Wybór w sytuacji zagrożenia
Pewnej zimy kilka lat temu przywódczyni wyższego szczebla powiedziała mi, że przywódców i pracowników pobliskiego kościoła aresztowała policja. Należało zająć się pewnymi sprawami w tym kościele, a bracia i siostry nie mieli nikogo, kto mógłby ich wesprzeć. Byli słabi, zniechęceni, bali się i nie mogli uczestniczyć w życiu kościoła. Zapytała, czy mógłbym pokierować pracą w tamtym kościele. Byłem rozdarty, gdy to usłyszałem. Dopiero co aresztowano braci i siostry z tamtego kościoła. Jeśli się zgodzę, co się ze mną stanie, jeżeli ja też zostanę aresztowany? Nie byłem już najmłodszy. Czy moje ciało wytrzyma tortury i bicie wielkiego, czerwonego smoka? Jeśli nie zniosę tortur, stanę się Judaszem i zdradzę Boga, czy lata mojej wiary pójdą na marne? Ale pomyślałem, że w tak niesprzyjających obecnie okolicznościach, w tej ważnej chwili, w kościele potrzebny jest ktoś, kto stanie na wysokości zadania, więc niechętnie się zgodziłem.
Gdy tam przyjechałem, siostra Wang Xinjing powiedziała mi, że część przywódców, pracowników, braci i sióstr aresztowano i udało jej się dotrzeć tylko do kilku spośród wszystkich członków kościoła. Nie mogli się spotykać, bo z większością nie zdołała się skontaktować. Wtedy pomyślałem sobie: „Wielki, czerwony smok obserwuje nas oczami sąsiadów. Co, jeśli pójdę wesprzeć tych braci i te siostry, sąsiedzi to zauważą i doniosą na mnie? Aresztowano tak wielu braci, tak wiele sióstr. Jeśli któreś z nich nie wytrzyma tortur i wyda kolejnych członków kościoła, policja będzie ich obserwować. Jeśli pójdę do tych braci i sióstr, to przecież wpadnę wprost w sidła policji. Czy jeśli mnie aresztują, nie zniosę tortur i stanę się Judaszem, to będzie mój koniec jako osoby wierzącej? Wtedy na pewno nie dostąpię zbawienia”. Gdy o tym myślałem, narastał mój lęk i czułem, że wypełnianie obowiązków tutaj jest po prostu zbyt groźne. Jakbym chodził po polu minowym – jeden fałszywy krok i po mnie! Bardzo żałowałem, że przyjechałem nadzorować pracę w tym kościele i nie mogłem wykrzesać z siebie motywacji. Rozmyślałem: „Xinjing jest członkinią tego kościoła i lepiej orientuje się w obecnej sytuacji, więc dogodniej by było, gdyby to ona poszła odwiedzić braci i siostry. Ja dopiero przyjechałem i nie jestem na bieżąco. Powiem Xinjing, by wybrała się do nich z wizytą, to nie będę musiał się narażać”. Ale pomyślałem: „Xinjing wielu zasad nie pojmuje zbyt dobrze i brak jej doświadczenia. Czy naprawdę jest w stanie dobrze wykonać pracę? Czy zdoła rozwiązać problemy naszych braci i sióstr? Ale przecież sam nie mogę pójść, to proszenie się o katastrofę”. Roztrząsałem ten problem w myślach i w końcu postanowiłem wysłać Xinjing. Niestety minęło kilka dni, a ona nie zrobiła postępów. Widząc to, wiedziałem, że powinienem iść i wesprzeć braci i siostry. W przeciwnym razie ich problemy pozostaną nierozwiązane, a wejście w życie ucierpi. Ale sytuacja była groźna i narażałem się na aresztowanie za każdym razem, gdy podejmowałem próbę kontaktu z braćmi i siostrami. Dlatego nie ważyłem się sam działać. Minął miesiąc, a my nie mogliśmy pochwalić się postępami w realizacji dzieła kościoła. Xinjing była zniechęcona sytuacją. Wiedziałem o tym, ale w tamtym czasie zawładnął mną strach i nie umiałem się zdobyć na współpracę z nią.
Pewnego dnia poczułem ból w lewym kolanie, a w ciągu kilku dni spuchło jak balon i było całe posiniaczone. Ledwo mogłem chodzić, tak mnie bolało. Pomyślałem sobie wtedy, że być może Bóg mnie dyscyplinuje, więc pomodliłem się, prosząc, by mnie oświecił i pozwolił mi poznać Jego intencje. Po modlitwie znalazłem ten fragment słów Bożych. „Powodem Jego smutku jest ludzkość, w której pokłada nadzieję, a która stoczyła się w ciemność, ponieważ Jego dzieło dokonywane w człowieku nie spełnia Jego oczekiwań i ponieważ ludzkość, którą On miłuje, nie może cała żyć w świetle. Smuci Go niewinna ludzkość, człowiek szczery, ale nieświadomy oraz człowiek dobry, lecz z niewłaściwymi poglądami. Jego smutek jest symbolem Jego dobroci i miłosierdzia, symbolem piękna i życzliwości” (Zrozumienie usposobienia Boga jest bardzo ważne, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Te słowa wywarły na mnie ogromny wpływ. A zwłaszcza ten fragment: „Powodem Jego smutku jest ludzkość, w której pokłada nadzieję, a która stoczyła się w ciemność”, Czułem się winny. Przez aresztowania wielkiego, czerwonego smoka bracia i siostry nie mogli wieść normalnego życia kościelnego, dopadła ich depresja i ciemność, cierpiało na tym ich życie. Ten widok smucił i niepokoił Boga, który miał nadzieję, że ktoś szybko wypełni Jego wolę i prędko pomoże braciom i siostrom, by mogli wieść normalne życie kościoła. Niestety ja zrzucałem to zadanie na barki Xinjing w obawie o swoje bezpieczeństwo, by zadbać o własną, podłą egzystencję. Dobrze wiedziałem, że bracia i siostry nie mogli prowadzić normalnego życia w kościele, a ich życie ucierpiało, ale nie zrobiłem nic, by to zmienić. Brakowało mi człowieczeństwa. Byłem taki samolubny i wstrętny! Pomyślałem o tym, jak w normalnych okolicznościach, gdy nic mi nie groziło, uważałem siebie za kogoś, kto kocha Boga i potrafi zdobyć się na poświęcenie i ofiarność. Często omawiałem też z innymi to, że trzeba kochać i zadowalać Boga. Ale w tej sytuacji potrafiłem myśleć wyłącznie o własnym bezpieczeństwie. W ogóle nie zważałem na wolę Bożą ani na to, że przez to wszystko ucierpi życie braci i sióstr. Zrozumiałem, że powtarzałem jedynie doktrynalną wiedzę. Oszukiwałem Boga i ludzi. To bolesne dla Boga i odrażające. Gdy to zrozumiałem, poczułem ogromny żal i pomodliłem się: „Dobry Boże, zawsze chronię własne interesy i nie zważam na Twoją wolę. Naprawdę brak mi sumienia i rozumu. Boże, jestem gotów wypełniać Twoją wolę i wspierać braci i siostry jak najlepiej”.
Potem zacząłem pomagać braciom i siostrom, wspierać ich i wyciągać z kłopotów. Raz usłyszałem jedną siostrę: „Dwa lata temu aresztowano ponad dziesięcioro braci i sióstr z tego kościoła. Niektórzy wciąż nie zostali wypuszczeni. Policjanci grozili nawet, że zrównają nasz kościół z ziemią”. Słysząc to, poczułem wściekłość. Te demony były tak aroganckie i despotyczne! Ale podświadomie odczułem też strach: Zaledwie dwa lata później przyszły i aresztowały tak wielu innych członków. Groziły też, że zrównają kościół z ziemią. Jeśli policja dowie się, że jestem przywódcą, to przecież stanę się ich głównym celem. Myśl o tym, jak torturowano braci i siostry po aresztowaniu, zdejmowała mnie trwogą. Czy zdołam wytrzymać te tortury, jeśli mnie też aresztują? Jeśli śmiertelnie mnie pobiją i zostanę Judaszem, to przecież będzie mój koniec. Gdy dowiedziałem się, że aresztowano jeszcze więcej braci i sióstr, wydawało mi się, że pełnienie obowiązków w tej sytuacji jest zbyt niebezpieczne. Czułem, że policja może aresztować mnie w każdej chwili. Byłem naprawdę przerażony. Przeczytałem ten fragment słów Bożych. „Bez względu na to, jak »potężny« jest szatan, niezależnie od tego, jaki jest on śmiały i ambitny, niezależnie od tego, jak wielka jest jego zdolność do czynienia szkód, niezależnie od tego, jak szeroki jest zakres technik, którymi deprawuje i kusi człowieka, niezależnie od tego, jak sprytne są sztuczki i schematy, którymi zastrasza człowieka, bez względu na to, jak zmienna jest forma, w jakiej istnieje, nigdy nie był w stanie stworzyć choć jednej żywej istoty, nigdy nie był w stanie ustanowić praw ani reguł dla istnienia wszystkich rzeczy i nigdy nie był w stanie rządzić ani kontrolować żadnej rzeczy, czy to ożywionej czy nieożywionej. W całym kosmosie i w obrębie firmamentu nie istnieje ani jedna osoba czy przedmiot, który się z niego zrodził lub istnieje z jego powodu; nie istnieje ani jedna osoba ani przedmiot, który jest przez niego zarządzany lub kontrolowany. Wręcz przeciwnie, nie tylko musi żyć pod zwierzchnictwem Boga, ale, co więcej, musi przestrzegać wszystkich Bożych nakazów i rozkazów. Bez boskiego pozwolenia trudno jest szatanowi dotknąć nawet kropli wody lub ziarenka piasku na ziemi; bez pozwolenia Boga szatan nie może nawet poruszyć mrówek na ziemi – nie mówiąc już o ludzkości, która została stworzona przez Boga. W oczach Boga szatan znaczy mniej od lilii w górach, od ptaków latających w powietrzu, od ryb w morzu i od larw na ziemi. Jego rolą pośród wszystkich rzeczy jest służenie wszystkim i działanie dla ludzkości oraz służenie Bożemu dziełu i Jego planowi zarządzania” (Sam Bóg, Jedyny I, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Dzięki słowom Bożym zrozumiałem, że to Bóg kontroluje wszystko. Bez względu na okrucieństwo szatana podlega ono władzy Boga. Bez zgody Boga szatan nie zdobyłby się na żaden fałszywy ruch. Pomyślałem o próbach Hioba. Bez zgody Boga szatan mógł tylko zranić jego ciało, ale nie był w stanie ograbić Hioba z życia. Przecież tylko od Boga zależało, czy w tej sytuacji zostanę aresztowany. Bez względu na zaciekłość szatana nie dopiąłby swego bez przyzwolenia Boga, nawet gdyby wielki, czerwony smok zechciał mnie pochwycić. Gdyby Bóg na to pozwolił, nie umknąłbym, choćbym chciał. Moje życie było w rękach Boga, a szatan nie miał nic do gadania. Analizowałem słowa Boga i dowiedziałem się nieco o Jego autorytecie i suwerenności. To mnie wyzwoliło i przestałem się tak bać. Chciałem zadbać o to, by bracia i siostry mogli znów wieść normalne życie kościoła. Xinjing i ja modliliśmy się i polegaliśmy wtedy na Bogu. Skontaktowaliśmy się z braćmi i siostrami i zapewniliśmy im wsparcie. Powoli znów zaczynali pojawiać się na spotkaniach, prowadzić życie kościelne i wypełniać obowiązki, najlepiej jak umieli.
Później siostra, którą aresztowano i potem wypuszczono, wysłała mi list z informacją, że doniesiono na mnie. Policja już wiedziała, że jestem przywódcą i gdzie mieszkam. Mówili, że niebawem Biuro Bezpieczeństwa wystawi za mną list gończy. Żeby mnie znaleźć policja zabrała nawet tę siostrę do mojej wioski, by mnie wskazała, ale nagrania z monitoringu były uszkodzone i nie wyszło im. Serce podeszło mi do gardła, gdy się o tym dowiedziałem. Byłem śmiertelnie przerażony. Skoro policjanci wiedzieli o mnie już tak wiele, mogli mnie aresztować w dowolnym momencie. A po aresztowaniu niechybnie czekały mnie tortury i udręka. Gdy o tym myślałem, moje przerażenie rosło. Dopadła mnie wtedy chwila słabości. Czułem, że stąpam po cienkim lodzie, wierząc w Boga na ziemiach wielkiego, czerwonego smoka. Z każdym krokiem narażałem się na śmierć. Pomyślałam wtedy: „Może mógłbym na jakiś czas ukryć się u krewnych. Kiedy sytuacja się uspokoi, wrócę do pełnienia obowiązków”. Ale przypomniałem sobie, że część braci i sióstr bała się, dopadły ich zniechęcenie i słabość. Pilnie potrzebowali podlania i wsparcia. Gdybym w tak newralgicznym momencie zdezerterował, sprzeciwiłbym się Bogu i zranił Jego uczucia. Byłem udręczony i umęczony, nie wiedziałam co robić, więc pomodliłem się, błagając Boga, by dał mi wiarę i siłę, bym mógł nadal pełnić obowiązki. Po modlitwie znalazłem te Jego słowa. „W Chinach kontynentalnych wielki czerwony smok nadal przeprowadza aresztowania, brutalnie tłumi i prześladuje wierzących w Boga, którzy nierzadko znajdują się w niebezpieczeństwie. Rząd na przykład prowadzi pod różnymi pozorami poszukiwania ludzi wiary. Kiedy znajdą obszar, w którym mieszka antychryst, co jest pierwszą rzeczą, o której on myśli? Nie myśli o tym, by właściwie zorganizować pracę kościoła; kombinuje raczej, jak uciec z tego niebezpiecznego położenia. Kiedy Kościół staje w obliczu opresji lub aresztowań, antychryści nigdy nie podejmują wysiłków, by uprzątnąć ich skutki. Nie planują, co zrobić z ważnymi zasobami czy personelem kościoła, ale wymyślają różne preteksty i wymówki, żeby znaleźć dla siebie bezpieczne miejsce, a kiedy już się tam znajdą, przestają się zajmować tą sprawą. (…) W głębi serca antychrysta jego osobiste bezpieczeństwo jest najważniejsze i stanowi centralną kwestię, którą zawsze ma na uwadze. Myśli sobie: »Absolutnie nie mogę pozwolić, aby cokolwiek mi się stało. Mogą innych aresztować, ale na pewno nie mnie. Muszę żyć dalej. Wciąż czekam na chwałę, którą zdobędę z Bogiem, gdy dokona się Jego dzieło. Jeśli mnie złapią, zachowam się jak Judasz – a jeśli stanę się Judaszem, jestem skończony; nie uzyskam wyniku i zostanę ukarany tak, jak na to zasługuję«. (…) Dopiero gdy antychryst poczuje się już całkiem bezpieczny i myśli, że nic złego mu się nie stanie, że nic mu nie grozi, zaczyna wykonywać jakąś powierzchowną pracę. Antychryst bardzo starannie organizuje sprawy, ale to zależy od tego, dla kogo pracuje. Jeśli praca jest korzystna dla niego samego, wtedy przemyśli ją bardzo starannie, ale gdy chodzi o pracę kościoła lub cokolwiek, co ma związek z obowiązkiem antychrysta, okaże swój egoizm, podłość i nieodpowiedzialność, nie mając ani krzty sumienia ani rozumu. To właśnie z powodu takiego zachowania określa się go mianem antychrysta” (Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg pokazuje, że antychryści są bardzo samolubni i brak im człowieczeństwa. Dbają wyłącznie o własne dobro i interesy, a dzieło kościoła kompletnie ich nie interesuje. W spokojnych czasach sprawiają fałszywe wrażenie oddanych swoim obowiązkom, ale gdy pojawi się choć cień zagrożenia lub ryzyko dla ich osobistego bezpieczeństwa, chowają głowę w piasek i porzucają obowiązki. Nieważne, jak dalece zaszkodzi to dziełu kościoła oraz braciom i siostrom, tych antychrystów to nie obchodzi. Miałem świadomość, że postępuję zupełnie tak samo jak antychryst. Gdy nic mi nie groziło, sprawiałem wrażenie, że potrafię cierpieć i poświęcać się dla obowiązków, ale gdy robiło się niebezpiecznie, czmychałem, myśląc tylko o tym, by się chronić, a ryzykowne obowiązki zwalić na siostrę. Biernie patrzyłem na to, że dzieło kościoła nie mogło iść naprzód, a bracia i siostry zostali pozbawieni życia kościoła. Nie stanąłem na wysokości zadania i zająłem się dziełem kościoła dopiero po zdyscyplinowaniu. Gdy usłyszałem, że ktoś doniósł na mnie policji i jestem poszukiwany, chciałem porzucić swoje obowiązki i za nic miałem dzieło kościoła. Byłem samolubny i nikczemny, zupełnie nie zachowywałem się jak wierzący. Gdzie się podziała moja wiara? Te wydarzenia pokazały wyraźnie, że jestem samolubny niczym antychryst i nie mam ni krzty sumienia czy rozumu. Gdy zwęszyłem zagrożenie, chciałem porzucić obowiązki i znaleźć dla siebie bezpieczny kąt. Nie byłem lojalny wobec Boga, a to było dla Niego odrażające. Gdy dowiedziałem się tego o sobie, miałem poczucie winy i żalu. Zobaczyłem fragment słów Boga. „Być może wszyscy pamiętacie te słowa: »Ten bowiem nasz chwilowy i lekki ucisk przynosi nam przeogromną i wieczną wagę chwały«. Wszyscy wcześniej słyszeliście te słowa, lecz nikt nie pojął ich prawdziwego znaczenia. Dziś jesteście już głęboko świadomi ich prawdziwej wagi. Bóg sprawi, że słowa te wypełnią się w czasie dni ostatecznych, a wypełnią się one w tych, którzy byli brutalnie prześladowani przez wielkiego, czerwonego smoka w kraju, w którym uwił on sobie leże. Wielki, czerwony smok prześladuje Boga i jest Jego wrogiem, dlatego w kraju tym ci, którzy wierzą w Boga, są poniżani i uciskani, w rezultacie czego słowa te wypełniają się w was, w tej grupie ludzi. Ponieważ wykonywane jest w kraju, który sprzeciwia się Bogu, całe Jego dzieło napotyka na nieprawdopodobne przeszkody, a wypełnienie się Jego słów wymaga czasu; dlatego też słowa Boga oczyszczają ludzi, co jest zarazem częścią cierpienia. Wykonywanie dzieła w kraju wielkiego, czerwonego smoka jest dla Boga niezwykle trudne, ale to właśnie poprzez tę trudność Bóg realizuje jeden etap swojego dzieła, ujawniając swoją mądrość i cudowne uczynki oraz wykorzystując tę okazję, aby uczynić tę grupę ludzi pełnymi. To poprzez cierpienie ludzi, poprzez ich charakter oraz poprzez wszystkie szatańskie skłonności ludzi żyjących w tym nieczystym kraju, Bóg dokonuje swojego dzieła oczyszczenia oraz podboju, aby w ten sposób mógł zdobyć chwałę i mógł pozyskać tych, którzy będą nieść świadectwo o Jego czynach. Takie jest pełne znaczenie wszystkich poświęceń Boga względem tej grupy ludzi” (Czy dzieło Boga jest tak proste, jak to wydaje się człowiekowi? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Analizując te słowa Boga, wyczuwałem Jego intencje. To nieuniknione i Bóg o tym przesądził, że wierzących, którzy żyją w królestwie KPCh, muszą spotkać prześladowania i trud. Prześladowania wielkiego, czerwonego smoka służą Bogu do doskonalenia naszej wiary i miłości. Ale w tej groźnej sytuacji nie szukałem woli Bożej, trawił mnie strach i dbałem tylko o własne bezpieczeństwo, nawet obowiązków nie chciałem wypełniać. Miałem naprawdę słabą wiarę. Zamiast nieść świadectwo o Bogu, stałem się pośmiewiskiem szatana. Czułem się zobowiązany i pełen żalu, gdy to pojąłem. Nie chciałem opuszczać stanowiska i wieść dalej takiej niegodnej egzystencji. Byłem gotów oddać się w ręce Boga i cieszyłem się, że poddaję się Jego decyzji odnośnie do tego, czy zostanę aresztowany, przeżyję, czy umrę. Jeśli aresztuje mnie wielki, czerwony smok, stanie się to za zgodą Boga i nawet jeśli oznacza moją śmierć, będę niósł Jego świadectwo. Jeśli mnie nie aresztują, to będzie Boża łaska i ochrona i tym bardziej natchnie mnie do pełnienia moich obowiązków. Uświadomiwszy to sobie, nieco się uspokoiłem, a wcześniejsze lęki i niepokoje się rozwiały.
Później myślałem: „Dlaczego gdy coś mi groziło, myślałem tylko o swoich interesach, zamiast zważać na wolę Bożą?”. Raz natknęłam się na fragment słów Boga. „Wszyscy zepsuci ludzie żyją tylko dla siebie. Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego – to jest podsumowanie ludzkiej natury. Ludzie wierzą w Boga dla samych siebie; kiedy wyrzekają się czegoś i dokładają wysiłków dla Boga, czynią to, by uzyskać błogosławieństwa, a kiedy są Mu wierni, to po to, by otrzymać nagrodę. W sumie celem wszystkich ich działań jest zdobycie błogosławieństw, nagród i wejście do królestwa niebieskiego. W społeczeństwie ludzie pracują dla własnych korzyści, a w domu Bożym wykonują obowiązek, aby zdobyć błogosławieństwa. Rezygnuje się ze wszystkiego i jest się w stanie znieść wiele cierpienia właśnie po to, aby uzyskać błogosławieństwa. Nie ma lepszego dowodu na to, że natura człowieka jest szatańska. Ludzie, których usposobienie zmieniło się, są inni; czują, że sens wywodzi się z życia według prawdy, że podstawą człowieczeństwa jest poddanie się Bogu, bojaźń Boża i wystrzeganie się zła, że przyjęcie Bożego posłannictwa jest powinnością nakazaną przez Niebo i uznaną na ziemi, że tylko ludzie wypełniający obowiązek Bożego stworzenia godni są miana człowieka – i że jeśli nie są w stanie kochać Boga i odwdzięczyć Mu się za Jego miłość, to nie są godni miana człowieka; dla nich życie dla siebie jest puste i pozbawione znaczenia. Czują, że ludzie powinni żyć po to, aby zadowolić Boga, by dobrze wykonywać swoje obowiązki i prowadzić znaczące życie, tak żeby nawet wtedy, gdy przyjdzie czas umrzeć, czuć zadowolenie i niczego nie żałować – i by ich życie nie poszło na marne” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Boga pojąłem, że chroniłem siebie w sytuacji zagrożenia i chciałem porzucić swoje obowiązki, ponieważ moje myślenie zdominowały szatańskie filozofie takie jak: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Pozostaw rzeczy własnemu biegowi, jeśli nie dotykają one nikogo osobiście”, czy „Za darmo nie kiwnij nawet palcem”. Te przekonania stały się częścią mojej natury i zawsze myślałem tylko o własnych korzyściach. Gdy szło o moje interesy, mogłem zdradzić nawet Boga. Odkąd zjawiłem się w tym kościele, stale myślałem wyłącznie o swoim bezpieczeństwie, kiedy sytuacja robiła się groźna. Choć wiedziałem, że muszę szybko wesprzeć tych braci i te siostry, by mogli wieść normalne życie kościelne, ukrywałem się z obawy przed aresztowaniem i torturami, a pracę zrzucałem na barki siostry, kompletnie nie zważając na jej bezpieczeństwo czy dzieło kościoła. Nawet gdy widziałem, że praca w pojedynkę przerasta siostrę, a bracia i siostry nie mogli prowadzić życia kościelnego, i tak nie wkroczyłem, by spełnić swój obowiązek. Kierowałem się w życiu filozofią szatana. Postępowałem samolubnie i nikczemnie, bez cienia człowieczeństwa, sumienia czy rozumu. Bóg zbawia tych lojalnych, którzy są Mu posłuszni, tych, co wyrzekają się swoich interesów i w kluczowych momentach bronią dzieła kościoła. Tylko takich ludzi czeka pochwała od Boga. Niestety ja zdezerterowałem w kluczowym momencie i nie byłem szczery wobec Boga. Byłem taki samolubny i nikczemny. Nawet gdybym umknął policji i zdołał przedłużyć swoją haniebną egzystencję, dlaczego Bóg miałby mnie zbawić? Pomyślałem o tym, że Bóg wcielił się w Chinach, by zbawić ludzkość. Znosi niesamowite cierpienie i upokorzenie. Stawia czoła niebezpieczeństwu, by wyrażać słowa i dokonać dzieła, stale prześladowany i ścigany przez wielkiego, czerwonego smoka oraz odrzucany i oczerniany przez religijny świat, ale i tak nie poddaje się i nas zbawia. Bóg daje z siebie wszystko, z determinacją zbawiając rodzaj ludzki. Bóg nie jest samolubny, lecz dobry. A mi brakowało szczerości wobec Niego. Kierowałem się szatańskimi filozofiami. Byłem samolubny, nikczemny i podstępny. Dbałem tylko o własne bezpieczeństwo, gdy pełniłem obowiązki, nie chroniłem dzieła kościoła. Gdybym nie okazał skruchy, zbrzydłbym Bogu i On odrzuciłby mnie.
Wypełniając obowiązki religijne, natrafiłem na to. „Ci, którzy służą Bogu, powinni być Mu bliscy, powinni Mu się podobać i być w stanie dochować Mu najwyższej wierności. Niezależnie od tego, czy czynisz coś prywatnie czy publicznie, potrafisz zyskać radość Bożą w Jego obliczu, potrafisz stanąć pewnie przed Nim i bez względu na to, jak inni ludzie cię traktują, zawsze podążasz drogą, którą powinieneś podążać i troszczysz się o Boże brzemię. Tylko tacy ludzie są bliscy Bogu. Bliscy Bogu mogą służyć Mu bezpośrednio, ponieważ powierzono im wielkie Boże zadanie i Boże brzemię, potrafią uczynić serce Boga własnym i przyjąć Boże brzemię jako własne, nie zważają przy tym na swoje perspektywy na przyszłość: nawet gdy nie mają perspektyw i nie mogą niczego zyskać, zawsze będą wierzyć w Boga kochającym sercem. Zatem ten rodzaj człowieka jest bliski Bogu. Osoby bliskie Bogu są również Jego powiernikami; tylko powiernicy Boga mogą dzielić Jego niepokój i Jego myśli. I chociaż ich ciała są targane bólem i słabe, potrafią oni znieść ból i porzucić to, co im miłe, aby zadowolić Boga. Bóg nakłada na takich ludzi więcej brzemion i to, co pragnie uczynić, zostaje potwierdzone przez świadectwo tych ludzi. Zatem tacy ludzie podobają się Bogu, są oni sługami Boga, którzy szukają Jego serca, i tylko tacy ludzie mogą współrządzić wraz z Bogiem. Kiedy naprawdę staniesz się bliskim Bogu, właśnie wtedy będziesz współrządzić wraz z Nim” (Jak służyć zgodnie z wolą Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Dzięki słowom Bożym zrozumiałem, że Bóg kocha tych, co wypełniają Jego wolę i znoszą trud. Bez względu na okoliczności i na to, ile muszą wycierpieć, nawet jeśli przyszłość rysuje się w czarnych barwach, zniosą udrękę, by zadowolić Boga, i nie będą myśleć o własnych interesach. W ostatecznym rozrachunku tylko takich ludzi Bóg pozyska. Wiedziałem, że w tak ważkiej chwili, gdy kościół jest prześladowany, powinienem zważać na wolę Boga i martwić się Jego zmartwieniami, chronić dzieło kościoła i wypełniać swoje obowiązki. Gdy to pojąłem, coś sobie postanowiłem: choćby wokół czyhało niebezpieczeństwo, będę dobrze pracował ku uciesze Bożego serca.
Pewnego dnia usłyszałem, że aresztowano przywódcę pobliskiego kościoła. Należało szybko przetransportować książki kościoła w inne miejsce, by nie wpadły w ręce wielkiego, czerwonego smoka. Od razu skontaktowałem się z siostrą Zhang Yi, by mi z tym pomogła. Gdy przyjechałem na miejsce, podbiegła do mnie. Widać było zdenerwowanie na jej twarzy. Wyszeptała, że ktoś ją śledzi. Trudno jej było zgubić ogon. Powiedziała, że muszę jak najszybciej przenieść książki. Na te słowa serce podeszło mi do gardła. Bałem się i denerwowałem. Myślałem: „Policjanci kryją się po kątach, a my jesteśmy na widoku. Jeśli mnie wyśledzą i aresztują, pewnie będą bili, aż padnę trupem”. Im więcej o tym myślałem, tym bardziej się bałem. Chciałem, by ktoś inny gdzieś te książki przeniósł. Przypomniałem sobie, że Zhang Yi już umówiła spotkanie z kimś, kto miał przejąć książki, i nie było czasu na szukanie zastępstwa. Poza tym wszelkie opóźnienia zwiększały ryzyko. Nie mogłem tracić czasu. Biłem się z myślami, ale uświadomiłem sobie, że po prostu się boję, więc zwróciłem się do Boga, błagając, by dał mi wiarę i siłę. Pomyślałem wtedy o innym fragmencie słów Boga. „Kiedy ludzie wierni Bogu wiedzą jednoznacznie, że dane środowisko jest niebezpieczne, to zanim sami się wycofają, mimo wszystko podejmują ryzyko uprzątnięcia skutków i ograniczają straty w domu Bożym do minimum. Nie stawiają na pierwszym miejscu własnego bezpieczeństwa. Powiedz mi, kto w tym złym kraju wielkiego czerwonego smoka może zapewnić, że wiara w Boga i pełnienie obowiązków nie będzie wiązało się z żadnym niebezpieczeństwem? Jakikolwiek obowiązek się podejmuje, wiąże się on z pewnym ryzykiem – ale wykonywanie obowiązków zleca Bóg i podążając za Bogiem, trzeba podjąć ryzyko ich pełnienia. Trzeba wykazać się mądrością i podjąć działania zapewniające bezpieczeństwo, ale nie należy stawiać swojego osobistego bezpieczeństwa na pierwszym miejscu. Należy rozważyć Bożą wolę, stawiając na pierwszym miejscu pracę Jego domu i szerzenie ewangelii. Wypełnienie Bożego zlecenia dla ciebie jest tym, co liczy się najbardziej i jest na pierwszym miejscu” (Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Ci lojalni wobec Boga, zważają na Jego wolę. Bez względu na niebezpieczeństwo potrafią postawić na szali wszystko, by wykonać zadanie i spełnić swój obowiązek. Pomyślałem o tym, jak przez lata wiary cieszyłem się podlewaniem i wsparciem słów Boga. Teraz przyszedł czas, bym spełnił swój obowiązek. Nie mogłem postąpić wbrew sumieniu i stać z boku, gdy interesy kościoła były zagrożone. Bez względu na to, jak groźna była sytuacja, musiałem znaleźć sposób, by zabrać stamtąd te książki. Nie mogłem pozwolić, by wielki, czerwony smok dobrał się do nich. Pomyślałem o tych słowach Pana Jezusa: „Kto bowiem chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mojego powodu, ten je zachowa” (Łk 9:24). Nawet gdyby mnie aresztowano podczas pełnienia obowiązków i pobito, to nie byłoby bez znaczenia i Bóg by to pochwalił. Pomyślałem o tym, jak Piotra ukrzyżowano z głową w dół, za Boga, o tym, że Piotr nie dbał o swoje życie, lecz niósł donośne świadectwo o Bogu. Wiedziałem, że muszę być jak Piotr, lojalny wobec Boga bez względu na okoliczności i wypełniać obowiązki ku uciesze Bożego serca. Potem wraz z braćmi i siostrami wymyśliliśmy, jak umknąć wielkiemu, czerwonemu smokowi, i z Bożą pomocą zdołaliśmy przetransportować książki.