Powrót znad krawędzi
Na początku lat osiemdziesiątych byłem po trzydziestce i pracowałem dla pewnej firmy budowlanej. Uważałem się za młodego, wysportowanego człowieka, traktowałem innych z szacunkiem, byłem lojalny i odpowiedzialnie wykonywałem swoją pracę. Prezentowałem najwyższy poziom umiejętności zawodowych i byłem pewien, że daleko zajdę w swojej firmie, a gdy moja kariera nabierze już rozpędu, to zacznę żyć jak król. Taki miałem cel, więc przez wiele lat ciężko pracowałem w tej firmie. Jednak mimo mojego nienagannego charakteru i profesjonalizmu, moje wysiłki nigdy nie zostały docenione przez firmę, czego zupełnie nie potrafiłem zrozumieć. W naszej firmie najwyższe pensje dochodziły do poziomu szóstego, lecz ja nigdy nie wyszedłem poza trzeci. Patrzyłem, jak wielu kolegów, którzy nie mieli takich umiejętności ani nie pracowali tak długo jak ja, dostawało podwyżki, ale sam nigdy tego nie doświadczyłem. Byłem zdziwiony i urażony tym, że inni zarabiali coraz lepiej, a ja nie. W końcu jeden z kolegów, z którym dosyć dobrze się dogadywałem, dał mi taką radę: „W tej firmie najważniejsze jest to, żeby umieć podlizać się szefowi — trzeba składać mu życzenia z okazji Chińskiego Nowego Roku, a najlepiej robić to też przy okazji innych świąt”. Słysząc to, w końcu zrozumiałem prawdziwy powód, dla którego byłem ciągle pomijany przez firmę i ta niesprawiedliwość doprowadzała mnie do szału. Mimo że nienawidziłem tej bandy pochlebców w firmie, a jeszcze bardziej nie lubiłem tych, którzy niewiele pracowali, a za pomocą podstępnych metod dostawali podwyżki, chciałem wzmocnić swoją pozycję w firmie, więc musiałem dostosować się do niepisanych reguł. Tak więc, gdy nadszedł kolejny Chiński Nowy Rok, „złożyłem kierownikowi swoje najszczersze życzenia” i od razu uzyskałem awans na lidera zespołu.
Po awansie stałem się jeszcze bardziej sumienny i odpowiedzialny w swojej pracy. Przychodziłem na place budowy, by ściśle nadzorować prace i osobiście nimi kierować. Pilnowałem, żeby wszystko było wykonane zgodnie ze standardami i by cele projektów były zrealizowane. Zawsze też pamiętałem o bezpieczeństwie pracowników, a moje podejście do pracy oraz fachowe doradztwo były powszechnie doceniane przez członków mojego zespołu. Żadna z tych rzeczy nie miała jednak znaczenia, gdy przychodziło do zwalniania liderów zespołów lub przedłużania im kontraktów. Liczyła się jedynie wartość prezentów, jakie liderzy zespołów wręczali kierownikowi. Aby zachować pracę, nie miałem innego wyjścia, jak tylko podporządkować się panującemu tam prawu przetrwania. W ten sposób doświadczyłem okrucieństwa i bezradności związanych z powiedzeniem, że „przetrwają najlepiej przystosowani”.
W kolejnych latach reformy gospodarcze i złagodzenie rządowych regulacji doprowadziły do podjęcia w całych Chinach szeroko zakrojonych projektów deweloperskich i budowlanych. W związku z tym moja firma zaczęła przydzielać projekty poszczególnym pracownikom, co oznaczało, że liderzy zespołów musieli rywalizować o kontrakty. Wiązało się to z jeszcze większą liczbą wystawnych posiłków oraz prezentów, w których dawaniu każdy lider zespołu starał się prześcignąć innych. Za każdym razem, gdy my, liderzy zespołów, usłyszeliśmy, że jakaś jednostka robocza ogłasza przetarg na jakiś projekt, od razu staraliśmy się naoliwić odpowiednie tryby, wręczając podarunki właściwym ludziom. Aby nie ryzykować urażenia gustów przywódców jednostek, łamaliśmy sobie głowy, próbując wymyślić jak najlepsze podarunki i sposoby ich wręczenia: niektórzy wkładali złoto do rybiego lub kurzego żołądka, inni dawali gotówkę, jeszcze inni złotą biżuterię lub pierścionki z brylantem. Ja też dałem się uwikłać w ten proceder przekupstw i spędziłem wiele godzin, rozmyślając, jakie prezenty wręczyć, żeby przypochlebić się tym ludziom. W końcu, po wielkich trudnościach, wygrałem pewien przetarg, lecz zaraz po tym, gdy zaczęliśmy realizację, pojawili się urzędnicy z Biura Budowlanego, Instytutu Projektowania Budowlanego oraz Biur do spraw Jakości i Nadzoru Technicznego – wraz z lokalnym aktywem – by „nadzorować pracę i nią kierować”. Stwierdzali, że na budowie jest taki lub inny problem, że to lub tamto nie spełnia wymogów, i mimo że kontrola trwała cały ranek, nadal nie mogliśmy przystąpić do pracy. Natychmiast zaprosiłem ich wszystkich do eleganckiej restauracji na zakrapiany alkoholem lunch. Posiłek kosztował mnie tysiące juanów, a po lunchu i tak musiałem wręczyć każdemu łapówkę w wysokości od 2000 do 10000 juanów. Był to jedyny sposób, żeby uzyskać ich zatwierdzenia i zgody, aby prace mogły się rozpocząć. Gdy wszystko już ruszyło, agencje nadzorujące nadal regularnie wysyłały swoich inspektorów, by kontrolowali projekt. Nazywali te kontrole „rutynowymi”, lecz tak naprawdę były to kolejne okazje, by wyciągnąć od nas więcej pieniędzy. Za każdym razem, gdy zaszczycali nas na budowie swoją obecnością, uwijałem się, organizując posiłki i napoje, aby odpowiednio ich ugościć. Dyrektorzy agencji nadzorczych wynajdywali nawet powody, by zabrać mnie ze sobą do centrów handlowych, gdzie wybierali markowe ubrania i oczekiwali, że za nie zapłacę. Czasami byli na tyle bezczelni, by wprost powiedzieć, że są w trudnej sytuacji materialnej, i prosić o gotówkę na własne wydatki. Aby zapewnić realizację projektu, musiałem zagryźć zęby, przełknąć to, być miłym i wziąć to na siebie. Co gorsza, przez długi czas musiałem też towarzyszyć dyrektorom agencji w wyjściach na miasto. Ponieważ przez dłuższy czas zbyt dużo piłem i spałem w nieregularnych godzinach, nabawiłem się problemów żołądkowych i miałem wysokie ciśnienie. Czułem się całkowicie wycieńczony. Kiedy projekt został ukończony i otrzymałem wynagrodzenie, okazało się, że prawie nic nie zarobiłem. Zbierało mi się na płacz. W obliczu tych trudności zastanawiałem się: „Dlaczego mając takie umiejętności i tak ciężko pracując, tak trudno jest mi zarobić pieniądze? Jak to możliwe, że szefowie każdego możliwego departamentu w systemie państwowym są tak skorumpowani?”. Czułem się strasznie bezradny, lecz nie miałem innego wyjścia, jak wiązać z tymi urzędnikami wszystkie nadzieje na zarobienie pieniędzy. Na początku sądziłem, że budowanie z nimi dobrych relacji będzie oznaczało stworzenie dobrych fundamentów dla rozwoju mojej kariery, i nigdy nie przyszło mi do głowy, że tylko pogrążam się w beznadziei i coraz głębiej zanurzam się w oślizgłą otchłań grzechu.
W 1992 roku, w wyniku skomplikowanej i trudnej procedury, wygrałem przetarg na budowę pewnego projektu w mieście i założyłem, że zarobię dzięki temu trochę pieniędzy. Gdy z entuzjazmem rozpocząłem przygotowania do pracy, mój kierownik oznajmił mi, że najpierw muszę zbudować prywatne wille dla każdego z czterech miejskich oficjeli. Powiedział, że jest to dla mnie dobra okazja na rozwój kariery i że oddając przysługę miejskim urzędnikom, w przyszłości już nigdy nie będę musiał martwić się o pieniądze i wkrótce zacznę prowadzić dobre życie. Z sercem pełnym nadziei, zaciągnąłem w banku kredyt oraz pożyczyłem pieniądze od znajomych i krewnych, żeby zebrać fundusze na postawienie czterech willi. Gdy prace budowlane już prawie miały dobiegać końca, pojawił się pewien urzędnik wyższego szczebla z Komisji ds. Kontroli Dyscypliny i musiałem wydać jeszcze więcej pieniędzy, by załagodzić sytuację i kryć owych czterech urzędników. W końcu jednak wszystkie moje wysiłki na niewiele się zdały i dosięgło ich długie ramię sprawiedliwości: jako że owi czterej urzędnicy byli podejrzani o przyjmowanie łapówek i korupcję, organy kontrolne się z nimi rozprawiły. Wszystkie moje plany spełzły na niczym, a cztery niedokończone wille zostały skonfiskowane przez władze. Byłem zadłużony na kwotę kilkuset tysięcy juanów, bez żadnych szans na spłacenie tego długu, i opanowało mnie trudne do opisania zgorzknienie.
Aby uporać się z tym poczuciem beznadziei i spłacić długi, zaangażowałem się w kolejny projekt budowlany. Zacząłem robić coś, czego nigdy wcześniej w swojej karierze nie robiłem i czego naprawdę nie chciałem robić — ograniczałem koszty i używałem słabszych materiałów. Zamiast wykorzystywać stal zgodną z normami krajowymi, używałem towaru drugiej kategorii, a zamiast sześciu prętów na zbrojenie, wykorzystywałem tylko cztery, redukując w ten sposób wydatki na stal o jedną trzecią. Mieszałem też gorszej jakości beton, by dodatkowo obniżyć ogólne koszty. Szczerze mówiąc, za każdym razem, gdy zrobiłem coś takiego, serce podchodziło mi do gardła, ponieważ bałem się, że wyraźnie wpłynie to na jakość ukończonego budynku. Kiedy słyszałem wiadomości na temat fuszerek budowlanych w całych Chinach, budynków, które się zawalały, zabijając, raniąc lub doprowadzając do bankructwa wielu zwykłych obywateli, denerwowałem się jeszcze mocniej i często miałem koszmary. Doszło do tego, że nawet odgłos grzmotów był dla mnie zapowiedzią zbliżającej się nieuchronnie zagłady, na przykład śmierci na skutek porażenia piorunem. Strach prześladował mnie każdego dnia. Sytuacja ta sprawiła, że w końcu podupadłem na zdrowiu i często cierpiałem na zawroty i bóle głowy oraz bezsenność, spowodowane wysokim ciśnieniem. Byłem wrakiem człowieka zarówno pod względem fizycznym, jak i duchowym, a życie stało się dla mnie piekłem. W ten sposób zatraciłem się w światowych trendach i coraz bardziej pogrążałem się w oślizgłej otchłani grzechu. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy projekt był w połowie ukończony, zleceniodawca odmówił ustalonej w kontrakcie wypłaty. Pożyczka z banku nie wystarczyła na pokrycie wynagrodzeń dla pracowników, więc nie miałem wyjścia i musiałem wziąć wysokooprocentowany, lichwiarski kredyt. Po wielu kolejnych perypetiach dowiedziałem się, że zleceniodawca od dawna był zadłużony i nie miał możliwości sfinansowania tego projektu budowlanego. Kolejny mój projekt upadł, a ja łamałem sobie głowę, jak wybrnąć z tej sytuacji. Byłem całkowicie wycieńczony i żyłem w stanie rozpaczy. Na dodatek usłyszałem, że pewien szef zespołu w innej firmie wygrał projekt budowlany, wziął wielką pożyczkę, której następnie nie mógł spłacić, i w końcu się powiesił. Czułem, że ja też stoję u bram piekieł i że tonę w rozpaczy. Później do mojego domu zaczęli przychodzić wierzyciele, żeby odzyskać swoje pieniądze. Niektórzy kładli się na moim łóżku i mówili, że nie wyjdą, inni wszczynali awantury, a jeszcze inni mi grozili. Byłem w stosunku do nich tak uprzejmy i pokorny, jak tylko potrafiłem, i czułem się całkowicie upokorzony. Nawet moi najbliżsi przyjaciele i rodzina uznali, że nie jestem w stanie ich spłacić, i obrócili się przeciwko mnie. Właśnie w tym czasie boleśnie przekonałem się, jak zmienne mogą być relacje między ludźmi. Przypomniałem sobie te wszystkie lata wyścigu szczurów, przez które zostałem nie tylko bez grosza, ale także fizycznie i psychicznie wycieńczony oraz z długami na kilkaset tysięcy juanów. Spojrzałem w niebo i westchnąłem: „Niebiosa, to wszystko jest zbyt trudne. Naprawdę nie chcę już żyć!”.
I właśnie gdy tak stałem u bram piekieł, do moich uszu dotarła ewangelia Boga Wszechmogącego. Zobaczyłem te Jego słowa: „Ponieważ dziś doprowadziłem was do tego punktu, dokonałem odpowiednich przygotowań i mam swoje własne cele. Gdybym miał powiedzieć wam o nich dzisiaj, czy naprawdę bylibyście w stanie je poznać? Dobrze znam myśli w umyśle człowieka i pragnienia jego serca: kto nigdy nie szukał wyjścia dla siebie? Kto nigdy nie myślał o własnych perspektywach? Choć jednak człowiek posiada bogaty i barwny intelekt, to kto potrafił przewidzieć, że po wiekach teraźniejszość okaże się taka, jaką jest? Czy jest to rzeczywiście owoc twoich subiektywnych wysiłków? Czy jest to zapłata za twoją niestrudzoną pracowitość? Czy jest to piękny, żywy obraz, który sobie wyobrażasz? Gdybym nie poprowadził całej ludzkości, kto mógłby oddzielić się od Moich zarządzeń i znaleźć inną drogę wyjścia? Czy to wyobrażenia i życzenia człowieka doprowadziły go do obecnego momentu? Wiele osób żyje przez całe życie, nie spełniając swoich życzeń. Czy jest to w rzeczywistości spowodowane błędem w ich myśleniu? Życie wielu ludzi jest pełne niespodziewanego szczęścia i satysfakcji. Czy naprawdę dzieje się tak dlatego, że spodziewają się zbyt mało? Kto z całej ludzkości jest zaniedbany w oczach Wszechmogącego? Kto nie żyje pośród predestynacji Wszechmogącego? Czy życie i śmierć człowieka to wynik jego własnego wyboru? Czy człowiek panuje nad własnym losem?” (Słowa Boże dla całego wszechświata, rozdz. 11, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Gdy przeczytałem te słowa, byłem już zupełnie przekonany. Naprawdę czułem, że nasz los nie spoczywa w naszych rękach. Zastanawiałem się nad minionymi latami, nad tym, jak planowałem i kalkulowałem swoją przyszłość i jak nic z tego nie wyszło. Poświęciłem wszystko, by zarabiać pieniądze i prowadzić życie na wysokim poziomie, lecz nie tylko nic nie zarobiłem, ale wręcz mnóstwo straciłem. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że będąc niegdyś kimś naprawdę znaczącym, mogę skończyć w tak żałosnym ubóstwie. Jak do tego doszło, że tak ciężko pracując na swoją przyszłość, ponosiłem jedną porażkę za drugą? Stało się tak dlatego, że los człowieka nie spoczywa w jego własnych rękach, lecz w Bożych. To Bóg nad wszystkim panuje i wszystko uprzednio zaplanował; szczęście i nieszczęścia — to Bóg tym wszystkim zarządza. Czułem w głębi serca, że były to słowa Boga, i mimowolnie zacząłem wołać do Boga Wszechmogącego: „Boże! Wcześniej Cię nie znałem. Próbowałem polegać na sobie samym, na ludzkiej mocy, lecz znalazłem się w beznadziejnej sytuacji. Dzisiaj zrozumiałem w końcu, że los każdego człowieka, jego życie i śmierć, jest w Twoich rękach. Gdybym nie znalazł się w takiej sytuacji, nie przyszedłbym przed Twoje oblicze. Boże, dziękuję, że mnie zbawiłeś, gdy byłem na krawędzi śmierci, i że dałeś mi odwagę, by na nowo zmierzyć się z życiem. Od teraz będę podporządkowywał się Twoim zarządzeniom w kwestii ścieżki, jaką powinienem podążać w życiu”.
Następnie zaangażowałem się w życie Kościoła. Środowisko Kościoła Boga Wszechmogącego różniło się zupełnie od świata zewnętrznego. Wzajemne relacje pomiędzy braćmi i siostrami były proste, otwarte i uczciwe. Nie było między nimi żadnego udawania, żadnych konfliktów ani intryg. Wszyscy czytali Boże słowa i wspólnie śpiewali hymny na cześć Boga. Na spotkaniach bracia i siostry byli względem siebie otwarci i uczciwi, omawiali własne doświadczenia, niedomagania i trudności oraz dzielili się swoim zrozumieniem i znajomością Bożych słów. Miałem wrażenie, że każde zgromadzenie, w którym brałem udział, było czymś nowym i świeżym, pełnym życia. Pomiędzy braćmi i siostrami nie było miejsca na żadne wyobcowanie czy podejrzenia. Wszyscy dobrze się znali i rozumieli. Doświadczyłem tam nieznanego mi dotychczas poczucia ulgi i wolności oraz czułem się szczęśliwszy i bardziej odprężony niż kiedykolwiek wcześniej. Jednocześnie Bóg tak mną pokierował, że zrozumiałem, dlaczego przez ostatnie kilkadziesiąt lat żyłem w takim cierpieniu. Przeczytałem następujące słowa Boga Wszechmogącego: „Twoje serce skrywa ogromną tajemnicę, której nigdy nie byłeś świadomy, ponieważ żyjesz w świecie bez światła. Twoje serce i twojego ducha porwał zły. Twoje oczy przesłania ciemność i nie możesz zobaczyć ani słońca na niebie, ani owej migoczącej gwiazdy nocy. Kłamliwe słowa zatykają twoje uszy i nie słyszysz ani grzmiącego głosu Jahwe, ani dźwięku wód spływających z tronu. Straciłeś wszystko, co ci się słusznie należy, wszystko, czym obdarzył cię Wszechmogący. Wkroczyłeś w nieskończone morze udręki bez sił, by się uratować i bez nadziei na przetrwanie. Wszystko, co robisz, to walka i krzątanina… Począwszy od tamtej chwili, jesteś skazany na udręki złego, na przebywanie z dala od błogosławieństw Wszechmogącego, poza zasięgiem Jego dobrodziejstw, krocząc drogą, z której nie ma powrotu. Nawet milion nawoływań nie jest w stanie ożywić twojego serca i twojego ducha. Śpisz mocno w rękach złego, który zwabił cię do bezkresnej krainy, w której nie ma żadnych wskazówek ani drogowskazów. Od tamtego czasu straciłeś swoją pierwotną niewinność i czystość oraz zacząłeś stronić od opieki Wszechmogącego. W twoim sercu zły kieruje tobą we wszystkich sprawach i stał się twoim życiem. Już się go nie lękasz, nie unikasz go ani w niego nie wątpisz; zamiast tego w swoim sercu traktujesz go jak Boga. Zacząłeś go wielbić, okazywać mu cześć i staliście się równie nierozłączni, jak ciało i cień, oddani sobie tak w życiu, jak i w śmierci. Nie masz pojęcia, skąd przyszedłeś, dlaczego się narodziłeś ani dlaczego umrzesz” (Westchnienie Wszechmogącego, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Szatan deprawuje ludzi poprzez edukację, wpływ rządów państwowych oraz znanych i wielkich ludzi. Ich niedorzeczność stała się życiem i naturą człowieka. »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego« – oto dobrze znane szatańskie przysłowie, które zostało zaszczepione w duszach wszystkich ludzi i stało się życiem ludzi. Istnieją też inne, podobne powiedzenia tej filozofii życia. Szatan wykorzystuje wyrafinowaną, tradycyjną kulturę każdego narodu, aby kształcić ludzi, sprawiając, że ludzkość wpada w bezgraniczną otchłań zniszczenia i zostaje przez nią pochłonięta, a na koniec ludzie zostają zniszczeni przez Boga, ponieważ służą szatanowi i sprzeciwiają się Bogu” („Jak poznać naturę człowieka” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). Tak więc powodem, dla którego, uczestnicząc przez ostatnie lata w wyścigu szczurów, doprowadziłem się do stanu takiego wycieńczenia i ogólnego nieszczęścia, było to, że żyłem według życiowych zasad szatana, takich jak: „Każdy jest kowalem swojego losu”, „Pieniądz rządzi światem”, „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Niczego nie osiągnie się bez przymilania i pochlebstw”. Żyjąc według tych szatańskich filozofii, nie miałem pojęcia o istnieniu Boga i nie wiedziałem, że Bóg nad wszystkim panuje i decyduje o losie każdego człowieka. Dryfowałem na falach tego mrocznego świata bez żadnego kierunku w życiu i bez żadnych zasad postępowania. Z pewnością nie dostrzegałem, że tym pogrążonym w ciemności światem włada szatan i że społeczeństwo jest pełne jego pokus, pułapek i kłamstw. Aby zarobić pieniądze w tym podłym, mrocznym świecie, nauczyłem się schlebiać i podlizywać ludziom u władzy, a nawet w tajemnicy korzystałem w swoich projektach budowlanych z materiałów kiepskiej jakości. Moje sumienie powoli usypiało i w końcu nie zostało we mnie za grosz przyzwoitości czy godności. Im głębiej zatapiałem się w grzechu, tym mniej czułem się jak ludzka istota. Koniec końców, nic nie zarobiłem i tonąłem w długach. Wpadłem w taką rozpacz, że byłem bliski popełnienia samobójstwa. Przypomniał mi się ten lider zespołu, który zabił się przez swoje wielkie zobowiązania — czyż nie stał się darem ofiarnym złożonym szatanowi? A kto wie, do ilu podobnych tragedii dochodzi codziennie każdego roku? W tym momencie zdałem sobie sprawę, że ludzie wpadają w takie kłopoty ze względu na krzywdy wyrządzone przez trucizny szatana i światowe trendy podległe władzy szatana. Kiedy o tym wszystkim pomyślałem, moje serce wypełniło się wdzięcznością wobec Boga za Jego miłosierdzie i zbawienie. Bóg wybawił mnie od tego mrocznego świata i sprowadził z powrotem do Bożego domu, gdzie mogę cieszyć się Jego opieką i ochroną.
Po jakimś czasie znów musiałem stawić czoła wierzycielom i w moim sercu zapanował zamęt. Gdy pomyślałem o długach, które muszę jeszcze spłacić, znów przyszło mi do głowy, żeby rozpocząć jakiś projekt budowlany. Wiedziałem jednak, że moje możliwości nie idą w parze z ambicjami. Powrócił problem z wysokim ciśnieniem i nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić. Na jednym ze spotkań pewien brat przeczytał mi Boże słowa: „Prawdziwa wiara w Boga oznacza doświadczanie słów i dzieł Bożych w oparciu o przekonanie, że Bóg posiada najwyższą władzę nad wszystkim. Zostaniesz więc uwolniony od swojego zepsucia, napełniony pragnieniem Boga i poznasz Go. Tylko po przebyciu tej drogi będziesz mógł powiedzieć, że wierzysz w Boga” (Przedmowa, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Później brat przedstawił następujące omówienie: „Jako że wierzymy w Boga, powinniśmy pokładać w Nim prawdziwą ufność. Z całego serca musimy wierzyć, że Bóg, przez swój autorytet i swoją moc, sprawuje nad wszystkim suwerenną władzę, i w związku z tym powinniśmy przekazać Bogu wszystko, co jest związane jest z naszym życiem. A co najważniejsze, musimy nauczyć się polegać na Bogu, szukać w Nim oparcia, doświadczać Bożego dzieła, szukać Jego przywództwa i nie biegać w kółko myśląc, że zdołamy wszystko zrobić sami. Wszyscy porządni i rozsądni ludzie spłacają swoje długi, więc musimy odważnie się z nimi mierzyć, wierząc, że wszystko jest w Bożych rękach i nie ma takiej góry, na którą nie moglibyśmy wejść. Jeśli chodzi o twoje długi, powinieneś więcej modlić się do Boga i szukać Jego woli”.
Dzięki pomocy tego brata miałem teraz właściwą ścieżkę praktykowania. Znalazłem na pobliskiej budowie pracę, która nie kolidowała z uczestnictwem w zgromadzeniach ani w spełnianiu moich obowiązków i zacząłem zarabiać pieniądze, by powoli spłacić swoje długi. Nie polegałem już na sobie samym. Kiedy wierzyciele przychodzili po swoje należności, byłem wobec nich uczciwy i dawałem im tyle, ile miałem. Udało mi się również spłacić część długów z pieniędzy ze sprzedaży plonów z mojego pola. Złożyłem wszystkim moim wierzycielom solenną obietnicę, że spłacę wszystkie długi, i od tej pory przestali utrudniać mi życie. Kiedy bank wysyłał swoich pracowników, by naciskali na terminową spłatę kredytu, modliłem się do Boga i wszystko Mu powierzałem. Myślałem: „Jeśli będę musiał odsiedzieć wyrok więzienia, ponieważ nie dam rady spłacić tej ogromnej pożyczki, okażę posłuszeństwo wszystkim Bożym zarządzeniom i planom”. Właśnie wtedy, gdy podporządkowałem się Bogu, doświadczając Jego dzieła, przekonałem się, jak cudownych dokonuje czynów, i zobaczyłem, jak otwiera dla mnie drogę wyjścia z tej trudnej sytuacji. Rząd ogłosił, że wszystkie pożyczki bankowe zaciągnięte przed 1993 rokiem nie muszą być spłacane, ponieważ nie znajdują się w bankowych systemach komputerowych, a niepełne informacje oznaczają, że niektóre kredyty mogą nigdy nie zostać spłacone. Bogu niech będą dzięki! Zaciągnąłem wszystkie pożyczki przed 1993 rokiem, tak więc mój dług w wysokości kilkuset tysięcy juanów został umorzony. Uszczęśliwiony oddałem Bogu cześć i dziękczynienie. Pomyślałem: „Gdybym musiał faktycznie spłacić tę kwotę, prawdopodobnie umarłbym z wycieńczenia, zanim by mi się to udało”. Sytuacja ta pozwoliła mi osobiście doświadczyć, że los każdego człowieka naprawdę jest w Bożych rękach, jak jest to opisane w Bożych słowach: „Los człowieka jest w rękach Boga. Nie jesteś w stanie pokierować sobą: mimo wszelkich swych usilnych starań, człowiek nie może sobą kierować. Gdybyś mógł poznać własne perspektywy, kontrolować swój los, czy nadal byłbyś stworzeniem? Krótko mówiąc, bez względu na to, jak działa Bóg, wszystkie Jego dzieła są dla dobra człowieka. Weźmy na przykład niebo i ziemię oraz wszystkie rzeczy, które Bóg stworzył, aby służyły człowiekowi: księżyc, słońce i gwiazdy, które stworzył dla człowieka, zwierzęta i rośliny, wiosnę, lato, jesień i zimę, i tak dalej – wszystko to jest z myślą o egzystencji człowieka. I tak, niezależnie od tego, jak On karci i osądza człowieka, czyni to wszystko dla zbawienia człowieka. Chociaż odbiera On człowiekowi jego cielesne nadzieje, jest to dla oczyszczenia człowieka, a oczyszczenie człowieka jest po to, aby mógł on dalej istnieć. Cel człowieka jest w rękach Stwórcy, więc jak człowiek może sam pokierować sobą?” (Przywrócenie normalnego życia człowieka i doprowadzenie go do cudownego miejsca przeznaczenia, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło).
W czasie tych doświadczeń jeszcze bardziej przekonałem się do dzieła Boga Wszechmogącego i moja wiara się umocniła. W kolejnych latach nadal uczestniczyłem w zgromadzeniach i wypełniałem swoje obowiązki, pracując jednocześnie dla miejscowych firm budowlanych, by zarobić pieniądze na spłatę pozostałych długów. Zawsze gdy spotkałem jakiegoś człowieka o dobrym charakterze, który był odpowiednim kandydatem na wysłuchanie ewangelii, głosiłem mu ją, i w ten sposób przyprowadziłem przed oblicze Boga niektórych spośród ludzi, z którymi miałem dobry kontakt. Choć w dalszym ciągu byłem codziennie bardzo zajęty, moje życie się zmieniło, ponieważ nie żyłem już według filozofii i reguł szatana i nie podążałem za złymi trendami świata. Nie usiłowałem się już wzbogacić i prowadzić życia na poziomie wyższym od innych. Zamiast tego żyłem poddany władzy Boga i zgodnie z Jego wymaganiami, postępując według prawdy, będąc uczciwym, po prostu ludzkim, bojąc się Boga i unikając zła. Postępując w ten sposób, czułem, że jestem otwarty, bezpośredni, odprężony i że wypełnia mnie światło. Stopniowo zacząłem odzyskiwać swoje sumienie i rozum, a dolegliwości, na które cierpiałem, zaczęły ustępować. W tym roku skończyłem 75 lat, jestem zdrowy, zachowuję trzeźwy umysł i udało mi się spłacić wszystkie długi. Ci, którzy mnie dobrze znają, mówią, że mam szczęście i podziwiają mnie. Ja jednak wiem ponad wszelką wątpliwość, że wszystko to zawdzięczam zbawieniu Boga Wszechmogącego i Jego dobroci. To Bóg Wszechmogący zbawił mnie, gdy znalazłem się na krawędzi śmierci. Gdy tego potrzebowałem, dał mi z powrotem moje życie i pokazał właściwy kierunek. W czasie tych wszystkich doświadczeń naprawdę czułem, że bez Bożego przywództwa, my, ludzkie istoty, nieuchronnie zostaniemy skrzywdzeni i pochłonięci przez szatana. Tylko Bóg Wszechmogący może zbawić ludzi, tylko słowa wyrażone przez Boga Wszechmogącego mogą wyprowadzić ludzi z niewoli grzechu i pokazać, w jaki sposób urzeczywistniać prawdziwe człowieczeństwo. Tylko przyjmując prawdy, które wyraża Bóg Wszechmogący, podporządkowując się Mu oraz oddając Mu cześć, ludzkość może żyć w prawdziwym szczęściu, mieć przed sobą przyszłość i osiągnąć swoje ostateczne miejsce przeznaczenia!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.