Nieodwołalne postanowienie

10 grudnia 2022

Autorstwa Bai Yang, Chiny

Kiedy miałam piętnaście lat, mój ojciec zachorował i umarł, a nasza rodzina utraciła oparcie. Nie umiałam się z tym pogodzić. Czułam się tak, jakby cały świat mi się zawalił. Mama też nie potrafiła sobie z tym poradzić i ciężko zachorowała. Przez pięć dni miała bardzo wysoką gorączkę. Nie przyszedł do nas nikt z krewnych. Wszyscy bali się, że będą musieli wyciągać nas z tarapatów. Pomogłam mamie dostać się do szpitala, gdzie zwaliła się na jakąś ławkę. Nikt nie przychodził nam pomóc i zaczęłam popadać w rozpacz. Pomyślałam sobie: „Dopiero co umarł mój tata. Jeśli coś stanie się mamie, co my z siostrą poczniemy?”. Później ktoś zaczął nam głosić ewangelię Pana Jezusa. Dzięki łasce Pana, już po dwóch spotkaniach mama poczuła się lepiej. Tak właśnie zaczęłyśmy wierzyć w Pana. Kiedy się dowiedziałam, że został ukrzyżowany, by odkupić ludzkość, poruszył mnie ogrom Jego miłości. Pan powiedział do swoich uczniów: „Chodźcie za mną(Mt 4:19). „To wam powiedziałem, abyście mieli pokój we mnie. Na świecie będziecie mieć ucisk, ale ufajcie, ja zwyciężyłem świat(J 16:33). Te słowa bardzo mnie pokrzepiły. Kiedy usłyszałam o misjonarzach z Zachodu, którzy poświęcili swe życie Panu, poczułam się szczególnie zainspirowana, więc postanowiłam przed Panem, że będę ponosić koszty dla Niego i głosić dobrą nowinę! Wtedy wszystkie inne sprawy w życiu wydawały się nie mieć żadnego znaczenia. Czułam, że jedynie podążanie za Panem, praca dla Niego i sprowadzanie ludzi przed Jego oblicze ma sens i warte jest zachodu. Wyczekiwałam dnia, gdy będę mogła opuścić swój dom, aby pójść nauczać i pracować dla Pana. Na jednym ze spotkań modliłam się do Pana i powiedziałam Mu o swoim pragnieniu. Na tym spotkaniu była moja mama. Kiedy wróciłyśmy do domu, zbeształa mnie, mówiąc: „Aleś ty głupia! Dlaczego tak powiedziałaś? Wierz sobie w Pana, proszę bardzo, ale nie możesz rzucić nauki. Musisz się skupić na średniej szkole. Jesli ci się nie powiedzie, nasi krewni nie będą cię szanować”. Słysząc to, zaczęłam się wahać. Pomyślałam sobie: „Mama ma rację. Cała rodzina pokłada we mnie nadzieje. Jeżeli zrezygnuję z nauki, aby iść głosić dobrą nowinę, mamie będzie bardzo przykro. Tak ciężko jest jej nas utrzymywać, że nie mogę przysparzać jej bólu”. Nadal chodziłam więc do szkoły i uczęszczałam na spotkania oraz kazania, i zrezygnowałam z pragnienia, by pójść głosić ewangelię i pracować dla Pana.

W lipcu 2001 roku, tuż po egzaminie na uczelnię, poznałam ludzi, którzy głosili dobrą nowinę o królestwie niebieskim. Razem z siostrą zaczęłyśmy czytać słowa Boga Wszechmogącego i wiedziałyśmy, że jest on Panem, który powrócił, aby wyrazić prawdę i dokonać dzieła osądzania, poczynając od domu Bożego, i aby raz na zawsze oczyścić i zbawić człowieka. Byłam bardzo przejęta. Oto Pan, na którego tak długo czekałam, wreszcie powrócił. Móc słyszeć Jego głos i być osobiście przez Niego prowadzonym i zbawionym to przejaw Jego wielkiej łaski! Dawniej, czytając Biblię, zazdrościłam Jego uczniom, że mogli w dowolnej chwili słuchać Jego nauk. Nigdy nawet sobie nie wyobrażałam, że będę miała tyle szczęścia, co oni. Kiedy pomyślałam o wszystkich tych ludziach, którzy pragnęli, by Pan się ukazał, lecz nie wiedzieli, że już powrócił, i zdałam sobie sprawę, że usłyszałam tę wspaniałą wieść przed nimi, wiedziałam, że muszę zacząć szerzyć dobrą nowinę o królestwie niebieskim. Pomyślałam sobie: „Będzie wspaniale, jeśli nie dostanę się na uczelnię. Będę wtedy miała świetny pretekst, aby powiedzieć mamie, że zamierzam głosić ewangelię i służyć Bogu”.

Nieco ponad tydzień później poszłam sprawdzić wyniki egzaminu. Moja nauczycielka oznajmiła mi z radością, że dostałam się na dobrą uczelnię. Moja klasa chwaliła mnie, a koleżanki i koledzy mówili: „Z naszej prowincji wybrano tylko dziesięć osób z wielu tysięcy Naprawdę świetnie się spisałaś, dostając się na tę uczelnię”. Słysząc wszystko to, co mówiła nauczycielka i moja klasa, czułam się rozdarta, ponieważ myślałam, że jeśli obleję egzamin, będę mogła pójść głosić ewangelię. Ale teraz, skoro moja mama dowiedziała się, że dostałam się na uczelnię, będzie jeszcze bardziej przeciwna takiemu pomysłowi. Kiedy wróciłam do domu, mama nie posiadała się z radości, ale ja czułam się okropnie. Przez wszystkie te lata wyczekiwałam nadejścia Pana, który zabierze nas z powrotem do nieba. A teraz, kiedy On przyszedł, wyrażając prawdę, aby osobiście nas zbawić, nie chciałam przegapić tak wyjątkowej okazji. Kiedy nasi krewni dowiedzieli się o wynikach egzaminu, wszyscy przyszli mi pogratulować, mówiąc różne miłe rzeczy. Ja jednak myślałam: „Ależ oni wszyscy są fałszywi! Kiedy umarł mój tata, żaden z nich nas nie odwiedził. A teraz, kiedy dostałam się na uczelnię, złażą się tutaj wszyscy. Po prostu liczą, że jeśli pewnego dnia mi się powiedzie, mój sukces doda im prestiżu”. Im dłużej się przypatrywałam, jak okazują mi swoją „troskę”, tym mocniej docierało do mnie, jak bardzo ludzie potrafią być niestali. Jednak moja mama gawędziła z nimi radośnie. Wiedziałam, że jest bardzo dumna, że dostałam się na uczelnię, i że ludzie okazują jej teraz szacunek ze względu na mnie. Gdybym postanowiła nie iść na studia, mama byłaby zdruzgotana, a nasi krewni znów zaczęliby nami pogardzać. Mając w pamięci, jak mama cierpiała kiedyś z uwagi na to, jak nas traktowali, pomyślałam sobie: „Mamie tak trudno było nas wychować. Jeśli nie zrobię teraz tego, czego sobie życzy, to naprawdę sprawię jej wielki zawód. Me serce pragnie zadośćuczynić Bogu, ale nie mogę tak strasznie zranić mojej mamy”. Poczułam więc, że nie mam wyboru: muszę iść na uczelnię. Kiedy zaczęłam naukę, przekonałam się, że istnieje wielka przepaść między biednymi i bogatymi studentami. Ci z zamożnych rodzin pogardzali biedakami i rozstawiali ich po kątach. Po zaledwie dwóch tygodniach szkolenia wojskowego, dwaj instruktorzy zaczęli umawiać się z kilkoma spośród najładniejszych dziewcząt w grupie. A kiedy ktoś w grupie miał urodziny, wszyscy prześcigali się w kosztownych prezentach. Wychodzili na miasto na wystawne posiłki, a ja miałam wrażenie, że koledzy i koleżanki z grupy wzajemnie się oszukują i wykorzystują. Nie było tam prawdziwych przyjaźni. Byłam tym wszystkim zniesmaczona. Nie mogłam znieść myśli o tym, kim się stanę po czterech latach studiowania w takich warunkach. W tamtym czasie zaczęło mi jeszcze bardziej brakować życia w kościele i spotkań z innymi członkami wspólnoty. Bardzo chciałam rzucić uczelnię i do nich wrócić.

Kiedy już przetrwałam tam kolejne z górą trzy miesiące, nadeszła przerwa zimowa. Postanowiłam sobie, że kiedy wrócę do domu, śmiało spojrzę w oczy mamie i powiem jej, że zamierzam rzucić szkołę. Pierwszego dnia po powrocie zagrałam następującą pieśń złożoną z Bożych słów: „Czysta miłość bez skazy”. „»Miłość« odnosi się do emocji czystej i bez skazy, kiedy to czynisz użytek z serca, by kochać, czuć i rozumieć. Miłość nie stawia warunków, nie zna barier ani odległości. Miłość nie jest podejrzliwa, oszukańcza ani podstępna. Nie zna ona kupczenia ani rzeczy nieczystych. Kochając, nie będziesz uciekał się do oszustw, skarg, zdrady, buntu, żądań, nie będziesz też próbował niczego zdobyć – ani rzeczy, ani bogactw. Kochając, z ochotą oddasz siebie i chętnie będziesz znosił trudności, upodobnisz się do Boga, wyrzekniesz się dla Boga wszystkiego, co posiadasz. Wyrzekniesz się swojej rodziny, przyszłości, młodości i małżeństwa. W przeciwnym razie twoja miłość w ogóle nie byłaby miłością, lecz oszustwem i zdradą!(Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni). Słowa Boga do głębi mnie poruszyły. Czułam się uradowana, lecz zarazem pełna skruchy. Podjęłam przecież decyzję, że będę podążać za Bogiem przez całe swe życie, że będę starać się Go poznawać i kochać. W miłości nie ma miejsca na niewierność czy fałsz. Gdybym szczerze kochała Boga, poświęciłabym się dla Niego i ze wszystkiego bym zrezygnowała. Ale to były tylko słowa. Kiedy przyszło co do czego, myślałam tylko o członkach mojej rodziny i ich uczuciach. Wcale nie kochałam Boga. Oszukałam Go i zdradziłam.

Przeczytałam wtedy następujący fragment Bożych słów: „Dla każdego, kto stara się miłować Boga, nie ma prawd nieosiągalnych ani sprawiedliwości, za którą nie mógłby się stanowczo opowiedzieć. Jak powinieneś żyć? Jak powinieneś miłować Boga i wykorzystać tę miłość do spełnienia Jego pragnień? Nie ma w twoim życiu nic ważniejszego. Ponad wszystko zaś musisz posiadać takie aspiracje oraz wytrwałość i nie powinieneś być jak ci, którzy nie mają charakteru, ci, którzy są słabi. Musisz się nauczyć, jak doświadczać znaczącego życia, jak doświadczać znaczących prawd; nie powinieneś traktować siebie powierzchownie. Nie zauważysz nawet, kiedy twoje życie cię ominie; czy będziesz miał potem kolejną szansę miłowania Boga? Czyż człowiek może miłować Boga po śmierci? Musisz mieć takie same aspiracje i sumienie jak Piotr; twoje życie musi być znaczące i nie wolno ci oszukiwać samego siebie! Jako istota ludzka i jako osoba dążąca ku Bogu musisz umieć starannie rozważyć, jak traktujesz swoje życie, jak powinieneś ofiarować się Bogu, jak posiąść bardziej znaczącą wiarę w Boga oraz – ponieważ kochasz Boga – jak powinieneś Go miłować w sposób, który jest czystszy, piękniejszy i lepszy(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). W słowach Boga wyczułam wielkie nadzieje, jakie wiąże On z człowiekiem. To taka rzadka okazja – spotkać Boga za naszego życia. Przed dwoma tysiącami lat uczniowie Pana spotkali Boga, a teraz Bóg dawał mi niezwykłą okazję do tego, by za Nim podążyć i starać się Go poznać i pokochać. Gdybym nie potrafiła zerwać więzi rodzinnych w obawie, że zranię moją mamę, i podążała dalej światową ścieżką szatana, to czyż nie marnowałabym danego mi czasu? Dzieło Boże nie czeka na żadnego z ludzi, a Bóg działa na ziemi tylko przez krótki czas. Gdybym pozwoliła, by dzieło Boże mnie teraz ominęło, nigdy więcej bym go nie odnalazła. Pomyślałam wtedy o Piotrze. Jego rodzice chcieli, by został urzędnikiem, ale on potrafił przezwyciężyć rodzinne więzi. Postanowił podążyć za Bogiem i starał się Go kochać, i został udoskonalony przez Pana. Choć nie mogłam się równać z Piotrem, wiedziałam, że powinnam starać się poznać i kochać Boga tak jak on. Takie życie miałoby największy sens. Kiedy to sobie uzmysłowiłam, nie czułam się już związana rodzinnymi więziami i postanowiłam tym razem uczynić zadość Bogu!

W dzień przed wznowieniem nauki powiedziałam mamie bardzo poważnym tonem, że nie zamierzam wracać na uczelnię. Zbeształa mnie tylko, mówiąc: „Wiem, że chcesz rzucić szkołę dla Boga, ale nie możesz tego zrobić, więc zapomnij o tym pomyśle!”. „Bóg stworzył nas wszystkich – odparłam, i wszyscy powinniśmy Go czcić. Jest to słuszne i właściwe. Biblia uczy nas ponadto: »Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie. Jeśli ktoś miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca« (1J 2:15). Ludzie wierzący w Boga nie powinni kroczyć ścieżką tego świata, w pogoni za swymi widokami na przyszłość. Nie taka jest wola Boga. Chcę podążać za Bogiem i wypełniać swój obowiązek”. Moja mama odparła wtedy: „Inne rodziny mają więcej pieniędzy od nas. Jeśli chcą, mogą poświęcić cały swój czas na służenie Bogu. Twój ojciec umarł młodo, nie mamy pieniędzy, a krewni nami pogardzają. Po co cierpiałam przez wszystkie te lata? Znosiłam to wszystko, żebyś mogła pójść na uczelnię, odnieść sukces i mieć dostatnie życie! Było mi tak ciężko! A ty jesteś teraz prawie u celu, ale chcesz wycofać się z wyścigu. Jak możesz mnie tak ranić?”. Kiedy to mówiła, zaczęłam się wahać. Pomyślałam sobie: „Mama ma rację. Jeśli będę chodziła na uczelnię, dostanę dobrą pracę i będziemy miały pieniądze, i nikt już nie będzie pogardzał moją mamą”. Potem jednak się zreflektowałam: „Może będę miała dostatnie życie w sensie materialnym, a inni będą mnie szanować, lecz gdy dzieło Boże dobiegnie końca, ten świat szatana zostanie zniszczony i jedynie Chrystusowe królestwo będzie istnieć nadal. Wszelkie uciechy i marności pójdą z dymem”. Powiedziałam więc mamie: „Tu, na ziemi, jesteśmy tylko gośćmi. Niezależnie od tego, jak dostatnie będziemy wieść życie, kiedy Boże dzieło zbawienia dobiegnie końca, nadejdą wielkie katastrofy, a nasze życia ulegną zniszczeniu. Pieniądze nic tu nie pomogą. Pan Jezus powiedział: »Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na swojej duszy poniósł szkodę? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?« (Mt 16:26)”. Mama przerwała mi jednak: „Nie mam nic przeciwko temu, byś wierzyła w Boga, tylko nie traktuj tego tak poważnie. Wierz sobie w Boga, proszę bardzo, ale nie rezygnuj ze świata, bo inaczej jak ułożysz sobie szczęśliwe życie? Jak mogłabym wychować was obie, gdybym nie zarabiała pieniędzy?”. Gdy to powiedziała, zdałam sobie sprawę, że jej wiara to były tylko słowa. Siedziała okrakiem na płocie, pragnąc błogosławieństw od Boga, a jednocześnie dobrodziejstw tego świata. Ciągnęłam więc dalej: „Bez Bożego błogosławieństwa ludzie nie są w stanie zarabiać pieniędzy, choćby nie wiem jak ciężko pracowali. To Bóg decyduje o tym, ile mamy pieniędzy w życiu, a bez prawdy wszystkie te pieniądze i tak nie mają żadnego znaczenia”. Mama jednak nie chciała mnie słuchać i nadal sprzeciwiała się moim pragnieniom. Potem zadzwoniła do mojego kuzyna i ciotki, prosząc, by ze mną porozmawiali. Niewzruszona postawa mojej mamy naprawdę mnie rozzłościła. Pomyślałam: „Czemu ona nie jest w stanie tego zrozumieć?”. Nie miałam pojęcia, co teraz będzie, więc zaczęłam cicho modlić się do Boga, prosząc, aby pozwolił mi wytrwać przy swoim, bez względu na to, co się wydarzy.

Mama ściągnęła do nas wszystkich krewnych, jakich tylko zdołała znaleźć. Wujek, kiedy tylko wszedł do domu, rzekł gniewnie: „O co chodzi z tym Bogiem? Jesteś za młoda, żeby być tak zabobonną osobą!”. Ciotka powiedziała: „Twoja mama po prostu chce dla ciebie jak najlepiej”. Wszyscy zaczęli suszyć mi głowę. Wiedziałam, że to ateiści i że nie będą chcieli mnie słuchać, a jeśli coś powiem, zaczną tylko jeszcze bardziej bluźnić przeciw Bogu, więc nie odzywałam się ani słowem. Nagle wujek odwrócił się i rzekł do mojej mamy: „Ona wierzy w Boga, ponieważ boi się umrzeć w czasie katastrof, więc niech umrze, zanim one nadejdą. Wezwij gliny i niech zleją ją elektrycznymi pałkami, a wtedy zobaczymy, czy będzie dalej wierzyć w Boga!”. Nigdy nie sądziłam, że mój własny wujek jest w stanie coś takiego powiedzieć. Pomyślałam: „Czy to mój krewny, czy diabeł wcielony?”. Ku mojemu zdumieniu, mama też stanęła po ich stronie, mówiąc: „Potrzeba jej dyscypliny, jest taka nieposłuszna!”. Serce mi pękło, gdy zobaczyłam, że im wtóruje, gotowa zmusić mnie siłą do tego, bym wyrzekła się swojej wiary. Potem głos zabrał mój kuzyn: „Jeśli przestaniesz wierzyć i skupisz się na tym, żeby skończyć studia, to wszyscy będziemy ci pomagać. Zaopiekujemy się twoją mamą i pomożemy twojej siostrze znaleźć dobrą pracę. Jeżeli jednak będziesz trwać przy swojej wierze, zerwiemy wszelkie kontakty z waszą rodziną, i od tej pory, bez względu na wszystko, nie będziemy pomagać żadnej z was. Nie będzie nas już łączyć żadne pokrewieństwo. Dobrze się zastanów!”. Chciał odwieść mnie od dalszego podążania za Chrystusem. A przez cały czas mojej nauki w szkole średniej żadne z nich nam nie pomagało! Teraz, kiedy chciałam podążać za Bogiem i kroczyć właściwą ścieżką, wszyscy przyszli, aby mnie powstrzymać, mówiąc mi „miłe” rzeczy, by mnie skusić. Był to szatański plan, a ja nie miałam zamiaru dać się nabrać. Potem jednak pomyślałam: „Jeśli rzeczywiście nie wrócę na uczelnię, mojej mamie będzie bardzo przykro. Dość już wycierpiała. Jak będę żyła ze świadomością, że przysporzyłam jej bólu?”. Zmówiłam więc cichą modlitwę do Boga. Powiedziałam: „Dobry Boże, nie chcę Cię opuszczać. Wiem, że podążanie za Tobą i dążenie do prawdy to właściwa droga, ale czuję się rozdarta na myśl o mamie. Nie wiem, co zrobić. Proszę, pomóż mi!”. Później przyszły mi do głowy następujące słowa Boga Wszechmogącego: „Ilość cierpienia, jakie jednostka musi znieść, i dystans, jaki musi pokonać na swojej ścieżce, jest wyznaczony przez Boga i że nikt tak naprawdę nie może pomóc nikomu innemu(Ścieżka… (6), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Nagle wszystko zrozumiałam. „Tak!”. Pomyślałam. „Bóg decyduje o tym, ile każdy ma wycierpieć. To nie zależy od nas, i nie zdołam oszczędzić mamie cierpienia tylko przez to, że zarobię mnóstwo pieniędzy i jej oddam. Źródłem naszego bólu jest skażenie pochodzące od szatana oraz wszystkie te szatańskie trucizny i nieokiełznane pragnienia, jakie w sobie mamy. Jeśli ludzie nie będą teraz czcić Boga i nie przyjmą Jego sądu, aby mogli zostać obmyci, to nigdy nie uwolnią się od bólu. Jeśli jednak uwierzą w Boga i będą dążyć do prawdy, to nawet jeżeli ich życie będzie ciężkie, z Bogiem i Jego błogosławieństwami będą wiedli najszczęśliwszy żywot”. Kiedyś myślałam, że jeśli będę pilnie się uczyć, zarabiać mnóstwo pieniędzy i zyskiwać ludzki szacunek, ulżę mojej mamie w cierpieniu. Było to jednak niedorzeczne. Omal nie wpadłam w sidła szatana. Kiedy sobie wszystko to uświadomiłam, moje postanowienie nabrało mocy. Niezależnie od tego, jak bardzo bluźnili Bogu i oczerniali Go, moje serce pozostawało wciąż spokojne przed Jego obliczem, nieustannie zwracając się do Niego. Widząc, że milczę, moja mama rozzłościła się nie na żarty. Zaczęła się ze mną szarpać i pchnęła mnie na łóżko. Byłam zszokowana, że potrafiła zrobić mi coś takiego. Naprawdę się zdenerwowałam i zaczęłam płakać. Jednak przez cały czas modliłam się cicho do Boga, prosząc Go, by umocnił moje serce, abym mogła trwać przy świadectwie o Nim, i się nie poddała. Myślałam o tym, co powiedział kiedyś Pan: „Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za mną, nie jest mnie godny(Mt 10:38). A Bóg Wszechmogący mówi: „Młodzi ludzie powinni wytrwale podążać drogą prawdy, którą teraz wybrali – aby zrealizować swoje pragnienie poświęcenia dla Mnie swojego całego życia. Nie powinno im brakować prawdy ani nie powinni być nieprawymi hipokrytami, lecz raczej powinni niewzruszenie przyjmować właściwą postawę. Nie powinni tak po prostu dryfować z prądem, lecz raczej posiadać ducha śmiałości, by poświęcać się i walczyć o sprawiedliwość i prawdę. Młodzi ludzie powinni mieć odwagę nie poddawać się opresji sił ciemności i przekształcać znaczenie swojego istnienia(Słowa do młodych i starych, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga dały mi wiarę i siłę, a także pewność siebie, która pozwoliła mi trzymać się raz obranej drogi.

Moja mama nie poszła do pracy na targu, tylko została w domu, aby nie spuszczać z oka mnie i mojej siostry. Przetrząsnęła moje rzeczy w poszukiwaniu książki ze słowami Boga i kaset z pieśniami, po czym rzekła gniewnym tonem: „Od tej chwili żadnej z was nie wolno chodzić na spotkania. Będę cały czas przy was, dokądkolwiek pójdziecie. Dowiem się, gdzie odbywają się wasze spotkania”. Czułam się tak, jakbym była w areszcie domowym. Straciłam wolność we własnym domu. Nie mogłam czytać słowa Bożego i nie śmiałam rozmawiać z siostrą o naszej wierze, a cóż dopiero wieść życie w kościele. Byłam bardzo przygnębiona. Ciągle modliłam się do Boga, prosząc Go, by wskazał nam jakieś wyjście z tej sytuacji. Kilka dni później, gdy mama była w toalecie, moja siostra stanęła na czatach, a ja porwałam moją książkę ze słowem Bożym i kasety z pieśniami i pognałam do domu siostry Tang, która była przywódczynią naszego kościoła. Powiedziałam jej, co się wydarzyło i co o tym myślę: „Dzięki słowom Boga Wszechmogącego wiem, że podążanie za Bogiem to ścieżka światłości, wiodąca do zbawienia. Pragnę wypełniać swój obowiązek w domu Bożym, ale moja mama mnie powstrzymuje. Mnie i mojej siostrze nie wolno uczęszczać na spotkania kościoła. Dlaczego nas to wszystko spotyka?”. Wówczas siostra Tang cierpliwie zaczęła mi to tłumaczyć, mówiąc: „Walka z presją ze strony członków rodziny to tak naprawdę zmagania w świecie duchowym. Chcemy ponosić koszty dla Boga, lecz szatan posługuje się naszymi rodzinami, aby nas powstrzymać, i korzysta z naszych słabości, by nas atakować abyśmy nie mogli zostać zbawieni. Powinniśmy zdać się na Boga, aby potrafić przejrzeć knowania szatana”. Potem przeczytała mi następujący fragment słów Bożych: „Na każdym etapie dzieła, jakiego Bóg dokonuje w ludziach, patrząc z zewnątrz wydaje się, że polega ono na interakcjach między ludźmi, jakby powstało dzięki człowieczym ustaleniom lub było wynikiem ludzkiej ingerencji. Jednakże za kulisami każdy etap dzieła i wszystko, co się dzieje, jest zakładem szatana z Bogiem i wymaga, aby ludzie trwali mocno przy świadectwie o Bogu. Jako przykład weźmy próbę, której poddany został Hiob: za kulisami szatan zakładał się z Bogiem, a to, co przydarzyło się Hiobowi, było czynem i ingerencją człowieka. Za każdym krokiem dzieła, które Bóg w was podejmuje, kryje się zakład szatana z Bogiem – za wszystkim kryje się toczona walka. (…) Kiedy Bóg i szatan walczą w sferze duchowej, jak należy zadowalać Boga i jak należy trwać mocno w świadectwie na Jego rzecz? Powinieneś wiedzieć, że wszystko, co ci się przydarza, jest wielką próbą i czasem, w którym Bóg potrzebuje, abyś dawał świadectwo(Tylko umiłowanie Boga jest prawdziwą wiarą w Niego, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa te pokazały mi, że jeśli zechcę podążać za Chrystusem w tym mrocznym i złym świecie, to wcale nie będzie to łatwe. Po drodze będzie mnóstwo duchowych zmagań i trudnych wyborów. Bóg Wszechmogący wykonuje teraz dzieło osądzania, będące ostatnim i najważniejszym etapem obmywania i zbawiania ludzi. Bóg ma nadzieję, że wszyscy zyskają Jego prawdę i życie, zostaną zbawieni i przetrwają. Do niczego jednak ludzi nie zmusza, lecz pozwala nam dokonywać własnych wyborów. Moja mama chciała, bym poszła na uczelnię, studiowała i odniosła sukces. Nie rozumiała jednak prawdy. Zwiodły ją trucizny szatana i nie potrafiła zrozumieć, że takie dążenia są puste i pozbawione sensu. A ja nie mogłam jej posłuchać i wybrać niewłaściwej drogi. Siostra Tang mówiła dalej: „Widzisz, jak bezwartościowe jest zdobywanie wiedzy, postanowiłaś ponosić koszty dla Boga i wybrałaś ścieżkę dążenia do prawdy. Jest to miłe Bogu. Ale tylko od ciebie zależy, jaką ścieżkę obierzesz w swoim życiu, i musisz więcej się modlić i poszukiwać”. Pomyślałam sobie: „Owszem, postanowiłam sobie podążać za Chrystusem, ale moja mama nie spuszcza mnie z oka, i mówi, że chce się dowiedzieć, gdzie odbywają się nasze spotkania. Jeśli nie wrócę na uczelnię, z pewnością narobi kłopotów moim braciom i siostrom”. Powiedziałam jej więc, że wrócę do nauki.

Po powrocie na uczelnię złożyłam wniosek o zawieszenie studiów, który został przyjęty. Nie. Ciągle tylko płakała i mówiła, jak wiele wycierpiała i jak ciężko jej było wychowywać mnie i moją siostrę. Patrząc na nią w tym stanie naprawdę się zdenerwowałam i pomyślałam: „Mama rzeczywiście się naharowała, żeby nas wychować, a ja nie odpłaciłam jej za ten trud. Jeśli nie zrobię tego, co chce, to czy nie okażę się niewdzięczną córką?”. Co prędzej zaczęłam modlić się do Boga, mówiąc: „Dobry Boże, co mam zrobić? Proszę, pomóż mi”. Właśnie wtedy przyszedł mi do głowy następujący fragment słów Bożych: „Kiedy ciepło wiosny nadejdzie i kwiaty zakwitną, kiedy wszystko pod niebem pokryje się zielenią i wszystkie rzeczy na ziemi będą na swoim miejscu, wszyscy ludzie i rzeczy zaczną stopniowo wchodzić w Boże karcenie i w tym czasie całe Boże dzieło na ziemi się skończy. Bóg nie będzie już więcej działał ani żył na ziemi, dlatego że Boże wielkie dzieło zostanie wykonane. Czy ludzie są niezdolni do tego, by zapomnieć o swych ciałach na ten krótki czas? Jakie rzeczy mogą rozbić miłość pomiędzy człowiekiem i Bogiem? Kto jest w stanie rozłączyć miłość pomiędzy człowiekiem i Bogiem? Czy to rodzice, mężowie, siostry, żony lub bolesne oczyszczenie? Czy odczucia sumienia mogą zetrzeć obraz Boga z wnętrza człowieka? Czy ludzkie długi wdzięczności oraz działania podejmowane dla siebie nawzajem są ich własnym dziełem? Czy mogą one być naprawione przez nich samych? Kto jest w stanie ochronić samego siebie? Czy ludzie są w stanie zatroszczyć się o siebie? Kto jest silny w życiu? Kto jest w stanie opuścić Mnie i żyć na własny rachunek?(Interpretacje tajemnic „Słowa Bożego dla całego wszechświata”, rozdz. 24 i 25, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga pokazały mi, że Bóg ma władzę nad życiem i przeznaczeniem każdego z nas, bez wyjątku. Wynikało z nich, że mama mnie wychowała, ale tak naprawdę nasze życie pochodzi od Boga. To On nas zaopatruje i wychowuje. Wychowywanie dzieci to jedynie obowiązek, jaki wypełniają rodzice, i nikt tu nikomu nie jest nic winien. To Bóg zapewnił mi wszystko, czego potrzebowałam i tak zaplanował wszystkie te sprawy i ludzi, by doprowadzić mnie przed Jego oblicze, abym przyjęła Jego zbawienie. Jakże wielka jest Jego miłość! Korzystałam z tak wielu Bożych darów, a wcale Mu za nie nie odpłaciłam. Z uwagi na to, co się stało, obietnica, jaką złożyłam Bogu, okazała się oszustwem. To wobec Boga, mego Stwórcy, miałam dług. Mając na uwadze to, jak krótkie będzie obecne dzieło Boga na ziemi – podobnie jak niegdyś dzieło Pana Jezusa – musiałam skorzystać z tej wyjątkowej szansy, by odpłacić Bogu za Jego miłość, wypełniając swój obowiązek jako Jego stworzenie. I właśnie wtedy, kiedy zdecydowałam się podążyć za Chrystusem, wszystko nieoczekiwanie się zmieniło. Moja mama dowiedziała się, że jeśli opuszczę zbyt wiele zajęć, zostanę wydalona z uczelni, i zaczęła się bać, że nie będę mogła dalej studiować, więc zgodziła się na mój powrót do domu. Ale kiedy przyjechałam, od razu mi zapowiedziała: „Masz przestać wierzyć w Boga. Musisz znaleźć tu sobie posadę i pracować przez cały rok, a potem wrócić na uczelnię”. Obiecałam jej, że tak zrobię, ale myślałam sobie w duchu: „Bóg zawczasu przeznaczył mnie do tego, bym podążała za Chrystusem, i taki właśnie jest mój wybór. Nie zrezygnuję z niego tak łatwo”.

Znalazłam więc sobie posadę i chodziłam zarówno do pracy, jak i na spotkania kościoła i w wolnym czasie głosiłam dobrą nowinę wraz z innymi. Wcielając w życie słowa Boga, zaczęłam stopniowo pojmować niektóre prawdy i zrozumiałam, że jedynie dążenie do prawdy pozwala wieść sensowne życie. Wzrastała we mnie ufność w podążanie za Bogiem. Bogu niech będą dzięki! Zanim się obejrzałam, przyszła pora wracać na uczelnię i musiałam podjąć ostateczną decyzję. Wybrałam Boga. Zmówiłam cichą modlitwę do Boga: „Dobry Boże, proszę, daj mi wiarę, bym wytrwała przy świadectwie w tej próbie”. Kiedy tamtego dnia po spotkaniu wróciłam do domu, moja mama właśnie się pakowała. Okazało się, że jedna z sąsiadek przedstawiła jej jakiegoś mężczyznę i mama miała go poślubić. Byłam zaskoczona i czułam się skrzywdzona. Myślałam: „Mama nas zostawia? To kto się będzie nami zajmował?”. Spytałam ją, czy już nas nie chce. Odparła: „To raczej wy nie chcecie mnie. Uparłyście się wierzyć w Boga i nie mogę już na was liczyć. Dam ci jeszcze jedną, ostatnią już szansę. To jest numer telefonu mojego narzeczonego. Jeśli wrócisz na uczelnię, zadzwoń, kiedy przyjedziesz do domu, a wtedy po was przyjedziemy. Ale jeśli obie będziecie obstawać przy swojej wierze, to nie będzie mnie przy was, żeby wam pomagać”. To co mówiła wyprowadziło mnie z równowagi. Byłam zdecydowana podążać drogą wiary, ale wtedy mama by nas już nie przyjęła pod swój dach. A ja sama ciągle byłam młoda i miałam jeszcze młodszą siostrę. Gdzie będziemy mieszkać? Zanim zdążyłam wszystko to przemyśleć, mama zabrała nas na autobus do szkoły. Po drodze myślałam o tym, co się dzieje. Z dnia na dzień ja i moja siostra stałyśmy się bezdomnymi włóczęgami. Było to naprawdę trudne do zniesienia. Moja siostra rzekła bezradnym tonem: „Mama już nas nie chce. Co zrobimy, jeśli nie wrócisz na uczelnię?”. Jej słowa rozdarły mi serce. Pomyślałam sobie: „No tak, dotąd mama zawsze była przy nas i nas utrzymywała. A teraz nie mamy żadnych przyjaciół ani rodziny, a ona wychodzi za jakiegoś mężczyznę. Jak będziemy żyły, jeśli nie zrezygnuję z wiary w Boga? Dokąd pójdziemy? Co, u licha, powinnam zrobić?”. W tamtej chwili byłam naprawdę zdruzgotana i słaba, więc zaczęłam modlić się do Boga: „Dobry Boże, naprawdę mam już dość. Pragnę Ci zadośćuczynić, ale zupełnie brak mi już wiary i siły, by iść dalej. Wiem, że tak wiele dla mnie zrobiłeś, ale jestem zbyt słaba. Nie jestem godna tego, by mnie zbawić”.

Właśnie wtedy przyszedł mi do głowy następujący fragment słów Bożych: „Kiedy nadejdzie dzień szerzenia tego dzieła i ujrzysz dzieło to w całości, będziesz żałował i w owym czasie będziesz oniemiały. Istnieją oto błogosławieństwa, lecz ty nie wiesz, jak się nimi cieszyć; jest też prawda, lecz ty do niej nie dążysz. Czyż nie sprowadzasz na siebie pogardy? (…) Nikt nie jest głupszy od tych, którzy ujrzeli zbawienie, lecz nie dążą do tego, aby je osiągnąć. Są to ludzie, którzy opychają się cielesnością i znajdują upodobanie w szatanie(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Pomyślałam sobie: „Tak, dzieło Boże wkrótce dobiegnie końca, a ja widziałam drogę prawdy. Jeśli zdecyduję się zadośćuczynić swemu ciału, nie mogąc znieść cielesnego cierpienia, to, gdy dzieło Boże dobiegnie końca, okaże się, że zmarnowałam tę niesamowitą szansę by zyskać prawdę, i nie pozostanie mi nic prócz żalu”. Myślałam o tym ostatnim roku, który spędziłam wykonując swój obowiązek w kościele. Choć bracia i siostry mieli bardzo różne pochodzenie, wszyscy byli sobie oddani i wzajemnie wobec siebie szczerzy. Z miłością wskazywali sobie nawzajem swe skażone skłonności, i rozmawiali we wspólnocie o prawdzie, aby wzajemnie się wspierać, tak jak prawdziwa rodzina. Podlewana i karmiona słowami Boga, pojęłam pewne prawdy i stopniowo zaczęłam rozumieć wiele rzeczy dotyczących świata. Zrozumiałam, że tylko słowa Boga Wszechmogącego są w stanie obmyć i zbawić ludzi i że podążanie za Chrystusem to ścieżka światłości, wiodąca do zbawienia. Musiałam podjąć decyzję. Moje życie pochodzi od Boga i to On mnie wszystkim obdarzył. To, że chciałam spełniać swój obowiązek jako Jego stworzenie, było więc w pełni uzasadnione! Mama nie wspierała mojej wiary, lecz chciała, bym zdobywała wiedzę i odniosła w życiu sukces. Gdybym jej posłuchała i wybrała niewłaściwą drogę, coraz bardziej ulegałabym skażeniu przez szatana i na koniec zostałabym ukarana i unicestwiona. Wiedza nie zdołałaby mnie obmyć ani uwolnić od skażonych skłonności. Tylko Bóg może nas zbawić. Jeśli moja rodzina już mnie nie chciała, to i tak wciąż miałam Boga. Kiedy wracam myślą do tego wszystkiego, co się działo, widzę, że wiele razy brakowało mi sił, ale słowa Boga były dla mnie oparciem, pomocą i źródłem siły. W chwili największej słabości, kiedy już chciałam odejść od Boga, Jego słowa poruszyły me serce. On nigdy mnie nie opuścił. Jego miłość do mnie to najprawdziwsza rzecz na świecie! Myśląc o tym, zdałam sobie sprawę, jak wiele Bogu zawdzięczam i odzyskałam pewność siebie. Otarłam łzy i powiedziałam mojej siostrze: „Bóg jest tym Jedynym, na którego możemy liczyć, i On nas poprowadzi. Wracajmy do kościoła”. Następnego dnia wsiadłyśmy w autobus do domu i zaczęłyśmy wypełniać nasze obowiązki w kościele. Bogu niech będą dzięki! Słowa Boga sprawiły, że przezwyciężyłam cielesną słabość i wybrałam najwspanialszą z dróg. Zaśpiewajmy hymn Bożych słów. „Gdy człowiek, który dąży do miłości Boga wejście do królestwa, aby stać się członkiem ludu Bożego, jest jego prawdziwą przyszłością, a także życie, które ma ogromną wartość i znaczenie; nikt nie jest bardziej błogosławiony od was. Ponieważ wy dzisiaj żyjecie dla Boga i żyjecie, aby wypełniać wolę Bożą. Dlatego właśnie mówię, że wasze życie ma ogromne znaczenie. Tylko grupa tych, którzy zostali wybrani przez Boga, jest w stanie urzeczywistnić życie o najwyższym znaczeniu: nikt inny na świecie nie jest w stanie urzeczywistnić życia o takiej wartości i znaczeniu(Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni, Największe znaczenie ma życie, które polega na realizowaniu Bożej woli).

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze