Gdy głosiłem ewangelię na froncie

30 maja 2024

Autorstwa Aydena, Mjanma

W styczniu dwa tysiące dwudziestego pierwszego dwaj żołnierze przynieśli mi ewangelię Boga Wszechmogącego. Ze spotkań i czytania słów Bożych dowiedziałem się, że Bóg stał się ciałem w dniach ostatecznych, by zbawić zepsutą ludzkość, a także jakie znaczenie mają wcielenia Boże. Nie sądziłem, że Bóg osobiście stanie się ciałem, by ukazać się i dokonywać dzieła wśród ludzi. To głęboka tajemnica oraz autentyczna miłość Boga i Jego wielkie zbawienie ludzkości. Byłem poruszony. Nigdy nie przypuszczałem, że usłyszę głos Boga, ujrzę Jego pojawienie się i dzieło. Czułem, że mam ogromne szczęście, i tym bardziej chciałem chodzić na spotkania. Czytałem słowo Boże oraz rozmawiałem z braćmi i siostrami i przekonałem się, że to obowiązek każdego człowieka i tego wymaga od nas Bóg. Szerzenie ewangelii jest zaświadczaniem o Bogu i prowadzeniem ludzi przed Jego oblicze. Pomaga im to posiąść prawdę i dostąpić zbawienia. To też dobry uczynek. Gdybym tego nie robił, zaniedbałbym obowiązek stworzenia Bożego i nie byłbym godzien jeść i pić słów Boga. Gdy to pojąłem, z ogromnym zapałem głosiłem ewangelię. Chciałem współpracować z Bogiem i zanieść ewangelię królestwa wielu ludziom. Praktykowałem szerzenie ewangelii, gdy tylko miałem wolną chwilę. W październiku przeniesiono mnie do brygady, do której należał brat o imieniu Nyon. On też wierzył w Boga Wszechmogącego. Wspólnymi siłami głosiliśmy ewangelię innym żołnierzom. Raz zaprosiłem ich dwudziestu na kazanie, by posłuchali, jak ja i brat Nyon składamy przed nimi świadectwo o dziele Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Poszukiwali i dowiedzieli się więcej, a w końcu cała dwudziestka przyjęła ewangelię. Ucieszyło mnie to i nabrałem pewności siebie w tym względzie.

Trafiłem na front podczas wojny domowej w Mjanmie. Widziałem parę zdjęć pobitych i rannych cywilów, a kilkoro ocalonych z obozów wroga powiedziało nam, że po schwytaniu musieli gotować dla wrogich oddziałów oraz byli zmuszani do walk. Tych, co odmówili, rozstrzelano. Niektóre domy cywilów zostały spalone podczas starć wojskowych, więc ci ludzie musieli mieszkać ukryci w dżungli. Za każdym razem gdy żołnierze walczyli lub atakowali osady, byli ranni, których zabierano do szpitala. Patrzyłem na to wszystko i bardzo im współczułem. Myślałem, że oni pewnie nie wierzą w Boga, a bez wiary nie wiedzą w czyich rękach są losy ludzkie ani na kim polegać, by szukać ochrony. Gdybym zaniósł im ewangelię i zaprowadził ich przed oblicze Boga, mogliby się do Niego modlić, czytać Jego słowa, zrozumieć prawdę i dzięki temu zyskać Jego ochronę. Te myśli nieco ciążyły mi na duszy. Chciałem chodzić do osady i głosić ewangelię, by prowadzić ludzi do Boga. Nie znałem jednak terenów wokół linii frontu i nie wiedziałem, gdzie ukrywają się siły wroga. Gdybym przemieszczał się w tych okolicznościach, by nauczać, i natknąłbym się na wroga, mógłbym zostać pojmany lub zginąć. Bardzo się bałem. W modlitwie pytałem Boga, co mam robić. Wtedy pomyślałem o słowach Bożych: „Wiesz, że wszystko, co znajduje się w twoim otoczeniu, jest tam za Moim przyzwoleniem – Ja to wszystko zaplanowałem. Uzmysłów to sobie i zadowalaj Moje serce w otoczeniu, które ci dałem. Nie lękaj się – Bóg Wszechmogący Zastępów z pewnością będzie z tobą; On jest waszym obrońcą i waszą tarczą(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 26, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Pojąłem, że bałem się iść głosić ewangelię, bałem się pojmania i zabicia przez wroga, bo nie rozumiałem tak naprawdę wszechmocy Boga i Jego rządów nad wszystkim. Brakowało mi wiary. Ponadto już wiem, że wszystkie zdarzenia dnia codziennego, większe i mniejsze, są zarządzeniem Boga. To, czy wróg mnie pochwyci, czy nie, także było w Jego rękach. Choćbym się znalazł w najgroźniejszej sytuacji, jeśli Bóg na to nie pozwoli, wróg nie zdoła mnie tknąć. A nawet gdybym kiedyś rzeczywiście wpadł w ręce wroga, tylko od Boga zależałoby, czy przeżyłbym, czy nie. Powinienem poddać się Jego zarządzeniom. Przeniesienie na linię frontu również było dobrą wolą Bożą. Tamtejsi cywile żyli w tak niebezpiecznym otoczeniu, bez nikogo, kto mógłby zanieść im ewangelię. Jeszcze nie słyszeli głosu Boga. Może byli tam ludzie, których Bóg pragnął zbawić. Należało zważać na wolę Boga i zanieść ewangelię oraz świadectwo o Bogu innym, by mogli stanąć przed Nim. Gdy to zrozumiałem, już się tak nie bałem. Byłem gotowy polegać na Bogu i iść szerzyć ewangelię w tych okolicznościach.

Potem zacząłem głosić ewangelię miejscowym, jednak natrafiłem na nowe trudności. Ludzie mówili tam w języku dai, a ja znałem tylko kilka prostych zwrotów, jak „Jesteś głodny?” albo „Dokąd idziesz?”. Nie byłem w stanie głosić im ewangelii. To mnie przygnębiało. Chciałem nauczać, ale nie znałem języka i wydawało się to bardzo trudne. Pomodliłem się: „Boże, chcę zanieść ludziom ewangelię, ale nie znam języka. Proszę, poprowadź mnie i wskaż mi drogę”. Raz na spotkaniu online siostra pokazała nam fragment słów Bożych, który bardzo mi pomógł. Bóg Wszechmogący mówi: „W wielu różnych sytuacjach Bóg doskonali tych, którzy Go prawdziwie kochają, i tych wszystkich, którzy podążają za prawdą. Umożliwia On ludziom doświadczanie Jego słów za sprawą różnych okoliczności lub prób i zrozumienie dzięki nim prawdy, uzyskanie prawdziwej wiedzy na Jego temat i ostatecznie osiągnięcie prawdy. (…) Osoby, które nie kroczą jasną ścieżką podążania za prawdą będą wiecznie żyły we władzy szatana, w wiecznym grzechu i mroku, pozbawione nadziei. Czy rozumiecie znaczenie tych słów? (Muszę podążać za prawdą i wykonywać swój obowiązek, angażując w to całe swoje serce i umysł). Kiedy stoi przed tobą obowiązek, który został ci powierzony, nie myśl o tym, jak uniknąć trudności; jeśli coś jest trudne, nie odkładaj tego na bok i nie ignoruj. Musisz się z tym śmiało zmierzyć. Nigdy nie wolno ci zapominać, że Bóg jest z ludźmi, i muszą się oni tylko modlić i szukać u Niego odpowiedzi, jeśli napotykają na jakiekolwiek trudności, i że z Bogiem nic nie jest trudne. Musisz mieć taką wiarę. Skoro wierzysz, że Bóg jest Najwyższym Władcą wszystkich rzeczy, dlaczego wciąż czujesz lęk, kiedy coś ci się przydarza i uważasz, że nie masz na czym polegać? Dowodzi to tego, że nie polegasz na Bogu. Jeśli nie uznajesz, że cię wspiera ani za swojego Boga, to nie jest twoim Bogiem. W prawdziwym życiu, bez względu na to, w jakich sytuacjach się znajdujesz, musisz często stawać przed Bogiem, by się modlić i poszukiwać prawdy. Nawet jeśli każdego dnia zrozumiesz prawdę i osiągniesz coś w odniesieniu do tylko jednej kwestii, poświęcony czas nie pójdzie na marne!(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Gdy przeczytałem ten fragment, w moim sercu pojawiło się przekonanie, że Bóg jest ze mną. W trudnych chwilach muszę szczerze modlić się i polegać na Bogu, a On mnie poprowadzi. Dla Boga nic nie jest niemożliwe, a ja muszę wierzyć. Głoszenie ewangelii to mój obowiązek. Nie mogłem zrezygnować dlatego, że nie znam języka. I tak musiałem się postarać. Postanowiłem zadowolić Boga, głosząc ewangelię, musiałem więc polegać na Nim i spełnić swój obowiązek mimo trudów. Po przemyśleniu wszystkiego byłem gotowy o to walczyć i za każdym razem, gdy szedłem nauczać, modliłem się, prosząc Boga o przewodnictwo. Próbowałem porozumiewać się z tubylcami, puszczałem im nagrania ewangelizacyjne i świadectw w dai. Sam też przysłuchiwałem się im uważnie, a po ich wysłuchaniu rozmawiałem z ludźmi i na ile potrafiłem, dodawałem coś od siebie w języku dai. Po dwóch lub trzech dniach takich starań dziewięć osób przyjęło ewangelię. Byłem bardzo wdzięczny Bogu i z większą wiarą głosiłem ewangelię.

Raz wrogie jednostki wysłały film na WeChacie. Widziałem, że torturowali naszych żołnierzy, których pojmali. Niektórym z nich ucięli ręce, innym stopy. Poderżnęli im gardła jak zarzynanym świniom. A nawet wycinali im serca nożem. Bardzo mnie to wystraszyło. Myślałem: „Co wieczór chodzę do osady, żeby głosić ewangelię – czy zostanę pojmany przez wroga? Jeżeli tak się stanie, co jeśli potraktują mnie tak jak tamtych żołnierzy albo będą torturować do śmierci?”. Gdy o tym myślałem, bałem się znów iść szerzyć ewangelię. Wtedy zrozumiałem, że mój stan jest niewłaściwy, więc pomodliłem się i oddałem serce Bogu, prosząc Go o przewodnictwo. Później przeczytałem fragment słów Bożych, który dodał mi odwagi i sił. Słowo Boże mówi: „Bóg dokonuje w ludziach dzieła udoskonalenia, a oni tego nie widzą ani nie czują; w takich okolicznościach niezbędna jest twoja wiara. Wiara ludzi jest niezbędna, kiedy czegoś nie da się zobaczyć gołym okiem, a twoja wiara jest konieczna, kiedy nie potrafisz wyzbyć się twoich własnych pojęć. Kiedy nie masz jasności co do dzieła Bożego, wymaga się od ciebie, abyś miał wiarę, zajął zdecydowane stanowisko i mocno trwał przy świadectwie. Gdy Hiob osiągnął ten właśnie punkt, Bóg ukazał mu się i do niego przemówił. Oznacza to, że jedynie dzięki wierze będziesz mógł ujrzeć Boga, a kiedy będziesz miał wiarę, Bóg cię udoskonali. Bez wiary zaś nie zdoła tego dokonać. Bóg obdarzy cię wszystkim, co tylko masz nadzieję zyskać. Jeśli nie masz wiary, nie będziesz mógł zostać udoskonalony, a wówczas nie zdołasz ujrzeć Bożych uczynków, a tym bardziej nie dostrzeżesz wszechmocy Boga. Jeśli zaś masz wiarę w to, że ujrzysz uczynki Boga w swym praktycznym doświadczeniu, to wówczas Bóg ci się ukaże i będzie cię oświecał i kierował tobą od środka. Bez tej wiary zaś nie będzie w stanie tego uczynić. Jeśli utraciłeś ufność w Boga, jak zdołasz doświadczać Jego dzieła? Dlatego też tylko wtedy, gdy masz wiarę i nie żywisz w stosunku do Boga żadnych wątpliwości, tylko wtedy, gdy prawdziwie w Niego wierzysz, bez względu na to, co robi, będzie cię On oświecał i iluminował poprzez twoje doświadczenia, i tylko wtedy będziesz w stanie ujrzeć Jego czyny. Wszystkie te rzeczy osiąga się poprzez wiarę. Wiara zaś bierze się tylko z oczyszczenia, wobec braku zaś oczyszczenia nie może się rozwijać. Do czego więc odnosi się samo słowo »wiara«? Wiara jest to autentyczne przekonanie i szczere serce, jakie winni posiadać ludzie, kiedy nie są w stanie czegoś zobaczyć albo dotknąć, gdy dzieło Boże nie przebiega zgodnie z ludzkimi pojęciami i pozostaje poza zasięgiem człowieka. O takiej właśnie wierze mówię(Ci, którzy mają zostać udoskonaleni, muszą przejść oczyszczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Dowiedziałem się, że jeśli brak nam wiary i nie współpracujemy w trakcie prób i trudów, nie ma sposobu, by Bóg pracował nad nami i nas udoskonalał. Im bardziej czegoś nie rozumiemy, tym większą musimy mieć wiarę, a tylko przechodząc próby, można umocnić wiarę. Głoszenie ewangelii podczas walk na froncie w ciągłym strachu przed schwytaniem przez wroga było dla mnie próbą. Brakowało mi prawdy i nie rozumiałem dobrze wszechmocy i suwerenności Boga. Nie do końca wierzyłem, że Bóg rządzi wszystkim, więc nie miałem wiary. Głosiłem ewangelię w tak niebezpiecznych warunkach i zacząłem bać się pojmania i śmierci w torturach, więc nie ważyłem się nauczać. Nie mogłem prawdziwie oddać serca Bogu. Tak naprawdę Bóg zaaranżował tego rodzaju sytuację, by móc dać mi więcej prawdy, żebym szukał jej, wcielał ją w życie i poznał Jego wszechmoc oraz władzę nad ludzkim losem i dowiedział się, że moje życie lub śmierć zależą od Niego. Musiałem zmierzyć się z tą niebezpieczną sytuacją, doświadczyć jej naprawdę i ją przeżyć. Tylko tak mogłem zobaczyć czyny Boga i nabrać prawdziwej wiary. Gdy zrozumiałem Jego wolę, pojaśniało mi w duszy i już się tak nie bałem.

Później przeczytałem inny fragment słów Bożych, który mnie zmotywował. Bóg Wszechmogący mówi: „Bóg ma plan dla każdego swojego wyznawcy. Dla każdego przygotował otoczenie, w którym ten może wykonywać swój obowiązek; każdy otrzymuje też łaskę i względy Boga, którymi może się cieszyć. Otrzymuje również szczególne okoliczności, które Bóg przygotował dla człowieka, i musi przejść wiele cierpień – w żadnym razie nie jest to łatwa droga, jaką człowiek sobie wyobraża. Poza tym, jeśli przyznajesz, że jesteś istotą stworzoną, to musisz przygotować się na cierpienie i zapłacić cenę za wypełnianie swej odpowiedzialności związanej z szerzeniem ewangelii i właściwe wykonywanie swoich obowiązków. Ceną tą może być cierpienie z powodu jakiejś fizycznej dolegliwości lub trudności, znoszenie prześladowań ze strony wielkiego, czerwonego smoka lub niezrozumienia ze strony ludzi świeckich, a także udręki, jakich doświadcza się podczas głoszenia ewangelii: jest możliwe, że ktoś cię wyda, że zostaniesz pobity i zbesztany, że zostaniesz potępiony – możesz nawet zostać otoczony i zaatakowany przez tłum i być narażony na śmiertelne niebezpieczeństwo. Jest możliwe, że w trakcie głoszenia ewangelii umrzesz, zanim dzieło Boże zostanie ukończone, i nie dożyjesz dnia Bożej chwały. Musicie być na to przygotowani. Nie chcę was straszyć, ale takie są fakty. (…) Jak umarli uczniowie Pana Jezusa? Wśród uczniów byli tacy, którzy zostali ukamienowani, włóczeni końmi, ukrzyżowani głową w dół, rozerwani przez pięć koni – doświadczyli każdego rodzaju śmierci. Dlaczego ich zgładzono? Czy zostali zgodnie z prawem straceni za swoje zbrodnie? Nie. Zostali potępieni, pobici, zbesztani i skazani na śmierć, ponieważ głosili ewangelię Pańską, ale ludzie ich odrzucili – oto dlaczego zginęli śmiercią męczeńską. (…) W gruncie rzeczy tak umarły i odeszły ich ciała; w ten sposób opuścili świat ludzi, ale to nie znaczy, że ich wynik również taki był. Bez względu na to, w jaki sposób umarli i odeszli, czy jak do tego doszło – nie oznacza to, że Bóg właśnie tak określił ostateczny wynik tych żywotów, tych istot stworzonych. Musisz to jasno zrozumieć. Było zupełnie odwrotnie: użyli właśnie tych środków, by potępić ten świat i dać świadectwo o czynach Boga. Te istoty stworzone wykorzystały to, co najcenniejsze – swoje życie, wykorzystały ostatnie chwile swojego życia, aby świadczyć o czynach Boga, świadczyć o wielkiej mocy Boga oraz oznajmić szatanowi i światu, że czyny Boże są słuszne, że Pan Jezus jest Bogiem, że On jest Panem i ciałem wcielonego Boga. Aż do ostatniej chwili życia nigdy nie zaparli się imienia Pana Jezusa. Czy nie była to forma osądu tego świata? Wykorzystali swoje życie, aby ogłosić światu i potwierdzić przed ludźmi, że Pan Jezus jest Panem, że Pan Jezus jest Chrystusem, że jest ciałem wcielonego Boga, że dzieło odkupienia, którego On dokonał dla całej ludzkości, pozwala ludzkości żyć dalej – ten fakt jest niezmienny na zawsze. W jakim stopniu ci, którzy zostali umęczeni za szerzenie ewangelii Pana Jezusa, wypełnili swój obowiązek? Czy w najwyższym stopniu? Jak się przejawił ten najwyższy stopień? (Ofiarowali swoje życie). Zgadza się, zapłacili cenę swojego życia. Rodzina, bogactwo i rzeczy materialne należące do tego życia są rzeczami zewnętrznymi; jedyną rzeczą związaną z wnętrzem człowieka jest samo życie. Dla każdego żyjącego człowieka życie jest rzeczą najcenniejszą, najbardziej wartościową i tak się złożyło, że ci ludzie mogli ofiarować to, co mieli najcenniejszego – własne życie – jako potwierdzenie i świadectwo miłości Boga do człowieka. Aż do śmierci nie wyparli się imienia Boga, nie wyparli się dzieła Bożego i wykorzystali ostatnie chwile swojego życia, aby zaświadczyć o istnieniu tego faktu – czy to nie jest najwyższa forma świadectwa? To najlepszy sposób wypełnienia swojego obowiązku; na tym polega wypełnienie odpowiedzialności. Nie uchylili się od odpowiedzialności, kiedy szatan im groził i ich terroryzował, a nawet gdy zmusił ich, by zapłacili cenę życia. Tym właśnie jest wypełnienie swojego obowiązku w najwyższym stopniu. Co chcę przez to powiedzieć? Czy chcę powiedzieć, że macie użyć tego samego sposobu, aby świadczyć o Bogu i głosić Jego ewangelię? Niekoniecznie musicie tak zrobić, ale powinniście zrozumieć, że jest to wasza odpowiedzialność, że jeśli Bóg będzie tego od was potrzebował, macie to uznać za coś, co nakazuje wam honor(Szerzenie ewangelii jest powinnością, do której wszyscy wierzący są moralnie zobowiązani, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Pojąłem, że to za sprawą zarządzeń Boga jesteśmy w stanie za Nim podążać. On zaaranżował sytuacje, w których każdy może spełnić swój obowiązek. Kiedy głosimy ewangelię, zawsze napotykamy szereg trudności i niebezpieczeństw. Ludzie nas upokarzają, biją, wrzeszczą na nas, czasem trafiamy w ręce szatana i jesteśmy ciemiężeni, a nawet bywa, że tracimy życie. Cokolwiek by się działo, jako stworzenie Boże muszę spełniać swój obowiązek. Głoszenie ewangelii jest moją życiową misją, moją odpowiedzialnością. Choćby był dokuczliwy czy trudny, choćbym miał oddać za niego życie, muszę wypełnić swój obowiązek. Pomyślałem o apostołach, którzy podążali za Panem Jezusem w Wieku Łaski. Dla nich głoszenie ewangelii Pana również było groźne. Byli bici, krzyczano na nich, trafiali do więzienia, a część ukrzyżowano i torturowano niemal do śmierci, choć nadal żyli. Jednak oni nie narzekali i nie porzucili swojego obowiązku. Do śmierci byli posłuszni i własnym życiem zaświadczali o czynach Boga i Jego wielkiej potędze, upokarzając diabła szatana. Oni nie umarli, bo zrobili coś złego, lecz złożyli świadectwo tego, że Pan Jezus jest Panem stworzenia oraz o imieniu Boga. Własnym życiem zapłacili za szerzenie ewangelii i niesienie świadectwa o Bogu. To się liczy najbardziej. Oni spełnili swój obowiązek. Bóg pochwala takie istoty stworzone i choć ich ciała umarły, ich dusze są w Jego rękach i zarządzane przez Niego. Zastanowiłem się też nad sobą. Gdy groziła mi śmierć, bałem się i nie chciałem iść głosić ewangelii. Ciągle myślałem o swoim własnym bezpieczeństwie – kochałem tylko swoje życie. Sądziłem, że mogę rządzić własnym losem i jeśli nie pójdę nauczać, nie narażę się na niebezpieczeństwo lub śmierć. Ale teraz wiem, że nie byłbym bezpieczny tylko dlatego, że nie poszedłem. Postawiono mnie na straży, co jest przecież niebezpieczne, i groził mi atak wroga. Poza tym, kiedy szliśmy po wodę lub kupić coś od tubylców, też się narażaliśmy. W każdej chwili mogły nas dopaść wrogie siły. Ja sam nie miałem kontroli nad swoim życiem. To, czy wróg by mnie pochwycił, czy nie, było w rękach Boga. Gdyby On na to nie zezwolił, nie zostałbym schwytany, nawet gdybym nauczał. Gdyby Bóg na coś takiego pozwolił, mógłbym wpaść w zasadzkę wroga i trafić w jego ręce, nawet gdybym nie nauczał. Jako istota stworzona powinienem poddać się zarządzeniom i planom Boga. Cokolwiek się stanie, muszę nadal głosić ewangelię i wypełniać swój obowiązek. Jeśli będę się chwytał każdej wymówki, by nie głosić ewangelii i nie świadczyć o Bogu, nie wypełniając swojego obowiązku, to moje ciało będzie żyło, ale dla Boga przestanę być przydatną istotą stworzoną, więc będę wieść żywot bezsensowny. W końcu Bóg by mnie wyrzucił i nie dostąpiłbym zbawienia. Na linii frontu nauczanie w osadach było niebezpieczne, ale należało zanieść ewangelię Bożą szerszemu gronu ludzi, więc nie mogłem kurczowo trzymać się życia, lecz stawić czoło śmierci a jeśli trzeba, dalsze nauczanie opłacić własnym życiem i spełnić swój obowiązek. To jest świadectwo i spełnienie obowiązku. Pojąłem też, że jestem stworzeniem Bożym, wyznawcą Boga. Choćbym był w bardzo groźnej sytuacji, głoszenie ewangelii to moja misja. Muszę spełnić ten obowiązek. Nigdy nie mogę przestać tego robić. Później dwaj inni bracia Nicholas i Arthur zgodzili się iść nauczać ze mną.

Raz poszliśmy do osady i dziesięć osób przyszło nas posłuchać. Rozmawialiśmy z nimi o tym, jak zyskać ochronę wśród katastrof: „Liczba i skala katastrof stale rosną. Na przykład tak jak tutaj, gdzie ciągle szaleje wojna, a wodę skaziła krew. A do tego dochodzi pandemia… Kto może nas ocalić od tych wszystkich katastrof? Zbawi nas tylko Zbawiciel, jedyny prawdziwy Bóg, który stworzył niebo i ziemię, i wszystko”. Puściliśmy im też kilka nagrania z kazań i rozmawialiśmy o tym, dlaczego ludzie się rodzą, starzeją, chorują i umierają, jak zyskać ochronę Bożą wśród klęsk, jak szatan psuje ludzi i jak Bóg dokonuje dzieła zbawienia. Słuchali też fragmentów słów Boga Wszechmogącego: „Oto fakty: zanim powstała ziemia, archanioł był najwyższym z aniołów w niebie. Sprawował tam jurysdykcję nad wszystkimi aniołami. Była to władza przyznana mu przez Boga. Z wyjątkiem Boga był on najpotężniejszym z aniołów w niebie. Później, po tym, jak Bóg stworzył ludzkość, archanioł dopuścił się na ziemi jeszcze większej zdrady wobec Niego. Mówię, że zdradził Boga, ponieważ chciał zarządzać ludzkością i posiadać władzę przewyższającą władzę Boga. To archanioł skusił Ewę do grzechu. Uczynił to, ponieważ chciał ustanowić na ziemi swoje królestwo i sprawić, by ludzkość zdradziła Boga, a zamiast tego była posłuszna archaniołowi. Archanioł widział, że wiele istot może mu być posłusznych – aniołowie, jak również ludzie na ziemi. Ptaki i zwierzęta, drzewa, lasy, góry, rzeki i wszelkie rzeczy na ziemi znajdowały się pod opieką ludzi – czyli Adama i Ewy – podczas gdy Adam i Ewa byli posłuszni archaniołowi. Dlatego zapragnął on posiąść władzę przewyższającą władzę Boga i zdradzić Go. W późniejszym czasie poprowadził wielu aniołów do zdrady Boga, a anioły te przeistoczyły się następnie w różne rodzaje duchów nieczystych. Czyż rozwój ludzkości po dzień dzisiejszy nie wynika ze skażenia przez archanioła? Ludzie są dzisiaj tacy, jacy są, tylko dlatego, że archanioł zdradził Boga i zdeprawował ich(Powinieneś wiedzieć, jak cała ludzkość rozwijała się aż po dzień dzisiejszy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Przede wszystkim ludzie muszą zrozumieć, skąd bierze się ból narodzin, starości, choroby i śmierci przenikający całe ich życie i dlaczego człowiek musi znosić te cierpienia. Czy te rzeczy nie istniały już wtedy, kiedy człowiek został stworzony? Skąd wzięły się te cierpienia? Pojawiły się, gdy człowiek został skuszony i skażony przez szatana, po czym nastąpiła jego degeneracja. Ból, kłopoty i pustka ludzkiego ciała oraz wszelkie nieszczęścia ludzkiego świata – wszystko to pojawiło się po tym, jak szatan zdeprawował człowieka. Kiedy człowiek został skażony przez szatana, szatan zaczął go dręczyć, przez co człowiek upadał coraz niżej, jego choroba stawała się coraz poważniejsza, jego cierpienie coraz większe, a on sam coraz mocniej odczuwał, że świat jest pusty i nieszczęśliwy, że nie sposób w nim przetrwać, że życie w tym świecie jest coraz bardziej beznadziejne. Zatem cały ten ból został sprowadzony na człowieka przez szatana i pojawił się po tam, jak szatan zepsuł człowieka, który przez to się zdegenerował(Znaczenie tego, że Bóg zakosztował doczesnych cierpień, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Wszelkiego rodzaju katastrofy spadną jedna po drugiej; wszystkie narody i miejsca doświadczą nieszczęść: zaraza, głód, powódź, susza i trzęsienia ziemi są wszędzie. Te katastrofy nie zdarzają się tylko w jednym lub dwóch miejscach, ani też nie ustaną w ciągu jednego lub dwóch dni; przeciwnie, będą obejmować coraz większe obszary i będą coraz bardziej dotkliwe. W tym czasie jedna po drugiej występować będą wszelkiego rodzaju plagi insektów i rozpowszechni się zjawisko kanibalizmu. Oto Mój sąd nad wszystkimi narodami i ludami(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 65, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po wysłuchaniu tych słów uznali, że są one wspaniałe. Niektórzy mówili: „Nigdy nie słyszeliśmy takich słów. Są cudowne, bardzo poruszające”. Z kolei inni: „Dziękujemy bardzo, że przynieśliście nam ewangelię i pozwoliliście usłyszeć głos Boga”. A jeszcze inni: „Wróćcie później do nas”. Te dziesięć osób wysłuchawszy nas, przyjęło ewangelię. Powiedziałem, że wrócimy tego wieczoru i żeby przyprowadzili krewnych i znajomych ze sobą. Wieczorem przyszło kolejne dwanaście osób. Posłuchali nagrań kazań i słów Bożych i wszyscy przyjęli ewangelię oraz obiecali, że jeśli będą mieli czas, będą przychodzić wieczorami, by słuchać. Czułem radość. Od tej pory nauczaliśmy w ciągu dnia, gdy tylko mieliśmy czas, a wieczorem podlewaliśmy ludzi. Potem przekradaliśmy się do swojego obozu. Prawie miesiąc później ci ludzie spotykali się sumiennie i z zaangażowaniem. Przyprowadzali też innych na kazania. Coraz więcej ludzi przyjmowało ewangelię. Widząc takie efekty, byłem szczęśliwy i bardzo poruszony. To, że zdołałem głosić ewangelię na froncie i zaprowadzić tych cywili przed oblicze Boga, zawdzięczałem Jego przewodnictwu. Czułem wewnętrzny spokój.

Pewnego wieczoru poszedłem do osady podlewać nowych wierzących. Gdy wracałem, natknąłem się na dowódcę kompanii na patrolu z noktowizorami. Zobaczył mnie i uznał, że wróg szykuje zasadzkę na nich, więc zebrał żołnierzy, żeby mnie schwytali. Już mieli strzelać, ale zacząłem krzyczeć. Brat Shawn mnie rozpoznał. Gdyby nie to, otworzyliby ogień. Następnego dnia brat Shawn powiedział mi: „Wczoraj prawie cię zastrzeliliśmy. Dobrze, że rozpoznałem twój głos”. Poruszyły mnie te słowa i pomodliłem się, by podziękować Bogu za opiekę. Pomyślałem o czymś w słowach Bożych: „Serce i duch człowieka są w ręku Boga; Bóg dostrzega też wszystko, co dzieje się w ludzkim życiu. Bez względu na to, czy w to wierzysz czy nie, wszystkie bez wyjątku rzeczy, tak żywe, jak i martwe, będą przemieszczać się, zmieniać, odnawiać i znikać zgodnie z Bożym zamysłem. W ten właśnie sposób Bóg sprawuje władzę nad wszystkimi rzeczami(Bóg jest źródłem ludzkiego życia, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Zrozumiałem, że Bóg rządzi i zarządza wszystkim. Serca i duchy ludzkie są w Jego rękach. Zarówno rzeczy żywe, jak i martwe poruszają się i zmieniają tak, jak nakazują Jego myśli. Tym, czy przeżyjemy, czy umrzemy, również On rządzi. Fakt, że żołnierze nie strzelili do mnie poprzedniej nocy, też był dziełem rąk Bożych. Spotkanie z bratem Shawnem było przejawem suwerenności Boga. Tylko dlatego, że ten brat rozpoznał mój głos, żołnierze nie strzelili. To wszystko zaaranżował Bóg. Byłem bardzo wdzięczny Bogu i poruszony. Wyczuwałem, że Bóg mnie chroni i miłuje, i widziałem, jak wspaniałe były Jego czyny. Potem ci dwaj bracia i ja chodziliśmy do osady, by głosić ewangelię. Podzieliliśmy się ewangelią z pięćdziesięcioma siedmioma osobami i wszystkie one stały się członkami kościoła. Byłem wdzięczny Bogu za przewodnictwo.

Po jakimś czasie zakończyliśmy głoszenie ewangelii w tej okolicy i zacząłem się wtedy zastanawiać, gdzie teraz iść. Okazało się, że tego samego dnia nasza jednostka została przeniesiona w pobliże dwóch innych wiosek. Byłem szczęśliwy, że będę mógł głosić ewangelię w nowym miejscu. W tej osadzie też było bardzo niebezpiecznie, bo siły wroga mogły zaatakować w każdej chwili. Tuż po przyjeździe znaleźliśmy minę. Trochę się bałem, że wrogowie będą udawać cywilów i wyrosną przed nami ni stąd, ni zowąd. Gdybyśmy byli w małej grupie albo sami, nieuzbrojeni i natknęlibyśmy się na nich, z pewnością zabiliby nas lub pojmali. Ale po doświadczeniach w poprzednim miejscu, gdzie widziałem cudowne czyny Boga, wiedziałem, że szerzenie ewangelii było moim obowiązkiem. Cokolwiek by się działo, musiałem go spełnić. Z tą myślą nie czułem się już stłamszony i szedłem głosić ewangelię, kiedy tylko mogłem. Do wiosek chodziliśmy uzbrojeni, bo nie zamierzaliśmy być nieostrożni. Zaczęliśmy nauczać ewangelii od zastępcy zarządcy w wiosce oraz jego żony i matki. Puściliśmy im nagrania kazań. Mówiły one o tym, że na początku Bóg stworzył niebo i ziemię, i wszystko inne, o tym, że ludzkość była psuta, oraz o klęskach i wojnach w dniach ostatecznych, które są znakiem nadejścia Pana. Pan Jezus już powrócił w ciele, by zbawić ludzkość. To Chrystus dni ostatecznych, Bóg Wszechmogący. Wyraża On prawdę i dokonuje dzieła osądzania w dniach ostatecznych, by oczyścić i zbawić ludzi, żebyśmy uwolnili się od zła i katastrof. Dostąpimy zbawienia i wejdziemy do królestwa niebieskiego, jeśli staniemy przed Bogiem Wszechmogącym. Wysłuchali tego świadectwa i uznali je za wspaniałe. Zastępca zarządcy powiedział: „Wezmę notes i zapiszę to, co powiedziałeś, żeby potem jeszcze raz to przeczytać”. Odparłem: „Nie martw się o to, wrócimy tu jutro. Czy możesz zaprosić inne osoby na spotkanie?”. Odpowiedział: „To, co mówisz, jest wspaniałe i słuszne. Jestem zastępcą zarządcy, więc powinienem zebrać mieszkańców, żeby posłuchali”. Następnego dnia przyprowadził inne osoby na nasze kazanie. W sumie dziewięćdziesiąt cztery osoby z tych wiosek przyjęły dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Byłem bardzo wdzięczny Bogu, że mnie tam wysłał i mogłem nauczać i spełnić swój obowiązek. Bóg mnie wywyższył. Czułem ogromną wdzięczność.

Dzięki tym wydarzeniom osobiście przekonałem się, że Bóg rządzi losem ludzkim, a nasze życie i śmierć są w Jego rękach. Moje zrozumienie wszechmocy i suwerenności Boga nabrało praktycznego wymiaru. Zanim znalazłem się na linii frontu, wiedziałem, że niebezpiecznie jest być żołnierzem, więc w modlitwie składałem życie i śmierć w ręce Boga. Ale dopiero gdy tam byłem, dowiedziałem się, jak słaba była moja wiara. Za każdym razem, gdy coś mi groziło, bałem się i brakowało mi wiary. Słowa Boga wspierały mnie i prowadziły, dodając mi wiary i siły. Tylko dlatego nie porzuciłem swojego obowiązku. Byłem wdzięczny Bogu za to, że pozwolił mi tego doświadczyć. Gdziekolwiek będę w przyszłości, cokolwiek będzie mi zagrażać, głoszenie ewangelii jest moją życiową misją. Muszę wierzyć w Boga, oddać mu swoje serce i spełniać obowiązek istoty stworzonej. Dzięki Bogu Wszechmogącemu!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Wytrwałość w obowiązkach

Autorstwa Yangmu, Korea Południowa Kiedyś czułam wielką zazdrość, widząc, jak bracia i siostry występują, śpiewają i tańczą, chwaląc Boga....

Połącz się z nami w Messengerze