Nauka wyniesiona z przemocy słownej
W zeszłym roku siostra Liu i ja kierowałyśmy wideoprodukcją w kościele. Miała więcej umiejętności i doświadczenia niż ja, więc prosiłam ją o pomoc, ilekroć trafiłam na problem. Dogadywałyśmy się. Raz, pracując nad filmem, popełniłam dość podstawowy błąd, a ona przyszła mi pomóc, gdy tylko znalazła czas. Widząc mój błąd, zapytała mnie: „Zajmujesz się tym od dłuższego czasu, jak możesz robić takie szkolne błędy?”. Poczułam wewnętrzny opór, myśląc, że od razu mówi do mnie w taki sposób, jakbym nic nie umiała. Musi mną pewnie gardzić. Później naprawiłam problem, ale niechętnie. Kilka dni później inni bracia i siostry też mieli podobne problemy, a gdy siostra Liu je omawiała, użyła mojego błędu jako przykładu. Mój opór jeszcze wzrósł. Pomyślałam, że byłam jedną z przełożonych, więc co inni sobie o mnie pomyślą, gdy ona mówi o moim błędzie na zgromadzeniu? Czy stracą do mnie szacunek? Pomyślałam, że chciała mnie postawić w złym świetle. Zaczęłam ją ignorować, nie chciałam jej mówić o problemach, z którymi się zmagałam. Po zakończonym omówieniu od razu wychodziłam, nie chciałam nic więcej od niej słyszeć. Gdy mówiła mi o swoim stanie, zmuszałam się, by coś odpowiedzieć, nie mogłam się doczekać, aż skończy.
Później odsunięto mnie od obowiązków, bo goniłam za statusem zamiast pracować, powierzono mi inny obowiązek. Później siostra Liu zapytała, jak sobie radzę, i powiedziałam jej o moich osobistych refleksjach od czasu, gdy mnie odsunięto. Myślałam, że obdarzy mnie pociechą i zachętą, a tymczasem powiedziała: „Jesteś ostatnio bardziej zapobiegliwa, ale masz powierzchowne zrozumienie. Nie zastanowiłaś się nad przyczyną swych porażek. Mówiłam o tym z siostrą Wang i przyznała mi rację…”. Zawstydziło mnie, że tak otwarcie mówi o moich problemach. Poczułam, że nie obchodzą ją moje uczucia, że mówi to w obecności braci i sióstr umyślnie, by zaszkodzić mojemu wizerunkowi. Nie byłam w stanie skupić się na tym, co mówiła dalej. Krótko jej odpowiedziałam, ale w środku aż się trzęsłam ze złości. Pomyślałam, że już się z nią nie podzielę swoimi uczuciami, że odpłacę jej pięknym za nadobne, gdy tylko będę mieć okazję. Od tego czasu, poza sprawami, które musiałyśmy omawiać, unikałam jej jak ognia. Nawet jej głos mnie drażnił.
Jednego popołudnia siostra z naszego zespołu chciała ze mną pilnie pomówić. Pracowałam nad filmem i za późno zobaczyłam jej wiadomość. Opóźniło to pracę. Siostra Liu to zauważyła i zapytała, czemu nie odpowiedziałam od razu, i powiedziała: „Widzę, że masz ten sam problem co kiedyś. Nie odpowiadasz na wiadomości i ciężko cię znaleźć. Ten projekt, którym zarządzasz, jest ważny, nie może mieć opóźnień”. Ale ja byłam oporna, nie chciałam zaakceptować tego, co mówiła. Czułam, że kiedyś byłam nieodpowiedzialna, skupiając się swojej pracy, ale gdy mnie odsunięto, zmieniłam się. Czy to, co mi powiedziała, nie negowało mojej ciężkiej pracy? Czy pogardzała mną i myślała, że nie szukam prawdy? Moje uprzedzenie względem siostry Liu było coraz większe. Czasem, gdy pisała do mnie w sprawie pracy, nie chciałam nawet odpowiadać. Niedługo przywódca poprosił mnie o pisemną ocenę siostry Liu. Poczułam, że nadeszła moja szansa. Ona zawsze mnie krytykowała, teraz była moja kolej, niech się dowie, jak to jest. Szczegółowo opisałam jej problemy, skupiając się nad tym, że lekceważyła moje uczucia słowem i uczynkiem, a poza tym nie wykonywała praktycznej pracy. Później usłyszałam, ze przywódca przeczytał to i wytknął siostrze Liu jej problemy, a ona obiecała, że się zmieni. Ale ja nie mogłam pozbyć się tego uprzedzenia. Dlatego, gdy raz omawiałam słowa Boże na zgromadzeniu, skorzystałam z okazji, być dać upust złości.
Myślałam o tym, że ją nie obchodziły moje uczucia, więc powinnam zwrócić uwagę wszystkich na to, że ona też ma problemy, że nie jest lepsza niż ja. Skrytykowałam ją nie wprost, mówiąc: „Jakaś przełożona może mieć umiejętności techniczne, ale bez szacunku mówi do innych i wytyka im problemy. Czasem przybiera bardzo władczy ton, mówiąc, że z kimś coś jest nie w porządku, a to sprawia, że taka osoba czuje się ograniczana. Ludzie się przez to wycofują, pośrednio szkodzi to życiu kościoła. Musimy umieć rozpoznawać takie osoby”. Musiałam dać upust złości, ale efekt był taki, że wszyscy zamilkli, nikt już nic nie powiedział. Czułam się wtedy nieswojo. Nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam, ale potem pomyślałam, że wszystko, co powiedziałam, było prawdą, więc co w tym niewłaściwego? Puściłam to w niepamięć. Jednak przywódca powiedział mi kilka dni później, że nie wprost osądziłam siostrę Liu na tym zgromadzeniu, że ją zaatakowałam i potępiłam. To mogło ją skrzywdzić i niektórzy bracia i siostry mogli stanąć po mojej stronie, uprzedzając się do siostry Liu, odmawiając wsparcia jej pracy. Zakłócało to i destabilizowało życie kościoła. Zaniepokoiłam się i przestraszyłam, słysząc analizę przywódcy. Wiedziałam, że słowa Bóga mówią, że potępianie kogoś na zgromadzeniu zakłóca życie kościoła, że to czynienie zła. Wiedziałam, że natura takiego postępowania jest poważna. Po zakończonej rozmowie znalazłam od razu odpowiednie słowa Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „W kościołach na całym świecie często występuje zjawisko arbitralnego potępiania, szufladkowania i karania ludzi. Niektórzy ludzie mają uprzedzenia do innych, więc pod pozorem omawiania prawdy obnażają ich i poddają analizie. Ich intencje i cele w tym działaniu są niewłaściwe. Jeżeli celem omawiania prawdy jest rzeczywiście świadczenie o Bogu, a zarazem przynoszenie pożytku innym, to powinieneś opowiadać o własnych doświadczeniach, zastanawiać się nad sobą i poznawać siebie, a analizując siebie, przynosić pożytek innym. Będzie to bardziej skuteczne, a wybrańcy Boga to zaaprobują. Jeśli natomiast celem jest obnażanie, atakowanie i umniejszanie innych, aby wywyższyć siebie, to Bóg tego nie pochwali, a bracia i siostry nie odniosą żadnej korzyści. Jeśli czyimś zamiarem jest potępianie i karanie innych, to taka osoba jest złoczyńcą, który zaczął popełniać niegodziwe czyny. Wybrańcy Boży muszą umieć rozpoznać niegodziwców. Jeśli ktoś z powodu swego zepsutego usposobienia rozmyślnie obnaża i umniejsza innych, należy mu z miłością pomóc; jeśli zaś nie potrafi przyjąć prawdy i trwa w tym postępowaniu mimo wielokrotnych prób nauczenia go czegoś innego, to już inna sprawa. Natomiast ci źli ludzie, którzy często samowolnie potępiają, szufladkują i karzą innych, powinni zostać dokładnie zdemaskowani, aby każdy mógł zyskać co do nich rozeznanie, a następnie należy ich ograniczyć. Jest to konieczne, ponieważ takie osoby zakłócają życie kościelne i przeszkadzają w pracy kościoła, a także mogą zwodzić ludzi i wprowadzać chaos w kościele” („Rozpoznawanie fałszywych przywódców”). „Atak i zemsta to jeden z rodzajów działań i objawień, które pochodzą ze złośliwej, szatańskiej natury. Jest to również rodzaj zepsutego usposobienia. Ludzie myślą w następujący sposób: »Jeśli jesteś dla mnie niemiły, ja nie będę wobec ciebie sprawiedliwy! Jeśli ty nie traktujesz mnie z szacunkiem, czemuż ja miałbym tak cię traktować?«. Cóż to jest za myślenie? Czyż nie jest ono pełne mściwości? Czyż nie jest łatwo sobie wyobrazić, że tak właśnie postrzega rzeczywistość zwyczajny człowiek? Czy to nie jest logiczne? »Nie zaatakujemy, dopóki sami nie zostaniemy zaatakowani; jeśli zostaniemy zaatakowani, z pewnością przystąpimy do kontrataku« i »odpłacać pięknym za nadobne« – niewierzący często mówią takie rzeczy; pośród nich są to wszystko przykłady rozumowania, które ma sens i jest w pełni zgodne z ludzkimi pojęciami. Jak jednak powinni na te słowa patrzeć ci, którzy wierzą w Boga i dążą do prawdy? Czy te idee są słuszne? (Nie). Dlaczego nie są słuszne? Jak należy je scharakteryzować? Skąd pochodzą te rzeczy? (Od szatana). Pochodzą od szatana, co do tego nie ma wątpliwości. Z której skłonności szatana pochodzą? Ich źródłem jest złośliwa natura szatana; mają w sobie jad i zawarte jest w nich jego prawdziwe oblicze w całej swej złości i brzydocie. Mieszczą one w sobie samą istotę szatańskiej natury. Jaką naturę mają poglądy, myśli, wyrażenia, mowa, a nawet czyny zawierające w sobie istotę tej natury? Czyż nie pochodzą od szatana? Czy te aspekty szatana zgodne są ze słowami Boga? Czy zgodne są z prawdą? Czy mają podstawę w słowach Bożych? (Nie). Czy to uczynki, jakie spełniać powinni wyznawcy Boga, oraz myśli i poglądy, jakie winni oni żywić? (Nie). Kiedy masz takie myśli, kiedy masz przypływy tych myśli, czy są one zgodne z wolą Bożą? Skoro te rzeczy pochodzą od szatana, to czy są one zgodne ze zwykłym człowieczeństwem, z ludzkim sumieniem i rozumem? (Nie są)” („Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Gdy porównałam siebie ze słowami Boga, przeraziłam się. W moich interakcjach z siostrą Liu, gdy na osobności mówiła o moich problemach, nie naruszając mojego statusu i wizerunku, mogłam to przyjąć, ale gdy później analizowała mój błąd w obecności wszystkich, czułam się upokorzona. Bojąc się, że inni będą źle o mnie myśleć, znienawidziłam ją i nie chciałam z nią gadać. Lekceważąco traktowałam nasze rozmowy o pracy. Gdy wprost mówiła mi o moich problemach, a nawet poruszyła ten temat z inną przełożoną, byłam wściekła. Czułam, że w jednej chwili zniszczyła mój wizerunek, na który tyle pracowałam, czułam wewnętrzny opór i sam dźwięk jej głosu już mnie drażnił. Gdy wspomniała, że nie odpowiadam na wiadomości, i ostrzegła, żebym nie blokowała pracy, czułam, że mnie ogranicza, neguje moją przemianą i utrudnia mi życie. Dawałam upust frustracji, pełniąc obowiązki, celowo jej nie odpowiadałam. Coraz silniejsze było moje uprzedzenie do niej i żywiłam urazę. Gdy przyszło mi ją ocenić, chwyciłam się tej sposobności, by się wyżalić, położyłam nacisk na jej wady, by przywódca się rozprawił z nią, a nawet usunął, a mi by wtedy ulżyło. Chciałam się zemścić, więc oceniłam, że wykazuje się słabym człowieczeństwem na zgromadzeniach, próbowałam skłonić innych, by się od niej odsunęli, by ugasić mój gniew. Przejawiałam niegodziwe usposobienie, brak mi było człowieczeństwa i rozumu. Siostra Liu krytykowała mnie otwarcie, bo odpowiadała za pracę domu Bożego i chciała, bym poznała siebie, ale ja w najmniejszym stopniu tego nie akceptowałam. Byłam rozwydrzona, dałam upust złości, pełniąc obowiązki, nawet użyłam słów Boga, by ją zaatakować. Próbowałam utworzyć klikę, zakłócałam życie kościoła, sabotowałam pracę domu Bożego. Kilka słów siostry Liu zraniło moje poczucie statusu, więc przemocą słowną chciałam się zemścić. Byłam straszna. Nawet rozsądny niewierzący tak by nie postąpił. Słowa Boga mówią: „Jeśli mowa i zachowanie osób wierzących są tak swobodne i nieskrępowane jak niewierzących, wówczas są oni w jeszcze większym stopniu źli niż niewierzący – są archetypicznymi demonami” (Ostrzeżenie dla tych, którzy nie praktykują prawdy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Jestem osobą wierzącą. Jadłam i piłam tyle słów Boga, a nie potrafiłam przyjąć kilku sugestii. Czy byłam człowiekiem? Kierowałam się tymi szatańskimi filozofiami: „Jeśli nie będziesz miły, ja nie będę sprawiedliwy!”, „Nie zaatakujemy, dopóki sami nie zostaniemy zaatakowani; jeśli zostaniemy zaatakowani, z pewnością przystąpimy do kontrataku”. Dawałam upust niezadowoleniu, nie bojąc się Boga. Nie urzeczywistniałam człowieczeństwa. Czułam się winna i niespokojna, więc modliłam się do Boga w skrusze, chcąc wyzbyć się uprzedzenia do siostry Liu. Przez kilka dni, gdy miałam wolne od obowiązków, myślałam o tym, jak się na początku dogadywałyśmy, więc czemu nagle zaczęłam się tak nią irytować? Wiedziałam, że jej krytyka była uzasadniona, może była surowa i trochę obcesowa, ale to nie było nic wielkiego. Czemu nie mogłam tego zaakceptować, tylko zaczęłam ją atakować?
Trafiłam na fragment Bożych słów. „Kiedy ktoś przycina antychrystów i rozprawia się z nimi, często mocno się opierają, a potem z całych sił starają się przekonywać do swoich racji, posługując się sofistyką i elokwencją, aby zwieść ludzi. Jest to dość powszechne zjawisko. Odmowa przyjęcia prawdy przez antychrystów całkowicie obnaża ich szatańską naturę, która nienawidzi prawdy i nią gardzi. Należą oni wyłącznie do rodzaju szatana. Bez względu na to, co antychryści robią, ich usposobienie i istota zostają zdemaskowane. Szczególnie w domu Bożym wszystko, co robią, jest potępiane, nazywane złymi uczynkami, a wszystkie te rzeczy, które robią, w pełni potwierdzają, że antychryści są szatanami i demonami. Dlatego z pewnością nie są szczęśliwi i bez wątpienia niechętnie godzą się na to, aby ich przycinano i rozprawiano się z nimi, ale oprócz oporu i sprzeciwu przycinanie i rozprawianie się z nimi budzi ich nienawiść, nienawidzą tych, którzy ich przycinają i rozprawiają się z nimi, i tych, którzy odsłaniają naturę ich istoty i którzy demaskują ich złe uczynki. Antychryści myślą, że ten, kto ich demaskuje, po prostu daje im popalić, więc sami dają popalić każdemu, kto to robi. Ze względu na swoją antychrystową naturę nigdy nie będą mili dla tego, kto ich przycina lub się z nimi rozprawia, nie będą tolerować ani znosić tego, kto to robi, a tym bardziej nie będą odczuwać wobec kogoś takiego wdzięczności ani go chwalić. Wręcz przeciwnie, jeśli ktoś ich przytnie i rozprawi się z nimi oraz sprawi, że stracą godność i twarz, w sercu będą żywić nienawiść do tej osoby i będą chcieli znaleźć sposobność, by się na niej zemścić. Jak wielka jest ich nienawiść do innych? Oto, co myślą i co mówią otwarcie w obecności innych ludzi: »Dziś ty mnie przyciąłeś i rozprawiłeś się ze mną, więc teraz nasz spór jest wyryty w kamieniu. Idź swoją drogą, a ja pójdę swoją, ale przysięgam, że się zemszczę! Jeśli wyznasz mi swoją winę, skłonisz głowę lub uklękniesz i będziesz mnie błagał, wybaczę ci, ale w przeciwnym razie nigdy nie puszczę tego płazem!«. Bez względu na to, co antychryści mówią lub czynią, nigdy nie postrzegają czyjegoś życzliwego przycinania lub rozprawiania się z nimi, czyjejkolwiek szczerej pomocy jako nadejścia Bożej miłości i zbawienia. Widzą w tym oznakę upokorzenia i moment największego zakłopotania. Pokazuje to, że antychryści w ogóle nie przyjmują prawdy i takie jest ich usposobienie” („Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część ósma)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Słowa Boga uświadomiły mi, że gdy antychryści spotykają się z krytyką, odrzucają ją, szukają wymówek i walczą, postrzegają osobę krytykującą jako swego wroga, stosują przemoc słowną i mszczą się. Z natury nienawidzą prawdy i nigdy jej nie przyjmą. Wiedzałam, że siostra Liu mówi prawdę o moich problemach, więc niezależnie od tonu, jaki przybrała, chciała, żebym poznała siebie, nie atakowała mnie umyślnie. To jasne, że niepoważnie traktowałam obowiązki i odpowiedzialność, co spowodowało problemy w naszych filmach. Siostra Liu analizowała te problemy po to, byśmy nie powtarzali błędów i nie opóźniali postępów pracy. Zauważyła też, że po tym, jak mnie odsunięto, tylko powierzchownie zrozumiałam siebie, i zwróciła mi na to uwagę. Chciała, bym lepiej poznała siebie i okazała skruchę. Ona mi tak raz po raz pomagała, a ja byłam niewdzięczna i myślałam nawet, że próbowała mnie zawstydzić i zranić moją godność. Miałam jej to za złe i zaczęłam ją traktować jak wroga, szukając okazji, by się jej odpłacić. Chciałam nawet, żeby inni się od niej odwrócili. Byłam tak samo złowroga i jadowita jak antychryst. Antychryści łykają każde pochlebstwo, kochają tych, którzy ich chwalą. Ale im ktoś jest szczerszy, tym bardziej go atakują słowami. Kto ich urazi lub zaszkodzi ich interesom, ten odczuje to na swojej skórze, bo oni nie spoczną, póki go nie wykończą. To powoduje krzywdę i szkodę pracy kościoła i wejściu przez innych w życie. Bóg ich ostatecznie odrzuca za zło, które czynili, za obrażenie usposobienia Boga. Kilka słów siostry Liu zraniło moje poczucie własnej reputacji, więc chciałam zemsty. Ustąpiłabym, gdyby przyznała się do błędu i przestała mnie prowokować. Byłam naprawdę złą i złośliwą osobą. Nienawidziłam prawdy tak jak złoczyńcy i antychryści, byłam na ścieżce antychrysta. Gdybym nie zmienił swego usposobienia antychrysta, gdy powierzono mi obowiązki, znów używałabym przemocy słownej i czyniła więcej zła, a Bóg na koniec by mnie potępił i ukarał. Widziałam, że konsekwencje są przerażające. Modliłam się do Boga, by praktykować i wkroczyć.
Późnej przeczytałam te słowa Boże: „Jeśli twój lider, osoba odpowiedzialna lub bracia i siostry z twojego otoczenia często cię nadzorują, obserwują, chcą cię lepiej poznać, a jednocześnie chcą ci pomóc i cię wspierać, to jaką postawę powinieneś przyjąć w tej sprawie? Czy powinieneś się temu sprzeciwiać, zachować czujność i stawiać opór, czy też powinieneś to pokornie przyjąć? (Powinniśmy przyjąć to z pokorą). Co to znaczy przyjąć to z pokorą? To znaczy, że powinieneś przyjąć to wszystko od Boga i nigdy nie podchodzić do tego z porywczością. Jeśli ktoś rzeczywiście odkrywa twój problem i może ci go wskazać, pomóc ci go rozeznać i rozwiązać, to znaczy, że bierze odpowiedzialność za ciebie i pracę, którą wykonujesz. Nie pochodzi to od szatana, nie jest złośliwe, ale wynika z odpowiedzialnej postawy wobec dzieła domu Bożego. Ma ona swoje źródło w miłości i pochodzi od Boga. Powinieneś przyjąć ją od Boga i nigdy nie traktować jej z porywczością ani nie działać pod wpływem impulsu, a co więcej, nie powinieneś stawiać oporu, wystrzegać się jej ani mieć w sercu żadnych przesądów. To wszystko jest złe i niezgodne z zasadami. To nie jest postawa akceptacji prawdy. Najwłaściwszą postawą jest gotowość, aby przyjąć od Boga każdą praktykę, stwierdzenie, nadzór, obserwację, korektę, a nawet przycinanie i rozprawianie się, które są dla ciebie pomocne, a nie poleganie na porywczości. Porywczość jest czymś, co pochodzi od złego, od szatana, a nie od Boga, i nie jest to postawa, jaką człowiek powinien mieć wobec prawdy” („Rozpoznawanie fałszywych przywódców”). Słowa Boga pokazały mi, że nie ma złośliwości w tym, że bracia i siostry zwracają mi uwagę na moje problemy. Nie naśmiewają się ze mnie, lecz są odpowiedzialni za pracę domu Bożego i moje wejście w życie. Nieważne, ile pojmowałam z problemów, o których mówili, powinnam to przyjąć od Boga i podporządkować się, nie rozmyślać, czy to dobrze, czy źle, nie złościć się, nie mścić się. Gdy nie potrafiłam czegoś do końca pojąć, mogłam się modlić i zastanawiać, mogłam porozmawiać z bardziej doświadczonymi braćmi i sisotrami. To jest postawa akceptacji prawdy. Na zgromadzeniu w sposób zawoalowany skrytykowałam siostrę Liu i niektórzy bracia i siostry, nie znający rzeczywistości, mogli dać się nabrać, a to mogło wpłynać na ich współpracę. Przy okazji omawiania słów Boga na zgromadzeniu otworzyłam się, by inni rozeznali się w tym, co zrobiłam. Siostra Liu przyszła później, by omówić pracę, i wyznałam jej szczerze, że gdy przekazywała mi swoje sugestie, ujawniłam usposobienie nienawiści do prawdy i złe pobudki. Nie winiła mnie ani nie nienawidziła. Paliłam się ze wstydu. Dużo lepiej nam się później współpracowało. Gdy mówiła o moich problemach, nie zwracałam już uwagi na ton jej głosu, jej słowa musiałam przyjąć przez wzgląd na obowiązki. Miewałam chwilę, gdy brak mi było świadomości, ale modligłam się do Boga i zapominałam o sobie, nie dbając o twarz, nie kłócąc się o swój punkt widzenia, później to przemyśliwałam. Współpracując z nią w ten sposób, czułam się coraz spokojniejsza.
Później pracowałam nad filmem w pośpiechu, nie stosując zasad, przez co wymagane były przeróbki. Inna przełożona, siostra Chen, wysłała mi wiadomość, żebym się tym zajęła, a później uznałam, że wszystko w poządku. Dlatego zaskoczyło mnie, gdy na spotkaniu moje błędy zostały znów poddane analizie. Pomyślałam, że to strasznie mnie zawstydza, gdy ona tak mówi o mnie przy wszystkich. Zaczęłam się uprzedzać do siostry Chen, jak gdyby robiła z igły widły i nie zważała w ogóle na moją godność. Chciałem znaleźć dla siebie jakąś linię obrony, by zachować twarz przed innymi. Ale zrozumiałam, że praca wymaga przeróbek, bo zbyt się spieszyłam. Siostra Chen próbowała mnie ostrzec, bym się zastanowiła nad moim nastawieniem do obowiązku, a było to też ostrzeżenie dla braci i sióstr, by nie popełniali tego samego błędu. Ona chroniła pracę kościoła. Gdybym szukała wymówek, by zachować twarz, uprzedzając się do niej, czy to nie byłaby nienawiść do prawdy i jej odrzucenie? Wiedziałam, że nie mogę dalej ulegać zepsuciu, więc powiedziałam otwarcie wszystkim o szczegółach moich błędów. Gdy skończyłam, podzielili się ze mną sposobami na takie problemy, a ja później w pracy nad filmami kierowałam się tymi sugestiami i unikałam powtarzania błędów. Naprawdę doświadczyłam, że przyjmując sugestie braci i sióstr, mogę swoją pracę ułatwić i usprawnić. Lepiej też poznaję samą siebie i służy to mojemu wejściu w życie.
W ten sposób doświadczyłam, że ważne jest, by mieć uległą postawę wobec krytyki. Jeśli inni mają rację i ich słowa zgodne są z prawdą, muszę odłożyć dumę na bok i przyjąć je bezwarunkowo. Gdy jednostronnie sprzeciwiam się przycinaniu i rozprawianiu się, gdy uprzedzam się lub atakuję innych słownie, ujawniam, że jestem antychrystem, i zostaną potępiona i odrzucona przez Boga, jeśli nie okażę skruchy. Wczessniej mało kto rozprawił się ze mną tak wprost, nie znałam siebie. Myślałam, że mam dobre człowieczeństwo, że umiem zaakceptować prawdę, teraz widzę, że wcale tak nie jest. To, czego się dziś nauczyłam i co zyskałam, zawdzięczam sądowi i karceniu poprzez Boże słowa. Gotowa jestem więcej tego doświadczać i zmienić swoje zepsute usposobienie. Bogu dzięki!