Nie da się wykonywać obowiązku bez szczerości

29 stycznia 2023

Autorstwa Mu Yu, Stany Zjednoczone

Odpowiadam za podlewanie nowych członków kościoła. Kilkoro niedawno dołączyło, ale nie za bardzo się udzielali na zgromadzeniach i nie przychodzili regularnie. Zjawiali się, gdy mieli na to ochotę. Gdy dzwoniłam, by porozmawiać z nimi osobiście, z chęcią mówili o zarabianiu pieniędzy, budowaniu majątku rodziny, ale gdy wchodziliśmy na temat wiary, milkli i szukali wymówek, by się rozłączyć. Czułam, że nie interesuje ich prawda i nie są prawdziwymi wiernymi. Ale nie miałam pewności, bo byli nowi, więc nie przestawałam ich wspierać. Po jakimś czasie nadal się tak zachowywali i coraz rzadziej przychodzili na spotkania. Dopiero wtedy opowiedziałam przywódczyni o całej sprawie. Zapytała mnie: „Jak ich podlewałaś? Gdy inni podlewali, ci nowi przychodzili na zgromadzenia normalnie. Dlaczego problem pojawił się, odkąd trafili pod twoje skrzydła? Czy rzetelnie wypełniałaś obowiązki i jasno wszystko omawiałaś? Jeżeli nie spełniamy obowiązku, bo słabo się przykładamy, i nowi członkowie przestają przychodzić na zgromadzenia, to my ponosimy za to winę”. Wiem, że mówiła to z poczucia odpowiedzialności za pracę, ale ciągle myślałam, że każdy może się zmienić, i to, że wcześniej było dobrze, nie znaczy, że cały czas tak będzie. Poza tym, kiedy ich spotkałam, nie pojawiali się regularnie, więc nie była to nagła zmiana. Chciałam popodlewać ich przez jakiś czas, dlatego nie mówiłam jej o tym od razu. Gdyby uznała, że to moja wina, poniosłabym tego konsekwencje. Mogłaby rozprawić się ze mną, przyciąć mnie albo zwolnić. Gdybym o tym wiedziała, zgłosiłabym jej to wcześniej, żeby cała odpowiedzialność nie spadła na mnie. Później w kontaktach z nowymi członkami stale miałam się na baczności. Gdy ktoś miał problem albo nie stawiał się na spotkaniach, biegłam z tym do przywódczyni. Czasami pytała mnie, co mam na myśli i czy zamierzam przestać ich podlewać. Mówiłam, że nie. Że chciałam tylko, żeby wiedziała, co się z nimi dzieje. Po tych słowach ona już nic nie odpowiadała. Czasami, gdy coś zgłosiłam, mówiła, żebym jeszcze trochę ich podlewała, a jeśli nowi naprawdę nie chcą przychodzić, to nie możemy ich zmusić i musimy zrezygnować. Zgadzałam się z nią. Uważałam, że skoro wie o sytuacji nowych członków, ja muszę tylko ich wspierać. Lepiej było wsparciem zachęcać ich do powrotu, a jeśli nie udałoby mi się i nowi nie chcieliby już więcej przychodzić, nie można by tego uznać za gwałtowną zmianę, a mnie za nieodpowiedzialną. Z takim nastawieniem przestałam tak pilnie pełnić obowiązki. Co dzień podlewałam nowych po łebkach. Jeśli odebrali, gdy dzwoniłam, trochę rozmawialiśmy, a jeśli nie, odpuszczałam. Sądziłam, że jak nie odbierają, to nic nie mogę zrobić. Nie myślałam o tym, jak rozwiązać ich problemy. Na późniejszym spotkaniu przywódczyni oznajmiła, że odtąd, dowiadując się o podlewanie, nie chce słyszeć już tylko opowieści podlewających o sytuacji nowych, ale też jakie aspekty prawdy były z nimi omawiane przez podlewającego i jakiego rodzaju wsparcie otrzymali. W ten sposób oceni, czy podlewający dobrze się spisuje. Jeżeli nie wkładał serca w rozmowy z nowymi wiernymi, przez co ci nie przychodzili regularnie na spotkania albo odeszli, ponosi za to odpowiedzialność. Gdy to mówiła, uświadomiłam sobie, że rozmawiając z nowymi członkami, nie notowałam, jakie słowa Boga im czytałam ani jakie prawdy omawiałam. Gdyby nowy wierny zrezygnował, nie miałabym żadnego dowodu. Czy przywódczyni uzna, że nie wykonuję praktycznej pracy? Że nieodpowiedzialnie podlewam? Czy przytnie mnie i rozprawi się ze mną? Zaczęłam zwracać uwagę na to, jakie wiadomości i słowa Boże wysyłam nowym, i zapisywałam, jakie rozmowy odbywaliśmy. Czasami moje wiadomości pozostawały bez odpowiedzi, ale nie przejmowałam się tym. Myślałam sobie, że wyślę im wszystkie słowa Boga, jakie należy, i omówię to, co trzeba. Gdyby nowy wierny przestał przychodzić, przywódczyni wiedziałaby, co robiłam, i nie uznałaby mnie za nieodpowiedzialną.

