Czego nauczyło mnie odwołanie z funkcji
Słowo Boga mówi: „Ludzie nie mogą zmienić własnego usposobienia; muszą poddać się sądowi i karceniu, cierpieniu i oczyszczeniu słowem Bożym; Jego słowa muszą ich przyciąć i zdyscyplinować. Tylko wtedy mogą oni osiągnąć podporządkowanie i wierność Bogu i nie traktować Go już powierzchownie. To właśnie dzięki oczyszczeniu słowami Boga zmieniają się ludzkie usposobienia. Tylko dzięki temu, że słowa Boga obnażają, osądzają, dyscyplinują i przycinają ludzi, oni nie będą już mieli odwagi działać pochopnie, a zamiast tego staną się stabilni i opanowani. Najważniejsze jest to, że będą oni w stanie podporządkować się obecnym słowom Boga i Jego dziełu, nawet jeśli nie jest ono zgodne z ludzkimi pojęciami. Będą oni w stanie odłożyć te pojęcia na bok i dobrowolnie się podporządkować” (Ludzie, których usposobienie się zmieniło, to ci, którzy weszli w rzeczywistość słów Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga są bardzo praktyczne. Tylko przez osądzanie, karcenie i przycinanie słowami Boga możemy zmienić nasze szatańskie skłonności i osiągnąć posłuszeństwo i wierność Bogu. Wykonywałem swoje obowiązki ze skażonym usposobieniem, zawsze chroniłem swoje dobre imię i status. Kiedy zostałem odwołany, zrozumiałem swoje skażone usposobienie dzięki sądowi i objawieniu zawartymi w słowach Boga. Miałem wyrzuty sumienia i gardziłem sobą, a kiedy powierzono mi inny obowiązek, wypełniałem go lepiej niż przedtem.
W sierpniu ostatniego roku zostałem wybrany na przywódcę w kościele. Razem z kilkoma innymi braćmi i siostrami byłem odpowiedzialny za pracę kościoła. Zajmowałem się głównie podlewaniem, uczestniczyłem także w podejmowaniu decyzji dotyczących kościelnych projektów. Podzieliliśmy się obowiązkami, ale wiedziałem, że dzieło kościoła stanowi jedność, więc muszę współpracować z braćmi i siostrami, żeby dbać o interesy kościoła i właściwie wypełniać obowiązki. Początkowo bardzo uważałem na naszych cotygodniowych spotkaniach, brałem aktywny udział w dyskusji i przedstawiałem zalecenia. Pewnego dnia, w październiku, omal nie doszło do opóźnienia w podlewaniu nowych członków, bo ja nie skontrolowałem sytuacji na czas. Wyżsi rangą surowo mnie przycięli. Pomyślałem wtedy: „Był problem w mojej pracy, dlatego to mnie przycięto. Jeśli pojawią się kolejne problemy, liderzy przejrzą mnie i powiedzą, że nie potrafię wykonywać praktycznego dzieła – zostanę odwołany. Jak mógłbym potem pokazać się innym na oczy? Kto jeszcze by mnie podziwiał? Nie, muszę włożyć więcej wysiłku w pracę, za którą jestem odpowiedzialny, nie mogę popełniać więcej błędów”.
Po pewnym czasie zakres moich obowiązków poszerzył się. Nie we wszystkim byłem dobry, potrzebowałem dużo czasu, aby opanować istotne zasady, ale na każdym spotkaniu roboczym trzeba było podejmować wiele decyzji i omawiać wiele spraw, co zajmowało mnóstwo czasu. Zastanawiałem się, czy po pewnym czasie może to wpłynąć na pracę, za którą odpowiadałem. Gdyby moja praca nie była efektywna i pojawiały się nowe problemy, na pewno zostałbym odwołany – co wtedy pomyśleliby o mnie inni? Inni ludzie zajmowali się innymi projektami kościelnymi. Pomyślałem, że mogą sobie dyskutować, ale ja mam mnóstwo pracy. Co więcej, to, czy oni skończą swoją pracę, nie miało ze mną nic wspólnego i nie mogło mi przynieść żadnych pochwał. Gdyby jednak powstały jakieś problemy w moim zakresie obowiązków, byłbym za nie bezpośrednio odpowiedzialny, więc powinienem się zajmować swoimi powinnościami. Odtąd poświęcałem więcej czasu i wysiłku na główną pracę, za którą byłem odpowiedzialny, a inne zadania traktowałem jak obciążenie. Kiedy trzeba było przedyskutować i podjąć decyzje dotyczące dzieła kościoła, wyrażałem swoje zdanie o tym, co dotyczyło mojej pracy, ale gdy chodziło o inne sprawy, zajmowałem się tylko własnymi zadaniami. Nie słuchałem uważnie dyskusji, więc kiedy pytano mnie o zdanie, po prostu zgadzałem się ze wszystkimi. Kiedy ważne sprawy wymagały pilnej dyskusji i decyzji, to jeśli tylko nie dotyczyły mojego obowiązku, lekceważyłem je i pozostawałem obojętny.
