Wierzę w Boga, więc dlaczego miałabym czcić ludzi?
Gdy odpowiadałam za pracę ewangelizacyjną, nasz zespół kiepsko sobie radził i bardzo się tym niepokoiłam. Wtedy do naszego kościoła została przeniesiona Wu Ping. Słyszałam, że wierzyła w Boga od ponad dwudziestu lat i wiele dla Niego poświęciła, że głosiła kazania w bardzo wielu miejscach i że mimo wielu niebezpieczeństw nigdy się nie poddała. Bardzo ją podziwiałam. Zadecydowano, że Wu Ping będzie ze mną współpracować w działaniach ewangelizacyjnych, byłam podekscytowana. Jej pierwsze zgromadzenie z nami zapadło mi w pamięć. Mówiła o tym, jak przywódcy religijni rzucali jej kłody pod nogi, gdy głosiła ewangelię, o tym, jak z nimi debatowała i sprawiała, że nie wiedzieli, co jej odpowiedzieć, o tym, jak rozmawiała z ludźmi mającymi wiele religijnych pojęć i wiedzy biblijnej i rozwiewała ich wątpliwości. Mówiła też o wielu trudnościach związanych z ewangelizacją, o cenie, jaką ona sama oraz bracia i siostry płacili, by głosić ewangelię w różnych miejscach, o tym, że przywódcy wyższego szczebla ją cenili i powierzali jej ważne zadania. Największe wrażenie zrobiła na mnie, gdy mówiła o miłości Boga do ludzi i miała łzy w oczach, mówiąc, że musimy brać pod uwagę wolę Boga, że nieważne, ile trudów przychodzi nam znosić, musimy głosić ewangelię dni ostatecznych, to nasza misja. Wydawało mi się, że przepełnia ją miłość do Boga, i od razu obudził się we mnie szacunek dla niej. Czułam, że ma wiarę już od dawna, rozumie więcej prawd niż my, i ma wspaniałą postawę, więc powinnam się od niej uczyć.
Później zaczęłam razem z nią wypełniać obowiązki i w toku naszej współpracy zauważyłam, że Wu Ping jest naprawdę w stanie znosić trudy i zarywać całe noce, żeby monitorować postępy pracy i rozwiązywać problemy. Wskazywała błędy i przeoczenia w mojej pracy, mówiła o ścieżkach praktykowania. Gdy głosiła ewangelię, dawała przykłady i używała metafor, była wnikliwa w tym, co mówiła, pomagała ludziom w wyzbyciu się rozterek. Gdy na zgromadzeniach mówiła o niedostatkach pracy, którą wykonywała, miała łzy w oczach, podkreślając, ile zawdzięcza Bogu. Czasem, gdy personel podlewający miał do niej pytania, pędziła do mnie i prosiła, żebym im pomogła. Była troskliwa, gdy widziała, że nie najlepiej się czuję. Z każdym dniem moja sympatia dla niej rosła. Została później wybrana na przywódczynię i jeszcze bardziej czułam, że ma rzeczywistość prawdy, tym bardziej ją podziwiałam i szanowałam. Widziałam, że jest przez cały czas zabiegana, pomagając braciom i siostrom rozwiązać problemy, czułam, że ona pełni w kościele bardzo ważną rolę, że byśmy sobie bez niej po prostu nie poradzili. Gdy napotykałam problemy, szukałam rozmowy z nią, pilnie notowałam to, co mówiła i co mi podpowiadała, a później wcielałam w życie każdą jej sugestię. Naśladowałam niektóre z jej sposobów zachowania, na przykład, widząc, że siedzi do późna, myślałam, że poświęcała się przez wzgląd na obowiązki, więc ja też siedziałam do późna. Czasem nie było nic pilnego do zrobienia i mogłam się wcześniej położyć, ale widziałam, że Wu Ping nie śpi, więc się nie kładłam. Była silna po tym, jak się z nią rozprawiono, rzuciła się w wir obowiązków. Myślałam, że ma postawę i rzeczywistość. Gdy ze mną się rozprawiono, to mnie rozbiło, chciałam oddać się modlitwie i zastanowić się nad sobą, ale myśląc o zachowaniu Wu Ping, wróciłam szybko do obowiązków, nie skupiając się na tym, by lepiej siebie poznać. Tak naprawdę wielbiłam i oddawał cześć Wu Ping, nie zdając sobie z tego sprawy. Potem Bóg zaaranżował sytuacje, które pozwoliły mi zyskać pewne rozeznanie co do Wu Ping.
Jako przywódczyni kościoła była bardzo zaangażowana i na wiele była gotowa, ale problemy mnożyły się u nas jak grzyby po deszczu i wydajność pracy kościoła powoli spadała. Raz diakonka podlewająca, siostra Yang, powiedziała mi, że natrafiła na problemy w pracy Wu Ping, że decydowała o wszystkim, nie pozwalając braciom i siostrom praktykować, i że nie pielęgnowała talentów. Wykonywała pracę diakonów i liderów zespołów, więc nikt nie miał okazji do praktykowania. Z czasem wszyscy zaczęli czuć się bezużyteczni i bardzo ją podziwiali. Atmosfera nie była zdrowa. Siostra Yang powiedziała, że chce zasugerować Wu Ping, aby dała innym szansę praktykować, by wszyscy mogli poznać swoje braki i robić szybsze postępy, a wtedy mogli być też wykorzystać swoje talenty i wydajność ich pracy na pewno by się poprawiła. Zdecydowanie popierałam pomysł siostry Yang, więc poszłam z nią, by pomówić z Wu Ping. Zaskoczyło nas, gdy Wu Ping zareagowała niezadowoleniem. Miała skwaszoną minę i się z nami nie zgodziła. Powiedziała, że inni mają za dużo problemów, więc uczenie ich to wielki kłopot, który opóźniałby pracę. Lepsze efekty osiągała, gdy sama wszystko robiła. Wyjaśniła to elokwentnie i wtedy nie wiedziałam, co odpowiedzieć, ale gdy o tym potem pomyślałam, poczułam, że jej podejście jest niewłaściwe. Nie można traktować ludzi w ten sposób. Bracia i siostry by się nie rozwijali i bylibyśmy zależni od niej, a przez to praca nie byłaby dobrze wykonywana. Z drugiej strony wydawało mi się, że nie rozumiemy prawdy, więc nie miało sensu, żebyśmy razem z nią rozwiązywali problemy, to by opóźniło pracę. Ona rozumiała prawdę lepiej, więc powinniśmy jej pozwolić, by się wszystkim zajęła. I tak Wu Ping była co dzień bardzo zabiegana, a problemy jak były, tak były. Bracia i siostry byli bierni, pełniąc obowiązki, i czekali, aż ona rozwiąże problemy. Większość ludzi cierpiała wskutek przygnębienia. Później przywódczyni wyższego szczebla dowiedziała się o wielu problemach w naszym kościele i uzyskała ocenę pracy Wu Ping, z której wynikało, że jest arogancka i despotyczna, nie chce słuchać żadnych sugestii. Wywyższała się, ciągle popisywała i zdobywała sobie władzę nad innymi. Od razu została zwolniona. Przywódczyni powiedziała, że brak nam rozeznania i ślepo wielbiliśmy Wu Ping, kazała nam szukać zasad prawdy w naszych obowiązkach, zamiast oddawać cześć jakiejś osobie. Zrozumiałam wtedy, że tak naprawdę adorowałam istotę ludzką, więc nie miałam normalnej relacji z Bogiem. Przypomniał mi się ósmy dekret administracyjny: „Ludzie wierzący w Boga powinni być posłuszni Bogu i czcić Go. Nie wywyższaj się ani nie podziwiaj nikogo; nie stawiaj Boga na pierwszym miejscu, ludzi, których podziwiasz, na drugim, a siebie na trzecim. Nikt nie powinien zajmować miejsca w twoim sercu i nie powinieneś uważać ludzi – szczególnie tych, których czcisz – za równych Bogu, na poziomie odpowiadającym Bogu. Jest to nie do przyjęcia dla Boga” (Dziesięć dekretów administracyjnych, które muszą być przestrzegane przez wybranych ludzi Boga w Wieku Królestwa, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Trochę się przestraszyłam, jakbym obraziła usposobienie Boga. Myślałam o tym, jak podziwiałam Wu Ping, od kiedy ją poznałam, jak nie szukałam zasad prawdy, pełniąc obowiązki, tylko polegałam na niej. Gdy miałam problemy, zwracałam się do niej i robiłam, co mówiła. Szanowałam ją i nie miałam w sercu miejsca dla Boga. Czułam, że bez niej nie bylibyśmy w stanie wykonać pracy, jak gdyby można było działać bez przewodnictwa Boga i zasad prawdy, ale ona była nam niezbędna. Czy byłam osobą wierzącą? Czy czciłam istoty ludzkiej i czy za nią nie podążałam? To było wstrętne Bogu. Nic dziwnego, że nie mogłam pozyskać dzieła Ducha Świętego, że nie widziałam żadnych postępów po tak długim czasie. Modliłam się do Boga, chcąc zmienić swój stan i przestać adorować ludzi.
Późniejsze zdarzenia ukazały mi prawdziwe oblicze Wu Ping. Gdy ją odsunięto, ona, wiedząc, że wielu ludzi ją uwielbia, nie analizowała tego ani siebie nie poznała na zgromadzeniach, tylko zachowywała się tak, jakby została skrzywdzona, mówiąc, że podziwiała siostrę Zhou, z którą pracowała, i słuchała tego, co ona mówi. Byłam w szoku, widząc, że spycha winę na siostrę Zhou. Przywódczyni jasno ujawniła i przeanalizowała jej problemy, czemu więc ona samej siebie nie rozumiała i uciekała od odpowiedzialności? Pokazywała, że nie akceptuje prawdy. Później kazano jej razem ze mną zająć się ewangelizacją i choć już jej tak nie podziwiałam, to ucieszyłam się. Mówi się, że nawet chudy wielbłąd większy jest od konia, i ja czułam, że Wu Ping jest i tak lepsza ode mnie. Ale w toku naszej pracy wcale już nie była taka układna i sympatyczna jak wcześniej. Gdy omawiałyśmy pracę, nie chciała słuchać żadnych moich sugestii i często od razu je odrzucała. Czasami mnie unikała i szła omawiać sprawy z siostrą, z którą poprzednio pracowała. Czułam się ograniczana i traktowana jak śmieć. Przez pewien czas niczego nie udawało nam się osiągnąć, więc postanowiłam z nią poprozmawiać o tych problemach z koordynacją naszej pracy. Byłam w szoku, bo ona niczego nie przyjmowała do wiadomości i czuła, że jest bez winy. Powiedziała mi tak: „Powiem wprost, nie jestem przyzwyczajona do pracy z tobą. Nie podoba mi się to, jak pracujesz, i mnie to denerwuje”. Jej słowa naprawdę mnie przygnębiły. Czułam się tak, jakbym jej przeszkadzała.
Gdy przywódczyni usłyszała o tych problemach, rozprawiła się z Wu Ping za to, że była arogancka i nie akceptowała prawdy. Później na zgromadzeniu Wu Ping powiedziała, że gdy się z nią rozprawiono, to była w tym miłość Boża, i zapłakała, mówiąc, że ma dług u Boga, bo źle pełniła obowiązki. Wydawało się, że zna siebie. Ale w naszych interakcjach dawała upust negatywności, mówiąc zawsze, że już jest po niej i nie ma serca do obowiązków. Nie chciała słuchać moich omówień. Zwłaszcza gdy przywódczyni powiedziała, że niektórzy bracia i siostry robili postępy w swych obowiązkach, ona się przygnębiła bardziej i pomyślała, że przywódczyni ceni innych, a nie ją. Na osobności pytała mnie, czy inni się z niej śmieją. Irytowałam się, ilekroć o tym rozmawiałyśmy. Widziałam, że jej stan fizyczny i mentalny jest kiepski, ale na zgromadzeniach udawała silną i zakładała maskę akceptacji prawdy i troski o wolę Boga. To musiało być wyczerpujące. Czasem zadawałam sobie pytanie: Czy to jest ta osoba, którą tak wielbiłam? Nie wyglądała na kogoś, kto ma rzeczywistość prawdy. Skupiała się na reputacji i statusie, w ogóle nie akceptowała prawdy. Nie nauczyła się niczego o sobie, gdy pojawiły się problemy, tylko udawała. Nie była w porządku. Później jej stan się tylko pogarszał. Przywódczyni rozmawiała z nią kilka razy i wydawało się, że ona to akceptuje, ale się nie zmieniała. Nienawidziła innych i patrzyła na nich z jadem w spojrzeniu. Przywódczyni rozprawiła się z nią i obnażyła jej problemy, ale ona nienawidziła i winiła Boga w swym sercu. Nie mogła się powstrzymać od obarczenia całą winą Boga. Widziałam, że ma podłą naturę, że nienawidzi Boga i prawdy. Była demonem, antychrystem. Później nie pozwolono jej wieść życia w kościele ani pełnić obowiązków.
Gdy odeszła, przez dłuższy czas nie mogłam się uspokoić. Zastanawiałam się, czemu tak bardzo ją czciłam, do tego stopnia, że chciałam być taka jak ona. Ilekroć spotykałam kogoś, kto miał dar wymowy, kto potrafił cierpieć i poświęcić wszystko dla Boga, kto był aresztowany i torturowany, ale nie zdradził Boga, to adorowałam taką osobę. Czemu tak wielką cześć oddawałam tym ludziom? Jaka idea miała nade mną władzę? Trafiłam wtedy na dwa fragmenty słów Bożych. „Niektórzy ludzie potrafią znieść trudności, potrafią zapłacić cenę, na zewnątrz zachowują się bardzo dobrze, są szanowani i cieszą się podziwem innych. Czy waszym zdaniem tego rodzaju zewnętrzne zachowanie można uznać za wcielanie prawdy w życie? Czy można uznać, że taka osoba wypełnia Bożą wolę? Dlaczego ludzie na widok takich osób zazwyczaj myślą, że zadowalają one Boga, podążają ścieżką wprowadzania prawdy w życie i trzymają się Bożej drogi? Dlaczego niektórzy tak myślą? Jest tylko jedno wytłumaczenie. A jakie to wytłumaczenie? Otóż dla bardzo wielu ludzi pewne pytania – na przykład, co to znaczy wprowadzać prawdę w życie, co to znaczy zadowalać Boga, co to znaczy naprawdę posiadać rzeczywistość prawdy – nie są zbyt jasne. Tak więc niektórzy często dają się zwieść tym, którzy zewnętrznie wydają się uduchowieni, szlachetni, uwzniośleni i wybitni. Jeśli chodzi o tych, którzy potrafią elokwentnie rozprawiać o literach i doktrynach, których mowa i czyny wydają się godne podziwu, to ludzie, których udało im się zwieść, nigdy nie przyjrzeli się istocie ich działań, zasadom leżącym u podstaw ich czynów ani ich celom. Ponadto nigdy się nie zastanawiali, czy ci ludzie prawdziwie podporządkowują się Bogu ani nie sprawdzili, czy mają w sobie szczerą bojaźń Bożą i wystrzegają się zła. Nigdy nie dostrzegli istoty człowieczeństwa tych ludzi, lecz od pierwszego spotkania, krok po kroku, zaczynają ich podziwiać i czcić, a w końcu uznają ich za swoich idoli. Co więcej, w umysłach niektórych ludzi idole, których czczą, którzy według ich mniemania potrafią porzucić swoje rodziny oraz pracę i na pozór zapłacić za to cenę – to ci, którzy naprawdę zadowalają Boga, naprawdę mogą osiągnąć dobry wynik i dobre przeznaczenie. W ich przekonaniu właśnie tych idoli Bóg pochwala” (Jak poznać Boże usposobienie i efekty, jakie osiągnie Jego dzieło, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga).
