Do czego prowadzi ciągłe dogadzanie innym
Zajmuję się ewangelizacją. Siostra Wanda i ja jesteśmy liderkami grupy. Na początku widziałam, że Wanda aktywnie pełni obowiązki i jest efektywna. Uważałam ją za odpowiedzialną osobę dźwigającą brzemię. Ale po pewnym czasie zrobiła się bierna w pełnieniu obowiązków. Rzadko dostrzegała problemy, nie mówiąc o ich rozwiązywaniu. Kiedyś, gdy robiłyśmy podsumowanie pracy, zawsze przychodziła do mnie, by omówić problemy lub odchylenia, jakie wystąpiły, i sposoby ich naprawienia. Teraz tylko milczała. Zazwyczaj dzieliłyśmy się pracą w naszej grupie i problemy były na czas podsumowywane. Dzięki temu dało się je rozwiązać i podnieść efektywność. Ale Wanda przestała wkładać serce w rozwiązywanie problemów grupy. Pomyślałam: „Ona zaniedbuje swoje obowiązki liderki. To nie do przyjęcia, muszę z nią to omówić”. Ale powstrzymała mnie myśl: „Moje relacje z nią są zasadniczo dość dobre. Jeśli powiem jej wprost, że niesie lekkie brzemię i nie wykonuje realnej pracy, czy to ją zawstydzi? Jeśli mówiąc jej to zakłócę pokój między nami, jak się potem będziemy dogadywać? Chyba lepiej nie ryzykować. Nie powinnam jej niepokoić”. Cały czas się wtedy oskarżałam w myślach: „Czy stan Wandy nie był zły od jakiegoś czasu? Jeśli to będzie trwać, ucierpi jej życia i praca. Czy nie powinnam jak najszybciej z nią pomówić? Ale jeśli wprost powiem, że nie dźwiga brzemienia, czy poczuje się ograniczana i monitorowana? Może zgłoszę to przywódczyni i ona pomoże Wandzie. Wtedy ja jej nie obrażę”. Ale zaraz pomyślałam: „Jeśli powiem przywódczyni, a Wanda się o tym dowie, czy uzna, że na nią donoszę? Lepiej siedzieć cicho”. Byłam w rozterce i nie potrafiłam znaleść wyjścia z tego impasu. Wiedziałam, że mój stan jest niewłaściwy, więc modliłam się, prosząc Boga, by mi pomógł dążyć do prawdy i naprawić problemy.
Na zgromadzeniu trafiłam na te słowa Boga: „Kiedy widzisz problem i nie robisz nic, aby mu zaradzić, nie omawiasz go i nie próbujesz go ograniczyć, a poza tym nie zgłaszasz go przełożonym, ale odgrywasz rolę »sympatycznej osoby«, to czy jest to oznaka nielojalności? Czy ci, którzy są sympatycznymi ludźmi, są lojalni wobec Boga? Ani trochę. Taka osoba jest nie tylko nielojalna wobec Boga, ale też działa jako wspólnik szatana, jego sługa i zwolennik. Tacy ludzie są nielojalni, gdy chodzi o ich obowiązki i odpowiedzialność, ale wobec szatana są całkiem lojalni. W tym tkwi istota problemu. Jeśli chodzi o brak kompetencji, można nieustannie uczyć się i gromadzić doświadczenie podczas wykonywania obowiązku. Tego typu problemy można łatwo rozwiązać. Najtrudniej poradzić sobie ze skażonym usposobieniem człowieka. Jeśli nie dążycie do prawdy ani zmiany swojego skażonego usposobienia, ale zawsze udajecie sympatyczną osobę i nie rozprawiacie się z tymi, którzy w waszej obecności naruszyli zasady, nie pomagacie im, nie demaskujecie ich ani nie ujawniacie, ale zawsze wycofujecie się i nie bierzecie na siebie odpowiedzialności, wówczas takie wykonywanie obowiązków jedynie narazi na szwank i opóźni pracę kościoła” (Właściwe wypełnianie obowiązków wymaga harmonijnej współpracy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Zachowanie ludzi i sposób traktowania innych muszą być oparte na słowach Boga; jest to najbardziej podstawowa zasada ludzkiego postępowania. Jak ludzie mogą praktykować prawdę, jeśli nie rozumieją zasad ludzkiego postępowania? Praktykowanie prawdy nie polega na wypowiadaniu czczych słów i recytowaniu utartych frazesów. Bez względu na to, z czym można zetknąć się w życiu, dopóki dotyczy to zasad ludzkiego postępowania, perspektywy w postrzeganiu wydarzeń, kwestii wypełniania swojego obowiązku, ludzie stają przed dokonaniem wyboru i powinni szukać prawdy, powinni szukać podstawy i zasady w słowach Boga, a następnie powinni szukać drogi do praktyki; ci, którzy mogą praktykować w ten sposób, to ludzie, którzy dążą do prawdy. Umieć w ten sposób dążyć do prawdy, bez względu na to, jak wielkie napotyka się trudności, to iść drogą Piotra i drogą dążenia do prawdy. Na przykład: Jaką zasadą należy się kierować w kontaktach z innymi? Twój pierwotny punkt widzenia polega na tym, by nikogo nie obrażać, lecz utrzymać pokój i by nikt nie stracił twarzy, aby w przyszłości wszyscy mogli się dogadać. Gdy ograniczony przez swój punkt widzenia widzisz, że ktoś robi coś złego, popełnia błąd lub robi coś sprzecznego z zasadami, wolisz raczej to tolerować, niż wspomnieć o tym tej osobie. Będąc ograniczonym przez swój punkt widzenia, nie chcesz nikogo obrazić. Bez względu na to, z kim się zadajesz, będąc skrępowany przez myśli o zachowaniu twarzy, o emocjach czy narosłych przez lata uczuciach, zawsze będziesz mówić miłe rzeczy, aby uszczęśliwić daną osobę. Jeśli dostrzegasz coś niezadowalającego, także jesteś tolerancyjny; po prostu wyładowujesz trochę emocji na osobności, rzucasz kilka oszczerstw, ale kiedy spotykasz się z nimi osobiście, unikasz konfrontacji i nadal utrzymujesz z nimi relację. Co można myśleć o takim postępowaniu? Czy nie tak postępuje potakiwacz? Czy nie jest to fałszywe zachowanie? Narusza to zasady postępowania. Czy godzi się postępować w taki sposób? Ci, którzy tak postępują, nie są dobrzy ani szlachetni. Bez względu na ogrom swoich cierpień czy cenę, jaką musiałeś zapłacić, jeśli w swoim postępowaniu nie kierujesz się zasadami, to poniosłeś porażkę i nie spotkasz się z aprobatą Boga, nie zostaniesz przez Niego zapamiętany ani Go nie zadowolisz” (Aby dobrze wypełniać obowiązek, należy mieć przynajmniej sumienie i rozsądek, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga uświadomiły mi, że kierowałam się błędnym przekonaniem, iż relacje między ludźmi zawsze muszą być pokojowe. Gdybym ciągle wytykała innym ich problemy, to by ich obrażało, raniło ich dumę i źle wpływało na nasze relacje, trudno byłoby się dogadać. Porównując ten pogląd ze słowami Boga, pojęłam, że jest niezgodny z prawdą i sprzeczny z zasadami bycią osobą. Tacy ludzie są samolubni, podli, podstępni i kłamliwi. By utrzymać dobre relacje, nie mówią nic, gdy widzą, że ktoś ma problem, z ich ust płyną tylko pochlebstwa i pochwały. Są nieszczerzy w swoich interakcjach i nie pomagają, a wręcz krzywdzą innych. Tacy ludzie to męty w oczach Boga i On ich w ogólenie aprobuje. Ja tak właśnie traktowałam Wandę. Widziałam, że nie dźwiga brzemienia i nie wykonuje realnej pracy, ale nie praktykowałam prawdy, wskazując jej problemy. Nie miałam nawet odwagi, by je zgłosić. Troszczyłam się tylko o utrzymanie dobrych relacji z Wandą. Sądziłam, że jeśli ją zdemaskuję, to ją obrażę, zranię jej uczucia. Choć widziałam, że to wpływa na pracę, wciąż nie chciałam porzucić ciała i praktykować prawdy. Byłam kłamliwym pochlebcą! Odkryłam problem sisotry, ale go nie ujawniłam. Choć utrzymałam z nią dobre relacje, nie przyniosło to korzyści jej wejściu w życie, a ponadto zakłócona została praca kościoła. Krzywdziłam innych i szkodziłam pracy kościoła.
Zastanawiałam się, jakie powinny być zasady interakcji z innymi, i znalazłam te słowa Boga: „Musicie skupić się na prawdzie – tylko wtedy będziecie mogli wejść w życie, a dopiero po wejściu w życie będziecie w stanie zaopatrywać innych i ich prowadzić. Jeśli okaże się, że działania innych przeciwstawiają się prawdzie, musimy z miłością pomóc im dążyć do prawdy. Jeżeli inni są w stanie praktykować prawdę, a ich działanie oparte jest na zasadach, powinniśmy próbować się od nich uczyć i ich naśladować. Na tym polega wzajemna miłość. Tego rodzaju atmosfera musi panować w kościele – wszyscy skupiają się na prawdzie i starają się ją osiągnąć. Nie ma znaczenia, w jakim wieku są ludzie, ani to, czy są doświadczonymi wierzącymi, czy nie. Nie ma też znaczenia, czy mają szlachetny, czy naganny charakter. Te rzeczy są nieistotne. Wobec prawdy wszyscy są równi. Trzeba patrzeć na to, kto mówi poprawnie i zgodnie z prawdą, kto myśli o interesach domu Bożego, kto niesie największy ciężar w dziele domu Bożego, kto wyraźniej rozumie prawdę, kto podziela poczucie sprawiedliwość i kto jest gotów zapłacić cenę. Takich ludzi powinni wspierać i oklaskiwać ich bracia i siostry. Ta atmosfera prawości, która pochodzi z dążenia do prawdy, musi panować w kościele; w ten sposób będziesz miał dzieło Ducha Świętego, a Bóg obdarzy Cię błogosławieństwami i przewodnictwem” (Tylko ten, kto wkłada w pełnienie obowiązku całe serce, umysł i duszę, kocha Boga, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). W kościele rządzi prawda. Członkowie kościoła kierować się prawdą w interakcjach. Jeśli ktoś narusza zasady, należy się z nim rozprawić i pomóc mu z miłością, by mógł starać się dażyć do prawdy. Kto mówi i działa zgodnie z prawdą, kto jest prawy i potrafi chronić pracę kościoła, zasługuje na wsparcie i ochronę. Gdy wszyscy skupiają się na praktykowaniu prawdy i gdy dążenie do prawdy jest na pierwszym miejscu, Duch Święty może wykonywać swoje dzieło. Gdy to zrozumiałam, pokrzepiło się moje serce i miałam ścieżkę praktykowania. Myślałam też o tym, że każdy prawdziwie wierzący chce dobrze pełnić obowiązki i odwdzięczyć się Bogu za miłość. Ale nikt nie może uniknąć przejawiania swojeo zepsucia i braków w trakcie pełnienia obowiązków. Bracia i siostry się wzajemnie wspierać się w poprawie. Gdy ujawniamy problemy innych, nie czynimy tego po to, by ich zawstydzić czy zaatakować, ale by pomóc im zrozumieć, że mają problem, by poprawili swój zły stan. To jest prawdziwa miłość, wyraz wzajemnej miłości. Służy to ochronie pracy kościoła. Gdy ktoś natomiast widzi problemy innych i milczy, kierując się szatańsą filozofią ochrony swych interesów, to nieodpowiedzialnie traktuje wejście innych w życie i pracę kościoła. Takie życie jest samolubne i podłe. Myślałam o swoich interakcjach z Wandą. Widziałam, że ma problemy z pełnieniem obowiązków, ale jej nie pomogłam, bo troszczyłam się tylko o swój wizerunek, nie myślałam o jej wejściu w życie ani o pracy kościoła. Byłam do szczętu samolubna, podła i nieludzka! Przepełniał mnie żal. Chciałam praktykować słowa Boga i traktować moją siostrę w zgodzie z zasadami prawdy.
Poszłam do Wandy i otworzyłam się przed nią. Powiedziałam jej o problemach, które dostrzegłam. Była poruszona lekturą fragmentu słowa Bożego i przyznała, że ostatnio jej stan jest bardzo zły, nie miała nic do powiedzenia w modlitwie. Byłam w szoku, słysząc to, i winiłam siebie. Gdy wcześniej z nią pomówiła i jej pomogła, może jej niewłaściwy stan by się poprawił i nie ucierpiałyby jej obowiązki. To, że nie praktykowałam prawdy i chciałam się przypochlebić, by utrzymać dobre relacje z moją siostrą, skrzywdziło ją. Pomodliłam się i postanowiłam, że w swoich interakcjach z ludźmi będę skupiać się na praktykowaniu prawdy i że jeśli odkryje problem, powiem o nim od razu i pomogę zamiast dogadzać ludziom.
Od tamtej pory Wanda aktywniej pełniła obowiązki. Ale po jakimś czasie zauważyłam, że w swojej pracy ona często narusza zasady. Nawet gdy ktoś miał złe człowieczeństwo i godziło to w zasady głoszenia ewangelii, ona nie ustawała w wysiłkach, marnując czas i energię. Byłam skołowana. Wanda już od dawna głosiła ewangelię, więc powinna lepiej pojmować każdy aspekt zasad. Jak to możliwe, że popełniała takie szkolne błędy? Czy jej stan nie uległ poprawie? Może powinnam z nią pomówić. Ale pomyślałam: „Już jej raz pomogłam. Nie muszą co chwilą ją napominać. To jest takie krępujące. Jeśli wciąż będę ją upominać, to czy pomyśli, że jestem arogancka i że wciąż tylko czepiam się problemów innych lub że za dużo od innych wymagam? To mnie postawi w złym świetle. Lepiej dam sobie spokój”. Widziałam więc, że stan Wandy i sposób, w jaki pełniła obowiązki, są niewłaściwe, ale przymknęłam na to oko i nie pomogłam jej. Minęło trochę czasu. Zwolniono Wandę, bo od dawna była niedbała i nieefektywna w pełnieniu obowiązków. Czułam się winna. Widziałam, że ma problemy z pełnieniem obowiązków, ale zignorowałam to. Odwróciłam wzrok i nie zrobiłam nic, by jej pomóc. Czy to nie ja odpowiadałam za to, że ją zwolniono? Byłam udręczona i zagubiona. Czemu chciałam dogadzać innym i nie umiałam praktykować prawdy? Jakie było źródło problemu?
Myśląc nad tym, znalazłam ten fragment słów Boga: „W filozofiach życia istnieje zasada, która brzmi: »Przemilczenie błędów dobrych przyjaciół prowadzi do długiej i dobrej przyjaźni«. Oznacza to, że aby zachować przyjacielską relację, trzeba przemilczeć problemy przyjaciela, nawet jeśli widzi się je wyraźnie – że powinno się przestrzegać zasad nienaruszania godności drugiej osoby i nieujawniania jej braków. Przyjaciele mają się oszukiwać, ukrywać się przed sobą, wdawać się w intrygi; i chociaż doskonale wiedzą, jakiego rodzaju osobą jest ich przyjaciel, nie mówią tego wprost, lecz stosują sprytne metody, aby zachować przyjazne stosunki. Dlaczego ktoś miałby chcieć podtrzymywać takie relacje? Chodzi o to, by nie robić sobie wrogów w społeczeństwie, w grupie, bo oznaczałoby to częste wystawianie się na niebezpieczne sytuacje. Ponieważ nie wiesz, w jaki sposób ktoś cię skrzywdzi, gdy ujawnisz jego wady lub zranisz go i stanie się twoim wrogiem, a nie chcesz stawiać się w takiej sytuacji, stosujesz następującą zasadę filozofii życiowej: »Nigdy nie uderzaj poniżej pasa i nigdy nie ujawniaj wad innych«. Jeśli zatem dwie osoby są w takiej relacji, czy liczy się ona jako prawdziwa przyjaźń? (Nie). Oni nie są prawdziwymi przyjaciółmi, a tym bardziej nie są swoimi powiernikami. Więc co to właściwie za relacja? Czy nie jest to fundamentalna relacja społeczna? (Tak). W takich relacjach społecznych ludzie nie mogą ujawniać swoich uczuć, nie prowadzą głębokich rozmów, nie mówią niczego, co chcieliby powiedzieć, ani tego, co leży im na sercu, nie mówią też o problemach, które widzą w innych, ani nie używają słów, które mogłyby przynieść korzyść drugiej osobie. Zamiast tego wybierają ładnie brzmiące słowa, aby jej nie skrzywdzić. Nie chcą robić sobie wrogów. Celem takiego postępowania jest powstrzymanie ludzi wokół siebie przed stwarzaniem zagrożenia. Czyż ludziom nie żyje się względnie łatwo i spokojnie, kiedy nikt im nie zagraża? Czyż nie taki jest cel ludzi, gdy promują powiedzenie: »Nigdy nie uderzaj poniżej pasa i nigdy nie ujawniaj wad innych«? (Jest właśnie taki). Ewidentnie jest to przebiegły, oszukańczy sposób istnienia, zawierający element