Przebudzenie po tym, jak się z nią rozprawiono

29 stycznia 2023

Autorstwa Liang Xin, Hiszpania

Pod koniec 2020 roku wzięłam na siebie obowiązek podlewania nowych członków kościoła. Na początku nie było ich zbyt wielu, więc jeśli mieli jakieś problemy, robiłam, co mogłam, by pomóc im je rozwiązać, gdy tylko z nimi do mnie przyszli. Gdy nie umiałam sobie z czymś poradzić, szłam z tym do naszej liderki. Martwiłam się, że jeśli nowi wierni nie zostaną dobrze podlani, zabraknie im sił. Później ich liczba stale rosła, dlatego liderka przydzieliła mi do pracy dwie inne siostry, a każdej z nas przypisała kilku nowych wierzących do podlewania. Kilka razy nowi wierzący przyszli do mnie, żeby porozmawiać o swoich problemach. Zorientowałam się, że opiekę nad nimi pełniły dwie pozostałe siostry, pomyślałam więc, że mój czas jest ograniczony i jeśli im pomogę, to czy nie zaszkodzi to podlewaniu tych nowych, za których ja odpowiadam? Skoro tamte siostry były za nich odpowiedzialne, to one powinny się nimi zająć. To nie był mój problem. Nie zdecydowałam się więc na rozmowę z tymi osobami, a jeśli kiedykolwiek z kimś takim rozmawiałam, to tylko powierzchownie. Kilka dni później dowiedziałam się, że niektórzy przez cały tydzień nie brali udziału w spotkaniach, bo nie zostali dodani do grupy, a inni nie brali udziału, bo ich pojęcia nie zostały omówione. Ta wiadomość mnie zasmuciła. Zrozumiałam, że stało się tak, bo byłam nieodpowiedzialna i nie dbałam o nich, ale nie dokonałam żadnej autorefleksji ani nie próbowałam zrozumieć swojego problemu. Niedługo potem kilku nowych podopiecznych tamtych dwóch sióstr dopadło przygnębienie z powodu problemów życiowych, więc przestali przychodzić na spotkania. Ponieważ znałam ich odrobinę lepiej, liderka poprosiła, żebym im pomogła. Bardzo nie chciałam tego robić. Teraz tamte siostry odpowiadały za tych nowych, więc gdybym poświęciła czas, wspierając ich, mogłoby to wpłynąć na wyniki mojej pracy. Im więcej o tym myślałam, tym mocniej czułam, że to jest dla mnie niekorzystne, dlatego znalazłam wymówkę. Powiedziałam, że jestem zbyt zajęta, by wziąć na siebie podlewanie dodatkowych wiernych.

Później liderka sprawdziła postępy naszej pracy i zapytała, dlaczego niektóre z nowych osób nie zostały dodane do grup, a wiele z nich nie bierze udziału w spotkaniach. Chciała znać powód. Powiedziałam śmiało: „Rozmawiałam o tym z pozostałymi siostrami, ale one nie zajęły się tą sprawą na czas”. Wówczas liderka zapytała: „Czy to jest wyłącznie ich odpowiedzialność i ciebie to nie dotyczy?”. Nadal się przed sobą usprawiedliwiałam: nie zrobiłam nic złego – zajmowałam się swoimi obowiązkami i przekazałam tych kilku nowych członków tym dwóm siostrom. To nie należało do zakresu moich obowiązków. Zachowałam się rozsądnie, nie poświęcając im uwagi. Liderka skrytykowała mnie za egoizm i skupianie się wyłącznie na powierzonych mi zadaniach. Z pracą pozostałych sióstr też były problemy, ale nie zajęłam się nimi, gdy je zauważyłam, przez co wielu nowych członków nie uczestniczyło w spotkaniach. To było nieodpowiedzialne. Liderka kazała mi na jakiś czas przerwać pracę i skupić się na moich osobistych problemach. Byłam zszokowana. W tamtej chwili po prostu nie chciałam tego zaakceptować. Czy naprawdę byłam odpowiedzialna za to, że nowi opuszczają spotkania? W tamtym czasie za podlewanie ich odpowiadały tamte siostry. Nie powinnam być jedyną winną takiej sytuacji. Czułam się nieszczęśliwa, nie mogąc wykonywać swoich zadań, i nie potrafiłam powstrzymać łez. Przez kilka dni byłam nieszczęśliwa, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Modliłam się, wzywałam Boga, rozmyślałam nad sobą.

W swoich poszukiwaniach przeczytałam ten fragment słów Bożych: „Bez względu na to, co myślisz, nie wcielasz prawdy w życie, nie ma w tobie lojalności i zawsze bierzesz pod uwagę osobiste względy, zawsze masz jakieś własne przemyślenia i koncepcje. Bóg patrzy na takie rzeczy, Bóg o nich wie – czy myślałeś, że Bóg o nich nie wie? Jaki jesteś głupi. Jeżeli natychmiast nie okażesz skruchy, utracisz dzieło Boże. Dlaczego je utracisz? Bo Bóg bada najgłębszą istotę człowieka. Widzi z absolutną jasnością wszystkie intrygi i sztuczki wie, że serce człowieka odgrodzone jest murem od Niego, że nie jest z Nim zjednoczone. Jakie rzeczy głównie utrzymują ich serca z dala od Boga? Ich myśli, interesy, duma i ich własne małostkowe intrygi. Kiedy ludzie mają w sercach rzeczy, które oddzielają ich od Boga, i są nimi stale zaabsorbowani, ciągle knują, jest to problem. Jeśli masz słaby charakter i niewielkie doświadczenie, ale chcesz podążać za prawdą i zawsze jesteś zgodny z Bogiem, jeśli potrafisz oddać się cały temu, co Bóg ci powierza, nie uciekając się do małostkowych sztuczek, wówczas Bóg to dostrzeże. Ale jeżeli twoje serce przez cały czas pozostaje zamknięte przed Bogiem, jeśli wciąż knujesz małostkowe intrygi, żyjesz dla własnych interesów i pychy, wciąż kalkulujesz te sprawy w swoim sercu, jesteś przez nie opętany, to Bóg nie będzie z ciebie zadowolony i nie da ci oświecenia ani cię nie uzna, a twoje serce będzie się pogrążać w coraz większym mroku, co oznacza, że kiedy będziesz wykonywał swój obowiązek lub robił cokolwiek innego, narobisz bałaganu i twoja praca będzie niemal bezużyteczna. To dlatego, że jesteś tak samolubny i podły, i zawsze knujesz z myślą o własnych korzyściach, a nie jesteś szczery wobec Boga; to dlatego, że ważysz się być przebiegły i próbujesz oszukać Boga, a nie tylko nie przyjmujesz prawdy, ale do tego jesteś nierzetelny w wypełnianiu swoich obowiązków – co oznacza, że nie ponosisz prawdziwych kosztów dla Boga. Kiedy nie wkładasz serca w wypełnianie swoich obowiązków, a jedynie podejmujesz symboliczny wysiłek, wykorzystując to jako okazję do uzyskania większych korzyści, do wyłudzenia dla siebie statusu i reputacji, oraz jeśli nie akceptujesz posłusznie przycinania ciebie i rozprawiania się z tobą, wówczas jest bardzo prawdopodobne, że obrazisz Boże usposobienie. Bóg ma wgląd w najgłębsze wnętrze człowieka: jeśli nie okażesz skruchy, znajdziesz się w niebezpieczeństwie i prawdopodobnie zostaniesz przez Boga odrzucony, a wtedy nigdy więcej nie będziesz miał szansy na uzyskanie Bożej aprobaty(Najważniejsze w wierze w Boga jest wcielanie prawdy w życie, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże ujawniły mój prawdziwy stan. W czasie pracy targowałam się z Bogiem, knując dla własnych korzyści. Chętnie pracowałam nad tym, co przyniosłoby mi korzyści, w przeciwnym razie nie poświęcałam temu czasu. Skupiałam się na nowych wiernych, za podlewanie których odpowiadałam, w obawie, że wycofają się, jeśli dobrze ich nie podleję, ale w ogóle nie poświęcałam uwagi tym, za których nie byłam odpowiedzialna. Myślałam, że skoro zostali przekazani pozostałym siostrom, i jeśli nie są dobrze podlewani i mają problemy, to nie moja sprawa, więc nie muszę za to odpowiadać i mnie to nie dotyczy. Dlatego gdy ci nowi wierzący chcieli porozmawiać ze mną o swoich problemach, a ja zorientowałam się, że nie należy to do zakresu moich obowiązków, nie chciałam z nimi rozmawiać. Gdy już im w czymś pomagałam, robiłam to pobieżnie. Liderka zauważyła, że nie uczestniczą oni w spotkaniach i poprosiła, żebym ich wsparła, ale ja znalazłam wymówki, by tego nie robić. Nie myślałam o tym, jak dobrze podlewać nowych członków, żeby mogli zapuścić korzenie na prawdziwej drodze najszybciej, jak to możliwe. Myślałam tylko o swoich korzyściach, nie biorąc pod uwagę Bożej woli. Byłam taka egoistyczna i okropna! Wyznaczyłam bardzo wyraźne granice naszej pracy i obowiązków. Uznałam za całkowicie rozsądne, by lekceważyć wszystko spoza zakresu moich obowiązków i wszelkie kwestie, które mnie nie dotyczyły. Byłam jak niewierzący pracujący dla szefa, jak gdyby płacono mi za wykonaną pracę. Myślałam tylko o własnych interesach i nie chciałam robić nic więcej. Nie zamierzałam włożyć w to ani odrobiny dodaktowego wysiłku. Jak to się miało niby do wypełniania moich obowiązków? Byłam tylko posługującą. Taka postawa była dla Boga obrzydliwa. Niektórzy z nowych wiernych nie mogli znaleźć grupy i byli zaniepokojeni jak małe dzieci, które zgubiły drogę. Przyszli do mnie, a ja powinnam była pomóc im znaleźć grupę, do której mieli dołączyć, i omówić z nimi ich problemy. Zamiast tego byłam egoistycznie zajęta swoimi zadaniami i zlekceważyłam ich, dlatego ci nowi wierni nie uczestniczyli w spotkaniach. Przez tę myśl miałam do siebie żal, obwiniałam się i czułam, jakbym nie miała człowieczeństwa. Bóg w swojej sprawiedliwości przyciął mnie i się ze mną rozprawił.

Później obejrzałam video z fragmentem słów Bożych, które pomogły mi zrozumieć samą siebie. „Antychryści nie mają sumienia, rozsądku ani człowieczeństwa. Nie tylko nie mają za grosz wstydu, ale cechuje ich też inny znak rozpoznawczy: są niezwykle samolubni i podli. Dosłowne znaczenie ich »samolubstwa i podłości« nie jest trudne do uchwycenia: są ślepi na wszystko poza własnymi interesami. Poświęcają całą uwagę wszystkiemu, co dotyczy ich własnych spraw, i są gotowi za to cierpieć, zapłacić cenę, zaangażować się w pełni, oddać się temu. Na wszystko, co nie ma związku z ich interesami, przymkną oko i nie będą tego zauważać; inni mogą robić, co im się podoba – antychrystów nie obchodzi, czy ktoś wprowadza podziały lub zakłócenia; ich zdaniem nie ma to z nimi nic wspólnego. Delikatnie mówiąc, pilnują własnych interesów. Ale trafniej jest powiedzieć, że taka osoba jest podła, nikczemna i wstrętna; określamy ich jako »samolubnych i nikczemnych«. (…) Bez względu na to, jaką pracę podejmuje osoba, która jest antychrystem, nigdy nie myśli ona o interesach domu Bożego. Tacy ludzie patrzą tylko na to, jak ta praca wpłynie na ich własne interesy, myślą tylko o tym jej fragmencie, który mają przed sobą i który przynosi im korzyści. Zasadnicze dzieło kościoła jest dla nich po prostu czymś, czym się zajmują w wolnym czasie. W ogóle nie traktują go poważnie. Dokonują tylko pozornych wysiłków, robią tylko to, co sprawia im przyjemność, a ich praca ma jedynie podtrzymać ich pozycję i władzę. W ich oczach każda praca zorganizowana przez dom Boży, dzieło szerzenia ewangelii i wejście w życie przez Bożych wybrańców w ogóle nie są ważne. Bez względu na to, jakie trudności w pracy mają inni ludzie, jakie problemy zauważyli i zgłosili antychrystom, jak szczere są ich słowa, antychryści nie poświęcają im uwagi ani nie angażują się, zupełnie jakby to ich nie dotyczyło. Pozostają całkowicie obojętni na sprawy kościoła, bez względu na to, jak są one istotne. Nawet jeśli problem stoi tuż przed nimi, zajmują się nim jedynie pobieżnie. Tylko jeśli Zwierzchnik bezpośrednio się z nimi rozprawi i poleci im rozwiązać problem, niechętnie wykonają trochę konkretnej pracy, żeby móc coś pokazać Zwierzchnikowi; zaraz potem wrócą do własnych spraw. Wobec dzieła kościoła oraz ważnych spraw w szerszym kontekście nie wykazują żadnego zainteresowania i pozostają obojętni. Ignorują nawet problemy, które sami odkryli, a gdy ich o to zapytać, udzielają zdawkowych odpowiedzi i zajmują się nimi bardzo niechętnie. Czy nie jest to przejaw egoizmu i podłości?(Aneks czwarty: Podsumowanie charakteru antychrystów i istoty ich usposobienia (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Ten fragment słów Bożych trafił prosto do mojego serca. Postępowałam jak antychryst, egoistycznie i podle, myśląc tylko o sobie, bez względu na to, co robiłam. Gdy nowy wierny nie przychodził na spotkania, a to wpływało na moje wyniki, to bez względu na cenę, jaką miałam zapłacić ani jak ciężko musiałam pracować, z radością podlewałam go i wspierałam i nigdy nie czułam znużenia. Ale gdy widziałam, że wierni, za których odpowiadały inne siostry, nie mogą znaleźć grupy, nic nie zrobiłam, choć z łatwością mogłam to zrobić. Zrozumiałam, że byłam głęboko zepsuta przez Szatana, a stwierdzenia jak „każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „pilnuj swojego nosa” czy „za darmo nie kiwnij nawet palcem” to diabelskie trucizny, którymi żyłam. Byłam egoistyczna, podła i wszystko kalkulowałam. Ci nowi wierni dopiero przyjęli Boże dzieło dni ostatecznych i mierzyli się z różnymi pokusami. Nie mieli nikogo, kto by ich wspierał ani spotkań, na które mogliby chodzić. Szatan w każdej chwili mógł ich dopaść. Dlatego dobre podlewanie nowych członków jest ważnym zadaniem w Bożym domu. Nikomu nie jest łatwo stanąć przed Bogiem. Nie wiemy, ile Bóg musi poświęcić, by ocalić jedną osobę. Ten, kto ma świadomość i człowieczeństwo, martwi się, gdy widzi, że nowi członkowie nie przychodzą na spotkania. Zastanawia się, jak im pomóc razem z innymi, jednym sercem i umysłem, żeby ci ludzie mogli zrozumieć prawdę i zapuścić korzenie na prawdziwej drodze najszybciej, jak to możliwe. Ale ja stawiałam swoje dobro nad wszystko inne i nie przejmowałam się tym, że nowi członkowie nie biorą udziału w spotkaniach. Nie zamierzałam poświęcić ani chwili, by im pomóc. Jak niby liczyłam się z Bożą wolą? Byłam krytykowana, ale nadal nie znałam siebie i zuchwale migałam się od odpowiedzialności. Wówczas pojęłam, że nie mam sumienia, jestem naprawdę zimna i bez serca. Myślałam, że jestem sprytna, bo zajmuję się tylko swoimi obowiązkami, dbam o własne wyniki i że nie zostanę zwolniona. To było niedorzeczne. Bóg patrzy na czyjeś intencje w działaniu, na to, czy człowiek naprawdę poświęca się Bogu, czy stoi na straży pracy w kościele i myśli o Bożej woli, a nie skupia się tylko na swoich mało ważnych wynikach. Jeśli w pracy zawsze dbasz o własny interes, nawet jeśli potrafisz cierpieć i płacić cenę, to jeśli twoje skażone usposobienie się nie zmieni, w końcu Bóg cię obnaży i odrzuci. Nie rozumiałam Bożej woli ani Bożego usposobienia. Żeby się chronić, stosowałam sztuczki i dbałam tylko o swoją pracę opóźniając i raniąc nowych wierzących. Moje chytre kalkulacje i podłe intencje nie mogły uciec przed czujnym spojrzeniem Boga. Ostatecznie nie ochroniłam się; zostałam obnażona i zwolniona. Spotkało mnie Boże sprawiedliwe usposobienie – zebrałam to, co zasiałam. Miałam wyrzuty sumienia i nienawidziłam się za swój egoizm. Modliłam się do Boga: „Boże Wszechmogący, w swoich działaniach myślę tylko o własnych korzyściach, przez co nowi wierzący nie przychodzą na spotkania. Nie ma we mnie człowieczeństwa i zasługuję na karę. Odrzucenie to wyraz Twojej sprawiedliwości, a co więcej – Twojej miłości. Chcę okazać Ci skruchę, a nowym wierzącym wsparcie i pomoc, żeby jak najszybciej mogli zacząć żyć życiem kościoła”.

Potem pracowałam z tymi dwiema siostrami, żeby wspierać nowych członków, którzy nie uczęszczali na spotkania. Odkryłyśmy, że niektórzy z nich mieli problemy w życiu, pomogłyśmy im więc, omawiając słowa Boże. Zaczęli sobie znacznie lepiej radzić i chcieli uczestniczyć w życiu kościoła. Dzięki pomocy i wsparciu wspólnoty, inni nowi wierni znów zaczęli brać udział w spotkaniach. Byłam naprawdę szczęśliwa. Poprosiłam też siostry, z którymi pracowałam, że jeśli ktoś z nowych członków nie będzie brał udziału w spotkaniach lub stracą z nim kontakt, żeby od razu dały mi znać, to będę mogła go podlewać i wspierać. Gdy wcieliłam to w czyn, poczułam spokój. Po kilku dniach liderka powiedziała, że znów mogę zająć się podlewaniem nowych wiernych. Słysząc to, nie mogłam powstrzymać łez. Byłam tak nieodpowiedzialna wobec braci i sióstr, tak egoistyczna, ale kościół dał mi kolejną szansę, by podjąć tę służbę. Okazałam Bogu wdzięczność prosto z serca za Jego łaskę!

Później przeczytałam to w słowach Bożych: „Kiedy odkryjesz jakiś problem, najpierw sprawdź, czy możesz go rozwiązać samodzielnie. Jeśli możesz, weź się za to i doprowadź sprawę do końca. Skończ to; dobrze wypełnij swoje zobowiązanie, aby móc zdać z niego relację przed Bogiem. Na tym polega wykonywanie obowiązków, postępowanie i działanie, gdy twardo stąpa się po ziemi. Jeśli nie możesz rozwiązać tego problemu, zgłoś go przywódcy i dowiedz się, kto będzie odpowiedni do tego zadania. Musisz najpierw spełnić swoje własne zobowiązanie. Postępując tak, będziesz wykonywać swój obowiązek i zajmować właściwą pozycję. Jeśli po znalezieniu problemu nie możesz go rozwiązać, ale zgłaszasz go przywódcy, spełnisz swoje pierwsze zobowiązanie. Jeśli uważasz, że dana sprawa jest obowiązkiem, który powinieneś i jesteś w stanie wykonać, wówczas powinieneś poszukać pomocy u swoich braci i sióstr. Rozpocznij od omówienia zasad i ustalenia rozwiązania tego problemu, a następnie harmonijnie współpracuj z braćmi i siostrami, aby dokończyć zadanie. To twoje drugie zobowiązanie. Jeśli potrafisz wziąć na siebie oba te zobowiązania, to jesteś na satysfakcjonującym poziomie jako istota stworzona i będzie to dobre wypełnianie obowiązku. Obowiązek człowieka sprowadza się tylko do tych dwóch rzeczy. Jeśli potrafisz wziąć na siebie wszystko, co dostrzegasz i z czym potrafisz sobie poradzić, i dobrze wypełniasz swój obowiązek, to będziesz w zgodzie z wolą Bożą(Punkt czwarty: Wywyższają siebie i świadczą o sobie, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boże są bardzo jasne. W Bożym domu, chociaż każdy ma inne zadanie i nasze obowiązki są podzielone, są inne zadania, ale jedna rodzina. Coś może się nie mieścić w twoim zakresie obowiązków, ale jeśli widzisz problem, zrób to, co powinnaś. Pomyśl, jak pracować z braćmi i siostrami, żeby nie zaszkodziło to pracy kościoła. Jeśli sama nie potrafisz czegoś zrobić, współpracuj z innymi braćmi lub siostrami albo porozmawiaj o tym z liderem, by wspierać pracę kościoła i wypełniać swoje obowiązki. Jeśli widzisz problem, ale bezczynnie stoisz i nie zwracasz na niego uwagi, jesteś tylko pracownikiem, posługującym, a nie członkiem Bożej rodziny. Gdy to zrozumiałam, pomodliłam się w sercu do Boga, gotowa, by solidnie wypełniać swoje obowiązki w zgodzie z Bożymi wymaganiami.

Pamiętam pewną nową wierzącą, która regularnie chodziła na spotkania, a potem przestała przychodzić i nie wiedzieliśmy, dlaczego. Nie mogliśmy się z nią skontaktować. Aż nagle, pewnego wieczoru, przysłała mi wiadomość, w której pytała, co u mnie. Pomyślałam, że kontakt z nią był tak trudny, więc muszę wykorzystać tę okazję i z nią porozmawiać, sprawdzić, czy może wpadła w jakieś kłopoty. Ale potem pomyślałam, że jestem zajęta szykowaniem materiału na spotkanie i mam mało czasu. Jeśli poświęcę go dla niej, może to zaszkodzić mojej pracy. Uznałam, że znajdę kogoś, kto z nią porozmawia; zresztą, nie byłam za nią odpowiedzialna. Miałabym w końcu spokój, żeby robić to, co musiałam. Wówczas zrozumiałam, że wymigiwanie się od tego zadania było egoistyczne i nieodpowiedzialne. Skoro siostra zadała sobie trud, żeby do mnie napisać, powinnam wykorzystać okazję, by jej pomóc i ją wesprzeć. Połączyłam się więc z nią online. Podczas naszej rozmowy odkryłam, że jej mąż jest przeciwny jej udziałowi w spotkaniach. Była w stresie, co wpływało na jej stan, dlatego przestała przychodzić na spotkania. Znalazłam Boże słowa, które odnosiły się do jej sytuacji, przesłałam jej jej i porozmawiałam z nią o Bożej woli. Zachęciłam ją też, by zaufała Bogu, który przeprowadzi ją przez tę sytuację. Czytanie słów Bożych wywołało uśmiech na jej twarzy i wyraziła pewność, że przez to przejdzie. Powiedziała też, że właśnie tych słów Bożych potrzebowała, a na koniec wyraziła chęć powrotu do udziału w spotkaniach. Słysząc to, poczułam się szczęśliwa, ale miałam też do siebie żal. Wynikał on z tego, że przed chwilą rozważałam własne korzyści. Już miałam się wymigać od odpowiedzialności i ją zlekceważyć. Natomiast byłam szczęśliwa dlatego, że zrobiłam minimum tego, co powinnam, dzieląc się z nią słowami Bożymi. Te słowa Boże dały jej pewność, dały jej ścieżkę praktyki, która może ją uwolnić od nacisków męża. W końcu wdrożyłam prawdę w czyn – poczułam wewnętrzny pokój. Potem, w podobnych sytuacjach, moje nastawienie było znacznie lepsze. Przestałam liczyć swoje zyski i straty i całkowicie się angażowałam, kiedy mogłam. Rozprawienie się z nami to dla nasz szansa na wejście w życie. To dzięki rozprawieniu się ze mną oraz jedzeniu i piciu słów Bożych dowiedziałam się czegoś o sobie i zaczęłam wypełniać swoje obowiązki. Dzięki Bogu!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Bez zazdrości lżej się oddycha

Autorstwa Anjing, ChinyW styczniu 2017 roku zostałam przydzielona do obowiązku podlewania w ramach kościoła. Byłam bardzo wdzięczna Bogu za...

Połącz się z nami w Messengerze