Uczę się rozpoznawać antychrysta

14 marca 2022

Autorstwa Su Shan, Japonia

Kiedy zostałam przywódczynią, Chen odpowiadała za pracę naszego kościoła. Byłyśmy w podobnym wieku i dobrze się dogadywałyśmy. Rozmawiałyśmy o tym, jak się czujemy, a ona bardzo mi pomagała, kiedy napotykałam trudności w pracy. Kiedy dostałam awans i to ja zaczęłam nadzorować jej pracę, stała się całkiem inną osobą. Ledwo mnie uznawała i nie chciała ze mną rozmawiać. Zawsze miała skwaszoną minę. Myślałam, że ma zły humor, bo pracuje pod wielką presją, więc nie przejmowałam się tym. Później, na spotkaniu, powiedziała, „Jestem zazdrosna, że przejęłaś moje stanowisko. Wiem, że dobrze pracuję, więc czemu nie zostałam awansowana? Teraz wszyscy myślą, że się do tego nie nadaję. Myśl, że nie jestem doceniana i szanowana, wprawia mnie w tak zły nastrój, że nie chcę wypełniać obowiązków”. Zrozumiałam, że jej kwaśna mina brała się z zazdrości. Później siostra, z którą współpracowałam, powiedziała, że Chen ma niestabilne usposobienie, że bardzo troszczy się o status i bywa uparta. Kiedy było źle, wpływało to na naszą pracę. Chciała, żebym to z nią omawiała i pomagała jej. Myślałam, że za bardzo martwi się o status, a ona była zwyczajna i otwarta, a podczas omówień potrafiła zastanowić się i zrozumieć siebie. To nie mogła być zbyt poważna sprawa. Poza tym była młoda, więc uczucie zazdrości i chęć rywalizacji były normalne. Jednak po pewnym czasie zrozumiałam, że naprawdę za bardzo myśli o statusie, a kiedy nie zdobywa upragnionego prestiżu, popada w zły nastrój i opuszcza się w pracy. Na przykład, kiedy wraz z partnerką zauważyłyśmy błędy w jej pracy i powiedziałyśmy jej o nich, Chen uznała, że próbujemy ją oczernić przed współpracownikami, a potem nie chciała z nami rozmawiać, niezależnie od tego, co mówiłyśmy. Kiedy zamiast niej wyznaczałyśmy kogoś innego do jakiegoś zadania, wpadała w zły nastrój i czuła się niedowartościowana. Czasem czuła się tak skrzywdzona, że z płaczem mówiła o tym na spotkaniach i wszyscy musieli wszystko rzucać, żeby to z nią omawiać. Szczęśliwa była tylko wtedy, kiedy wszyscy skupialiśmy się na jej omówieniach. Czasem zrozumiała coś na swój temat, a wtedy płakała z żalu i mówiła, że skupiała się na statusie i pragnie zmiany, ale nie potrafi przestać tego okazywać. Słysząc to myślałam, że to jej zepsute usposobienie tak ją ogranicza, a że ma na tym punkcie obsesję, nie zmieni się to w jednej chwili. Uznałam, że potrzebuje więcej pomocy.

Później została wybrana na przywódczynię i znów byłyśmy partnerkami. Kiedyś, następnego dnia po spotkaniu ze mną, pewna siostra została nagle zatrzymana. Dowiedzieliśmy się, że policja od kilku dni ją obserwowała, więc bracia i siostry, z którymi się kontaktowała, na pewno też byli obserwowani. Musieliśmy szybko ich ostrzec, żeby podjęli środki ostrożności i opuścili ten teren. Skoro dopiero się z nią widziałam, było wielce prawdopodobne, że też byłam śledzona przez policję, więc nie mogłam im w tym pomagać. Napisałam do Chen i do innej współpracownicy, by omówić dalsze kroki. Nie dość, że Chen nie zaproponowała żadnego rozwiązania, to jeszcze wywołała spięcie pomiędzy mną a tą drugą współpracownicą. Powiedziała, że siostra została zaaresztowana, bo ja nie przejmowałam się, jak załatwiam sprawy. Współpracownica źle mnie oceniła, więc rozprawiła się ze mną i ostro mnie przycięła. Później dowiedziała się, że to nie było tak, jak przedstawiła to Chen i powiedziała, że jest jej przykro. Szczerze opowiedziała mi o tym i postanowiła, że omówi to również z Chen i wyjaśni, jak takie zachowanie podważa autorytet innych i wywołuje tarcia. Chen nie tylko nie chciała tego przyjąć, ale się jeszcze kłóciła. Słysząc to, byłam w szoku. Jak Chen mogła tak postępować? Dostała naganę za oczernianie mnie i zakłócanie pracy, ale nie chciała tego przyjąć. To odmowa przyjęcia prawdy. Pomyślałam, że tak długo razem pracowałyśmy, a Chen nigdy nie wspomniała, że ma wobec mnie jakieś uprzedzenia, niczego nawet nie zasugerowała. Zastanawiałam się, czy robiłam coś źle, przez co czuła się naciskana, i dlatego powiedziała o tym mojej współpracownicy. Jeśli tak, to powinnam dobrze się nad sobą zastanowić. Skontaktowałam się z Chen i powiedziałam jej szczerze, jaka jest moja reakcja. Wspomniałam też, że jej destrukcyjne zachowanie jest niegodziwe. Chen odpowiedziała mi, „Źle zrobiłam, że tak cię osądziłam przed naszą współpracownicą i zastanowiłam się nad sobą. Ostatnio bardzo pragnęłam imienia i statusu. Ty kierujesz pracami i aktywnie w nich uczestniczysz, a wszyscy cię wspierają. Cokolwiek powiesz, cokolwiek zasugerujesz, wszyscy chcą ciebie słuchać, a mnie lekceważą. Bardzo źle się z tym czuję i zepsucie zawładnęło moim rozumem”. Mówiąc to, płakała. Byłam poruszona widząc, jak cierpi, i czułam się trochę winna. Może nie dość uważnie traktowałam jej uczucia, przez co zmagała się z zepsuciem. Nie panowała nad sobą, kiedy mówiła o mnie te rzeczy, więc skoro to przemyślała, zrozumiała siebie i opowiedziała o tym, to oznacza, że chce wyrazić skruchę i się zmienić. Ale potem odkryłam, że wcale się nie zmieniła, a jej zachowanie stało się jeszcze gorsze.

Inna współpracownica, która odwiedzała osoby pełniące ważne obowiązki, była śledzona i została zatrzymana przez policję. Wydawało się pewne, że policja odnajdzie te osoby. To stało się tak niespodziewanie. Zaczęliśmy pilne dyskusje o tym, jak rozwiązać problem, żeby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Chen niewiele mówiła i wyglądała na nieszczęśliwą. Kiedy trzeba było podjąć wspólne decyzje, jąkała się albo milczała. To miało zły wpływ na naszą strategię. Pamiętam, że kiedy w przeszłości inni nie zgadzali się z jej perspektywą, to czuła się niedowartościowana, milczała nadąsana i nie chciała uczestniczyć w dyskusji. Nie wiedziałam, co tym razem powiedziano, że tak się obraziła. To była trudna sytuacja. Bracia i siostry mogli w każdej chwili zostać aresztowani, przez co ucierpiałyby interesy domu Bożego, lecz jej to nie obchodziło. Byłam wściekła, więc ją ignorowałam, kontynuując dyskusję z innymi. Powiadomiliśmy osoby zagrożone, że powinny natychmiast wyjechać. Skończyliśmy po dwudziestej trzeciej, a jeszcze było trochę pilnej pracy do wykonania. A Chen siedziała tam z nadąsaną miną, całkowicie wyłączona. Nic nie mówiła, albo rzuciła kilka zdawkowych słów, kiedy coś wymagało przedyskutowania. To nas opóźniało. Ze sprawami, które można było załatwić szybko, zeszło nam się do trzeciej, czwartej nad ranem. To już nie upór czy kapryśne zachowanie, lecz sabotaż i przeszkadzanie w pracy. Potem ujawniłam i przeanalizowałam jej egoizm i to, że martwi się tylko o imię i status, a nie myśli o pracy kościoła. W rzeczywistości pomaga wielkiemu czerwonemu smokowi, przeszkadzając w pracy domu Bożego. Kilku współpracowników też omawiało jej problemy, ale, o dziwo, ona powiedziała tylko, „Jeśli uważacie, że nie umiem wykonywać tej pracy, zwolnijcie mnie. I tak czuję, że nie mogę wypełniać tego obowiązku”. Mówiła dalej, „Nieprawda, że nie chcę się angażować, ale odrzucacie wszystko, co mówię. Doszło do tego, że nie macie do mnie zaufania. Co mam powiedzieć? Zawsze chcę pomagać przy problemach, ale wszyscy chcą się z tym rozprawiać, więc co mam robić? Uważacie, że jestem bezużyteczna jako przywódczyni. Lekceważycie mnie, więc ja też nie chcę się z wami zadawać”. Jej słowa nas zszokowały. Nie chciała przyjąć prawdy. Skrytykowana, po prostu zrezygnowała z pracy, a nawet nas obwiniała i obciążała odpowiedzialnością. Nawet w tak nagłej sytuacji walczyła o imię i status. Brakowało jej człowieczeństwa. Potem zastanawiałam się, że może byłam zbyt apodyktyczna, wszystko monopolizowałam, a ją odsuwałam na bok. Kiedy nic nie groziło jej imieniu i statusowi, bardzo się angażowała i dobrze wynajdywała problemy w naszej pracy. Ale w tej dyskusji ignorowałam ją widząc, że w niej nie uczestniczy. Jeśli to ja przyczyniłam się do jej potknięcia, to też postąpiłam źle. Gdy to do mnie dotarło, nic więcej nie powiedziałam.

Myśląc o tym później zrozumiałam, że Chen ciągle się tak zachowywała. Kiedy tylko jej imię i status były zagrożone, wpadała w zły nastrój, opuszczała się w pracy i nie dbała o nią, przez co szkodziła pracom kościoła. Co było prawdziwym problemem? Potem przeczytałam fragment słów Bożych. „Bez względu na to, jak bardzo niektórzy wydają się zajęci, ile godzin dziennie spędzają na ulicach, jak wiele poświęcają, ilu rzeczy się wyrzekają i jak mocno się starają, to jeśli za wszystkim, co robią i mówią, kryje się pragnienie statusu, czy można ich uznać za ludzi podążających za prawdą? (Nie). Absolutnie nie. Za status gotowi są zapłacić każdą cenę. Dla statusu gotowi są znosić każde cierpienie. Dla statusu nie powstrzymają się przed niczym. Dla statusu będą walczyć i kłócić się z innymi. Nie obawiają się nawet zaryzykować kary i odpłaty; działają dla statusu, nie myśląc o konsekwencjach. Za czym gonią tacy ludzie? (Gonią za statusem). Na czym polega tu podobieństwo do Pawła? (Pogoń za koroną). Zamiast podążać za prawdą, ubiegają się o koronę sprawiedliwości, gonią za statusem i prestiżem i uważają tę pogoń za statusem i prestiżem za uzasadnioną. Jaka jest najbardziej charakterystyczna cecha takich ludzi? Jest nią to, że pod każdym względem działają z uwagi na status i prestiż(„Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Po tych słowach zaczęłam się przyglądać zachowaniu Chen. Była gotowa cierpieć i ponosić koszty, ale wszystko robiła dla własnego imienia i statusu. Kiedy zaczęłam nadzorować jej pracę, natychmiast stała się wobec mnie wroga, myśląc, że jest na niższym szczeblu. Popadła w taką depresję, że nie chciała wypełniać obowiązków. Wskazaliśmy problemy w jej pracy, żeby jej pomóc, a czasem przydzielaliśmy jej zadania innym osobom. To najzwyklejsza rzecz na świecie. Ale ona twierdziła, że przez to straciła twarz, więc stała się arogancka, milczała i czekała, aż wszyscy zaczną obracać się wokół niej, a ona znajdzie się w centrum uwagi. Jako przywódczyni wiedziała, że działania w następstwie aresztowań są pilne, ale chciała walczyć o imię i zysk, wszystko podważając i odmawiając współpracy. Nie myślała o bezpieczeństwie braci i sióstr i nie wspierała pracy domu Bożego. Widząc to, zrozumiałam, że nie ma serca, że pragnie tylko imienia i statusu, a nie prawdy. Szła ścieżką przeciwko Bogu. Wiele razy próbowaliśmy to z nią omawiać i jej pomagać, ale była uparta i nie chciała przyjąć pomocy. Nie akceptowała prawdy. Podstawą przy wybieraniu przywódców jest zasada, że dążą do prawdy i przyjmują ją. Skoro nie spełniała tych wymogów, czy mogła być przywódczynią?

Potem niektórzy z nas dyskutowali, czy Chen może dalej być przywódczynią. Ktoś powiedział, że jest uparta i kiedy jej pragnienie statusu pozostaje niespełnione, szkodzi pracy kościoła, ale kiedy jej imię i status nie są zagrożone, potrafi dobrze wykonywać prace. Ma dobry charakter i umiejętności, i aktywnie rozwiązuje problemy. Poza tym nie da się natychmiast zmienić pragnienia statusu, więc może ona potrzebuje więcej naszej pomocy. Ktoś inny powiedział, że kiedy Chen walczy o imię i status, my czujemy się ograniczani, ale dobrze się z nami dogaduje, kiedy nic nie zagraża jej statusowi i po każdym takim incydencie ona płacze i czegoś się o sobie dowiaduje. Uznał, że Chen chce wyrazić skruchę i się zmienić. Po tym, jak ostatni raz wyjawiliśmy jej problemy, już nie była obrażona przez wiele dni jak wcześniej, ale już następnego dnia wróciła do pracy. Ta współpracownica chciała, byśmy się przekonali, i jeśli Chen się nie zmieni, zawsze zdążymy ją zwolnić. Słysząc to, poczułam niepewność. Czułam, że to prawda. Kiedy wskazaliśmy jej problem, płakała i otwarcie mówiła o swoim zepsuciu, a potem, jak zwykle, wracała do obowiązków. Jeśli naprawdę chciała okazać skruchę, nie mogła się zmienić? Może powinniśmy poczekać, by się przekonać. Jeśli wciąż będzie szkodziła pracy kościoła, zawsze możemy ją zwolnić. I tak odłożyłam na półkę sprawę Chen.

Ale Chen od czasu do czasu wciąż była humorzasta i obrażała się, a kiedy czasem nie zgadzaliśmy się z jej zdaniem, czuła się lekceważona. Czasem obrażała się, kiedy ktoś rozmawiał ze mną trochę dłużej niż z nią. Twierdziła, że mamy lepsze relacje, a ona się dla nas nie liczy. Czasem nagle złościła się bez widocznego powodu. Bardzo nas to ograniczało. Nie mieliśmy pojęcia, co powiedzieliśmy lub zrobiliśmy, że tak się zdenerwowała. Czasem nie chciało mi się nawet wracać z miasta, bo przebywanie z nią było trudne i męczące. Kiedyś pojechała do jakiegoś kościoła dokonać zmiany przywódców. Wcześniej omawiałyśmy, że bezwzględnie musi zwolnić fałszywych przywódców i złych pracowników, a następnie wybrać dobrych przywódców. Wróciła po kilku tygodniach i opowiadała nam, jak wszystkiemu się przyjrzała i odkryła, że przywódczyni, Yang Chen, chroniła osoby złe i antychrystów, wywołując chaos w kościele, i jak dowiedziała się, że Yang Chen korzystała z uroków statusu i nie wykonywała prawdziwej pracy, co praktycznie paraliżowało niektóre zadania kościoła. Powiedziała też, że Yang Chen była samolubna i chytra, i rzadko mówiła prawdę, że inni tego nie rozpoznali, we wszystko wierzyli i ją podziwiali. Ujawniła swoje odkrycie Yang Chen, która nie umiała przyjąć prawdy ani poznać siebie, i nie żałowała niczego, co zrobiła. Z tego, co mówiła Chen, tamta była fałszywą przywódczynią. Spytaliśmy Chen, czy ja zwolniła. Na chwilę zamarła, a potem powiedziała, „To były tylko moje odczucia, ale nie byłam całkowicie pewna, jaki jest jej problem, więc jej nie zwolniłam”. Byłam zła, kiedy to powiedziała. Pomyślałam, że dobrze wie, że Yang Chen jest fałszywą przywódczynią, ale nie zwolniła jej od razu, pozwalając jej zachować stanowisko. Czy nie krzywdziła braci i sióstr? Chroniła fałszywą przywódczynię, zakłócając pracę kościoła. Skrytykowaliśmy Chen za to i była bardzo niezadowolona. Próbowała się bronić mówiąc, że miała za małą wiedzę i nie rozumiała pewnych rzeczy. Potem, widząc, że jej defensywa jest zbyt jawna, znów udawała, że zastanawia się nad sobą. Powiedziała, że w przypadku Yang Chen nie brakowało jej wiedzy, ale chciała ochronić jej status z obawy, że powiemy, że się ociąga i jest nieefektywna, więc szybko wróciła i nie zdążyła zwolnić Yang Chen. Nawet później Chen nie rozumiała ani nie żałowała tego, że od razu nie zwolniła fałszywej przywódczyni. Wkrótce potem pojechała do innego kościoła, by dokonać zmian wśród przywódców. Dobrze wiedziała, że jeden z przywódców nie wykonywał praktycznej pracy, tylko dyskutował o doktrynie i był fałszywym przywódcą. Były też dwie diakonki. Jedna wykorzystywała swoją pozycję, by ganić, nękać i dyscyplinować ludzi, a druga brakowało charakteru do wykonywania praktycznej pracy. Zgodnie z zasadami powinny zostać zwolnione. W końcu Chen zwolniła tylko przywódcę kościoła, więc spytałam ją, czemu nie zwolniła dwóch diakonek. Powiedziała, że bała się, że przywódca i diakonki powiedzą, że jest bez uczuć, a inni, że jest arogancka, podła i nie daje ludziom szansy. Miała mnóstwo innych wymówek. Kiedy później o tym rozmawiałyśmy, Chen zawsze się uśmiechała; ani trochę nie żałowała, że nie zwolniła ich na czas. Wielokrotnie omawiałyśmy wagę takiej pracy. Chen jest przywódczynią od wielu lat i nie mogła być nieświadoma szkód, jakie fałszywi przywódcy i pracownicy wyrządzają kościołowi. Chcąc chronić imię i status, wciąż stawała po stronie fałszywych przywódców, broniła ich. To była poważna przeszkoda w pracy kościoła. Kiedy omawiałam z Chen naturę jej działań, miała mnóstwo wymówek i całkiem nie znała siebie. Tym bardziej nie żałowała i nie miała poczucia winy. Jakim była człowiekiem? Z tym pytaniem zwróciłam się do Boga w modlitwie i omawiałam je ze współpracownikami.

Potem przeczytałam fragment słów Bożych: „Typowa postawa antychrystów wobec przycinania i rozprawiania się z nimi polega na tym, że stanowczo tego nie przyjmują. Bez względu na to, jak wiele zła uczynili, jak wiele szkód wyrządzili dla wkroczenia w życie Bożych wybrańców i dzieła domu Bożego, nie odczuwają żadnych wyrzutów sumienia ani zobowiązań. Czy z tego punktu widzenia antychryści posiadają człowieczeństwo? (Nie). Wyrządzili najrozmaitsze szkody wybrańcom Bożym, przynieśli wielki uszczerbek wszelkim dziełom domu Bożego – wybrańcy Boży widzą to zupełnie jasno, widzą wszystkie złe uczynki antychrystów, jeden za drugim. A jednak antychryści nie przyjmują tego faktu do wiadomości, uparcie nie przyznają, że zrobili cokolwiek złego, nie przyznają, że zbłądzili i że ponoszą odpowiedzialność. Czyż nie wskazuje to, że prawda ich mierzi? Aż do tego stopnia antychryści brzydzą się prawdą i pozostają nieugięci do końca. To dowodzi, że antychryści nigdy nie traktowali poważnie Bożych słów, prawd, które Bóg wyraża, ani dzieła wykonywanego przez Boga. Nie uwierzyli w Boga – są sługami szatana, przybywają, aby przeszkadzać i zakłócać dzieło domu Bożego. W ich sercach jest tylko imię i status. Wierzą, że gdyby uznali swój błąd, musieliby przyjąć odpowiedzialność, a wtedy ich status i prestiż zostałyby poważnie zagrożone. Toteż stanowczo odmawiają przyjęcia tego do wiadomości, absolutnie się do tego nie przyznają, a nawet jeśli przyznają to w głębi serca, nie powiedzą tego głośno, bo sądzą, że gdyby to zrobili, wszystko byłoby dla nich skończone. Czy ich zaprzeczenie jest celowe, czy też nie, mówiąc krótko, z jednej strony ma to związek z naturą i istotą antychrystów, która brzydzi się prawdą i nienawidzi jej. Z drugiej strony, o czym to świadczy? Świadczy o tym, jak cenne dla antychrystów są ich własne interesy. Tymczasem jaki jest ich stosunek do domu Bożego i interesów kościoła? Jest to pogarda i odmowa przyjęcia odpowiedzialności. Brak im człowieczeństwa. Czy antychryści ujawniają takie problemy, gdy uchylają się od odpowiedzialności? (Tak). Z jednej strony uchylanie się od odpowiedzialności ukazuje ich postawę wrogości wobec prawdy, z drugiej zaś ich brak człowieczeństwa. Oni nie oskarżają samych siebie ani się nie martwią bez względu na to, jak bardzo inni ludzie przez nich cierpią. Co to za stworzenia? Gdyby choćby przyznali w sercu: »Wprawdzie maczałem w tym palce, ale to nie była tylko moja wina«, nawet takie drobne wyznanie świadczyłoby o tym, że mają nieco człowieczeństwa, sumienia czy moralnych podstaw, ale w antychrystach nie ma nawet tej odrobiny człowieczeństwa. Kimże więc są według was? (Diabłem). Tacy ludzie mają istotę diabła. Nie dostrzegają ogromnej szkody, jaką wyrządzili interesom domu Bożego, w najmniejszym stopniu nie trapi to ich serc, nie robią sobie wyrzutów ani nie czują, że coś komuś zawdzięczają. Czy ich serca w ogóle są z ciała i krwi? Czy to w ogóle są ludzie? Absolutnie nie to powinno się widzieć w normalnych ludziach. To jest diabeł(„Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część trzecia)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Ze słów Boga wynika, że antychryści nie przyjmują prawdy, oni z natury gardzą prawdą. Gdy ktoś ich przycina i się z nimi rozprawia, znajdują wymówki i nie chcą jej przyjąć. Niezależnie od tego, jak ich działania krzywdzą braci i siostry, albo szkodzą pracy domu Boga, nigdy tego nie żałują, nie okazują skruchy i nie czują się winni. Kiedy ktoś obnaży wyrządzane przez nich zło, prędzej umrą niż przyznają się to niego, byle tylko chronić swój wizerunek. Są niewiarygodnie nonszalanccy i nieodpowiedzialni w kwestii pracy i interesów domu Bożego, a nawet są skłonni poświęcić interesy domu Bożego oraz braci i sióstr dla własnych imienia i statusu. Zupełnie brak im sumienia i rozumu, nie mają człowieczeństwa. To demony, szatany. Zdałam sobie sprawę, że zachowanie Chen było właśnie takie, jak to, które Bóg ujawnia u antychrystów. We wszystkim, co robiła, broniła własnego imienia i statusu. Kiedy podczas pracy, która wymagała pilnej dyskusji po aresztowaniach, jej sugestie nie zostały przez wszystkich przyjęte, uznała, że nie traktujemy jej poważnie, obraziła się i nie chciała uczestniczyć w podejmowaniu decyzji, opóźniając nas. Dobrze wiedziała, że Yang Chen była fałszywą przywódczynią i nie wykonywała prawdziwej pracy, ale jej nie zwolniła, pozwalając, by dalej krzywdziła członków kościoła. Kiedy dwie diakonki nie nadawały się do pracy, chcąc chronić własny status, nie zwolniła ich lecz pozwoliła, by dalej krzywdziły braci i siostry. Kiedy została za to skrytykowana, nie chciała tego przyjąć, robiła wymówki i opowiadała kłamstwa. Przywódcy tych dwóch kościołów okazali się antychrystami. Wyrządzili wiele zła i wzbudzili oburzenie. Mimo tego Chan wcale nie żałowała, że chroniła ich i stawała po stronie fałszywych przywódców i antychrystów. Nawet się uśmiechała. To pokazało mi, że z natury gardziła prawdą, nienawidziła jej i miała złe człowieczeństwo. Była demonem, szatanem, była antychrystem.

Później widziałam nagranie video ze słowami Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „Troska antychrystów o własny status i prestiż wykracza poza troskę przejawianą przez normalnych ludzi i jest częścią ich usposobienia i istoty; nie jest to chwilowe zainteresowanie ani przejściowy wpływ otoczenia, lecz część ich życia, coś, co mają we krwi, a zatem ich istota. To znaczy, że we wszystkim, co antychryst robi, najważniejszy jest jego osobisty status i prestiż, nic poza tym. Dla antychrysta status i prestiż są całym jego życiem i życiowym celem. Cokolwiek robi, pierwsze pytanie brzmi: »Jak to wpłynie na mój status? A na mój prestiż? Czy zrobienie tego podniesie mój prestiż? Czy mój status w oczach innych ludzi wzrośnie?«. To jest pierwsza rzecz, o jakiej myśli, co wystarczająco dowodzi, że ma usposobienie i istotę antychrysta; inaczej nie dążyłby do tego. Można powiedzieć, że dla antychrystów status i prestiż nie są jakimś dodatkowym wymogiem ani czymś nieistotnym, bez czego mogliby się obejść. Są częścią natury antychrystów, są w ich kościach, we krwi – są czymś wrodzonym. Antychrystom nie jest obojętne, czy posiadają status i prestiż – nie taka jest ich postawa. Jaka więc ona jest? Status i prestiż są ściśle związane z ich codziennym życiem, ich codziennym stanem, tym, do czego na co dzień dążą. I tak dla antychrystów status i prestiż są ich życiem. Bez względu na to, jak i w jakim środowisku żyją, jaką pracę wykonują, o co zabiegają, jakie są ich cele, jaki jest kierunek ich życia, wszystko kręci się wokół zdobycia dobrej reputacji i wysokiej pozycji. Ten cel się nie zmienia; nigdy nie potrafią odsunąć go na bok. To jest prawdziwe oblicze antychrystów i ich istota. Gdyby znaleźli się głęboko w górskiej dżungli, i tak nie porzuciliby statusu i prestiżu; możesz umieścić ich w grupie zwykłych ludzi, a i tak myśleć będą wyłącznie o statusie i prestiżu. Gdy tylko zdobędą wiarę, postrzegają swój własny status i prestiż jako równoznaczny z dążeniem do wiary w Boga; to znaczy, że krocząc ścieżką wiary w Boga, dążą również do osiągnięcia własnego statusu i prestiżu. Można powiedzieć, że w swoich sercach wierzą, że wiara w Boga i dążenie do prawdy są dążeniem do statusu i prestiżu; dążenie do statusu i prestiżu jest również dążeniem do prawdy, a zdobycie statusu i prestiżu jest równoznaczne z zyskaniem prawdy i życia. Jeśli czują, że nie mają prestiżu i statusu, że nikt ich nie podziwia, nie czci ani za nimi nie podąża, to wpadają w wielką frustrację, dochodzą do wniosku, że nie ma sensu wierzyć w Boga, że nie ma w tym żadnej wartości, i mówią sobie: »Czy taka wiara w Boga jest stratą czasu? Czy jest beznadziejna?«. Często rozważają takie rzeczy w sercach, zastanawiają się, jak znaleźć dla siebie miejsce w domu Bożym, jak zdobyć wielkie uznanie w kościele, by ludzie słuchali ich słów i wspierali ich działania, by wszędzie za nimi podążali; by mogli zdobyć głos w kościele i dobrą opinię, by mogli się cieszyć przywilejami i statusem – często rozmyślają o takich sprawach. To wszystko, za czym tacy ludzie gonią. Dlaczego zawsze myślą o takich kwestiach? Choć czytali słowa Boga, słuchali nauk, czy naprawdę nic z tego nie rozumieją, czy naprawdę nie potrafią tego przeniknąć? Czyż słowa Boga i prawda rzeczywiście nie są w stanie zmienić ich pojęć, wyobrażeń i opinii? Zupełnie nie w tym rzecz. Problem zaczyna się w nich samych, w pełni spowodowany jest tym, że nie kochają prawdy, bo w swoich sercach gardzą prawdą i w rezultacie są na nią zupełnie odporni – a zdeterminowane jest to ich naturą i istotą(„Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część trzecia)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Rozważając słowa Boga zobaczyłam, że antychryści szczególnie pragną imienia i statusu. Gdziekolwiek są i cokolwiek robią, myślą tylko o tym, czy inni będą ich podziwiać i doceniać i czy będą mieć autorytet i będą mogli podejmować decyzje. Gdy tego nie osiągają, są bardzo rozczarowani i tracą zainteresowanie wiarą i wypełnianiem obowiązków. W ich sercach reputacja i status są najważniejsze. Nieważne, co się dzieje wokół nich i jak wielu słów Boga wysłuchają, nigdy nie zaprzestaną tego pościgu. Dla własnego wizerunku i interesów walczą z Bogiem i z prawdą do samego końca. Przypomniałam sobie zachowanie Chen. Ceniła sobie imię i status ponad wszystko do tego stopnia, że stało się to jej życiem. Zawsze walczyła o autorytet, by móc podejmować ostateczne decyzje, a kiedy jej się nie udało, obrażała się. Nawet podkopywała innych i powodowała problemy. Całkiem straciła ludzki rozsądek. Kiedy w grę wchodziły interesy kościoła, ona na pierwszym miejscu stawiała swoje imię i status. Choćby nie wiem jak pilne to było dla pracy domu Boga, albo gdy inni byli w niebezpieczeństwie, nie obchodziło jej to. Czasem dobrze wiedziała, że miało to niszczący wpływ, lecz nadal chroniła własny status. Chen była przywódczynią dwa lata. Wiedziała, że fałszywych przywódców i antychrystów należy natychmiast zwolnić, ale wolała chronić własny status, więc gdy widziała, że fałszywi przywódcy lub antychryści czynią wszelkiego rodzaju zło, zakłócając pracę kościoła, zachowywała się jak ich tarcza ochronna. To szkodziło pracy kościoła i poważnie zaszkodziło wejściu w życie jego członków. Była ich wspólniczką w wyrządzaniu zła, bezczelnie działała przeciw Bogu. Pomyślałam o tym fragmencie słów Bożych: „Wszyscy, którzy zostali zepsuci przez szatana, posiadają zepsute usposobienie. Niektórzy mają jedynie zepsute usposobienie, lecz są także tacy, którzy nie dość, że mają zepsute, szatańskie usposobienie, to mają jeszcze straszliwie nikczemną naturę. Ich mowa i czyny nie tylko ujawniają ich zepsute, szatańskie usposobienie, ale, co gorsza, ludzie ci sami są prawdziwym diabłem, szatanem. Ich zachowanie zaburza i zakłóca Boże dzieło, utrudnia braciom i siostrom wkraczanie w życie oraz szkodzi normalnemu życiu kościoła. Prędzej czy później trzeba będzie zrobić porządek z tymi wilkami w owczej skórze; wobec tych sług szatana powinno się przyjąć bezwzględną postawę, postawę odrzucenia. Tylko w taki sposób można stanąć po stronie Boga, a ci, którzy tak nie czynią, tarzają się w bagnie wraz z szatanem(Ostrzeżenie dla tych, którzy nie praktykują prawdy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Była przywódczynią, ale ani trochę nie dbała o interesy domu Boga. Im bardziej krytyczna i pilna była sytuacja, tym bardziej przeszkadzała w pracy. Zawsze taka była. To nie było zwykłe zepsucie czy chwilowy brak rozeznania. Ona świadomie przeszkadzała i sabotowała pracę domu Bożego. Coś takiego Bóg opisał jako bycie „prawdziwym diabłem, szatanem”. Zgodnie z zasadami, taka osoba powinna zostać usunięta z kościoła. Im dłużej rozważałam słowa Boże, ty bardziej stawało się to jasne. Zobaczyłam, jaka byłam ślepa i głupia. Tolerowałam osobę czyniącą zło, antychrysta, traktując ją jak siostrę. Myślałam, że jest młoda i niestabilna, że ma dar, charakter i jest kompetentna, więc pomagałam jej i wspierałam ją, z miłości wciąż dając jej szansę. Ja też chroniłam fałszywą przywódczynię, antychrysta, pozwalając na to, by szkodziła pracy domu Bożego. W myślach pomodliłam się do Boga w samooskarżeniu: „Boże, nie miałam rozeznania. Byłam tarczą ochronną dla fałszywej przywódczyni, antychrysta, który popełniał poważne wykroczenia na Twoich oczach. Boże, pragnę okazać skruchę. Proszę, poprowadź mnie, bym obnażyła złe uczynki Chen i chroniła pracę kościoła”.

Potem ja i kilku współpracowników napisaliśmy pismo ze skargą na Chen, a następnie obnażyliśmy ją i przestudiowaliśmy jej złe uczynki w jej obecności. Sprawiała wrażenie pokrzywdzonej i ani trochę nie rozumiała swojego zachowania. Pamiętam ze słów Boga, że w słowniku złej osoby nie ma takiego pojęcia jak „skrucha”. Byłam jeszcze bardziej pewna, że Chen z natury nienawidziła prawdy i gardziła nią. Niezależnie od tego, ile zła wyrządziła i jakich zaniedbań dokonała, nie potrafiła szczerze żałować. Zwolniliśmy ją zgodnie z zasadami. Po zwolnieniu ze stanowiska, ani trochę nie zastanowiła się nad sobą. Wygłaszała krytyczne sądy o braku uczuć w domu Bożym i w końcu porzuciła wiarę. Przez to zdarzenie zrozumiałam, że Chen była antychrystem, osobą niewierzącą, obnażoną poprzez dzieło Boże. Została oficjalnie usunięta z kościoła.

Potem zastanowiłam się nad sobą. Czemu od razu nie rozpoznałam antychrysta u mojego boku? Czego mi brakowało, że nie miałam tego rozeznania? Dzięki tej refleksji zrozumiałam, że zawsze po tym, jak walczyła o swój wizerunek, opowiadała szczerze o swoim zachowaniu i swoich myślach, a czasem nawet roniła łzy. Myślałam, że martwi się o swój status, ale potrafi przyjąć prawdę i chce okazać skruchę. Powodem, dla którego postępowała tak destrukcyjnie i nierozsądnie był fakt, że była młoda, niestabilna, owładnęło nią zepsucie i nie umiała się powstrzymać. Więc ofiarowałam jej omówienie i pomoc, i zawsze próbowałam zastanowić się nad sobą i zrozumieć siebie. Kiedy jej imię i status nie były zagrożone, świetnie dogadywała się z innymi i brała na siebie dużo obowiązków. Dałam się nabrać na ten stworzony przez nią fałszywy wizerunek. Później obejrzałam jeszcze jedno nagranie słów Boga, które bardzo pomogło mi to zrozumieć. Bóg Wszechmogący mówi: „Bez względu na to, jakimi sposobami antychryści oszukują ludzi i próbują ich przekabacić, jedno jest pewne: ze względu na własną władzę i status będą łamać sobie głowę i wykorzystywać wszelkie dostępne im środki, aby osiągnąć swoje cele. Pewna jest jeszcze jedna rzecz: cokolwiek robią, nie wykonują swojego obowiązku, a tym bardziej nie robią tego po to, aby ów obowiązek wykonywać dobrze, lecz po to, by osiągnąć cel, jakim jest przejęcie władzy w kościele. Co więcej, bez względu na to, co robią, nigdy nie biorą pod uwagę interesów domu Bożego, a tym bardziej nie zważają na dobro wybrańców Bożych. Nie znajdziesz żadnej z tych dwóch rzeczy w słowniku antychrysta; obydwie są w nim z natury nieobecne. Bez względu na to, na jakim szczeblu przywództwa stoją, pozostają zupełnie obojętni na interesy domu Bożego i wybrańców. Ich zdaniem dobro i dzieło domu Bożego nie mają z nimi nic wspólnego. Pogardzają jednym i drugim; biorą pod uwagę tylko własny status i interesy. (…) Czasami, gdy ktoś zgłosi ich złe uczynki i dowie się o nich Zwierzchnik, poczują się zagrożeni utratą statusu, będą więc gorzko płakać, na pozór okażą skruchę i zwrócą się do Boga; jaki jednak jest prawdziwy powód ich łez? Dlaczego czują wyrzuty sumienia? Ich smutek i udręka wynikają z tego, że stracili miejsce w ludzkich sercach, utracili swój status i reputację. Oto powód ich łez. Jednocześnie zastanawiają się nad kolejnymi krokami, jakie powinni podjąć, by umocnić swój status i wyciągnąć wnioski z porażki. Sądząc po tym, co się w nich przejawia, antychryści nigdy nie żałują ani nie cierpią z powodu własnych wykroczeń i zepsutego usposobienia, jakie się w nich ujawnia, a tym bardziej nie potrafiliby prawdziwie zrozumieć tych spraw i poczuć skruchy. Nawet gdy klękają przed Bogiem i łzy spływają im po twarzach, zastanawiają się nad sobą i przeklinają siebie, są to tylko pozory – choć niektórzy uważają, że ich zachowanie jest szczere. Możliwe, że ich emocje w takiej chwili są autentyczne, ale pamiętajcie, że antychryści nie są w stanie odczuwać szczerej skruchy. Nawet jeśli nadejdzie dzień, w którym zostaną zdemaskowani i wyrzuceni, nigdy naprawdę nie poczują skruchy, lecz po prostu uznają, że ponieśli porażkę, że ich podstęp nie zadziałał. Dlaczego tak mówię? Opieram się na naturze antychrystów: oni nie są w stanie przyjąć prawdy. Dlatego ich samopoznanie zawsze jest fałszywe(„Zwodzą, kontrolują i wikłają innych oraz stanowią dla nich zagrożenie” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Ze słów Boga zrozumiałam, że antychryści to demony, są źli i podstępni z natury, i mają niesłychanie sprytną taktykę oszukiwania. Czasem wydają się kochający, tolerancyjni i cierpliwi wobec innych, ale kiedy zagrożone są ich własne interesy, nie zawahają się zaatakować i odrzucić innych. Dlatego można powiedzieć, że ich miłość, cierpliwość i tolerancja są fałszywe. Czasami mogą gorzko płakać, poznać i przeklinać samych siebie, ale to nie jest szczera skrucha. Robią to, żeby zwieść i kontrolować innych, umacniać swoją pozycję. Ostrożnie przeanalizowałam swoje relacje z Chen. Dobrze się z nami dogadywała, kiedy jej imię i status nie były zagrożone, ale gdy tylko pojawiło się zagrożenie, natychmiast ujawniało się jej drugie oblicze. Kiedy nadzorowała moją pracę, była pomocna i bardzo mnie wspierała, ale kiedy to ja nadzorowałam ją, nagle stała się wobec mnie zimna i niszczyła mnie z zazdrości. Kiedy obnażyliśmy jej problem, nie chciała tego przyjąć, a nawet przedstawiała wymówki. Zrzuciła na nas odpowiedzialność, atakowała nas. Później opowiadała szczerze o swoim zepsuciu, i płakała mówiąc, że chce się zmienić i okazać skruchę, ale nie zachodziła w niej żadna zmiana. Za jej otwartością i poznaniem siebie kryły się sztuczki szatana. Używała ich, żeby nas zwieść, tak, byśmy myśleli, że poznała samą siebie i nie brali jej za tego, kim była. W ten sposób mogła zachować stanowisko. Chciała, byśmy stanęli po jej stronie, byli życzliwi i wyrozumiali. Jej samopoznanie było tylko mydleniem ludziom oczu. To było podstępne i niegodziwe. To były krokodyle łzy, i jeśli ktoś nie był ostrożny, łatwo mógł dać się nabrać, zostać przez nią oszukany. Ci, co maja sumienie i rozum, ci którzy posiadają człowieczeństwo, żałują i zaczynają nienawidzić siebie, jak tylko zrobią coś, co szkodzi domowi Bożemu albo zakłóca jego pracę. Po fakcie chcą zrobić wszystko, co w ich mocy, by to naprawić, a w głębi serca żałują i chcą się zmienić. Ale Chen postępowała na odwrót. Nie ważne, ile szkód wyrządziła pracy domu Bożego, nigdy nie żałowała i nie było jej przykro, i nie płakała dlatego, że nienawidziła zła, jakie wyrządziła. Kiedy obnażyliśmy jej złe uczynki, wcale nie okazała skruchy. Zastosowała kontratak, oskarżając dom Boży o brak uczuć. To oznaczało, że nie zaakceptuje prawdy. Z natury nienawidziła prawdy, była bardzo uparta i podła. W pełni pokazała swoją naturę i istotę antychrysta. Wtedy wreszcie zobaczyłam, że nie rozpoznając natury antychrysta, jego cech charakterystycznych i taktyki oszukiwania łatwo pomylić kogoś, kto ma istotę antychrysta z kimś, kto ma usposobienie antychrysta, być ślepo życzliwym dla diabłów, i nieświadomie postępować przeciwko Bogu.

Po tym wszystkim poczułam, jak ważna jest umiejętność rozpoznawania fałszywych przywódców i antychrystów. Nigdy nie skupiałam się na poznawaniu prawdy dotyczącej rozpoznawania. Miałam tylko ogólne pojęcie na temat zachowania fałszywych przywódców i antychrystów, dlatego nie rozpoznałam antychrysta u swojego boku. Bezwiednie byłam jej tarczą ochronną, przez co żałowałam i czułam się winna. Dowiedziałam się też, że poznanie prawdy i zdobycie wiedzy to jedyny sposób na wykonywanie woli Bożej w krytycznych momentach, i na obnażenie fałszywych liderów i antychrystów, by chronić dom Boży. Jestem wdzięczna Bogu za to, że zaaranżował dla mnie tę życiową sytuację. Dziękuję Mu też za przewodnictwo Jego słów, które dały mi wiedzę na temat antychrystów, i zrozumienie moich wad. Teraz rozumiem, jak ważne jest dążenie do prawdy. Nauczyłam się tego dzięki przewodnictwu i błogosławieństwom Boga. Bogu dzięki.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze