Dokąd doprowadziło mnie zabieganie o podziw innych

29 stycznia 2023

Autorstwa Shen Si, Chiny

W październiku zeszłego roku wypełniałam obowiązek w kościele. Przywódczyni kościoła, siostra Liang Shun, poprosiła mnie o poprowadzenie spotkań kilku grup. Po każdym z nich zawsze wskazywałam jej pytania, których nie rozumiałam, a ona cierpliwie je ze mną omawiała. Czułam wtedy, że każdego dnia uczyłam się czegoś nowego. Tydzień później spotkała się z nami przełożona, siostra Chen Si. Czasami Liang Shun mówiła, że jestem młoda, mam dobry charakter, dojrzale podchodzę do człowieczeństwa i mam zapał do obowiązku. Zaskoczyło mnie to, bo nie spodziewałam się tak wysokiej oceny ze strony przywódczyni. Przełożona kilkakrotnie mówiła, że chce, abym została przywódczynią kościoła i prosiła Liang Shun, by zapoznała mnie z różnymi aspektami pracy. Zachowywałam wtedy pozorny spokój, ale w głębi serca czułam ogromne szczęście. Wydawało się, że jestem wartościowym i utalentowanym członkiem kościoła. Wszyscy mieli o mnie wysokie mniemanie, więc czułam przymus osiągania dobrych wyników. Nie mogłam pokazać innym swoich braków. Przestaliby mnie wtedy szanować.

Na kolejnym spotkaniu, gdy zobaczyłam Chen Si, mimowolnie się zdenerwowałam. Obawiałam się, że jeśli nie poradzę sobie na jej oczach, popsuję swój wizerunek i stracę jej wsparcie. Wtedy Chen Si zapytała nas, czego się nauczyliśmy w tamtym czasie. Pomyślałam: „Dopiero zaczęłam pracę w kościele. Codziennie byłam bardzo zajęta i nie przywiązywałam wagi do wejścia w życie, więc nie mam o czym mówić. Jeśli jednak będę szczera, Chen Si może powiedzieć, że nie dbam o wejście w życie i nie podążam za prawdą. Czy będzie mnie wciąż wspierać? Nie mogę jej pokazać, że nie mam wejścia w życie”. Wytężyłam więc umysł, by przypomnieć sobie drobne doświadczenia, które nieco rozumiałam i podzieliłam się nimi z obecnymi. Kiedy po mojej wypowiedzi Chen Si nic nie powiedziała, odetchnęłam z ulgą.

Na każdym kolejnym spotkaniu z Chen Si zachowywałam się bardzo ostrożnie i ważyłam słowa zanim się odezwałam. Mówiłam wtedy, gdy czułam, że w wypowiedzi nie ma luk. Unikałam też rozmów o poważnych problemach dotyczących mojego stanu i rzadko wyrażałam własne poglądy podczas dyskusji. Na jednym ze spotkań Chen Si zapytała nas o potencjalnego słuchacza ewangelii. Gdy moja siostra partnerująca się wypowiedziała, Chen Si wytknęła nieścisłości w jej kazaniu i zapytała nas: „Co byście zrobili, gdyby poproszono was o głoszenie ewangelii?”. Zaskoczyło mnie to i zdenerwowało: „Dlaczego przełożona pyta nas o zdanie? Sprawdza czy mamy rozum i charakter, aby zostać przywódczyniami?”. Próbowałam przypomnieć sobie czytane niegdyś materiały ewangelizujące i szukałam właściwej odpowiedzi. Miałam jakieś pomysły, ale nic nie mówiłam w obawie, że nie są właściwe. Zastanawiałam się: „Jeśli moje pomysły będą dobre, to super. A jeśli nie i inna siostra będzie miała lepsze, czy przywódczyni uzna, że brak mi charakteru i mam zbyt powierzchowne podejście? Czy to nie zniszczy mojego wizerunku?”. Zastanawiając się, mimowolnie spojrzałam na moje dwie siostry partnerujące i zaczęłam kalkulować: „Wysłucham najpierw, co mają do powiedzenia. Jeśli mają lepsze pomysły, rozwinę ich myśl. Jeśli nie, wtedy podzielę się własnymi przemyśleniami. Dzięki temu nikt nie dostrzeże moich braków i mój dobry wizerunek nie ucierpi”. Przechyliłam więc głowę i udawałam, że myślę, czekając, aż obie siostry się wypowiedzą. Gdy skończyły, połączyłam główne aspekty ich pomysłów z własnymi. Chen Si miała dla mnie same pochwały, co mnie bardzo uradowało. Czułam, jakby w mym sercu zakwitły kwiaty. Zdecydowanie zyskałam w oczach przełożonej. Gdy się później uspokoiłam i przypomniałam, jak ostrożnie zachowywałam się na spotkaniach, zganiłam się za to: „Dlaczego tak wszystko komplikuję, kiedy spotykam się z przywódczynią? Może powinnam szczerze z nią porozmawiać?”. że jeśli wyjawię jej mój stan i trudności, mogłaby uznać, że oszukiwałam i ukrywałam zbyt wiele. Czy nadal by mnie wspierała? Po krótkiej walce wewnętrznej przemilczałam to.

Starałam się prezentować z jak najlepszej strony. Sądziłam, że wspierane osoby nie powinny mieć żadnych braków. Natrafiałam na trudności, których nie potrafiłam pokonać i chciałam rozmawiać o nich i dociekać z Liang Shun. Stale się jednak wahałam: „Liang Shun zawsze wysoko mnie oceniała. Jeśli będę szczera i zacznę dociekać, czy uzna, że mam postawę niegodną przywódczyni?”. Na myśl o tym nie chciałam się wypowiadać, ale wciąż udawałam, że aktywnie spełniam swój obowiązek bez trudności ani słabości. Stopniowo podczas spotkań coraz rzadziej wyjawiałam mój prawdziwy stan i trudności. Zawsze, gdy bracia i siostry twierdzili, że otrzymuję wsparcie, ukrywałam się pod szczelną maską i zachowywałam ostrożność. Choć bracia i siostry mieli o mnie dobre zdanie i wszędzie mnie komplementowano, czułam nieopisaną gorycz. Często wydawało mi się, że ukrywam się za maską. Długo zastanawiałam się nad każdym słowem. Czułam ciężar w sercu i oddalałam się od Boga. Na spotkaniach nie oferowałam światła, a mój stan się stale pogarszał. Zabrnęłam w ślepy zaułek. Mogłam się tylko modlić i prosić Boga, by pomógł mi się zmienić.

Przeczytałam Jego słowa: „Niektórzy ludzie obawiają się, że ich bracia i siostry kontaktach z nimi odkryją ich wewnętrzne trudności i uznają, że ich postawa jest kiepska bądź będą patrzeć na nich z góry. W mowie zawsze starają się sprawiać wrażenie, że są pobożni, że pragną Boga i chcą wcielać prawdę w życie, ale w istocie w swoich sercach są dość słabi i bierni. Udają silnych, żeby nikt ich nie przejrzał. To również jest oszustwem. Krótko mówiąc, we wszystkim, co robisz, czy to w życiu, czy wykonując swój obowiązek, jeśli angażujesz się w kłamstwa i udawanie, zwodzisz i mamisz innych fałszem, by cię szanowali i czcili lub by nie patrzyli na ciebie z góry, wtedy to, co robisz, jest oszustwem(Najbardziej fundamentalna praktyka bycia uczciwą osobą, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowo Boga wyraźnie wskazuje, że jeśli, chcąc zdobyć uznanie, nie pokazujemy trudności ani naszego złego stanu i zwodzimy innych, stwarzając pozory i iluzję siły, ukrywając nasz prawdziwy stan, dopuszczamy się oszustwa. Przeanalizowałam swoje zachowanie i odkryłam, że właśnie tak robiłam. Odkąd usłyszałam, że przywódczyni chce mnie wspierać, zaczęłam dbać o swój wizerunek w jej oczach. Kiedy zapytała o mój stan, a nie miałam wtedy wejścia w życie, martwiłam się, że mówiąc prawdę, zniszczę swój wizerunek. Wymyślałam więc jakieś drobne doświadczenia i unikałam rozmów o poważnych problemach, by ukryć fakty. Kiedy zapytała nas o pomysły na głoszenie ewangelii, bałam się, że powiem coś źle i przywódczyni nie zechce mnie więcej wspierać. Celowo więc udawałam, że się zastanawiam i czekałam, aż siostry wypowiedzą się pierwsze, żeby wykorzystać ich pomysły. Coraz bardziej się maskowałam i nie śmiałam wyjawić mojego negatywnego stanu. Udawałam, że zawsze mam pozytywne nastawienie. Żyłam w fałszu. Czyż to nie była hipokryzja i oszustwo? Gdy to zrozumiałam, modliłam się: „Boże, nie chcę dłużej żyć w tym stanie. Pomóż mi być szczerą i uczciwą”.

Następnego dnia Chen Si spotkała się z nami i wyjawiłam jej prawdę o moim stanie. Przeczytałyśmy razem fragment słów Boga. Bóg mówi: „Obecnie jest wielu ludzi, którzy skupiają się na dążeniu do prawdy i potrafią szukać prawdy, kiedy coś im się przydarza. Jeśli chcesz pozbyć się swoich niewłaściwych motywacji i nienormalnych stanów wewnętrznych, musisz w tym celu szukać prawdy. Na początek musisz się nauczyć otwierać w omówieniach opartych na Bożych słowach. Oczywiście powinieneś wybrać właściwego odbiorcę do takich omówień – w każdym razie powinieneś wybrać kogoś, kto kocha i przyjmuje prawdę, kogoś, kto ma lepsze człowieczeństwo niż większość ludzi, kto jest względnie uczciwy i prawy. Naturalnie byłoby jeszcze lepiej, gdybyś mógł wybrać kogoś, kto rozumie prawdę i kto swoim omówieniem może ci pomóc. Znalezienie takiej osoby, przed którą można otworzyć się w omówieniu i rozwiązać swoje trudności, przynosi rezultaty. Jeśli wybierzesz niewłaściwą osobę, kogoś, kto nie miłuje prawdy, a jedynie ma dar lub talent, ta osoba wyśmieje cię, poniży i będzie tobą pogardzać. Nie przyniesie ci to korzyści. Pod pewnym względem otwarcie się i odsłonięcie to podejście, jakie należy przyjąć, gdy staje się przed Bogiem w modlitwie do Niego; i tak też należy omawiać prawdę z innymi. Nie zamykaj się w sobie, myśląc: »Mam swoje motywacje i trudności. Mój stan wewnętrzny nie jest dobry – jest negatywny. Nikomu o tym nie powiem. Po prostu zachowam to dla siebie«. Jeśli zawsze zachowujesz takie rzeczy dla siebie i nie próbujesz ich zmienić, to twój negatywizm będzie coraz bardziej narastał, a twój stan będzie coraz gorszy. Nie będziesz miał ochoty modlić się do Boga. Trudno taki stan odwrócić. I tak, bez względu na to, jaki jest twój stan, bez względu na to, czy jesteś zniechęcony, czy przeżywasz trudności, bez względu na osobiste motywacje lub plany, bez względu na to, co poznałeś lub uświadomiłeś sobie, analizując siebie samego, musisz się nauczyć otwierać i omawiać wszystko z innymi, a kiedy omawiasz, Duch Święty działa. A jak działa Duch Święty? On cię oświeca i iluminuje, pozwala ci dostrzec wagę problemu, uświadamia ci jego źródło i istotę, sprawia, że krok po kroku zaczynasz rozumieć prawdę i Jego wolę, pozwala ci dostrzec ścieżkę praktyki i wejść w rzeczywistość prawdy. Kiedy ktoś potrafi otwarcie rozmawiać z innymi, oznacza to, że ma uczciwy stosunek do prawdy. To, czy dana osoba jest szczera, mierzy się jej stosunkiem do prawdy(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dopiero po jego przeczytaniu zrozumiałam jak ważna jest szczerość i poszukiwanie prawdy. To one prowadzą do realiów prawdy. Zdobycie się na szczerość i rozmowę oznacza uczciwe podejście do prawdy – jej poszukiwanie i akceptowanie. Tylko dzięki szczerości i rozmowie dostępujemy oświecenia Ducha Świętego i tylko dzięki nim dostrzegamy swoje skażone usposobienie i pokonujemy trudności. Analizując swoje zachowanie z tamtego okresu, dostrzegłam, że chciałam mieć nienaganny wizerunek w oczach braci i sióstr. Zanim coś powiedziałam zastanawiałam się dwa razy, co zrobić, by inni mnie nie przejrzeli ani mną nie pogardzali. To skomplikowało mój sposób myślenia. Byłam w złym stanie, ale nie śmiałam tego ujawnić. Byłam nieszczęśliwa i wyczerpana, cierpiałam katusze, a mój stan się wciąż pogarszał. Sama to na siebie sprowadziłam. Istotą natury Boga jest wierność. On lubi uczciwych ludzi. Niezależnie od tego, co myślą ani jakie skażenie wyjawią uczciwe osoby potrafią otworzyć się przed braćmi i siostrami bez udawania i masek. Potrafią przyjąć osąd Boży, chcą praktykować prawdę i żyć uczciwie. Tak powinna zachowywać się osoba wierząca. Gdy dyskutowaliśmy potem o pracy, świadomie wyrażałam swoją opinię, a gdy czegoś nie rozumiałam, pytałam innych. Także podczas spotkań potrafiłam wyjawić pozostałym swój prawdziwy stan. Gdy to zrobiłam, ciężar na mym sercu zelżał.

Później natknęłam się na fragment słów Boga, dzięki któremu zrozumiałam, dlaczego zawsze zabiegałam o uznanie. Bóg mówi: „Bez względu na kontekst i na to, jaki pełnią obowiązek, antychryści będą się starać sprawiać wrażenie, że nie są słabi, że zawsze są silni, pewni siebie i nigdy nie popadają w przygnębienie. Antychryści nigdy nie ujawniają swojej prawdziwej postawy ani rzeczywistego stosunku wobec Boga. Czy w głębi serca naprawdę wierzą, że nie ma nic, czego nie byliby w stanie zrobić? Czy szczerze wierzą, że nie ma w nich żadnej słabości, negatywizmu ani przejawów skażenia? W żadnym razie. Potrafią dobrze udawać, są wprawni w ukrywaniu różnych rzeczy. Lubią pokazywać ludziom swoją silną i honorową stronę; nie chcą, by inni zobaczyli tę, która jest słaba i prawdziwa. Mają w tym oczywisty cel: po prostu chcą zachować twarz i bronić miejsca zajmowanego w sercach ludzi. Sądzą, że gdyby otwarcie pokazali innym swoją negatywną i słabą stronę, gdyby ujawnili swoją buntowniczość i zepsucie, stanowiłoby to poważny uszczerbek dla ich statusu i reputacji – że nie byłoby to warte zachodu. Dlatego wolą zachowywać swoje słabości, buntowniczość i negatywność wyłącznie dla siebie. A gdy nadchodzi dzień, kiedy wszyscy widzą ich słabą i buntowniczą stronę, gdy widzą, że są oni zepsuci i wcale się nie zmienili, antychryści mimo to nadal będą udawać. Sądzą, że gdyby się przyznali do swojego skażonego usposobienia, do tego, że są zwykłą osobą, kimś małym i nieistotnym, to straciliby miejsce w ludzkich sercach, utraciliby cześć i uwielbienie, jakimi wszyscy ich darzą, i w ten sposób ponieśliby zupełną porażkę. Toteż, cokolwiek się dzieje, oni się nie otworzą po prostu przed ludźmi; cokolwiek się dzieje, nie przekażą nikomu innemu swojej władzy i statusu; zamiast tego ze wszystkich sił starają się rywalizować i nigdy się nie poddadzą. (…) Kiedy dzieje się coś ważnego i ktoś ich zapyta, jak rozumieją to wydarzenie, nie mają ochoty ujawniać swoich poglądów, lecz wolą, by najpierw wypowiedzieli się inni. Ta powściągliwość ma swoje przyczyny. Albo jest tak, że mają swoje zdanie, boją się jednak, że ich pogląd jest błędny i jeśli wypowiedzą go na głos, zostanie odrzucony, przez co poczują się zawstydzeni, i dlatego wolą nic nie mówić; albo też nie mają żadnego zdania, a ponieważ nie widzą sprawy jasno, nie ważą się mówić arbitralnie z obawy, by inni nie wyśmiali ich błędu – toteż pozostaje im tylko milczenie. Krótko mówiąc, niechętnie wyrażają głośno swoje poglądy, ponieważ boją się ujawnić takimi, jacy są, pokazać innym, że są zubożali i żałośni, by nie zmieniło to wizerunku, jaki mają w oczach innych. Tak więc, kiedy już wszyscy inni skończą omawiać swoje poglądy, myśli i wiedzę, oni wychwytują z tego co bardziej wzniosłe i dające się obronić twierdzenia, a następnie przedstawiają je jako własne. Podsumowują je i przekazują grupie w omówieniu, zyskując w ten sposób wysoki status w sercach innych. (…) Każdy, kto siebie uważa za nieskazitelnego i świętego, jest szalbierzem. Dlaczego powiadam, że wszyscy tacy ludzie są szalbierzami? Powiedzcie Mi, czy jest choćby jedna nieskazitelna osoba pośród całej zepsutej ludzkości? Czy jest ktoś zaiste święty? (Nie). Oczywiście, że nie. Jak ktokolwiek miałby osiągnąć nieskazitelność, skoro ludzie są tak głęboko skażeni przez szatana, a poza tym nie posiadają prawdy z natury, w sposób wrodzony? Jedynie Bóg jest święty; cała zepsuta ludzkość jest zbezczeszczona. Jeśli ktoś podawałby się za świętego, mówiąc, że jest nieskazitelny, kim byłby? Byłby diabłem, szatanem, archaniołem – byłby prawdziwym antychrystem. Tylko antychryst może utrzymywać, że jest nieskazitelną, świętą osobą(Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część dziesiąta), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg wskazuje, że antychryści nigdy nie wyjawiają innym swoich prawdziwych myśli, mówią tylko po głębokim namyśle, wszystko wybielają i zafałszowują oraz stwarzają pozory, że są idealni i lepsi od innych. Liczą, że dzięki temu zyskają prestiż i płynące z niego korzyści. Czułam, że postępuję tak jak oni. Gdy tylko się dowiedziałam, że przywódczyni chce mnie wspierać, zaczęłam puszyć piórka. Czułam przymus bycia lepszą od przeciętnego człowieka i cieszyło mnie, że inni mnie podziwiają i doceniają. Podczas spotkań z przywódczynią lub z braćmi i siostrami myślałam tylko o zachowaniu korzystnego wizerunku i budzeniu podziwu innych. Zastanawiałam się dwa razy zanim coś powiedziałam, nigdy nie wyrażałam opinii ani nie ujawniałam braków i używałam tych nikczemnych środków, by oszukać innych i zagościć w ich sercach. Byłam straszną hipokrytką. Czy wykazywałam jakiekolwiek podobieństwo do człowieka? Należy szanować Boga i mieć Go w sercu, ale ja chciałam prezentować się jako ideał, żeby zyskać podziw innych i zamieszkać w ich sercach. Nie miałam wstydu. W szczególności, gdy przeczytałam słowa Boga: „Czy jest choćby jedna nieskazitelna osoba pośród całej zepsutej ludzkości? Czy jest ktoś zaiste święty? (Nie). Oczywiście, że nie. Jak ktokolwiek miałby osiągnąć nieskazitelność, skoro ludzie są tak głęboko skażeni przez szatana, a poza tym nie posiadają prawdy z natury, w sposób wrodzony? Jedynie Bóg jest święty; cała zepsuta ludzkość jest zbezczeszczona. Jeśli ktoś podawałby się za świętego, mówiąc, że jest nieskazitelny, kim byłby? Byłby diabłem, szatanem, archaniołem – byłby prawdziwym antychrystem. Tylko antychryst może utrzymywać, że jest nieskazitelną, świętą osobą”. Ze słów tych płynął majestat i gniew. Przeszywały mnie i przerażały. Czułam, jakby Bóg mnie potępiał. Ze wszystkich rzeczy we wszechświecie, tylko Bóg jest wszechmogący. Zostałam skażona przez szatana, miałam skażone usposobienie, ale nie miałam żadnej wiedzy o sobie. Nie postępowałam właściwie, byłam hipokrytką i starałam się mieć korzystny wizerunek, by mnie podziwiano. Byłam zbyt arogancka i bezwstydna, przez co Bóg mnie nienawidził. Dopiero, gdy się poznałam, dostrzegłam podłość, brzydotę i zepsucie kryjące się za moim „perfekcyjnym” wizerunkiem. Gdy wspominam, jak byłam dumna i zadowolona z pochwał braci i sióstr oraz co myślałam, gdy się lansowałam, czułam do siebie odrazę. To było irracjonalne. Nawet gdyby wiele osób mnie podziwiało i popierało, czyż na nic by się to nie zdało, gdyby moje usposobienie nie uległo zmianie i gdybym urzeczywistniała dwulicowy i oszukańczy wizerunek szatana, by na koniec być odtrąconą?

