Co się kryje za pobłażliwością wobec innych?
Kilka miesięcy temu przełożony wyznaczył brata Connora i mnie do kierowania podlewaniem. Po pewnym czasie zauważyłem, że nie bierze na siebie ciężaru swojej pracy. Nie rozmawiał z ludźmi, nie pomagał im rozwiązywać problemów i nie był zaangażowany w dyskusje dotyczące pracy. Przełożony mówił mi, że Connor jest niedbały i nieodpowiedzialny, więc omówiłem to z nim. Pomyślałem sobie, że może jest zajęty i odłożył część pracy na później. Przecież nie chodziło o to, że nic nie robi. Nie należało zbyt wiele od niego oczekiwać, a ja mogłem zająć się tym, czego on nie omówił. Dlatego nie zagłębiałem się w problemy z jego pracą. Po jakimś czasie, przed spotkaniem z braćmi i siostrami, przypomniałem Connorowi, aby najpierw przyjrzał się swoim problemom, by znaleźć odpowiednie słowa Boga do omówienia i sprawniej przeprowadzić to spotkanie. Później spytałem kilku braci i kilka sióstr, czy Connor pytał o ich stan i trudności, ale wszyscy mówili, że nie. Miałem wrażenie, że był nieodpowiedzialny. Inni mieli trudności i popełniali błędy w pracy. Potrzebowali więcej pomocy i rozmów, ale on nie traktował tego poważnie. Zachowywał się bardzo niedbale! Tym razem naprawdę chciałem zgłosić jego problem. Ale potem pomyślałem, że jeśli tego nie zaakceptuje, uzna, że zbyt wiele oczekuję, i uprzedzi się do mnie, mogę wyjść na zbyt surowego i nieczułego w stosunku do innych. Poza tym Connor był młody i skupiał się na wygodach ciała. Też bywałem niedbały i skupiałem się na wygodzie, więc zamiast za dużo wymagać, mogłem sam się tym zająć. Bądź surowy dla siebie, a łagodny dla innych. Mniej bym odpoczywał, a więcej pracował. Dlatego nie porozmawiałem z Connorem i nie zgłosiłem jego problemu. W innych pracach też tak postępowałem. Kiedy widziałem, że ktoś sobie nie radzi, nie szukałem przyczyny ani rozwiązania, tylko byłem tolerancyjny i cierpliwy. Czasami bardzo mnie irytowało i złościło zachowanie innych, ale tylko dusiłem to w sobie. Myślałem: „Nieważne, niech pracują, jak potrafią, a ja zajmę się resztą”. Potem bracia i siostry zwrócili się do mnie o pomoc w rozwiązaniu ich problemów. Nie zmartwiło mnie, że wszyscy mają o mnie wysokie mniemanie. Cały czas czułem, że bycie surowym wobec siebie i wybaczanie innym w interakcjach świadczy o dobrym człowieczeństwie, w przeciwieństwie do czepiania się i niezdolności do pracy z innymi.
Pewnego dnia przeczytałem coś w słowie Bożym o byciu „surowym wobec siebie i tolerancyjnym dla innych” i zacząłem inaczej siebie postrzegać. Bóg Wszechmogący mówi: „»Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych« – co oznacza ta maksyma? Oznacza, że powinieneś bardzo dużo wymagać od siebie, a innych traktować pobłażliwie, by widzieli, jaki jesteś wspaniałomyślny i wielkoduszny. Czemu więc ludzie powinni tak postępować? Czemu ma to służyć? Czy jest wykonalne? Czy faktycznie jest to naturalny przejaw człowieczeństwa? Jak bardzo musisz sprzeniewierzyć się sobie, by przyjąć taką postawę? Musisz być wolny od pragnień i żądań, wymagać od siebie tego, byś czuł mniejszą radość, byś trochę więcej cierpiał, płacił większą cenę i więcej pracował, tak aby inni nie musieli się przemęczać. A jeśli inni zrzędzą, narzekają lub kiepsko sobie radzą, nie możesz za dużo od nich wymagać – tylko tyle, ile trzeba. Ludzie wierzą, że to jest oznaka szlachetnej cnoty – ale czemu brzmi Mi to fałszywie? Czy nie jest to fałszywe? (Jest). W normalnych okolicznościach naturalnym przejawem człowieczeństwa zwykłej osoby jest pobłażanie sobie i surowość względem innych. To jest fakt. Ludzie potrafią dostrzec problemy wszystkich innych – ktoś mówi na przykład: »Ta osoba jest arogancka! Tamta osoba jest zła! Ta jest samolubna! Tamta jest niedbała i obowiązki wykonuje po łebkach! Ta osoba jest taka leniwa«, ale gdy chodzi o niego samego, myśli »Jeśli jestem trochę leniwy, to nic takiego. Mam dobry charakter. Choć jestem leniwy, i tak radzę sobie lepiej od innych«. Takie osoby czepiają się wad innych ludzi, ale dla siebie samych są pobłażliwe i wyrozumiałe, ilekroć to możliwe. Czy nie jest to naturalny przejaw ich człowieczeństwa? (Jest). Gdyby oczekiwać od kogoś, by sprostał maksymie »Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych«, na jaką udrękę ten ktoś by się skazywał? Czy potrafiłby to znieść? Ilu ludzi by potrafiło temu sprostać? (Nikt). A dlaczego tak jest? (Ludzie są samolubni z natury. Postępują według zasady, która mówi »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego«). W rzeczy samej, człowiek rodzi się samolubny, człowiek jest istotą samolubną, gorliwie hołdującą szatańskiej filozofii, która mówi: »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego«. Ludzie myślą, że byłoby to dla nich katastrofalne i nienaturalne, gdyby nie byli samolubni i nie dbali o siebie, gdy coś im się przytrafia. W to ludzie wierzą i tak właśnie postępują. Jeśli oczekuje się od ludzi, by nie byli samolubni, by stawiali sobie samym surowe wymagania i by skłonni byli raczej sami stracić niż wykorzystać innych, to czy jest to realistyczne oczekiwanie? Jeśli oczekuje się od ludzi, by, gdy ktoś ich wykorzystuje, z radością mówili: »Masz z tego korzyść, ale ja nie robię problemu. Jestem wyrozumiałą osobą, nie będę cię obmawiać ani nie spróbuję się zemścić, a jeśli chcesz jeszcze bardziej mnie wykorzystać, to proszę bardzo« – czy to jest realistyczne oczekiwanie? Ilu ludzi byłoby na coś takiego stać? Czy w ten sposób zazwyczaj postępuje zepsuta ludzkość? (Nie). To oczywiste, że coś takiego jest anomalią. A dlaczego? Ponieważ ludzie z zepsutym usposobieniem, wyjątkowo samolubni i podli ludzie, podejmują wysiłki dla własnych interesów i nie mają żadnej ochoty walczyć o interesy innych. Dlatego to zjawisko, gdy faktycznie ma miejsce, jest anomalią. »Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych« – to wezwanie do cnotliwości, odzwierciedlające wybrakowane pojęcie natury ludzkiej, jakie oferuje moralista społeczny, wymaga od ludzi czegoś, co ewidentnie kłóci się z faktami i z naturą ludzką. To tak, jakby powiedzieć myszy, żeby nie kopała nory, albo kotu, żeby nie polował na myszy. Czy to słuszne, żeby takie żądanie stawiać? (Nie. To jest sprzeczne z prawami natury ludzkiej). Jest to czcze żądanie, oderwane od rzeczywistości” (Czym jest dążenie do prawdy (6), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Nie do końca zrozumiałem te słowa, kiedy pierwszy raz je czytałem, bo zawsze uważałem, że bycie surowym wobec siebie i tolerancyjnym dla innych jest dobre. Podziwiałem taką postawę i chciałem właśnie taki być. Ale rozważając słowa Boga, zrozumiałem, że trafiają w sedno. Nie miałem wątpliwości, zwłaszcza po lekturze tych słów: „Ludzie z zepsutym usposobieniem, wyjątkowo samolubni i podli ludzie, podejmują wysiłki dla własnych interesów i nie mają żadnej ochoty walczyć o interesy innych. Dlatego to zjawisko, gdy faktycznie ma miejsce, jest anomalią. »Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych« – to wezwanie do cnotliwości, odzwierciedlające wybrakowane pojęcie natury ludzkiej, jakie oferuje moralista społeczny, wymaga od ludzi czegoś, co ewidentnie kłóci się z faktami i z naturą ludzką. To tak, jakby powiedzieć myszy, żeby nie kopała nory, albo kotu, żeby nie polował na myszy”. Byłem naprawdę zaskoczony. Okazało się, że moje rozumowanie jest niepraktyczne, sprzeczne z człowieczeństwem i dotyczy czegoś nieosiągalnego. Nie należy brać go za wzór. Patrząc na swoje zachowanie, zrozumiałem, że jest takie, jak objawił Bóg. Kiedy byłem surowy dla siebie i pobłażliwy dla innych, czułem się skrzywdzony i zły. Nawet gdy udawało mi się tak postępować, tak naprawdę nie chciałem tego robić. Tak jak z Connorem, wiedziałem, że pracuje po łebkach, jest leniwy i nieodpowiedzialny. Byłem zły i chciałem zgłosić jego problemy, żeby mógł szybko naprawić tę sytuację i być dla mnie dobrym partnerem. Ale potem myślałem, że nie mogę być zbyt wymagający, że muszę być surowy dla siebie i łagodny dla innych, i rezygnowałem z rozmowy z nim o jego problemach. Postanowiłem jeszcze trochę pocierpieć i zapłacić wyższą cenę, byle nie wymagać za wiele i nie wyjść na zbyt bezdusznego i czepialskiego. Odpowiadałem za pracę kilku grup, więc byłem już mocno obciążąny. A że musiałem pomagać Connorowi z problemami w jego pracy, czułem się skrzywdzony i narzekałem. Ale chciałem być surowy wobec siebie i tolerancyjny dla innych, żeby inni dobrze o mnie myśleli, dlatego znosiłem to w milczeniu. Taki był mój rzeczywisty stan i tak naprawdę myślałem. Jak mówi Bóg: „Człowiek rodzi się samolubny, człowiek jest istotą samolubną, gorliwie hołdującą szatańskiej filozofii, która mówi: »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego«. Ludzie myślą, że byłoby to dla nich katastrofalne i nienaturalne, gdyby nie byli samolubni i nie dbali o siebie, gdy coś im się przytrafia. W to ludzie wierzą i tak właśnie postępują”. Jesteśmy samolubni z natury, nie tylko ja. Gdy więcej pracuję, nie podoba mi się ciężka praca i zmęczenie. Czuję się wtedy skrzywdzony, zły i nieszczęśliwy. Ale wtedy i tak wbrew sobie byłem wymagający wobec siebie i wyrozumiały dla innych. Jakie zepsute usposobienie kryje się za surowością wobec siebie i tolerancyjnością dla innych? Jakie są konsekwencje takiej postawy?
Zwróciłem się z tym pytaniem do Boga w modlitwie, a następnie przeczytałem fragment Jego słów. „»Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych« – tak samo jak zalecenia, by zwracać znalezione pieniądze i znajdować radość w pomaganiu innym – jest jednym z tych żądań kultury tradycyjnej wobec ludzi, które mają sprawić, by postępowali cnotliwie. Z tego powodu jednak nie staje się to normą czy standardem do oceny ich człowieczeństwa, niezależnie od tego, czy ktoś potrafi się taką cnotą wykazać. Być może faktycznie jesteś w stanie być surowy wobec siebie i przestrzegasz szczególnie wysokich standardów. Być może jesteś nieskazitelny i zawsze myślisz o innych, nie jesteś samolubny i nie troszczysz się o własne interesy. Możesz wydawać się osobą wyjątkowo wielkoduszną i bezinteresowną, może masz silne poczucie odpowiedzialności społecznej i dobra publicznego. Twoja szlachetna osobowość i cechy charakteru mogą być widoczne dla osób ci bliskich, dla osób, które spotykasz i z którymi wchodzisz w interakcje. Być może twoje zachowanie nigdy nie daje innym powodu, by ci coś zarzucić lub cię skrytykować, a zamiast tego wzbudzasz jedynie podziw i słyszysz wiele pochwał. Ludzie mogą uważać cię za kogoś, kto faktycznie jest surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych. Jednak są to jedynie pozory. Czy twoje myśli i pragnienia w głębi twojego serca są zgodne z tym, jak się zachowujesz wśród ludzi, i z działaniami, które urzeczywistniasz? Odpowiedź brzmi: nie, nie są. Powodem, dla którego jesteś w stanie tak postępować, jest skryta pobudka. Co to jest dokładnie za pobudka? Przynajmniej jedno można o niej powiedzieć: to coś, co jest tabu, coś mrocznego i złego. (…) Można z całą pewnością powiedzieć o tych, którzy wymagają od siebie urzeczywistnienia cnoty bycia »surowym wobec siebie, a wyrozumiałym dla innych«, że są to ludzie, których obsesją jest status. Kierowani swoim zepsutym usposobieniem nie potrafią się powstrzymać i gonią za prestiżem, pozycją społeczną i statusem w oczach innych. Wszystko to wiąże się z ich pragnieniem statusu i dokonuje się pod przykrywką dobrego, cnotliwego postępowania. A skąd wzięły się te rzeczy, za którymi gonią? Wynikają i pochodzą w całości z ich zepsutego usposobienia. Dlatego nie ma znaczenia, czy ktoś urzeczywistnia cnotę bycia »surowym wobec siebie, a wyrozumiałym dla innych« i czy robi to w sposób doskonały, bo nie zmieni to istoty jego człowieczeństwa. Prowadzi to do wniosku, że nie może to też w żaden sposób zmienić jego światopoglądu i wartości ani nie może kształtować jego postaw i perspektyw dotyczących ludzi, zdarzeń i rzeczy. Czyż nie tak właśnie jest? (Tak jest). Im bardziej ktoś jest w stanie być surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych, tym lepiej potrafi udawać, zwodzić innych swoim dobrym postępowaniem i miłymi słowami, tym bardziej taka osoba jest kłamliwa i zła. W im większym stopniu ktoś jest tego rodzaju osobą, tym głębiej miłuje status i władzę i tym bardziej do nich dąży. Jakkolwiek imponujący i przyjemny dla oka jest odgrywany przez takiego człowieka spektakl cnotliwości, w każdej chwili na jaw może wyjść niewypowiedziane dążenie w głębi jego serca, jego natura i istota, a nawet jego ambicje. Dlatego jakkolwiek cnotliwe jest zachowanie takich ludzi, nie może zamaskować ich wrodzonego człowieczeństwa, ich ambicji i pragnień. Nie może ukryć ich ohydnej natury i istoty, które nie miłują tego, co pozytywne, które są znużone prawdą i gardzą nią. Jak pokazują te fakty, maksyma »Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych« jest nie tylko niedorzeczna – demaskuje też tych ambitnych ludzi, którzy wykorzystują takie maksymy i sposoby zachowania jako przykrywkę dla swoich ambicji i pragnień, o których nie mogą głośno mówić” (Czym jest dążenie do prawdy (6), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Z objawionych słów Boga zrozumiałem, że bycie surowym wobec siebie i tolerancyjnym dla innych przypomina wyrozumiałość i wielkoduszność, otwartość i szlachetność, ale kryją się za tym okropne, mroczne, złe motywy. To afiszowanie się pozornie dobrym zachowaniem ma tylko zyskać nam podziw, wyższą pozycję i reputację w oczach innych. Osoby takie na zewnątrz wydają się godne pochwały, ale w rzeczywistości są hipokrytami udającymi dobrych ludzi. Myślałem o tym, co pokazała moja postawa w stosunku do Connora. Nawet gdy był niedbały i nieodpowiedzialny w pracy, nie tylko nie zgłaszałem i nie omawiałem z nim tego, lecz nadal byłem wyrozumiały i pobłażliwy. Nieważne, jak bardzo byłem zajęty i jak mało miałem czasu, robiłem wszystko, czego nie zrobił Connor. Gdy było ciężko i męcząco, zmuszałem się. Ale nie robiłem tego z wielkoduszności. Miałem swoje ukryte motywy. Bałem się, że zranię jego dumę i obrazi się, jeśli wprost powiem, jak jest. Co by sobie o mnie pomyślał? Chciałem ugruntować swoją pozycję i zrobić dobre wrażenie na innych. Nie byłem chętny do pomocy. Ja tylko zmuszałem się do robienia tego, aby pokazać wszystkim dla poklasku, jaki jestem wspaniałomyślny. W rezultacie stawałem się coraz bardziej szczwany i przebiegły. Wydawałem się być wyrozumiały, ale kryły się za tym złe motywy. Robiłem na ludziach fałszywe wrażenie, oszukując ich. Czy to jest normalne człowieczeństwo? W tym czasie zrozumiałem istotę bycia surowym wobec siebie i tolerancyjnym dla innych. Te nikczemne motywy ukryte w moim sercu przyprawiały mnie o mdłości. Byłem Bogu bardzo wdzięczny. Gdyby nie obnażył tego elementu tradycyjnej kultury, żyłbym w nieświadomości, myśląc, że bycie surowym wobec siebie i tolerancyjnym dla innych oznacza dobre człowieczeństwo. W końcu zrozumiałem, że to fałsz, którym szatan zwodzi i deprawowuje ludzi. To wcale nie jest prawdą ani normą pozwalającą ocenić człowieczeństwo. Potem przeczytałem inny fragment słów Boga. „Bez względu na to, jak ujednolicone są wymagania i maksymy ludzkości dotyczące charakteru moralnego, ani też jak bardzo odpowiadają gustom, poglądom, życzeniom czy nawet interesom mas, nie są one prawdą. Jest to coś, co musisz zrozumieć. Ponieważ nie są prawdą, musisz czym prędzej wyrzec się ich i je porzucić. Musisz też starannie przeanalizować ich istotę, a także skutki kierowania się nimi w życiu. Czy mogą one obudzić w tobie prawdziwą skruchę? Czy faktycznie mogą pomóc ci w poznaniu samego siebie? Czy istotnie mogą sprawić, że urzeczywistnisz w sobie podobieństwo do człowieka? Nic z tych rzeczy. Uczynią cię one jedynie osobą obłudną i zadufaną w sobie. Staniesz się jeszcze bardziej podstępny i zły. Są tacy, którzy mówią: »Gdy w przeszłości hołdowaliśmy tym elementom kultury tradycyjnej, czuliśmy się jak dobrzy ludzie. Gdy inni widzieli nasze postępowanie, również uważali nas za dobrych ludzi. Ale tak naprawdę, w głębi serca, wiemy, do jakiego zła jesteśmy zdolni. Robiąc kilka dobrych uczynków, tylko to maskujemy. Ale gdybyśmy mieli porzucić dobre postępowanie, którego wymaga od nas kultura tradycyjna, to dokąd byśmy się zwrócili? Jakie zachowanie i działania przyniosą chwałę Bogu?«. Co sądzisz o tym pytaniu? Czy ci ludzie wciąż nie wiedzą, co prawdziwi wierzący w Boga powinni praktykować? Bóg wypowiedział tak wiele prawd i jest tak wiele prawd, które ludzie powinni praktykować. Czemu więc odwracać się od praktykowania prawdy, a upierać się przy byciu fałszywym naprawiaczem świata i obłudnikiem? Czemu udajesz? (…) Krótko mówiąc, w podjęciu tematu tych maksym moralnych nie chodzi tylko o to, byście zdali sobie sprawę, że są to pojęcia i wyobrażenia ludzkie i że pochodzą od szatana. Chodzi też o to, byście pojęli, że istotą tych rzeczy jest fałszywość, skrytość i nieuczciwość. Nawet jeśli ludzie postępują dobrze, w żaden sposób nie znaczy to, że urzeczywistniają zwykłe człowieczeństwo. Raczej używają fałszywego zachowania, by ukryć swoje pobudki i cele, by zamaskować swoje zepsute usposobienie, naturę i istotę. W rezultacie ludziom coraz lepiej wychodzi udawanie i oszukiwanie się nawzajem, co sprawia, że stają się jeszcze bardziej zepsuci i źli. Normy moralne kultury tradycyjnej, którym hołduje skażona ludzkość, są nie do pogodzenia z prawdą wypowiadaną przez Boga i kłócą się z wszystkim tym, czego Bóg uczy ludzi. Nie ma tu żadnego wspólnego mianownika. Jeśli wciąż trwasz przy kulturze tradycyjnej, to zostałeś całkowicie zwiedziony i zatruty. Jeśli w czymkolwiek hołdujesz kulturze tradycyjnej oraz przestrzegasz jej zasad i poglądów, to naruszasz prawdę, buntujesz się przeciw Bogu i zdążasz w odwrotnym do Niego kierunku w tej kwestii. Jeśli wyznajesz jakiekolwiek z tych moralnych maksym i jesteś im wierny, jeśli traktujesz je jako kryterium lub punkt odniesienia dla swojego postrzegania ludzi lub okoliczności, to pobłądziłeś. Jeśli w pewnym stopniu na podstawie tych maksym osądzasz lub krzywdzisz ludzi, to popełniasz grzech. Jeśli zawsze mierzysz wszystkich miarą norm moralnych kultury tradycyjnej, to liczba osób, które potępiasz i krzywdzisz, będzie stale rosnąć, a ty z pewnością potępisz Boga i Mu się przeciwstawisz. Wtedy zaś staniesz się arcygrzesznikiem” (Czym jest dążenie do prawdy (5), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Rozważanie słów Boga pomogło mi więcej zrozumieć. Kiedy widzimy, że ktoś jest niedbały, przebiegły lub nieodpowiedzialny w pracy, należy mu to pokazać lub przyciąć go i rozprawić się z nim, aby zobaczył naturę i konsekwencje nieostrożności i mógł w porę to naprawić. Tak powinna postąpić osoba z dobrym człowieczeństwem. Ale by zadbać o swój wizerunek i status, pobłażliwie i tolerancyjnie nie mówiłem o problemach. W rezultacie Connor nie poznał swojego zepsutego usposobienia i nadal był nieostrożny i nieodpowiedzialny w pracy. To szkodzi wejściu w życie i stanowi występek. Nie byłem dla niego uprzejmy ani wyrozumiały, tylko go krzywdziłem. Zobaczyłem, że wcale nie jestem dobry. Nie tylko szkodziłem braciom i siostrom, lecz także opóźniałem pracę kościoła. Osobiście doświadczyłem, że bycie surowym wobec siebie i tolerancyjnym dla innych nie jest prawdą, to nie jest dobre motto życiowe, lecz fałsz, którym szatan zwodzi i deprawowuje ludzi. Nie mogłem pozwolić szatanowi, by się mną bawił. Musiałem zrobić to, czego żądał Bóg, myśleć i postępować tak, jak nakazują słowa Boże i prawda. Gdy potem zauważyłem problemy Connora, już ich tolerowałem. Pokazałem mu je, aby mógł je zrozumieć i naprawić.
Wkrótce powierzono mi inny projekt. Sprawdzając pracę, zauważyłem, że pewien brat nie traktuje obowiązków poważnie i pracuje niedbale. Chciałem zająć się pracą i mieć to już za sobą, aby nie skupiać na tym uwagi i nie zawstydzać go. Wtedy przyszło mi do głowy, że te myśli mają chronić moje własne interesy, kreując mój dobry wizerunk mnie. Nie chciałem wytykać mu problemów, żeby go nie urazić. To nikczemny motyw! Przypomniałem sobie, co powiedział Bóg: „Wykonując właściwie swój obowiązek, musisz zarazem pilnować, by nie uczynić nic, co nie byłoby korzystne dla wejścia w życie wybrańców Bożych i nie mówić nic, co okazałoby się niepomocne dla braci i sióstr. W każdym razie nie możesz robić niczego, co kłóciłoby się z twoim sumieniem, i absolutnie niczego, co ściągnęłoby na ciebie wstyd. Szczególnie nie możesz w żaden sposób buntować się przeciwko Bogu, stawiać Mu oporu ani zakłócać dzieła czy życia kościoła – takich rzeczy pod żadnym pozorem nie wolno ci czynić. We wszystkim, co robisz, bądź sprawiedliwy i szlachetny i upewnij się, że każdy twój uczynek jest godny przedstawienia Bogu” (Jak wygląda twoja relacja z Bogiem? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Boże słowa pokazały mi, jaką zasadą się kierować. Wszystko, co robię, musi być pouczające i sprzyjać wejściu w życie moich braci i sióstr. Muszę też całkowicie otworzyć się na Bożą kontrolę. Widząc, że ten brat niedbale pełni obowiązki, powinienem był to zgłosić, aby mógł zobaczyć swój problem i szybko się zmienić. Było to korzystne dla jego wejścia w życie i dla pracy kościoła. Ponieważ nic nie mówiłem, tylko po cichu mu pomagałem, nie dostrzegał problemów i nie robił postępów w pracy. Dlatego powiedziałem mu, jakie problemy widziałem w jego pracy. Chciał się poprawić po tym, jak mnie wysłuchał. Taka praktyka przyniosła mi prawdziwy spokój i osiągaliśmy lepsze niż wcześniej wyniki w pracy. Niech będą dzięki Bogu Wszechmogącemu!