100. Jak zerwałam z ograniczeniami wynikającymi z uczuć

Autorstwa Li Yi, Chiny

W listopadzie ubiegłego roku otrzymałam od jednego z przywódców kościoła list, w którym pisano ze szczegółami, że moja wierząca od wielu lat matka nie uczestniczy ostatnio w zgromadzeniach w sposób właściwy. Ciągle zajmowała się zarabianiem pieniędzy, a kiedy już od czasu do czasu pojawiała się na zgromadzeniach, to często przysypiała w trakcie. Rzadko czytała słowa Boże, nie słuchała kazań, miała takie same poglądy jak niewierzący, a jej postępowanie dość wyraźnie przypominało zachowanie takich ludzi. W kościele analizowano właśnie jej sytuację, aby zadecydować, czy powinna zostać usunięta, więc poproszono mnie o sporządzenie oceny. Byłam dość mocno zszokowana i myślałam sobie: „Czyżby ten kościelny przywódca się pomylił? Przynajmniej na pozór wydawało się, że moja mama w ostatnich latach wykazywała pasję i entuzjazm w wierze. Czasami nawet pomagała innym braciom i siostrom, gdy napotykali problemy w życiu. Z pewnością nie doszła przecież do takiego punktu, aby trzeba ją było usunąć z kościoła”. Wtedy jednak dotarło do mnie, że kościół zawsze usuwa ludzi zgodnie z zasadami i podejmuje decyzję na podstawie całokształtu zachowania oraz naturoistoty danej osoby – nigdy nie potraktowałby nikogo niesprawiedliwie. Moje obowiązki sprawiły, że od dobrych kilku lat nie byłam w naszym mieście, więc nie miałam pewności, jak moja matka zachowywała się w kościele. Powinnam więc najpierw przyjąć to do wiadomości i się podporządkować.

Potem zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak zachowywała się moja matka, kiedy byłyśmy razem. Ilekroć wracałam do domu i pytałam ją o jej stan, celowo unikała moich pytań. Rzadko też czytała słowa Boże czy słuchała kazań. Kiedy rozmawiałem z nią o tym, jak ważne jest czytanie słów Bożych, mówiła, że się zgadza, ale potem wracała do swoich starych przyzwyczajeń. Nie uczęszczała nawet na regularne zgromadzenia, aby móc zarobić więcej pieniędzy. Mimo że kilkakrotnie rozmawiałam z nią na ten temat, nie zmieniła swojego postępowania, gdyż mówiła, że w kwestii poprawy swojego losu może liczyć tylko na siebie. Co więcej, często wdawała się w kłótnie z moim ojcem o błahe sprawy. Ilekroć tata zaczynał mówić ostrzejszym tonem i ranił jej dumę, obrażała się na niego, nierzadko przeklinając ojca jak osoba niewierząca, aby wyładować swą złość. Kiedy rozmawiałam z nią o tym, jak urzeczywistniać właściwe człowieczeństwo, nie słuchała, tylko mówiła, że nic na to nie poradzi. Później natknęłam się na ten oto fragment słów Bożych: „Istnieją ludzie, których wiara nigdy nie została uznana w Bożym sercu. Innymi słowy, Bóg nie uznaje tych ludzi za swoich naśladowców, bowiem On nie pochwala ich wiary. Jeżeli chodzi o tych ludzi, bez względu na to, od ilu lat podążają za Bogiem, ich idee i poglądy nigdy się nie zmieniły; są jak niewierzący, stosują się do zasad niewierzących i ich metod interakcji z ludźmi, stosują się do ich praw przetrwania i wiary. Nigdy nie przyjęli słowa Bożego jako swojego życia, nigdy nie wierzyli, że słowo Boga jest prawdą, nigdy nie mieli na celu przyjęcia Bożego zbawienia i nigdy nie uznali Boga za swojego Boga. Uważają wiarę w Boga za jakieś amatorskie hobby, traktują Go jedynie jako duchową pomoc; co za tym, idzie, nie uważają, by warto było próbować zrozumieć Boże usposobienie lub istotę. Można powiedzieć, że wszystko to, co wiąże się z prawdziwym Bogiem, nie ma nic wspólnego z tymi ludźmi; nie są zainteresowani i nie zadają sobie trudu, by na to zważać. Dzieje się tak dlatego, że głęboko w ich sercach jest wyraźny głos, który ciągle im powtarza: »Bóg jest niewidzialny i nie można go dotknąć, Bóg nie istnieje«. Uważają, że próba zrozumienia tego rodzaju Boga nie byłaby warta ich starań i że próbując to zrobić, oszukiwaliby samych siebie. Wierzą, że okazują wielką mądrość, wyznając Boga jedynie w słowach, a przy tym nie zajmując żadnego rzeczywistego stanowiska ani nie angażując się w żadne rzeczywiste działania. Jak Bóg patrzy na tych ludzi? Postrzega ich jako niewierzących(Jak poznać Boże usposobienie i efekty, jakie osiągnie Jego dzieło, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Dzięki lekturze słów Bożych zdałam sobie sprawę, że ludzie niewierzący jedynie werbalnie uznają wiarę w Boga, ale w ogóle nie praktykują prawdy. Mają taką naturoistotę, która nie lubi prawdy, Bóg zaś nigdy nie uznał ich wiary. Moja matka przez wszystkie te lata, kiedy rzekomo wierzyła w Boga, nigdy w najmniejszym nawet stopniu nie przyjęła prawdy, tylko wierzyła, myślała, mówiła i zachowywała się jak ktoś niemający wiary. Czy zatem nie czyni to z niej osoby niewierzącej? Powinnam więc przedstawić uczciwy opis jej zachowania. Z drugiej strony, moja matka zawsze wspierała mnie w wierze i nawet wtedy, gdy inni członkowie rodziny mieli obiekcje lub otwarcie mnie atakowali, zawsze mnie chroniła, abym mogła spokojnie wypełniać swoje obowiązki. Wspierała mnie także ekonomicznie przez te lata, gdy pełniłam obowiązki poza miastem. Kiedy zachorowałam, zawiozła mnie do szpitala i mozolnie pokonywała schody, aby mnie zarejestrować i przynosić mi lekarstwa. Za każdym razem, gdy wracałam do domu, kupowała mi jedzenie i ubrania… Gdy przypomniały mi się wszystkie te rzeczy, nie mogłam się zmusić do napisania tej oceny. Czułam się wielce udręczona i rozdarta: „To moja matka, więc moja ocena będzie mieć duże znaczenie. Gdybym miała szczerze opisać jej zachowanie, byłoby jeszcze bardziej prawdopodobne, że zostanie usunięta. Czy nie byłby to koniec ścieżki jej wiary? Świadomość, że napisałam, iż zachowuje się jak osoba niewierząca, złamałaby jej serce i z pewnością pomyślałaby sobie, że jestem bezduszną niewdzięcznicą”. Ta myśl była dla mnie jak nóż wbity w samo serce i z oczu popłynęły mi łzy. Pośród mego cierpienia modliłam się do Boga, prosząc Go, by pokierował mną tak, abym zajęła właściwe stanowisko i przy nim wytrwała.

Po modlitwie poczułam się znacznie spokojniejsza. W tamtym czasie natrafiłam na następujący fragment słów Bożych: „Powinieneś wiedzieć, że wszystko, co ci się przydarza, jest wielką próbą i czasem, w którym Bóg potrzebuje, abyś dawał świadectwo. Choć rzeczy takie z zewnątrz mogą się zdawać nieistotne, kiedy się zdarzają, pokazują, czy kochasz Boga, czy też nie. Jeśli Go kochasz, to będziesz w stanie trwać mocno w świadectwie na rzecz Boga, a jeśli nie przekułeś jeszcze miłości do Boga w czyn, to pokazuje, że nie jesteś człowiekiem, który wprowadza prawdę w życie, że jesteś pozbawiony prawdy, pozbawiony życia, że jesteś jak plewa! Wszystko, co zdarza się ludziom, zdarza się, gdy Bóg oczekuje, że będą oni trwali mocno w świadectwie o Nim. Choć w tej chwili nie dzieje się z tobą nic wielkiego i nie niesiesz wielkiego świadectwa, każdy szczegół twojego codziennego życia wiąże się ze świadectwem na rzecz Boga. Jeśli będziesz umiał zdobyć podziw swoich braci i sióstr, członków rodziny i wszystkich wokół ciebie, jeśli pewnego dnia niewierzący przyjdą i będą podziwiać wszystko, co robisz, i zobaczą, że wszystko, co Bóg czyni, jest wspaniałe, to będzie znaczyło, że dałeś świadectwo. (…) Chociaż nie jesteś w stanie wykonywać wielkiego dzieła, to potrafisz zadowalać Boga. Inni nie potrafią odsunąć na bok swoich pojęć, ale ty potrafisz; inni nie potrafią dawać świadectwa o Bogu w tym, co im się przydarza, ale ty potrafisz zrobić użytek ze swojej rzeczywistej postawy i swoich czynów, aby odpłacić za Bożą miłość i dać o Bogu świadectwo, które odbije się szerokim echem. Tylko to liczy się jako rzeczywiste umiłowanie Boga(Tylko umiłowanie Boga jest prawdziwą wiarą w Niego, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozważając słowa Boże, uświadomiłam sobie, że konieczność napisania tej oceny mojej mamy wynikała z prawdozasad. Powinnam zaakceptować nadzór Boga i być Mu w tej sprawie posłuszna. Zamiast kierować się emocjami, powinnam obiektywnie przedstawić rzeczywistą sytuację mojej mamy. Jednak z uwagi na mój emocjonalny związek z mamą, nie chciałam napisać tej oceny, mimo że miałam pełną świadomość, iż nierzadko zachowuje się ona jak osoba niewierząca. Bałam się bowiem, że może zostać usunięta z kościoła i stracić szansę na zbawienie. Czyż w ten sposób nie traciłam okazji do tego, by zająć właściwe stanowisko i nieść świadectwo? Nie chciałam stanąć po stronie prawdy w mojej wierze i strzec dzieła kościoła, tylko chroniłam moją matkę ze względu na naszą więź emocjonalną – gdzież podziało się moje bogobojne serce? W przeszłości postępowałam aktywnie i entuzjastycznie z tymi, których uznano za antychrystów, złoczyńców i niewierzących, omawiałam z moimi braćmi i siostrami znaczenie dzieła obmywania kościoła i przemawiałam z mocą sprawiedliwości, ujawniając negatywne zjawiska, aby chronić dzieło kościoła. Gdy jednak musiałam stawić czoła sprawie mojej mamy, moja emocjonalna więź z nią wzięła nade mną górę i nie potrafiłam postąpić zgodnie z zasadami. Nie miałam nawet za grosz prawdorzeczywistości, a moje uczucia były zbyt silne! Uświadomiwszy sobie to wszystko, nie czułam się już taka udręczona i od razu zabrałam się do pisania tej oceny, a kiedy tylko była gotowa, wysłałam ją do przywódcy kościoła.

Następnego dnia przeczytałam w kazaniu, że nawet jeśli ktoś przez kilka lat był osobą wierzącą, ale nie szukał prawdy, to o ile nie spowodował żadnych zakłóceń i zamętu, może być przez pewien czas chroniony przed usunięciem. W moim sercu pojawił się promyk nadziei. Moja matka po prostu nie szukała prawdy, ale też nie powodowała żadnych wyraźnych zakłóceń czy zamętu w pracy kościoła. W jej konkretnym przypadku prawdopodobnie była jeszcze szansa na skruchę. Pomyślałam, że możliwe jest, iż przywódca kościoła nie zrozumiał jej sytuacji. Być może mogłabym więc napisać list, w którym podkreśliłabym, że moja mama z entuzjazmem pomagała braciom i siostrom albo poprosić ich, aby trochę więcej rozmawiali z nią we wspólnocie. Z pewnością byłoby lepiej dla niej, gdyby nadal pełniła służbę w kościele, niż gdyby miała zostać z niego wydalona. Nie mogłam się doczekać, kiedy napiszę list do lokalnego przywódcy kościoła, ale kiedy już miałam zacząć pisać, zaczęłam się martwić: „Nie rozumiem w pełni obecnego zachowania mojej mamy. Jeśli rzeczywiście nie czyta regularnie słów Bożych i przysypia podczas zgromadzeń, to czy nie będzie to miało wpływu na innych braci i siostry na zgromadzeniach? Czy nie piszę tego listu tylko dlatego, że jestem emocjonalnie związana z moją mamą i chcę ją chronić? Ale jeśli naprawdę zostanie usunięta z kościoła, nigdy nie będzie miała możliwości zyskać zbawienia”. W swym nieszczęściu czym prędzej pomodliłam się do Boga, prosząc, by tak mną pokierował, abym zrozumiała swój niewłaściwy stan i nauczyła się nie działać pod wpływem emocji. Po modlitwie natrafiłam na dwa fragmenty słów Bożych: „Jakie kwestie wiążą się z uczuciami? Po pierwsze to, jak oceniasz członków własnej rodziny i jak podchodzisz do tego, co robią. »To, co robią« w naturalny sposób obejmuje tu sytuacje, kiedy zakłócają i zaburzają dzieło kościoła, kiedy osądzają innych ludzi za ich plecami, kiedy angażują się w praktyki niedowiarków i tak dalej. Czy potrafisz podejść do tych rzeczy w sposób bezstronny? Kiedy konieczne jest, abyś na piśmie ocenił członków swojej rodziny, czy potrafisz zrobić to w sposób obiektywny i bezstronny, odkładając na bok swoje uczucia? Ma to związek z tym, jak podchodzisz do członków własnej rodziny. Ponadto, czy żywisz uczucia wobec tych, z którymi dobrze się dogadujesz lub którzy wcześniej ci pomogli? Czy jesteś w stanie spojrzeć na ich działania i zachowanie w sposób obiektywny, bezstronny i prawidłowy? Czy będziesz w stanie szybko ich zgłosić lub zdemaskować, gdy dowiesz się o tym, że zakłócają i zaburzają pracę kościoła? Ponadto, czy żywisz jakieś uczucia wobec osób, które są ci stosunkowo bliskie lub mają podobne zainteresowania? Czy potrafisz w bezstronny i obiektywny sposób ocenić i zdefiniować ich działania i zachowanie oraz odpowiednio sobie z nimi poradzić? Załóżmy, że kościół zajmuje się – zgodnie z zasadami – tymi ludźmi, z którymi jesteś uczuciowo związany, a wynik tej procedury nie jest zgodny z twoimi wyobrażeniami. Jak byś do tego podszedł? Czy potrafiłbyś okazać posłuszeństwo? Czy potajemnie kontynuowałbyś swoją relację z nimi i dał im się zwodzić, a nawet namówić na to, by ich tłumaczyć, usprawiedliwiać i bronić? Czy, lekceważąc prawdozasady i ignorując interesy domu Bożego, przyszedłbyś z pomocą tym, którzy wcześniej ci pomogli, i zasłonił własną piersią? Czyż te różne sprawy nie wiążą się z uczuciami?(Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (2), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). „Twoi krewni lub rodzice wierzą w Boga i zostają usunięci z kościoła z powodu złych uczynków, wywoływania niepokoju lub nieakceptowania prawdy. Ty jednak nie masz co do nich rozeznania, nie wiesz, dlaczego zostali usunięci, jesteś tym bardzo przygnębiony i cały czas narzekasz, że w domu Bożym nie ma miłości i sprawiedliwości wobec ludzi. Powinieneś pomodlić się do Boga i poszukać prawdy, a następnie na podstawie słów Boga ocenić, jakimi ludźmi są ci krewni. Jeśli rzeczywiście zrozumiesz prawdę, będziesz w stanie trafnie ich ocenić, a tym samym przekonasz się, że wszystko, co Bóg czyni, jest słuszne, i że jest On Bogiem sprawiedliwym. Wówczas nie będziesz się skarżyć, będziesz w stanie podporządkować się Bożym zarządzeniom i nie będziesz próbował bronić swoich krewnych czy rodziców. Nie chodzi tu o to, byś zerwał swoje więzi z bliskimi, tylko o to, byś określił, jakimi są ludźmi, zyskał co do nich rozeznanie i zrozumiał, dlaczego zostali wyeliminowani. Jeśli stanie się to dla ciebie naprawdę jasne w twoim sercu, a twoje poglądy będą prawidłowe i zgodne z prawdą, to będziesz w stanie stanąć po tej samej stronie co Bóg, a twoje poglądy na tę sprawę będą w pełni zgodne ze słowami Boga. Jeśli nie jesteś w stanie zaakceptować prawdy ani patrzeć na ludzi zgodnie ze słowami Bożymi i oceniając ludzi nadal opowiadasz się po stronie cielesnych związków i perspektyw, to nigdy nie będziesz w stanie odrzucić tej cielesnej relacji i nadal będziesz traktować tych ludzi jak swoich krewnych, bliższych nawet niż twoich bracia i siostry w kościele, a w takim przypadku zaistnieje w tej kwestii sprzeczność – czy nawet konflikt – między słowami Boga a twoimi poglądami na temat twojej rodziny. W takich okolicznościach byłoby niemożliwe, abyś stanął po stronie Boga; wyrobiłbyś sobie pojęcia na temat Boga i błędnie byś Go rozumiał. Toteż jeśli ludzie mają osiągnąć zgodność z Bogiem, to przede wszystkim ich poglądy na różne sprawy muszą być zgodne ze słowami Bożymi; muszą oni umieć patrzeć na ludzi i sprawy w oparciu o słowa Boże, zaakceptować to, że słowa Boże są prawdą, oraz odłożyć na bok tradycyjne ludzkie pojęcia. Niezależnie od tego, z jaką osobą czy sprawą się mierzysz, musisz być w stanie zachować te same perspektywy i poglądy, co Bóg, i muszą one być w harmonii z prawdą. W ten sposób twoje poglądy oraz podejście do ludzi nie będą wrogie Bogu, a ty będziesz zdolny do podporządkowania się Bogu i do zgodności z Nim. Tacy ludzie nie byliby w stanie nigdy przeciwstawić Bogu; są to właśnie ci, których Bóg pragnie pozyskać(Jak zidentyfikować naturoistotę Pawła, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże ujawniają, że ludzie skrępowani więzami swych ziemskich uczuć nie potrafią praktykować prawdy ani bezstronnie i sprawiedliwie oceniać własnych krewnych, a tym bardziej postępować według prawdozasad. Zamiast tego nieustannie chronią, osłaniają i bronią swoich krewnych, ani trochę nie myśląc przy tym o interesach kościoła. Dzięki słowom Bożym zyskałam pewne zrozumienie własnego stanu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że naturoistota mojej matki była naturoistotą fałszywej wierzącej i że stała się ona już przeszkodą w życiu kościoła. Powinnam więc praktykować prawdę i ujawnić zachowania mojej matki, aby strzec dzieła kościoła. Nie potrafiłam jednak wyzbyć się emocjonalnego przywiązania i martwiłam się, że jeśli zostanie usunięta, zupełnie już straci szansę na zyskanie zbawienia. W związku z tym chciałam się za nią ująć i – zwłaszcza gdy myślałam o tym, że zawsze była dla mnie taka dobra – starałam się chronić matkę, strzec jej i nie ujawniać jej zachowań. Po przeczytaniu tego kazania nie potrafiłam tak po prostu zaakceptować zasad wydalania i usuwania ludzi z domu Bożego, tylko starałam się wykorzystać pewną lukę. Chciałam, aby kościół przyjął pobłażliwą postawę wobec mojej matki i pozwolił jej zostać, aby wciąż jeszcze mogła mieć szansę na zbawienie. Dom Boży dokonuje dzieła obmywania w trosce o czystość kościoła oraz by zapewnić naszym braciom i siostrom pozytywne środowisko do prowadzenia życia kościelnego, wolnego od zakłóceń ze strony szatana. Ja jednak pozwoliłam, aby moje emocjonalne przywiązanie wzięło nade mną górę, chcąc chronić moją matkę i w ogóle nie mając względu na dzieło kościoła ani na to, jak może to zaszkodzić życiu moich braci i sióstr. Jakże byłam samolubna i podła! Zostałam na wskroś zdeprawowana przez szatana i żyłam zgodnie z szatańskimi maksymami, takimi jak: „Bliższa koszula ciału” i „Człowiek nie jest martwy; jak może być wolny od emocji?”. Uważałam, że skoro moja mama dobrze się mną opiekowała w okresie dorastania i wspierała mnie w wypełnianiu moich obowiązków, to należy tolerować wszelkie złe zachowania z jej strony. Jako jej córka czułam, że byłoby to z mojej strony bardzo niegodne i niewdzięczne, gdybym stała z boku i przypatrywała się temu, jak usuwają ją z kościoła. Czułam, że dopóki istnieje choć odrobina nadziei, powinnam walczyć, by znaleźć jakąś szansę na jej pozostanie w kościele. Czyż w ten sposób otwarcie nie sprzeciwiałam się Bogu? Przez wszystkie te lata, kiedy wierzyła w Boga, moja matka nigdy nie ceniła sobie ani nie praktykowała słów Bożych i nie chodziła regularnie na zgromadzenia. Zamiast tego oddawała się pogoni za sprawami doczesnymi i pieniędzmi, a nawet mawiała: „Nie mogę zawracać sobie głowy szukaniem prawdy. Moim zdaniem znacznie bezpieczniej i pewniej jest zarabiać pieniądze”. Pewnego razu, gdy starsze małżeństwo, które było wierzące od ponad dziesięciu lat, zostało usunięte za swoje niegodziwe czyny i zakłócanie pracy kościoła, powiedziała braciom i siostrom: „Bardzo niewielu z nas odniesie sukces w wierze. Dziś oni zostali usunięci, a prędzej czy później i mnie to spotka”. Rozmawiałam z nią wtedy o tym, że kościół usuwa ludzi zgodnie z zasadami i na podstawie całokształtu ich postępowania i naturoistoty. Powiedziałam jej również, że przez takie komentarze rozsiewa jedynie zniechęcenie. Ona jednak nie zastanawiała się nad sobą i wydawała się zupełnie obojętna. Zdałam sobie sprawę, że przez wszystkie lata spędzone w kościele moja matka nigdy nie przyjęła prawdy i nawet nie miała prawdziwej wiary w Boga – była po prostu osobą niewierzącą. Ja zaś nie rozpoznałam jej prawdziwej istoty zgodnie ze słowami Bożymi, a nawet uparcie trzymałam się swych własnych błędnych poglądów. Wierzyłam, że chociaż nie podążała za prawdą, to dopóki otwarcie nie zaburza i nie zakłóca pracy kościoła, może nadal pełnić służbę w kościele i być może ma jeszcze szansę na zbawienie. Nie zdawałam sobie sprawy, że nawet jeśli niewierzący na pozór nie wydają się popełniać niegodziwych czynów, to ich naturoistota nie ceni sobie prawdy, tylko czuje do niej niechęć. Bez względu na to, ile lat pozostaną w kościele, nigdy nie osiągną przemiany swego życiowego usposobienia ani nie zyskają zbawienia. Dzieło Boga w dniach ostatecznych polega na wyrażaniu prawdy, aby oczyścić i zbawić ludzkość. Jeśli ludzie nie miłują prawdy, nigdy nie pozbędą się swych skażonych skłonności i prędzej czy później zostaną wyrzuceni. Zrozumiałam, że nie pojmowałam prawdy, a moje poglądy i przekonania były naprawdę niedorzeczne. Dotarło do mnie również, że niewierzący rozsiewają w kościele swoje świeckie idee, które są całkowicie sprzeczne ze słowami i wymaganiami Boga. Mającym kiepską postawę braciom i siostrom, którzy nie pojęli prawdy, brakuje rozeznania; takie idee bardzo łatwo mogą zawrócić im w głowie i wprowadzić ich w błąd. Może to sprawić, że pogrążą się w słabości i zniechęceniu, a w skrajnych przypadkach ich wiara może się zachwiać i mogą odejść od Boga. Niewierzący w ogóle nie są członkami domu Bożego, nie są naszymi braćmi i siostrami; w istocie swej należą do szatana i są wrogami Boga. Jeśli kościół nie zostanie szybko z nich obmyty, będą z tego tylko same nieszczęścia. Moja matka była wierząca od wielu lat, a mimo to nie czytywała regularnie słów Bożych, ani tym bardziej ich nie praktykowała. Bez względu na to, jak dużo z nią o tym rozmawiałam, ona nadal uganiała się za rzeczami materialnymi, dążyła do zarabiania pieniędzy i z natury nie lubiła prawdy. Często szerzyła też swoje ateistyczne idee i pojęcia, zakłócając życie kościoła. Nawet gdyby dano jej kolejną szansę, nie okazałaby prawdziwej skruchy. Fakt, iż starałam się chronić tę osobę, przynależną do diabelskiego pomiotu, i chciałam się za nią wstawić, by mogła pozostać w kościele, dowodził, że byłam naprawdę tępa i nie odróżniałam dobra od zła.

Nieco później natrafiłam na kolejny fragment słów Bożych: „Bóg stworzył ten świat i sprowadził nań człowieka, żywą istotę, którą obdarzył życiem. Później człowiek zyskał rodziców i krewnych i nie był już sam. Odkąd tylko ludzkie oko po raz pierwszy ujrzało ten materialny świat, przeznaczeniem człowieka było żyć w ramach Bożego porządku. Pochodzące od Boga tchnienie życia podtrzymuje każdą bez wyjątku żywą istotę przez cały czas jej wzrastania aż do osiągnięcia dorosłości. W czasie trwania tego procesu nikt nie ma jednak poczucia, że człowiek dorasta pod opieką Boga. Miast tego, ludzie sądzą, że wzrasta on pod czułą opieką swych rodziców, a jego dorastaniem kieruje jego własny życiowy instynkt. Dzieje się tak dlatego, że człowiek nie wie, kto obdarzył go życiem, ani skąd ono pochodzi; tym bardziej nie wie zaś, w jaki sposób życiowy instynkt czyni cuda. Wie jedynie, że jedzenie jest podstawą, dzięki której trwa jego życie; że wytrwałość jest źródłem jego istnienia i że przekonania tkwiące w jego umyśle stanowią kapitał, od którego zależy jego przetrwanie. Zupełnie nie pamięta zaś człowiek o Bożej łasce oraz zaopatrzeniu, i tak właśnie trwoni życie, jakim obdarzył go Bóg… Spośród tej ludzkości, o którą Bóg troszczy się dniem i nocą, ani jeden nie kwapi się, by oddać Mu cześć. Bóg, tak jak sobie zaplanował, nie przestaje pracować nad człowiekiem, wobec którego nie ma żadnych oczekiwań. Czyni tak w nadziei, że pewnego dnia człowiek przebudzi się ze swego snu i nagle zda sobie sprawę z wartości i znaczenia życia; z ceny, jaką Bóg zapłacił za wszystko, czym go obdarzył, oraz z żarliwej troskliwości, z jaką Bóg czeka, aby człowiek na powrót się ku Niemu zwrócił(Bóg jest źródłem ludzkiego życia, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże poruszyły mnie do głębi. Bóg jest źródłem życia człowieka i wszystko, co posiadam, pochodzi od Niego. To Bóg troszczył się o mnie i karmił mnie aż osiągnęłam dorosłość. Później Bóg obdarzył mnie łaską, pozwalając przyjść przed Jego oblicze i przyjąć podlewanie i pokarm Jego słów, abym była w stanie pojąć prawdę, poznać sens życia i wiedzieć, jak powinnam postępować i wybierać właściwą ścieżkę. Wszystko to było przejawem Bożej miłości i zbawienia. Bóg wyznaczył moją matkę na moją opiekunkę i sprawił, że wychowywała mnie w świecie materialnym. Ja zaś powinnam przyjąć jej troskę o mnie, jako że troska ta również pochodzi od Boga; winnam szanować matkę i należycie wypełniać rolę jej córki. Gdy jednak chodziło o kwestie prawdozasad, nie mogłam ulegać wpływom emocjonalnego przywiązania, lecz musiałam praktykować prawdę i ujawnić wszystkie ateistyczne zachowania mojej matki. Tylko w ten sposób postępowałabym sumiennie, racjonalnie i zgodnie z prawdozasadą. Gdybym pozwoliła, aby moje ziemskie uczucia wpłynęły na mój sposób postępowania, zapewniając miłość, współczucie, ochronę i zabezpieczenie osobie niewierzącej, takiej jak moja matka, i zupełnie nie mając przy tym względu na dzieło kościoła ani na to, jako może to zakłócić życie kościelne moich braci i sióstr, oraz poświęcając prawdozasady, aby chronić swoją więź z matką, byłoby to buntowanie się przeciwko Bogu i stawianie Mu oporu. Wtedy dopiero naprawdę okazałabym się osobą niewdzięczną i pozbawioną sumienia. Kiedy to sobie uświadomiłam, poczułam się o wiele bardziej wolna i swobodna.

Niedługo potem wróciłam do domu, aby załatwić kilka spraw, a będąc w mieście, odwiedziłam moją mamę. Tamtego wieczoru rozmawiałyśmy o jej sytuacji, a ona wiedziała, że wkrótce zostanie wydalona przez kościół. Kiedy próbowałam z nią o tym porozmawiać, zmieniała po prostu temat, w ogóle tego nie komentując. Gdy już się przekonałam, że w najmniejszym stopniu nie żałuje swojego postępowania, jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że decyzja kościoła o jej wydaleniu była całkowicie zgodna z zasadami. Dwa miesiące później otrzymałam od lokalnego przywódcy kościoła kolejny list, w którym prosił mnie on o dalsze rozwinięcie wcześniejszej oceny mojej matki. Pomyślałam sobie wtedy: „Czy to możliwe, że niewłaściwe zachowanie mojej mamy nie jest na tyle poważne, by doprowadzić do wydalenia jej z kościoła? A jeśli tak, czy oznacza to, że przynajmniej na razie nie zostanie usunięta? A przecież moja mama wydawała się nie okazywać nawet najmniejszej skruchy, kiedy rozmawiałam z nią przed dwoma miesiącami. Czy powinnam powiedzieć o tym przywódcy kościoła?”. Kiedy tak roztrząsałam tę sprawę, nie mogąc się zdecydować, przyszedł mi na myśl pewien fragment słów Bożych: „Jeśli jesteś kimś, kto prawdziwie wierzy w Boga, to nawet gdy jeszcze nie zyskałeś prawdy i życia, będziesz przynajmniej mówił i działał po stronie Boga; nie będziesz przynajmniej siedział bezczynnie widząc, że interesy domu Bożego doznają szwanku. Kiedy przyjdzie ci ochota, by przymknąć na to oko, poczujesz się winny, ogarnie cię niepokój i powiesz sobie: »Nie mogę siedzieć bezczynnie i nic nie robić, muszę wstać i coś powiedzieć, muszę wziąć na siebie odpowiedzialność, muszę zdemaskować to złe postępowanie, muszę to zatrzymać, by interesy domu Bożego nie ucierpiały i by życie kościoła nie zostało zaburzone«. Jeżeli prawda stała się twoim życiem, to nie tylko będziesz miał odwagę i determinację i będziesz w stanie dokładnie zrozumieć tę sprawę, ale także wypełnisz odpowiedzialność, do której powinieneś się poczuwać, za dzieło Boga oraz za sprawy Jego domu, i w ten sposób wypełnisz swój obowiązek. Jeśli będziesz potrafił uznać swój obowiązek za swoją odpowiedzialność i zlecenie od Boga i uważasz, że jest to konieczne, by móc stanąć przed obliczem Boga oraz przed własnym sumieniem, to czy wówczas nie będziesz urzeczywistniał normalnej ludzkiej uczciwości i godności? Twoje czyny i zachowanie będą wyrazem »bogobojności i unikania zła«, o których Bóg mówi. Będziesz realizował istotę tych słów i wprowadzał w życie ich rzeczywistość(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Bożym zrozumiałam, że wypełniając swoje obowiązki, muszę mieć na uwadze wolę Bożą, zachowywać normalny porządek życia kościelnego i demaskować tych członków kościoła, którzy ujawnili, że są antychrystami, złoczyńcami i niewierzącymi. Jedynie postępując w ten sposób, należycie wypełniałabym swoje obowiązki i powinności. Pomyślałam o tym, że kiedy żona Hioba kazała mu porzucić Boga, Hiob był w stanie stanąć po stronie Boga i zganić swoją żonę za to, że jest „głupią kobietą”. Hiob był uczciwy i prostolinijny oraz miał jasne wyobrażenie o tym, co należy kochać, a czego nienawidzić. Nie pozwalał, aby emocjonalne więzi wywierały wpływ na to, jakie wiódł życie. Ja również powinnam odrzucić swoją cielesność, ujawniać prawdę tak, jak ją widzę, i bezzwłocznie usuwać niewierzących z kościoła. Zdawszy sobie z tego sprawę, spisałam wszystkie zachowania, jakie zaobserwowałam u mojej matki, kiedy ostatni raz byłam w domu. Wkrótce potem otrzymałam list z informacją, że moja matka została wydalona z kościoła. Wspominano w nim o kilku jej zachowaniach, które wyszczególniłam w swojej ocenie. Byłam zadowolona, że nie poddałam się swoim emocjom i nie straciłam swojego świadectwa. Poczułam się spokojna i pewna, że postąpiłam właściwie.

Dzięki temu doświadczeniu zyskałam lepsze zrozumienie tego, w jaki sposób Bóg decyduje, kogo zbawić, a kogo odrzucić, w oparciu o naturoistotę i całokształt zachowania danej osoby. Jest to wyraźny przejaw sprawiedliwego usposobienia Boga. Nie wolno nam dopuścić do tego, by emocjonalne więzi decydowały o tym, jak zachowujemy się wobec innych. Zamiast tego powinniśmy opierać nasze działania na słowach Boga, na prawdozasadach. Tylko takie postępowanie zgodne jest z wolą Bożą. Jestem wdzięczna Bogu, że osiągnęłam to nowe zrozumienie i zyskałam te korzyści.

Wstecz: 99. Refleksje nieuleczalnie chorej pacjentki

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze