Powód, dla którego byłem tak zapracowany

24 lutego 2025

Autorstwa Stanley, Korea Południowa

Jestem liderem zespołu podlewającego w kościele. Kiedyś myślałem, że każdy, kto chce być wykwalifikowanym i kompetentnym liderem zespołu, musi brać wszystko na siebie, i tego samego wymagałem od siebie. Gdy tylko widziałem, że coś trzeba zrobić w naszym zespole, bez względu na to, jak duże czy małe to było zadanie, sam podejmowałem inicjatywę, by się tym zająć, włączając w to niektóre sprawy ogólne. Przejąłem nawet prace, które mogli wykonywać bracia i siostry, mówiąc wspaniałomyślnie: „Ja to zrobię, ty nie musisz”. Ilekroć tak się działo, miałem niewytłumaczalne poczucie dumy i przekonanie, że naprawdę jestem troskliwym i odpowiedzialnym liderem zespołu. Z czasem bracia i siostry zaczęli przychodzić do mnie, ilekroć mieli jakikolwiek problem. Mój przełożony chwalił mnie też za długie godziny spędzone na wykonywaniu obowiązków i za to, że potrafię znosić trudy i płacić cenę. Byłem bardzo zadowolony, gdy to słyszałem, ponieważ dzięki temu czułem się jak naprawdę kompetentny lider zespołu.

Później coraz więcej nowych wierzących przyjmowało dzieło Boże w dniach ostatecznych, a ja miałem o wiele więcej nowych osób do podlewania niż wcześniej. Oprócz codziennych zgromadzeń z nowymi wierzącymi, szkoliłem ich, ucząc, jak prowadzić zgromadzenia, jak szerzyć ewangelię i tak dalej. Mój harmonogram i tak był już bardzo napięty, a na dodatek bracia i siostry z mojego zespołu chcieli, abym wyrażał zgodę nawet na organizowanie zgromadzeń dla nowych wierzących. Mając tak wiele do zrobienia, często zajmowałem się takimi błahymi sprawami, co zakłócało mój harmonogram i sprawiało, że byłem zbyt zajęty, by znaleźć czas na ćwiczenia duchowe. Chociaż byłem bardzo zabiegany każdego dnia i nigdy nie próżnowałem, nie monitorowałem realizacji priorytetowych zadań. Często budziło to we mnie niepokój, ale nie wiedziałem, co z tym zrobić. Pewnego razu siostra, z którą współpracowałem, zapytała mnie: „Zawsze mówisz, że jesteś zajęty, ale co tak naprawdę robisz każdego dnia?”. Słysząc to pytanie, poczułem się bardzo urażony, że mi nie współczuła. Później, gdy bracia i siostry napotykali problemy z podlewaniem nowych wierzących i przychodzili do mnie, by o tym porozmawiać, narzekałem w duchu: „To jest podstawowa zasada, którą podlewający muszą opanować. Dlaczego przychodzicie do mnie z tak prostymi problemami? Czy nie możecie nauczyć się sami je rozwiązywać? A może wam się po prostu nie chce?”. Nie chciałem już dłużej zajmować się tymi sprawami i czułem, że bracia i siostry powinni się usamodzielnić. Ale później pomyślałem: „Jestem liderem zespołu. Jeśli nie zajmę się tymi problemami i zostawię je braciom i siostrom, czy nie podważy to mojej wartości jako lidera zespołu? Czy ktoś mógłby powiedzieć, że nie wywiązuję się ze swoich obowiązków i że się od nich uchylam? Jeśli przywódczyni się dowie, czy uzna, że jestem niekompetentny? Nieważne – jeśli jest to coś, co mogę zrobić sam, po prostu to zrobię”. Tak więc przez większość czasu sam wykonywałem całą pracę zespołu, od głównych zadań, takich jak organizowanie zgromadzeń i rozwiązywanie problemów nowych wierzących, do mniejszych, takich jak pomoc braciom i siostrom w przekazywaniu wiadomości i znajdowanie ludzi, którzy zajmą się ogólnymi sprawami. Pospiesznie robiłem te rzeczy, nawet jeśli tak naprawdę tego nie chciałem, aby nikt nie miał wątpliwości co do tego, że jestem liderem zespołu. Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo czasami czułem się wyczerpany, żonglując tak wieloma różnymi rzeczami naraz. Jedyne, co mogłem zrobić, to pocieszać się myślą, że: „W końcu jestem liderem zespołu. Liderzy zespołów muszą być gotowi do ciężkiej pracy”. Tak po prostu brałem w swoje ręce wszystkie sprawy, zarówno te duże, jak i te małe, żyjąc w stanie wiecznego zapracowania. Choć dzięki tej codziennej harówce zyskałem podziw i aprobatę ze strony niektórych braci i sióstr, w moim sercu nie było spokoju ani radości. Stale czułem, że wykonuję obowiązki na łapu-capu i brak mi czasu na wiele kluczowych zadań, ponieważ przytłaczają mnie błahe sprawy.

Pewnego razu wspomniałem przywódczyni o swoich trudnościach i dopiero po rozmowie z nią przyswoiłem sobie pewne zasady praktykowania. Zapytała mnie: „Czy nie bierzesz na siebie nieco za dużo pracy? Jeśli nie pozwalasz braciom i siostrom wykonywać ich własnej pracy i zamiast tego bierzesz wszystko na swoje barki, to nic dziwnego, że jesteś zapracowany. Możesz pozwolić im praktykować wykonywanie niektórych mniej ważnych zadań. Nawet jeśli nie zrobią tego dobrze, nie będzie to miało dużego wpływu na pracę kościoła. Jeśli naprawdę jest to praca, której nikt inny nie jest w stanie wykonać, musisz zrobić to sam. Ale jeśli inni potrafią coś zrobić, a ty nie pozwolasz im spróbować ani nie dajesz szansy na praktykowanie, zamiast tego biorąc wszystko na siebie, czy nie jest tak, że ich nie doceniasz, a sam się popisujesz? Jest to przejaw zepsucia”. Jej omówienie trafiło w samo sedno, jeśli chodzi o mój stan. Kiedyś myślałem, że ten, kto robi więcej, dźwiga brzemię, ale nigdy nie zastanawiałem się, czy moje działania są oparte na zasadach, czy też kryje się za nimi fałsz. Po przemyśleniu zrozumiałem jednak, że biorąc wszystko na swoje barki, kieruję się ukrytym celem, którym jest popisywanie się, a nie dźwiganie brzemienia. W niektórych przypadkach nie chodziło o to, że inni ludzie nie byli w stanie wykonać zadania lub nie mieli na to czasu, ale raczej o to, że myślałem, że im więcej zrobię, tym bardziej wszyscy będą wyrażać się o mnie z aprobatą i mówić, że jestem kompetentnym liderem zespołu, który jest odpowiedzialny i dźwiga brzemię w ramach swoich obowiązków. Traktowałem wykonywanie swoich obowiązków jako sposób na zdobycie podziwu innych. Byłem „zajęty” i „dźwigałem brzemię”, aby pokazać swoją wartość jako lider zespołu i zdobyć sobie miejsce w sercach innych. Ponieważ miałem niewłaściwe intencje, wykonując obowiązki, i zawsze chciałem chronić swój status, większość pracy zespołu spoczywała na moich barkach, a moi bracia i siostry nie mieli żadnej okazji do praktykowania. A ponieważ nie byłem w stanie zrobic wszystkiego, niektóre kluczowe zadania uległy opóźnieniu, co było ze szkodą dla pracy kościoła oraz życia braci i sióstr.

Później, po przeczytaniu słów Bożych, zacząłem w pewnym stopniu rozumieć swoje problemy. Bóg Wszechmogący mówi: „Niektórzy ludzie świadczą o sobie samych za pomocą języka i popisują się wypowiadając pewne słowa, podczas gdy inni ludzie robią to za pomocą zachowań. W jaki sposób przejawia się to, że dana osoba wykorzystuje pewne zachowania, aby świadczyć o sobie samej? Na pozór wykazuje ona pewne zachowania, które są z grubsza zgodne z ludzkimi wyobrażeniami, które przyciągają uwagę ludzi i które są postrzegane przez nich jako dość szlachetne i raczej zgodne ze standardami moralnymi. Widząc takie postępowanie, ludzie myślą, że taka osoba jest szlachetna, uczciwa, że naprawdę kocha Boga, jest bardzo pobożna i ma bogobojne serce oraz że jest kimś, kto dąży do prawdy. Często wykazuje ona pewne pozornie dobre zachowania, aby wprowadzić ludzi w błąd – czy nie cuchnie to również wywyższaniem siebie i świadczeniem o sobie samym? Zwykle ludzie wywyższają siebie i świadczą o sobie samych za pomocą słów, klarownie się wypowiadając, aby wyrazić, jak bardzo różnią się od mas i o ile mądrzejsze poglądy mają od innych, by pozostali mieli o nich wysokie mniemanie i podziwiali ich. Istnieją jednak pewne metody, które nie opierają się na mówieniu bez ogródek, tylko na widocznych gołym okiem praktykach, do których ucieka się taka osoba, aby zaświadczyć o tym, że jest lepsza od innych. Tego rodzaju praktyki są dobrze przemyślane, stoi za nimi motyw i pewna intencja, i są podejmowane zupełnie rozmyślnie. Zostały one odpowiednio ukraszone i obrobione w taki sposób, by ludzie widzieli w nich pewne zachowania i praktyki zgodne z ludzkimi wyobrażeniami, szlachetne, pobożne i odpowiadające świątobliwej przyzwoitości, a nawet świadczące o miłości do Boga, bojaźni Bożej i trzymaniu się prawdy. Dzięki temu taka osoba osiąga ten sam cel, jakim jest wywyższanie siebie i świadczenie o sobie samej oraz nakłanianie ludzi, by mieli o niej wysokie mniemanie i oddawali jej cześć. Czy kiedykolwiek spotkaliście się z czymś takim lub widzieliście coś takiego? Czy wy też przejawiacie takie zachowania? Czy te kwestie i ten temat, który omawiam, są oderwane od prawdziwego życia? W rzeczywistości nie są. (…) Niektórzy zamiast iść spać piją kawę, żeby dodać sobie energii wieczorem i przygotować się na to, że do późna będą wykonywać swoje obowiązki. Bracia i siostry martwią się o ich zdrowie i gotują im rosół. Kiedy kończą zupę, ludzie ci mówią: »Dzięki niech będą bogu! Doświadczyłem łaski bożej. Nie zasługuję na to. Teraz muszę być bardziej wydajny w wykonywaniu swoich obowiązków, ponieważ zjadłem rosół!«. W rzeczywistości nadal wykonują swoje obowiązki w taki sam sposób jak zwykle, nie podnosząc w ogóle swojej wydajności. Czy to nie jest udawanie? Udają, a tego rodzaju zachowanie jest również ukrytym wywyższaniem siebie i świadczeniem o sobie samym – osiągają w ten sposób taki rezultat, że ludzie ich akceptują, mają o nich wysokie mniemanie i stają się ich zagorzałymi naśladowcami. Czy ludzie posiadający taką mentalność nie zapomnieli o Bogu? Nie mają już Boga w swoich sercach, więc kim jest ten, o którym myślą dniem i nocą? To ich »dobry przywódca«, ich »umiłowany«. Niektórzy antychryści na pozór są pełni miłości wobec większości ludzi i kiedy przemawiają, stosują techniki mające na celu pokazać ludziom, że są kochający i sprawić, by ci chcieli się do nich zbliżyć. Uśmiechają się promiennie do każdego, kto do nich podejdzie i nawiąże z nimi kontakt, i przemawiają do takich osób bardzo łagodnym tonem. Nawet jeśli widzą, że niektórzy bracia i siostry postępują w sposób niezgodny z zasadami, a tym samym szkodzą interesom kościoła, nie przycinają ich w najmniejszym stopniu, a jedynie upominają ich, pocieszają i schlebiają im, gdy ci wykonują swoje obowiązki – przymilają się i przypochlebiają się, dopóki nie przyciągną wszystkich do siebie. Tacy antychryści coraz bardziej poruszają ludzi, którzy bardzo doceniają ich pełne miłości serca i nazywają ich ludźmi miłującymi Boga. Ostatecznie wszyscy oddają im cześć i szukają ich rady w każdej sprawie, zwierzając się im ze wszystkich swoich najskrytszych myśli i uczuć, do tego stopnia, że nie modlą się już nawet do Boga ani nie szukają prawdy w Bożych słowach. Czy nie zostali oni sprowadzeni na manowce przez antychrystów? Jest to kolejny środek, którego antychryści używają, by zmylać ludzi. Kiedy angażujecie się w takie zachowania i praktyki lub żywicie takie intencje, czy jesteście świadomi, że tkwi w tym pewien problem? A kiedy zdasz sobie z tego sprawę, czy możesz zmienić kierunek swoich działań? Jeśli jesteś w stanie zastanowić się nad sobą i poczuć prawdziwą skruchę, gdy zbadasz siebie i uświadomisz sobie, że twoje zachowanie, praktyki lub intencje są problematyczne, dowodzi to, że zmieniłeś swój kurs(Punkt czwarty: Wywyższają siebie i świadczą o sobie, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki obnażeniu przez słowa Boże zrozumiałem, że ludzie pozorują różne „dobre” zachowania, które są zgodne z ludzkimi wyobrażeniami, aby wzbudzić podziw i uznanie u innych, ale w istocie zachowania te są po prostu wywyższaniem się i dawaniem świadectwa o sobie w zamaskowany sposób, co jest bardzo obłudne i może łatwo wprowadzić ludzi w błąd. Kiedy się nad tym zastanowiłem, zobaczyłem, że sam jestem tego typu osobą. Na pozór wydawałem się być zajęty wykonywaniem mojego codziennego obowiązku, znosząc trudy, płacąc cenę i biorąc wszystko na siebie – sprawiałem wrażenie wykwalifikowanego i kompetentnego lidera zespołu. Jednak za tym wszystkim krył się mój własny nikczemny, ukryty zamiar, którym było zdobycie podziwu u ludzi. Myślałem o tym, jak bracia i siostry przychodzili do mnie, by pytać o różne sprawy, zarówno większe, jak i te drobne, w trakcie wykonywania moich obowiązków, i jak polegali na mnie, że wszystko rozwiążę. Tak naprawdę mogli omawiać i rozwiązywać niektóre z tych problemów bez mojego udziału. Ale myśl o tym, jak wszyscy mi ufali i mnie podziwiali, sprawiała, że odkładałem na bok priorytety związane z pracą i robiłem wszystko sam, nawet jeśli nie miałem czasu, tylko po to, by nie ucierpiała moja duma i by chronić mój status. Czasami, gdy pomijałem posiłek, by zorganizować zgromadzenie dla nowych wierzących, siostry namawiały mnie, bym poszedł coś zjeść. W rzeczywistości byłem skrycie zadowolony, bo one widziały, że jestem zbyt zajęty obowiązkami, by coś zjeść. Myślałem, że muszą mnie podziwiać i uważać, że naprawdę potrafię znosić trudy i płacić cenę, ale też, że jestem kompetentnym liderem zespołu. Ponieważ byłem „zajęty”, cieszyłem się też różnymi „przywilejami” i zdobyłem sympatię innych ludzi, z czego korzystałem, aby ukryć swoje niedociągnięcia i niedoskonałości. Na przykład, gdy nie napisałem artykułu o moim świadectwie z doświadczenia życiowego, usprawiedliwiałem to sam przed sobą tym, że byłem zbyt zajęty. Kiedy niektóre z zadań zespołu, za które byłem odpowiedzialny, nie zostały wykonane na czas, pobłażałem sobie i mówiłem, że byłem zbyt zajęty. A kiedy pojawiały się uchybienia i błędy w wypełnianiu moich obowiązków i nie osiągałem dobrych wyników w podlewaniu nowych wierzących, przedstawiałem braciom i siostrom tę samą wymówkę, żeby nie mieli do mnie pretensji. W ten sposób byłem zajęty przez cały dzień, pokazując ludziom, że jestem dobrym liderem zespołu, który ma bardzo napięty harmonogram. Byłem nie tylko doceniany przez mojego przełożonego, ale też podziwiali mnie i polegali na mnie niektórzy bracia i siostry. A jednocześnie tuszowałem niedociągnięcia i błędy w mojej pracy. Moje intencje naprawdę były nikczemne! Zastanawiałem się, dlaczego bracia i siostry lubili przychodzić do mnie, gdy napotykali problemy, i polegali na mnie we wszystkim – było tak głównie dlatego, że starałem się brać wszystko na siebie. Moi bracia i siostry podziwiali mnie, miałem ważne miejsce w ich sercach i ilekroć napotykali problemy, nie modlili się i nie polegali na Bogu, ani nie szukali prawdozasad, tylko przychodzili do mnie po pomoc. Sprawiając w ten sposób wrażenie zajętego, działałem z premedytacją, popisując się w sposób zawoalowany, zdobywając serca ludzi i odciągając ich od Boga.

Przypomniałem sobie wtedy fragment słów Bożych, który kiedyś przeczytałem: „Niektórzy ludzie wydają się bardzo entuzjastyczni w swojej wierze w Boga. Kochają zajmować się i interesować sprawami kościoła i zawsze wysuwają się na prowadzenie. A jednak niespodziewanie rozczarowują wszystkich, gdy zostają przywódcami. Nie koncentrują się na rozwiązywaniu praktycznych problemów wybrańców Boga, tylko robią wszystko, co w ich mocy, by działać na rzecz własnej reputacji i własnego statusu. Uwielbiają się popisywać, aby inni ich szanowali, i zawsze mówią o tym, jak ponoszą koszty i cierpią dla Boga, ale nie wkładają wysiłku w dążenie do prawdy ani we wchodzenie w życie. Nie tego się od nich oczekuje. Zajmują się pracą, popisują przy każdej okazji, głoszą pewne słowa i doktryny, zdobywają szacunek i uwielbienie niektórych osób, zwodzą ludzkie serca i umacniają swój status, ale co z tego ostatecznie wynika? Bez względu na to, czy ci ludzie używają drobnych przysług, by przekupić innych, czy obnoszą się ze swoimi zdolnościami i umiejętnościami, czy też stosują różne metody, by wprowadzić ludzi w błąd i w ten sposób zaskarbić sobie ich dobrą opinię, nieważne, jaką metodą się posługują, by zjednać sobie ludzkie serca i znaleźć w nich dla siebie miejsce, co przy tym tracą? Utracili możliwość zdobycia prawdy podczas wykonywania obowiązków przywódcy. Jednocześnie, z powodu różnych zachowań, które przejawiali, zgromadzili też złe uczynki, które przesądzą o ich ostatecznym wyniku. Bez względu na to, czy wykorzystują drobne przysługi, by przekupić i usidlić ludzi, czy chełpią się, czy też wykorzystują fasady, by wprowadzić ludzi w błąd, i bez względu na to, jak wiele korzyści i satysfakcji pozornie z tego czerpią, patrząc na to teraz, czy możemy uznać, że ta ścieżka jest właściwa? Czy jest to ścieżka dążenia do prawdy? Czy jest to ścieżka, która może doprowadzić do zbawienia? Oczywiście, że nie. Bez względu na to, jak sprytne są te metody i sztuczki, nie mogą one oszukać Boga, Bóg je wszystkie ostatecznie potępia i nienawidzi ich, ponieważ za takimi zachowaniami kryje się ludzka ambicja oraz postawa i istota sprzeciwu wobec Boga. W głębi serca Bóg absolutnie nigdy nie uznałby, że ci ludzie wykonują swoje obowiązki, ale raczej określiłby ich mianem złoczyńców. Jaki werdykt wydaje Bóg, gdy ma do czynienia ze złoczyńcami? »Odstąpcie ode mnie wy, którzy czynicie nieprawość«. Kiedy Bóg mówi »Odstąpcie ode mnie«, gdzie chce, aby tacy ludzie trafili? Przekazuje ich szatanowi, by trafili do miejsc zamieszkałych przez hordy szatanów. Jakie ostatecznie ci ludzie ponoszą konsekwencje? Są dręczeni przez złe duchy aż do śmierci, co oznacza, że pożera ich szatan. Bóg nie chce tych ludzi, tak więc ich nie zbawi, nie są oni owcami Boga, a tym bardziej Jego wyznawcami, więc nie należą do grona tych, których On zbawi. Tak właśnie Bóg definiuje tych ludzi. Jaka jest więc natura prób zjednania sobie ludzkich serc? Jest to kroczenie ścieżką antychrysta; jest to zachowanie i istota antychrysta. Jeszcze poważniejsza jest istota rywalizacji z Bogiem o Jego wybrańców – tacy ludzie są wrogami Boga. Tak właśnie definiuje się i kategoryzuje antychrystów i jest to w pełni trafne(Punkt pierwszy: Usiłują zjednać sobie ludzkie serca, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boże na wskroś obnażyły mój problem. Odkąd zostałem liderem zespołu, starałem się brać wszystko na siebie. Z pozoru byłem wyrozumiałym, troskliwym liderem zespołu, który aktywnie pomagał swoim braciom i siostrom we wszystkim, co trzeba było zrobić, ale moim prawdziwym zamiarem i celem było robienie rzeczy, które budowały moją reputację i status, czyli podbijanie serc ludzi i zdobywanie ich podziwu. Był to rodzaj oszustwa i podstępu! Byłem jak urzędnicy pod rządami wielkiego, czerwonego smoka, którzy oszukują zwykłych ludzi, wykonując trochę pracy tylko po to, by dobrze wyglądać, pod przykrywką „służenia ludziom”, aby ci czcili ich i wychwalali ich pod niebiosa. Ja byłem taki sam – na pozór byłem zajęty wykonywaniem swoich obowiązków, ale potajemnie chciałem, żeby ludzie myśleli, że ciężko pracuję, i pragnąłem, by mnie podziwiali i wielbili. Ponieważ sam brałem wszystko na siebie, nikt nie miał szansy praktykować w ramach wykonywania obowiązków. Mimo to wciąż mnie podziwiali do tego stopnia, że gdy napotykali jakieś problemy, nie szukali Boga, ale polegali na mnie, bym je rozwiązał. W ich sercach nie było miejsca dla Boga. A ja w ogóle nie wykonywałem swoich obowiązków należycie! Bez wątpienia czyniłem zło i kroczyłem ścieżką antychrysta! Modliłem się do Boga i prosiłem Go, aby poprowadził mnie w poszukiwaniu prawdozasad, które rozwiążą moje problemy, i abym przestać działać, kierując się swoim zepsutym usposobieniem.

Później przeczytałem inny fragment słów Bożych: „Wykonując obowiązek, nie musisz brać wszystkiego na siebie, zapracowywać się na śmierć, być »jedynym kwitnącym kwiatem« czy indywidualistą, lecz musisz nauczyć się harmonijnej współpracy, robić wszystko, co w twojej mocy, wypełniać swoje obowiązki i wkładać w nie całą swoją energię. Tym właśnie jest wykonywanie obowiązku. Wypełnianie swojego obowiązku to korzystanie z całej posiadanej mocy i światła, by osiągnąć rezultat. To wystarczy. Nie próbuj ciągle się popisywać, przemawiać wzniośle ani robić wszystkiego sam. Powinieneś się nauczyć współpracować z innymi, bardziej się skupiać na słuchaniu sugestii innych i odkrywaniu ich mocnych stron. W ten sposób harmonijna współpraca staje się łatwa. Jeśli wciąż starasz się popisywać i mieć ostatnie słowo, nie współpracujesz w harmonii. A co robisz? Wywołujesz niepokoje i podkopujesz innych. Wywoływanie niepokojów i podkopywanie innych to odgrywanie roli szatana; nie jest to wykonywanie obowiązku. Jeśli ciągle robisz rzeczy, które wywołują niepokoje i podkopują innych, to bez względu na to, jak wielkie będą twoje wysiłki i starania, Bóg nie będzie o nich pamiętał. Być może nie masz wcale dużo siły, ale jeśli potrafisz pracować z innymi i przyjmować właściwe sugestie, jeśli kierują tobą prawidłowe pobudki i potrafisz chronić pracę domu Bożego, to jesteś właściwą osobą. Czasem jednym zdaniem możesz rozwiązać problem i przynieść korzyści wszystkim; bywa tak, że po twoim omówieniu jednej wypowiedzi dotyczącej prawdy wszyscy odnajdują ścieżkę praktykowania i są w stanie harmonijnie współpracować, a także dążą do wspólnego celu, podzielają te same poglądy i opinie, a wtedy praca jest szczególnie efektywna. Choć nikt może już nie pamiętać, że to ty się do tego przyczyniłeś, a ty nie czujesz, żebyś podjął jakiś wielki wysiłek, Bóg będzie widział, że jesteś osobą, która praktykuje prawdę, osobą, która postępuje zgodnie z zasadami. Bóg zapamięta to, co uczyniłeś. To nazywamy wiernym wypełnianiem obowiązków(Właściwe wypełnianie obowiązków wymaga harmonijnej współpracy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Bożym dostrzegłem wyraźnie swoje problemy i znalazłem kilka ścieżek praktyki. Jeśli chciałem właściwie wykonywać swoje obowiązki, musiałem nauczyć się harmonijnie współpracować z innymi i skupić się na tym, by pozwolić im wykorzystać ich mocne strony. Istnieją granice tego, co jedna osoba może zrobić sama – nikt nie jest w stanie wykonać całej pracy samodzielnie. Możemy osiągać dobre wyniki w naszych obowiązkach tylko wtedy, gdy wszyscy jesteśmy ze sobą zjednoczeni i kiedy wykorzystujemy nasze mocne strony. Tylko wtedy, gdy ludzie mają właściwe intencje, a mianowicie ochronę pracy kościoła, wykonują swoje obowiązki zgodnie z intencjami Boga. Jest to o wiele bardziej efektywne niż przejęcie całej pracy przez jedną osobę. W przeszłości nie tylko przemęczałem się, harując w pocie czoła i starając się być jedyną świetlistą gwiazdą, ale też zaniedbywałem swoje obowiązki. Mocne strony moich braci i sióstr nie były wykorzystywane, a wiele ważnych prac uległo opóźnieniu. Porównując to, co ujawniały słowa Boże, ze swoim własnym zachowaniem, w końcu zrozumiałem, dlaczego Bóg mówi, że ciągłe popisywanie się podczas wykonywania obowiązków i brak harmonijnej współpracy z innymi zakłócają pracę kościoła.

Następnie świadomie wprowadziłem słowa Boże w życie. Podzieliłem pracę w logiczny sposób: Wziąłem na siebie odpowiedzialność za kluczowe zadania, a inne prace przydzieliłem odpowiednim braciom i siostrom, biorąc pod uwagę zakres ich kompetencji. Kiedy inni napotykali problemy, których nie mogli rozwiązać, wszyscy razem szukaliśmy zasad. Gdy bracia i siostry zrozumieli zasady, w naturalny sposób odnajdywali kierunek i ścieżkę w ramach wykonywania swoich obowiązków. Teraz, gdy od jakiegoś czasu wprowadzam słowa Boże w życie, zauważam, że bracia i siostry dźwigają większe brzemię niż wcześniej, wykonując swoje obowiązki. Są w stanie przejąć inicjatywę i szukać zasad, aby rozwiązywać problemy, a także potrafią samodzielnie wykonywać niektóre zadania, polegając na Bogu. Czasami, gdy napotykam trudności w wykonywaniu zadań, za które jestem odpowiedzialny, również szukam pomocy u braci i sióstr i wiele na tym zyskuję. Nasz zespół osiąga coraz lepsze wyniki dzięki takiej współpracy. Bracia i siostry są w stanie praktykować w różnym stopniu i poczynili pewne postępy. Czuję się o wiele bardziej zrelaksowany i spokojny. Stopniowo zacząłem znajdować czas na refleksję nad problemami w mojej własnej pracy i znów zacząłem normalnie pisać artykuły o moim świadectwie z doświadczenia życiowego. Nie wyglądam już na tak zapracowanego jak kiedyś, ale łatwiej mi zidentyfikować nieprawidłowości i problemy w pracy, a także wykonuję swoje obowiązki z większą efektywnością.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Żyć przed Bogiem

Autorstwa Yongsui, Korea Południowa Bóg Wszechmogący mówi: „Aby wejść w rzeczywistość, należy najpierw zwrócić się całym sobą ku...

Połącz się z nami w Messengerze
Zmniejsz rozmiar czcionki
Zwiększ rozmiar czcionki
Włącz tryb pełnoekranowy
Wyłącz tryb pełnoekranowy