Ludzi należy oceniać przez pryzmat słów Bożych
Któregoś dnia w marcu dowiedziałam się, że kościół nakazał mojej starszej siostrze izolację w celu refleksji. Byłam zaskoczona. Nie wierzyłam własnym uszom. Od kiedy uwierzyłam w Boga, moja siostra była dla mnie wzorem. Podziwiałam ją i szanowałam. Uważałam, że naprawdę wierzy w Boga, poszukuje prawdy i z pewnością zostanie zbawiona. Ta izolacja w celu refleksji była dla mnie jak grom z jasnego nieba. Jak to możliwe? Dobrze nauczała ewangelii. Od kiedy uwierzyła, nawróciła wiele osób, umiała cierpieć i ponosić koszty. Gdy trzeba było wykonać dla kościoła jakąś pracę, nigdy nie odmawiała. Od rana do wieczora wypełniała obowiązki i była bardzo aktywna. Powtarzała, żebym więcej się modliła i zbliżała się do Boga, a ja widziałam, że sama też tak czyni. Pierwsze, co robiła z samego rana, to modliła się do Boga, w każdej wolnej chwili słuchała hymnów. Nawet przed snem słuchała recytacji słów Boga. Naprawdę szukała prawdy, więc skąd ta izolacja w celu refleksji? Czyżby nasz lider się pomylił? Myślałam sobie: „Jeśli ktoś tak entuzjastycznie szukający Boga jest w Jego oczach niewystarczająco gorliwy, to ja z pewnością nie mogę liczyć na zbawienie. Bóg wymaga, byśmy w obowiazki wkładali całe serce, umysł i siłę, a ja tak nie postępuję. Może mnie też wyślą do izolacji? I jak wtedy powinnam się zachować? Czy będę w stanie nadal wierzyć w Boga?”. Czułam coraz większy niepokój, jak gdybym była w szponach jakiegoś kryzysu. Zawsze uważałam, że któregoś dnia zostanę wyrzucona. Zrobiło mi się wtedy bardzo smutno. Trzymałam Boga na dystans, męczyły mnie moje obowiązki i nie chciałam rozmawiać podczas spotkań. Głosiła ewangelię bez zasad i robiła, co chciała. Głosiła ją ludziom o złym człowieczeństwie albo takim, którzy nie wierzyli w Boga, lecz byli zwykłymi darmozjadami. W ogóle nie postępowala zgodnie z zasadami. Bracia i siostry wielokrotnie ją upominali i pomagali jej, ale ona odmawiała przyjęcia pomocy. Argumentowała tak, że skoro ci ludzie sami przyszli, czemu nie miałaby ich nauczać? Czasem zdawało się, że przyjmuje niektóre rzeczy, ale nadal nie przestrzegała zasad, tylko robiła, co uważała za słuszne, zakłócając ewangelizację. Nie uczyła się na błędach, zawsze dyskutowała, siała negatywne postawy i pojęcia. Kiedyś na spotkaniu z nowo przybyłymi powiedziała: „By pełnić obowiązki, zostawiłam rodzinę i firmę, cierpiałam i ponosiłam koszty, a mimo to mam w życiu trudności. Czemu Bóg nie okaże mi łaski i nie pobłogosławi mnie?”. Niektórzy z nowych wiernych wyrobili sobie przez to pojęcia i narzekali na Boga. Ponieważ w jej nauczaniu zawsze była lekkomyślna i brakowało jej zasad, siała negatywne postawy i pojęcia, aby oszukać innych, zakłócając pracę kościoła, i nie chciała okazać skruchy, odesłano ją na izolację w celu refleksji.
Zdziwiłam się, słysząc o jej zachowaniu. Nie mogłam w to uwierzyć. Czy wszystkie jej przeszłe dobre uczynki były tylko iluzją? Później przeczytałam fragment słów Boga. „Niektórzy pytają: »Jeżeli ktoś codziennie je i pije słowa Boże, omawia prawdę i może normalnie wykonywać swoje obowiązki, to czy dowodzi to dążenia do prawdy? Jeśli ktoś czyni to, co ustala dom Boży, i nigdy nie powoduje zakłóceń ani rozdźwięków, a chociaż może czasem narusza zasady prawdy, to nie czyni tego świadomie ani celowo, to czy dowodzi to dążenia do prawdy?«. To dobre pytanie. Taka myśl pojawia się w głowach większości ludzi. Przede wszystkim musicie zrozumieć, czy ktoś byłby w stanie osiągnąć zrozumienie prawdy i zyskać prawdę, trzymając się konsekwentnie takiej praktyki. Czy byłoby to możliwe? Jak sądzicie? (Taka praktyka jest jak najbardziej prawidłowa, ale trochę przypomina rytuał religijny. Jest to wypełnianie reguł. Nie może prowadzić do zrozumienia prawdy ani do jej zyskania). Więc jakie są to zachowania, tak naprawdę? (Są to swego rodzaju powierzchownie dobre zachowania). Podoba mi się ta odpowiedź. Są to jedynie dobre zachowania, które powstają na fundamencie czyjegoś sumienia i rozumu, a wynikają z tego, że ktoś posiada pozytywne wykształcenie. Ale nie są one niczym więcej niż dobrymi zachowaniami i są dalekie od dążenia do prawdy. Co zatem jest rzeczywistą przyczyną, która leży u podstaw tych zachowań? Co je rodzi? Powstają one z sumienia i rozumu człowieka, jego przekonań moralnych, jego życzliwych uczuć wobec wiary w Boga oraz z powściągliwości. Dobre zachowania, a tym są, nie mają związku z prawdą, nie są w żadnym wypadku tym samym, co ona. Dobre zachowanie to nie to samo, co praktykowanie prawdy, a Bóg niekoniecznie pochwala kogoś, kto zachowuje się dobrze. Dobre zachowanie i praktykowanie prawdy to dwie różne rzeczy i nie mają ze sobą nic wspólnego. Praktykowanie prawdy jest wymogiem Boga i jest w pełni zgodne z Jego wolą; dobre zachowanie pochodzi natomiast z woli człowieka i nosi w sobie jego intencje i motywy. Jest to coś, co człowiek postrzega jako dobre. Chociaż dobre zachowanie nie jest złym czynem, to jest ono przeciwne zasadom prawdy i nie ma z nią nic wspólnego. Dobre zachowanie nie ma związku z prawdą, bez względu na to, w jaki sposób jest dobre ani jak zgadza się z pojęciami i wyobrażeniami człowieka, więc choćby nie wiem jak dużo było dobrego zachowania, nie spotka się ono z aprobatą Boga. Skoro dobre zachowanie jest definiowane w ten sposób, to oczywiście nie obejmuje ono praktykowania prawdy. (…) Te zachowania wynikają z subiektywnych wysiłków człowieka, jego wyobrażeń, preferencji i woli; nie są one przejawami skruchy, która następuje po prawdziwym samopoznaniu człowieka, po przyjęciu prawdy oraz osądu i karcenia słowami Boga, ani też nie są zachowaniami czy działaniami związanymi z praktykowaniem prawdy, które wynikają z próby podporządkowania się Bogu. Czy rozumiecie to? Chodzi o to, że te zachowania w żaden sposób nie wiążą się ze zmianą czyjegoś usposobienia ani z tym, co wynika z poddania się sądowi i karceniu słowami Boga, ani też z prawdziwą skruchą, która wynika z poznania własnego skażonego usposobienia. Dobre zachowanie z pewnością nie wiąże się z prawdziwą uległością człowieka wobec Boga i prawdy, ani tym bardziej z sercem pełnym czci i miłości do Boga. Dobre zachowanie nie ma nic wspólnego z tymi rzeczami; jest to jedynie coś, co pochodzi od człowieka i co człowiek uważa za dobre. Jednak jest wielu ludzi, którzy widzą te dobre zachowania jako oznakę praktykowania prawdy. Jest to poważny błąd, absurdalny, mylny pogląd i niezrozumienie. Te dobre zachowania są tylko religijnym ceremoniałem, mechanicznym wykonywaniem czynności. Nie mają one najmniejszego związku z praktykowaniem prawdy. Bóg może nie potępia ich wprost, ale też ich nie pochwala – tego możesz być pewien” (Czym jest dążenie do prawdy (1), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Boga dowiedziałam się, że jeśli ktoś potrafi się poświęcić, cierpieć, ponosić koszty i czynić dobro, to nie znaczy jeszcze, że szuka prawdy i ją praktykuje. Te oznaki nie świadczą o zmianie usposobienia. Są to zaledwie praktyki oparte na osobistych staraniach, pojęciach i wyborach ludzkich. Widziałam tylko, że moja siostra czyta codziennie słowa Boga, często się modli, cierpi i ponosi koszty wypełniając obowiązki, ale nie przyglądałam się motywom jej cierpień i poświęceń ani temu, czy się zmieniła, albo czy osiągała dobre rezultaty wypełniając swoje obowiązki. Na podstawie własnych wyobrażeń uznałam, że szczerzy wierzy w Boga i szuka prawdy. Jaka ja byłam głupia! Z pozoru codziennie wydawała się być zajęta wypełnianiem obowiązków i robiła wszystko, co kościół jej zlecił, ale wypełniała te obowiązki bez żadnych zasad, była arogancka i robiła, co chciała. Bracia i siostry wielokrotnie ją upominali i pomagali jej, lecz ona nie przyjmowała pomocy i nigdy się nad sobą nie zastanowiła, tylko szerzyła w kościele różne pojęcia i zakłócała życie kościoła. Czy w ten sposób wypełniała swój obowiązek? Wyraźnie czyniła źle. Jako że wcześniej nie rozumiałam prawdy i brakowało mi wnikliwości, uważałam ją za wzór do naśladowania. Lecz teraz stosując się do słowa Boga, dostrzegłam, iż jej pozornie ciężka praca, poświęcanie się i ponoszenie kosztów stanowiły co najwyżej o jej poprawnym zachowaniu. Nie miało to nic wspólnego z praktykowaniem prawdy. Przez lata wierzyła w Boga, ale w ogóle nie praktykowała prawdy i mogła szerzyć negatywne idee oraz zakłócać pracę kościoła. W ogóle nie szukała ani nie przyjmowała prawdy.
Później przeczytałam inny fragment słów Boga i zrozumiałam jej usposobienie oraz istotę zmęczenia prawdą. Słowa Boga mówią: „Główne przejawy znudzenia prawdą nie sprowadzają się tylko do odczuwania niechęci do prawdy, gdy się ją słyszy; obejmują także niechęć do jej praktykowania. Kiedy przychodzi czas na wprowadzenie prawdy w życie, dana osoba wycofuje się i nie ma nic wspólnego z prawdą. Gdy niektórzy ludzie rozmawiają podczas zgromadzeń, wydają się bardzo ożywieni, lubią powtarzać słowa doktryn i wygłaszać wzniosłe stwierdzenia, aby zwieść innych i przekonać ich do siebie; to korzystnie wpływa na ich wizerunek i sprawia, że czują się dobrze, dzięki czemu trwają w tym bez końca. Są też tacy, którzy cały dzień zajmują się sprawami wiary: czytaniem słów Boga, modlitwą, słuchaniem pieśni czy robieniem notatek, jakby nie mogli ani na chwilę rozstać się z Bogiem. Od świtu do zmierzchu są zajęci wykonywaniem swoich obowiązków. Czy zatem ci ludzie naprawdę kochają prawdę? Czy nie mają usposobienia sprawiającego, że mają jej dość? Kiedy można zobaczyć ich prawdziwy stan? (Kiedy nadchodzi czas praktykowania prawdy, uciekają od niej, a kiedy spotykają się z rozprawianiem i przycinaniem, nie chcą tego zaakceptować). Czy nie chcą tego zaakceptować dlatego, że nie rozumieją tego, co słyszą, czy dlatego, że nie rozumieją prawdy? Żadne z powyższych – rządzi nimi ich natura, a problem dotyczy usposobienia. W głębi serca doskonale zdają sobie sprawę, że słowa Boga są prawdą i dobrem, że praktykowanie prawdy może spowodować zmianę usposobienia i doprowadzić człowieka do zaspokojenia woli Bożej, ale po prostu ich nie akceptują ani nie praktykują. Tak to jest być znudzonym prawdą” (Jedynie poznanie sześciu rodzajów zepsutego usposobienia jest prawdziwym samopoznaniem, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Zawsze uważałam, że jeśli ktoś poświęca się, ponosi koszty i wypełnia obowiązki, to znaczy, że poszukuje prawdy. Teraz widzę, że ten pogląd nie jest prawdziwy. Nieważne, ile dana osoba zdaje się cierpieć i poświęcać, jeśli nigdy nie przyjmuje i nie praktykuje prawdy w obliczu wydarzeń, uparcie polega na własnej woli i nie wypełnia obowiązków zgodnie z zasadami, to jest osobą znużoną prawdą i nie zmieni się bez względu na to, jak długo wierzy w Boga. Odnosząc to do zachowania mojej siostry, która na zewnątrz wydawała się pobożna, często czytała słowo Boga, słuchała hymnów, modliła się, cierpiała i ponosiła koszty wypełniania obowiązków, wydawała się osobą szczerze wierzącą w Boga i poszukującą prawdy, tak naprawdę w ogóle nie przyjmowała prawdy. Ledwie dawała sobie radę i robiła, co chciała. Gdy bracia i siostry wytykali jej problemy, zawsze się sprzeczała i tłumaczyła, a nigdy się nad sobą nie zastanowiła. Po latach wierzenia w Boga jej usposobienie nie uległo zmianie. Była osobą niewierzącą, znużoną prawdą opisaną przez Boga. Wypełniała obowiązki, poświęcała się i cierpiała, ale robiła to wszystko w zamian za Bożą łaskę i błogosławieństwo. A gdy przygotowane przez Boga okoliczności jej nie odpowiadały, skarżyła się i narzekała, szerząc negatywne poglądy i przeszkadzając braciom i siostrom. Oczywiste było, iż nie nie miała nawet najmniejszej czci dla Boga. Ponosząc koszty dla Boga, zawierała z Nim transakcję i oszukiwała Go. Ludzie oceniają po pozorach. Gdy widzimy, że inni umieją cierpieć i czynić dobro, zakładamy, że są dobrymi ludźmi. Ale Bóg patrzy na ludzkie serca i istotę, jak też na ich postawę wobec prawdy. Jeśli ktoś umie przyjąć prawdę, to przycinany, potrafi szukać prawdy, zastanowić się nad sobą, zdobyć prawdziwą wiedzę, znienawidzieć samego siebie i okazać skruchę, taka osoba miłuje prawdę i poszukuje jej, a Bóg ją zbawi. Jeśli zaś ktoś jest z natury uparty i znużony prawdą, a jego usposobienie w ogóle nie zmieniło się mimo wielu lat wyznawania wiary w Boga, to nawet jeśli na zewnątrz czyni wiele dobrego, jest to tylko hipokryzja i maskarada. Faryzeusze wydawali się być pobożni i robili wiele dobrych uczynków, ale z natury męczyła ich prawda i gardzili nią. Kiedy Pan Jezus głosił prawdę i czynił dzieło, by zbawić ludzi, szaleńczo Mu się opierali i potępiali Go, aż w końcu przybili Go do krzyża, za co Bóg ich przeklął i ukarał. Dopiero wtedy zrozumiałam, że bez prawdy pozostajemy ignorantami, nie widzimy wyraźnie istoty innych ludzi, i nie rozumiemy, jakich ludzi Bóg lubi i jakich zbawia. Gdy się dowiedziałam o izolacji mojej siostry, z początku tego nie rozumiałam. Pomyślałam, że może nasz lider nie zbadał sprawy i zaszła jakaś pomyłka. Dopiero po zastosowaniu słów Boga zobaczyłam wyraźnie, że izolacja mojej siostry za jej postępowanie była w zgodzie z zasadami, a nasz lider się nie pomylił. I wówczas poczułam wielką ulgę.
Później zaczęłam się zastanawiać. Gdy dowiedziałam się o izolacji siostry, mimo iż wiedziałam, że otrzymam od Boga i że Bóg jest sprawiedliwy, wciąż miałam obawy i zmartwienia. Skoro krótko wierzę w Boga i nie wypełniłam dobrze swoich obowiązków, też mogę któregoś dnia zostać wyrzucona. Zaczęłam źle to rozumieć i trzymać Boga na dystans. Ale wiedziałam również, że muszę uczyć się na błędach, więc modliłam się do Boga, prosząc go o pomoc w zrozumieniu Jego woli. Na którymś spotkaniu przeczytałam dwa fragmenty słów Boga. „Jeśli pragniecie, by Bóg was udoskonalił, musicie nauczyć się, jak doświadczać we wszystkich sprawach i potrafić przyjąć oświecenie we wszystkim, co wam się przytrafia. Czy będzie to coś dobrego, czy złego, winieneś wynieść z tego korzyść i nie powinno cię to zniechęcać. Bez względu na wszystko, winieneś potrafić rozważać rzeczy stojąc po stronie Boga, a nie analizować ani zgłębiać ich z ludzkiej perspektywy (byłoby to odchylenie w twoim doświadczeniu). Jeśli będziesz doświadczał w taki sposób, twoje serce wypełni się brzemieniem twego życia; będziesz stale żyć w obecności światła Bożego oblicza i w swoim praktykowaniu łatwo nie zboczysz z właściwej ścieżki. Tacy ludzie mają przed sobą wspaniałą przyszłość” (Obietnice dla tych, którzy zostali udoskonaleni, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Decyduję o przeznaczeniu każdej osoby nie na podstawie jej wieku, rangi, głębi cierpienia, a najmniej na podstawie stopnia, w jakim prosi się ona o litość, ale wedle tego, czy posiada prawdę. Nie ma innego wyjścia niż to. Musicie zrozumieć, że wszyscy ci, którzy nie podążają za wolą Boga, także zostaną ukarani. Jest to fakt, którego nie sposób zmienić. Zatem wszyscy ci, którzy są ukarani, ukarani są z racji sprawiedliwości Boga i z powodu ich licznych występków” (Przygotuj dostatecznie wiele dobrych uczynków, by zasłużyć na swoje przeznaczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Ze słów Boga zrozumiałam, że w obliczu izolacji mojej siostry, wolą Boga było, abym uczyła się na błędach i umiała rozpoznawać ludzi, postrzegać ludzi i sprawy zgodnie ze słowami Boga, oraz rozumieć, kto się Bogu podoba, a kogo On nienawidzi. Lecz gdy dowiedziałam się o izolacji mojej siostry, pojawiło się niezrozumienie i zwątpienie. Żyłam w słabości i zniechęceniu. Bałam się, że skoro krótko wierzę w Boga i nie ciepriałam ani nie poświęciłam się tak jak ona, to też mogę zostać odrzucona. Teraz rozumiem, że Bóg nie decyduje o naszym losie na podstawie tego, jak długo wierzymy czy jak bardzo cierpimy. Tylko w oparciu o to, czy przez wiarę w Boga w końcu dochodzimy do prawdy i uczymy się prawdziwie służyć Bogu i wielbić Go. Nieważne, ile lat ktoś pracuje, jak bardzo się poświęca i jakie koszty ponosi, jeśli nie pozna prawdy, a jego zepsute usposobienie nigdy się nie zmienia, to na końcu i tak nie zostanie zbawiony. Jeśli popełnia wiele złych uczynków i nie okazuje skruchy, zostanie przez Boga ukarany. Taka jest Boża sprawiedliwość. Paweł pracował przez wiele lat i dużo wycierpiał, nawrócił wiele osób głosząc ewangelię i założył wiele kościołów, lecz jego życiowe usposobienie się nie zmieniło, a wręcz stawał się coraz bardziej arogancki i ostatecznie otwarcie ogłosił, że żył jak Chrystus, przez co został potępiony i ukarany przez Boga. Paweł to klasyczny przykład na to, że sam entuzjazm, ciężka praca i poświęcenie nie wystarczą w naszej wierze w Boga. Liczy się dążenie do prawdy i zmiana usposobienia. To standard decydujący o tym, czy ktoś będzie zbawiony. Dom Boży czyni dzieło obmywania i wysyła niektórych na izolację w celu refleksji, aby powstrzymać ich przed czynieniem zła i zakłócaniem życia kościoła. To ma chronić ich samych, ale także służyć pracy kościoła. Jednak ostateczny wynik będzie w pełni zależeć od ich charakteru i istoty oraz od tego, czy poszukują prawdy i jaką obiorą drogę. Jeśli ktoś potrafi zastanowić się nad sobą i okazać skruchę po tym, jak zbłądził i upadł, to wciąż ma szansę być przez Boga zbawionym. Jeśli nie okaże skruchy i nadal będzie żyć przejawiając zepsute usposobienie, wywołując zamieszanie i czyniąc zło, albo jeśli się podda, przyjmie negatywną postawę i będzie się opierać, to jest autentycznym niewierzącym, złoczyńcą, więc zostanie zdemaskowany i wyrzucony, i nie będzie przez Boga zbawiony. Sama bywałam niechętna i źle rozumiałam Boga, bo nie znałam Bożych zasad oceniania ludzi i nie znałam sprawiedliwego usposobienia Boga. Byłam zbyt skupiona na własnej przyszłości i moim losie. Dzięki izolacji mojej siostry lepiej zrozumiałam sprawiedliwe usposobienie Boga i zobaczyłam że nawet jeśli ktoś zdaje się cierpieć i poświęcać w swojej wierze, to jeśli nigdy nie akceptuje prawdy, nie praktykuje jej i nie wypełnia swoich obowiązków zgodnie z zasadami, to nie będzie zbawiony, tylko zostanie zdemaskowany i wyrzucony przez Boga. Obmywanie kościoła również było dla mnie sygnałem ostrzegawczym, który pozwolił mi się nad sobą zastanowić i w porę okazałam skruchę, żeby nie wejść na ścieżkę porażki, tylko skupić się na poszukiwaniu prawdy i wypełniać obowiązki zgodnie z zasadami.