„Jest tylko jedna pierwotna przyczyna, która skłania ludzi do tak ignoranckich działań, punktów widzenia, jednostronnych opinii i praktyk. Dziś wam to wyjaśnię: powodem jest to, że chociaż ludzie mogą podążać za Bogiem, modlić się do Niego każdego dnia i codziennie czytać Jego wypowiedzi, tak naprawdę nie rozumieją Jego woli. Tu leży źródło problemu. Gdyby ktoś rozumiał serce Boga, gdyby wiedział, co Bogu się podoba, czym On gardzi, czego chce, co odrzuca, jakich ludzi kocha, a jacy Mu się nie podobają, jaki standard Bóg stosuje w swoich wymaganiach wobec ludzi i jakie podejście przyjmuje przy ich doskonaleniu, to czy taka osoba nadal mogłaby mieć własne opinie? Czy tacy ludzie mogliby tak po prostu oddawać cześć komuś innemu? Czy zwykły człowiek mógłby stać się ich bożkiem? Ludzie, którzy rozumieją Bożą wolę, mają nieco bardziej racjonalny punkt widzenia. Nie będą arbitralnie wynosić na piedestał skażonego człowieka ani też – idąc ścieżką wcielania prawdy w życie – nie będą wierzyć, że ślepe przestrzeganie kilku prostych reguł czy zasad jest równoznaczne z wcielaniem prawdy w życie” (Jak poznać Boże usposobienie i efekty, jakie osiągnie Jego dzieło, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Słowa Boże trafiały prosto w sedno. Zrozumiałam, że przez te lata przyjmowałam niewłaściwą perspektywę w swojej wierze. Myślałam, że jeśli ktoś wierzy od dawna, entuzjastycznie płaci cenę i wykonuje dużo pracy, to praktykuje pradę i ma rzeczywistość prawdy. Myślałam, że taka osoba przynosi Bogu radość i może mieć oparcie w domu Bożym. Dlatego w moich kontaktach z Wu Ping, widząc, że wierzy w Boga od lat i bardzo wiele poświęciła, że dużo wycierpiała, by głosić ewangelię, i jest elokwentna na zgromadzeniach, dałam się nabrać na jej wspaniały wizerunek i postępowanie, więc ją wielbiłam. Zrozumiałam, jaka byłam głupia, jaką niedorzeczną perspektywę przyjęłam. Gdy ktoś potrafi się poświęcać i cierpieć ze względu na obowiązki, to tylko powierzchowne dobre postępowanie. Nie znaczy to, że ma dobre człowieczeństwo, miłuje prawdę lub ma rzeczywistość prawdy. Wu Ping wierzyła od ponad dwudziestu lat. Wiele poświęciła i miała dar wymowy, ale używała tego dla zbijania osobistego kapitału, popisując się i podporządkowując sobie ludzi. Nie potrafiła zaakceptować ani praktykować prawdy. Nieważne, ile krytyki i porażek doznała, nigdy się nie zreflektowała ani nie okazała skruchy. Gdy była doceniana i miała status, znajdowała w sobie energię do pełnienia obowiązków i zarywania nocy. Gdy ją odsunięto, straciła całą tę energię. Była oporna i cały czas narzekała, potajemnie dając upust negatywności. Mówiła, że ma u Boga dług, i wydawało się, że jest skruszona, przekonując innych, że dba o wolę Boga, że ma postawę i rzeczywistość, więc wszyscy ją podziwiali. Gdy ją przycięto i się z nią rozprawiono, mówiła wszystkim, że to Boża miłość, ale w sercu winiła Boga i nienawidziła Go. Czy nie była antychrystem, który nienawidził prawdy i Boga? Teraz wiem, że jeśli ktoś wierzy już długo, potrafi się poświęcać i ma dar wymowy, ma doświadczenie i jest doceniany, nie znaczy to, że ten ktoś ma rzeczywistość prawdy i że przynosi Bogu radość. Nieważne, jak długo ktoś wierzy ani jak ciężko pracował, bo jeśli nie praktykuje prawdy i nie zmienił swojego szatańskiego usposobienia, to wciąż sprzeciwia się Bogu i zostanie ostatecznie odrzucony. Tak wypełniają się słowa Pana Jezusa: „Wielu powie mi tego dnia: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w twoim imieniu i w twoim imieniu nie wypędzaliśmy demonów, i w twoim imieniu nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im oświadczę: Nigdy was nie znałem. Odstąpcie ode mnie wy, którzy czynicie nieprawość” (Mt 7:22-23). Przypomniały mi się słowa Boga: „Nie obchodzi Mnie, jak pełna zasług jest twoja ciężka praca, jak imponujące są twoje kwalifikacje, jak blisko podążasz za Mną, jak bardzo jesteś znany ani jak bardzo poprawiła się twoja postawa. Dopóki nie spełnisz Moich żądań, nigdy nie zasłużysz na Moją pochwałę. Jak najszybciej spiszcie na straty te wszystkie wasze pomysły i kalkulacje i zacznijcie poważnie traktować Moje żądania. W przeciwnym razie obrócę wszystkich ludzi w popiół, aby zakończyć Moje dzieło, i w najgorszym razie lata Mojego dzieła i cierpienia obrócą się wniwecz, bo nie mogę wprowadzić Moich wrogów i ludzi cuchnących złem, podobnych do szatana, do Mojego królestwa ani w następny wiek” (Występki zaprowadzą człowieka do piekła, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Decyduję o przeznaczeniu każdej osoby nie na podstawie jej wieku, rangi, głębi cierpienia, a najmniej na podstawie stopnia, w jakim prosi się ona o litość, ale wedle tego, czy posiada prawdę. Nie ma innego wyjścia niż to. Musicie zrozumieć, że wszyscy ci, którzy nie podążają za wolą Boga, także zostaną ukarani. Jest to fakt, którego nie sposób zmienić” (Przygotuj dostatecznie wiele dobrych uczynków, by zasłużyć na swoje przeznaczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże bardzo mnie poruszyły. Bóg nie determinuje czyjegoś przeznaczenia na podstawie wysiłków tej osoby, jej zachowania czy wykonanej pracy, ale na podstawie tego, czy ta osoba posiada prawdę. Bó nie osądza ludzi po pozorach, po tym, co na zewnątrz, ale według ich istoty. Patrzy na to, czy miłują prawdę i potrafią wcielać ją w życie, czy podporządkowują się Bogu i Jego woli. Dostrzegłam sprawiedliwe, święte usposobienie Boga. On ma swoje standardy i zasady osądzania ludzi i nie ma tym miejsca na uczucia. Bóg nie uzna kogoś za dobrego lub sprawiedliwego, bo ten ktoś ma entuzjazm, wnosi wkład lub cierpi. Z drugiej strony, nieważne, jak długo ktoś wierzy, ile pracy zdołał wykonać albo jak dobrze jest znany, bo jeśli nie praktykuje prawdy i nie zmienił usposobienia, to czeka go odrzucenie przez Boga. Gdy to pojęłam, zobaczyłam, jaka była głupia i żałosna. Przez lata mojej wiary nie dążyłam do prawdy i nie rozumiałam woli Boga. Opierałam wiarę na swoich pojęciach i nieustanie wielbiłam ludzi. Byłam ślepa i głupia. Później przeczytałam ten fragment słów Bożych: „W całej ludzkości nie ma nikogo, kto mógłby służyć za wzór dla innych, ponieważ wszyscy ludzie są w zasadzie do siebie podobni i nie różnią się od siebie, a także nie mają wiele cech odróżniających jednego od drugiego. Z tego powodu nawet dziś ludzie nie są jeszcze w stanie w pełni poznać Moich dzieł. Dopiero gdy Moje karcenie spadnie na całą ludzkość, ludzie, nie zdając sobie z tego sprawy, staną się świadomi Moich dzieł i chociaż nic nie będę robił ani nikogo przymuszał, człowiek pozna Mnie, a przez to stanie się świadkiem Moich dzieł. To jest Mój plan, to jest aspekt Moich dzieł, który jest przejawiony, i to jest to, co człowiek powinien wiedzieć” (Słowa Boże dla całego wszechświata, rozdz. 26, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga są całkiem jasne. Ludzie są skażeni przez szatana i mają istotę szatana. Przejawiamy wyłącznie szatańskie usposobienie. Nikt z nas nie jest godny czci. Gdybym to wcześniej pojęła, nikogo bym bałwochwalczo nie czciła.
Niedługo potem odsunięto mnie od obowiązków, bo nie miałam wyników. Dużo wtedy myślałam o tym, czemu poniosłam porażkę. Myślałam o tym, jak otaczałam Wu Ping uwielbieniem, myśląc, że skoro jest osobą wierzącą tak długo, od lat głosi i ewangelię, wiele wycierpiała i ma dużo doświadczenia w pracy, to powinna rozumieć prawdę i mieć rzeczywistość. Dlatego starałąm się naśladować jej zachowanie i zwracałam się do niej z wszystkimi pytaniami. Cokolwiek by nie powiedziała, ja to przyjmowałam bezmyślnie i robiłam, co mówiła. Nie było miejsca dla Boga w moim sercu. Nie szukałam prawdy, gdy napotykałam problemy, nie stosowałam się do zasad. Słuchałam się we wszystkim jednej osoby, Wu Ping. Nie podążałam za Bogiem, tylko za istotą ludzką. Tak jak mówi Bóg: „To, co podziwiasz, to nie pokora Chrystusa, ale fałszywi pasterze o doskonałej reputacji. Nie lubujesz się w pięknie ani w mądrości Chrystusa, ale w tych libertynach, którzy tarzają się w brudzie tego świata. Śmiejesz się z bólu Chrystusa, który nie ma gdzie położyć głowy, ale podziwiasz te trupy, które kradną ofiary i żyją w rozpuście. Nie jesteś gotów cierpieć obok Chrystusa, ale chętnie padasz w ramiona tych lekkomyślnych antychrystów, choć zapewniają ci tylko ciało, słowa i kontrolę. Nawet teraz twoje serce nadal zwraca się ku nim, ku ich reputacji, ku ich statusowi, ku ich wpływom. A jednak nadal utrzymujesz postawę wyrażającą się w tym, że trudno ci przełknąć dzieło Chrystusa i nie chcesz go przyjąć. Dlatego mówię, że brak ci wiary, by uznać Chrystusa. Powodem, dla którego podążałeś i podążasz za Nim do dziś, jest tylko to, że nie miałeś innego wyboru. W twoim sercu zawsze dominuje szereg wzniosłych obrazów; nie potrafisz zapomnieć żadnego ich słowa i czynu, ani ich wpływowych słów i rąk. Pozostają oni w twoim sercu zawsze na najwyższym miejscu jako bohaterzy. Jeżeli jednak chodzi o dzisiejszego Chrystusa to wcale tak nie jest. On w twoim sercu jest na zawsze nieistotny i nigdy nie zasługuje na szacunek. Jest bowiem zbyt zwyczajny, ma zdecydowanie za mały wpływ i całkowicie brak Mu wzniosłości” (Czy jesteś prawdziwie wierzącym w Boga? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga ujawniły mój stan. Patrząc wstecz na lata mojej wiary, zrozumiałam, że otaczałam czcią ludzi z charakterem i talentami, którzy byli popierani i cenieni. Każde ich słowo i każdy czyn chciałam naśladować, nie szukając woli Boga, nie dbając o to, czy coś było zgodne z wolą Boga i zgodne z zasadami prawdy. Ślepo czciłam innych i podążałam za nimi, chciałam nawet stać się taka jak oni. Przez cały czas szłam niewłaściwą ścieżką, chciałam cierpieć i pracować, jak tylko mogłam. Pełniąc obowiązki, opierałam się na doświadczeniu i charakterze, nigdy nie skupiałam się na szukaniu zasad prawdy lub swojego wejścia w życie, więc nie poznałam wiele prawdy w tych latach, gdy wierzyłam, i ucierpiało na tym moje życie. Poczułam to, jak byłam głupia i żałosna. Bóg dał nam tak wiele słów, ale nie prawie w ogóle o nich nie myślałam. Natomiast to, co mówiła Wu Ping, i jej wszystkie opinie jasno zapamiętywałam i wcielałam w życie. Na niej polegałam w obowiązkach i Bóg nie miał miejsca w moim sercu. Zostałam całkiem obnażona przez tę sytuację z Wu Ping. Zwłaszcza gdy została odsunięta, jej problemy zostały ujawnione i ja o nich wiedziałam, ale gdy znów zaczęłyśmy razem pracować, wciąż miałam w głowie ten jej wspaniały i wzniosły wizerunek. W obowiązkach polegałam na niej i wciąż myślałam, że chudy wielbłąd jest i tak większy od konia, czując, że ona jest lepsza niż ja, nawet gdy miała problemy. Taką miałam perspektywę. Za bardzo czciłam osobę. Nie szukałam zasad prawdy w swoich interakcjach, nie miałam rozeznania. Postrzegałam wszystko w oparciu o szatańskie kłamstwa. Coraz więcej problemów Wu Ping wychodziło na jaw, a ja wciąż nie miałam rozeznania, podążałam za nią i dawałam się jej ograniczać. Żyłam nieustannie pogrążona w negatywności i nieszczęściu. Zasługiwałam na to. Podziwiałam Wu Pin i polegałam na niej, pełniąc obowiązki, ale co mi to przyniosło? Oszustwo, ograniczenie i odrzucenie. Byłam nieszczęśliwa i czułam się ograniczana, oddalałam się coraz bardziej od Boga. Miałam wiarę, ale nie polegałam na Bogu, nie był On moim autorytetem, nie szukałam prawdy. Czciłam osobę i za nią podążałam. Byłam głupcem bez żadnego rozeznania. Poniosłam wtedy porażkę i upadłam, to była Boża sprawiedliwość i zbawienie dla mnie. To objawienie kazało mi przyjrzeć się tej złej drodzą, którą szłam, a także moim błędnym pojęciom i mniemaniom, dało mi zdolność szukania prawdy, by rozwiązać problemy. Doświadczyłam, jak ważne jest dążenie do prawdy. Bóg powiedział: „Ci, którzy nie dążą do prawdy, nie wytrwają do samego końca”. Taka jest rzeczywistość. Ci, którzy nie dążą do prawdy, zostaną ujawnieni i odrzuceni przez Boga. Moje doświadczenie własnej porażki i porażki osoby, którą podziwiałam, dowodziło tego niezbicie.
Kilka miesięcy później dołączono do mnie Wang Li, byśmy razem ewangelizowały. Słyszałam o niej, że gdy zyskała wiarę, rzuciła świetną pracę, by pełnić obowiązki, harowała jak wół i miała wspaniały charakter. Była bardzo doświadczona w pracy ewangelizacyjnej. Poznałam ją trochę i widziałam, ze bardzo jej zależy na pracy kościoła. Była aktywna podczas omówień na zgromadzeniach, wydawała się nieskrępowana niezależnie od okoliczności czy liczby osób. Mówiła z dużą pewnością siebie i bez lęku. Aktywnie omawiała problemy, by pomagać ludziom, i wszyscy ją lubili. Czułam, że ona dąży do prawdy, i podziwiałam ją. Cieszyłam się, że mam okazję z nią pracować, ale pamiętałam o swojej poprzedniej porażce, o tym, jak ceniłam Wu Ping za jej charakter i talenty, czciłam ją i za nią podążałam. To była zła droga i zaszkodziła mojemu życiu. Wiedziałam, że w interakcjach z Wang Li nie mogę ulec dawnym błędnym pojęciom, że muszę ją traktować w sposób zgodny z zasadami prawdy. Wang Li miała dobry charakter i doświadczenie w ewangelizacji, więc musiałam się od niej uczyć, by nadrobić swe braki. Ale ona też była zepsuta, miała skażone usposobienie i braki. Nie mogłam jej czcić ani na niej polegać. Jeśli miała problemy i popełniała błędy, to nie mogłam ślepo za nią podążać. Powinnam mieć rozeznanie i traktować ją w oparciu o zasady prawdy. Później, omawiając pracę, zauważyłam, że sugestie Wang Li są niepraktyczne. Ja i kilka sióstr uważałyśmy, że te sugestie się nie sprawdzą, ale ona trwała przy swoim. Fiksowała się na wszystkim, z czym się nie zgadzaliśmy, a gdy się już tak zafiksowała, byliśmy w kropce przez długi czas i postępy były zahamowane. Stopniowo zrozumiałam, że Wang Li jest arogancka i uparta, że się złości, gdy jej sugestie są odrzucane. Dąsała się i to ograniczało innych. Zakłócała pracę zespołu ewangelizacyjnego, stawała na drodze i hamowała postępy. Powiedziałam przywódczyni o jej zachowaniu. W rezultacie przywódczyni ujawniła jej problemy i przeanalizowała je, a gdy ona tego nie zaakceptowała, została odsunięta od obowiązków. Poczułam w końcu spokój, gdy do tego doszo. Nareszcie wyzbyłam się błędnych pojęć i nie czciłam ludzi ani nie szłam za nimi jak kiedyś. Wdzięczna byłam Bogu za to, że zaaranżował te sytuacje, które dały mi rozeznanie, bym mogła wynieść naukę. Bogu dzięki!