Oszustwo i podejrzenia przynoszą tylko cierpienie
Regularnie uczęszczałam na szkolenie z produkcji filmowej w kościele, aż w czerwcu 2020 roku przywódczyni powiedziała, że kościół potrzebuje ludzi do spraw ogólnych i że che mnie przenieść. Gdy to usłyszałam, pomyślałam, że ta praca to orka na ugorze, nie tak jak moje obecne obowiązki, wymagające umiejętności. Pocieszyło mnie trochę, że powodem był brak osób do tych zadań. Ale potem dowiedziałam się, że inni zostali przeniesieni do tych obowiązków, bo zostali zwolnieni, a niektórzy byli dość starzy. W tamtym momencie nieporozumienia i opór opanowały moje serce. Jeśli ta praca nie wymaga umiejętności, każdy się nada. Myślałam o braciach i siostrach wokół mnie, którzy dostawali awanse, powierzano im coraz ważniejsze stanowiska. Gdy już dzieło Boga miało dobiec końca, ja dostałam taką nijaką pozycję. Czy miałam szansę na zbawienie? Ale wtedy nie umiałam tego zaakceptować i pogrążyłam się w negatywności. Przepełniały mnie wątpliwości: Czemu tak naprawdę zmienili mi obowiązki? Czy to konieczne dla pracy? Nie zajmowałam się nigdy sprawami ogólnymi, nie miałam takich umiejętności. Może przywódczyni myślała, że brak mi charakteru i nie warto mnie szkolić do produkcji filmowej, więc znalazła wymówkę, by mnie przenieść. Wciąż tylko zgadywałam i chciałam wiedzieć, jak mnie przywódczyni ocenia tak naprawdę. Chciałam wiedzieć, czy to awans, czy degradacja. Byłam przygnębiona przez kilka dni. Zwłaszcza, gdy myślałam, że powierzono mi tę nową pracę przez mój brak charakteru, czułam, że moja przyszłość rysuje się czarno, i byłam nieszczęśliwa. Stanęłam przed Bogiem i wołałam w modlitwie: „Boże, nie umiem zaakceptować tej sytuacji i niewłaściwie Cię rozumiem. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Proszę, oświeć mnie i prowadź, bym poznała siebie i wyszła z negatywnego stanu”.
Po modlitwie przeczytałam ten fragment słów Boga: „Jeśli zawsze podchodzisz do Boga zgodnie z ludzkimi pojęciami i wyobrażeniami, i używasz ich do mierzenia wszystkiego, co Bóg czyni, do mierzenia słów i dzieła Boga, czy nie jest to szufladkowanie Boga i opieranie się Mu? Czy to możliwe, że wszystko, co czyni Bóg, pasuje do pojęć i wyobrażeń człowieka? A jeśli nie pasuje, to czy odrzucisz to lub nie będziesz temu posłuszny? Jak powinieneś szukać prawdy w takich chwilach? Jak powinieneś podążać za Bogiem? Chodzi o prawdę; odpowiedzi należy szukać w słowach Bożych. Kiedy ludzie wierzą w Boga, powinni zachowywać się jak istota stworzona. Bez względu na porę, niezależnie od tego, czy Bóg jest przed tobą ukryty, czy ci się ukazał, niezależnie od tego, czy czujesz Bożą miłość, czy nie, musisz wiedzieć, za co jesteś odpowiedzialny, jakie są twoje zobowiązania i powinności – musisz zrozumieć te prawdy o praktyce. Jeśli wciąż trzymasz się swoich pojęć, mówiąc: »Jeśli wyraźnie widzę, że dana sprawa jest zgodna z prawdą i z moimi wyobrażeniami, to będę posłuszny, jeśli zaś nie jest dla mnie jasna i nie mogę potwierdzić, że są to działania Boga, to najpierw chwilę poczekam, a posłuszny będę dopiero wtedy, gdy nabiorę pewności, że zrobił to Bóg«; czy to jest ktoś, kto jest posłuszny Bogu? Nie. (…) Jaki jest obowiązek istoty stworzonej? (Zająć miejsce istoty stworzonej, przyjąć posłannictwo Boga i być posłusznym Bożym zarządzeniom). Zgadza się. Skoro już poznałeś problem od podszewki, czy nie jest on łatwy do rozwiązania? Zajęcie miejsca istoty stworzonej i bycie posłusznym Stwórcy, twojemu Bogu, jest najważniejszym obowiązkiem, którego powinna przestrzegać każda istota stworzona” (Podporządkowanie się Bogu jest podstawową lekcją w pozyskiwaniu prawdy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dowiedziałam się z tych słów, że jako istota stworzona powinnam mieć rozum, nakazujący poddanie się Bogu we wszystkim. Nawet jeśli przez chwilę tego nie pojmuję, powinnam modlić się i szukać z sercem pełnym akceptacji i poddania. Tymczasem ja gotowa byłam się podporządkować, ale tylko pod pewnymi warunkami. Zazwyczaj w sytuacji pasującej do moich pojęć i korzystnej dla mnie umiałam się podporządkować. Ale ta zmiana obowiązków rzutowała na moją przyszłość i los, więc opierałam się i bardzo chciałam odkryć drugie dno tej sytuacji. Po latach wiary nie potrafiłam poddać się Bogu w najmniejszym stopniu. Mała zmiana obowiązków, a ja wpadałam w panikę i się opierałam, nie mówiąc o poważniejszym problemie. Czy miałam postawę? Poczułam wstyd, gdy to sobie uświadomiłam, chciałam się podporządkować i dobrze pełnić obowiązki.
Gdy rzuciłam się w wir pracy, okazało się, że zarządzanie sprawami ogólnymi wcale nie jest banalną harówką. Są zasady, w które trzeba wejść na każdym kroku, i czułam, że niezależnie od rodzaju pracy można się czegoś nauczyć i wkroczyć w prawdy. Po pewnym czasie zauważyłam, że nie radzę sobie tak dobrze jak inni bracia i siostry, pracowałam wolniej niż oni. Nie nadążałam za nimi pod względem efektywności. Przywódczyni przyszła do mnie jednego wieczoru i powiedziała, że nie potrzebują już tylu ludzi do tej pracy i że chcą mi powierzyć projekt filmowy. Gdy to usłyszałam, zupełnie nie wiedziałam, co myśleć. Chciałam zapytać o konkretne powody zmiany moich obowiązków, ale czułam, że nierozsądnie byłoby tak wprost pytać. Przełknęłam to w milczeniu. Wracałam później myślami do tej rozmowy, próbując wydedukować z jej słów, jaki jest powód przeniesienia. Czy byłam nieskuteczna i dlatego chcieli się mnie pozbyć? Ale przecież chcą, żebym pracowała przy filmach, więc może to zwykłe przeniesienie. Ale jeśli chodzi tylko o potrzeby związane z pracą, to mogłabym wrócić po jakimś czasie, nie trzeba mnie od razu odsuwać. Ona pewnie myśli, że brak mi charakteru i się nie nadaję. „Nie trzeba już wielu ludzi do spraw ogólnych” – to brzmi jak wymówka. Nie powiedziała, że brak mi charakteru, bo nie chciała mnie denerwować. W jednej chwili wpadłam w przygnębienie. Nie sądziła, że po tylu latach wiary nie potrafię zajmować się sprawami ogólnymi. Jaki był ze mnie pożytek? Czy byłam tylko śmieciem? Czy mogłam mieć nadzieję na zbawienie? Czy mnie zdemaskują i wyrzucą? Ale ja miałam głowę pełną splątanych myśli i narastał we mnie smutek. Nie słuchałam uważnie, gdy siostra mówiła o pracy filmowej, a gdy zabrała mnie na spotkanie podsumowujące, nie mogłam się skupić. Pod koniec mi się zdrzemnęło. W tamtym czasie byłam leniwa w pełnieniu obowiązków i nie niosłam brzemienia. Gdy ktoś pytał o moje przeniesienie, udawałam, że nie słyszę, i nie chciałam odpowiadać. Nie chciałam przyjąć faktu, że żadnego obowiązku dobrze nie wykonuję. Chciałam się schować i nie mieć z nikim do czynienia. Przez jakiś czas szłam na oślep w mroku i nie widziałam woli Boga. Czułam się tak, jakby moja ścieżka wiary się skończyła, cierpiałam.
W pewnym momencie trafiłam na słowa Boga o tym, jak anrychryści postrzegają zmianę obowiązków, i zaczęłam w końcu pojmować swój własny stan. Bóg mówi: „W normalnych okolicznościach człowiek powinien zaakceptować zmiany związane z pełnionym przez niego obowiązkiem i poddać się im. Powinien też zastanowić się nad sobą, rozpoznać istotę problemu i zdać sobie sprawę z własnych braków. Jest to bardzo korzystne, a także łatwe do osiągnięcia – nie jest to wcale takie trudne. Zmiany w obowiązku nie są przeszkodą nie do przezwyciężenia; wystarczy, że człowiek jest w stanie jasno je przemyśleć i odpowiednio potraktować. Kiedy ich obowiązki są dostosowywane, ludzie powinni przynajmniej się podporządkować, odnieść korzyść dzięki zastanowieniu się nad sobą i uzyskać trafną ocenę tego, czy odpowiednio wykonuje swój obowiązek. Ale z antychrystami jest inaczej. Różnią się oni od normalnych ludzi bez względu na to, co im się przydarza. Na czym polega ta różnica? Nie są posłuszni, nie współpracują aktywnie ani w najmniejszym nawet stopniu nie poszukują prawdy. Zamiast tego czują odrazę, stawiają opór, analizują sytuację, rozmyślają nad nią i łamią sobie głowę spekulacjami: »Dlaczego nie wolno mi wykonywać tego obowiązku? Dlaczego powierzają mi mało ważny obowiązek? Czy to sposób, żeby mnie ujawnić i wyrzucić?«. Wciąż obracają w głowie to, co się stało, bez końca to analizują i roztrząsają. Gdy nic się nie dzieje, wszystko jest z nimi w najlepszym porządku, lecz gdy coś się przydarzy, ich serca stają się burzliwe jak morze podczas sztormu, a głowy mają pełne pytań. Z zewnątrz może się wydawać, że lepiej niż inni potrafią rozważać problemy, ale w rzeczywistości antychryści po prostu mają w sobie więcej zła niż normalni ludzie. Jak przejawia się to zło? Ich rozważania są skrajne, złożone i potajemne. Rzeczy, które normalnej osobie, obdarzonej sumieniem i rozsądkiem, nie przyszłyby do głowy, dla antychrystów są codziennością. Kiedy wprowadzona zostanie prosta zmiana w wypełnianym przez kogoś obowiązku, ludzie powinni zareagować na to posłuszeństwem, robić to, co każe im robić dom Boży i co są w stanie zrobić. Bez względu na to, co robią, powinni to robić najlepiej, jak potrafią, z całego serca i ze wszystkich sił. Co Bóg uczynił, nie jest błędne. Tak prostą prawdę mogą praktykować ludzie posiadający odrobinę sumienia i racjonalności, ale wykracza to poza możliwości antychrystów. Jeśli chodzi o dostosowanie obowiązków, antychryści natychmiast zaprezentują sprzeciw, sofistykę i opór, a w głębi duszy odmówią przyjęcia zmian. Co właściwie mają w sercach? Podejrzliwość i wątpliwości, a potem sondują innych przy użyciu najrozmaitszych metod. Badają grunt swoimi słowami i czynami, a nawet używają bezwzględnych środków, by zmusić i nakłonić ludzi do mówienia prawdy i do szczerości. Próbują to rozpracować: Dlaczego właściwie zostali przeniesieni? Dlaczego nie pozwolono im wykonywać obowiązku? Kto dokładnie pociągał za sznurki? Kto próbował im wszystko popsuć? W swoich sercach wciąż pytają dlaczego, wciąż próbują zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje, chcą dowiedzieć się, z kim mają się pokłócić lub wyrównać rachunki. Nie wiedzą, że należy przyjść przed oblicze Boga, by zastanowić się nad sobą, spojrzeć na to, co jest w nich problemem, nie szukają przyczyny w sobie, nie modlą się do Boga, nie dokonują autorefleksji i nie pytają: »Jaki jest problem w wykonywaniu przez mnie obowiązków? Czy jest tak, że jestem niedbały, zdawkowy i pozbawiony zasad? Czy w ogóle nastąpił jakiś efekt?«. Zamiast zadać sobie kiedykolwiek te pytania, nieustannie wątpią w Boga w swoich sercach: »Dlaczego kogoś innego przydzielono do mojego obowiązku? Dlaczego tak się mnie traktuje? Dlaczego oni są tak nierozsądni? Dlaczego są wobec mnie niesprawiedliwi? Dlaczego nie myślą o mojej dumie? Dlaczego mnie w ten sposób atakują i odsuwają od siebie?«. Wszystkie te »dlaczego« są żywym objawieniem skażonego usposobienia i charakteru antychrysta” (Punkt dwunasty: Kiedy nie mogą zyskać pozycji ani nie mają nadziei na błogosławieństwa, chcą się wycofać, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boga pokazały mi, że moje postępowanie było tak samo złe jak antychrystów. Gdy zmieniono mi obowiązki, nie mrugnęłam okiem, ale tak naprawdę byłam zupełnie rozbita. Próbowałam zgadywać powody tej zmiany obowiązków, szukałam drugiego dna w każdym słowie przywódczyni. Podejrzewałam, że mnie przenieśli, bo przez mój charakter nie nadawałam się do spraw ogólnych, błędnie myślałam, że Bóg poddaje mnie przeniesieniom, żeby mnie zdemaskować jako osobę bezużyteczną, a potem odrzucić. Miałam taką złą, podstępną naturę! Nadinterpretowałam zmianę w swoich obowiązkach, w kółko to analizowałam, ze słów przywódczyni chciałam odgadnąć, co naprawdę o mnie myśli, i na tej podstawie ustalić, jaką mam pozycję w kościele, niską czy wysoką, czy mam swoje miejsce w sercu Boga i jaka jest moja szansa na zbawienie i błogosławieństwa. Byłam podejrzliwa, pełna wątpliwości, oporna, a takie jest przecież usposobienie antychrysta. Pamiętam te słowa Boga: „Przyjemność sprawiają mi ci, którzy nie żywią wobec innych podejrzeń, i bardzo lubię także tych, którzy chętnie akceptują prawdę; tym dwóm rodzajom ludzi okazuję wielką troskę, gdyż w Moich oczach są oni uczciwymi ludźmi” (Jak poznać Boga na ziemi, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Szczerzy ludzie myślą prosto. Są prawdomówni wobec Boga i ludzi, bez wątpliwości i rezerwy. Potrafią przyjąć prawdę i szukają woli Boga w sytuacjach, które On aranżuje. Bóg pozwala im wyciągać naukę i zyskiwać prawdę. Wtedy zrozumiałam, że moja przebiegłość i wątpliwości przygnębiły mnie i unieszczęśliwiły, oddaliły od Boga. Modliłam się do Boga: „Boże, nie chcę żyć z tym podstępnym usposobieniem. Te zmiany w obowiązkach kłóciły z moimi pojęciami, ale chcę te zmiany zaakceptować i szukać Twojej woli”.
Później zastanawiałam się, czemu tak silnie reagowałam na każdą zmianę moich obowiązków. Potem przeczytałam słowa Boga, które pomogły mi zrozumieć skazy w mojej wierze. „Sądząc po postawie i perspektywie antychrysta dotyczącej zmiany jego obowiązku, gdzie leży problem? Czy to jest duży problem? (Tak). Największym błędem antychrystów jest to, że nie powinni łączyć zmiany obowiązku z otrzymaniem błogosławieństw; jest to coś, czego zdecydowanie nie powinni robić. W rzeczywistości nie ma między tymi rzeczami żadnego związku, ale ponieważ serce antychrystów jest przepełnione pragnieniem bycia błogosławionym, bez względu na to, jaki obowiązek wykonują, odnoszą go do tego, czy będą błogosławieni, czy nie. Jako tacy nie są zdolni do właściwego wykonywania swoich obowiązków i mogą być jedynie zdemaskowani i wyrzuceni; jest to ich własna wina, sami weszli na tę desperacką drogę” (Punkt dwunasty: Kiedy nie mogą zyskać pozycji ani nie mają nadziei na błogosławieństwa, chcą się wycofać, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „To była całkowicie słuszna zmiana obowiązków, ale antychryści mówią, że jej celem było sprawienie im udręki, że nie są traktowani jak ludzie, że rodzinie Bożej brakuje miłości, że są traktowani jak maszyna, wzywana, gdy są potrzebni, a potem odrzucana na bok, kiedy nie są. Czy to nie pokrętna logika? Czy ktoś, kto mówi takie rzeczy, ma sumienie lub rozsądek? Oni nie mają człowieczeństwa! Wypaczają całkowicie zasadną sprawę; przekręcają zupełnie odpowiednią praktykę, by sprawiała wrażenie czegoś negatywnego – czy nie jest to zło antychrysta? Czy ktoś, kto jest aż tak zły, może zrozumieć prawdę? Absolutnie nie. To jest problem antychrystów: przekręcają logikę tego, co im się przydarza. Dlaczego myślą w pokrętny sposób? Ponieważ są niezwykle źli z natury, źli w swej istocie. Natura i istota antychrystów to przede wszystkim zło, któremu towarzyszy okrucieństwo, i to są ich główne cechy. Zła natura antychrystów uniemożliwia im prawidłowe pojmowanie czegokolwiek, w efekcie wszystko zniekształcają i błędnie interpretują, posuwają się do skrajności, dzielą włos na czworo i nie potrafią zrobić niczego jak należy ani szukać prawdy” (Punkt dwunasty: Kiedy nie mogą zyskać pozycji ani nie mają nadziei na błogosławieństwa, chcą się wycofać, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boga uświadamiały mi, że postępuję jak antychryst, myśląc, że moje obowiązki i to, czy będę błogosławiona, są nierozerwalnie połączone. Sądziłam, że awans i pełnienie obowiązków, które postrzegałam jako ważniejsze, oznaczają lepszą szansę na zbawienie. Natomiast zwolnienie lub obowiązki, które wydawały mi się trywialne, oznaczały, że mam mniejszą szansę na zbawienie. Z powodu tej mylnej perspektywy sytuacje, gdy kościół zmieniał mi obowiązki, drażniły mnie, sprawiając, że miałam pięćset myśli na minutę. Nie umiałam tego właściwie potraktować, bojąc się, że stracę nadzieję na zbawienie i błogosławieństwa. Błogosławieństwa stawiałam ponad wszystko, a gdy mnie przenoszono, od razu się zastanawiałam, czy to awans, czy degradacja. Jeśli nowa pozycja wydawała się niższa, czułam, że to degradacja, że mnie zdemaskują i wyrzucą. Byłam nieszczęśliwa i spisywałam siebie na straty. Za bardzo chciałam błogosławieństw! To zupełnie normalne, że kościół zmienia ludziom obowiązki. Czasem wynika to z postawy, charakteru czy umiejętności osoby, na czym jej wejście w życie i praca kościoła. Czasem jest problem z postawą tej osoby wobec obowiązków i jej życiem w zepsuciu, więc zmiana obowiązków może sprawić, że ta osoba zreflektuje się, pozna siebie i okaże skruchę Bogu, nie będzie już szła niewłaściwą drogą. To jest zbawienie Boże. Czasem praca wymaga tego, żeby dokonać właściwych zmian we właściwym czasie. Przywódczyni kierowała się potrzebami pracy, a widząc, że zupełnie nie radzę sobie ze sprawami ogólnymi, powierzyła mi takie obowiązki, które znałam. To było dobre. Ale z natury byłam zła i podstępna, myślałam tylko o błogosławieństwie, wszystko widząc przez pryzmat błogosławieństwa, w wypaczony sposób. Myślałam, że zmieniono mi obowiązki, by mnie wyrzucić. Co za absurd! Myliłam się i miałam się na baczności przed Bogiem. Jak miałabym w ten sposób wkroczyć w prawdę? Jak miałabym dobrze pełnić obowiązki? Ta myśl obudziła we mnie żal, nienawidziłam się za to, że byłam ślepa i nie dążyłam do prawdy. Nie chciałam już dłużej taka być. Gotowa byłam porzucić pragnienie błogosławieństw, szukać prawdy w każdej sytuacji, jaką aranżuje Bóg, i pełnić obowiązki.
Potem przeczytałam inny fragment słów Boga. „To, czy ludzie mogą być zbawieni, czy nie, sprowadza się przede wszystkim do tego, czy mają sumienie i rozsądek. Jeśli ludzie potrafią się trzymać tej linii, to mają sumienie i rozsądek. Tacy ludzie mogą mieć nadzieję na zbawienie. Jeśli przekroczą tę granicę, zostaną wyrzuceni. Gdzie leży wasza granica? Mówisz: »Nawet jeśli Bóg mnie uderzy i zbeszta, odrzuci mnie i nie zbawi, i tak nie będę miał żadnych skarg. Będę jak wół lub koń: będę służył do końca, spłacając Bożą miłość«. To wszystko ładnie brzmi, ale czy naprawdę jesteś w stanie to osiągnąć? Jeśli naprawdę jesteś obdarzony takim charakterem i determinacją, to powiadam ci wprost: masz nadzieję na zbawienie. Jeśli nie masz tego charakteru, jeśli brak ci tego sumienia i rozsądku, to twoja służba nie potrwa do samego końca. Czy wiesz, jak Bóg będzie działał wobec ciebie? Nie. Czy wiesz, jak Bóg będzie cię testować? Również tego nie wiesz. Jeśli brakuje ci podstaw, wyraźnej granicy, właściwych środków do dążenia, a twoje zasady moralne i wartości nie są zgodne z prawdą, to napotykając niepowodzenia, porażkę lub próby i oczyszczenie, nie będziesz w stanie wytrwać – w takim przypadku znajdziesz się w niebezpieczeństwie. Jaką rolę odgrywają sumienie i rozsądek? Jeśli powiesz: »Słyszałem te wszystkie kazania i rzeczywiście rozumiem trochę prawdy. Ale nie wprowadziłem jej w życie, nie zadowoliłem Boga, Bóg mnie nie popiera – a jeśli ostatecznie Bóg mnie opuści i nie będzie mnie już chciał, będzie to sprawiedliwość Boża. Nawet jeśli Bóg mnie ukarze i potępi, nie opuszczę Boga. Gdziekolwiek pójdę, pozostanę stworzeniem Bożym, na zawsze będę wierzyć w Boga, a nawet jeśli będę musiał pracować jak wół lub koń, nigdy nie przestanę za Nim podążać i nie obchodzi mnie, jaki będzie mój koniec« – jeśli to jest naprawdę twoje postanowienie, to dobrze: będziesz w stanie wytrwać. Jeśli brakuje wam tego zdecydowania i nigdy nie myśleliście o tych sprawach, to niewątpliwie problem dotyczy waszego charakteru, sumienia i rozsądku. To dlatego, że w głębi serca nigdy nie chcieliście nic zrobić dla Boga. Wszystko, co robisz, sprowadza się do żądania od Boga błogosławieństw. Zawsze przeliczasz w głowie, jakie błogosławieństwa otrzymasz za wysiłek lub cierpienie w domu Bożym. Jeśli ciągle tylko kalkulujesz, będzie ci bardzo trudno wytrwać. To, czy możesz zostać zbawiony, czy nie, zależy od tego, czy masz sumienie i rozsądek. Jeśli nie posiadasz sumienia i rozsądku, nie nadajesz się do zbawienia, ponieważ Bóg nie zbawia demonów i zwierząt. Jeśli wybierzesz kroczenie ścieżką dążenia do prawdy i będziesz kroczyć ścieżką Piotra, Duch Święty cię oświeci i poprowadzi w zrozumieniu prawdy, oraz stworzy dla ciebie sytuacje, które spowodują, że doświadczysz wielu prób, oczyszczania i będziesz doskonalony. Jeśli nie wybierzesz ścieżki dążenia do prawdy, tylko będziesz kroczył ścieżką Pawła antychrysta, to wybacz – Bóg nadal będzie cię testował i badał. Ale nie ma wątpliwości, że nie wytrzymasz Bożego egzaminu; kiedy coś ci się stanie, będziesz narzekał na Boga, a kiedy zostaniesz poddany próbie, opuścisz Go. W tym momencie twoje sumienie i rozsądek będą bezużyteczne, a ty zostaniesz wyrzucony. Bóg nie zbawia ludzi, którzy nie mają sumienia ani rozsądku; jest to minimalny standard” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowo Boże skłoniły mnie do refleksji. Gdy zmieniono mi obowiązki, czułam, że prawie nie ma dla mnie nadziei na zbawienie. Sprzeciwiałam się Bogu, narzekałam, zaniedbywałam obowiązki i dawałam upust swojemu niezadowoleniu. Brak mi było człowieczeństwa i rozumu, nie miałam nawet podstawowego sumienia. Byłam jak ci, co porzucają obowiązki, gdy pryskają nadzieje na błogosławieństwo. Gdyby Bóg mnie na czas nie oświecił i nie poprowadził, dając mi szansę na zrozumienie swoich pobudek i żądzy błogosławieństw, na to, bym spojrzała w swoją szatańską twarz po utracie nadziei na przyszłość, boję się myśleć, jak nisko bym upadła. Nie byłam w stanie pełnić żadnego obowiązku, zostałabym na koniec odrzucona przez Boga. Przerażała mnie ta możliwość. Zrozumiałam też, jak rolę odgrywają subiektywne dążenia ludzi. Ci, którzy szukają Boga, szczerze pełnią obowiązki, nie proszą o błogosławieństwie w wierze czy obowiązkach. Z radością służą, nawet jeśli nie czeka ich dobre przeznaczenie. Taki charakter wytrzyma próby w każdym rodzaju środowiska. W słowach Boga znalazłam ścieżkę praktykowania. Muszę się poddać, nieważne, jakie pełnię obowiązki, skupić się na szukaniu prawdy i obmywaniu skaz w mojej wierze.
W czasie ćwiczeń duchowych przeczytałam fragment słów Bożych, który pozwolił mi praktycznie zrozumieć standardy Bożego zbawienia. „Wielu ludzi nie wie dokładnie, co to znaczy być zbawionym. Niektórym się wydaje, że im dłużej wierzą w Boga, tym większe jest prawdopodobieństwo, że zostaną zbawieni. Niektórzy uważają, że im więcej duchowych doktryn rozumieją, tym bardziej prawdopodobne jest, że zostaną zbawieni, a inni sądzą, że przywódcy i pracownicy na pewno zostaną zbawieni. To wszystko ludzkie pojęcia i wyobrażenia. Kluczowe jest, by ludzie rozumieli, co oznacza zbawienie. Być zbawionym oznacza przede wszystkim być wolnym od wpływu szatana, wolnym od grzechu, a być posłusznym Bogu i prawdziwie się zwrócić do Niego. Co musicie posiadać, by się uwolnić od grzechu i od wpływu szatana? Prawdę. Jeśli ludzie mają nadzieję na zyskanie prawdy, muszą się wyposażyć w słowa Boga, być w stanie je doświadczać i praktykować, by móc zrozumieć prawdę i wkroczyć w rzeczywistość prawdy. Dopiero wtedy mogą zostać zbawieni. To, czy ktoś może zostać zbawiony, nie zależy od tego, jak długo ten ktoś wierzy w Boga, jak dużą wiedzę posiadł, ile wycierpiał, ani czy posiada talenty albo mocne strony. Jedyną rzeczą, która ma bezpośredni związek ze zbawieniem, jest to, czy dana osoba potrafi zyskać prawdę, czy nie. Więc ile prawd rzeczywiście dziś zrozumiałeś? I jak wiele ze słów Boga stało się twoim życiem? Do których spośród wszystkich Bożych wymagań wkroczyłeś? W ciągu wszystkich lat swojej wiary w Boga, jak dobrze wkroczyłeś w rzeczywistość Jego słowa? Jeśli nie wiesz, bądź nie wkroczyłeś w żadną rzeczywistość słów Boga, to szczerze mówiąc, nie ma nadziei na twoje zbawienie. Nie możesz zostać zbawiony” (Docenianie słów Boga jest fundamentem wiary w Niego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga pokazały mi, że to, czy ktoś może być zbawiony, nie ma nic wspólnego z obowiązkami. Zbawienie zależy od tego, czy ktoś zyskał prawdę, odrzucił grzech i wyzbył się szatańskiego uspsoobienia, czy podporządkował się Bogu. Zyskanie prawdy zależy od tego, do czego ktoś dąży i jaką ścieżką zmierza. Bóg jest sprawiedliwy. Nieważne, jaki ktoś ma charakter i obowiązki, o ile dąży do prawdy i skupia się na zmianie swojego usposobienia, mogą stopniowo poznawać prawdę, odrzucać zepsucie i osiągać zbawienie. Myślałam o kilku przywódcach, których znałam. Wydawali się skupieni na dążeniach, jasno mówili na zgromadzeniach, więc uważałam, że na pewno będą zbawieni. Wielbiłam ich i podziwiałam. Zaskoczyło mnie, gdy później ujawniło się, że szli ścieżką antychrysta. Wydawali się żarliwi w wierze i świetnie wychodziły im omówienia, ale to była tylko doktryna, zwodzenie innych. Tak naprawdę gonili za reputacją i statusem, za własnym przedsięwzięciem nie wykonując realnej pracy. W efekcie zakłóciło to poważnie pracę kościoła i zostali oni wyrzuceni. Myślałem też o wielu braciach i siostrach, pełniących zwykłe, mało prestiżowe obowiązki, ale skupiających się na dążeniu do prawdy. Przejawiali zepsucie, gdy pojawiały się problemy, ale potrafili się zreflektować i poznać siebie, praktykować prawdę, by wyzbyć się zepsucia. Zmieniali swoje życiowe usposobienie. Jeśli o mnie chodzi, wierzyłam w Bogu od lat, ale nie dążyłam do prawdy, więc wciąż nie wkroczyłam w rzeczywistość prawdy. W obliczu czegoś takiego jak zmiana w obowiązkach ulegałam ogromnym nieporozumieniom i narzekałam, nie chcąc się podporządkować. Nie mogłam wyzbyć się negatywności. Nie skupiając się na szukaniu i praktykowaniu prawdy, gdy dzieło Boga się kończy, zostałabym na pewno z pustymi rękami, odrzucona.
Te zmiany w moich obowiązkach ujawniły mi moje podstępne, złe usposobienie. Moja perspektywa wiary i pragnienie błogosławieństw nie zmieniły się, zrozumiałam, że zbawienie osoby niezwiązane jest z jej obowiązkami. Kluczowe jest to, czy ktoś umie dążyć do prawdy, czy zmienia swoje usposobienie, czy podporządkowuje się Bogu.