Bądż wierny prawdzie, a nie emocjom

06 czerwca 2022

Autorstwa Jiahao, Chiny

W lipcu 2017 roku dostałam list od przywódczyni, która pisała, że kościół pozbywa się niewierzących i prosiła, bym oceniła zachowanie mojego brata. Bardzo się zdziwiłam i zaniepokoiłam. Czyżby chcieli wyrzucić mojego brata? W przeciwnym razie, po co każą mi o nim pisać? Wiedziałam, że brat nie czyta słów Bożych ani nie chodzi na spotkania w wolnym czasie, tylko bawi się z przyjaciółmi, ulega złym trendom i nie jest zainteresowany sprawami wiary. Mówił mi nawet, żebym nie skupiała się tak na religii, tylko wychodziła do świata, jak on. Omówiłam z nim to, ale nie słuchał, a nawet się zirytował i powiedział, „Dość tego, ciągle o tym mówisz, a mnie to nie obchodzi!”. Potem położył się spać. Bracia i siostry wiele razy proponowali mu omówienie, radząc mu, by czytał słowa Boże i chodził na spotkania, ale nie chciał słuchać. Mówił, że podążanie za Bogiem go ogranicza, że musi znajdować czas na spotkania. Wstąpił do kościoła niechętnie, aby zadowolić naszą matkę. Zawsze taki był. Chyba naprawdę był niewierzący i jego usunięcie z kościoła byłoby zgodne z zasadami. Ale zawsze byliśmy sobie bliscy. Od czasów, kiedy byliśmy dziećmi, zawsze odkładał dla mnie dobre jedzenie i zawsze oddawał mi połowę pieniędzy, które od kogoś dostał. Kiedyś nauczycielka kazała mi zostać w szkole za karę, a on się tak tym przejął, że aż płakał. Żadne rodzeństwo w naszej wiosce nie było ze sobą tak blisko, jak my. Myśląc o tym, nie mogłam napisać o jego problemach. Nie chciałam zerwać tej więzi. Gdybym szczerze opisała jego zachowanie, a kościół by go wyrzucił, nie miałby szansy na zbawienie. Czy to nie byłoby okrutne z mojej strony? A gdyby się dowiedział, co o nim napisałam, i już nigdy by się do mnie nie odezwał? Postanowiłam napisać o nim coś bardziej pozytywnego, że czasem czyta słowa Boże i wierzy w istnienie Boga, choć nie chodzi na spotkania. To dałoby mu jakieś pole manewru, a przywódczyni, widząc to, częściej by to z nim omawiała. Może udałoby mu się zostać w kościele. Jednak, jeśli nie będę uczciwa w sprawie jego zachowania, będzie to kłamstwo i ukrywanie prawdy. Zwiedzie braci i siostry i zakłóci normalny postęp pracy kościoła. Z jednej strony była praca kościoła, a z drugiej mój brat. Co miałam zrobić? Zdenerwowałam się i nie mogłam spokojnie wypełniać obowiązków. Na myśl o pisaniu o nim miałam pustkę w głowie i nie wiedziałam nawet, jak zacząć. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam niespokojna, więc się pomodliłam, „Boże, chcę uczciwie ocenić swojego brata, ale teraz kierują mną emocje i nie mogę tego zrobić. Poprowadź mnie, bym nie kierowała się uczuciami, tylko podążała za Twoimi słowami”.

Po modlitwie przeczytałam fragment słów Bożych: „Ci, którzy ciągną swoje całkowicie niewierzące dzieci i krewnych do kościoła, są bez wyjątku skrajnie samolubni i chcą tylko pokazać własną dobroć. Ci ludzie skupiają się jedynie na okazywaniu miłości, bez względu na to, czy wierzą, czy nie oraz nie zważając na to, czy taka jest wola Boża. Niektórzy przyprowadzają swoje żony lub przyciągają rodziców przed oblicze Boga i czy Duch Święty zgadza się z tym, czy nie, lub czy wykonuje w nich swoje dzieło, czy nie, oni wciąż ślepo »adoptują utalentowanych ludzi« dla Boga. Jaką korzyść można uzyskać z okazania dobroci niewierzącym? Nawet jeśli ci, którzy pozostają bez obecności Ducha Świętego, bardzo się starają podążać za Bogiem, i tak nie mogą być zbawieni, wbrew temu, co można by sądzić. Tych, którzy mogą otrzymać zbawienie, w gruncie rzeczy nie jest tak łatwo pozyskać. Ludzie, którzy nie zostali poddani dziełu i próbom Ducha Świętego ani nie zostali udoskonaleni przez Boga wcielonego, są zupełnie niezdolni do tego, by można ich było uczynić pełnymi. Dlatego od momentu, gdy teoretycznie zaczynają podążać za Bogiem, brakuje im obecności Ducha Świętego. W świetle ich uwarunkowań i rzeczywistego stanu po prostu nie można ich uczynić pełnymi. Z tej przyczyny Duch Święty postanawia nie poświęcać im dużo energii, nie zapewnia im żadnego oświecenia ani nie prowadzi ich w jakikolwiek sposób; pozwala im tylko podążać za sobą i na koniec ujawni ich wyniki – to wystarczy(Bóg i człowiek wejdą razem do odpoczynku, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Ze słów Bożych dowiedziałam się, że chcąc powiedzieć coś dobrego o moim bracie, aby został w kościele i miał szansę na zbawienie, było moim myśleniem życzeniowym. Słowa Boże mówią wyraźnie, że ci, którzy nie podążają szczerze za Bogiem, tylko teoretycznie w Niego wierzą, nie będą zbawieni. Bóg zbawi tych, którzy kochają i przyjmują prawdę. Tylko tacy ludzie mogą zdobyć obecność i dzieło Ducha Świętego, rozumieją i zyskują prawdę, zmieniają swoje życiowe usposobienie i ostatecznie mogą zostać zbawieni przez Boga i przetrwać. W skrócie, niewierzący nie mogą znieść prawdy. Nigdy jej nie przyjmują i nieważne, jak długo wierzą, ich punkt widzenia, poglądy na życie i wartości nigdy się nie zmieniają. Są jak niewierzący. Bóg ich nie uznaje, więc nigdy nie zdobędą oświecenia czy przewodnictwa Ducha Świętego. Mogą podążać za Nim do końca, ale nigdy nie zmienią usposobienia – nie mogą zostać zbawieni. Myśląc o moim bracie, wiem, że nie kochał prawdy, wręcz nienawidził jej. Ciągle balował z niewierzącymi, nie czytał słów Bożych i nie chodził na spotkania. Nie chciał też wypełniać obowiązków twierdząc, że nic nie zyska. Powtarzał, że wiara w Boga jest nudna i nie ma różnicy, czy ktoś wierzy, czy nie. Nie słuchał niczyich omówień, a zbyt długie omówienia go drażniły. Sądząc po jego zachowaniu był teoretycznym wierzącym, czyli niewierzącym i Bóg nie mógł go uznać. Brat nigdy nie zyska dzieła Ducha Świętego ani nie zrozumie prawdy. Choćbym nie wiem jak pięknie go opisała, by zatrzymać go w kościele, i tak nie dostąpi zbawienia. Skoro już ustaliłam, że brat jest niewierzący, to jeśli, pod wpływem uczuć, będę go bronić, żeby został w kościele, czy to nie będzie wbrew Bogu? Jeśli nie napiszę dokładnej, uczciwej opinii na podstawie faktów, tylko oszukam innych, i brat, który powinien zostać wyrzucony, nie zostanie usunięty, czy tym nie utrudnię pracy kościoła? Wiedziałam, że muszę odsunąć na bok uczucia, trzymać się zasad i dokładnie przedstawić jego sytuację kościołowi – tylko to będzie zgodne z wolą Boga. Poczułam ulgę po opisaniu zachowania brata i kiedy kościół ostatecznie go wydalił. Przyjęłam to zakończenie ze spokojem. Dzięki oświeceniu i przewodnictwu słów Bożych, nie chroniłam brata pod wpływem uczuć, tylko mogłam uczciwie i obiektywnie go ocenić. Byłam bardzo wdzięczna Bogu.

W lipcu 2021 roku przywódczyni kościoła poprosiła, bym oceniła swoją matkę. Pomyślałam, że ostatnio nie głosiła ewangelii zgodnie z zasadami i prawie zaszkodziła kościołowi. Kiedy inni wskazywali jej problem, nie chciała tego przyjąć. Bez końca sprzeczała się o to, co dobre a co złe, więc nikt nie śmiał wyrazić własnego zdania. To nie pierwszy raz, kiedy sprawiała kłopoty w ten sposób. Raz, w czasie spotkania, przywódczyni poprosiła o przeczytanie słów Bożych inną siostrę, a nie ją. Wtedy powiedziała, że przywódczyni ją gnębi i że jest fałszywą przywódczynią. Inna siostra powiedziała, że matka robi aferę na spotkaniu i kazała jej mówić ciszej i zważać na otoczenie. Matka powiedziała, że ta siostra kłóci się o to, co dobre a co złe i że więcej nie przyjdzie, jeśli ta siostra zrobi to jeszcze raz. Potrafiła kłócić się bez końca o błahe sprawy i na spotkaniach stwarzała problemy. Zaczęła wyrządzać szkody życiu kościoła. Inni wiele razy to z nią omawiali i przycinali ją w nadziei, że pozna siebie i okaże skruchę, ale ona tego nie zrobiła. Nawet przekręcała fakty mówiąc, że ludzie czepiają się jednej błędnej wypowiedzi. Nie chciała przyjąć prawdy. Zgodnie z zasadami powinna zostać odseparowana, żeby mogła zastanowić się nad sobą, żeby więcej nie przeszkadzała i nie miała wpływu na zwykłe spotkania braci i sióstr. Wiedziałam, że powinnam jak najszybciej zgłosić jej zachowanie kościołowi. Ale pomyślałam, że dla mamy jest bardzo ważne, jak inni ją postrzegają, i o jej wybuchowym temperamencie. Była konfliktowa i chłodno traktowała każdego, kto ją skrytykował. Gdyby się dowiedziała, że ją zgłosiłam, czy byłaby w stanie to przyjąć? Czy nie byłoby dla niej upokarzające, gdyby wiedziała, że tak o niej mówiłam? Mogłaby wpaść w depresję i porzucić wiarę. Martwiłam się i myślałam o tym, jak okazywała mi miłość i troskę. Raz, kiedy byłam mała i miałam bardzo wysoką gorączkę w środku nocy, wzięła mnie na plecy i zaniosła do lekarza w sąsiedniej wiosce. Miałam tak wysoką gorączkę, że lekarz nie chciał mnie przyjąć, więc tej samej nocy zaniosła mnie do szpitala w mieście. Zawsze pomagała mi porządkować różne sprawy w życiu, troszczyła się o każdy szczegół. Urodziła mnie i wychowała, głosiła mi ewangelię i zaprowadziła mnie do Boga. Wspierała mnie przy wypełnianiu obowiązków. Była dla mnie taka dobra – gdybym ją ujawniła, czy nie byłabym pozbawiona sumienia i czy to by jej nie zraniło? Gdyby inni się dowiedzieli, że osobiście ujawniłam, że zakłóca życie kościoła, mogliby mnie skrytykować za brak litości dla własnej matki, nazwać mnie bezwzględną i niewdzięczną córką. Wiedziałam, że mama nie przyjmuje prawdy, ale wobec mnie była bardzo troskliwa i w końcu była moją matką. Więc chociaż przywódczyni naciskała, ja wciąż odkładałam napisanie tej oceny mojej mamy. Wcześniej byliśmy rodziną wierzącą – to dawało poczucie szczęścia. Razem śpiewaliśmy hymny i modliliśmy się, czytaliśmy słowa Boże i rozmawialiśmy o naszych uczuciach. Czasem te wspomnienia pojawiały się w moich myślach. Mój brat został wydalony, a mamę czekało odseparowanie, żeby mogła się nad sobą zastanowić. Czułam się podle i nie wiedziałam, jak poradzić sobie z tą sytuacją. Nie miałam wiary, żeby się czymś zająć ani zapału do wypełniania obowiązków. Nie czułam brzemienia, żeby szukać i pomagać innym w rozwiązywaniu problemów, na spotkaniach zachowywałam tylko pozory, roztargniona, nie byłam w stanie niczego omawiać. Po prostu każdego dnia brnęłam do przodu, bardzo cierpiąc. Wiedziałam, że jestem w złym stanie, więc zwróciłam się do Boga z modlitwą, prosząc Go, by wyprowadził mnie z tego dołka, żeby emocje mnie nie powstrzymywały.

Później przeczytałam dwa fragmenty słów Bożych. „Jakie kwestie wiążą się z emocjami? Po pierwsze to, jak oceniasz członków własnej rodziny i jak reagujesz na to, co robią. »To, co robią« oznacza sytuacje, kiedy zakłócają i przerywają dzieło kościoła, kiedy osądzają innych ludzi za ich plecami, kiedy postępują jak niewierzący i tak dalej. Czy potrafisz być bezstronny wobec tego, co robią członkowie twojej rodziny? Gdyby poproszono cię, byś ocenił swoją rodzinę na piśmie, czy zrobiłbyś to obiektywnie i uczciwie, odkładając na bok własne emocje? Ma to związek z tym, jak powinieneś stawać w obliczu własnej rodziny. I czy żywisz uczucia wobec tych, z którymi dobrze się dogadujesz lub którzy wcześniej ci pomogli? Czy byłbyś obiektywny, bezstronny i precyzyjny w ocenie ich działań i zachowania? Czy natychmiast zgłosiłbyś ich lub ujawnił, gdybyś odkrył, że zakłócają i przerywają dzieło kościoła?(„Rozpoznawanie fałszywych przywódców”). „Załóżmy na przykład, że twoi krewni lub rodzice wierzą w Boga i zostają wydaleni z kościoła z powodu złych uczynków, wtrącania się lub nieakceptowania prawdy. Nie rozumiesz, dlaczego tak się stało, i jesteś tym bardzo przygnębiony. Powinnieneś wówczas pomodlić się do Boga i poszukać prawdy, a następnie na podstawie słów Boga ocenić, jakimi ludźmi są ci krewni. Jeśli rzeczywiście zrozumiesz prawdę, będziesz w stanie trafnie ich ocenić, a tym samym przekonasz się, że Bóg nigdy się nie myli, że jest Bogiem sprawiedliwym – w takim przypadku nie będziesz się skarżyć, będziesz w stanie okazać posłuszeństwo Bożym zarządzeniom i nie będziesz próbował bronić swoich krewnych czy rodziców. (…) Zatem, jeśli ludzie mają osiągnąć zgodność z Bogiem, to przede wszystkim ich poglądy na różne sprawy muszą być zgodne ze słowami Bożymi, muszą umieć postrzegać ludzi i rzeczy w oparciu o słowa Boże, przyjmować słowa Boże za prawdę oraz odłożyć na bok tradycyjne ludzkie pojęcia. Kiedy tak się dzieje, to niezależnie od tego, z jakimi ludźmi lub sprawami się zmierzysz, będziesz w stanie zachować ten sam punkt widzenia i perspektywę, co Bóg, a twój punkt widzenia i perspektywa będą w harmonii z prawdą. W takim przypadku twoje poglądy oraz podejście do ludzi nie będą wrogie Bogu, a ty będziesz zdolny do posłuszeństwa wobec Boga i zgodności z Nim. Tacy ludzie nigdy już nie mogliby się przeciwstawić Bogu; są to właśnie ci, których Bóg pragnie pozyskać(„Jak rozpoznać naturę i istotę Pawła” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Słowa Boże pokazały mi, że nie możemy patrzeć na rzeczy i ludzi z cielesnej, emocjonalnej perspektywy. Musimy jasno rozpoznać ich naturę i esencję zgodnie ze słowami Boga i prawdą. Kiedy spojrzymy na ludzi w taki sposób, uczucia nie będą nas ograniczać. Zawsze oceniałam wszystko pod wpływem emocji, myśląc o tym, że ona jest moją matką, jak mnie kochała i dbała o mnie. Nie potrafiłam wziąć długopisu i napisać oceny. Ale Bóg mówi, że powinniśmy rozpoznawać ludzi na podstawie ich natury i esencji, a wyraźne postrzeganie tych rzeczy to jedyny sposób, by uczciwie zastosować się do zasad i nie kierować się emocjami. Więc jaką osobą tak naprawdę jest moja matka? Zwykle była entuzjastyczna i troskliwa w codziennym życiu, a to znaczy, że ma dobre serce. Bardzo dobrze się mną opiekowała, co znaczy, że wypełniła matczyne obowiązki. Ale z natury była arogancka, zazdrosna o własna reputację i nie chcąca przyjąć prawdy. Uprzedzała się i opierała każdemu, kto wytknął jej błędy bądź ją skrytykował, obrażała się. Gdy było źle, wchodziła z nimi w otwarty konflikt i opierała się każdemu, kto ją zdemaskował, co ograniczało innych. Z takim zachowaniem, jeśli nadal będzie spotykać się z braćmi i siostrami, na pewno zaszkodzi życiu kościoła i przeszkodzi innym w wejściu w życie. Jeśli zgodnie z zasadą zostanie odseparowana dla zastanowienia się nad sobą, każdy będzie uczestniczył w swoich spotkaniach i takie rozwiązanie będzie dla niej ostrzeżeniem. Byłoby dla niej dobrze, gdyby zastanowiła się nad sobą i poznała siebie. Ale gdyby się opierała, nie chciała zaakceptować prawdy lub nawet porzuciła wiarę, zostałaby zdemaskowana i wyeliminowana. Wtedy ujrzałabym jej naturę wyraźniej, dowiedziałabym się, czy jest pszenicą czy wyką, i czy powinna zostać. Wtedy zrozumiałam wolę Bożą. Bóg stworzył tę sytuację, abym zdobyła rozeznanie i nauczyła się dostrzegać ludzką naturę i esencję według Jego słów, abym mogła odłożyć uczucia na bok i traktować ludzi zgodnie z zasadami.

Przeczytałam kolejny fragment słów Bożych: „Kimże jest szatan, kimże są demony i kimże są wrogowie Boga, jeśli nie stawiającymi opór, niewierzącymi w Boga? Czyż nie są to osoby, które są nieposłuszne Bogu? Czyż nie są to ci, którzy twierdzą, że mają wiarę, ale brakuje im prawdy? Czyż nie są to ci, którzy jedynie pragną uzyskać błogosławieństwa, ale nie potrafią nieść świadectwa o Bogu? Nadal obracasz się dziś wśród tych demonów i masz dla nich sumienie i miłość, ale czy tym samym nie wykazujesz dobrych intencji wobec szatana? Czyż nie stoisz w jednym szeregu z demonami? Jeśli dziś ludzie nadal nie są w stanie odróżnić dobra od zła i, zaślepieni, wciąż pozostają kochający i litościwi, a przy tym nie mają najmniejszego zamiaru poszukiwać woli Bożej lub niezdolni są w żaden sposób sprawić, by Boże intencje przyświecały im jak własne, to ich koniec będzie tym bardziej nędzny. Każdy, kto nie wierzy w Boga w ciele, jest wrogiem Boga. Jeśli potrafisz kierować się sumieniem i miłością, gdy masz do czynienia z wrogiem, czy nie brakuje ci poczucia sprawiedliwości? Jeśli zgadzasz się z tymi, którymi gardzę i z którymi się nie zgadzam, i wciąż masz dla nich miłość i osobiste uczucia, czyż nie jesteś wówczas nieposłuszny? Czyż nie stawiasz celowo oporu Bogu? Czy taka osoba może posiadać prawdę? Jeśli ludzie mają sumienie dla wrogów, miłość do demonów i miłosierdzie wobec szatana, to czyż nie zakłócają celowo Bożego dzieła?(Bóg i człowiek wejdą razem do odpoczynku, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże ujawniły mój stan. Wiedziałam, że mama wierzyła w Boga wiele lat, ale nie akceptowała prawdy, a gdy inni chcieli jej pomóc, przyciąć ją i rozprawić się z nią, nie przyjmowała tego od Boga. Zawsze się kłóciła i zakłócała życie kościoła, zachowując się jak sługa szatana. Ale ja nie chciałam jej demaskować, chroniłam ją. Pomyślałam, że jeśli jej nie wydam i nie napiszę oceny, to będą tego konsekwencje. To oznaczało miłość i sumienie wobec szatana i niezważanie na dzieło domu Boga czy interesy braci i sióstr. Stawałam po stronie szatana i mówiłam za niego. Czy Bóg nie nazwał tego „celowo oporu Bogu”? W mojej miłości nie było zasad i nie odróżniałam dobra od zła – to była zawiła miłość. Chroniłam swoją matkę, pozwalając jej dalej zakłócać życie kościoła. Miałam udział w czynionym przez nią złu. Krzywdziłam innych i siebie. Zaślepiały mnie moje uczucia, wiązały mi nogi. Przywódczyni ponaglała mnie wiele razy, żebym przysłała tę ocenę, ale ja to odkładałam, opóźniając pracę kościoła. Zrozumiawszy to, poczułam się winna. Zastanawiałam się, dlaczego w tej sytuacji powstrzymują mnie uczucia. Co było prawdziwym problemem? Zwróciłam się do Boga, by się pomodlić i dowiedzieć. Poprosiłam Go, by mnie poprowadził i wskazał ścieżkę, abym odrzuciła więzy uczuć.

Po modlitwie przeczytałam fragment słów Bożych. Słowa Boga mówią: „Według jakiej zasady słowa Boże nakazują ludziom traktować innych? Kochajcie to, co kocha Bóg, i nienawidźcie, czego Bóg nienawidzi – oto zasada, której należy przestrzegać. Bóg kocha tych, którzy poszukują prawdy i są w stanie podążać za Jego wolą. Są to ludzie, których my również powinniśmy kochać. Ci, którzy nie są w stanie podążać za wolą Bożą, którzy nienawidzą Boga i buntują się przeciwko Niemu, to ludzie, którymi Bóg pogardza, i my także powinniśmy nimi gardzić. O to Bóg prosi człowieka. (…) Jeśli ktoś jest przeklęty przez Boga, ale jest twoim rodzicem lub krewnym, o ile wiesz, nie jest złoczyńcą i traktuje cię dobrze, wtedy może się okazać, że nie jesteś w stanie nienawidzić tej osoby, a twoja relacja z nią może pozostać niezmieniona. Słysząc, że Bóg gardzi takimi ludźmi, zmartwisz się, ale nie będziesz w stanie ich nienawidzić. Przez cały czas pozostajesz więźniem swoich emocji i nie potrafisz się od nich wyzwolić. Jaki jest tego powód? Dzieje się tak, ponieważ zbyt wysoko cenisz emocje i przeszkadza ci to w praktykowaniu prawdy oraz przestrzeganiu zasad. Ta osoba jest dla ciebie dobra i nigdy cię nie skrzywdziła, więc nie potrafisz się zmusić, by jej nienawidzić. Mógłbyś ją znienawidzić tylko gdyby cię skrzywdziła. Czy ta nienawiść byłaby zgodna z zasadami prawdy? Poza tym jesteś więźniem tradycyjnych pojęć i myślisz, że to twój rodzic albo krewny, więc gdybyś go znienawidził, zostałbyś wzgardzony i oczerniony przez społeczeństwo, potępiony za brak uczuć synowskich, brak sumienia, a nawet brak człowieczeństwa. Sądzisz, że musiałbyś znieść boskie potępienie i karę. Nawet jeśli chcesz ich nienawidzić, twoje sumienie ci na to nie pozwala. Dlaczego twoje sumienie działa w ten sposób? To sposób myślenia, którego nauczyli cię rodzice, kultura społeczna, którą nasiąkłeś i która została ci przekazana. Bardzo głęboko zakorzeniło się to w twoim sercu, dlatego błędnie wierzysz, że jest to coś pozytywnego, coś, co odziedziczyłeś po przodkach i co zawsze jest dobre. Nauczyłeś się tego na samym początku i to dominujące przekonanie stanowi wielką przeszkodę oraz zaburza twoją wiarę i akceptację prawdy, uniemożliwiając ci wprowadzenie w życie Bożych słów, kochanie tego, co Bóg kocha i nienawidzenie tego, czego Bóg nienawidzi. W głębi serca wiesz, że twoje życie pochodzi od Boga, a nie od rodziców, i widziałeś, że twoi rodzice nie tylko nie wierzą w Boga, ale przeciwstawiają się Mu; Bóg ich nienawidzi, a ty powinieneś podporządkować się Bogu, stanąć po Jego stronie, ale po prostu nie potrafisz się zmusić do nienawiści, nawet jeśli chcesz. Nie jesteś w stanie przejść tej przeszkody, nie potrafisz utwardzić serca i nie możesz praktykować prawdy. Jakie jest tego źródło? Szatan używa tego rodzaju tradycyjnej kultury i pojęć moralnych, aby więzić twoje myśli, twój umysł i twoje serce, przez co nie jesteś w stanie przyjąć Bożych słów; jesteś opętany przez te szatańskie rzeczy i niezdolny do przyjęcia Bożych słów. Nawet kiedy chcesz praktykować słowa Boga, te rzeczy powodują w tobie zamęt wewnętrzny, skłaniając cię do sprzeciwiania się prawdzie i wymaganiom Boga, i nie masz siły uwolnić się od jarzma tradycyjnej kultury. Przez jakiś czas walczysz, a potem idziesz na kompromis: wolisz wierzyć, że tradycyjne pojęcia moralne są słuszne i zgodne z prawdą, więc odrzucasz słowa Boga, wyrzekasz się ich. Nie przyjmujesz Bożych słów za prawdę i lekceważysz zbawienie, czując w sercu, że nadal żyjesz na tym świecie i wciąż musisz polegać na tych ludziach, by przetrwać. Nie mogąc znieść oskarżeń społeczeństwa, wolisz zrezygnować z prawdy i z Bożych słów, oddajesz się tradycyjnym pojęciom moralności i wpływowi szatana, wolisz obrażać Boga i nie praktykować prawdy. Czy człowiek nie jest żałosny? Czyż nie potrzebuje Bożego zbawienia?(„Możesz poznać siebie tylko rozpoznając swoje błędne poglądy” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Ze słów Boga zrozumiałam, że On wymaga od nas, byśmy kochali to, co On kocha i nienawidzili tego, czego On nienawidzi. Pan Jezus kiedyś powiedział, „Któż jest moją matką i kto to są moi bracia? (…) Kto bowiem wypełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie, ten jest moim bratem i siostrą, i matką(Mt 12:48, 50). Bóg kocha tych, którzy dążą do prawdy i są w stanie ją przyjąć. Tylko oni są braćmi i siostrami i to ich powinnam kochać i im pomagać z miłości. Ci, którzy gardzą prawdą i jej nie praktykują to niewierzący, nie nasi bracia ani siostry. Nawet, jeśli są rodziną, powinniśmy postrzegać ich i obnażać zgodnie z zasadami prawdy. To nie znaczy, że nie jesteś dzieckiem swoich rodziców i nie troszczysz się o nich, to znaczy, że musisz traktować ich racjonalnie i uczciwie, zgodnie z ich naturą i esencją. Ale „Bliższa koszula ciału” czy „Człowiek nie jest martwy; jak może być wolny od emocji?” to szatańskie trucizny, którymi przesiąkłam. Nie stosowałam się do zasad, tylko chroniłam swoją rodzinę i stałam po jej stronie w oparciu o cielesne uczucia. Kiedy pisałam o swoim bracie wiedziałam, że on już pokazał się jako niewierzący i powinien zostać usunięty z kościoła, ale ja, związana uczuciami, nie chciałam napisać prawdy. Chciałam ukryć fakty i oszukać innych. Kiedy przywódczyni kazała mi ocenić moją matkę, wiedziałam, że szkodzi ona życiu kościoła i że powinnam napisać dokładną, obiektywną ocenę, by pomóc przywódczyni ją obnażyć i powstrzymać. Ale myśląc o niej jak o własnej matce, i o tym, jaka była dla mnie dobra, bałam się, że jeśli to napiszę, zawsze będę czuła się winna i nie będę mogła z tym żyć. Bałam się też, że inni pomyślą, że jestem bezlitosna i bezwzględna. Pełna wątpliwości i obaw wciąż to odkładałam. Te szatańskie trucizny były głęboko zakorzenione w moim sercu, a mnie obezwładniały uczucia. Nie stosowałam zasad wobec innych ani nie chroniłam pracy kościoła. Stałam po stronie szatana, buntując się przeciwko Bogu. Mama i brat byli niewierzący. Obnażenie ich zachowania było sprawiedliwym działaniem. Chroniło pracę kościoła i było zgodne z Bożymi wymogami. To było kochaniem tego, co kocha Bóg i nienawidzeniem tego, czego Bóg nienawidzi oraz świadectwem praktykowania prawdy. Ale ja uważałam praktykowanie prawdy i obnażenie szatana za coś złego myśląc, że to byłoby bez serca, bez sumienia, zdradzieckie. Miałam mętlik w głowie. Myliłam właściwe z niewłaściwym, dobre ze złym. Ograniczały mnie emocje i przygnębienie, nie chciało mi się wypełniać obowiązków. Bez Bożego oświecenia i przewodnictwa moje uczucia mogły mnie wykończyć. Emocje doprowadzały mnie do szaleństwa. To niebezpieczne!

Później zdałam sobie sprawę, że było jeszcze jedno błędne przekonanie w mojej niechęci do pisania o matce. Zawsze była wobec mnie bardzo opiekuńcza, więc każda próba zdemaskowania jej dręczyła moje sumienie. Przeczytałam fragment słów Bożych, które zmieniły mój punkt widzenia. Słowa Boga mówią: „Bóg stworzył ten świat i sprowadził nań człowieka, żywą istotę, którą obdarzył życiem. Później człowiek zyskał rodziców i krewnych i nie był już sam. Odkąd tylko ludzkie oko po raz pierwszy ujrzało ten materialny świat, przeznaczeniem człowieka było żyć w ramach Bożego porządku. Pochodzące od Boga tchnienie życia podtrzymuje każdą bez wyjątku żywą istotę przez cały czas jej wzrastania aż do osiągnięcia dorosłości. W czasie trwania tego procesu nikt nie ma jednak poczucia, że człowiek dorasta pod opieką Boga. Miast tego, ludzie sądzą, że wzrasta on pod czułą opieką swych rodziców, a jego dorastaniem kieruje jego własny życiowy instynkt. Dzieje się tak dlatego, że człowiek nie wie, kto obdarzył go życiem, ani skąd ono pochodzi; tym bardziej nie wie zaś, w jaki sposób życiowy instynkt czyni cuda. Wie jedynie, że jedzenie jest podstawą, dzięki której trwa jego życie; że wytrwałość jest źródłem jego istnienia i że przekonania tkwiące w jego umyśle stanowią kapitał, od którego zależy jego przetrwanie. Zupełnie nie pamięta zaś człowiek o Bożej łasce oraz zaopatrzeniu, i tak właśnie trwoni życie, jakim obdarzył go Bóg… Spośród tej ludzkości, o którą Bóg troszczy się dniem i nocą, ani jeden nie kwapi się, by oddać Mu cześć. Bóg, tak jak sobie zaplanował, nie przestaje pracować nad człowiekiem, wobec którego nie ma żadnych oczekiwań. Czyni tak w nadziei, że pewnego dnia człowiek przebudzi się ze swego snu i nagle zda sobie sprawę z wartości i znaczenia życia; z ceny, jaką Bóg zapłacił za wszystko, czym go obdarzył, oraz z żarliwej troskliwości, z jaką Bóg czeka, aby człowiek na powrót się ku Niemu zwrócił(Bóg jest źródłem ludzkiego życia, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Z zewnątrz wygląda to tak, że mama dała mi życie i wychowała mnie, i tylko ona troszczyła się o mnie całe życie. W rzeczywistości źródłem życia człowieka jest Bóg i wszystko, z czego korzystałam, było mi dane przez Boga. Żyję dzięki oddechowi, który tchnął we mnie Bóg. Bóg dał mi życie i sprowadził mnie na świat, to On dał mi rodzinę i dom. To Boże ustalenia pozwoliły mi usłyszeć Jego głos i stanąć przed Nim. Gdybym była rozsądna, dziękowałabym Bogu i praktykowałabym prawdę, by zadowolić Boga i odpłacić Mu za miłość. Nie powinnam stać po stronie ziemskiej rodziny i działać na rzecz szatana, szkodząc dziełu kościoła. Zrozumienie tego było dla mnie przebudzeniem. Musiałam zwrócić się do Boga i okazać skruchę, nie mogłam dłużej słuchać swoich uczuć. Kościół poprosił mnie o ocenę mojej matki, więc powinnam opisać jej zachowanie dokładnie, zgodnie z faktami, a potem przyjąć to, co postanowi kościół. Więc dokładnie opisałam zachowanie mojej matki, które zakłócało życie kościoła.

Miesiąc później zostałam wybrana na przywódczynię kościoła. Dowiedziałam się, że niektórzy członkowie kościoła nie znali szczegółów o mojej matce. Myślałam, że powinnam powiedzieć im, jak mama szkodziła życiu kościoła, żeby wiedzieli i mogli traktować ją zgodnie z zasadami. Ale gdy już miałam to zrobić, poczułam jakiś wewnętrzny konflikt. Jeśli ją zdemaskuję i oni poznają szczegóły, czy będą postrzegać ją inaczej? Czy to ją zdenerwuje? Nie chciałam nic mówić. Zdałam sobie sprawę, że znów kieruję się emocjami i wspomniałam słowa Boże, że powinnam kochać to, co kocha Bóg i nienawidzić tego, czego Bóg nienawidzi. Mama stwarzała problemy w życiu kościoła, a tego Bóg nienawidzi. Nie mogłam jej chronić pod wpływem uczucia. Moją powinnością było ujawnienie tego zgodnie z zasadami prawdy, by inni się o tym dowiedzieli. Opowiedziałam więc ze szczegółami o tym, jak mama zakłócała życie kościoła, a ludzie zyskali rozeznanie i odebrali nauczkę. Większość zagłosowała za odseparowaniem jej, by mogła się nad sobą zastanowić. Kiedy to zrobiłam, poczułam się zrelaksowana i spokojna.

Dziękuję Bogu z całego serca za przewodnictwo i oświecenie Jego słowami, które pomogły mi zrozumieć prawdę, znaleźć zasady i dowiedzieć się, jak traktować członków rodziny. Bez tego trzymałabym się swoich uczuć i działała przeciwko Bogu. To doświadczenie pokazało mi, że wobec ludzi i spraw w domu Bożym zawsze należy postępować zgodnie z zasadami prawdy. To jest zgodne z wolą Bożą. Tak można zyskać wewnętrzny spokój. Bogu dzięki!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze