Nie żyję już dla pieniędzy

26 lipca 2024

Autorstwa Weixiao, Chiny

Gdy byłam młoda, moja rodzina cierpiała biedę. Nasi krewni i sąsiedzi patrzyli na nas z góry, a dzieci sąsiadów nie bawiły się ze mną. Pamiętam, jak pewnego razu rozradowana poszłam do córki sąsiadów, żeby się z nią pobawić, ale gdy byłam już prawie u wejścia do ich domu, ona nagle zamknęła mi drzwi przed nosem. Ta scena jest jak niezatarte piętno w moich wspomnieniach z dzieciństwa. Bardzo poważnie nadszarpnęła moją samoocenę. Gdy zaczęłam chodzić do szkoły, nauczyciele i inne dzieci też patrzyły na mnie z góry. Widząc, że dzieci z innych rodzin mają ładne tornistry, piórniki i ubrania, i wiedząc, że ja takich nie mam, co dzień myślałam o tym, jak wspaniale by było, gdyby moja rodzina miała tyle pieniędzy co inne rodziny. Wtedy ludzie nie patrzyliby na mnie z góry. Gdy miałam dziesięć lat, moja rodzina strasznie się zadłużyła z powodu wypadku drogowego i mój ojciec zwrócił się do krewnych z prośbą o pożyczkę. Byliśmy biedni, więc krewni bali się pożyczyć nam pieniądze. Ojciec tak bardzo sposępniał, że często wzdychał z rozpaczy i mówił mi: „Nasi krewni i sąsiedzi patrzą na nas z góry, bo nie mamy pieniędzy. Gdy już dorośniesz, musisz przynieść zaszczyt naszemu nazwisku; ludzie będą cię poważać tylko wtedy, gdy będziesz dużo zarabiać”. Słowa ojca zapadły mi głęboko w pamięć wraz ze wspomnieniami dręczenia, jakiego doznawałam w dzieciństwie ze strony innych, i postanowiłam, że gdy dorosnę, będę zarabiać w bród pieniędzy, będę żyć na bogato, pozbędę się raz na zawsze łatki „biedaka” i sprawię, że zauważą mnie wszyscy ci, którzy kiedyś patrzyli na mnie z góry.

W roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym ojciec zaczął pracować jako pośrednik w transporcie towarowym. Minęło kilka lat i nasz rodzinny interes prosperował coraz lepiej. Spłaciliśmy długi, kupiliśmy samochód dostawczy, mieliśmy telefony i urządzenia mobilne. Gdy tylko nasza rodzina się wzbogaciła, krewni i sąsiedzi, którzy wcześniej patrzyli na nas z góry, zaczęli nas odwiedzać. Wszędzie ludzie mieli o nas wysokie mniemanie. Mogłam w końcu chodzić z podniesioną głową. To mnie jeszcze bardziej utwierdziło w przekonaniu, że żyjąc na tym świecie, człowiek musi dużo zarabiać. Tylko jeśli masz pieniądze, inni będą cię szanować. Obserwując swoje otoczenie, z czasem nauczyłam się prowadzić interesy. W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku, gdy już miałam całą energię zainwestować w biznes, w moim życiu pojawiło się zbawienie Boże w dniach ostatecznych. Na początku z wielkim entuzjazmem wierzyłam w Boga. Widziałam, że wielu ludzi wciąż nie przyszło do Boga, więc dołączyłam do ludzi głoszących ewangelię. Potem często chodziłam głosić ewangelię, a to odciągało mnie od rodzinnej firmy. Rodzina zaczęła mnie ganić, mówiąc: „Dlaczego wierzysz w Boga w tak młodym wieku? Jeśli dalej będziesz się w to tak angażować, nie dostaniesz od nas żadnych pieniędzy na wydatki”. Pomyślałam: „Jeśli nie będę mieć pieniędzy, czy nie będę musiała znów mierzyć się z dyskryminacją, jak wtedy, gdy byłam młoda?”. Ostatecznie nie pokonałam tej pokusy i porzuciłam swoje obowiązki, od czasu do czasu uczestniczyłam w zgromadzeniach i nic poza tym. Praca stawała się coraz bardziej angażująca i moje serce oddaliło się od Boga. Potem ojciec powierzył mi zarządzanie całą firmą. Robiłam karierę w wieku dwudziestu paru lat. Byłam w tamtym czasie bardzo szczęśliwa. Aby zarabiać więcej i stać się kobietą sukcesu, co dzień podejmowałam próby nawiązania kontaktu z różnymi dostawcami towarów. Telefon dzwonił w dzień i w nocy, nie nadążałam z odbieraniem połączeń. Gdy byłam spragniona, nie miałam czasu napić się wody, a gdy dostawałam chrypki, wcale nie chciałam odpocząć. Dzięki tej ciężkiej pracy udało mi się zebrać prawie sto tysięcy juanów. Choć przez te kilka lat cierpiałam bardziej niż przeciętny człowiek, miło było patrzeć, jak mój portfel coraz bardziej puchnie.

Potem zauważyłam, że większość klientów, którzy zjawiali się u mnie w interesach, jeździła samochodami i mieszkała w wieżowcach, a ja wynajmowałam stare dwupokojowe mieszkanie z oknami wychodzącymi na ulicę. Nie dorastałam do pięt tym bogaczom. Powiedziałam sobie: „Tak być nie może, muszę dalej ciężko pracować, żeby kupić samochód, zamieszkać w apartamentowcu i założyć własną firmę”. Aby spełnić to marzenie jak najszybciej, jeszcze bardziej poświęciłam się pracy. W tych latach rzadko kiedy dobrze się wysypiałam i często byłam w stanie zupełnego wyczerpania. Byłam jeszcze młoda, kiedy zaczęły dokuczać mi napięciowe bóle głowy. Gdy je miałam, czułam w głowie ukłucia, jak od igieł. Na dodatek często mnie mdliło i wymiotowałam z powodu promieniowania z komputera i telefonu. Aby ulżyć sobie w bólu, szczypałam się paznokciami w skórę głowy albo tłukłam głową o ścianę, ale wcale mi to nie pomagało. Gdy głowa bolała mnie tak bardzo, że nie mogłam już tego znieść, myślałam, żeby pójść do szpitala na badania, ale widziałam, jak banknoty o wartości stu juanów lądują w moim portfelu, i nie potrafiłam się do tego zmusić. Myślałam: „Nieważne, rzadko dziś zdarzają się okazje do dobrego zarobku. Muszę skorzystać z tej okazji i zarobić więcej, póki jestem młoda”. Po kilku latach mieliśmy samochód, dom i firmę działającą w branży logistyki kontenerowej. Ilekroć przyjeżdżałam swoim samochodem do innych firm na rozmowy biznesowe, szefowie patrzyli na mnie z aprobatą, chwalili mnie za robienie kariery w tak młodym wieku i mówili, że mam wielki talent. Wielu klientów często nazywało mnie „kierowniczką”, a znajomi doceniali to, że jestem kobietą sukcesu. Gdy na wakacje jechaliśmy całą rodziną do naszego domu na wsi, wielu sąsiadów przychodziło, żeby nas zobaczyć. Mówili, że rodzice mojego męża mają szczęście, bo trafiła im się taka zdolna synowa. Słysząc te słowa pochwały, byłam z siebie bardzo zadowolona. Przez te kilka lat codziennie myślałam o tym, jak zarobić więcej, i coraz bardziej obojętniała mi wiara w Boga. Czasem, gdy nie zjawiłam się na zgromadzeniu, siostry przychodziły do mnie. Ale mój ówczesny stan umysłu nie pozwalał mi wysłuchać tego, co miały do powiedzenia. Czasami, choć brałam udział w zgromadzeniu, cały czas myślałam o sprawach biznesowych. Choć każdego dnia dwoiłam się i troiłam, interesy nie szły tak dobrze, jak się spodziewałam. Wypadki drogowe zdarzały się bardzo często i wielu klientów zalegało z płatnościami za przewóz towarów. W ciągu tych kilku lat straciliśmy kilkaset tysięcy juanów. Aby odrobić te straty, poświęcałam pracy jeszcze więcej czasu i energii. Wskutek skrajnego przepracowania moje ciało było poważnie nadwyrężone, a bóle głowy nasilały się coraz bardziej. Każdego dnia czułam, że lepiej by mi było, gdybym była martwa. Od momentu, gdy zaczęliśmy dobrze zarabiać, mój mąż codziennie wychodził w poszukiwaniu przyjemności i nie wracał na noc. Wdał się w hazard i przepuścił sporo pieniędzy. Kłóciliśmy się o to każdego dnia i moje oczy często było zaczerwienione od łez. Czułam, że takie życie jest zbyt bolesne. Byłam bezradna i zdezorientowana. Spełniłam swoje marzenie. Miałam samochód, dom i firmę. Dlaczego wcale nie czułam się szczęśliwa? Co takiego się działo? Gdy cierpiałam i czułam się bezradna, pomyślałam o książce ze słowami Bożymi, którą trzymałam w biurze. Otworzyłam rozdział zatytułowany „Westchnienie Wszechmogącego” i zaczęłam czytać. W biurze było bardzo cicho, czytałam od samego początku. Gdy doszłam do końca, słowa Boże poruszyły moje serce. Bóg mówi: „Ludzkość, porzuciwszy dobrodziejstwo życia otrzymane od Wszechmogącego, nie ma świadomości celu egzystencji, niemniej jednak boi się śmierci. Mimo że ludzie pozbawieni są pomocy bądź wsparcia, wciąż nie chcą zamknąć oczu i pragną przedłużenia nędznej egzystencji na tym świecie, a są jak cielesne powłoki, bez poczucia własnej duszy. Żyjesz w ten sposób, pozbawiony nadziei, podobnie jak inni, pozbawieni celu. Jedynie Święty z legendy zbawi ludzi, którzy, biadoląc pośród swoich cierpień, rozpaczliwie pragną Jego przybycia. Jak dotąd taka wiara nie ziściła się wśród tych, którym brak świadomości. Niemniej jednak, ludzie wciąż tak bardzo tego pragną. Wszechmogący ma miłosierdzie dla tych ludzi, którzy wiele wycierpieli; jednocześnie czuje niechęć tych ludzi, którym brakuje świadomości, ponieważ zbyt długo musiał czekać na odpowiedź ludzkości. Pragnie On poszukiwać, poszukiwać twojego serca i twojego ducha, aby przynieść ci wodę i pożywienie oraz aby cię obudzić, byś już więcej nie odczuwał pragnienia ani głodu. Kiedy jesteś zmęczony i kiedy w pewnym stopniu zaczynasz odczuwać przygnębiające osamotnienie tego świata, nie czuj się zagubiony, nie płacz. Bóg Wszechmogący, Stróż, przyjmie cię w każdym momencie. Czuwa przy tobie, czekając, aż do Niego wrócisz. Czeka na dzień, w którym nagle odzyskasz pamięć – kiedy zdasz sobie sprawę, że pochodzisz od Boga, że nie wiadomo kiedy zagubiłeś się, nie wiadomo kiedy straciłeś przytomność na drodze i nie wiadomo kiedy zyskałeś »ojca«; co więcej, kiedy zdasz sobie sprawę, że Wszechmogący cały czas czuwał, czekając na twój powrót przez bardzo, bardzo długi czas. Czuwał z rozpaczliwą tęsknotą, na próżno czekając na odpowiedź. Jego czuwanie i czekanie są bezcenne i mają miejsce przez wzgląd na ludzkie serce i ludzkiego ducha. Być może owo czuwanie i czekanie są nieskończone, a być może właśnie dobiegają końca. Ale powinieneś dokładnie wiedzieć, gdzie jest teraz twoje serce i gdzie jest twój duch(Westchnienie Wszechmogącego, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Gdy przeczytałam słowa „na próżno czekając na odpowiedź”, moje serce, dotąd głęboko uśpione, nagle się przebudziło. Zaczęłam się zastanawiać: „Kto potrafi na próżno czekać na odpowiedź? Tylko Bóg! Tylko Bóg zawsze w milczeniu stoi tak u boku ludzi”. Słowa Boże pocieszyły moją zranioną duszę i nie byłam w stanie powstrzymać łez. W tamtej chwili czułam, że moje serce jest bardzo blisko Boga. Przez te wszystkie lata wiary w Boga nigdy na poważnie nie czytałam słów Bożych, w głowie pełno miałam myśli o tym, jak zarabiać więcej i jak zyskać poważanie u ludzi. Każdego dnia skazywałam moje wyczerpane ciało na mękę zarządzania firmą. Ostatecznie zyskałam pokaźne korzyści materialne i szacunek ludzi, ale musiałam mierzyć się z tym, że mąż raz po raz mnie zdradza, a także z chorobami. Nie zaznałam ani grama szczęścia. Czułam jedynie pustkę, ból i bezradność. Całe to cierpienie wynikało z tego, że trzymałam się z dala, a wręcz uciekałam od Bożej opieki i ochrony. Dziesięć lat temu usłyszałam głos Boga, ale nie doceniłam Jego zbawczej łaski, nie jadłam i nie piłam Jego słów tak, jak należało, ani nie podjęłam się wypełniania obowiązków. Byłam taka zbuntowana, a mimo to Bóg mnie nie porzucił, zawsze był przy mnie, czekając, aż zmienię swoje nastawienie. Gdy byłam skołowana i bezradna, słowa Boże od razu pocieszyły moją zranioną duszę. Gdy nie chodziłam regularnie na zgromadzenia i trzymałam się z dala od Boga, On sprawiał, że siostry pomagały mi raz za razem, ale ja byłam niewdzięczna i się opierałam. Po wielokroć odrzucałam Boże zbawienie; naprawdę nie miałam sumienia ani rozumu. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej żałowałam i ganiłam samą siebie. Ze łzami modliłam się do Boga: „Boże, myliłam się. Nienawidzę tego, że wcześniej nie czytałam Twoich słów uważnie i całe serce wkładałam w zarabianie pieniędzy. Myślałam, że jeśli będę mieć pieniądze, to będę mieć wszystko. Ale gdy już zdobyłam pieniądze i korzyści materialne, czułam tylko pustkę, ból i bezradność. Boże, ścieżka, którą wybrałam, była niewłaściwa. Od teraz chcę dążyć do prawdy i na nowo wkroczyć na ścieżkę wiary w Boga”. Po modlitwie poczułam ogromny spokój. Byłam jak samotna łódź na morzu, która znalazła przystań, gdzie może zarzucić kotwicę, jak syn marnotrawny, który powrócił w ramiona matki po wieloletniej włóczędze. Czułam się tak bezpiecznie jak nigdy wcześniej. Potem, ilekroć miało odbyć się zgromadzenie, zawsze planowałam swoje zajęcia z wyprzedzeniem. Stopniowo zyskiwałam spokój podczas udziału w zgromadzeniach, znajdowałam czas na czytanie słów Bożych i wypełnianie obowiązków w kościele. Jednak czasem, gdy sprawy biznesowe wchodziły w drogę obowiązkom, na przekór sobie odkładałam obowiązki na bok. Z tego powodu straszliwie się zadręczałam. Czasami myślałam: „Kiedy będę potrafiła w spokoju wypełniać obowiązki bez oglądania się na firmę?”. Widząc, że wielu braci i wiele sióstr jest w stanie porzucić rodzinę i zrezygnować z kariery, aby głosić ewangelię, byłam do głębi poruszona. Pomyślałam, że wszyscy jesteśmy ludźmi, więc skoro bracia i siostry potrafią wyrzec się swoich spraw i ponosić koszty dla Boga, to czemu ja nie potrafię? Miałam wielką nadzieję, że i ja któregoś dnia będę w stanie całym sercem poświęcić się obowiązkom; jakie to byłoby wspaniałe! Powtarzałam tę myśl raz po raz w moich modlitwach, licząc na to, że Bóg da mi większą wiarę i sprawi, że nadejdzie dzień, kiedy będę w stanie porzucić firmę i z całego serca ponosić koszty dla Niego.

Latem dwa tysiące jedenastego roku moje bóle głowy nasilały się coraz bardziej. Nie mogłam już tego znieść, więc poszłam do szpitala miejskiego na badania. Lekarz powiedział mi: „Te bóle głowy mogą się wiązać z pani pracą. Jeśli chce pani poprawić swój stan zdrowia, najlepiej pani zrobi, rezygnując z tej pracy. W przeciwnym razie będzie się pani tylko pogarszać”. Gdy to usłyszałam, dotarło do mnie, że to Bóg wskazuje mi drogę wyjścia. Chciałam wykorzystać tę okazję, żeby powiedzieć rodzinie, że nie mogę już dalej prowadzić firmy, ale nie byłam w stanie się na to zdecydować, bo poświęciłam dziesięć lat, żeby ciężkim wysiłkiem osiągnąć sukces, a ponadto interesy kwitły tego roku i zdarzało nam się zarobić pięć lub sześć tysięcy juanów dziennie. Gdybym zrezygnowała, to klienci, z którymi pracowałam przez te wszystkie lata, zostaliby przejęci przez konkurencję z branży. Koniec końców nie byłam w stanie oprzeć się pokusie pieniędzy i znosiłam torturę choroby, pracując jeszcze przez kilka miesięcy. Choć dużo zarobiłam, wcale nie byłam szczęśliwa, myślałam o tym, jak było wcześniej, gdy modliłam się do Boga i chciałam zrezygnować z firmy oraz ponosić dla Niego koszty. Tymczasem wciąż przykuta byłam do pieniędzy, nie wyrzekłam się ich. Miałam wielkie poczucie winy. Znów pomodliłam się do Boga, prosząc Go, by pomógł mi porzucić firmę i ponosić koszty dla Niego. Pewnego dnia trafiłam na te słowa Boże: „Gdybym miał teraz położyć przed wami trochę pieniędzy i dał wam wolność wyboru – i gdybym nie potępił was za wasz wybór – wtedy większość z was wybrałaby pieniądze i porzuciła prawdę. Ci lepsi z was odrzuciliby pieniądze i niechętnie wybrali prawdę, podczas gdy ci pośrodku wzięliby pieniądze do jednej ręki, a prawdę do drugiej. Czy w ten sposób wasza prawdziwa natura nie stałaby się widoczna jak na dłoni? Wybierając pomiędzy prawdą i czymkolwiek innym, wobec czego jesteście lojalni, wszyscy dokonalibyście tego wyboru, a wasza postawa pozostałaby niezmieniona. Czyż tak nie jest? Czyż pośród was nie ma wielu, którzy wahali się pomiędzy tym, co dobre, a tym, co złe? W starciach pomiędzy pozytywnym i negatywnym, czarnym i białym, na pewno jesteście świadomi, jakich wyborów dokonaliście pomiędzy rodziną i Bogiem, dziećmi i Bogiem, pokojem i chaosem, bogactwem i ubóstwem, wysoką pozycją i przeciętnością, poczuciem przynależności i wykluczeniem itd. Wybierając pomiędzy szczęśliwą rodziną i rozbitą rodziną, z pewnością bez wahania wybraliście tę pierwszą; wybierając pomiędzy bogactwem i obowiązkiem, ponownie bez mrugnięcia okiem wybraliście to pierwsze, i brak wam nawet chęci, by powrócić do brzegua; wybierając pomiędzy luksusem i niedostatkiem, wybraliście luksus; wybierając pomiędzy waszymi synami, córkami, żonami, mężami a Mną, wybraliście tych pierwszych; a wybierając pomiędzy pojęciem i prawdą, ponownie wybraliście to pierwsze. W obliczu wszelakich waszych nagannych uczynków, zwyczajnie utraciłem wiarę, którą w was pokładałem. Po prostu zdumiewa Mnie, że wasze serca są tak oporne na to, by je zmiękczyć. Wygląda na to, że lata oddania i usilnych starań przyniosły Mi tylko wasze porzucenie i waszą rozpacz, lecz Moja nadzieja co do was rośnie z każdym mijającym dniem, ponieważ Mój dzień już dawno został w całości objawiony każdemu. Jednak wy upieracie się przy szukaniu rzeczy mrocznych i złych i nie chcecie wypuścić ich z ręki. A skoro tak, to jaki będzie wasz wynik? Czy kiedykolwiek starannie się nad tym zastanowiliście? Gdyby poproszono was, żebyście wybrali jeszcze raz, jakie byłoby wasze stanowisko? Czy ponownie wybralibyście »to pierwsze«? Czy wciąż przynosilibyście Mi rozczarowanie i godny pożałowania smutek? Czy wasze serca wciąż posiadałyby tylko odrobinę ciepła? Czy wciąż nie wiedzielibyście, co zrobić, by pocieszyć Moje serce? Co byście wybrali w tej chwili? Czy podporządkujecie się Mym słowom, czy raczej poczujecie do nich niechęć?(Wobec kogo jesteś lojalny? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). W obliczu pytań Boga oddałam się refleksji. Myślałam o tym, jak wiele razy modliłam się do Boga, mówiąc, że chcę porzucić firmę i już zawsze ponosić koszty dla Niego. Ale kiedy patrzyłam na mój dzienny utarg w wysokości kilku tysięcy juanów zmieniałam zdanie. Czy nie oszukiwałam Boga? Myślałam o tym, że choć wierzyłam w Boga przez te wszystkie lata, większość czasu i energii poświęcałam na robienie interesów. W głowie pełno miałam myśli o tym, jak zarabiać więcej, i nigdy nie cieszyłam się obowiązkami, które powinnam wypełniać. Ilekroć pojawiał się konflikt między moimi obowiązkami a interesami firmy, zawsze na pierwszym miejscu stawiałam interesy, obowiązki odsuwając na dalszy plan i nie traktując ich poważnie. Przez te kilka lat stałam się totalnym niewolnikiem pieniądza, aby wyróżnić się wśród rówieśników. Każdego dnia zmagałam się z pustką i cierpieniem, pogrążając się coraz bardziej. Choć raz po raz buntowałam się przeciwko Bogu, On nigdy nie zrezygnował z tego, żeby mnie zbawić. Gdy nie mogłam uczestniczyć w zgromadzeniach, bo zajęta byłam firmą, Bóg posłał siostry, by mnie wspierały i mi pomagały. Gdy stałam w obliczu zdrad męża, wyzwań biznesowych i dolegliwości zdrowotnych, gdy cierpiałam z powodu bólu i bezradności, Bóg posłużył się swoimi słowami, by mnie prowadzić, i rozbudził we mnie tęsknotę za światłem i wolę, by należycie dążyć do prawdy. Gdy nie chciałam zrezygnować z firmy, Bóg posłużył się słowami lekarza, żeby mi udzielić rady. Zawsze się niepokoił i martwił o moje życie, tak bardzo się dla mnie wysilał, a ja wciąż tylko myślałam o tym, jak zarobić więcej pieniędzy, i w ogóle nie przejmowałam się swoimi obowiązkami. Naprawdę byłam taka samolubna! Bóg wciąż dawał mi szansę na to, bym czyniła swoją powinność, i musiałam tę szansę docenić. Musiałam się poświęcić, aby głosić ewangelię królestwa i czynić powinność istoty stworzonej. Gdy się już zdecydowałam, doszło do nieoczekiwanych zdarzeń, dzięki którym dostrzegłam w pewnym stopniu, jaką krzywdę i jakie konsekwencje przynosi pogoń za bogactwem.

Pewnego dnia w zimie dwa tysiące jedenastego roku ktoś zatelefonował do mojego męża z pogróżkami. Powiedział, że kogoś obraziliśmy, i zażądał od mojego męża sto tysięcy juanów za gwarancję bezpieczeństwa. Zagroził, że jeśli nie dostanie pieniędzy, to mojemu mężowi obetną ręce i nogi. Gdy to usłyszałam, serce zaczęło walić mi ze strachu. Takie rzeczy widziałam dotąd tylko w telewizji, nigdy nie sądziłam, że będę je kiedyś oglądała w prawdziwym życiu. Czemu świat pogrążał się w takim chaosie? Jak to możliwe, że w ludzkich sercach było tyle zła? W tamtej chwili pomyślałam nagle, że jeśli będę dalej prowadzić swoją firmę, to skończy się to fatalną katastrofą. Myślałam o tym, że od momentu, gdy się wzbogaciliśmy, nie miałam ani dnia spokoju, a teraz, gdy zdarzyło się to niespodziewane nieszczęście, pieniądze nie dawały radości ani szczęścia. Potem usłyszałam o kilku kierowcach, którzy dostarczali towary do naszego domu – ponieśli śmierć w wypadkach drogowych. Gdy się o tym dowiedziałam, nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Najmłodsi z nich mieli dopiero dwadzieścia kilka lat, a starsi niewiele ponad czterdzieści. Najgłębiej zapadła mi w pamięć pewna para, mąż i żona, którzy nie zatrudnili kierowcy, bo chcieli więcej zarobić, pracowali we dnie i w nocy. Przyczyną wypadku drogowego było ich przemęczenie, oboje zmarli. Choć udało im się trochę zarobić, to przy okazji stracili życie. Jaki mieli pożytek z tych pieniędzy? Pomyślałam o słowach Pana Jezusa: „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na swojej duszy poniósł szkodę? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?(Mt 16:26). W ciągu tych latach, kiedy całe serce wkładałam we wspinanie się po drabinie społecznej, każdego dnia i każdej nocy pracowałam jak automat. Choć zarabiałam pieniądze, choć chwalono mnie i darzono poważaniem, nie czerpałam z tego żadnej radości, a zamiast tego czułam coraz większą pustkę i cierpiałam. To zarabianie pieniędzy doprowadziło do moich chorób, a gdy głowa bolała mnie tak bardzo, że chciałam tłuc nią o ścianę, i tak nie wzbudziło to we mnie chęci, żeby dać sobie spokój z pieniędzmi. Zrozumiałam, że pieniądze stały się moimi kajdanami. Pieniądze są jak nóż mordujący ludzi z zimną krwią. Gdybym dalej starała się zarabiać pieniądze ze wszystkich swoich sił, jak dotychczas, może pewnego dnia pieniądze zadręczyłyby mnie na śmierć, tak samo jak tych ludzi. Ten dzień sprawił, że bezwzględnie nie chciałam już poświęcać życia dla pieniędzy. Dotarło do mnie, że wielu ludzi wciąż nie przejrzało na oczy w tej kwestii, że wciąż zapadają się w ruchomych piaskach pieniędzy. Nie widzieli kierunku w swoim życiu i nie wiedzieli, jak żyć tak, by życie miało sens. Chciałam głosić Bożą ewangelię w dniach ostatecznych większej liczbie ludzi, by pomóc im szybciej usłyszeć głos Boga i zrozumieć prawdę, by nie cierpieli już z powodu zepsucia i krzywdy ze strony szatana. Powiedziałam mojej rodzinie, że bóle głowy bardzo się u mnie nasiliły i że nie będę już uczestniczyć w prowadzeniu firmy. Rodzina zgodziła się i pozwoliła mi wracać do zdrowia. Byłam bardzo szczęśliwa. Z głębi serca dziękowałam Bogu, że otworzył dla mnie drogę wyjścia.

W dwa tysiące dwunastym roku, po Święcie Wiosny, przekazałam całą firmę i wszystkie interesy pod zarząd męża. Mogłam teraz czytać słowa Boże i wykonywać obowiązki w spokoju. Czułam się wyjątkowo spokojna w głębi duszy. Mój stan psychiczny też się stopniowo poprawiał. Jeszcze cudowniejsze było to, że bóle głowy ustąpiły bez żadnego leczenia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Moje serce było bardzo poruszone, byłam głęboko świadoma tego, że to Bóg mnie uzdrawia i uwalnia od tortury mojej choroby i wyniszczenia duchowego. Postanowiłam należycie wypełniać swoje obowiązki i odwdzięczyć się Bogu za Jego zbawczą łaskę. Gdy mąż zobaczył, że nie męczą mnie już bóle głowy, nalegał, żebym wróciła do prowadzenia firmy, ale jasno i wyraźnie mu powiedziałam, że nie chcę już się zajmować interesami. Widząc, że go nie posłucham, zagroził mi rozwodem i powiedział, że jeśli będę dalej wierzyć w Boga, to nie będzie mi dawał pieniędzy na wydatki. Widząc, jaki mój mąż jest bezduszny, wpadłam w taką złość, że całe moje ciało zaczęło się trząść. Przed oczy wróciły mi sceny z ludźmi, którzy traktowali mnie z góry, kiedy byłam dzieckiem. Naprawdę nie chciałam już takiego życia. Czułam się słaba. Gdybym nie wierzyła w Boga, mogłabym wrócić do cieszenia się obfitością materialną i szacunkiem ludzi. Gdybym zdecydowała się wypełniać obowiązki przez cały czas, straciłabym wszystko, co miałam. Moje serce targane było wielkim bólem i udręką, łzy spływały bez przerwy po mojej twarzy. Na jednej szali były moje obowiązki, a na drugiej kariera, którą robiłam od lat. Nie wiedziałam, jak ten dylemat rozwiązać. Z płaczem modliłam się do Boga: „Boże! Jestem teraz bardzo słaba i nie wiem, jaką decyzję powinnam podjąć. Jeśli wytrwam w wypełnianiu obowiązków, stracę karierę i rodzinę. Jeśli wybiorę rodzinę i karierę, porzucając wiarę w Boga i wypełnianie obowiązków, będę kimś, kto nie ma sumienia ani rozumu. Boże, nie chcę Cię opuszczać. Gdybyś nie prowadził mnie krok po kroku aż do dziś, nie szłabym w życiu właściwą ścieżką. W przeszłości nie dążyłam do prawdy i nie ponosiłam kosztów dla Ciebie. Dziś nie mogę już dalej być niegodna Twojej troskliwości. Chcę należycie dążyć do prawdy i w dalszym ciągu podążać za Tobą. Boże! Proszę, daj mi wiarę i siłę, abym podjęła właściwą decyzję”. Po modlitwie przeczytałam fragment słów Bożych: „Musisz cierpieć trudy dla prawdy, musisz się oddać prawdzie, musisz znosić upokorzenie dla prawdy, a żeby posiąść więcej prawdy, musisz doświadczyć więcej cierpienia. To właśnie powinieneś czynić. Nie wolno ci rezygnować z prawdy na rzecz spokojnego życia rodzinnego i nie wolno ci utracić życiowej godności i rzetelności dla chwilowej przyjemności. Powinieneś dążyć do wszystkiego, co jest piękne i dobre, i powinieneś iść w życiu ścieżką, która ma większe znaczenie. Jeśli prowadzisz tak prostackie życie i nie dążysz do żadnych celów, czyż nie marnujesz życia? Cóż możesz zyskać z takiego życia? Powinieneś zaniechać wszelkich cielesnych przyjemności dla jednej prawdy i nie powinieneś rezygnować ze wszystkich prawd dla chwilowej przyjemności. Tacy ludzie nie posiadają prawości ani godności; ich egzystencja nie ma żadnego znaczenia!(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Czytając słowa Boga, czułam się tak, jak gdyby On zwracał się wprost do mnie: „W przyszłości powinnaś we właściwy sposób dążyć do prawdy. Nie prowadź już takiego wulgarnego życia jak kiedyś”. Kiedyś nie dążyłam do prawdy i nie poświęcałam dość czasu na czytanie słów Bożych. Czas i wysiłki wkładałam w prowadzenie firmy, marnując tak dużo czasu. Musiałam od teraz docenić ten czas, jaki miałam przed sobą, i bez względu na sprzeciw mojej rodziny nie mogłam zrezygnować z tej wspaniałej okazji, aby dążyć do prawdy. Powiedziałam mężowi: „Przez te kilka lat padałam ofiarą chorób, usiłując zarabiać pieniądze. Gdybym nie wierzyła w Boga, już dawno bym umarła. Jako osoba wierząca w Boga, kroczę jasną i właściwą ścieżką życiową. Teraz, gdy już obrałam tę ścieżkę, muszą nią podążać do końca. Ty nie wierzysz w Boga, ale nie możesz ograniczać mojej wolności”. Widząc, że mnie nie powstrzyma, mąż przestał mnie dręczyć w tej kwestii. Po podjęciu tej decyzji moje serce czuło się wyzwolone. Zaczęłam wypełniać obowiązki na stałe.

Później, widząc znajomych w ich samochodach, czułam wciąż, że coś straciłam: kiedy w przeszłości prowadziłam firmę i jeździłam samochodem, ludzie mieli o mnie wysokie mniemanie, gdziekolwiek się zjawiałam. Teraz jeździłam na rowerze elektrycznym. Gdy moi dawni znajomi i klienci mnie widzieli, nie witali się ze mną i prawie wszyscy traktowali mnie chłodno. Utraciłam aureolę, którą kiedyś miałam, i moja rodzina mnie łajała: „Przez ponad dziesięć lat harowałaś na tę firmę, a potem dobrowolnie przekazałaś ją innym. Jeśli rezygnujesz z biznesu, zobaczymy, kto będzie dawał ci pieniądze na wydatki. Nie mam pojęcia, co ty sobie myślałaś. Jesteś naprawdę bardzo głupia!”. Te obraźliwe i ciężkie słowa bardzo mnie zaniepokoiły. W tych dniach cały czas czułam się nieswojo i byłam przygnębiona. Myślałam: „Gdybym dalej prowadziła interesy, mogłabym cieszyć się poważaniem. Ale teraz, bez mojej firmy, jak będę żyć, jeśli zabraknie mi pieniędzy?”. Nim się obejrzałam, znów dałam się uwikłać w pokusy szatana i wbrew sobie zaczęłam obmyślać plan rezerwowy. W głuchej ciszy nocy często przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Zaczęłam się zastanawiać: „Dlaczego ilekroć kuszą mnie pieniądze, sława i status, moje serce robi się niespokojne?”. Bardzo chciałam znaleźć odpowiedź na to pytanie. Potem natrafiłam na ten fragment słów Bożych: „»Pieniądz rządzi światem« to filozofia szatana. Dominuje ona wśród całej ludzkości, w każdym ludzkim społeczeństwie; można by powiedzieć, że jest to trend. Jest tak dlatego, że została ona mocno wpojona w serca wszystkich bez wyjątku ludzi, którzy na samym początku nie akceptowali tego powiedzenia, ale później dali na nie swoje ciche przyzwolenie, gdy zetknęli się z realiami życia i zaczęli czuć, że słowa te są rzeczywiście prawdziwe. Czyż nie jest to proces deprawowania człowieka przez szatana? (…) Szatan wykorzystuje pieniądze, by kusić ludzi i deprawować ich, wpajając im cześć dla pieniędzy i uwielbienie przedmiotów materialnych. A jak owo czczenie pieniędzy objawia się w ludziach? Czy uważasz, że bez pieniędzy nie mógłbyś przeżyć w tym świecie, że przeżycie bez nich choćby dnia byłoby niemożliwe? Status ludzi zależy od tego, ile mają pieniędzy, tak samo, jak szacunek, który budzą. Plecy biednych ludzi uginają się ze wstydu, podczas gdy bogaci cieszą się wysokim statusem. Stoją dumni i wyprostowani, mówiąc głośno i żyjąc arogancko. Co owo powiedzenie i ów trend przynoszą ludziom? Czyż nie jest prawdą, że wiele osób poświęciłoby wszystko dla pieniędzy? Czyż wiele osób nie rezygnuje ze swojej godności i uczciwości w pogoni za większymi pieniędzmi? Czyż wiele osób w imię pieniędzy nie traci możliwości wykonywania swoich obowiązków i podążania za Bogiem? Czyż utrata szansy zyskania prawdy i bycia zbawionym nie jest dla ludzi największą stratą? Czyż szatan nie jest niegodziwcem, że używa tej metody i tego powiedzenia, aby do tego stopnia deprawować człowieka? Czyż nie jest to nikczemny podstęp? W miarę jak przechodzisz od sprzeciwiania się temu popularnemu powiedzeniu do ostatecznego zaakceptowania go jako prawdy, twoje serce całkowicie wpada w objęcia szatana, a zatem nieświadomie zaczynasz żyć zgodnie z tym powiedzeniem(Sam Bóg, Jedyny V, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Dzięki temu, co ujawniały słowa Boże, odkryłam główną przyczynę tego, że nie potrafię wyzwolić się z kajdan pieniędzy i sławy. Pomyślałam o tym, co wpajał mi ojciec, kiedy byłam młoda: „Nasza rodzina jest biedna, więc gdy dorośniesz, musisz dużo zarabiać i przynieść zaszczyt swojemu nazwisku. Ludzie będą nas poważać tylko wtedy, gdy będziemy mieli pieniądze”. Słowa mojego ojca odcisnęły mi się w pamięci. Pomyślałam, że w ciągu tych lat szatańskie trucizny takie jak „Pieniądz rządzi światem” oraz „Pieniądze to nie wszystko, lecz bez nich nic nie możesz zrobić” decydowały o tym, w jaki sposób żyłam. Uważałam, że tylko posiadając pieniądze, mogę chodzić z podniesioną głową i mieć poważanie wśród ludzi. Aby inni mieli o mnie wysokie mniemanie, pracowałam niestrudzenie w dzień i w nocy, jak robot produkujący pieniądze. Gdy byłam śpiąca lub zmęczona, ani myślałam odpoczywać, a gdy byłam chora, nie chciałam iść do lekarza. Z obawy przed przegapieniem okazji biznesowych całe serce wkładałam w zarabianie pieniędzy. Ilekroć moja firma i zgromadzenia kolidowały ze sobą, najpierw załatwiałam interesy firmy i dopiero potem szłam na zgromadzenie. Nigdy nie stawiałam dążenia do prawdy i wypełniania obowiązków na pierwszym miejscu, a kiedy zajmowały mnie sprawy firmy, po prostu nie szłam na zgromadzenie. Wpadłam w pułapkę pieniądza i nie umiałam się uwolnić, stawałam się coraz bardziej chciwa i zdegenerowana. Dzięki temu, co ujawniały słowa Boże, zrozumiałam w końcu, że szatan ze złowrogich pobudek używa tych trucizn, aby krzywdzić ludzi. Chce wykorzystać ich ambicje i pragnienie pieniędzy i sławy, aby ich krzywdzić i pochłonąć w całości. Gdyby Bóg nie zdemaskował złowrogiej pobudki szatana, naprawdę trudno by mi było przejrzeć podstępny szatański plan i dalej tkwiłabym w ruchomych piaskach pieniądza, oddając życie szatanowi. Doświadczywszy tego, zrozumiałam z pierwszej ręki, że bez względu na to, ile miałam pieniędzy, korzyści materialnych i szacunku u ludzi, moje serce i tak było puste i cierpiało. Moje życie nie miało ani trochę wartości czy sensu. Gdybym nadal nie potrafiła wyrzec się swoich interesów i uparcie trzymała się pieniędzy, to z pewnością zamęczyłyby mnie one w końcu na śmierć. Miałam w tym życiu to szczęście, że podążałam za Bogiem i usłyszałam słowa Stwórcy na własne uszy oraz wypełniałam swoją powinność jako istota stworzona. To w moim życiu miało największą wartość i największy sens. Nie mogłam odrzucić prawdy, żeby gonić za korzyściami materialnymi i szacunkiem. Wiara w Boga i oddawanie Mu czci były celem, do którego dążyłam. Był to czas wielkiej ekspansji ewangelii królestwa, a ja, jako istota stworzona, miałam wypełniać swoją powinność i wziąć na siebie odpowiedzialność, głosić ewangelię i dawać o niej świadectwo, aby więcej ludzi mogło dostąpić zbawienia przez Boga. Taka była wartość i taki był sens mojego życia. Gdy pojęłam wolę Boga, pieniądze nie miały już na mnie wpływu. Gdy odwiedzałam rodziców, już mnie nie łajali za to, że nie prowadzę firmy, a czasami dawali mi nawet jakieś pieniądze na utrzymanie. Wiedziałam, że źródłem tego wszystkiego były łaska i miłosierdzie Boga, i moje serce przepełniała wdzięczność dla Niego.

Pomyślałam, że gdyby nie przewodnictwo słów Bożych w tej mojej wędrówce, nie wyrwałabym się spod władzy szatańskiej trucizny głoszącej, że „Pieniądz rządzi światem”, a już na pewno nie zrezygnowałabym z firmy i nie wybrałabym wypełniania obowiązków. Zrozumiałam, że pieniądze, sława, status, samochody, domy i tak dalej to rzeczy materialne, ulotne jak obłoki na niebie. Jedynie dążąc do prawdy, żyjąc zgodnie ze słowami Bożymi i wypełniając powinność istoty stworzonej, można wieść życie, które ma najwięcej sensu i wartości. Jak mówią słowa Boże: „Gdy ludzie robią karierę w świecie, myślą tylko o tym, żeby podążać za światowymi trendami, prestiżem, zyskiem i zadowoleniem ciała. Co się z tym wiąże? Twoją energię, twój czas i twoją młodość pochłaniają te właśnie rzeczy. Czy są to rzeczy mające znaczenie? Co ostatecznie dzięki nim zyskasz? Nawet jeśli zdobędziesz prestiż i zysk, będzie to i tak puste. A co jeśli zmienisz swój sposób życia? Jeśli twój czas, twoją energię i twój umysł zajmują tylko prawda i zasady, jeśli myślisz jedynie o rzeczach pozytywnych, na przykład o tym jak dobrze wypełniać obowiązki i jak przychodzić przed oblicze Boga, oraz jeśli poświęcasz swój czas i swoją energię na te pozytywne rzeczy, to zyskasz coś całkiem innego. Zyskasz najbardziej substancjalne korzyści. Dowiesz się, jak żyć, jak się zachowywać i jak traktować każdy rodzaj ludzi, zdarzeń i rzeczy w swoim życiu. Gdy już będziesz to wiedzieć, to w dużym stopniu pozwoli ci to w naturalny sposób podporządkować się ustaleniom i zarządzeniom Boga. Gdy jesteś w stanie w naturalny sposób podporządkować się ustaleniom i zarządzeniom Boga, to bezwiednie staniesz się taką osobą, jaką Bóg akceptuje i miłuje. Pomyśl o tym, czyż nie jest to czymś dobrym? Być może jeszcze tego nie wiesz, ale żyjąc w ten sposób oraz przyjmując słowa Boga i prawdozasady, niepostrzeżenie zaczniesz żyć, postrzegać ludzi i sprawy, a także zachowywać się i działać zgodnie ze słowami Boga. Oznacza to, że nieświadomie podporządkujesz się słowom Boga i Jego wymaganiom i będziesz je spełniał. Wtedy będziesz już taką osobą, jaką Bóg akceptuje i miłuje oraz której ufa, choć nie będziesz zdawał sobie z tego sprawy. Czyż to nie wspaniałe? (Tak). Toteż jeśli poświęcasz czas i energię na dążenie do prawdy i należyte wypełnianie obowiązków, ostatecznie zyskasz coś najcenniejszego(Jak dążyć do prawdy (18), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Po przeczytaniu słów Bożych lepiej zrozumiałam wartość i znaczenie dążenia do prawdy. Choć nie byłam tak bogata jak kiedyś i moje ubrania nie były takie ładne i błyszczące, cieszyłam się życiem pochodzącym z rąk Boga. Nie można było tego kupić za żadną sumę pieniędzy. Myślałam o tym, jak przez lata raz po raz buntowałam się przeciw Bogu i raniłam Jego serce, jak wielokrotnie odrzucałam Jego zbawienie, aby gonić za pieniądzem. Nie doceniałam wspaniałej okazji do wypełniania obowiązków, ale Bóg stale był przy mnie i czekał, aż zawrócę z tej drogi; nie zrezygnował ze zbawienia mnie. Gdy porzuciłam firmę, Bóg nie zostawił mnie na lodzie i nie pozwolił, żebym głodowała, dalej troszczył się o mnie w każdy możliwy sposób. Zbawczej łaski Boga nie da się wycenić, a co dopiero odwzajemnić się za nią. Nigdy nie będę żałować tego, że postanowiłam podążać za Bogiem w tym życiu. Dzięki Bogu za Jego zbawienie. Pełnia chwały dla Boga!

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Właściwy wybór

Autorstwa Shunyi, Chiny Urodziłem się w odległej górskiej wiosce. Moja rodzina od pokoleń parała się rolnictwem. Gdy chodziłem do szkoły,...

Połącz się z nami w Messengerze