Przemiana poprzez obowiązek

01 maja 2022

Autorstwa Jiang Ling, Hiszpania

W zeszłym roku podjęłam obowiązki projektowania grafiki i odpowiadałam za pracę kilku osób. Na początku nie rozumiałam zasad i szczegółów wszystkich aspektów, więc dużo się uczyłam, a jeśli czegoś nie wiedziałam, prosiłam innych o pomoc. Po pewnym czasie opanowałam zasady i udało mi się coś nie coś osiągnąć. Zadowalałam się tym, do czego doszłam, i uznałam, że jest to akceptowalne. Później już tylko z rzadka rozwijałam swoje umiejętności zawodowe. Wtedy też, aby polepszyć grafikę, przywódcy zasugerowali, byśmy się dokształcali i byli bardziej innowacyjni. Przytaknęłam, ale jednocześnie pomyślałam: „Innowacje są męczące i żmudne, a obrazy, które teraz tworzymy, dają dobre rezultaty. Po co mamy się tak wysilać, żeby wprowadzać jakieś innowacje?”. Nie traktowałam tego poważnie. Pewnego dnia moja współpracownica odkryła nowy sposób tworzenia obrazów, dający lepsze rezultaty, i powiedziała, żebym się tego nauczyła. Pomyślałam: „Rezultaty są lepsze, ale ja nie znam tej techniki. Nawet jeśli się jej nauczę, praca będzie czasochłonna i kłopotliwa. Gdy zaś używamy obecnych technik, oszczędzamy czas i wysiłek, a do tego rezultat jest zadowalający, więc po co uczyć się nowej techniki? To, co teraz osiągamy, jest wystarczające”. Dalej tworzyłam grafiki krok po kroku, zgodnie z dotychczasową metodą. Obserwując pracę naszej grupy, zaczęłam się zastanawiać, jak oszczędzić nam kłopotu. Na początku tylko ja odpowiadałam za grupę, więc byłam pod dużą presją. Później dołączyła do mnie siostra Han i bardzo się z tego ucieszyłam. Pomyślałam: „Siostra Han jest bardzo sumienna i z chęcią będzie się poświęcać. W przyszłości mogę jej powierzyć odpowiedzialność za więcej pracy. Dzięki temu będę się mniej stresować, nie będę miała aż tyle na głowie”. Gdy później siostra Han odpowiadała za dużą część pracy, skarżyła się, że jest pod presją i na wszysto ma za mało czasu. Nie zastanowiłam się nad sobą wtedy, tylko powiedziałam, że to jest jej szansa na praktykowanie, i dalej zwalałam na nią dużo pracy. Czułam się trochę winna, przyznaję. Siostra Han była pod dużą presję, a ja obarczałam ją zbyt dużą pracą, to było nie w porządku z mojej strony. Ale żeby się nie przemęczać, dalej tak robiłam.

Tak więc nie uczyłam się, nie wprowadzałam innowacji, spychałam pracę na siostrę Han, a ja sama miałam dużo wolnego czasu. Mogłam robić to, co sprawiało mi przyjemność. W tym okresie oglądałam dużo krótkich świeckich filmów, żeby rozwinąć swój zmysł estetyczny. Oglądałam je jeden za drugim. Nawet gdy czytałam słowo Boże i byłam na spotkaniach, wciąż myślałam o tych wideoklipach, nie mogłam się uspokoić ani kontemplować słowa Bożego. Moje myśli krążyły wokół przyjemności ciała, uczyłam się gotować różne pyszności, często oglądałam różne serwisy informacyjne w Internecie. Czasem oglądałam ich bardzo dużo i bałam się, że inni oskarżą mnie o zaniedbywanie obowiązków, więc gdy ktoś przechodził obok, szybko zamykałam okno z filmem i otwierałam interfejs roboczy, udawałam, że pracuję. Tak to się ciągnęło, a moje brzemię obowiązków było coraz mniejsze. Gdy sprawdzałam, jak bracia i siostry radzą sobie z obowiązkami, robiłam to machinalnie. Najlepiej było wtedy, gdy nie mieli żadnych problemów ani trudności, a gdy mieli, to nie chciało mi się szukać rozwiązania. Myślałam: „Jeśli będę chciała rozwiązać problemy ich wszystkich, ile czasu i ciężkiej pracy to będzie wymagać? Niech oni sami sobie z tym jakoś poradzą. Przypomnę im tylko, żeby w razie czego poprosili o pomoc braci i siostry znających się na technologii”. Z czasem coraz rzadziej sprawdzałam ich postępy, kiedyś robiłam to raz na tydzień, a później raz na dwa tygodnie. Czasem czułam się winna z tego powodu. Wiedziałam, że Bóg wymaga, byśmy pełnili obowiązki całym naszym sercem, umysłem i siłą, a ja zawsze unikałam tego, chcąc oszczędzić czas i zadowolić ciało, a to nie było zgodne z wolą Boga. Ale z drugiej strony nie powodowałam opóźnień w pracy nad grafiką, nie wyglądało, żebym miała jakiś problem, wszystko toczyło się normalnie, więc uznałam, że nie muszę się przejmować. Z czasem przestałam czuć obecność Boga, modlitwy mnie nie poruszały, a słowa Boże nie oświecały, nie czułam natchnienia do tworzenia grafik. Moje wyniki pogarszały się coraz bardziej. Ponieważ nie podchodziłam poważnie do sprawdzania, jak wygląda praca braci i sióstr, a gdy mieli trudności, nie dbałam o to i nie szukałam prawdy, rozleniwili się, nie starali się iść do przodu, zadowalali się tym, co było, nie robili postępów, a ich praca nie dawała dobrych wyników. Czułam, że coś jest nie tak, byłam trochę skołowana. Nawet jeśli ktoś mnie napominał, nie obchodziło mnie to.

Pewnego dnia nagle zjawiła się przywódczyni i zapytała mnie: „Zajmujesz się tworzeniem grafiki już od dawna, więc czemu efektywność pracy spada zamiast rosnąć? To niewiarygodne, jak pogorszyła się twoja praca!”. Ujawniła, że nie wykonuję praktycznej pracy, że jestem bezużyteczna, że przeze mnei bracia i siostry są niedbali i nieproduktywni, nie przykładają się do obowiązków. Powiedziała, że wykonuję obowiązki niedbale, że oszukuję Boga i krzywdzę dom Boży, że jeśli nie okażę skruchy, to za późno będzie na naprawienie tego, gdy mnie odsuną od obowiązków. Zabolały mnie jej słowa, to prawda, ale nie potraktowałam tego poważnie, nie zreflektowałam się. Pobieżnie monitorowałam pracę i zabroniłam sobie oglądać filmy niezwiązane z moimi obowiązkami.

Miesiąc później z powodu tego, że przez długi czas zaniedbywałam obowiązki i ociągałam się w pracy zostałam zwolniona. Od obowiązków odsunięto też dwie inne siostry nie wykonujące realnej pracy. Przywódczyni oskarżyła mnie o zaniedbania, odkładanie rzeczy na później, lenistwo i ukryte pobudki, o to, że oszukuję Boga, że nie monitorowałam pracy i nie pomagałam braciom i siostrom z problemami, więc tak naprawdę akceptowałam ich postępowanie, co zaszkodziło domowi Bożemu. Zaskoczyło mnie, gdy przywódczyni obnażyła moje postępowanie. Wypełniałam obowiązki tak źle, że inni nie mogli na to patrzeć, a ja nie zdawałam sobie z tego sprawy. Nie czułam, żebym zakłócała pracę. Czemu byłam taka otępiała? W tych dniach ciągle myślałam: „Robiłam te rzecz z pełną świadomością tego, co robię. Wiedziałam, że powinnam być lojalna, więc czemu postępowałam tak niedbale i podstępnie? Jaką ja jestem osobą?”. Cierpiąca i skołowana stanęłam przed Bogiem i prosiłam, by poprowadził mnie do poznania samej siebie.

Jednego dnia przeczytałam fragment słów Bożych. „Noe nie słyszał jakichś wzniosłych kazań. Nie rozumiał wielu prawd ani nie był uczonym. Nie rozumiał współczesnej mu nauki ani wiedzy. Był to człowiek nader zwyczajny, niczym się nie wyróżniający członek rodzaju ludzkiego. Jednak pod jednym względem był inny niż wszyscy: wiedział, że ma słuchać słów Boga; wiedział, jak postępować zgodnie z Jego słowami; znał miejsce człowieka; potrafił też prawdziwie wierzyć i być posłusznym słowom Boga – nic ponadto. Kilka tych prostych zasad wystarczyło, aby Noe mógł zrealizować wszystko, co Bóg mu powierzył, a wytrwał w tym nie tylko kilka miesięcy, kilka lat, czy kilka dziesięcioleci, ale ponad sto lat. Czyż taka liczba nie zdumiewa? (Zdumiewa). Kto poza Noem był w stanie to zrobić? (Nikt). A dlaczego? Niektórzy twierdzą, że to z powodu nierozumienia prawdy, ale to przeczy faktom. Inni mówią, że to przez skażone usposobienie ludzi – ale czyż Noe nie miał skażonego usposobienia? Dlaczego ludzie współcześni nie są w stanie osiągnąć tego, co Noe? (Ponieważ nie wierzą słowom Boga, nie traktują ich jak prawdę ani ich nie przestrzegają). A dlaczego nie są zdolni przestrzegać słów Boga? Dlaczego nie potrafią traktować Jego słów jak prawdy? (Nie boją się Boga). Tak. Gdy więc ludzie nie rozumieją prawdy ani nie słyszeli wielu prawd, jak się pojawia bojaźń Boża? W postawach ludzi muszą być obecne dwie najcenniejsze kwestie: pierwsza to sumienie, a druga to poczucie zwykłego człowieczeństwa. Posiadanie sumienia i poczucia zwykłego człowieczeństwa to minimalny standard wskazujący na bycie człowiekiem – to minimalna, najbardziej podstawowa miara człowieka. Brak tego ludziom współczesnym, więc bez względu na to, ile prawd usłyszą i zrozumieją, bojaźń Boża wykracza poza ich możliwości. Czym więc w istocie różnią się ludzie współcześni od Noego? (Nie mają człowieczeństwa). A co jest istotą tego braku człowieczeństwa? (Bestie i demony). »Bestie i demony« – to nie brzmi może zbyt ładnie, ale zgadza się z faktami – grzeczniej można stwierdzić, że brak im człowieczeństwa. Ludzie, którym brak rozsądku, nie są tak naprawdę ludźmi – są poniżej poziomu nawet bestii. Noe był w stanie zrealizować to, co powinien, bo był prawdziwym człowiekiem, posiadał szczególny rozsądek – bardzo trudno byłoby spotkać kogoś z podobnym rozsądkiem co Noe, bo tacy ludzie występują bardzo rzadko(„Demaskowanie antychrystów”). Słowa Boże przeszywały mnie na wylot. Tak jakby sam Bóg osobiście ganił mnie za nielojalność. Źle pełniłam swój obowiązek nie dlatego, że miałam kiepski charakter i słabo rozumiałam prawdę, i nie dlatego, że nie wiedziała, jak powinno się obowiązek traktować, ale dlatego, że brak mi było sumienia, rozumu i człowieczeństwa, misji od Boga nie traktowałam z bojaźnią Bożą w sercu. Taki Noe, na przykład, choć niewiele słów Boga słyszał i mało prawdy pojmował, był szczery i sumienny, gdy wypełniał zadanie, które powierzył mu Bóg. Pamiętał każdy szczegół i dążył do osiągnięcia dobrych rezultatów. Noe kierował się wolą Boga. Przez 120 lat wytrwał w lojalności i posłuszeństwie wobec Boga. A ja co? Czytałam tyle słów Boga, widziałam tyle prawd i tajemnic, zyskałam więcej niż ludzie mogli zyskać w przeszłości, a i tak pełniłam obowiązek podstępnie i leniwie. Wiedziałam, jak mieć dobre wyniki i lepiej świadczyć o Bogu, ale to było dla mnie zbyt kłopotliwe, więc się nie angażowałam, wykorzystywałam współpracownicę, obarczając ją zadaniami. Gdy bracia i siostry mieli trudności, próbowałam ułatwić sobie życie, nie chciałam wysilać się nad szukaniem rozwiązań. Gdy sprawdzałam postępy pracy, robiłam to machinalnie. W ogóle nie wkładałam serca w obowiązki. W efekcie bracia i siostry niedbale wypełniali swoje obowiązki. Oglądałam świeckie filmy, niby na potrzeby związane z obowiązkami, myślałam tylko o tym, jak dobrze zjeść i zadowalać ciało, a bojąc się, że ktoś mnie nakryje, udawałam i oszukiwałam. Gdy robiłam te wszystkie rzeczy, to choć sumienie mnie napominało i mój umysł wiedział, że nie działam zgodnie z wolą Boga, to i tak dalej uparcie się pogrążałam. Dostrzegłam, jak nikłe były moje sumienie i rozum. Nie mogłam się równać z Noem, ani z braćmi i siostrami lojalnie pełniącymi obowiązki. Pełniąc obowiązki w ten sposób, próbowałam omamić i oszukać Boga. Brak mi było człowieczeństwa i lojalności wobec Boga. Niegodna byłam zadania, które Bóg mi powierzył. Sprawiedliwe usposobienie Boże sprawiło, że mnie odsunięto. Przekroczyłam już wszelkie granice.

Często wtedy rozmyślałam nad tym problemem. Zastanawiałam się, czemu brak mi sumienia i rozumu. Pewnego dnia usłyszałam hymn z Bożymi słowami: „Prawda o następstwach zepsucia człowieka przez szatana”. „Przez wiele lat sposób myślenia, który ludzie obrali, aby przetrwać, wyniszczał ich serca do tego stopnia, że stali się zdradliwi, tchórzliwi i podli. Nie dość bowiem, że brak im siły woli i determinacji, to jeszcze stali się także chciwi, butni i samowolni. Zupełnie brak im determinacji do przemiany siebie, a ponadto nie mają ani krzty odwagi, by zrzucić z siebie ograniczenia będące wynikiem tych mrocznych wpływów. Myśli i życia ludzi są tak dalece przegniłe, że ich poglądy na temat wiary w Boga pozostają wciąż nieznośnie, wręcz odrażające, i nawet wtedy, gdy o nich mówią, wprost nie da się tego słuchać. Wszyscy ludzie są tchórzliwi, nieudolni, godni pogardy i słabowici. Nie czują odrazy do sił ciemności, ani nie pałają miłością do światła i prawdy. Zamiast tego, robią, co w ich mocy, aby je odrzucić(„Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni”). Przemyślawszy słowa Boga, zrozumiałam, że byłam leniwa i próbowałam omamić Boga, bo żyłam według szatańsich filozofii, takich jak: „Życie jest krótkie. Ciesz się nim, póki możesz”, „Nie troszcz się dzisiaj o dzień jutrzejszy” oraz „Żyj każdym dniem dla przyjemności, bo życie jest krótkie”. Ten nonsens zepsuł i wypaczył mój umysł. Czułam, że mądrze jest wybrać wygodne, leniwe życie. Życie jest krótkie, więc po co się nadwyrężać? Harówka to głupota. Ludzie powinni samych siebie dobrze traktować i cieszyć się życiem, ile się tylko da. Byłam pod kontrolą takiego myślenia, więc zrobiłam się podstępna, chodziłam na skróty. Byłam coraz przebieglejsza. Kiedy chodziłam do szkoły, podjęłam pracę na niepełny etat. Była to łatwa praca. Kiedy kierownika nie było, wymykałam się do sypialni i odpoczywałam, wymyślałam sposoby, żeby pracować mniej i żeby nikt się nie dowiedział. Nakryła mnie kiedyś współlokatorka i nazwała mnie leniuchem. Powiedziała, że gdy w przyszłości też będę zawsze próbowała oszczędzić sobie kłopotu. Zawstydziła mnie tymi słowami. Ale pomyślałam: „Nie ma sprawy, mów sobie, co chcesz. Czy to nie głupie, żeby ciężko pracować? Jak to ludzie mówią: każdy myśli o sobie. Kto nie próbuje żyć dla samego siebie? Czy to nie głupie nie myśleć o sobie?”. Gdy uwierzyłam w Boga, nie skupiałam się na szukaniu prawdy i wyzbyciu się zepsucia. Dalej żyłam według szatańskich filozofii, myślałam tylko o tym, żeby było łatwo i przyjemnie, więc pełniąc obowiązki, szukałam sposobu, by oszczędzić sobie kłopotu, robiłam wszystko, by uniknąć cierpień ciała. Żyłam według tych szatańskich filozofii, więc nigdy nie dawałam z siebie wszystkiego, pełniąc obowiązki, nigdy szczerze się nie poświęcałam. Stosowałam sztuczki, podstępy i oszustwa. Nawet gdy przywódczyni się ze mną rozprawiła, nie przebudziłam się. Byłam w pewnym stopniu otępiała, pod całkowitą kontrolą tych szatańskich filozofii. Pełniłam obowiązki, nie myśląc o postępach, ani nie monitorowałam pracy, przec co bracia i siostry też niedbale pełnili obowiązki i nie robili postępów, a dwie siostry zostały razem ze mną odsunięte. Tak traktując obowiązki, krzywdziłam innych. Byłam skażona przez szatańskie filozofie i utraciłam więź z człowieczeństwem. Stałam się leniwa, samolubna, podstępna i kłamliwa. Żyłam w sposób żałosny i hańbiący. Gdy to zrozumiałam w myślach pomodliłam się do Boga. Powiedziałam: „Boże! Nie chcę już dłużej tak żyć. Proszę, uwolnij mnie z kajdan mojego szatańskiego usposobienia”.

Dzięki lekturze Bożych słów znalazłam ścieżkę praktykowania. Bóg Wszechmogący mówi: „Wszystko, co wyrasta z Boga oraz jest tym, o co Bóg prosi i co ma związek z różnorakimi aspektami pracy i dzieła, jakich Bóg wymaga – w tym wszystkim niezbędna jest współpraca człowieka i wszystko to jest jego obowiązkiem. Zakres obowiązków jest bardzo szeroki. Obowiązki to twoja odpowiedzialność, to, co powinieneś robić, a jeśli ciągle się od nich uchylasz, powstaje problem. Mówiąc łagodnie, jesteś nazbyt leniwy, zanadto zakłamany i gnuśny, uwielbiasz wypoczynek i nienawidzisz pracy. Ujmując to nieco bardziej poważnie, nie masz ochoty wypełniać swego obowiązku i nie ma w tobie zaangażowania ani posłuszeństwa. Skoro nie potrafisz włożyć odrobiny wysiłku nawet w to niewielkie zadanie, to co jesteś w stanie zdziałać? Co potrafisz zrobić jak należy? Jeśli ktoś jest prawdziwie zaangażowany i ma poczucie odpowiedzialności za swój obowiązek, to — jeśli tego właśnie wymaga Bóg i jeśli tego potrzebuje dom Boży — zrobi wszystko, czego się od niego wymaga, bez wyjątku. Podejmie się i wykona wszystko, co tylko jest w stanie i co powinien zrobić. Czy jest to jedna z zasad wykonywania obowiązku? (Tak). Niektórzy ludzie, wykonujący prace fizyczne, nie zgadzają się z tym i mówią: »Przez cały dzień wypełniacie swoje obowiązki, siedząc w pokoju, chronieni przed wiatrem i słońcem. Nie ma w tym zupełnie nic trudnego. Wasze obowiązki są znacznie lżejsze od naszych. Postawcie się w naszej sytuacji, a zobaczymy, co powiecie po kilku godzinach pracy na zewnątrz«. W gruncie rzeczy każdy obowiązek wymaga jakiegoś wysiłku. Praca fizyczna wymaga wysiłku fizycznego, a praca umysłowa — umysłowego; z jedną i drugą wiążą się swoiste trudności. Wszystko jest wszak łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Kiedy już ludzie rzeczywiście coś robią, trzeba z jednej strony przyjrzeć się ich charakterowi, a z drugiej – temu, czy miłują prawdę. Porozmawiajmy jednak najpierw o ich charakterach. Jeśli ktoś ma dobry charakter, to dostrzega we wszystkim pozytywną stronę, potrafi przyjmować i postrzegać te sprawy w pozytywnym świetle i w oparciu o prawdę; oznacza to, że ma sprawiedliwe serce, charakter i temperament – to tyle z punktu widzenia charakteru. Drugim aspektem sprawy jest to, na ile ktoś miłuje prawdę. Z czym się to wiąże? Jeśli ktoś, bez względu na to, czy pojmuje słowa Boga i rozumie Bożą wolę, potrafi przyjąć od Boga swój obowiązek, jest posłuszny i szczery, to wystarczy; ktoś taki spełnia minimalne wymagania i nadaje się do pełnienia obowiązku. Jeśli jesteś posłuszny i szczery, to nie będziesz wykonywał zadania byle jak i niestarannie, nie będziesz szukał sposobów, by się nie przemęczyć, lecz włożysz w wykonywanie zadania całe swe ciało i duszę. Niewłaściwy stan wewnętrzny prowadzi do negatywizmu, przez co ludzie tracą motywację, stają się niestaranni i niedbali. Ludzie, którzy w głębi serca dobrze wiedzą, że ich stan nie jest właściwy, a jednak nie próbują temu zaradzić poprzez poszukiwanie prawdy — tacy ludzie nie kochają prawdy i nie mają wielkiej chęci wykonywać swego obowiązku; nie mają ochoty podejmować żadnego wysiłku ani znosić trudności i wiecznie szukają sposobów, by się wymigać. W istocie Bóg już to wszystko zauważył i czeka tylko, aż ludzie się przebudzą, zdemaskują i wyeliminują te osoby. Taki ktoś jednak myśli: »Patrzcie tylko, jaki jestem sprytny. Jemy to samo, ale oni po pracy są zupełnie wyczerpani – a spójrzcie na mnie, ja potrafię cieszyć się życiem. To ja jestem mądry, a każdy, kto naprawdę pracuje, jest idiotą«. Czy to słuszne, by patrzyli w taki sposób na uczciwych ludzi? Nie. W gruncie rzeczy to ci, którzy naprawdę pracują, są mądrzy. Dlaczego tak właśnie jest? Mówią oni tak: »Nie robię niczego, czego Bóg nie każe mi robić, i robię wszystko to, co mi robić każe. Robię wszystko, o co mnie poprosi i wkładam w to całe swe serce. Staram się ze wszystkich sił i nie robię żadnych uników. Nie robię tego dla żadnego człowieka, lecz dla Boga«. To jest właściwy stan umysłu i w rezultacie, gdy nadejdzie pora, by oczyścić kościół, ci, którzy wymigują się od wykonywania obowiązków, powinni bez wyjątku zostać wyeliminowani, zaś ci, którzy są uczciwi i akceptują Boży nadzór, powinni pozostać. Stan tych uczciwych staje się coraz lepszy i przybywa im sił, a Bóg strzeże ich we wszystkim, co im się przytrafia. Czym zasłużyli sobie na Jego ochronę? Tym, że w głębi serca są uczciwi. Nie boją się trudności ani zmęczenia przy wykonywaniu obowiązku i nie grymaszą, bez względu na to, jakie zadanie im się powierzy. Nie pytają dlaczego, tylko robią, co im się każe; słuchają, nie rozpatrując i nie analizując, ani nie oglądając się na nic innego. Nie mają żadnych ukrytych motywów, lecz potrafią być posłuszni we wszystkim. Ich wewnętrzny stan jest ciągle zupełnie normalny. Gdy grozi im niebezpieczeństwo, Bóg ich strzeże; gdy spada na nich choroba lub zaraza, Bóg również ich chroni – są zaiste wielce pobłogosławieni(„Gardzą prawdą, jawnie lekceważą zasady i ignorują ustalenia domu Bożego (Część czwarta)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Przemyślawszy słowa Boga, zrozumiałam to. Musimy wypełniać obowiązki ze szczerym sercem, twardo stąpając po ziemi, nie myśląc o osobistych zyskach i strarach, nie uciekając się do sztuczek, a gdy pojawią się problemy, musimy je szybko rozwiązywać i nie szczędzić wysiłków. Tylko tak będziemy szczerymi ludźmi w oczach Boga, który nas ochroni i będzie nam błogosławił. Myślałam o tym, jaka byłam samolubna, podła, skupiona na ciele, nie chciałam się wysilać, a moja praca nad grafiką nie dawała dobrych wyników, poczułam się winna. Dalej zajmowałam się projektowaniem grafiki w wolnym czasie, starałam się zmienić. Uczyłam się nowych technik, zadawałam pytania, próbowałam tworzyć na nowe sposoby. Jeśli napotykałam trudności, modliłam się do Boga, wprowadzałam poprawki w oparciu o sugestie innych. Myśląc o nowym obrazie, obierałam różne punkty widzenia, by sprawdzić, czy można coś zrobić w zupełnie nowy sposób. Po pewnym czasie, praktykując w ten sposób, dostrzegłam Boże błogosławieństwo. Zrewolucjonizowałam swoją koncepcję kompozycji i technikę pracy, a bracia i siostry mówili, że teraz moje grafiki są lepsze niż wcześniej. Miałam motywację do pracy, a także inspirowałam braci i siostry. Każdy chciał wprowadzać innowacje i ulepszenia.

Gdy ciężko pracowałam, gdy wkładałam w to całe serce, czułam się bezpiecznie. Miałam Bogu dużo do powiedzenia. Zrozumiałam też niektóre problemy i robiłam postępy w rozwoju zawodowym. Pojęłam, że Bóg istotnie jest święty. Ukazuje się w miejscach świętości, a ukrywa się w miejscach plugawości. Czułam w swoim sercu uwielbienie dla Boga. Gdy dawałam z siebie wszystko, pełniąc obowiązki, nie czułam zmęczenia. Choć czasem musiałam się mocno namyśleć, to czułam zadowolenie. Dostrzegłam, że Bóg nigdy nie wymaga od ludzi niemożliwego, że wszystko można osiągąć przy niewielkim wysiłku, i bardzo byłam wdzięczna Bogu. Po pewnym czasie przywrócono mi moje obowiązki z braćmi i siostrami. Czułam wtedy wielką wdzięczność, ale czułam się też niegodna, więc modliłam się do Boga: „Boże! Z człowieczeństwem takim jak moje niegodna jestem pełnić obowiązek i zostać tak wywyższona. Chcę jak najlepiej pełnić ten obowiązek, ale jeśli będę to zadanie traktować znów jak wcześniej, proszę, ukaraj i zdyscyplinuj mnie, bym mogła okazać skruchę i lokalnie pełnić obowiązek, odwdzięczyć się za Twą miłość!”.

Przywódczyni poleciła mi i trzem innym braciom i siostrom stworzyć wspłnie nowe efekty. Proces produkcyjny wymagał czasu i wysiłku, a poza tym było wtedy duże zapotrzebowanie na obrazy, więc byłam dość zmęczona. Szczególnie gdy nawarstwiały się kolejne tony pracy, czułam, że głowa mi pęka. Raz nie ukończyłam obrazów na czas i ktoś zapytał, czemu pracuję tak wolno. Poczułam się urażona i pomyślałam: „Każdy mówi tu tylko o obrazach, nie to co ja, ja muszę jednocześnie uczyć się nowych technik i efektów. To zajmuje mi wiecej czasu i wysiłku. Jeśli przygotowuję mniej obrazów, co pomyślą o mnie bracia i siostry? Może powinnam powiedzieć przywódczyni, że nie ogarniam tych nowych efektów, że powinna kogoś innego znaleźć”. Zrozumiałam wtedy, że znów zaczynam przejmować się ciałem, więc zjadłam i wypiłam odpowiednią porcję Bożych słów. Bóg Wszechmogący mówi: „Bóg lubi uczciwych ludzi; nie lubi ludzi podstępnych. Nie należy się obawiać odrobiny ignorancji, ale z pewnością trzeba być uczciwym. Uczciwi ludzie przyjmują odpowiedzialność, nie myślą o sobie, mają czyste myśli, a w sercach szczerość i życzliwość – ich serca są jak misy z czystą wodą, przez którą już na pierwszy rzut oka widać dno. Chociaż przez cały czas pozujesz, osłaniasz się i zakrywasz tak ciasno, że inni nie mogą zobaczyć, co jest w twoim sercu, Bóg mimo to może przyjrzeć się dokładnie temu, co ukrywasz w jego najgłębszych zakamarkach. Jeżeli Bóg zobaczy, że nie jesteś osobą uczciwą, lecz podstępną i że nigdy nie oddajesz Mu swego serca, lecz zawsze starasz się kombinować, nie będziesz Mu się podobał i nie zechce cię. Wszyscy ci, którzy brylują pośród niewierzących, elokwentni i błyskotliwi ludzie – kim oni są? Czy to jest dla was jasne? Jaka jest ich istota? Można powiedzieć, że są to wszystko skrajnie podstępne i przebiegłe osoby. Wszyscy są niezwykle sprytni, są chytrzy, prawdziwie są diabłem, szatanem. Czy Bogu tacy ludzie mogą się podobać? (Nie). Bóg najbardziej ze wszystkiego nienawidzi demonów – cokolwiek robicie, nigdy nie bądźcie takimi ludźmi. Ci, którzy zawsze pozostają czujni i w mowie biorą pod uwagę wszelkie punkty widzenia, którzy widzą, w którą stronę wieje wiatr i chytrze prowadzą swoje sprawy – powiadam ci, Bóg czuje do takich ludzi najwyższy wstręt. Czy zatem Bóg nadal będzie obdarzał takiego kogoś łaską lub oświecał? Nie, nie będzie. W oczach Boga tacy ludzie równi są zwierzętom. Noszą ludzką skórę, ale ich esencja jest esencją diabła, szatana. To chodzące trupy, których Bóg absolutnie nie zbawi. Czy powiedzielibyście, że tego rodzaju osoba jest w istocie mądra czy głupia? To najgłupsi z ludzi. Są podstępni. Bóg nie chce kogoś takiego. Potępia ich. Jaką nadzieję może taka osoba pokładać w wierze w Boga? Ich wiara jest odarta ze znaczenia, a ich przeznaczeniem jest nic nie zyskać. Jeśli w swojej wierze w Boga ludzie nie podążają za prawdą, to nie ma znaczenia, od ilu lat wierzą; na koniec nie zyskają nic. Jeśli chcą pozyskać Boga, muszą zyskać prawdę. Dopiero gdy zrozumieją prawdę, gdy będą ją praktykować i gdy wkroczą w jej rzeczywistość, pozyskają prawdę i zostaną zbawieni przez Boga; dopiero wtedy zdobędą Bożą aprobatę i błogoslawieństwa; i tylko to jest pozyskaniem Boga(„Rozpoznawanie fałszywych przywódców (8)”). Przeczytawszy słowo Boże, zrozumiałam, że wciąż żywię błędne poglądy. Wcześniej podziwiałam podstępnych ludzi. Myślałam, że robią tylko to, co stawia ich w dobrym świetle, że wybierają właściwe drogi na skróty. Uważałam ich za inteligentnych i sprytnych, chciałam być taka jak oni. Dopiero przeczytawszy słowa Boga zrozumiałam, że dla Boga to jest podstępność, a nie inteligencja. By osiągnąć swe cele, tacy ludzi używają podłych środków. Są nieprzeniknieni i mają naturę diabła. Bóg ludzi prostych i szczerych ludzi, którzy nie mają podstępu w sercu, którzy nie mają pokrętnych pobudek, którzy potrafią przyjąć zadanie powierzone przez Boga, robią wszystko całym sercem i twardo stąpając po ziemi. Bóg patrzy w nasze serca i umysły, traktuje nas zgodnie z naszą istotą. Oszustami Bóg gardzi. Nie oświeca ich zrozumieniem prawdy, a na koniec ich odrzuca, natomiast oświeca ludzi szczerych, takim ludziom błogosławi. Pomyślałam o sobie. Gdy musiałam się poświęcać i cierpieć, pełniąc obowiązki, chciałam tego uniknąć, żeby się nie przemęczać. To było samolubne i kłamliwe, przejawiałam podstępność. Gdybym tak dalej postępowała, Bóg by mnie znienawidził i nie otrzymałabym dzieła Ducha Świętego, w takim środowisku nigdy nie zyskałabym prawdy. Wtedy sobie nagle uświadomiłam, że Bóg poddawał mnie próbie, by zobaczyć, czy zrobiłam postępy, czy odpowiedzialnie traktuję obowiązek, czy potrafię dobrze wybrać między obowiązkiem a wygodą ciała. Gdybym unikała obowiązków, by dbać o swe korzyści, utraciłabym swe świadectwo w tej próbie. Wróciłam myślami do przeszłości. Choć moje ciało trochę cierpiało, moje serce było pełne. Miałam więcej trudności, pełniąc obowiązki, ale byłam blisko Boga i mogłam podążać za prawdą i zasadami. Każdego dnia coś zyskiwałam i czułam, że to ma wielkie znaczenie. Wcześniej pragnęłam wygody ciała i choć nie byłam zmęczona, nie czułam radości, Duch Święty mnie opuścił. Ten ból był gorszy od fizycznego bólu. Nie mogłam uciekać się do sztuczek i oszustwa. Później raz jeszcze oceniłam bieżącą pracę i gdy trafiałam na faktyczną trudność, szukałam pomocy u przełożonej, podejmowałam wysiłek i robiłam, co należało, najlepiej, jak umiałam. Dzięki temu poczułam spokój.

Myśląc o swoim poprzednim nastawieniu do obowiązków, czułam żal i wstyd. Bóg tak to zaaranżował, by mnie obmyć, by mnie przemienić, uwolnić od żądzy wygody ciała i życia na podobieństwo zwierząt, nauczył mnie wstydu, sprawił, że potrafiłam pełnić obowiązki, twardo stąpając po ziemi i urzeczywistniając człowieczeństwo. W ten sposób Bóg mnie zbawiał! Bogu dzięki!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze