Dzięki potknięciom i niepowodzeniom zaczęłam poznawać siebie

23 października 2022

Autorstwa Song Yu, Holandia

Jeśli człowiek w swoim życiu pragnie być oczyszczony i osiągnąć zmiany w swoim usposobieniu, jeśli pragnie prowadzić życie pełne znaczenia i wypełniać swój obowiązek jako stworzenie Boże, musi przyjąć Boże karcenie i sąd. Nie może też dopuścić do tego, by opuściły go Boża dyscyplina i Boże smaganie – tak, aby mógł uwolnić się od manipulacji i wpływu szatana i żyć w świetle Boga. Wiedz, że światłem tym jest Boże karcenie i sąd, i jest to światło ludzkiego zbawienia; nie ma dla człowieka większego błogosławieństwa, łaski czy ochrony”.

Ilekroć śpiewam ten hymn, myślę o tym, co mnie spotkało, gdy uwierzyłam. Wtedy słowa Boga: „Światłem tym jest Boże karcenie i sąd, i jest to światło ludzkiego zbawienia; nie ma dla człowieka większego błogosławieństwa, łaski czy ochrony” nie były dla mnie jasne. Sądziłam, że przejście przez osąd i karcenie musi być bolesne, czemu więc Bóg mówił, że to ochrona i błogosławieństwo dla ludzi? A potem doświadczyłam osądu słowami Boga, przycięto mnie i rozprawiono się ze mną, dzięki czemu to zrozumiałam i poczułam, jak praktyczne są Jego słowa.

Pamiętam, że w 2015 roku wybrano mnie na kaznodzieję i miałam służyć pięciu kościołom. Na początku denerwowałam się podczas spotkań z przywódcami i diakonami z tych kościołów, martwiąc się, że zbyt płytko rozumiem prawdę i nie będę pomocna dla innych. Przygotowywałam się więc przed każdym spotkaniem i z namaszczeniem rozważałam słowa Boga do omówienia. Po omówieniu słów Boga pytałam innych, jakie mają trudności. Martwiłam się, że poruszą nieznane mi problemy i nie będę umiała im pomóc, więc się modliłam, prosząc Boga, bym uczciwie omawiała tylko to, co rozumiałam. Jeśli czegoś nie rozumiałam, szczerze mówiłam, że tego nie wiem, potem się modliłam i dociekałam. Postępując w ten sposób przez jakiś czas, stopniowo zrozumiałam pewne zasady dzieła kościoła i lepiej poznałam swoją pracę. Byłam bardziej zmotywowana niż na początku i długo pracowałam. Nie byłam już tak onieśmielona podczas spotkań z przywódcami i sugerowałam rozwiązania problemów. Gdy słyszałam, jak bracia i siostry mówią, że jestem taka młoda, wierzę od niedawna, że jestem pełna wiary, zdolna cierpieć i ponosić koszty, że dążę do prawdy, to byłam zadowolona z siebie. Niedługo potem prowadziłam wybory w kościele. Jedną po drugiej wybrano wszystkie osoby, którymi kierowałam. Widząc rozwój sytuacji, czułam, że dobrze się spisałam, więc słusznie wybrano mnie na kaznodzieję! Miałam dobry charakter i byłam utalentowaną osobą w kościele.

Kilka miesięcy później gdy sądziłam, że dobrze sobie radzę ze swoim obowiązkiem, przełożony powiedział mi, że ze względu na wiek, nie mam dość dojrzałości, brak mi doświadczenia i nie rozwiązuję problemów braci i sióstr, więc zgodnie z zasadami nie nadaję się na kaznodzieję i powinnam zacząć się szkolić na przywódcę. Nie odważyłam się odezwać, lecz byłam przytłoczona. Czułam, że choć mam skąpe doświadczenie, odkąd zostałam kaznodzieją, zrobiłam duże postępy i poznałam kilka zasad dzieła kościoła. Niedawno sama przeprowadziłam wybory w kościele, a inni mówili, że dążę do prawdy. Czułam, że taka zmiana obowiązku nie była fair wobec mnie. Coś rozumiałam i miałam niezły charakter, reagowałam i uczyłam się najszybciej spośród tych, z którymi pracowałam, więc musiałam mieć największy potencjał na rozwój. Ponadto jako jedyny kaznodzieja nie miałam zobowiązań rodzinnych. Miałam szczerą wiarę, a w swoim obowiązku umiałam cierpieć i ponosić koszty, więc skąd te przenosiny?

Przez kilka dni nie umiałam myśleć o niczym innym ani poczuć wewnętrznego spokoju. Zwróciłam się więc do Boga: „Boże, zmieniono mi obowiązek. Jakie wnioski mam z tego wyciągnąć? Nie widzę problemu – proszę, prowadź mnie”. Potem przeczytałam ten fragment słów Boga: „W jaki sposób powinieneś pojmować i rozumieć autorytet i władzę Boga w obliczu problemów prawdziwego życia? Kiedy stajesz przed tymi problemami i nie wiesz, jak należy je rozumieć, radzić sobie z nimi i ich doświadczać, jaką postawę powinieneś przyjąć, aby zademonstrować swoją intencję i pragnienie podporządkowania się oraz realność twojego poddania się władzy i decyzjom Boga? Najpierw musisz nauczyć się czekać, następnie musisz nauczyć się szukać, później zaś nauczyć się poddawać. »Czekać« oznacza czekanie na czas Boga, oczekiwanie na ludzi, wydarzenia i rzeczy zaaranżowane dla ciebie przez Niego, czekanie aż stopniowo objawi się przed tobą Jego wola. »Szukać« oznacza obserwowanie i rozumienie troskliwych intencji Boga wobec ciebie poprzez ludzi, wydarzenia i rzeczy, które przygotował, rozumienie przez nie prawdy, pojmowanie tego, czego ludzie muszą dokonać, i dróg, których muszą się trzymać, rozumienie rezultatów, do jakich Bóg zamierza doprowadzić w ludziach oraz osiągnięć, jakie zamierza w nich uzyskać. »Poddawać się« odnosi się oczywiście do akceptowania ludzi, wydarzeń i rzeczy, które Bóg zaplanował, akceptowania Jego władzy oraz poznawania poprzez nią, jak Stwórca dyktuje ludzki los, jak zaopatruje człowieka w swoje życie, i jak wprowadza wewnątrz niego prawdę(Sam Bóg, Jedyny III, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Dotarło do mnie, że skoro zmieniono mi obowiązek, a nie rozumiem woli Boga ani lekcji, jaka płynie z tego dla mnie, powinnam przyjąć postawę uległości, czekać i dociekać Jego woli. Gdybym cały czas narzekała, nie buntowałabym się przeciw innym lecz przeciw Bogu. Później modliłam się do Niego, gotowa ulec i dać z siebie wszystko, by być przywódcą.