Natrafiłam potem na kolejny fragment słów Boga. „Jak powinieneś praktykować, aby być zwyczajną i normalną osobą? Jak można to zrobić? (…) Po pierwsze, nie daj się złapać w sidła swojego tytułu. Nie mów: »Jestem przywódcą, jestem przełożonym zespołu, jestem superwizorem, nikt nie zna się na tych sprawach lepiej niż ja, nikt nie ma większych umiejętności niż ja«. Nie daj się złapać w pułapkę samozwańczego tytułu. Jeśli tak się stanie, będziesz miał związane ręce i nogi; wpłynie to na wszystkie twoje słowa i uczynki, a także na twoje normalne myślenie i osąd. Musisz się uwolnić z kajdan statusu; najpierw zejdź z tego oficjalnego stołka, na którym we własnym mniemaniu siedzisz, i stań na miejscu zwykłego człowieka; jeśli tak zrobisz, twoja postawa stanie się normalna. Musisz także przyznać i powiedzieć: »Nie wiem, jak to zrobić, i nie rozumiem tego – będę musiał poszukać wiedzy i się nauczyć« lub »Nigdy tego nie doświadczyłem, więc nie wiem, co robić«. Kiedy będziesz w stanie powiedzieć, co naprawdę myślisz, i mówić szczerze, będziesz miał normalny rozsądek. Inni poznają prawdziwego ciebie, a tym samym będą mieć normalny obraz ciebie, a ty nie będziesz musiał niczego udawać ani nie będzie na tobie ciążyła wielka presja, a więc będziesz mógł normalnie komunikować się z ludźmi. Takie życie jest wolne i łatwe; każdy, kto uważa, że życie jest wyczerpujące, sam do tego doprowadził. Nie udawaj niczego ani nie stwarzaj pozorów; najpierw otwarcie wyjaw, co masz w sercu, swoje prawdziwe myśli, by wszyscy mogli je poznać i zrozumieć. W rezultacie twoje obawy oraz podejrzliwość i bariery między tobą a innymi zostaną całkowicie wyeliminowane. Ogranicza cię coś jeszcze. Zawsze uważasz się za szefa zespołu, przywódcę, pracownika, kogoś z tytułem i statusem: jeśli powiesz, że czegoś nie rozumiesz lub nie potrafisz czegoś zrobić, czy tym samym nie umniejszasz siebie? Kiedy w sercu odrzucisz te kajdany, kiedy przestaniesz myśleć o sobie jako o przywódcy lub pracowniku, kiedy przestaniesz myśleć, że jesteś lepszy od innych i poczujesz, że jesteś zwyczajnym człowiekiem, takim samym jak wszyscy inni, że są pewne obszary, w których jesteś gorszy od innych – kiedy z taką postawą będziesz omawiał prawdę i sprawy związane z pracą, efekt będzie inny i atmosfera też będzie inna. Jeżeli w sercu zawsze masz jakieś wątpliwości, jeśli wciąż czujesz się zestresowany i ograniczany i chciałbyś się tego pozbyć, ale nie potrafisz, możesz to zrobić skutecznie, modląc się poważnie do Boga, zastanawiając się nad sobą, dostrzegając swoje niedociągnięcia, dążąc do prawdy i wprowadzając ją w życie(Docenianie słów Boga jest fundamentem wiary w Niego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Zawsze myślałam, że muszę być najlepsza i perfekcyjna, skoro będę wspierana. Teraz wiem, że byłam w błędzie. Dom Boży nie promuje ani nie wspiera ludzi perfekcyjnych, wielkich ani supermenów, lecz zwykłych, skażonych ludzi z brakami. Uzyskanie wsparcia to jedynie szansa na praktykowanie. Osoby wspierane nie są pozbawione braków ani lepsze od zwykłych ludzi. Zresztą, nieważne jaki obowiązek wypełniam ani czy uzyskałam wsparcie, i tak jestem zwykłą skażoną osobą z brakami i nie mam wpływu na niektóre sprawy. Muszę uczciwie oceniać swoje zalety i wady, nauczyć się zstępować z piedestału, często stawać przed Bogiem, by dokonywać autorefleksji, a równocześnie wyjawiać innym swoje spostrzeżenia i myśli, aby dostrzegli moje skażenie i braki. To jedyne racjonalne zachowanie. W przeszłości zawsze ukrywałam swoje braki i wady w obawie, że będę za nie krytykowana. Krzywdziłam tym siebie. Nie tylko odbierałam sobie szansę na normalną relację z Bogiem, ale gdy inni nie widzieli moich braków, nie mogli mi pomóc ani tych braków nadrobić. Przez to nie osiągałam postępów w obowiązku, niezależnie od tego, jak długo go wypełniałam. Kiedy to zrozumiałam, zapragnęłam stać się szczerą osobą, jak Bóg nakazał, i zgodnie z Jego słowami być czystą jak szklanka wody, mówić, co mam w sercu i się już więcej nie ukrywać. Przyrzekłam przed Bogiem: „Chcę być zwykłą osobą i pokazać wszystkim moją prawdziwą twarz”. Kilka dni później dostałam polecenie, by wypełniać obowiązek w innym kościele. Przypomniałam sobie, jak się ukrywałam w relacjach z innymi i ogarnął mnie smutek i wyrzuty sumienia. Pomyślałam: „Zbyt długo oszukiwałam braci i siostry. Zanim wyjadę muszę być z nimi szczera i pokazać prawdziwą twarz”. Podczas spotkania wyjawiłam swój stan i wnioski, jakie wyciągnęłam, po czym opowiedziałam o wszystkim. Gdy się przed nimi otworzyłam, natychmiast zniknęło poczucie uwięzienia i zastąpiła je ulga. Zdziwiło mnie, że bracia i siostry nie krytykowali mnie, tylko wspierali. Przepełniały mnie emocje, a łzy ściekały po moich policzkach. Kiedy wracałam do domu, zimowe słońce przyjemnie mnie grzało i w duchu dziękowałam Bogu i Go wychwalałam. W nowym miejscu pracy nie skupiałam się już na utrzymaniu tak zwanego dobrego wizerunku. Przy każdej trudności, otwierałam się przed innymi i z nimi poszukiwałam. Podczas spotkań mówiłam to, co rozumiałam, a w pozostałych przypadkach prosiłam braci i siostry o pomoc. Dzięki rozmowom z nimi i ich pomocy zaczęłam stopniowo rozumieć to, czego wcześniej nie pojmowałam. Po jakimś czasie zauważyłam, że robię postępy w obowiązku i czułam wolność i ulgę. Odkryłam także poczucie bezpieczeństwa i spokoju płynące ze szczerości. Z głębi serca stwierdzam, że to fantastyczne uczucie.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Jak głosiłem ewangelię ojcu

Autorstwa Mikha, Indie Zacząłem wierzyć jako dziecko i obiecałem służyć Panu całe życie. Trzy lata spędziłem w seminarium duchownym, gdzie...

Połącz się z nami w Messengerze