Omówienie musi być prowadzone z otwartym sercem
Na początku roku 2021 przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Brałam udział w spotkaniach, czytałam słowo Boże i po dwóch miesiącach zostałam wybrana na diakonkę podlewającą. Organizowaliśmy spotkania diakonów w każdy weekend, aby omawiać problemy i trudności, jakie napotkaliśmy, i omawiać też to, co zyskaliśmy, przejawione przez nas zepsucie, nasze refleksje i zrozumienie na podstawie słowa Bożego. Przed każdym spotkaniem byłam bardzo zdenerwowana i długo się namyślałam, bo nie wiedziałam, co mam powiedzieć przywódcom kościoła i innym diakonom. Obawiałam się mówić otwarcie o swoim zepsuciu i brakach, bo martwiłam się, że wyrobią sobie o mnie złą opinię. Na przykład: dopiero zaczęłam podlewać nowych wierzących. Wielu rzeczy nie wiedziałam, brakowało mi doświadczenia. Martwiłam się, że nowi mnie nie polubią i uznają, że nie umiem ich dobrze podlewać, więc nie chciałam już pełnić tego obowiązku. Ale nie chciałam o tym mówić otwarcie na spotkaniu diakonów, bo bałam się, że jeśli to zrobię, bracia i siostry pomyślą, że brak mi zdolności prowadzenia omówień z nowymi wierzącymi. Byłam niecierpliwa wobec nowych członków, ale nie chciałam o tym mówić, by inni nie pomyśleli, że przejawiam złe człowieczeństwo. Ale gdybym nic nie powiedziała na spotkaniu, to mogliby pomyślć, że nie jestem taka zdolna jak inni. Nie chciałam się przed nimi pogrążać ani zasłużyć sobie na ich pogardę. Przemyślałam to i postanowiłam, że powiem coś mało istotnego, niezbyt zawstydzającego, na przykład że jestem leniwa, bo większość ludzi ma ten problem. Dzięki temu nie wydam się gorsza od innych.
Podczas spotkania przywódca kościoła zapytał o moje doświadczenia i o wiedzę, jaką zdobyłam na temat swojego zepsutego usposobienia, a ja powiedziałam to, co zaplanowałam. Gdy skończyłam, odetchnęłam z ulgą, ale czułam się nieswojo, bo nie powiedziałam prawdy i sprzeciwiłam się woli Boga. Pomyślałam o tych słowach Pana Jezusa: „Ale wasza mowa niech będzie: Tak – tak, nie – nie. A co jest ponadto, pochodzi od złego” (Mt 5:37). „Zaprawdę powiadam wam: Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18:3). Te słowa wzbudziły we mnie wielkie poczucie winy. Kłamstwa pochodzą od szatana i są złe. Bóg kocha szczerych ludzi i tylko tacy mogą wejść do królestwa niebieskiego. Kłamcy i obłudnicy nie wejdą do królestwa Bożego. Takich ludzi Bóg nienawidzi i zostaną w końcu przez Niego odrzuceni. Wpadłam w przygnębienie i przestraszyłam się, że Bóg będzie mną pogardzał. Pomodliłam się do Boga, prosząc, by mi pomógł być szczerą osobą. Postanowiłam powiedzieć prawdę o swoim zepsuciu na następnym spotkaniu. Ale gdy nadszedł czas, wciąż brakowało mi odwagi. Bałam się, że jeśli powiem o swoim zepsuciu i swoich brakach, bracia i siostry pomyślą, że jestem bardziej skażona niż oni. Czułam, że zbyt trudno jest powiedzieć prawdę i z tego powodu chciałam nawet przestać chodzić na spotkania diakonów. Ale obawiałam się się, że bracia i siostry zapytają, czemu nie przyszłam, a ja nie będę wiedziała, co im odpowiedzieć. Im więcej o tym myślałam, tym większa była moja rozterka. Nie wiedziałam, co robić. Na którymś spotkaniu bracia i siostry, tak jak zwykle, mówili o swoich doświadczeniach i wiedzy, a ja nie wiedziałam, co mówić, więc tylko słuchałam. Byłam sobą rozczarowana, przez cały czas udawałam, że jestem inna niż w rzeczywistości i wciąż nie udawało mi się praktykować prawdy. Nie było mnie stać na choćby jedno szczere słowo. Czułam się podle, więc prosiłam Boga, by pomógł mi się z tego wyrwać.
Później przeczytałam ten fragment słowa Bożego: „Należy szukać prawdy, aby rozwiązać każdy pojawiający się problem, bez względu na to, jaki on jest, i w żadnym wypadku nie należy się ukrywać ani zakładać fałszywej maski wobec innych. Twoje wady, twoje braki, twoje przewiny, twoje zepsute usposobienie – ujawniaj je wszystkie zupełnie otwarcie i rozmawiaj o nich we wspólnocie. Nie trzymaj ich w sobie. Nauka otwierania się jest pierwszym krokiem do wkroczenia w życie, a także pierwszą przeszkodą, najtrudniejszą do pokonania. Gdy już ją przezwyciężysz, wkroczenie w prawdę będzie łatwe. Co oznacza poczynienie tego kroku? Oznacza, że otwierasz swoje serce i pokazujesz wszystko, co masz, dobre i złe, pozytywne i negatywne; obnażasz się przed innymi i przed Bogiem; niczego nie ukrywasz przed Bogiem, niczego nie chowasz, niczego nie maskujesz, jesteś wolny od sztuczek i zwodzenia, i tak samo jesteś uczciwy i otwarty wobec innych ludzi. Tym sposobem żyjesz w świetle i nie tylko Bóg będzie mógł cię zlustrować, ale również inni ludzie będą mogli zobaczyć, że twoje postępowanie jest zgodne z zasadami i w znacznym stopniu przejrzyste. Nie musisz używać żadnych metod, aby chronić swoją reputację, wizerunek i status, nie potrzebujesz też ukrywać ani maskować swoich błędów. Nie musisz się angażować w te bezsensowne wysiłki. Jeśli potrafisz to wszystko odpuścić, staniesz się bardzo zrelaksowany, będziesz żył bez kajdan i cierpienia, całkowicie w świetle” („Tylko ci, którzy praktykują prawdę, są bogobojni” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Na podstawie słowa Bożego zrozumiałam, że nigdy nie powinniśmy skrywać swego zepsutego stanu. Musimy mówić o tym Bogu, modlić się, próbować zrozumieć siebie, a także otwierać swe serce, ujawnić zepsucie przed braćmi i siostrami, aby szukać prawdy. Pomoże nam to lepiej zrozumieć siebie samych i wyzbyć się zepsutego usposobienia. Ale ja, by zachować twarz, nie chciałam otwarcie mówić o swoim zepsuciu i trudnościach, nie chciałam szukać prawdy wraz z braćmi i siostrami. Zamykałam swoje serce, tak by nikt nie mógł dojrzeć prawdy o mnie, ale nie znajdowałam ulgi, żyjąc w mroku. Rozumiałam, że nie mogę tak dalej trwać, że powinnam praktykować słowo Boże, otworzyć się przed braćmi i siostrami oraz poprosić ich o pomoc. Po spotkaniu podeszła do mnie siostra, by pomówić o swoim niedawnym doświadczeniu. Pomyślałam, że to dobra okazja, by się przed nią otworzyć i poszukać prawdy, ale czułam się skrępowana, bo nie wiedziałam, co ona sobie o mnie pomyśli. Martwiłam się, że nazwie mnie osobą nieszczerą. Pomodliłam się zatem do Boga: „Boże, nie chcę być już taka skryta. Nie chcę ukrywać swoich prawdziwych myśli. Jestem zmęczona. Boże, chcę być szczera, więc proszę, poprowadź mnie”. Po modlitwie powiedziałam siostrze o tym, o czym nie śmiałam mówić na spotkaniu. Bardzo mi ulżyło, gdy skończyłam. Siostra podzieliła się ze mną swoim zrozumieniem i wysłała mi fragment słowa Bożego. „Główną cechą podstępnej osoby jest to, że z nikim nie dzieli się tym, co ma w sercu, nawet z najbliższym przyjacielem nie rozmawia zupełnie szczerze. Tacy ludzie są zupełnie nieprzeniknieni. Ktoś taki nie musi koniecznie być stary ani głęboko zaangażowany w sprawy tego świata, może nawet mieć niewiele doświadczenia, a mimo to pozostaje nieodgadniony. Czy taka osoba nie jest z natury podstępna? Tacy ludzie zamykają się tak głęboko, że nikt nie może ich przejrzeć. Bez względu na to, ile wypowiadają słów, trudno jest odróżnić, które są prawdziwe, a które fałszywe i nikt nie wie, kiedy mówią prawdę, a kiedy kłamią. Ponadto są szczególnie wprawni w kamuflażu i sofistyce. Często ukrywają prawdę, stwarzając fałszywe pozory, przez co wszyscy widzą tylko ich fałszywy obraz. Sprawiają wrażenie ludzi wzniosłych, dobrych, cnotliwych i niewinnych, takich, którzy są lubiani i aprobowani, i na koniec wszyscy ich podziwiają i szanują. Bez względu na to, jak wiele czasu spędzisz z kimś takim, nigdy nie będziesz wiedzieć, co naprawdę myśli. Ich poglądy i postawy wobec wszelkiego rodzaju ludzi, spraw i rzeczy są skryte głęboko w sercu. Nigdy nikomu ich nie wyjawiają i nigdy nie rozmawiają o takich sprawach, nawet z najardziej zaufanymi osobami. Kiedy modlą się do Boga, mogą nawet nie wyznać tego, co mają w sercu i co naprawdę myślą. Mało tego, próbują udawać kogoś obdarzonego człowieczeństwem, bardzo uduchowionego i oddanego dążeniu do prawdy. Nikt nie może dostrzec, jakie mają usposobienie i kim naprawdę są. To jest cecha osoby podstępnej” („Nie wierzą w istnienie Boga i zaprzeczają istocie Chrystusa (Część pierwsza)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Słowo Boże uświadomiło mi, że kłamliwi ludzie nie mówią prosto z serca, nie mówią otwarcie o tym, co naprawdę przeżywają. Zamiast tego często są skryci i maskują się. Byłam właśnie taka, jak to ujawnił Bóg. Odkąd zostałam diakonką podlewającą, widziałam wiele swoich braków i przejawiałam wiele zepsutych skłonności, a także nie traktowałam nowych wierzących z miłością i cierpliwością. Musiałam otworzyć swoje serce i szukać rozwiązania razem z braćmi i siostrami. Ale bałam się, że jeśli powiem prawdę, to oni będą patrzeć na mnie z góry i uznają mnie za kogoś gorszego. Dlatego nie chciałam mówić o swoim stanie. Unikałam ważnych tematów, a mówiłam o rzeczach nieistotnych albo o problemach, które ma wielu ludzi. Robiłam to, by ukryć swoją ciemną stronę i myśli. Aby inni dobrze o mnie myśleli, maskowałam się i wywierałam fałszywe wrażenie. Oszukiwałam braci i siostry. Byłam podstępna i obłudna!
Później siostra wysłała mi inny fragment słów Boga: „W istocie wszyscy ludzie wiedzą, dlaczego kłamią: robią to ze względu na własne interesy, twarz, próżność i status. Porównując się z innymi, mierzą zbyt wysoko. W rezultacie ich kłamstwa zostają ujawnione i przejrzane przez innych ludzi, co prowadzi do utraty twarzy, charakteru i godności. Taki jest skutek zbyt wielu kłamstw. Kiedy kłamiesz zbyt często, każde słowo, które wypowiadasz, jest skażone. Wszystkie one są fałszywe i żadne z nich nie może przekazywać prawdy ani rzeczywistych faktów. Nawet jeśli kłamiąc, nie tracisz twarzy, i tak czujesz się zhańbiony w środku. Twoje sumienie będzie cię obwiniać, będziesz gardzić sobą i poniżać siebie. »Dlaczego żyję tak żałośnie? Czy naprawdę tak trudno jest chociaż raz powiedzieć coś szczerze? Czy muszę kłamać, by zachować twarz? Dlaczego życie w taki sposób jest tak wyczerpujące?«. Możesz żyć w sposób, który nie będzie wyczerpujący. Jeśli praktykujesz bycie uczciwym człowiekiem, możesz żyć lekko i swobodnie, ale kiedy wybierasz kłamstwa, aby chronić swoją twarz i próżność, twoje życie staje się bardzo męczące i bolesne, co oznacza, że jest to ból, który sam sobie zadajesz. Jaką twarz zyskujesz, kłamiąc? Jest to coś pustego, zupełnie bezwartościowego. Kiedy kłamiesz, zdradzasz własny charakter i godność. Ceną za kłamstwa jest godność i charakter ludzi; Bóg uważa ich za irytujących i nienawistnych. Czy te kłamstwa są tego warte? Absolutnie nie. (…) Jeśli jesteś kimś, kto kocha prawdę, to zniesiesz każde cierpienie, aby praktykować prawdę i nie będzie cię obchodziła utrata reputacji, statusu, charakteru czy godności. Będzie cię zadowalało tylko praktykowanie prawdy i zadowolenie Boga. Bowiem ci, którzy kochają prawdę, wybierają praktykowanie prawdy, bycie uczciwymi ludźmi. To jest właściwa ścieżka, błogosławiona przez Boga. Co wybierają ci, którzy nie kochają prawdy? Używają kłamstw, aby bronić swojej reputacji, statusu, godności i charakteru. Tacy ludzie wolą być fałszywi, znienawidzeni i odrzuceni przez Boga. Nie chcą prawdy ani Boga. Wybierają własną reputację i status. Chcą być fałszywymi ludźmi i nie obchodzi ich, czy to podoba się Bogu i czy Bóg ich zbawia, więc czy tacy ludzie mogą być zbawieni przez Boga? Na pewno nie, bo obierają złą drogę. Mogą żyć tylko w kłamstwie i oszustwie, mogą tylko wieść bolesne życie, kłamiąc, ukrywając kłamstwa i łamiąc sobie głowy, jak się obronić każdego kolejnego dnia. Może myślisz, że kłamstwa pozwolą ci ochronić twoją upragnioną reputację, status, próżność i twarz, ale to wielki błąd. Kłamstwa nie ochronią twojej próżności i godności osobistej; co więcej, będziesz przez nie tracił szanse na praktykowanie prawdy i bycie uczciwą osobą. Nawet jeśli chwilowo ocalą twoją reputację i próżność, utracisz prawdę i zdradzisz Boga, co oznacza, że całkowicie stracisz możliwość uzyskania Bożego zbawienia i bycia udoskonalonym. To jest największa strata i wieczny żal. Fałszywi ludzie nigdy nie widzą tego jasno” („Jedynie będąc uczciwym można urzeczywistnić prawdziwe podobieństwo do człowieka” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Po przeczytaniu słowa Bożego zastanowiłam się nad sobą. By zachować twarz i status i by inni nie patrzyli na mnie z góry, przed każdym spotkaniem głowiłam się nad tym, co mam powiedzieć innym. Gdybym powiedziała o sobie prawdę, to mogłabym na braciach i siostrach zrobić złe wrażenie. Gdybym nic nie powiedziała, to wtedy bracia i siostry pomyśleliby, że jestem złą osobą, i gardziliby mną. Rozpaczliwie chciałam uciec od tej sytuacji. Widziałam, że aby zachować twarz i status, łamałam sobie głowę i wolałam unieszczęśliwić siebie niż się otworzyć, być szczerą, powiedzieć braciom i siostrom prawdę o moim stanie i problemach. Byłam bardzo kłamliwa i nikczemna! Choć na jakiś czas udało mi się zachować swój wizerunek w sercach ludzi, straciłam godność i szansę na bycie szczerą osobą, szansę na szukanie prawdy. Na każdym spotkaniu czułam zmęczenie, nie miałam poczucia ulgi. Tkwiłam w niewoli swojego zepsutego usposobienia. Bracia i siostry mają jeść i pić słowo Boże na spotkaniach oraz omawiać swoje doświadczenia i wiedzę na temat słowa Bożego. Jeśli mamy problemy lub trudności, możemy o nich porozmawiać i rozwiązać je wspólnie, ucząc się od siebie nawzajem. W ten sposób łatwo jest pozyskać dzieło Ducha Świętego i zrozumieć prawdę. Ale ja na spotkaniach zawsze myślałam tylko o tym, co powiedzieć, by inni nie patrzyli na mnie z góry, by mieli o mnie dobrą opinię. Wszystkie moje myśli temu poświęcałam. Trudne i męczące było takie życie.
Później przeczytałam w słowie Bożem: „Czy rozmawiając z innymi jesteście w stanie się otworzyć i powiedzieć im, co tak naprawdę macie w sercach? Jeśli ktoś zawsze mówi to, co naprawdę ma w sercu, jeśli nigdy nie kłamie ani nie przesadza, jeśli jest szczery, nie wykonuje obowiązków nieuważnie ani pobieżnie, jeśli potrafi praktykować prawdę, którą rozumie, to dla takiej osoby jest nadzieja, że pozyska prawdę. Jeśli ktoś zawsze kryje się i zamyka swoje serce, aby nikt nie mógł go wyraźnie zobaczyć, jeśli stwarza fałszywe pozory, aby zwieść innych, to jest w poważnym niebezpieczeństwie, w dużych kłopotach, i prędzej czy później zostanie przejrzany i zdemaskowany. Można ocenić perspektywy człowieka na podstawie jego codziennego życia, jego słów i czynów. Jeśli ta osoba zawsze udaje, wywyższa się, to nie jest człowiekiem, który akceptuje prawdę; prędzej czy później zostanie ujawniona i wyrzucona. (…) Ludzie, którzy nigdy się nie otwierają, którzy zawsze coś ukrywają, którzy wiecznie udają prawych, ciągle starają się wywrzeć dobre wrażenie na innych, którzy nie chcą, by inni poznali ich prawdziwe myśli, stan i naturę – czy ci ludzie nie są głupi? Są wyjątkowo głupi! Jaką ścieżką kroczą? Ścieżką faryzeuszy. Czy hipokryci są w niebezpieczeństwie, czy nie? To ludzie, których Bóg nienawidzi najbardziej, więc czy wyobrażasz sobie, że nie grozi im niebezpieczeństwo? Wszyscy, którzy są faryzeuszami, kroczą drogą do zatracenia!” („Oddaj szczere serce Bogu, by pozyskać prawdę” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Słowo Boże uświadomiło mi, że Bóg chce, byśmy byli szczerzy, mówili prosto i otwarcie zamiast kłamać i oszukiwać, a kiedy przejawiamy zepsucie, powinniśmy otwarcie o tym mówić, by inni poznali nasze prawdziwe myśli. życie w ten sposób nie jest tak męczące, łatwiej wówczas wkroczyć w prawdę i pójść drogą zbawienia. Ale ci, którzy się maskują i skrywają, nie pozwalając innym dostrzec swego prawdziwego oblicza, podążają złą ścieżką i stają się coraz bardziej obłudni, przez co nigdy nie mogą wyzbyć się zepsutego usposobienia. To droga do zatracenia. Pomyślałam o faryzeuszach sprzed dwóch tysięcy lat. Z pozoru byli pobożni, spędzali czas objaśniając innym Pismo w synagogach. Modlili się na rozdrożach, aby inni myśleli, że miłują Boga. Ale oni wcale Boga się nie bali, nie dawali mu pierwszeństwa, nie przestrzegali Bożych przykazań. Gdy Pan Jezus przyszedł, aby działać, oni wiedzieli, że Jego słowa mają moc i władzę, że pochodzą od Boga, ale by zachować swój status i dochody, zaciekle sprzeciwiali się i potępiali Boga, aż w końcu ukrzyżowali Pana Jezusa. Zrozumiałam, że faryzeusze wydawali się pobożni, ale tak naprawdę byli podstępni i fałszywi. Umieli się dobrze maskować i oszukiwać. Wszystko robili, by oszukiwać i kontrolować ludzi, by ludzie ich szanowali i oddawali im cześć. Szli drogą sprzeciwu wobec Boga. Na koniec obrazili usposobienie Boga, który ich przeklął i ukarał. Zastanowiłam się nad sobą. Dbając o swój wizerunek w sercach ludzi, skrywałam swe zepsucie i mówiłam tylko o ujawnianych przeze mnie przejawach zwykłego zepsucia. To chroniło mój wizerunek, a poza tym inni uważali mnie za prostą, otwartą osobę. Czy nie byłam równie kłamliwa i nikczemna jak faryzeusze? Przeraziło mnie to. Nie mogłam tak dłużej postępować. Musiałam być szczerą osobą, jak tego wymaga Bóg.
Później siostra wysłała mi inny fragment słów Boga: „Jeśli chcesz szukać prawdy, jeśli chcesz doprowadzić do całkowitej zmiany różnych swoich aspektów, takich jak niewłaściwe motywy, stany lub nastroje, to przede wszystkim musisz się nauczyć otwierać i rozmawiać z innymi. (…) Nie zamykaj się w sobie i nie mów: »To są moje motywy, to są moje trudności, jestem w złym stanie, jestem zniechęcony, ale i tak nikomu o tym nie powiem, tylko zachowam to wszystko dla siebie«. Jeśli nigdy nie ujawniasz otwarcie swojego stanu w modlitwie, trudno ci będzie otrzymać oświecenie Ducha Świętego, a z czasem przestaniesz mieć ochotę na modlitwę, przestaniesz mieć ochotę na jedzenie i picie słowa Bożego, twój stan będzie się stawał coraz gorszy i trudno ci będzie dokonać zwrotu. I tak, bez względu na to, jaki jest twój stan, bez względu na to, czy jesteś zniechęcony, czy przeżywasz trudności, bez względu na osobiste motywacje lub plany, bez względu na to, co poznałeś lub uświadomiłeś sobie, analizując siebie samego, musisz się nauczyć otwierać i omawiać wszystko z innymi, a kiedy omawiasz, Duch Święty działa. A jak działa Duch Święty? On cię oświeca i pozwala ci dostrzec wagę problemu, uświadamia ci jego źródło i istotę, oświeca cię, byś krok po kroku zrozumiał prawdę i zasady praktyki, abyś mógł wprowadzać prawdę w życie, a następnie wejść w rzeczywistość prawdy. Takie są rezultaty działania Ducha Świętego. Kiedy ktoś potrafi otwarcie rozmawiać z innymi, oznacza to, że ma uczciwy stosunek do prawdy. To, czy dana osoba jest szczera i uczciwa, mierzy się jej stosunkiem do prawdy i do Boga, a także tym, czy potrafi przyjąć prawdę i być Bogu posłuszna. To jest najważniejsze” („Zasady praktykowania dotyczące podporządkowania się Bogu” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Potem siostra podzieliła się ze mną takim omówieniem: „Aby być szczerą osobą, musimy najpierw nauczyć się otwierać serce w poszukiwaniach i omówieniach. Jeśli wciąż się zamykamy, ukrywamy nasze zepsucie i nie chcemy się modlić ani otworzyć w rozmowach z innymi, trudno nam będzie rozwiązać nasze problemy. Na przykład jeśli ktoś jest chory, szuka lekarza lub prosi o pomoc kogoś doświadczonego. Dzięki temu może zrozumieć swój stan, wziąć właściwy lek i na czas opanować chorobę. Ale niektórzy ludzie ukrywają swój stan i ponieważ nie leczą się w porę, ich stan się pogarsza i choremu może nawet grozić śmierć. Jeśli chcemy pokonać swoje problemy i trudności, musimy otwarcie je omawiać i być szczerymi ludźmi. To jest prawidłowy sposób praktykowania”. Zrozumiałam, jak ważne jest, by być szczerą osobą i otwierać się. Wierzyłam w Boga krótko i nie pojmowałam prawdy. Wiedziałam, że przejawiam zepsute usposobienie, ale nie umiałam temu zaradzić. Powinnam praktykować bycie szczerą, otwarcie mówić o swym stanie, szukać prawdy. Tylko tak zyskam przewodnictwo Boże i uda mi się wyzbyć zepsutego usposobienia. Dopiero zaczęłam podlewać nowych wierzących, to normalne, że wielu rzeczy nie rozumiałam. Powinnam otwarcie mówić braciom i siostrom o tym, czego nie rozumiem. W ten sposób będę mogła stopniowo opanować zasady mojego obowiązku, aby coraz lepiej go pełnić. Później powiedziałam innej siostrze o moim stanie w tym okresie i trudnościach w pełnieniu obowiązku. Wcale nie patrzyła na mnie z góry; wysłała mi słowo Boże i omówiła swoje doświadczenie, by mi pomóc. Pomogło mi to zdobyć pewną wiedzę o moim stanie i zepsuciu, jakie przejawiałam, a także dało mi ścieżkę praktyki. Poczułam wielką ulgę i szczęście. Od tego czasu świadomie praktykowałam szczerość i otwarte mówienie o swoim stanie.
Pewnego wieczoru byłam gospodynią spotkania. Prowadziła je ze mną liderka grupy. Ta siostra rozumiała prawdę lepiej ode mnie. Podczas spotkania omawiała problemy innych i bardzo skutecznie pomagała je rozwiązać. Byłam trochę zazdrosna. Martwiłam się, że inni pomyślą, iż jestem od niej gorsza. Po spotkaniu przywódczyni kościoła zapytała, czy chcę się czymś podzielić. Wiedziałam, że powinnam być szczera, powiedzieć o swoim zepsuciu, szukać rozwiązania. Powiedziałam jej o tym, co ujawniło się w moim sercu, a ona wysłała mi słowo Boże i podzieliła się swoim doświadczeniem. Zrozumiałam, że byłam zazdrosna o siostrę, bo ceniłam status, miałam aroganckie usposobienie i pragnęłam podziwu. Pojęłam też, że aby wyzbyć się zazdrości, muszę się więcej modlić, dostrzec naturę i konsekwencje zazdrości, zważać na pracę domu Bożego i swój obowiązek, na pierwszym miejscu stawiać dom Boży. To jest zgodne z wolą Boga. Jednocześnie musiałam się odpowiednio zająć własnymi brakami i wadami, uczyć się z mocnych stron innych, aby nadrobić swoje braki. W ten sposób mogłam pojąć więcej prawdy. Bardzo się cieszyłam, że to zrozumiałam. Naprawdę poczułam, że gdy otwieram się przed braćmi i siostrami, oni nie patrzą na mnie z góry, tylko mi bardzo pomagają.
Doświadczywszy tego, czuję, jak ważne jest, aby być szczerą osobą. Tylko gdy jesteśmy szczerzy i się otwieramy, możemy otrzymać dzieło Ducha Świętego i zrozumieć prawdę. Ponadto szczerość przynosi nam ulgę i wolność, dzięki temu możemy żyć jak ludzie. Bogu niech będą dzięki!