Czy dobry przyjaciel przymyka oko?

23 lipca 2023

Autorstwa Ding Li, Stany Zjednoczone

Znamy się z siostrą Barbarą od dwóch lat i świetnie się rozumiemy. Gdy rozmawiamy, mam wrażenie, że możemy tak bez końca. Często rozmawiałyśmy o naszych doświadczeniach i o tym, co dzięki nim zyskałyśmy. Zawsze przychodziła do mnie ze wszystkim a ilekroć ja miałam problem, chciałam rozmawiać z nią. Zawsze cierpliwie ze mną rozmawiała i bardzo sobie ceniłam naszą bliską relację. Sądziłam, że to wspaniałe mieć u boku siostrę, która mnie wspiera i mi pomaga.

W zeszłym roku usłyszałam przypadkiem, jak Barbara mówi siostrom o tym, jak świetne rezultaty ostatnio osiąga w ewangelizacji, jak wiele osób, którym głosiła ewangelię, miało głowy pełne pojęć religijnych, a potem dzięki modlitwie, poleganiu na Bogu, cierpliwym rozmowom i czytaniu im słowa Boga szybko przyjęli Boże dzieło dni ostatecznych. Widziałam, jak siostry słuchają jej, patrząc na nią z podziwem i zarzucają ją pytaniami w poszukiwaniu dobrej ścieżki praktyki. Trochę się zaniepokoiłam. Pomyślałam: „To dobrze, że praca ewangelizacyjna świetnie jej idzie, ale mówiła tylko o swoich wspaniałych rezultatach, a nie o konkretnej ścieżce, którą obrała. Nie zaświadczyła też, jak Bóg ją w tym prowadził. Czy ona się aby nie przechwala?”. Kilka dni później siostra Faye powiedziała mi: „Barbara jest bardzo zdolna i osiąga wspaniałe rezultaty w pracy ewangelizacyjnej. Nawet przywódca prosił ją, by opowiedziała o swoich doświadczeniach na spotkaniu”. Moje serce zadrżało, gdy to usłyszałam. Dlaczego Barbara to wszystko mówi? Faye tak bardzo ją podziwia, ale to nie jest dla niej dobre. Pojęłam, że Barbara zawsze chwaliła się wynikami pełnienia swoich obowiązków, i zaniepokoiłam się. Bóg mówi, że chwalenie się i wywyższanie to przejawy szatańskiego usposobienia, więc takie postępowanie jest niebezpieczne. Nie mogłam na to pozwolić. Musiałam to Barbarze uzmysłowić. Zawsze jednak, gdy myślałam, by jej wskazać ten problem, wahałam się. Przypomniałam sobie parę doświadczeń sprzed kilku lat. Janie, z którą pracowałam, recytowała doktryny i beształa innych, wywyższając się, ale nigdy nie zastanowiła się nad sobą. Zwróciłam jej uwagę na ten problem, ale nie tylko tego nie przyjęła, ale zaatakowała mnie, wypominając moje dawne upadki i występki. Potem nawet mnie nie zauważała. To było dla mnie bardzo trudne i bolesne. Innym razem siostra Roxanna zboczyła z tematu podczas spotkania, a ja zwróciłam jej na to uwagę. Później wyznała mi, że czuła się bardzo zakłopotana i z niechęcią przyjęła moją krytykę. Sądziła, że celowo próbuję rzucać jej kłody pod nogi. Przejęła się tym do tego stopnia, że nie chciała nic mówić podczas kolejnych spotkań. Chociaż zastanowiła się nad sobą i zrozumiała swój problem, słuchanie o jej odczuciach było dla mnie trudne. Potem byłam ostrożna w wytykaniu problemów innym. Pomyślałam, jak wspaniałą relację zawsze miałam z Barbarą. Czy poczuje się przyparta do muru, jeśli zwrócę jej uwagę na jej problem? Co zrobię, jeśli mnie nie posłucha i uprzedzi się do mnie? Jeśli uzna, że demaskuję jej wady i próbuję jej rzucać kłody pod nogi, a potem nie będzie się do mnie odzywać? Często się spotykamy i taka sytuacja byłaby bardzo niekomfortowa. Poza tym nie zawsze tak się popisywała. Może czytając słowo Boga przemyśli to i uświadomi sobie swój problem. Lepiej więc nie będę nic mówić.

Pewnego razu Barbara wspomniała, że bracia i siostry przekazali jej kilka uwag. Powiedzieli jej, że bardzo lubi się popisywać i zabiega o to, by podziwiano jej omówienia. Poczuła się z tym niekomfortowo. Aż mnie skręcało w środku, kiedy to powiedziała. Przecież też widziałam, jak się ostatnio popisuje, ale milczałam i przymykałam na to oko z obawy, by nie zniszczyć naszej relacji. Czy to nie była doskonała okazja? Czy nie powinnam przyznać, że dostrzegałam ten problem? Ale wtedy pomyślałam, że już jest jej wystarczająco trudno. Może nie być w stanie tego przyjąć i nastawi się do mnie negatywnie. Rozumiałam, że muszę jej powiedzieć o problemie, który dostrzegłam, ale martwiłam się, że uzna mnie za zbyt surową i odsunie się ode mnie, więc długo rozmyślałam, jakiego użyć tonu i jak dobrać słowa, by to zabrzmiało taktownie i by nie poczuła się zakłopotana. Przytoczyłam więc przykłady tego, jak sama się kiedyś wywyższałam i chełpiłam i jak w końcu to dostrzegłam dzięki refleksji. Jedynie na koniec delikatnie napomknęłam o jej problemie. W obawie, że ją zawstydzę, dodałam kilka słów pocieszenia: „Wszyscy mają skażone usposobienie i to normalne, że to wychodzi na jaw. Ze mną jest tak samo. Zawsze byłam arogancka i zarozumiała i często się popisuję. Nie pozwól, by to cię krępowało. Musisz mieć właściwe podejście do siebie”. Nic mi na to nie odpowiedziała, ale potem wydarzyło się coś, co znów mnie zaniepokoiło.

Podczas spotkania Barbara omawiała, jak rozumie słowo Boga. Potem wspomniała o doświadczeniu, jakie miała niedawno w czasie ewangelizacji. Dzieliła się ewangelią z pastorem, który wierzył w Pana od dziesiątek lat. Ów człowiek miał głowę pełną religijnych pojęć i słyszał wiele plotek. Nie przyjmował ewangelii, choć głoszono mu ją wielokrotnie. Wtedy Barbara poszła, by z nim porozmawiać. W czasie dyskusji tak dobrze dobierała fragmenty słów Boga, że obaliła jego religijne pojęcia jedno po drugim. W końcu wyzbył swoich pojęć i przyjął Boże dzieło w dniach ostatecznych. Kiedy skończyła mówić, uwaga wszystkich była skupiona na jej doświadczeniu, a nie na słowie Bożym. Wtedy sobie uświadomiłam: Zboczyła z tematu. Choć mówiła o doświadczeniu ewangelizacyjnym, gdy skończyła, wszyscy zaczęli ją podziwiać i szanować. To jest popisywanie się. Chciałam jej zwrócić uwagę, żeby więcej o tym nie mówiła, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Jeśli jej przerwę przy tych wszystkich ludziach, czy jej nie zawstydzę? To prawda, że Barbara osiągała rezultaty w pracy ewangelizacyjnej, jeśli więc jej to powiem, czy ludzie nie pomyślą, że jestem zazdrosna i celowo się jej czepiam? Może jej intencje są dobre, i wcale nie próbuje się popisywać? Nie odezwałam się więc, ale nie mogłam się uspokoić na tyle, by rozważać słowo Boga i moim omówieniom brakowało oświecenia. Rzuciłam tylko kilka pustych słów i tak spotkanie dobiegło końca.

Cały wieczór przewracałam się w łóżku, nie mogąc zasnąć. Wciąż myślałam o tym, jak Barbara popisywała się na spotkaniu, i o tych pełnych podziwu, wpatrzonych w nią oczach. W żaden sposób nie pomogła innym lepiej zrozumieć słowa Boga, tylko skupiała uwagę wszystkich na swojej pracy ewangelizacyjnej i spotkanie nie przyniosło żadnych dobrych rezultatów. Milczałam, bo bałam się, że ją zawstydzę. Nie chroniłam życia kościoła. Czy nie chciałam wszystkim dogodzić bez poczucia sprawiedliwości? Wspomniałam na fragment słów Boga: „Powinieneś wejrzeć w siebie i uważnie zbadać, czy jesteś prawą osobą. Czy wyznaczyłeś swoje cele i powziąłeś swe zamierzenia pamiętając o Mnie? Czy wypowiadasz wszystkie swe słowa i popełniasz wszystkie swe uczynki w Mojej obecności? Przyglądam się bacznie wszystkim twym myślom i ideom. Czy nie czujesz się winny? (…) Czy sądzisz, że następnym razem będziesz w stanie zadośćuczynić za jedzenie i picie, które tym razem zabrał szatan? Tak więc teraz widzisz jasno. Czy jest to strata, którą możesz wyrównać? Czy zrekompensujesz stracony czas? Musicie uważnie przyjrzeć się samym sobie, żeby ustalić, dlaczego na kilku ostatnich spotkaniach nie było jedzenia ani picia, i kto za to odpowiada. Musicie porozmawiać z każdym, aż wszystko się wyjaśni. Jeśli zdecydowanie nie powstrzyma się takiej osoby, bracia i siostry nic nie zrozumieją i później sytuacja się powtórzy. Wasze duchowe oczy nie są otwarte i zbyt wielu z was jest ślepych! A ci, którzy widzą, są nieuważni. Nie wstają i nie przemawiają – ci też są ślepi. Ci, którzy widzą, a nie zabierają głosu, są niemi. Wielu jest tu upośledzonych(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 13, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Boże słowa bardzo mnie przygnębiły. Przyglądałam się, jak Barbara zbacza z tematu mówiąc do ludzi, marnuje ich czas i obniża produktywność spotkania, a mimo to milczałam. Myślałam: „Dobrze wiedziałam, że Barbara zbacza z tematu, dlaczego więc nie chroniłam życia kościoła, milczałam i nie chciałam nikogo urazić?”. Po pierwsze, nie byłam pewna, czy Barbara naprawdę się wywyższa i popisuje. To prawda, że miała pewne doświadczenie w głoszeniu ewangelii. Ludzie mogliby odnieść korzyść, słysząc o tych doświadczeniach, czy więc opowiadanie o tym to rzeczywiście popisywanie się? Po drugie, martwiłam się, że nie widzę sytuacji jasno i moje słowa mogą ją ograniczyć, a inni mogą pomyśleć, że mówię tak tylko z zazdrości.

Na drugi dzień podzieliłam się swoimi troskami z siostrami i poprosiłam je o pomoc. Przeczytałyśmy wspólnie fragment słów Boga: „Wywyższanie się i niesienie świadectwa o sobie, afiszowanie się ze swoją wielkością i wspaniałością – oto, do czego zdolny jest skażony rodzaj ludzki. W taki właśnie sposób ludzie instynktownie reagują, gdy rządzi nimi ich szatańska natura, i jest to cecha wspólna całej skażonej ludzkości. Jak zatem ludzie zazwyczaj wywyższają się i niosą świadectwo o sobie samych? W jaki sposób osiągają ten cel? Świadczą o tym, jak wiele wykonali pracy, jak wiele wycierpieli, jak ogromne ponieśli koszty dla Boga i jaką cenę zapłacili. Wykorzystują te rzeczy jako kapitał, dzięki któremu mogą się wywyższyć, który zapewnia im wyższą, trwalszą i pewniejszą pozycję w ludzkich umysłach, tak aby więcej osób darzyło ich szacunkiem, ceniło i podziwiało, a nawet czciło, ubóstwiało i podążało za nimi. By osiągnąć ten cel, ludzie czynią wiele rzeczy, które na pozór dają świadectwo o Bogu, ale w istocie wywyższają ich samych i świadczą o nich samych. Czy takie działanie jest rozsądne? Wszystkie te rzeczy przekraczają granice racjonalnego zachowania. Ludzie ci nie mają wstydu: bez zażenowania niosą świadectwo o tym, co uczynili dla Boga i jak wiele dla Niego wycierpieli. Obnoszą się wręcz ze swymi darami, talentami, doświadczeniem i niezwykłymi umiejętnościami, sprytnymi technikami postępowania, środkami, jakich używają, aby manipulować ludźmi i tak dalej. Ich metodą na to, by się wywyższać i nieść o sobie świadectwo, jest afiszowanie się ze swoją wielkością, przy jednoczesnym lekceważeniu innych. Maskują się ponadto i kamuflują, ukrywając przed ludźmi swe słabości, braki i ułomności, tak aby ci widzieli wciąż jedynie ich wspaniałość. Nie mają nawet śmiałości powiedzieć innym, że odczuwają zniechęcenie; brak im odwagi, aby się przed nimi otworzyć i porozmawiać we wspólnocie, a jeśli zrobią coś złego, ze wszystkich sił starają się to ukryć i zataić. Nigdy zaś nie wspominają o szkodach, jakie poczynili pracy kościoła podczas wypełniania obowiązków. Kiedy jednak wnieśli jakąś pomniejszą zasługę lub osiągnęli drobny sukces, niezwłocznie zaczynają się z tym afiszować. Nie mogą się wprost doczekać, by obwieścić całemu światu, jacy są zdolni, jak wspaniały mają charakter, jacy są wyjątkowi i o ile lepsi od zwykłych ludzi. Czyż nie jest to jeden ze sposobów wywyższania się i niesienia świadectwa o sobie samych?(Punkt czwarty: Wywyższają siebie i świadczą o sobie, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki słowu Boga zrozumiałam, że jedną z oznak wywyższania się antychrysta jest obnoszenie się przed innymi ze swoimi talentami, zaletami, zasługami i osiągnięciami. W ten sposób przekonuje ludzi, że jest uzdolniony, by zyskać ich szacunek i podziw. Głoszenie ewangelii i świadczenie o Bogu, to pozytywne rzeczy. Barbara dobrze sobie radzi jako ewangelistka, więc gdyby tylko opowiedziała o trudnościach, jakie napotkała, jak polegała na Bogu i jak doświadczyła Jego działania, co dzięki temu zyskała i czego się nauczyła i jaką obrała przy tym ścieżkę praktyki, jej wypowiedź byłaby budująca. Ale Barbara mówiła tylko o tym, ilu ludzi nawróciła, ile przy tym wycierpiała i jaką musiała zapłacić cenę. Słuchając jej, nikt nie zyskał większego zrozumienia Boga, ani nie dowiedział się, jak radzić sobie z różnymi problemami. Ludzie dowiedzieli się tylko więcej o niej, o tym, że ma charakter i talent do głoszenia ewangelii i ma więcej zapału od innych. Wszyscy ją chwalili, zazdrościli jej i czuli się gorsi. Zrozumiałam, że efekty popisywania się i wywyższania są inne niż świadczenia o Bogu. Dzięki tym rozmowom potwierdziłam swoje wcześniejsze obawy. Przekonałam się, że większość słów Barbary nie świadczyła o Bogu, ale miała na celu wywyższyć i pokazać ją. Przejawiała usposobienie antychrysta, przez co narażała się na Boży wstręt i nienawiść. Siostry przypomniały mi też, że Barbara może nie być świadoma skażonego usposobienia, jakie przejawia, a my, widząc to, powinnyśmy jej to z miłością uświadomić. Nie możemy zadowalać ludzi, żeby chronić relacje. Słowa sióstr zawstydziły mnie i postanowiłam porozmawiać z Barbarą tak szybko, jak to możliwe.

Po zakończeniu spotkania nie mogłam się uspokoić. Widziałam wcześniej wady Barbary, ale nie śmiałam jej o nich mówić, a nawet jeśli coś mówiłam, to zdawkowo, przez co nic nie osiągnęłam. Barbara nie zastanowiła się nad sobą i nie uświadomiła sobie swojego problemu. Myśląc o tym, poczułam niepokój. Zadałam sobie pytanie: „Zazwyczaj jestem radosna i energiczna przy Barbarze i mówię jej o wszystkim, dlaczego więc tak trudno mi zwrócić jej uwagę i nie mogę wydusić z siebie słowa?”. Rozważając to, obejrzałam film z odczytaniem słów Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „Wszyscy jesteście doskonale wykształceni. Wszyscy zwracacie uwagę na to, aby wyrażać się w sposób wyrafinowany i powściągliwy, a także na sam sposób wysławiania się. Jesteście taktowni i nauczyliście się nie narażać na szwank dumy i godności innych. W swoich słowach i czynach pozostawiacie ludziom nieco swobody manewru. Robicie, co w waszej mocy, aby czuli się spokojnie i pewnie. Nie eksponujecie ich skaz czy braków i staracie się ich nie ranić ani nie wprawiać w zakłopotanie. Taka jest główna zasada w relacjach międzyludzkich, zgodnie z którą postępuje większość ludzi. Ale jakaż jest ta zasada? (Chodzi o to, by wszystkich zadowalać; jest to fałszywe i śliskie). Jest to przebiegłe, śliskie, zdradzieckie i podstępne. Za uśmiechami na ludzkich twarzach kryje się mnóstwo złośliwości, podstępów i podłości(Sześć wskaźników rozwoju życiowego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Wszyscy ci, którzy trzymają się złotego środka, są najgroźniejsi. Próbują nikogo nie obrażać, są ugodowi, dostosowują się i nikt nie może ich przejrzeć. Takie osoby są uosobieniem szatana!(Jedynie przez praktykowanie prawdy można zrzucić okowy zepsutego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „W filozofiach życia istnieje zasada, która brzmi: »Przemilczenie błędów dobrych przyjaciół prowadzi do długiej i dobrej przyjaźni«. Oznacza to, że aby zachować przyjacielską relację, trzeba przemilczeć problemy przyjaciela, nawet jeśli widzi się je wyraźnie – że powinno się przestrzegać zasad nienaruszania godności drugiej osoby i nieujawniania jej braków. Przyjaciele mają się oszukiwać, ukrywać się przed sobą, wdawać się w intrygi; i chociaż doskonale wiedzą, jakiego rodzaju osobą jest ich przyjaciel, nie mówią tego wprost, lecz stosują sprytne metody, aby zachować przyjazne stosunki. Dlaczego ktoś miałby chcieć podtrzymywać takie relacje? Chodzi o to, by nie robić sobie wrogów w społeczeństwie, w grupie, bo oznaczałoby to częste wystawianie się na niebezpieczne sytuacje. Ponieważ nie wiesz, w jaki sposób ktoś cię skrzywdzi, gdy ujawnisz jego braki lub zranisz go i stanie się twoim wrogiem, i ponieważ nie chcesz stawiać się w takiej sytuacji, stosujesz następującą zasadę filozofii życiowych: »Nigdy nie uderzaj ludzi poniżej pasa i nigdy nie ujawniaj ich braków«. Jeśli zatem dwie osoby są w takiej relacji, czy liczy się ona jako prawdziwa przyjaźń? (Nie). Oni nie są prawdziwymi przyjaciółmi, a tym bardziej nie są swoimi powiernikami. Więc co to właściwie za relacja? Czy nie jest to fundamentalna relacja społeczna? (Tak). W takich relacjach społecznych ludzie nie mogą ujawniać swoich uczuć, nie prowadzą głębokich rozmów, nie mówią niczego, co chcieliby powiedzieć, ani tego, co leży im na sercu, nie mówią też o problemach, które widzą w innych, ani nie używają słów, które mogłyby przynieść korzyść drugiej osobie. Zamiast tego wybierają ładnie brzmiące słowa, aby jej nie skrzywdzić. Nie chcą robić sobie wrogów. Celem takiego postępowania jest powstrzymanie ludzi wokół siebie przed stwarzaniem zagrożenia. Czyż ludziom nie żyje się względnie łatwo i spokojnie, kiedy nikt im nie zagraża? Czyż nie taki jest cel ludzi, gdy promują powiedzenie: »Nigdy nie uderzaj ludzi poniżej pasa i nigdy nie ujawniaj ich braków«? (Jest właśnie taki). Ewidentnie jest to przebiegły, oszukańczy sposób istnienia, zawierający element postawy obronnej, sposób istnienia, którego celem jest dążenie do przetrwania. Ludzie żyjący w ten sposób nie mają powierników, bliskich przyjaciół, z którymi mogą w ogóle o czymś porozmawiać. Przyjmują wobec siebie postawę obronną, są wyrachowani i strategiczni, każdy bierze od drugiego to, czego potrzebuje. Czy tak nie jest? Celem powiedzenia: »Nigdy nie uderzaj ludzi poniżej pasa i nigdy nie ujawniaj ich braków« zasadniczo jest powstrzymanie się od obrażania innych i stwarzania sobie wrogów oraz chronienie siebie poprzez niewyrządzanie nikomu krzywdy. Jest to technika i metoda, którą obiera się, aby uchronić się przed zranieniem. Patrząc na te kilka aspektów istoty, czy możemy powiedzieć, że wymaganie stawiane ludzkiej cnocie, aby »nigdy nie uderzać ludzi poniżej pasa i nigdy nie ujawniać ich braków«, jest szlachetną zasadą? Czy jest rzeczą pozytywną? (Nie). Czego zatem uczy ludzi? Abyś nikogo nie denerwował ani nie ranił, w przeciwnym razie na koniec ty sam zostaniesz zraniony; a także, że nikomu nie powinieneś ufać. Jeśli zranisz jednego ze swoich dobrych przyjaciół, przyjaźń niespostrzeżenie zacznie się zmieniać i ta osoba z dobrego, bliskiego przyjaciela stanie się zwykłym mijanym na ulicy nieznajomym lub twoim wrogiem. (…) Do jakich rezultatów ostatecznie prowadzi nauka wywiedziona z tego powiedzenia? Czy ludzie stają się dzięki niemu uczciwsi, czy bardziej kłamliwi? Powoduje ono, że ludzie stają się bardziej kłamliwi; ludzkie serca oddalają się od siebie, dystans między ludźmi się zwiększa, a relacje komplikują; tym samym relacje społeczne między ludźmi również się komplikują. Dialog między ludźmi zaczyna wygasać i ludzie zaczynają mieć się przed sobą na baczności. Czy w takiej sytuacji relacje międzyludzkie mogą być normalne? Czy klimat społeczny się poprawi? (Nie). Dlatego zdanie »nigdy nie uderzaj poniżej pasa i nigdy nie ujawniaj wad innych« jest oczywiście błędne. Takie nauki nie doprowadzą do tego, że ludzie będą urzeczywistniać normalne człowieczeństwo; co więcej, nie sprawią, że ludzie będą uczciwi, prawi i szczerzy; w żadnym razie nie mogą one przynieść pozytywnych skutków(Czym jest dążenie do prawdy (8), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Boga zrozumiałam, że w moich kontaktach z Barbarą polegałam na takich szatańskich filozofiach, jak: „Przemilczenie błędów dobrych przyjaciół prowadzi do długiej i dobrej przyjaźni”, lub „Nigdy nie wymierzaj ciosów poniżej pasa” i „Kolejny przyjaciel oznacza kolejną ścieżkę”. Do tamtej chwili uważałam, że te filozofie to zasady, w oparciu o które należy traktować ludzi. Sądziłam, że jedynie postępując w ten sposób, można utrzymać dobre relacje z ludźmi, nie urażać innych i nie pakować się w kłopoty. Dzięki objawieniu słowa Boga w końcu zrozumiałam, że te filozofie są przebiegłe, zwodnicze i podstępne. Przez nie ludzie są ostrożni w kontaktach z innymi i nie rozmawiają szczerze, a miłość między ludźmi nie jest możliwa. Choć postępując w ten sposób, nie urażasz ludzi i nie pakujesz się w kłopoty, nie nawiązujesz też prawdziwych przyjaźni, przez co ludzie stają się jeszcze bardziej fałszywi i zwodniczy. Zrozumiałam też, że powinniśmy być szczerzy w kontaktach z innymi. Widząc, że ktoś ma problem, powinniśmy okazać mu współczucie i pomóc najlepiej, jak potrafimy. Nawet jeśli w danej chwili nie przyjmie tego i nie zrozumie nas, musimy się trzymać tych zasad i w kontaktach z nim zachować właściwe intencje. Choć ktoś, kto szczerze przyjmuje prawdę, może się czuć zawstydzony, kiedy się z nim rozprawiają, i może tego nie przyjmować, to jednak później poszuka prawdy i zastanowi się nad sobą. Nie tylko nie będzie miał tego za złe osobie, która go napomniała, ale będzie jej wdzięczny. Pomyślałam o moich relacjach z Barbarą. Kilkakrotnie widziałam wyraźnie, że się popisuje przed innymi i że inni mają o niej wysokie mniemanie, ale nie chciałam zranić jej ego, wytykając jej problem, w obawie, że będzie mnie lekceważyć w przyszłości. Żeby więc zachować dobre stosunki, przyglądałam się tylko i nic nie mówiłam. Nie pomogłam, gdy przejawiała skażenie, przez co nie zastanowiła się nad sobą i nie zrozumiała problemu. Wróciła do swojego dawnego postepowania. Pojęłam, że żyjąc według tych szatańskich filozofii, chciałam jedynie chronić naszą relację. Chciałam, by uważała mnie za wyrozumiałą i empatyczną. Nie myślałam o jej wejściu w życie. Gdybym tylko zwróciła jej uwagę na problemy, które zauważyłam, może zrozumiałaby swoje skażone usposobienie i nie mówiłaby takich niedorzeczności w czasie spotkań. Nie chciałam jej urazić, żeby chronić naszą relację! Moje zachowanie jej zaszkodziło! Pomyślałam też o innej siostrze, którą znałam. Widziałam, że często niedbale podchodzi do obowiązków, a kiedy inni zwrócili jej uwagę na ten problem, kłóciła się i nie chciała tego przyjąć. Chciałam z nią porozmawiać i pomóc jej zastanowić się nad sobą, ale ponieważ była już dość stara, bałam się, że jeśli zwrócę jej uwagę, zranię jej ego i pomyśli, że jestem zbyt surowa. Przymknęłam więc oko na jej problem i byłam pozornie radosna, rozmowna i przyjazna w kontaktach z nią. Dopiero, gdy została zwolniona za niedbałe podejście do obowiązków, żałowałam, że nie pomogłam jej wcześniej. Dopiero po jej odejściu powiedziałam jej, jakie dostrzegłam u niej problemy. Chociaż zrozumiała swój problem, robiła mi wyrzuty, że nie napomniałam jej wcześniej. Powiedziała, że być może nie zostałaby zwolniona, gdyby miała szansę wcześniej się poprawić. Myśląc o tym, w końcu zrozumiałam, że życie według tych filozofii i zadowalanie ludzi to nie to samo, co bycie dobrym człowiekiem. Taka postawa jest egoistyczna i zwodnicza, nie ma w niej szczerości i współczucia wobec innych. Przejawiałam szatańskie usposobienie i mierziłam Boga. Barbara zawsze była wobec mnie szczera, a ja w relacji z nią polegałam tylko na tych filozofiach i nie praktykowałam prawdy. Myślałam tylko, jak jej nie urazić i jak zachować w jej oczach dobry wizerunek, a kiedy widziałam jej skażenie, nie zważałam na to. Czy postępując tak, mogłam się nazwać dobrą przyjaciółką? Kłamstwem szatana jest to, że „Przemilczenie błędów dobrych przyjaciół prowadzi do długiej i dobrej przyjaźni”. Zrozumiałam to. Nie chciałam już się tym w życiu kierować.

Zrozumiałam, że był też kolejny powód, dlaczego nie odważyłam się wskazać Barbarze jej problemu. Miałam błędne przekonanie, że zwracanie uwagi na czyjś problem to ujawnianie jego wad; że to rani czyjeś ego i może obrażać. To niewdzięczne zadanie. Bałam się więc, że jeśli powiem Barbarze o jej problemie, obrazi się na mnie i to całkowicie zniszczy naszą relację. Przez to było mi trudno praktykować prawdę. Poprosiłam więc Boga, żeby mi pomógł rozwiązać mój problem.

Wtedy obejrzałam film z odczytaniem kilku fragmentów słowa Bożego. Bóg Wszechmogący mówi: „Bóg żąda od ludzi, by mówili prawdę, mówili to, co myślą, a nie oszukiwali, wyśmiewali, wprowadzali w błąd, ośmieszali, obrażali, ograniczali, ranili, obnażali słabości ludzi czy szydzili z nich. Czy nie takie są zasady mowy? Co to znaczy, że nie należy obnażać słabości innych? Oznacza to, że nie należy obsmarowywać ludzi. Nie nawiązuj ciągle do ich przeszłych błędów lub wad, aby ich osądzać lub potępiać. Przynajmniej do tego powinieneś się stosować. W aktywnym aspekcie, jak wyraża się konstruktywna mowa? Jest to głównie zachęcanie, ukierunkowywanie, prowadzenie, napominanie, rozumienie i pocieszanie. Czasami też konieczne jest bezpośrednie wytknięcie i skrytykowanie niedociągnięć, braków i błędów innych. Przynosi to ludziom wielką korzyść. Jest to dla nich zarazem budujące, jak i realnie pomocne, czyż nie? (…) Jaka więc zasada powinna ostatecznie stać za mówieniem? Oto ona: mów to, co masz w sercu, mów o swoich prawdziwych przeżyciach i o tym, co naprawdę myślisz. Te słowa są najbardziej korzystne dla ludzi, zaopatrują ich, pomagają im, są pozytywne. Odmawiaj wypowiadania tych fałszywych słów, tych słów, które nie przynoszą ludziom korzyści ani nie budują ich; dzięki temu nie wyrządzisz im krzywdy ani nie sprawisz że się potkną, pogrążą w zniechęceniu; dzięki temu nie wywrzesz negatywnego wpływu. Musisz mówić rzeczy pozytywne. Musisz starać się pomagać ludziom, jak tylko możesz, przynosić im korzyść, zaopatrywać ich, wytwarzać w nich prawdziwą wiarę w Boga; musisz też pozwolić, by twoje doświadczenia związane ze słowami Boga i sposób, w jaki rozwiązujesz problemy, były dla ludzi pomocne i przynosiły im zysk, by ludzie byli w stanie zrozumieć drogę doświadczania dzieła Boga i wchodzenia w rzeczywistość prawdy, pozwalając im wkroczyć w życie i wspomagając rozwój ich życia – a to wszystko jest efektem tego, że twoje słowa mają zasady i są budujące dla ludzi(Czym jest dążenie do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Jeśli jakiś brat lub siostra, z którymi masz dobre relacje, poproszą cię o wskazanie, co jest z nimi nie tak, jak powinieneś to zrobić? Zależy to od tego, jakie podejście przyjmujesz w tej sprawie. (…) Zgodnie z zasadą prawdy, jak zatem należy podejść do tej sprawy? Jakie działanie jest zgodne z prawdą? Ile jest odpowiednich zasad? Po pierwsze, przynajmniej nie powoduj potknięć innych. Musisz najpierw rozważyć słabości drugiego człowieka i to, w jaki sposób z nim rozmawiać, aby się nie potknął. To jest minimum, które powinno się wziąć pod uwagę. Następnie, jeżeli wiesz, że jest to ktoś, kto naprawdę wierzy w Boga i potrafi przyjąć prawdę, to zauważywszy, że ma on problem, powinieneś wykazać inicjatywę, aby mu pomóc. Jeśli nic nie robisz, a tylko się z niego śmiejesz, to jest to krzywdzenie i szkodzenie mu. Ktoś, kto to robi, nie ma sumienia ani rozsądku i brak mu miłości do innych. Ci, którzy mają nieco sumienia i rozsądku, nie mogą po prostu patrzeć na swoich braci i siostry jak na obiekt drwin. Powinni wymyślić inne sposoby, aby pomóc im rozwiązać ich problem. Powinni ułatwić tej osobie zrozumienie, co się stało i gdzie popełniła błąd. To, czy będzie ona w stanie pokutować, jest już jej sprawą; my spełnimy naszą odpowiedzialność. Nawet jeśli nie pokutuje ona teraz, prędzej czy później nadejdzie dzień, w którym opamięta się i nie będzie cię obwiniać ani oskarżać. To, jak traktujecie swoich braci i siostry, musi spełniać przynajmniej standardy sumienia i rozsądku. Nie zadłużajcie się u innych; pomagajcie im w miarę waszych możliwości. Tak właśnie powinni postępować ludzie. Ci, którzy potrafią traktować swoich braci i siostry z miłością i zgodnie z zasadami prawdy, są najlepszymi ludźmi. Są też najbardziej życzliwi. Oczywiście, prawdziwymi braćmi i siostrami są ci ludzie, którzy potrafią przyjąć i praktykować prawdę. Jeśli ktoś wierzy w Boga tylko po to, by najeść się chleba lub otrzymać błogosławieństwa, ale nie akceptuje prawdy, to nie jest bratem ani siostrą. Musisz traktować prawdziwych braci i siostry zgodnie z zasadami prawdy. Bez względu na to, jak wierzą w Boga i na jakiej drodze się znajdują, powinieneś im pomagać w duchu miłości. Jaki jest minimalny rezultat, który powinno się osiągnąć? Po pierwsze, nie powodować potknięć i nie pozwolić, by inni się zniechęcili; po drugie, pomóc im i sprawić, by zawrócili ze złej drogi; po trzecie, sprawić, by zrozumieli prawdę i wybrali właściwą drogę. Te trzy rezultaty można osiągnąć tylko wtedy, gdy pomaga im się w duchu miłości. Jeżeli nie masz prawdziwej miłości, to nie możesz osiągnąć tych trzech rezultatów, a co najwyżej jeden lub dwa. Te trzy rezultaty to również trzy zasady pomagania innym. Znasz je i rozumiesz, ale jak właściwie wprowadzić je w życie? Czy naprawdę rozumiesz trudności drugiej osoby? Czy nie jest to kolejny problem? Musisz się też zastanowić: »Co jest źródłem ich trudności? Czy jestem w stanie im pomóc? Jeśli moja postawa jest zbyt marna i nie potrafię rozwiązać ich problemu, do tego mówię niedbale, to mogę skierować ich na złą drogę. Poza tym, na ile ta osoba jest zdolna do zrozumienia prawdy i jaki jest jej charakter? Czy jest zadufana w sobie? Czy rozumie sprawy duchowe? Czy potrafi zaakceptować prawdę? Czy dąży do prawdy? Jeśli zobaczy, że jestem zdolniejszy od niej i będę z nią rozmawiał, czy pojawi się w niej zazdrość lub negatywizm?«. Te wszystkie pytania trzeba rozważyć. Po rozważeniu i uzyskaniu jasności co do tych pytań, idź porozmawiać z tą osobą, przeczytaj kilka fragmentów słów Bożych, które odnoszą się do jej problemu, i umożliw jej zrozumienie prawdy w słowach Bożych i znalezienie drogi do praktyki. Wtedy problem zostanie rozwiązany, a ona przezwycięży trudności. Czy to jest prosta sprawa? Nie jest prosta. Jeżeli nie rozumiesz prawdy, to bez względu na to, jak wiele powiesz, na nic się to nie zda. Jeżeli rozumiesz prawdę, możesz za pomocą kilku zdań przynieść komuś oświecenie i korzyść(Tylko przez dążenie do prawdy można wyeliminować własne pojęcia i błędne sposoby rozumienia Boga, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Z Bożych słów zrozumiałam, że jeśli naświetlasz czyjeś wady, żeby żerować na jego słabości, osądzać go i potępiać, i jeśli chcesz się z niego naśmiewać i na niego donieść, to jest odrażające dla Boga. Ale jeśli pokazujesz człowiekowi jego wady, ponieważ chcesz mu pomóc, to jest budujące, i jest wyrazem współczucia dla innych oraz odpowiedzialności za ich życie. Jeśli ta osoba zabiega o prawdę, wtedy z pomocą innych będzie w stanie zastanowić się nad sobą i szukać prawdy, by rozwiązać swoje problemy. To pomoże jej w wejściu w życie. Niektórzy jednak opierają się, gdy ktoś się z nimi rozprawia i wskazuje ich wady. To pokazuje, że nie przyjmują prawdy, a ich usposobienie się nią brzydzi. Kiedyś sądziłam, że wskazywanie ludziom problemów jest równoznaczne z ujawnianiem ich wad i że to niewdzięczne zadanie. Ten pogląd był całkowicie błędny. Zrozumiałam też, że są zasady odnośnie do wskazywania ludziom problemów. Nie chodzi jedynie o dobre intencje i entuzjazm, ani o wytykanie ludziom ich problemów wprost bez względu na to, kim są. Trzeba postępować mądrze i zgodnie z zasadami prawdy. Najważniejsze to wziąć pod uwagę odpowiednie prawdy, żeby pomóc innym zrozumieć prawdę i Bożą wolę, wskazując im pewne rzeczy, oraz dać im ścieżkę praktyki. Tylko tak można naprawdę ludziom pomóc. W tamtym momencie zrozumiałam, że nie miałam dobrych rezultatów, kiedy wcześniej wskazywałam innym ich problemy, ponieważ nie szukałam zasad prawdy. Tak było z Roxanną, która była próżna, zabiegała o reputację i z którą nikt się wcześniej nie rozprawił. Kiedy odkryłam, że odbiega od tematu podczas spotkania, nie tylko powinnam zwrócić jej uwagę na ten problem, ale też podzielić się z nią zasadami dotyczącymi omawiania słów Boga, by jej pomóc odnaleźć ścieżkę praktyki. Nie ograniczałabym jej wetdy, tylko pomogła jej mówić zgodnie z zasadami na kolejnych spotkaniach. Kiedy zrozumiałam tę zasadę, nie bałam się już pokazać Barbarze jej problemów. Wiedziałam, że powinnam jej pomóc zgodnie z zasadami i ze współczuciem, by nie zboczyła na niewłaściwą ścieżkę. W swoim sercu pomodliłam się do Boga: „Jak mogę skutecznie rozmawiać z Barbarą, by jej nie ograniczać, ale pozwolić jej zrozumieć ten aspekt prawdy, by uświadomiła sobie swój problem?”.

Zawsze, gdy miałam czas, zastanawiałam się nad tym. Badałam i rozważałam słowa Boga, obnażające tych, którzy się popisują i wywyższają. Szukałam okazji, żeby otwarcie porozmawiać z Barbarą i powiedzieć jej o problemach, które u niej wtedy zauważyłam, oraz porozmawiać o jej naturze i konsekwencjach popisywania się, a także o tym, w jaki sposób Bóg traktuje takie zachowanie. Kiedy z nią porozmawiałam, Barbara w końcu zrozumiała, jak poważny ma problem. Uświadomiła sobie, że ma obsesję na punkcie statusu, która nią włada, że lubi, kiedy ludzie mają dla niej miejsce w swoich sercach i ją podziwiają i że takie zabiegi są obrzydliwością dla Boga. Później otworzyła się podczas spotkania i przeanalizowała swoje zachowanie, co pomogło wszystkim to zrozumieć. Ucieszyłam się, że Barbara jest zdolna do refleksji i umie rozpoznać swój problem, lecz jednocześnie czułam się winna. Żałowałam, że dopiero teraz odważyłam się jej o tym powiedzieć. Nie uprzedziła się do mnie, ponieważ zwróciłam jej uwagę na problem, nasza relacja się nie rozpadła, tylko stałyśmy się sobie jeszcze bliższe. Zrozumiałam, że jedynie żyjąc według słów Boga i traktując ludzi zgodnie z zasadami, mogę odnaleźć spokój.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Dlaczego nie akceptuję nadzoru

Autorstwa Parfait, Afryka Podlewałem neofitów w kościele od ponad roku. W ramach obowiązków stopniowo opanowałem niektóre zasady i coraz...

Słodki smak praktykowania prawdy

Autorstwa Zhao Lu, Holandia W marcu 2021 roku przywódczyni zaproponowała mi objęcie nadzoru nad pracami ewangelizacyjnymi. Na wieść o tym...

Połącz się z nami w Messengerze