Konsekwencje wiary opartej na pojęciach i wyobrażeniach

30 sierpnia 2024

Autorstwa Qi Zhao, Chiny

W 2004 roku zostałam wybrana przez Boga, by przyjść do Jego domu. Podczas zgromadzeń z braćmi i siostrami czasem słyszałam, jak omawiali swoje doświadczenia. Mówili, że nie rezygnowali z obowiązków podczas choroby i cudownie zdrowieli. Czytałam też świadectwa braci i sióstr oparte na doświadczeniach. Jedna siostra chorowała na raka, ale nalegała na wykonywanie swoich obowiązków i choć ona sama nie była tego świadoma, Bóg wyleczył ją z nowotworu. Gdy poznałam te świadectwa, pomyślałam sobie: „Gdy bracia i siostry doświadczyli prób podczas choroby, polegali na wierze, aby ich doświadczyć. Wytrwali przy świadectwie, a ich stan zdrowia się poprawił. W przyszłości muszę się od nich uczyć. Nieważne, jaka choroba czy katastrofa się wydarzy, muszę trzymać się obowiązków i trwać przy świadectwie. Dzięki temu też będę uczestniczyć w Bożych błogosławieństwach, podobnie jak oni”.

Latem 2011 roku, pewnego dnia w południe, mój siedmioletni syn bawił się w salonie, jeżdżąc na rolkach. Przypadkiem strącił telewizor, który na niego spadł. Zaczął mocno krwawić na całym ciele, nawet z nosa. Byłam w szoku, a serce podeszło mi do gardła. Natychmiast zaczęłam modlić się do Boga: „Boże, nieważne, co się stanie z moim dzieckiem, czy umrze, czy przeżyje, spraw, aby moje serce się nie skarżyło”. Po badaniach w szpitalu lekarz kazał obserwować syna w domu. Powiedział, że jeśli nie pojawi się gorączka, wszystko będzie w porządku. Potem mój syn wyzdrowiał. Już po wszystkim rozmyślałam o tym zdarzeniu. Nie skarżyłam się podczas kryzysu i mój syn szybko wyzdrowiał. Nabrałam jeszcze głębszego przekonania, że brak skarg podczas nieszczęść i trwanie przy świadectwie pozwolą mi doświadczyć Bożej ochrony i błogosławieństw. Od tego czasu ponosiłam koszty na rzecz Boga z jeszcze większym zapałem. Bez względu na to, jakie obowiązki powierzał mi kościół, i bez względu na cierpienia i koszty we wszystkim okazywałam posłuszeństwo. Czułam, że kocham Boga i że w przyszłości On mi na pewno będzie błogosławił.

W maju 2016 roku wykonywałam obowiązki poza domem. Pewnego dnia otrzymałam list, w którym napisano, że mój syn ma białaczkę. Był poważnie chory i został przyjęty do szpitala. Po przeczytaniu listu poczułam w głowie pustkę. Poszłam do swojego pokoju i zaczęłam się modlić. Uklękłam na łóżku, nie mogąc opanować łez, i powiedziałam: „Boże, mój syn ma zaledwie dwanaście lat. Naprawdę go zabierzesz?”. Potem nie mogłam już nic powiedzieć. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i zatroszczyć się o syna, pocieszyć go i dodać mu odwagi. Myślałam jednak o antychrystach zaburzających życie kościoła, utrudniających różne działania i wyrządzających krzywdę życiu braci i sióstr. W tym krytycznym momencie Bóg obserwował, co wybiorę: czy wesprę pracę kościoła, czy też zrezygnuję z obowiązków, aby zaopiekować się synem. Myślałam o Hiobie wystawianym na ciężkie próby, całym w ranach. Nie skarżył się na Boga, lecz trwał przy świadectwie. A na koniec Bóg mu się ukazał i nie tylko go uleczył, lecz także hojnie mu pobłogosławił. Gdy pomyślałam, że choroba mego syna jest w rękach Boga, postanowiłam zadowolić Go i dalej wykonywać obowiązki, udaremniając knowania szatana. Wierzyłam, że jeśli będę trwać przy świadectwie, Bóg pobłogosławi mojemu synowi, który wyzdrowieje. Myślałam o tym, jak Abraham podporządkował się Bogu i gotowy był poświęcić swojego jedynego syna, Izaaka. Bóg nie odebrał mu syna, lecz jeszcze hojniej mu pobłogosławił. Czułam, że Bóg wystawia mnie na próbę poprzez moje dziecko. Wierzyłam, że jeśli oddam syna w ręce Boga i będę trwać przy świadectwie, Bóg mu pobłogosławi i go uzdrowi. Później już nie rozmyślałam nad chorobą syna i oddałam się swoim obowiązkom.

Gdy wróciłam do domu, mąż powiedział mi, że nasz syn nie ma białaczki – był to nadmiar białych krwinek i słaba odporność, które mogłyby zmienić się w białaczkę bez pilnego leczenia. Udaliśmy się do kilku znanych szpitali, ale mimo licznych konsultacji eksperci nie potrafili postawić diagnozy. Musieliśmy wrócić do domu i postawić na leczenie zachowawcze. Wydaliśmy ponad dwa tysiące juanów na chińskie lekarstwa, ale nie było widać poprawy. Pomyślałam: „Z Bogiem nie ma trudnych przypadków. Jeśli tylko ludzie szczerze polegają na Bogu i się Mu podporządkowują, czy ich uzdrowienie nie jest dla Boga czymś łatwym?”. Potem często rozmawiałam z dzieckiem, mówiąc: „W chorobie nie możemy narzekać i musimy poddać się rozporządzeniom i planom Boga. Jeśli będziemy trwać przy świadectwie, Bóg sprawi, że wyzdrowiejesz”. W międzyczasie pytałam wszędzie o ludowe lekarstwa na chorobę syna. Jednak po upływie miesiąca jego stan nie tylko się nie poprawił, ale jeszcze się pogorszył. Zaczęłam czuć zniechęcenie i słabość ducha. Myślałam: „Wykonuję sumiennie swoje obowiązki od czasu choroby dziecka. Dlaczego Bóg go nie leczy? Dlaczego jego stan się pogarsza mimo leczenia? Jeśli choroba naprawdę zmieni się w białaczkę, jak twierdzili lekarze, czy dla mojego syna nie będzie już nadziei?”. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej się bałam.

Pewnego ranka mój mąż powiedział mi prawie ze łzami w oczach: „Próbowaliśmy wszystkiego, aby wyleczyć nasze dziecko, ale nie tylko mu się nie poprawia, a wręcz robi się coraz gorzej. Co mamy zrobić?”. Widząc udrękę męża, poczułam nieopisany niepokój. Zwróciłam się więc ku słowom Bożym. Bóg Wszechmogący mówi: „To zupełnie normalne, że gdy ludzie przechodzą próby, są słabi, odczuwają w swym wnętrzu negatywne emocje, albo nie mają jasności co do Bożych intencji lub swej ścieżki praktyki. Jednakże bez względu na wszystko musisz mieć wiarę w Boże dzieło i nie zaprzeć się Boga, dokładnie tak jak Hiob. Chociaż Hiob był słaby i sam przeklinał dzień, w którym się narodził, nie zaprzeczał, że wszystkie rzeczy w życiu człowieka były darem Jahwe, i że On również jest tym, który może je wszystkie człowiekowi odebrać. Bez względu na to, jakim próbom był poddawany, wciąż trwał w tym przekonaniu. Zgodnie z twoim doświadczeniem, niezależnie od tego, jakiemu oczyszczeniu poddawany jesteś za pośrednictwem słów Bożych, tym, czego Bóg wymaga od rodzaju ludzkiego jest, krótko mówiąc, to, by ludzkość w Niego wierzyła i by miała serca, które Go miłują. Rzeczami, które On udoskonala, działając w ten sposób, są zaś wiara i miłość ludzi oraz ludzkie dążenia. Bóg dokonuje w ludziach dzieła udoskonalenia, a oni tego nie widzą ani nie czują; w takich okolicznościach niezbędna jest twoja wiara. Wiara ludzi jest niezbędna, kiedy czegoś nie da się zobaczyć gołym okiem, a twoja wiara jest konieczna, kiedy nie potrafisz wyzbyć się twoich własnych pojęć. Kiedy nie masz jasności co do dzieła Bożego, wymaga się od ciebie, abyś miał wiarę, zajął zdecydowane stanowisko i mocno trwał przy świadectwie. Gdy Hiob osiągnął ten właśnie punkt, Bóg ukazał mu się i do niego przemówił. Oznacza to, że jedynie dzięki wierze będziesz mógł ujrzeć Boga, a kiedy będziesz miał wiarę, Bóg cię udoskonali. Bez wiary zaś nie zdoła tego dokonać(Ci, którzy mają zostać udoskonaleni, muszą przejść oczyszczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, czym jest prawdziwa wiara – wiarą w Boga i trwaniem przy naszym świadectwie o Nim, nawet jeśli nie możemy czegoś zobaczyć lub dotknąć. Podobnie jak Hiob, który nigdy nie zaparł się Boga. Tego właśnie pragnie Bóg. Powiedziałam mężowi: „Sama wiara w Boga i wykonywanie obowiązków, gdy wszystko idzie dobrze, niekoniecznie odzwierciedla prawdziwą wiarę. Gdy mierzymy się z próbami i nie wiemy, dokąd to wszystko zmierza, ale nadal potrafimy trwać w wierze i podążać za Bogiem, wtedy wiara jest szczera i jest to pożądany rezultat Bożych prób i oczyszczenia. W przeciwnym razie wierzylibyśmy wyłącznie dla Jego łaski i korzyści, a szatan by nas oskarżył i odmówiłby uznania nas. Niezależnie od tego, czy stan naszego syna się poprawi, czy nie, jeśli będziemy podążać za Bogiem i się Mu podporządkujemy, szatan zostanie pokonany i zhańbiony, a my oddamy Bogu chwałę”. Gdy mój mąż to usłyszał, przytaknął porozumiewawczo.

Stan naszego syna nie ulegał poprawie. Pewnego dnia nasz syn opierał się o parapet i patrzył, jak inne dzieci idą do szkoły z plecakami. Wyglądał na zazdrosnego, miał łzy w oczach i z trudem powiedział: „Mamo, wszystkie dzieci idą do szkoły, ale ja jestem chory i nie mogę pójść z nimi. Zawsze mówisz, że muszę podporządkować się Bogu. Jak długo jeszcze mam się podporządkowywać, zanim mi się poprawi?”. Słowa wypowiedziane przez syna były niczym nóż przebijający moje serce. Moja wiara nie mogła już więcej znieść. Pomyślałam: „Od czasu choroby dziecka cierpię, ale ani na chwilę nie zrezygnowałam z wykonywania obowiązków. Zrobiłam wszystko, aby współpracować. Dlaczego Bóg nadal nie uzdrowił mojego syna? Czy moje serce nie jest dość szczere? Lekarz powiedział, że jeśli syn nie wyzdrowieje, może wymagać amputacji. Jeśli do tego dojdzie, jak będzie dalej żył?”. Myśląc o tych strasznych konsekwencjach, czułam w sercu przeraźliwy ból, jak gdyby mieliła je maszynka do mięsa. Po osiągnięciu tego poziomu bólu modliłam się do Boga: „Boże, dlaczego choroba mojego syna nie przechodzi? Moja postawa jest zbyt marna, naprawdę więcej nie zniosę. Boże, proszę, oświeć mnie, abym zrozumiała Twoje intencje”.

Pod koniec września nasz przywódca wysłał mi list, prosząc o moją współpracę przy jednym obowiązku. Odmówiłam, ponieważ martwiłam się chorobą syna. Potem zrozumiałam, że przez wszystkie lata wiary w Boga nigdy nie odmówiłam wykonania obowiązku niezależnie od napotkanych trudności. Ale tego dnia odrzuciłam obowiązek z powodu choroby syna. Ta świadomość sprawiła, że poczułam smutek. Rozmyślając nad moim podejściem do Boga w tamtym czasie, zdałam sobie sprawę, że modliłam się i czytałam słowa Boże powierzchownie. Nie miałam w sercu siły. Każdego dnia podawałam synowi lekarstwa, a moje serce przepełnione było lękiem i niepokojem. Nieustannie martwiłam się, że stan syna się nie poprawi, a ja go stracę, więc nie skupiałam się na swoich obowiązkach. Gdy o tym pomyślałam, nagle zadałam sobie pytanie: czy ja nie zdradzam Boga? Pomyślałam o fragmencie słów Bożych: „To, jak traktujesz Boże zadania, jest niezwykle istotne, jest to bardzo poważna sprawa. Jeśli nie potrafisz wypełnić tego, co Bóg powierzył ludziom, to nie jesteś zdolny do życia w Jego obecności i powinieneś zostać ukarany. To, że ludzie powinni wykonywać wszystkie zadania, które Bóg im powierza, jest całkowicie naturalne i uzasadnione. Jest to największa odpowiedzialność człowieka i jest ważne jak samo jego życie. Jeśli nie traktujesz poważnie Bożych zadań, wtedy zdradzasz Boga w najcięższy sposób. Jesteś wtedy bardziej godny ubolewania niż Judasz i powinieneś zostać przeklęty(Jak poznać naturę człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Poczułam Boży gniew płynący z Jego surowych słów osądu. Okazało się, że lekceważenie zadań wyznaczonych przez Boga to poważna sprawa. Osoby, które odrzucają zadania wyznaczone przez Niego, Bóg traktuje z pogardą i przeklina je. Po przeczytaniu tych słów zadrżałam. Wierzyłam w Boga od wielu lat, nie wkraczając w prawdorzeczywistość; gdy stanęłam w obliczu sytuacji, które nie pasowały do moich wyobrażeń, byłam w stanie porzucić obowiązki i zdradzić Boga. Gdy to zrozumiałam, modliłam się do Boga w poczuciu skruchy.

Poszukując, przeczytałam fragment słów Bożych: „W dzisiejszych czasach większość ludzi ma następujące nastawienie: »Aby uzyskać błogosławieństwa, muszę ponosić koszty na rzecz Boga i płacić dla Niego cenę. Aby uzyskać błogosławieństwa, muszę porzucić wszystko dla Boga; muszę ukończyć wszystkie zadania, które mi powierzył, i muszę dobrze wykonywać swój obowiązek«. Tym stanem rządzi intencja bycia pobłogosławionym; jest to przykład ponoszenia kosztów dla Boga wyłącznie po to, by uzyskać od Niego nagrody, by zdobyć koronę. Tacy ludzie nie mają prawdy w swoich sercach i jest pewne, że ich rozumienie obejmuje zaledwie kilka słów i doktryn, którymi się wszędzie popisują. Kroczą oni ścieżką Pawła. Wiara w Boga takich ludzi jest ciągłą pracą, a w swoich sercach czują oni, że im więcej zrobią, tym mocniej udowodnią swoją lojalność wobec Boga; że im więcej zrobią, tym z pewnością Bóg będzie bardziej zadowolony; i że im więcej zrobią, tym bardziej zasługują na to, że Bóg ich ukoronuje, i tym większe będą błogosławieństwa, które otrzymają. Czują oni, że jeśli będą w stanie przetrwać cierpienie, nauczać i umrzeć dla Chrystusa, jeśli będą potrafić nie zważać na własne życie i jeśli będą w stanie skutecznie wypełnić wszystkie obowiązki, które powierzył im Bóg, wówczas będą tymi, którzy uzyskali największe błogosławieństwa – i z pewnością otrzymają koronę. Dokładnie to wyobrażał sobie Paweł i tego poszukiwał. To właśnie taką ścieżką podążał i to właśnie takie myśli kierowały Pawłem, gdy pracował w służbie Bogu. Czy takie myśli i intencje wywodzą się z natury szatana? Tak samo jest ze światowymi ludźmi, którym wydaje się, że w życiu muszą dążyć do wiedzy i że mając wiedzę, mogą wyróżnić się z tłumu, zostać urzędnikami i zdobyć status. Sądzą, że gdy już mają status, mogą zrealizować swoje ambicje i wynieść swoje interesy i rodzinne firmy na pewien poziom dobrobytu. Czy nie wszyscy niewierzący podążają tą ścieżką? Ci, których zdominowała taka szatańska natura, mogą tylko być jak Paweł w swojej wierze. Myślą: »Muszę wszystko odrzucić, by ponieść koszty dla Boga. Muszę być lojalny Bogu, a w końcu otrzymam wielkie nagrody i wspaniałą koronę«. Jest to takie samo podejście, z jakim światowi ludzie dążą do dóbr doczesnych. Niczym się nie różnią i podlegają tej samej naturze. Ludzie posiadający szatańską naturę w świecie zewnętrznym będą dążyć do zdobycia wiedzy, wykształcenia, statusu i do wyróżnienia się z tłumu. Jeśli wierzą w Boga, będą starać się o uzyskanie wspaniałej korony i wielkich błogosławieństw. Jeśli ludzie nie podążają za prawdą, wierząc w Boga, z pewnością wstąpią na tę ścieżkę. Jest to niezmienny fakt, prawo natury. Ścieżka, którą obierają ludzie nie dążący do prawdy, diametralnie różni się od ścieżki Piotra(Jak obrać ścieżkę Piotra, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki tym słowom Bożym dostrzegłam, że na przestrzeni wielu lat moje wyrzeczenia i poświęcenia nie prowadziły do wypełniania obowiązków i zadowolenia Boga, lecz do zawarcia z Nim transakcji, którą rządziła chęć zyskania błogosławieństw. Podążałam drogą Pawła, goniąc za błogosławieństwami. Odkąd zaakceptowałam dzieło Boże w dniach ostatecznych, widziałam, jak niektórzy bracia i siostry trwali przy świadectwie w czasie chorób i prób. Bóg dbał o nich, chronił ich i błogosławił. Dlatego, niezależnie od tego, jak trudne czy ryzykowne obowiązki wyznaczył mi kościół, wypełniałam je bez jakichkolwiek zastrzeżeń. W głębi serca wierzyłam, że o ile cierpię i płacę cenę na rzecz Boga, nie skarżę się w obliczu udręki i wykonuję obowiązki, na pewno otrzymam Boże błogosławieństwa. Gdy dowiedziałam się, że mój syn jest poważnie chory, wybrałam wykonywanie obowiązków i ponoszenie kosztów na rzecz Boga. Wszystko po to, aby Bóg uleczył mojego syna. Gdy jednak jego stan nie poprawiał się przez dłuższy czas, zaczęłam odczuwać żal do Boga. Moje przeszłe wyrzeczenia i poświęcenia miały być kartą przetargową wobec Boga. Spierałam się z Nim i stawiałam wymagania. Skrażyłam się, że nie chroni mojego syna, a nawet odmawiałam wykonywania swoich obowiązków. Moja egoistyczna, wstrętna, szukająca korzyści i szatańska natura była całkowicie obnażona. Użyłam wyrzeczeń i ponoszenia kosztów na rzecz Boga jako środka, aby żądać od Niego błogosławieństw. Zrozumiałam, że kroczę tą samą drogą co Paweł. Paweł ponosił koszty na rzecz Boga, oczekując nagród i korony. Targował się z Nim. Oszukiwał i opierał się Bogu. Na koniec został przez Niego potępiony i ukarany. Myślałam o latach mojej wiary. Ponieważ nie podążałam za prawdą ani nie szukałam intencji Boga w Jego słowach, ponoszenie koszów na rzecz Boga i wykonywanie obowiązków miały być częścią transakcji. Dostrzegłam, jak samolubna i podła byłam. Zupełnie niegodna Bożego zbawienia!

Potem przeczytałam następujące słowa Boże: „Przechodzisz próby Hioba, a jednocześnie przechodzisz próby Piotra. Gdy Hiob był poddawany próbom, trwał przy świadectwie i w końcu Jahwe mu się objawił. Dopiero po tym, jak wytrwał przy świadectwie, stał się godzien tego, by oglądać oblicze Boga. Dlaczego powiedziane jest: »Usuwam się z krainy plugastwa, lecz ukazuję się świętemu królestwu«? Oznacza to, że tylko wtedy, gdy jesteś święty i trwasz przy świadectwie, możesz być godny tego, by ujrzeć oblicze Boga. Jeśli nie możesz nieść o Nim świadectwa, to nie masz na tyle godności, by zobaczyć Jego oblicze. Jeśli się cofniesz lub będziesz się uskarżał na Boga w obliczu oczyszczeń, porzucając tym samym trwanie przy świadectwie o Nim i stając się pośmiewiskiem szatana, to wówczas nie zyskasz Bożego objawienia. Jeśli będziesz jak Hiob, który pośród prób przeklinał własne ciało i nie uskarżał się na Boga oraz był w stanie znienawidzić własne ciało nie skarżąc się ani nie grzesząc słowem, to wówczas będziesz trwał przy świadectwie. Kiedy już do pewnego stopnia przejdziesz oczyszczenie i wciąż będziesz potrafił – tak jak Hiob –całkowicie podporządkować się Bogu i być zupełnie pozbawionym wymagań wobec Niego lub własnych pojęć, to wówczas Bóg ci się objawi(Ci, którzy mają zostać udoskonaleni, muszą przejść oczyszczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Choć w różnych kontekstach Bóg używa rożnych sposobów na testowanie każdego człowieka, w Abrahamie Bóg dostrzegł to, czego pragnął. Dostrzegł, że serce Abrahama jest szczere, że jego podporządkowanie jest bezwarunkowe. Właśnie tej »bezwarunkowości« pragnął Bóg. Ludzie często mówią: »Poświęciłem już wiele, zrezygnowałem z wielu rzeczy – dlaczego Bóg nadal nie jest ze mnie zadowolony? Dlaczego Bóg ciągle poddaje mnie próbom? Dlaczego wciąż mnie testuje?«. Stanowi to o jednym: Bóg nie zobaczył twego serca i nie pozyskał go. Oznacza to, że nie dostrzegł w tobie tej samej szczerości, którą wykazał się Abraham, gdy uniósł sztylet, aby własnoręcznie zabić syna i ofiarować go Bogu. Nie dostrzegł bezwarunkowego podporządkowania i nie został przez ciebie pocieszony. Dlatego też naturalnym jest, że Bóg wciąż poddaje cię próbom(Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg II, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Dzięki słowom Bożym zrozumiałam, że Bóg błogosławi tym, którzy szczerze ponoszą koszty na Jego rzecz. Niezależnie od Jego działań bez zastrzeżeń poddają się jego rozporządzeniom i planom. Nie mają przy tym żadnych żądań, próśb czy osobistych wypaczeń. To jest prawdziwe świadectwo. Od razu pomyślałam o Hiobie. On jedynie słyszał o Bogu, a jednak gdy utracił wszystkie dobra i dzieci, gdy pokrywały go pęcherze, gdy drwiła z niego nawet własna żona, nadal bał się Boga i wyrzekał się zła, mówiąc: „Jahwe dał, i Jahwe zabrał; błogosławione niech będzie imię Jahwe” (Hi 1:21). Hiob nie próbował targować się czy żądać czegokolwiek od Boga. Zachował wobec Niego czyste serce. Myślałam też o Abrahamie. Miał sto lat, gdy urodził się jego syn Izaak, którego bardzo kochał. Gdy Bóg nakazał mu oddać Izaaka w ofierze, mimo iż Abraham miał wobec syna ciepłe uczucia, nie kierował się nimi. Dobrowolnie poprowadził Izaaka na ołtarz. Jego wiara i podporządkowanie Bogu były absolutne i bezwarunkowe. Nie targował się ani nie stawiał żądań. Oni podążali drogą Bożą nie dla błogosławieństw czy osobistych korzyści. Ich świadectwa były naprawdę godne pochwały i podziwu. Jednak ja zawsze źle to rozumiałam. Gdy musiałam zmierzyć się z chorobą lub nieszczęściem, o ile mogłam wypełniać swoje obowiązki bez skarg, myślałam, że te dobre zachowania wystarczą, aby trwać przy świadectwie, zadowolić Boga i otrzymać Jego błogosławieństwo. Jednak moje ponoszenie kosztów było nieszczere i nie prowadziło do podporządkowania się Bogu. Za moimi poświęceniami stały oszustwo, targowanie się i stawianie żądań. To wcale nie było szczere świadectwo. Takie zachowanie było dla Boga odrażające i nie zasługiwało na Jego błogosławieństwa. W przeszłości wiele razy czytałam o świadectwach Hioba i Abrahama. Nie skupiałam się jednak na tym, w jaki sposób podążali za wolą Bożą, bali się Go i wystrzegali zła, zachowując lojalność i podporządkowanie wobec Boga. Zamiast tego skupiałam się na tym, że trwając przy świadectwie, otrzymali błogosławieństwa. Wszystko dlatego, że kierowała mną szatańska natura szukająca korzyści. Dzięki poznaniu słów Bożych zyskałam wiedzę o tym, czym jest prawdziwe świadectwo.

Potem rozmyślałam: Przez lata wiary w Boga zawsze uważałam, że jeśli poniosę koszty i poświęcę się dla Boga, wtedy On mnie pobłogosławi. W końcu o to chodziło w Bożej sprawiedliwości. Gdy więc stan mojego syna nie poprawił się, a nawet się pogorszył, moje serce przepełniło się skargami i niezrozumieniem. Odmówiłam nawet wykonywania swego obowiązku. Szukałam sposobu, aby odpowiednio poradzić sobie z tą sytuacją. Podczas moich poszukiwań natknęłam się na fragment słów Bożych: „Sprawiedliwość nie oznacza bynajmniej bezstronności czy racjonalności; nie polega na egalitarnym dawaniu każdemu według zasług czy osiągnięć, nie jest to też zapłata za wykonaną pracę czy też za włożony wysiłek. Nie jest to sprawiedliwość, lecz tylko uczciwe i rozsądne postępowanie. Bardzo niewielu ludzi jest w stanie poznać sprawiedliwe usposobienie Boga. Gdyby Bóg zniszczył Hioba po tym, jak Hiob niósł o Nim świadectwo, czy to byłoby sprawiedliwe? W gruncie rzeczy tak. Czemu nazywamy to sprawiedliwością? Co ludzie uważają za sprawiedliwość? Jeśli coś jest zgodne z pojęciami ludzi, wówczas bardzo łatwo jest im powiedzieć, że Bóg jest sprawiedliwy; gdy jednak nie dostrzegają owej zgodności z ich pojęciami – jeśli nie są w stanie tego zrozumieć – wówczas jest im niezwykle trudno powiedzieć, że Bóg jest sprawiedliwy. Gdyby Bóg zniszczył wtedy Hioba, ludzie nie powiedzieliby, że jest sprawiedliwy. Tak naprawdę jednak – czy ludzie zostali zepsuci, czy nie, i czy zostali zepsuci dogłębnie, czy też nie – czy Bóg musi się usprawiedliwiać, gdy ich niszczy? Czy musi wyjaśniać im, na jakiej podstawie to robi? Czy Bóg musi mówić ludziom o regułach, które wprowadził? Nie ma takiej potrzeby. Według Boga człowiek zepsuty, skłonny do sprzeciwiania się Mu, nie ma żadnej wartości; cokolwiek Bóg z nim uczyni, będzie właściwe, a wszystko to są ustalenia Boże. Gdybyś był w oczach Boga niezadowalający i gdyby On powiedział, że nie ma z ciebie pożytku po twoim świadectwie i gdyby dlatego cię zniszczył, czy to też byłoby Jego sprawiedliwością? Tak. Możesz nie być w stanie tego teraz rozpoznać na podstawie faktów, ale musisz zrozumieć doktrynę. (…) Wszystko, co Bóg czyni, jest sprawiedliwe. Chociaż być może ludzie nie potrafią pojąć Bożej sprawiedliwości, nie powinni wydawać arbitralnych osądów. Jeśli coś, co Bóg czyni, nie wydaje się ludziom rozsądne lub jeśli mają jakiekolwiek pojęcia na ten temat, które każą im mówić, że Bóg nie jest sprawiedliwy, to oni sami są najbardziej nierozsądni. Widzisz, że Piotr nie mógł pojąć pewnych rzeczy, lecz był pewien, że jest w nich obecna Boża mądrość i dobra wola. Ludzie nie są w stanie pojąć wszystkiego; istnieje wiele rzeczy, których nie potrafią zrozumieć. Tak więc poznanie Bożego usposobienia naprawdę nie jest rzeczą łatwą(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przemyśleniu Bożych słów dotarło do mnie, że nie mam czystego zrozumienia sprawiedliwego usposobienia Boga. Uważałam, że jeśli ponosimy koszty na rzecz Boga i trwamy przy świadectwie, Bóg powinien nam błogosławić, zabrać wszystkie zmartwienia i cały ból, pozwalając nam uczestniczyć w Jego błogosławieństwach. Wydawało mi się to sprawiedliwe i rozsądne. Myślałam, że na tym polega sprawiedliwość Boga. Jednak takie rozumienie nie jest zgodne z intencją Boga. Bóg jest Stwórcą, a ludzie to istoty stworzone. To, jak Bóg nas traktuje, zależy wyłącznie od Niego. Nie powinniśmy stawiać Bogu nierozsądnych żądań. Gdy Hiob trwał przy świadectwie, Bóg pobłogosławił mu w swojej sprawiedliwości. Nawet gdyby nie pobłogosławił Hiobowi, nadal byłby sprawiedliwy. Istotą usposobienia Boga jest sprawiedliwość. Ja jednak tego nie dostrzegałam. Wierzyłam, że sprawiedliwość oznacza egalitaryzm oraz uczciwe i rozsądne postępowanie. Myślałam, że jeśli poświęcę się dla Boga, powinnam otrzymać w nagrodę błogosławieństwa. Takie podejście miało charakter transakcji. Gdy mój syn zachorował, a ja nadal wykonywałam swoje obowiązki, miało to drugie dno. Żądałam łaski od Boga oraz tego, aby wyleczył mojego syna. Była to transakcja, a nie dawanie świadectwa. Gdyby nie choroba mojego syna, moje nikczemne próby targowania się z Bogiem nie wyszłyby na jaw. Widziałam działanie Bożej mądrości i zrozumiałam swój brak sumienia i rozumu. Dlatego podjęłam postanowienie, że niezależnie od choroby syna podporządkuję się Bożym rozporządzeniom i planom oraz wypełnię obowiązki istoty stworzonej.

Potem przeczytałam fragment słów Bożych: „Nie ma żadnej korelacji między obowiązkiem człowieka a tym, czy będzie on pobłogosławiony, czy przeklęty. Obowiązek to coś, co człowiek powinien wypełnić; jest to jego powołanie zesłane mu z nieba, a jego wykonywanie nie powinno zależeć od rekompensaty czy rozmaitych warunków bądź przyczyn. Tylko wtedy bowiem jest to wykonywanie swojego obowiązku. Być pobłogosławionym oznacza zostać udoskonalonym i cieszyć się Bożymi błogosławieństwami, doświadczywszy sądu. Bycie przeklętym oznacza, że usposobienie danej osoby nie ulega zmianie po tym, jak doświadczyła ona karcenia i sądu. Wówczas nie doświadcza ona również doskonalenia, lecz otrzymuje karę. Jednakże bez względu na to, czy zostaną pobłogosławione, czy przeklęte, istoty stworzone winny wypełniać swój obowiązek, robiąc to, co do nich należy i to, co są w stanie zrobić. Każda osoba, – osoba, która podąża za Bogiem – winna zrobić przynajmniej tyle. Nie powinieneś spełniać swojego obowiązku tylko dla uzyskania błogosławieństwa i nie powinieneś odmawiać działania z obawy przed tym, że zostaniesz przeklęty(Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże dały mi jasną odpowiedź: Wykonywanie obowiązków jest powołaniem zesłanym z nieba. Nie ma nic wspólnego z błogosławieństwami czy nieszczęściami. To coś, co musimy robić. W przeszłości kierowałam się pojęciami i wyobrażeniami. Wierzyłam, że jeśli wytrwam w obowiązkach, zasłużę na Boże błogosławieństwa, a Bóg ochroni moją rodzinę. Teraz rozumiem, że to był błędny punkt widzenia. Niezależnie od stanu mojego syna nie powinnam targować się z Bogiem. Od tamtej pory chciałam podporządkować się Bożym rozporządzeniom i planom oraz wypełniać swoje obowiązki i zobowiązania. Trzy dni później otrzymałam list od wyższych przywódców. Napisano w nim, że czeka na mnie pilne zadanie. Mimo iż niechętnie zostawiałam dziecko, zrozumiałam, że nie powinnam kierować się w życiu jedynie uczuciami. Miałam własną misję do zrealizowania, a choroba mojego dziecka była w Bożych rękach. Chciałam zawierzyć moje dziecko Bogu i podporządkować się Jego rozporządzeniom i planom. Potem wróciłam do swoich obowiązków.

Trzy miesiące później wróciłam, aby odwiedzić syna. Dowiedziałam się, że mąż zabrał go do wiejskiego lekarza. Opuchlizna nóg syna zmalała i każdego dnia czuł się coraz lepiej. Pod koniec roku lekarz powiedział: „Dziecko bardzo szybko wyzdrowiało, nie jest już chore”. Gdy to usłyszałam, byłam bardzo poruszona i nie umiałam wyrazić tego słowami.

Po tym doświadczeniu zyskałam wiedzę na temat sprawiedliwego usposobienia Boga. Zrozumiałam też, że dążenie do prawdy i wypełnianie obowiązków istoty stworzonej to najważniejsze elementy wiary w Boga. Nie powinniśmy prosić Boga o fizyczne korzyści, spokój w rodzinie, zdrowie i wolność od katastrof, czy też pomyślne wyniki i przeznaczone miejsce. To są nierozsądne żądania. Polegając na pojęciach i wyobrażeniach w swojej wierze, nigdy nie wejdziemy do prawdorzeczywistości. Tylko poprzez doświadczenie osądzenia i skarcenia przez słowa Boże, próby i oczyszczenie możemy zyskać prawdę, odrzucić zepsucie i żyć w świetle Bożej obecności. Mimo iż podczas choroby syna doświadczyłam bólu i oczyszczenia, obnażyło to zakorzenione we mnie skażone nieczystości i niedorzeczne przekonania na temat wiary w Boga. Doświadczenie to pomogło mi poznać siebie, szukać prawdy i zrozumieć, jakiego rodzaju świadectwo Bóg pochwala. Pozwoliło mi szybko skorygować błędne punkty widzenia i wkroczyć na właściwą ścieżkę. Oto łaska, którą otrzymałam od Boga!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Dlaczego nie akceptuję nadzoru

Autorstwa Parfait, Afryka Podlewałem neofitów w kościele od ponad roku. W ramach obowiązków stopniowo opanowałem niektóre zasady i coraz...

Współpraca po mojemu

Autorstwa Leanne, Stany ZjednoczoneByłam odpowiedzialna za podlewanie wiernych w jednym z kościołów. W miarę jak ewangelia się szerzyła i...

Połącz się z nami w Messengerze