebie, porzucają swoje ideały, aspiracje i postanowienia, a nawet łamią przyrzeczenia złożone Bogu. Takie przejawy są nieprawidłowe i wykraczają poza racjonalność, są przesadnie impulsywne! Gdy ludzie wybierają ścieżkę, to nie jest tak, że mogą wybrać właściwą i słuszną ścieżkę pod wpływem impulsu, w wybuchu porywczości. Twój wybór, aby podążać ścieżką wykonywania obowiązków, i twój wybór, aby wypełniać powinność istoty stworzonej, to nie jest prosta sprawa, jest to coś, czego nic nie może zastąpić. Z pewnością nie jest to decyzja, którą można podjąć pod wpływem chwili. Ponadto jest to właściwa ścieżka – nie powinieneś zmieniać swojej decyzji, aby iść właściwą ścieżką, ze względu na okoliczności, ludzi, zdarzenia i sprawy wokół ciebie. Taką racjonalność powinieneś posiadać. Czy chodzi o twoich rodziców, czy o jakąś dużą zmianę, nie powinno to wpływać na rzecz najważniejszą, czyli na wypełnianie przez ciebie obowiązku istoty stworzonej. To jest jeden aspekt. Drugi aspekt jest taki: czy to od ciebie zależy, jak i kiedy twoi rodzice zachorują albo jakie będą tego konsekwencje? Możesz powiedzieć: „Być może do tego doszło, ponieważ nie byłem dobrym dzieckiem. Gdybym poświęcił te wszystkie lata na sumienną pracę i zarabianie pieniędzy i gdybym dzięki temu stał się zamożnym człowiekiem, to być może udałoby się tę chorobę wyleczyć szybciej i stan moich rodziców aż tak by się nie pogorszył. Wszystko to dlatego, że jestem wyrodnym dzieckiem”. Czy takie myślenie jest prawidłowe? (Nie). Jeśli ktoś ma pieniądze, czy to oznacza, że będzie w stanie kupić sobie zdrowie i nigdy nie zachoruje? (Nie). Czy bogacze tego świata nigdy nie chorują? Od momentu, gdy ktoś czuje zbliżającą się chorobę, aż do momentu, gdy zaczyna chorować, a potem ostatecznie umiera – o tym wszystkim z góry przesądził Bóg. Jak ktokolwiek mógłby o tym decydować? Jak posiadanie lub nieposiadanie pieniędzy mogłoby coś zmienić? Jak czyjeś okoliczności miałyby to determinować? O tym wszystkim decyduje władza Boga i Jego zarządzenia. Dlatego nie musisz przesadnie analizować tego, że twoi rodzice zapadli na ciężką chorobę lub spotkało ich wielkie nieszczęście, ani nie powinieneś poświęcać na to swojej energii – to byłoby i tak bezużyteczne. To zupełnie normalne, że ludzie się rodzą, starzeją, chorują i umierają, a w międzyczasie w ich życiu dochodzi do różnych zdarzeń, mniej lub bardziej doniosłych. Jeśli jesteś osobą dorosłą, to powinieneś myśleć w sposób dojrzały i traktować taką sytuację ze spokojem i prawidłowo: „Moi rodzice są chorzy. Niektórzy mówią, że zachorowali, bo bardzo za mną tęsknili; czy to możliwe? Oczywiście, że za mną tęsknili, jak rodzice mogliby nie tęsknić za swoim dzieckiem? Ja też za nimi tęskniłem, więc czemu nie zachorowałem?”. Czy ktoś może zachorować z tęsknoty za swoimi dziećmi? Nie. Co się zatem dzieje, gdy twoich rodziców coś takiego spotyka? Można jedynie powiedzieć, że Bóg tak to zaplanował. Ręka Boża o tym przesądziła. Nie możesz skupiać się na obiektywnych powodach i przyczynach, twoich rodziców miało to spotkać w tym właśnie czasie, ta choroba była im z góry przeznaczona. Czy mogliby jej uniknąć, gdybyś był przy nich? Gdyby Bóg nie zdecydował, że przypadnie im w udziale taki los, że zachorują, to nic by im się nie stało, nawet gdyby cię przy nich nie było. Jeśli przeznaczone im było napotkać w swoim życiu to wielkie nieszczęście, co by to zmieniło, gdybyś był przy nich? I tak nie byliby w stanie go uniknąć, zgadza się? (Tak). Pomyśl o ludziach, którzy nie wierzą w Boga – czy ich rodziny nie żyją razem, rok po roku? Gdy rodzicom przytrafia się jakieś wielkie nieszczęście, to ich dzieci i najbliżsi krewni są przy nich, zgadza się? Gdy rodzice zapadają na jakąś chorobę lub stan ich zdrowia się pogarsza, czy dzieje się tak dlatego, że dzieci ich opuściły? Wcale nie, tak miało się po prostu stać. Ciebie, jako ich dziecko, łączą z nimi więzy krwi, więc ogarnia cię niepokój, gdy dowiadujesz się, że twoi rodzice zachowali, a tymczasem inni ludzie niczego takiego nie czują. To jest zupełnie normalne. Jednak to, że twoim rodzicom przytrafiło się wielkie nieszczęście, nie oznacza, że musisz tę sytuację analizować i zgłębiać, że musisz się zastanawiać, w jaki sposób się z nią uporać. Twoi rodzice są dorośli; spotkali się już z czymś takim wiele razy, żyjąc w społeczeństwie. Jeśli Bóg zaaranżuje sytuację, która uwolni ich od tego problemu, to prędzej czy później wszystko wróci do normy. Jeśli ten problem jest dla nich życiową przeszkodą, której muszą doświadczyć, od Boga zależy, jak długo to potrwa. Jest to coś, czego muszą doświadczyć i czego nie zdołają uniknąć. Jeśli chcesz na własną rękę się tym zająć, przeanalizować źródła, przyczyny i konsekwencje, to jest to głupi pomysł. Na nic się to nie zda, będzie to czymś całkiem zbędnym. Nie powinieneś w taki sposób postępować, nie powinieneś analizować tej sytuacji, szukać pomocy u kolegów ze szkoły i znajomych, kontaktować się ze szpitalem w sprawie twoich rodziców, szukać najlepszych lekarzy, załatwiać rodzicom najlepsze łóżka w szpitalu – nie musisz łamać sobie nad tym wszystkim głowy. Jeśli odczuwasz nadmiar energii, to powinieneś poświęcić go na obowiązki, jakie masz do wykonania. Twoi rodzice znają swój los. Nikt nie ucieknie od chwili, w której pisane jest mu umrzeć. Twoi rodzice nie są panami twojego losu i vice versa – ty nie jesteś panem losu twoich rodziców. Jeśli coś jest im pisane, co ty możesz na to poradzić? Jaki efekt przyniesie to, że będziesz się niepokoił i szukał rozwiązań? Żadnego efektu to nie przyniesie; wszystko zależy od woli Boga. Jeśli Bóg chce ich zabrać i pozwolić ci w spokoju wypełniać obowiązki, czy możesz w to ingerować? Czy możesz negocjować warunki z Bogiem? Co powinieneś zrobić w takim czasie? Głowienie się nad możliwymi rozwiązaniami, analizowanie sytuacji, obwinianie samego siebie, odczuwanie wstydu w obliczu swoich rodziców – czy to są myśli i działania, które człowiek powinien przejawiać? Są to wszystko przejawy braku podporządkowania się Bogu i prawdzie; są one irracjonalne i niemądre, są buntem przeciwko Bogu. Nie powinny u ludzi takie przejawy występować. Czy to jasne? (Tak).

Niektórzy mówią: „Wiem, że nie powinienem dogłębnie analizować tego, że moi rodzice zachorowali lub spotkało ich jakieś wielkie nieszczęście, wiem, że to nic nie da i że powinienem podejść do tego w oparciu o prawdozasady, ale nie potrafię się powstrzymać od analizowania i dociekania”. Rozwiążmy więc ten problem z powstrzymywaniem się, żebyś nie musiał się już tego więcej robić. Jak można to osiągnąć? W tym życiu ludzie mający zdrowe ciało zaczynają doświadczać objawów starości po ukończeniu pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu lat – ich mięśnie i kości słabną, ludzie tracą siły, mają problemy ze snem i nie są w stanie dużo zjeść, a poza tym brak im energii, żeby pracować, czytać bądź wykonywać inne czynności. Zapadają na różne choroby, na przykład nadciśnienie, cukrzyca, choroby serca, choroby sercowo-naczyniowe, mózgowo-naczyniowe i tym podobne. Ci, którzy są nieco zdrowsi, choć mają objawy podeszłego wieku, to są w stanie robić wszystko, czego potrzebują, i te objawy nie wpływają na ich życie i pracę. Jest to czymś dobrym. W przypadku ludzi bardziej schorowanych objawy te utrudniają im życie i pracę i czasem muszą oni udać się do szpitala odwiedzić lekarza. Niektórzy z tych ludzi przeziębiają się lub cierpią na bóle głowy; inni dostają zapalenia jelit lub biegunki i muszą leżeć w łóżku przez dwa dni po każdym ataku. Niektórzy mają nadciśnienie i mają tak silne zawroty głowy, że trudno im ustać na nogach, nie mogą prowadzić auta ani oddalać się za bardzo od domu. Są też i tacy, którzy mają problem z trzymaniem moczu, więc już samo wyjście z domu może być dla nich kłopotliwe i rzadko udają się w podróż z krewnymi czy znajomymi. Jeszcze inni dostają reakcji alergicznej, gdy coś zjedzą. Są ludzie cierpiący wskutek bezsenności i tacy, którzy nie są w stanie zasnąć, jeśli słyszą hałasy; gdy tylko się przeniosą w inne miejsce, jeszcze trudniej jest im zasnąć. Wszystkie te dolegliwości wpływają w dużym stopniu na życie i pracę tych ludzi. Są nawet tacy, którzy są w stanie pracować tylko przez trzy lub cztery godziny z rzędu. Są też przypadki ciężkie, gdy ludzie zapadają na nieuleczalną chorobę w wieku 50 lub 60 lat, na przykład na raka, cukrzycę, chorobę reumatyczną serca, demencję, chorobę Parkinsona i tym podobne. Bez względu na to, czy choroby te są powodowane przez sposób odżywania, czy przez zanieczyszczenie środowiska, powietrza bądź wody, ciało ludzkie podlega takiemu prawu, że zaczyna coraz bardziej marnieć i słabnąć od 45. roku życia w przypadku kobiet i 50. roku życia w przypadku mężczyzn. Co dzień mówią, że tu im coś dolega, tu ich coś boli, a potem idą do lekarza i okazuje się, że to nieuleczalny nowotwór. Lekarz mówi na koniec: „Idź do domu, nie da się tego leczyć”. Wszyscy ludzie zapadają na te choroby ciała. Dziś oni, jutro wy i my. Zgodnie z cyklicznym porządkiem czasowym ludzie rodzą się, starzeją, chorują i umierają – od młodości do starości, od starości do choroby, od choroby do śmierci – takie jest prawo. Jednak ty słysząc, że zachorowali twoi rodzice, ludzie ci najbliżsi, o których się najbardziej martwisz i którzy cię wychowali, nie jesteś w stanie uporać się ze swoimi uczuciami i myślisz: „Nic nie czuję, gdy umierają rodzice innych ludzi, ale moi rodzice nie mogą zachorować, bo mnie to zasmuci. Nie mogę tego znieść, serce mnie boli, uczucia biorą we mnie górę!”. Tylko dlatego, że to twoi rodzice, uważasz, że nie powinni się zestarzeć i chorować, a już na pewno nie powinni umrzeć – czy to ma sens? Nie ma to sensu i nie jest to prawdą. Czy to jasne? (Tak). Każdy mierzy się z tym, że jego rodzice się starzeją i chorują, a w poważnych przypadkach są przykuci do łóżka wskutek paraliżu lub popadają w stan wegetatywny. Rodzice niektórych ludzi mają nadciśnienie, cierpią z powodu częściowego paraliżu, dostają udarów lub zapadają na jakąś ciężką chorobę i umierają. Każdy będzie kiedyś naocznym świadkiem tego, jak jego rodzice się starzeją, chorują i na koniec umierają. W przypadku niektórych dochodzi do tego wcześniej, gdy ich rodzice są w wieku pięćdziesięciu kilku lat, a w przypadku innych – później, gdy ich rodzice mają sześćdziesiąt, osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt czy nawet sto lat. Ale bez względu na to, kiedy to nastąpi, jako syn lub córka prędzej czy później staniesz przed koniecznością pogodzenia się z tym faktem. Jeśli jesteś osobą dorosłą, powinieneś myśleć w sposób dojrzały i mieć właściwą postawę względem tego, że ludzie się rodzą, starzeją, chorują i umierają; nie powinieneś reagować impulsywnie; powinieneś umieć znieść wieści o chorobie twoich rodziców lub o tym, że w szpitalu powiedziano im, iż są ciężko chorzy. Narodziny, starość, choroby i śmierć są czymś, z czym każdy musi się pogodzić, więc na jakiej podstawie ty nie jesteś w stanie tego znieść? Jest to prawo, które Bóg ustanowił odnośnie do narodzin i śmierci ludzi, czemu chcesz to prawo naruszyć? Czemu go nie akceptujesz? Jaka jest twoja intencja? Nie chcesz pozwolić swoim rodzicom umrzeć, nie chcesz, by żyli wedle prawa narodzin, starości, choroby i śmierci, prawa, które Bóg ustanowił, chcesz nie dopuścić do tego, żeby zachorowali i umarli – czym by się stali w ten sposób? Czy nie staliby się ludźmi z plastiku? Czy nadal byliby ludźmi? Dlatego musisz ten fakt zaakceptować. Zanim usłyszysz, że twoi rodzice się starzeją, że zachorowali i umarli, powinieneś przygotować się na to w swoim sercu. Pewnego dnia, prędzej czy później, każdy się zestarzeje, opadnie z sił i w końcu umrze. Skoro twoi rodzice są zwykłymi ludźmi, czemu nie mieliby również tego doświadczyć? Powinni tego doświadczyć, zaś ty powinieneś mieć do tego właściwe podejście. Czy ta kwestia została rozstrzygnięta? Czy jesteś teraz w stanie racjonalnie traktować te sprawy? (Tak). Gdy zatem twoi rodzice kiedyś zachorują lub przytrafi im się jakieś wielkie nieszczęście, w jaki sposób zareagujesz? Ale z drugiej strony błędem byłoby również zignorowanie takiej sytuacji, bo ludzie wtedy powiedzą: „Czy jesteś ropuchą albo wężem? Jak możesz być taki zimnokrwisty?”. Jesteś zwykłym człowiekiem, więc powinieneś zareagować. Powinieneś się zastanowić: „Moi rodzice mieli ciężkie życie i zapadli na tę chorobę w młodym wieku. Nie cieszyli się żadnymi błogosławieństwami i nie byli sumienni w swojej wierze w Boga. Tak właśnie wyglądało ich życie. Niczego nie zrozumieli, nie kroczyli właściwą ścieżką i nie dążyli do prawdy. Po prostu pozwalali dniom mijać. Nie ma żadnej różnicy między nimi a zwierzętami – nie ma żadnej różnicy między nimi a starymi krowami i starymi końmi. Teraz ciężko zachorowali i muszą jakoś sobie sami poradzić, ale mam nadzieję, że Bóg w jakimś stopniu ulży ich cierpieniu”. Módl się za nich w głębi serca i to wystarczy. Co człowiek może zrobić? Jeśli nie jesteś przy swoich rodzicach, nic nie możesz zrobić; a nawet jeśli jesteś przy nich, to czy możesz zrobić wiele więcej? Iluż to ludzi widziało na własne oczy, jak ich rodzice się starzeją, jak w podeszłym wieku zapadają na różne choroby, jak następnie próbują je leczyć, ale bez skutku, jak wydany zostaje akt ich zgonu i w rezultacie ich ciała trafiają do kostnicy? Mnóstwo jest takich ludzi. Wszystkie te dzieci pozostają u boku rodziców, ale co mogą zrobić? Nic nie mogą zrobić; mogą jedynie patrzeć. Jeśli nie będziesz na to patrzył, oszczędzisz sobie przykrości; lepiej jest na to nie patrzeć, patrzenie, jak to wszystko się dzieje, nie byłoby dla ciebie czymś dobrym. Zgadza się? (Tak). Jeśli chodzi o tę kwestię, po pierwsze, musisz jasno dostrzec fakt, że narodziny, starość, choroby i śmierć ludzi to prawo ustanowione przez Boga; po drugie, musisz jasno dostrzec powinności, jakie spoczywają na ludziach, oraz ich losy, nie możesz być irracjonalny, nie możesz postępować impulsywnie bądź głupio. Dlaczego nie powinieneś postępować impulsywnie bądź głupio? Bo nawet jeśli tak postąpisz, na nic się to nie zda i wyjdzie na jaw jedynie twoja głupota. Poważniejsze jest jednak to, że robiąc głupie rzeczy, okazujesz nieposłuszeństwo Bogu, a Jemu się to nie podoba, On tego nienawidzi. Masz jasność co do tych wszystkich prawd i pojmujesz je w kategoriach doktryny, ale i tak obstajesz przy swojej ścieżce i postępujesz uparcie i rozmyślnie, więc nie podobasz się Bogu, On się tobą brzydzi. Czym się w tobie brzydzi? Brzydzi się twoją upartą głupotą i twoim nieposłuszeństwem. Myślisz, że masz jakieś ludzkie uczucia, ale Bóg mówi, że jesteś uparty i głupi – jesteś uparty, głupi, nierozumny i zatwardziały, nie akceptujesz prawdy i nie podporządkowujesz się Bożym planom i zarządzeniom. Bóg w klarowny sposób przedstawił ci istotę i źródło tej sprawy oraz konkretne zasady praktykowania z nią związane, a ty mimo to chcesz się z tym wszystkim uporać, kierując się własnymi uczuciami, i z tego właśnie powodu nie podobasz się Bogu. Ostatecznie, jeśli Bóg nie uwolni twoich rodziców od choroby, to ich stan się pogorszy i umrą, jeśli tylko to właśnie jest im pisane. Nikt tego faktu nie jest w stanie zmienić. Jeśli chcesz to zrobić, dowodzi to jedynie, że chcesz wziąć sprawy w swoje ręce i własnymi metodami wpłynąć na władzę Boga. To jest największe nieposłuszeństwo – sprzeciwiasz się Bogu. Jeśli nie chcesz sprzeciwiać się Bogu, to słysząc, że coś takiego przytrafiło się twoim rodzicom, powinieneś zachować spokój, powinieneś znaleźć miejsce, gdzie możesz się samotnie wypłakać, powinieneś to przemyśleć, pomodlić się lub powiedzieć braciom i siostrom o odczuwanej przez siebie tęsknocie. To wszystko, co powinieneś uczynić. Nie wolno ci myśleć o tym, żeby coś zmienić, a już na pewno nie wolno ci robić głupich rzeczy. Nie proś Boga w modlitwie, żeby uwolnił twoich rodziców od choroby, żeby pozwolił im żyć jeszcze przez kilka lat albo żeby tobie zabrał dwa lata życia i dał je twoim rodzicom, tylko dlatego, że wierzysz w Boga, lub dlatego, że porzuciłeś rodzinę i karierę, by przez wiele lat wypełniać obowiązki. Nie rób takich rzeczy. Bóg nie słucha tego rodzaju modlitw i brzydzi się takimi myślami i modlitwami. Nie budź Bożego gniewu. Bóg najbardziej nie znosi ludzi, którzy pragną odmienić czyjś los, podważać fakt Bożej władzy nad czymś losem, podważać fakty już dawno temu ustanowione przez Boga bądź wpływać na trajektorie ludzkich losów. Tego właśnie Bóg nienawidzi najbardziej.

Skończyłem omawiać temat postawy, myśli i zrozumienia, które ludzie powinni mieć w odniesieniu do sytuacji, kiedy ich rodzice chorują. Analogicznie, gdy ich rodzice umierają, ludzie powinni wykazać się właściwą i racjonalną postawą. Niektórzy ludzie przez wiele lat żyją z dala od rodziców, nie przebywają u ich boku ani z nimi nie mieszkają, i gdy dowiadują się, że ich rodzice nagle zmarli, jest to dla nich potężny cios, niczym grom z jasnego nieba. Ponieważ ci ludzie przez wiele lat nie widzieli się z rodzicami ani nie mieszkali z nimi, ich myśli i pojęcia ulegają wpływowi pewnego błędnego przekonania. Co to za błędne przekonanie? Kiedy opuszczałeś rodziców, żyli i czuli się dobrze. Minęło od tamtej pory wiele lat, ale kiedy o nich myślisz, twoi rodzice wciąż mają tyle samo lat co wtedy, są w takim stanie fizycznym i ich warunki życia nie zmieniły się. Z tego właśnie bierze się całe to pomieszanie. Wydaje ci się, że twoi rodzice nigdy się nie zestarzeją i że będą w swoim długim życiu obchodzić swoje urodziny jeszcze wiele razy. Innymi słowy, gdy tylko zamkniesz oblicza swoich rodziców w przechowalni swojego serca, gdy tylko ich życie, słowa i sposób zachowania odcisną się w twojej pamięci i w twoim umyśle, zaczynasz myśleć, że twoi rodzice już na zawsze pozostaną tacy, jakimi ich zapamiętałeś, że się nie zmienią, nie zestarzeją, a już na pewno nie umrą. Co tu oznacza „nie umrą”? Po pierwsze, oznacza to, że ich fizyczne ciała nie zginą. Po drugie, oznacza to, że ich twarze, ich uczucia do ciebie i tak dalej, również nie zginą. Jest to błędne przekonanie i przysporzy ci wielu kłopotów. Toteż bez względu na to, w jakim wieku są twoi rodzice, bez względu na to, czy umarli ze starości, z powodu choroby lub wskutek jakiegoś wypadku, będzie to dla ciebie cios, jak grom z jasnego nieba. Ponieważ żyłeś w przekonaniu, że twoi rodzice żyją i dobrze się mają, a tu nagle okazuje się, że już nie ma ich wśród żywych, będziesz myślał: „Jak to możliwe, że odeszli? Jak to możliwe, że żywi ludzie obrócili się w proch? W głębi serca mam nieustannie to poczucie, że moi rodzice żyją, że mama gotuje w kuchni, że jest ciągle zabiegana, że mój tata codziennie wychodzi do pracy, że wraca do domu dopiero wieczorem”. Te sceny z ich życia zapadły ci głęboko w pamięć. Dlatego pod wpływem uczuć twoja świadomość wytwarza obraz, którego wytworzyć nie powinna, i na obrazie tym twoim rodzice żyją wiecznie. Dlatego jesteś przekonany, że nie powinni umrzeć, i bez względu na to, w jakich okolicznościach odejdą, odczujesz to jako straszny cios i nie będziesz w stanie tego zaakceptować. Będziesz potrzebował czasu, żeby się z tym pogodzić, zgadza się? Już choroba twoich rodziców byłaby dla ciebie szokiem, więc ich śmierć to szok jeszcze większy. Toteż zanim do tego dojdzie, w jaki sposób powinieneś przygotować się na ten nieoczekiwany cios, aby nie wpłynął on negatywnie lub zakłócająco na wypełnianie przez ciebie obowiązków i na ścieżkę, którą kroczysz? Po pierwsze, zastanówmy się, czym właściwie jest śmierć i opuszczenie tego ziemskiego padołu – czy nie oznacza to, że ktoś odchodzi z tego świata? (Tak). Oznacza to, że życie, które ktoś posiada, objawiające się fizyczną obecnością, zostaje usunięte ze świata materialnego postrzeganego przez ludzi i znika. Ten ktoś rozpoczyna wtedy życie w innym świecie, w innej postaci. Gdy twoi rodzice umierają, oznacza to, że relacja, jaka cię z nimi łączyła w tym świecie, zostaje zerwana, kończy się i znika. Twoi rodzice żyją teraz w innym świecie, w innej postaci. Jeśli chodzi o to, jak potoczy się ich życie w tym innym świecie, czy powrócą do tego świata, czy znów ich spotkasz i czy będą cię z nimi łączyć jakieś relacje cielesne lub uwikłania emocjonalne, decyduje o tym Bóg i nie ma to z tobą nic wspólnego. Podsumowując, ich odejście oznacza, że ich misja na tym świecie dobiegła końca i postawiona została kropka, znacząca kres ich życia. Ich misja w tym życiu i na tym świecie zakończyła się, tak samo jak twoja relacja z nimi. Jeśli chodzi o to, czy pisana jest im w przyszłości reinkarnacja, czy czekają ich jakiekolwiek kary bądź ograniczenia lub jak zostaną potraktowani w innym świecie i jak ułożą się tam ich losy, czy to ma cokolwiek wspólnego z tobą? Czy jesteś w stanie o tym decydować? Nie ma to nic wspólnego z tobą, nie możesz o tym decydować i niczego nie będziesz w stanie się o tym dowiedzieć. Twoja relacja z nimi w tym życiu dobiegła końca w momencie ich śmierci. Innymi słowy, los, jaki cię z nimi wiązał, gdy żyliście obok siebie przez 10, 20, 30 czy 40 lat, dotarł do kresu. Teraz oni to oni, a ty to ty, i żadna relacja między wami już nie istnieje. Nawet jeśli wszyscy wierzycie w Boga, oni wypełniali swoje obowiązki, a ty wypełniasz swoje; ponieważ oni nie żyją już w tym samym wymiarze przestrzennym, nie ma już między wami żadnej relacji. Oni po prostu już wykonali misję, jaką Bóg im powierzył. Jeśli zaś chodzi o powinności, które wypełniali względem ciebie, to kończą się one z dniem, w którym rozpoczynasz samodzielne życie, niezależne od twoich rodziców – od tej pory nie masz już z nimi nic wspólnego. Jeśli umrą dziś, będzie ci zwyczajnie czegoś brakować na poziomie emocjonalnym i grono osób, które kochasz i za którymi tęsknisz, uszczupli się o dwie osoby. Już nigdy ich nie zobaczysz i już nigdy żadne wieści o nich nie dotrą do ciebie. To, co się z nimi stanie, i ich przyszłość nie mają z tobą nic wspólnego, nie będą już was łączyć więzy krwi, nie będziecie już nawet należeć do tego samego rodzaju istot. Tak to wygląda. Wieść o śmierci twoich rodziców będzie ostatnią wieścią, jaką o nich usłyszysz na tym świecie, a także ostatnią trudnością, którą dostrzeżesz lub o której usłyszysz, jeśli chodzi o ich doświadczenia związane z narodzinami, starzeniem się, chorobami i śmiercią w całym ich życiu – to wszystko. Ich śmierć niczego ci nie odbierze ani niczego ci nie da, oni po prostu będą martwi, ich człowiecza podróż dobiegnie końca. Jeśli zatem chodzi o ich śmierć, nie ma żadnego znaczenia, czy jest to śmierć wskutek wypadku, śmierć naturalna, czy też śmierć z powodu choroby, bo gdyby nie władza Boga i Jego zarządzenia, i tak żadna osoba ani siła nie mogłaby odebrać im życia. Ich odejście z tego świata oznacza po prostu koniec ich fizycznego życia. Jeśli ci ich brakuje i tęsknisz za nimi, jeśli czujesz wstyd pod wpływem swoich uczuć, to nie powinieneś się taka czuć, nie jest konieczne, żebyś miał takie odczucia. Twoi rodzice odeszli z tego świata, więc nie ma sensu za nimi tęsknić, zgadza się? Jeśli myślisz: „Czy moi rodzice tęsknili za mną przez te wszystkie lata? O ile bardziej cierpieli z tego powodu, że nie byłem przy nich i nie okazywałem im szacunku i oddania przez tak wiele lat? Przez cały ten czas stale życzyłem sobie, żebym mógł spędzić z nimi kilka dni, nigdy się nie spodziewałem, że tak szybko odejdą. Smutno mi i czuję się winny”, to nie jest wcale konieczne, żebyś tak myślał, ich śmierć nie ma z tobą nic wspólnego? Czemu nie ma z tobą nic wspólnego? Ponieważ – nawet jeśli okazywałeś im szacunek i oddanie i byłeś przy nich – nie jest to obowiązek ani zadanie, które Bóg ci powierzył. Bóg przesądził o tym, ile szczęścia i ile cierpienia twoi rodzice doświadczą z twojego powodu – nie ma to nic wspólnego z tobą. Twoi rodzice nie będą żyć dłużej dlatego, że jesteś przy nich, ani nie będą żyć krócej dlatego, że jesteś daleko i nie możesz się z nimi często widywać. Bóg przesądził o tym, jak długo będą żyć, i nie ma to z tobą nic wspólnego. Toteż nie musisz czuć się winny, dowiadując się, że twoi rodzice odeszli z tego świata. Musisz do tego podejść we właściwy sposób i zaakceptować to, co się stało. Jeśli wylałeś już mnóstwo łez w czasie, gdy twoi rodzice ciężko chorowali, to powinieneś czuć się szczęśliwy i wolny w momencie ich śmierci; gdy już się z nimi pożegnasz, nie ma potrzeby płakać. Wypełniłeś już przecież swoje powinności względem nich, jako ich dziecko, modliłeś się w ich intencji, smuciłeś się z ich powodu i wylałeś morze łez, a także rozważyłeś wiele możliwych sposobów leczenia ich choroby i zrobiłeś wszystko, by przynieść im ulgę w cierpieniu. Jako ich dziecko, uczyniłeś już wszystko, co w twojej mocy. Gdy już odeszli, możesz jedynie powiedzieć: „Dość ciężkie mieliście życie. Jako wasze dziecko mam nadzieję, że będziecie spoczywać w spokoju. Jeśli w tym życiu wieloma uczynkami obraziliście Boga, to będziecie musieli ponieść karę na tamtym świecie. Jeśli po ukaraniu was Bóg pozwoli wam na reinkarnację w ludzkiej postaci w tym świecie, mam nadzieję, że postaracie się dobrze postępować i podążać właściwą ścieżką. Nie róbcie już rzeczy, które obrażają Boga, i dążcie do uniknięcia kary w waszych kolejnych życiach”. To wszystko. Czy nie jest to dobrze powiedziane? To jest wszystko, co możesz zrobić; czy dla swoich rodziców, czy dla innych bliskich ci osób – nie możesz zrobić nic więcej. Oczywiście, gdy twoi rodzice będą umierać, to jeśli nie będziesz mógł być przy nich ani pokrzepić ich na koniec, nie ma potrzeby, żebyś się smucił. Jest tak dlatego, że każdy odchodzi z tego świata w samotności. Nawet jeśli dzieci są u boku rodziców, to gdy przyjdzie posłaniec, by ich zabrać ze sobą, tylko rodzice będą w stanie go zobaczyć. Gdy ktoś odchodzi z tego świata, nikt mu nie towarzyszy, ani jego dzieci, ani jego druga połówka nie są w stanie mu towarzyszyć. Gdy ludzie umierają, zawsze są sami. W swoich ostatnich chwilach każdy musi stawić czoła tej sytuacji, temu procesowi i temu środowisku. Dlatego nawet jeśli jesteś u boku swoich rodziców i oni patrzą prosto na ciebie, na nic się to nie zda. Jeśli odchodząc będą chcieli zawołać cię po imieniu, nie będą w stanie, a ty nie będziesz w stanie ich usłyszeć; jeśli będą chcieli wyciągnąć rękę i pochwycić cię, nie będą mieli siły, a ty nie będziesz w stanie tego poczuć. Będą całkiem sami. Jest tak dlatego, że każdy przychodzi na ten świat samotnie i samotnie z niego odchodzi. Tak przesądził Bóg. Istnienie takich rzeczy pozwala ludziom dostrzec jeszcze wyraźniej, że ich życie i los, ich narodziny, starzenie się, choroby i śmierć są w rękach Boga oraz że życie każdego człowieka jest niezależne. Choć wszyscy ludzie mają rodziców, rodzeństwo i osoby bliskie, to z perspektywy Boga i z perspektywy życia każdy człowiek żyje niezależnie, żywoty poszczególnych osób nie są pogrupowane w żaden sposób, żadne życie nie ma swojej brakującej połówki. Z perspektywy stworzonych istot ludzkich każde życie jest niezależne, ale z perspektywy Boga żadne życie, jakie On stworzył, nie jest osamotnione, bo Bóg towarzyszy każdemu z nich i każde z nich ciągnie do przodu. Chodzi po prostu o to, że gdy twoi rodzice wydają cię na świat i gdy już się na nim znajdziesz, to wydaje ci się, że twoi rodzice są ci najbliżsi, ale tak naprawdę, gdy oni odejdą z tego świata, zdasz sobie sprawę, że wcale tak nie jest. Gdy ich życie dobiegnie końca, ty wcale nie przestaniesz żyć, koniec ich życia nie odbierze życia tobie i z pewnością nie wpłynie na twoje życie. Przez te wszystkie lata żyłeś z dala od nich i dziś dalej wiedziesz dobre życie. Dlaczego tak jest? Bo Bóg czuwa nad tobą i cię prowadzi; żyjesz pod Jego władzą. Gdy twoi rodzice odejdą z tego świata, uświadomisz sobie jeszcze bardziej, że nie mając rodziców u swego boku, bez ich opieki, troski i działań wychowawczych, przez te wszystkie lata przechodziłeś kolejno przez etapy dorosłości i wieku średniego aż do starości oraz pod Bożym przewodnictwem pojmowałeś coraz więcej i więcej w tym życiu, a kierunek twojej marszruty i twoja ścieżka coraz bardziej się klarowały. Dlatego też ludzie są w stanie opuścić swoich rodziców. Istnienie rodziców jest konieczne tylko w okresie, gdy ludzie są dziećmi, ale gdy już dorosną, to istnienie ich rodziców jest już zaledwie formalnością. Rodzice są już tylko dla nich wsparciem emocjonalnym, ale przestają być koniecznością. Oczywiście gdy twoi rodzice odejdą z tego świata, sprawy te zaczniesz postrzegać z coraz większą jasnością i jeszcze silniej będziesz czuć, że życie ludzi pochodzi od Boga i że ludzie nie są w stanie żyć, jeśli nie polegają na Bogu, bez Boga jako mentalnego i duchowego wsparcia, jako podstawy ich życia. Gdy twoi rodzice odejdą, będziesz za nimi tęsknił na poziomie emocjonalnym, ale jednocześnie uwolnisz się pod względem emocjonalnym i pod innymi względami. Dlaczego się uwolnisz? Gdy twoi rodzice żyją, są dla ciebie powodem do zmartwień i pewnym obciążeniem. Są ludźmi, wobec których możesz być samowolny, i sprawiają, że czujesz się tak, jakbyś nie mógł uwolnić się od swoich uczuć. Po śmierci twoich rodziców te problemy znikają. Ludzie, których uważałeś za najbliższe ci osoby, odejdą, i nie będziesz musiał się o nich martwić ani za nimi tęsknić. Gdy już wyzwolisz się od tej relacji zależności wobec swoich rodziców, gdy odejdą oni z tego świata, gdy w głębi serca poczujesz, że twoi rodziców już nie ma, i gdy poczujesz, że wzniosłeś się ponad więzy krwi łączące cię z twoimi rodzicami, staniesz się rzeczywiście osobą dojrzałą i niezależną. Zastanów się nad tym: bez względu na to, ile ludzie mają lat, jeśli ich rodzice żyją, to ilekroć mają jakiś problem, myślą: „Zapytam mamy, zapytam taty”. Zawsze mają wsparcie emocjonalne ze strony rodziców. Ludzie czują wtedy, że ich egzystencja na tym świecie przepełniona jest ciepłem i szczęściem. Gdy tracisz to poczucie szczęścia i ciepła, a przy tym nie czujesz, że jesteś samotny i że brak ci tego szczęścia i ciepła, to znaczy, że jesteś dojrzałą osobą i stałeś się rzeczywiście niezależny pod względem swoich myśli i uczuć. Większość z was prawdopodobnie nie doświadczyła jeszcze tych rzeczy. Gdy ich doświadczycie, wtedy zrozumiecie. Zastanówcie się: bez względu na to, ile ludzie mają lat – 40, 50 lub 60 – gdy ich rodzice umierają, ci ludzie od razu stają się o wiele dojrzalsi. To wygląda tak, jakby z naiwnego dziecka przemienili się w rozsądną osobę dorosłą z dnia na dzień. Zaczynają rozumieć różne rzeczy i zyskują niezależność. Dlatego dla każdej osoby śmierć rodziców to wielkie wyzwanie. Jeśli potrafisz właściwie potraktować swoją relację z rodzicami, a jednocześnie odpowiednio potraktować oczekiwania twoich rodziców wobec ciebie, uporać się z tymi oczekiwaniami i wyzwolić się od nich oraz w identyczny sposób potraktować powinności, jakie masz wypełniać wobec swoich rodziców na poziomie emocjonalnym i etycznym, to wtedy rzeczywiście dojrzejesz, a przynajmniej w oczach Boga staniesz się osobą dorosłą. Nie jest łatwo stać się osobą dorosłą w tym sensie, musisz wziąć na siebie cierpienie związane z uczuciami ciała, a zwłaszcza musisz znieść emocjonalne spustoszenie i udręczenie, jak również ten ból wynikający z tego, że coś idzie źle, nie po twojej myśli, że spotyka cię jakieś nieszczęście i tak dalej. Gdy już doświadczysz całego tego cierpienia, zyskasz niejaki wgląd w te kwestie. Jeśli powiążesz je z prawdami, które omawialiśmy w odniesieniu to tych kwestii, to zyskasz trochę wnikliwego wglądu w życie i losy ludzkie, o których przesądza Bóg, a także w uczucia łączące ze sobą ludzi. A kiedy już zgłębisz te sprawy, łatwo będzie ci wyzbyć się ich i wyrzec. Kiedy będziesz już w stanie właściwie te sprawy potraktować, a także wyzbyć się ich, to będziesz miał do nich prawidłowe podejście. Nie będziesz odnosił się do nich na podstawie ludzkich doktryn albo normy ludzkiego sumienia; będziesz odnosił się do nich w sposób zgodny z prawdozasadami. Co to znaczy w sposób zgodny z prawdozasadami? Otóż oznacza to, że jesteś w stanie podporządkować się Bogu. Jeśli jesteś w stanie podporządkować się Bogu i Jego zarządzeniom, jest to dobry znak i dobry omen. A co takiego ten dobry omen zwiastuje? Że możesz mieć nadzieję na zbawienie. Dlatego jeśli chodzi o kwestię związaną z oczekiwaniami twoich rodziców, bez względu na to, czy jesteś młody, w średnim wieku, starszy, czy w podeszłym wieku, a także bez względu na to, czy tego nie doświadczyłeś, czy doświadczasz tego aktualnie, czy też już tego doświadczyłeś, nie wystarczy po prostu wyzbyć się swoich uczuć i się od nich uwolnić, nie wystarczy zerwać kontaktów z rodzicami i odseparować się od nich, ale chodzi o to, żeby podjąć wysiłki skoncentrowane na prawdzie i żeby dążyć do zrozumienia tych aspektów prawdy. To jest rzecz absolutnie najważniejsza. Gdy już zrozumiesz te rozmaite złożone relacje, będziesz mógł się od nich wyzwolić i nie będą cię one już w żaden sposób ograniczać. Gdy zaś nie będą cię już one ograniczać, dużo łatwiej będzie ci podporządkować się zarządzeniom Boga i napotkasz na swojej drodze mniej przeszkód. Dużo mniejsze będzie wtedy ryzyko tego, że okażesz Bogu nieposłuszeństwo, zgadza się?

Czy rozumiecie teraz te kluczowe kwestie, które wiążą się z rodzicami, i czy potraficie się z tymi kwestiami uporać? W wolnym czasie rozważajcie prawdę. Jeśli w przyszłości lub w związku z czymś, czego doświadczasz obecnie, zdołasz powiązać te kwestie z prawdą i rozwiązać te problemy na jej podstawie, napotkasz na swojej drodze mniej kłopotów i mniej trudności, będziesz wiódł życie odprężone i radosne. Jeśli zaś nie będziesz traktował tych spraw opierając się na prawdzie, napotkasz wiele kłopotów i twoje życie będzie wyjątkowe bolesne. Taki będzie wynik. Na tym zakończę dziś omawianie tematu oczekiwań rodzicielskich. Do zobaczenia!

29 kwietnia 2023 r.

Wstecz: Jak dążyć do prawdy (16)

Dalej: Jak dążyć do prawdy (18)

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze