Głoszenie ewangelii to mój obowiązek, który niezłomnie wykonuję
Dorastałam na wsi razem z ośmiorgiem rodzeństwa. Moja mama była chorowita i nie mogła pracować, a mój tata nie dbał o dom ani nie zarabiał pieniędzy. Udawało nam się jakoś utrzymać tylko dzięki pracy na roli. Wszyscy wokół śmiali się z tego, że moi rodzice nie mieli żadnych umiejętności, i nawet nasi krewni patrzyli na nas z góry i nie chcieli mieć z nami nic wspólnego. Czas mijał, a we mnie zrodziło się poczucie, że będąc częścią tej rodziny, mam niski status społeczny, że jestem osobą z nizin społecznych. Kiedy wychodziłam z domu, nie miałam odwagi, żeby się z kimkolwiek wdać w rozmowę. Wyszłam za mąż za zwykłego robotnika. Wszyscy jego rówieśnicy byli bardziej obiecujący niż on, a kiedy nas spotykali, zadzierali nosa i czasami padały z ich ust słowa pełne sarkazmu lub krytyki. Ciężko mi było i miałam bardzo niską samoocenę. Tak było do momentu, gdy uwierzyłam w Boga i przeczytałam Jego słowa. Zrozumiałam wtedy, że błędnie postrzegam te kwestie, i moje serce doznało ulgi.
W roku 2021 zaczęłam głosić ewangelię. Potem trafiłam na potencjalnych odbiorców ewangelii, szefów i pracowników firm. Wszyscy oni mieli status i pozycję społeczną. Czułam się skrępowana, pomyślałam, że moja rodzina żyje w biedzie, że brak mi wiedzy i statusu i że nie nadaję się do tego, żeby nawiązywać kontakty z tymi ludźmi, cieszącymi się statusem i pozycją społeczną. Ale uświadomiłam sobie, że to jest mój obowiązek, którego nie mogę odkładać na bok, więc pomodliłam się do Boga i powiedziałam Mu, że chcę działać.
Pewnego razu robiłam przygotowania do podzielenia się ewangelią z pewną szefową. Gdy się dowiedziała, że jestem robotnicą, stanowczo odmówiła, mówiąc: „Niech ona tu nie przychodzi, spotykam się tylko z ludźmi cieszącymi się statusem i prestiżem”. Te słowa dotknęły mnie do żywego i pomyślałam: „Mam niski status i niską pozycję, nie jestem nawet godna, by spotkać się z potencjalną nową wierzącą. Jak mam głosić ewangelię? Gdybym miała jakiś status i jakąś pozycję i gdyby mojej rodzinie trochę lepiej się powodziło, może inni nie patrzyliby na mnie z góry w taki sposób”. Gdy o tym pomyślałam, nie czułam specjalnej chęci, by podzielić się ewangelią z tą kobietą. Chciałam wrócić tam, gdzie kiedyś mieszkałam. Wielu tamtejszych ludzi pracowało w polu, nie różnili się ode mnie statusem i pozycją, nie patrzyliby na mnie z góry. Powiedziałam przywódczyni, że trudno się tu głosi ewangelię, że tutejsi ludzie mają pieniądze i wpływy, a ja jestem tylko zwykłą robotnicą i trudno mi nawiązać z nimi kontakty. Poza tym sytuacja pandemiczna była ciężka i nie miałam możliwości współpracy. Przywódczyni się zgodziła. Gdy wróciłam, nie zastanowiłam się nad sobą, więc sprawa pozostawała nierozstrzygnięta.
Latem 2022 roku ktoś, kto został usunięty, polecił mi potencjalnego odbiorcę ewangelii, należącego do wyznania religijnego. Gdy spotkałam się z tą osobą, którą usunięto, uznała, że brak mi ogłady i noszę zgrzebne ubrania, więc zapytała: „Czy ty umiesz głosić ewangelię? Czy rozumiesz Biblię?”. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, co znaczą te słowa, więc szczerze odpowiedziałam: „Głoszę ewangelię religijnym ludziom i jako tako rozumiem Biblię”. Ona powiedziała: „To nie tak, że ja patrzę na ciebie z góry; chodzi o osobę, do której masz pójść. Jej rodzinie dobrze się powodzi, a ona sama ma wysoki status i pozycję społeczną!”. Dobiło mnie to wtedy i pomyślałam: „Jestem ubrana dobrze i odpowiednio; nie mam na sobie luksusowych ciuchów i to wystarczy, żeby ona patrzyła na mnie z góry. Gdyby to była potencjalna nowa wierząca, z pewnością by mną pogardzała. Mój status i moja pozycja są nieporównanie gorsze, ciężko będzie głosić ewangelię!”. Pomyślałam, że gdybym pochodziła z dobrego domu, gdyby mój status i moja pozycja były odrobinę lepsze i gdybym miała pieniądze i wpływy, to głoszenie ewangelii nie musiałoby być aż takie trudne. Byłam dość mocno przygnębiona, więc modliłam się i szukałam Boga, prosząc, by mnie prowadził i pozwolił wynieść z tego jakąś naukę. Poszukując, trafiłam na fragment słów Bożych: „Podczas głoszenia ewangelii często można spotkać się z drwinami, kpinami, szyderstwami i oszczerstwami, a nawet znaleźć się w niebezpiecznych sytuacjach. Na przykład niektórzy bracia i niektóre siostry są potępiani lub porywani przez złych ludzi, a na innych wzywa się policję i przekazuje się ich władzom. Niektórzy mogą zostać aresztowani i osadzeni w więzieniu, podczas gdy inni mogą nawet zostać pobici na śmierć. Wszystkie te rzeczy się zdarzają. Czy jednak teraz, kiedy o tym wszystkim wiemy, powinniśmy zmienić nasze nastawienie do pracy przy szerzeniu ewangelii? (Nie). Głoszenie ewangelii jest powinnością i obowiązkiem każdego. W każdej chwili, niezależnie od tego, co słyszymy, co widzimy czy jak nas traktują, musimy nieść tę odpowiedzialność głoszenia ewangelii. Pod żadnym pozorem nie możemy porzucić tego obowiązku przez negatywne nastawienie czy słabość. Obowiązek głoszenia ewangelii to nie łatwizna, lecz zadanie pełne niebezpieczeństw. Kiedy głosicie ewangelię, nie zetkniecie się z aniołami, kosmitami czy robotami. Będziecie się musieli zmierzyć jedynie ze złym i skażonym człowieczeństwem, żywymi demonami, bestiami – wszystko to są ludzie, którzy przetrwali w tym miejscu pełnym zła, tym złym świecie, dogłębnie zdeprawowani przez szatana i opierający się Bogu. Dlatego proces głoszenia ewangelii z pewnością najeżony jest rozmaitymi niebezpieczeństwami, nie wspominając już nawet o drobnych oszczerstwach, szyderstwach i nieporozumieniach, które zdarzają się powszechnie. Jeśli naprawdę potraktujesz głoszenie ewangelii jak odpowiedzialność, zobowiązanie i swój obowiązek, to będziesz umiał odpowiednio podejść do tych niebezpieczeństw i poradzić sobie z nimi. Nie porzucisz swojej odpowiedzialności ani zobowiązań. Nie odstąpisz też przez nie od swojego pierwotnego zamiaru głoszenia ewangelii i świadczenia o Bogu, nigdy nie zrzekniesz się tej odpowiedzialności, ponieważ jest to twój obowiązek. Jak należy rozumieć ten obowiązek? To wartość i główny obowiązek ludzkiego życia. Szerzenie dobrej nowiny o Bożym dziele w dniach ostatecznych i ewangelii dzieła Boga jest wartością ludzkiego życia” (Szerzenie ewangelii jest powinnością, do której wszyscy wierzący są moralnie zobowiązani, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże mówią nam, że podczas głoszenia ewangelii czymś normalnym są drwiny, szyderstwa, pogarda i upokorzenia, z którymi się spotykamy, bo ci, przed którymi stajemy, głosząc ewangelię, to ludzie skażeni przez szatana. Ale bez względu na okoliczności czy trudności, jakie napotykamy, musimy brać na siebie odpowiedzialność za głoszenie ewangelii. Wcześniej, gdy okazało się, że potencjalna nowa wierząca nie chce się ze mną spotkać, poczułam, że skoro swoim statusem i swoją pozycją nie dorastam jej do pięt i że będzie patrzeć na mnie z góry i wprawi mnie w zażenowanie, to lepiej, żebym nie szła do niej z ewangelią, unikając w ten sposób upokorzenia. Teraz powtarzała się ta sama sytuacja. Moje ubrania były zgrzebne, nie miałam statusu ani pozycji, inni patrzyli na mnie z góry i czułam, że jeśli pójdę z ewangelią do tej kobiety, to będzie patrzeć na mnie z góry i wprawi mnie w zażenowanie. Zaczęłam się więc wycofywać, bojąc się, że moja duma zostanie urażona i stracę twarz. Winą za to obarczałam swoje ubogie pochodzenie. Nie zdawałam sobie sprawy, że to jest próżność, i że to moje pragnienie reputacji i statusu jest źródłem problemu. Pomyślałam o braciach i siostrach, aresztowanych i torturowanych przez szatański reżim za głoszenie ewangelii. Znieśli wiele trudów, a niektórzy otarli się o śmierć, ale potrafili polegać na Bogu i wytrwać przy świadectwie. Gdy wypuszczono ich z więzienia, nadal głosili ewangelię i dawali świadectwo o Bogu. W porównaniu z tym, co oni przeżyli, moje trudy były niczym. Opuściła mnie chęć głoszenia ewangelii, bo w jakimś niewielkim stopniu straciłam twarz. Dotarło do mnie, że nie wykonuję obowiązku w sposób szczery, że nie mam w sobie świadectwa. Bóg wypowiedział miliony słów w trakcie swojego dzieła w dniach ostatecznych, aby zbawić tych, którzy szczerze w Niego wierzą i szukają Jego ukazania się. Jako istota stworzona powinnam mieć wzgląd na intencję Boga, głosić ewangelię i dawać świadectwo o Nim, tak by ludzie usłyszeli Jego głos i ujrzeli Jego ukazanie się. Jest to coś najsprawiedliwszego, a także moja misja i odpowiedzialność. Choć w tym czasie możemy cierpieć z powodu trudów i wstydu, wszystko to jest cenne i ma znaczenie. Gdy już pojęłam intencję Boga, nie chciałam uciekać ani się wycofywać. Nie było ważne, czy ta kobieta, do której miałam pójść z ewangelią, będzie patrzeć na mnie z góry albo mnie zawstydzać, powinnam zapomnieć o sobie i wypełnić swój obowiązek. Wtedy też zrozumiałam, że po skażeniu przez szatana ludzie zwracają uwagę tylko na to, jak ktoś wygląda i czy ma status oraz pozycję. Jeśli spełnia ich oczekiwania, inni ludzie podziwiają go i szanują, ale jeśli komuś brakuje statusu, pozycji, pieniędzy i wpływów, to inni patrzą na niego z góry. Wszystko to dlatego, że szatan skaził ludzkość. Ta osoba, która została usunięta, i ta potencjalna nowa wierząca patrzyły na mnie z góry przez mój status i moją pozycję, to było normalne. Gdy to do mnie dotarło, mój stan nieco się odmienił. Potem odezwałam się ponownie do tej osoby, którą usunięto, a ona była chętna do współpracy. Skontaktowałam się z nią i odkryłam, że w jej pojmowaniu jest wiele absurdów, a zwłaszcza że uparcie trzyma się swoich pojęć i wyobrażeń. Musiałyśmy dać sobie spokój. Ale dowiedziałam się czegoś o sobie dzięki tej sytuacji i w tym przejawia się Boża miłość.
Potem przeczytałam fragment słów Bożych i trochę lepiej zrozumiałam własny stan. Bóg Wszechmogący mówi: „Bez względu na to, jaką masz tożsamość i jaki status, wszystko to z góry ustanowił Bóg. Bez względu na to, jaką rodzinę i jakie pochodzenie przeznaczył ci Bóg, tożsamość, jaką w ten sposób dziedziczysz, nie jest powodem ani do wstydu, ani do dumy. Zasada traktowania własnej tożsamości nie powinna się opierać na regule dumy i wstydu. Bez względu na to, w jakiej rodzinie Bóg cię umieszcza, bez względu na to, z jakiej rodziny za Jego pozwoleniem pochodzisz, w Jego oczach masz tylko jedną tożsamość, czyli tożsamość istoty stworzonej. W oczach Boga jesteś istotą stworzoną, więc jesteś równy każdej osobie w społeczeństwie, która posiada inną tożsamość i odmienny status społeczny. Wszyscy należycie do skażonej ludzkości i wszyscy jesteście ludźmi, których Bóg pragnie zbawić. Rzecz jasna w oczach Boga wszyscy macie też taką samą możliwość wykonywania swoich obowiązków jako istoty stworzone i taką samą możliwość dążenia do prawdy i osiągnięcia zbawienia. Z tej perspektywy, opartej na danej ci przez Boga tożsamości istoty stworzonej, nie powinieneś ani przeceniać, ani nie doceniać swojej tożsamości społecznej. Zamiast tego powinieneś swoją pochodzącą od Boga tożsamość – tożsamość istoty stworzonej – traktować w sposób właściwy i być w stanie harmonijnie współżyć ze wszystkimi na równej stopie i zgodnie z zasadami, których Bóg naucza ludzi i za pomocą których ich napomina. Bez względu na to, jaki jest status społeczny czy jaka jest tożsamość społeczna innych ludzi, i bez względu na to, jaki jest twój status społeczny czy twoja tożsamość społeczna, ktokolwiek przychodzi do domu Bożego i przed oblicze Boga, ma tylko jedną tożsamość, czyli tożsamość istoty stworzonej. Toteż ludzie posiadający niższy status społeczny i bardziej poślednią tożsamość nie powinni czuć się gorsi. Bez względu na to, czy masz talent, czy nie, bez względu na to, jak duży jest twój potencjał, i bez względu na to, czy masz zdolności, czy nie, powinieneś wyzbyć się się swojego statusu społecznego. Powinieneś również wyzbyć się swoich idei i poglądów na temat szeregowania i oceniania ludzi jako wybitnych bądź niskiego stanu na podstawie tego, z jakiej rodziny pochodzą i jaką ta rodzina ma historię. Nie powinieneś czuć się gorszy z powodu swojego niższego statusu społecznego i pośledniejszej tożsamości. Powinieneś się cieszyć, że Bóg cię nie porzucił, mimo iż twoje pochodzenie rodzinne nie jest tak imponujące i spektakularne, a odziedziczony przez ciebie status jest niski. Bóg podnosi ludzi niskiego stanu z gnoju i prochu i nadaje ci tę samą tożsamość istoty stworzonej, co innym ludziom. W domu Bożym i w oczach Boga twoja tożsamość i status są równe tożsamości i statusowi innych ludzi, którzy zostali wybrani przez Boga. Gdy zdasz sobie z tego sprawę, powinieneś wyzbyć się swojego kompleksu niższości i przestać się nim przejmować” (Jak dążyć do prawdy (13), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Po przeczytaniu słów Bożych czułam się naprawdę poruszona. Kiedyś myślałam, że ludzie posiadający status społeczny i pochodzący z dobrej rodziny zajmują szlachetną pozycję, że należą do wyższej klasy ludzi, a ci bez statusu i pozycji są miałcy i należą do nizin społecznych. To przekonanie nie było w zgodzie z prawdą. Odkąd byłam młoda, moja rodzina żyła w biedzie. Nie byłam dobrze wykształcona i nie zdobyłam żadnych umiejętności, już jako dziecko, a potem jako osoba dorosła musiałam znosić pogardliwe spojrzenia innych ludzi. Potem był ślub, ale mój mąż też był ubogi i nie miał statusu społecznego, więc miałam poczucie, że mój własny status i moja pozycja są bardzo niskie, czułam się gorsza od innych. Odczuwałam zazdrość i podziw w stosunku do ludzi, którzy mieli status i pozycję. Potem uwierzyłam w Boga, ale ponieważ byłam robotnicą, potencjalna nowa wierząca nie chciała, żebym podzieliła się z nią ewangelią, więc moje ograniczenia jeszcze bardziej dały mi się we znaki. Nie pochodziłam z dobrego domu, mój statusu był niski i inni by mnie tylko wprawiali w zażenowanie, trudno byłoby przez to głosić ewangelię, więc chciałam wycofać się i uciec. Tak naprawdę w oczach Boga każdy jest istotą stworzoną, każdy ma ten sam status i tę samą pozycję, nie ma tu rozróżnienia na to, co wysokie, i to, co niskie. Ludzie dzielą się na różne klasy w oparciu o pochodzenie i status społeczny, ale Bóg wszystkich traktuje sprawiedliwie. Ludzie muszą jedynie przyjąć prawdę, aby Bóg ich zbawił. Jestem istotą stworzoną, więc powinnam wypełniać swój obowiązek i nie dać się ograniczać statusowi i pozycji.
Potem jeden z braci wskazał mi fragment słów Bożych, który bardzo mnie poruszył. Bóg Wszechmogący mówi: „Zastanówcie się – jak należy podchodzić do wartości człowieka, jego statusu społecznego i pochodzenia rodzinnego? Jaka jest właściwa postawa, którą powinniście przyjąć? Przede wszystkim na podstawie Bożych słów należy dostrzec, jak Bóg podchodzi do tej kwestii; tylko w ten sposób pojmiecie prawdę i nie zrobicie niczego, co jest z nią sprzeczne. Jak zatem Bóg postrzega czyjeś pochodzenie rodzinne, status społeczny, zdobyte wykształcenie oraz bogactwo posiadane w społeczeństwie? Jeśli nie postrzegasz rzeczy w oparciu o Boże słowa, i nie potrafisz stanąć po stronie Boga ani przyjąć rzeczy od Niego, wówczas sposób, w jaki postrzegasz rzeczy, będzie z pewnością daleki od tego, co Bóg zamierza. Jeśli nie ma dużej różnicy, a jedynie niewielka rozbieżność, nie stanowi to problemu; jeśli jednak sposób, w jaki postrzegasz rzeczy, jest całkowicie sprzeczny z Bożymi zamiarami, wówczas jest to niezgodność z prawdą. Jeśli chodzi o Boga, to, co daje On ludziom i ile tego daje, zależy wyłącznie od Niego. Status, jaki ludzie zyskują w społeczeństwie, również jest ustanowiony przez Boga i absolutnie nie aranżują tego sami ludzie. Jeśli Bóg przysparza komuś bólu i cierpienia, czy to oznacza, że taka osoba nie ma nadziei na zbawienie? Czy jeśli ktoś ma niewielką wartość i niską pozycję społeczną, to Bóg go nie zbawi? Jeśli dana osoba ma niski status w społeczeństwie, czy ma przez to niski status w oczach Boga? Niekoniecznie. Od czego to zależy? Zależy to od ścieżki, którą dana osoba kroczy, od tego, do czego dąży, oraz od jej podejścia do prawdy i Boga. Jeśli status społeczny danej osoby jest bardzo niski, jej rodzina jest bardzo biedna, a ona sama jest słabo wykształcona, ale wierzy w Boga w prosty i praktyczny sposób, miłuje prawdę oraz to, co pozytywne, to jaką ma wartość w oczach Boga – wysoką czy niską? Jest cenna czy bezwartościowa? Oczywiście jest wartościowa. Patrząc na to z tej perspektywy, od czego zależy czyjaś wartość – wysoka bądź niska, zacna bądź marna? Zależy od tego, jak Bóg cię postrzega. Jeśli Bóg postrzega cię jako kogoś, kto dąży do prawdy, wówczas posiadasz wartość i jesteś cenny – jesteś cennym naczyniem. Jeśli jednak Bóg widzi, że nie dążysz do prawdy i nie poświęcasz się szczerze dla Niego, to jesteś bezwartościowy, a nie cenny – jesteś marnym naczyniem. Bez względu na to, jak dobrze jesteś wykształcony i jak wysoki jest twój status w społeczeństwie, jeśli nie dążysz do prawdy lub jej nie pojmujesz, nigdy nie będziesz przedstawiać wysokiej wartości; nawet jeśli wiele osób cię wspiera, chwali i uwielbia – wciąż jesteś godnym pogardy nędznikiem. Dlaczego zatem Bóg postrzega ludzi w ten sposób? Dlaczego ktoś tak »zacny«, z tak wysokim statusem w społeczeństwie, z tak wieloma chwalącymi i podziwiającymi go osobami, z tak wysokim prestiżem jest postrzegany przez Boga tak nędznie? Dlaczego Bóg postrzega człowieka w sposób całkowicie sprzeczny z tym, jak postrzegają go inni ludzie? Czy Bóg celowo przeciwstawia się ludziom? Absolutnie nie. Wynika to z tego, że Bóg jest prawdą, Bóg jest sprawiedliwością, człowiek zaś jest zepsuty i nie ma w nim ani prawdy, ani sprawiedliwości. Bóg mierzy człowieka według własnego standardu, a Jego standardem miary człowieka jest prawda” (Punkt siódmy: Oni są źli, podstępni i kłamliwi (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki słowom Bożym zrozumiałam, że o miejscach i rodzinach, w których ludzie przychodzą na świat, decyduje Bóg, a oni sami nie mają w tym względzie żadnego wyboru. Dlatego powinni podporządkować się suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeniom. Bóg nie patrzy na status społeczny czy wykształcenie ludzi, na to, czy są z wyższych sfer, czy z nizin społecznych; On patrzy na to, czy ludzie są w stanie praktykować Jego słowa i wykonywać obowiązek zgodnie z prawdozasadami. Jeśli ktoś ma wysoki status społeczny i pochodzi z dobrej rodziny, ale nie dąży do prawdy ani jej nie przyjmuje, Bóg go nie zbawi. Jeśli ktoś nie ma wiedzy ani statusu, ale miłuje to, co pozytywne, potrafi przyjąć prawdę i postępować zgodnie ze słowami Bożymi, to Bóg będzie go cenił. Bóg patrzy na serca ludzi i ich nastawienie do prawdy. Nie ma znaczenia, jak wysoki ktoś ma status społeczny, jeśli jest on w stanie przyjść do Boga, czytać Jego słowa, dążyć do poznania Go oraz wypełniać obowiązek istoty stworzonej, to ten ktoś jest szlachetny w oczach Boga. Wszyscy ci, którzy nie przychodzą przed oblicze Boga, są miałcy i bezwartościowi. Skoro mogłam zostać wywyższona przez Boga i mogłam otrzymać Jego łaskę, wypełniając powinność istoty stworzonej, powinnam docenić tę szansę daną mi przez Boga, by wypełniać swój obowiązek.
Potem przeczytałam jeszcze jeden fragment słów Bożych: „Bez względu na to, czy twoja rodzina przynosi ci chwałę, czy wstyd, albo czy odziedziczone po rodzinie tożsamość i status społeczny są szlachetne, czy skromne, dla ciebie ta rodzina jest tylko rodziną. Nie determinuje tego, czy możesz zrozumieć prawdę, czy możesz dążyć do prawdy lub czy możesz wkroczyć na ścieżkę dążenia do prawdy. Dlatego ludzie nie powinni uważać tego za bardzo ważną sprawę, bo nie determinuje ona losu człowieka ani jego przyszłości, a tym bardziej ścieżki, którą człowiek podąża. Tożsamość odziedziczona po rodzinie może jedynie determinować twoje własne uczucia i spostrzeżenia pośród innych ludzi. Bez względu na to, czy gardzisz tożsamością odziedziczoną po rodzinie, czy się nią szczycisz, nie może ona przesądzić o tym, czy będziesz w stanie wejść na ścieżkę dążenia do prawdy. Zatem jeśli chodzi o dążenie do prawdy, nie ma znaczenia, jaką tożsamość lub status społeczny dziedziczysz po rodzinie. Nawet jeśli tożsamość, którą odziedziczyłeś, sprawia, że czujesz się lepszy i wyniesiony nad innych, nie warto o niej wspominać. Jeśli zaś wzbudza w tobie poczucie wstydu, niższości i powoduje słabą samoocenę, również i to nie wpłynie to na twoje dążenie do prawdy. Czyż tak nie jest? (Jest tak). Nawet w najmniejszym stopniu nie wpłynie to na twoje dążenie do prawdy ani twoją tożsamość jako istoty stworzonej przed obliczem Boga. Wręcz przeciwnie, niezależnie od tego, jaką tożsamość i status społeczny odziedziczyłeś po rodzinie, z Bożego punktu widzenia każdy ma taką samą szansę na zbawienie, taki sam status i tożsamość w pełnieniu obowiązku i dążeniu do prawdy. Tożsamość, którą odziedziczyłeś po rodzinie, bez względu na to, czy jest zaszczytna, czy haniebna, nie determinuje twojego człowieczeństwa ani ścieżki, którą podążasz. Jeśli jednak przywiązujesz do tej tożsamości dużą wagę i postrzegasz ją jako zasadniczą część swojego życia i istnienia, wówczas będziesz się jej mocno trzymał, nigdy jej nie porzucisz i będziesz się nią szczycił. Jeśli tożsamość, którą odziedziczyłeś po rodzinie, jest szlachetna, będziesz ją postrzegać jako rodzaj kapitału, natomiast jeśli jest skromna, będziesz ją uważać za coś wstydliwego. Bez względu na to, czy tożsamość, którą odziedziczyłeś po rodzinie, jest szlachetna, chwalebna czy wstydliwa, jest to tylko twoje osobiste zrozumienie, po prostu skutek patrzenia na tę kwestię z perspektywy twojego skażonego człowieczeństwa. To tylko twoje własne odczucia, percepcja i zrozumienie, które nie są zgodne z prawdą i nie mają z nią nic wspólnego. Nie jest to kapitał, który możesz wykorzystać w swoim dążeniu do prawdy, ale oczywiście nie jest to też przeszkoda. Jeśli twój status społeczny jest szlachetny i wysoki, nie oznacza to, że tym samym jest kapitałem ułatwiającym ci zbawienie. Jeśli z kolei twój status społeczny jest niski i skromny, nie znaczy to, że jest przeszkodą w dążeniu do prawdy, nie wspominając już o dążeniu do zbawienia” (Jak dążyć do prawdy (12), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że rodzina i status społeczny nie mają nic wspólnego z ludźmi, którzy wierzą w Boga, dążą do prawdy i otrzymują zbawienie. Ponadto głoszenie ewangelii nie ma nic wspólnego ze statusem i pozycją tego, kto ją głosi, natomiast wiąże się z jego nastawieniem do obowiązków, a także z tym, czy potrafi on jasno omawiać dzieło Boże i nieść o nim świadectwo, głosząc ewangelię, i z tym, czy potencjalni odbiorcy ewangelii szczerze wierzą w Boga, bo tylko ci, którzy szczerze wierzą w Boga, są Jego owcami i tylko oni są w stanie usłyszeć i zrozumieć Jego głos. Pomyślałam o jednym bracie, który w filmie grał postać katolickiego księdza o wysokim statusie i wysokiej pozycji. Gdy bracia i siostry przyszli do niego z ewangelią, nie zwracał uwagi na ich status i pozycję, ale usłyszał słowa Boże i był skłonny poszukiwać i zgłębiać. Doszedł do wniosku, że to jest głos Boga i przyjął Go. Odkryłam, że ci szczerzy wierzący chcą słyszeć słowa Boże i prawdę. Czułam się często ograniczana przez swój niski status i swoją pozycję, bo nie było w moim sercu miejsca dla Boga i nie kierowałam się słowami Bożymi w swoim postrzeganiu. W tamtym momencie zrozumiałam, że jestem istotą stworzoną i że głoszenie ewangelii to moja odpowiedzialność i powinność. Bez względu na to, czy potencjalni odbiorcy ewangelii mieli wysoką, czy niską pozycję społeczną, wszyscy oni byli skażonymi ludźmi potrzebującymi zbawienia Bożego. Na mnie spoczywała odpowiedzialność za to, by nieść świadectwo o tym, co mówi i czyni Bóg; a to, czy byli oni w stanie to świadectwo przyjąć, zależało od tego, czy są owcami Boga. Będąc owcami Boga, byliby w stanie usłyszeć i zrozumieć Jego głos.
W sierpniu 2023 roku jedna z sióstr poprosiła mnie, żebym poszła z ewangelią do potencjalnej nowej wierzącej. Gdy dowiedziałam się, że jej rodzina jest bogata i wpływowa oraz że jednym z jej krewnych jest urzędnik wojskowy, od razu pomyślałam o swoim statusie i niskiej pozycji społecznej, o wielkim dystansie, jaki mnie od niej dzielił, i uznałam, że nie dam rady. A gdyby potraktowała mnie z pogardą i nie chciała wysłuchać mojego świadectwa? Przypomniałam sobie, jak się czułam, kiedy spotykałam się z drwinami i wzgardą, dlatego właśnie nie chciałam stykać się z ludźmi o wysokim statusie społecznym. Potem pomyślałam o tych słowach Bożych: „Jak zatem Bóg postrzega czyjeś pochodzenie rodzinne, status społeczny, zdobyte wykształcenie oraz bogactwo posiadane w społeczeństwie? Jeśli nie postrzegasz rzeczy w oparciu o Boże słowa, i nie potrafisz stanąć po stronie Boga ani przyjąć rzeczy od Niego, wówczas sposób, w jaki postrzegasz rzeczy, będzie z pewnością daleki od tego, co Bóg zamierza” (Punkt siódmy: Oni są źli, podstępni i kłamliwi (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Zrozumiałam, że wciąż ograniczają mnie mój status i moja pozycja społeczna oraz że powinnam w swoim postrzeganiu kierować się słowami Bożymi. Bez względu na to, jak wysoki status i jak wysoką pozycję mają potencjalni odbiorcy ewangelii, w oczach Boga wszyscy jesteśmy istotami stworzonymi, wszyscy mamy takie samo zepsute usposobienie i wszyscy potrzebujemy Bożego zbawienia. Musiałam tylko polegać na Bogu i starać się jak najlepiej współpracować. To, czy potencjalny odbiorca przyjmie ewangelię, było w rękach Boga. Gdy o tym pomyślałam, nie czułam się już ograniczana. Potem, gdy poszłam z ewangelią do tej osoby, czułam wielki spokój, myśląc tylko o tym, jak ją pozyskać. Wbrew wszelkim oczekiwaniom okazała się bardzo gościnna. Czytałam jej słowa Boga Wszechmogącego, mówiłam i dawałam świadectwo o Jego dziele w dniach ostatecznych. Ona słuchała i była w stanie zrozumieć to, co słyszała. Po czwartym omówieniu powiedziała: „Siostro, podoba mi się to, co mówisz, i możesz odwiedzać mnie codziennie. Jeśli przyprowadzisz ludzi na zgromadzenie, wejdź na piąte piętro mojego domu. Od razu cię oprowadzę”. Gdy zobaczyłam, że wcale nie traktuje mnie chłodno, a do tego chce zgłębiać dzieło Boże, byłam bardzo poruszona. Zrozumiałam, że ci, którzy szczerze wierzą w Boga, słyszą Jego słowa i prawdę i że musimy tylko jasno omawiać dzieło Boże i dawać o nim świadectwo, by osiągać wyniki. Jeśli ludzie są owcami Boga, to potrafią usłyszeć i zrozumieć Jego głos oraz przyjść do Niego. Nie ma znaczenia, jaki mają status lub jaką zajmują pozycję w społeczeństwie. Potem, gdy głosząc ewangelię stykałam się z ludźmi o wysokim statusie i wysokiej pozycji społecznej, to w oparciu o słowa Boże i zasady oceniałam, czy są kimś, z kim można podzielić się ewangelią. Jeśli szczerze wierzyli w Boga, wkładałam całe serce w omawianie dzieła Bożego i dawanie świadectwa o nim. Nie ograniczały mnie już status i pozycja społeczna, moje serce się wyzwoliło. Bogu dzięki!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.