W jakiś czas później usłyszałem od braci i sióstr, że przywódcy przycięli go, ponieważ pewne sprawy nie zostały odpowiednio dopilnowane, a decyzje personalne podjęto niezgodnie z zasadami, co doprowadziło do strat w dziele kościoła. Niektóre sprawy wymagały, aby wszyscy o nich decydowali i podpisywali się pod nimi. Ponieważ nie były załatwiane właściwie, ostatecznie zaszkodziło to interesom kościoła. Także zakupy dla Kościoła nie zostały właściwie dopilnowane, co doprowadziło do straty pieniędzy kościoła. Takie sytuacje miały miejsce coraz częściej. Uważałem, że to dobrze, że w mojej pracy nie ma żadnych poważnych problemów i że kiedy przywódca będzie szukać winnego, tą osobą nie będę ja. To właśnie było nieodpowiedzialne podejście do mojego obowiązku, które miałem przez długi czas i nie widziałem w tym nic złego. Pewnego dnia siostra, z którą pracowałem, powiedziała, że nie biorę na siebie ciężaru obowiązków i nie dostrzegam szerszej perspektywy, ale zajmuję się tylko swoją pracą, nie biorąc czynnego udziału w podejmowaniu decyzji. Powiedziała, że to niebezpieczna postawa i jeśli jej nie zmienię, to w końcu zostanę odrzucony przez Boga. Dodała, że powinienem głęboko się zastanowić nad swoim podejściem do obowiązku. Po tej rozmowie wciąż nie zacząłem się nad sobą zastanawiać; zamiast tego myślałem: „Czy nie widzisz, ile wycierpiałem? Niełatwo jest dobrze wykonywać tę pracę. Gdyby z mojej winy powstały problemy z pracą, za którą jestem odpowiedzialny, to co inni by o mnie pomyśleli? Pomyśleliby, że nie daję sobie rady i nie potrafię wykonywać praktycznego dzieła. Co więcej, czy ktoś nie jest odpowiedzialny za te inne zadania? Mój udział w tych decyzjach nic by nie zmienił”. Dlatego też zawsze byłem niedbały i nieodpowiedzialny w stosunku do dzieła kościoła i nie zastanawiałem się nad sobą ani nie próbowałem poznać siebie.
W styczniu 2021 roku przyszedł do mnie przywódca i powiedział: „Bracia i siostry mówią, że nie dźwigasz ciężaru swojego obowiązku, że w czasie dyskusji na temat pracy rzadko zajmujesz stanowisko, nie przedstawiasz merytorycznych propozycji i nie czujesz się ani trochę odpowiedzialny za dzieło kościoła. Nie nadajesz się na przywódcę. Po dyskusji wszyscy uznali, że powinieneś zostać odwołany”. Słuchając tych słów czułem się oszołomiony, byłem na granicy załamania. Myślałem: „Może nie angażowałem się wystarczająco w ogólne dzieło kościoła, ale codziennie byłem bardzo zajęty własnymi zadaniami i wiele wycierpiałem. Jak możecie mówić, że nie dźwigam ciężaru? Czy to mało, że bez problemów wykonuję swoje zadania?”. Przez pewien czas nie mogłem zaakceptować tej decyzji, jednak nadal wierzyłem, że wszystko, co Bóg robił, było dobre, po prostu jeszcze nie jestem tego świadomy. Modliłem się do Boga i szukałem Jego wskazówek, abym mógł to przemyśleć i poznać samego siebie.
Później trafiłem na ustęp ze słów Boga, który bardzo mnie poruszył. Bóg Wszechmogący mówi: „W skład człowieczeństwa powinno wchodzić zarówno sumienie, jak i rozum. Są to najbardziej fundamentalne i najważniejsze składniki. Jakiego rodzaju osobą jest ktoś, kto nie ma sumienia i komu brakuje rozumu, jaki charakteryzuje zwykłe człowieczeństwo? Mówiąc ogólnie, jest to ktoś, komu brakuje człowieczeństwa, czyje człowieczeństwo jest bardzo kiepskiej jakości. Zagłębiając się w szczegóły, jakie przejawy utraconego człowieczeństwa taka osoba ukazuje? Spróbujcie przeanalizować, jakie cechy charakteru można znaleźć u takich ludzi i jak konkretnie się one przejawiają. (Są egoistyczni i podli). Egoistyczni i podli ludzie są powierzchowni w swoich działaniach i zdystansowani od rzeczy, które nie dotyczą ich osobiście. Nie biorą pod uwagę interesów domu Bożego ani nie uwzględniają intencji Boga. Nie biorą na siebie ciężaru wykonywania swoich obowiązków czy dawania świadectwa o Bogu i nie mają poczucia odpowiedzialności. O czym myślą, ilekroć coś robią? Najpierw zastanawiają się tak: »Czy Bóg będzie wiedział, jeśli to zrobię? Czy jest to widoczne dla innych ludzi? Jeśli inni ludzie nie widzą, że wkładam w to cały wysiłek i pracuję niestrudzenie, a Bóg też tego nie widzi, to nie ma sensu wkładać w to takiego wysiłku i cierpieć«. Czy to nie jest skrajnie egoistyczne? Jest to również bardzo niegodziwy rodzaj intencji. Kiedy takie osoby myślą i postępują w ten sposób, czy ich sumienie odgrywa w tym jakąkolwiek rolę? Czy czuje się obciążone? Nie, ich sumienie nie odgrywa żadnej roli i nie jest obciążone. Istnieją ludzie, którzy nie poczuwają się do żadnej odpowiedzialności, bez względu na to, jaki wykonują obowiązek. Nie zgłaszają również problemów przełożonemu, gdy tylko je zauważą. Kiedy widzą, że ktoś powoduje zakłócenia i wywołuje niepokoje, przymykają na to oko. Gdy widzą złych ludzi popełniających zło, nie próbują ich powstrzymać. Nie chronią interesów domu Bożego ani nie zastanawiają się, na czym polega ich obowiązek i odpowiedzialność. Przy pełnieniu obowiązku tacy ludzie nie wykonują żadnej prawdziwej pracy; są to żądni wygód ludzie próbujący przypodobać się innym; mówią i działają wyłącznie kierowani własną próżnością, dla zachowania twarzy, statusu i ze względu na własny interes; skłonni poświęcić swój czas i wysiłek jedynie sprawom, które przynoszą im korzyści. Działania i intencje kogoś takiego są dla każdego jasne: pojawiają się, gdy tylko jest szansa na pokazanie twarzy bądź skorzystanie z jakiegoś błogosławieństwa; lecz gdy nie ma szansy na pokazanie twarzy bądź przychodzi cierpienie, znikają z pola widzenia jak żółw chowający głowę do swojej skorupy. Czy taka osoba ma sumienie i rozum? (Nie). Czy osoba bez sumienia i rozumu, która zachowuje się w taki sposób, odczuwa wyrzuty sumienia? Tacy ludzie nie mają wyrzutów sumienia; sumienie takiej osoby nie służy niczemu. Nigdy nie odczuwali wyrzutów sumienia, więc czy mogą poczuć naganę bądź dyscyplinowanie ze strony Ducha Świętego? Nie, nie mogą” (Oddając serce Bogu, można pozyskać prawdę, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga przeszyły moje serce na wylot. Byłem dokładnie taki, jak opisał to Bóg. Byłem nieuważny i zdystansowany wobec mojego obowiązku, nie zwracałem uwagi na nic poza własnymi zadaniami. Obchodziła mnie jedynie moja własna praca. Brałem pod uwagę jedynie zaspokojenie mojego pragnienia reputacji i statusu. W ogóle nie dbałem o dzieło kościoła. Podczas kiedy wszyscy dyskutowali, jakie decyzje podejmować, ja myślałem o tym, że sukcesy niedotyczące moich własnych zadań nie poprawią mojego wizerunku, a jeśli te sprawy nie zostaną dobrze dopilnowane, to nie będzie moja wina. Dlatego jeśli tylko mogłem, unikałem angażowania się. Zachowywałem jedynie pozory, ze wszystkimi się zgadzając. To była niedbałość i brak odpowiedzialności. Byłem bardzo sumienny i pracowity w tym, co do mnie należało, bo bałem się, że inaczej w razie problemu zostanę przycięty albo zostanę odwołany i całkowicie skompromitowany. Chcąc dobrze wykonywać swoją pracę oraz zachować swój status i wizerunek w oczach innych, traktowałem podejmowanie decyzji jak uciążliwy problem i stratę czasu, która przeszkadzała mi w wykonywaniu własnej pracy. Zastanawiając się nad swoim zachowaniem zrozumiałem, że moją intencją podczas wykonywania moich obowiązków było zadowolenie samego siebie, że cierpiałem tylko dla siebie. Nie brałem na siebie żadnego ciężaru ani poczucia odpowiedzialności za całość dzieła i interesów kościoła. Czy nie byłem pozbawiony człowieczeństwa? Byłem zupełnie niegodny tak ważnej pracy. Wtedy też w pełni zaakceptowałem swoje odwołanie. Chociaż byłem świadomy, że moje postępowanie nie było zgodne z wolą Bożą, wciąż nie rozumiałem własnej natury i nie wiedziałem, co doprowadziło do tego, że nie brałem na siebie ciężaru swojego obowiązku, skupiałem się na swojej reputacji i statusie i zupełnie lekceważyłem interesy domu Bożego. Później przedstawiłem ten problem Bogu w modlitwie, prosząc Go, aby pomógł mi zrozumieć źródło i sedno mojego problemu i dostrzec moje szatańskie usposobienie, abym mógł się z głębi serca znienawidzić.
Po tym przeczytałem fragment słów Boga Wszechmogącego: „Antychryści nie mają sumienia, rozsądku ani człowieczeństwa. Nie tylko nie mają za grosz wstydu, ale cechuje ich też inny znak rozpoznawczy: są niezwykle samolubni i podli. Dosłowne znaczenie ich »samolubstwa i podłości« nie jest trudne do uchwycenia: są ślepi na wszystko poza własnymi interesami. Poświęcają całą uwagę wszystkiemu, co dotyczy ich własnych spraw, i są gotowi za to cierpieć, zapłacić cenę, zaangażować się w pełni, oddać się temu. Na wszystko, co nie ma związku z ich interesami, przymkną oko i nie będą tego zauważać; inni mogą robić, co im się podoba – antychrystów nie obchodzi, czy ktoś powoduje zakłócenia lub wywołuje niepokoje; ich zdaniem nie ma to z nimi nic wspólnego. Delikatnie mówiąc, pilnują własnych interesów. Ale trafniej jest powiedzieć, że taka osoba jest podła, nikczemna i wstrętna; określamy ich jako »samolubnych i nikczemnych«. Jak przejawia się egoizm i podłość antychrystów? We wszystkim, co służy ich pozycji lub reputacji, starają się zrobić lub powiedzieć wszystko, co jest konieczne, i chętnie znoszą wszelkie cierpienia. Ale gdy chodzi o pracę, którą organizuje dom Boży lub która służy rozwojowi życia wybranych ludzi Bożych, całkowicie ją ignorują. Nawet wtedy, gdy złoczyńcy powodują zakłócenia, wywołują niepokoje i dopuszczają się wszelkiego rodzaju zła, poważnie tym szkodząc pracy kościoła, antychryści pozostają niewzruszeni i obojętni, jakby zupełnie ich to nie dotyczyło. A jeśli ktoś odkryje i ujawni niegodziwe uczynki złoczyńcy, ten twierdzi, że nic nie widział i udaje nieświadomego. Jeżeli jednak ktoś ich zgłosi i ujawni, że nie wykonują praktycznej pracy, a tylko zabiegają o reputację i status, oczy zasnuwa im czerwona mgła. Pospiesznie zwołują spotkania, aby omówić sposoby reakcji, próbują dojść, kto zaatakował ich za ich plecami, kto był prowodyrem, kto brał w tym udział. Nie będą jeść ani spać, dopóki nie zgłębią tej sprawy i zupełnie jej nie wyciszą; czasami czują się szczęśliwi dopiero wtedy, gdy zniszczą wszystkich, którzy ich zgłosili. Czy nie jest to przejaw egoizmu i podłości? Czy pracują oni dla kościoła? To jasne jak słońce, że działają wyłącznie z troski o własną władzę i status. Działają na własną rękę. Bez względu na to, jaką pracę podejmuje osoba, która jest antychrystem, nigdy nie myśli ona o interesach domu Bożego. Tacy ludzie patrzą tylko na to, jak ta praca wpłynie na ich własne interesy, myślą tylko o tym jej fragmencie, który mają przed sobą i który przynosi im korzyści. Zasadnicze dzieło kościoła jest dla nich po prostu czymś, czym się zajmują w wolnym czasie. W ogóle nie traktują go poważnie. Ruszają się tylko wtedy, gdy ktoś pchnie ich o działania, robią tylko to, co chcą robić, i wykonują tylko taką pracę, która sprzyja zachowaniu przez nich statusu i władzy. W ich oczach każda praca zorganizowana przez dom Boży, dzieło szerzenia ewangelii i wejście w życie przez Bożych wybrańców w ogóle nie są ważne. Bez względu na to, jakie trudności w pracy mają inni ludzie, jakie problemy zauważyli i zgłosili antychrystom, jak szczere są ich słowa, antychryści nie poświęcają im uwagi ani nie angażują się, zupełnie jakby to ich nie dotyczyło. Bez względu na to, jak poważne problemy pojawiają się w pracy kościoła, oni pozostają na nie całkowicie obojętni. Nawet jeśli problem stoi tuż przed nimi, zajmują się nim jedynie pobieżnie. Tylko jeśli Zwierzchnik bezpośrednio się z nimi rozprawi i poleci im rozwiązać problem, niechętnie wykonają trochę konkretnej pracy, żeby móc coś pokazać Zwierzchnikowi; zaraz potem wrócą do własnych spraw. Wobec dzieła kościoła oraz ważnych spraw w szerszym kontekście nie wykazują żadnego zainteresowania i pozostają obojętni. Ignorują nawet problemy, które sami odkryli, a gdy ich o to zapytać, udzielają zdawkowych odpowiedzi i zajmują się nimi bardzo niechętnie. Czy nie jest to przejaw egoizmu i podłości?” (Aneks czwarty: Podsumowanie charakteru antychrystów i istoty ich usposobienia (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boga przeszyły moje serce. Antychryści pracują tylko dla własnej reputacji i statusu, są sumienni we wszystkim, co dotyczy ich własnych interesów. Mogą cierpieć i poświęcić na to całą swoją energię psychiczną i fizyczną. Lekceważą za to wszystko, co nie przynosi im korzyści. Są szczególnie egoistyczni i niegodziwi. Zobaczyłem, że moje zachowanie było zachowaniem antychrysta, że pracowałem tylko dla własnej reputacji i statusu. „Pozostaw rzeczy własnemu biegowi, jeśli nie dotykają one nikogo osobiście” a także „Im mniej kłopotów, tym lepiej” – takie były szatańskie dewizy, według których żyłem. Zwracałem uwagę tylko na tę pracę, za którą byłem odpowiedzialny i która mogła wpłynąć na moją reputację i status, a lekceważyłem tę, która nie wchodziła w mój zakres odpowiedzialności. Spowodowało to poważne straty dla dzieła i pieniędzy kościoła. Zrozumiałem, że byłem samolubny, wyrachowany, niegodziwy i podły, nie byłem godny zaufania. Patrząc z perspektywy czasu, właśnie wtedy w dziele kościoła pojawiło się wiele problemów, a przywódcy przycinali innych braci i siostry, którzy nie wykonywali swojej pracy właściwie. Ja nie byłem bezpośrednio przycinany, ale także byłem przywódcą kościoła i nie mogłem się wymigać od odpowiedzialności. Gdybym pracował sumiennie i uczestniczył w roboczych dyskusjach, może zauważyłbym niektóre problemy. Jednak mnie zależało tylko na własnym wizerunku i statusie, więc zajmowałem się tylko własnym, wąskim zakresem zadań, w ogóle nie biorąc pod uwagę całości dzieła i interesów kościoła. Dostrzegając moje różne przewinienia w pełnieniu obowiązku, a także nieodwracalne straty, jakie wyrządziłem dziełu kościoła, byłem pełen żalu i poczucia winy. Bóg wywyższył mnie i okazał mi łaskę, powierzając tak ważny obowiązek i dając mi szansę na doskonalenie się, abym mógł szybciej zrozumieć prawdę. Przez całe lata cieszyłem się podlewaniem i podtrzymywaniem przez słowa Boga, a jednak byłem niewdzięczny i nie chciałem należycie wypełniać swojego obowiązku ani odwdzięczyć się za Bożą miłość. Myślałem tylko o tym, jak chronić własny wizerunek i status oraz swoją małą sferę wpływów, aby mnie nie przycięto. W tej ważnej pracy byłem niedbały i nieodpowiedzialny, stałem biernie z boku, gdy interesy kościoła cierpiały, a dzieło kościoła ulegało złym wpływom. Byłem obojętny i zupełnie pozbawiony sumienia. Jak w ogóle mogłem uważać się za człowieka? Jeśli rodzina karmi psa, pies będzie absolutnie wierny. Byłem gorszy niż zwierzę! Im dłużej o tym myślałem, tym mocniej czułem, że nie jestem godzien, by się cieszyć Bożą łaską. Wtedy stanąłem przed Bogiem i modliłem się: „Boże, w mojej pracy brałem pod uwagę tylko własną reputację i status, nie dbając w ogóle o zabezpieczenie dzieła kościoła. Byłem pozbawiony człowieczeństwa, byłem samolubny i zapatrzony w siebie. Moje odwołanie jest nadejściem Twojej sprawiedliwości, a nawet więcej: to jest Twoja miłość i zbawienie dla mnie. Jestem gotów okazać skruchę”.
Później przeczytałem ustęp ze słów Boga: „Jaki jest ten standard, według którego czyny i zachowania człowieka są osądzane jako dobre bądź złe? Polega on na tym, czy w swoich myślach, w tym, co przejawiają, i w swoich działaniach, ludzie posiadają świadectwo wcielania prawdy w życie i urzeczywistniania prawdorzeczywistości. Jeśli nie masz tej rzeczywistości lub tego nie urzeczywistniasz, to bez wątpienia jesteś złoczyńcą. Jak Bóg postrzega złoczyńców? Dla Boga twoje myśli i uczynki nie niosą świadectwa o Nim ani nie upokarzają szatana i nie pokonują go, a zamiast tego przynoszą wstyd Bogu i mają mnóstwo oznak hańby, którą splamiłeś Boga. Wcale nie składasz świadectwa o Bogu, nie ponosisz kosztów dla Niego ani nie wypełniasz swoich powinności i zobowiązań wobec Boga. Zamiast tego działasz dla własnego dobra. Co to znaczy »dla własnego dobra«? Mówiąc dokładnie, oznacza to działanie na rzecz szatana. Dlatego też na koniec Bóg powie: »Odstąpcie ode mnie wy, którzy czynicie nieprawość«. W oczach Boga to, co zrobiłeś, nie będzie postrzegane jako dobre uczynki, tylko jako złe. Twoje postępowanie nie tylko nie zyska aprobaty Boga, lecz będzie potępione. Co ma nadzieje zyskać osoba z takiej wiary w Boga? Czy taka wiara w końcu nie pójdzie na marne?” (Wolność i wyzwolenie można zyskać tylko przez odrzucenie skażonego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Czytając słowa Boga, zrozumiałem, że Jego usposobienie jest sprawiedliwe i nie toleruje żadnej obrazy. Bóg widzi głębię ludzkiego serca, więc jeśli ludzie pełnią swoje obowiązki z innymi intencjami niż zadowolenie Boga, jeśli brakuje im świadectwa praktykowania prawdy, ale we wszystkim szukają swojego zadowolenia i gonią za reputacją i statusem, Bóg tego nie pochwala. Bez względu na to, jak bardzo ktoś przy tym cierpi, Bóg tego nie upamiętni, ale potępi taką osobę jako człowieka nikczemnego. Intencje, które towarzyszyły mojemu obowiązkowi, były złe. Nie chciałem zadowolić Boga, ale realizować własne inicjatywy. Byłem gotów cierpieć i wkładać wysiłek w pracę, za którą byłem odpowiedzialny, ale po to, aby chronić swój status i wizerunek w oczach innych. Chciałem, żeby wszyscy podziwiali mnie, widząc, że cierpię i ciężko pracuję, by zyskać ich pochwały i miejsce w ich sercach. To dzięki Bożej łasce mogłem służyć jako przywódca i miałem szansę się doskonalić. Przywódcy są odpowiedzialni za całość dzieła kościoła, muszą rozwiązywać mnóstwo problemów, trudności i spraw. To wymaga ciągłego poszukiwania prawdy i zasad. Mogą popełniać błędy w pracy, mogą być przycinani, ale poprzez ciągłą analizę, poprawianie się i refleksję wiele zyskują. To wszystko jest praktyczna wiedza, czy chodzi o sprawiedliwe usposobienie Boga, czy o moje skażone usposobienie. Bóg umożliwia ludziom zdobywanie prawdy poprzez wykonywanie obowiązku, lecz ja nie zważałem na wolę Boga ani nie traktowałem swojego obowiązku poważnie. Traktowałem obowiązek jak coś kłopotliwego, tracąc wiele szans na zdobycie prawdy. Pełniąc tak ważny obowiązek, nie byłem odpowiedzialny i nie współpracowałem z innymi, nie brałem udziału w podejmowaniu decyzji i nadzorze – więc jak właściwie wypełniałem swój obowiązek? Oszukiwałem i byłem nieuczciwy wobec Boga. Czyniłem zło!
Później przeczytałem ustęp ze słów Boga: „Dla wszystkich, którzy wykonują swój obowiązek, bez względu na to, jak głębokie czy płytkie jest ich zrozumienie prawdy, najprostszą drogą praktyki wkraczania w prawdorzeczywistość jest myślenie we wszystkim o interesie domu Bożego i porzucenie samolubnych pragnień, osobistych intencji, motywacji, dumy i statusu. Przedkładaj korzyści domu Bożego ponad wszystko – przynajmniej tyle powinno się zrobić. Jeśli osoba, która wypełnia swój obowiązek, nie jest w stanie zrobić nawet tyle, to jak można powiedzieć, że wykonuje ona swój obowiązek? Nie na tym polega wykonywanie obowiązku. Najpierw powinieneś pomyśleć o korzyściach domu Bożego, zważać na intencje Boga i brać pod uwagę dzieło kościoła i przedkładać te względy nade wszystko, a dopiero potem możesz myśleć o stabilności swojej pozycji, czy też o tym, jak inni cię postrzegają. Czy nie czujecie, że robi się trochę łatwiej, kiedy podzielicie wszytko na te dwa kroki i pójdziecie na pewne kompromisy? Jeśli będziesz tak praktykował przez pewien czas, poczujesz, że zadowalanie Boga nie jest takie trudne. Co więcej, powinieneś być w stanie wypełniać swoje zobowiązania, wykonywać swoje powinności i obowiązki oraz odłożyć na bok swe egoistyczne pragnienia, cele i pobudki; powinieneś okazywać wzgląd na Boże intencje i umieścić na pierwszym miejscu korzyści domu Bożego, dzieło kościoła i obowiązek, który masz wypełniać. Doświadczywszy tego przez pewien czas, poczujesz, że jest to dobry sposób postępowania. Jest to życie uczciwe i szczere, a nie bycie kimś podłym i niegodziwym; to życie sprawiedliwe i godne, zamiast bycia nikczemnym, podłym nicponiem. Sam poczujesz, że tak właśnie powinien postępować człowiek, że taki obraz winien urzeczywistniać. Stopniowo też słabnąć będzie twoje pragnienie realizowania własnych interesów” (Wolność i wyzwolenie można zyskać tylko przez odrzucenie skażonego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga ukazały mi drogę do praktyki. Interesy kościoła muszą stać na pierwszym miejscu w naszych obowiązkach. Musimy przyjąć Bożą kontrolę i skupić się na poszukiwaniu prawdy, odłożyć na bok własny wizerunek, status i osobiste interesy, dbać pod każdym względem o dzieło kościoła. Tylko w ten sposób można postępować zgodnie z wolą Bożą, żyć otwarcie i honorowo. Zawsze myślałem, że uczestniczenie w podejmowaniu decyzji dotyczących dzieła kościoła opóźni moją własną pracę, ale to absurdalna myśl. Prawda jest taka, że póki skupiasz się na dążeniu do prawdozasad, zachowujesz priorytety i zajmujesz się najważniejszymi zadaniami, dopóty praca nie będzie opóźniona. A uczestnicząc w podejmowaniu decyzji, przyswoisz sobie więcej zasad, z korzyścią dla twojego obowiązku i dla siebie. Dom Boży każe każdemu kościołowi wybrać kilku przywódców, aby wspólnie odpowiadali za dzieło kościoła, aby mogli się uzupełniać, nadzorować i kontrolować siebie nawzajem. Zwłaszcza w skomplikowanych sprawach, w których podejmują decyzje, może to zapobiec stratom w dziele kościoła na skutek arbitralnych decyzji i braku rozeznania. Ja jednak byłem nierozważny i zaniedbałem tak ważny obowiązek. Naprawdę nie byłem warty zaufania i zasłużyłem na to, aby mnie odwołano i odrzucono. Kiedy to zrozumiałem, postanowiłem, że w przyszłości, bez względu na to, czy coś jest moim głównym obowiązkiem w pracy, jeśli jest to praca dla kościoła lub dotyczy jego interesów, to jest to moja odpowiedzialność i obowiązek, i powinienem zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby dbać o dzieło kościoła.
Później ponownie zostałem wybrany przywódcą innego kościoła. Wiedziałem, że to wywyższenie od Boga. Byłem samolubny i godny pogardy, a mimo to kościół pozwolił mi pełnić tak ważny obowiązek. Przysięgłem, że zrobię to dobrze, że nie będę egoistycznie brał pod uwagę tylko własnej pracy. W tym kościele byłem jednym z trójki przywódców i każdy z nas był odpowiedzialny za część pracy. W zadaniach, za które ponosiłem odpowiedzialność, było wiele rzeczy, których nie rozumiałem, ich nauczenie się wymagało czasu i wysiłku. Każdy dzień był wypełniony pracą i czasami czułem, że mam za mało czasu. Pewnego dnia siostra, z którą pracowałem, przyszła do mnie i poprosiła, abym pomógł jej poradzić sobie z pewnymi problemami. Pomyślałem: „Kilka dni temu wyższa rangą przywódczyni przyjrzała się mojej pracy i powiedziała, że wielu rzeczy nie zrobiłem należycie. Mój czas jest bardzo cenny. Jeśli będę jej pomagać, moje zadania się opóźnią i nie osiągnę rezultatów – co pomyśli o mnie przywódczyni? Czy nie powie, że jestem niekompetentny i nie potrafię pełnić praktycznego dzieła? Czy znowu zostanę odwołany?”. I wtedy zdałem sobie sprawę, że znowu myślę o swoim wizerunku i statusie, że przecież dzieło kościoła jest całością i nie mogę go dzielić. Jeśli zajmę się tylko własnymi obowiązkami, a całą resztę zlekceważę, czy to nie będzie egoistycznym i nikczemnym dbaniem o własne interesy? Nie mogłem tak postąpić. Musiałem odłożyć na bok własne interesy i współpracować z tą siostrą, aby rozwiązać problemy kościoła. Zgodziłem się zatem pomóc jej w rozwiązaniu problemów. Kiedy to zrobiłem, poczułem spokój i wolność, która bierze się z praktykowania prawdy. Choć odwołanie z funkcji było dla mnie bardzo bolesne, stało się także cenną lekcją. To dało mi praktyczną świadomość sprawiedliwego usposobienia Boga, które nie toleruje obrazy. Zmieniłem też trochę swoje błędne spojrzenie i niedbały stosunek do obowiązków. Dziękuję Bogu za to, że mnie ocalił.
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.