postawy obronnej, sposób istnienia, którego celem jest dążenie do przetrwania. Ludzie żyjący w ten sposób nie mają powierników, bliskich przyjaciół, z którymi mogą w ogóle o czymś porozmawiać. Przyjmują wobec siebie postawę obronną, są wyrachowani i strategiczni, każdy bierze od drugiego to, czego potrzebuje. Czy tak nie jest? Celem powiedzenia: »Nigdy nie uderzaj poniżej pasa i nigdy nie ujawniaj wad innych« zasadniczo jest powstrzymanie się od obrażania innych i stwarzania sobie wrogów oraz chronienie siebie poprzez niewyrządzanie nikomu krzywdy. Jest to technika i metoda, którą obiera się, aby uchronić się przed zranieniem” (Czym jest dążenie do prawdy (8), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Szatańska natura człowieka zawiera mnóstwo takich filozofii. Czasami sam nawet sobie ich nie uświadamiasz i nie rozumiesz, mimo to każda chwila twojego życia opiera się na tych rzeczach. Co więcej, myślisz, że te filozofie są zupełnie właściwe, rozsądne i nie prowadzą na manowce. Filozofie szatana stały się naturą człowieka i ludzie żyją w zupełnej z nimi zgodności, myśląc, że to dobry sposób życia, i w ogóle nie okazując skruchy. Dlatego wciąż ujawniają swoją szatańską naturę i pod każdym względem nadal żyją według filozofii szatana. Natura szatana jest życiem ludzkości oraz jej naturą i istotą” (Jak obrać ścieżkę Piotra, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Objawienie słów Boga przyniosło mi zrozumienie. Nie mogłam powstrzymać się od dogadzania innym, bo zostałam głęboko skażona przez szatana. W sercu miałam pełno szatańskich filozofii, na przykład: „Nigdy nie wymierzaj ciosów poniżej pasa” i „Przemilczenie błędów dobrych przyjaciół prowadzi do długiej i dobrej przyjaźni”. To był kodeks, według którego żyłam. Będąc pod kontrolą tych szatańskich filozofii, myślałam, że gdy nie obrażam ludzi mową i uczynkiem, gdy utrzymuję dobre, pokojowe relacje z innymi, to jest mądre życie. Choć widziałam, że Wanda zaniedbuje obowiązki i narusza zasady i że to zakłóciło już pracę kościoła, nie chciałam tego ujawnić ani jej upomnieć. Utrzymywałam dobre relację kosztem ewangelizacji. Tak mnie zniewoliły filozofie szatana, że nie mogłam praktykować prawdy, nie miałam sumienia ani rozumu! Trafiłam na te słowa Boga: „Ewidentnie jest to przebiegły, oszukańczy sposób istnienia, zawierający element postawy obronnej, sposób istnienia, którego celem jest dążenie do przetrwania”. Poruszyło mnie to do głębi. Słowa Boga trafiły w sedno i obnażyły moje podłe pobudki, związane z życiem według szatańskich filozofii. Wcześniej wydawało mi się, że nie upominam siostry, bo nie chcę, żeby czuła się ograniczana. W istocie jednak to była wymówka, żeby nie praktykować prawdy. Bałam się, że zranię jej uczucia, zbyt często ją upominając, że uzna mnie za arogancką osobę, która lubi się czepiać i nie traktuje ludzi sprawiedliwie. By zrobić na siostrze dobre wrażenie, przymykałam oko na jej problemy, przez co ona cały czas żyła w zepsuciu i nie miała tego świadomości. Nie byłam szczera w swoich interakcjach z innymi, stwarzałam tylko pozory. Byłam taka podstępna i kłamliwa! Gdy wspólnie z Wandą pełniłyśmy obowiązki, nie praktykowałam prawdy, choć tak należało, i nie wywiązywałam się z tego, za odpowiadałam. Teraz ona została zwolniona, a ja czułam żal. Doświadczyłam tego, jak życie według szatańskich filozofii krzywdzi innych i nas samych. To podłe i wstrętne życie. Nie chciałam już żyć według tych filozofii. Chciałam dążyć do prawdy i dobrze pełnić obowiązki.
Potem trafiłam na te słowa Boga: „Mówiąc bardziej konkretnie: bycie uczciwą osobą to bycie kimś prostym i otwartym, kto nie chowa się ani nie ukrywa, nie kłamie ani nie owija w bawełnę, kto jest bezpośredni, ma poczucie sprawiedliwości i mówi szczerze. To pierwsza rzecz, jaką należy zrobić. (…) Bóg najbardziej nienawidzi ludzi fałszywych. Jeśli chcesz odrzucić wpływ szatana i zostać zbawionym, musisz przyjąć prawdę. Musisz zacząć od bycia szczerym, mówić to, co prawdziwe i rzeczywiste, nie pozwalać, by emocje cię ograniczały, uwolnić się od stwarzania pozorów i stosowania sztuczek, zacząć mówić i działać zgodnie z zasadami. Takie życie jest wolne i szczęśliwe, i możesz wówczas żyć przed obliczem Boga” (Jedynie przez praktykowanie prawdy można zrzucić okowy zepsutego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Moje królestwo potrzebuje tych, którzy są uczciwi, nie zaś hipokrytów i oszustów. Czyż ludzie szczerzy i uczciwi nie są niepopularni w świecie? Ze Mną jest wręcz przeciwnie. Do Mnie mogą przychodzić ludzie uczciwi; w takich ludziach znajduję upodobanie i takich ludzi potrzebuję. Na tym właśnie polega Moja sprawiedliwość” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 33, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga uświadomiły mi, że Bogu mili są ludzie czyści, prawi i szczerzy, ludzie, którzy potrafią być prostolinijni, a nie kłamliwi, w mowie i uczynkach. Tylko szczerzy ludzie godni są wejść do królestwa Boga. Tak zdecydowało sprawiedliwe usposobienie Boga. Warto zauważyć, że w świecie niewierzących każda interakcja jest grą. Tylko miłe i pochlebne słowa są kierowane do innych. Na szczerość nie ma tam miejsca. W obliczu złych rzeczy sprzecznych z sumieniem i etyką większość ludzi postanawia chronić siebie i unika wkładania kija w mrowisko. Nie śmią wypowiedzieć choćby słowa szczerości. Są wyjątkowo obłudni i zdradzieccy, brak im moralnego kręgosłupa. W swoich interakcjach z innymi ja też stosowałam te szatańskie filozofie. Gdy widziałam problem, nie ujawniałam go, nie pomagałam, tylko chroniłam swoje relacje. To było podstępne i oszukańcze życie, którego Bóg nienawidzi. Pomyślałam wtedy, że Bóg jest święty i ma istotę godną zaufania. Bóg wcielony wchodzi w realne interakcje z ludźmi. Wyraża prawdę, dokonuje sądu i demaskuje ludzi wszędzie przez cały czas, zgodnie z zepsutym usposobieniem, które przejawiają, i ich pojęciami o Bogu. Zwłaszcza Boże słowa sądu i demaskacji przemawiają wprost do źródła i istoty naszego zepsucia. Choć Jego słowa są surowe i ostre, dzięki nim mamy poznać siebie, pokutować i się zmienić. Słowa Boga są rzetelne i jednoznaczne. Wszystkie one płyną z serca. Bóg ma wyjątkowo szczere i rzetelne serce dla ludzi. Gdyby Bóg jasno do nas nie przemówił, gdyby nie ujawnił prawdy o tym, jak głęboko ludzie zostali skażeni przez szatana, nigdy byśmy nie zyskali samoświadomości. Żylibyśmy wewnątrz własnych wyobrażeń, myśląc, że jesteśmy dobrzy. Nasze zepsute usposobienie nigdy by się nie zmieniło i byśmy nie dostąpili zbawienia. Bóg ma nadzieję, że rozpoznamy swoje zepsucie dzięki Jego słowom sądu i że okażemy Mu skruchę, żyć będziemy Jego słowami i dążyć do szczerości. To miłość Boga do ludzi. Rozważywszy to wszystko, poczułam się pokrzepiona. Postanowiłam spełniać żądania Boga, być czystą, prawą i szczerą osobą.
Raz nasza przywódczyni, siostra Belinda, omawiała z nami pracę. Zauważyłam odchylenie w pracy, którą nam powierzyła, i chciałam o tym powiedzieć. Ale pomyślałam: „Ta siostra jest przywódczynią. Jeśli wytknę jej niedopatrzenie lub odchylenie, cz nie poczuje się skrępowana? Jeśli pomyśli, że robię jej trudności, i będzie chciała się potem zemścić, co wtedy? Lepiej nic nie będę mówić. Każdy popełnia błędy”. W tamtym momencie dotarło do mnie, że znów ulegam chęci dogodzenia innym. Pomodliłam się więc, prosząc Boga, by poprowadził mnie do praktykowania zasad prawdy. Potem przeczytałam te słowa Boga: „Jeśli masz typowe motywacje i spojrzenie na życie »sympatycznej osoby«, wówczas we wszystkich sprawach nie będziesz w stanie praktykować prawdy i przestrzegać zasad, i zawsze będziesz doznawał porażek i upadał. Jeśli nie obudzisz się i nigdy nie będziesz szukał prawdy, to jesteś fałszywym wierzącym, nigdy nie zyskasz prawdy i życia. Co zatem powinieneś robić? Kiedy spotykają cię takie rzeczy, musisz wołać do Boga w modlitwie, błagając Go o zbawienie i prosząc, by dał ci więcej wiary i siły, pozwalając ci wytrwać przy zasadach, czynić to, co czynić należy, rozwiązywać rozmaite sprawy zgodnie z zasadami, nie poddawać się, chronić interesy domu Bożego i nie dopuścić do tego, by dzieło domu Bożego spotkała jakaś krzywda. Jeśli będziesz w stanie odrzucić własne interesy, reputację i spojrzenie na życie typowe dla »sympatycznej osoby«, jeśli będziesz robił to, co powinieneś, ze szczerego serca, które nie jest przy tym rozdarte, to wówczas pokonasz szatana i pozyskasz ten aspekt prawdy. Jeśli zawsze żyjesz zgodnie z filozofią szatana, utrzymując swoje relacje z innymi, nigdy nie praktykując prawdy i nie odważając się przestrzegać zasad, to czy będziesz w stanie praktykować prawdę w innych sprawach? Nie będziesz miał wiary ani siły. Jeśli nigdy nie jesteś w stanie szukać ani przyjąć prawdy, to czy taka wiara w Boga pozwoli ci zyskać prawdę? (Nie). A jeśli nie możesz zyskać prawdy, czy możesz być zbawiony? Nie możesz. Jeśli zawsze kierujesz się filozofią szatana, całkowicie pozbawioną rzeczywistości prawdy, to nigdy nie możesz dostąpić zbawienia. Powinno być dla ciebie jasne, że zdobycie prawdy jest koniecznym warunkiem zbawienia. Jak zatem możesz zyskać prawdę? Jeśli potrafisz praktykować prawdę, jeśli potrafisz się nią kierować, a ona staje się podstawą twojego życia, wtedy zyskasz prawdę i będziesz miał życie, a więc będziesz jednym z tych, którzy są zbawieni” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu słów Boga pojęłam, że gdy ludzie żyją wedle szatańskich filozofii i próbują dogodzić innym, nigdy nie zyskają prawdy i ostatecznie nie dostąpią zbawienia. Jednocześnie zrozumiałam, że jeśli ktoś chce oduczyć się dogadzania wszystkim, trzeba modlić się i polegać na Bogu, prosić Go o siłę, umieć porzucić ciało, porzucić osobiste interesy i dbać o pracę kościoła. Często praktykując w ten sposób, można stopniowo wyzwolić się z okowów zepsutego usposobienia. Jeśli ktoś nie jest w stanie praktykować prawdy i nie oddaje się obowiązkom, zostanie w końcu zdemaskowany i odrzucony. Ta myśl dodała mi odwagi i motywacji, by praktykować prawdę. Nie mogłam już dłużej bez sumienia i człowieczeństwa dogadzać ludziom. Dlatego powiedziałam przywódczyni o problemie. Gdy to zrobiłam, poczułam wielką uglę. Potem na zgromadzeniu przywódczyni mówiła o swojej autorefleksji i o tym, co zyskała dzięki konfrontacji. Bardzo mnie poruszyło, gdy dzieliła się swoim doświadczeniem i świadomością, posmakowałam słodyczy praktykowania prawdy! To doświadczenie dodało mi wiary w praktykowanie prawdy. Gdy później napotykałam podobne sytuacje, to choć często kusiło mnie, żeby dogadzać innym, ból był mniejszy i nie musiałam tak bardzo ze sobą walczyć. Potrafiłam świadomie porzucić siebie i praktykować prawdę. Gdy tak praktykowałam prawdę, moje serce czuło wielką uglę i spokój. Sprawiły to słowa Boga. Bogu dzięki!