Moja historia pracy z nowym wierzącym

07 sierpnia 2024

Autorstwa Ouzhen, Mjanma

W kwietniu 2020 roku wybrano mnie na diakonisę kościoła. Na początku stresowałam się i martwiłam, że nie dam sobie rady, ale dzięki pomocy i wsparciu ze strony braci i sióstr stopniowo pojęłam niektóre zasady i byłam w stanie wykonywać część pracy. Potem wybrano mnie na przywódczynię i podlegało mi jeszcze więcej pracy. Czasem mój przełożony bardzo mnie chwalił. Mówił, na przykład, że nie musi się o nic martwić, gdy powierza mi pracę, ale musi nadzorować innych, którym przydziela takie same zadania. W rezultacie uznałam, że chyba całkiem dobrze mi idzie. Później przywódcą kościoła został brat Christopher, którego wcześniej podlewałam. Miał dość przeciętny potencjał, ale lubił głosić ewangelię i osiągał przyzwoite wyniki. Cieszyłam się, że go wybrano, bo był to dowód mojej efektywności w podlewaniu go i szkoleniu.

W czerwcu 2022 roku udałam się do jednej z wiosek, by sprawdzić, jak postępuje ewangelizacja. Względy bezpieczeństwa nie pozwoliły Christopherowi pojechać ze mną, więc współpracowaliśmy zdalnie. Pytał, jak się przedstawia moja sytuacja w wiosce, i dzięki temu mogliśmy na czas identyfikować i rozwiązywać problemy. Wtedy jednak myślałam, że jako nowy wierzący, który dopiero co został przywódcą, nie będzie on w stanie uporać się z pracą. Ja byłam przywódczynią od dwóch lat i pojmowałam niektóre zasady, a poza tym to ja podlewałam Christophera, więc nie chciałam, żeby był moim współpracownikiem ani żeby uczestniczył w pracy, którą nadzorowałam. Pewnego dnia Christopher przysłał mi wiadomość: „Jakie są twoje aktualne plany dotyczące wioski? Przedyskutujmy to, gdy znajdziesz czas”. Poczułam wewnętrzny opór, czytając tę wiadomość: „Minęło zaledwie kilka dni, a ty już pytasz o postępy mojej pracy? To nie dzieje się tak szybko. Zresztą, nie jest to mój jedyny projekt”. Nie chciałam podejmować tego tematu, więc odpisałam: „Dopiero co się tu zjawiłam i nie mam jeszcze planów”. Odpowiedział: „Powinnaś więc jak najszybciej się za to zabrać”. Gdy zobaczyłam tę wiadomość, pomyślałam: „Czy ten projekt może się udać, jeśli pozwolę, żeby współpracował ze mną ktoś o mniejszym potencjale i doświadczeniu niż ja?”. Nie byłam z tego wszystkiego zadowolona. Później, gdy Christopher dopytywał o postępy mojej pracy, chciałam go po prostu zignorować. Prawie wcale nie omawiałam z nim pracy, czując, że nie ma to sensu, i że ostatecznie i tak będę musiała wszystkim zająć się sama. Tak więc całą pracę w tej wsi organizowałam ja. Pewnego razu Christopher napisał mi: „Kilkoro nowych wierzących z sąsiedniej wsi nie chce głosić ewangelii, bo boją się aresztowania. Kiedyś byli bardzo zmotywowani, ale ostatnio przestali przychodzić na zgromadzenia. Czy mogłabyś jakoś ich wesprzeć?”. Widząc tę wiadomość, pomyślałam: „Nie musisz mi tego mówić. To oczywiste, że potrzebują mojego wsparcia, ale nie mam teraz czasu. Poza tym ta wioska jest dość daleko, więc to nie takie proste. W końcu i tak to ja będę musiała tam pojechać, a nie ty. Zresztą, ty niczego nie robisz, więc nie ma sensu, żebym z tobą coś ustalała. Mam swoje pomysły i plany co do tych projektów; będę działać zgodnie z własnym harmonogramem, nie musisz dawać mi wskazówek ani mnie sprawdzać”. Odpisałam więc tak: „Nie miałam czasu tam pójść. Nowi wierzący pracują w ciągu dnia i trudno jest zgrać się w czasie”. Christopher odpisał na to bardzo krótko: „Aha, w porządku”. Odniosłam wrażenie, że czuje się przeze mnie ograniczany. Kogoś innego dopytałby o szczegóły pracy, ale ze mną zabrakło mu śmiałości po tym, jak mu odpisałam. Potem właściwie przestałam omawiać z nim pracę, a kiedy proponował spotkanie, za każdym razem odpowiadałam: „Jestem teraz zajęta inną pracą. Spotkamy się, gdy znajdę chwilę czasu”. Lecz nawet gdy ją znajdowałam, nie kontaktowałam się z nim i zajmowałam się inną pracą. Stopniowo bracia i siostry w trzech zespołach, które mi podlegały, przestali harmonijnie współpracować, każdy zajmował się swoimi zadaniami, rzadko kiedy komunikując się z innymi. Atmosfera podczas naszych zgromadzeń była mniej ożywiona niż w innych kościołach, a nasza praca ewangelizacyjna przynosiła kiepskie wyniki. Domyślałam się, że jest tak, bo nie współpracuję z Christopherem i że Bóg mnie w ten sposób napomina, ale sama się przed sobą usprawiedliwiałam. Mówiłam sobie, że nie unikam współpracy z nim, tylko mam inne rzeczy na głowie i brak mi czasu, żeby się z nim kontaktować. I dalej pracowałam, jak do tej pory, czyli sama. Pewnego razu Christopher zaprosił mnie na spotkanie z osobami nadzorującymi trzy zespoły, żeby podsumować i omówić problemy w obszarze naszych obowiązków. Christopher odniósł się przy tym do słów Bożych: „Słowa Boże mówią, że w obliczu przeszkód przy wykonywaniu obowiązków powinniśmy zatrzymać się, żeby wyszczególnić problemy i zidentyfikować odstępstwa. Obecnie nie współpracujemy harmonijnie, każdy pracuje sam, nie jesteśmy jednomyślni i tak naprawdę nie wspieramy braci i sióstr, co zahamowało postępy naszej pracy. Od teraz powinniśmy częściej się kontaktować i współpracować, żeby skutecznie realizować cele”. Christopher i pozostali omówili też dobre metody praktyki wdrożone przez inne kościoły, ale ja nie chciałam tego słuchać i trzymałam się swojego trybu pracy. Przez to praca, którą nadzorowałam, nie przyniosła żadnych rezultatów przez trzy miesiące z rzędu. Potem zjawiło się u mnie pięciu urzędników z wioski, w której mieszkałam, chcieli sprawdzić mój telefon i ostrzegli mnie, mówiąc, że jeśli przyłapią mnie na głoszeniu ewangelii w wiosce, to powiadomią władze okręgowe, które się mną zajmą. Zaskoczyła mnie ta sytuacja i pomyślałam: „Dlaczego do tego doszło? Przez te kilka miesięcy miałam kiepskie wyniki i rzadko omawiałam pracę z Christopherem – czy Bóg chce mi powiedzieć, że powinnam wyciągnąć naukę z tych przeciwności? Jeśli nie zastanowię się nad sobą i nie rozwiążę swoich problemów, to mogą mnie odsunąć od wykonywania tego obowiązku”.

Pod koniec sierpnia połączyłam się online z kilkoma współpracownikami, żeby ustalić, czy powinnam opuścić wioskę. Lider zespołu spytał mnie: „Przez ostatnie trzy miesiące nie osiągnęłaś w tej wiosce żadnych wyników, jak myślisz, dlaczego?”. Odparłam, że nie wiem. Lider zespołu powiedział: „Czy nie powinnaś się nad tym problemem zastanowić? Bracia i siostry mówią, że postępujesz samowolnie i z nikim nie współpracujesz. Jesteś niedostępna, gdy chcą omówić z tobą pracę. Posłaliśmy cię do tej wioski, żebyś zmotywowała braci i siostry i rozkręciła ewangelizację, ale nie zrobiłaś tego, co ci powierzono”. Inny lider zespołu powiedział: „Jeśli nie zrobiłaś tego, co ci powierzono, to powinnaś wrócić!”. Czułam, że się rumienię, i każde ich słowo było jak cios w brzuch. Chciałam wtedy po prostu gdzieś wpełznąć, żeby nikt mnie nie widział. Czułam się pokrzywdzona. To nie było tak, że w ogóle nie chciałam współpracować i że brak wyników to była tylko moja wina. Rząd nas zaciekle prześladował, a poza tym miałam na głowie też inne projekty. Jak oni mogli powiedzieć, że nie zrobiłam tego, co mi powierzono? Lider zespołu zapytał, czy mam jakieś pomysły, ale nie wiedziałam, co powiedzieć, więc odparłam tylko: „W takim razie wrócę”. I od razu przerwałam połączenie. Rzuciłam się na łóżko i wybuchłam płaczem. Raz po raz wracały do mnie słowa liderów zespołu: „Po co tam jeszcze siedzisz, skoro nie zrobiłaś tego, co ci powierzono?” i „Jeśli nie zrobić tego, co ci powierzono, to powinnaś wrócić!”. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam się zniechęcona. Przez kolejne kilka dni nieustannie modliłam się do Boga, a mój przywódca rozmawiał ze mną i wspierał mnie. Dzięki temu uspokoiłam gonitwę myśli i zastanowiłam się nad swoim stanem. Pomyślałam: „Wszystko ostatnio robiłam sama. Patrzyłam z góry na Christophera i nie chciałam omawiać z nim pracy. Gdy próbował się ze mną rozmówić, zawsze mówiłam, że jestem zajęta. Tak naprawdę nie chciałam, żeby miał jakiś swój udział w mojej pracy. To jasne, że ulegałam swojemu zepsutemu usposobienie i opóźniałam pracę, ale gdy mnie przycięto, stanęłam okoniem i zabrakło mi nawet odrobiny rozumu”. Myślałam o tym, co mówili bracia i siostry, że postępuję samowolnie i nie omawiam pracy z innymi. To był bardzo poważny problem, więc zaczęłam szukać słów Bożych, które się do niego odnosiły. Bóg Wszechmogący mówi: „Z pozoru może się wydawać, że niektórzy antychryści mają pomocników lub partnerów, lecz faktycznie jest tak, że kiedy coś się wydarza, antychryści nigdy nie słuchają tego, co inni mają do powiedzenia, nawet jeśli ci inni mają rację. W ogóle tego nie uwzględniają, a tym bardziej nie chcą o tym rozmawiać ani tego omawiać. Zupełnie nie zwracają na to uwagi, tak jakby innych w ogóle tam nie było. Kiedy antychryści słuchają tego, co inni mają do powiedzenia, robią to tylko dla zachowania pozorów, żeby inni to widzieli. Ale kiedy w końcu przychodzi czas na ostateczną decyzję, to antychryści ją podejmują; słowa innych to tylko strata czasu, w ogóle się nie liczą. Na przykład kiedy dwie osoby są za coś odpowiedzialne, a istota jednej z nich jest istotą antychrysta, co przejawia się w tej osobie? Cokolwiek się dzieje, ta osoba i wyłącznie ona rozpoczyna działanie, zadaje pytania, rozwiązuje problemy, wymyśla rozwiązania i prawie przez cały czas o niczym nie informuje swojego partnera. Kim jest w jej oczach partner? Nie jej zastępcą, lecz czymś w rodzaju dekoracji. W oczach antychrysta ich partner po prostu nie istnieje. Ilekroć pojawia się problem, antychryst rozważa go, a kiedy już zdecyduje o kierunku działania, informuje wszystkich pozostałych, co należy uczynić, i nikomu nie wolno tego kwestionować. Na czym polega istota współpracy antychrystów z innymi ludźmi? Zasadniczo chodzi o to, że antychryści mają ostatnie słowo, nigdy nie dyskutują o problemach z nikim innym, przyjmują na siebie wyłączną odpowiedzialność za pracę, a partnerów traktują jak zbędną dekorację. Zawsze działają w pojedynkę i z nikim nie współpracują. Nie omawiają z nikim pracy, nie komunikują się, często samodzielnie podejmują decyzje i rozwiązują problemy. W wielu sprawach inni dopiero po fakcie dowiadują się, jak coś się skończyło lub zostało przeprowadzone. Inni mówią im: »Wszystkie problemy muszą być z nami przedyskutowane. Kiedy zająłeś się tą osobą? Jak sobie z nią poradziłeś? Dlaczego o tym nie wiedzieliśmy?«. Oni jednak niczego nie wyjaśniają ani nie zwracają na to uwagi; dla nich partnerzy są zupełnie bezużyteczni, pełnią tylko rolę dekoracji. Kiedy coś się dzieje, zastanawiają się nad tym, podejmują decyzję i postępują tak, jak chcą. Bez względu na to, ilu ludzi jest wokół nich, równie dobrze mogłoby nie być nikogo. Antychryst traktuje ich jak powietrze. Czy w takiej sytuacji ich partnerstwo z innymi ma jakikolwiek realny aspekt? Absolutnie nie, oni tylko stwarzają pozory, odgrywają rolę. Inni mówią im: »Gdy natrafiasz na problem, dlaczego nie omawiasz go ze wszystkimi innymi?«. Oni na to odpowiadają: »A co oni wiedzą? To ja jestem przywódcą zespołu, decyzja należy do mnie«. Inni pytają: »A dlaczego nie omówiłeś tego ze swoim partnerem?«. Odpowiadają: »Mówiłem mu, ale on nie miał o tym żadnego zdania«. Używają wymówek, że inni ludzie nie mają własnego zdania lub nie są w stanie myśleć samodzielnie, by ukryć fakt, że oni sami stanowią prawo dla siebie. Nie towarzyszy temu żadna introspekcja. Nie jest możliwe, aby taka osoba przyjęła prawdę. Na tym polega problem z naturą antychrysta(Punkt ósmy: Chcą, by ludzie okazywali posłuszeństwo tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg demaskuje sposób, w jaki antychryści postępują samowolnie, nie współpracują z innymi, samodzielnie podejmują decyzje, zawsze mają ostatnie słowo, nie omawiają pracy ze współpracownikami i działają tak, jak sami postanowią. Nie przyjmują dobrych sugestii od innych i często odnoszą się do nich z pogardą, uważając, że oni sami mają genialne pomysły. W oczach antychrystów współpracownicy są jak szum w tle albo rekwizyty na scenie. Dotarło do mnie, że zachowuję się jak antychryst. Odkąd zaczęłam pracować z Christopherem, patrzyłam na niego z góry, uważając, że ma mały potencjał, niewielkie doświadczenie i ograniczone umiejętności. Nie chciałam go w swoim projekcie. Pełniłam funkcję przywódczą dłużej niż on, uważałam, że więcej od niego rozumiem i mogę sama zająć się organizacją pracy. Nie spodziewałam się od niego żadnych dobrych sugestii, więc nie było sensu z nim rozmawiać. Gdy spytał mnie o moje plany dotyczące pracy, zrobiłam się oporna i miałam poczucie, że on stawia się w pozycji mojego przełożonego, pytając mnie tak od razu o moje postępy, więc zwyczajnie go zignorowałam. Gdy kilkoro braci i sióstr nie wykonywało obowiązków z obawy przed aresztowaniem, a Christopher zapytał, czy udzieliłam im wsparcia, po prostu robił to, co do niego należało, ale ja arogancko uznałam: „Za kogo on się uważa, że mi tak rozkazuje, kiedy sam nie potrafił tego problemu rozwiązać?”. Potem, gdy spotykaliśmy się, żeby omówić problemy, bracia i siostry podzielili się ścieżkami praktykami, ale ja ich nie zastosowałam. Postępowałam samowolnie, nie współpracowałam z innymi i nie przyjmowałam ich sugestii, przez co moja praca nie przynosiła żadnych wyników. Wykonując swój obowiązek, stale kierowałam się własnymi przekonaniami i robiłam, co uważałam za słuszne, nie dopuszczając innych do głosu, co doprowadziło do opóźnień w pracy. Czyniłam zło! Zastanowiwszy się nad tym, byłam w stanie przyjąć przycinanie i wskazówki ze strony liderów zespołu. Moje zachowanie już zaszkodziło pracy kościoła. Gdyby mnie nie przycięli, to bym się nad sobą nie zastanowiła ani nie dostrzegła, jak poważny jest mój problem. W przycinaniu wyraża się miłość Boża!

Potem stanęłam przed Bogiem w modlitwie i zastanawiałam się, czemu wykonując obowiązek nie umiem współpracować z ludźmi i zawsze muszę mieć ostatnie słowo. Potem trafiłam na fragment słów Bożych, który bardzo do mnie przemówił. Bóg Wszechmogący mówi: „Być może wykonywaliście swoje obowiązki przez kilka lat, ale nie poczyniliście zauważalnych postępów w wejściu w życie, rozumiecie jedynie kilka powierzchownych doktryn i nie macie prawdziwej wiedzy o usposobieniu i istocie Boga ani też nie doświadczyliście żadnych wartych wzmianki punktów zwrotnych. Jeśli tak obecnie wygląda wasza postawa, czego można się po was spodziewać? Jakie zepsucie możecie przejawić? (Arogancję i pychę). Czy wasza arogancja i pycha będą się nasilać, czy pozostaną takie same? (Będą się nasilać). Dlaczego będą się nasilać? (Ponieważ uznamy się za ludzi o wielkich kompetencjach). A na podstawie czego ludzie oceniają poziom własnych kompetencji? Tego, od ilu lat pełnią dany obowiązek i jak wiele doświadczenia zdobyli, prawda? A skoro tak, to czy stopniowo nie zaczniecie myśleć w kategoriach starszeństwa? Na przykład pewien brat wierzy w Boga już od wielu lat i od dawna pełni jakiś obowiązek, więc ma on największe kompetencje, aby się wypowiadać; pewna siostra jest tu krótko i chociaż ma trochę charakteru, to brakuje jej doświadczenia w pełnieniu tego obowiązku i wierzy w Boga od niedawna, więc jest najmniej kompetentną osobą, by się wypowiadać. Osoba, która ma największe kompetencje, by się wypowiedzieć, myśli sobie: »Skoro mam dłuższy staż, oznacza to, że wykonuję swój obowiązek zgodnie ze standardem, osiągnąłem szczyt w swoich dążeniach i nie muszę już o nic się starać ani w nic wkraczać. Dobrze wykonałem ten obowiązek, z grubsza ukończyłem pracę, Bóg powinien być zadowolony«. Tym sposobem człowiek zaczyna popadać w samozadowolenie. Czy to oznacza, że wszedł on w prawdorzeczywistość? Przestał robić jakiekolwiek postępy. Wciąż nie zyskał prawdy ani życia, a mimo to uważa się za wysoce kompetentnego, przemawia z pozycji starszeństwa i czeka na Bożą nagrodę. Czy nie jest to przejaw aroganckiego usposobienia? Kiedy ludzie nie są »wysoce kompetentni«, wówczas wiedzą, że powinni być ostrożni, i pilnują się, aby nie popełniać błędów; kiedy uznają się za wysoce kompetentnych, stają się aroganccy, zaczynają mieć o sobie wysokie mniemanie i skłonni są popadać w samozadowolenie. Czyż w takich chwilach nie jest prawdopodobne, że poproszą o nagrodę i koronę od Boga, jak to uczynił Paweł? (Tak). Jaka jest wtedy relacja między człowiekiem a Bogiem? To nie jest relacja między Stwórcą a istotami stworzonymi. To relacja czysto transakcyjna. A kiedy tak się dzieje, ludzie nie mają relacji z Bogiem i Bóg zapewne ukryje przed nimi swoją twarz – co jest bardzo niebezpiecznym znakiem(Tylko z bojaźnią Bożą można kroczyć ścieżką wiodącą do zbawienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bóg demaskuje to, że jeśli ktoś nie dąży do prawdy i nie poznaje samego siebie, to po jakimś okresie wykonywania obowiązku zacznie uważać, że ma kapitał i doświadczenie, oraz będzie podkreślał swoją wyższość, patrząc na innych z góry, będzie się arogancko puszył, nie szukając prawdozasad i nie współpracując z innymi przy wykonywaniu obowiązku, będzie działał samowolnie i postępował wedle własnego uznania, podążając drogą sprzeciwu wobec Boga. Po przyjęciu wiary cały czas wykonywałam obowiązki, przez dwa lata byłam przywódczynią. Uważałam, że wierzę już od dłuższego czasu, że mam umiejętności i doświadczenie w pracy, więc stałam się arogancka. Z ochotą dbałam o rozwój innych i nadzorowałam ich pracę, ale zirytowałam się, gdy Christopher został moim współpracownikiem i zaczął brać udział w mojej pracy. Przecież to ja go podlewałam i szkoliłam, uważałam, że ma mniejszy potencjał niż ja, że jest jeszcze żółtodziobem i brakuje mu doświadczenia, więc nie chciałam dopuścić go do swojej pracy. Gdy spytał mnie, czy udzieliłam wsparcia nowym wierzącym i jaki mam harmonogram pracy, rozdrażniło mnie to i odpowiedziałam mu zdawkowo. Nie uznawałam rozmowy z nim za konieczną, a zresztą, i tak nie miałby żadnych sugestii godnych uwagi. Sądziłam, że dam sobie radę bez niego, więc nie rozmawiałam z nim i nie współpracowałam, a większość decyzji podejmowałam sama. Widziałam w nim tylko marionetkę. Bóg wymaga, byśmy uczyli się współpracy w ramach naszych obowiązków, jest to kluczowa zasada dotycząca ich wykonywania, ale ja ignorowałam wymaganie Boga i zasady domu Bożego. Zawsze uważałam, że dobrze sobie radzę sama, że mogę pracować samodzielnie i nie potrzebuję współpracy z innymi. Myślałam, że sama mogę się ze wszystkim uporać i nie trzeba, żeby ktokolwiek nadzorował moją pracę. Jaka była arogancka i zarozumiała! Moje aroganckie usposobienie sprawiło, że lekceważyłam innych i nie miałam w sercu miejsca dla Boga. Nie miałam bogobojnego serca i podążałam ścieżką wrogości wobec Boga. Kiedy przybyłam do tej wioski, przepełniała mnie wiara chciałam wypełniać swój obowiązek, by zadowolić Boga. Nigdy nie sądziłam, że tak się to wszystko potoczy. Jak mogłam być tak arogancka i otępiała? Nie byłam w ogóle świadoma, że podążam błędną ścieżką. Gdybym się nie zatrzymała, stałabym się antychrystem, zakłócającym dzieło Boże, i zostałabym na koniec zdemaskowana i wyeliminowana przez Boga; taki kres miałoby moje życie w wierze. Gdy to do mnie dotarło, przestraszyłam się i w sercu pomodliłam się do Boga: „Boże, zakłóciłam pracę kościoła. Teraz widzę swoje zepsucie i to, jak poważne problemy przejawiam. Chcę okazać skruchę i nie chcę Ci się sprzeciwiać pod wpływem mojego zepsutego usposobienia”.

Zastanowiłam się też nad tym, jaki błąd popełniałam, skupiając się na potencjale i doświadczeniu innych w moich interakcjach z nimi. Jaki był najważniejszy aspekt mojego obowiązku? Zmagając się z tymi pytaniami, trafiłam na inny fragment słów Bożych. Słowa Boże mówią: „Bez względu na to, co robisz, w domu Bożym nie pracujesz nad swym własnym przedsięwzięciem: jest to praca domu Bożego, czyli dzieło Boże. Musisz nieustannie mieć to na uwadze i zachowywać w świadomości, powtarzając sobie: »To nie jest moja własna sprawa. Wykonuję swój obowiązek i wypełniam swoją powinność. Wykonuję pracę dla kościoła. Jest to zadanie, które powierzył mi Bóg, i robię to dla Niego. To mój obowiązek, a nie prywatna sprawa«. To pierwsza rzecz, jaką ludzie powinni zrozumieć. Jeśli traktujesz obowiązek jak prywatną sprawę i nie szukasz w działaniu prawdozasad, lecz wypełniasz go zgodnie z własnymi intencjami, poglądami i celami, to jest bardzo prawdopodobne, że będziesz popełniał błędy. Jak zatem powinieneś postępować, jeśli bardzo wyraźnie rozgraniczasz obowiązek od prywatnych spraw i jesteś świadomy, że jest to obowiązek? (Powinieneś szukać tego, o co prosi Bóg, i szukać zasad). Zgadza się. Jeśli coś ci się przytrafia i nie rozumiesz prawdy, masz pewne pojęcie, ale wciąż nie jest to dla ciebie jasne, musisz znaleźć braci i siostry, którzy rozumieją prawdę, aby to z tobą omówili; to jest poszukiwanie prawdy, a przede wszystkim jest to postawa, którą powinieneś przejawiać wobec obowiązku. Nie powinieneś podejmować decyzji na podstawie tego, co tobie wydaje się właściwe, a następnie uderzać pięścią w stół i twierdzić, że sprawa jest zamknięta – w ten sposób łatwo o problemy. (…) Boga nie interesuje, co ci się przydarza każdego dnia, ile pracy wykonujesz, ile wkładasz wysiłku – On patrzy na twoją postawę wobec tych rzeczy. A z czym wiąże się postawa, z jaką wykonujesz te rzeczy, i sposób, w jaki je robisz? Wiąże się z tym, czy podążasz za prawdą, czy nie, a także z twoim wkroczeniem w życie. Bóg patrzy na twoje wejście w życie, na ścieżkę, którą zmierzasz. Jeśli idziesz ścieżką dążenia do prawdy i wszedłeś w życie, wówczas będziesz w stanie harmonijnie współpracować z innymi podczas wykonywania swoich obowiązków i z łatwością wykonasz je w sposób adekwatny(Czym jest odpowiednie wykonywanie obowiązków? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże są całkiem jasne. Gdy ktoś wykonuje obowiązek w domu Bożym, nie znaczy to, że może robić, co mu się podoba, odcinając się zupełnie od innych. Nasz obowiązek to część pracy domu Bożego i jeśli działamy samowolnie i nie współpracujemy, możemy zakłócić i zaburzyć pracę. Dowiedziałam się również, że Bóg nie ocenia ludzi na podstawie tego, jak długo wierzą, ile pracy wykonali albo jak wielkie doświadczenie zdobyli, wykonując obowiązki, ale na podstawie ich nastawienia do prawdy, ukierunkowania w obowiązkach i tego, czy kroczą ścieżką dążenia do prawdy. Gdybym nie szukała prawdy, nie przyjmowała dobrych sugestii od innych i zawsze musiała mieć ostatnie słowo, to wykonując swój obowiązek nie osiągnęłabym dobrych wyników. Swój domniemany potencjał, okres, w którym pełniłam funkcję przywódczą, i swoje doświadczenie traktowałam jako kapitał. Myślałam, że dzięki tym kwalifikacjom będę dobrze wypełniać swój obowiązek. W rzeczywistości to doświadczenie i ten potencjał nie oznaczały, że posiadam prawdozasady; to były tylko narzędzia do użycia przy wykonywaniu obowiązku. Zrozumiałam, że traktuję doświadczenie i potencjał jak prawdozasady, myślałam, że rozumiem prawdę i postępuję zgodnie z zasadami. Robiłam się coraz bardziej arogancka, patrzyłam z góry na braci i siostry i robiłam, co mi się podobało. Dlatego po trzech miesiącach pracy nie mogłam się pochwalić żadnymi wynikami. Zrozumiałam, że to, czy ktoś dobrze wykonuje obowiązki, nie zależy od tego, jak długo wierzy, ile z siebie dał albo jak duże ma doświadczenie. Najważniejsze jest, by szukać prawdy, postępować zgodnie z zasadami i harmonijnie współpracować z innymi.

Później przeczytałam dwa inne fragmenty słów Bożych, które jeszcze wyraźniej wskazały mi ścieżkę harmonijnej współpracy. Słowa Boże mówią: „Harmonijna współpraca składa się z wielu elementów. Wymaga przynajmniej tego, by dopuścić innych do głosu i pozwolić im na wysuwanie różnych sugestii. Jeśli rzeczywiście jesteś rozsądny, to bez względu na to, jakiego rodzaju pracę wykonujesz, najpierw musisz nauczyć się szukać prawdozasad. Powinieneś również z własnej inicjatywy szukać opinii innych. O ile będziesz traktował wszystkie sugestie poważnie, a potem rozwiązywał problemy z w jedności serca i umysłu, to zasadniczo osiągniesz harmonijną współpracę. Dzięki temu będziesz napotykał znacznie mniej problemów przy wykonywaniu obowiązku. Jakiekolwiek problemy się pojawią, łatwo będzie sobie z nimi poradzić i je rozwiązać. Taki jest efekt harmonijnej współpracy. Czasami banalne sprawy stają się przedmiotem dyskusji, ale o ile nie wpłyną one na pracę, nie będą stanowić problemu. Jednak w kwestiach kluczowych i w istotnych sprawach dotyczących pracy kościoła musicie osiągnąć konsensus i szukać prawdy, by je rozstrzygnąć. (…) Musisz odrzucić tytuł przywódcy, odrzucić nieczystą atmosferę statusu, traktować siebie jak zwykłego człowieka, stojącego na tej samej płaszczyźnie co inni, i odpowiedzialnie podchodzić do swojego obowiązku. Jeśli wciąż będziesz utożsamiał swój obowiązek z oficjalnym tytułem i statusem, z czymś w rodzaju wieńca laurowego, i będziesz sobie wyobrażał, że inni są po to, by służyć twojej pozycji i pracować na nią, spowoduje to kłopoty; Bóg wzgardzicie znienawidzi i poczuje do ciebie odrazę. Jeżeli jednak wierzysz, że jesteś równy innym, tylko po prostu otrzymałeś od Boga nieco większe zlecenie i nieco większą odpowiedzialność, jeśli potrafisz się nauczyć traktować siebie na równi z innymi, a nawet raczysz zapytać, co myślą, a potem szczerze, uważnie i gorliwie słuchać tego, co mówią, to będziesz współpracował w harmonii z innymi. Jakie będą efekty takiej harmonijnej współpracy? Efekty będą wielkie. Zdobędziesz rzeczy, jakich nigdy dotychczas nie miałeś, czyli światło prawdy i rzeczywistość życia; odkryjesz zalety innych i będziesz się uczył z ich mocnych stron. Jest coś jeszcze: uważasz, że inni ludzie są głupi, tępi, nierozgarnięci, gorsi od ciebie, ale gdy wysłuchasz ich opinii albo gdy oni otworzą się przed tobą, mimowolnie przekonasz się, że nikt nie jest tak zwyczajny jak ci się wydaje, że każdy może podsunąć różne pomysły i koncepcje i każdy ma swoje własne zalety. Jeśli nauczysz się harmonijnej współpracy, oprócz tego, że pomoże ci to uczyć się z mocnych stron innych, twoja arogancja i zadufanie w sobie zostaną obnażone, a to powstrzyma cię od wyobrażania sobie, że jesteś bystry. Kiedy już nie będziesz uważał się za bystrzejszego i lepszego od wszystkich innych, przestaniesz żyć w stanie narcystycznego zachwytu nad sobą. A to będzie cię chronić, czyż nie? Takie są korzyści, jakie powinieneś uzyskać, oraz nauka, jaką powinieneś wyciągnąć ze współpracy z innymi(Punkt ósmy: Chcą, by ludzie okazywali posłuszeństwo tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Myślicie, że ktokolwiek jest doskonały? Żaden człowiek nie jest doskonały bez względu na swoją siłę, zdolności czy talent. Ludzie muszą to dostrzec – jest to fakt i jest właściwa postawa, jaką ludzie powinni przyjąć wobec swoich własnych zasług i mocnych stron lub wad; takie racjonalne podejście powinni prezentować ludzie. Z takim podejściem możesz odpowiednio postępować ze swoimi mocnymi i słabymi stronami oraz z mocnymi i słabymi stronami innych, a to pozwoli ci harmonijnie z nimi współpracować. Jeśli zrozumiałeś ten aspekt prawdy i możesz wkroczyć w ten aspekt prawdorzeczywistości, wtedy możesz harmonijnie żyć w zgodzie ze swoimi braćmi i siostrami, czerpiąc swoich ich mocnych stron, by równoważyć wszelkie słabości, jakie masz. W ten sposób, bez względu na pełnione obowiązki czy podejmowane działania, zawsze będziesz wykonywać je coraz lepiej i mieć Boże błogosławieństwo(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Bożym uświadomiłam sobie, że współpraca polega na tym, by traktować innych na równej stopie, uważnie ich słuchać i pytać o wszystko to, czego nie rozumiemy. Praktykując w ten sposób, możemy odkryć zalety naszych braci i sióstr oraz dostrzec, w czym są od nas lepsi. Wtedy przestaniemy patrzeć na nich z góry, nie będziemy już tacy pełni samozadowolenia i samowolni w swoich działaniach. Powinniśmy też lepiej zrozumieć samych siebie i przestać zadzierać nosa. Musimy uczyć się dostrzegać zalety innych i przyjmować właściwą postawę wobec ich słabości. Patrząc wstecz, mimo że byłam przywódczynią przez dwa lata, nie miałam talentu do głoszenia ewangelii i potrzebowałam wsparcia przy nadzorowaniu ewangelizacji. Christopher przyjął wiarę stosunkowo niedawno, ale od początku głosił ewangelię, miał świetne wyniki i nawrócił wielu ludzi. Miał większe doświadczenie w głoszeniu ewangelii, więc powinnam była zwrócić się do niego o pomoc. Ponadto Christopher odpowiedzialnie wykonywał swój obowiązek i dźwigał brzemię, kontaktował się ze mną, żeby omawiać pracę, i mógł wdrożyć dobre praktyki stosowane w innych kościołach. Te jego zalety sprawiały, że mogłam się od niego uczyć. Byłam zbyt arogancka i nie dostrzegałam zalet Christophera, a nawet patrzyłam na niego z góry. Nie przyjmowałam jego sugestii i nie dopuszczałam go do mojej pracy. Byłam niczym, a przy tym byłam taka zadufana w sobie, jakież to żenujące. W ogóle nie miałam samoświadomości. Gdybym potrafiła dobrze współpracować z Christopherem, praca nie ulegałby opóźnieniu. Patrząc wstecz, czułam ogromny żal. Moje przeszłe występki były nieodwracalne, ale w przyszłości chciałam dobrze wykonywać swój obowiązek. Postanowiłam, że w obliczu problemów będę komunikować się z innymi, że na pierwszym miejscu postawię interesy kościoła, że nauczę się współpracy i porzucę swoją dawną ścieżkę.

Później opuściłam wioskę. Powierzono mi inne projekty i przydzielono nową osobę do współpracy. Była to tym razem siostra Mina. Cieszyłam się na harmonijną współpracę z nią, aby dobrze wykonywać nasze obowiązki. Później zwróciło moją uwagę to, że choć siostra Mina jest starsza ode mnie, to jeśli chodzi o wiarę i wykonywanie obowiązków, ma krótszy staż niż ja. W nadzorowaniu i kontrolowaniu pracy przejawiała pewne braki. Czasem słyszałam też, że bracia i siostry wspominają o jakichś jej problemach. Moje aroganckie usposobienie znów się przebudziło. Zaczęłam myśleć, że to ja odgrywam główną rolę w naszym duecie, a ona ma się tylko szkolić. Gdy kiedyś miałyśmy nakreślić plan pracy, nasz przywódca wyraźnie powiedział, że mamy to zadanie wspólnie omówić, ale ja pomyślałam: „To nie jest trudne zadanie, mogę z łatwością sama je wykonywać, nie ma potrzeby, żebyśmy obie się nim zajmowały. To przecież nie jest tak, że sama nie dam rady”. Po zgromadzeniu chciałam po prostu siąść do tej pracy i ją samodzielnie wykonać, ale od razu zadzwoniła Mina i widziałam, że chce omówić pracę. Ja nie miałam jednak na to ochoty, więc nie odebrałam telefonu. Potem czułam się trochę winna. Myślałam o tym, jak moja arogancja i niechęć do współpracy z Christopherem zakłóciły pracę poprzednim razem. Gdybym dalej tak postępowała, na pewno zaszkodziłoby to naszej pracy. Pomodliłam się więc do Boga: „Boże, Mina próbowała się ze mną skontaktować, by omówić pracę, ale ja zachowałam się arogancko i nie chciałam z nią współpracować. Boże, nie chcę już postępować samowolnie i zakłócać pracy kościoła. Proszę, poprowadź mnie, bym nie ulegała swojemu zepsutemu usposobieniu i mogła harmonijnie współpracować z Miną”. Przypomniał mi się wtedy fragment słów Bożych: „Musicie dojść do harmonijnej współpracy na rzecz dzieła Bożego, dla dobra kościoła i po to, by pobudzić swoich braci i siostry do dalszych działań. Powinniście współdziałać ze sobą, korygując wzajemnie swe postępowanie i osiągając lepsze wyniki w pracy, by w ten sposób okazać dbałość o wolę Bożą. Na tym polega prawdziwe współdziałanie i tylko ci, którzy się w nie zaangażują, osiągną prawdziwe wkroczenie w życie(Czyńcie posługę jak Izraelici, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże głęboko mnie poruszyły. Aby dobrze wykonywać swój obowiązek, musiałam nauczyć się harmonijnie współpracować z Miną, wyzbyć się swojego aroganckiego usposobienia i przestać działać samowolnie. Zatelefonowałam do Miny i omówiłam z nią plany dotyczące naszej pracy. Mina podzieliła się swoimi pomysłami i uznałam je za całkiem dobre, więc ostatecznie je wykorzystałam. Przygotowałyśmy wspólny plan dużo szybciej, niż ja byłam w stanie to robić sama w przeszłości. Byłam bardzo szczęśliwa. Nie było to jakieś wielkie osiągnięcie, ale cudownie było wyrzec się samej siebie i praktykować zgodnie ze słowami Bożymi. Później nauczyłam się współpracować z innymi braćmi i siostrami i odkryłam, że z każdym miesiącem osiągamy coraz lepsze wyniki w pracy. Z głębi serca dziękuję Bogu!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze