Co powstrzymywało mnie od praktykowania prawdy?
Ja i kilka innych osób jesteśmy w kościele grafikami. Raz przywódczyni powiedziała mi o dwóch siostrach, które wspomniały, że z bratem Krzysztofem są pewne problemy. Mówiły, że lubi, gdy inni robią wszystko tak, jak on chce, i spowalnia tempo pracy. Przywódczyni spytała mnie, czy pracując z nim, zauważyłam coś takiego. Gdy współpracowaliśmy, Krzysztof na pewno twardo obstawał przy swoim. Gdy wszyscy coś omawiali i wybierali jakiś pomysł, opierając się na zasadach, on zawsze miał inne zdanie, ale nigdy nie potrafił jasno go przedstawić. Wszyscy musieliśmy zgadywać, o co mu chodzi, i zabierało to dużo czasu. Gdy ze zdjęciami były jakieś drobne problemy, które można było skorygować później i niekoniecznie omawiać je na forum całej grupy, on upierał się, że zanim przejdziemy dalej, musimy je poprawić. Opóźniał dalsze prace do momentu, aż wszyscy byli jednomyślni, więc działaliśmy powolnie. Powiedziałam przywódczyni, jakie widziałam problemy. Dostałam reprymendę za to, że wiedziałam o tym od dawna. Usłyszałam: „Wiedziałaś, że Krzysztof robi wszystko po swojemu i opóźnia pracę. Dlaczego nie przeszkodziłaś mu, tylko potulnie robiłaś to, co chciał? Czy to nie jest opóźnianie pracy?”. Słowa przywódczyni mnie przygnębiły.
Przypomniałam sobie, jak omawiałam z Krzysztofem pomysł na zdjęcia. Trzymał się własnych przekonań i to mnie martwiło. Chciałam wspomnieć, że ma problem, ale pomyślałam, że ja przecież sama jestem arogantką. Przywódczyni rozprawiła się ze mną wcześniej, mówiąc, że muszę wyrzec się siebie i współpracować z innymi, bo jestem arogancka i zuchwała, trzymam się swego i kłócę z partnerami, co opóźnia nas w pracy. Gdybym powiedziała wszystkim o problemie Krzyśka albo zakwestionowała jego opinię, ludzie mogliby pomyśleć, że nadal jestem zbyt arogancka, brak mi rozumu i nie potrafię spokojnie wysłuchać sugestii innych czy współpracować. Dlatego nawet jeśli efektem były duże opóźnienia, i tak słuchałam cierpliwie Krzysztofa. Czasami patrzyliśmy na sugestie Krzyśka przez pryzmat zasad i widzieliśmy, że są niewykonalne. Mówiliśmy mu, w czym tkwi problem, ale nie reagował dobrze i upierał się przy swoim. Jeśli nie robiliśmy tego, co chciał, był zły i nie odzywał się, przez co robiło się bardzo niezręcznie i nie dało się pracować. Najpierw chciałam jej o tym powiedzieć. Ale ona dopiero co rozprawiła się ze mną za arogancję, więc bałam się, że jeśli zgłoszę teraz problem z inną osobą, przywódczyni uzna, że skupiam się na trudnościach innych, czepiam się i nic się nie zmieniło, odkąd się ze mną rozprawiła. Raczej szybko odsunęłaby mnie wówczas od obowiązków. Te myśli powstrzymały mnie od zgłoszenia problemów Krzyśka. Efekt był taki, że nie zgadzaliśmy się ze sobą i ciągle wszystko roztrząsaliśmy i omawialiśmy. Poświęcaliśmy cały dzień na coś, co można było załatwić o połowę szybciej, więc mieliśmy żółwie tempo pracy. Te myśli sprawiały, że czułam się winna i odpowiedzialna za to. Przecież dostrzegałam problemy Krzysztofa, ale powstrzymywałam się i nic mu nie mówiłam. Przypomniałam sobie film, w którym czytano słowa Boże: „Kiedy prawda stanie się twoim życiem, to widząc kogoś, kto bluźni przeciw Bogu, nie ma bojaźni Bożej, wykonuje obowiązek niestarannie i zdawkowo albo przeszkadza w pracy kościoła i ją zakłóca, zareagujesz zgodnie z zasadami prawdy i w razie konieczności będziesz w stanie zidentyfikować i zdemaskować taką osobę. Jeśli prawda nie stała się twoim życiem, lecz nadal żyjesz w swoim szatańskim usposobieniu, to kiedy dostrzegasz niegodziwych ludzi i diabły, którzy powodują zakłócenia i niepokoje w pracy kościoła, przymkniesz oko i będziesz udawał głuchego; bez wyrzutów sumienia odsuniesz tę sprawę na bok. Pomyślisz nawet, że fakt, iż ktoś zakłóca pracę kościoła, nie ma nic wspólnego z tobą. Bez względu na to, jak bardzo cierpi dzieło kościoła i interesy domu Bożego, ty o to nie dbasz, nie interweniujesz ani nie czujesz się winny – przez to stajesz się kimś, kto nie ma sumienia ani rozsądku, stajesz się niewierzącym, posługującym. Jesz to, co należy do Boga, pijesz to, co Jego, cieszysz się wszystkim, co od Boga pochodzi, a mimo to uważasz, że jakakolwiek szkoda dla interesów domu Bożego nie ma z Tobą związku – a zatem jesteś zdrajcą, gryziesz rękę, która cię karmi. Skoro nie chronisz interesów domu Bożego, to czy w ogóle jesteś człowiekiem? Jesteś demonem, który podstępnie wkradł się do kościoła. Udajesz wiarę w Boga, udajesz, że jesteś wybrańcem i chcesz żyć na cudzy koszt w domu Bożym. Nie prowadzisz życia istoty ludzkiej i w oczywisty sposób jesteś jednym z niewierzących. Jeśli jesteś kimś, kto prawdziwie wierzy w Boga, to nawet gdy jeszcze nie zyskałeś prawdy i życia, to będziesz przynajmniej mówił i działał po stronie Boga; nie będziesz przynajmniej siedział bezczynnie widząc, że interesy domu Bożego doznają szwanku. Kiedy przyjdzie ci ochota, by przymknąć na to oko, poczujesz się winny, ogarnie cię niepokój i powiesz sobie: »Nie mogę siedzieć bezczynnie i nic nie robić, muszę wstać i coś powiedzieć, muszę wziąć na siebie odpowiedzialność, muszę ujawnić to złe postępowanie, muszę to zatrzymać, by interesy domu Bożego nie ucierpiały i by życie kościoła nie zostało zakłócone«. Jeżeli prawda stała się twoim życiem, to nie tylko będziesz miał odwagę i determinację i będziesz w stanie dokładnie zrozumieć tę sprawę, ale także wypełnisz odpowiedzialność, do której powinieneś się poczuwać, za dzieło Boga oraz za sprawy Jego domu, i w ten sposób wypełnisz swój obowiązek” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga pokazały mi, że ci, co mają sumienie i naprawdę wierzą w Boga, stają w jedności z Bogiem po Jego stronie w obliczu problemów. Gdy widzą, że ktoś zaburza i zakłóca dzieło kościoła, nie milczą, tylko demaskują i powstrzymują tę osobę. Chronią pracę kościoła. A ja? Dobrze wiedziałam, że Krzysiek obstaje przy swoim i nie bierze pod uwagę zdania innych. Ciągle spowalniał nas w pracy, a mnie martwiło tylko to, że inni uznają mnie za arogancką i kłótliwą. Nie dość, że nie powstrzymałam go i nie zaproponowałam mu pomocy, to jeszcze stałam z boku, udając ślepą. Myślałam tylko o tym, by chronić swoje interesy, a nie o tym, by skutecznie pracować. Przez to mieliśmy opóźnienia. Z pozoru pilnie wypełniałam obowiązki, ale tak naprawdę nie brałam na siebie ciężaru obowiązku i nie byłam lojalna wobec Boga. Wokół coraz więcej katastrof i wielu ludzi zaczyna szukać prawdziwej drogi, chce ją poznać. Jeśli podkręcimy tempo i przygotujemy więcej grafik ewangelizacyjnych, pomożemy głosić ewangelię. Lecz ja nie zważałam na wolę Bożą. Tak długo biernie patrzyłam, jak praca się opóźnia, i nic nie zrobiłam, żeby naprawić sytuację. Brakowało mi sumienia i człowieczeństwa. O mnie mówią słowa Boga: „jesteś zdrajcą, gryziesz rękę, która cię karmi”. Traktowałam kościół jak źródło utrzymania, a w krytycznych momentach byłam do niczego. Bardzo żałowałam i pomodliłam się do Boga: „Boże, zaniedbałam pracę kościoła, by chronić siebie. Jestem gotowa okazać skruchę. Błagam, poprowadź mnie do zrozumienia siebie”.
Później zastanawiałam się, dlaczego tak trudno mi było praktykować prawdę i co mnie powstrzymywało. Obejrzałam film, w którym czytano dwa fragmenty słów Boga odnoszące się do mojego stanu. „Niektórzy ludzie kierują się w działaniu własną wolą. Łamią zasady, a gdy inni ich przytną i się z nimi rozprawią, przyznają tylko w kilku słowach, że są aroganccy i że popełnili błąd wyłącznie dlatego, że nie mają prawdy. W głębi serca jednak wciąż się uskarżają: »Nikt oprócz mnie nie nadstawia karku, a kiedy coś pójdzie nie tak, zrzucają całą odpowiedzialność na mnie. Czy to nie jst głupie z mojej strony? Następnym razem tak nie zrobię, nie będę się wychylał. Nie wystawiaj nosa, to ci go nie przytrą!«. Co sądzicie o takiej postawie? Czy jest to postawa skruchy? (Nie). Jaka to postawa? Czy taka osoba nie jest przebiegła i zwodnicza? W duchu myśli sobie: »Tym razem miałem szczęście, że nie doszło do katastrofy. Trzeba się uczyć na własnych błędach. Na przyszłość muszę bardziej ostrożny«. Tacy ludzie nie szukają prawdy, lecz załatwiają sprawę, wykorzystując swoją małostkowość i przebiegłe intrygi. Czy w ten sposób mogą zdobyć prawdę? Nie mogą, bo nie okazali skruchy” (Tylko przez dążenie do prawdy można wyeliminować własne pojęcia i błędne sposoby rozumienia Boga, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Cóż to za usposobienie, gdy ludzie nie biorą odpowiedzialności za swoje obowiązki, wykonują je niedbale i powierzchownie, zachowują się jak potakiwacze i nie bronią interesów domu Bożego? Jest to przebiegłość, jest to szatańskie usposobienie. Najbardziej zdumiewającym elementem filozofii życiowych człowieka jest właśnie ludzka przebiegłość. Ludzie myślą, że jeśli nie będą przebiegli, mogą urazić innych i nie będą w stanie chronić samych siebie. Sądzą, że muszą być dostatecznie przebiegli, aby nikomu nie zrobić krzywdy ani nikogo nie obrazić, tym samym zapewniając sobie bezpieczeństwo, chroniąc swe źródła utrzymania i zyskując solidną pozycję pośród ludzkich mas. Niewierzący żyją zgodnie z filozofią szatana. Wszyscy są potakiwaczami i nikogo nie obrażają. Przyszedłeś do domu Bożego, czytałeś słowo Boże i słuchałeś kazań domu Bożego. Czemu więc stale tylko potakujesz? Potakiwacze chronią tylko własne interesy, a nie interesy kościoła. Kiedy widzą, że ktoś czyni zło i szkodzi interesom kościoła, ignorują to. Lubią być potakiwaczami i nikogo nie obrażać. To nieodpowiedzialne, a tego rodzaju osoba jest niezwykle przebiegła i niegodna zaufania” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Czułam na sercu ciężar słów Boga i wreszcie zrozumiałam, że nie byłam w stanie praktykować prawdy ani trzymać się zasad, bo miałam zbyt oszukańczą naturę. Przywódczyni rozprawiła się z moją arogancją, ale ja nie zastanowiłam się nad sobą i nie szukałam sposobu na wyzbycie się tego usposobienia. Zamiast tego knułam, tolerowałam sytuację i byłam potulna, żeby się chronić, żeby inni błędnie założyli, że jestem powściągliwa i zmieniłam aroganckie usposobienie, i żeby przywódczyni nie musiała się ze mną rozprawiać ani mnie zwalniać. Byłam okropnie samolubna, nikczemna, przebiegła i kłamliwa przez szatańskie przekonania i poglądy takie jak: „Nie wychylaj się, bo oberwiesz”, „Milczenie jest złotem, mowa jest srebrem, a ten, kto dużo mówi, popełnia wiele błędów”, czy „Unikaj błędów, zamiast chcieć wielkich zasług”. Widziałam, że problemy Krzyśka odbijają się na naszej pracy. Należało coś zrobić, powstrzymać go i zdemaskować. Ja jednak wolałam się przypodobać innym, by uniknąć konfliktów. Gdy pojawiały się problemy i waśnie, mówiłam jak najmniej. Nigdy nie wdawałam się w dyskusje i nie trzymałam się zasad. Dobrze chroniłam własne interesy, ale pozwalałam szkodzić kościołowi. Byłam obłudna i kłamliwa. Zasłużyłam na wzgardę i nienawiść Boga. Czułam wielki żal, czytając te słowa Boga: „Tacy ludzie nie szukają prawdy, lecz załatwiają sprawę, wykorzystując swoją małostkowość i przebiegłe intrygi. Czy w ten sposób mogą zdobyć prawdę? Nie mogą, bo nie okazali skruchy”. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Wcześniej wypełniałam obowiązki z aroganckim usposobieniem. Zawsze obstawałam przy swoim i nie słuchałam sugestii innych osób. To ograniczało innych, a także odbijało się na dziele kościoła. Przywódczyni rozprawiła się ze mną, żebym mogła zastanowić się nad sobą i poznać samą siebie, aby jak najszybciej się zmienić i zacząć dobrze pełnić obowiązki. Ale nie okazałam skruchy. Osłaniałam się tylko przed Bogiem i innymi. Nie pełniłam obowiązków dobrze i nie obchodziło mnie nawet, że ucierpi dzieło kościoła. Ewidentnie wcale nie byłam osobą, która akceptuje prawdę. Gdyby nic się nie zmieniło, moje usposobienie psułoby się coraz bardziej, zdemaskowano by mnie i wyrzucono. Przestraszyła mnie ta myśl i szybko pomodliłam się do Boga: „Boże, nie chcę już chronić swoich interesów, opierając się na tych ziemskich filozofiach. Pragnę szukać prawdy i naprawić swoje zepsute usposobienie. Błagam Cię o pomoc w znalezieniu ścieżki praktyki”.
Później przeczytałam fragment słów Bożych. „Czy kompromis jest jedynym sposobem na uniknięcie kłótni? W jakich sytuacjach można pójść na kompromis? Jeśli chodzi o drobne sprawy, takie jak własny interes lub reputacja, nie ma potrzeby się o to spierać. Możesz wybrać tolerancję lub pójście na kompromis. Ale w sprawach, które mogą wpłynąć na pracę kościoła i zaszkodzić interesom domu Bożego, musisz trzymać się zasad. Jeśli nie przestrzegasz tej reguły, nie jesteś lojalny wobec Boga. Jeśli zdecydujesz się pójść na kompromis i porzucić zasady, aby zachować twarz lub podtrzymać swoje relacje z ludźmi, czy nie jest to z twojej strony egoizm i podłość? Czy nie jest to oznaką nieodpowiedzialnego i nielojalnego wypełniania swoich obowiązków? (Zgadza się). A więc jak powinieneś postąpić, jeśli w trakcie wykonywania obowiązków nadejdzie czas, kiedy każdy ma inne zdanie? Czy spieranie się ze wszystkich sił rozwiąże problem? (Nie). Jak zatem powinieneś rozwiązać tę kwestię? W tej sytuacji osoba, która rozumie prawdę, powinna wystąpić, aby rozwiązać problem, najpierw jasno go przedstawiając i pozwalając obu stronom na wypowiedzenie się. Następnie wszyscy mają wspólnie szukać prawdy, a po modlitwie do Boga, odpowiednie słowa Boga i słowa prawdy mają zostać przedstawione do omówienia. Po omówieniu zasad prawdy i uzyskaniu jasności obie strony będą umiały się podporządkować. (…) Jeśli ktoś wdaje się w konflikty i debatuje z innymi, aby ochraniać interesy domu Bożego i skuteczność pracy kościoła, a jego postawa jest nieco nieustępliwa, czy można powiedzieć, że to jest problem? (Nie). Nie jest to problem, ponieważ jego intencje są słuszne; mają chronić interesy domu Bożego. Jest to osoba, która stoi po stronie Boga i trzyma się zasad, osoba, w której Bóg ma upodobanie. Prezentowanie silnej, zdecydowanej postawy podczas obrony interesów domu Bożego jest oznaką twardego stanowiska i trzymania się zasad, co spotyka się z aprobatą Boga. Ludzie mogą odnosić wrażenie, że z tą postawą jest jakiś problem, ale problem ten nie jest poważny; nie ma nic wspólnego z przejawem zepsutego usposobienia. Pamiętaj, trzymanie się zasad jest najważniejsze” (Tylko praktykowanie prawdy prowadzi do wejścia w życie, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Przemyślawszy słowa Boże, zrozumiałam, że zawsze umiejętności wyrzeczenia się osobistych korzyści, trzymania się zasad prawdy i chronienia dzieła kościoła, są najważniejsze. Jeżeli czasami pokłócisz się przez to z ludźmi lub wypowiesz kilka ostrzejszych słów, to nie jest żaden problem. Bóg patrzy na nasze nastawienie do prawdy. On zwraca uwagę na to, czy trzymamy się zasad prawdy i czy praktykujemy prawdę. Wcześniej sądziłam, że jeśli trzymanie się zasad powoduje konflikt, to pewnie przejawiam aroganckie usposobienie i nie współpracuję harmonijnie z innymi. Zatem, żeby inni nie uznali mnie za arogancką, bez przerwy szłam na ustępstwa i nie starałam się trzymać zasad. Teraz wreszcie rozumiem, że najlepsza ścieżka praktyki pozwalająca uniknąć kłótni i konfliktów polega na trzymaniu się zasad, udzielaniu każdemu głosu i wspólnym poszukiwaniu prawdy. Jeśli po poszukiwaniach masz pewność, że twoje postępowanie jest zgodne z zasadami prawdy, to trzymaj się ich. To jest właściwe. Jeśli bez wątpienia się mylisz, ale i tak obstajesz przy swoim, zmuszasz innych, by cię posłuchali i poparli, przejawiasz w ten sposób arogancję i zuchwalstwo. W takim razie musisz nauczyć się wyrzekać siebie i harmonijnie współpracować z innymi. Później, pracując z Krzysztofem, starałam się praktykować słowa Boże.
Pewnego dnia wraz z Elizą i Krzyśkiem wybierałam i omawiałam zdjęcia. Krzysiek podsunął pomysł. Uważałyśmy, że przekaz jego projektu nie bardzo pasował do tematu, ale nie miałyśmy pewności. Najpierw chciałam iść na kompromis i przyklepać to. Myślałam: „Zobaczmy, czy twój pomysł się sprawdzi, żeby inni nie uznali, że jestem arogancka, zuchwała i obstaję przy swoim”. Ale przypomniałam sobie pewne zasady i wymagania względem projektów i stwierdziłam, że pomysł Krzyśka jednak ma wady. Gdybyśmy zrobili projekt tak, jak chciał, a potem musieli go zmienić, to byłaby strata czasu, która opóźniłaby pracę. Zrozumiałam, że muszę trzymać się zasad, dlatego wyjaśniłam Krzyśkowi, co jest nie tak z jego pomysłem, i upomniałam go, żeby trzymał się początkowych założeń, a nie forsował własne opinie. Eliza przyznała mi rację i Krzysztof zamilkł. Ale takie sytuacje powtarzały się w ciągu dnia wielokrotnie. Gdy pojawiały się różnice zdań, Krzysiek obstawał przy swoim i praca się przez to wlekła. Do tego znów się zezłościł i nie odzywał, bo nie wprowadzaliśmy zmian, jakie sugerował. Pojęłam, że jak tak dalej pójdzie, praca na pewno się opóźni, więc powiedziałam przywódczyni, jak jest. Przywódczyni chciała razem z nami iść do Krzysztofa, ukazać mu problem, omówić z nim prawdę i pomóc mu. Wiedziałam, że to moja szansa, by praktykować prawdę, więc przed spotkaniem przeczytałam dwa fragmenty słowa Boga. „Cała praca kościoła bezpośrednio wiąże się z dziełem szerzenia ewangelii królestwa Bożego. W szczególności dzieło głoszenia ewangelii oraz każdy element pracy, który wymaga specjalistycznej wiedzy, ma ważny, nierozerwalny związek z dziełem szerzenia ewangelii. Dlatego to, co odnosi się do dzieła szerzenia ewangelii, dotyczy zarazem spraw Bożych oraz interesów domu Bożego. Jeśli ludzie potrafią właściwie zrozumieć dzieło szerzenia ewangelii, to powinni mieć właściwe podejście do obowiązków, które wykonują, oraz do obowiązków innych osób. A jakie jest to właściwe podejście? Oznacza to dołożenie wszelkich starań, aby czynić to, o co prosi Bóg. Zachowanie i działania ludzi przynajmniej nie powinny być celowo szkodliwe ani destrukcyjne. Ludzie nie powinni świadomie popełniać wykroczeń. Jeśli wiedzą, że zakłócają i zaburzają pracę kościoła, a mimo to, wbrew wszelkim upomnieniom, upierają się nadal tak postępować, jest to czynienie zła i proszenie się o śmierć; to diabeł podnosi głowę. Jak najszybciej pozwól braciom i siostrom rozeznać się co do tego, a następnie usuń takiego złego człowieka z kościoła. Jak należy potraktować ten problem, jeśli sprawca zła chwilowo stracił jasny osąd i nie czynił zła umyślnie? Czy nie powinniśmy takich ludzi uczyć i im pomagać? A jeśli otrzymują naukę, ale nadal nie słuchają, to co należy zrobić? Bracia i siostry powinni mu się wspólnie przeciwstawić i udzielić nagany” (Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Musicie skupić się na prawdzie – tylko wtedy będziecie mogli wejść w życie, a dopiero po wejściu w życie będziecie w stanie zaopatrywać innych i ich prowadzić. Jeśli okaże się, że działania innych przeciwstawiają się prawdzie, musimy z miłością pomóc im dążyć do prawdy. Jeżeli inni są w stanie praktykować prawdę, a ich działanie oparte jest na zasadach, powinniśmy próbować się od nich uczyć i ich naśladować. Na tym polega wzajemna miłość” (Tylko ten, kto wkłada w pełnienie obowiązku całe serce, umysł i duszę, kocha Boga, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże są jasne. Gdy widzimy problemy innych, musimy je z nimi szybko omówić, zdemaskować ich i upomnieć, jeśli trzeba. To pozwoli uchronić dzieło kościoła, a ludziom dostrzec ich problemy, prędko je rozwiązać i dobrze wypełniać obowiązek. Krzysztof miał talent do rysowania, ale przez swoje zepsute usposobienie nieumyślnie robił różne rzeczy, które zaburzały i zakłócały pracę kościoła. Gdyby był w stanie poznać siebie, poszukać prawdy, zmienić zepsute usposobienie i harmonijnie współpracować z innymi, wykorzystując własne zalety, to byłoby dobre dla jego wejścia w życie i dla kościoła. Znalazłam kilka fragmentów słów Boga, które mówiły o problemach Krzyśka, nawiązałam też do własnych doświadczeń i omówiłam je z nim. Wysłuchał mnie i nieco lepiej zrozumiał swoje zepsute usposobienie. Powiedział nawet, że czasami wiedział, że się myli, ale nie potrafił wyrzec się siebie. Teraz, gdy mu o tym powiedziałam, wreszcie poczuł się z tym źle. Zapragnął poszukać prawdy i polegać na Bogu oraz dążyć do zmiany usposobienia. Bardzo mnie ucieszyły jego słowa. Jednocześnie żałowałam, że przez hołdowanie ziemskim filozofiom nie porozmawiałam z nim wcześniej. Skrzywdziłam i jego, i dzieło kościoła.
Po tych wydarzeniach gdy pełniąc obowiązki, widziałam, że ktoś robi coś wbrew zasadom prawdy i opóźnia naszą pracę, świadomie praktykowałam prawdę i ukazywałam tej osobie problem, by spełnić swój obowiązek. Taka praktyka przynosi mi ulgę i spokój ducha. Dzięki Bogu!