Jak traktować życzliwość rodziców

27 sierpnia 2024

Autorstwa Jian Xi, Chiny

Gdy byłam młoda, miałam słaby organizm i często chorowałam. Czasem rodzice zawozili mnie pędem do kliniki w środku nocy. Pukali do drzwi domu lekarza późną porą i bez względu na to, jaka niechęć przebijała z jego tonu głosu i postawy, moi rodzice zawsze dzielnie to znosili. Wszystko po to, żeby szybko się mną zajęto. W obawie, że mi się pogorszy, rodzice czuwali w nocy i opiekowali się mną. Kiedy podrosłam i każdego dnia widziałam rodziców wyczerpanych po pracy, było mi ich żal. Ale oni stale mi powtarzali: „Musimy zarabiać więcej, żeby zapewnić ci lepsze życie i żeby kupić ci to, co będziesz chciała”. Myślałam o tym, że rodzice tyle dla mnie zrobili, i postanowiłam być dla nich oddaną córką i nie pozwalać im się przemęczać. Gdy rodzice byli w pracy, sprzątałam dom i uczyłam się robić pranie i gotować. Ilekroć rodzice wracali do domu i widzieli, że panuje idealny porządek, byli bardzo zadowoleni i mówili: „Nie wychowaliśmy tego dziecka na darmo!”. Słysząc te słowa, czułam się bardzo szczęśliwa. Myślałam, że warto było choć trochę ułatwić życie rodzicom i że przyda im się dodatkowy czas na odpoczynek.

Później cała nasza trójka uwierzyła w Boga i udałam się w inne miejsce, aby wykonywać swój obowiązek. Matka bardzo mnie wspierała w moim postanowieniu, by wziąć na siebie obowiązek, a ojciec, choć nie był z tego aż tak zadowolony, uszanował mój wybór. Potem okoliczności stawały się coraz bardziej niesprzyjające, wielu braci i wiele sióstr aresztowano podczas wykonywania obowiązków. Pewnego razu, gdy wróciłam do domu, ojciec powiedział do mnie z niepokojem: „Wychowywaliśmy cię przez długie lata i nigdy nie oczekiwaliśmy, że będziesz miała jakąś wspaniałą przyszłość; po prostu chcemy, żebyś była przy nas. Ale ty opuściłaś dom, żeby wykonywać swój obowiązek, i nie widujemy cię, kiedy chcemy. Okoliczności są teraz mało sprzyjające; jeśli zostaniesz aresztowana, co ja zrobię? Co stanie się z twoją przyszłością?”. Słowa ojca bardzo mnie zaskoczyły. Jak on mógł coś takiego powiedzieć? Gdybym porzuciła obowiązki z obawy przed aresztowaniem, to czy nie zdradziłabym Boga i nie stała się dezerterem? Z powagą w głosie powiedziałam ojcu: „Tato, nie powinieneś powstrzymywać mnie od wykonywania obowiązku. Jestem teraz dorosła i dobrze przemyślałam swoją decyzję o opuszczeniu domu i podjęciu się obowiązku. Powinieneś mnie wspierać!”. Rozzłościł się i powiedział: „Wychowywałem cię przez te wszystkie lata, a ty po prostu sobie odchodzisz. Teraz już mam jasność. Wychowałem niewdzięczną szelmę!”. Bardzo mnie te słowa zabolały i nie mogłam powstrzymać łez napływających mi do oczu. Myślałam o tym, jak chorowałam w dzieciństwie, jak ojciec trzymał mnie w ramionach całą noc, nie zmrużył oka, żeby tylko dobrze się mną zaopiekować, o tym, jak rodzice ciężko pracowali, żeby zapewnić mi lepsze życie. Teraz nie byłam dla nich oddaną córką, a nawet nie pozostałam przy ich boku. W ogóle nie wypełniałam powinności córki. Patrząc na ojca odwracającego się w gniewie, czułam się winna; Chciałam być z rodzicami, spędzać z nimi więcej czasu. Ale pomyślałam też wtedy o Bogu. W czasie, gdy w Niego nie wierzyłam, często czułam pustkę, nie wiedziałam, dlaczego istnieję na tym świecie. Gdy już uwierzyłam w Boga, to czytając Jego słowa zrozumiałam, że to Bóg stworzył ludzi i że to Bóg obdarzył mnie tym tchnieniem. Mam swoją misję na tym świecie. Dopiero wtedy odkryłam wartość swojej egzystencji i nie czułam już pustki ani zagubienia. Zaznawszy tak wielkiej miłości od Boga, nie mogłam być kimś pozbawionym sumienia i nie mogłam porzucić swojego obowiązku. Wtedy zyskałam siłę, by przeciwstawić się swojemu ciału, i kontynuowałam wykonywanie obowiązku.

W dwa tysiące dziewiętnastym roku aresztowania mnie podczas wykonywania obowiązków. Na przesłuchanie w areszcie policja przyprowadziła mojego wujka, powiedzieli, że to mój biologiczny ojciec. Kazali mi od razu opisać sytuację kościoła, żebym mogła wrócić do domu, do moich biologicznych rodziców. Nic nie powiedziałam. Na koniec wujek zapłacił za wypuszczenie mnie na wolność. Policja podejrzewała, że to moi rodzice nakłonili mnie do wiary w Boga, więc nie pozwolono mi pójść do domu ani kontaktować się z nimi. Zgodzili się, żeby wujek zabrał mnie w inne miejsce. Ponieważ zapłacił za mnie kaucję, policja zastraszała go przez telefon niemal codziennie. Wujek wierzył plotkom rozsiewanym przez Komunistyczną Partię i chciał, żebym wyrzekła się wiary w Boga. Powiedział: „Jesteś już dorosła, powinnaś mieć lepsze rozeznanie. Twoja matka i ja nie możemy znosić takiego nękania i to samo tyczy się twoich rodziców adopcyjnych. Ponieważ wierzysz w Boga, policja napastuje nas każdego dnia. Jestem już stary. Gdy policja dała mi upomnienie, ze wstydem wstawiłem się za tobą. Czy ty wiesz, jakie to dla mnie trudne?”. Widząc, że mój biologiczny ojciec i rodzice adopcyjni zostali wplątani w moje sprawy, bardzo cierpiałam. W starożytności ludzie mawiali: „Synowskie oddanie jest najważniejszą z cnót”. Wszystkie dzieci powinny być oddane swoim rodzicom i nie przysparzać im zmartwień. Moi rodzice adopcyjni wychowywali mnie przez te wszystkie lata, a moi biologiczni rodzice zostali szantażem zmuszeni, żeby wpłacić za mnie kaucję w wysokości stu czterdziestu tysięcy juanów. Miałam wielkie poczucie winy. Wcześniej wykonywałam obowiązki i nie mogłam być przy nich i się o nich zatroszczyć, teraz mnie aresztowano za wiarę w Boga i wplątałam ich w moje cierpienia. Nie postępowałam tak, jak przystoi dziecku; byłam dla nich tylko obciążeniem. Im więcej o tym myślałam, tym gorzej się z tym czułam, i pomyślałam nawet: „Czy to prawda, że kłopoty mojej rodziny skończą się dopiero wtedy, gdy porzucę wiarę w Boga? Czy to prawda, że tylko jeśli umrę, policja zrezygnuje z obserwacji mojej rodziny i moi rodzice nie będą już prześladowani i upokarzani?”. Czułam się straszliwie tym przytłoczona. Wiedziałam, że naszły mnie myśli, żeby zdradzić Boga, wiedziałam też, ile Mu zawdzięczam, ale myśląc o tym, jak moi adopcyjni i biologiczni rodzice zostali uwikłani w moje kłopoty, czułam się winna. Byłam w rozterce i nie mogłam się uspokoić.

Wujek i ciotka zmusili mnie do podjęcia pracy, żeby odciągnąć mnie od wiary w Boga. Na ich prośbę ludzie, z którymi pracowałam, bacznie mnie obserwowali, a jeśli wracałam do domu później, wujek z ciotką przepytywali mnie: „Gdzie byłaś? Z kim się spotkałaś?”. Ciotka nawet padła na kolana i błagała, a także odmawiała sobie jedzenia, żeby wymusić na mnie wyparcie się wiary w Boga. Ta sytuacja doprowadziła do mojego załamania nerwowego. Czułam, że w tym domu byłam zniewolona i nie miałam żadnych praw. Czułam się tak, jak gdyby ktoś ściskał mnie za gardło, nie mogłam złapać oddechu. Chciałam się im sprzeciwić i postawić: „Czemu tak mnie traktujecie tylko dlatego, że wierzę w Boga?”. Ale jak tylko pomyślałam o tym, że przeze mnie mieli kłopoty i musieli wyłożyć tyle pieniędzy, opór w moim sercu topniał. Zamiast tego myślałam, że nie mam dla nich należytego oddania, że nie mieli wyjścia i musieli mnie tak traktować oraz że rodzic ma zawsze rację. Zwłaszcza kiedy myślałam o tym, że nie byłam przy ich boku i nie okazywałam im należnego szacunku przez te kilka lat, jeszcze bardziej czułam, że ich zawiodłam. W tym okresie wyczerpałam wszelkie sposoby odwdzięczenia się rodzicom. Kupowałam im produkty zdrowotne, zajmowałam się domem, robiłam, co mogłam, żeby pracować i zarabiać pieniądze. Z radością codziennie znosiłam trudy pracy po godzinach do późnego wieczora. Chciałam zarabiać więcej i przysparzać im trochę więcej radości. Nim się obejrzałam, oddaliłam się od Boga.

Po jakimś czasie zatelefonowali z policji i powiedzieli, że przyjadą mnie zabrać, bo chcieli się czegoś dowiedzieć o sytuacji kościoła. Wiedziałam, że jeśli dalej będę siedzieć w domu, to mogą mnie aresztować, ale pomyślałam też, że jeśli odejdę, to nie wiadomo, kiedy będę mogła wrócić. Poza tym, gdyby policja mnie nie znalazła, to czy zabraliby zamiast mnie moich rodziców, wujka i ciotkę? Gdyby tak się stało, byłby to z mojej strony brak czci dla rodziców. Mogłam myśleć tylko o tym, co powiedzieli rodzice: Moja ciotka chciała, żebym z nią została, chciała mieć dobrą rodzinę. Wujek powiedział, że jestem osobą dorosłą i rozsądną i że powinnam się o nich zatroszczyć. Mój ojciec powiedział, że oczekuje ode mnie szacunku należnego rodzicom i nie chce, żeby dziecko, które wychował, okazało się niewdzięcznikiem. Czułam w tamtym momencie, że tracę grunt pod nogami. Pomodliłam się do Boga: „Boże, skoro policja ma zamiar mnie zatrzymać, nie mogę zostać w domu. Ale gdybym odeszła, to byłby brak czci dla rodziców i brak sumienia. Straszliwie cierpię. Boże, co mam wybrać? Proszę, poprowadź mnie!”. Po modlitwie przypomniał mi się fragment słów Bożych. „Gdyby nie zamysł Stwórcy i Jego przewodnictwo, nowo narodzone na tym świecie życie nie wiedziałoby, gdzie iść albo gdzie zostać, nie miałoby żadnych krewnych, nigdzie by nie należało ani nie miałoby prawdziwego domu. Jednak dzięki skrupulatnym przygotowaniom Stwórcy owo nowe życie ma miejsce, gdzie może się zatrzymać, ma rodziców, miejsce, do którego przynależy, i ma krewnych, i z tego właśnie miejsca życie rozpoczyna swoją podróż. W trakcie tego procesu materializacja tego nowego życia jest określona przez plany Stwórcy i wszystko co przyjdzie mu posiąść, jest mu dane przez Stwórcę. Z bezwolnie unoszącego się ciała, które nie ma niczego, stopniowo staje się widzialnym ciałem z krwi i kości, namacalnym człowiekiem, jednym ze stworzeń Bożych, które myśli, oddycha oraz odczuwa ciepło i zimno; które jest w stanie uczestniczyć we wszystkich zwykłych czynnościach istoty stworzonej w materialnym świecie i doznawać wszystkiego, czego musi doświadczyć w życiu stworzony człowiek. Określenie z góry przez Stwórcę narodzin człowieka oznacza, że obdarzy On go wszystkim, co potrzebne do przetrwania, tak więc fakt narodzin człowieka oznacza, że otrzyma on od Stwórcy wszystko, co konieczne do przetrwania, że od tej pory będzie żył w innej formie, danej mu przez Stwórcę i podlegającej Jego suwerenności(Sam Bóg, Jedyny III, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Dzięki słowom Bożym zrozumiałam, że jestem tylko samotnym, dryfującym ciałem. To Bóg wyznaczył mi rodzinę i rodziców; to On miał nad tym władzę. Ale przyszłam na ten świat nie tylko po to, by cieszyć się ciepłem rodzinnym i okazywać rodzicom szacunek i oddanie, ale bardziej po to, by wziąć na siebie odpowiedzialność i przyjąć misję istoty stworzonej. Myślałam o tym, żeby porzucić obowiązki i w ten sposób zadowolić rodziców. Nie tego chciał ode mnie Bóg. Bóg zaopatrzył mnie we wszystko; nie mogłam porzucić obowiązku, nie mogłam Go zdradzić. Opuściłam dom, żeby objąć swój obowiązek.

Wkrótce dowiedziałam się, że policja, nie mogąc mnie znaleźć, aresztowała mojego wujka. Dali do zrozumienia, że wypuszczą go tylko wtedy, kiedy ja wrócę. Zrobiło mi się słabo i pomyślałam, że mam u wujka dług. Bardzo chciałam wrócić i zająć jego miejsce w areszcie. Nie byłam w nastroju do wykonywania obowiązku i w myślach wciąż nawiedzały mnie twarze i głosy moich najbliższych. To ja sprowadziłam na nich nieszczęście, myślałam zwłaszcza o aresztowanym wujku; nie wiedziałam, jak policja go potraktuje. Czy będą go bić? Każda myśl potęgowała ból, w głębi serca modliłam się do Boga: „Boże, znalazłam się dziś w obliczu takich okoliczności i nie wiem, jak mam ich doświadczać. Moje serce cierpi, nie mam zapału do wykonywania obowiązku. Nie chcę dłużej trwać w takim stanie. Boże, co powinnam zrobić? Błagam Cię, poprowadź mnie, bym odmieniła swój stan”. Po modlitwie przeczytałam fragment słów Bożych: „Niektórzy ludzie porzucają rodzinę dla wiary w Boga i wykonywania swoich obowiązków. Stają się przez to rozpoznawalni, a rząd często rewiduje ich domy i nęka ich rodziców, a nawet zastrasza ich, żeby tylko ich wydali. Wszyscy sąsiedzi mówią o nich: »Ten człowiek nie ma sumienia. Nie dba o leciwych rodziców. Nie tylko nie jest im oddany, lecz także przysparza rodzicom wielu problemów. To niekochające dziecko!«. Czy którekolwiek z tych słów jest zgodne z prawdą? (Nie). Czyż jednak w przekonaniu niewierzących one wszystkie nie są słuszne? Niewierzący są zdania, że taki ogląd sprawy jest jak najbardziej uzasadniony i rozsądny, zgodny z człowieczą etyką i standardami ludzkiego postępowania. Nieważne, jak wielu kwestii dotyczą owe standardy – choćby tego, jak okazywać rodzicom szacunek, jak opiekować się nimi na starość, jak zorganizować ich pogrzeb czy jak im się odwdzięczyć – i czy odpowiadają one prawdzie, w oczach niewierzących są to rzeczy pozytywne, pełne pozytywnej energii, słuszne i przez wszystkie grupy ludzi uznawane za niepodważalne. Niewierzący uważają, że ludzie powinni żyć zgodnie z tymi standardami, a ty musisz to wszystko czynić, by w ich sercach uchodzić za wystarczająco dobrego człowieka. Czy przed tym, jak uwierzyłeś w Boga i pojąłeś prawdę, nie ufałeś mocno, że takie postępowanie czyni cię dobrym człowiekiem? (Zgadza się). Co więcej, wykorzystywałeś te kwestie do tego, by oceniać samego siebie i się powściągać, oraz wymagałeś od siebie bycia kimś takim. Jeżeli chciałeś być dobrym człowiekiem, to z pewnością musiałeś uwzględnić w standardach swego postępowania następujące kwestie: jak okazywać rodzicom oddanie, jak sprawić, by mniej się zamartwiali, przynieść im zaszczyt i uznanie oraz okryć przodków chwałą. Takie standardy i cel postępowania nosiłeś w swoim sercu. Jednakże po wysłuchaniu słów Boga i Jego kazań twój punkt widzenia zaczął się zmieniać i zrozumiałeś, że musisz porzucić wszystko, by wykonywać swój obowiązek jako istota stworzona, oraz że Bóg wymaga od ludzi, by postępowali w ten sposób. Zanim zyskałeś pewność, iż wykonywanie obowiązku istoty stworzonej jest prawdą, uważałeś, że należy okazywać rodzicom oddanie, ale jednocześnie czułeś powinność wykonywania obowiązku istoty stworzonej i odczuwałeś przez to wewnętrzny konflikt. Na drodze nieustannego podlewania Bożymi słowami i bycia przez nie prowadzonym stopniowo zacząłeś pojmować prawdę i właśnie wtedy zdałeś sobie sprawę, że wykonywanie obowiązków istoty stworzonej jest całkowicie naturalne i uzasadnione. Do dzisiaj wielu ludziom udało się przyjąć prawdę i zupełnie porzucić standardy postępowania wynikające z tradycyjnych człowieczych pojęć i wyobrażeń. Gdy całkowicie wyzbywasz się tych kwestii, to podążając za Bogiem i wykonując swój obowiązek istoty stworzonej, nie jesteś już dłużej skrępowany słowami osądu i potępienia ze strony niewierzących, i z łatwością możesz je odrzucić(Czym jest prawdorzeczywistość? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu słów Bożych byłam bardzo poruszona. Przez większość czasu osądzałam, co jest dobre, a co złe, kierując się standardem sumienia, lecz to nie jest w zgodzie z prawdą. Moje życie pochodzi od Boga; to Bóg sprowadził moją duszę na ten świat, wyznaczył mi rodzinę i rodziców, wybrał mnie, abym przyjęła Jego zbawienie w dniach ostatecznych, i dał mi sposobność wykonywania mojego obowiązku istoty stworzonej. To jest miłość i łaska Boga. Ale ponieważ mój wujek został pojmany przez policję, myślałam, że to nieszczęście spadło na moją rodzinę z powodu mojej wiary w Boga, i chciałam porzucić obowiązek oraz zdradzić Boga. Jaka ja byłam głupia! Aż do dziś dnia wszystko, czemu poddawana była moja rodzina, spowodował demon, Komunistyczna Partia. Partia sprzeciwiała się Bogu i prześladowała chrześcijan, nękała moją rodzinę i aresztowała wujka, sprawiła, że moi rodzice nie mogli liczyć na choćby jeden dzień spokoju. Komunistyczna Partia była prawdziwym winowajcą! Ale ja nie Partię darzyłam nienawiścią, tylko myślałam, że to moja wiara w Boga wpakowała moją rodzinę w kłopoty. Nie umiałam odróżnić dobra od zła. W końcu zrozumiałam, że to zupełnie naturalne i uzasadnione, iż podążam za Bogiem i wykonuję swój obowiązek. Takie sumienie i taki rozum ludzie powinni posiadać! Na myśl przyszedł mi inny fragment słów Bożych: „Ilość cierpienia, jakie jednostka musi znieść, i dystans, jaki musi pokonać na swojej ścieżce, są wyznaczone przez Boga i nikt tak naprawdę nie może pomóc nikomu innemu(Ścieżka… (6), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Bez względu na to, czy ktoś wierzy w Boga, czy nie, życie każdego jest w rękach Boga, On ma władzę i kontrolę nad każdym życiem. Bóg z góry przesądził o tym, ile każdy z nas będzie cierpieć, i nie jesteśmy w stanie tego zmienić. Moi rodzice bilogiczni i adopcyjni też są w rękach Boga; powinnam Jemu ich powierzyć. Potem w milczeniu pomodliłam się do Boga, pragnąc wszystko Mu powierzyć i podporządkować się Jego zarządzeniom. Potem rzuciłam się w wir obowiązków.

Przeczytałam też fragment słów Bożych, które pomogły mi lepiej zrozumieć własny stan. Bóg Wszechmogący mówi: „Z powodu uwarunkowań tradycyjnej kultury chińskiej, zgodnie ze swoimi tradycyjnymi pojęciami Chińczycy wierzą, że każdy jest zobowiązany do synowskiej nabożności względem swoich rodziców. Osoba, która tego obowiązku nie przestrzega, jest niegodnym dzieckiem. Takie idee wpaja się ludziom od dziecka, naucza się ich w praktycznie każdym domu, szkole i całym społeczeństwie. Kiedy ludzie mają głowy pełne takich twierdzeń, wówczas myślą: »Synowska nabożność jest najważniejsza. Jeśli jej nie przestrzegam, to nie będę dobrym człowiekiem – będę niegodnym dzieckiem i zostanę potępiony przez społeczeństwo. Będę osobą pozbawioną sumienia«. Czy taki pogląd jest właściwy? Ludzie widzieli tak wiele prawd wyrażonych przez Boga – czy Bóg wymagał, aby okazywali synowską nabożność swoim rodzicom? Czy jest to jedna z prawd, które wierzący w Boga muszą zrozumieć? Nie. Bóg jedynie omawiał niektóre zasady. Według jakiej zasady słowa Boże nakazują ludziom traktować innych? Kochajcie to, co kocha Bóg, i nienawidźcie, czego Bóg nienawidzi – oto zasada, której należy przestrzegać. Bóg kocha tych, którzy poszukują prawdy i są w stanie podążać za Jego wolą. Są to ludzie, których my również powinniśmy kochać. Ci, którzy nie są w stanie podążać za wolą Bożą, którzy nienawidzą Boga i buntują się przeciwko Niemu, to ludzie, których Bóg nienawidzi, i my także powinniśmy ich nienawidzić. O to Bóg prosi człowieka. Jeśli twoi rodzice nie wierzą w Boga, jeśli dobrze wiedzą, że wiara w Boga jest właściwą ścieżką i że może prowadzić do zbawienia, a jednak pozostają niewrażliwi, to nie ma wątpliwości, że są to ludzie, którzy czują niechęć do prawdy, którzy nienawidzą prawdy, i bez wątpienia są to ludzie, którzy sprzeciwiają się Bogu i Go nienawidzą – a Bóg naturalnie ich nienawidzi i gardzi nimi. Czy byłbyś w stanie brzydzić się takimi rodzicami? Sprzeciwiają się Bogu i znieważają Go – w takim przypadku z pewnością są demonami i szatanami. Czy ty jesteś w stanie nienawidzić ich i przeklinać? To są wszystko realne pytania. Gdyby twoi rodzice uniemożliwiali ci wiarę w Boga, jak powinieneś ich traktować? Bóg nakazuje ci kochać to, co Bóg kocha, i nienawidzić tego, czego Bóg nienawidzi. W Wieku Łaski Pan Jezus powiedział: »Któż jest moją matką i kto to są moi bracia?« »Kto bowiem wypełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie, ten jest moim bratem i siostrą, i matką«. Te słowa pojawiły się już w odległym Wieku Łaski, a teraz słowa Boga są jeszcze jaśniejsze: »Miłuj to, co miłuje Bóg, i miej w nienawiści to, czego On nienawidzi«. Słowa te trafiają prosto w sedno, lecz ludzie często nie są w stanie pojąć ich prawdziwego znaczenia. Jeśli ktoś zaprzecza Bogu i przeciwstawia się Mu, jest przeklęty przez Boga, ale jest twoim rodzicem lub krewnym, o ile wiesz, nie jest złym człowiekiem i traktuje cię dobrze, wtedy może się okazać, że nie jesteś w stanie nienawidzić tej osoby, możesz nawet pozostawać z nią w bliskim kontakcie i wasza relacja może pozostać niezmieniona. Słysząc, że Bóg nienawidzi takich ludzi, zmartwisz się, ale nie będziesz zdolny stanąć po stronie Boga i bezlitośnie odrzucić takiego kogoś. Przez cały czas jesteś ograniczany przez swoje uczucia i nie potrafisz w pełni się od nich wyzwolić. Jaki jest tego powód? Dzieje się tak, ponieważ twoje uczucia są zbyt silne i przeszkadzają ci one w praktykowaniu prawdy. Ta osoba jest dla ciebie dobra, więc nie potrafisz się zmusić, by jej nienawidzić. Mógłbyś ją znienawidzić tylko gdyby cię skrzywdziła. Czy ta nienawiść byłaby zgodna z prawdozasadami? Poza tym jesteś więźniem tradycyjnych pojęć i myślisz, że to twój rodzic albo krewny, więc gdybyś go znienawidził, zostałbyś wzgardzony przez społeczeństwo i oczerniony przez opinię publiczną, potępiony za brak uczuć synowskich, brak sumienia, a nawet brak człowieczeństwa. Sądzisz, że musiałbyś znieść boskie potępienie i karę. Nawet jeśli chcesz ich nienawidzić, twoje sumienie ci na to nie pozwala. Dlaczego twoje sumienie działa w ten sposób? Ponieważ od dziecka wpaja ci się pewien sposób myślenia, który jest odziedziczony od rodziny, przekazany wraz z wychowaniem przez rodziców, jest to również indoktrynacja tradycyjnej kultury. Ten sposób myślenia zakorzenił się bardzo głęboko w twoim sercu, dlatego błędnie wierzysz, że uczucia do rodziców są całkowicie naturalne i uzasadnione, że wszystko, co odziedziczyłeś po przodkach, zawsze jest dobre. Nauczyłeś się tego na samym początku i to dominujące przekonanie stanowi wielką przeszkodę oraz zaburza twoją wiarę i akceptację prawdy, uniemożliwiając ci wprowadzenie w życie Bożych słów, kochanie tego, co Bóg kocha i nienawidzenie tego, czego Bóg nienawidzi(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże pokazały mi, że szatan używa różnych sposobów, by deprawować ludzi. Na przykład, przewodnictwo rodziców, edukacja w szkołach i opinie ludzi wokół nas każą nam wierzyć, że skoro rodzice nas wychowali, to musimy im się odwdzięczyć za życzliwość, że w tym właśnie przejawia się człowieczeństwo i sumienie. Jeśli tak nie czynimy, nie mamy sumienia, nie darzymy rodziców szacunkiem i spotykamy się ze wzgardą. Od dzieciństwa wpajano mi te idee i przekonania, na przykład: „Synowskie oddanie jest najważniejszą z cnót”, „Rodzic ma zawsze rację”, „Okazywanie szacunku i oddania rodzicom jest zupełnie naturalne i zasadne”. Ponieważ nosiłam w sobie te tradycyjne idee i przekonania, to gdy opuściłam dom, by wykonywać obowiązek, i nie mogłam zajmować się rodzicami, obwiniałam się i robiłam sobie wyrzuty. Nie byłam w nastroju do wykonywania obowiązku i żałowałam, że opuściłam dom, by się go podjąć. Gdy wujek wpłacił za mnie kaucję w wysokości stu czterdziestu tysięcy juanów i gdy dowiedziałam się, że policja go nękała i wsadziła do aresztu, myślałam, że napytałam biedy rodzinie i to wszystko z powodu mojej wiary w Boga. Chciałam porzucić obowiązek i zdradzić Boga, a nawet myślałam o tym, żeby odebrać sobie życie. Wujek i ciotka ograniczyli moją swobodę i kontrolowali, dokąd chodzę, żebym tylko przestała wierzyć w Boga. Ciotka rzuciła się nawet na kolana i odstawiła jedzenie, żeby wymusić na mnie porzucenie wiary w Boga. Straszliwie cierpiałam i czułam się uciemiężona. Ale nie śmiałam ani nie chciałam się im sprzeciwiać. Wierzyłam, że „Rodzic ma zawsze rację” i że jeśli jako ich dziecko narażam ich na takie trudności, do tego stopnia, że ciotka z błaganiem pada na kolana, to znaczy, że nie mam dla nich szacunku ani oddania. Choć wiedziałam wtedy, że okazując im posłuszeństwo i porzucając swój obowiązek, zdradzam Boga i że stracę swoją szansę na zyskanie prawdy, brakowało mi siły, by się im przeciwstawić. Choć nigdy nie powiedziałam, że przestanę wierzyć w Boga, moje zachowanie przez większą część roku wskazywało, że uległam szatanowi i tradycyjnemu myśleniu. Pozostały jedynie występki i skalanie; zdradzałam Boga raz za razem. Dostrzegłam jasno, że choć szacunek i oddanie okazywane rodzicom to coś pozytywnego, nie jest to przecież prawdą, bo takie podejście sprawiłoby, że brak byłoby mi zasad, a nawet nie byłabym w stanie odróżnić dobra od zła i tego, co słuszne, od tego, co niesłuszne. Wujek i ciotka próbowali wyperswadować mi wiarę w Boga, ukradkiem pozbawiając mnie wolności, i mówili bluźnierstwa o Bogu. Powiedzieli nawet, że póki żyją, póki jeszcze nie umarli, nie pozwolą mi wierzyć w Boga, że jeśli będę trwać przy Bogu, stracę rodzinę, a jeśli wybiorę rodzinę, to stracę Boga. Ich istota była wroga prawdzie i Bogu. Mój adopcyjny ojciec też stale stawał mi na drodze, odgrywając negatywną rolę pachołka szatana. Powinnam była się co do nich rozeznać, miłując to, co miłuje Bóg, i nienawidząc tego, czego On nienawidzi. Ale ja wierzyłam, że „Synowskie oddanie jest najważniejszą z cnót”, i to tradycyjnie myślenie kazało mi zbuntować się przeciw Bogu. Niemal porzuciłam swój obowiązek i zdradziłam Boga. Zrozumiałam, że idee i przekonania wpajane ludziom przez szatana są podstępami. Prowadzą ludzi na manowce i krzywdzą ich.

Potem przeczytałam ten fragment słów Bożych. „Jeśli chodzi o ludzi, bez względu na to, czy twoi rodzice sumiennie o ciebie dbali i otaczali cię wielką troską, w każdym razie wykonywali swoje obowiązki i wywiązywali się z odpowiedzialności. Bez względu na to, dlaczego cię wychowywali, to była ich odpowiedzialność – ponieważ wydali cię na świat, powinni wziąć za ciebie odpowiedzialność. Czy w związku z tym wszystko, co robili dla ciebie rodzice, można uważać za życzliwość? Nie można, zgadza się? (Nie można). To, że twoi rodzice wypełniali swoje obowiązki wobec ciebie, nie liczy się jako życzliwość, więc jeśli wypełniają swoje obowiązki względem jakichś kwiatów lub roślin, podlewają ją i nawożąc, czy liczy się to jako życzliwość? (Nie). Jest to jeszcze bardziej odległe od życzliwości. Kwiaty i rośliny rosną lepiej na zewnątrz – jeśli posadzone są w ziemi, to rozwijają się dzięki wiatrowi, słońcu i deszczowi. Nie rosną tak dobrze, gdy są w doniczce znajdującej się w pomieszczeniu, ale gdziekolwiek są, tam żyją, zgadza się? Bez względu na to, gdzie się znajdują, tak już zarządził Bóg. Ty jesteś żyjącą osobą, a Bóg bierze odpowiedzialność za każde życie, pozwalając mu trwać i przestrzegać prawa stosującego się do wszystkich istot stworzonych. Ale jako osoba żyjesz w środowisku, w którym wychowują cię rodzice, więc powinieneś dorastać i egzystować w tym środowisku. Twoje życie w tym środowisku w większej skali wynika z zarządzenia Boga, a w mniejszej z tego, że wychowują cię twoi rodzice, zgadza się? W każdym razie, wychowując cię, twoi rodzice wypełniają swój obowiązek i wywiązują się z odpowiedzialności. Wychowywanie cię aż do wkroczenia w dorosłość to ich obowiązek i odpowiedzialność, nie można tego nazwać życzliwością. Jeśli nie można tego nazwać życzliwością, to czyż nie jest to coś, z czego powinieneś korzystać? (Jest). Jest to twoje prawo, z którego powinieneś korzystać. Powinieneś być wychowywany przez rodziców, bo przed wejściem w dorosłość twoją rolą jest być dzieckiem, które jest wychowywane. Toteż twoi rodzice wywiązują się wobec ciebie z pewnej odpowiedzialności, a ty to po prostu przyjmujesz, ale nie otrzymujesz od nich tym samym żadnej łaski ani życzliwości. W przypadku każdej istoty żywej wydawanie na świat potomstwa i opiekowanie się nim, rozmnażanie się i wychowywanie kolejnego pokolenia to swego rodzaju odpowiedzialność. Na przykład, ptaki, krowy, owce, a nawet tygrysy muszą opiekować się swoim potomstwem po wydaniu go na świat. Nie ma istot żywych, które nie opiekują się swoim potomstwem. Możliwe, że istnieją jakieś wyjątki, ale nie ma ich wiele. Jest to naturalne zjawisko w egzystencji istot żywych, jest to ich instynkt i tego zachowania nie można przypisywać życzliwości. Chodzi tu o stosowanie się do prawa, które Stwórca ustanowił dla zwierząt i dla ludzkości. Dlatego fakt, że rodzice cię wychowali, nie jest z ich strony żadną życzliwością. Na tej podstawie można powiedzieć, że rodzice nie są twoimi wierzycielami. Wypełniają swoje obowiązki wobec ciebie. Bez względu na to, jaki wysiłek podejmują i ile wydają na ciebie pieniędzy, nie powinni oczekiwać od ciebie za to żadnej rekompensaty, bo to jest ich odpowiedzialność rodzicielska. Skoro jest to odpowiedzialność i obowiązek, powinni wychowywać cię za darmo, nie oczekując rekompensaty. Wychowując cię, twoi rodzice wypełniają swój obowiązek i powinni to robić bezpłatnie – nie powinna to być transakcja. Toteż nie musisz traktować swoich rodziców i swojej relacji z nimi opierając się na idei rekompensaty(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Dzięki tym słowom zrozumiałam, że gdy rodzice mają dzieci, wychowują je i otaczają sumienną troską, nie jest to życzliwość, ale ich odpowiedzialność i powinność jako rodziców. Tak, jak powiedział Bóg: jeśli ktoś przenosi kwiaty i trawę z zewnątrz do domu, to odpowiada za to, żeby dbać o nie, podlewać je i nawozić; to jest jego odpowiedzialność. Inny przykład to koty, psy i inne zwierzęta, które rozmnażają się i troszczą o swoje potomstwo, kierując się instynktem. Ludzie zachowują się tak samo wobec swoich dzieci. Gdy dziecko jest niepełnoletnie, jego wychowanie i opieka nad nim jest odpowiedzialnością i powinnością rodziców, wynika to też z instynktu, który Bóg dał ludziom. Dzieci nie są z tego powodu dłużnikami swoich rodziców. Zawsze uważałam, że sumienna opieka, jaką otaczali mnie rodzice adopcyjni, była życzliwością, za którą należy się odwdzięczyć, i że muszę także odwdzięczyć się wujkowi i ciotce, bo dzięki nim przyszłam na świat. Zrozumiałam jednak, że to tchnienie zostało mi dane przez Boga, a nie przez rodziców. Gdyby Bóg nie dał mi tego tchnienia, to nawet gdybym przyszła na ten świat za sprawą rodziców, urodziłabym się martwa. Rodzice mnie wychowali i się mną opiekowali, dając mi dobre środowisko do rozwoju. To powinni właśnie uczynić jako rodzice i to właśnie Bóg już z góry ustalił. W okresie dorastania to Bóg tak naprawdę opiekował się mną i mnie chronił. Kiedyś, po szkole, rozpędziłam się za bardzo na rowerze elektrycznym i nie mogłam się zatrzymać, znalazłam się między płytami betonowymi a dużą ciężarówką. Pojazd poruszał się z pełną prędkością i ja również musiałam jechać do przodu. Moja stopa zaklinowała się między ciężarówką a rowerem, ocierając się o krawędzie z obu stron. Gdy jezdnia się poszerzyła, mój rower w końcu stanął. Byłam kłębkiem nerwów. Wiele osób bardzo się zaniepokoiło i myślało, że uraz okaże się poważny. Ja też myślałam, że nie będę w stanie chodzić na tej stopie. Jakie było moje zdumienie, gdy zobaczyłam, że na moim ciele nie było nawet zadraśnięcia. Osobiście doświadczyłam tego, że Bóg mnie zawsze milcząco otacza opieką i ochroną. Gdy wujek i ciotka zapłacili sto czterdzieści tysięcy juanów, żeby mnie wyciągnąć z aresztu, myślałam, że większej życzliwości nie mogłabym otrzymać i że muszę się im odwdzięczyć. Teraz rozumiem, że choć zdawałoby się, iż to wujek i ciotka wyłożyli te pieniądze, na drugim planie to Bóg tym wszystkim zarządzał i sprawował władzę. W tamtym czasie wujek i ciotka zarabiali krocie, a przychodziło im to tak łatwo, że sami się dziwili. Kiedy teraz o tym pomyślę, to przecież gdyby Bóg nie pobłogosławił im w ten sposób, to skąd wzięliby pieniądze na kaucję? Przypomniałam sobie, że Bóg powiedział: „Jeśli ktoś zrobi dla nas coś dobrego, powinniśmy dziękować za to Bogu – w szczególności tyczy się to naszych rodziców, którzy nas urodzili i wychowali; wszystko to zostało zaplanowane przez Boga. Bóg sprawuje suwerenną władzę nad wszystkim, a człowiek jest tylko służebnym narzędziem(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Mogłoby się wydawać, że rodzice mnie wychowali i że wujek z ciotką wykupili mnie z aresztu. Ale z perspektywy prawdy o wszystkim tym zdecydował Bóg. Nie jestem im nic winna. Nie muszę poświęcać życia, żeby spłacić ten dług kosztem mojego zbawienia. Mogę im okazywać szacunek należny rodzicom, ale tylko na miarę moich możliwości. W sprzyjających okolicznościach i warunkach mogę dotrzymywać im towarzystwa i okazywać szacunek. Ale jeśli takich warunków nie ma, nie muszę sobie niczego wyrzucać. Muszę jedynie dobrze wypełniać swoje obowiązki. Gdybym porzuciła Boga i prawdę, aby okazać szacunek i oddanie rodzicom, to choć ludzie mówiliby, że jestem dobrą córką, przecież zdradziłabym Stwórcę, a to jest wielki bunt i brak człowieczeństwa! Tak naprawdę jeśli komuś coś byłam winna, to Bogu, a nie rodzicom. To Boża opieka i ochrona pozwoliły mi dotrwać aż do dziś; to Bogu powinnam najbardziej dziękować! Pomodliłam się zatem: „Boże, to, czego doświadczają moi rodzice i jak policja ich traktuje, jest w Twoich rękach. Ja niczego nie jestem w stanie zmienić, chcę powierzyć ich Tobie. Pragnę jedynie w spokoju spełniać powinność istoty stworzonej i należycie doświadczać Twojego dzieła”.

Odtąd czułam się spokojniejsza, jeśli chodzi o okoliczności, w jakich znajdowała się moja rodzina, i zaczęłam myśleć o tym, jak dobrze wykonywać swój obowiązek. Wkrótce nawiązałam kontakt z matką. Napisała do mnie list, dzieląc się swoim doświadczeniem. Po tym, co się stało, umocniła się w swoim postanowieniu, aby dążyć do prawdy, i przekazała mi, żebym nie martwiła się tym, co dzieje się w domu, i skupiła się na dążeniu do prawdy i wypełnianiu obowiązku. Napisała też, że policja, nie doczekawszy się mojego powrotu, uznała, że dalsze przetrzymywanie wujka jest bezcelowe, więc go wypuszczono. Opanowały mnie w tamtej chwili silne emocje. Uświadomiłam sobie z wielką jasnością, że okoliczności, jakie do tej pory napotykałam, kryły w sobie intencję Boga i że miały odmienić mój sposób postrzegania i oczyścić mnie z wewnętrznych nieczystości. To Bóg brał odpowiedzialność za moje życie!

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze