Dlaczego nie potrafię trzymać się zasad?

29 stycznia 2023

Autorstwa Bai Jing, Francja

W sierpniu 2021 roku podjęłam pracę liderki w kościele. Współpracując z Lilianą, która była odpowiedzialna za ewangelizację, zauważyłam, że rozdmuchiwła małe problemy innych osób i wszystkim o nich opowiadała. Nie potrafiła współpracować i zawsze mówiła rzeczy niezgodne z prawdą. Raz powiedziała, że przeniesiona przywódczyni nie skupia się na pracy ewangelizacyjnej i nigdy nie pyta, jak idzie jej praca. A przecież ta liderka zawsze sprawdzała jej pracę. Liliana zgłaszała też, że praca idzie bardzo dobrze i ludzie myśleli, że praca, za którą jest odpowiedzialna, postępuje. Ale tak naprawdę nie wykonywała żadnej pracy. Na jednym spotkaniu podkreślała, że jej praca jest trudna, a członkowie zespołu są kiepscy. Ale kiedy przyjrzałam się dokładniej, odkryłam, że miała duże zaległości w pracy i nie miała podstaw tak twierdzić. Kiedy jej wytknęłam, że nie wykonuje praktycznej pracy i zrzuca winę na innych, nic nie odpowiedziała. Sądziłam, że to przemyśli, ale ona wysłała mojej partnerce, siostrze Mai, wiadomość, że nie chce mieć wiecej ze mną do czynienia, bo widząc problem, bezlitośnie się z nią rozprawiłam i nie rozumiałam, jak jest jej trudno. Dodała, że nie może być taka jak ja i musi traktować innych z miłością i cierpliwością. Kiedy to przeczytałam, byłam w szoku. W jej obowiązku było wiele problemów. Ja je tylko wskazałam – byłam daleka od rozprawiania się z nią. Jak mogła powiedzieć, że byłam bezlitosna? To nie było tak. Jak mogła być tak przebiegła i nieuczciwa? Chciałam to wszystko wyjaśnić Mai, ale pisząc wiadomość, zawahałam się w połowie. Gdybym jej opisała problemy Liliany, Maja mogłaby pomyśleć, że brakuje mi samokrytyki w obliczu problemów i nie traktuję właściwie ludzi. Nie wysłałam więc tej wiadomości. Potem usłyszałam, że Liliana pod pretekstem otwierania swego serca mówiła, że bezlitośnie ją potraktowałam, nie znając sytuacji, i to ją przybiło. Ta wiadomość naprawdę mnie zmartwiła. Nie wiedziałam, jak mam w przyszłości sprawdzać jej pracę. Uznałam, że trudno się z nią dogadać. Kilka dni później pojawiła się potrzeba żeby przenieść kilka osób z zespołu Liliany do pracy podlewania. Kiedy ją o tym poinformowałam, powiedziała z kwaśną miną: „Jak chcesz, to zrób to. Nie obchodzi mnie to. I tak się okaże, że nie mam dobrych rezultatów w pracy”. Potem przyznała otwarcie, że miała zatarg z siostrą odpowiedzialną za podlewanie, dlatego nie chciała, żebym ich przeniosła. Dodała, że nikt nie będzie mógł jej winić, że jest niemiła, jeśli tamta znów przysporzy jej problemów. Słysząc groźbę w jej słowach, uznałam, że nie tylko jest trudna w obejściu, ale ma złe człowieczeństwo i muszę być ostrożna, sprawdzając jej pracę, inaczej znajdzie coś przeciwko mnie.

Raz lider wyznaczył nas do pracy przy „oczyszczaniu”, zbadaniu, czy w kościele są złoczyńcy lub antychryści, oraz, jeśli tacy się znajdą, do wydalenia ich z kościoła. Na myśl przyszła mi Liliana. Jej człowieczeństwo było złe i nie przyjmowała prawdy. Żywiła urazę do każdego, kto wytknął jej błędy, przekręcała fakty, myliła białe z czarnym i rozsiewała swoje uprzedzenia za plecami ludzi. Uznałam, że powinnam się przyjrzeć jej zachowaniu. Potem jednak pomyślałam, jak Liliana buntowała się przeciwko sprawdzaniu i jak mówiła za moimi plecami, że byłam dla niej bezlitosna. Gdybym tym razem zaczęła zbierać jej oceny, czy bracia i siostry nie pomyśleliby, że się na niej mszczę? A moja partnerka, że zbyt kocham status i szukam okazji, żeby zaatakować każdego, kto wytyka moje błędy? Wtedy wszyscy by się mnie bali i unikali. To byłby problem. Mogliby dopatrywać się u mnie wad i zgłosić, że jestem fałszywą liderką. Odpuściłam sobie. Uznałam, że zajmę się tym, kiedy ktoś inny rozpozna jej problemy, bo jeśli pierwsza o tym powiem, mogę być źle zrozumiana. Nie wspomniałam więc o tym. Niedługo Maja wspomniała, że człowieczeństwo Liliany nie jest dobre i chce się przyjrzeć jej zachowaniu. Byłam zadowolona, ale też czułam się trochę winna. Wiedziałam o tym wcześniej i powinnam od razu zbadać zachowanie Liliany, ale nic nie powiedziałam, żeby ini nie uznali, że się na niej wyżywam. Nie chroniłam pracy kościoła. Ale przynajmniej nie musiałam się już tym martwić, bo ktoś inny to powiedział. Kiedy zebraliśmy oceny Liliany, okazało się, że większość piszących je osób, nie znało jej zbyt dobrze i przekazało niewiele informacji. Tylko kilka osób zauważyło jej problemy. Wiedziałam, że w takiej sytuacji powinniśmy poszukać ludzi, którzy od dawna mieli z nią do czynienia, ale bałam się, że inni mogą powiedzieć, że się na nią uwzięłam i to mój osobisty odwet, więc nie chciałam nic mówić. Wtedy Maja powiedziała, że zobaczymy, jak się sprawy potoczą, a ja nic nie dodałam.

Później odkryłam, że bracia i siostry zwracali Lilianie uwagę, ale ona nie tylko tego nie przyjmowała, ale rzucała pod ich adresem fałszywe oskarżenia. Kiedy podlewający powiedział Lilianie, że pewni ludzie, którym głoszono ewangelię, mają złe człowieczeństwo i nie spełniają kryteriów, Liliana nie tylko tego nie przyjęła, ale wygłaszała swoje stronnicze opinie i żale pośród zespołu ewangelizacyjnego. Twierdziła, że wszyscy postępują zgodnie z zasadami, ale to podlewający nie omawiali jasno prawdy z ludźmi, nad których nawróceniem pracował jej zespół, i niektórych nowych wiernych zwiodły plotki i zrezygnowali. Podczas spotkania rozmawiałyśmy z Mają o sednie tego problemu i zachowaniu Liliany. Potem rozmawiałyśmy z nią jeszcze kilka razy. Sądziłam, że to przemyśli, ale nie ustąpiła i nadal mówiła negatywnie o podlewających. Twierdziła, że jest przygnębiona i nie wie, jak ma wykonywać swoją pracę. Ponieważ siała niezgodę, niektórzy bracia i siostry zaczęli narzekać i nie było między nimi harmonijnej współpracy. Liliana nie nadawała się na zwierzchniczkę i powinna być natychmiast zwolniona. Żałowałam, że nie zbadałam tego szybciej i nie zwolniłam jej na początku. Wiedziałam, że jej człowieczeństwo jest złe, ale pozwoliłam, by przeszkadzała w pracy kościoła. Czułam się okropnie. Modliłam się, żeby Bóg pomógł mi poznać siebie.

Wtedy zobaczyłam słowa Boga: „Cóż to za usposobienie, gdy ludzie nie biorą odpowiedzialności za swoje obowiązki, wykonują je niedbale i powierzchownie, zachowują się jak potakiwacze i nie bronią interesów domu Bożego? Jest to przebiegłość, jest to szatańskie usposobienie. Najbardziej zdumiewającym elementem filozofii życiowych człowieka jest właśnie ludzka przebiegłość. Ludzie myślą, że jeśli nie będą przebiegli, mogą urazić innych i nie będą w stanie chronić samych siebie. Sądzą, że muszą być dostatecznie przebiegli, aby nikomu nie zrobić krzywdy ani nikogo nie obrazić, tym samym zapewniając sobie bezpieczeństwo, chroniąc swe źródła utrzymania i zyskując solidną pozycję pośród ludzkich mas. Niewierzący żyją zgodnie z filozofią szatana. Wszyscy są potakiwaczami i nikogo nie obrażają. Przyszedłeś do domu Bożego, czytałeś słowo Boże i słuchałeś kazań domu Bożego. Czemu więc stale tylko potakujesz? Potakiwacze chronią tylko własne interesy, a nie interesy kościoła. Kiedy widzą, że ktoś czyni zło i szkodzi interesom kościoła, ignorują to. Lubią być potakiwaczami i nikogo nie obrażać. To nieodpowiedzialne, a tego rodzaju osoba jest niezwykle przebiegła i niegodna zaufania(Poznanie własnego usposobienia stanowi podstawę do tego, by je zmienić, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki objawieniu Bożych słów zrozumiałam, że bojąc się urazić Lilianę i stracić wizerunek i status, nie sprzeciwiłam się jej, choć zakłócała pracę kościoła. Szukałam poklasku i świadomie ignorowałam sytuację. To było nieodpowiedzialne i przebiegłe. Niewierzący żyją według szatańskich filozofii i chronią własne interesy. Uważnie obserwują, co mówią inni, i badają, jak rozwinie się sytuacja – są naprawdę podstępni. W swoim obowiązku miałam postawę jak niewierzący. Widziałam, że Liliana nie ma dobrego człowieczeństwa i zaczęła szkodzić pracy kościoła. Powinna zostać zwolniona. Ale nie chciałam, żeby inni myśleli, że ją karcę i chcę się zemścić, starałam się więc nie robić niczego, co mogłoby wzbudzić podejrzenia i zwlekałam z tym. Chciałam zaczekać, aż inni bracia i siostry się na niej poznają. Chciałam chronić swoją reputację i status, choć wiedziałam, że Liliana szkodzi pracy kościoła. Postapiłam wbrew zasadom i działałam na szkodę kościoła, nie demaskując jej. Byłam podstępna i nikczemna. Na myśl o tym poczułam się winna. Wiedziałam, że nie mogę nadal przymykać na wszystko oka, ale muszę się zająć problemem Liliany zgodnie z zasadą – nie mogę nadal chronić swoich interesów.

Potem poszłyśmy z Mają porozmawiać z Lilianą. Ujawniłyśmy, że wykrzywia fakty i rozpowiada stronnicze opinie o innych, niszcząc i podkopując relacje pomiędzy braćmi i siostrami, i że szkodzi pracy kościoła. Zaskoczyło mnie, że zupełnie tego nie przyjęła, ale zaatakowała nas, mówiąc w złości: „Mówiłam ci o problemach, a ty ich nie rozwiązałaś, i jeszcze się mnie czepiałaś. Ty nie wykonujesz żadnej praktycznej pracy”. Widząc, jak jest apodyktyczna i pozbawiona autorefleksji, przeanalizowałyśmy naturę i konsekwencje jej słów i działań w świetle słów Boga, ale nic z tego nie przyjęła – wciąż kłóciła się i sprzeczała.

Potem przeczytałam fragment Bożych słów, co pomogło mi zrozumieć naturę Liliany. Słowa Boga mówią: „Wszyscy, którzy często przeszkadzają w pracy i w życiu kościoła, którzy poważnie zakłócają Bożym wybrańcom wejście w życie, są niewierzącymi, złymi ludźmi. Kościół musi ich usunąć. Jeśli ktoś często zakłóca pracę i życie kościoła i nie akceptuje tego, że się go przycina i rozprawia się z nim, a zarazem zawsze przedstawia swoje osobliwe usprawiedliwienia, to kimkolwiek by był i jakkolwiek by się zachowywał w przeszłości, musi zostać usunięty z kościoła. Jedynym celem takiego działania jest utrzymanie normalnego przebiegu pracy kościoła i ochrona interesów Bożych wybrańców. Takie postępowanie jest całkowicie zgodne z zasadami prawdy oraz z wolą Bożą(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). „W przypadku ludzi o nikczemnym usposobieniu, bez względu na to, jaki błąd popełnili lub jak złej rzeczy się dopuścili, nikt nie może ich ujawnić i nikt nie może się z nimi rozprawić ani ich przyciąć. Jeśli ktoś ich ujawni i obrazi, wpadną w szał; zemszczą się i nigdy nie odpuszczą. Mają zero cierpliwości, tolerancji i akceptacji dla innych. Na jakiej zasadzie opiera się ich zachowanie? »Wolałbym obrazić wszystkich ludzi na ziemi, niż żeby jeden z nich obraził mnie«. Nie znoszą, gdy ktokolwiek ich obraża. Czy taka jest logika niegodziwców? Zgadza się. Nikomu nie wolno ich obrażać. Nawet najdrobniejsza scysja jest dla nich nie do przyjęcia i znienawidzą każdego, kto się z nimi zetrze. Nigdy nie zostawią tej osoby w spokoju, nigdy nie odpuszczą – tacy są ludzie nikczemni(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Boże słowa mówią, że źli ludzie mają występne usposobienie i nie przyjmą prawdy. Pałają nienawiścią do wszystkich, którzy obnażają ich wady. Traktują ich jak wrogów, a nawet ich atakują i mszczą się. Pomyślałam o Lilianie. Nigdy nie stać jej było na autorefleksję w obliczu problemów, nienawidziła wszystkich dających jej rady i traktowała ich jak wrogów. Wykrzywiała prawdę, czarne mieszała z białym, rozpowszechniała swoje uprzedzenia i skarżyła się na innych, wywołując problemy pomiędzy braćmi i siostrami, przez co nie byli w stanie pracować w zgodzie. To zakłócało pracę ewangelizacyjną. Inni często dawali jej wskazówki i pomagali, ale ona tego nie przyjmowała. Stawała się wobec nich wroga i rzucała na nich fałszywe oskarżenia, bez cienia skruchy. Nienawidziła prawdy i z natury jej nie akceptowała. Okazało się, że jest złą osobą i gdybyśmy jej pozwolili zostać, zaszkodziłoby to jeszcze bardziej pracy kościoła. Wraz z Mają oceniłyśmy zachowanie Liliany zgodnie z zasadami i zwolniłyśmy ją po przegłosowaniu tej decyzji przez braci i siostry. Zaleciłyśmy jej autorefleksję w samotności. Wyrzuciłybyśmy ją, gdyby pojawiły się dalsze zakłócenia.

Później bracia i siostry mówili, że praca z siostrą Lilianą była bardzo ograniczająca. Zawsze władczym tonem łajała ludzi i wiele osób się jej bało. Kiedy sprawdzała ich pracę, wszyscy się wcześniej przygotowywali, w obawie, że ich zbeszta, jeśli czegoś dobrze nie wytłumaczą. Czułam się niezręcznie. Liliana wyrządziła wiele zła i bardzo skrzywdziła braci i siostry. Chociaż byłam liderką kościoła, nie zajęłam się tym. Nie służyłam praktycznemu celowi. Nie wykonałam pracy. Przez kilka dni zastanawiałam się, dlaczego poradziłam sobie z innymi antychrystami, ale unikałam zajęcia się problemem Liliany. Przeczytałam Boże słowa. „Cokolwiek antychryści robią, najpierw rozważają własne interesy, a działają dopiero po przemyśleniu wszystkiego; nie są prawdziwie, szczerze, bezwzględnie i bezkompromisowo posłuszni prawdzie, ale tylko wybiórczo i pod pewnymi warunkami. Jaki to warunek? Jest nim to, że ich status i reputacja muszą być zabezpieczone i nie mogą ponieść żadnej straty. Dopiero po spełnieniu tego warunku decydują i wybierają, co robić. To znaczy, antychryści starannie rozważają, jak powinni traktować zasady prawdy, Boże posłannictwo i dzieło domu Bożego, albo jak mają się zająć sprawami, przed którymi stają. Nie zastanawiają się, jak wypełnić wolę Bożą, jak nie narażać na szwank dobra domu Bożego, jak zadowolić Boga ani jak przynieść korzyści dla braci i sióstr; tych rzeczy nigdy nie biorą pod uwagę. A co antychryści biorą pod uwagę? To, czy coś wpłynie na ich własny status i reputację i czy ich prestiż spadnie. Jeśli zrobienie czegoś zgodnie z zasadami prawdy przynosi korzyści pracy kościoła oraz braciom i siostrom, ale reputacja antychrystów miałaby przy tym ucierpieć, a wielu ludzi uświadomiłoby sobie, jaka jest ich rzeczywista postawa, i poznałoby ich prawdziwą naturę i istotę, wówczas z całą pewnością nie będą działać zgodnie z zasadami prawdy. Jeśli wykonanie praktycznej pracy sprawi, że więcej ludzi będzie ich poważać, podziwiać i cenić, lub przez to ich słowa będą miały większą moc i więcej ludzi się im podporządkuje, wówczas zdecydują się działać w taki sposób; w innym wypadku nigdy nie zapomną o własnych interesach przez wzgląd na dobro domu Bożego czy braci i sióstr. Taka jest natura i istota antychrystów. Czy nie jest ona samolubna i zła?(Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Jeśli ktoś mówi, że kocha prawdę i dąży do prawdy, ale w istocie celem, do którego dąży, jest wyróżnienie się, popisywanie się, zdobycie uznania innych i realizacja własnych interesów, a swój obowiązek wykonuje nie po to, by okazać posłuszeństwo Bogu ani by Go zadowolić, lecz by zdobyć prestiż i status, to dążenia takiego człowieka są nieprawe. A skoro tak, to czy w dziele kościoła ich działania są przeszkodą, czy też pomagają posuwać je naprzód? Są oczywiście przeszkodą; nie posuwają go do przodu. Niektórzy wymachują sztandarem czynienia dzieła kościoła, a jednocześnie dążą do zdobycia osobistego prestiżu i statusu, działają na własną rękę, tworzą własną grupkę, własne małe królestwo – czy taka osoba wykonuje swój obowiązek? Wszystko, co robią, zasadniczo przerywa, zakłóca i osłabia dzieło kościoła. Jakie są konsekwencje ich pogoni za statusem i prestiżem? Po pierwsze, ma to wpływ na sposób, w jaki wybrańcy Boży jedzą i piją słowo Boga i jak rozumieją prawdę, utrudnia ich wejście w życie, powstrzymuje ich przed wkroczeniem na właściwą drogę wiary w Boga i prowadzi na niewłaściwą ścieżkę – tym samym krzywdząc ich i niszcząc. A jaki jest w końcowym rozrachunku wpływ owej pogoni na dzieło kościoła? Jest to demontaż, przerwanie i upośledzenie działania. Takie są konsekwencje spowodowane przez ludzkie dążenie do sławy i statusu(Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Boże słowa objawiają, że antychryści zabiegają tylko o swoje imię i status. Jeśli mogą zrobić coś, co zbuduje ich reputację, zrobią to. Jeśli działanie zgodne z zasadami zagrozi ich reputacji lub statusowi, odrzucą zasady i będą myśleć tylko o tym, co chroni ich prywatne interesy i co przyniesie im korzyść. Są samolubni i nikczemni. Postępowałam jak antychryst. Wiedziałam, że Liliana nie dąży do prawdy, zanim odkryłam, że ma złe człowieczeństwo. Gardziła każdym, kto zwracał jej uwagę, wynajdywała ich wady, osądzała i atakowała ich. Gdybyśmy jej natychmiast nie zwolnili, przeszkodziłoby to w pracy kościoła. Ale ponieważ była do mnie uprzedzona, bałam się wypytywać o nią, w obawie, że inni mogą mnie źle zrozumieć i sądzić, że ją karzę, albo nawet uznać, że jestem fałszywą liderką. Czułam, że moja pozycja będzie zagrożona. Z powodu usposobienia Liliany bałam się, że jeśli ją zwolnię, osądzi mnie za moimi plecami albo nawet doniesie na mnie. Uważałam, że rozprawienie się z nią zaszkodzi mi, wpłynie na moją reputację i pozycję, więc czekałam i nie wzięłam spraw w swoje ręce. Byłam podstępna i egoistyczna, bez krzty człowieczeństwa. Do tej pory kiedy odkrywałam w czasie „oczyszczania”, że pewnych ludzi należy usunąć, potrafiłam to załatwić zgodnie z zasadą, ponieważ większości tych ludzi nie znałam. A co najważniejsze, nie zagrażali mojej reputacji i statusowi. Gdybym ich usunęła z kościoła, bracia i siostry uznaliby, że jako liderka rozumiem prawdę, mam rozeznanie i wykonuję praktyczną pracę. Jednak w przypadku Liliany, schowałam głowę w piasek i chroniłam własne interesy, widząc, że to bezpośrednio wpływa na moją pozycję. Wcześniej potrafiłam trzymać się zasad, ponieważ nie wpływało to na moje osobiste interesy, a nie dlatego, że chciałam dobrze wykonywać pracę. Boże słowa uświadomiły mi, że chroniąc swoje imię i status w istocie sabotuję i zakłócam pracę kościoła. To powstrzymuje postępy w pracy. Chcąc chronić swoją reputację i pozycję, nie rozprawiłam się szybko ze złą osobą. Natura tego problemu jest bardzo poważna. To nie jest tylko niewielkie skażenie, ale krycie złoczyńcy i pobłażanie zakłócaniu pracy kościoła. Postąpiłam jak posłaniec szatana i czyniłam zło. Ta część była szczególnie poruszająca: „Sposób, w jaki powinieneś traktować złą osobę, o ile okaże się, że ma złą istotę, polega na jej powstrzymaniu lub usunięciu, gdy jeszcze nie uczyni wielkiego zła, w celu zminimalizowania szkód, jakie mogłaby poczynić. To mądry wybór. Czekanie, aż spór się rozjątrzy i zamieni w katastrofę, byłoby przejawem bierności. Dowodziłoby to, że przywódcy i pracownicy są dość niemądrzy i nie kierują się w swoim postępowaniu żadnymi zasadami(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Kiedy przemyślałam Boże słowa, poczułam się okropnie winna. Moim zadaniem była ochrona Bożych wybrańców przed złoczyńcami i dbanie o właściwe życie kościoła, żeby praca kościoła mogła przebiegać w spokoju. Jednak kiedy w kościele pojawiła się zła osoba, ociągałam się i nic nie zrobiłam. Nie wypełniałam obowiązków liderki, przez co złoczyńca ograniczał ludzi, przeszkadzał im i ich krzywdził. Praca kościoła również doznała zakłóceń. To co zrobiłam, było odrażające dla Boga!

Przez kilka dni to roztrząsałam. Wiedziałam, że złoczyńca zakłóca pracę kościoła i że zgodnie z zasadami powinnam to szybko załatwić. Dlaczego więc bałam się, że inni tego nie zrozumieją i powiedzą, że ją atakuję? Czym tak naprawdę jest atak? Przeczytałam w Bożych słowach: „Niezwykle często zdarza się, że antychryści nękają i dręczą innych, i to konkretnie jest ich przejawem. Aby utrzymać swój status, antychryści zawsze domagają się, by ludzie mieli na nich wzgląd i byli im posłuszni. Jeśli zauważą, że ktoś na nich nie zważa, jest im niechętny czy oporny, użyją wybiegów, aby tę osobę stłumić i udręczyć, podporządkować ją sobie. Antychryści często tłamszą tych, którzy mają odmienne od nich opinie. Często tłumią ludzi, którzy dążą do prawdy i lojalnie wykonują swoje obowiązki. Często tłamszą ludzi względnie uczciwych i przyzwoitych, którzy nie kłaniają im się, nie nadskakują ani nie przypochlebiają. Tłumią tych, którzy nie dogadują się z nimi lub im nie ulegają. Antychryści nie traktują innych według zasad prawdy. Nie potrafią traktować ludzi sprawiedliwie. Gdy kogoś nie lubią, gdy podejrzewają, że w głębi serca im nie uległ, znajdują okazje i wymówki, a nawet fałszywe preteksty, aby zaatakować i dręczyć tę osobę, posuwając się nawet do tłamszenia jej pod sztandarem pracy kościelnej. Nie ustępują tak długo, aż ludzie staną się im ulegli i nie ośmielają się powiedzieć im »nie«; nie ustępują tak długo, aż inni uznają ich status i autorytet, i będą witać ich z uśmiechem pełnym aprobaty i uległości, nie śmiąc wpaść na jakikolwiek pomysł na ich temat. W jakiejkolwiek sytuacji, w jakiejkolwiek grupie, słowo »sprawiedliwość« nie określa sposobu, w jaki antychryści traktują innych, a słowo »miłość« nie ma nic wspólnego z tym, jak traktują braci i sióstr, którzy prawdziwie wierzą w Boga. Każdy, kto stanowi zagrożenie dla ich statusu, jest dla nich solą w oku, a oni znajdą okazje i preteksty, aby go dręczyć. W odpowiedzi na nieposłuszeństwo, znęcają się, i nie spoczną, dopóki nie podporządkują sobie tej osoby. Takie ich postępowanie jest kompletnie niezgodne z zasadami prawdy i jest w z nią w sprzeczności. Czy zatem należy się z nimi rozprawić i przyciąć ich? Mało tego – należy ich zdemaskować, zidentyfikować i scharakteryzować, nic innego nie wystarczy. Antychryst traktuje każdego według własnych upodobań, własnych intencji i celów. Pod jego władzą każdy, kto ma poczucie sprawiedliwości, kto potrafi mówić sprawiedliwie, kto ośmiela się walczyć z niesprawiedliwością, kto stoi na straży zasad prawdy, kto jest autentycznie utalentowany i wykształcony, kto może dawać świadectwo o Bogu – wszyscy tacy ludzie spotkają się z zazdrością antychrysta, będą tłamszeni, wykluczani, a nawet deptani pod jego stopami. Z taką nienawiścią antychryst traktuje dobrych ludzi, ludzi dążących do prawdy. Można powiedzieć, że zasadnicza większość ludzi, którym antychryst zazdrości i których tłamsi, to ludzie pozytywni, dobrzy. Większość z nich to ludzie, których Bóg zbawi, którymi Bóg może się posłużyć, których Bóg uczyni doskonałymi. Czy stosując taką taktykę tłamszenia i wykluczania tych, których Bóg zbawi, którymi się posłuży i których uczyni doskonałymi, antychryst nie jest przeciwnikiem Boga? Czy nie opiera się Bogu?(Punkt jedenasty: Nie akceptują rozprawiania się z nimi i przycinania ani nie wykazują postawy skruchy, gdy popełniają jakiekolwiek zło, ale zamiast tego szerzą pojęcia i publicznie osądzają Boga, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Rozważając Boże słowa, zrozumiałam że atak na kogoś i postępowanie według zasad, to dwie różne rzeczy. Z jednej strony musimy patrzeć na motywacje i działania człowieka, z drugiej, musimy patrzeć, czy traktuje innych zgodnie z Bożymi słowami. Jeśli w oparciu o zasady prawdy okaże się złym człowiekiem lub antychrystem, usunięcie go z kościoła uchroni innych i będzie zgodne z zasadami. To nie jest atak. Kiedy antychryści i grzesznicy uciskają i atakują ludzi stoją za tym ich występne motywacje. Są zazdrośni o tych, którzy dążą do prawdy i mają poczucie sprawiedliwości. Nienawidzą tych, którzy się na nich poznali i rzucili im wyzwanie. Eliminują myślących inaczej, żeby chronić swoją władzę i swój status. Czepiają się najmniejszych wad u innych i robią z igły widły. Nawet przekręcają fakty i oczerniają innych, walcząc z wszelkimi oskarżeniami. W swoich motywacjach całkowicie sprzeciwiają się prawdzie i Bogu. Są potępieni i przeklęci przez Boga. Zdemaskowałam i zwolniłam Lilianę, ponieważ na podstawie Bożych słów rozpoznałam w niej złą osobę. Nie czułam do niej osobistej urazy i jej nie atakowałam. Nie rozumiałam tak naprawdę, czym jest atak i patrzyłam powierzchownie. Sądziłam, że jeśli zajmę się problemem kogoś, kto ma do mnie urazę, to będzie atak. Nie patrzyłam, czy ta osoba jest złoczyńcą i jaką odgrywa rolę w kościele. W rezultacie mój błędny punkt widzenia mnie zablokował. Niemądrze! Zrozumienie tego było uwalniające.

Później świadomie wykonywałam swój obowiązek zgodnie z zasadami. Kiedy widziałam u kogoś problem, robiłam wszystko, co mogłam, żeby go z nim omówić i mu pomóc. Szczególnie przy „oczyszczaniu” kościoła, jeśli ktoś był kandydatem do usunięcia, bez względu na to, czy był do mnie uprzedzony czy nie, postępowałam zgodnie z zasadami prawdy. Kiedy się do tego stosowałam, czułam większy pokój. Osobiście doświadczyłam, że w wypełnianiu obowiązku trzeba zapomnieć o zabieganiu o swoje imię i status, oraz trzymać się zasad i chronić pracę kościoła, żeby odczuwać spokój i radość.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Uczucia muszą podlegać zasadom

Autorstwa Xiangshang, Stany Zjednoczone Gdy byłam dzieckiem rodzice i nauczyciele uczyli mnie, jak być dobrą osobą i okazywać wdzięczność...

Przemiana poprzez obowiązek

Autorstwa Jiang Ling, Hiszpania W zeszłym roku podjęłam obowiązki projektowania grafiki i odpowiadałam za pracę kilku osób. Na początku nie...

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze