Wybór lekarki
Dorastałam w bardzo biednej rodzinie. Moja mama była sparaliżowana, przykuta do łóżka i przez cały czas brała lekarstwa, a ojciec przez wiele lat pracował poza wioską. Sąsiedzi patrzyli na nas z góry, mój brat i siostra często byli nękani przez wioskowych złoczyńców. Kiedy miałam siedem lat, jeden z nich gonił mnie i pobił. Tak się przestraszyłam, że zachorowałam na serce. Brakowało nam pieniędzy na leczenie i pojawiły się konsekwencje. Właśnie wtedy podjęłam decyzję, że kiedy dorosnę, zostanę znakomitą lekarką, wyleczę mamę i siebie i będę zarabiać dużo pieniędzy, żeby moja rodzina mogła dobrze żyć i być szanowana.
Skończyłam szkołę medyczną i zostałam przydzielona do pracy w miejscowej przychodni. Praca w małej przychodni nie zadowalała mnie, więc doszkalałam się i starałam o przeniesienie do szpitala w mieście. Aby dopiąć swego, wyjechałam na staż do dużego szpitala i studiowałam również profilaktykę zdrowotną. Wróciłam do przychodni i pracowałam bardzo ciężko, żeby dostać awans. Pracowałam dniami i nocami i codziennie ze zmęczenia bolały mnie plecy. Wracałam do domu i padałam na łóżko. W końcu przeniesiono mnie do pracy w specjalistycznym szpitalu w mieście. Po trzech latach znów mnie awansowano, tym razem na lekarza. Pracowałam sumiennie i odpowiedzialnie, miałam wybitne umiejętności, więc byłam bardzo popularna w szpitalu i miałam wielu pacjentów. Stopniowo zaczęłam więcej zarabiać i finansowałam firmę mojego brata. Teściowie często mnie chwalili przed innymi ludźmi, mąż żywił do mnie ciepłe uczucia. Wszystko to bardzo karmiło moją próżność, sądziłam, że mam wspaniałe życie.
Ale to wszystko miało swoją cenę. Z powodu długotrwałego stresu i nieregularnych godzin pracy cierpiałam na bezsenność. Mój stan wciąż się pogarszał i żadne leki nie były skuteczne. Później pojawiły się problemy z żołądkiem i spondyloza lędźwiowa, a wkrótce potem problemy z sercem. Gdy tylko słyszałam płacz dziecka, dostawałam bólu głowy, trzepotania serca i drżenia rąk. Specjaliści z okręgowego szpitala zdiagnozowali migotanie komór serca. To znaczyło, że groźne jest dla mnie nawet niewielkie pobudzenie, a nie ma na to sprawdzonego leku. Potrzebowałam stałej opieki specjalistów chorób serca i układu krążenia. To było jak grom z jasnego nieba. Nie miałam żadnej nadziei. Myślałam, że jestem tak młoda, a jednak cierpię na nieuleczalną chorobę. Pieniądze i rozgłos nie mogły mi w niczym pomóc. Nie były w stanie złagodzić bólu. Potem pomyślałam, że każdego dnia leczę choroby innych, ale nie potrafię uleczyć siebie. Czułam się udręczona i popadłam w melancholię. Kiedy nie mogłam spać w nocy, wpatrywałam się w sufit i cicho płakałam. Takie życie było bardzo trudne i wyczerpujące. Czułam się zupełnie bezradna. Kiedy zachorowałam, moje życie dopiero się zaczynało, i nie miałam pojęcia, jak będę żyła w przyszłości. Jaki był sens to ciągnąć?
Kiedy byłam pogrążona w bólu i bezradna, nadeszło ocalenie od Pana Jezusa. Gdy uwierzyłam w Pana, dręczące mnie od lat choroba serca i bezsenność zostały cudownie uleczone. Byłam bardzo wdzięczna Panu za to, że obdarzył mnie tak wielką łaską. Aby odpłacić Panu za miłość, aktywnie uczestniczyłam w zgromadzeniach i głosiłam ewangelię. W lipcu 2006 przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego dni ostatecznych i powitałam powracającego Pana. Byłam bardzo szczęśliwa. Jedząc i pijąc słowa Boga Wszechmogącego, zrozumiałam tajemnicę trzech etapów dzieła Bożego i cel Bożego planu zarządzania, a także to, że Bóg dokonuje dzieła sądu w dniach ostatecznych, by wybawić nas od grzechu i mrocznego wpływu szatana, byśmy mogli zostać zbawieni przez Boga i na koniec wprowadzeni do królestwa Bożego. W słowach Boga znalazłam nadzieję na zbawienie i wejście do królestwa niebieskiego, słowo Boga Wszechmogącego było jak pokarm dla mojej wygłodniałej duszy. Pewnego dnia przeczytałam ten fragment słów Boga Wszechmogącego: „Czy zdajesz sobie sprawę z brzemienia na twoich barkach, powierzonego ci zadania i odpowiedzialności? Gdzie jest twoje poczucie historycznego znaczenia misji? W jaki sposób będziesz służył jako dobry mistrz w przyszłym wieku? Czy masz silne poczucie bycia mistrzem? Jak objaśnisz mistrza wszystkich rzeczy? Czy to naprawdę jest mistrz wszystkich żyjących istot i wszystkich fizycznych rzeczy na świecie? Jakie masz plany związane z postępem kolejnego etapu dzieła? Ilu ludzi czeka na to, abyś został ich pasterzem? Czy twoje zadanie jest ciężkie? Oni są biedni, żałośni, ślepi i zagubieni; lamentują w ciemności: »Gdzie jest droga?«. O, jakże tęsknią za światłem, aby nagle zstąpiło jak spadająca gwiazda i rozproszyło moce ciemności, które uciskały ludzi przez tak wiele lat. Kto może wiedzieć, jak bardzo na to liczą i jak z utęsknieniem dzień i noc na to czekają? Nawet w dniu, kiedy rozbłyska światło, ci głęboko cierpiący ludzie pozostają uwięzieni w lochach ciemności, bez nadziei na uwolnienie; kiedyż przestaną płakać? Te kruche dusze, które nigdy nie zaznały odpoczynku, naprawdę cierpią ogromnie. Od dawna są one związane przez bezlitosne pęta i historię, która zamarła w miejscu. Czy ktoś słyszał dźwięk ich zawodzenia? Czy ktoś widział obraz ich nieszczęścia? Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, jak zasmucone i niespokojne jest Boże serce? Jak może On znieść spoglądanie na niewinną ludzkość, którą stworzył własnymi rękami, cierpiącą takie męki? Przecież ludzkość to nieszczęśnicy, którzy zostali zatruci. Choć przetrwali do dziś, to kto by pomyślał, że od dawna są zatruci przez złego? Czy zapomniałeś, że jesteś jedną z ofiar? Czy, z miłości do Boga, nie jesteś gotów dążyć do uratowania tych, którzy przeżyli? Czy nie jesteś gotów poświęcić całej swej energii, aby odpłacić się Bogu, który kocha ludzkość tak, jak własne ciało i krew?” (Jak powinieneś uczestniczyć w swojej przyszłej misji? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże zainspirowały mnie. Bóg ma nadzieję, że powstaniemy i będziemy głosić ewangelię Bożą tym, którzy wciąż żyją w ciemności i desperacko łakną pojawienia się Boga, by mogli wrócić do Jego domu, przyjąć Jego zbawienie i nie cierpieć już krzywd od szatana. Miłość Boga do ludzkości jest niezmierzona! Kiedy pomyślałam, jak wielkie mam szczęście, że mogę usłyszeć głos Pana i powitać Go, zapragnęłam głosić ewangelię ludziom z mojego pierwotnego kościoła i powiedzieć im, że Bóg powrócił. Toteż głosiłam ewangelię podczas pracy. W tym czasie, dzięki wielkiemu dziełu Ducha Świętego, wszyscy przywódcy, współpracownicy i niektórzy wierni z pięciu kościołów mojego pierwotnego wyznania przyjęli nowe dzieło Boże i założyli nowy kościół. Wybrano mnie na diakonkę i powierzono nadzór nad pracą kościoła. Wiedziałam Boże błogosławieństwa i przewodnictwo i byłam bardzo podekscytowana. Pomyślałam: „Postaram się jak najlepiej wykonywać pracę w kościele, by przywieść więcej ludzi do domu Bożego”.
W marcu 2007 któregoś dnia przełożony powiedział mi, że chcą mnie wyszkolić na przywódczynię kościoła. Trochę się wahałam. To jest dobre, ale bycie przywódcą kościoła oznacza odpowiedzialność za pracę całego kościoła. Nie miałabym wtedy czasu chodzić do swojej pracy i mogłabym ją stracić. Czy to by nie oznaczało, że moje lata wysiłków poszły na marne? Poza tym mąż z pewnością stwarzałby mi trudności. Myśląc o tym wszystkim, wtedy nie przyjęłam tego obowiązku. Później miałam wielkie poczucie winy. Przez cały czas czułam, że jestem coś winna Bogu. Modliłam się do Boga, prosząc, by mnie poprowadził w poznaniu siebie. Po modlitwie przeczytałam fragment Bożych słów: „Gdybym miał teraz położyć przed wami trochę pieniędzy i dał wam wolność wyboru – i gdybym nie potępił was za wasz wybór – wtedy większość z was wybrałaby pieniądze i porzuciła prawdę. Ci lepsi z was odrzuciliby pieniądze i niechętnie wybrali prawdę, podczas gdy ci pośrodku wzięliby pieniądze do jednej ręki, a prawdę do drugiej. Czy w ten sposób wasza prawdziwa natura nie stałaby się widoczna jak na dłoni? Wybierając pomiędzy prawdą i czymkolwiek innym, wobec czego jesteście lojalni, wszyscy dokonalibyście tego wyboru, a wasza postawa pozostałaby niezmieniona. Czyż tak nie jest? Czyż pośród was nie ma wielu, którzy wahali się pomiędzy tym, co dobre, a tym, co złe? W starciach pomiędzy pozytywnym i negatywnym, czarnym i białym, na pewno jesteście świadomi, jakich wyborów dokonaliście pomiędzy rodziną i Bogiem, dziećmi i Bogiem, pokojem i chaosem, bogactwem i ubóstwem, wysoką pozycją i przeciętnością, poczuciem przynależności i wykluczeniem itd. (…) Wygląda na to, że lata oddania i usilnych starań przyniosły Mi tylko wasze porzucenie i waszą rozpacz, lecz Moja nadzieja co do was rośnie z każdym mijającym dniem, ponieważ Mój dzień już dawno został w całości objawiony każdemu. Jednak wy upieracie się przy szukaniu rzeczy mrocznych i złych i nie chcecie wypuścić ich z ręki. A skoro tak, to jaki będzie wasz wynik? Czy kiedykolwiek starannie się nad tym zastanowiliście? Gdyby poproszono was, żebyście wybrali jeszcze raz, jakie byłoby wasze stanowisko?” (Wobec kogo jesteś lojalny? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozważając Boże słowa poczułam jeszcze większy wstyd. Zupełnie jakby Bóg osądzał mnie twarzą w twarz. Twierdziłam, że chcę Go zadowolić, ale gdy naprawdę stanęłam przed wyborem, po to, by zachować godną pozazdroszczenia pracę lekarki, odrzuciłam obowiązek. Zrozumiałam, że najbardziej ceniłam nie Boga, lecz prestiż i status. Podążałam za szatanem, byłam wobec niego lojalna i buntowałam się przeciwko Bogu. Kiedy o tym myślałam, czułam wielki ciężar winy. Naprawdę chciałab dokonać innego wyboru, porzucić pracę i ponosić koszty dla Boga. Ale wiedziałam też, że moja rodzina z pewnością nie zgodzi się na to, bym rzuciła pracę, i wciąż nie potrafiłam tego zrobić. Mogłam tylko stawać przed Bogiem i prosić Go w modlitwie, by mnie poprowadził i dał mi wskazówki. Po modlitwie pomyślałam o tym hymnie ze słowami Boga: „Najgłębsze życie”. „Jesteś istotą stworzoną: to oczywiste, że powinieneś czcić Boga i dążyć do osiągnięcia życia pełnego znaczenia. Skoro jesteś istotą ludzką, powinieneś ponosić koszty dla Boga i znosić wszelkie cierpienia! Powinieneś z radością i bez wahania przyjmować tę odrobinę cierpienia, jakiemu jesteś dziś poddawany, i wieść życie pełne znaczenia, tak jak Hiob i Piotr. Jesteście ludźmi, którzy podążają właściwą drogą, tymi, którzy dążą do poprawy. Jesteście ludźmi, którzy w narodzie wielkiego, czerwonego smoka powstają, tymi, których Bóg nazywa sprawiedliwymi. Czyż takie właśnie życie nie jest życiem o największym znaczeniu?” (Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni). Śpiewając ten hymn, w sercu zaczęłam się obwiniać. Jestem istotą stworzoną, wszystko, co mam, pochodzi od Boga, cieszyłam się nieskończoną łaską Boga i zostałam przez Niego zaopatrzona w tak wiele słów życia, a jednak nie chciałam odpłacić Bogu za miłość. Ze względu na własną pracę i przyszłość odmówiłam pełnienia obowiązku. Jak mogłam twierdzić, że mam sumienie? Pomyślałam o Hiobie. Był szeroko znany na Wschodzie i miał wielki majątek, ale nie cenił sławy i bogactwa. Nawet gdy stracił wszystko, był w stanie podporządkować się Bożym ustaleniom i zarządzeniom, trwać przy świadectwie i upokorzyć szatana. Albo Piotr, kiedy usłyszał wezwanie Pana Jezusa, zostawił wszystko i poszedł za Panem. Nauczał i świadczył o ewangelii Pana Jezusa wszędzie, dążył do Bożej miłości i zadowolenia Boga i w końcu został przez Niego udoskonalony. Pomyślałam: „Muszę ich naśladować, przyjąć obowiązek, porzucić własne interesy i nie zastanawiać się nad własnymi perspektywami na przyszłość”. Kiedy tak pomyślałam, pomodliłam się do Boga, prosząc Go, by dał mi pewność i siłę i otworzył przede mną drogę. Później, z powodu ciągłego hałasu na oddziale szpitalnym, przeszłam zawał serca. Skorzystałam z tej okazji, by poprosić szpital o półroczny urlop zdrowotny i zaczęłam pełnić obowiązek na pełny etat.
Jednak pół roku minęło szybko i dyrektor szpitala znów mnie wezwał do pracy. W tym czasie w kościele było wiele pracy przy ewangelizacji, więc po rozmowie z mężem postanowiłam wrócić do pracy w następnym roku. Jednak dwa miesiące później szpital znów kazał mi wrócić, jeśli nie chcę stracić etatu. Mąż również nalegał, żebym wróciła do pracy. Wtedy zaczęłam się martwić. „Co mam zrobić? Jeśli nie wrócę do pracy, zwolnią mnie z końcem roku. A wtedy czy moje lata wysiłków nie pójdą na marne? Z drugiej strony, jeśli wrócę do pracy, będę miała mniej czasu na pełnienie obowiązku. Jeśli nie będę mogła wkładać w to całego serca i duszy, ucierpi praca kościoła”. Z tą myślą nie zgodziłam się wrócić do szpitala. Mąż nie był już w stanie mnie przekonać, zadzwonił więc do mojego brata i jego żony, żeby oni spróbowali. Mój brat powiedział: „Po prostu zatrzymaj ją w domu. Nie pozwól jej wychodzić. Jeśli nie będziesz w stanie jej kontrolować, połam jej nogi. Nawet jeśli będzie sparaliżowana, to dopóki zostanie w domu, nie straci pracy. Jeśli straci pracę, my stracimy wszystko”. Te słowa złamały mi serce. Pomyślałam: „Traktujesz mnie tak przez to, że wierzę w Boga i idę słuszną drogą. W przeszłości, gdy odnosiłam sukcesy w pracy, wszyscy się z tego cieszyliście i witaliście mnie uśmiechami. A teraz widzicie, że moja wiara w Boga i pełnienie obowiązku nie przyniosą wam żadnych korzyści, więc zebraliście się tu, żeby mnie powstrzymać i mówicie tak okrutne rzeczy”. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam przygnębiona. Poczułam obojętność ludzkich uczuć. Ale potem pomyślałam: „Co zrobię, jeśli naprawdę wyrzucą mnie ze szpitala?”. W duchu pomodliłam się do Boga i przypomniałam sobie fragment Bożych słów. „Moje zamiary zostały ci objawione i nie wolno ci ich ignorować. Musisz natomiast poświęcić im całą swą uwagę i odrzucić wszystko inne, aby całym sercem podążać za Mną. Zawsze będę trzymać cię w Moich rękach. Unikaj bojaźliwości i nie daj się sterować mężowi czy żonie. Musisz pozwolić, aby Moja wola była wykonywana” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 9, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga dały mi pewność i siłę. Bóg jest Stwórcą i Panem wszechrzeczy. To, czy zostanę zwolniona ze szpitala, zależało tylko od suwerennych Bożych ustaleń. Wierzyłam, że Bóg otworzy przede mną drogę. Mąż nie mógł przejąć nade mną kontroli. Choćby rodzina mnie prześladowała, chciałam wytrwać i zadowolić Boga. Myślałam o Bożej miłości i bezinteresowności i jeszcze bardziej mnie to zmotywowało. Bóg mówi: „Bóg stale zadaje sobie trud, by ludzkość mogła przetrwać, a tymczasem człowiek nie wnosi nic na rzecz światła albo prawości. Nawet jeśli człowiek podejmuje przez jakiś czas wysiłek, nie potrafi znieść ani jednego ciosu, ponieważ jego wysiłek podjęty jest zawsze dla niego samego, a nie dla innych. Człowiek jest zawsze samolubny, podczas gdy Bóg jest zawsze bezinteresowny” (Zrozumienie usposobienia Boga jest bardzo ważne, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Zepsuta ludzkość zawsze jest samolubna, lecz Bóg jest bezinteresowny. Bez względu na sposób, w jaki działa, wszystko, co robi, jest dla dobra ludzkiego życia, ma to pomóc nam zrozumieć prawdę i poprowadzić nas na właściwą ścieżkę w życiu, byśmy mogli zostać przez Niego zbawieni. Bez względu na to, jak wiele Bóg dla nas robi, nigdy nie prosi o nic w zamian. Robi to wszystko dla nas w ukryciu. Tymczasem ja robiłam wszystko dla siebie, dla własnych korzyści. Wiedziałam, że pełnienie obowiązku i właściwe kierowanie pracą kościoła było moją powinnością i odpowiedzialnością, ale ja się obawiałam, że jeśli stracę pracę, to stracę również swoją sławę, dobry los i harmonię w rodzinie, więc odrzuciłam obowiązek. Byłam godną pogardy egoistką, nie miałam człowieczeństwa! Poza tym z powodu prześladowania przez rodzinę zyskałam również wgląd w emocje działające między ludźmi. W przeszłości rodzina traktowała mnie dobrze, bo miałam dobrą pracę. Mogłam im pomagać i sprawić, że dobrze wyglądali, więc witali mnie uśmiechem. Teraz, kiedy głosiłam ewangelię i groziła mi utrata pracy, nie mogli nic zyskać, więc mnie prześladowali i ograniczali. Czy między ludźmi istnieje miłość? To tylko transakcje i wymiany. Miłość rodziny również opiera się na interesie. Zmuszali mnie, bym goniła tylko za pieniędzmi, sławą i cielesnymi przyjemnościami. Dla mnie to nie była miłość. To mnie krzywdziło i niszczyło. Gdy to zrozumiałam, nie chciałam już służyć szatanowi. Chciałam tylko dobrze wykonywać swój obowiązek i odpłacić Bogu za miiłość.
Ni stąd, ni zowąd mąż zabronił mi wychodzić z domu. Groził mi nawet: „Jeśli nie zgodzisz się wrócić do pracy, to ja ci nie pozwolę wierzyć w Boga i nie pozwolę innym wierzącym przychodzić do nas do domu”. Powiedział też, że jeśli stracę pracę, to mam go nie winić za to, że będzie mnie traktował surowo. Kiedy to usłyszałam, pomyślałam: „Jeśli nie zgodzę się na jego żądania, zamknie mnie w domu. Nie będę mogła prowadzić życia kościelnego ani wypełniać obowiązku”. Musiałam więc obiecać, że wrócę do pracy w szpitalu. Ale dyrektor szpitala obawiał się, że od hałasu na oddziale mogę dostać kolejnego zawału, więc przenieśli mnie do szpitalnej przychodni. Nawet gdy nie było nic do roboty, musiałam siedzieć w gabinecie i przez to nie mogłam pełnić obowiązku. Codziennie siedziałam sama w gabinecie i czułam niepokój. Myślałam o tym, że w kościele jest tak dużo pilnych rzeczy do zrobienia, a ja muszę tu tkwić. Wiedziałam, że praca kościoła się opóźni i ucierpi na tym wejście w życie braci i sióstr, i czułam się bardzo winna. Twierdziłam, że chcę dobrze wykonywać obowiązek, by zadowolić Boga, ale gdy tylko mąż zaczął mnie prześladować i ograniczać, poddałam się. Jak mogłam powiedzieć, że jestem wierna i posłuszna Bogu? Im dłużej o tym myślałam, tym większy smutek mnie ogarniał i nie byłam w stanie powstrzymać łez. Pomodliłam się wtedy do Boga: „Boże, chcę wypełniać obowiązek i dokładać wysiłków dla Ciebie, ale ogranicza mnie mąż i otoczenie. Proszę, daj mi pewność i siłę”. Po modlitwie przeczytałam fragment Bożych słów. „Kiedy ludzie mają prawdziwe zrozumienie Bożego usposobienia, kiedy widzą, że Boże usposobienie jest prawdziwe, że jest naprawdę święte i naprawdę sprawiedliwe, i kiedy mogą chwalić Bożą świętość i sprawiedliwość z serca, wtedy naprawdę poznają Boga i zyskają prawdę. Ludzie żyją w świetle tylko wtedy, gdy znają Boga. A bezpośrednim skutkiem prawdziwego poznania Boga jest bycie zdolnym do tego, by prawdziwie Go kochać i być Mu prawdziwie posłusznym. U ludzi, którzy rozumieją i zyskują prawdę, następuje rzeczywista zmiana światopoglądu i spojrzenia na życie, po której następuje również prawdziwa zmiana w ich życiowym usposobieniu. Kiedy ludzie mają właściwe cele życiowe, są w stanie dążyć do prawdy i postępować zgodnie z prawdą, kiedy bezwzględnie poddają się Bogu i żyją według Jego słów, kiedy czują spokój, a najgłębsze zakamarki ich dusz rozświetla jasność, kiedy ich serca są wolne od ciemności i kiedy mogą żyć w całkowicie swobodny i nieskrępowany sposób w Bożej obecności – dopiero wtedy wiodą autentyczne ludzkie życie i dopiero wtedy stają się tymi, którzy posiedli prawdę i ludzkość. Ponadto wszystkie prawdy, które zrozumiałeś i zyskałeś, pochodzą ze słów Boga i od samego Boga. Dopiero gdy zdobędziesz aprobatę Boga Najwyższego – Pana stworzenia, i gdy On stwierdzi, że jesteś odpowiednią stworzoną istotą urzeczywistniającą ludzkie podobieństwo, twoje życie stanie się w najwyższym stopniu znaczące. Posiadanie Bożej aprobaty oznacza, że pozyskałeś prawdę i jesteś kimś, kto posiada prawdę i człowieczeństwo” (Jak poznać naturę człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po rozważeniu słów Boga zrozumiałam, że w naszym życiu tylko dążenie do prawdy, poznanie Boga i zdobycie aprobaty Stwórcy można uznać za rzecz chwalebną. Tylko to jest prawdziwe życie i to powinnam wybrać. Desperacko studiowałam medycynę w pogoni za sławą i zyskami na tym świecie. Kiedy odniosłam sukces, doceniali mnie przełożeni i koledzy, a krewni i przyjaciele patrzyli na mnie z szacunkiem, ale co dobrego mi z tego przyszło? Nawet największa sława ani bogactwo materialne, które zdobyłam, nie mogły wypełnić pustki w mojej duszy. Moje ciało było zmęczone i chore, moje życie wciąż było nieszczęśliwe i pozbawione znaczenia, nie czułam spokoju ani radości. Myślałam o tym, że po przyjęciu dzieła Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych, jedząc i pijąc słowa Boże, żyjąc życiem kościoła i pełniąc obowiązek, nieświadomie zaczęłam rozumieć prawdę. Wiedziałam, jak mam postępować, jak czcić Boga, jak pozbyć się zepsutych skłonności i urzeczywistniać prawdziwe człowieczeństwo. Dzięki temu wszystkiemu zyskałam swobodę i poczucie wyzwolenia. Zrozumiałam, że ludzie są istotami stworzonymi i tylko żyjąc w Bożej obecności i pojmując prawdę mogą osiągnąć spokój i szczęście. W innym wypadku, bez względu na to, jak żyją, ich życie jest pustką i cierpieniem. Wtedy zrozumiałam że Bóg zezwolił na prześladowania, jakich doznałam od rodziny. Za sprawą tych okoliczności zmuszona byłam stanąć przed obliczem Boga, polegać na Nim i poszukać prawdy, a to pozwoliło mi wyraźnie dostrzec ból życia pod panowaniem szatana. Dzięki temu mogłam wybrać podążanie za Bogiem i wkroczyć na ścieżkę dążenia do prawdy. Kiedy zrozumiałam intencje Boga, zrobiło mi się lżej na sercu. Uwolniłam się również z ograniczeń rodziny, odeszłam ze szpitala i podjęłam obowiązek w kościele w pełnym wymiarze.
Pewnego dnia w 2007 roku, kiedy wróciłam z kościoła do domu, mój mąż był bardzo zagniewany. Powiedział: „Dzwonili ze szpitala. Mówili, że jeśli nie pojawisz się w pracy, to cię zwolnią. Musisz natychmiast wrócić do pracy. Jeśli stracisz pracę, to stracisz też emeryturę i wszystkie dodatki!”. Kiedy to usłyszałam, trochę się zaniepokoiłam. Pomyślałam: „To prawda. Od dziecka marzyłam o tym, żeby być dobrą lekarką i zdobyć prestiż. Po wielkich wysiłkach zdobyłam sławę i pieniądze. Jeśli teraz zrezygnuję, to zostanę z niczym”. Nie byłam pewna, co powinnam zrobić, więc w duchu pomodliłam się do Boga. „Boże, myślałam, że już wyrzekłam się prestiżu, majątku i statusu, ale teraz, gdy naprawdę muszę porzucić pracę, wciąż ogarnia mnie smutek. Proszę, Boże, poprowadź mnie do zrozumienia prawdy, by te rzeczy nie miały nade mną władzy”. Po modlitwie przeczytałam fragment Bożych słów. „Szatan używa sławy i zysku, aby kontrolować myśli człowieka, aż ludzie są w stanie myśleć tylko o tych dwóch rzeczach. Walczą o sławę i zysk, znoszą trudności dla sławy i zysku, cierpią upokorzenia ze względu na sławę i zysk, poświęcają wszystko, co mają, dla sławy i zysku, a także gotowi są wydać dowolny osąd i podjąć każdą decyzję przez wzgląd na sławę i zysk. W ten sposób szatan skuwa ludzi niewidzialnymi kajdanami, a ci nie mają siły ani odwagi, aby je zrzucić. Dlatego wciąż nieświadomie je dźwigają, z wielkim trudem brnąc ciągle naprzód. Ze względu na tę właśnie sławę i zysk ludzkość unika Boga i zdradza Go, stając się coraz bardziej niegodziwa. W ten zatem sposób kolejne pokolenia giną pośród zabiegów o szatańską sławę i zysk. Czy patrząc teraz na działania szatana, nie dostrzegamy, że jego złowrogie pobudki są absolutnie obrzydliwe? Może dzisiaj jeszcze nie przejrzeliście złowrogich pobudek szatana, bo myślicie, że nie ma życia bez sławy i zysku. Sądzicie, że jeśli ludzie porzucą sławę i zysk, nie będą już widzieli drogi przed sobą, nie będą mogli widzieć swoich celów, ich przyszłość stanie się mroczna, ciemna i ponura. Jednak stopniowo, pewnego dnia wszyscy uznacie, że sława i bogactwo to potworne kajdany, których szatan używa do niewolenia człowieka. Gdy nadejdzie ten dzień, będziesz z całych sił opierać się kontroli szatana i kajdanom, którymi szatan chce cię zniewolić. Kiedy nadejdzie czas, w którym zapragniesz odrzucić wszystkie rzeczy, które zaszczepił w tobie szatan, wtedy całkowicie zerwiesz z szatanem i prawdziwie wzgardzisz wszystkim, co szatan tobie przyniósł. Tylko wtedy ludzkość będzie żywić prawdziwą miłość do Boga i tęsknić do Niego” (Sam Bóg, Jedyny VI, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Dopiero po przeczytaniu słów Boga zdałam sobie sprawę, jak głęboko skrzywdził mnie szatan. Sława i zysk stały się moim życiem, przeszkodą w praktykowaniu prawdy. Od dzieciństwa rodzice uczyli mnie, że należy „wyróżniać się z tłumu” i „przynieść zaszczyt przodkom”. Myślałam, że zdobycie sławy i zysków oznacza, iż wiodę pełne znaczenia, wartościowe życie. Uważałam sławę, zyski i status za dobre rzeczy, za jedyny cel, do którego powinnam dążyć w życiu, więc ślepo goniłam za sławą, zyskiem, pieniędzmi i przyjemnościami. W końcu udręczyłam się tak, że byłam zupełnie wyczerpana. Prestiż i status to tylko sztuczki, których szatan używa, by psuć i pożerać ludzi. Pomyślałam o koledze, który zginął tragicznie, goniąc za sławą i zyskiem. Był dyrektorem przychodni szpitalnej, zapracowanym i całym sercem oddanym karierze. Zawsze wrcał późno do domu. Zostawał dłużej, by leczyć pacjentów i zarabiać więcej pieniędzy. W końcu zdobył sławę i pieniądze, ale pewnego wieczoru wyszedł z pracy bardzo późno, szedł drogą zupełnie wyczerpany, wpadł pod samochód i zginął. Miałam też koleżankę, która w młodym wieku została przełożoną pielęgniarek. W oczach innych miała przed sobą świetlaną przyszłość, ale przez cały czas była zapracowana. Wracając do domu, wciąż rozmawiała z koleżankami o pracy. Nieuważnie przechodziła przez tory i zabił ją pociąg. Miała dwadzieścia kilka lat. Myśląc o tych doświadczeniach moich kolegów, zaczęłam drżeć ze strachu. Byli szanowani i wysoko cenieni przez personel szpitala. Ale na co komu sława i zysk, gdy nie ma Bożej troski i ochrony? Prestiż i status to sposoby szatana, by psuć i krzywdzić ludzi. To pułapki zastawione przez szatana by skusić ludzi do bezwzględnej pogoni za sławą i zyskami przez całe życie. W rezultacie oddalają się od Boga i od zbawienia przez Stwórcę. Cierpiałam niewolę i ograniczenia prestiżu i statusu, więc nie potrafiłam dokonać właściwego wyboru między pracą a obowiązkiem. Jaka szkoda! Dzieło Boga w dniach ostatecznych, które ma ocalić ludzi, to jedyna taka szansa w życiu, a ja przyjęłam prawdziwą drogę dzięki Bożej łasce, ale nie doceniłam szansy na pełnienie obowiązku, by zyskać prawdę. Gdybym straciła tę szansę, czy tym samym nie zniszczyłabym siebie? Czy to nie byłoby głupie?
Przypomniałam sobie fragment z Bożych słów. „Gdy zwykły człowiek dąży do miłości do Boga, wejście do królestwa, aby stać się członkiem ludu Bożego, jest jego prawdziwą przyszłością, a także życie, które ma ogromną wartość i znaczenie; nikt nie jest bardziej błogosławiony od was. Dlaczego to mówię? Ponieważ ci, którzy nie wierzą w Boga, żyją dla ciała i dla szatana. Lecz wy dzisiaj żyjecie dla Boga i żyjecie, aby wypełniać wolę Bożą. Dlatego właśnie mówię, że wasze życie ma ogromne znaczenie” (Poznaj najnowsze dzieło Boga i podążaj Jego śladami, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga dały mi ścieżkę praktyki. Obecnie dążenie do wypełnienia obowiązku istoty stworzonej w kościele jest właściwą ścieżką w życiu, którą należy wybrać, i jest to najbardziej znaczące życie. Wcześniej byłam zepsuta i zwiedziona przez szatana, żyłam według szatańskich mądrości. Całym sercem dążyłam do sławy i zysków, cierpiałam oszustwa i szkody z ręki szatana. Słowa Boga pokazały mi konsekwencje i istotę gonienia za sławą, zyskami i statusem, dzięki nim zrozumiałam, że to sposoby szatana, by psuć i pożerać ludzi. Teraz Boże dzieło dni ostatecznych dobiega już końca, Boży plan zarządzania został niemal wypełniony i nadciąga już wielka katastrofa. Możemy ją przetrwać tylko dążąc do prawdy. Gdybym nie dążyła do prawdy i wykorzystała ten cenny, krótki czas na pogoń za sławą i zyskiem, to ostatecznie nigdy nie zyskałabym prawdy i życia, którymi darzy nas Bóg, ani nie zostałabym przez Niego zbawiona. Wówczas cała moja wiara w Boga na nic by się nie zdała, a ja żałowałabym tego przez całą resztę życia. Tak jak powiedział Pan Jezus: „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na swojej duszy poniósł szkodę? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16:26). Wiedziałam, że muszę docenić tę jedyną szansę w życiu. Nie mogłam dłużej gonić za potrzebami ciała. W tym krytycznym okresie dzieła Bożego na rzecz zbawienia ludzi musiałam wykorzystać ten moment, by dążyć do prawdy i wypełnić swój obowiązek istoty stworzonej. To najbardziej wartościowy i znaczący sposób życia. Z tą myślą postanowiłam zrezygnować z pracy i zacząć pełnić obowiązek w pełnym wymiarze. Kiedy powiedziałam mężowi o mojej decyzji, rzekł bezradnie: „Przez ostatnich kilka lat próbowałem wszystkiego, żebyś chodziła do pracy i utrzymała tę posadę. Chcę po prostu, żebyś zarobiła więcej pieniędzy i żebyśmy mogli wieść dobre życie. Ale w twoim sercu jest tylko ten twój Bóg. Nie jestem już w stanie cię kontrolować. Twoja przyszłość zależy od ciebie”. Potem poszłam do szpitala i złożyłam rezygnację. Dyrektor na wszelkie sposoby próbował mnie zatrzymać. Mówił: „Zawód lekarza to pewna praca. Szpital nigdy nie zostanie zamknięty. Teraz bardzo trudno jest znaleźć pracę w szpitalu. Poza tym jesteś tu bardzo ważna i masz przed sobą świetlaną przyszłość. Pensje idą w górę i dostaniemy nowe benefity. Zastanów się dobrze!”. Wiedziałam, że to kuszenie przez szatana. Szatan chciał wykorzystać dyrektora, by mnie odciągnąć od Boga, bym zdradziła Boga. Nie miałam zamiaru nabrać się na te sztuczki. Powiedziałam dyrektorowi szpitala, co o tym myślę, i musiał przyjąć moją rezygnację. Kiedy odeszłam z pracy i znów zaangażowałam się w pełnienie obowiązku, poczułam głęboką ulgę. Praca nie więziła mnie już i nie kontrolowała. Miałam więcej czasu na jedzenie i picie słów Boga i na wypełnianie obowiązku. Przewodnictwo Bożych słów wyzwoliło mnie z niewoli i ograniczeń sławy i statusu i nadało mi właściwy kierunek w życiu.