Urzędnik państwowy w obliczu wyboru
Jeszcze zanim się urodziłem, mój tato złamał prawo i został aresztowany. W latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku na chińskiej wsi był to powód do wielkiego wstydu, więc wszyscy patrzyli na moją rodzinę z pogardą i dorastałem pośród drwin otoczenia. Mama zawsze mi powtarzała: „Musisz ciężko pracować, aby być najlepszy. Nie możemy pozwolić, by inni ludzie patrzyli z góry na naszą rodzinę”. Te słowa głęboko się we mnie zakorzeniły. Przysiągłem sobie, że w przyszłości wybiję się z tłumu i zmienię nastawienie wszystkich do nas. Byłem bardzo pilnym studentem i po ukończeniu akademii zostałem nauczycielem. Miałem wystarczająco na utrzymanie, ale wciąż byłem daleki od zrealizowania mojego celu, jakim było wybicie się i osiągnięcie sukcesu. Skorzystałem więc z koneksji i wysyłałem prezenty przywódcom na szczeblu powiatowym w nadziei, że zostanę przeniesiony na stanowisko rządowe.
Moje nadzieje się spełniły i trzy lata później dostałem posadę sekretarza w urzędzie miasta. Towarzyszyłem przywódcom przy różnych okazjach. Wyglądało to bardzo imponująco. Gdy wróciłem do swojego rodzinnego miasta, naczelnik wioski i wszyscy ludzie traktowali mnie bardzo ciepło, a wiele osób próbowało mi się przypochlebić – moja rodzina również na tym korzystała, a ludzie z całej okolicy bardzo nam zazdrościli. Mama powiedziała mi z radością: „Odkąd dostałeś państwową posadę, twój brat wszędzie wszystkim opowiada, kim jesteś i gdzie pracujesz. Po tylu latach możemy w końcu chodzić z dumnie uniesionymi głowami!”. Te słowa ogromnie mnie poruszyły. Przez tak wiele lat naszej rodzinie było bardzo ciężko. Czy nie na taki właśnie dzień czekaliśmy? Potem zacząłem pracować jeszcze ciężej, siedziałem po godzinach do późna w nocy i nie odpoczywałem nawet w weekendy. Miałem jeszcze mniej czasu dla żony i dziecka. Później, w 2008 roku, przyjąłem dzieło Boga Wszechmogącego dni ostatecznych, ale nadal większość czasu spędzałem w pracy. Od czasu do czasu brałem udział w zgromadzeniach, ale nie czytałem zbyt wielu słów Bożych. Moja kariera rozwijała się bardzo dobrze – cieszyłem się uznaniem przełożonych i szacunkiem współpracowników. Wszyscy mówili, że na pewno awansuję, kiedy tylko zwolni się jakieś stanowisko. Byłem przekonany, że to będzie moja szansa na osiągnięcie w życiu dokładnie tego, czego chciałem, na wybicie się, więc zacząłem pracować jeszcze ciężej i zabiegać o przychylność przełożonych. Okazało się jednak, że przegrałem rywalizację z synem przełożonego, a potem przeniesiono mnie do mało ważnego wydziału.
To przeniesienie bardzo mnie przygnębiło i myślałem, że moi współpracownicy na pewno będą mnie obgadywać i patrzeć na mnie z góry. Zwyczajnie nie byłem w stanie podnieść się na duchu i nie chciałem się z nikim widzieć. Właśnie w tym nieszczęśliwym okresie pewien brat z kościoła powiedział mi: „Nie dostałeś tego awansu, tylko przeniesiono cię do mało ważnego wydziału. Wydaje się to złe, ale w gruncie rzeczy jest dobre! Gdybyś, jak chciałeś, awansował i dostał wyższe stanowisko, to teraz chciałbyś jeszcze więcej. Musiałbyś stawić czoła kolejnym pokusom, walcząc każdego dnia o uznanie i status. Skąd miałbyś wziąć czas i ochotę na poszukiwanie prawdy? Nastał kluczowy czas dla Bożego dzieła zbawienia i doskonalenia ludzkości. Jeśli roztrwonisz te cenne dni, jak możesz zostać zbawiony? W tym, że nie dostałeś awansu, przejawiła się dobra wola Boga – Bóg nie może patrzeć, jak szatan bawi się nami i nas krzywdzi, jak całe nasze życie jest zabieganiem o uznanie i zyski, jak walczymy i intrygujemy, a w konsekwencji tracimy szansę na Boże zbawienie”. Jego słowa zadziałały na mnie jak pobudka; pomyślałem, że ma rację. Wcześniej byłem bez reszty skupiony na tym, jak się wyróżnić, więc nigdy nie udawało mi się uspokoić serca i naprawdę czytać Bożych słów bądź dążyć do prawdy. Może ta porażka była punktem zwrotnym na mojej ścieżce wiary.
Potem przeczytałem w słowach Boga: „Gdy zwykły człowiek dąży do miłości do Boga, wejście do królestwa, aby stać się członkiem ludu Bożego, jest jego prawdziwą przyszłością, a także życie, które ma ogromną wartość i znaczenie; nikt nie jest bardziej błogosławiony od was. Dlaczego to mówię? Ponieważ ci, którzy nie wierzą w Boga, żyją dla ciała i dla szatana. Lecz wy dzisiaj żyjecie dla Boga i po to, by podążać za Jego wolą. Dlatego właśnie mówię, że wasze życie ma ogromne znaczenie. Tylko grupa tych, którzy zostali wybrani przez Boga, jest w stanie urzeczywistnić życie o najwyższym znaczeniu: nikt inny na świecie nie jest w stanie urzeczywistnić życia o takiej wartości i znaczeniu” (Poznaj najnowsze dzieło Boga i podążaj Jego śladami, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga bardzo jasno mówią o tym, co sprawia, że życie ma sens. Wróciłem myślami do moich lat walki o uznanie i zyski – nawet teraz, gdy miałem już pewien status i prestiż, wciąż czułem się zupełnie pusty. W kręgach urzędniczych zawsze nakładałem fałszywą maskę. Ze względu na mój status musiałem nie tylko przypochlebiać się przełożonym, ale też radzić sobie z moimi współpracownikami, wkładając wszystkie siły w rywalizację i walkę z innymi, przez cały czas obawiając się, że inni intrygują przeciwko mnie. Doskonale rozumiałem, jak nieszczęśliwy i stresujący jest ten świat. Zapytałem siebie: jaki sens, jaką wartość ma ciężka praca przez całe życie, by walczyć o status i prestiż? Czy w moim życiu chodzi wyłącznie o to, bym olśniewał innych i przyniósł chwałę rodzinie? Czy przez tysiące lat tak wielu wspaniałych ludzi o wielkim statusie i tak nie umarło z pustymi rękami? Bóg stworzył człowieka nie po to, aby nasze nazwiska przetrwały przez wieki, abyśmy walczyli o uznanie i status, lecz po to, byśmy poznali prawdę i poznali Boga, wypełnili obowiązek istoty stworzonej i urzeczywistnili prawdziwe człowieczeństwo. To jedyny rodzaj życia, który ma sens i wartość, i tylko tak można zyskać aprobatę Boga. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, pomodliłem się do Boga, gotów zrezygnować ze swojej pogoni za uznaniem i statusem oraz wejść na właściwą ścieżkę życia.
W wydziale, do którego mnie przeniesiono, przez cały rok nie było ani jednego pracowitego okresu. Skorzystałem z tej szansy, by czytać więcej Bożych słów i wyposażyć się w prawdę, a w weekendy brałem udział w zgromadzeniach i głosiłem ewangelię z braćmi i siostrami. Czułem wielki spokój ducha i nie spoufalałem się już tak ze współpracownikami. Straciłem zainteresowanie wszystkimi tymi mętnymi sprawami, takimi jak pielęgnowanie relacji i wykorzystywanie nieoficjalnych kanałów. Czułem się znacznie swobodniejszy i bardziej zrelaksowany. Ale skończyło się na tym, że znów mnie przeniesiono, tym razem do wydziału zlecanych przez rząd rozbiórek, gdzie na własne oczy zobaczyłem wszystkie nikczemne sposoby, na jakie partia komunistyczna nęka i krzywdzi zwykłych ludzi. Przez to mój stosunek do ścieżki kariery, którą zmierzałem, stał się jeszcze chłodniejszy. Rząd zmuszał ludzi, by wyprowadzali się z domów, twierdząc, że potrzebuje miejsca na rozbudowę miasta, a odszkodowania były na ogół bardzo niskie. Ludzie byli z tego powodu niezadowoleni i protestowali. Było jasne, że rząd jest w zmowie z deweloperami i czerpie ogromne zyski z tych transakcji kosztem zwykłych ludzi. Urzędnicy zawsze jednak przekręcali fakty, twierdzili, że ludzie po prostu odmawiają wyprowadzki i to stoi na przeszkodzie w rozbudowie miasta. Za dnia kazali nam wykonywać ideologiczną pracę i przekonywać mieszkańców, a nocami wysyłali ludzi, którzy ich nękali i zmuszali do podpisania zgody na eksmisję. Mieszkańcy nie mieli ani chwili spokoju. Jeśli ktoś stanowczo odmawiał przeprowadzki, był siłą zatrzymywany i bity pod zarzutem utrudniania przebudowy miasta. Przywódcy nie ustępowali, dopóki taka osoba nie podpisała. Ci, którzy odwoływali się do wyższych władz, byli aresztowani i bici. Pewna osoba została nawet pobita tak mocno, że stała się inwalidą i w końcu umarła. Kiedyś na wewnętrznym spotkaniu, w obecności wszystkich, jeden z moich przełożonych powiedział nawet z uśmiechem: „Skoro ten człowiek nie żyje, to mamy jedno odwołanie i jedno zmartwienie mniej, a to oznacza mniej zarzutów dyscyplinarnych przeciwko nam!”. Wszyscy inni też się uśmiechali. Patrząc na to, jak urzędnicy państwowi zastraszają i wykorzystują zwykłych ludzi bez żadnego szacunku dla ludzkiego życia, zrozumiałem, że pozostawanie w systemie partii komunistycznej i podtrzymywanie kontaktów z tymi ludźmi nie może doprowadzić do niczego dobrego. Zacząłem robić wszystko, co w mojej mocy, aby ich unikać i nie obracać się w ich towarzystwie. Gdy kazano mi negocjować lub pobić kogoś, kto musiał się wyprowadzić, robiłem dosłownie wszystko, co tylko mogłem, by tego uniknąć, albo szedłem tam po to, aby pilnować porządku. Kiedy widziałem z bliska ludzi, którzy byli bici i wyli z bólu, na widok bezradności w ich oczach czułem wielkie wyrzuty sumienia. Czasami w nocy budziły mnie koszmary. Codzienne życie w takim środowisku było nieustannym cierpieniem. Czułem, że jeśli będę dalej wykonywał tak niegodną pracę, to prędzej czy później spotka mnie za to kara, i chciałem jak najszybciej stamtąd odejść. Chociaż przełożeni między słowami zachęcali mnie do kontynuowania kariery, ja nie miałem już do tego motywacji i nie starałem się zabiegać o ich względy. Ale, ku mojemu zdziwieniu, właśnie w tym czasie dostałem awans na stanowisko dyrektora miejskiego urzędu dyscyplinarnego.
Po tym przeniesieniu często pojawiałem się na różnego rodzaju spotkaniach u boku ważnych urzędników miejskich. Wszyscy moi współpracownicy, a także mieszkańcy mojej wioski, traktowali mnie bardzo przyjaźnie i starali się wkraść w moje łaski. Podobało mi się to. Zanim się zorientowałem, stałem się niespokojny. Chciałem być doceniany i zdobyć uznanie w oczach przełożonych. Ale konieczność wyjazdów służbowych i chodzenia na zebrania w zastępstwie przełożonego odbiła się na mojej możliwości uczestniczenia w zgromadzeniach i wypełniania obowiązku. Czułem konflikt wewnętrzny, ponieważ wiedziałem, że obowiązek to odpowiedzialność, od której nie wolno się uchylać. Nie mogłem zrezygnować ze swoich obowiązków z powodu spraw osobistych, ale skoro przełożony wydał mi takie polecenie, to znaczyło, że wysoko mnie ceni. Gdybym się od tego wykręcił ze względu na mój obowiązek, czy nie powiedzieliby, że zawodzę w krytycznym momencie, a potem przestaliby mi przydzielać ważne zadania? Bardzo trudno było mi podjąć decyzję, więc opisałem sytuację Bogu w modlitwie, prosząc Go, aby poprowadził mnie w zrozumieniu Jego woli i pomógł znaleźć drogę praktyki. Później przeczytałem ten fragment Jego słów: „Za kulisami wszystkiego, co się wydarza, toczy się walka. Za każdym razem, gdy ludzie wprowadzają w życie prawdę lub miłość do Boga, toczy się wielki bój i chociaż może się wydawać, że – jeżeli chodzi o ciało – wszystko jest z nimi w porządku, to w głębi ich serc tak naprawdę toczy się walka na śmierć i życie. Dopiero po tym zażartym boju, dopiero po długotrwałej i głębokiej refleksji, może nastąpić zwycięstwo lub przegrana. Człowiek sam nie wie, czy się śmiać, czy płakać. Ponieważ wiele wewnętrznych motywacji ludzi jest niewłaściwych, albo dlatego, że znaczna część Bożego dzieła pozostaje w sprzeczności z ich wyobrażeniami, gdy ludzie wprowadzają prawdę w życie, za kulisami toczy się wielki bój. Nawet wprowadziwszy tę prawdę w życie, ludzie w ukryciu wylewać zwykli niezliczone łzy smutku, zanim w końcu zdecydują, że chcą podobać się Bogu. To właśnie ze względu na tę walkę ludzie znoszą cierpienia i przechodzą oczyszczenie – i to jest prawdziwe cierpienie. Kiedy i tobie przyjdzie stoczyć ten bój, to, jeśli będziesz w stanie naprawdę stanąć po stronie Boga, będziesz potrafił Go zadowolić” (Tylko umiłowanie Boga jest prawdziwą wiarą w Niego, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Zastanawiając się nad tym, dostrzegłem, że była to walka między zadowalaniem Boga a zadowalaniem szatana, służąca temu, aby sprawdzić, co wybiorę. Zdałem sobie sprawę, że w różnych sytuacjach brałem pod uwagę przede wszystkim to, czego chcieli moi przełożeni oraz własną karierę – uznanie i status wciąż były dla mnie zbyt ważne. Myślałem o tym, że aby zbawić ludzkość, Bóg podjął tak wielkie ryzyko i stał się ciałem w kraju wielkiego, czerwonego smoka, oraz wyraża prawdę. Bóg dał nam wszystko bez żadnych skarg ani żalu, a ja nie potrafiłem się zdobyć na żadne poświęcenie dla dobra mojego obowiązku. Gdzie było moje sumienie? Kiedy sobie to uświadomiłem, poczułem wielki wstyd. Odmówiłem modlitwę, pragnąc wyrzec się własnych interesów i wypełniać swój obowiązek. Potem jeszcze kilka razy musiałem wybierać między obowiązkiem a pracą. Czasami czułem się słaby i walczyłem ze sobą. Ale zauważyłem, że zawsze, kiedy byłem gotów zadowolić Boga, On otwierał przede mną drogę, a ja głosiłem ewangelię i wypełniałem swój obowiązek pod samym nosem przełożonego i nigdy nie zostałem przyłapany. Moja motywacja do wypełniania obowiązku stale rosła. Niedługo potem cała moja rodzina dowiedziała się, że jestem wierzący i głoszę ewangelię. Wszyscy zaczęli się przeciwstawiać mojej wierze.
Moja żona była nauczycielką, więc również była na państwowej posadzie. Powiedziała mi: „Byłeś w systemie partyjnym przez wiele lat, więc dobrze wiesz, jaki jest ich stosunek do religii. Aresztują wierzących na lewo i prawo. Czy z powodu swojej wiary i głoszenia ewangelii nie znalazłeś się na celowniku? Jeśli z tym nie skończysz, to będzie koniec naszego życia, koniec całej naszej rodziny!”. Podzieliłem się z nią świadectwem o ukazaniu się i dziele Boga i mówiłem o znaczeniu wiary. Powiedziałem: „Zbawiciel zstąpił na ziemię teraz, wyrażając prawdy, aby zbawić ludzkość. To jedyna w życiu szansa na zbawienie. Korzyści i status, które wciąż mamy przed oczami, są tymczasowe. Czy uchronimy się przed katastrofami, jeśli po prostu będziemy iść za partią komunistyczną, nieustannie pragnąc się wzbogacić? Jeśli damy się w to wciągnąć, żadne pieniądze nam nie pomogą! Spójrz tylko na Mateusza, apostoła Pana Jezusa – był poborcą podatkowym, miał doskonałą pracę. Ale kiedy zobaczył Zbawiciela, kiedy przyszedł Pan Jezus, pospieszył za Nim. Poza tym, jeśli będziemy wciąż podążać za partią w czynieniu zła, z pewnością czeka nas odpłata, zostaniemy ukarani. Jedynym sposobem na zbawienie jest podążanie za Chrystusem dni ostatecznych”. Mojej żony nie interesowało nic, co dotyczyło Boga, i nie chciała słuchać niczego, co miałem na ten temat do powiedzenia. Potem jednak zauważyła, że odkąd zacząłem wierzyć, nie wychodziłem jeść i pić ze współpracownikami i nie zaniedbywałem spraw domowych, a w moim życiu panował coraz większy porządek i miałem czas dla niej i dla naszego dziecka. Czasami zaczynałem mówić o sprawach dotyczących życia w ogóle. Stopniowo przestała stawać mi na drodze, ale cała rodzina z jej strony była przeciwna mojej wierze. Mój szwagier, który też miał rządową posadę, poradził mi: „Dopóki jesteś jeszcze młody, powinieneś myśleć o tym, jak wspinać się po szczeblach kariery i zarabiać pieniądze. Wówczas twoi rodzice i dziecko będą mogli cieszyć się tym wszystkim razem z tobą – to jedyna rozsądna rzecz, jaką możesz zrobić. Wszystko to, do czego dążysz ze względu na swoją religię, jest bardzo niejasne i niepraktyczne!”. Powiedziałem mu: „Nie jesteś wierzący, więc nie rozumiesz znaczenia i wartości wiary oraz dążenia do prawdy. Prawda jest niezmiernie cenna; może nam wskazać drogę życia, oczyścić nas z zepsucia i zbawić. Tego wszystkiego nie da się przeliczyć na pieniądze. Ty też jesteś członkiem partii, więc powiedz mi, czy przez te wszystkie lata, kiedy cieszyłeś się statusem i dostatkiem materialnym, byłeś naprawdę szczęśliwy? Czy masz w sercu prawdziwy spokój?”. Mój szwagier nic na to nie odpowiedział, a kiedy nie mógł mnie zmusić do zmiany zdania, rzekł ze złością: „Jeśli nie posłuchasz naszej rady, to kiedy przełożeni dowiedzą się o twoich zainteresowaniach religijnych, utrata stałego źródła utrzymania będzie najmniejszym z twoich zmartwień. Możesz zostać aresztowany, stracić życie i wszystko, co posiadasz, a cała twoja rodzina przez to ucierpi!”. Pozostali członkowie rodziny również próbowali mnie zmusić do porzucenia wiary.
Powiedziałem im bardzo jasno, że jestem zdeterminowany nadal podążać za Bogiem, ale po powrocie do domu zacząłem się denerwować. Gdyby moi przełożeni dowiedzieli się o mojej wierze, to nie tylko poniósłbym karę czy stracił pracę, ale mógłbym też zostać aresztowany i trafić do więzienia. Wtedy zostałbym z niczym, a wszyscy z mojego otoczenia z pewnością by mnie odrzucili i trzymali się na dystans. Byłby to całkowity upadek. Czy nie zostałbym z pustymi rękami? Na tę myśl znów poczułem wewnętrzną rozterkę. Byłem tak zestresowany, że nie mogłem spać. Na myśl, że wcześniej czy później stracę wygodne życie i godne pozazdroszczenia stanowisko, poczułem zupełną pustkę w środku i wielkie przygnębienie. Cierpiący i nieszczęśliwy, pomodliłem się do Boga, prosząc Go, aby poprowadził mnie do zrozumienia Jego woli. Przeczytałem potem ten fragment słów Boga: „Od przyjścia na ten brudny świat, człowiek znajduje się pod zgubnym wpływem społeczeństwa oraz feudalnej etyki i kształcony jest w »instytucjach szkolnictwa wyższego«. Zacofany sposób myślenia, zepsucie moralne, kiepski pogląd na życie, godna pogardy filozofia życiowa, kompletnie bezwartościowa egzystencja oraz zdeprawowany styl życia i obyczaje – wszystko to poważnie zaszkodziło sercu człowieka oraz mocno podkopało i zaatakowało jego sumienie. W rezultacie człowiek coraz bardziej oddala się od Boga i coraz bardziej Mu się sprzeciwia. Usposobienie człowieka staje się z dnia na dzień coraz bardziej niegodziwe i nie ma ani jednej osoby, która dobrowolnie zrezygnowałaby z czegokolwiek dla Boga, ani jednej osoby, która dobrowolnie podporządkowałaby się Mu, co więcej – ani jednej osoby, która dobrowolnie poszukiwałaby ukazania się Boga. Zamiast tego, pod władzą szatana człowiek jedynie goni za przyjemnościami, oddając się zepsuciu ciała w krainie brudu i plugastwa. Nawet kiedy słyszą prawdę, ci, którzy żyją w ciemności, nie myślą wcale o wprowadzaniu jej w życie ani nie chcą szukać Boga, nawet jeśli ujrzeli Jego ukazanie się. Jakże tak zdeprawowana ludzkość mogłaby mieć jakiekolwiek szanse na zbawienie? Jakże ludzkość o tak niskim poziomie moralnym mogłaby żyć w świetle?” (Posiadanie nieprzemienionego usposobienia to pozostawanie w nieprzyjaźni z Bogiem, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże odkryły przede mną źródło mojego bólu. Dlaczego czułem się tak nieszczęśliwy w obliczu wyboru? Dlatego, że byłem bardzo głęboko skażony przez szatana i od dzieciństwa wierzyłem w szatańskie dewizy, takie jak „Wyróżniać się i przynosić zaszczyt przodkom”, uznając je za życiowe cele. Dążyłem do zdobycia szacunku i podziwu innych i uważałem, że świadczy to o moich aspiracjach. Pragnąc osiągnąć ten cel, byłem pilnym studentem, a gdy zacząłem pracę, zawsze starałem się ubiegać życzenia przełożonych, przypochlebiać im się i traktować uniżenie, aby zdobyć ich przychylność i uzyskać awans. Choć doskonale wiedziałem, że wszystko, co się robi w ramach partii komunistycznej, jest oburzającym okrucieństwem, utwardziłem serce i dostosowywałem się, służąc szatanowi i prowadząc nieszczęśliwe, pozbawione spokoju ducha życie. Słowa Boga Wszechmogącego pokazały mi wartość i sens ludzkiego życia i dzięki temu czułem się coraz bardziej spełniony. Ale w obliczu wyboru, który, jeśli zachowam wiarę, najprawdopodobniej miał doprowadzić do utraty pracy i perspektyw na przyszłość, a także do odrzucenia przez innych, przekonałem się, że ta szatańska dewiza „Wyróżniać się i przynosić zaszczyt przodkom” wciąż mocno trzyma mnie w swoich szponach. Podjęcie tej decyzji było tak trudne i bolesne, jakbym rezygnując z pogoni za uznaniem i zyskami uchylał się od mojej prawdziwej odpowiedzialności, jakbym popełniał jakiś potworny czyn. Nie chciałem stracić uznania i statusu, jakby utrata tych rzeczy oznaczała utratę samego życia. Dopiero gdy przeczytałem Boże słowa objawienia, zdałem sobie sprawę, że szatan używa tych rzeczy, by więzić ludzi, ranić nas, zmusić do oddalenia się od Boga i zdradzenia Go. Przyszedł mi na myśl hymn ze słowami Boga pod tytułem „Powinieneś dążyć do tego, by rozwijać się w pozytywny sposób”: „Całe życie ludzi jest w rękach Boga, a gdyby nie ich postanowienie przed Bogiem, kto by chciał żyć na próżno w tym pustym świecie człowieka? Po co zawracać sobie tym głowę? Ludzie pospiesznie przychodzą na świat i tak samo z niego odchodzą – czy całe ich życie nie jest na próżno, jeśli nie czynią nic dla Boga? Nawet jeśli Bóg nie uzna twoich czynów za godne wspomnienia, czyż nie uśmiechniesz się z wdzięcznością w chwili swojej śmierci?” (Interpretacje tajemnic „Słowa Bożego dla całego wszechświata”, rozdz. 39, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Ten hymn stał się dla mnie wielką inspiracją. Mamy zaledwie kilkadziesiąt lat życia, więc musimy wykorzystać tę szansę, by doświadczyć Bożego dzieła i osiągnąć zbawienie, wypełnić obowiązek istoty stworzonej, zdobyć prawdę i życie. Jeśli tego nie zrobimy, stracimy szansę na na zbawienie przez Boga. Czy wówczas nasze życie nie byłoby zupełnie daremne? Gdyby partia komunistyczna miała mnie aresztować, uwięzić i torturować z powodu mojej wiary, to wiedziałem, że nie będę się skarżył, nawet gdybym miał umrzeć. Bóg dał mi możliwość życia, więc to Jemu powinienem je poświęcić. Kiedy to zrozumiałem, pomodliłem się: „Boże! Chcę się uwolnić od więzów, od kajdan wielkiego, czerwonego smoka i oddać się Tobie. Proszę, prowadź mnie, daj mi wiarę i pomóż mi pokonać tę kolejną przeszkodę”.
Później wydarzyło się coś, co skłoniło mnie do jak najszybszego wyjścia z systemu partii komunistycznej. Jeden z przełożonych odkrył, że pewien członek partii jest religijny, i zaciskając zęby ze złości, powiedział, że musimy go zawieźć na posterunek policji, żeby dali mu brutalną nauczkę. Za każdym razem, gdy myślałem o stosunku partii komunistycznej do religii, czułem lęk. Myślałem, że przy tak wrogim ich nastawieniu do przekonań religijnych i tak wielkiej nienawiści do chrześcijan, prędzej czy później wezmą mnie na cel. To było niebezpieczne miejsce i powinienem jak najszybciej stamtąd odejść. Poza tym przez te wszystkie lata wychwalałem partię komunistyczną i zgadzałem się na wielkie zło, które czyniła. Gdybym pozostał w tym systemie, stawałbym się tylko coraz bardziej uwikłany i w końcu już nie byłoby dla mnie odkupienia. Musiałem natychmiast odejść z tej szatańskiej organizacji, zupełnie się od niej odciąć.
Kiedy powiedziałem żonie, o czym myślę, od razu się zaniepokoiła. Powiedziała, że może wspierać mnie w wierze, ale nie może pozwolić, bym odszedł z pracy. Wezwała nawet moje rodzeństwo, żeby mnie przed tym powstrzymało. Prawie wszyscy pracowali w przedsiębiorstwach państwowych i obawiali się, że jeśli zostanę aresztowany, może się to odbić na ich życiu zawodowym. Moja najstarsza siostra nawet uklękła przede mną z płaczem i ściskając moje ręce, powiedziała: „Masz tak wspaniałą pracę z wysoką pensją, że nawet ludzie z tytułem magistra czy doktora nie mogą takiej znaleźć. Jak mógłbyś porzucić tak doskonałą posadę, żeby iść za Bogiem?”. Powiedziała też, że będzie tak klęczeć, dopóki nie przestanę się upierać przy zachowaniu wiary. Moja druga siostra też wpadła w wielką złość. Opowiadała, jak wiele musiała wycierpieć, aby pomóc opłacić moją edukację, i że nie mogła wyjść za mąż, dopóki nie skończyła trzydziestu lat. Teraz w końcu, po tych wszystkich wysiłkach, zaczęło się nam dobrze powodzić i cała rodzina czerpała z tego korzyści. Gdybym zrezygnował z pracy, zawiódłbym ją po tylu latach wysiłków. Moja najstarsza siostra również biadoliła, że jeśli ja rzucę pracę, to ona nie dostanie w swojej szkole żadnego płatnego zwolnienia chorobowego, i że jej syn miał nadzieję, iż pomogę mu znaleźć pracę. Powiedziała, że nie mogę w swojej wierze brać pod uwagę tylko siebie, ale powinienem też pomyśleć o rodzinie. W tamtej chwili trudno mi było dokonać wyboru. Od kiedy byłem dzieckiem, moi bracia i siostry wiele ze mną przeszli, i przez cały czas kierowała mną nadzieja, że będą mieli dobre życie i będą mogli chodzić z wysoko podniesionymi głowami. Z pewnością byliby szczęśliwi, gdybym się z nimi zgodził, ale skoro byłem teraz wierzący i szedłem za Bogiem, musiałem wykonywać obowiązek istoty stworzonej i nie zawieść Bożej łaski i miłości. Gdybym obiecał swojej rodzinie, że zrezygnuję z wiary, czyż tym samym nie zdradzałbym Boga? Zdradzenie Boga jest potwornym wykroczeniem i czymś, czego w żadnym razie nie mogłem zrobić. Bóg wyraził tyle prawd, by zbawić ludzkość, i zapłacił tak wielką cenę. Byłoby to niewyobrażalne, gdybym nie miał zamiaru Mu odpłacić, a nawet doszedł do porozumienia z szatanem i oddał mu hołd. Cierpiałem i czułem się słaby, ale wiedziałem, że muszę dokonać takiego wyboru. Powiedziałem im: „Nieważne, ile człowiek ma pieniędzy lub jak dobrą ma pracę. Czy te rzeczy mogą uleczyć ból spowodowany wewnętrzną pustką? Czy mogą kupić samo życie? Czyż wielu bogatych, wpływowych ludzi nie żyje w cierpieniu? Wiara i dążenie do prawdy to jedyny sposób na rozwiązanie tych problemów. Zbawiciel zstąpił, wyrażając prawdy, aby zbawić ludzkość. Taka okazja nigdy więcej się nie zdarzy, jest niesłychanie ulotna. Już za chwilę spadną na nas wielkie katastrofy. Jeśli teraz nie pójdziemy za Bogiem i nie wyrazimy przed Nim skruchy, to kiedy nadejdą katastrofy, będzie już za późno na żal! Już wcześniej dzieliłem się z wami wszystkimi ewangelią, ale nie mieliście odwagi do mnie dołączyć, obawiając się aresztowania przez partię komunistyczną. Nalegacie, bym podążał za partią, a jest to droga, która wiedzie prosto do piekła. Czy nakłaniając mnie do trzymania się tej drogi, nie wyrządzacie mi krzywdy? Czy wiecie, jacy ludzie działają w tym systemie? To wszystko demony sprzeciwiające się Bogu, zdolni są do najokropniejszych rzeczy. Z pewnością zostaną potępieni i ukarani. Katastrofy przybierają na sile. Jeśli nadal nie wierzycie w Boga i nie okazujecie przed Nim skruchy, na pewno spadną na was nieszczęścia i zostaniecie ukarani. W ciągu lat wiary nauczyłem się kilku prawd i jasno dostrzegłem, że wiara jest jedyną słuszną ścieżką w życiu. Jesteście moją rodziną – czy nie chcecie dla mnie jak najlepiej? Dlaczego upieracie się wpychać mnie na tę złą ścieżkę, którą kroczy partia komunistyczna? Nie będę się wtrącać w wasze osobiste wybory, ale ja wybieram wiarę i podążanie za Bogiem. Nawet jeśli zostanę aresztowany i będę prześladowany, będę szedł tą ścieżką do końca”. Moja żona skrzywiła się i wyszła, a inni nic mi już nie powiedzieli. Później, próbując mnie powstrzymać przed wychodzeniem na zgromadzenia i wykonywaniem obowiązku, moja żona zamknęła mnie w domu i kazała mojemu szwagrowi przyjść i pilnować mnie przez cały dzień, nie spuszczając z oczu. Przez trzy dni z rzędu nie mogłem nigdzie wyjść. To opóźniło moje wykonywanie obowiązków i zacząłem czuć wielki niepokój. Nie wiedząc, co robić, modliłem się do Boga i prosiłem Go o przewodnictwo, o to, by wskazał mi drogę wyjścia. Wieczorem trzeciego dnia zadzwonił mój tato i powiedział, że moja mama zaginęła, więc w końcu miałem okazję wyjść z domu, żeby jej poszukać razem z moim szwagrem. Po drodze ostrzegał mnie: „Musisz porzucić swoją wiarę! Twój brat będzie tu jutro. Powiedział, że połamie ci nogi, jeśli zachowasz swoją religię, że bez względu na wszystko znajdzie jakiś sposób, żeby cię zmusić do rezygnacji!”. To było dla mnie bardzo przygnębiające. Wiedziałem, że jeśli nie ucieknę od nich od razu, nie będę miał kolejnej szansy. Ale kiedy już miałem odejść, ogromnie trudno było mi przezwyciężyć tę mentalną barierę. Patrzyłem na moich bliskich, na znajomą dzielnicę, myślałem o wygodnym życiu i o godnej pozazdroszczenia pracy i serce mi się ściskało na myśl, że za chwilę to wszystko stracę. Wtedy przypomniał mi się hymn ze słowami Boga pod tytułem „Co poświęciliście dla Boga?”, który często śpiewaliśmy na zgromadzeniach: „Abraham gotów był oddać w ofierze Izaaka, a jaką wy złożyliście ofiarę? Hiob złożył w ofierze wszystko, a wy, co ofiarowaliście? Tak wielu ludzi oddało życie, zapłaciło głową i przelało krew, aby poszukiwać prawdziwej drogi. Czy wy również zapłaciliście taką cenę?” (Znaczenie zbawienia potomków Moaba, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Miałem wrażenie, że Bóg jest przy mnie, twarzą w twarz ze mną, i że zadaje mi te pytania. Gdy Abraham miał sto lat, Bóg dał mu syna, ale mimo to Abraham w stanie ofiarować go Bogu. Tak wielu apostołów ofiarowało swoją młodość i przelało krew za dzieło ewangelii Bożej, a co ja ofiarowałem? Cierpiałem katusze z powodu uznania i statusu, tak bezwartościowych rzeczy. Byłem samolubny i podły. Jak mogłem być godny poświęceń Boga, który mnie pielęgnował i karmił przez te wszystkie lata? Toteż ten wybór, którego miałem dokonać, był bardzo istotny. Dotyczył mojej wiary i wykonywania obowiązku istoty stworzonej. Gdybym nie wybrał swojego obowiązku, żałowałbym tego do końca życia. Kiedy tak o tym pomyślałem, podjąłem decyzję. Gdy mój szwagier wchodził po schodach na górę, skorzystałem z okazji i uciekłem. Od tego czasu pełnię swój obowiązek w kościele w pełnym wymiarze godzin.
Od tamtej pory dochodziły mnie słuchy, że kilku moich byłych przełożonych i współpracowników, którzy pracowali w tym samym wydziale co ja, w pogoni za statusem i bogactwem dawało i przyjmowało łapówki, a kiedy wszystko wyszło na jaw, trafili za kratki. Bardzo się cieszyłem, że otrzymałem Bożą ochronę. Wcześniej, kiedy starałem się wybić, tak jak wszyscy wysyłałem prezenty i przyjmowałem łapówki. Gdybym pozostał w tamtym środowisku, skończyłbym jak oni. A teraz, chociaż nie mam już tych wszystkich przywilejów, podziwu i zazdrości innych, mogę wykonywać obowiązki w kościele, dążyć do prawdy i być uczciwym człowiekiem. Czuję się bardzo spełniony i szczęśliwy. Naprawdę jest to najbardziej znaczący i wartościowy sposób życia. Jak powiedziane jest w hymnie ze słów Bożych pod tytułem „Najgłębsze życie”: „Jesteś istotą stworzoną: to oczywiste, że powinieneś czcić Boga i dążyć do osiągnięcia życia pełnego znaczenia. Skoro jesteś istotą ludzką, powinieneś ponosić koszty dla Boga i znosić wszelkie cierpienia! Powinieneś z radością i bez wahania przyjmować tę odrobinę cierpienia, jakiemu jesteś dziś poddawany, i wieść życie pełne znaczenia, tak jak Hiob i Piotr. Jesteście ludźmi, którzy podążają właściwą drogą, tymi, którzy dążą do poprawy. Jesteście ludźmi, którzy w narodzie wielkiego, czerwonego smoka powstają, tymi, których Bóg nazywa sprawiedliwymi. Czyż takie właśnie życie nie jest życiem o największym znaczeniu?” (Praktyka (2), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Bóg Wszechmogący jest Tym, który mnie zbawił, pozwolił umknąć przed gniewem szatana i zyskać Boże zbawienie.
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.