Po jakimś czasie przywódczyni zauważyła, że kilkoro moich nowych nie chciało przychodzić, i zapytała, jak ich podlewałam. Błyskawicznie wyciągnęłam notatki, żeby jej pokazać. W duchu myślałam, jakie to szczęście, że je wcześniej przygotowałam. Inaczej nie miałabym żadnych konkretów i kto wie, jak by mnie zrugała. Byłam z siebie całkiem zadowolona, ale usłyszałam: „Patrzę na te notatki i nie widzę problemów, ale paru nowych odeszło jeden po drugim, więc najwyraźniej coś robisz nie tak. Jeszcze nie wiem co to takiego, ale ostatnio, gdy rozmawiamy, stale mówisz o trudnościach z nowymi wiernymi. To nie jest normalne. Musisz zastanowić się, w czym tkwi problem. Jeśli byłaś niedbała i nie podlewałaś ich dobrze, przez co nowi odchodzili od wiary, byłaś nieodpowiedzialna i kiepsko spełniałaś swój obowiązek”. Jej słowa to był dla mnie cios, zmroziło mnie. Nie spodziewałam się reprymendy, ale ona uznała, że coś robię nie tak, i kazała mi zastanawiać się nad sobą. Byłam w szoku. Czy to we mnie tkwił problem? Przygnębiła mnie ta myśl i wystraszyłam się, że jeśli przeze mnie nowi odchodzili, to czyniłam zło. Pomodliłam się więc: „Boże, przywódczyni mówiła dziś do mnie z Twojego przyzwolenia, więc z jej słów musi płynąć dla mnie lekcja. Nie chcę krzywdzić nowych wiernych przez własne problemy, ale czuję niemoc. Nie wiem, co robię nie tak. Błagam, oświeć mnie, bym poznała siebie i zmieniła się”.

W kolejnych dniach sporo się modliłam do Boga w związku z tym. Aż pewnego dnia przeczytałam świadectwo wiernego, w którym był poruszający fragment słów Boga. „Powinieneś wejrzeć w siebie i uważnie zbadać, czy jesteś prawą osobą. Czy wyznaczyłeś swoje cele i powziąłeś swe zamierzenia pamiętając o Mnie? Czy wypowiadasz wszystkie swe słowa i popełniasz wszystkie swe uczynki w Mojej obecności? Przyglądam się bacznie wszystkim twym myślom i ideom. Czy nie czujesz się winny? Udajesz przed innymi i spokojnie przyjmujesz postawę kogoś przekonanego o własnej nieomylności. Robisz to, by się osłonić. Robisz to, by ukryć tkwiące w tobie zło, a nawet obmyślasz sposoby na to, by zrzucić winę na kogoś innego. Jakaż perfidia mieszka w twoim sercu!(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 13, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże mówiły, że w imię własnych interesów i dla zatuszowania swoich win ludzie kłamią i stwarzają pozory, by odpowiedzialność zrzucić na innych, a siebie ochronić. To kwintesencja przebiegłości. Czułam, że to idealnie oddaje mój stan. Musiałam zastanowić się nad sobą. Czemu donosiłam przywódczyni o problemach nowych wiernych? Jeśli ktoś miał problem albo nie stawiał się na spotkaniach, biegłam do przywódczyni. Niby przekazywałam fakty, ale kryły się za tym moje osobiste pobudki. Bałam się, że jeśli ktoś przestanie przychodzić, przywódczyni uzna mnie za winną i zwolni. By temu zapobiec, od razu zgłaszałam, że dana osoba sprawia kłopoty, żeby przywódczyni nabrała fałszywego przekonania, że to z nowym wiernym jest problem, a ja jestem niewinna. Gdybym nie potrafiła go odpowiednio wesprzeć i zrezygnowałby, stałoby się to przez niego. Ja nie miałabym sobie nic do zarzucenia. Gdyby później znów przyszedł na zgromadzenie, ludzie uznaliby, że to moja zasługa. Pojęłam to, zastanowiwszy się nad sobą, i byłam w szoku. Zupełnie nie przypuszczałam, że kierują mną tak podłe, wstrętne motywy. Byłam taka przebiegła!

Zastanawiało mnie, jak mogłam robić coś tak nieuczciwego i oszukańczego, nie wiedząc o tym. Zastanawiając się, przeczytałam słowa Boże obnażające zepsute usposobienia ludzi i wreszcie zrozumiałam trochę siebie. Słowa Boga mówią: „Zło antychrystów ma jedną główną cechę – podzielę się z wami sekretem, jak je rozpoznać. Oto na czym polega sekret: przede wszystkim, czy to w mowie, czy w działaniach, pozostają dla ciebie nieczytelni; nie potrafisz ich przeniknąć. Rozmawiając z tobą, zawsze mają rozbiegany wzrok, a ty nie potrafisz powiedzieć, jaką intrygę knują. Czasami sprawiają, iż masz poczucie, że są »lojalni« lub jak najbardziej »szczerzy«, lecz wcale tak nie jest, nigdy nie możesz ich przejrzeć. W twoim sercu pojawia się dziwne uczucie, wrażenie, że ich myśli mają w sobie głęboką subtelność, nieprzeniknioną głębię. Wydają się dziwni i tajemniczy(Punkt siódmy: Oni są źli, podstępni i kłamliwi (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Antychryści są przebiegli w swoim zachowaniu. Na czym polega ich przebiegłość? Zachowują się zawsze w sposób, który opiera się na podstępie, a ich słowa nic nie ujawniają, więc ludziom trudno jest zgłębić ich zamiary i cele. To jest właśnie przebiegłość. W niczym, co robią, nie dochodzą łatwo do wniosków; czynią to tak, aby ich podwładni i słuchacze mogli wyczuć ich intencje i zrozumiawszy antychrysta, działali zgodnie z jego programem i motywacją i wykonywali jego rozkazy. Jeśli zadanie jest wykonane, antychryst się cieszy. Jeśli nie, nikt nie może znaleźć niczego, co można by mu zarzucić, ani zgłębić motywacji, intencji czy celów stojących za jego działaniami. Przewrotność tego, co robi, polega na tajnych intrygach i ukrytych motywach, wszystko po to, aby zabawić się, oszukać i kontrolować wszystkich innych. To jest właśnie istota przebiegłego zachowania. Przebiegłość to nie jest zwykłe kłamstwo, lecz coś niepojętego dla zwykłych ludzi. To zupełnie inna kategoria niż zwykłe kłamstwa czy niegodziwe czyny. Jeśli zrobiłeś coś i nie chcesz, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział, albo skłamałeś, czy to się liczy jako przebiegłość? (Nie). To jest po prostu oszustwo i nie jest to ten sam poziom, co przebiegłość. Co sprawia, że przebiegłość jest głębsza niż oszustwo? (Ludzie nie potrafią jej przejrzeć). Ludziom trudno jest ją przejrzeć. To jeden aspekt. Co jeszcze? (Ludzie nie mają nic do zarzucenia osobie podstępnej). Zgadza się. Chodzi o to, że ludziom trudno jest znaleźć coś, co mogliby jej zarzucić. Nawet jeżeli niektórzy wiedzą, że dana osoba popełniła złe uczynki, nie mogą stwierdzić, czy jest ona dobrym człowiekiem, czy złym, czy też antychrystem. Ludzie nie potrafią jej przejrzeć, ale uważają ją za kogoś dobrego i mogą być przez nią zwodzeni. To jest właśnie podstępność. Ludzie są w ogóle skłonni do mówienia kłamstw i knucia intryg. To jest właśnie oszustwo. Ale antychryści są groźniejsi niż zwykli oszuści. Są jak królowie diabłów; nikt nie może zgłębić tego, co robią, a mogą zrobić wiele złych rzeczy w imię sprawiedliwości; ludzie śpiewają na ich cześć hymny pochwalne, podczas gdy oni w rzeczywistości zastawiają pułapki na ludzi i szkodzą im. To się nazywa podstępność(Punkt szósty: Zachowują się przebiegle, są samowolni i mają dyktatorskie zapędy, nigdy nie omawiają niczego z innymi, lecz zmuszają innych, by ich słuchali, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Ze słów Bożych pojęłam, że antychryści mają złe usposobienia i postępują przebiegle. To co innego niż manifestowanie zepsucia poprzez oszukiwanie. Gdy oszukujesz, opowiadasz kłamstwa i zmyślasz, co łatwo zauważyć. Natomiast przebiegła osoba głęboko skrywa swoje motywy, cele i intencje. Wywiera na innych mylne wrażenie, by nie mogli dostrzec, co ona mówi lub robi nie tak. Nawet jeśli czują, że coś nie gra, nie mogą tego rozgryźć i wskazać problemu. Tak wprowadza ludzi w błąd, osiągając własne, skrywane cele. Porównałam siebie do tego, co opisywały słowa Boże. Najwyraźniej na wszelki wypadek opowiadałam przywódczyni o nowych wiernych, sprawiając fałszywe wrażenie, że dźwigam ciężar obowiązku i chętnie przyjmuję jej nadzór. Ale w rzeczywistości zapobiegawczo dawałam przywódczyni znać, że coś się dzieje z nowymi, którzy nie przychodzili regularnie, by miała o nich złe zdanie. Dzięki temu, gdyby któryś przestał się pojawiać, nie uznałaby mnie za winną. Do tego, gdy przywódczyni zagłębiała się w szczegóły, na pozór moje omówienia były bez zarzutu, wyznaczałam czas na rozmowy i wysyłałam wiernym słowa Boga, więc przywódczyni mogła myśleć, że jestem sumienna i kochająca. Ale tak naprawdę nie było szczerości w moich omówieniach dla nowych wiernych. Wiedziałam, że przywódczyni przejrzy moje zapiski, więc z obawy, że nie zdołam wykazać, co robię i jak wspieram nowych członków, musiałam udawać, że się staram, żeby przedstawić jej raport. Kiedy teraz o tym myślę, widzę, że aby nie stracić w oczach przywódczyni, uniknąć odpowiedzialności, utrzymać pozycję i zabezpieczyć swoją przyszłość, sięgałam po sztuczki. Mówiąc, skrywałam swoje intencje i dbałam, by wszystko wyglądało, jak trzeba. Nie przykładałam się do obowiązków, więc część nowych nie zjawiała się regularnie. Przywódczyni czuła, że coś jest nie tak, ale nie wiedziała co konkretnie i nie mogła znaleźć dowodów mojej winy. Postępowałam zwodniczo. Zanim doszło do tej sytuacji, nie dostrzegałam związku między swoim zachowaniem a postawą przebiegłą. Uważałam, że przeważnie ludzie starsi i doświadczeni są perfidni, wyrachowani i nieszczerzy. A ja młoda i niedoświadczona myślę w prostych kategoriach. Nazwanie mnie przebiegłą wydawało mi się niewłaściwe. Ale fakty są takie, że miałam złe usposobienie antychrysta, a przebiegłość nie ma nic wspólnego z wiekiem. Odpowiada za nią wyłącznie szatańska natura. Wtedy przyszło mi do głowy coś innego. Była taka nowa wierna, która zadawała mnóstwo pytań i mówiła otwarcie. Jeśli nie rozumiała omówień, kwestionowała moje słowa na zgromadzeniach, co było dla mnie krępujące. Nie chciałam, żeby przychodziła na spotkania ze mną, bo bałam się o swoją reputację, ale z obawy, że przywódczyni rozprawi się ze mną, nie mówiłam o tym wprost. Chciałam przekazać ją pod skrzydła innego podlewającego. Gdy ta nowa raz mimochodem wspomniała, że jej obecna grupa jest znacznie mniejsza niż poprzednia, wykorzystałam to jako pretekst, by powiedzieć przywódczyni, że nie podoba jej się mała grupa i woli być w większej, więc proszę o jej przeniesienie. Przywódczyni od razu znalazła jej miejsce w innej grupie. W ten sposób skutecznie ukryłam swoje haniebne, nikczemne pobudki i pozbyłam się nowej wiernej ze swojej grupy. Przywódczyni nawet błędnie sądziła, że dźwigam ciężar obowiązku i myślę o nowej wiernej. To było podstępne i złe!

Później piłam i jadłam więcej słów Bożych opisujących mój stan. „Powiadam wam: tym, czym Bóg najbardziej gardzi i co chce porzucić, jest taka nieprzejednana osoba, która doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich błędów, ale nie okazuje skruchy. Takie osoby nigdy nie przyznają się do błędów i zawsze szukają wymówek i usprawiedliwień, aby się rozgrzeszyć i bronić, i chcą używać innych sposobów, aby stać się jeszcze większymi krętaczami i oszukiwać ludzi. Chcą popełniać błąd za błędem i nie myślą o skrusze ani przyznaniu się do błędów. Taka osoba przysparza wielu kłopotów i trudno jest jej dostąpić zbawienia. Jest właśnie tym, co Bóg chce porzucić(W wierze w Boga niezwykle ważne jest praktykowanie i doświadczanie Jego słów, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Przemyślenia uświadomiły mi, że cokolwiek się dzieje, kluczem jest akceptacja prawdy. Gdy ktoś popełni błąd, pełniąc obowiązki, i nie przyzna się, nie podda przycinaniu i nie chce, by się z nim rozprawiono, tylko szuka wymówek i wytłumaczenia dla siebie, a nawet ucieka się do gierek, by ukryć swoje potknięcia, oznacza to, że wcale nie akceptuje prawdy. Buntuje się przeciw Bogu. A jeśli nie okaże skruchy, zostanie porzucony i wygnany. Powierzono mi tak ważne zadanie jak podlewanie nowych, więc powinnam była wspierać ich z miłością i cierpliwością. Należało jasno omawiać prawdy objawień i pomóc im szybko stworzyć podwaliny pod prawdziwą drogę. Wiedziałam, że niektórzy nowi wierni nie przychodzą regularnie na spotkania, a ciążyła na mnie niezaprzeczalna odpowiedzialność. Lecz, gdy przywódczyni pytała mnie i rozprawiła się ze mną, nie tylko nie przyjęłam jej krytyki i nie pojęłam, że pochodzi od Boga, nie szukałam też sposobów na wsparcie nowych wiernych, a nawet sięgnęłam po gierki, wykorzystując śliskie i oszukańcze sztuczki, by ukryć fakt, że nie wywiązywałam się z obowiązku. Trzymałam przywódczynię w niewiedzy, żeby nie mogła znaleźć na mnie haka. Gdy podstęp uchodził mi płazem, czułam satysfakcję, skrycie cieszył mnie mój spryt. Nie byłam świadoma, że Bóg widzi wyraźnie moje niegodziwe wybiegi i marne triki – nie mogłam ich ukryć. Problemy z moją pracą musiały wyjść na jaw. Gdyby nie słowa przywódczyni, nie zastanowiłabym się nad sobą, a tym bardziej nie chciałabym okazać skruchy. Głucha na wszystko, nie akceptowałam prawdy ani nie oceniłam i nie naprawiłam swoich błędów. I knułam, jak wpuścić przywódczynię w maliny, żeby chronić swój status, wizerunek i zabezpieczyć przyszłość. Za pomocą śliskich, oszukańczych sztuczek tuszowałam prawdę o tym, że nie spisywałam się. Nie przykładałam się do podlewania i pomagania nowym w kłopotach. Przez to ich problemy długo pozostawały nierozwiązane. Niektórzy z nich wciąż nie przychodzą regularnie na spotkania. Najbardziej przeraziło mnie, że nowa wierna wypchnięta przeze mnie do innej grupy nie chciała już przychodzić po tej nagłej zmianie osoby, która ją podlewała. Inni długo i cierpliwie rozmawiali z nią, zanim zdołali ją przekonać do powrotu na spotkania. Bardzo przygnębiały mnie myśli o tym, co zrobiłam. Inni stawali na rzęsach, by nawracać ludzi, a ja sobie pobłażałam. Czyniłam zło. Gdyby nie objawienie płynące ze słów Boga, które zbudziło moje otępiałe serce, nie zauważyłabym, że zbliża się niebezpieczeństwo. Nie chciałam już żyć w zgodzie ze swoim złym usposobieniem antychrysta, chciałam odrzucić zło i okazać Bogu skruchę.

Zaraz po tym, jak wiele zrozumiałam, przywódczyni zapytała, jak mi idzie. Opowiedziałam jej o swoich przemyśleniach i wnioskach. Przysłała mi fragment słów Boga. Słowa Boga mówią: „Praktykowanie uczciwości obejmuje wiele aspektów. Innymi słowy, standardu bycia uczciwym nie osiąga się tylko w jednym aspekcie; musisz odpowiadać standardom pod wieloma względami, aby być uczciwym. Niektórzy ludzie zwykli sądzić, że aby być uczciwym, wystarczy nie kłamać. Czy to słuszny pogląd? Czy bycie uczciwym polega tylko na niekłamaniu? Nie – dotyczy to również kilku innych aspektów. Po pierwsze, bez względu na to, z czym masz do czynienia, czy widziałeś to na własne oczy, czy ktoś inny ci o tym powiedział, czy chodzi o interakcję z ludźmi, czy rozwiązywanie problemu, czy chodzi o obowiązki, które powinieneś wykonywać, czy o coś, co Bóg ci powierzył, musisz zawsze podchodzić do tego z uczciwym sercem. Jak można praktykować podchodzenie do spraw z uczciwym sercem? Mów, co myślisz, i mów uczciwie; nie używaj pustych słów, żargonu czy przyjemnie brzmiących wyrażeń, nie schlebiaj, nie mów rzeczy obłudnych i fałszywych, ale przemawiaj prosto z serca. To oznacza bycie uczciwym. Wyrażanie prawdziwych myśli i poglądów, które masz w sercu – to powinni robić uczciwi ludzie. Jeśli nigdy nie mówisz tego, co myślisz, a słowa jątrzą się w twoim sercu i to, co mówisz, jest zawsze sprzeczne z tym, co myślisz, to nie jest to postępowanie uczciwego człowieka. Na przykład, nie wykonujesz dobrze swoich obowiązków i ludzie pytają, co się dzieje, a ty mówisz: »Ja chcę dobrze wykonywać swoje obowiązki, ale z różnych powodów tego nie robiłem«, podczas gdy przecież w głębi serca wiesz, że nie byłeś sumienny, a mimo to nie powiedziałeś prawdy. Znajdujesz wszelkiego rodzaju powody, usprawiedliwienia i wymówki, aby ukryć fakty i uniknąć odpowiedzialności. Czy tak postępuje uczciwy człowiek? (Nie). Mówiąc takie rzeczy, oszukujesz ludzi i próbujesz jakoś wybrnąć z sytuacji. Istotą tego, co jest w tobie, twoich wewnętrznych intencji, jest wszakże skażone usposobienie. Jeżeli nie jesteś w stanie wydobyć go na światło dzienne i rozłożyć na czynniki pierwsze, nie może zostać oczyszczone – a to wcale nie jest błaha sprawa! Musisz mówić prawdę: »Trochę zwlekałem z wykonywaniem swoich obowiązków. Byłem niedbały, zdawkowy i nieuważny. Kiedy jestem w dobrym nastroju, potrafię się trochę zaangażować. Kiedy jestem w złym nastroju, obijam się, nie chcę wkładać wysiłku i pożądam wygód cielesnych. Tak więc moje próby wykonywania obowiązków są nieskuteczne. W ostatnich dniach sytuacja się poprawia, a ja staram się dawać z siebie wszystko, być coraz bardziej wydajny i dobrze wykonywać swoje obowiązki«. To są słowa prosto z serca. Tamten sposób mówienia nie pochodził z serca. Boisz się, że ktoś się z tobą rozprawi, odkryje twoje problemy i pociągnie cię do odpowiedzialności, więc znajdujesz wszelkiego rodzaju powody, usprawiedliwienia i wymówki, aby ukryć fakty, najpierw nakłaniając innych ludzi, aby przestali mówić o danej sytuacji, a następnie zrzucając z siebie odpowiedzialność, aby nikt się z tobą nie rozprawił. To jest źródło twoich kłamstw. Bez względu na to, jak dużo mówią kłamcy, część z tego, co mówią, na pewno jest prawdą i jest oparta na faktach. Ale niektóre kluczowe sprawy, o których mówią, będą zawierały odrobinę fałszu i ich własnych pobudek. Bardzo ważne jest więc rozeznanie i rozróżnienie, co jest prawdą, a co fałszem. Nie jest to jednak łatwe. Część z tego, co mówią, będzie zanieczyszczone i ubarwione, część będzie zgodna z faktami, a część będzie zaprzeczać faktom. Gdy fakty i fikcja ulegną takiemu przemieszaniu, trudno jest już rozróżnić prawdę od fałszu Jest to najbardziej zwodniczy rodzaj osoby i najtrudniejszy do zidentyfikowania. Jeśli takie osoby nie potrafią zaakceptować prawdy lub praktykować uczciwości, z pewnością zostaną wyrzuceni. Którą zatem drogę powinni wybrać ludzie? Która z nich jest drogą do praktykowania uczciwości? Powinniście nauczyć się mówić prawdę i być w stanie otwarcie mówić o swoim rzeczywistym stanie i swoich realnych problemach. Tak praktykują uczciwi ludzie i taka praktyka jest prawidłowa(Jedynie będąc uczciwym można żyć jak prawdziwa istota ludzka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bardzo poruszyły mnie słowa, które przeczytałam. Bóg tak dobrze nas zna. Wie, że każdy popełnia błędy, wypełniając obowiązek. To nieuniknione. Ale liczy się to, jaką postawę przyjmie ktoś, kto mierzy się z problemami: czy rzeczowo podejdzie do sprawy, szczerze przyzna się do pomyłki i naprawi błąd, czy spróbuje oszukańczo zatuszować sprawę. Wcześniej zdradzałam szatańskie usposobienie, byłam przebiegła i obłudna. To była zła ścieżka i nie mogłam na niej pozostać. Chciałam być osobą szczerą, podległą nadzorowi Boga. Bez względu na problemy z tym, jak spełniałam obowiązek, bez względu na dociekania przywódczyni, musiałam podejść do sprawy uczciwie, ze szczerością, szukać prawdy, patrząc na fakty, i mówić, co mi leży na sercu. Należało nazywać rzeczy po imieniu. Przyznać, że czegoś nie zrobiłam, a nie kłamać i przyjmować postawę obronną. Chciałam nie tylko mówić szczerze, ale też stale analizować powody, dla których coś mówiłam i robiłam. A jeśli coś z nimi było nie tak, zmieniać się od razu, zamiast chronić swoje interesy, grać w gierki i zwodzić ludzi. W duchu postanowiłam odtąd kroczyć taką ścieżką.

Pewnego dnia zorientowałam się, że jeden nowy wierny opuścił kilka spotkań z rzędu. Parę razy do niego zadzwoniłam, ale nie odebrał i nie odpowiadał na wiadomości. Nie wiedziałam, co się dzieje. Bardzo mnie martwiło, że przestanie przychodzić na spotkania, i zastanawiałam się, czy wspomnieć o tym przywódczyni, żeby nie uznała, że to moja wina, jeśli zrezygnuje całkowicie. Gdy przyszło mi to do głowy, pojęłam, że powrócił mój dawny problem uciekania się do gierek. Przypomniałam sobie te słowa Boże: „Nie musisz używać żadnych metod, aby chronić swoją reputację, wizerunek i status, nie potrzebujesz też ukrywać ani maskować swoich błędów. Nie musisz się angażować w te bezsensowne wysiłki. Jeśli potrafisz to wszystko odpuścić, staniesz się bardzo zrelaksowany, będziesz żył bez kajdan i cierpienia, całkowicie w świetle(Tylko ci, którzy prawdziwie podporządkowują się Bogu, mają bogobojne serca, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). To prawda. Bóg ma wgląd w nasze serca. Moimi pokrętnymi sztuczkami mogę nabrać ludzi, ale Bóg widzi wszystko jak na dłoni i w końcu to wszystko obnaży. Wypełniałam obowiązek przed obliczem Boga, nie człowieka. Zagrywki i gry pozorów były zbędne. Jak i wcześniej: jeśli wspierałam nowych, jak mogłam, ale choćby nie wiem co, nie przychodzili na spotkania i nie interesowała ich wiara i prawda, a przywódczyni zobaczyła, jak jest naprawdę, uznawała, że oni nie są prawdziwymi wiernymi i nie winiła mnie za to. Bez wątpienia kościół traktuje ludzi tak, jak nakazują zasady, i każdego sprawiedliwie. Nie potrzebowałam gierek, by zrzucić z siebie odpowiedzialność i zabezpieczyć się. Wcześniej żyłam zgodnie z szatańskim usposobieniem i nie spisywałam się. Już nie mogłam być niedbała. Musiałam mieć serce na swoim miejscu i spełniać powierzony mi obowiązek. Pomodliłam się do Boga, gotowa się zmienić i zrobić, co w mojej mocy, by pomóc nowym i wesprzeć ich. Jeżeli im pomogę, wesprę ich najlepiej, jak potrafię, i omówię z nimi niezbędne prawdy, a oni nadal nie będą chcieli przychodzić, mogę bez wahania, szczerze powiedzieć o tym przywódczyni. Zmieniłam nastawienie i jeszcze raz skontaktowałam się z tym wiernym. O dziwo szybko odpisał, że ostatnio był bardzo zajęty w pracy i wykończony, dlatego nie przychodził. Omówiłam z nim słowa Boga, a on pojął Jego wolę, odnalazł ścieżkę praktyki i zaczął znów regularnie przychodzić. Odtąd, gdy nowy wierny nie zawsze zjawiał się na spotkaniach, dawałam z siebie wszystko, by zapewnić mu oparcie i pomoc oraz omówić z nim słowa Boga. Szczerze go wspierałam. Po czymś takim wielu nowych wiernych znów zaczynało przychodzić. A ja, robiąc to, czułam beztroski spokój ducha. Dzięki Bogu!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze