Lekcja posłuszeństwa

29 września 2023

Autorstwa Mu Qing, Stany Zjednoczone

We wrześniu zeszłego roku przywódca powierzył mi nadzór nad nowym kościołem, a brat Eric miał przejąć nadzór nad moim kościołem. Gdy to usłyszałam, nie chciałam podjąć się tego zadania. Pomyślałam: Ten nowy kościół ma mnóstwo problemów, projekty są w kiepskim stanie, za mało jest przywódców i pracowników, wielu rzeczy nie umieją, więc będę musiała ich nauczyć lub robić je sama. Nadzór nad tym kościołem to był jeden wielki kłopot. Musiałabym wiele wycierpieć i poświęcić, a gwarancji sukcesu nie było. Zupełnie inaczej niż mój kościół, który miał dobre wynii w ewangalizacji, nowi wierzący pracowali samodzielnie, mogli mnie w pewnym stopniu odciążyć, więc nie musiałam się aż tak wysilać. Im więcej o tym myślałam, tym mniej chciałam się podjąć nowego zadania. Powiedziałam przywódcy: „Eric dopiero zaczął, nie jest gotowy na samodzielną pracę. Beze mnie może sobie nie poradzić ze wszystkim, co może zaszkodzić pracy kościoła. Czy mogę tu zostać?”. Powiedział, że Eric jest solidny i można go doszkolić. Przemyślał to i uznał, że lepiej będzie, jeśli podejmę się tego nowego zadania. Słysząc to, wiedziałam już, że przywódca nie zmieni zdania i że muszę to zaakceptować. Ale potem, ilekroć myślałam o tym nowym kościele, czułam niepokój. Wiedziałam, że jestem w złym stanie i uchylam się od obowiązków, więc pomodliłam się, prosząc Boga, by pomógł mi przyjąć tę sytuację z uległością.

Potem trafiłam na ten fragment słów Boga: „Przy wykonywaniu obowiązku ludzie zawsze wybierają lekką pracę, taką, przy której się nie namęczą i nie będą narażeni na kaprysy pogody. Nazywa się to wybieraniem łatwych zadań, a unikaniem trudnych i jest przejawem pragnienia wygód cielesnych. Co jeszcze? (Wieczne narzekanie, gdy obowiązek jest trochę trudny i męczący oraz wymaga zapłacenia ceny). (Ciągłe skupienie na jedzeniu i ubraniu oraz zachciankach ciała). To wszystko są przejawy pragnienia cielesnych wygód. Kiedy taka osoba widzi, że jakieś zadanie jest zbyt pracochłonne lub ryzykowne, zrzuca je na kogoś innego; sama wykonuje tylko lekkie prace i znajduje wymówki, by nie wykonać tej cięższej – powie, że ma za słaby charakter, brakuje jej odpowiednich umiejętności, że to dla niej za ciężkie – podczas gdy w istocie chodzi o to, że pragnie cielesnych wygód. (…) Również kiedy ludzie ciągle narzekają przy pełnieniu obowiązku, kiedy nie chcą wkładać weń żadnego wysiłku, kiedy przy każdej odrobinie wolnego czasu odpoczywają, wdają się w pogawędki i plotkują, lub oddają się wypoczynkowi i rozrywce. A gdy pracy jest coraz więcej i przez to zmienia się rytm i zaburzona zostaje zwykła rutyna ich życia, czują się nieszczęśliwi i nieusatysfakcjonowani. Skarżą się i narzekają, stają się niestaranni i powierzchowni w wykonywaniu obowiązku. Czy nie jest to pragnienie cielesnych wygód? (…) Bez względu na to, jak wiele pracy jest do wykonania w kościele lub jak bardzo ci ludzie są zajęci obowiązkami, nic nie może zakłócić ich normalnej rutyny i warunków życia. Nigdy nie podchodzą niedbale do żadnych szczegółów życia fizycznego, mają nad nimi pełną kontrolę, traktują je z całą powagą i surowością. Kiedy jednak zajmują się pracą domu Bożego, to bez względu na to, jak poważna jest sprawa, a nawet jeśli dotyczy ona bezpieczeństwa braci i sióstr, traktują ją beztrosko. Nie dbają nawet o te rzeczy, które wiążą się z zadaniem wyznaczonym przez Boga lub obowiązkiem, który powinni wypełnić. Nie przyjmują na siebie żadnej odpowiedzialności. Czy to nie jest pożądanie cielesnych wygód? Czy ludzie, którzy pragną cielesnych wygód, nadają się do wykonywania obowiązków? Gdy poruszy się przy nich temat pełnienia obowiązku, wspomni o płaceniu ceny i znoszeniu trudności, potrząsają głową: sprawiłoby im to zbyt wiele problemów, wciąż narzekają, do wszystkiego odnoszą się negatywnie. Z takich ludzi nie ma żadnego pożytku. Nie mają prawa wykonywać swojego obowiązku i należy ich wyrzucić(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Mowa tu o tych, którzy pragną wygody i pełnią obowiązki nieszczerze. Dobierają sobie lekką pracę, są wybredni. Rzucają się na łatwe obowiązki bez dużej odpowiedzialności, a jeśli idzie o obowiązki wymagające cierpienia i poświęceń, wymyślają mnóstwo powodów, by ich uniknąć. Bóg mówi, że tacy ludzie nie są godni pełnić obowiązków i są Mu wstrętni. Rozważając słowa Boga, czułam się winna. Bóg obnażył mój stan. Gdy przywódca powierzył mi nowy kościół, byłam bardzo oporna, wiedząc, że praca w tym kościele dopiero się rozkręca, wyniki są słabe i brakuje przywódców oraz pracowników. Aby dobrze wykonywać tę pracę, trzeba było wysiłku i cierpienia. Tymczasem mój kościół miał dobre wyniki w ewangelizacji, nie brakowało przywódców i pracowników, więc rozdzielanie pracy było łatwe. Dlatego wolałam zostać niż przyjąć nadzór nad nowym kościołem. Gdy przywódca ze mną rozmawiał, wymyśliłam nawet wymówkę, mówiąc, że Eric ma średni charakter i nie poradzi sobie sam, więc moja nieobecność zaszkodzi pracy kościoła. Wydawało się, że niosę wielkie brzemię i z moich słów przebija troska o kościół. Tak naprawdę próbowałam uchylić się od nadzoru nad nowym kościołem. Folgowałam ciału, chcąc uniknąć cierpienia i poświęceń. Miałam na względzie tylko swoje ciało, szłam na łatwiznę, szukałam wygody. Byłam wybredna, jeśli idzie o obowiązki, byłam przebiegła i zdradziecka wobec Boga, nie chciałam nieść brzemienia. Byłam tak samo podstępna jak ktoś niewierzący. Kościół uczył i szkolił mnie od lat, gdybym w sytuacji, gdy nowy kościół potrzebował mojej pomocy, pobłażała ciału i nie podjęła się tej pracy, zaszkodziłoby to pracy kościoła, nowi wierzący nie byliby rozwijani i ewangelizacja dalej by się opóźniała. Eric może nie miał najlepszego charakteru i wydajności, nie mógł od razu zająć się całą pracą, ale mój kościół miał stabilniejszą sytuację i Eric był z nim dobrze zaznajomiony. Jeślibym mu pomogła w razie potrzeby, praca kościoła toczyła by się w miarę normalnie. Przywódca podjął słuszną decyzję, powierzając mi nowy kościół. Ciągłe folgowanie ciału i zaniedbywanie ochrony pracy kościoła było wstrętne Bogu, nie byłam godna Jego zaufania. Zrozumiawszy to, pomodliłam się w sercu: „Dobry Boże, gotowa jestem się podporządkować. Przywódca powierzył mi nowy kościół i chcę współpracować, chcę dać z siebie wszystko. Nie mogę już dłużej żyć w takim samolubnym i podłym stanie”.

Potem natrafiłam na inny fragment słów Boga. „Wszystko, o co Bóg prosi ludzi, i różne rodzaje pracy w domu Bożym – wszystkie te rzeczy wymagają, by wykonali je ludzie, wszystkie zaliczają się do obowiązków człowieka. Bez względu na to, jaką pracę wykonują ludzie, jest to obowiązek, który powinni wykonywać. Obowiązki obejmują bardzo szeroki zakres i dotyczą wielu dziedzin – ale bez względu na to, jaki obowiązek wykonujesz, jest to po prostu twoje zobowiązanie, coś, co powinieneś robić. Dopóki będziesz się starał wykonywać je dobrze, Bóg cię pochwali i uzna za kogoś, kto naprawdę w Niego wierzy. Niezależnie od tego, kim jesteś, jeśli zawsze starasz się unikać swoich obowiązków lub się od nich uchylać, to jest to problem: Mówiąc łagodnie, jesteś nazbyt leniwy, zanadto zakłamany i gnuśny, uwielbiasz wypoczynek i nienawidzisz pracy. Ujmując to nieco bardziej poważnie, nie masz ochoty wypełniać swego obowiązku i nie ma w tobie zaangażowania ani posłuszeństwa. Skoro nie potrafisz włożyć odrobiny wysiłku nawet w to niewielkie zadanie, to co jesteś w stanie zdziałać? Co potrafisz zrobić jak należy? Jeśli ktoś jest prawdziwie lojalny i ma poczucie odpowiedzialności za swój obowiązek, to – jeśli tego właśnie wymaga Bóg i jeśli tego potrzebuje dom Boży – zrobi wszystko, czego się od niego wymaga, bez wyjątku. Czy podjęcie się i wykonanie wszystkiego, co tylko człowiek jest w stanie zrobić i co powinien zrobić, nie jest jedną z zasad wykonywania obowiązku? (Tak)” (Punkt dziesiąty: Gardzą prawdą, jawnie lekceważą zasady i ignorują ustalenia domu Bożego (Część czwarta), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki słowom Boga zrozumiałam, że nieważne, czy kościół powierza obowiązki łatwe bądź trudne, moją odpowiedzialnością jest je przyjąć. Powinnam robić, co w mojej mocy, i ciężko pracować na wyniki. Takie sumienie i taki rozum powinnam mieć. Przywódca powierzył mi nowy kościół i choć była tam problemy związane z pracą, nie mogłam folgować ciału i być taka wybredna. Musiałam polegać na Bogu w swojej pracy, przyspieszyć postępy i pełnić obowiązki. Tak musiałam postąpić. Potem przyjrzałam się sytuacji kościoła i jego pracowników, omówiłam zasady i zaczęłam ich szkolić. Odkryłam, że ewangelizacja nie szła dobrze, bo podlewający nie monitorowali postępów. Nie omawiali religijnych pojęć ludzi badających dzieło Boga w dniach ostatecznych, nie monitorowali tego, jak postępują niektóre aspekty ich pracy. Podsumowałam więc i omówiłam ich uchybienia i przeoczenia, pomagając, przycinając i rozprawiając się z niektórymi osobami, aż wszystkie problemy zostały rozwiązane. Stopniowo bracia i siostry coraz lepiej pełnili obowiązki, a praca kościoła ruszyła z miejsca. Pracując w ten sposób, byłam pewna siebie i spokojna. Myślałam, że po tym doświadczeniu zajdzie we mnie jakaś przemiana, ale wkrótce stało się coś, co znów mnie skompromitowało.

Pod koniec września przywódca powiedział, że chce mi powierzyć nadzór nad kolejnym nowym kościołem. Prawie straciłam nad sobą panowanie: „Ten kościół będzie jeszcze trudniej nadzorować niż ten, który mi teraz podlega. Nie dość, że brakuje tam przywódców i pracowników, większość dopiero zaczęła pracę. Trzeba będzie się dużo nacierpieć i mentalnie zaangażować, by kościół działał, jak należy”. Nie chciałam się tego podjąć. Chcąc nie chcąc, powiedziałam: „Czemu to zawsze mi powierzane są nowe kościoły? Kościół, który mi teraz podlega, dopiero zaczyna wychodzić na prostą. Czy ktoś inny nie mógłby zająć się tym nowym kościołem?”. Gdy tylko to powiedziałam, zrozumiałam, że znów próbuję się wymigać. Wciąż folgowałam ciału i nie chciałam się poświęcać. Powiedziałam sobie: „To wola Boga postawiła mnie w tej sytuacji, więc choć tego nie rozumiem, powinnam się podporządkować”. Po zakończonej rozmowie czułam się okropnie. Czemu ilekroć powierzali mi nowe obowiązki, obchodzi mnie tylko to, żeby żyć wygodnie zamiast uszanować wolę Boga i podporządkować się Jego planom i zarządzeniom? Im więcej o tym myślałam, tym mi było gorzej. Modliłam się więc, prosząc Boga, by mnie oświecił i pomógł poznać samą siebie.

Potem przeczytałam dwa fragmenty słów Boga, które mnie poruszyły. Bóg Wszechmogący mówi: „Dopóki ludzie nie doświadczą Bożego dzieła i nie zrozumieją prawdy, kontroluje ich i dominuje nad nimi ich szatańska natura. Co konkretnie obejmuje ta natura? Na przykład, dlaczego jesteś samolubny? Dlaczego chronisz swoją pozycję? Dlaczego masz takie silne emocje? Dlaczego sprawiają ci przyjemność rzeczy, które są niesprawiedliwe? Dlaczego lubisz takie niegodziwości? Na czym opiera się twoje upodobanie do tych rzeczy? Skąd one pochodzą? Czemu tak radośnie je akceptujesz? Do tej pory zrozumieliście wszyscy, że dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że jest w człowieku trucizna szatana. Czym jest zatem trucizna szatana? Jak można to wyrazić? Na przykład jeśli zapytasz »Jak ludzie powinni żyć? Dla czego powinni żyć?«, odpowiedzą ci »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego«. To jedno powiedzenie wyraża samo sedno problemu. Filozofia i logika szatana stała się życiem ludzi. Niezależnie od tego, za czym ludzie podążają, czynią to dla własnej korzyści – dlatego też żyją wyłącznie dla siebie. »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego« – to jest życiowa filozofia człowieka, a zarazem definicja ludzkiej natury. Owe słowa stały się już naturą skażonej ludzkości, prawdziwym portretem jej szatańskiej natury, a ta szatańska natura stała się już podstawą egzystencji skażonej ludzkości; od kilku tysięcy lat aż po dzień dzisiejszy skażona ludzkość kieruje się w życiu ową trucizną szatana(Jak obrać ścieżkę Piotra, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Jego dewizy to: »Życie polega tylko na jedzeniu i ubieraniu się«, »Żyj każdym dniem dla przyjemności, bo życie jest krótkie« i »Nie troszcz się dzisiaj o dzień jutrzejszy«. Czerpie przyjemność z każdego kolejnego dnia, stara się bawić jak najlepiej i nie myśli o przyszłości, a tym bardziej nie zastanawia się, jaką odpowiedzialność powinien ponosić przywódca i jakie obowiązki wykonywać. Powtarza kilka słów i zdań doktryny i rutynowo wykonuje niektóre zadania dla zachowania pozorów, ale nie wykonuje żadnej konkretnej pracy. Nie próbuje się zagłębiać w realne problemy w kościele, aby je do końca rozwiązać. Jaki sens ma takie powierzchowne działanie? Czy nie jest to oszustwo? Czy takiemu fałszywemu przywódcy można powierzyć poważne obowiązki? Czy spełnia on kryteria i jest zgodny z zasadami domu Bożego dotyczącymi wyboru przywódców i pracowników? (Nie). Tacy ludzie zupełnie nie mają sumienia ani rozumu, są pozbawieni jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności, a mimo to chcą służyć w oficjalnej roli przywódcy kościoła – jak to się dzieje, że są tak bezwstydni? Niektórzy ludzie obdarzeni poczuciem odpowiedzialności mają słaby charakter i nie mogą być przywódcami – nie wspominając już o ludzkich śmieciach, osobach, które w ogóle nie mają poczucia odpowiedzialności i jeszcze mniej się nadają na przywódców(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Rozważywszy słowa Boga, zrozumiałam, że tak ostro reagowałam na każdą zmianę obowiązków i nie chciałam cierpieć ani nieść brzemienia, bo byłam przesadnie leniwa i pragnęłam relaksu. Od dziecka byłam pod wpływem szatana i maksym takich jak: „Każdy dba sam o siebie, a diabeł łapie ostatniego”, „Teraz się baw, o jutrze pomyślisz jutro”. Żyłam według tych szatańskich filozofii. Moje poglądy na życie i wartości były wypaczone. Myślałam, że póki człowiek żyje, powinien się dobrze bawić, a nie przemęczać. Powinniśmy być dla siebie dobrzy. Zanim odnalazłam wiarę, w pracy po prostu przestrzegałam procedur, nie robiłam więcej, niż wymagano. Czasem, gdy trzeba było robić nadgodziny, uznawałam to za zbyt męczące i stresujące, prosiłam o więc o urlop. Praktykując wiarę, postępowałam identycznie. Unikałam cierpienia i poświęceń, chciałam pełnić obowiązki na spokojnie, bezproblemowo. Gdy więc przywódca powierzył mi dwa nowe kościoły, w których roiło się od problemów, a to wymagało cierpienia i poświęceń, chciałam się wymigać od tych obowiązków. Ale wiedziałam, że pracowałam już długo i miałam doświadczenie, więc powinnam zająć się kościołami, które miały trudności. Po prostu nie chciałam porzucić ciała i wziąć cięższego brzemienia. Bóg dał mi szansę na praktykowanie nadzoru nad kościołami, więc powinnam się tego podjąć, by odwdzięczyć się za Jego miłość. Ale je nie pełniłam obowiązków, jak należy, wolałam się lenić. Kierowały mną te szatańskie maksymy, byłam samolubna i podła, brakowało mi charakteru i uczciwości. Zrozumiałam, że byłoby niebezpiecznie iść dalej tą drogą. Modliłam się i byłam gotowa zmienić nastawienie do obowiązków.

Potem natrafiłam na ten fragment: „W gruncie rzeczy każdy obowiązek wymaga jakiegoś wysiłku. Praca fizyczna wymaga wysiłku fizycznego, a praca umysłowa – umysłowego; z jedną i drugą wiążą się swoiste trudności. Wszystko jest wszak łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Kiedy już ludzie rzeczywiście coś robią, trzeba z jednej strony przyjrzeć się ich charakterowi, a z drugiej – temu, czy miłują prawdę. Porozmawiajmy jednak najpierw o ich charakterach. Jeśli ktoś ma dobry charakter, to dostrzega we wszystkim pozytywną stronę, potrafi przyjmować i postrzegać te sprawy w pozytywnym świetle i w oparciu o prawdę; oznacza to, że ma sprawiedliwe serce, charakter i ducha – to tyle z punktu widzenia charakteru. Następnie pomówmy o innym aspekcie – czy ktoś kocha prawdę, czy nie. Miłowanie prawdy odnosi się do zdolności akceptacji prawdy, czyli bez względu na to, czy pojmujesz słowa Boga i rozumiesz Bożą wolę, bez względu na to, czy twój punkt widzenia, opinia i pogląd na temat tego zadania, tego obowiązku, który powinieneś wykonywać, są zgodne z prawdą – jeśli niezależnie od tego wszystkiego potrafisz przyjąć ten obowiązek od Boga, jesteś posłuszny i szczery, to wystarczy; to znaczy, że spełniasz minimalne wymagania i nadajesz się do pełnienia obowiązku. Jeśli jesteś posłuszny i szczery, to nie będziesz wykonywał zadania byle jak i niestarannie, nie będziesz szukał sposobów, by się nie przemęczyć, lecz włożysz w wykonywanie zadania całe swe ciało i duszę. Niewłaściwy stan wewnętrzny prowadzi do negatywizmu, przez co ludzie tracą motywację, stają się niestaranni i niedbali. Ludzie w głębi serca dobrze wiedzą, że ich stan nie jest właściwy, a jednak nie próbują temu zaradzić poprzez poszukiwanie prawdy. Tacy ludzie nie kochają prawdy i nie mają wielkiej chęci wykonywać swego obowiązku; nie mają ochoty podejmować żadnego wysiłku ani znosić trudności i wiecznie szukają sposobów, by się wymigać. W istocie Bóg już to wszystko zauważył – dlaczego więc nie zwraca uwagi na tych ludzi? Bóg tylko czeka, aż Jego wybrańcy się obudzą i rozpoznają, czym są naprawdę, aby ich zdemaskować i wypędzić. Jednak tacy ludzie wciąż myślą sobie: »Zobaczcie, jaki jestem mądry. Jemy to samo jedzenie, ale wy po pracy jesteście zupełnie wyczerpani. Ja nie jestem w ogóle zmęczony. Spryciarz ze mnie; każdy, kto wykonuje prawdziwą pracę, jest idiotą«. Czy słusznie postrzegają w ten sposób ludzi uczciwych? Nie. W rzeczywistości ludzie, którzy wykonują prawdziwą pracę, kiedy wypełniają swoje obowiązki, praktykują prawdę i zadowalają Boga, a więc są najmądrzejszymi ludźmi ze wszystkich. Dlaczego tak właśnie jest? Mówią oni tak: »Nie robię niczego, czego Bóg nie każe mi robić, i robię wszystko to, co mi robić każe. Robię wszystko, o co mnie poprosi i wkładam w to całe swe serce. Staram się ze wszystkich sił i nie robię żadnych uników. Nie robię tego dla żadnego człowieka, lecz dla Boga. Bóg tak mnie kocha, że powinienem to zrobić, by Go zadowolić«. To jest właściwy stan umysłu i w rezultacie, gdy nadejdzie pora, by oczyścić kościół, ci, którzy wymigują się od wykonywania obowiązków, powinni bez wyjątku zostać wypędzeni, zaś ci, którzy są uczciwi i akceptują Boży nadzór, powinni pozostać. Stan tych uczciwych staje się coraz lepszy i przybywa im sił, a Bóg strzeże ich we wszystkim, co im się przytrafia. Czym zasłużyli sobie na Jego ochronę? Tym, że w głębi serca są uczciwi. Nie boją się trudności ani zmęczenia przy wykonywaniu obowiązku i nie grymaszą, bez względu na to, jakie zadanie im się powierzy. Nie pytają dlaczego, tylko robią, co im się każe; słuchają, nie rozpatrując i nie analizując, ani nie oglądając się na nic innego. Nie mają żadnych ukrytych motywów, lecz potrafią być posłuszni we wszystkim. Ich wewnętrzny stan jest ciągle zupełnie normalny. Gdy grozi im niebezpieczeństwo, Bóg ich strzeże; gdy spada na nich choroba lub zaraza, Bóg również ich chroni – są zaiste wielce pobłogosławieni(Punkt dziesiąty: Gardzą prawdą, jawnie lekceważą zasady i ignorują ustalenia domu Bożego (Część czwarta), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boga pokazały mi, że ludzie z sumieniem i dobrym charakterem szczerze traktują obowiązki. Gdy trafiają na problemy, znoszą cierpienie, poświecają się i dążą do poprawy, robią, co mogą, by osiągnąć dobre wyniki. Tacy ludzie otrzymują Boże oświecenie i przewodnictwo, radzą sobie coraz lepiej. Ale ci, którym brak sumienia i rozumu, jęczą i narzekają, gdy trafią na problemy podczas pełnienia obowiązków, dbają tylko o własne interesy, nie współpracują, a nawet myślą, że postępują sprytnie. Bóg gardzi takimi ludźmi i ostatecznie ich demaskuje raz odrzuca. Czy ja też nie uważałam się za sprytną? Mogłam pozorami zwieść przywódcę, uniknęłabym cierpienia związanego z nadzorem nad nowym kościołem, przywódca nie znał moich myśli i nie mógł nic mi zarzucić. Ale Bóg zna każdą naszą myśl. Gdyby widział, że ciągle zaniedbuję obowiązki i pragnę wygody, nie chroniąc w żaden sposób pracy kościoła, wzgardziłby mną. Gdybym nie okazała skruchy, Bóg by mnie porzucił i wygnał. Pomyślałam o ludziach, którzy zostali wydaleni. Lenili się i symulowali pracę, odebrano im obowiązki, stali się ofiarą domniemanego sprytu. Myśląc o tym, poczułam lęk, więc pomodliłam się, chcąc skorygować swoją postawę wobec obowiązków, wziąć odpowiedzialność i dobrze pełnić obowiązki.

Przeczytałam fragment słów Boga, który wskazał mi ścieżkę praktykowania. Bóg Wszechmogący mówi: „Po przyjęciu tego, co zostało mu powierzone przez Boga, Noe natychmiast przystąpił do zadania budowy arki wspomnianej przez Boga, jakby była to najważniejsza rzecz w jego życiu. Mijały dni, mijały lata, upływał dzień za dniem, rok za rokiem. Bóg nie wywierał żadnego nacisku na Noego, ale Noe przez cały ten czas trwał przy ważnym zadaniu, które Bóg mu powierzył. Każde słowo i zdanie, które wypowiedział Bóg, tkwiło w sercu Noego niczym słowa wyryte na kamiennej tablicy. Nie zważając na zmiany zachodzące w świecie zewnętrznym, na drwiny otaczających go ludzi, na trudności, które napotykał, przez cały czas trwał przy zadaniu, które powierzył mu Bóg, i nigdy nie rozpaczał ani nie myślał o tym, by z niego zrezygnować. Słowa Boga, wyryte w sercu Noego, stały się jego codzienną rzeczywistością. Noe przygotował wszystkie materiały potrzebne do budowy, a arka, według opisu i specyfikacji podanych przez Boga, z każdym ostrożnym uderzeniem młota i dłuta Noego stopniowo nabierała kształtu. Życie Noego toczyło się w ten sposób rok po roku, w wietrze i deszczu, bez względu na to, że ludzie wyśmiewali go i oczerniali. Bóg z ukrycia obserwował wszystkie działania Noego, nie przemawiając już do niego ani słowem, i Noe poruszył Jego serce. Noe jednak o tym nie wiedział ani tego nie czuł; w niezachwianej wierności wobec Bożych słów od początku do końca po prostu zbudował arkę i zgromadził wszelkie rodzaje żywych stworzeń. W sercu Noego nie było ważniejszych instrukcji, których powinien przestrzegać i które miałby wypełniać; słowa Boga nadały kierunek całemu jego życiu i stały się jego celem. Toteż cokolwiek Bóg mu powiedział, o cokolwiek go poprosił i cokolwiek nakazał mu zrobić, Noe całkowicie to zaakceptował, zapamiętał i przyjął jako przedsięwzięcie na całe życie. Nie tylko nie zapomniał, nie tylko utrwalił to w swoim umyśle, ale także uczynił to rzeczywistością swojego życia, wykorzystując to życie, aby przyjąć i wypełnić Boże polecenie. I tak oto, deska po desce, zbudował arkę. Każdy ruch Noego, każdy jego dzień był poświęcony słowom i przykazaniom Boga. Może nie wyglądało na to, by Noe wykonywał doniosłe przedsięwzięcie, ale w oczach Boga wszystko, co robił, każdy krok, który podejmował, by coś osiągnąć, każdy trud jego rąk – wszystko to było cenne i zasługiwało na upamiętnienie, było warte naśladowania przez ludzkość. Noe trzymał się tego, co zostało mu powierzone przez Boga. Miał niezachwiane przekonanie, że każde słowo wypowiedziane przez Boga jest prawdą; nie miał co do tego żadnych wątpliwości. W rezultacie arka została ukończona i każda żywa istota mogła na niej żyć(Aneks drugi: Jak Noe i Abraham słuchali słów Boga i okazywali Mu posłuszeństwo (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Historia Noego bardzo mnie poruszyła. Gdy Bóg powierzył mu zadanie, Noe nie myślał o swoich interesach, tylko o tym, by to zadanie wypełnić. Wszystko inne odłożył na bok i choć budowa arki to był wielki projekt najeżony trudnościami, Noe nie ustawał w pracy, czy słońce, czy deszcz, przez 120 lat. Nie narzekał i w końcu wykonał zadanie, czym zyskał sobie Bożą aprobatę. Gdy zestawiłam postawę swoją z postawą Noego, nie było mi do śmiechu. Nie wycierpiałam jednej dziesięciotysięcznej tego, co Noe, a gdy trafiałam na drobną trudność, narzekałam i chciałam się wymigać. Nie miałam lojalności ani świadectwa praktykowania prawdy. Czułam, że mam dług u Boga, byłam skruszona. Modliłam się, by okazać skruchę, chciałam wyrzec się relaks i naśladować Noego, pełniąc swoje obowiązki. Nawet gdybym napotkała problemy lub trudności, powinnam być gotowa na poświęcenia i wysiłek, by pocieszyć serce Boże. Potem powiedziałam przywódcy: „Gotowa jestem zająć się tym nowym kościołem. Od teraz będę już zawsze podporządkowywać się decyzjom kościoła”. Ulżyło mi, gdy to powiedziałam. Przywódca jednak powierzył już nowy kościoł siostrze Sashy zamiast mi.

Wkrótce okazało się, że Sasha nie radzi sobie z pracą w tym kościele, że musi zrezygnować. Przywódca mógł znów się do mnie zwrócić. Jak tylko pomyślałam o problemach w tym kościele, zaczęłam się stresować. Ale dotarło do mnie, że znów pobłażam ciału i uciekam od cierpienia, więc pomodliłam się: „Dobry Boże, nie chcę wciąż tylko myśleć o swoich interesach, gdy coś się dzieje. Poprowadź mnie, bym się podporządkowała”. Wtedy przypomniały mi się słowa Boga: „Jeśli ktoś jest prawdziwie lojalny i ma poczucie odpowiedzialności za swój obowiązek, to – jeśli tego właśnie wymaga Bóg i jeśli tego potrzebuje dom Boży – zrobi wszystko, czego się od niego wymaga, bez wyjątku. Czy podjęcie się i wykonanie wszystkiego, co tylko człowiek jest w stanie zrobić i co powinien zrobić, nie jest jedną z zasad wykonywania obowiązku? (Tak)” (Punkt dziesiąty: Gardzą prawdą, jawnie lekceważą zasady i ignorują ustalenia domu Bożego (Część czwarta), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boga pokazały mi, że bez względu na zadanie im powierzone ludzie lojalni wobec Boga robią wszystko, co w ich mocy, aby wypełnić swoje obowiązki. Taki ktoś chroni pracę kościoła. Znalazłam się znów w tej sytuacji, bo potrzebna była pomoc w pracy kościoła. Nie mogłam wciąż tylko dbać o własne interesy i swoją wygodę. Bez względu na to, czy powierzą mi nadzór, byłam gotowa się temu poddać. Potem przywódca powierzył mi ten kościół i ja to ze spokojem przyjęłam. Zajęłam się tym kościołem i pracowałam małymi kroczkami, sprawdzając i monitorując, dzięki czemu wykryłam i rozwiązałam problemy.

Mogło by się wydawać, że nowe obowiązki więcej ode mnie wymagały, ale tak naprawdę czułam się zmotywowana. Kościół, który mi wcześniej podlegał, dobrze sobie radził i miał przyzwoite wyniki, więc mimowolnie osiadłam na laurach i uległam rutynie. Zrobiłam się leniwa i bierna. Nowy kościół miał więcej problemów, ale to mnie skłoniło, żeby modlić się, polegać ma Bogu i szukać prawdy, by rozwiązać problemy. Czułam się bliżej Boga i dużo się nauczyłam. Bogu dzięki!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Znalazłam swoje miejsce

Autorstwa Rosalie, Korea PołudniowaKiedy uwierzyłam w Boga, podążałam za Nim z wielkim entuzjazmem. Niezależnie od tego, jakie kościół...

Połącz się z nami w Messengerze