Bolesna nauczka wyciągnięta z bycia sprytną i kłamliwą
W 2020 roku wykonywałam prace projektowe w kościele, głównie kreślarskie. Po jakimś czasie zauważyłam, że szkicowanie było wolniejsze niż inne prace. Moja przełożona nadzorowała też inne prace, dlatego nie śledziła uważnie naszych. Zwolniłam tempo pracy. Nikt mnie nie poganiał, więc wykonywałam rutynowe obowiązki. Uznałam, że dopóki nie będę bezczynna i codziennie skończę jakieś rysunki, to będzie w porządku. W każdym razie była to relaksująca praca. Nie musiałam się spieszyć ani wysilać fizycznie. Byłam główną siłą w naszym zespole; znałam wszystkie zasady i zadania. Uznałam, że utrzymam tę pracę i ostatecznie zostanę zbawiona. Z taką perspektywą nie miałam w mojej pracy codziennych celów ani planów. Robiłam tyle, ile mogłam, i to mnie zadowalało. Nie sprawiałam wrażenia leniwej, ale byłam zrelaksowana. Kiedy rysowałam, bardzo ciężko było mi się skupić. Od razu sprawdzałam wiadomości pojawiające się na moim czacie, odpowiadałam na nie bez względu na to, czy są ważne lub pilne. Marnowałam sporo czasu, nie zdając sobie z tego sprawy. Czasami mieliśmy poranne spotkania i gdybym dobrze wykorzystała swój czas tego dnia, mogłabym skończyć trzy rysunki, ale byłam zadowolona po skończeniu pierwszego, myśląc, że skoro poranne zebranie zajęło pół dnia, wystarczy zrobić dwa rysunki. Dlatego nie spieszyłam się i kończyłem tylko dwa. W dodatku w wolnym czasie oglądałam wiadomości. Nie myślałam o wejściu w życie ani o tym, jakie mogę napotkać w pracy problemy. W tym czasie po prostu odwalałam swoje obowiązki, nie skupiając się na czytaniu słów Boga i autorefleksji. Wykazałam się zepsuciem, ale nie szukałam prawdy, aby to naprawić. Doszłam do wniosku, że nie mam większych trudności w pracy i wykonałam przyzwoitą liczbę projektów, więc spisywałam się dobrze.
Ilość pracy stale rosła, ale nasze tempo rysowania było zbyt wolne, więc praca się opóźniała. Jeden projekt opóźnił się o cały miesiąc. Kiedy przełożona dowiedziała się o tym i przyjrzała się naszej codziennej pracy, zdała sobie sprawę, jak niska była nasza wydajność i surowo się z nami rozprawiła za lenistwo i niedbałość w obowiązkach. Nie spieszyliśmy się, nawet widząc te zaległości w pracy, i nikt tego nie zgłosił. Byliśmy nieostrożni, nie dźwigaliśmy ciężaru, lecz byliśmy opieszali, a to utrudniało nam pracę ewangeliczną. Byłam zaskoczona, gdy usłyszałam naszą przełożoną. Myślałam, że byłam zapracowana i dużo robiłam, więc dlaczego okazało się, że tak niewiele osiągnęliśmy? Czy to nie uczyniło mnie pasożytem żerującym na kościele? Gdyby to się nie zmieniło, wyrzucono by mnie. Następnie, pod nadzorem przełożonej, poprawiła się nieco wydajność mojej pracy. Zaniepokoiłam się jednak widząc wszystkie zaległe projekty. Przełożona dokładniej pilnowała mojej pracy, zadając szczegółowe pytania i dopytując o problemy. Kiedy znów zauważyła, że się ociągamy, użyła wobec nas ostrzejszego tonu. Zirytowało mnie to. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Miałam wrażenie, że prosi o zbyt wiele. Może myślała, że projektowanie jest łatwe. Ja i tak już ciężko pracowałem. A jeśli nadal będzie wysuwała takie żądania? Jestem tylko człowiekiem. Czułam niechęć i nie chciałem dłużej cierpieć ani ponosić kosztów. Chciałam, by przełożona widziała mój pozorny pośpiech. Bałam się, że się ze mną rozprawi, jeśli będę zbyt powolna. Czułam się przymuszana do pracy i co dzień byłam bardzo zmęczona. Często fantazjowałem, jak wspaniale byłoby móc od razu skończyć wszystkie rysunki, a nawet zazdrościłam innym siostrom, że ich obowiązki są tak relaksujące, w przeciwieństwie do moich niekończących się projektów. To było trudne i męczące, i rozprawią się ze mną, jeśli będę pracować powoli. Nie podobało mi się moje zadanie. Ponieważ nie byłam w dobrym stanie, przez jakiś czas ciągle byłam senna. Dużo spałam w nocy, ale w ciągu dnia byłam na wpół śpiąca. Musiałam wykrzesać energię do pracy nad projektami. Potem zauważyłam, że dwie siostry, z którymi pracowałam, miały problemy w pracy. Jedna z nich nie rozumiała zasad, a jej czepianie się drobnych kwestii opóźniało nasze postępy. Druga z nich nigdy się nie spieszyła, a ja od niechcenia zwróciłam im uwagę, ale nigdy już ich nie sprawdzałam, i nie powiedziałem o tym naszej liderce. Liderka naszego zespołu odkryła te problemy i zajęła się nimi, ale nasza praca już miała opóźnienie.
Pewnego dnia nasza liderka powiedziała niespodziewanie: „Pracujesz pobieżnie, jesteś sprytna, podstępna i nieodpowiedzialna w pracy. Starasz się tylko wtedy, gdy ktoś cię przymusi. W ogóle nie poświęcasz się dla Boga. Z powodu twojego zachowania zostajesz zwolniona. Możesz jednak robić te projekty w niepełnym wymiarze godzin. Przyjmiemy cię do pracy w przyszłości, jeśli okażesz skruchę”. Odebrało mi mowę, gdy liderka ujawniła moje braki. Faktycznie tak wypełniałam swoje obowiązki, ale to stało się tak nagle. Nie umiałam od razu zaakceptować rzeczywistości. Przyznałam, że opóźniłam naszą pracę i że to nam zaszkodziło. Byłam nieszczęśliwa, pełna żalu i samooskarżenia, i czułam, że sprawiedliwe usposobienie Boga nie toleruje ludzkiej obrazy. Kiedy Bóg patrzy na kogoś, nie zwraca uwagi na dobre zachowanie ani jak ten ktoś jest zapracowany. Przygląda się jego postawie wobec prawdy i swoich obowiązków. Ja miałam dość luźny stosunek do swojej pracy, odwalałam ją bez pośpiechu i zawsze potrzebowałam zachęty od innych. Nie zmieniłam się po tym, jak się ze mną rozprawiono i już dawno zniesmaczyłem Boga. Odprawienie mnie było chłostą i karą od Boga. Mogłam winić samą siebie – zbierałam żniwo swoich zachowań. Byłam gotowa poddać się, zastanowić się nad sobą oraz odpokutować i zadośćuczynić za swoje czyny. Tylko skoro początkowo chciałam dobrze wykonywać swoją pracę, to dlaczego w ten sposób wypełniałam obowiązki? Jaki był tego powód? W tym zmieszaniu modliłam się do Boga, aby mnie oświecił i pomógł zrozumieć mój problem.
Potem, w czasie modlitwy, przeczytałam ten fragment słów Bożych: „W rzeczywistości, gdybyście wykonywali swój obowiązek sumiennie i odpowiedzialnie, nie minęłoby nawet pięć czy sześć lat, zanim bylibyście w stanie mówić o swoich doświadczeniach i nieść świadectwo o Bogu, a różne aspekty pracy kościoła byłyby przeprowadzone z wyśmienitym skutkiem. Wy jednak nie chcecie mieć na uwadze woli Bożej, ani też nie dążycie do prawdy. Są pewne rzeczy, których nie umiecie zrobić, dlatego daję wam dokładne instrukcje. Nie musicie myśleć – wystarczy, że będziecie słuchać i robić swoje. To właśnie jest ta odrobina odpowiedzialności, którą musicie wziąć na swe barki, ale nawet to was przerasta. Gdzie jest wasza lojalność? Nigdzie jej nie widać! Nie robicie nic, a jedynie wypowiadacie ładnie brzmiące słowa. W głębi serca wiecie, co powinniście robić, ale po prostu nie praktykujecie prawdy. To jest bunt przeciwko Bogu, a jego podstawową przyczyną jest brak umiłowania prawdy. W głębi serca bardzo dobrze wiecie, jak postępować zgodnie z prawdą, tylko nie wprowadzacie tego w życie. Jest to poważny problem: wpatrujecie się w prawdę, nie wcielając jej w życie. Nie jesteś bynajmniej kimś, kto jest posłuszny Bogu. Aby pełnić obowiązek w domu Bożym, trzeba przynajmniej poszukiwać prawdy i ją praktykować oraz postępować zgodnie z zasadami. Jeśli nie potrafisz praktykować prawdy przy wykonywaniu swego obowiązku, to gdzie będziesz umiał to robić? A jeśli w ogóle nie praktykujesz prawdy, to jesteś osobą niewierzącą. Jaki tak naprawdę jest twój cel, skoro nie przyjmujesz prawdy – a tym bardziej jej nie praktykujesz – i po prostu żyjesz sobie bez celu w domu Bożym? Czy chcesz uczynić dom Boży swym domem spokojnej starości albo przytułkiem? Jeśli tak, to jesteś w błędzie: dom Boży nie zajmuje się pasożytami i darmozjadami. Każdy bez wyjątku, kto przejawia kiepskie człowieczeństwo, kto nie wykonuje ochoczo swego obowiązku, kto nie nadaje się do wykonywania obowiązku, musi zostać usunięty; wszyscy niewierzący, którzy w ogóle nie przyjmują prawdy, muszą zostać wyrzuceni. Niektórzy ludzie rozumieją prawdę, ale nie wcielają jej w życie, wykonując swoje obowiązki. Kiedy widzą problem, nie rozwiązują go, a wiedząc, że coś jest ich obowiązkiem, nie dają z siebie wszystkiego. Jeśli nie wykonujesz nawet tych obowiązków, do których jesteś zdolny, to jaką wartość lub skutek może mieć wykonywanie przez ciebie obowiązków? Czy jest sens wierzyć w Boga w ten sposób? Ktoś, kto rozumie prawdę, ale nie potrafi jej praktykować, kto jest w stanie znosić trudów, jakie powinien znosić – taka osoba nie nadaje się do wykonywania obowiązków. Niektórzy wykonują obowiązki tylko po to, by ktoś ich nakarmił. To żebracy. Myślą, że jeśli wykonają kilka zadań w domu Bożym, to zapewnią sobie wikt i opierunek, że będą mieli utrzymanie i nie muszą iść do pracy. Czy istnieje taki układ? Dom Boży nie utrzymuje darmozjadów. Jeśli ktoś, kto w najmniejszym stopniu nie praktykuje prawdy i kto jest stale niedbały i powierzchowny w wykonywaniu swoich obowiązków, mówi, że wierzy w Boga, to czy Bóg go uzna? Wszyscy tacy ludzie są niewierzący i w oczach Boga czynią zło” (Aby dobrze wypełniać obowiązek, należy mieć przynajmniej sumienie i rozsądek, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Rozmyślając nad słowami Boga, czułam, że zdemaskował mnie prosto w twarz. Opisał szczegółowo, jak wypełniałam swoje obowiązki. Wracałam myślami kolejno do wszystkich wydarzeń. Gdy zauważyłam, że przełożona nie sprawdza mnie często, zaczęłam to wykorzystywać, zachowując się przebiegle i podstępnie. Niby się nie obijałam, ale niewiele robiłam. W wolnym czasie nie myślałam o problemach w pracy ani o swoim wejściu w życie, tylko z ciekawości oglądałam wiadomości – nie postępowałam właściwie. Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak opóźniam postępy naszej pracy. Po reprymendzie naszej przełożonej poprawiłam nieco wydajność pracy, ale zmuszałam się do wysiłku, żeby tylko mnie nie zwolniła. Byłam oporna i urażona jej niedopatrzeniem i nadzorem, a nawet podirytowana moimi obowiązkami. Uważałam je za niewdzięczną i trudną pracę. Wiedziałam, że jedna z sióstr, z którymi pracowałam, opóźniała naszą pracę, ale przymykałam na to oko. Zdałam sobie sprawę, że nie było szczerości w mojej pracy. Nie praktykowałam prawdy i nie brałam pod uwagę woli Boga. Zależało mi tylko na fizycznej wygodzie i relaksie. Byłam pasożytem szukającym w kościele darmowego posiłku. Nie miałam sumienia ani rozumu! Nie zachowywałam się inaczej od niewierzących, którzy chcą się najeść się do syta i dostać błogosławieństwo. Nie wypełniałam w ten sposób swojego obowiązku, gdyż nie rozumiałam swojej pracy i nie miałam odpowiednich umiejętności. A to dlatego, że brakowało mi człowieczeństwa i nie dążyłam do prawdy, tylko pożądałam wygód ciała. W ogóle nie byłam godna pełnienia obowiązków w kościele.
W trakcie autorefleksji przeczytałam fragment słów Boga. „Wszyscy Boży wybrańcy praktykują teraz wykonywanie swoich obowiązków, a Bóg wykorzystuje tę ich pracę do tego, aby udoskonalić jedną grupę ludzi, a odrzucić inną. Tak więc to właśnie wykonywanie obowiązku ujawnia każdy rodzaj osoby, a różnego rodzaju oszuści, fałszywi wierzący i źli ludzie są odrzucani i demaskowani podczas wykonywania swoich obowiązków. Ci, którzy wiernie wykonują swój obowiązek, to ludzie uczciwi; ci, którzy ciągle pracują niedbale i byle jak, są podstępnymi, przebiegłymi ludźmi i fałszywymi wierzącymi; a ci, którzy wykonywanymi przez siebie obowiązkami powodują zakłócenia i wzniecają chaos, są złymi ludźmi i są antychrystami. (…) Prawda o każdym człowieku zostaje ujawniona podczas pełnienia przez niego obowiązku – wystarczy wyznaczyć komuś jakiś obowiązek, a już niebawem objawi się, czy jest on uczciwym człowiekiem, czy oszustem i czy jest osobą miłującą prawdę, czy nie. Ci, którzy miłują prawdę, są w stanie szczerze wykonywać swoje obowiązki i potrafią wspierać dzieło domu Bożego; ci zaś, którzy nie miłują prawdy, nawet w najmniejszym stopniu nie wspierają dzieła domu Bożego i są nieodpowiedzialni podczas wykonywania swoich obowiązków. Jest to widoczne dla wszystkich tych, którzy mają oczy i potrafią patrzeć. Żaden człowiek, który źle wykonuje swój obowiązek, nie jest osobą miłującą prawdę ani uczciwą; wszyscy tacy ludzie zostają ujawnieni i wyrzuceni. Aby dobrze wykonywać swój obowiązek, ludzie muszą mieć poczucie odpowiedzialności i poczucie ciężaru. W ten sposób nie ma wątpliwości, że praca zostanie wykonana prawidłowo. Gdyby, nie daj Boże, ktoś nie miał poczucia ciężaru lub odpowiedzialności i ciągle musiał być nakłaniany do zrobienia czegokolwiek, zawsze pracował niedbale i byle jak, a w obliczu pojawiających się trudności starał się zrzucić z siebie winę, przez co problemy przeciągałyby się i pozostawały nierozwiązane – czy dałoby się wtedy dobrze wykonać pracę? Czy takie wykonywanie obowiązku może przynieść efekty? Tacy ludzie nie chcieliby wykonywać żadnego z zadań, które są im zlecone, i nie przejmowaliby się, widząc innych, którzy potrzebują pomocy w swojej pracy. Pracowaliby trochę tylko wtedy, gdyby dostali rozkaz, gdyby już nie było innego wyjścia i nie mieliby wyboru. To nie byłoby wykonywanie obowiązku – to byłaby praca najemna! Pracownicy najemni pracują dla swojego pracodawcy, dostają dniówkę za dzień, a godzinówkę za godzinę. Czekają na wypłatę. Boją się wykonywać jakąkolwiek pracę, której szef nie widzi, boją się, że nie zostaną wynagrodzeni za wszystko, co robią, pracują tylko dla pozorów – co oznacza, że nie mają lojalności” (Jedynie będąc uczciwym można żyć jak prawdziwa istota ludzka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Wierzyć w Boga to kroczyć właściwą ścieżką w życiu. Należy dążyć do prawdy. Jest to kwestia ducha i życia, coś odmiennego od dążenia niewierzących do bogactwa i chwały, do zyskania sławy na wieki. Są to dwie różne drogi. W swojej pracy niewierzący myślą o tym, jak mogą pracować mniej, a mieć więcej pieniędzy, analizują podejrzane sztuczki, które mogliby zastosować, aby więcej zarobić. Całymi dniami myślą o tym, jak się wzbogacić i zbić majątek rodziny, a nawet obmyślają niegodziwe środki, aby ten swój cel osiągnąć. To jest ścieżka zła, ścieżka szatana, ścieżka, którą kroczą niewierzący. Ścieżka, którą kroczą wierzący w Boga, jest ścieżką dążenia do prawdy i zyskiwania życia; jest to ścieżka podążania za Bogiem i zyskiwania prawdy” (Jedynie będąc uczciwym można żyć jak prawdziwa istota ludzka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Boga zrozumiałam, że praca niewierzących to transakcja mająca na celu zarabianie pieniędzy i ich interes własny. Chcą nawet zarabiać na tym, że nic nie robią. Kiedy ktoś sprawdza ich pracę, udają i zaczynają pracować, ale są sprytni i podstępni, gdy nikt nie patrzy. Nie przejmują się bez względu na postępy w pracy. Chcą tylko pieniędzy. Zdałam sobie sprawę, że jestem taka sama. Gdy nie było żadnych trudności ani presji w pracy, gdy nie musiałam cierpieć ani ponosić kosztów, czułam, że ten obowiązek nie był taki zły. Myślałam, że dopóki nie próżnuję i wykonuję część zadań, nie zostanę wyrzucona, tylko będę mogła zostać w kościele i ostatecznie będę zbawiona. Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie wyglądałam na leniwą, a inni nie dostrzegali żadnych problemów, ale ja nie dawałam z siebie wszystkiego, lecz byłam zadowolona z tej odrobiny pracy. Przez resztę czasu przeglądałem nieistotne informacje, czytałam mało ważne rzeczy, aby poznać nowinki. Nieustannie się obijałam. Nie różniłam się niczym od niewierzącego pracownika. Gdy nasza praca się opóźniała, zachowywałam się, jakby nic się nie stało, i w ogóle mi się nie spieszyło. Gdy się ze mną rozprawiono i zdemaskowano mnie, dałam z siebie nieco więcej, aby zachować twarz i nie zostać zwolnioną, ale jak tylko podniesiono wymagania, byłam niechętna, narzekałam i chciałam zamienić obowiązki na łatwiejsze, bardziej relaksujące. Wyglądało na to, że wypełniam swój obowiązek, ale robiłam to tylko po to, żeby widziała mnie przełożona. Nie było szczerości w wypełnianiu obowiązków i wobec Boga. Chciałam ponieść niewielki koszt w zamian za błogosławieństwa królestwa niebieskiego. Była to próba targowania się z Bogiem. Nigdy nie sądziłam, że po tylu latach pełnienia obowiązków zostanę zdemaskowana jako podstępna, przebiegła osoba. Korzystałam ze wszystkiego, co dał mi Bóg i ze strawy duchowej Jego słów, ale w pracy szukałam tylko wygody i pociechy, robiłam wszystko, byle nie cierpieć, w ogóle nie mając na względzie pracy kościoła ani pilnej woli Bożej. Nie miałam szacunku dla Boga. Jakie to wypełnianie obowiązków? Wyraźnie opóźniałam pracę kościoła. Byłam żerującą na kościele oportunistką. W czasie refleksji zdałam sobie sprawę, jaką byłam egoistką, bo wyznawałam szatańskie filozofie „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Człowiek staje się urzędnikiem przez wzgląd na wykwintne jedzenie i drogie ubrania” czy „Życie jest krótkie. Ciesz się nim, póki możesz”. Te idee stały się moim życiem. Żyjąc według tych idei, kierowałam się wyłącznie sprawami przyziemnymi. Uważałam, że w życiu musimy być dla siebie mili, ale męczenie się i ciężka praca nie są tego warte. Bycie wolnym jest wspaniałe, a zamartwianie się i zmęczenie to przegrana sytuacja. Zawsze miałam w pracy taką postawę, pracowałam pobieżnie i ospale, opóźniając pracę kościoła i niszcząc własny charakter. Byłam wierząca, ale nie praktykowałam słów Boga, żyjąc według błędnej filozofii szatana, stając się coraz bardziej samolubna, przebiegła i zdeprawowana. Nie miałam charakteru ani godności i nie byłam godna zaufania. Nawet jeśli jakiś niewierzący podchodzi w pracy do spraw z takim oportunistycznym nastawieniem, przez jakiś czas ujdzie mu to na sucho, ale potem inni go przejrzą. A co więcej, pełniłam służbę w kościele, tuż przed Bogiem, który zagląda w serca i umysły ludzi. Grałam w gierki i choć przez pewien czas nie zostałam nakryta, Bóg wszystko doskonale widział. Widział, że tak naprawdę nie poświęcam się dla Niego, tylko się migam. W tym momencie coś przyszło mi do głowy. Nic dziwnego, że zawsze czułam się w pracy senna i apatyczna i nie czułam obecności Boga. To dlatego, że byłam sprytna i podstępna, co było dla Boga obrzydliwe. Już dawno ukrył przede mną swoją twarz. Bez działania Ducha Świętego stałam się otępiała. Bez względu na to, jak dobrze znałam swoją pracę i jakie miałam doświadczenie, nie wykonałabym jej dobrze.
Później przeczytałam fragment słów Boga, które wyjaśniły mi naturę pobieżnej pracy. Zrozumiałam, że usposobienie Boga jest nienaruszalne. Bóg mówi: „To, jak traktujesz Boże zadania, jest niezwykle istotne, jest to bardzo poważna sprawa. Jeśli nie potrafisz wypełnić tego, co Bóg powierzył ludziom, to nie jesteś zdolny do życia w Jego obecności i powinieneś zostać ukarany. To, że ludzie powinni wykonywać wszystkie zadania, które Bóg im powierza, jest ustalone przez Niebo i uznawane przez ziemię; jest to ich największa odpowiedzialność, i jest ważne jak samo ich życie. Jeśli nie traktujesz poważnie Bożych zadań, wtedy zdradzasz Boga w najcięższy sposób. Jesteś wtedy bardziej godny ubolewania niż Judasz i powinieneś zostać przeklęty. Ludzie muszą dokładnie zrozumieć, w jaki sposób postrzegać to, co Bóg im powierza, a przynajmniej muszą zrozumieć, że zadania, jakie im wyznacza, stanowią wywyższenie i szczególną łaskę od Boga; są czymś najwspanialszym. Wszystko inne można porzucić; nawet jeśli ktoś ma poświęcić własne życie, i tak musi wykonać zlecone przez Boga zadanie” (Jak poznać naturę człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Kiedyś powierzyłem komuś coś do zrobienia. Gdy wyjaśniałem mu zadanie, starannie zapisał je w notatniku. Widziałem, jak skrzętnie notował – wydawało się, że czuje ciężar pracy, a jego postawę cechuje staranność i odpowiedzialność. Przekazawszy mu zadanie, czekałem na wiadomości o postępach; minęły dwa tygodnie, a on nie odezwał się ani słowem. Sam więc postanowiłem go odnaleźć i zapytać, jak idzie mu zadanie, które mu powierzyłem. Odpowiedział: »Och, zupełnie o tym zapomniałem! Powiedz mi jeszcze raz, co to było«. Co sądzicie o jego odpowiedzi? Tego rodzaju postawę miał podczas wykonywania zadania. Pomyślałem: »Ta osoba naprawdę jest niegodna zaufania. Odejdź ode Mnie, i to szybko! Nie chcę cię więcej widzieć!«. Tak właśnie się czułem. Powiem wam więc pewien fakt: Nie wolno wam nigdy łączyć słów Boga z kłamstwami oszustów – robienie tego jest dla Boga odrażające. Są tacy, którzy mówią, że dotrzymują słowa i że można na nich polegać. Jeśli tak jest, to czy słysząc słowa Boga, potrafią postępować zgodnie z nimi? Czy potrafią je urzeczywistnić tak samo starannie, jak swoje osobiste sprawy? Każde zdanie Boga jest ważne. Bóg nie żartuje. To, co mówi, ludzie muszą urzeczywistnić i wykonać. Kiedy Bóg mówi, czy konsultuje się z ludźmi? Z pewnością nie. Czy zadaje ci pytania wielokrotnego wyboru? Z pewnością nie. Jeśli potrafisz zrozumieć, że słowa i polecenia Boga to rozkazy, że człowiek musi je wykonać i zrealizować, to masz obowiązek je wykonać i zrealizować. Jeśli uważasz, że słowa Boga są tylko żartem, luźną uwagą, którą można zastosować – lub nie zastosować – jakkolwiek się chce, i tak właśnie je traktujesz, to jesteś całkiem pozbawiony rozsądku i nie nadajesz się do tego, by nazywać się człowiekiem. Bóg już nigdy do ciebie nie przemówi. Jeśli ktoś zawsze dokonuje własnych wyborów w związku z wymaganiami Boga, z Jego nakazami i poleceniami, i traktuje je z lekceważeniem, to jest typem osoby, którą Bóg się brzydzi. Jeśli w sprawach, które nakazuję i zlecam ci bezpośrednio, zawsze potrzebujesz, abym cię nadzorował i zachęcał, śledził twoje postępy, abym się martwił i dopytywał, abym sprawdzał cię na każdym kroku, to powinieneś zostać wyrzucony” (Aneks trzeci: Jak Noe i Abraham słuchali słów Boga i okazywali Mu posłuszeństwo (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Ze słów Boga dowiedziałam się, że wszystko, co On mówi, i wszystko, czego żąda, musi zostać wykonane i przestrzegane przez Jego stworzenie. Jeśli nie traktujemy poważnie słów Boga, ale zawsze potrzebujemy w pracy nadzoru i upomnień innych, albo niechętnie robimy trochę, bo ktoś nas zmusza, to zasadniczo oszukujemy Boga, a to jest dla Niego obrzydliwe. Taka osoba nie zasługuje na słuchanie słów Boga ani na bycie w kościele i należy ją wyrzucić. Bardzo się bałam, rozważając słowa Boga, a zwłaszcza tę część. „Ta osoba naprawdę jest niegodna zaufania. Odejdź ode Mnie, i to szybko! Nie chcę cię więcej widzieć!”. Odczuwałam żal i czułam się winna zła, jakiego się wcześniej dopuściłam, a łzy spływały mi po twarzy. Patrząc na swój stosunek do obowiązków, był on dokładnie taki, jak to ujawnił Bóg: bardzo powierzchowny. To kluczowy okres dla ekspansji ewangelii królestwa, a inni bracia i siostry pragną wypełniać obowiązki. A ja pożądałam cielesnych wygód, byłam zrelaksowana i niedbała w pracy, świadcząc usługi, ale nie starając się być wydajną, co wpłynęło na wyniki mojej pracy. Byłam próżna, zaniedbywałam obowiązki, obijałam się, myśląc tylko o własnym zadowoleniu. Kościół powierzył mi tak ważną pracę, a ja jej nie doceniałam i nie brałam na poważnie. Postrzegałam ją jako swój kapitał, kartę przetargową na życie z kościoła, bez cierpienia i ponoszenia kosztów, bez myślenia, jak poprawić swoją pracę. Robiłam tylko absolutne minimum. Nie troszczyłam się o nikłe postępy ani o to, jak pilna jest wola Boża. Zależało mi tylko na tym, żeby się nie zmęczyć. Byłam niedbała i nieuważna w moich obowiązkach, chciałam jakoś przetrwać, ociągając się, gdy tylko było to możliwe. Bóg nie miał miejsca w moim sercu, a ja nie miałam dla Niego żadnej czci. Czy bycie tak powierzchowną wobec obowiązków nie uczyniło mnie gorszą od psa? Psy są lojalne wobec swoich właścicieli. Czy ich właściciel jest u ich boku, czy nie, wypełniają swoje obowiązki i czuwają nad domem właściciela. W oparciu o to, jak się zachowywałam, nie byłam godna pełnienia tego obowiązku. Przysięgłam sobie, że od tego dnia będę żałować i naprawię swoje błędy.
W trakcie modlitwy przeczytałam fragment słów Boga, który pokazał mi drogę wypełniania obowiązków w przyszłości. Słowa Boga mówią: „Co więc pomyślał Noe w swoim sercu, gdy Bóg wydał polecenie zbudowania arki? Pomyślał: »Od dziś nic nie liczy się tak bardzo jak budowa arki, nic nie jest tak ważne i pilne jak to. Słyszałem słowa płynące z serca Stwórcy, czułem Jego naglącą wolę, więc nie wolno mi zwlekać; muszę jak najszybciej zbudować arkę, o której mówił i o którą prosił Bóg«. Jaka była postawa Noego? Taka, że nie śmiał być niedbały. A w jaki sposób doprowadził do powstania arki? Bez zwłoki. Przeprowadził i zrealizował każdy szczegół tego, co zostało powiedziane i polecone przez Boga, niezwłocznie i wkładając w to całą swoją energię, w żadnym razie nie postępując niedbale czy niestarannie. Podsumowując, postawa Noego wobec polecenia Stwórcy była posłuszna. Nie był na nie obojętny, w jego sercu nie było oporu ani dystansu. Zamiast tego, pilnie starał się zrozumieć wolę Stwórcy, odnotowując każdy szczegół. Kiedy zrozumiał pilną wolę Bożą, postanowił przyspieszyć tempo, aby niezwłocznie zakończyć to, co Bóg mu powierzył. Co to znaczy: »niezwłocznie«? Oznacza to ukończenie w jak najkrótszym czasie pracy, która kiedyś zajęłaby mu miesiąc, a następnie wykonanie jej może trzy lub pięć dni przed terminem, bez ociągania się i bez najmniejszego zwlekania, lecz posuwając się naprzód z całym projektem, najlepiej jak potrafi. Oczywiście, wykonując każdą pracę, starał się jak najbardziej zminimalizować straty i błędy oraz wykonywać wszystko raz a dobrze; każde zadanie i procedurę ukończył też w terminie i wykonał je dobrze, gwarantując ich jakość. To był prawdziwy przejaw braku ociągania się. Jaki był więc warunek wstępny tego, aby się nie ociągał? (Usłyszał polecenie Boga). Tak, to był warunek wstępny i kontekst jego osiągnięcia. Dlaczego Noe był w stanie nie ociągać się? Niektórzy mówią, że Noe posiadał prawdziwe posłuszeństwo. Co więc posiadał, co pozwoliło mu osiągnąć takie prawdziwe posłuszeństwo? (Miał wzgląd na Bożą wolę). To prawda! To właśnie znaczy mieć serce! Ludzie, którzy mają serce, potrafią zważać na wolę Boga; ci, którzy są pozbawieni serca, to puste łupiny, błazny, zbyt nierozsądni, by zważać na wolę Boga: »Nic mnie nie obchodzi, jak nagląca jest ta sprawa dla Boga, będę robił, co zechcę – w każdym razie nie jestem leniwy ani bezczynny«. Taka postawa, taki rodzaj negatywności, całkowity brak proaktywnego podejścia – to postawa kogoś, kto nie zważa na wolę Boga ani nie rozumie, jak należy na nią zważać. A w takim razie czy tacy ludzie mają prawdziwą wiarę? Z pewnością nie. Noe zważał na wolę Boga i miał prawdziwą wiarę, i dzięki temu był w stanie wypełnić Boże zlecenie. A więc nie wystarczy tylko przyjąć Boże zlecenie i być gotowym do podjęcia pewnego wysiłku. Trzeba także pamiętać o woli Bożej, dać z siebie wszystko i być oddanym – a to wymaga od ludzi sumienia i rozsądku; są to rzeczy, które powinny cechować ludzi, i charakteryzowały one Noego” (Aneks trzeci: Jak Noe i Abraham słuchali słów Boga i okazywali Mu posłuszeństwo (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki słowom Boga zrozumiałam, że Noe zyskał Jego aprobatę, bo szczerze wierzył w Boga i troszczył się o Jego wolę. Kiedy otrzymał Boże polecenie, uczynił budowę arki swoim priorytetem. Nie myślał o fizycznym cierpieniu ani o tym, jakie to będzie trudne. W epoce przedindustrialnej budowa tak ogromnej arki musiała wymagać dużego wysiłku fizycznego i umysłowego. Pewnie słyszał kpiny innych osób. W tych okolicznościach Noe pozostał silny przez 120 lat, aby wypełnić Boże zadanie, ostatecznie radując serce Boga. Noe naprawdę poświęcił się Bogu i zasłużył na Boże zaufanie. W moim przypadku, gdy nikt mnie nie zachęcał i nie kontrolował, skorzystałam z okazji, by być leniwą i przebiegłą, dążąc do cielesnych wygód, nie spiesząc się w pracy i nie przejmując się, jak bardzo opóźniam postępy. Zabrakło mi człowieczeństwa i nie zasłużyłam na Boże zbawienie. Zrozumiałam, że wypełnianie obowiązków powinno być jak budowa arki przez Noego, że trzeba działać. Muszę liczyć się z każdą sekundą, żeby iść naprzód i pracować wydajniej. Nawet jeśli nikt mnie nie zachęca i nie sprawdza, muszę być odpowiedzialna i robić wszystko, co w mojej mocy. To jedyny sposób na bycie osobą z sumieniem i człowieczeństwem.
Potem zaczęłam planować swój czas. Kiedy nie projektowałam, w wolnym czasie pomagałam przy innych obowiązkach i bacznie obserwowałem swój stan. Każdego dnia mój grafik był pełny, ale ja odczuwałam spokój, i bardziej niż wcześniej angażowałam się w swoje obowiązki. Gdy kończyliśmy jakąś pracę i miałam ochotę znowu zwolnić, albo pojawiał się przestój w projektowaniu, bo źle skoordynowałam pracę, chciałam sobie pobłażać myśląc, że nie jestem członkiem tego zespołu i nikt mnie do tego nie zachęcał, a poza tym pomagałam przy innej pracy, więc uzasadnione było spowolnienie prac projektowych. Ale zdałam sobie sprawę, że nie jestem w dobrym stanie i rzuciłam się na poszukiwanie prawdy, aby to naprawić. Przeczytałam o tym w słowach Boga: „Kiedy ludzie wypełniają swoje obowiązki, w rzeczywistości robią to, co powinni. Jeśli czynisz to przed Bogiem, jeśli wykonujesz swój obowiązek i podporządkowujesz się Bogu z uczciwością i sercem, to czyż taka postawa nie będzie o wiele bardziej właściwa? Jak zatem powinieneś stosować tę postawę w swoim codziennym życiu? Musisz uczynić »oddawanie Bogu czci z sercem i uczciwością« swoją rzeczywistością. Ilekroć masz ochotę sobie odpuścić i jedynie stwarzać pozory, ilekroć masz ochotę prześliznąć się po powierzchni i poleniuchować, ilekroć coś cię rozprasza albo wolałbyś dobrze się bawić, powinieneś dobrze się zastanowić: »Czy zachowując się w ten sposób, nie jestem czasem niegodny zaufania? Czy tak wygląda wkładanie serca w wypełnianie swych obowiązków? Czy postępując w ten sposób jestem nielojalny? Czy zachowując się w ten sposób nie zawodzę w wypełnieniu zadania, jakie powierzył mi Bóg?«. Tak właśnie powinieneś się nad sobą zastanawiać. Co powinieneś zrobić, jeśli dojdziesz do wniosku, że zawsze wykonujesz obowiązki niedbale i po łebkach, że jesteś nielojalny i że skrzywdziłeś Boga? Powinieneś powiedzieć: »Poczułem wtedy, że coś jest nie tak, ale nie potraktowałem tego jak problemu: po prostu beztrosko przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że rzeczywiście byłem niedbały i nie przykładałem się, że nie sprostałem swojej odpowiedzialności. Naprawdę brakuje mi sumienia i rozumu!«. Znalazłeś problem i dowiedziałeś się trochę o sobie – więc teraz musisz się zmienić! Twój stosunek do wykonywania obowiązków był niewłaściwy. Pełniłeś je niedbale, traktowałeś jak jakąś dodatkową pracę i nie wkładałeś w nie serca. Jeśli odkryjesz, że ponownie jesteś niedbały i się nie przykładasz, musisz pomodlić się do Boga, aby cię zdyscyplinował i wychłostał. Taką wolę trzeba mieć w wypełnianiu swojego obowiązku. Dopiero wtedy można naprawdę okazać skruchę. Zmienić można się tylko wtedy, gdy ma się czyste sumienie i gdy przekształceniu ulega stosunek do wykonywania obowiązków” (Tylko przez częste czytanie słów Boga i rozważania nad prawdą można się posuwać do przodu, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Czytanie słów Boga dało mi większą jasność na ścieżce praktyki. Obowiązek to zlecenie dane nam przez Boga. Czy ktoś nas nadzoruje czy nie, akceptujmy Boży nadzór i dajmy z siebie wszystko. Ta ciągła potrzeba zachęty to oznaka braku oddania. Nawet inni uważają to za haniebne. Nie mogłam dalej tak żyć, ale musiałam mieć szacunek dla Boga i przyjąć Jego nadzór. Trzeba być aktywną w obowiązkach bez zachęty innych osób. Kiedy mieliśmy dużo pracy, musiałam ponieść tego koszty. Wcześniej ułożyłam sobie grafik i dałam z siebie wszystko, starając się nie ociągać. Podchodząc do spraw w ten sposób, wkrótce zaczęłam dostrzegać rezultaty mojej pracy. Musiałam bardziej się postarać i włożyć w to trochę energii, ale wcale nie czułam się zmęczona, czułam spokój. Gdy napotykałam w pracy trudności, szukając prawdy, osiągałam nieoczekiwane korzyści. Zrobiłam postępy w umiejętnościach technicznych i w moim wejściu w życie.
W czerwcu 2021 roku nasza liderka powiedziała mi, że zostałam ponownie przydzielona do prac projektowych. Byłam tak przejęta, że nie wiedziałam, co powiedzieć, i z całego serca dziękowałam Bogu. Ta zmiana w mojej pracy pokazała mi, jak byłam leniwa, samolubna i podła; nienawidziłam za to siebie, i zyskałam trochę szacunku dla Boga. Czasami nadal czuję lenistwo, ale wtedy modlę się do Boga prosząc Go, by czuwał nad moim sercem, i od razu mnie zdemaskował, upomniał i zdyscyplinował, gdy staję się powierzchowna, sprytna i przebiegła. Odkąd wprowadziłam to w życie, stałam się o wiele mniej sprytna i podstępna i osiągam lepsze wyniki w pracy. Jest to trochę bardziej męczące, ale czuję się spełniona. Liderka powiedziała mi później, że wypełniam swoje obowiązki znacznie lepiej niż kiedyś. Słysząc to, byłam bardzo poruszona i zmotywowana. Wiedziałam, że wciąż nie robię dość i muszę ciężko pracować. Jestem wdzięczna Bogu za to, że mnie karci i dyscyplinuje, bo zmieniło to moje nastawienie do pracy.