Po zdiagnozowaniu raka u mojej mamy

26 lipca 2024

Autorstwa Yang Chen, Chiny

W czerwcu 2023 roku miałam opuścić dom, aby wykonywać obowiązki wynikające z potrzeb pracy ewangelizacyjnej. Ponieważ wiedziałam, że nie będzie mnie przez dłuższy czas, postanowiłam powiedzieć o tym rodzicom i przy okazji zabrać jakieś ubrania z domu. Gdy tam dotarłam, mama siedziała podłączona do kroplówki i była blada jak ściana. Zapytałam, co jej jest. Odpowiedziała, że to nic poważnego i że jej się polepszy po drobnej operacji. Wyglądało to jednak na coś poważniejszego, więc poprosiłam, żeby mi pokazała dokumentację medyczną. Okazało się, że ma trzy rodzaje złośliwych guzów. Byłam w szoku, mama miała raka! To były złośliwe guzy. Czy ona naprawdę mogła wyzdrowieć? A jeśli leczenie nic nie da? Ojciec powiedział mi: „Twoja matka jest w trakcie chemoterapii i od jej wyniku zależy powodzenie całego leczenia”. Wiedziałam, że wszystko to działo się, bo Bóg na to zezwolił, i nie mogłam narzekać, więc pomodliłam się do Boga, by chronić swoje serce. Tata następnie powiedział mi, że gdy mama leżała chora w szpitalu, mój młodszy brat się nią opiekował i znalazł nawet dodatkową pracę, żeby zarobić na koszty leczenia. To, co usłyszałam, rozstroiło mnie. Byłam najstarszym dzieckiem w rodzinie i to ja powinnam się tym wszystkim zająć, a tymczasem nie byłam w stanie zaoferować żadnej pomocy. Czy rodzice pomyślą, że nie mam sumienia, że nie jestem oddaną córką i wychowali mnie na darmo? Mama pocieszyła mnie, mówiąc: „Nie martw się i nie obawiaj. Od Boga zależy, jak długo żyjemy. Wypełniaj dalej swoje obowiązki i o mnie się nie martw”. Słysząc te słowa z ust mamy, bardzo chciałam zostać i się nią zaopiekować, ale w kościele było tyle pracy do zrobienia i wiedziałam, że nie mogę siedzieć w domu. Widząc mamę w takim stanie, nie mogłam się zmusić, żeby powiedzieć, że będę teraz wypełniać obowiązki z dala od domu, więc w końcu wyszłam w pośpiechu, nic nie mówiąc.

W drodze mogłam myśleć jedynie o mamie leżącej w szpitalu, nie mającej przy boku nikogo, kto by się nią opiekował, i o moim młodszym bracie, ciężko pracującym, żeby opłacić leczenie. Im więcej o tym myślałam, tym gorzej się z tym czułam. Byłam jej córką, powinnam się nią zajmować w czasie choroby, a tymczasem nie byłam w stanie otoczyć jej opieką ani nawet w żaden sposób pomóc. Gdyby ludzie o tym usłyszeli, co by o mnie powiedzieli? Czy powiedzieliby, że nie mam sumienia i jestem niewdzięczna? Czy mój młodszy brat skarżyłby się na mnie? Im więcej myśli mnie nachodziło, tym gorzej się czułam i całkiem straciłam zapał do wyjazdu i wypełniania obowiązków. W głębi serca powiedziałam Bogu: „O Boże, nie mogę opuścić domu, żeby wypełniać obowiązki. Moja matka ma raka i jeśli teraz odejdę, być może nigdy już jej nie zobaczę! Zostanę i tutaj będę wypełniać obowiązki, dzięki czemu będę mogła odwiedzać mamę w wolnym czasie”. Potem dalej wykonywałam obowiązki, ale nie mogłam się uspokoić ani skupić. Wciąż tylko myślałam: „Jak mama się teraz czuje?”. Chciałam znaleźć czas, żeby ją odwiedzić. Wiedziałam, że mój stan jest niewłaściwy, więc zaczęłam przeglądać słowa Boże. Znalazłam ten fragment: „W każdym okresie i na każdym etapie w kościele dzieją się pewne konkretne rzeczy, które są sprzeczne z wyobrażeniami ludzi. Na przykład ludzie zapadają na choroby, przywódcy i pracownicy zostają zastąpieni, niektórych demaskuje się i eliminuje, inni stają przed próbą życia i śmierci, w pewnych kościołach pojawiają się nawet źli ludzie i antychryści, którzy powodują zamęt, i tak dalej. Takie rzeczy zdarzają się od czasu do czasu i w żadnym razie nie są przypadkowe. Wszystkie one są efektem suwerennej władzy Boga i Jego ustaleń. Po bardzo spokojnym okresie może nagle wystąpić kilka incydentów lub niezwykłych wydarzeń, które mają miejsce w waszym otoczeniu lub dotyczą was osobiście, a ich wystąpienie zaburza zwykły porządek i normalność życia ludzi. Z pozoru te rzeczy nie zgadzają się z ludzkimi pojęciami i wyobrażeniami; ludzie nie chcą, by coś takiego im się przytrafiło ani nie chcą być tego świadkami. Czy zatem takie zdarzenia są dla nich korzystne? (…) Nic się nie dzieje przypadkiem, wszystkim rządzi Bóg. Chociaż ludzie teoretycznie rozumieją to i akceptują, jak powinni traktować suwerenną władzę Boga? To jest prawda, za którą powinni podążać i którą powinni zrozumieć, a w szczególności powinni ją wprowadzać w życie. Jeśli ludzie uznają suwerenną władzę Boga tylko w teorii, ale nie rozumieją jej prawdziwie oraz nie pozbyli się jeszcze własnych pojęć i wyobrażeń, to bez względu na to, od ilu lat wierzą w Boga i jak wiele doświadczyli, i tak nie będą w stanie w końcu poznać prawdy(Co to znaczy dążyć do prawdy (11), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Dzięki słowom Bożym uświadomiłam sobie, że ludzie stają przed trudnościami na różnych etapach swojego życia. Mogą nie chcieć stawiać czoła takim sytuacjom, ale kryje się w nich intencja Boga. Jeśli nie szukamy prawdy, jeśli w życiu kierujemy się naszymi pojęciami i wyobrażeniami, jeśli mylnie rozumiemy Boga i narzekamy na Niego, trudno będzie wynieść jakąś naukę z takich sytuacji. Choroba mojej mamy mogła mnie czegoś nauczyć. Musiałam szukać prawdy i zastanowić się nad sobą. Pomyślałam o tym, że gdy dowiedziałam się o chorobie mamy, naszły mnie obawy, że leczenie nie zadziała. Martwiłam się też, że jeśli nie będę się nią opiekować podczas chemoterapii w szpitalu, mamę to zasmuci. Czy pomyślałaby, że wychowała mnie na darmo? Te obawy sprawiły, że od razu straciłam całą motywację, żeby wyjechać i zająć się obowiązkami. Usprawiedliwiałam się nawet przed Bogiem. Czułam, że muszę zostać i zaopiekować się mamą w czasie choroby, że nie mogę opuścić domu i wypełniać obowiązków. Moje emocjonalne więzi były nazbyt głębokie i musiałam szukać prawdy, żeby coś na to poradzić.

Potem zaczęłam szukać odpowiednich fragmentów słów Bożych. Bóg Wszechmogący mówi: „W świecie niewierzących jest takie powiedzenie: »Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko matek«. Jest jeszcze takie powiedzenie: »Wyrodne dziecko jest gorsze od zwierzęcia«. Jak pompatycznie brzmią te powiedzenia! Zjawiska, o których mówi pierwsze z nich (»Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko matek«), rzeczywiście istnieją, są to fakty. Są to jednak po prostu zjawiska w świecie zwierząt. To tylko prawidło, jakie Bóg ustanowił dla różnych istot żywych i do którego stosują się wszelkie rodzaje istot żywych, w tym ludzie. (…) Dlaczego ludzie mówią takie rzeczy? Bo w społeczeństwie i w grupach ludzkich funkcjonują różne niewłaściwe idee i konsensusy. Gdy ludzie ulegną wpływowi takich przekonań i zostają przez nie skażeni, wytwarzają się w nich różne sposoby rozumienia i traktowania relacji rodzic-dziecko i ostatecznie zaczynają odnosić się do swoich rodziców jak do wierzycieli – wierzycieli, których nie będą w stanie spłacić do końca swojego życia. Są nawet ludzie, którzy po śmierci rodziców mają poczucie winy do końca swojego życia i uważają się za niegodnych życzliwości, jaką okazywali im rodzice, z powodu jednej rzeczy, którą zrobili, a która unieszczęśliwiła ich rodziców, albo z powodu czegoś, co nie potoczyło się po myśli ich rodziców. Powiedzcie Mi, czy to nie przesada? Ludzie żyją swoimi uczuciami, więc pozwalają, by różne idee, mające swoje źródło w tych uczuciach, ingerowały w ich życie i przeszkadzały w nim. Ludzie żyją w środowisku zabarwionym ideologią zepsutej ludzkości, więc wpadają w sidła różnych niedorzecznych idei, przez co ich egzystencja staje się wyczerpująca i trudniejsza niż egzystencja innych istot żywych. Jednak teraz, ponieważ Bóg czyni dzieło i wyraża prawdę, by powiedzieć ludziom o rzeczywistej naturze tych wszystkich faktów i umożliwić im zrozumienie prawdy, to gdy już zrozumiesz prawdę, te niedorzeczne idee i przekonania nie będą cię obciążać i nie będziesz się nimi kierować jako wytycznymi w zakresie twojej relacji z rodzicami. Wówczas w twoim życiu nastąpi odprężenie. Nie znaczy to bynajmniej, że nie będziesz świadomy swojej odpowiedzialności i swoich powinności – nadal będziesz je znał. Chodzi tu natomiast o wybór perspektywy i metod w odniesieniu do tej odpowiedzialności i tych powinności. Jedna ścieżka prowadzi poprzez uczucia – podchodzisz do tych spraw przez pryzmat emocji, a także metod, idei i przekonań, w stronę których prowadzi człowieka szatan. Druga ścieżka polega na traktowaniu tych spraw opierając się na słowach, których Bóg nauczył ludzi. Gdy ludzie podchodzą do tych spraw, kierując się niedorzecznymi ideami i przekonaniami pochodzącymi od szatana, mogą tylko kierować się w życiu swoimi uczuciami i nigdy nie potrafią odróżnić dobra od zła. W takich okolicznościach nie mają innego wyjścia, jak tylko żyć w sidłach, wiecznie uwikłani w takie oto kalkulacje: »Masz rację, ja się mylę. Ty dałeś mi więcej; ja dałem ci mniej. Jesteś niewdzięczny. Posuwasz się za daleko«. W rezultacie nie ma ani jednej chwili, kiedy mówiliby jasno. Jednak gdy ludzie zrozumieją prawdę i uwolnią się od swoich niedorzecznych idei i przekonań oraz sieci uczuć, te sprawy stają się dla nich proste. Jeśli kierujesz się prawdozasadą, ideą lub myślą, która jest prawidłowa i pochodzi od Boga, osiągniesz w życiu stan wielkiego odprężenia. Ani opinia publiczna, ani świadomość własnego sumienia, ani brzemię twoich uczuć nie będzie już dla ciebie przeszkodą w tym, jak będziesz podchodził do swojej relacji z rodzicami; wręcz przeciwnie – będziesz w stanie traktować tę relację w sposób właściwy i racjonalny. Jeśli postępujesz zgodnie z prawdozasadami, które Bóg dał ludziom, to nawet gdyby ludzie cię krytykowali za twoimi plecami, w głębi serca będziesz czuć spokój i pozostaniesz niewzruszony. A przynajmniej nie będziesz samego siebie strofował za bycie bezdusznym niewdzięcznikiem ani nie będziesz już w głębi duszy czuć oskarżeń swojego sumienia. Będzie tak, ponieważ będziesz wiedział, że wszystkie twoje działania są wykonywane w zgodzie z metodami, których nauczył cię Bóg, że słuchasz Jego słów i się im podporządkowujesz oraz że podążasz Jego drogą. Słuchanie słów Boga i podążenia Jego drogą – przede wszystkim to właśnie powinno podpowiadać ludziom sumienie. Będziesz prawdziwie człowiekiem, gdy będziesz potrafił tak właśnie postępować. Jeżeli natomiast do tego nie doszedłeś, to w takim razie jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem. Czy nie tak się sprawy mają? (Tak)” (Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Słowa Boże uświadomiły mi, że czułam się nieszczęśliwa, bo błędne przekonania, takie jak „Synowskie oddanie jest najważniejszą z cnót” i „Wyrodne dziecko jest gorsze niż zwierzę”, które szatan we mnie zaszczepił, zakorzeniły się głęboko. Czułam, że jeśli nie potrafię okazać rodzicom szacunku i oddania, to znaczy, że jestem niewdzięczną, wyrodną córką. Czułam, że wychowywanie mnie musiało być ciężkim wyzwaniem, zwłaszcza że urodziłam się w czasie, gdy chłopców i mężczyzn uważano za lepszych, co oznaczało, że mama cierpiała z powodu upokorzeń i kpin, ale kochała mnie bardziej niż mojego młodszego brata. Ponadto wspierała mnie, jeśli chodzi o moją wiarę i mój obowiązek. Wiedziała o moim głębokim przywiązaniu emocjonalnym, więc jeśli coś się działo w domu, nie mówiła mi o tym, żeby mnie nie rozpraszać i nie odciągać od obowiązków. Pod względem emocjonalnym i finansowym mama bardzo mnie wspierała i często zachęcała, żebym dobrze wypełniania obowiązki. Myśląc o tym wszystkim i o tym, że nie mogłam być przy niej, żeby się nią opiekować w czasie choroby, czułam się bardzo przygnębiona. Zawsze myślałam, że jeśli, jako ich córka, nie szanuję ich i nie troszczę się o nich, gdy chorują, to zachowuję się jak wyrodne, niewdzięczne dziecko. Czułam się więc winna i wstyd mi było spojrzeć im w twarz. Silnie wpływały na mnie szatańskie trucizny! Gdybym dalej patrzyła na to przez pryzmat więzi emocjonalnych i tradycyjnych przekonań, musiałabym dźwigać to ideologiczne brzemię, myśląc, że jestem wyrodną córką, bo nie opiekuję się mamą. Byłoby to życie bardzo męczące i nieszczęśliwe. Musiałam się postarać odciąć od tego wszystkiego i nauczyć postrzegać ludzi i sprawy zgodnie z prawdą zawartą w słowach Bożych, tylko w ten sposób mogłam skończyć z tym cierpieniem.

Potem, podczas ćwiczeń duchowych, trafiłam na ten fragment słów Bożych. Rozjaśniło mi się w głowie, jeśli chodzi o to, jak należy myśleć o własnej relacji z rodzicami. Słowa Boże mówią: „Powinieneś zrozumieć, że rodzice nie są twoimi wierzycielami. Jest wiele rzeczy, które musisz w tym życiu robić, i są to rzeczy, które istota stworzona powinna robić, które zostały ci powierzone przez Pana stworzenia i które nie mają nic wspólnego z odwdzięczaniem się rodzicom za życzliwość. Okazywanie szacunku rodzicom i odwzajemnianie ich życzliwości nie mają nic wspólnego z twoją misją życiową. Można powiedzieć, że nie jest konieczne, żebyś okazywał rodzicom szacunek, odwdzięczał się im lub wypełniał wobec nich jakiekolwiek powinności. Mówiąc bardziej precyzyjnie, możesz po części te powinności wobec nich wypełniać, gdy pozwalają na to okoliczności; gdy nie pozwalają, nie musisz się upierać, żeby to robić. Jeśli nie jesteś w stanie wypełnić tych powinności polegających na okazywaniu rodzicom szacunku i oddania, nie jest to nic strasznego, jest to po prostu w jakimś niewielkim stopniu niezgodne z twoim sumieniem, ludzką moralnością i ludzkimi pojęciami. Ale przynajmniej nie jest sprzeczne z prawdą i Bóg cię za to nie potępi. Gdy zrozumiesz prawdę, twoje sumienie nie będzie cię dręczyć w tej kwestii. Czy wasze serca nie odprężają się, gdy już zrozumieliście ten aspekt prawdy? (Odprężają). Niektórzy mówią: »Choć Bóg mnie za to nie potępi, to sumienie nie pozwala mi przejść nad tym do porządku dziennego i czuję się rozchwiany«. Jeśli tak jest, to masz za słabą postawę i nie zrozumiałeś sedna tej kwestii ani nie wniknąłeś w jej istotę. Nie pojmujesz przeznaczenia człowieka, nie pojmujesz władzy Boga i nie chcesz zaakceptować władzy Boga i Jego zarządzeń. Kierują i panują nad tobą twoje własne uczucia i ludzka wola, którym stale hołdujesz; stały się one twoim życiem. Jeśli wybierasz ludzką wolę i swoje uczucia, to nie wybierasz prawdy, nie praktykujesz jej i się jej nie podporządkowujesz. Jeśli wybierasz ludzką wolę i swoje uczucia, to zdradzasz prawdę. To jasne, że twoje okoliczności i środowisko nie pozwalają ci, żebyś swoim rodzicom okazywał szacunek i nabożne oddanie, ale mimo to ty ciągle myślisz: »Jestem coś winien moim rodzicom. Nie okazywałem im szacunku ani oddania. Od wielu lat nie pokazuję im się na oczy. Wychowali mnie i nic z tego nie mają«. W głębi serca nigdy nie jesteś w stanie uwolnić się od tych myśli. Dowodzi to jednego: nie akceptujesz prawdy. W kategoriach doktryny uznajesz, że słowa Boga są słuszne, ale nie akceptujesz ich jako prawdy ani nie przyjmujesz ich w charakterze zasad swojego postępowania. Toteż przynajmniej pod względem tego, jak traktujesz swoich rodziców, nie jesteś kimś, kto dąży do prawdy. Jest tak dlatego, że w tym kontekście nie działasz opierając się na prawdzie i nie praktykujesz zgodnie ze słowami Boga, a zamiast tego zaspokajasz swoje potrzeby emocjonalne i potrzeby swojego sumienia, pragnąc okazać rodzicom szacunek i odwdzięczyć się im za życzliwość. Choć Bóg nie potępia cię za dokonanie takiego wyboru i jest to twój wybór, to ostatecznie ty sam na tym stracisz, zwłaszcza jeśli chodzi o życie(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Po przeczytaniu słów Boga zyskałam jasność. Zrozumiałam, że sposób, w jaki wychowali mnie rodzice, wynikał z suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeń. Życzliwość mojej mamy była tak naprawdę łaską Bożą. Gdy zaczęłam wierzyć, wysiłki mojej mamy, które podejmowała w domu, żebym mogła w spokoju wypełniać obowiązki, mogły wydawać się przejawem jej życzliwości, ale tak naprawdę wiązały się z tym, że Bóg znał moją postawę i odpowiednio wszystko zaaranżował. Było to powinnością i odpowiedzialnością mojej mamy, żeby zajmować się domem i wspierać mnie w mojej wierze. Bóg mówi, że nasi rodzice nie są naszymi wierzycielami, oddanie i szacunek wobec rodziców są naszą odpowiedzialnością, ale nie naszą misją jako ludzi. Jeśli warunki sprzyjają, możemy otaczać rodziców opieką i okazywać im oddanie, ale jeśli warunki na to nam nie pozwalają, nie jest to żadna ujma, bo wiele jest rzeczy, które w tym życiu musimy robić. Mamy obowiązki, które powinniśmy wykonywać jako istoty stworzone, i nie możemy żyć tylko po to, by okazywać należny szacunek rodzicom. Jest też wśród niewierzących wielu ludzi, którzy dużo czasu spędzają z dala od rodziców ze względu na swoją karierę i rodzinę, którzy nie są w stanie opiekować się rodzicami, ale ludzie to rozumieją, nie potępiają ich i nie szydzą z nich. Dałam się opanować uczuciu wdzięczności wobec rodziców, często czułam się rozdrażniona i winna, bo nie mogłam być przy nich i się o nich troszczyć, chciałam nawet zostać w domu i zrezygnować z obowiązków. Moje więzi emocjonalne były po prostu zbyt silne! Obecnie ewangelia szerzy się w zawrotnym tempie i jako przywódczyni kościoła powinnam bardziej zważać na intencję Boga. Powinnam prowadzić braci i siostry, by nieśli świadectwo o ewangelii Boga w dniach ostatecznych po to, by więcej ludzi usłyszało głos Boga i dostąpiło zbawienia w dniach ostatecznych. Taka była moja powinność i moja odpowiedzialność. Zamiast tego myślałam, że troska o rodziców i szanowanie ich były najważniejszymi rzeczami w życiu. Byłam osobą wierzącą od lat, jadłam i piłam bardzo dużo słów Bożych, ale gdy znalazłam się w trudnym położeniu, nie potrafiłam podporządkować się zarządzeniom Boga i wypełniać obowiązków, nie kierowałam się w tej sytuacji prawdozasadami. Zdradzałam prawdę i jej nie przyjmowałam! Dotarło do mnie, że gdybym dalej żyła według tych tradycyjnych przekonań i gdybym nie okazała Bogu skruchy i nie wypełniała swoich obowiązków, zostałabym ostatecznie zdemaskowana i wyeliminowana. W głębi serca pomodliłam się do Boga: „O Boże! Choroba mojej mamy w zupełności ujawniła moje przekonania wynikające z niedowiarstwa. Widzę teraz, że moja postawa jest niedojrzała i brak mi prawdorzeczywistości. Teraz rozumiem, że okazywanie szacunku i oddania rodzicom nie jest moją misją. Wypełnianie powinności istoty stworzonej jest moją prawdziwą misją i odpowiedzialnością. Chcę wyzbyć się niedorzecznych przekonań i powierzyć chorobę mamy w Twoje ręce. Cokolwiek się stanie, wytrwam w pełnieniu obowiązków i nie stanę się pośmiewiskiem szatana”. Po modlitwie poczułam się dużo spokojniejsza i gotowa byłam polegać na Bogu, by wypełniać powierzone mi obowiązki.

Po jakimś czasie skonsultowałam się z lekarzem medycyny chińskiej w sprawie mamy i poprosiłam, żeby ją leczył. Powiedział: „Doszło już do przerzutów raka w całym ciele i nie da się go wyleczyć. Mogę jedynie przepisać zioła na dwa tygodnie i zobaczymy, czy to coś da”. Gdy usłyszałam, do jakiego wniosku doszedł, serce we mnie zamarło. Pomyślałam o tym, że kiedyś, gdy odwiedziłam mamę w domu i zobaczyłam, że kaszle, nie zabrałam jej do szpitala, tylko dałam jej jakieś chińskie ziółka i tyle. Gdybym zabrała ją do szpitala wcześniej i leczenie zaczęłoby się szybciej, czy wszystko też tak by się skończyło? Im więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam się smutna i winna, strasznie mnie to przygnębiło. Pomodliłam się więc do Boga, prosząc, by pomógł mi wyrwać się z tego stanu. Potem trafiłam na ten fragment słów Bożych: „Co się zatem dzieje, gdy twoich rodziców coś takiego spotyka? Można jedynie powiedzieć, że Bóg tak to zaplanował. Ręka Boża o tym przesądziła. Nie możesz skupiać się na obiektywnych powodach i przyczynach, twoich rodziców miało to spotkać w tym właśnie czasie, ta choroba była im z góry przeznaczona. Czy mogliby jej uniknąć, gdybyś był przy nich? Gdyby Bóg nie zdecydował, że przypadnie im w udziale taki los, że zachorują, to nic by im się nie stało, nawet gdyby cię przy nich nie było. Jeśli przeznaczone im było napotkać w swoim życiu to wielkie nieszczęście, co by to zmieniło, gdybyś był przy nich? I tak nie byliby w stanie go uniknąć, zgadza się? (Tak). Pomyśl o ludziach, którzy nie wierzą w Boga – czy ich rodziny nie żyją razem, rok po roku? Gdy rodzicom przytrafia się jakieś wielkie nieszczęście, to ich dzieci i najbliżsi krewni są przy nich, zgadza się? Gdy rodzice zapadają na jakąś chorobę lub stan ich zdrowia się pogarsza, czy dzieje się tak dlatego, że dzieci ich opuściły? Wcale nie, tak miało się po prostu stać. Ciebie, jako ich dziecko, łączą z nimi więzy krwi, więc ogarnia cię niepokój, gdy dowiadujesz się, że twoi rodzice zachowali, a tymczasem inni ludzie niczego takiego nie czują. To jest zupełnie normalne. Jednak to, że twoim rodzicom przytrafiło się wielkie nieszczęście, nie oznacza, że musisz tę sytuację analizować i zgłębiać, że musisz się zastanawiać, w jaki sposób się z nią uporać. Twoi rodzice są dorośli; spotkali się już z czymś takim wiele razy, żyjąc w społeczeństwie. Jeśli Bóg zaaranżuje sytuację, która uwolni ich od tego problemu, to prędzej czy później wszystko wróci do normy. Jeśli ten problem jest dla nich życiową przeszkodą, której muszą doświadczyć, od Boga zależy, jak długo to potrwa. Jest to coś, czego muszą doświadczyć i czego nie zdołają uniknąć. Jeśli chcesz na własną rękę się tym zająć, przeanalizować źródła, przyczyny i konsekwencje, to jest to głupi pomysł. Na nic się to nie zda, będzie to czymś całkiem zbędnym. Nie powinieneś w taki sposób postępować, nie powinieneś analizować tej sytuacji, szukać pomocy u kolegów ze szkoły i znajomych, kontaktować się ze szpitalem w sprawie twoich rodziców, szukać najlepszych lekarzy, załatwiać rodzicom najlepsze łóżka w szpitalu – nie musisz łamać sobie nad tym wszystkim głowy. Jeśli odczuwasz nadmiar energii, to powinieneś poświęcić go na obowiązki, jakie masz do wykonania. Twoi rodzice znają swój los. Nikt nie ucieknie od chwili, w której pisane jest mu umrzeć. Rodzice nie są panami twojego losu i vice versa – ty nie jesteś panem losu twoich rodziców. Jeśli coś jest im pisane, co ty możesz na to poradzić? Jaki efekt przyniesie to, że będziesz się niepokoił i szukał rozwiązań? Żadnego efektu to nie przyniesie; wszystko zależy od intencji Boga. Jeśli Bóg chce ich zabrać i pozwolić ci w spokoju wypełniać obowiązki, czy możesz w to ingerować? Czy możesz negocjować warunki z Bogiem? Co powinieneś zrobić w takim czasie? Głowienie się nad możliwymi rozwiązaniami, analizowanie sytuacji, obwinianie samego siebie, odczuwanie wstydu w obliczu swoich rodziców – czy to są myśli i działania, które człowiek powinien przejawiać? Są to wszystko przejawy braku podporządkowania się Bogu i prawdzie; są one irracjonalne i niemądre, są buntem przeciwko Bogu. Nie powinny u ludzi takie przejawy występować. Czy to jasne? (Tak)” (Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Słowa Boże uświadomiły mi, że Bóg decyduje o tym, przed jakimi trudnościami ludzie stają i ile cierpienia doznają, a czyni to, biorąc pod uwagę ich potrzeby i postawę. Jeśli chodzi o to, kiedy ludzie są stawiani w określonych sytuacjach i jak długo muszą się z nimi zmagać, tym wszystkim kieruje i zarządza Bóg. Ludzie nie mają na to żadnego wpływu, więc tym bardziej nie powinno się takich rzeczy analizować z czysto ludzkiej perspektywy. Ludzie muszą nauczyć się przyjmować wszystko jako pochodzące od Boga i podporządkować się Bożym zarządzeniom. Na przykład choroba mojej mamy; wydawałoby się, że jej stan się pogorszył, bo za późno trafiła do szpitala, ale tak naprawdę taki był jej los. Śmiertelność człowieka jest w rękach Boga. Jeśli Bóg na to nie pozwoli, nawet wielkie katastrofy nie wyrządzą ludziom żadnej krzywdy. Na przykład, mojemu tacie przytrafił się wypadek drogowy; wszyscy inni pasażerowie byli ciężko ranni, a on miał tylko lekkie obrażenia i wyzdrowiał najszybciej. Wypełniamy w życiu nasze misje. Jeśli ktoś zakończył swoją, odchodzi z tego świata zgodnie z planami Boga. Jeśli nie zakończył, to bez względu na trudności, których doświadcza, nic mu nie będzie. Choroba mojej mamy była w stadium zaawansowanym i lekarz powiedział, że jest nieuleczalna, ale o tym, jak długo miała ona jeszcze żyć, nie decydował żaden człowiek, decydował o tym i przesądził Bóg. Byłam taka nieszczęśliwa, bo stawiałam Bogu niedorzeczne żądania i chciałam, żeby mama wyzdrowiała. Gdy coś szło nie po mojej myśli, zniechęcało mnie to i unieszczęśliwiało. Było tak, bo nie znałam suwerennej władzy Boga i nie umiałam się Mu podporządkować. Gdy pojęłam intencję Boga, pomodliłam się: „O Boże! Nie mnie decydować, czy mama wyzdrowieje i jak długo będzie żyć. Powinnam odłożyć na bok swoje żądania i ochoczo się podporządkować bez względu na wszystko”. Po modlitwie poczułam w sobie spokój. Potem trafiłam na ten fragment słów Pana Jezusa: „Jeśli ktoś przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, a nawet swego życia, nie może być moim uczniem(Łk 14:26). Bóg Wszechmogący mówi: „Jeśli twoja miłość do rodziców przewyższa twoją miłość do Boga, to nie jesteś godzien iść za Bogiem i nie należysz do tych, którzy za Nim podążają. Jeśli do nich nie należysz, to można powiedzieć, że nie jesteś zwycięzcą i Bóg cię nie chce(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Bóg powiedział, że ci, którzy bardziej miłują swoich rodziców niż Jego Samego, nie nadają się, by za Nim iść. Musiałam przestać się w życiu kierować niedorzecznymi przekonaniami, które zaszczepił mi szatan. Musiałam zacząć żyć inaczej, postrzegać ludzi i sprawy oraz zachowywać się i działać zgodnie ze słowami Bożymi i prawdozasadami. Zaczęłam coraz bardziej przykładać się do obowiązków. Czasami wciąż martwię się o mamę, ale wtedy myślę o tym, że w jej życiu sytuacje, które napotyka, i cierpienie, którego doznaje, są z góry ustalone przez Boga. Od Niego zależy, jak długo będzie ona żyć i w jaki sposób odejdzie, ja nie mam na to żadnego wpływu. Gdy to sobie uświadomiłam, odnalazłam względny spokój. Niedawno dowiedziałam się, że stan mamy jest stabilny i że dzięki tej chorobie czegoś się nauczyła. Gdy to usłyszałam, byłam głęboko poruszona i wstyd mi było za mój brak wiary w Boga. Ostatnio proaktywnie wykonuję obowiązki z dala od domu.

Dzięki temu doświadczeniu lepiej rozumiem swoje słabości i zyskałam rozeznanie co do niedorzecznych przekonań, jakie żywiłam od zawsze. Nie będę się już nimi kierować i będę mieć właściwe nastawienie do swojej relacji z rodzicami. A wszystko to dzięki Bożemu przewodnictwu.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Gorzki smak bycia pochlebcą

W zeszłym roku brat Xin, z którym jeździłem głosić ewangelię, został zwolniony. Gdy go o to spytałem, powiedział, że przez kilka lat nie...

Połącz się z nami w Messengerze