Korekta mojej motywacji do spełniania obowiązków
Rok temu w czerwcu wybrano mnie na przywódczynię. Byłam podekscytowana i wierzyłam, że bracia i siostry muszą mieć o mnie dobre zdanie, a ponieważ dostałam tyle głosów, na pewno jestem lepsza od innych. Powtarzałam sobie, że muszę ciężko pracować wypełniając swoje obowiązki, żeby bracia i siostry dostrzegli moje kompetencje. Na początku nie orientowałam się w pracy kościoła, więc zawsze uważnie słuchałam i wszystko zapamiętywałam, pracując z siostrą, która była dużo bardziej doświadczona. Ciągle myślałam: „Skoro jestem przywódczynią kościoła, muszę dobrze pracować i coś osiągnąć, żeby spełnić oczekiwania. Nie mogę słynąć z tego, że nic nie robię i zależy mi tylko na korzyściach wynikających z mojego statusu. Przecież straciłabym twarz”. Zastanawiałam się też, jak najlepiej spełniać swoje obowiązki. Stałam przed braćmi i siostrami całego kościoła, a niektórzy z nich spełniali swoje obowiązki od wielu lat i rozumieli więcej zasad prawdy niż ja. Co pomyślą o mnie, jeśli spróbuję pomóc im rozwiązać problemy, a nie będę umiała dotrzeć do ich źródła i pokazać im ścieżki praktykowania? Czy pomyślą, że jestem niekompetentna, że nie nadaję się na przywódczynię? Czułam, że jako przywódczyni muszę omawiać lepiej niż oni i nie tracić czasu, tylko bezzwłocznie poznać prawdę. Kiedy bracia i siostry napotkają problemy, będę gotowa, by pomóc im je rozwiązać. Wtedy zobaczą, że posiadam nieco rzeczywistości prawdy i jestem dobrą przywódczynią. Więc poza codziennym spełnianiem obowiązków w kościele, w każdej wolnej chwili czytałam słowa Boga. Mój grafik był zawsze wypełniony po brzegi i choć, szykując się do snu, inne siostry przypominały mi: „Robi się późno, powinnaś się przespać”, nigdy nie czułam zmęczenia i często pracowałam do późna w nocy. Wkładałam dużo wysiłku w przygotowania, ale nadal nie czułam się pewnie w czasie zgromadzeń.
Pewnego wieczoru siostra, z którą pracowałam, powiedziała, że urządzamy zgromadzenie dla grupy ewangelizacyjnej. Byłam bardzo zdenerwowana. Pomyślałam: „Bracia i siostry w tej grupie są wierzącymi już od dawna, a ja jestem nową przywódczynią. Nie do końca rozumiem, z jakimi problemami i trudnościami zmagają się w pracy ewangelizacyjnej. Jeśli wspomną o sprawach, do których nie umiem się odnieść, to czy pomyślą, że się nie sprawdzam? Czy nie zniszczy to mojego wizerunku? Nie, lepsze są przygotowania w ostatniej chwili niż żadne, więc powinnam wyposażyć się w odpowiednie prawdy”. Ponieważ jednak w tak krótkim czasie nie mogłam wszystkiego zrozumieć, czułam niepokój. Przebiegałam wzrokiem mnóstwo tekstów na komputerze, co chwilę zaczynając czytać następny. Miałam kompletny mętlik w głowie i niczego nie rozumiałam – w końcu położyłam się spać. Następnego dnia w czasie zgromadzenia patrzyłam, jak siostra, z którą pracowałam, rozmawia z innymi o prawdzie, pomagając im rozwiązywać problemy z szerzeniem ewangelii, a ja nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Czułam się bardzo nieswojo. Myślałam: „Jeśli zupełnie nic nie powiem, czy nie pomyślą, że jestem przywódczynią tylko z nazwy? Powinnam się odezwać. Część sióstr już mnie zna, więc czy teraz rozmowy ze mną jako przywódczynią nie powinny być bardziej wnikliwe? Inaczej co o mnie pomyślą? Powiedzą, że się nie nadaję?”. Próbowałam przypomnieć sobie doświadczenia, którymi mogłabym się podzielić, ale im bardziej się denerwowałam, tym bardziej byłam skołowana. Brakowało mi słów. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zauważył, że nie mam nic do powiedzenia, więc uważnie słuchałam słów mojej partnerki i gdy skończyła, zasadniczo streściłam wszystko, co powiedziała. W ten sposób chciałam pokazać, że moje omówienie i zrozumienie jest lepsze niż jej, aby wszyscy zobaczyli, że sobię radzę i nadaję się do roli przywódczyni. Doskonale wiedziałam, że przywłaszczam sobie interpretację mojej partnerki. Zdawałam sobie sprawę, że zachowałam się podle. Po zgromadzeniu czułam straszną pustkę w sercu: wiedziałam, że wszyscy ludzie, wydarzenia i rzeczy, z którymi się stykam, są dziełem Boga, ale nie miałam pojęcia, jak ich doświadczać. Niczego się nie nauczyłam. Czułam się z tym strasznie i trochę żałowałam, że się tego podjęłam. Przez kilka następnych dni czułam jakby duży ciężar na barkach – byłam skołowana i nie mogłam głęboko odetchnąć. Napotykałam problemy w kościele i nie umiałam sobie z nimi poradzić, co sprawiało mi ból. Modliłam się: „Boże, chcę dobrze spełniać swoje obowiązki, ale zawsze czuję, że się nie nadaję. Nie wiem, co robić. Wskaż mi, jak mam poznać siebie i uwolnić się od tego stanu”.
Porozmawiałam szczerze z moją partnerką i wyznałam, co czuję. Dała mi do przeczytania fragment słów Boga z teksu „Aby pokonać własne złe skłonności, należy mieć konkretną ścieżkę praktyki”. „U wszystkich skażonych istot ludzkich widoczny jest pewien problem: otóż kiedy są szeregowymi braćmi i siostrami pozbawionymi statusu, nie zadzierają nosa w relacjach i rozmowach z innymi ludźmi ani też nie przybierają pewnego szczególnego tonu czy stylu wysławiania się. Są po prostu zwyczajni i normalni i nie muszą stroić się w cudze piórka. Nie odczuwają wówczas żadnej psychicznej presji i potrafią otwarcie i prosto z serca rozmawiać we wspólnocie. Są przystępni i nietrudno wejść z nimi w relację, przez co inni mają poczucie, że to bardzo dobrzy ludzie. Jednak kiedy tylko osiągną status, stają się napuszeni, jakby byli poza zasięgiem. Mają poczucie, że należy im się szacunek, że nie są ulepieni z tej samej gliny co zwykli ludzie. Patrzą na zwykłych ludzi z góry i przestają otwarcie rozmawiać z innymi. Dlaczego nie potrafią już zdobyć się na otwartą rozmowę? Uważają, że mają teraz wyższą pozycję i są przywódcami. Myślą przy tym, że przywódcy muszą mieć określony wizerunek, być nieco bardziej wyniośli od zwykłych ludzi, mieć lepszą postawę i umieć brać na siebie większą odpowiedzialność. Sądzą też, że w porównaniu ze zwykłymi ludźmi przywódcy muszą mieć więcej cierpliwości, potrafić więcej cierpieć i ponosić więcej kosztów dla Boga oraz umieć się oprzeć każdej pokusie. Są nawet zdania, że przywódcy nie mogą płakać, choćby umarło nie wiem ilu członków ich rodziny, a jeśli już nie mogą powstrzymać łez, to powinni płakać w poduszkę, tak by nikt nie dostrzegł w nich żadnych niedociągnięć, wad czy słabości. Uważają nawet, że przywódcy nie mogą pokazać po sobie zniechęcenia i że należy ukrywać wszelkie takie stany. Są przekonani, że tak właśnie powinien zachowywać się człowiek mający pewną pozycję” („Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Ten fragment wstrząsnął mną. Słowa Boga obnażyły mój stan! Czemu tak bardzo chciałam być bezbłędna na każdym zgromadzeniu? Czym się tak stresowałam? Było tak, ponieważ chciałam podnieść swoją rangę. Odkąd zostałam przywódczynią, czułam, że mam pozycję i status, więc byłam kimś innym niż wcześniej. Jako przywódczyni myślałam, że muszę strzec wizerunku przywódcy, być bardziej kompetentna i o szczebel wyższej niż inni. Moje omówienia musiały być bardziej wnikliwe, powinnam lepiej widzicieć istotę problemów, a także rozwiązywać problemy braci i sióstr z wejściem w życie. Czułam, że muszę się wyróżniać w czasie każdego zgromadzenia, bez względu na grupę, w której akurat byłam, że to jedyny sposób, by być godną swojej pozycji. Po przyjęciu tego zadania mówiłam i działałam zawsze dla dobra swego stanowiska. Tak naprawdę miałam wiele braków, ale chciałam to ukryć, udając wyniosłość, a nawet zachowując się perfidnie i próbując skraść oświecone omówienia mojej partnerki, by inni mnie podziwiali. Całymi dniami rozważałam, jak zachować swój status, a zupełnie nie myślałam o tym, jak dobrze spełniać swoje obowiązki. Ani trochę nie skupiałam się na prawdziwej, rzetelnej pracy. Czy dążyłam do prawdy i spełniałam swoje obowiązki? Moje dążenia i mnie samą kontrolował tylko status – stawałam się jego niewolnicą. Choć zostałam wybrana na przywódczynię, nie posiadłam od razu wspaniałej postawy ani rzeczywistości prawdy, ale wciąż byłam tą samą osobą. Zmieniły się tylko moje obowiązki. Bóg chciał, żebym podszkoliła się jako przywódczyni, szukała prawdy, by rozwiązywać problemy, i wykonywała praktyczną pracę. Nie chodziło o nadanie mi statusu. To ja sama wyniosłam się do statusu przywódczyni, wręcz błędnie myśląc, że moją rolę można porównać do bycia pracownikiem rządu i że oznacza to posiadanie statusu. Czyż to nie perspektywa niewierzącej? To absurd!
Gdy to pojęłam, pogrążyłam się w modlitwie: „Boże, dziękuję Ci za oświecenie i przewodnictwo, które pozwoliło mi zrozumieć, że byłam w złym stanie, bo goniłam za statusem. Szłam złą ścieżką. Boże, jestem gotowa się skruszyć i szukać prawdy, by zakończyć ten stan. Proszę, poprowadź mnie”. Przeczytałam wtedy fragment słów Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „Sami ludzie są dziełami stworzenia. Czy dzieła stworzenia mogą osiągnąć wszechmoc? Czy mogą zdobyć się na doskonałość i nieskazitelność? Czy mogą osiągnąć biegłość we wszystkim, wszystko pojąć i wszystkiego dokonać? Nie mogą. Jednakże w ludziach tkwi pewna słabość. Kiedy tylko zdobędą jakąś umiejętność lub wyuczą się jakiejś profesji, zaczynają czuć, że są niezwykle zdolni, że osiągnęli pozycję i wartość oraz że są profesjonalistami. Bez względu na to, jak sądzą że są »uzdolnieni«, pragną odpowiednio zaprezentować się innym, udawać ważne figury i sprawiać wrażenie doskonałych i nieskazitelnych, pozbawionych choćby jednej wady; w oczach innych ludzi pragną wydawać się wielcy, potężni, w pełni kompetentni i zdolni dokonać wszystkiego. (…) Nie chcą być zwykłymi, normalnymi ludźmi, czy przeciętnymi śmiertelnikami. Chcą być nadludźmi lub kimś o specjalnych zdolnościach lub mocach. To jest tak wielki problem! Jeśli zaś chodzi o słabości, niedociągnięcia, ignorancję, głupotę i brak zrozumienia w obrębie zwykłego człowieczeństwa, wszystko to skrzętnie osłaniają, nie pozwalając, by inni ludzie to zobaczyli, a potem dalej się maskują. (…) Sami nie wiedzą, kim tak naprawdę są, ani też nie mają pojęcia, jak urzeczywistniać zwykłe człowieczeństwo. Ani razu nie zachowywali się jak realnie myślące istoty ludzkie. Jeśli w swoim postępowaniu ludzie wybierają tego rodzaju ścieżkę – ciągle mając głowę w chmurach i ciągle tylko pragnąc latać, zamiast stąpać twardo po ziemi – to z pewnością napotkają w swym życiu problemy. Ścieżka, jaką wybierasz w życiu, nie jest właściwa. Szczerze mówiąc, jeśli tak właśnie postępujesz, to bez względu na to, jak mocno wierzysz w Boga, nie zdołasz zrozumieć prawdy ani nie zdołasz jej uzyskać, ponieważ twój punkt wyjścia jest nieodpowiedni” („Pięć warunków, które ludzie muszą spełnić, zanim wejdą na właściwą ścieżkę wiary w Boga” w księdze „Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Czytając to, czułam, jakbym stała twarzą w twarz z Bogiem i była przez Niego sądzona. Czułam niepokój i zdenerwowanie, szczególnie czytając: „Jeśli tak właśnie postępujesz, to bez względu na to, jak mocno wierzysz w Boga, nie zdołasz zrozumieć prawdy ani nie zdołasz jej uzyskać, ponieważ twój punkt wyjścia jest nieodpowiedni”. Zrozumiałam, jak ważne w spełnianiu obowiązków są motywy i obrana ścieżka, że bezpośrednio decydują one, czy ktoś zyska prawdę, czy nie. Jeśli w swoim obowiązku nie dążymy do prawdy, nie uwzględniamy woli Boga, ale podtrzymujemy własny status, nieważne, jak ciężko pracujemy, ile cierpimy i jak wysoką cenę płacimy – nigdy nie zyskamy uznania od Boga, ale zostaniemy przez Niego odrzuceni i potępieni. Bóg jest święty i zagląda w głąb naszych serc i umysłów. Gdy zostałam przywódczynią, myślałam tylko o swoim wizerunku i statusie w oczach innych. Usiłowałam chronić moją pozycję, zawsze udając, kryjąc swoje wady i niedoskonałości, żeby inni mnie podziwiali. Nie kierowałam się zadaniem wyznaczonym przez Boga – goniłam za statusem i objęłam ścieżkę oporu wobec Boga. Jak mogłabym w ten sposób zyskać dzieło Ducha Świętego? Ciemność, w której się pogrążałam była wymierzona przez sprawiedliwe usposobienie Boga. Gdybym się nie skruszyła, Bóg z pewnością by mną wzgardził. Myślałam o antychrystach, którzy zostali wygnani z domu Bożego. Mieli status i zawsze uważali się za lepszych on innych: stali się chciwi na korzyści wynikające ze statusu, wynosząc się ponad innych i popisując się, walcząc, by wydrzeć Bogu jego ludzi. Czynili zło i opierali się Bogu, a ostatecznie zostali wygnani, wyeliminowani. Gdy to wszystko zrozumiałam, wspomniałam, jak ja sama poddałam się statusowi, kiedy przyjęłam stanowisko przywódczyni. Postrzegałam obowiązki jako hierarchiczne, przypisałam sobie tytuł i wyniosłam siebie ponad innych. Uznałam, że osiągnęłam status i chciałam się popisać, rozwiązując problemy innych, żeby mnie podziwiali. Byłam bezwstydna! Na tę myśl moja twarz płonęła ze wstydu, czułam do siebie odrazę. Chronienie mojego statusu było zasadniczo rywalizowaniem z Bogiem. To ścieżka antychrysta. Wtedy zdałam sobie sprawę, jak niebezpieczny jest to stan, i jeśli nie okażę skruchy, zostanę w końcu ukarana jak antychryst.
W czasie późniejszych poszukiwań i rozmyślań przeczytałam ten fragment słów Boga. „Kiedy nie masz wysokiego statusu, możesz często analizować własne wnętrze i dojść do poznania samego siebie. Inni także mogą na tym skorzystać. Posiadając pewien status również możesz często analizować swe wnętrze i dojść do poznania samego siebie, co pozwoli innym zrozumieć rzeczywistość prawdy i pojąć wolę Bożą na podstawie twoich doświadczeń. Na tym również skorzystać mogą inni ludzie, nieprawdaż? Jeśli będziesz praktykował w ten właśnie sposób, to bez względu na to, czy masz pewną pozycję, czy też nie, inni i tak będą na tym korzystać. Czym zatem jest dla ciebie status? W gruncie rzeczy jest on pewnym luksusem i dodatkiem, jak szczegół garderoby czy kapelusz – nie ogranicza cię, dopóki nie przywiązujesz do niego zbyt wielkiej wagi. Jeśli jednak zaczniesz go wielbić i na każdym kroku szczególnie go podkreślać, jakby to była niezwykle ważna sprawa, to zacznie on mieć nad tobą władzę. Kiedy tak się stanie, nie będziesz już pragnął poznawać samego siebie, nie będziesz skłonny otwierać się i obnażać ani odkładać na bok swą przywódczą rolę, aby rozmawiać oraz współdziałać z innymi i wypełniać swój obowiązek. W czym tkwi tutaj problem? Czy nie jest tak, że sam nadałeś sobie wyższy status? Potem w dalszym ciągu zajmowałeś to stanowisko, a teraz nie chcesz z niego zrezygnować, a nawet rywalizujesz z innymi, aby chronić swoją pozycję – czy nie tak jest? Czy w ten sposób nie dręczysz tylko samego siebie? Jeśli w końcu zadręczysz się na śmierć, kogo będziesz mógł o to winić? Jeżeli, posiadając już określony status, będziesz potrafił powstrzymać się przed narzucaniem swej woli innym, a zamiast tego skoncentrujesz się na tym, by dobrze wypełniać swoje obowiązki, robić wszystko to, co robić powinieneś i wywiązywać się ze swoich powinności, jeśli będziesz postrzegał siebie jako zwyczajnego brata czy siostrę, czy nie będzie to oznaczało, że zrzuciłeś z siebie jarzmo wyższego statusu?” („Aby pokonać własne złe skłonności, należy mieć konkretną ścieżkę praktyki” w księdze „Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Słowa Boga zapewniły mi ścieżkę praktykowania i wejścia. Bez względu na to, czy posiadam status, czy nie, muszę należnie wypełniać swój obowiązek, omawiać to, co rozumiem, a kiedy czegoś nie rozumiem, powinnam otwarcie przyznać się do tego i razem z innymi szukać prawdy i rozwiązania. Wykonywałam inne obowiązki niż reszta, ale nikt nie był od nikogo wyżej lub niżej. A fakt, że zajmuję stanowisko przywódczyni nie oznacza, że jestem lepsza lub bardziej kompetentna od innych. Zachowywałam się jak kompletnie bezkrytyczny bufon. Ja również miałam wiele wad i potrzebowałam pomocy od braci i sióstr, a mimo to uważałam, że muszę być od nich lepsza. Co za arogancja i ignorancja! Moje haniebne wynoszenie się nad innych było po prostu śmieszne. Podziękowałam Bogu z serca za obnażenie mnie poprzez tę sytuację, która pozwoliła mi zobaczyć, że obieram złą ścieżkę. Modliłam się: „Boże, dziękuję Ci za obnażenie mnie, żebym mogła dostrzec, jak pochłonięta byłam statusem i że wstąpiłam na ścieżkę oporu wobec Ciebie. Nie chcę podążać złą ścieżką. Chcę się skruszyć, porzucić pojęcie statusu, zmienić nastawienie wobec obowiązków i spełniać je w zgodzie z zasadami prawdy”.
Pewnego razu poszłam na zgromadzenie grupy, w której troje braci i sióstr wypełniało swój obowiązek dłużej ode mnie, a dwóch było już przywódcami. W przeszłości omawiali ze mną prawdę i pomagali rozwiązywać problemy, więc w czasie zgromadzenia czułam się trochę skrępowana. Bałam się, że jeśli moje omówienia nie będą zbyt dobre i nie pomogę im z ich problemami, pomyślą, że brakuje mi rzeczywistości prawdy i nie nadaję się na przywódczynię. Nie odważyłam się spytać o ich stan, obawiając się, że wyznają coś, z czym nie będę sobie mogła poradzić. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że znowu próbuję zachować twarz i bronić statusu, pomodliłam się zatem, by to porzucić. Wtedy przypomniałam sobie te słowa Boga: „Jeżeli, posiadając już określony status, będziesz potrafił powstrzymać się przed narzucaniem swej woli innym, a zamiast tego skoncentrujesz się na tym, by dobrze wypełniać swoje obowiązki, robić wszystko to, co robić powinieneś i wywiązywać się ze swoich powinności, jeśli będziesz postrzegał siebie jako zwyczajnego brata czy siostrę, czy nie będzie to oznaczało, że zrzuciłeś z siebie jarzmo wyższego statusu?” („Aby pokonać własne złe skłonności, należy mieć konkretną ścieżkę praktyki” w księdze „Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Wiedziałam, że muszę dopasować moje praktykowanie do wymagań Boga i choć moje zrozumienie prawdy było płytkie, chciałam zaufać Bogu i spełniać swoje obowiązki najlepiej, jak umiałam. Kierując się słowami Boga, poczułam wielką ulgę i nie przejmowałam się już tym, co pomyślą o mnie inni. Postanowiłam omówić w ramach własnego zrozumienia. Słysząc, co mam do powiedzenia, bracia i siostry wcale mną nie pogardzali, ale wszyscy powiedzieli, że coś dzięki temu zyskali.
Na zgromadzeniu przeczytałam fragment słów Boga z „Zasady, jakimi należy się kierować w zachowaniu”. Oto on: „Bez względu na wykonywany przez daną osobę obowiązek, osiąganie wyników w celu zadowolenia Boga i zyskania Jego aprobaty, oraz wykonanie obowiązku zgodnie ze standardami, zależy od działań Boga. Jeśli spełniasz swoją powinność, wykonujesz swój obowiązek, ale Bóg nie działa i nie mówi ci, co masz robić, wtedy nie będziesz znać swojej ścieżki, kierunku ani celów. Co ostatecznie z tego wyniknie? Byłaby to bezowocna praca. Tak więc wypełnianie swojego obowiązku zgodnie ze standardami i możliwość trwania w domu Bożym, zapewnianie podbudowy moralnej braciom i siostrom oraz zyskanie Bożej aprobaty zależy wyłącznie od Boga! Ludzie mogą robić tylko te rzeczy, do których są osobiście zdolni, które powinni robić i które leżą w obrębie ich wrodzonych możliwości – nic więcej. Dlatego rezultaty, jakie ostatecznie osiągniesz dzięki swojemu obowiązkowi, zależą od Bożego przewodnictwa; są one zdeterminowane przez ścieżkę, cele, kierunek i zasady dostarczone przez Boga” („Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Po przeczytaniu słów Boga zrobiło mi się lżej na sercu. Dostrzegłam, że cała praca w domu Boga jest wykonywana i podtrzymywana przez Niego, a my jako ludzie spełniamy swoje obowiązki tak dobrze, jak umiemy. Ale bez dzieła Ducha Świętego, bez oświecenia i kierowania przez Boga, nie osiągniemy niczego, bez względu na to, jak ciężko pracujemy. Spełniając nasze obowiązki, musimy zrozumieć, czego wymaga Bóg, przyjąć do serc to brzemię, zawsze szukać i praktykować prawdę i pracować zgodnie z zasadami. To jedyny sposób, by zyskać dzieło Ducha Świętego i uznanie od Boga. Moje stanowisko przywódczyni miało na celu jedynie omawianie prawdy, by pomagać innym rozwiązywać problemy w ich obowiązkach i wejściu w życie. Choć czasami nie mogłam od razu rozwiązać jakiegoś problemu, zawsze zapamiętywałam go i prowadziłam poszukiwania, by zrobić to później. Mogłam wreszcie swobodnie pytać innych o ich stan i problemy, z jakimi się stykali spełniając obowiązki. Kiedy omawiali, jak się czują, uciszałam swoje serce przed Bogiem i uważnie szukałam i rozważałam ich słowa. W ten sposób mogłam odkryć ich braki i niedoskonałości i, korzystając ze słów Boga, znaleźć dla nich ścieżkę, by rozwiązali swoje problemy i wkroczyli. Wiedziałam, że to w całości dzieło Boga. Byłam podekscytowana i poczułam, jak wyzwalające jest porzucenie pogoni za statusem. To doświadczenie pokazało mi, że muszę poprawić swoje podejście do obowiązków, i skupić się na wykonywaniu zadania zleconego przez Boga, rozmyślanie i rozważanie, jak dobrze spełniać obowiązki i jak osiągnąć najlepsze efekty. Dlatego bardzo szybko zostałam uwolniona z więzów i ograniczeń statusu. Mogłam korzystać z przywództwa i błogosławieństw Bożych!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.