Dlaczego stałam się arogancka i zadufana w sobie
W 2017 roku kościół zaangażował mnie do podlewania nowych członków z zagranicy. Znałam języki obce i już kiedyś podlewałam nowych wiernych, więc uznałam, że praca nie jest zbyt trudna. Wiedziałam jednak, że przy wykonywaniu obowiązków w kościele ważne są nie tylko specjalne umiejętności. Musiałam też rozumieć prawdę i postępować zgodnie z zasadami. Początkowo byłam więc dość pokorna. Stale sobie przypominałam, by się więcej modlić i w różnych sytuacjach polegać na Bogu. Gdy czegoś nie rozumiałam, konsultowałam się z innymi i szukałam pomocy. Po pewnym czasie dostrzegłam efekty mojej pracy. Niektórzy nowi członkowie, którzy nie bywali regularnie na spotkaniach, zaczęli w nich aktywnie uczestniczyć i z chęcią wykonywali swoje obowiązki. Szkoliłam też kilku z nich, którzy zostali przywódcami kościoła i przywódcami grupy. Dało mi to wiele szczęścia i poczułam, że mam talent do tej pracy. Później konsultowali się ze mną wszyscy, którzy napotykali skomplikowane problemy, a moje opinie często były przyjmowane. Z czasem zaczęłam się doceniać. Poczułam, że zarówno w kwestii znajomości języka, jak i podlewania, jestem najbardziej kompetentna w grupie. Wkrótce potem zostałam wybrana na przełożoną, co jeszcze bardziej przekonało mnie, że mam nadzwyczajne zdolności i umiejętności zawodowe. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy stałam się arogancka. Niezależnie od rodzaju problemu, uważałam każdy za prosty i robiłam od razu to, co uznałam za najlepsze. Nie modliłam się, nie dociekałam i nie zasięgałam rady innych. Pewnego razu pojawił się u nas w pracy problem. Moja siostra partnerująca oznajmiła, że chce poszukiwać zasad. Zachowałam się pogardliwie i odpowiedziałam jej z grymasem: „To bardzo łatwy problem. Musisz się chwilę zastanowić i znajdziesz rozwiązanie. Poszukiwanie zasad jest tu raczej zbędne, nie sądzisz?”. Od tego zdarzenia rozmawiała ze mną bardzo ostrożnie. W tamtym czasie także inni bracia i siostry twierdzili, że jestem zbyt arogancka, ale nie przejmowałam się tym. Sądziłam, że jestem nieco arogancka, ale wszyscy mają problemy. Poza tym, jak ktoś, kto ma nieco zdolności, może nie być arogancki? Uważałam, że nie jest to znaczący problem. Pewnego razu chciałam, aby nowa członkini została przywódczynią grupy. Mój przywódca uważał, że ta siostra zbyt krótko jeszcze wierzy, nie ma podstaw i nie będzie w stanie podołać tej pracy. Te słowa wzbudziły mój sprzeciw i pomyślałam: „Chociaż jesteś przywódcą, nie rozumiesz tej nowej siostry tak dobrze jak ja. Gdybym miała tyle wątpliwości co ty, nigdy nie zakończylibyśmy szkolenia nowych członków”. Znalazłam mnóstwo powodów, by udowodnić przywódcy, że się myli. Następnie nową członkinię awansowano bezpośrednio na przywódczynię grupy. Wkrótce poczuła, że ta praca jest dla niej zbyt stresująca, miała negatywne nastawienie i niemal porzuciła swoje obowiązki. Byłam wtedy bardzo smutna. Żałowałam, że nie posłuchałam rady mojego przywódcy. Pomyślałam jednak: „Nikt nie jest idealny. Komu nie zdarzają się błędy? Następnym razem się poprawię”. Po tej sytuacji mój przywódca także mnie zdemaskował i rozprawił się ze mną za bycie zbyt arogancką, mówiąc, że takie postępowanie jest niebezpieczne. W tamtym czasie słuchanie takich uwag było krępujące, ale wtedy jeszcze nie znałam siebie.
Później pracowałam z siostrą Jessie przy nadzorowaniu pracy kościoła. Pracowała z większą ostrożnością i powagą i skupiała się na poszukiwaniu zasad prawdy. Kiedy dyskutowałyśmy o pracy i podejmowałyśmy decyzje, przed podjęciem decyzji ciągle sprawdzała i potwierdzała wszystko. Uważałam jednak, że nie jest wystarczająco efektywna i zaczęłam nią gardzić. Potem wiele decyzji podjęłam samodzielnie i w ogóle nie traktowałam jej poważnie. Pewnego razu potrzebowaliśmy kupić pewne rzeczy do kościoła. Ponieważ wiązało się to z wydawaniem ofiar, mój przywódca wielokrotnie powtarzał, bym omówiła to z partnerką. Obiecałam to zrobić, ale pomyślałam: „To nie są zbyt trudne sprawy i już wcześniej to robiłam. Mogę to zrobić sama. Po co mi partnerka?”. Kiedy moja partnerka wysłała mi wiadomość z zapytaniem o szczegóły zakupów, bez zastanowienia odpowiedziałam, że już poczyniłam przygotowania i nie musi się o nic martwić. W efekcie, przedmioty, które zakupiłam nie odpowiadały naszym standardom i zmarnowałam ofiary. Ogarnęła mnie wtedy panika. Zrozumiałam, że zmarnowanie ofiar to było wielkie wykroczenie. Czułam się, jakby ciężki głaz spoczął mi na sercu i sprawiał, że nie mogłam oddychać. Często płakałam w ukryciu i każdego dnia czułam wielkie przygnębienie i ból. Mój stan się pogarszał, obowiązki stawały się trudniejsze i nie widziałam wyraźnie wielu problemów.
Następnie przywódca rozmawiał ze mną, zdemaskował mnie i się ze mną rozprawił, mówiąc, że mam zbyt aroganckie usposobienie, jestem zadufana w sobie, arbitralnie wykonuję obowiązki, nie współpracuję z innymi ani nie słucham ich sugestii i nie nadaję się na przełożoną. Kiedy mnie zwolniono, czułam się nieszczęśliwa. Modliłam się do Boga: „Boże, nie wiem jak znalazłam się w takim dołku. Wiem, że zwolniono mnie z Twojej woli, ale nie znam źródła mojej porażki. Oświeć mnie, proszę, i pomóż mi należycie poddać się autorefleksji”. Podczas mojej modlitwy obejrzałam nagranie ze słowami Boga. „Niektórzy ludzie nigdy nie szukają prawdy podczas wykonywania swojego obowiązku. Robią po prostu, co im się podoba, działając według własnych wyobrażeń i są zawsze samowolni i lekkomyślni, i po prostu nie idą drogą praktykowania prawdy. Co to znaczy być »samowolnym i lekkomyślnym«? Oznacza to, że napotykając problem, działasz według własnego uznania, bez zastanowienia i bez żadnych poszukiwań. Nic, co mówią inni, nie może trafić do twojego serca ani zmienić twojej decyzji. Nawet gdy ktoś omawia z tobą prawdę, nie jesteś w stanie jej przyjąć, trzymasz się własnych opinii, nie słuchasz, gdy inni ludzie mówią słuszne rzeczy, uważasz, że to ty masz rację i kurczowo trzymasz się własnego zdania. Nawet jeśli to, co myślisz, jest słuszne, powinieneś również brać pod uwagę opinie innych, prawda? A jeśli w ogóle tego nie robisz, to czy nie jesteś ekstremalnie zadufany w sobie? Ludziom ekstremalnie zadufanym w sobie i samowolnym nie jest łatwo przyjąć prawdę. (…) Jeśli twoja postawa polega na upieraniu się, zaprzeczaniu prawdzie, odrzucaniu wszelkich sugestii, nieszukaniu prawdy, pokładaniu wiary tylko w sobie i robieniu, co chcesz – jeśli taka jest twoja postawa niezależnie od tego, co Bóg robi lub o co prosi, to jaka jest reakcja Boga? Bóg nie zwraca na ciebie uwagi, odsuwa cię na bok. Czy nie jesteś krnąbrny? Czy nie jesteś arogancki? Czy nie uważasz, że zawsze masz rację? Jeśli nie ma w tobie posłuszeństwa, jeśli wcale nie szukasz, jeśli twoje serce jest całkowicie zamknięte i opiera się Bogu, Bóg nie zwraca na ciebie uwagi. Dlaczego Bóg nie zwraca na ciebie uwagi? Ponieważ jeśli twoje serce jest zamknięte na Boga, czy możesz przyjąć Boże oświecenie? Czy możesz odczuć, kiedy Bóg cię upomina? Kiedy ludzie są nieprzejednani, kiedy do głosu dochodzi ich szatańska, barbarzyńska natura, nie czują niczego, co Bóg robi, to wszystko jest bezskuteczne – więc Bóg nie wykonuje bezużytecznej pracy. Jeśli masz takie uparcie wrogie nastawienie, wszystko, co Bóg czyni, pozostaje przed tobą ukryte. Bóg nie będzie czynił rzeczy zbędnych. Gdy jesteś tak uparcie wrogi i zamknięty, Bóg nigdy nie będzie niczego w tobie robił na siłę, nie będzie cię do niczego zmuszał, nie będzie próbował raz za razem cię poruszyć i oświecić – Bóg nie działa w ten sposób. Dlaczego Bóg nie działa w ten sposób? Głównie dlatego, że Bóg dostrzegł w tobie pewnego rodzaju usposobienie, bestialstwo, które jest znużone prawdą i głuche na rozum. A czy myślisz, że ludzie potrafią kontrolować dzikie zwierzę, kiedy jego bestialstwo dochodzi do głosu? Czy krzyki i wrzaski na nie coś dają? Czy przekonywanie go lub pocieszanie ma jakikolwiek sens? Czy ludzie mają odwagę się do niego zbliżyć? Jest dobry sposób, aby to opisać: zwierzę to jest głuche na głos rozumu. Co robi Bóg, gdy do głosu dochodzi ludzkie bestialstwo i gdy ludzie są głusi na głos rozumu? Nie zwraca na nich uwagi. Co jeszcze Bóg ma ci do powiedzenia, kiedy jesteś głuchy na głos rozumu? Nie ma sensu nic więcej mówić. A kiedy Bóg nie zwraca na ciebie uwagi, to czy jesteś błogosławiony, czy cierpisz? Czy zyskujesz jakąś korzyść, czy ponosisz stratę? Bez wątpienia poniesiesz stratę. A kto ją spowodował? (My sami). Sam ją spowodowałeś. Nikt cię nie zmuszał do takiego zachowania, a jednak i tak się złościsz. Czyż nie sprowadziłeś tego sam na siebie? Bóg nie zwraca na ciebie uwagi, nie czujesz Boga, w twoim sercu panuje ciemność, twoje życie jest zagrożone – sam to na siebie sprowadziłeś, zasłużyłeś na to!” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowo Boga ujawniło mój stan, w szczególności we fragmencie: „Czy nie jesteś krnąbrny? Czy nie jesteś arogancki? Czy nie uważasz, że zawsze masz rację? Jeśli nie ma w tobie posłuszeństwa, jeśli wcale nie szukasz, jeśli twoje serce jest całkowicie zamknięte i opiera się Bogu, Bóg nie zwraca na ciebie uwagi”. „Bóg nie zwraca na ciebie uwagi, nie czujesz Boga, w twoim sercu panuje ciemność, twoje życie jest zagrożone – sam to na siebie sprowadziłeś, zasłużyłeś na to!”. Te słowa poruszyły mnie do żywego, jakby Bóg osobiście mnie demaskował. Wykonywałam swoje obowiązki arogancko i arbitralnie. Znałam język obcy i skutecznie radziłam sobie z moimi obowiązkami, więc uważałam, że mam dobry charakter i umiejętności. Kiedy wybrano mnie na przełożoną, uznałam, że jestem bardzo zdolna. Zaczęłam patrzeć na ludzi z góry i gardzić nimi, nikogo nie traktując poważnie. Gdy miałam problemy w pracy, rzadko rozmawiałam o nich z innymi. Po prostu robiłam, co chciałam. Kiedy moi bracia i siostry podrzucali inne sugestie, nie przyjmowałam ich od Boga. Podchodziłam do nich na zasadzie: „Kto rozumie to lepiej: ty czy ja?”. Nawet, gdy inni mieli rację, nie dopuszczałam tego do siebie. Opierałam się ich sugestiom, odrzucałam je i negowałam, używając przeróżnych wymówek. W efekcie, wszystko było robione po mojemu, co ograniczało braci i siostry. Nieustannie martwili się, co sobie pomyślę i nie potrafili ze mną normalnie rozmawiać. Nawet wtedy nie zastanowiłam się nad swoim zachowaniem. Nadzorując pracę w kościele, postępowałam arbitralnie i nie kierowałam się żadnymi zasadami, przez co zmarnowało się wiele ofiar. Miałam zbyt aroganckie usposobienie. Niezależnie od tego, co mówili inni, nikogo nie słuchałam. Byłam nierozsądna jak uparty osioł. Moje zachowanie i nastawienie budziły w Bogu odrazę i nie mogłam w ogóle doświadczyć dzieła Ducha Świętego. Każdy mój czyn wywoływał zamęt i zakłócenia. Kiedy dostrzegłam zło, które uczyniłam, miałam wielką ochotę się spoliczkować. Nienawidziłam się za to, że byłam tak zadufana w sobie. Dlaczego nie słuchałam rad innych? Przyszedł czas, by ponieść za to konsekwencje i za późno już było na żal.
Następnie skupiłam się na analizowaniu swoich problemów. Podczas poszukiwań przeczytałam słowa Boga, dzięki którym inaczej na siebie spojrzałam. Bóg Wszechmogący mówi: „Arogancja i zadufanie w sobie to najbardziej oczywiste cechy szatańskiego usposobienia ludzi, a jeśli nie przyjmą oni prawdy, nie ma możliwości, by zostali obmyci. Ludzie są aroganccy i zadufani w sobie, wierzą, że zawsze mają rację i we wszystkim, co myślą i mówią ich własny pogląd i sposób myślenia jest poprawny, że nic, co mówią inni, nie jest tak dobre ani słuszne, jak to, co mówią oni sami. Zawsze trzymają się własnych opinii i nie słuchają niczego, co mówią inni; nawet jeśli to, co mówią inni ludzie, jest słuszne i zgodne z prawdą, nie akceptują tego, pozornie tylko słuchając, ale nic nie przyjmując do wiadomości. Kiedy przychodzi czas na działanie, wciąż idą własną drogą; zawsze myślą, że mają rację i są usprawiedliwieni. Możesz mieć rację i być usprawiedliwiony albo możesz robić to, co trzeba, bez żadnych oporów, ale jakie usposobienie przy tym ujawniasz? Czy to nie arogancja i zadufanie w sobie? Jeśli nie jesteś w stanie pozbyć się tego aroganckiego i zadufanego usposobienia, czy wpłynie to na twoje wykonywanie obowiązków? Czy wpłynie to na twoją zdolność wcielania prawdy w życie? Jeśli nie potrafisz skorygować tego rodzaju aroganckiego i zadufanego usposobienia, czy jest prawdopodobne, że w przyszłości czekają cię wielkie niepowodzenia? Nie ma wątpliwości, że tak będzie, jest to nieuniknione. Czy Bóg widzi, jak te rzeczy przejawiają się w ludziach? Doskonale potrafi to zobaczyć; Bóg nie tylko bada najgłębsze zakamarki duszy człowieka, ale także zawsze obserwuje każdą jego wypowiedź i działanie. A co powie Bóg, kiedy zobaczy, jak przejawiają się w tobie te rzeczy? Bóg powie: »Jesteś zatwardziały! Trzymanie się swego zdania, gdy człowiek nie wie, że się myli, jest zrozumiałe, ale jeśli nadal obstajesz przy swoim, choć dobrze wiesz, że się mylisz, i odmawiasz skruchy, wówczas jesteś upartym starym głupcem i masz kłopot. Jeśli, bez względu na to, czyja to sugestia, reagujesz negatywną i wrogą postawą i w ogóle nie przyjmujesz prawdy – jeśli w twoim sercu nie ma nic poza sprzeciwem, zamknięciem, odmową – to jesteś śmiesznym, niedorzecznym głupcem! Zbyt trudno sobie z tobą poradzić«. Z czym tak trudno jest sobie u ciebie poradzić? Trudność polega na tym, że twoje postępowanie nie jest tylko przejawem błędnego sposobu działania czy błędnego zachowania, lecz ujawnia pewien rodzaj usposobienia. Co to za usposobienie? Nie znosisz i nienawidzisz prawdy. A gdy już zostałeś uznany za kogoś, kto nienawidzi prawdy, to gdy Bóg to zobaczy, będziesz miał kłopot; Bóg cię odrzuci i nie będzie zwracał na ciebie uwagi. (…) Osoba, która nienawidzi prawdy, w swoim sercu nienawidzi Boga. Dlaczego mówię, że nienawidzi Boga? Czy ta osoba przeklinała Boga? Czy sprzeciwiła Mu się prosto w twarz? Czy osądzała Go lub potępiała za Jego plecami? Niekoniecznie. Dlaczego więc mówi się, że ujawnienie takiej postawy – postawy nienawiści wobec prawdy – jest równoznaczne z nienawiścią do Boga? To nie jest wyolbrzymianie, to jest fakt. Podobnie jak w przypadku obłudnych faryzeuszy, którzy przybili Pana Jezusa do krzyża, ponieważ nienawidzili prawdy, konsekwencje takiego postępowania są tragiczne. Innymi słowy, gdy człowiek ma takie usposobienie, że mdli go od prawdy i jest wrogi prawdzie, może ujawnić to usposobienie w dowolnym czasie i miejscu, a jeśli wciąż na nim polega w życiu, to czy będzie sprzeciwiać się Bogu, czy nie? Kiedy zetknie się z jakąś kwestią dotyczącą prawdy, dotyczącą wyborów, których muszą dokonać, i jeśli nie będzie w stanie zaakceptować prawdy, lecz nadal będzie polegał na swoim zepsutym usposobieniu, wtedy naturalnie sprzeciwi się Bogu i Go zdradzi. Dzieje się tak, ponieważ tego rodzaju zepsute usposobienie jest niczym innym jak usposobieniem, które nienawidzi Boga i prawdy” (Tylko żyjąc przed obliczem Boga można mieć z Nim normalną relację, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dopiero po przeczytaniu słów Boga zrozumiałam, że nie tylko mam aroganckie usposobienie, lecz co gorsza prawda mnie nużyła, nienawidziłam jej i nienawidziłam Boga. Wielu braci i wiele sióstr udzielało mi rad, a mój przywódca przycinał mnie i rozprawiał się ze mną, lecz puszczałam ich słowa mimo uszu bez autorefleksji. Wielokrotnie fakty wykazywały, że to, co forsowałam było niewłaściwe. Ciągle wprowadzałam zamęt i zakłócałam pracę, a mimo to, nie zastanawiałam się nad sobą i szłam własną drogą. Czasami, kiedy bracia i siostry udzielali mi rad, wyraźnie czułam, że są dobre i zgodne z zasadami prawdy. W swym bezgranicznym uporze nie słuchałam ich jednak i je odrzucałam. Czy to nie była szatańska skłonność do znużenia prawdą i nienawidzenia jej? Bóg mówi: „A gdy już zostałeś uznany za kogoś, kto nienawidzi prawdy, to gdy Bóg to zobaczy, będziesz miał kłopot”. „Osoba, która nienawidzi prawdy, w swoim sercu nienawidzi Boga”. To martwiło mnie jeszcze bardziej. Bóg ma sprawiedliwe i święte usposobienie, a Jego podejście do ludzi zależy od naszego podejścia do prawdy i do Niego. Bóg wyraża się poprzez prawdę, ale ja wyrażałam się przez usposobienie przejawiające się znużeniem prawdą i nienawiścią do niej. Czy to nie była nienawiść do Boga? Niezależnie od tego, jak skażone jest usposobienie człowieka, o ile akceptuje on prawdę, jest w stanie naprawić wszystko. Ma szansę się zmienić i być zbawionym przez Boga. Jeśli jednak istotą natury człowieka jest znużenie prawdą i nienawiść do niej, wtedy jest wrogiem Boga. Jak wrogowie Boga mogą być zbawieni? Myślałam o wszystkich antychrystach wyrzuconych z kościoła. Nienawidzili oni prawdy i jej w ogóle nie akceptowali, aż w końcu ich ujawniono i wyrzucono.
Bardzo się bałam i jeszcze długo potem żyłam w ciągłym poczuciu winy. Za każdym razem, gdy myślałam o szkodach, które wyrządziłam w pracy, czułam ból przeszywający me serce jak nóż. Modliłam się więc do Boga: „Boże, ta porażka jest zbyt bolesna, ale gdyby nie ona, nie wiedziałabym, że skażenie mojego usposobienia jest aż tak poważne. Nie zdawałabym sobie także sprawy z tego, że grozi mi niebezpieczeństwo. Nie chcę dłużej kierować się moim skażonym usposobieniem. Poprowadź mnie, proszę, bym zaakceptowała prawdę i skupiła się na praktykowaniu prawdy w moich przyszłych obowiązkach”.
Często się potem zastanawiałam: „Co sprawia, że jestem aż tak arogancka? Jak mogę zmienić swoje skażone usposobienie?”. Podczas modlitw dostrzegłam dwa fragmenty słów Boga, które mnie nagle oświeciły. Słowa Boga mówią: „Ludzie, którzy są utalentowani i mają szczególne zdolności, myślą, że są bardzo mądrzy, że wszystko rozumieją – ale nie wiedzą, że talenty i szczególne zdolności nie reprezentują prawdy, że te rzeczy nie mają związku z prawdą. Myśli i opinie ludzi, których zachowanie jest zdeterminowane ich talentami i wyobrażeniami, często są sprzeczne z prawdą – ale oni tego nie widzą i ciągle myślą: »Ależ jestem zmyślny! Dokonałem takich mądrych wyborów! Podjąłem takie słuszne decyzje! Nikt z was mi nie dorówna«. Tacy ludzie nieustannie żyją w stanie narcyzmu i samouwielbienia. Trudno jest im się wyciszyć i zastanowić się, czego Bóg od nich oczekuje, jaka jest prawda i jakie są jej zasady. Trudno jest im zrozumieć prawdę i mimo że wykonują obowiązek, nie są w stanie praktykować prawdy, a więc jest im zarazem niezwykle trudno wkroczyć w jej rzeczywistość” (Na czym dokładnie ludzie polegają w życiu? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Czy waszym zdaniem trudno jest spełniać swój obowiązek we właściwy sposób? W gruncie rzeczy tak nie jest. Ludzie muszą jedynie zdobyć się na pokorę, mieć trochę rozsądku i przyjąć odpowiednią postawę. Bez względu na to, jak jesteś wykształcony, jakie nagrody zdobyłeś, jak wiele osiągnąłeś, bez względu na to, jak wysoka jest twoja pozycja czy status, musisz uwolnić się od tych wszystkich rzeczy, musisz przestać się wywyższać – nic z tego się nie liczy. Jakkolwiek wielkie są te powody do dumy, w domu Bożym nie mogą stać wyżej niż prawda, bowiem te powierzchowne rzeczy nie są prawdą i nie mogą zająć jej miejsca. Musisz mieć jasność w tej kwestii. Jeśli mówisz: »Jestem niezwykle utalentowany, mam bardzo bystry umysł, doskonały refleks, szybko się uczę i mam wyjątkowo dobrą pamięć, więc posiadam kwalifikacje, by podjąć ostateczną decyzję«, jeśli zawsze używasz tych rzeczy jako swojego kapitału i postrzegasz je jako wartościowe, jako coś pozytywnego, to jest to kłopot. Jeśli twoje serce jest zajęte przez te rzeczy, jeśli zakorzeniły się one w twoim sercu, trudno będzie ci zaakceptować prawdę – a konsekwencje tego aż trudno sobie wyobrazić. Dlatego musisz najpierw odrzucić i wyprzeć się wszystkiego, co kochasz, co wydaje się miłe, co jest dla ciebie cenne. Te rzeczy nie są prawdą i mogą ci tylko uniemożliwić wejście w prawdę” (Czym jest odpowiednie wykonywanie obowiązków? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Boga zrozumiałam, że moja arogancja i niezdolność do zaakceptowania prawdy wynikały z tego, że zawsze kierowałam się talentami. Znałam język obcy i miałam pewne doświadczenie zawodowe, z pozoru miałam niezły intelekt i potrafiłam sobie radzić z problemami w pracy i uważałam te talenty za swój kapitał. Dlatego nie poszukiwałam zasad prawdy ani woli Boga, traktowałam braci i siostry z pogardą i nigdy nie słuchałam ich sugestii. Postawiłam talenty ponad wszystko, miałam wysokie mniemanie o sobie, stawałam się coraz bardziej arogancka i ślepo wierzyłam w siebie, jakbym nigdy się nie myliła. Wielokrotnie jednak okazywało się, że moje pomysły były całkowicie niezgodne z zasadami prawdy. Wszystkie były błędne. Podczas gdy bracia i siostry z pozoru byli przeciętni i pozbawieni talentów, spełniając swój obowiązek potrafili praktycznie poszukiwać zasad prawdy, widać w nich było przewodnictwo Boga i osiągali dobre wyniki w ramach swojego obowiązku. Fakty wykazały, że posiadanie talentu nie oznacza rozumienia prawdy. Jeśli spełniamy swój obowiązek, nie poszukując zasad prawdy i kierujemy się wyłącznie talentem, możemy stawać się coraz bardziej aroganccy, stracić człowieczeństwo i rozum oraz mimowolnie sprzeciwiać się Bogu. Aby gruntownie zmienić aroganckie usposobienie, musimy wyzbyć się tego kapitału, a następnie nauczyć się wypierać się siebie i poszukiwać prawdy.
Skupiłam się potem na takim praktykowaniu, ale gdy pojawiały się problemy i chciałam prosić braci i siostry o pomoc, musiałam walczyć sama ze sobą. Czułam, że moje pomysły są najodpowiedniejsze i pytanie kogokolwiek było zbędne. Obawiałam się, że inni będą mną gardzić za niemożność poradzenia sobie z prostymi zadaniami, ale gdy pomyślałam o wykroczeniach, których się dopuściłam, bo za bardzo w siebie wierzyłam, nieco się bałam i brakowało mi śmiałości, by trwać przy własnych pomysłach. Byłam w stanie odrzucić siebie i rozmawiać o tym ze wszystkimi. Wkrótce bracia i siostry dostrzegli, że zyskałam pewne zrozumienie siebie i się zmieniłam. Ponownie wybrano mnie na przywódczynię. Kiedyś w kościele zabrakło diakona od głoszenia ewangelii. Zauważyłam, że Lindsay aktywnie głosiła ewangelię i budowała wspólnotę na spotkaniach, więc postanowiłam, że idealnie nada się na to stanowisko. Wtedy moja siostra partnerująca przypomniała mi, że wybór diakona nie jest błahą sprawą i że powinnam poprosić mojego przywódcę o pomoc. Kiedy dostrzegłam niepewny wyraz twarzy siostry, pomyślałam: „Lindsay zawsze aktywnie głosi ewangelię. Czy są inni odpowiedni kandydaci oprócz niej? Poza tym, awans jest tylko szansą na praktykowanie, więc jeśli się nie nada, to ją przeniesiemy. Po co potrzebna mi rada przywódcy?”. Gdy czułam ten opór, przypomniałam sobie słowa Boga: „Nawet jeśli to, co myślisz, jest słuszne, powinieneś również brać pod uwagę opinie innych, prawda? A jeśli w ogóle tego nie robisz, to czy nie jesteś ekstremalnie zadufany w sobie?”. Tak. Skoro siostra nie była pewna, muszę dociekać. Podczas modlitwy przeczytałam takie słowa Boga: „Jeśli mając jakiś pomysł czy pogląd, zawsze ślepo twierdzisz, że jest on słuszny i że wiesz, co należy zrobić, to jesteś arogancki i zadufany w sobie. Jeśli sądzisz, że twój pomysł czy pogląd jest słuszny, ale nie masz całkowitej wiary w siebie i pewność możesz uzyskać dzięki poszukiwaniu odpowiedzi i rozmowom, to nie jest to bycie zadufanym w sobie. Uzyskanie zgody i aprobaty wszystkich przed zrealizowaniem tego pomysłu jest racjonalnym sposobem działania” (Tylko żyjąc przed obliczem Boga można mieć z Nim normalną relację, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Boga zrozumiałam, że nawet będąc przekonanym o swojej racji, należy nauczyć się odrzucać siebie i poszukiwać prawdy. Tylko z takim podejściem można osiągnąć oświecenie Ducha Świętego i stawać się coraz lepszym w spełnianiu obowiązku. Jeśli z arogancją trwamy przy swoim, pogardzamy upomnieniami innych, nie odrzucimy siebie ani nie szukamy prawdy, nie otrzymamy przewodnictwa Ducha Świętego. Gdy to zrozumiałam, opór powoli znikał z mego serca. Modliłam się i zawierzyłam tę kwesię Bogu. W tym samym czasie dociekałam też zasad wybierania i awansowania ludzi. Kilka dni później dowiedziałam się od znajomej Lindsay, że choć wydawała się być bardzo proaktywna, robiła to tylko po to, by uchodzić za porządną, a często bywała leniwa i przebiegła, z trudem dawała sobie radę, wycofywała się w obliczu problemów i nawet wtedy nie miała wejścia. Zgodnie z zasadami nie nadawała się na diakona. Gdy to usłyszałam, byłam szczęśliwa, że nie nalegałam na swój pomysł. Wybranie niewłaściwej osoby z pewnością utrudniałoby głoszenie ewangelii. Bóg mnie naprawdę ochronił. Byłam wdzięczna za wskazówki płynące z Jego słów. Dostrzegłam, że praktykowanie prawdy i akceptowanie rad innych pozwala uniknąć problemów i porażek w ramach obowiązku. Moje serce też było spokojne. Czuję teraz ogromny wstyd, gdy pomyślę, jaka byłam arogancka. Bez osądu i karcenia słowem Boga i bez poważnego przycinania i rozprawiania się, nigdy bym się nie poddała autorefleksji, nie odrzuciła siebie i nie zaakceptowała rad innych. Jestem teraz skromniejsza i potrafię rozmawiać i poszukiwać z braćmi i siostrami, kiedy mam problemy. Ta niewielka zmiana jest wynikiem słów i dzieła Boga. Z głębi serca dziękuję Bogu.