Jakiś czas potem moja partnerka, siostra Xu, powiedziała mi, że kościoły wybierają kaznodzieję i słyszała, że przełożona nominowała kandydatów. Słysząc jej słowa, nie umiałam zachować spokoju. Od razu zareagowałam: „Co? Nominowała kandydatów? Zgodnie z zasadami wyborów nikt nie może nominować kandydatów, bo to coś, co robi szatan, wielki czerwony smok. Takie postępowanie to pogwałcenie zasad”. Ona szybko odpowiedziała: „Tylko to słyszałam, lecz nie wiem, czy to prawda. Nie rozpowiadaj tego”. Przystałam na jej prośbę, lecz nie przestawałam o tym myśleć. Nie ma dymu bez ognia, gdyby przełożona tego nie zrobiła, czemu ktoś miałby to wymyślać? Musiała to zrobić i ktoś to odkrył, dlatego się o tym mówi. Wcześniej byłam kaznodzieją, ona zabrała mi tę funkcję, a teraz wyznacza kandydatów. Naprawdę nie kieruje się zasadami. Wspomniałam o tym siostrze Lin, przywódczyni w innym kościele. Nieco później siostra Lin powiedziała mi, że zrozumiała tę kwestię na spotkaniu współpracowników. Przełożona wybrała ludzi na wybory spośród nieco lepszych przywódców w kościele. Nie wyznaczała kandydatów. Powiedziała też, że rozpowiadając tę plotkę, zakłócam dzieło kościoła. Na te słowa poczułam się skrzywdzona, bo myślałam, że nie o to mi chodziło. Powiedziałam tylko siostrze Lin to, co wiem. Jak miałam się pokazać innym, skoro przełożona przed nimi stwierdziła, że mam ukryte motywy? Czułam się coraz bardziej skrzywdzona i nie umiałam opanować łez. Nieustannie modliłam się do Boga, prosząc Go, by dał mi to zrozumieć. Przez kilka dnia byłam przygnębiona i nieszczęśliwa, nie miałam energii, by cokolwiek robić. Potem na spotkaniu przeczytałam fragment słów Boga w „Ostrzeżenie dla tych, którzy nie praktykują prawdy”, które dały mi lepsze zrozumienie siebie. Słowa Boga mówią: „Ci spośród braci i sióstr, którzy zawsze dają upust swemu negatywnemu nastawieniu, są sługami szatana i przeszkadzają kościołowi. Tacy ludzie muszą pewnego dnia zostać wykluczeni i wyeliminowani. Jeżeli, wierząc w Boga, ludzie nie mają serc pełnych czci dla Niego, nie mają serc posłusznych Bogu, wówczas nie tylko nie będą w stanie wykonać dla Niego żadnej pracy, lecz, wręcz przeciwnie, staną się tymi, którzy przeszkadzają w Jego dziele i przeciwstawiają się Mu. (…) Ludzie, którzy szczerze wierzą w Boga, zawsze mają Go w sercu i ciągle noszą w sobie serce pełne czci i miłości do Niego. Ci, którzy wierzą w Boga, powinni postępować z rozwagą i roztropnością, a wszystko, co robią, winno być zgodne z wymaganiami Boga i być w stanie zadowolić Jego serce. Nie powinni być uparci i robić, co im się podoba – nie przystoi to świętej przyzwoitości. Ludziom nie wolno tracić nad sobą panowania i, wymachując dookoła sztandarem Boga, przechwalać się i oszukiwać gdzie popadnie. Tego rodzaju zachowanie jest największym przejawem buntu. Rodziny mają swoje zasady, a państwa swoje prawa – czyż tym bardziej nie jest tak w domu Bożym? Czy standardy nie są tutaj jeszcze surowsze? Czy liczba dekretów administracyjnych nie jest w nim jeszcze większa? Ludzie są wolni i mogą robić, co chcą, lecz dekretów administracyjnych Boga nie można zmieniać zgodnie ze swoją wolą. Bóg jest Bogiem, który nie toleruje obrazy ze strony ludzi. Jest Bogiem, który uśmierca ludzi. Czyż ludzie naprawdę jeszcze się o tym nie przekonali?(„Słowo ukazuje się w ciele”). Słowa Boga „sługi szatana” i „przeszkadzają kościołowi” dotknęły mnie i przeraziły. Gdy powiedziałam siostrze Lin, że przełożona wyznacza kandydatów, a nie rozumiałam dobrze sytuacji, to bezmyślnie siałam niezgodę. Siostra Xu ostrzegła mnie, że tylko to słyszała i nie była pewna, czy to prawda, a ja bez namysłu powiedziałam o tym siostrze Lin. Chciałam, by więcej ludzi myślało, że przełożona nie kieruje się zasadami, że w czymś tak ważnym jak wybory, wyznacza kandydatów, robiąc wszystko potajemnie, żeby ludzie się do niej uprzedzili. W ten sposób w zasadzie podważyłam autorytet przełożonej, byłam sługą szatana i zakłóciłam dzieło kościoła. Później przeczytałam inny fragment słów Boga: „Ci, którzy należą do szatana, zostaną mu zwróceni, zaś ci, którzy należą do Boga, z pewnością wyruszą na poszukiwanie prawdy. Decyduje o tym ich natura. Niech zginą wszyscy, którzy podążają za szatanem! Takim ludziom nie zostanie okazana ani odrobina litości. Niech ci, którzy szukają prawdy, będą zaopatrzeni i niech czerpią przyjemność ze słowa Bożego ku zadowoleniu swych serc. Bóg jest sprawiedliwy, nie faworyzowałby nikogo. Jeśli jesteś diabłem, wówczas jesteś niezdolny do praktykowania prawdy, jeśli zaś jesteś kimś, kto poszukuje prawdy, wówczas pewnym jest, że nie zostaniesz zniewolony przez szatana. Nie ulega to żadnej wątpliwości(Ostrzeżenie dla tych, którzy nie praktykują prawdy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Czytając słowa: „Niech zginą wszyscy, którzy podążają za szatanem!” zaczęłam drżeć ze strachu. Nie okazując skruchy, a kierując się wciąż swoimi kaprysami, jak sługa szatana, zostałabym odrzucona przez Boga. Myślałam o tym: „Ci, którzy należą do szatana, zostaną mu zwróceni, zaś ci, którzy należą do Boga, z pewnością wyruszą na poszukiwanie prawdy.” Gdybym poszukała prawdy, naprawiła swoje wykroczenia i poznała siebie, czyż Bóg nie byłby miłosierny? Potem zaczęłam się zastanawiać, czemu tak ostro zareagowałam na słowa siostry Xu o tym, że przełożona wyznaczyła kandydatów. Kilka miesięcy wcześniej, gdy zmieniła mi obowiązek, bardzo mi się to nie spodobało i się uprzedziłam do przełożonej. Gdy więc usłyszałam, jak ktoś mówi, że wyznacza kandydatów, czułam, że na pewno nie postępuje zgodnie z zasadami, więc powiedziałam o tym siostrze Lin, by ona stanęła po mojej stronie i też się uprzedziła do przełożonej. Umyślnie ją osądzałam, a był też w tym element zemsty. Kierowałam się nikczemnymi pobudkami! Gdy ujrzałam tę brzydką stronę siebie, ogarnął mnie żal. Gdyby przełożona od razu nie dotarła do istoty moich czynów, by wszyscy ujrzeli moje pobudki, to gdyby ta nieprawda rozniosła się wśród braci i sióstr, też uprzedziliby się do przełożonej i nie współpracowaliby z nią dobrze. Wpłynęłoby to bezpośrednio na dzieło kościoła. Potem modliłam się do Boga, okazując skruchę słowami: „Boże, postępowałam jak sługa szatana i szkodziłam dziełu domu Bożego. Nie chcę nadal kierować się swoim skażeniem. Chcę zrozumieć swoje wykroczenia i złe czyny, i szczerze żałować. Proszę, prowadź mnie”.

Modliłam się wtedy i dociekałam przed obliczem Boga. Czemu byłam wcześniej tak niechętna zmianie obowiązku, że nawet działałam na rzecz szatana, antagonizowałam braci i siostry, osądzałam przełożoną? Podczas jednej z modlitw przeczytałam te słowa Boga: „Ci, którzy wywyższają się w obecności Boga, są najpodlejszymi z ludzi, podczas gdy ci, którzy uważają się za nędzników, są najbardziej zasłużeni. A ci, którzy uważają, że znają dzieło Boże, i ponadto są w stanie głosić to dzieło innym, z wielkimi fanfarami, nawet gdy ich oczy patrzą na Niego – ci są najbardziej nieświadomymi z ludzi. Tacy ludzie nie mają świadectwa o Bogu, są aroganccy i zarozumiali(Wszyscy ludzie, którzy nie znają Boga, są tymi, którzy sprzeciwiają się Bogu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Namawiam was wszystkich, żebyście nie uważali siebie samych za cenniejszych od złota. Jeśli inni mogą przyjąć sąd Boży, to dlaczego ty nie możesz? Jak daleko wyżej od innych stoisz? Skoro inni potrafią skłonić swoje głowy przed prawdą, to czemu ty nie potrafisz?(Chrystus dokonuje dzieła sądu za pomocą prawdy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Jego słowa osądu i objawienia trafiły mnie w samo serce. Byłam właśnie taką arogancką i zarozumiałą osobą. Byłam kaznodzieją i poznałam kilka zasad, więc sądziłam, że mam dobry charakter, szybko się uczę, jestem w kościele kimś utalentowanym i trzeba mnie doskonalić. Słysząc, jak bracia i siostry chwalą mnie za to, że umiem cierpieć, ponosić koszty w swoim obowiązku i dociekać prawdy w tak młodym wieku, sama zaczęłam się cenić. Uznałam się za poszukiwacza prawdy. Przełożona omówiła ze mną zasady i powiedziała, że nie byłam wtedy odpowiednia do pełnienia funkcji kaznodziei, lecz ja tego nie przyjęłam. Czułam nawet, że zmiana obowiązku znaczyła, że przełożona chciała mi utrudnić życie i nie przestrzegała zasad. Zbytnio się ceniłam, sądząc, że jestem wspaniała, a nie widziałam tego, na co mnie naprawdę stać. Byłam też przekonana, że się dobrze nadaję na kaznodzieję, lecz nie miałam długiego stażu w wierze ani prawdziwego doświadczenia. W obliczu praktycznych problemów, takich jak kiepska współpraca przywódców, nie miałam dość doświadczenia, by im pomóc. Dwa miesiące po zmianie obowiązku wciąż mi się to nie podobało i w ogóle tego nie akceptowałam. Ukradkiem oceniałam nawet działania przełożonej jako sprzeczne z zasadami. Byłam arogancka ponad wszelką miarę. Nie umiałam rozwiązywać prawdziwych problemów kierując się prawdą i nie wiedziałam, jak doświadczać dzieła Bożego. Nie wyciągałam też wniosków z napotykanych problemów. Samo to pokazywało, że brak mi praktycznego doświadczenia, nie rozumiem prawdy i nie mam wiedzy o skażeniu, jakie ujawniłam. Jak miałabym rozwiązywać prawdziwe problemy w tych kościołach? Przełożona zmieniła mi obowiązek, bo brak mi było doświadczenia i nie rozwiązywałam problemów. Gdyby to nie wyszło na jaw, nigdy bym nie zobaczyła swojej arognacji.

Potem przeczytałam ten fragment słów Boga: „Dzisiaj Bóg was sądzi, karci i potępia, lecz musisz zdawać sobie sprawę, że sednem tego potępienia jest umożliwienie ci poznania samego siebie. Bóg potępia, przeklina, sądzi i karci, żebyś ty mógł poznać siebie, żeby twoje usposobienie mogło ulec zmianie oraz, co więcej, żebyś mógł poznać swoją wartość i zrozumieć, że wszystkie Boże czyny są sprawiedliwe i zgodne z Jego usposobieniem oraz wymogami Jego dzieła, że działa on zgodnie ze swoim planem zbawienia człowieka oraz że jest sprawiedliwym Bogiem, który kocha, zbawia, sądzi i karci człowieka(Powinieneś odłożyć na bok błogosławieństwa, jakie daje status, i zrozumieć Bożą wolę zbawienia człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Lektura słów Boga mnie poruszyła. Zmiana obowiązku była Bożą miłością i ochroną dla mnie. Gdyby nie to, nadal nie znałabym swojej arogancji. Zdemaskowanie przez przełożoną, surowy osąd i ujawnienie od Boga dotknęły mnie do żywego, lecz pomogły mi ujrzeć swoją arogancję, brak szacunku dla Boga, działanie jak sługa szatana dla statusu i korzyści oraz zakłócanie dzieła kościoła. Bóg dał mi się opamiętać na czas i pozwolił mi się dowiedzieć czegoś o sobie.

Potem bardzo się starałam jako przywódca w kościele. Moja partnerka, siostra Xu, oprócz swoich obowiązków zajmowała się swoją rodziną. Nie miałam obowiązków domowych, więc miałam więcej wolnego czasu. Gdy bracia i siostry mieli trudności, częściej je z nimi omawiałam i rozwiązywałam. Początkowo byłam wyrozumiała wobec siostry Xu, lecz po jakimś czasie, zaczęłam czuć, że angażuję się bardziej niż ona. Czasem gdy coś się zdarzało w jej rodzinie, nie od razu zajmowała się sprawami kościoła, więc czułam do niej pogardę. Według mnie okazywała rodzinie za dużo serca, co z czasem wstrzymywało dzieło kościoła. Czasem omawiałam to z siostrą Xu, lecz widząc jej zmartwioną minę, przyjmowałam wobec niej pogardliwy ton. Siostra Xu czuła się skrępowana i bała się, że jak zrobi coś nie tak, będę jej to wyrzucać. Nadal nie rozumiałam dobrze swojego aroganckiego usposobienia, więc znów zaczęły się pojawiać dawne problemy.

Jakiś czas później siostra Xu została kandydatką na kaznodzieję, po czym ją wybrano. Gdy się dowiedziałam, trudno mi było się z tym pogodzić. Sądziłam, że mnie nie wyznaczono, bo byłam młoda, lecz czemu nie dorównywałam siostrze Xu? Miałam lepszy charakter, więcej energii do obowiązków i nie byłam uwiązana przez rodzinę. Niedawno mnie przycięto i rozprawiono się ze mną, zawiodłam i mnie zdemaskowano, dzięki czemu lepiej siebie rozumiem. Wciąż byłam trochę arogancka, lecz już się trochę zmieniłam. Teraz siostrę Xu wybrano na kaznodzieję, odpowiedzialną za pracę kilku kościołów, a ja odpowiadałam tylko za jeden kościół, czy miałam więc aż takie braki? Byłam taka młoda – czyż przez pełnienie funkcji lidera nie marnowałam talentu? Przy swoim charakterze miałam się zajmować tylko jednym kościołem? Nie ma dla mnie ważnej roli w domu Bożym? Czemu przełożona nie widziała moich postępów i zmiany? Kaznodzieja, siostra Zhang, też mnie przycięła i rozprawiła się ze mną na kilku spotkaniach. Mówiła: „Po dotychczasowych kontaktach sądziłam, że masz dobry poziom człowieczeństwa. Dziwię się, widząc, jaka arogancka jesteś. Patrzysz z góry na tych o kiepskim charakterze i ich ograniczasz. Ciągle pokazujesz innym smutną minę. Nie masz dobrego poziomu człowieczeństwa”. Byłam zdruzgotana, gdy to powiedziała. Czemu mówiła o moich problemach na każdym spotkaniu? Czemu była dla mnie surowa? Okazałam nieco skażenia, byłam trochę arogancka, lecz czy takie słowa były konieczne? Gdy nie umiałam tego znieść, płakałam w tajemnicy w łazience. Czułam się tak, jakby wbito mi nóż w serce. Codziennie prosiłam Boga w modlitwie, by prowadził mnie do wyciągnięcia wniosków.

W tamtym czasie czytałam wiele słów osądu i objawienia od Boga. Jeden fragment zrobił na mnie szczególnie duże wrażenie. Słowa Boga mówią: „Najlepiej dla was byłoby poświęcić więcej wysiłku prawdzie poznania siebie. Dlaczego Bóg was sobie nie upodobał? Dlaczego wasze usposobienie jest Mu wstrętne? Dlaczego brzydzą Go wasze słowa? Wychwalacie siebie pod niebiosa, gdy tylko okażecie nieco lojalności, i domagacie się nagrody za swój drobny wkład. Okazawszy odrobinę posłuszeństwa, patrzycie na innych z góry i stajecie się wzgardliwi wobec Boga, wykonawszy jakieś drobne zadanie. Za przyjmowanie Boga życzycie sobie pieniędzy, podarunków oraz komplementów. Bolą was serca, kiedy dacie grosz lub dwa; kiedy dacie dziesięć, pragniecie błogosławieństw i szczególnego traktowania. Człowieczeństwo takie jak wasze jest naprawdę obraźliwe, gdy się o nim mówi lub słucha. Czy jest cokolwiek godnego pochwały w waszych słowach lub czynach? Ci, którzy wykonują swój obowiązek, i ci, którzy tego nie robią; ci, którzy prowadzą, i ci, którzy podążają; ci, którzy przyjmują Boga, i ci, którzy tego nie czynią; ci, którzy składają datki, i, ci którzy ich nie składają; ci, którzy głoszą, i ci, którzy przyjmują słowo i tak dalej – wszyscy tacy ludzie wychwalają samych siebie. Czy nie uważacie, że jest to śmiechu warte? Dobrze wiecie, że wierzycie w Boga, ale nie potraficie zgodnie z Nim żyć. Dobrze wiecie, że jesteście całkowicie bezwartościowi, a jednak wciąż się przechwalacie. Czy nie czujecie, że rozsądek opuścił was do tego stopnia, że straciliście kontrolę nad sobą? Jak z takim rozsądkiem możecie być związani z Bogiem? Czy nie obawiacie się o siebie na tych rozstajach? Wasze usposobienie pogorszyło się do tego stopnia, że nie jesteście już w stanie osiągnąć zgodności z Bogiem. A skoro tak jest, czy wasza wiara nie jest śmiechu warta? Czy wasza wiara nie jest niedorzeczna? Jak zamierzasz podejść do własnej przyszłości? Jak wybierzesz drogę, którą podążysz?(Ci, którzy nie są zgodni z Chrystusem, z pewnością są przeciwnikami Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga ujawniały mój stan. Nauczywszy się kilku zasad w swoim obowiązku, sądziłam, że mam wielki charakter, że mam talent. Gdy się trochę poświęciłam i poniosłam jakieś koszty, zaczęłam się chwalić i sądziłam, że dążę do prawdy. Gdy pełniłam obowiązki wspólnie z siostrą Xu, pracowałam ciut więcej i sądziłam, że dążę do prawdy lepiej od niej. Widząc, jak sprawy rodzinne wstrzymują siostrę Xu, zamiast być wyrozumiałą, nie ceniłam jej, patrzyłam na nią z góry, okazując jej dezaprobatę. Nie okazywałam jej miłości, a zawsze ją zniechęcałam. W ten sposób ujawniłam aroganckie usposobienie, co obrzydzało Boga. Nawet jeśli siostra Xu miała obowiązki rodzinne, solidnie wypełniała swoje obowiązki, jak należy. Jej omówienia były też bardzo praktyczne i umiała rozwiązywać problemy innych. Choćby podczas pracowitych sezonów, gdy rolnicy się spóźniali albo opuszczali spotkania. Ja im mówiłam, że to krytyczny moment dla dążenia do prawdy, że nic nie zyskają, zajmując się jedynie sprawami ciała i że głupiec sam się zniszczy przez pragnienie wygód. Głosiłam te puste frazesy, a oni wszyscy potakiwali głowami, a potem zajmowali się znów pracą na roli i dalej się spóźniali na spotkania. Lecz siostra Xu miała obowiązki domowe, więc rozumiała ich życiowe zmagania. Omawiała z braćmi i siostrami swoje doświadczenia, by im pomóc. Słuchali i czuli, że to bardzo praktyczne, a potem regularnie chodzili na spotkania. Obydwie rozmawiałyśmy z braćmi i siostrami. Ja nie rozwiązywałam ich problemów, lecz omówienia siostry Xu przynosiły efekty. Było widać, że ma naprawdę spore praktyczne doświadczenie.

Później przeczytałam inny fragment słów Boga, który pomógł mi zrozumieć, czym jest rzeczywistość. Słowa Boga mówią: „Trzymanie się słów Boga i umiejętność ich otwartego wyjaśniania nie oznacza, że jesteś w posiadaniu rzeczywistości; rzeczy nie są tak proste, jak sobie wyobrażasz. Posiadanie rzeczywistości nie objawia się w tym, co mówisz, lecz w tym, co urzeczywistniasz swoim życiem. Dopiero gdy słowa Boga staną się twoim życiem i będziesz je wyrażać naturalnie, można będzie powiedzieć, że masz rzeczywistość i tylko wtedy będzie można cię zaliczyć do grona tych, którzy osiągnęli prawdziwe zrozumienie i rzeczywistą postawę. Musisz być gotowy na bycie poddawanym badaniu przez długi czas i mieć zdolność urzeczywistniania podobieństwa wymaganego przez Boga. To nie może być pozerstwo, to musi płynąć z ciebie naturalnie. Tylko wtedy będziesz naprawdę posiadać rzeczywistość i tylko wtedy zyskasz życie. (…) Biada tym, którzy są aroganccy i wyniośli, i biada tym, którzy nie mają wiedzy o sobie; tacy ludzie są mistrzami mówienia, ale najsłabiej wychodzi im wprowadzanie słów w czyn. Przy najmniejszych oznakach kłopotów ludzie ci zaczynają mieć wątpliwości, a do ich umysłów zakrada się myśl o rezygnacji. Nie posiadają oni żadnej rzeczywistości; mają jedynie teorie, które są ponad religią, bez żadnej rzeczywistości wymaganej teraz przez Boga. Najbardziej brzydzę się tymi, którzy mówią tylko o teoriach, nie posiadając żadnej rzeczywistości. Najgłośniej krzyczą podczas wykonywania swojej pracy, ale gdy tylko stawiają czoła rzeczywistości, załamują się. Czy nie dowodzi to, że nie posiadają rzeczywistości? Jeśli potrafisz się ostać bez względu na to, jak gwałtowny jest wiatr i fale, nie dopuszczając do swojego umysłu cienia wątpliwości, jeśli potrafisz wytrwać, wolny od zaprzeczania, nawet jeśli nie ma już nikogo innego, wtedy będziesz zaliczony do mających prawdziwe zrozumienie i prawdziwie posiadających rzeczywistość. Jeśli zwracasz się tam, gdzie wieje wiatr – jeśli podążasz za większością i uczysz się papugować mowę innych – to bez względu na to, jak jesteś wymowny, nie będzie to dowodem, że posiadasz rzeczywistość. Dlatego sugeruję, abyś przedwcześnie nie wykrzykiwał pustych słów. Czy wiesz, co zrobi Bóg? Nie zachowuj się jak kolejny Piotr, bo przyniesiesz sobie wstyd i nie będziesz mógł chodzić z podniesionym czołem, a to nikomu nie przyniesie korzyści. Większość ludzi nie ma prawdziwej postawy. Chociaż Bóg wykonał wiele pracy, nie narzucił rzeczywistości ludziom; a mówiąc dokładniej, nigdy nikogo osobiście nie skarcił. Niektórzy ludzie zostali zdemaskowani przez takie próby, wyciągali grzeszne ręce coraz dalej i dalej, myśląc, że łatwo jest przechytrzyć Boga, że mogą robić, co chcą. Skoro nie są oni w stanie wytrzymać nawet tego rodzaju próby, nie ma dla nich mowy o próbach trudniejszych, podobnie jak o posiadaniu rzeczywistości. Czyż po prostu nie próbują oszukać Boga? Posiadanie rzeczywistości nie jest czymś, co można udawać, rzeczywistość nie jest też czymś, co można osiągnąć, poznając ją. Zależy to od twojej rzeczywistej postawy, jak również od tego, czy zniesiesz wszystkie próby, czy też nie. Czy to rozumiesz?(Tylko wprowadzanie prawdy w życie jest posiadaniem rzeczywistości, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga są jasne. To, czy ktoś posiadł rzeczywistość, nie wiąże się tylko z tym, co mówi, lecz z tym, czy praktykuje prawdę, czy świadczy przed Bogiem w tym, co urzeczywistnia. Jeśli tylko rozumiesz doktryny, a myślisz, że rozumiesz rzeczywistość, to jesteś arogancki i brak ci samowiedzy. Wydawało mi się, że jestem pełna wiary, że radzę sobie z pracą w kościele na czas, pełniłam obowiązki z entuzjazmem i z pozoru podporządkowywałam się Bogu, lecz gdy siostra Xu została kaznodzieją, zbiło mnie to z tropu. Czułam, że jestem lepsza od niej, zdolniejsza, więc czemu nie wybrali mnie? Miałam listę skarg i czułam, że to nie w porządku wobec mnie. W świetle tego wszystkiego nie znałam siebie dobrze i nie umiałam się odnaleźć w sytuacji, którą Bóg przygotował. Wcale nie posiadłam rzeczywistości prawdy. Miałam trochę entuzjazmu i głosiłam jakieś doktryny. Pomyliłam to z rzeczywistą postawą, lecz tak naprawdę nie rozumiałam faktycznych trudności braci i sióstr i nie rozwiązywałam ich problemów. Funkcja liderki w kościele już była dla mnie szansą, lecz ja wcale nie znałam siebie i chciałam zostać kaznodzieją. Byłam arogancka ponad wszelką miarę. Chciałam, by Bóg mnie szczególnie cenił, co było niemożliwe. On nie chce kogoś, kto jest poza kontrolą i brak mu rozumu. Widząc swoje aroganckie usposobienie, to, że się nie zmieniłam i że moje zachowanie obrzydzało Boga, poczułam wyrzuty sumienia. Czułam się otępiała i się nie poznawałam. Gdyby siostra Zhang nie rozprawiła się ze mną, dalej nie widziałabym swoich problemów. Czułam się wdzięczna Bogu, że przygotował dla mnie tę sytuację.

Później przeczytałam inny fragment słów Boga, który pomógł mi zrozumieć Jego wolę. Słowa Boga mówią: „Jeśli znosicie dziś niewielki przymus lub trochę trudności, jest to dla was dobre. Gdyby było wam zbyt łatwo, popadlibyście w ruinę, a wówczas jak można by było was chronić? Dziś otrzymujecie zaś ochronę dlatego, że jesteście karceni, osądzani i przeklinani. Jesteście chronieni dlatego, że wiele wycierpieliście. Gdyby nie ta ochrona, już dawno uleglibyście moralnemu zepsuciu. Nie chodzi o to, by celowo utrudniać wam wszystko: niełatwo jest zmienić naturę ludzką, i musi być tak, a nie inaczej, aby ludzkie usposobienia uległy zmianie. Dziś nie macie nawet sumienia czy rozsądku, jakie posiadał Paweł, ani nie macie jego samoświadomości. Nieustannie trzeba was poddawać presji i ciągle trzeba was karcić i osądzać, aby obudzić w was ducha. Karcenie i osąd są właśnie tym, co jest najlepsze dla waszego życia. A kiedy to konieczne, musi przychodzić na was również karcenie przy pomocy faktów. Dopiero wtedy w pełni się podporządkowujecie. Wasza natura jest taka, że bez karcenia i przeklinania nie bylibyście skłonni się ugiąć, nie bylibyście skłonni się podporządkować. Gdyby nie fakty przed waszymi oczyma, nie byłoby żadnego rezultatu. Jesteście ludźmi nazbyt pospolitego i podłego charakteru! Bez karcenia i osądu trudno byłoby was podbić i przezwyciężyć waszą nieprawość i nieposłuszeństwo. Wasza stara natura jest w was bowiem tak głęboko zakorzeniona. Gdyby posadzono was na tronie, nie mielibyście pojęcia, jak wysokie są niebiosa i jak głęboka jest ziemia, a cóż dopiero dokąd macie zmierzać. Nie wiecie nawet, skąd przyszliście, więc jak moglibyście znać Pana stworzenia? Gdyby nie dokonane w porę karcenie i dzisiejsze klątwy, już dawno nadszedłby wasz ostatni dzień. Nie mówię tu nawet o waszym ostatecznym losie, lecz czy i on nie byłby nawet jeszcze bardziej zagrożony? Gdyby nie to przeprowadzone w porę karcenie i osąd, kto wie, jak bardzo stalibyście się aroganccy, lub jak dalece uleglibyście zepsuciu. To właśnie karcenie i osąd sprawiły, że dotrwaliście do dnia dzisiejszego, i to one zachowały was przy życiu. Gdybyście wciąż byli »edukowani« przy użyciu tych samych metod, jakimi posługuje się wasz »ojciec«, kto wie, do jakiego wkroczylibyście królestwa! Kompletnie nie umiecie nad sobą panować ani zastanawiać się nad sobą. Jeśli chodzi o ludzi takich jak wy, to jeśli będziecie jedynie podążać za Mną i słuchać Mnie, nie wywołując żadnego zamieszania i nie powodując trudności, Moje cele zostaną osiągnięte. Czyż nie powinniście radzić sobie lepiej z przyjmowaniem dzisiejszego karcenia i sądu? Jakie macie inne opcje do wyboru?(Praktyka (6), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Czytając słowa Boga, pomyślałam o sytuacjach od bycia kaznodzieją do zmiany obowiązku. Naprawdę czułam, że osąd i przycinanie to Boża ochrona dla mnie. Byłam tak arogancka, że nie wiedziałam, co jest czym, byłam też bardzo uparta i buntownicza. Gdyby nie spotkały mnie te wszystkie sytuacje, to w swojej arogancji posunęłabym się za daleko. Poczułam też, jak praktyczna jest miłość Boga do ludzi. Bóg mnie ostrzegał raz po raz, chciał mi pomóc stanąć przed Jego obliczem i się zastanowić nad sobą. Jego słowa mnie prowadziły i osądziły moje usposobienie, pozwalając mi okazać Bogu skruchę. Bóg bierze wielką odpowiedzialność za ludzkie życie. Jest cudowny i godny naszej miłości. Prawdziwy sens słów: „Światłem tym jest Boże karcenie i sąd, i jest to światło ludzkiego zbawienia; nie ma dla człowieka większego błogosławieństwa, łaski czy ochrony”, to coś, co zaczęłam lepiej rozumieć. Jeśli ktoś chce obmycia i przemiany usposobienia, to osąd i karcenie od Boga są nieodłącznym elementem. W modlitwie podporządkowałam się Bogu, gotowa zająć się tylko swoim obowiązkiem i chętna poddać się Bożym ustaleniom, nawet gdyby mnie nie awansowano.

Jakiś czas później dostałam list od przełożonej informujący mnie o awansie i pełnieniu obowiązków w innym miejscu. Nie spodziewałam się tego. Byłam wtedy bardzo wdzięczna Bogu i czułam Jego cudowność! Tak naprawdę Bóg nie chciał, żebym tam utknęła i nie mogła pełnić innego obowiązku, to ja sprawiałam problemy i się sprzeciwiałam we wszystkim, więc musiał wszystko tak poukładać, by mnie obmyć i przemienić. Doświadczyłam tego, że Bóg naprawdę chce mnie zbawić. Dziękujmy Bogu!

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze