Refleksje nad pragnieniem statusu
To było w 2019 roku, gdy wybrano mnie na przywódcę. Podlegała mi wtedy produkcja filmowa. Ucząc się od kilku liderów zespołu, stopniowo opanowałem zasady produkcji i rozwinąłem własną perspektywę. Często to, co mówiłem na dyskusjach, spotykało się z aprobatą. Jakość naszych filmów podnosiła się i bracia i siostry z innych kościołów przychodzili się od nas uczyć. Czułem, że udało mi się sporo osiągnąć, i myślałem: „Nie tylko radzę sobie z pracą kościoła, ale potrafię wykryć problemy w produkcji filmowej. Jeśli ktoś ma poważną zagwozdkę, pyta mnie o radę. Sądzę, że jestem kompetentnym przywódcą”.
Potem brat, który ze mną pracował, został przeniesiony, bo sobie nie radził, i przydzielono mi siostrę Lisę. Zacząłem się zastanawiać: Omówienia Lisy były wnikliwsze niż moje, ale ja dłużej pracowałem przy produkcji filmowej i miałem większe doświadczenie. Nie mogła się ze mną równać i była trochę niefrasobliwa w słowach i działaniach. Miałem nad nią przewagę i to głównie ja kierowałem naszą pracą. Gdy jednak Lisa lepiej zaznajomiła się z pracą kościoła, stała się jeszcze lepsza w swoich omówieniach i w rozwiązywaniu problemów. Bracia i siostry zaczęli do niej zwracać się ze swoimi pytaniami i w naszym kościele już nie tylko ja się wyróżniałem. Widząc, że Lisa pracuje sumiennie i odpowiedzialnie, a jej omówienia słów Boga są praktyczniejsze od moich, podświadomie poczułem się zagrożony. Zwłaszcza obserwując, że liderzy zespołu często aprobują jej pomysły, dałem się opanować zawiści. Gdyby to trwało dalej, prędzej czy później zepchnęłaby mnie w cień i stałbym się kimś coraz mniej znaczącym. Do tego nie mogłem dopuścić, musiałem znaleźć sposób, by ją prześcignąć.
Później omawiając pracę z liderami, zawsze starałem się pierwszy prezentować swoje pomysły. Raz, gdy dyskutowaliśmy na temat problemu z jednym filmem, wystąpiłem z sugestią, ale inni uznali, że problem nie dotyczy zasad, odrzucili mój pomysł i zmienili temat. Poczułem się upokorzony. Miałem dobry pomysł, czemu więc nie udało się innych do niego przekonać? Coś mnie ścisnęło za gardło w kluczowym momencie. Pokazałem, że nie mogę się mierzyć z Lisą. Po jej wypowiedzi poczułem, że w zupełności straciłem twarz, a to podsyciło jeszcze bardziej moją zazdrość. Raz, po dyskusji, lider zespołu powiedział mi na osobności: „Wydajesz się ostatnio skołowany. Odzywasz się zawsze jako pierwszy, zanim dobrze zrozumiesz, o czym dyskutujemy. To zaburza nasz proces myślonwy. Potem musimy ci znów wszystko tłumaczyć i nasza praca się przez to opóźnia. Przemyśl to sobie”. Strasznie mnie to przygnębiło i zniechęciło. Kiedyś liderzy zespołu akceptowali większość moich pomysłów. Ale odkąd zjawiła się Lisa, mój status zaczął podupadać. Nikogo nie obchodziło, co mam do powiedzenia, a w dodatku zakłóciłem pracę kościoła. Jak mogłem się im na oczy pokazać? Nie zreflektowałam się i za wszystko winiłem Lisę. Przez kilka dni dąsałem się i czułem coraz większe przygnębienie, nie byłem w stanie efektywnie pracować. Przywódczyni wyższego szczebla oznajmiła, że część pracy, jaka mi do tamtej pory podlegała, zostanie przydzielona Lisie. Wcale mnie to nie ucieszyło, ale nic nie powiedziałem. Pomyślałem: „Po tej zmianie Lisa będzie mieć pod sobą większą część pracy kościoła, a ja będę asystentem. Czy inni pomyślą, że odebrano mi część pracy, bo sobie nie radziłem? Kiedyś miałem pod swoją pieczą całość pracy kościoła, a teraz Lisa mnie całkowicie przyćmiła. Póki ona tu jest, ja pozostanę na bocznym torze”. Coraz bardziej mnie te myśli przygniatały i wyszedłem z biura z ciężkim sercem. Leżałem bezczynnie na łóżku i nie umiałem pogodzić się z tą nową rzeczywistością. Lisa nie przewyższała mnie charakterem i zdolnościami. Ja też kierowałem długo produkcją filmów i miałem doświadczenie, czemu więc ona okazywała się lepsza ode mnie? Nie mogłem dać się tak pognębić. Choćby nie wiem co, musiałem odzyskać swoją reputację i swój status! Od tamtej pory czekałem, aż Lisie powinie się noga, a ja będę mógł wrócić na podium. Raz Lisa nie dała mi znać, że zamierza rozmówić się z liderami zespołu, i pracę zainicjowano bez mojej wiedzy. Skorzystałem z okazji, aby przypuścić pasywno-agresywny atak na jej samowolne działania, dając upust nagromadzonej frustracji. Powiedziałem, że jestem tylko pionkiem, bez wpływu na pracę liderów. Gdy to mówiłem, twarz Lisy oblał rumieniec. Mimo że to z siebie wyrzuciłem, czułem w sercu mrok i przygnębienie. Przywódczyni zainicjowała wtedy pewien projekt, ale z kilku powodów posuwał się on bardzo powoli. Miałem mnóstwo czasu, żeby pomóc przy tym projekcie, ale pomyślałem: „To głównie Lisa odpowiada za ten projekt, więc jeśli wszystko się uda, nie mnie przypadną laury. Niech Lisa się tym zajmie. I niech sobie zęby na tym połamie. Wtedy ludzie stracą do niej szacunek”. Nieustannie wtedy rywalizowałem o reputację i osobiste korzyści. Nie dźwigałem żadnego brzemienia, tylko pozorowałem pracę. Nie potrafiłem rozwiązać problemów w mojej pracy, a pojawiało się ich coraz więcej. Wcale się przez to nie zreflektowałem, tylko robiłem się coraz bardziej rozdrażniony. Skupiałem na wadach innych, czepiałem się ich i zakłócałem pracę. Gdy przywódczyni się o tym dowiedziała, obnażyła mój problem. W duchu protestowałem: „Nie tylko ja odpowiadam za to, że praca nie przynosi rezultatów. Czemu to mnie besztają?”. Nie miałem wtedy za grosz samoświadomości, za wszystko winiłem Lisę, a także liderów zespołu, uważając, że postępują wbrew zasadom. Nie akceptowałem kolejnych omówień przywódczyni i nie wykonywałem praktycznej pracy, więc mnie zwolniła. Gdy to się stało, poczułem w sobie zżerającą mnie pustkę i udrękę. Pomodliłem się więc, prosząc Boga, by mi pomógł czegoś się nauczyć.
Potem przeczytałem dwa fragmenty słów Boga, zyskując nieco samowiedzy. Bóg Wszechmogący mówi: „A jakie jest typowe powiedzenie antychrystów w każdej grupie? Brzmi ono: »Muszę rywalizować! Rywalizować! Rywalizować!«. W istocie tacy ludzie niekoniecznie chcą zdobyć najwyższy status albo przejąć w wielkim stopniu kontrolę nad innymi; po prostu noszą w sobie pewne usposobienie, pewną mentalność, która każe im tak postępować. Co to za mentalność? Można ją ująć tak: »Muszę rywalizować! Rywalizować! Rywalizować!«. Dlaczego trzy razy powtórzone jest słowo »rywalizować«? (Rywalizacja stała się ich życiem, to ich sposób na życie). To jest ich usposobienie. Urodzili się z usposobieniem, które jest zaciekle aroganckie i trudne do pohamowania. Widzą siebie jako absolutnie najlepszych i są straszliwie zarozumiali. Nikt nie jest w stanie ukrócić ich niewiarygodnie aroganckiego usposobienia; oni sami nie potrafią nad nim zapanować. Dlatego całe ich życie sprowadza się do walki i rywalizacji. O co takiego walczą i rywalizują? Oczywiście o prestiż, status, szacunek i własne interesy. Uciekną się do wszelkich koniecznych metod i jeśli tylko wszyscy się im podporządkowują, a oni sami zdobywają dla siebie korzyści i status, to wówczas osiągają swój cel. Ich wola rywalizacji nie jest jedynie chwilową rozrywką; jest to rodzaj usposobienia, które swoje źródło ma w szatańskiej naturze. Jest to takie usposobienie, jakie ma wielki czerwony smok walczący z Niebiosami, walczący z ziemią i walczący z ludźmi. Gdy antychryści walczą i rywalizują z innymi w kościele, to czego chcą? Bez wątpienia rywalizują o prestiż i status. Ale jeśli uzyskają status, jaki mają z niego pożytek? Co im to daje, że inni ich słuchają, podziwiają i czczą? Nawet sami antychryści nie są w stanie tego wyjaśnić. W rzeczywistości lubią cieszyć się prestiżem i statusem, lubią, gdy wszyscy wokół uśmiechają się do nich, lubią pochlebstwa i nadskakiwanie. Dlatego ilekroć antychryst zjawia się w kościele, robi jedną rzecz: walczy i rywalizuje z innymi. Nawet jeśli zdobędzie władzę i status, to jeszcze nie koniec. By chronić swój status i ugruntować swoją władzę, dalej walczy i rywalizuje z innymi. Antychryści będą tak postępować aż do samej śmierci. Wyznają następującą filozofię: »Dopóki żyjesz, nie przestawaj walczyć«. Jeśli tego rodzaju zła osoba jest w kościele, czy wprowadzi zamęt wśród braci i sióstr? Na przykład, jeśli wszyscy w spokoju jedzą i piją słowa Boga oraz omawiają prawdę, atmosfera będzie harmonijna, a nastrój – przyjemny. W takiej sytuacji antychryst wpada w furię. Będzie zazdrościł tym, którzy omawiają prawdę, i znienawidzi ich. Zacznie ich atakować i wydawać sądy na ich temat. Czy to nie zaburzy harmonijnej atmosfery? Ta zła osoba zjawiła się, by siać zamęt i budzić wstręt. Tacy właśnie są antychryści. Czasem nie dążą do tego, by zniszczyć lub pokonać tych, z którymi rywalizują i których represjonują; jeśli tylko zdobyli prestiż i status, odczuwają dumę i cieszą się szacunkiem, a ludzie ich podziwiają, to osiągnęli już swój cel” (Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Im więcej będziesz walczyć, tym głębsza ciemność będzie cię otaczać i tym więcej odczuwać będziesz zawiści i nienawiści, a twoje pragnienie zysku będzie tylko narastać. Im silniejsze zaś twoje pragnienie zysku, tym bardziej będziesz niezdolny do tego, aby go osiągać, a gdy nie będziesz w stanie osiągać zysku, tym bardziej narastać będzie twoja nienawiść. Gdy zaś nienawiść twoja będzie rosła, twoje wnętrze będzie pogrążać się w coraz większym mroku. Im mroczniejsze będzie twoje wnętrze, tym gorzej będziesz wykonywać swoje obowiązki, a im gorzej będziesz je wykonywać, tym mniej będzie z ciebie pożytku dla domu Bożego. Jest to wzajemnie powiązane, błędne koło. Jeśli nigdy nie będziesz potrafił dobrze wykonywać swoich obowiązków, to stopniowo zostaniesz odrzucony” (Wolność i wyzwolenie można zyskać tylko przez odrzucenie skażonego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Rozmyślając o słowach Boga, pojąłem, że moja rywalizacja o reputację i korzyść nie była niczym innym niż usposobienie antychrysta, które Bóg zdemaskował. Odkąd Lisa miała lepsze wyniki ode mnie i zaskarbiła sobie szacunek wśród braci i sióstr, tliło się we mnie pragnienie, by dowieść, że wcale nie jest lepsza ode mnie, że mnie nie przewyższy. Myślałem tylko o tym, jak podkopać jej pozycję. Podczas dyskusji wcinałem się z moimi pomysłami, chcąc wyróżnić siebie i przyćmić Lisę, nie myśląc w ogóle o tym, w jaki sposób wpłynie to na naszą pracę. Gdy przywódczyni przydzieliła część mojej pracy Lisie, roznieciło to moją zazdrość i miałem poczucie, że Lisa spycha mnie w cień. Wyszły na jaw moje złośliwe pobudki. Zacząłem szukać okazji, by wytknąć Lisie jakieś niedociągnięcia i niedopatrzanie, by dać upust frustracji i osiągnąć swój cel bez względu na to, jaką krzywdę bym Lisie wyrządził. Gdy jeden z projektów stał w miejscu, to choć widziałem dobrze, w czym problem, i miałem czas, żeby pomóc, nie kiwnąłem nawet palcem, wiedząc, że za projekt odpowiada Lisa. Po cichu liczyłem na to, że straci twarz. Zbyt silne było moje pragnienie reputacji i statusu, byłem nieżyczliwy i w ogóle nie chroniłem pracy kościoła. Rywalizowałem o reputację i korzyść, zawsze starając się przegonić innych, nie myślałem wcale o obowiązkach. Praca, która mi podlegała, utknęła w martwym punkcie, a ja pogrążyłem się w mroku. Przez tę rywalizację wpadłem w błędne koło. Jak mówi Bóg: „Jeśli nigdy nie będziesz potrafił dobrze wykonywać swoich obowiązków, to stopniowo zostaniesz odrzucony”. Zasiałem zamęt w pracy kościoła i nie zreflektowałem się. Gdyby tak było dalej, kto wie, do jakich zakłóceń bym jeszcze doprowadził. W najgorszym razie mogłem nawet zostać wyrzucony. Na szczęście, zwolniono mnie, zanim zniżyłem się do popełnienia zła. Bóg dał mi szansę, żebym się zreflektował i poznał samego siebie, rozprawił się z moją żądzą reputacji i statusu. Dotarło do mnie, że to było Boże zbawienie i Boża ochrona. Podziękowałem Bogu i mój stan się poprawił. Postanowiłem, że będę pełnić obowiązki praktycznie, bez rywalizacji o reputację i korzyść.
Przestałem tak bardzo zwracać na siebie uwagę. Nawet gdy powierzano mi sprawy ogólne, drobne prace i mało imponujące zadania, podporządkowywałem się, wiedząc, że Bóg dał mi tę szansę, bym okazał skruchę, więc powinienem działać praktycznie. Wkrótce rozpoczął się nowy projekt filmowy i zaskoczyło mnie, że to mnie wybrano na producenta. Cieszyła mnie ta szansa i sumiennie zabrałem się za poszukiwanie zasad. Po pewnym czasie film zaczął nabierać kształów i widząc pierwsze efekty, byłem całkiem z siebie zadowolony. Znów poczułem pragnienie statusu, myśląc: „Odebrano mi stanowisko przywódcy, ale człowiek zdolny dopnie swego. Muszę skorzystać z tej okazji, by zademonstrować swoje mocne strony i dowieść swojego talentu”. Tłumaczyłem to sobie tak: „Lisa może jest lepsza niż ja w omawianiu prawdy i rozwiązywaniu problemów, ale ja mam nad nią przewagę, jeśli chodzi o umiejętności zawodowe. Jeśli przyłożę się do tego filmu, wszyscy zobaczą, że się poprawiłem, i może znów wybiorą mnie na przywódcę, a wtedy pokażę Lisie, gdzie jej miejsce”.
Raz usłyszałem, że postępy pracy są nikłe i przywódczyni przycięła kilka osób za filmy naruszające zasady. Poczułem wtedy gorzką radość. „No i co? Produkcja filmów wcale nie idzie lepiej, odkąd mnie zwolniono. Jest gorzej, niż było. Kiedyś wykrywałem problemy i miałem pomysły, lepiej będzie, jeśli teraz utkną w martwym punkcie. Widzą, że tamte problemy to wcale nie była tylko moja wina, ale również Lisy”. Potem usłyszałem, że Lisa jest w gorszym stanie, brakowało światła jej omówieniom, a bracia i siostry zmagali się z problemami i wpadali w zniechęcenie. Pomyślałem: „Jeśli tak dalej pójdzie, być może pojawi się jakiś poważny problem i Lisa zostanie zwolniona. Może wtedy wybiorą mnie na przywódcę i znów będę nadzorował tę pracę”. Dalej pracowałem nad filmem, bacznie obserwując sytuację Lisy. Okazało się, że Listę przycięto i się z nią rozprawiono. Jej stan się poprawił. Bracia i siostry pojęli zasady dzięki porażkom i niepowodzeniom, zaczynali się wykazywać lepszymi wynikami. Byłem rozczarowany i przybity. Kiedy podczas zgromadzenia Lisa podzieliła się tym, co zyskała i czego doświadczyła ostatnio, zyskała ogólną aprobatę, a mnie to jeszcze bardziej rozdrażniło. Wezbrały mnie zazdrosne i nienawistne myśli. Czułem, że nie ma szans na mój wielki powrót. Straciłem motywację i zrobiłem się rozkojarzony podczas pracy nad filmem. Po kilku dniach film był gotowy. Ku mojemu zaskoczeniu, przywódczyni dostrzegła istotny problem podczas weryfikacji i kazała komuś innemu przerobić film. Mi nie powierzyła nowych obowiązków. Zupełnie nie wiedziałem, co robić. Tylko w produkcji filmowej miałem się czym popisać. Teraz i to mi odbrano. Bracia i siostry zajmowali się pilnie swoimi obowiązkami, a ja nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Czułem się strasznie. Byłem samotny, przybity i udręczony, przygnieciony cierpieniem. Modliłem się ze łzami: „Dobry Boże, wiem, że to Twoja sprawiedliwość postawiła mnie w tej sytuacji. Gdy mnie zwolniono, nie zreflektowałem się i nie poznałem samego siebie, tylko szukałem sposobów na swój wielki powrót i na wyróżnienie się. Byłem złośliwy i arogancki, obudziłem w Tobie wstręt. Nie mogę teraz pełnić obowiązków i stałem się pasożytem w kościele. O Boże, nie chcę już więcej rywalizować o reputację i korzyść. Proszę, oświeć mnie i pozwól, bym prawdziwie poznał siebie, tak abym mógł wzgardzić sobą i porzucił dawnego siebie”.
Potem trafiłem na ten fragment słów Boga: „Antychryści uważają swój status i reputację za ważniejsze od wszystkiego innego. Ci ludzie są nie tylko przebiegli, podstępni i niegodziwi, ale także w najwyższym stopniu podli. Co robią, gdy odkryją, że ich status jest zagrożony lub że stracili miejsce w sercach ludzi, gdy tracą ich poparcie i sympatię, kiedy inni już ich nie czczą i nie podziwiają, a oni sami okryli się hańbą? Nagle się zmieniają. Jak tylko stracą status, zaczynają się odnosić niechętnie do pełnienia jakiegokolwiek obowiązku, a jeśli już coś robią, to byle jak. Nie są zainteresowani robieniem czegokolwiek. Ale to nie jest najgorszy przejaw. Co jest najgorsze? Kiedy tylko ci ludzie stracą status, kiedy nikt ich nie podziwia i nikt nie daje im się omotać, wychodzi z nich nienawiść, zazdrość i potrzeba zemsty. Nie tylko brakuje im bojaźni Bożej, nie mają też ani krzty posłuszeństwa. Co więcej, w sercach skłonni są nienawidzić domu Bożego, kościoła, a także przywódców i pracowników; w głębi serca pragną, by dzieło kościoła napotkało problemy lub utknęło w martwym punkcie; chcą śmiać się z kościoła oraz z braci i sióstr. Nienawidzą też każdego, kto podąża za prawdą i ma w sobie bojaźń Bożą. Atakują i drwią z każdego, kto wiernie wypełnia swój obowiązek i jest gotów zapłacić cenę. Takie jest usposobienie antychrystów – czy nie jest ono zawzięte? Jasne jest, że to źli ludzie; antychryści w swojej istocie są złymi ludźmi. Nawet gdy zgromadzenia odbywają się online, a oni widzą, że połączenie jest dobre, klną pod nosem i powtarzają sobie: »Oby połączenie się zerwało! Oby połączenie się zerwało! Lepiej, żeby nikt nie słuchał tych kazań!«. Kim są tacy ludzie? (Diabłami). To diabły! Z pewnością nie są ludźmi należącymi do Domu Bożego” (Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg ujawnia zawziętą naturę antychrystów. Gdy tracą oni swój status i wsparcie innych, nie tylko zaczynają zaniedbywać swoje obowiązki, markując pracę, ale robią się zawistni, mściwi i pełni nienawiści. Liczą na to, że w pracy kościoła wystąpią problemy, by mogli złośliwie śmiać się z domu Bożego i innych. Moje postępowanie było dokładnie takie jak to, które ujawnia Bóg. Gdy mnie zwolniono i straciłem status, zrobiłem się zawistny i mściwy. Gdy usłyszałem, że są problemy z pracą, którą nadzoruje Lisa, i że się z nią rozprawiono, w duchu się z tego cieszyłem i nie mogłem się doczekać, aż poważny problem spowoduje zwolnienie Lisy, którą ja bym wtedy zastąpił. Gdy okazało się, że stan Lisy się poprawił, że inni się czego nauczyli i że praca kościoła zaczęła iść w dobrym kierunku, przybiło mnie to. Zachowywałem się jak antychryst. Tylko antychryści i szatan nienawidzą Boga i prawdy, licząc, że praca kościoła utknie w martwym punkcie, że wszyscy się zniechęcą i stracą Boże zbawienie, a na koniec trafią do piekła z antychrystami. Choć byłem członkiem kościoła i otrzymałem tak dużo pokarmu słów Bożych, szukałem reputacji i statusu zamiast prawdy, zakłóciłem pracę kościoła i nie okazałem skruchy. Ponieważ moja żądza statusu nie została zaspokojona, liczyłem, że w kościele dojdzie do problemów, tak żeby Lisa nie wyglądała lepiej niż ja. To były toksyczne, podłe myśli. Ludzie w domu Bożym powinni mieć jedno serce z Bogiem. Widząc, że inni dążą do prawdy, pełnią obowiązki i mają względ na wolę Boga, są szczęśliwi. Gdy coś zakłóci pracę kościoła, przeciwdziałają temu. Tymczasem ja widziałem problemy w produkcji filmowej i bierność innych, ale nie pomogłem im tych problemów rozwiązać, a nawet złośliwie się śmiałem. Gdy poprawił się ich stan i produkcja zaczęła wracać do normy, byłem nieszczęśliwy. Moje myśli były toksyczne. Nie chroniłem pracy kościoła i nie byłem godny pozostawać w domu Bożym. Jak bezwstydnie myślałem o zostaniu przywódcą!
Przeczytałem inny fragment słów Bożych, i dzięki niemu pojąłem swoje szatańskie usposobienie. Bóg Wszechmogący mówi: „Niech nikt nie ma się za doskonałego, wybitnego i szlachetnego albo wyróżniającego się na tle innych. Wszystko to ma swoje źródło w aroganckim usposobieniu i ignorancji ludzi. Wiecznie uważanie siebie za wybitnego – to jest spowodowane przez aroganckie usposobienie. Nieakceptowanie swoich niedoskonałości i nieumiejętność stawienia czoła swoim błędom i niepowodzeniom – to efekt aroganckiego usposobienia. Niepozwalanie, by inni byli wyżej lub by byli lepsi – to efekt aroganckiego usposobienia. Niedopuszczanie, by inni byli ponadprzeciętni lub silniejsi – to efekt aroganckiego usposobienia. Niepozwalanie innym, by mieli lepsze przemyślenia, sugestie i poglądy niż się samemu ma, a kiedy tak jest, popadanie w negatywne myśli, odmawianie rozmów, czucie się udręczonym i zniechęconym oraz zdenerwowanym – to efekty aroganckiego usposobienia. Aroganckie usposobienie może spowodować, że będziesz chronił swoją reputację i nie będziesz umiał przyjąć przewodnictwa innych, dostrzec własnych niedoskonałości i zaakceptować swoich niepowodzeń i błędów. Co więcej, kiedy ktoś jest od ciebie lepszy, może to wywołać nienawiść i zazdrość w twoim sercu, a ty możesz się poczuć tak skrępowany, że stracisz chęć spełniania obowiązku lub zaczniesz spełniać go niedbale. Aroganckie usposobienie może wywołać w tobie pojawienie się takich zachowań i praktyk” (Zasady, jakimi należy się kierować w zachowaniu, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Zastanowiłem się nad sobą w kontekście słów Boga: Nieustannie próbowałem rywalizować z Lisa, bo nie rozumiałem swojego aroganckiego usposobienia i nie wiedziałem, jaki tak naprawdę jestem. Cały czas wierzyłem, że jestem kompetentny i mam doświadczenie. Byłem z tego dumny i czułem, że przewyższam Lisę w tych obszarach. Myślałem, że te kwalifikacje wystarczą, by dobrze wykonywać pracę, więc gdy Lisa zaczęła mieć lepsze wyniki niż ja i gdy przywódczyni przekazała jej część moich obowiązków, zezłościłem się, bo myślałem, że ona nie jest lepsza niż ja. Chciałem nawet zrobić wielki powrót po tym, jak mnie zwolniono. Miałem wprawdzie nieco większe doświadczenie i byłem bardziej obeznany z pracą oraz mogłem doradzać w sprawie produkcji filmów, ale to nie znaczyło, że nadaję się na przywódcę. Przywódca ma przede wszystkim prowadzić innych w czytaniu słów Boga i wkraczaniu w prawdę oraz rozwiązywać problemy w kościele, by zapewnić normalny przebieg pracy. Ja nie rozwiązywałem praktycznych problemów. Gdy liderzy zespołu się ze sobą nie zgadzali, kłócili się i nikt nie chciał ustąpić, nie wiedziałem, jak omawiać prawdę, by rozwiązać problemy i przywrócić harmonię. Gdy bracia i siostry robili się bierni i potrzebowali omówień słów Boga, by zyskać wsparcie, wychodził mój brak doświadczenia, a moje płytkie omówienia nie rozwiązywały problemów. Wszystkie aspekty pracy kościoła sprawiały mi kłopot. Lisa może i miała jakieś braki w umiejętnościach, ale umiała rozwiązywać różne trudności w pracy kościoła. Przywódczyni powierzyła jej część mojej pracy dla dobra kościoła, ale byłem zbyt arogancki i miałem mylny obraz własnym zdolności. Nie mogłem równać się z Lisą, ale ja myślałem inaczej i nie chciałem ustąpić, wciąż rywalizowałem. Byłam tak niedorzecznie arogancki! Potem trafiłem na ten fragment słów Bożych: „Nic nie jest Bogu bardziej nienawistne niż ludzka pogoń za statusem, ponieważ dążenie do statusu jest szatańską skłonnością; jest to niewłaściwa ścieżka, zrodzona ze skażenia przez szatana, jest to coś, co Bóg potępia i właśnie to, co Bóg osądza i czyści. Bóg niczym nie gardzi bardziej, niż tym, gdy ludzie dążą do statusu, a ty mimo to uparcie rywalizujesz o status, nieodzownie pielęgnujesz go i chronisz, ciągle starając się zagarnąć go dla siebie. A czyż wszystkie te działania, w samej swej naturze, nie są antagonistyczne wobec Boga? Bóg nie daje ludziom statusu; daje im prawdę, drogę i życie, i ostatecznie sprawia, że stają się adekwatnym stworzeniem Bożym, małym i nieznaczącym stworzeniem Boga – nie zaś kimś, kto ma status i prestiż i jest czczony przez tysiące ludzi. Dlatego też z jakiejkolwiek perspektywy się na to spojrzy, pogoń za statusem jest ślepym zaułkiem. Bez względu na to, jak rozsądne jest twoje usprawiedliwienie dla dążenia do statusu, ta ścieżka wciąż jest zła i Bóg jej nie pochwala. Bez względu na to, jak bardzo się starasz i jak wielką cenę płacisz, jeśli pragniesz statusu, Bóg ci go nie da; jeśli Bóg go nie da, poniesiesz porażkę w walce o niego, a jeśli będziesz walczył dalej, wynik będzie tylko jeden: zostaniesz zdemaskowany i odrzucony, a wtedy znajdziesz się w ślepym zaułku” (Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Gdy to przeczytałem, przeraziło mnie moje zachowanie, zwłaszcza po tych słowach: „Jeśli pragniesz statusu, Bóg ci go nie da; jeśli Bóg go nie da, poniesiesz porażkę w walce o niego, a jeśli będziesz walczył dalej, wynik będzie tylko jeden: zostaniesz zdemaskowany i odrzucony, a wtedy znajdziesz się w ślepym zaułku”. Pojąłem, że sprawiedliwe usposobienie Boga jest nienaruszalne. Kościół dał mi szansę pełnić te obowiązki, bym nauczył się dążyć do prawdy i stał się adekwatną istotą stworzoną. Ale ja wciąż tylko rywalizowałem o status. Czy umyślnie sprzeciwiałem się żądaniom Boga? Bóg niczym innym bardziej nie gardzi. Choć pełniłem te obowiązki już długi czas, nie potrafiłem stworzyć dobrego filmu. Gdy byłem przywódcą i mieliśmy dobre wyniki, było to zasługą przewodnictwa Ducha Świętego i wysiłków zespołu, a nie mojego wkładu. Ale ja te osiągnięcia nosiłem jak koronę na głowie, nie chciałem, by inni skradli mi chwałę, uparcie rywalizowałem o reputację i siałem zamęt w pracy kościoła. Wszystko, co czyniłem, było złe i sprzeciwiało się Bogu, budziło w Nim wstręt. Przypomniała mi się siostra, z którą pracowałem rok wcześniej. Bardzo pragnęła statusu i reputacji, posiadanie władzy było dla niej wszystkim. Dręczyła i atakowała każdego, kto mógłby zagrozić jej pozycji, a nawet sabotażowała pracę kościoła, byle tylko chronić swój status. Została zdemaskowana jako antychryst i wyrzucona za swoje złe uczynki. Ja sam nie wykonywałem praktycznej pracy, ale chciałem konkurować, co zakłócało i zaburzało pracę kościoła. Gdybym nie okazał skruchy, Bóg zapewne by mnie wyrzucił. Gdy to do mnie dotarło, pomodliłem się: „O Boże, kościół dał mi szansę szkolenia się jako przywódca, ale ja zamiast skupić się na obowiązkach i iść właściwą ścieżką rywalizowałem o reputację. Moje myśli i działania były złe i jeśli zostanę ukarany, to zasługuję na to. Dobry Boże, nie chcę już prowadzić tak podłego życia. Chcę okazać skruchę i zacząć od nowa!”.
Kilka dni później przywódczyni napisała, że dostałem rolę w filmowej wersji hymnu i prosiła, żebym się go nauczył. Nie posiadałem się z radości. Dziękowałem Bogu z głębi serca za to, że dał mi kolejną szansę. Hymn miał tytuł „Boża litość nad ludzkością”. Tak brzmiały jego słowa: „Chociaż miasto Niniwa pełne było ludzi równie zdeprawowanych, złych i gwałtownych jak mieszkańcy Sodomy, okazana przez nich skrucha sprawiła, że Bóg zmienił zdanie i postanowił ich oszczędzić. Ponieważ sposób, w jaki potraktowali słowa Boga i Jego pouczenia, świadczył o postawie skrajnie odmiennej niż postawa mieszkańców Sodomy, ponieważ uczciwie podporządkowali się Bogu i uczciwie okazali skruchę za grzechy, wykazując się ponadto prawdziwymi i szczerymi działaniami, Bóg po raz kolejny wyraził pożałowanie płynące z głębi serca i obdarzył ich tym uczuciem. Nikt inny nie jest w stanie powtórzyć tego, czym Bóg obdarza ludzkość, ani Jego pożałowania dla ludzkości; żaden człowiek nie może mieć w sobie Bożego miłosierdzia, Bożej wyrozumiałości ani Jego szczerych uczuć do rodzaju ludzkiego” (Sam Bóg, Jedyny II, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Słowa Boga jasno mi pokazały, że On chce zbawić ludzkość. Wpadł w gniew i zniszczyłby mieszkańców Niniwy z powodu ich zepsucia i zła, ale kiedy okazali szczerą skruchę, On uśmierzył swój gniew i nie zniszczył ich. Pojąłem dzięki temu, że Bóg docenia szczerą skruchę i pokutę. Choć zakłóciłem pracę kościoła i popełniłem wykroczenia, Bóg mnie nie wyrzucił. Poprzez moje zwolnienie i rozprawienie się ze mną skłonił mnie do refleksji. To było Boże zbawienie. Nie mogłem dalej żyć w żalu i bierności. Musiałem okazać skruchę, dążyć do prawdy i wyzbyć się zepsutego usposobienia, aby już nie czynić zła i nie sprzeciwiać się Bogu.
Podczas ćwiczeń duchowych przeczytałem fragment słów Bożych, który wskazał mi ścieżkę praktykowania. Bóg Wszechmogący mówi: „Nie jest łatwo wyrzec się reputacji i statusu – zależy to od tego, czy ludzie dążą do prawdy. Jedynie rozumiejąc prawdę, człowiek może poznać samego siebie, dostrzec bezsens gonitwy za reputacją i statusem oraz rozpoznać prawdę o zepsuciu ludzkości. Tylko wtedy można prawdziwie odciąć się od reputacji i statusu. Nie jest łatwo wyzbyć się zepsutego usposobienia. Być może dostrzegasz, że brakuje ci prawdy, że masz braki i przejawiasz nadmierne zepsucie, ale mimo to nie wkładasz wysiłku w dążenie do prawdy i obłudnie się maskujesz, wytwarzając w innych przekonanie, że możesz wszystko. Sam w ten sposób narażasz się na niebezpieczeństwo, i w końcu się doigrasz. Musisz przyznać, że nie posiadasz prawdy, i musisz zdobyć się na odwagę, by spojrzeć w twarz rzeczywistości. Jesteś słaby, przejawiasz zepsucie i masz całe mnóstwo wad. To jest normalne – jesteś zwyczajną osobą, nie jesteś nadczłowiekiem ani nie jesteś wszechmocny i musisz mieć tego świadomość. (…) Kiedy masz ciągłą potrzebę i pragnienie konkurowania o status, musisz zdać sobie sprawę, do jakich złych rzeczy doprowadzi taki stan, jeśli mu się nie zaradzi. Szukaj więc prawdy, nie tracąc czasu, wyeliminuj swoje pragnienie rywalizacji o status, zanim urośnie i dojrzeje, i zastąp je praktykowaniem prawdy. Kiedy będziesz praktykować prawdę, twoje pragnienie rywalizacji o status zmaleje i nie będziesz przeszkadzać w pracy kościoła. W ten sposób Bóg zapamięta i pochwali twoje działania” (Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boga pokazały mi, że by wyzbyć się pragnienia reputacji i statusu, należy wpierw zyskać samowiedzę, być w stanie przyznać się do swoich wad i pozwolić innym zobaczyć swoją faktyczną sytuację. Gdy pragnienie rywalizowania powraca, należy modlić się, porzucić siebie i współpracować z innymi. Tylko wtedy można dobrze pełnić obowiązki. Nie skupiałem się na refleksji i samowiedzy. Zrobiłem się strasznie zazdrosny i nie mówiłem o swoim stanie, nie dążyłem do prawdy, by rozwiązać swój problem. W efekcie moja walka o reputację i korzyść zakłóciła pracę kościoła. Musiałem odtąd postępować zgodnie ze słowem Bożym. Zacząłem otwarcie mówić o swoim stanie w kontekście pełnienia obowiązków i starałem się nauczyć czegoś od osób, z którymi pracowałem. Po pewnym czasie zauważyłem, że wszyscy bracia i siostry mają zalety, których mi brakuje. Było mi wstyd za moją arogancję i ignorancję. Patrzyłem wstecz na ten czas, kiedy rywalizowałem o reputację, szkodząc pracy kościoła, i czułem ogromny żal. Modliłem się w sercu: „O Boże, zostałem zdemaskowany i zwolniony, co dało mi samoświadomość. Kiedyś rywalizowałem o reputację i korzyść, nie dbając o interesy kościoła. Zakłóciłem pracę kościoła i skrzywdziłem braci i siostry. Nie jestem godzien miana człowieka! Od teraz chcę praktykować zgodnie z Twoimi słowami, uczyć się na podstawie zalet innych i harmonijnie z nimi współpracować”.
Potem wystąpiły problemy w nowym projekcie filmowym i przywódczyni poleciła Lisie i mi je rozwiązać. Tym razem nie próbowałem rywalizować z Lisą. Rozmawiałem z nią, szukałem u niej rady, gdy coś się działo, wszystkie decyzje podejmowaliśmy wspólnie. Czasem, gdy pomysły Lisy były klarowniejsze i wnikliwsze niż moje, mimowolnie chciałem się wykazać. Ale od razu sobie uświadamiałem, że znów rywalizuję, modliłem się i porzucałem siebie, przyjmowałem sugestie Lisy, rozważałem je z szukającym sercem. Prawda jest taka, że miała lepsze pomysły ode mnie i mogłem je z całego serca przyjąć. Czułem spokój i ulgę, praktyktując w ten sposób. Słowa Boże nauczyły mnie, jak współpracować i urzeczywistniać podobieństwo do człowieka.