Jak nauczyłam się świadczyć o Bogu
W czerwcu zeszłego roku zostałam diakonisą odpowiedzialną za podlewanie tych, którzy właśnie przyjęli Boże dzieło dni ostatecznych. Myślałam: „Muszę dobrze wypełniać obowiązki i odpłacić Mu za Jego miłość”. Najpierw miałam w tej pracy wiele trudności: niektórzy z braci i sióstr nie chodzili regularnie na zgromadzenia, bo pracowali, inni nie chcieli przychodzić, bo dali się nabrać na oszustwa KPCh i kręgów religijnych, a jeszcze inni byli zniechęceni i słabi i nie wypełniali swoich obowiązków, bo rodziny im w tym przeszkadzały. Kiedy o tym myślałam, czułam silną presję. Miałam mnóstwo do zrobienia, żeby dobrze podlewać te osoby, aby zrozumiały prawdę i zapuściły korzenie na prawdziwej drodze. W tym czasie modliłam się do Boga, polegałam na Nim i szukałam prawdy, by rozwiązać problemy i trudności braci i sióstr. Po jakimś czasie większość z nich zaczęła normalnie przychodzić na zgromadzenia, a niektórzy zrozumieli wagę pełnienia obowiązków i zaczęli to robić na miarę swoich możliwości. Widząc te efekty, byłam zachwycona. Moje poczucie własnej wartości wzrosło i myślałam: „Muszę być dobra w tej pracy. Inaczej nie osiągnęłabym tak dobrych wyników”. Potem, gdy słyszałam, jak bracia i siostry mówią o problemach i trudnościach, z jakimi zetknęli się podczas pełnienia swoich obowiązków, mimowolnie zaczęłam się popisywać, dając do zrozumienia, że jestem lepsza i bardziej doświadczona niż oni.
Raz na zgromadzeniu siostry, które właśnie zaczęły podlewać nowych wiernych, wspomniały, że nowi wierni spotkali się z opresją ze strony KPCh i aresztowaniami, przez co są zniechęceni, słabi i wystraszeni. Siostry nie wiedziały, jak przeprowadzić omówienie, by rozwiązać ten problem. Pomyślałam sobie, że skoro ostatnio rozwiązywałam takie problemy i osiągnęłam niezłe wyniki, to jest to dobra okazja, by powiedzieć im, jak omawiałam prawdę, by sobie z tym poradzić, i pokazać, że to ja rozumiem prawdę najlepiej i jestem kompetentną pracownicą. Powiedziałam więc z pewnością siebie: „Ostatnio podlewałam kilkoro braci i sióstr, którzy byli w takim samym stanie. Bardzo się niepokoiłam, więc by należycie ich podlać, zorganizowałam mnóstwo zgromadzeń, czytałam słowa Boże i omawiałam prawdę odnoszącą się do ich stanu. Jeździłam rowerem ponad pięćdziesiąt kilometrów w obie strony. Po pewnym czasie podlewania zyskali pewną wiedzę na temat dzieła Boga, Jego wszechmocy i mądrości. Zrozumieli znaczenie tego, że Bóg wykorzystuje wielkiego, czerwonego smoka w swoim dziele jako przeciwwagę, i zaufali Bogu. Nie czuli się już ograniczani prześladowaniami Partii i nawet chcieli szerzyć ewangelię, by świadczyć o dziele Boga…”. Kiedy omawiałam, siostry patrzyły na mnie jak urzeczone. Czułam satysfakcję i przypływ energii. Kiedy skończyłam omówienie, jedna z sióstr powiedziała z przejęciem: „Ze swoim doświadczeniem potrafisz wyraźnie dostrzec problemy. Ja byłabym całkiem zagubiona”. Inna dodała z zazdrością: „Tak łatwo rozwiązujesz problemy. Jeśli masz jeszcze jakieś dobre doświadczenia, proszę, omów je z nami, żebyśmy mogły się jeszcze czegoś od ciebie nauczyć”. Byłam zachwycona, słysząc ich komplementy. Choć powiedziałam, że wyniki mojej pracy były wyłącznie skutkiem Bożego przewodnictwa, a nie mojego wysiłku, w sercu czułam, że to ja cierpiałam i poniosłam koszty, żeby je uzyskać. Na jednym ze spotkań pewna siostra czuła się zniechęcona, bo jej podlewanie nowych wiernych nie przynosiło dobrych wyników. Opowiadała o licznych trudnościach. Pomyślałam: „Jeśli powiem, że miewam te same trudności i też popełniam błędy, to czy inni nie ocenią mnie źle? Odpowiadam za jej pracę, więc opowiem jej o swoich sukcesach i pokażę, jak omawiałam prawdę, by rozwiązywać problemy, gdy musiałam radzić sobie z podobnymi trudnościami. W ten sposób jednocześnie rozwiążę jej problemy i sprawię, że pozostali będą mnie cenić”. Nie wspomniałam więc o własnych słabościach i błędach, lecz chwaliłam się, jaka jestem skuteczna w pełnieniu obowiązku. Powiedziałam: „W tym czasie podlewałam i wspierałam pięcioro braci i sióstr. Nie uczestniczyli regularnie w zgromadzeniach – niektórzy dlatego, że mieli dużo pojęć religijnych, niektórzy gonili za pieniądzem, a inni dlatego, że byli słabi i zniechęceni przez problemy w domu. Podchodziłam do każdego z osobna, przezwyciężałam trudności, szukałam właściwych słów Bożych i omawiałam je z każdym z nich, aby rozwiązać ich problemy, aż zrozumieli prawdę, porzucili swoje pojęcia religijne, zaczęli regularnie przychodzić na zgromadzenia i ochoczo wypełniali obowiązki. Jeden brat, zdolny profesjonalista, rzadko przychodził na spotkania, bo dążył do statusu i sławy w świecie. Miałam trudności w procesie wspierania go, ale zaufałam Bogu, przeczytałam Jego słowa i omówiłam Jego wolę. Gdy ten brat mnie wysłuchał, zrozumiał wartość, jaką dla wierzących ma podążanie za prawdą, był w stanie zobaczyć, że pragnienie reputacji i statusu jest próżne, i zapragnął szukać prawdy oraz wypełniać obowiązki”. Po omówieniu ujrzałam pełne podziwu i uwielbienia twarze sióstr, które pośpiesznie zapisały fragmenty słów Bożych z mojego omówienia. Jedna z nich powiedziała, głosem pełnym emocji: „Użyłaś prawdy, by rozwiązać ich problemy, tak by mogli zrozumieć Bożą wolę, chcieli podążać za Bogiem i wypełniać obowiązki. Nie zrobiłabyś tego, gdybyś nie posiadała prawdorzeczywistości”. Inna siostra dodała z podziwem: „Gdybym ja natrafiła na takie problemy, nie umiałabym ich rozwiązać. Masz większe doświadczenie i lepiej rozwiązujesz takie problemy niż my”. To właśnie wtedy poczułam, że coś jest nie tak. Czy one nie oddawały mi czci? Po moim omówieniu jedna z sióstr czuła się trochę zniechęcona, bo miała wrażenie, że ma słaby charakter i nie umie używać prawdy w rozwiązywaniu problemów nowych wiernych. Pomyślałam: „Czy za dużo mówię o swoich sukcesach? Czy sprawiam wrażenie, że problemy, które napotykam, są dla mnie proste do pokonania, przez co siostry mają o mnie wysoką opinię? Tych, którzy podziwiają, i tych, którzy są podziwiani, spotka nieszczęście – czy tego rodzaju omówienie naprawdę jest na miejscu?”. Ale potem pomyślałam, „Opowiadam im o własnych praktycznych doświadczeniach, więc w porządku”. Wtedy nie zastanawiałam się dłużej nad sobą i sprawa ucichła. Później odwiedziłam dwie siostry, by spytać, jak idzie im podlewanie. Kiedy przyjechałam, jedna z nich od razu zawołała z ożywieniem: „Dobrze, że jesteś! Mamy braci i siostry z problemami, których nie umiemy rozwiązać. Prosimy, porozmawiaj z nami o nich”. Wyczekiwanie w jej oczach sprawiło, że byłam zarazem przejęta i zmartwiona. Przejęta, bo mnie podziwiała, a zmartwiona, bo pomyślałam, że wielbi mnie dlatego, iż stale opowiadam o tym, jakie wyniki osiągnęłam w pracy. Potem pomyślałam: „Zawsze mówię o swoich sukcesach, by wskazać im ścieżkę praktyki przy pełnieniu obowiązków, a tym samym omawiam prawdę, by rozwiązywać problemy. Zresztą, mówię tylko o swoich prawdziwych doświadczeniach, nie przesadzam”. Więc postąpiłam tak samo jak wcześniej, omawiając swoje pełne sukcesów doświadczenie. Zareagowały podziwem i zazdrością, a ja byłam zachwycona.
Na każdym kolejnym zgromadzeniu mówiłam o tym, ile wycierpiałam i ile kosztowało mnie wypełnianie obowiązków, jak omawiałam prawdę, by rozwiązać problemy, i podawałam konkretne przykłady osiągniętych sukcesów. Stopniowo, wszyscy bracia i siostry zaczęli mnie czcić i czekali, aż rozwiążę wszystkie ich problemy. To było bardzo przyjemne uczucie być tak podziwianą i uwielbianą. Wracając ze zgromadzeń, wspominałam okazywane mi przez nich wyrazy podziwu i czci, i mimowolnie wpadałam w euforię. Bycie podziwianą i uwielbianą przez tak wiele osób dało mi motywację do pełnienia moich obowiązków. Ale gdy tylko zaczęłam pławić się w tych zachwytach, niespodziewanie mnie przycięto.
Pewnego dnia przywódczyni kościoła podeszła do mnie i powiedziała: „Poprosiłam braci i siostry, by w czasie obecnych wyborów w kościele poddali cię ocenie, i wszyscy twierdzą, że się popisujesz”. Gdy to usłyszałam, od razu zaczerwieniłam się ze wstydu. Pomyślałam: „Jak wszyscy mogli powiedzieć, że się popisuję? Co musi o mnie myśleć przywódczyni? Jak spojrzę tym ludziom w oczy?”. Próbowałam się wytłumaczyć: „Przyznaję, że bywam arogancka i czasem mimo woli się popisuję, ale nigdy nie robię tego celowo. Podczas zgromadzeń jedynie mówię o swoich własnych doświadczeniach”. Przywódczyni uznała, że nie znam siebie, i powiedziała: „Mówisz o swoich doświadczeniach, więc dlaczego bracia i siostry podziwiają cię i polegają na tobie, zamiast polegać na Bogu i szukać prawdy? Mówisz, że nie popisujesz się celowo, więc czemu nie mówisz o własnych niedoskonałościach, zepsuciu, brakach, słabościach czy o tym, o czym myślisz w głębi duszy? Mówisz tylko o rzeczach dobrych, a nie o swoim zepsuciu i słabościach. Sugerujesz tym samym, że dążysz do prawdy i wiesz, jak powinno się doświadczać. Czy to nie wywyższanie się i popisywanie?”. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć na to, co ujawniła przywódczyni. Na zgromadzeniach mówiłam wyłącznie o swoich sukcesach i nigdy nie wspomniałam o błędach i wpadkach przy wypełnianiu obowiązków. Naprawdę się przechwalałam. Myśląc o tym, jak się popisywałam przed tyloma braćmi i siostrami i jak teraz mnie postrzegają, poczułam taki wstyd i zażenowanie, że chciałam zapaść się pod ziemię. Im dłużej o tym myślałam, tym podlej się czułam. Nie mogłam powstrzymać łez. Padłam na kolana przed Bogiem i pomodliłam się: „Boże, już nie chcę się popisywać. Proszę, poprowadź mnie, bym zastanowiła się nad sobą i poznała siebie”.
Później przeczytałam ten fragment słów Bożych: „Wywyższanie siebie i świadczenie o sobie samych, afiszowanie się ze swoją wielkością, zdobywanie ludzkiego podziwu i uwielbienia – oto, do czego zdolny jest skażony rodzaj ludzki. W taki właśnie sposób ludzie instynktownie reagują, gdy rządzi nimi ich szatańska natura, i jest to cecha wspólna całej skażonej ludzkości. Jak zatem ludzie zazwyczaj wywyższają się i dają świadectwo o sobie samych? W jaki sposób osiągają ten cel polegający na tym, że ludzie dobrze o nich myślą i ich czczą? Świadczą o tym, jak wiele wykonali pracy, jak wiele wycierpieli, jak ogromne ponieśli koszty dla Boga i jaką cenę zapłacili. Wywyższają się, opowiadając o swoim kapitale, co zapewnia im wyższą, trwalszą i pewniejszą pozycję w ludzkich umysłach; chcą aby więcej osób ich doceniało, miało o nich wysokie mniemanie, podziwiało, a nawet czciło, traktowało jak autorytet i podążało za nimi. By osiągnąć ten cel, ludzie czynią wiele rzeczy, które na pozór dają świadectwo o Bogu, ale w istocie wywyższają ich samych i dają świadectwo o nich samych. Czy takie działanie jest rozsądne? Ludzie ci przekraczają granice racjonalnego zachowania i nie mają wstydu, to znaczy bez zażenowania dają świadectwo o tym, co uczynili dla Boga i jak wiele dla Niego wycierpieli. Obnoszą się wręcz ze swymi darami, talentami, doświadczeniem i niezwykłymi umiejętnościami, sprytnymi technikami funkcjonowania w świecie, środkami, jakich używają, aby manipulować ludźmi i tak dalej. Ich metodą na to, by się wywyższać i dawać o sobie świadectwo, jest afiszowanie się ze swoją wielkością, przy jednoczesnym umniejszaniu innym. Ponadto kamuflują się i lansują, ukrywając przed ludźmi swe słabości, braki i ułomności, tak aby ci widzieli wciąż jedynie ich wspaniałość. Nie mają nawet śmiałości powiedzieć innym, że odczuwają zniechęcenie; brak im odwagi, aby się przed nimi otworzyć i porozmawiać we wspólnocie, a jeśli zrobią coś złego, ze wszystkich sił starają się to ukryć i zataić. Nigdy zaś nie wspominają o szkodach, jakie poczynili pracy kościoła podczas wypełniania obowiązków. Kiedy jednak wnieśli jakąś pomniejszą zasługę lub osiągnęli drobny sukces, niezwłocznie zaczynają się z tym afiszować. Nie mogą się wprost doczekać, by obwieścić całemu światu, jacy są zdolni, jaki wielki mają potencjał, jacy są wyjątkowi i o ile lepsi od zwykłych ludzi. Czyż nie jest to jeden ze sposobów wywyższania się i dawania świadectwa o sobie samych? A czy wywyższanie się i dawanie świadectwa o sobie samym jest czymś, co czyni ktoś posiadający sumienie i rozum? Nie, nie jest. Kiedy zatem ludzie tak właśnie postępują, jakie zazwyczaj ujawniają usposobienie? Arogancję. To jeden z głównych przejawów usposobienia, za którym podąża zakłamanie, które każe im robić wszystko, co tylko możliwe, by sprawić, aby inni mieli o nich wysokie mniemanie. Ich słowa są zupełnie hermetyczne i zawierają aż nadto wyraźne motywacje i intencje, ludzie ci popisują się, a jednak chcą ten fakt ukryć. W rezultacie tego, co mówią, słuchacze mają poczucie, że są oni lepsi od innych, nikt nie może się z nimi równać i wszyscy inni ustępują im pod każdym względem. A czyż nie osiągają oni tego skutku podstępnymi sposobami? Jakiego rodzaju usposobienie kryje się za takimi środkami? Czy daje się tu zauważyć jakieś oznaki niegodziwości? (Tak). Jest to pewien rodzaj niegodziwego usposobienia” (Punkt czwarty: Wywyższają siebie i świadczą o sobie, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Treść Bożych słów przeszyła moje serce. Czy moje zachowanie nie było właśnie takim popisywaniem się? Podczas zgromadzeń mówiłam tylko o swoim cierpieniu i o świetnych wynikach swojej pracy. Gdy bracia i siostry wspomnieli o problemach, których nie umieli rozwiązać, ja nie omówiłam prawdy, nie pomogłam im zrozumieć woli Bożej ani nie nauczyłam ich, jak polegać na Bogu w ich obowiązkach. Przeciwnie, zaświadczałam o własnej zdolności do cierpienia i rozwiązywania problemów. Cały czas mówiłam, jak daleko musiałam jeździć i jaką cenę płaciłam za podlewanie ludzi. Nie mówiłam o słabościach i wadach, które ujawniłam, gdy natrafiałam na trudności w pracy. Zawsze mówiłam o tym, jakie brzemię dźwigam i jak szanuję wolę Boga, jak szukam prawdy, by rozwiązać problemy braci i sióstr, albo ilu z nich przychodzi na zgromadzenia i wypełnia obowiązki dzięki mojemu podlewaniu i wsparciu. Chciałam, by myśleli, że rozumiem prawdę i dobrze sobie radzę z rozwiązywaniem problemów. Przecież to słowa Boże pozwalały tym braciom i siostrom zrozumieć prawdę, mieć wiarę i chęci do wypełniania obowiązków. Wyniki te osiągnęli dzięki słowom Boga. Lecz ja nie sławiłam Boga ani nie świadczyłam o Jego dziele i słowach. Pozwalałam innym myśleć, że to ja sama rozwiązywałam problemy moich braci i sióstr. Słuchanie o moich doświadczeniach nie dawało ludziom wiedzy o Bogu; przeciwnie, czcili mnie. Nie polegali na Bogu i nie szukali prawdy, gdy mieli problemy. Zamiast tego czekali na moje omówienia, żebym za ich pomocą rozwiązała ich trudności. W ich oczach byłam kimś, kto może nawet ocalić im życie. Jeśli dalej by tak było, czyż nie przywodziłabym ich przed siebie? Ale nawet wtedy nie czułam, że się wywyższam czy popisuję. Myślałam, że tylko omawiam własne doświadczenia. Zrozumiałam, że miałam paskudne intencje, gdy mówiłam o swoich doświadczeniach. Próbowałam zdobyć wysoką pozycję w sercach ludzi. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej czułam się podła i bezwstydna. To, że odpowiadałam za pracę przy podlewaniu, było łaską od Boga, a Jego wola była taka, bym omawiała Jego słowa w celu rozwiązywania problemów, bym prowadziła ludzi do Boga i pomogła im zrozumieć prawdę i Go poznać. A ja wykonywałam obowiązek w taki sposób, że cały czas się popisywałam, aby ludzie wielbili mnie. Traktowałam wyniki dzieła Ducha Świętego jako wyniki własnej pracy i wykorzystywałam je jako kapitał, żeby się przechwalać. Skradłam chwałę Bożą i bezwstydnie korzystałam z podziwu i czci okazywanych mi przez braci i siostry. Nie miałam ani krzty sumienia i rozumu! Moja przywódczyni przycięła mnie, bym mogła zastanowić się nad złą ścieżką, którą obrałam, i w porę z niej zawróciła. To była Boża miłość do mnie i zbawienie! Wiedziałam, że nie mogę dłużej przeciwstawiać się i opierać Bogu. Musiałam jak najszybciej okazać skruchę. Przypomniałam sobie fragment Bożych słów: „Dzielenie się swoimi doświadczeniami i omawianie ich oznacza omawianie twojego doświadczenia i znajomości słów Boga. Chodzi o to, żebyś dał wyraz każdej myśli obecnej w twoim sercu, twojemu stanowi i zepsutemu usposobieniu, jakie przejawiasz. Chodzi o to, by pozwolić innym zyskać rozeznanie w tych sprawach, a następnie rozwiązać ten problem, omawiając prawdę. Tylko wtedy, gdy doświadczenia są omawiane w ten sposób, wszyscy czerpią korzyści i zdobywają nagrody. Tylko tak wygląda prawdziwe życie kościoła” (Najbardziej fundamentalna praktyka bycia uczciwą osobą, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Gdy rozważyłam słowa Boże, zrozumiałam, że omawianie doświadczeń nie powinno zawierać osobistych intencji, ambicji czy pragnień. Powinnam otworzyć swoje serce i szczerze rozmawiać z braćmi i siostrami. Niezależnie od tego, czy mój stan jest dobry, czy zły, zawsze powinnam szczerze o nim mówić, by bracia i siostry mogli chłonąć z moich doświadczeń to, co dobre, i nauczyli się odróżniać to, co złe, żeby widzieli, że też się buntuję i jestem skażona, też ogarnia mnie słabość i zniechęcenie, a wtedy nie będą mnie podziwiać ani czcić. W ten sposób moje doświadczenie może być dla nich lekcją i pozwoli unikać niewłaściwych ścieżek. Nazajutrz na zgromadzeniu zdobyłam się na odwagę, by omówić swój stan. Wyznałam i przeanalizowałam to, jak wcześniej się popisywałam, aby inni mnie podziwiali, oraz to, że zastanowiłam się nad sobą i poznałam siebie. Na tym spotkaniu ogarnęło mnie przemożne poczucie bezpieczeństwa i radości.
Później usłyszałam, że jedna z sióstr jest załamana. Podczas rozmowy powiedziała mi: „Na spotkaniach cały czas słyszę o twoich doświadczeniach i o tym, jak skutecznie pomagasz innym, lecz brak mi prawdorzeczywistości, mam słaby charakter. Gdy pojawiają się problemy, nie umiem ich rozwiązywać. To zbyt stresujące. Nie podołam temu obowiązkowi”. Słysząc to, poczułam wstyd. Pomyślałam: „To ja jestem winna jej złemu nastawieniu. Nie wywyższałam Boga poprzez swoje obowiązki, nie rozwiązywałam praktycznych trudności, jakie bracia i siostry mieli z wejściem w życie, a tylko popisywałam się i przechwalałam. Przez to ona błędnie myśli, że rozumiem prawdę i mam postawę. Nie mogę powtórzyć tego błędu. Muszę otworzyć się przed nią i ujawnić prawdę o sobie”. Opowiedziałam jej więc o moim stanie i o tym, jak przez cały ten czas się popisywałam. Powiedziałam jej, że ja też mam wady, okazuję słabość w obliczu trudności i wcale nie posiadam prawdorzeczywistości, że wyniki mojej pracy pochodzą z dzieła i przewodnictwa Ducha Świętego, a sama niczego nie mogłabym osiągnąć. Siostra była poruszona i powiedziała, „Twoje słowa uzmysłowiły mi, że nie podążam za prawdą, a w moim sercu nie ma miejsca dla Boga. Podziwiam manifestujące się na zewnątrz zdolności, czczę innych ludzi i nie rozumiem, że wszystkie osiągnięcia biorą się z dzieła i przewodnictwa Ducha Świętego. Nie chcę dłużej czuć zniechęcenia i słabości w obliczu trudności. Chcę polegać na Bogu i wypełniać obowiązki”. Byłam bardzo zadowolona, gdy to usłyszałam.
Potem zastanowiłam się nad sobą. Skoro wiedziałam, że popisywanie się to opieranie się Bogu, czemu wciąż odruchowo wybierałam tę ścieżkę? O co w tym chodzi? Później przeczytałam fragment słów Boga: „Niektórzy ludzie szczególnie ubóstwiają Pawła. Lubią wychodzić z domu, wygłaszać przemowy i pracować, lubią uczestniczyć w zgromadzeniach i prawić kazania i lubią, gdy ludzie ich słuchają, czczą i kręcą się wokół nich. Lubią zajmować miejsce w sercach innych i są wdzięczni, kiedy inni cenią wizerunek, który oni prezentują. Przeanalizujmy szczegółowo ich naturę na podstawie tych zachowań. Czym ona jest? Jeśli rzeczywiście zachowują się w ten sposób, to wystarczy to do wykazania, że są aroganccy i zarozumiali. W ogóle nie czczą Boga; dążą do uzyskania wyższego statusu i chcą mieć władzę nad innymi, zajmować ich i zajmować miejsce w ich sercach. Jest to klasyczny wizerunek szatana. Na pierwszy plan w ich naturze wybija się arogancja i zarozumiałość, brak chęci, by czcić Boga i pragnienie podziwu ze strony innych. Takie zachowania dają wam dokładny wgląd w ich naturę” (Jak poznać naturę człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Boga zrozumiałam, że lubiłam się popisywać przed braćmi i siostrami, żeby mnie podziwiali i obdarzali czcią, bo znajdowałam się pod wpływem swojej aroganckiej natury. Ponieważ moja natura była tak arogancka, zaczęłam podziwiać siebie, gdy moja praca przynosiła pewne rezultaty. Aby pokazać, że jestem wspaniała i nieprzeciętna, popisywałam się na zgromadzeniach i przechwalałam wynikami swojej pracy. O moich trudnościach, moich słabościach, mojej buntowniczości i moim skażeniu nie mówiłam nic. Kiedy bracia i siostry mnie chwalili, nie czułam strachu. Byłam za to szczęśliwa i bezwstydnie korzystałam z ich zachwytu i uwielbienia. Paweł uwielbiał spotykać się z ludźmi i głosić ewangelię, uznając efekty dzieła Ducha Świętego za swój własny kapitał, wszędzie się popisując i przechwalając, by zwodzić ludzi. Sprowadził wszystkich wiernych przed siebie, tak że nawet teraz, dwa tysiące lat później, cały świat religijny wysławia i czci Pawła, traktuje jego słowa jak słowa Boga, a brak mu wiedzy o Panu Jezusie. Paweł posiadał arogancką i zarozumiałą naturę i nie miał szacunku dla Boga; szedł ścieżką antychrysta, który opiera się Bogu. Zajął miejsce Boga w ludzkich sercach, poważnie obraził sprawiedliwe Boże usposobienie i został ukarany i przeklęty przez Boga. Czy moje usposobienie nie było takie samo jak Pawła? Też byłam arogancka, zarozumiała, lubiłam się wywyższać, przechwalać i otaczać ludźmi. Wskutek tego po kilku miesiącach moich „występów” wszyscy mnie podziwiali i czcili, a w ich sercach nie było miejsca dla Boga. Gdy pojawiły się problemy, ci ludzie, zamiast do Boga, zwracali się do mnie. Czy nie opierałam się Bogu i nie krzywdziłam braci i sióstr? Czyż nie szłam ścieżką antychrysta? Dopiero wtedy zrozumiałam, że grozi mi niebezpieczeństwo i że jestem pod kontrolą swojej aroganckiej natury. Raz za razem bezwstydnie się przechwalałam i popisywałam, zmanipulowałam braci i siostry, aby mnie czcili, a czasem nawet miałam podłe intencje albo stosowałam sztuczki, by się popisać. Byłam taka nikczemna! Gdy o tym pomyślałam, ogarnęło mnie obrzydzenie i nienawiść do samej siebie i przysięgłam sobie, że już nigdy nie będę się popisywać.
Potem obejrzałam nagranie z czytaniem słów Bożych. Bóg Wszechmogący mówi: „Bóg jest Stwórcą. Jego tożsamość i pozycja są niezrównane. Bóg posiada władzę, mądrość i moc, a także własne usposobienie, dobytek i jestestwo. Czy ktokolwiek wie, od ilu lat Bóg dokonuje dzieła pośród ludzi i wszelkiego stworzenia? Nie jest znana dokładna liczba lat, które Bóg poświęcił na pracowanie nad całą ludzkością i zarządzanie nią. Nikt nie jest w stanie wskazać konkretnej liczby i Bóg nie informuje o tym człowieka. A gdyby szatan miał coś takiego robić, czy mówiłby o tym? Z pewnością. On chce się popisać, by wprowadzić w błąd większą liczbę ludzi, by jeszcze więcej osób wiedziało o jego zasługach. Dlaczego Bóg o tych kwestiach nie mówi? Istotę Bożą cechuje skromność i skrytość. Co można przeciwstawić takim cechom? Arogancję i popisywanie się. (…) Bóg wymaga, by ludzie nieśli o Nim świadectwo, ale czy On sam składał o sobie świadectwo? (Nie). Z drugiej strony szatan obawia się, że ludzie nie dowiedzą się o choćby najdrobniejszym jego uczynku. Tacy właśnie są antychryści: chwalą się przed wszystkimi każdą drobnostką, jaką robią. Kiedy się ich słucha, wydaje się, że świadczą o Bogu – ale jeśli posłuchać uważniej, okazuje się, że nie świadczą o Bogu, lecz popisują się, chwalą się. Intencją i istotą tego, co mówią, jest rywalizacja z Bogiem o Jego wybrańców oraz o status. Bóg jest skromny i ukryty, a szatan się afiszuje. Czy jest jakaś różnica? Afiszowanie się kontra pokora i ukrycie: które z nich są pozytywne? (Pokora i ukrycie). Czy szatana można nazwać pokornym? (Nie). Dlaczego? Sądząc po jego niegodziwej naturoistocie, jest bezwartościowym śmieciem; to by było nienormalne, gdyby szatan się nie afiszował. Jak można nazwać szatana »skromnym«? »Skromność« odnosi się do Boga. Tożsamość, istota i usposobienie Boga są wzniosłe i czcigodne, ale On nigdy się nie popisuje. Bóg jest skromny i ukryty, by ludzie nie widzieli, czego dokonał, ale kiedy tak działa niespostrzeżenie, ludzkość jest nieustannie zaopatrywana, pielęgnowana i prowadzona – a to wszystko za sprawą Boga. Czyż to nie skrytość i skromność sprawiają, że Bóg nigdy tych rzeczy nie obwieszcza, nigdy o nich nie wspomina? Bóg jest skromny właśnie dlatego, że jest w stanie robić te rzeczy, ale nigdy o nich nie wspomina, nie obwieszcza ich ani nie dyskutuje o nich z ludźmi. Jakie masz prawo mówić o skromności, skoro nie jesteś zdolny do takich rzeczy? Nie zrobiłeś żadnej z nich, ale uparcie przypisujesz sobie zasługi – to się nazywa bezwstydność. Prowadząc ludzkość, Bóg wykonuje wielkie dzieło i panuje nad całym wszechświatem. Jego autorytet i władza są olbrzymie, nigdy jednak nie powiedział: »Moja moc jest niezwykła«. Pozostaje ukryty pośród wszystkich rzeczy, przewodzi wszystkim, odżywia i zaopatruje całą ludzkość, pozwalając jej trwać z pokolenia na pokolenie. Weźmy na przykład powietrze i światło słońca lub wszystkie materialne rzeczy niezbędne do ludzkiej egzystencji na ziemi – wszystkie nieustannie napływają. Nie ma żadnych wątpliwości, że Bóg zaopatruje człowieka. Gdyby szatan zrobił coś dobrego, czy uczyniłby to bez rozgłosu i pozostał niedocenionym bohaterem? Nigdy. Podobnie w kościele są antychryści, którzy wcześniej podejmowali się niebezpiecznej pracy, porzucali różne rzeczy i znosili cierpienie, może nawet trafili do więzienia; są też tacy, którzy kiedyś w jakimś aspekcie przyczynili się dzieła domu Bożego. Nigdy o tym nie zapominają, myślą, że zasługują na dożywotnie uznanie i że te rzeczy stanowią ich kapitał na całe życie – to tylko pokazuje, jak mali są ludzie! Ludzie doprawdy są mali, a szatan jest bezwstydny” (Punkt siódmy: Oni są niegodziwi, podstępni i kłamliwi (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Przeczytawszy te słowa Boga, poczułam wstyd. Bóg jest Stwórcą. Posiada autorytet i władzę. Ma najwspanialszą tożsamość i najwyższy status. Bóg osobiście powrócił w ciele, by zbawić zepsutą ludzkość, i spokojnie wyraża prawdę, by zaopatrzyć i zbawić ludzi. Bóg nigdy nie używa swojego boskiego statusu, by się popisywać, nigdy nie mówi o tym, ile dzieła dokonał, by zbawić ludzkość, ani ile upokorzenia i bólu wycierpiał. Zamiast tego, pozostaje skromny i ukryty wśród ludzi, czyniąc swoje dzieło podlewania i zbawiania ludzkości. Istota Boga jest święta, tak łagodna i dobra! Ja natomiast jestem nad wyraz obrzydliwa, zepsuta przez szatana. W oczach Boga nic nie znaczę, a jednak bezwstydnie się wywyższałam i popisywałam, by inni mnie podziwiali i wielbili. Byłam rzeczywiście tak arogancka, że straciłam rozum i nie byłam godna żyć w obliczu Boga. W tamtej chwili poczułam jeszcze większy wstyd za swoją arogancję, za swoje przechwałki i popisywanie się. Padłam przed Bogiem na kolana i pomodliłam się: „Boże, dzięki Twemu sądowi i objawieniu ujrzałam, że jestem niepodobna do człowieka. Nie chcę dłużej tak żyć. Boże, poprowadź mnie, naucz mnie praktykować prawdę i nieść świadectwo o Tobie”.
Przeczytałam te słowa Boga: „Kiedy niesiecie o Bogu świadectwo, powinniście przede wszystkim mówić o tym, jak Bóg sądzi i karci ludzi oraz jakim próbom ich poddaje, aby ich oczyszczać i zmieniać ich usposobienie. Powinniście także mówić o tym, ile zepsucia ujawniono w waszym doświadczeniu, ile wycierpieliście, jak wiele uczyniliście, by opierać się Bogu, oraz jak w końcu zostaliście przez Niego podbici. Mówcie o tym, ile posiadacie prawdziwej wiedzy na temat Bożego dzieła, jak powinniście nieść o Nim świadectwo i jak powinniście się Mu odpłacić za Jego miłość. Włóżcie w swoje słowa treść i ujmujcie ją w prosty sposób. Nie mówcie o pustych teoriach. Mówcie w sposób przyziemny, mówcie z serca. Tak powinniście doświadczać rzeczy. Nie uzbrajajcie się w pozornie głębokie, puste teorie, by się popisywać. Wygląda to dość arogancko i nierozsądnie. Powinniście mówić więcej o realnych rzeczach z własnego, rzeczywistego doświadczenia i więcej mówić z serca – to właśnie przynosi najwięcej korzyści innym i to jest najbardziej odpowiednie dla ich oczu” (Jedynie dążąc do prawdy, można uzyskać zmianę usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). W słowach Boga znalazłam ścieżki praktyki. Prawdziwe omówienie nie oznacza opowiadania o swoich sukcesach, żeby się popisać. Ma na celu świadczenie o tym, jak Bóg nas sądzi, obmywa i zbawia. Należy koniecznie ujawnić własną buntowniczość, skażenie, podłe intencje, a także konsekwencje swoich działań, oraz mówić o tym, jak później, poprzez doświadczenie sądu i karcenia Bożymi słowami, człowiek poznaje siebie. W ten sposób ludzie mogą rozpoznać prawdziwe oblicze własnego skażenia i zdobyć wiedzę o dziele Boga, Jego usposobieniu i wymaganiach, jakie stawia ludzkości. Dzięki temu mogą zrozumieć Boże zbawienie dla ludzkości i Jego miłość do ludzi. Tylko omawiając w ten sposób, niesie się świadectwo o bogu. Gdy zrozumiałam te ścieżki praktyki, zaczęłam świadomie nimi podążać. Raz na zgromadzeniu pewien brat mówił o pogoni za reputacją i statusem w pełnieniu swoich obowiązków. Ze wszystkimi się porównywał, z czym źle się czuł, lecz nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Kiedy opisywał swój stan, pomyślałam, „Jeśli rozwiążę jego problem, to kiedy w przyszłości będzie opowiadał o swoim doświadczeniu, powie, że to moje omówienie pozwoliło mu się zmienić. Bracia i siostry będą mnie podziwiać i mówić, że rozumiem prawdę i mam postawę. Muszę starannie dobrać słowa i pomysły do swojego omówienia i powiedzieć mu wszystko o swoim doświadczeniu”. Wtedy poczułam wyrzuty sumienia, bo zdałam sobie sprawę, że znów chcę wykonać swój szatański popis. Myśl, która właśnie przyszła mi go głowy, była obrzydliwa, jakbym połknęła zdechłą muchę. Pomodliłam się więc w duchu do Boga, prosząc o siłę, bym porzuciła siebie i tym razem wychwalała Boga i niosła o Nim świadectwo. Potem opowiedziałam temu bratu o porażce, jakiej doświadczyłam, o tym, jak zostałam zwolniona, o swojej pogoni za reputacją i statusem i o walce o nie. Opowiedziałam też o tym, jak poprzez lekturę słów Boga mogłam zastanowić się nad sobą, poznać siebie, okazać skruchę i nieco się zmienić. Po moim omówieniu brat zrozumiał, że jego natura jest zbyt arogancka i że pragnienie reputacji i statusu jest ścieżką antychrysta. Zapragnął okazać skruchę. Słuchając omówienia brata, w sercu dziękowałam Bogu. To było Jego przewodnictwo w działaniu.
W moich późniejszych omówieniach na zgromadzeniach z braćmi i siostrami czasem wciąż zdarzało mi się przechwalać, ale już nie robiłam tego w tak oczywisty sposób. Czasem miałam ochotę się popisać, ale gdy zdawałam sobie z tego sprawę, modliłam się do Boga i potrafiłam porzucić siebie. Stopniowo coraz mniej się przechwalałam, rzadziej miałam potrzebę, by się popisać, i stałam się nieco bardziej rozsądna w słowach i uczynkach. Jestem wdzięczna Bogu Wszechmogącemu za to, że mnie zbawił.
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.