Zmieniło mnie dążenie do prawdy
W maju 2018 roku wstąpiłam do wojska. Gdy dowódca wydał rozkaz, niżsi stopniem posłusznie robili to, co im kazano. Nadzorując naszą pracę, przełożone rozkazywały nam asertywnie. Bardzo je podziwiałam. Najwyższa stopniem spośród nas miała pieniądze i władzę. Gdy raz przyprowadziła ze sobą córkę, wszyscy przywitali ją uśmiechem. Przełożone często nam powtarzały, że mając jej determinację w końcu osiągniemy to, co ona. Przysięgłam sobie wtedy, że postaram się zostać dowódcą. Uważałam, że status i podziw dają wielki prestiż. Od tamtej pory usilnie się starałam dobrze wypaść i co do joty wypełniałam polecenia przełożonych. Bardzo dobrze się spisywałam, więc przełożone mnie lubiły. Wkrótce awansowałam na dowódcę jednostki. Byłam przeszczęśliwa. Po awansie byłam jeszcze posłuszniejsza przełożonym. Na co dzień przejmowałam inicjatywę i się nie obijałam. Gdy ktoś niższy stopniem się obijał, robiłam srogą minę i groziłam jej konsekwencjami. Niektórym się to nie podobało, więc za plecami mi złorzeczyły. Uważałam, że muszę się starać, by robić dobre wrażenie i awansować, żeby kobiety niższe stopniem mnie słuchały. Dzięki ciężkiej pracy znów awansowałam, na dowódcę oddziału. Sądziłam, że to poważana ranga. Gdy dostałam tę funkcję, szeregowe zaczęły mnie słuchać. Lecz dowódcy oddziałów i tak muszą pracować, co jest męczące, więc pomyślałam, że muszę się dalej piąć w górę. Na wyższym stopniu miałabym większą władzę i nie musiałabym pracować. Byłoby super! By awansować, spięłam się i codziennie harowałam, zachęcając szeregowe do tego samego. Zawsze kończyłyśmy przed czasem zadania od przełożonych. One były zadowolone z mojej pracy, więc wkrótce awansowałam na dowódcę plutonu.
Miałam sposoby, by szeregowi mnie słuchali, by chronić swoją pozycję dowódcy plutonu i żeby nasz pluton nie pozostawał w tyle za innymi. Gdy szeregowe mnie nie słuchały, za karę kazałam im stać lub robić pompki. Potem już lepiej słuchały. Nie ważyły się obijać i okazywały mi szacunek. Bardzo mnie to cieszyło. Lecz byłam też pod ogromną presją, a przełożona mnie beształa, gdy sobie nie radziłam. By uniknąć krytyki, a zyskać pochwałę, zawsze beształam innych surowym głosem, gdy wypełnialiśmy zadania. Po jakimś czasie znienawidziły moje usposobienie. Wobec mnie były miłe, lecz za plecami mówiły o mnie bardzo źle. Gdy się dowiadywałam, czułam się nieswojo. Czasem gdy nie kończyłyśmy zadań, przełożone mnie krytykowały. Wtedy myślałam, że może na wyższym stopniu nie byłabym już karcona i nie byłabym pod taką presją. Miałabym też wtedy większy szacunek wśród ludzi. Zaczęłam spokojnie dążyć do tego celu.
Aż pewnego dnia kapitan powiedziała mi radośnie, że spośród wszystkich dowódców plutonów właśnie mnie ufa najbardziej, więc jeśli kiedyś przestanie służyć jako kapitan, zajmę jej miejsce. Słysząc to, byłam niezwykle podekscytowana. Nie wiedziałam, że tak bardzo mi ufa. Wkrótce objęłam stanowisko kapitana. Coraz więcej szeregowych mnie podziwiało i wszędzie mnie szanowano. Już nie musiałam pracować i miałam więcej wolnego. Bardzo cieszyło mnie poczucie wyższości, które zyskałam ze stopnia kapitana. Lecz po jakimś czasie niektóre spośród pozostałych dowódczyń plutonów poczuły zazdrość i nie słuchały moich rozkazów. Byłam wściekła, czując, że się skompromitowałam, więc na różne sposoby chciałam je zmusić, by mnie słuchały. Bezskutecznie. Czułam, że nie trzymam ich w ryzach, lecz przez wzgląd na swój status zmuszałam się, by się nie poddać. Myślałam, że wyższy stopień i spora władza nie są tak wspaniałe, jak sądziłam. Zawsze dyscyplinowałam podwładnych, gdy nie wypełniali rozkazów i robiłam się coraz bardziej porywcza. Martwiłam się też, że przełożone uznają, że nie radzę sobie z szeregowcami i pomyślą, że jestem niekompetentna. Mogłabym nawet stracić stopień kapitana. Było to bardzo stresujące i męczące. Bardzo chciałam odejść, lecz potem pomyślałam o tym, jak wiele osób pragnie stopnia kapitana, a mnie niełatwo on przyszedł, więc czy nie szkoda byłoby rezygnować? Czułam się bezradna, więc znosiłam stres i brnęłam naprzód przez każdy dzień.
W roku 2020 przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Zaczęłam czytać słowa Boga i uczestniczyć w spotkaniach z braćmi i siostrami. Wszystko to sprawiało mi ogromną radość. Raz przeczytałam fragment słów Boga. „Szatan stosuje bardzo subtelną metodę, metodę bardzo zgodną z ludzkimi pojęciami i wcale nie radykalną, metodę, dzięki której ludzie bezwiednie przyjmują szatański sposób życia i jego zasady postępowania w życiu, a także ustalają życiowe cele i życiowy kierunek, a tym samym nieświadomie zaczynają również mieć ambicje w życiu. Bez względu na to, jak wzniosłe mogą się wydawać te życiowe ambicje, są one nierozerwalnie związane ze »sławą« i »zyskiem«. Wszystko, do czego znakomite lub sławne osoby – a w gruncie rzeczy wszyscy ludzie – dążą w życiu, wiąże się tylko z tymi dwoma słowami: »sławą« i »zyskiem«. Ludzie myślą, że kiedy już zdobędą sławę i pieniądze, będą mogli czerpać z nich korzyści w postaci wysokiego statusu i wielkiego bogactwa, a także cieszyć się życiem. Sądzą, że sława i zysk to kapitał, który można wykorzystać, by wieść życie oparte na pogoni za przyjemnościami i lubieżnymi rozkoszami ciała. Właśnie przez wzgląd na sławę i zysk, których ludzie tak pragną, tak chętnie, choć nieświadomie, oddają oni szatanowi swoje ciała, umysły, wszystko, co mają, swoją przyszłość i swoje przeznaczenie. Robią to bez chwili zawahania, ignorując potrzebę odzyskania tego wszystkiego, co oddali. Czy ludzie mogą zachować jakąkolwiek kontrolę nad sobą, gdy już w ten sposób schronili się u szatana i stali się lojalni wobec niego? Z pewnością nie. Znajdują się oni całkowicie i w pełni pod kontrolą szatana. Całkowicie i zupełnie pogrążyli się w impasie i nie są w stanie się wyzwolić” (Sam Bóg, Jedyny VI, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Słowa Boga ukazały mi, że życie ludzkie jest bolesne i stresujące głównie przez styl życia i złe ścieżki, którymi decydują się kroczyć. Zdeprawowani przez szatana próbują się wyróżnić z tłumu i zyskać władzę. Myślą, że status i władza dadzą im szacunek i podziw, że ludzie będą ich słuchać, a sami będą żyć w chwale. Ludzie pragną sławy i zysku, uwielbiają status i do niego dążą. Też taka byłam. Po wstąpieniu do armii chciałam być najważniejsza wśród kobiet-żołnierzy i zyskać podziw innych. By to osiągnąć, stopniowo awansowałam na dowódcę plutonu, a potem kapitana. Ze wzrostem rangi nadzorowałam więcej ludzi, postępowałam nadgorliwie, tyranizowałam ludzi i ich beształam. Czy miałam rację, czy nie, szeregowe musiały słuchać. By umocnić swoją pozycję, swoją władzą tłamsiłam dowódców plutonów, gdy nie chciały mnie słuchać i na różne sposoby karałam szeregowe. Zawsze byłam władcza, nie miałam empatii dla innych. Szeregowe stopniowo oddalały się ode mnie i trzymały się z daleka. Dostrzegłam, że po zyskaniu statusu stałam się przerażająca. Czasem chciałam z kimś szczerze porozmawiać, ale nie wiedziałam z kim. Żeby przełożone mnie nie beształy, byłam wobec nich służalcza i znosiłam każde upokorzenie. Każdy dzień życia był stresujący i bolesny, więc naprawdę chciałam odejść, lecz ilekroć myślałam o tym, ile mi dawał mój status, nie chciałam się poddać. Utknęłam w bagnie sławy i zysku, co mnie wyczerpywało i unieszczęśliwiało. Wtedy zrozumiałam, że szatan w ten sposób deprawuje i krzywdzi ludzi. Dążenie do statusu wzmaga ludzkie żądze, przez co w swojej arogancji coraz bardziej lekceważą innych i nie mogą mieć normalnych związków. Zanim zyskałam wiarę, zawsze czułam, że dążenie do statusu i do wyróżnienia się spośród innych znaczyło, że mam ambicje i perspektywy. Teraz wiem, że dążenie do sławy i statusu to nie właściwa ścieżka. Gdy to pojęłam, zmówiłam modlitwę, prosząc Boga, by dał mi się uwolnić od więzów sławy i statusu.
Potem weszłam na stronę Kościoła Boga Wszechmogącego, by pobrać hymny i znalazłam nowy „Jestem tylko maleńką, stworzoną istotą”:
1 O, Boże! Bez względu na to, czy mam wysoką pozycję, czy też nie, teraz wreszcie rozumiem samego siebie. Jeśli mój status jest wysoki, to dzięki Twojemu wywyższeniu, a jeśli niski, to z uwagi na Twoje zarządzenie. Wszystko jest w Twoich rękach. Ja nie mam żadnych możliwości wyboru ani zażaleń. To Ty zarządziłeś, że mam urodzić się w tej krainie i pomiędzy tymi ludźmi, a ja mam jedynie być w pełni posłuszny Twojemu panowaniu, ponieważ wszystko mieści się w granicach tego, co Ty nakazałeś.
2 Nie zwracam uwagi na status; koniec końców jestem tylko jednym spośród Twoich stworzeń. Jeśli umieścisz mnie w otchłani bez dna lub w jeziorze ognia i siarki, nadal będę tylko jednym ze stworzeń. Jeśli się mną posłużysz, wciąż będę tylko stworzeniem. Jeśli mnie udoskonalisz, i tak nadal będę tylko stworzeniem. Jeśli mnie nie udoskonalisz, wciąż będę Cię kochać, ponieważ nie jestem niczym więcej, jak tylko Twoim stworzeniem.
3 Jestem niczym więcej, jak tylko maleńką istotą stworzoną przez Pana wszelkiego stworzenia; tylko jednym pośród stworzonych ludzi. To Ty mnie stworzyłeś, a teraz raz jeszcze umieściłeś mnie w swoich rękach, abym był zdany na Twoją łaskę. Jestem gotowy być Twoim instrumentem i Twoim narzędziem kontrastu, ponieważ wszystko jest tym, czym Ty nakazałeś. Nikt nie zdoła tego zmienić. Wszystkie rzeczy i wszystkie zdarzenia są w Twoich rękach.
(Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni)
Słuchając go, czułam, że teksty są bardzo nowatorskie. Pojęłam, że posiadanie statusu lub jego brak zależy od Boga, że wszystko jest w Jego rękach, więc nie muszę do niego dążyć. Byłam kapitanem, lecz dla Boga byłam tylko nieistotnym stworzeniem bez żadnego statusu. Nie powinnam ciemiężyć innych. Na myśl o tym, jak tłamsiłam szeregowe, miałam poczucie winy. Chciałam zrezygnować ze statusu i dogadywać się z nimi. W modlitwie prosiłam Boga o pomoc. Stopniowo nauczyłam się zapominać o sobie, próbowałam się z nimi dogadywać i przestałam je władczo besztać. Gdy tak zastosowałam słowa Boga w prawdziwym życiu, zyskałam poczucie spokoju.
Któregoś ranka mieliśmy spotkanie. Dowódczyni plutonu pod moim dowództwem nie policzyła wszystkich obecnych ze swojego plutonu. Przez to ludzie z naszej jednostki mogli się spóźnić i byli najwolniejsi ze wszystkich jednostek. Martwiłam się, że przełożona może uznać, że brak mi umiejętności zarządzania i o to, co pomyślą szeregowe. Po spotkaniu zapytałam ją gniewnie: „Gdzie dotąd byłaś? Czemu nie poprosiłaś o wolne? Nikt nie policzył osób w twoim plutonie. Wstrzymujesz całą naszą jednostkę”. Lecz ona nie chciała słuchać i od razu weszła mi w słowo. Zaczęłyśmy się kłócić. Wtedy instruktorka musztry spytała, czemu się kłócimy. Każda z nas powiedziała swoje, a ona powiedziała, że nie wie, co zrobić, ani kto się myli. Oburzyło mnie to i pomyślałam, że skoro nie tylko nie chciała mnie słuchać, ale też mi przerwała, czy to nie znaczyło, że się myli? Poza tym byłam jej przełożoną, więc miała mnie posłuchać. Czyż to nie niedorzeczne, że instruktorka nie wie, kto ma rację? Odeszłam rozwścieczona i trzasnęłam drzwiami. Wróciłam do baraków i z poczucia krzywdy nie umiałam opanować łez. Gdy przełożona dowiedziała się o naszej kłótni, powiedziała dowódczyni plutonu: „Ona jest twoim kapitanem, więc masz jej słuchać cokolwiek powie”. Gdy ta chciała dyskutować, przełożona gniewnie ją zbeształa: „W naszej kompanii kapitan mówi ci, co jest czym, a ty robisz źle, jeśli nie słuchasz”. Słysząc słowa przełożonej, poczułam, jakbym sama dała upust swoim odczuciom. Ucieszyłam się i czułam, że wyszłam z tego z twarzą.
Lecz podczas jednej z codziennych modlitw, przeczytałam słowa Boga, które mi pomogły. Bóg mówi: „Kiedy człowiek uzyska pewien status, zwykle trudno mu jest kontrolować własny nastrój, będzie więc chętnie poszukiwał okazji, aby wyrazić brak zadowolenia i rozładować emocje. Będzie wpadał w złość bez widocznego powodu, aby zademonstrować swoje możliwości i dać innym do zrozumienia, że jego status i tożsamość są inne niż w przypadku zwyczajnych ludzi. Oczywiście ludzie zepsuci, którzy nie posiadają żadnej pozycji, również często tracą nad sobą kontrolę. Ich złość zwykle spowodowana jest szkodą, której doznały ich prywatne interesy. By chronić swoją pozycję i godność, często dają wyraz emocjom, ujawniając swoją arogancką naturę. Człowiek wybuchnie gniewem i da upust emocjom, aby bronić i podtrzymywać istnienie grzechu. Takie działania są sposobami wyrażania ludzkiego niezadowolenia; przepełnione są nieczystością, spiskami i intrygami, ludzkim zepsuciem i złem, a nade wszystko przepełnione są rozszalałymi ambicjami i pożądaniami. (…) Ludzkie wybuchy emocji uwalniają siły zła, są wyrazem nieokiełznanego, niepowstrzymanego zła w człowieku żyjącym w ciele” (Sam Bóg, Jedyny II, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). „Szatańskie usposobienie zawiera w sobie wiele rodzajów zepsutych skłonności, ale najbardziej spośród nich oczywiste i rzucające się w oczy jest usposobienie aroganckie. Arogancja leży u korzeni zepsutego ludzkiego usposobienia. Im bardziej aroganccy są ludzie, tym bardziej są nieracjonalni i tym bardziej skłonni sprzeciwiać się Bogu. Jak poważny jest to problem? Ludzie o aroganckim usposobieniu nie tylko uważają wszystkich wokół za gorszych od siebie, lecz także – co w tym najgorsze – traktują z góry nawet samego Boga i nie mają w sercach Bożej bojaźni. Choć może się wydawać, że niektórzy ludzie wierzą w Boga i za Nim podążają, to wcale nie traktują Go oni jak Boga. Przez cały czas są przekonani, że posiedli prawdę, i mają o sobie bardzo wysokie mniemanie. W tym właśnie tkwi istota i źródło aroganckiego usposobienia, a pochodzi ono od szatana. Dlatego też problem arogancji musi zostać rozwiązany. To, że ktoś czuje się lepszy od innych, jest jeszcze sprawą trywialną. Kluczową kwestią jest to, że aroganckie usposobienie człowieka nie pozwala mu podporządkować się Bogu, Jego panowaniu i zarządzeniom. Osoba taka ciągle ma ochotę rywalizować z Bogiem o władzę nad innymi. Tego rodzaju osoba ani odrobinę nie czci Boga, nie mówiąc już o tym, by miała Go kochać lub podporządkować się Mu. Ludzie, którzy są aroganccy i zarozumiali, a zwłaszcza ci, którzy są tak wyniośli i butni, że zupełnie postradali rozum, nie są w stanie podporządkować się Bogu w swej wierze w Niego, a nawet wywyższają się i niosą świadectwo o sobie samych. Tacy ludzie najbardziej sprzeciwiają się Bogu i zupełnie nie mają bojaźni Bożej” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga są jasne. Przez status ludzie stają się nad wyraz aroganccy. Często w złości karcą ludzi, by chronić swoją twarz i status oraz obnoszą się ze swoją władzą. Kontroluje ich aroganckie usposobienie. Gdy wstąpiłam do wojska, chciałam zostać oficerem i zyskać szacunek innych. Gdy osiągnęłam stopień i władzę, poczułam, że mam władzę w słowach i jestem ważniejsza. Byłam kapitanem, więc mogłam kontrolować dowódczynie plutonów i szeregowe. Miały mnie słuchać, a jeśli tego nie robiły, władczo je beształam i odsyłałam do szeregu. Byłam taka arogancka. Gdy ta dowódczyni plutonu wstrzymała postęp naszej jednostki, ochrzaniłam ją, a ona nie tylko nie posłuchała, ale mi przerwała. Czułam, że ma mnie za nic, że mną pogardza i przez nią tracę w oczach pozostałych. Był to dla mnie pretekst, by wszcząć awanturę, naskoczyć na nią i dać upust swojemu niezadowoleniu. Miało to również ostrzec szeregowe, że muszą być posłuszne. Według mnie to ona, dowódczyni plutonu, miała słuchać mnie, pani kapitan. Skoro tego nie robiła, a nawet mi przeczyła, musiałam ją zbesztać i ustawić. Przez arogancję straciłam panowanie. Gdy już miałam status, ilekroć ktoś mnie nie słuchał, naskakiwałam na niego, dzięki swojej pozycji gnębiłam go i zmuszałam do spełniania mojej woli. W efekcie nikt nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Byłam wierząca, lecz się nie zmieniłam. Byłam arogancka bez umiaru i nie przypominałam człowieka, więc ludzie mną gardzili i mnie unikali, a Bóg czuł niesmak i wstęt.
Porozmawiałam z jedną siostrą o swoich doświadczeniach, a ona przysłała mi słowa Boga, które dały mi ścieżkę praktyki. „Jako jedno ze stworzeń, człowiek musi trzymać się swojego miejsca i postępować sumiennie. Posłusznie strzeż tego, co zostało ci powierzone przez Stwórcę. Nie przekraczaj wyznaczonych granic i nie łam reguł ani nie rób niczego, co wykracza poza zakres twych umiejętności lub jest wstrętne Bogu. Nie staraj się być wielkim i wyjątkowym, nie wynoś się ponad innych ani nie próbuj zostać Bogiem. Ludzie nie powinni bowiem tego pragnąć. Dążenie do wielkości lub wyjątkowości jest absurdem. Dążenie do stania się Bogiem jest jeszcze bardziej haniebne; jest to obrzydliwe i podłe. Tym, co jest godne pochwały, oraz tym, czego stworzenia powinny się trzymać bardziej niż czegokolwiek innego, jest stanie się prawdziwą istotą stworzoną; jest to jedyny cel, do którego powinni dążyć wszyscy ludzie” (Sam Bóg, Jedyny I, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Po lekturze słów Boga zrozumiałam, że wyniosłość, chęć zdobycia podziwu i szacunku innych jest czymś wstydliwym. Mamy znać swoje miejsce i postępować sumiennie. Tego chce od nas Bóg. Ja chciałam robić karierę, zostać funkcjonariuszem z władzą, by panować nad innymi, być podziwianą i sprawić, by mnie słuchali. Bóg pogardza czymś takim. Gdybym bez refleksji wciąż dążyła do statusu, nie różniłabym się od niewierzących. Oni dążą do pieniędzy, reputacji i statusu. Walczą o to ze sobą i się zabijają. Jako wierząca nie powinnam pozostać na tej ścieżce. Powinnam dążyć do prawdy i zająć miejsce istoty stworzonej. Gdy to pojęłam, postanowiłam, że jestem gotowa dążyć do prawdy i działać zgodnie ze słowami Boga. Powinnam zejść do poziomu innych i przestać im rozkazywać z pozycji kapitana. Modliłam się tak: „Boże, chcę przestać dążyć do sławy i statusu i nie kierować się już swoim aroganckim usposobieniem. Proszę, wskaż mi, jak praktykować prawdę”.
Potem codziennie się z nimi meldowałam i okazywałam im troskę. Gdy zrobiły coś nie tak, a przełożona chciała, bym je ukarała, zmieniłam podejście, nie beształam ich i nie nadużywałam władzy, by utrzymać swój status, lecz udawało mi się do nich dotrzeć, wskazać błędy i dać szansę na poprawę następnym razem. Gdy tak postępowałam, po jakimś czasie poprawiłam relacje z dowódczyniami oddziałów i plutonów oraz z szeregowymi. Szeregowe mi mówiły, że kiedyś miałam dziwny temperament, że się mnie bały i martwiły, że je zbesztam za jakiś błąd. A teraz jestem lepsza i zaczęłam się nimi przejmować. Lepiej się czuły w kontaktach ze mną. Słysząc to, dziękowałam Bogu, a im powiedziałam: „Wiecie, czemu tak się zmieniłam? Bo przyjęłam dzieło dni ostatecznych Boga Wszechmogącego Słowa Boga Wszechmogącego mnie zmieniły – dzięki nim ta zmiana. Zanim przyjęłam Boga, dążyłam do statusu i podziwu innych. Zawsze was beształam, by utrzymać swoją pozycję. Gdy uwierzyłam i czytam słowa Boga Wszechmogącego, wiem, że wyniosłe besztanie ludzi bierze się ze skażonego usposobienia i nie mogę tego robić. Nie mogłabym sama dokonać tej zmiany, której doświadczyłam. Zaszła dzięki wierze w Boga Wszechmogącego – Jego słowa mnie zmieniły”. Nie mogły w to uwierzyć. Dzieliłam się z nimi ewangelią i widziałam uśmiechy na ich twarzach. Zaciekawiło je dzieło Boga w dniach ostatecznych. Później niektóre dowódczynie plutonów i oddziałów oraz szeregowe przyjęły dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Spotykałyśmy się, karmiąc się słowami Boga, świetnie się dogadywałyśmy, szerzyłyśmy ewangelię i niosłyśmy świadectwo. Dziękujmy Bogu Wszechmogącemu!